AI: polskie władze podejmują próby zdławienia pokojowych protestów

AI: polskie władze podejmują próby zdławienia pokojowych protestów

W opublikowanym przez Amnesty International raporcie „Polska: Demonstracje w obronie praw człowieka” apeluje do obecnie rządzących o zaprzestanie stosowania sankcji karnych wobec osób uczestniczących w pokojowych zgromadzeniach. Raport powstał po masowych lipcowych protestach w obronie sądów.

Autorzy raportu piszą, że władze, a w szczególności prokuratura i policja, „powinny powstrzymywać się od stawiania zarzutów karnych za uczestnictwo w zgromadzeniach pokojowych”. Sprawy karne wszczęte wyłącznie z powodu czyjegoś uczestnictwa w pokojowym zgromadzeniu powinny zostać umorzone.

– „Policja powinna zaprzestać inwigilacji, wizyt domowych i innych czynności, które można interpretować jako próbę zastraszania i nękania uczestników protestów”. Zdaniem dyrektorki Amnesty International w Polsce Draginji Nadażdin to „w oczywisty sposób ma zniechęcić ich uczestników do udziału w przyszłych demonstracjach”.

AI formułuje rekomendacje, w myśl których należy usunąć z prawa o zgromadzeniach zapis o „zgromadzeniach cyklicznych”. Pokojowe demonstracje i kontrmanifestacje powinny mieć „równy dostęp do przestrzeni publicznej i jednakową ochronę, a osoby w nich uczestniczące mogły w pełni korzystać z przysługującego im prawa do wolności zgromadzeń”.

koduj24.pl

Strategie rolowania przez PiS, lekarzy rezydentów też

Strategie rolowania przez PiS, lekarzy rezydentów też

PiS ma pomysł, jak wyrolować protestujących lekarzy rezydentów, co nie jest żadną nowością, bo ta partia stosuje strategie rolowania od początku swoich rządów. Taką strategią jest przepychanie przez Sejm tzw. projektów poselskich, a nie rządowych – te ostatnie wymagają konsultacji społecznych i środowiskowych. Jeżeli na czymś szczególnie PiS zależy, stosuje przyspieszone logistycznie procedowania, np. nocne głosowania w komisjach poselskich i w trakcie sesji sejmowych. Są nawet nadzwyczajne procedowania, gdy zawęża się liczbę posłów do swoich, byle było kworum i oddzielają się od świata w Sali Kolumnowej. Już to przecież też przerabialiśmy.

Inne rolowanie rozpisywane jest na głosy instytucjonalne. Zastosowane zostało przy ustawach sądowych, gdy odbywały się protesty w całym kraju („Łańcuchy światła”) i rzeczywiście zostały wygaszone przez dwa weta prezydenta, choć protestujący domagali się trzech. Wyciszenie niezgody i gniewu społecznego wymaga czasu. I tak się dzieje. Andrzej Duda przedstawił swoje projekty, które nie są spełnieniem żądań społeczeństwa obywatelskiego, a do tego toczy rozmowy z osobą najważniejsza dla partii rządzącej. Rozmowy się toczą, a gniew społeczny już został rozładowany, para bowiem poszła w gwizdek. Więc tak czy siak – sądownictwo straci niezależność, stanie się partyjne, a nam zostanie oskoma: och, kiedyś to była demokracja.

W tej chwili mamy do czynienia z rolowaniem lekarzy rezydentów, a tak naprawdę z rolowaniem nas ze zdrowia, bo to dotyczy już całej służby zdrowia. Rolowanie ze zdrowia Polaków, czyli wpychanie w chorobę, a w istocie skłanianie do grobu – wcale nie przesadzam: śmiertelność rok do roku wzrosła bagatela o 7 proc. – rozpoczęło się już dawno. Lekarze rezydenci są kroplą, która przelała czarę goryczy, przekroczono masę krytyczną, która zachwiała stabilnością systemu ochrony zdrowia.

