Monthly Archives: Wrzesień 2018

Gowin, Stańczyk z palcem w nosie

Zwykły wpis

Jarosława Gowina jakby nie było, nie chce głośno popierać bezprawia PiS, stosuje się do swej wymyślonej naprędce dialektyki: „głosuje jak PiS, ale z tego się nie cieszy”. Sformułowanie padło po głosowaniach nad ustawami sądowymi w lipcu ubiegłego roku. Wówczas obiegło media zdjęcie Gowina, na którym przyjął pozę Stańczyka: rząd PiS klaszcze i tańczy z radości kazaczoka, a on siedzi smutny i niemal z tej depresji palec wskazujący wkłada do nosa.

Od tamtego czasu sprawy sądownicze potoczyły się wartko, jesteśmy w innym miejscu – dużo mniej demokratycznym, a Gowin nadaje tej sytuacji nowe znaczenia dialektyczne. Tym razem mimowolnie odkrywają one strategię PiS w stosunku do polityki wewnętrznej i unijnej.

W dwóch wywiadach udzielonych niemieckiej gazecie „Sueddeutsche Zeitung” i polskiej „Rzeczpospolitej” (pełny wywiad w „Rz” ukaże się w wydaniu poniedziałkowym) padają te same sformułowania i bodaj niechcący Gowin puścił juchę. Mianowicie o ustosunkowaniu się rządu PiS do przyszłego werdyktu Trybunału Sprawiedliwości UE mówi: „Należymy do grona nielicznych krajów krajów, które respektują wszystkie orzeczenia TSUE.”

Zauważmy, że dotyczy to werdyktów, które zapadały, a które nie dotyczą rządu PiS. Twardo stwierdza także Gowin, iż „prawo unijne stoi ponad prawem krajowym (ustawami)”.  Chciałoby się bić mu brawo. Lecz powstrzymajmy się, bo wracamy do dialektyki Gowina (nie cieszy się): „Ale w Europie coraz szersze kręgi zatacza dyskusja, czy Trybunał Sprawiedliwości ma prawo ingerować w rozstrzygnięcia konstytucyjne państw członkowskich. Podobnie jak niemiecki Trybunał Konstytucyjny uważam, że nie.”

W tym Gowin grzebie pisowskiego psa („pies pogrzebany”, palec w nosie też). Darujmy sobie, co sądzi niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, bo to nieprawda, co twierdzi Gowin. Akurat tego nie mówi dla niemieckiej gazety, ale dla „Rzeczpospolitej”. Clou pada w tym oto określeniu: TSUE nie powinien ingerować w rozstrzygnięcia konstytucyjne. Może tylko na podstawie tychże rozstrzygnięć konstytucyjnych wydawać werdykty, być poza tym arbitrem w sprawach między członkami UE.

Kto zatem powinien rozstrzygać wg konstytucji? Tylko krajowe Trybunały Konstytucyjne. Gowin więc na razie poddaje się werdyktowi TSUE (in spe) o Sądzie Najwyższym, ale z tego się nie cieszy. Na tym opiera się strategia PiS. Gdyby ją zastosować, to musiałby być zmieniony traktat akcesyjny. A to oznacza, że Unia przestaje być organizmem wspólnych wartości demokratycznych, sprowadzona byłaby do strefy wspólnego handlu i wschodniego sobiepaństwa władz, do której mogłaby przystąpić nawet Rosja, bo spełnia standardy, z którymi zgadzają się Gowin i PiS.

Zrozumiałe więc jest, iż Kornel Morawiecki tak a nie inaczej mówi o Rosji, i to nie spotyka się z potępieniem syna Mateusza, ani nikogo z rządzących. Praworządność unijna w rozumieniu Gowina szybko doprowadziłaby do rozpadu UE – i zdaje się o to chodzi. Jemu i rządzącej partii nie o Polexit, ale rozpad Unii – w to gra PiS.

A gdzie nas prowadzi partia rządząca? Ano – do marzeń prezesa Kaczyńskiego. W Bydgoszczy Mateusz Morawiecki zacytował książkę prezesa z poprzednich kampanii: „zbudujemy taką Rzeczpospolitą naszych marzeń”W PiS można mieć tylko marzenia takie, jak prezes i te marzenia będą narzucane wszystkim Polakom.

Na czym miałyby polegać „nasze marzenia PiS”? Na rechrystianizacji – to już jakiś czas temu słyszeliśmy, ale także na reindustrializacji. Zaleciało Leninem, prawda? Chcą nas cofnąć ideowo do Średniowiecza, a marzenia do PRL-u.

Zerwać konkordat!

Zwykły wpis

W dokumencie regulującym relacje Polski z Kościołem Stolica Apostolska jest wymieniona, na pierwszym miejscu, a Rzeczpospolita Polska, na drugim

pisze prof. Jan Hartman.

Sytuacja polityczna na świecie i w Polsce jest przełomowa. Pośród wielu zjawisk, które zmieniają naszą rzeczywistość, mamy również postępującą laicyzację większości społeczeństw Zachodu oraz radykalne osłabienie znaczenia i wpływów politycznych Kościoła katolickiego. Proces ten trwa już od dekad, lecz przyśpieszył w ostatnich latach z powodu niebywałego wysypu skandali pedofilskich na świecie.

Burza nie ominie również Polski i polskiego Kościoła. To tylko kwestia czasu. Jeśli znajdziemy w sobie dość odwagi i determinacji, aby odpowiedzieć na patologie w Kościele i w relacjach państwo – Kościół oraz nareszcie uregulować te stosunki na zasadach praworządności i respektu dla równego traktowania wszystkich wyznań oraz neutralności religijno-światopoglądowej państwa, możemy się doczekać prawdziwie wolnej Polski – niepodległej nie tylko w stosunku do Niemiec czy Rosji, lecz również Kościoła rzymskokatolickiego.

Takiej wolności nigdy nie mieliśmy. Kto wie, może po tym wszystkim, co nam się dziś przydarza na niwie politycznej, nareszcie dojrzejemy do myślenia o wolności w kategoriach rozdzielenia „tronu i ołtarza”, czyli świeckości państwa oraz jego niezależności od opinii i interesów papieży, kurii rzymskiej i miejscowych biskupów. Społeczeństwa Zachodu przemyślały te zagadnienia już setki lat temu – dla nas wciąż są one tabu.