Rozwalanie służby zdrowia trwa od początków rządów PiS. To nie tylko ta osławiona sieć szpitali, która ma być finansowo podłączona do budżetu państwa, ale reorganizacja w ośrodkach zdrowia i szpitalnictwie, zaś przede wszystkim wymiana kadr kierowniczo-menadżerskich. To ostatnie jest najboleśniejsze, trudne publicystycznie do wyartykułowania i podania opinii publicznej. W służbie zdrowia na kierowniczych stanowiskach mamy nawał pisowskich Misiewiczów.

To rozwala system ochrony zdrowia narodu. Dziwne, że dziennikarze tego nie opisują, czyżby tak mało było specjalistów w tym temacie, a może są jeszcze młodzi i nie zaznali udręki związanej z leczeniem.

W służbie zdrowia jest tak samo, jak z Beatą Szydło, która ogłasza zwycięstwo 1:27. Na razie 7 proc. Polaków więcej umiera, a będzie nas jeszcze więcej w grobach, gdzie tak trudno przyjdzie się policzyć w protestach. PiS jest partią wyjątkowo pokraczną, czego się nie dotkną, kończą katastrofą. Trafili jednak na koniunkturę światową i państwo w dobrym stanie po poprzednikach, ale to się kończy. To my zostaniemy na ruinach popisowskich, jeżeli przeżyjemy PiS.

Lekarzy rezydentów chcą teraz wyrolować metodą kooptacji obcych. Rząd zamierza uprościć przepisy zatrudnienia w zawodach medycznych i zatrudnić lekarzy spoza Unii Europejskiej, tj. z Ukrainy. Tacy lekarze nie musieliby nostryfikować dyplomów, lecz byliby przywiązani do miejsca pracy, czyli byliby lekarzami pańszczyźnianymi. Oczywiście, pomysł jest taki, aby nie podnosić płacy lekarzom rezydentom.

Akurat jest on strzałem w płot, acz ma zastraszać protestujących lekarzy. Ukraińscy lekarze zarabiają wcale nie gorzej u siebie – bo ten zawód tam zawsze był ceniony – a też nie będą chcieli zostać niewolnikami, bo byliby przypisani do jednego miejsca pracy, nie mogliby zmienić miejsca zatrudnienia, uniemożliwiłoby im to brak nostryfikacji.

Pomijam kwestię, iż Unia Europejska zakwestionowałaby ten tryb pozyskiwania kadr medycznych, bo jesteśmy w jednym systemie zdrowia unijnego, jak zakwestionowała wycinanie Puszczy Białowieskiej.

PiS próbuje nas rolować i niestety udaje im się połowicznie. Polska pokracznieje jak partia Kaczyńskiego, partnerem i demokratą dla PiS jest prezydent Turcji Erdogan. I w tym kierunku zmierza rolowanie PiS, rolowanie nas z wolności obywatelskich, a nawet z życia, acz zmarłym wsio rawno, bo im w wieczności to wisi.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Prezes PiS odwiedził grób Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu

18.10.2017

PAP
Prezes PiS Jarosław Kaczyński przyjechał wieczorem na Wawel, gdzie złożył kwiaty na grobie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii. Na trasie jego przejazdu u stóp Wzgórza Wawelskiego zebrali się przeciwnicy i zwolennicy jego partii.
Jarosław KaczyńskiFoto: Janek Skarzyński / AFP
Jarosław Kaczyński

Każdego 18. dnia miesiąca – w miesięcznicę pogrzebu pary prezydenckiej w krypcie katedry na Wawelu odprawiana jest msza św., a Jarosław Kaczyński odwiedza grób brata i bratowej.

Oprócz Kaczyńskiego na Wawel przyjechali także: wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak, minister obrony Antoni Macierewicz oraz posłowie: rzeczniczka PiS Beata Mazurek, Barbara Bubula i Włodzimierz Bernacki.

Droga prowadząca na Wzgórze Wawelskie nie została odgrodzona barierkami przez policję. Na przybywających polityków PiS oczekiwali zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy.