Kwestia relacji między Rzecząpospolitą Polską a Stolicą Apostolską jako kwestia godności i suwerenności państwa polskiego w dyskursie publicznym po prostu nie istnieje. Wierzę, że sytuacja do tego już dojrzała. Jeśli nie dziś, to kiedy?

Specjalne przywileje rzymskiego Kościoła

Wbrew pozorom warunki są sprzyjające. Opresja, w jakiej jesteśmy pod rządami PiS, może mieć pozytywne skutki dla świadomości politycznej Polaków. Oto po raz pierwszy od upadku PRL powszechnie i poważnie mówi się o konstytucji. Wielu obywateli zapewne zapamięta, że konstytucja to nie tylko retoryczna deklaracja niepodległości Polski i wykaz ogólnoludzkich wartości, lecz także nadrzędne prawo gwarantujące nienaruszalność swobód i praw jednostki oraz pryncypiów demokratycznego i praworządnego państwa. Głęboka symbioza władzy z Kościołem, który jak nigdy wcześniej od II wojny stał się podmiotem politycznej walki o władzę, oznacza zaś, że również relacje państwa i Kościoła stają się dla społeczeństwa rzeczywistym problemem politycznym i ustrojowym, a świeckość państwa zaczyna być rozumiana jako prawdziwa wartość demokratycznego życia publicznego. Zapewne już dziś większość Polaków nie nabiera się na kłamliwą kliszę zrównującą świeckość z „ateizacją”.

>>>

Jeśli Mateusz Morawiecki podaje jakąś liczbę, to można być niemal pewnym, że jest ona nieprawdziwa.

Holtei

Święta prawda.

„Poszukujemy byłych studentek, które zdawały egzaminy i uzyskiwały zaliczenia u prof. Jacka Majchrowskiego w pokoju nr 71 w motelu Krak w 2004 r.” – takiej treści ulotki pojawiły się w Krakowie w ramach kampanii samorządowej.

Kto stoi za tą nieczystą akcją wymierzoną w długoletniego prezydenta Krakowa i kandydata na prezydenta (popieranego przez Platformę Obywatelską, Nowoczesną, PSL i SLD)? Nie sposób orzec, bo strona internetowa wpisana na ulotce to fejk, za to numer telefonu, pod który należy donosić na prezydenta to telefon dla widzów… TVP Info.

Co na to wszystko Jacek Majchrowski? Na swoim profilu na Facebooku zdecydował się upublicznić poniżające go ulotki i wpisy, przyznając, że zdążył się już przyzwyczaić do tego, że każda, kolejna kampania oznacza zbieranie na niego haków.

A jednak ta samorządowa kampania wyborcza stoi hakami, oszczerstwami i chwytami poniżej pasa, jak dotąd żadna inna.

Ani dróg ani mostów

Weźmy choćby na tapetę klan Morawieckich. 

View original post 3 205 słów więcej

Wałęsa, bohater pełną gębą

Zwykły wpis

Wkład Lecha Wałęsy w historię Polski jest nie do przecenienia. Jego miejsce w podręcznikach historii jest obok największych. Gdy dzisiejsze emocje wyparują i znajdą swoje miejsce w obiektywnej narracji, Wałęsa będzie jednym tchem wymieniany wśród 5-10 najważniejszych postaci w dziejach Polski.

Gdyby nie było Wałęsy, czy upadłby komuninizm? Tak, ale wyglądałoby to inaczej, najprawdopodobniej dłużej by przetrwał i nie obyłoby się bez rozlewu krwi. Piszę Wałęsa, myślę „Solidarność” – ta klasyczna, bo dzisiejsza Piotra Dudy to antySolidarność, odpowiednik komuszego CRZZ.

Wiele zawdzięczają Wałęsie Rosja (ZSRR) i kraje byłego Układu Warszawskiego. Wałęsa przyspieszył erozję komuszego reżimu, był katalizatorem przemian. To dzięki niemu komuniści rosyjscy zdecydowali się na Gorbaczowa, który zainspirowany „Solidarnością” rozpoczął pierostrojkę.

Głównym burzycielem Muru Berlińskiego był Wałęsa. Gdyby Polacy potrafili wykorzystać siłę mitu Wałęsy, Niemcy nie odmówiliby, aby w Berlinie stanął pomnik naszego wielkiego ziomka.

Dlaczego tak się stało, że Wałęsa jest dzisiaj w kraju przez jedną ze stron postponowany? Stało się tak nie dlatego, że jesteśmy narodem wichrzycieli (bo jesteśmy), ale dlatego, że polskiego społeczeństwo nie ma w swoim kodzie paradygmatu demokracji i procedur wolności. Jesteśmy powierzchowni, a więc nasza odpowiedzialność za kraj jest śliska, dlatego tak łatwo niektórym politykom przedstawiać kłamstwa jako prawdy.

Gombrowicz tę przypadłość nazywał niedojrzałością, zielonością. Tak było w okresie międzywojennym, tak jest dzisiaj. Po czasach bohaterów „Solidarności” przyszedł czas tchórzy – Kaczyńskich, Morawieckich, Dudów.

Tchórz nie stanie na ubitej ziemi, ale się schowa za kordonem ochroniarzy i pomówień. Jeszcze Polska jest bezpiecznie ustytuowana geopolitycznie w dużym organizmie politycznym Unii Europejskiej, ale to może się w każdej chwili zmienić.

Wówczas przypomnimy sobie o mądrości Wałęsy, o mądrości zbiorowej „Solidarności”, czy będzie już jednak za późno? Nie chcę kasandryczyć, acz czarno widzę, gdy PiS dłużej utrzyma się u władzy.

Dzisiaj Lech Wałęsa obchodzi 75 lat, trzy ćwiartki wieku. Powinien być wyniesiony w naszej pamięci i grzać się w chwale zwycięzcy, niestety tchórze są innego zdania. Pierwszy przewodniczący „Solidarności” udzielił wywiadu Deutsche Welle, w którym ostro wyraził się o rządzących od 3 lat: „Mamy nieodpowiednich, niezbadanych medycznie ludzi, ludzi małych, zakompleksionych, którzy przypadkiem zdobyli władzę”.

Polska po przypadkach II wojny i reżimu komuszego przetrwała, acz okaleczona, więc po przypadku PiS też tak będzie, zatem ten „przypadek zdobycia władzy” trzeba im wytrącić z rąk. Wałęsa nam i młodszym dawał przykad, tak jak wcześniej Piłsudski, a jeszcze wcześniej Kościuszko. Lech Wałęsa nie jest przypadkiem bohaterem, jest nim pełną gębą.

Rydzykowiec wykluczany z PiS. Za dużo kradnie

Zwykły wpis

Andrzej Jaworski, poseł związany z szefem Radia Maryja Tadeuszem Rydzykiem, został zawieszony w prawach członka PiS. – To jego koniec w partii – mówi nam członek władz ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. To prezes osobiście wnioskował o zawieszenie Jaworskiego oraz wszczęcie wobec niego postępowania dyscyplinarnego.

Jaki był powód takiego kroku? – Za całokształt. A gwoździem do trumny było to, że Jaworski nie popierał naszego kandydata na prezydenta Gdańska Kacpra Płażyńskiego. Tworzył jakieś własne kółka wzajemnej adoracji i układy – mówi polityk PiS, który zna kulisy sprawy.

Ale nie tylko to było powodem wniosku prezesa. – Sprawa ma też związek z jego działalnością w spółkach Skarbu Państwa – ujawniają Faktowi inni politycy PiS. Jaworski jako człowiek o. Rydzyka w 2016 r. został członkiem zarządu PZU. By sprawować tę funkcję, musiał zrzec się mandatu poselskiego.

Mimo jasnych wytycznych prezesa Kaczyńskiego nie porzucił jednak lokalnej polityki i budował swoje wpływy – o czym w końcu doniesiono prezesowi. Dlatego Jaworski z PZU musiał odejść. W listopadzie 2017 r. trafił do zarządu Krajowej Spółki Cukrowej. W sierpniu tego roku roku i z tej funkcji złożył rezygnację. Według nieoficjalnych informacji, Jaworski teraz ma zostać wykluczony z partii.

PMM: Są tak naprawdę dwa programy. Jeden nazywa się antyPiS i drugi nazywa się Polska

– Są tak naprawdę dwa programy. Jeden nazywa się antyPiS i drugi nazywa się Polska. Ten wspaniały program, który mamy dla Poznania, Wielkopolski i dla Polski rozwijamy w wielu dziedzinach, obszarach – tak chachmęcił Morawiecki na konwencji PiS w Poznaniu.

>>>

Mateusz Morawiecki mówił na wiecu w Poznaniu, że miasto potrzebuje dobrego „bauera”. Czy ktos może wytłumaczyć panu premierowi, historykowi z wykształcenia, że do „bauera” wywożono Polaków na roboty przymusowe.

Hairwald

Wojciech Smarzowski był zaskoczony reakcją duchownych na film „Kler” – Wszystkie postacie są fikcyjne, ale księża, którzy obejrzeli go na wstępnym etapie montażu, pokazywali palcem i mówili konkretne nazwisko – mówił reżyser w rozmowie z Patrycją Wanat.

Smarzowski: Społeczeństwo patrzy na księdza jak na świętego. Chciałbym, żeby po tym filmie to się zmieniło

Wojciech Smarzowski był zaskoczony reakcją duchownych na film „Kler” – Wszystkie postacie są fikcyjne, ale księża, którzy obejrzeli go na wstępnym etapie montażu, pokazywali palcem i mówili konkretne nazwisko – mówił reżyser w rozmowie z Patrycją Wanat.

Film „Kler” jeszcze przed pierwszymi pokazami wywołał wiele kontrowersji. Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zdobył trzy nagrody: publiczności, za scenografię (Jagna Janicka) oraz specjalną za podjęcie ważnego społecznie tematu (Wojciech Smarzowski).

Skomentowała to Krystyna Pawłowicz, która na Twitterze stwierdziła, że „wyróżnienie przez publiczność w Gdyni filmu „Kler” pokazuje, że „publika aktorsko-filmowa także choruje na chorobę nienawiści do swej…

View original post 2 889 słów więcej

Modelowa pisowska głowa

Zwykły wpis

Co mają wspólnego głowy Marka Falenty, Dominika Tarczyńskiego i Jarosława Kaczyńskiego? Bardzo wiele. Acz uprzedzam, że nie chodzi o to, o czym myślicie, iż te głowy trzeba byłoby natychmiast wysłać wraz z właścicielami do spejcliastów od głów, choć każdy z wyżej wymienionych otarł się, a czasami wręcz wchodził w kontakt z profesjonalistami, którzy opukują głowy, by stwierdzić, które klepki w niej szwankują.

Te trzy głowy to jakby jedna modelowa głowa, którą gdybyśmy wzięli do ręki i nią obracali, doszlibyśmy do wniosku: co trzy głowy to nie jedna, one się uzupełniają, stanowią pełnię głowy pisowskiej.

Weźmy głowę Marka Falenty, głównego animatora afery podsłuchowej, w wyniku której PiS został wyniesiony do władzy. Za Falentą i jego kelnerami stała blisko związana z Kremlem mafia  rosyjska i współpracował z nim PiS. Falenta został przez sąd osądzony i ma prawomocny wyrok, ale miga się z odsiadką, bo… głowa. Otóż wyciekło – w odpowiednim wszak momencie, bo wyznaczono Falencie kolejne terminy przybycia pod wrota więzienia – iż Falenta bardziej nadaje się bardziej do leczenia niż resocjalizacji.  Koleś ma myśli samobójcze i leczy się psychiatrycznie.

Andrzejowi Dudzie nie pozostanie nic innego, jak chorego Falentę ułaskawić, bo prezydent jest wrażliwy. Był tak samo wrażliwy w stosunku do Marka Kamińskiego, aby ten mógł zostać ministrem.

Nieco inny przypadek to Tarczyński, ten ma z głową problem iście diabelski, swego czasu był pomocnikiem ezgorcysty, pomagał wypędzać z ciała diabły – i to mu pozostało do dzisiaj. Mianowicie walczy o wartości chrześcijańskie poprzez walkę z fake newsami i obnaża przeciwników partyjnych.

Oto Tarczyński zapędził się w wypędzaniu diabła z kandydata na prezydenta Kielc: „Bogdan Wenta, europoseł PO, rzucił polskim paszportem i przyjął niemieckie obywatelstwo, aby służyć Niemcom za marki i euro, okazuje się być także byłym członkiem ZOMO! Teraz kandyduje na prezydenta Kielc. Oto wysportowany Niemiec, który trenował pałowanie na głowach Polaków. Dno”.