„Będziesz siedział” – skandowali przeciwnicy PiS, gdy na wzgórze wjeżdżały samochody. „Na tronie” – odpowiadali im zwolennicy PiS. Cały czas trwała walka na słowa. Na „Wielka Polska kolorowa” padała odpowiedź „Wielka Polska katolicka”. Zwolennicy PiS z Ryszardem Majdzikiem na czele przekonywali, że Polacy wreszcie są we własnym kraju i mają władzę, która ich reprezentuje. Przeciwnicy twierdzili, że nawet zwycięstwo wyborcze nie daje PiS prawa do zmiany ustroju Polski.

onet.pl

Andżelika Możdżanowska oszustwem nazwała rząd PiS, teraz będzie mu pomagać

Andżelika Możdżanowska oszustwem nazwała rząd PiS, teraz będzie mu pomagać

Jak dowiedział się Fakt24 wiceministrem rozwoju w resorcie wicepremiera Mateusza Morawieckiego została – jeszcze do niedawna jedna z najpopularniejszych polityczek PSL – Andżelika Możdżanowska. Jak poinformowano równocześnie będzie pełniła funkcję Pełnomocnika Rządu ds. Małych i Średnich Przedsiębiorstw.

Całkiem niedawno porzuciła klub ludowców, żeby zostać posłem niezależnym, ale jak widać dość szybko z „niezależności” zrezygnowała i weszła w skład rządu PiS. Tego rządu, który sama nazwała swego czasu oszustwem.

„To nie jest rząd autorstwa pani przyszłej premier, Beaty Szydło” – mówiła Możdżanowska 9 listopada 2015 r. w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. „Ja życzyłabym jej, żeby była premierem całe 4 lata, ale czy ten rząd przetrwa cztery lata? Zobaczymy jak będzie realizował wszystkie obietnice wyborcze” – mówiła wówczas Możdżanowska, jeszcze członkini PSL.

„Poza tym myślę, że to jest pewne oszustwo wyborców, z którego Prawo i Sprawiedliwość powinno się wytłumaczyć, bowiem takie nazwiska, jak Ziobro, Kamiński i Macierewicz nie pojawiały się w kampanii wyborczej. One teraz wybrzmiały. Dopiero teraz zostały wyciągnięte jak królik z kapelusza”– oceniała posłanka ludowców w listopadzie 2015 r.

Jak mówią doświadczeni politycy tylko krowa nie zmienia poglądów, więc i pani Możdżanowskiej wolno mieć odmienne od dotychczasowego zdanie.

Rzecznik PSL, Jakub Stefaniak życzył co prawda byłej klubowej koleżance powodzenia, ale nie darował sobie uszczypliwości i napisał na twitterze: „wyszło szydło z worka”. O Możdżanowskiej nie chce rozmawiać prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, który w rozmowie z dziennikiem ucina krótko: „Powodzenia”.

Co sobą przedstawia pani wiceminister? W 2011 jako kandydatka PSL z Kępna zdobyła mandat do Senatu. W styczniu 2015 r. została sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów za czasów premier Ewy Kopacz, odpowiadała za kontakty rządu z parlamentem oraz nadzór nad pracami legislacyjnymi. W wyborach 2015 r. zdobyła mandat poselski. W lipcu 2016 r. weszła w skład sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.

koduj24.pl

Redakcja „Tygodnika Powszechnego”: ubolewamy i przepraszamy Księdza Prymasa

18.10.2017

„Ubolewamy więc i przepraszamy Księdza Prymasa, że okładkowy tytuł naraził go na tak małoduszne ataki” – piszą redaktorzy „Tygodnika Powszechnego” w oświadczeniu, do którego dotarła Katolicka Agencja Informacyjna. List jest reakcją na wypowiedzi medialne i falę hejtu odnoszące się do opublikowanego w najnowszym numerze TP wywiadu z prymasem Polski abp. Wojciechem Polakiem.
Prymas Polski abp. Wojciech PolakFoto: Tomasz Waszczuk / PAP
Prymas Polski abp. Wojciech Polak
 Publikujemy oświadczenie redakcji „Tygodnika Powszechnego”.