Gdyby nie konto Tarczyńskiego na Twitterze, to moglibyśmy sądzić, że to bez żadnego trybu wypowiedział sam prezes Kaczyński. Jednak w trybie wyborczym Tarczyński przegrał w sądzie z Wentą, którego ma przeprosić oraz wpłacić 20 tys. zł na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.

No i trzecia głowa – Kaczyńskiego, choć ten aktualnie ma kłopot z inną częścią ciała – z kolanem. Prezes ostatnio w Olsztynie przypomniał o swoim starym pomyśle z przekopem Mierzei Wiślanej, zapewniając, że pierwsza łopata pod przekop zostanie wbita jeszcze w czasie tej kampanii wyborczej i ponoć nie jest ów skrót z Zatoki Gdańskiej do Zalewu Wiślanego szkodliwy ekologicznie, co jest ewidentnym fałszem. Poza tym przekop nie przyniesie ekonomicznych korzyści dla Elbląga oraz dla Warmii i Mazur. Ta wizja prezesa jest odświeżana w trakcie kolejnych kampanii wyborczych, ale nie doczekała się do tej pory pełnej dokumentacji technicznej, nie wspominając o takim drobiazgu jak rozpisanie przetargów na inwestycje.

Niby urodą, znaczeniem i inteligencją powyższe głowy się różnią, składają się jednak na modelową głowę pisowską, która szpicluje, pomawia i ma niezdrowe wizje.

Mateusz Morawiecki przyłapany na mówieniu prawdy. PiS domaga się sprostowania w trybie wyborczym

Zwykły wpis

>>>

– Mateusz Morawiecki wykonuje wolę Jarosława Kaczyńskiego, a on nie cofnie się o krok – mówi polityk PO Borys Budka.

(fragmenty)

Rzeczpospolita: W październiku nie będzie trzeciego wysłuchania Polski w ramach procedury z art. 7 traktatu unijnego. Czy to może oznaczać, że Komisja Europejska docenia próbę dialogu podjętą przez premiera Mateusza Morawieckiego z prof. Małgorzatą Gersdorf?

Borys Budka, wiceszef PO, b. minister sprawiedliwości:Jestem przekonany, że już nikt w Europie nie wierzy rządowi PiS. Wielokrotnie oszukiwano naszych unijnych partnerów, że w Polsce prowadzony jest dialog, gdy tak naprawdę przystępowano do kolejnych etapów demontażu niezależnego wymiaru sprawiedliwości. Komisja wybrała prostszą – z punktu widzenia politycznego – procedurę przekazania rozstrzygnięcia spraw przez unijny Trybunał Sprawiedliwości. Wybije tym samym z rąk eurosceptyków, że KE działa w sposób polityczny. Zaczeka na rozstrzygnięcie TSUE.

Premier spotkał się z I prezes SN i sondował jej gotowość do kompromisu. Rozważany wariant to pozostawienie prof. Gersdorf oraz danie najstarszym sędziom SN wyboru, czy chcą dalej sądzić, czy też przejść w stan spoczynku na atrakcyjnych finansowo warunkach. Taki kompromis Morawiecki zaproponował też nieoficjalnie Komisji Europejskiej. PiS jest gotowe do ustępstw ws. zmian w Sądzie Najwyższym?

Powiem brutalnie: nie wierzę w ani jedno słowo Morawieckiego. Nie ma chyba dnia, by nie posłużył się kłamstwem bądź manipulacją. Jego spotkanie z prezes Gersdorf to była klasyczna „ustawka”, próba mydlenia oczu opinii publicznej.

Wydaje się, że KE pozytywnie przyjęła chęć porozumienia.

Premier po raz kolejny próbował grać na czas, by metodą faktów dokonanych przeforsować upolitycznienie Sądu Najwyższego. Ale nie mam też złudzeń, to nie premier podejmuje strategiczne decyzje. On tylko wykonuje wolę Jarosława Kaczyńskiego. A ten nie cofnie się o krok.

(…)

PiS reformą sądów wyprowadza Polskę z UE?

Nie ma i nie było żadnej reformy sądownictwa. To, co się dzieje od blisko trzech lat, to budowa systemu jednolitej władzy państwowej, takiego PRL-bis, w którym nie ma niezależnego wymiaru sprawiedliwości, a wszelka władza skupiona jest w rękach polityków opcji rządzącej. Doprowadzono do stanu niepewności prawnej, rozchwiania systemu sądowniczego, obniżono diametralnie poziom zaufania do sądów. Brak jest kontroli konstytucyjnej, a postępowania sądowe uległy wydłużeniu.

Jakie są podstawy do twierdzenia, że PiS dąży do polexitu?

Zmiany dokonywane przez PiS w sądownictwie są sprzeczne z europejskimi standardami i jeśli nie zostaną powstrzymane, prędzej czy później Polska opuści Unię Europejską. I nie pomogą żadne pohukiwania polityków PiS. Polska oceniana jest nie przez pryzmat rządowej propagandy sączącej się z tzw. mediów publicznych, a realne działania podejmowane przez ten rząd.

Jak się skończy sprawa zmian w polskim sądownictwie przed TSUE?

Mam nadzieję, że jak najszybciej i z pozytywnym skutkiem dla Polski. Czyli przegraną rządu. Bo to również należy podkreślać.

Sąd Apelacyjny zdecydował, że Mateusz Morawiecki musi przeprosić za wypowiedź o tym, że za rządów PO nie budowano dróg i mostów.

Dla mnie ten wyrok to „oczywista oczywistość”. Nie może być przyzwolenia na tak ordynarne kłamstwa ze strony premiera i twarzy PiS-owskiej kampanii wyborczej. Liczę, że będzie stanowił zimny prysznic dla Morawieckiego, że jednak podlega on niezależnej kontroli i drugi raz PiS nie wygra wyborów na kłamliwej narracji i manipulacji. Ale ta sprawa jest dowodem na to, jak ważne są niezależne od władzy wykonawczej sądy.

(…)

Co dla PO oznaczałaby przegrana w stolicy?

Wymiar symboliczny ma oczywiście walka o Warszawę. Tu PiS-owski kandydat nie ma żadnych zahamowań. Obietnice bez pokrycia, manipulacja oraz próba kreowania się na polityka umiarkowanego, to tylko pokazuje, że stosuje on zasadę „wszystkie chwyty dozwolone”. Do tego absolutnie niedopuszczalne i w mojej ocenie sprzeczne z prawem zaangażowanie mediów publicznych w tę kampanię jest dowodem determinacji obozu władzy, który jak ognia boi się porażki. Oczywiście tak ustawiana narracja to celowy zabieg rządzących. PiS próbuje przykrywać bardzo niewygodne dla siebie tematy.

(…)

Powtórzę, czy to nie są tematy na wybory parlamentarne, a nie samorządowe?

Ale po raz pierwszy wybory samorządowe nie będą miały tylko charakteru lokalnego. Wierzę, że będą stanowiły przełom. Dzięki dobremu wynikowi Koalicji Obywatelskiej i innych ugrupowań prodemokratycznych i proeuropejskich pokażemy Polakom, że ten wyborczy maraton wygramy i już za rok rządy „złej zmiany” przejdą do historii.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że podczas procesu policjantów oskarżonych o znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem prokuratura nie jest zainteresowana ujawnieniem mechanizmów, które sprawiły, że możliwe było torturowanie na policji oraz doprowadzenie do śmierci zatrzymanego. A dla prowadzących sprawę wszystko zostało wyjaśnione w trakcie śledztwa.

Ponad 30 tomów liczą akta w procesie policjantów oskarżonych o przekroczenie uprawnień i fizyczne oraz psychiczne znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem, który zmarł kilka godzin po tym, jak z wrocławskiego Rynku przewieziono go na Komisariat Policji Wrocław Stare Miasto przy ul. Trzemeskiej we Wrocławiu.

Podczas śledztwa ustalono, że policjanci leżącego na ziemi w toalecie i skutego kajdankami 25-latka razili paralizatorem, wyzywali i szarpali. Mimo że materiał dowodowy jest obszerny, wciąż nasuwa się wiele pytań. Czy policjanci słusznie odpowiadają tylko za przekroczenie uprawnień i znęcanie się? Co stało się z monitoringiem z komisariatu przy Trzemeskiej? Jak z użycia paralizatora szkoleni są funkcjonariusze? Dlaczego zastępca komendanta, który był na komisariacie, nie zareagował na to, co działo się piętro niżej? Nie słyszał krzyków męczonego Igora? Niestety, tych pytań nie zadają przedstawicielki prowadzącej sprawę poznańskiej prokuratury.

PILNE: Mateusz Morawiecki przyłapany na mówieniu prawdy. PiS domaga się sprostowania w trybie wyborczym #ASZdziennik

Hairwald

„Dowiedziałam się ze sprostowania przeczytanego przez sympatyczną panią przed „Faktami”, że mamy premiera kobietę. Czy Mateusz Morawiecki zmienił płeć, czy ktoś znowu próbuje nas zrobić w konia?” – zapytała na Twitterze Renata Grochal z Newsweeka. To jedna z wielu opinii o formie, w której ukazały się przeprosiny premiera za jego kłamstwa na wiecu wyborczym w Świebodzinie. Odczytała je bardzo szybko sepleniąca kobieta.

Polityków PO takie sprostowanie nie satysfakcjonuje. – „Powiem wprost, to urągało powadze urzędu Premiera RP, jaki Mateusz Morawiecki sprawuje.  Ktoś, kto pełni taką funkcję powinien mieć szacunek tak dla urzędu, jak dla samego siebie. I z tego szacunku dla siebie powinien zadbać o właściwą formę tego sprostowania, przecież on się pod tym podpisał” – stwierdził w onet.pl rzecznik PO Jan Grabiec. Zapytany, czy w związku z tym PO rozważa kolejny pozew, odpowiedział: – „Poddamy analizie prawnej możliwość żądania powtórzenia tego sprostowania. Zbadamy też kwestie finansowania, czyli, kto za…

View original post 1 206 słów więcej

Pięta Achillesa Morawieckiego, nie jest samcem Alfa

Zwykły wpis

Dla wszystkich zrozumiałe jest, że nikt nie chce zaliczać się do grupy, w której samcem Alfa jest kłamca. Bo taki Alfa nie jest liderem, tylko udaje go, jest więc co najwyżej Beta. Co w takim razie robić?

Czy liderem jest Alfa, bardzo łatwo sprawdzić. Za samca Alfa w polskiej piłce nożnej uchodzi Robert Lewandowski, który na mundialu w Rosji wydawałoby się zawiódł, gdyż polska reprezentacja szybko odpadła. Ale Lewandowski potem sprawdził się w innej grupie, mistrzu Niemiec Bayernie Monachium. Udowodnił, że jest takim Alfa, który strzela trzy gole w jednym spotkaniu – hat tricka, Lewandowski jest więc nawet super Alfa.

Wartość Lewandowskiego w reprezentacji Polski była przekłamana, niedowartościowana. Potrzebuje zatem zespołu, który zasługuje, aby nim dowodzić, jest z wyższej półki. Przenieśmy te porównania do polityki.

Mateusz Morawiecki – z powodu chorego kolana prezesa – chce być samcem Alfa PiS, tak się biedak stara, że kłamie na potegę. Chce być lepszy od innych.

Ale jak to z biedakami bywa, Morawiecki może być lepszy od gorszych. I tak postąpił Morawiecki. Ogłosił, że Platforma Obywatelska jest gorsza od niego, mianowicie wg niego nie budowała dróg i mostów.

I Morawiecki zaczął przecinać wstęgi na drogach i mostach, które… zbudowane zostały za rządów PO. Ale za zarzucane nieróbstwo  partia Grzegorza Schetyny, wcześniej Donalda Tuska, podała Morawieckiego do sądu i ten w nim przegrał.

Sąd powiedział, że Morawiecki nie jest samcem Alfa. Co zatem robi stado PiS, któremu nie przewodzi samiec Alfa? Powinno zmienić samca, albo po prostu politycy winni pojedynczo opuścić stado, w którym lideruje samiec Beta, Teta, czy inny Zeta.

Lecz tak się nie dzieje, bo członkowie stada samca Morawieckiego twierdzą, że pisowski samiec Alfa „nie musi przepraszać opozycji, bo główne zarzuty PO zostały odrzucone” w sądzie. Co jest guzik prawdą.

Czyli zespół Morawieckiego jest jego wart, jak reprezencja Polski na mudialu, warta była odpadnięcia. Lewandowskiemu nie dorastali do pięt, w wypadku PiS Morawiecki pokazał swoją piętę Achillesa, piętę kłamcy.