 

onet.pl

Rzecznik Episkopatu dla Onetu: chrześcijanin nie może być hejterem; ma obowiązek nieść pomoc prześladowanym

– Prymas Polski przypomniał tylko zasady wypływające z nauczania Jezusa Chrystusa oraz naukę społeczną Kościoła katolickiego. Podkreślił, że Chrystus cierpi w uchodźcach, bo tak przecież jest. Abp Polak zaznaczył jednocześnie, że „nie chodzi o zwyczajne otwarcie granic bez żadnej kontroli, ale mądrą, systemową pomoc, którą możemy i powinniśmy dać, która nie będzie dla nas żadnym zagrożeniem” – powiedział ks. Rytel-Andrianik.

Dodał, że chodzi o pomoc, którą chrześcijanin ma obowiązek nieść prześladowanym i potrzebującym, w ramach swoich możliwości, w sposób roztropny. Jak mówił, Kościół w żadnym wypadku nie podchodzi do tych spraw w sposób polityczny. Na kwestie te w swoim nauczaniu zwraca uwagę papież Franciszek.

– Do miłosierdzia względem innych ludzi wzywa Jezus w Ewangelii. Nie jest to nic nowego, Jego słowa są niezmienne od wieków. Kościół swoją misję wobec potrzebujących opiera właśnie na nauczaniu Chrystusa. Powinna być ona oczywista dla każdego chrześcijanina – podkreślił rzecznik Episkopatu.

Przytoczył w tym kontekście cytat z Ewangelii św. Mateusza: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

Kościół nie akceptuje hejtu w żadnej sytuacji

Zdaniem rzecznika Episkopatu hejtowanie w każdym przypadku jest zaprzeczeniem Ewangelii i podstawowym zasadom chrześcijaństwa, do których należy szacunek dla każdego człowieka. Kościół katolicki nie akceptuje hejtu w żadnej sytuacji.

– Prawda bez miłości może zabić, a miłość bez prawdy jest fałszem. Wskazywał na to często św. Jan Paweł II. Także Ojciec Święty Franciszek naucza, że Kościół potrzebuje łagodności i miłosierdzia bardziej niż surowości i oskarżeń, gdyż chrześcijaństwo to religia Dobrej Nowiny i miłości, która naprawdę może przemienić każdego człowieka – mówi ks. Rytel-Andrianik.

Rzecznik Episkopatu przypomina, że przeciw hejtowi wypowiadał się m.in. metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, który proponował post od hejtu, w liście na miniony Wielki Post.

– Kardynał ocenił, że w naszym życiu publicznym jest za dużo słów, które niebezpiecznie ocierają się o nienawiść. Napisał, że dostrzega jad, który sączy się na internetowych forach. Wzywał do uspokojenia debaty społecznej, nawet w jej najbardziej kontrowersyjnych aspektach. Apel ten jest jak najbardziej aktualny. Potrzeba więcej szacunku i zrozumienia dla drugiego człowieka. Oczywiście to nie jest tak, że musimy się zgadzać ze wszystkim w głoszonych przez nich poglądach i tezach. Możemy polemizować i przytaczać własne argumenty, ale chrześcijanin robi to zawsze z miłosierdziem – powiedział ks. Rytel-Andrianik.

Wspomniał również, że w Polsce różne środowiska prowadzą kampanie społeczne przeciwko hejtowaniu, przykładem może być właśnie rozpoczęta w mediach społecznościowych akcja #JezusNieHejtuje. – Powszechna dostępność do komentowania na portalach informacyjnych i społecznościowych sprawia, że wiele osób wylewa tam swoje frustracje, często nawet nie zdając sobie sprawy z krzywdy, którą wyrządzają innym poprzez poniżanie i pogardę. Róbmy wszystko, by zatrzymać ten proces – podkreślił rzecznik Episkopatu.