Sąd nakazał Morawieckiemu opublikować w TVN i TVP następujacą treść o swojej… hm… nikczemności: „Nieprawdziwe są informacje podane przeze mnie w dniu 15 września 2018 roku podczas wiecu wyborczego komitetu wyborczego Prawo i Sprawiedliwość w Świebodzinie, że w ciągu jednego do półtora roku wydawana jest przez nas większa suma na drogi lokalne, niż za czasów koalicji PO i PSL w ciągu ośmiu lat. Mateusz Morawiecki, premier rządu Rzeczpospolitej Polskiej”.

Młotkowy Morawiecki i Duda, któremu Donald Tusk nie każe czekać w korytarzu

Zwykły wpis

Znowu wizyta za oceanem i znów obrazek, który może zaszkodzić prezydentowi Andrzejowi Dudzie (46 l.). Tym razem krótki filmik. Na nim prezydent śmieje się i rozmawia z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem (61 l.). Ot, normalność w każdym kraju. Nie u nas. Rozdzwoniły się telefony od polityków PiS. – Kolejny dowód, że nie może być naszym kandydatem! – mówią.

Scenka miała miejsce w kuluarach posiedzenia ONZ w Nowym Jorku. Duda i Tusk czekali na swoją kolej przemówień. Kamery wychwyciły dość długą rozmowę obu polityków. Obaj panowie rozmawiają i się śmieją.

– No proszę bardzo. Widać! Mógł Duda tylko się przywitać i odejść, usiąść gdzie indziej. A to jest po prostu demonstracja z jego strony – mówi nam pierwszy polityk PiS. Przyznaje się, oczywiście nieoficjalnie, że jest w grupie namawiającej prezesa Jarosława Kaczyńskiego (69 l.), by uniemożliwić Dudzie reelekcję.

Oficjalnie oczywiście nikt w PiS nie wyjdzie poza „przekazy dnia”. Te są takie, że rozmowa z Tuskiem to nic takiego, obaj panowie pośmiali się i posiedzieli sobie, a kto będzie kandydatem na prezydenta, rozstrzygnie się jesienią 2019 r. i wszyscy w PiS czekają na decyzję… Dudy.

– Oj, to się prezesowi nie spodoba, on nie cierpi Tuska – mówi kolejny polityk PiS, który z kolei uważa, że Duda powinien ubiegać się o reelekcję, a jego prezydenturę uważa za gwarant jedności i spokoju w układzie władzy PiS. Ma nadzieję, że ta sytuacja z Tuskiem rozejdzie się po kościach. Otoczenie Tuska nie chce podgrzewać atmosfery wewnątrz obozu rządzącego. – Nic nie powiem, nic nie mówimy – powiedział Faktowi Paweł Graś (54 l.), najważniejszy doradca szefa RE.

Gdy Prawo i Sprawiedliwość znajdowało się w opozycji, wielokrotnie podkreślało, że gdy przejmą władzę w kraju to, w przeciwieństwie do rządzących z Platformy Obywatelskiej, nie będą się bać podejmowania trudnych decyzji. Teraz, gdy dzierżą niepodzielną władzę w kraju, przed takimi decyzjami uciekają, w sferze uzdrawiania sektora finansów publicznych zachowują się całkowicie beztrosko, przejadając rezerwy, pomniejszając oszczędności i rozdając publiczne pieniądze, a postawieni pod ścianą rozważają odwrócenie trudnych zmian, które poprzedni rząd wcielił w życie.

Taka właśnie sytuacja ma miejsce w przypadku przywilejów policjantów, które poprzedni rząd z powodzeniem ukrócił, zabierając funkcjonariuszom mocno nadużywane preferencje przy rozliczeniu zasiłków chorobowych czy przeprowadzając trudną, ale konieczną reformę wieku emerytalnego dla policjantów i innych służb mundurowych. Dziś, gdy rząd PiS boryka się z bezprecedensowym protestem policji, skutkującym już kilkudziesięciomilionowymi stratami (tylko w lipcu i sierpniu straty z tytułu niewystawionych mandatów szacuje się na 36 mln złotych) i perspektywą ogólnopolskiego protestu, resort spraw wewnętrznych i administracji zaczyna uginać się pod żądaniami związkowców, oferując nie tylko podwyżki (to akurat jest wskazane), ale i daleko idące przywileje tej grupy zawodowej.

Z ostatnich informacji wynika, że minister Joachim Brudziński złożył policjantom następującą propozycję:

  • nadgodziny płatne w 100 proc.
  • podwyżki w 2019 r. o 610 zł – płatne w dwóch transzach – od 1 stycznia i od 1 lipca
  • 100 proc. wynagrodzenia na zwolnieniu lekarskim dla funkcjonariuszy „pierwszej linii” (czyli biorących udział w akcjach policyjnych, zatrzymywaniu przestępców, rozpracowywaniu gangów itp.)
  • zdjęcie obowiązku ukończenia 55 lat przy przechodzeniu na emeryturę

Ta jednak została przez związkowców odrzucona – najwyraźniej zauważyli, że władza jest pod ścianą i skoro zaoferowała tak hojną propozycję, można przycisnąć ją jeszcze bardziej i ugrać jak najwięcej to tylko możliwe. Pozostają nieugięci i żądają podwyżek w łącznej wysokości 650 zł (na funkcjonariusza) od stycznia 2019 roku oraz 500 zł od stycznia 2020 roku. Ponadto – pisemnych gwarancji, iż takie kwoty zostaną im wypłacone. Oczekują też wprowadzenia 100-proc. odpłatności za nadgodziny, wprowadzenia pełnopłatnych zwolnień lekarskich za 30 dniu w roku oraz powrotu do dawnego systemu emerytalnego. Te m.in. żądania podtrzymali w podjętej w poniedziałek uchwale NSZZ Policjantów którą we wtorek przesłali do MSWiA. Jeśli do 2 października rząd się nie ugnie, protest zostanie przeprowadzony.

Joachim Brudziński ma więc nie lada problem. Pokazując swoją słabość i gotowość do dużych ustępstw sprowokował protestujących policjantów do dalszych protestów.Jeśli przystanie na wszystkie ich propozycje, to nie tylko mocno uderzy w budżet na przyszły rok, ale i zachęci inne grupy zawodowe (nie tylko mundurowe) do zaostrzenia protestów, których przecież w budżetówce nie brakuje.