Zachęcił on do udziału w akcjach społecznych przeciw hejtowaniu, które polegają np. na umieszczaniu w na swoich profilach w mediach społecznościowych hasła #NieHejtuję. – Chrześcijanie nie hejtują, ale dialogują z szacunkiem dla każdego człowieka. Uczy tego Ewangelia i zwyczajna ludzka kultura – podkreśla rzecznik Episkopatu.

onet.pl

Beata Mazurek: wszyscy powinniśmy z większym szacunkiem traktować Jarosława Kaczyńskiego

18.10.2017
Beata Mazurek uważa, że wszyscy powinni traktować prezes Prawa i Sprawiedliwości z większym szacunkiem. – Gdybym to ode mnie zależało i mogłabym cokolwiek doradzić, to oczywiście zachęcałabym prezydenta, aby witał Jarosława Kaczyńskiego przed Belwederem osobiście – powiedziała dziś rzeczniczka PiS w „Porannej rozmowie” Michała Karnowskiego na portalu wpolsce.pl.
Beata MazurekFoto: Sławomir Kamiński / PAP
Beata Mazurek

– Wszyscy powinniśmy absolutnie z większym szacunkiem traktować Jarosława Kaczyńskiego, bo jest to jedyny człowiek, któremu udało się uzyskać tak ogromny sukces – mówiła Mazurek, pytana o to, czy prezydent Duda powinien z większym szacunkiem traktować Kaczyńskiego. – To dzięki niemu mamy prezydenta Andrzej Dudę. To dzięki niemu mamy większość parlamentarną i rząd Prawa i Sprawiedliwości. Nikomu po ’89 roku nic takiego się nie udało – podkreślała.

Rzeczniczka PiS zwracała uwaga na to, że prezes PiS „od dwudziestu paru lat jest nieprzyzwoicie hejtowany”. – Ja się dziwię, że wśród polityków i dziennikarzy jest tak niewiele osób, które stanie za nim murem, bo to jest po prostu nieprzyzwoite, z czym się on spotyka – komentowała Mazurek.

– To jest człowiek niezwykle dobry, kompletnie nie jest małostkowy, nie przejmuje się negatywnymi opiniami na swój temat, przez co pokazuje, jaką ogromną klasę ma w sobie – mówiła o Jarosławie Kaczyńskim. – To jest człowiek, dla którego Polska jest najważniejsza. Nie to, co o nim mówią; nie to, jak go odbierają, tylko cel, a tym celem ma być reforma, dzięki której nasz kraj będzie w lepszej kondycji finansowej, gospodarczej i społecznej, będzie bezpieczny. Ja go za to podziwiam i ja go za to zawsze będę broniła – zapewniała.

– Uważam, że szacunek absolutnie mu się należy – podkreślała rzeczniczka PiS, która „nie sądzi, żeby to był jakikolwiek problem”, żeby prezydent osobiście przywitał Jarosława Kaczyńskiego przed Belwederem. – Gdybym to ode mnie zależało i mogłabym cokolwiek doradzić, to oczywiście bym do tego zachęcała prezydenta – mówiła Beata Mazurek.

onet.pl

STAN GRY: Gadomski o lenistwie PO i o PiS, który czasem robi coś sensownego, Duda wg Faktu o sądach: Są sprawy którymi się nie handluje

— 300LIVE:
Rabiej: Jestem w stanie się założyć o skrzynkę ośmiornic, że Platforma nie wygra wyborów samorządowych w Warszawie
Łapiński o poprawkach PiS: Ocenę prezydent przekaże osobiście prezesowi PiS w piątek
Karczewski: Nie wykluczam kandydowania na prezydenta Warszawy. Nie mówię tak ani nie
http://300polityka.pl/live/2017/10/18/

— PRYMAS POLSKI: KSIĘŻA MANIFESTUJĄCY PRZECIW UCHODŹCOM BĘDĄ SUSPENDOWANI – mówi prymas Polski i ordynariusz archidiecezji gnieźnieńskiej arcybiskup Wojciech Polak: “Jeśli ja usłyszę, że w Gnieźnie odbywa się jakaś manifestacja antyuchodźcza, i że na to wybierają się moi księża, to mówię krótko: każdy, który tam pójdzie, będzie suspendowany. Nie ma dla mnie innej drogi, dlatego że jestem odpowiedzialny za tych, którzy są w mojej diecezji”. https://www.tygodnikpowszechny.pl/nr-432017-14642