Jak nie idzie, to nie idzie. Obóz władzy notuje ostatnio same porażki w procesie przejmowania władzy nad Sądem Najwyższym i złośliwi przewidują, że bez kolejnej, siódmej już nowelizacji kontrowersyjnej ustawy się nie obędzie. Nie od dziś wiadomo, że dla obecnego obozu władzy właśnie wykorzystywanie nieograniczonej możliwości kształtowania przepisów prawnych jest główną receptą na własną niemoc. Przekonanie, że przepis prawa, nawet jawnie sprzeczny z ustawą zasadniczą ma bezwzględną moc sprawczą jest w tym obozie bardzo silne, dlatego tak duże zniecierpliwienie i wrogość wywołuje powoływanie się przez przedstawicieli świata prawniczego na Konstytucję i jej bezpośrednie stosowanie. Właśnie okazuje się, że po raz kolejny będą jednak musieli uznać wyższość doświadczonych prawników z wieloma tytułami naukowymi nad niedouczonymi i często sfrustrowanymi swoimi zawodowymi niepowodzeniami magistrów.

Sędziowie Sądu Najwyższego, pozostając wierni zapisom ustawy zasadniczej zastosowali się dziś do nowych zapisów ustawy o Sądzie Najwyższym, jednak z pewnością nie w sposób, jakiego oczekiwał obóz rządzący. Ustawa przewidywała bowiem obowiązek zwołania zgromadzenia sędziów izby w celu wybrania jej nowego prezesa, jeśli wskutek wejścia w życie wprowadzonych przez PiS zmian dojdzie do usunięcia dotychczasowego prezesa z piastowanej funkcji. Jako że prezydent niecałe dwa tygodnie temu stwierdził przejście w stan spoczynku sędziego Iwulskiego (prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN) oraz sędziego Zabłockiego (prezesa Izby Karnej SN), osoby zastępujące ich na czas nieobecności owszem zgodnie z ustawą zwołały zgromadzenia sędziów, jednak podczas tych posiedzeń uznały, że zwoływanie zgromadzenia w celu przedstawienia trzech kandydatów na stanowisko prezesa Izby jest bezprzedmiotowe. Z komunikatu zamieszczonego na stronie Sądu Najwyższego wynika bowiem, że zdaniem sędziów biorących w nich udział przedmiotowe stanowiska pozostają obsadzone.

– Mamy prezesów dwóch Izb, w związku z tym sędziowie zebrani na zgromadzeniach uznali, że nie ma zgłaszania kandydatur na te funkcje, które nie są funkcjami wakującymi, są funkcjami obsadzonymi – powiedział sędzia Krzysztof Rączka, który poinformował media o podjętej decyzji.

Mateusz Morawiecki ogłosił, że przemysł stoczniowy w Szczecinie się odradza, ale była to tylko mistyfikacja. Miał być prom – nie ma promu. Miały być okręty – nic z tego nie wyszło. A z ulg podatkowych nikt nie skorzystał. Trzy lata temu PiS obiecał Szczecinowi złote góry. I na obietnicach się skończyło.

>>>

„Główne zarzuty PO zostały odrzucone” – twierdzi rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. I właśnie dlatego premier opublikuje sprostowanie. Przecież to nie trzyma logiki.

Taka jest pisowska kupa.

Hairwald

To niewiarygodne, ale PiS znowu swoją ewidentną porażkę usiłuje przekuć w sukces. Tym razem chodzi o wyrok Sądu Apelacyjnego, który nakazał Mateuszowi Morawieckiemu przeprosić za wygłoszone przez kłamstwo na wiecu wyborczym w Świebodzinie. Mówił wtedy, że za rządów PO-PSL nie budowano dróg i mostów.

Otóż szef sztabu wyborczego PiS europoseł Tomasz Poręba napisał na Twitterze, że… Sąd Apelacyjny przyznał rację premierowi Morawieckiemu! – „1. Sąd nie nakazał przeprosin. 2. Wniosek został oddalony w części dotyczącej wnioskowanego oświadczenia, jak i zakazu rozpowszechniania informacji o braku budowy przez rząd koalicji PO-PSL dróg oraz mostów. 3. Sąd Apelacyjny przyznał rację PMM w zakresie wypowiedzi „nie było dróg i mostów”. 4. PMM ma wydać jedynie oświadczenie które zostanie opublikowane” – napisał Poręba.

W internecie zawrzało. – Panie Poręba, zmiłuj się, nie zaklinaj już tej rzeczywistości. Morawiecki powiedział nieprawdę, czyli skłamał”; – „Brzydko, panie Poręba, tak manipulować. A i z czytaniem ze zrozumieniem kłopoty”…

View original post 3 351 słów więcej

Ojkofobia czy kaczofobia?

Zwykły wpis

Ojkofobia rozlała sie szerokiem nurtem po Polsce i Polakach. Zdaje się, że dotyczy w głównej mierze tego, który ten termin upowszechnia – Jarosława Kaczyńskiego. Otóż prezes Kaczyński zaskarżył Lecha Wałęsę o to, że ten powiedział, iż prezes jest mimowolnym sprawcą katastrofy smoleńskiej, bo telefonicznie ponagłał brata Lecha do lądowania w Smoleńsku, a oprócz tego Wałęsa sugerował o niedyspozycji psychicznej prezesa.

Wydawałoby się, że Kaczyński powinien w te pędy lecieć do sądu, gdy już wyznaczono termin wokandy, lecz nadsyłał usprawiedliwienia, iż jest chory na kolano (acz nie na głowę). Wałęsa upierał się, że Kaczyński kłamie, bo w tym czasie bywał w górach (zdjęcia publikował Joachim Brudziński), a także obwożono go w ruchomym cyrku kampanii wyborczej PiS, aby wygłaszał krótkie przemówienia jako dyrektor pisowskiej menażerii i na dowód, że daleko mu do mauzoleum. Jednak prezes padł, znowu powędrował do szpitala leczyć kolano. Niestety, przyszła kolejna wokanda, Kaczyński bohatersko wziął sobie to na klatę i zlecił metodę telekonferencji, stosowaną na świecie w szczególnych wypadkach, gdy przesłuchiwano bossów mafii.