— PRYMAS JAKO O NIEDORZECZNEJ WYPOWIEDZI KSIĘDZA, KTÓRY ZAMACH NAZWAŁ KARĄ ZA ROZWIĄZLOŚĆ: “Prowadzący rozmowę Błażej Strzelczyk pytał również o wypowiedź ks. Henryka Zielińskiego z tygodnika „Idziemy”, który po zamachu w Barcelonie powiedział, że to kara za rozwiązłość. Prymas nazwał ją „niedorzeczną”. – Tego typu myśleniu można przeciwstawić prostą rzeczywistość, mianowicie zapytać, czy uderzenie pioruna jest karą za rozwiązłość w katedrze? Arcybiskup był też pytany, czy katolik może nazywać drugiego człowieka „gorszym sortem” albo „zdradziecką mordą”. – Czy katolik, czy nie, żaden człowiek nie ma prawa poniżać drugiego człowieka – powiedział. http://wyborcza.pl/7,75398,22527777,prymas-wojciech-polak-kazdy-ksiadz-z-mojej-diecezji-ktory.html

— DUDA WYGRAŁBY I Z TUSKIEM I Z BIEDRONIEM – SONDAŻ SE: “Jak wynika z badania, gdyby w drugiej turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda miał się zmierzyć z Robertem Biedroniem, uzyskałby 51,4 proc. głosów, a prezydent Słupska tylko 35,1 proc. – To rewelacyjny wynik, ale ja na razie skupiam się na Słupsku, który jest dla mnie dziś najważniejszy – ocenia Biedroń. – Ale jak będzie trzeba, stanę w szranki z Andrzejem Dudą i zrobię, co trzeba! – zapowiada. Gdyby w drugiej turze Duda starł się z Donaldem Tuskiem, to także by wygrał: 49,4 do 37,8 proc”.
http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/sondaz-dla-sepl-nowa-tv-duda-wygrywa-i-z-tuskiem-i-z-biedroniem_1023224.html

— UBÓSTWO SAMOTNYCH RODZICÓW WZROSŁO – Adriana Rozwadowska w GW: “500+ znacznie poprawiło sytuację rodzin wielodzietnych, ale program jest dziurawy. 22 proc. rodziców samodzielnie wychowujących dzieci ma problem ze spłaceniem długów czy ogrzaniem mieszkania”. http://wyborcza.pl/7,155287,22523788,ubostwo-dzieci-samotnych-rodzicow-wzroslo-500-ich-omija.html

— RZĄD PIS OD CZASU DO CZASU ROBI COŚ SENSOWNEGO – Witold Gadomski w GW: “Rząd PiS prowadzi złą politykę gospodarczą, nacjonalizując banki i centralizując decyzje o inwestycjach. Łamie konstytucję i upartyjnia w skali znacznie większej, niż to robiły poprzednie ekipy, przedsiębiorstwa, media, instytucje publiczne, zagraża niezawisłości sądów. Ale od czasu do czasu robi coś sensownego, coś, co powinny były zrobić rządy PO-PSL, które miały na to dwie kadencje. Mieszkańcy warszawskiego Ursynowa to typowy elektorat PO. W 2007 roku w ursynowskich komisjach wyborczych tworzyły się długie kolejki, a Platforma uzyskała rekordowe poparcie. Ale na Ursynowie tysiące osób mieszka w domach spółdzielczych, które nie mają uregulowanych praw do gruntów i prawa te obiecuje uregulować bardzo nielubiany przez elektorat PO Patryk Jaki”.

— LENISTWO W PLATFORMIE TO CNOTA – dalej Gadomski: “Dlaczego zatem PO przegapiła okazję na zrobienie czegoś pożytecznego, a przy okazji powiększenia swego elektoratu? Sądzę, że prawdziwym powodem było lenistwo – intelektualne i organizacyjne, coraz bardziej widoczne, zwłaszcza w końcowym okresie rządów PO-PSL. Lider Platformy Donald Tusk z lenistwa próbował uczynić cnotę, mówiąc, że jego celem jest sprawne administrowanie, a nie ambitne cele, ciepła woda w kranie, a nie wizje, którymi powinni zajmować się psychiatrzy. Wyborcy wystawili Platformie rachunek za ciepłą wodę, oddając głosy na inne partie”. http://wyborcza.pl/7,155290,22524452,ustawa-reprywatyzacyjna-czlonkowie-spoldzielni-dostana-prawo.html

— RMF O KONFLIKCIE BŁASZCZAKA Z MACIEREWICZEM: “​Nowy konflikt w rządzie. To Mariusz Błaszczak odwołał prezesa Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych – zaufanego człowieka Antoniego Macierewicza. Głównym powodem dymisji Piotra Woyciechowskiego było sabotowanie prób uporządkowania sytuacji w zakładzie i podporządkowania PWPW Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji”. http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-konflikt-na-linii-szef-mswia-szef-mon-znamy-powody-odwolania,nId,2453770

— KONRAD SZYMAŃSKI O BEZMYŚLNYM ESKALOWANIU SPORU Z POLSKĄ – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu w RZ: “Z pewnością prezydent Andrzej Duda doprowadził do nowego otwarcia w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości i jeszcze bardziej utrudnił stawianie nieodpowiedzialnych tez o braku instytucjonalnych gwarancji praworządności w Polsce. Ale powodów takiego zawahania jest pewnie więcej. Od początku tego sporu dla części polityków europejskich bezmyślne eskalowanie sporu z Polską było przejawem braku politycznej wyobraźni. Dziś widać to gołym okiem. Ten spór prowadzi do politycznego klinczu, który jest obciążeniem także dla Unii Europejskiej. Wizyta minister Loiseau w Warszawie była okazją do naszej kilkugodzinnej, dobrej rozmowy. Mamy podobną świadomość, jak wiele spraw w UE czeka na rozwiązanie. Takie rozwiązanie nie jest możliwe bez uznania interesów także Warszawy”. http://www.rp.pl/Kraj/310179904-Konrad-Szymanski-Brukselskie-ocieplenie.html

— PREZYDENT NIE CHCE MSZ I NIE ZAMIERZA ODPUSZCZAĆ SĄDÓW – Magdalena Rubaj w Fakcie: “Są sprawy, którymi się nie handluje – tak prezydent Andrzej Duda (45 l.) miał w gronie współpracowników skomentować ostatnie medialne doniesienia. Czego one dotyczyły? Że w zamian za ustępstwa w kwestii wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, Pałac Prezydencki miałby dostać możliwość obsadzenia stanowiska szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych i wpływ na politykę zagraniczną”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/prezydent-andrzej-duda-nie-chce-handlu-stanowiskiem-szefa-msz/4zlgdxq

— KUKIZ O RYSIE HAZARDZISTY U KACZYŃSKIEGO: “Ten punkt jest akurat do przedyskutowania. Nie upierałbym się przy tym szczególnie. Ale jakakolwiek dyskusja jest możliwa dopiero wówczas gdy PiS wycofa się całkowicie z pomysłu likwidacji JOW. Inaczej nie ma żadnej dyskusji. Mam nadzieję, że właśnie o to chodzi. Obserwuję pana prezesa Kaczyńskiego od dwóch lat z bliska, mamy osobisty kontakt i widzę, że pan prezes lubi „pohandlować”, licytować wysoko. Nie jest to żaden zarzut z mojej strony, mówię to z uśmiechem. Ma taki sznyt, taki rys. Może nawet trochę rys hazardzisty. I być może podbija cenę, a potem przez obniżenie oczekiwań, przekona drugą stronę, że ona coś ugrała, a i tak to on osiągnie swój cel. Mam nadzieję, że to jest tego rodzaju podejście i wycofają się z pomysłu likwidacji JOW, że przez myśl im nie przejdzie, że tylko komitety partyjne mogą startować”.