Do zdalnego przesłuchania nie doszło, bo sprzęt też dostał ojkofobii, po prostu zwyczajnie padł, odmówił posłuszeństwa. Ojkofobia zdaje się, że dotknęła też Andrzeja Dudę, który został złapany na dalekim forum ONZ w Nowym Jorku, gdzie gęba mu się śmiała, bo udało mu się przysiąść do Donalda Tuska. Nie dziwię się Dudzie, który spotyka się zewsząd z ostracyzmem, a gdy zobaczył rodaka, to nie mógł powstrzymać się od pozytywnych emocji i dał temu upust z dala od kraju dotkniętego nie tylko ojkofobią.

Radość Dudy może mieć kilka den. Jedno z pytań może brzmieć: Ciekawe z kogo się naśmiewali Tusk i Duda, a jeszcze ciekawsze, czy ten ktoś będzie zadowolony… tym bardziej, że cierpi na kolano. Powyższe pytanie sformułował Roman Giertych.

Marek Migalski zaś postrzega inaczej: Tusk spalił Dudę, bo jeśli ktoś na tych uśmiechach stracił, to przecież Duda, nie Tusk. a zatem prezydent dał się podejść jak dziecko. Ale może być jeszcze inaczej. Duda nie daje już rady w kraju, być prezydentem to nie na jego brzemię, może przeczytał „Fakt”, w którym piszą, że w wyborach prezydenckich Kaczyński nie wystawi jego, a Mateusza Morawieckiego.

I z kogo się śmiali? Rzecz jasna z prezesa, a Tusk ponadto ze swego byłego doradcy Morawieckiego. Każdy śmiaby się w Nowym Jorku, gdyby uświadomił sobie, jak w kraju męczą się w rynsztoku kłamstw Morawiecki z Kaczyńskim.

Zaś zupełnej ojkofobii dostał Naczelny Sąd Administracyjny, który nakazał wstrzymanie wykonania uchwały Krajowej Rady Sądownictwa z wnioskami o powołanie sędziów Sądu Najwyższego do Izby Karnej SN.

Gdyby ojkofobia miała siłę kołka osikowego, to już mielibyśmy do czynienia z końcem chorych emocji godnych horroru, które wzbudził prezes Kaczyński. Wywołał do tablicy najwyższe gremia władzy sądowniczej, a te postanowiły, iż Zgromadzenia Ogólne sędziów dwóch izb Sądu Najwyższego zgodnie z nową ustawą o Sądzie Najwyższym zebrały się w celu wyboru następców swoich odesłanych w stan spoczynku prezesów Stanisława Zabłockiego i Józefa Iwulskiego. Efekt: sędziowie stwierdzili, że obaj nadal są prezesami izb.

Czyli ta pseudo reforma sądownictwa dokonana przez PiS jest guzik warta, oto legła w gruzach. Władza sądownicza działa zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej. W kraju prezes Kaczyński niczym tsunami wzbudził fale ojkofobii, która związana jest jednak z jego osobą i winna się nazywać właściwie – kaczofobią. Oj, kaczyzm nie podoba się nam i władzom unijnym, bo to po prostu swojska odmiana autokracji, która jest obca zachodnim wartościom.

PiS przegrywa walką o sądownictwa. Skończy się oblężeniem kancelarii prezesa przy Nowogrodzkiej

Zwykły wpis

Naczelny Sąd Administracyjny postanowił o wstrzymaniu wykonania uchwały Krajowej Rady Sądownictwa z wnioskami o powołanie sędziów Sądu Najwyższego do Izby Karnej SN. Chodzi o uchwałę KRS z 24 sierpnia dotyczącą sędziego Wojciecha Sycha, który miał zostać powołany na jedno z miejsc w tej izbie.

Decyzja Naczelnego Sądu Administracyjnego ma związek z odwołaniami osób, które bezskutecznie kandydowały do Izby Karnej SN. Ich zdaniem procedura jest nieważna, bo pod obwieszczeniem prezydenta o wolnych miejscach w Sądzie Najwyższym brakuje podpisu premiera.

W tej sytuacji prezydent Duda nie będzie mógł powołać sędziego Sycha do Sądu Najwyższego przed rozpatrzeniem zapowiadanych dopiero odwołań przez KRS, choć wcale nie jest pewne, że prezydent się do tego zastosuje, bo podobne postanowienie samego Sądu Najwyższego Andrzej Duda wcześniej zignorował.

Wczoraj NSA rozpatrywał kilka podobnych wniosków, uznał jednak tylko dwa, dotyczące powołania sędziego na wakat w Izbie Karnej, bo stanowisko to istniało przed wejściem w życie reformy.

Sąd odrzucił natomiast wnioski o zatrzymanie procedury powoływania sędziów Izby Karnej i Izby Kontroli Nadzwyczajnej – prawdopodobnie dlatego, że przed wejściem reformy w życie nie istniały.

PiS zaczyna przegrywać „bitwę” o sądownictwo. Szturm na Kancelarię Rzeszy przy Nowogrodzkiej zakończony zostanie ostatecznie odejściem fuererka Kaczyńskiego.

Hairwald

Warszawski ksiądz Jacek Dunin-Borkowski w swoim wpisie na Twitterze ocenił, że „plaga pedalstwa w kościele nie jest związana a celibatem”.

Ksiądz w ten sposób, odniósł się do wpisu dziennikarza TVP Cezarego Gmyza, który na swoim Twitterze polecił tekst Tomasza Terlikowskiego o homoseksualizmie w kościele. W artykule postawiono tezę, że na obecny kryzys w kościele związany z nadużyciami seksualnymi duży wpływ ma homoseksualizm wśród księży. Gmyz dodał od siebie, że wpływ na problem ma również celibat.

Ksiądz Dunin-Borkowski skomentował słowa Gmyza. „Plaga pedalstwa w Kościele nie jest związana z celibatem. Tylko pedał jest trochę mniej widoczny, szczególnie jak się księża pieprzą ze sobą. No i nie mają dzieci”.

Wpis księdza wywołał dyskusję. Włączył się do niej Kazimierz Bem, zadeklarowany gej oraz pastor ewangelicko-reformowany, mieszkający w USA.

Komentarz diecezji warszawsko-praską. – W związku z głęboko niestosownymi publikacjami ksiądz Jacek Dunin-Borkowski zostanie wezwany na rozmowę do Kurii Warszawsko-Praskiej – mówi Jakub Troszyński, rzecznik diecezji.

View original post 2 651 słów więcej