— KUKIZ O WYJŚCIU NA ULICE WS ORDYNACJI: “Proszę nie traktować tego jako groźby czy jakiejś próby potupywania, ale obawiam się, że gdyby doszło do radykalnych zmian w ordynacji wyborczej, w tym likwidacji JOW, to wiele środowisk wyszłoby na ulice. Chodzi tu o samorządowców, o bezpartyjnych, o ruchu Kukiz’15, a do tego przyłączyłyby się te grupy, które zawsze są na ulicy, bo chcą odsunąć PiS od władzy. Nie będę miał wyboru. Nawet gdybym miał sam stanąć na ulicy, to stanę. Trudno ode mnie wymagać żebym nie bronił naszej sztandarowej idei. Zostałbym zmuszony do radykalnych zachowań”. https://wpolityce.pl/m/polityka/362772-nasz-wywiad-pawel-kukiz-mam-osobisty-kontakt-z-jaroslawem-kaczynskim-ma-rys-hazardzisty-lubi-w-polityce-licytowac-wysoko?strona=1

— MICHAŁ KARNOWSKI O DOMACH MEDIOWYCH BOJOWO WALCZĄCYCH O INTERESY PO I NOWOCZESNEJ: “Koncesje to tylko jedna strona medalu. Po drugiej jest rynek reklamy. Kiedy z rozbawieniem czytamy o tym jak bardzo bojowo walczą o interesy PO i Nowoczesnej niektórzy szefowie i właściciele tzw. domów mediowych, jak pędzą by im doradzać, musimy pamiętać, że ci ludzie dzielą pieniądze wszystkich niemal reklamodawców prywatnych pomiędzy poszczególne media. Większość firm im powierza swoje budżety. Płacą za to wszyscy konsumenci. Jakich podziałów ci szefowie dokonują, możemy, w kontekście ich politycznego rozgrzania, sobie wyobrazić. Przy rwących i szerokich strumieniach finansowych jakie tam przepływają, wszystkie zastrzyki otrzymywane przez TVP, to zaledwie kałuże”.

— TVN BIJE SIĘ O SWOICH, DLACZEGO TVP NIE MOŻE? – dalej Karnowski: “Bo jeśli uznajemy, że TVP ma być całkowicie przezroczysta i obojętna na wszelkie namiętności, to tym samym przyjmujemy za normę, że wszyscy sympatycy i wyborcy obozu zjednoczonej prawicy (czyli od 30 do 50 procent Polaków) są pozbawieni dużego, silnego, sprawnego i docierającego wszędzie kanału bijącego się o ich interesy. Bijącego się tak samo, jak biją się o „swoich” TVN i inni nadawcy”.

— KARNOWSKI CIEKAWIE O ODPOWIEDZIALNOŚCI SAKIEWICZA ZA INFO: “Jak państwo wiecie, niewiele mamy wspólnego z obecnymi mediami publicznymi. Jedynie „Salon Dziennikarski”, program od sześciu lat współtworzony z (Radiem Warszawa 106,2 na Mazowszu) tygodnikiem „Idziemy”, emitowany jest ze studia TVP Info w soboty o 9.15, teraz już nawet bez późniejszych powtórek. Uważam, że pozwala to na spokojne i zewnętrzne spojrzenie na ataki na obecne kierownictwo TVP Info oraz środowisko pana redaktora Tomasza Sakiewicza, tworzące ten kanał”. https://wpolityce.pl/m/media/362823-dwa-lustra-dlaczego-krytycy-walecznosci-tvp-uwazaja-za-norme-wsciekla-bojowosc-tvn

— MARCIN FIJOŁEK O LUDZIACH DOBREJ ZMIANY POWIELAJĄCYCH ZBYT WIELE PATOLOGII POPRZEDNIEJ WŁADZY: “Tymczasem dziś naprawdę wielu, zbyt wielu ludzi „dobrej zmiany” zaskakująco szybko powiela zbyt wiele patologii i zachowań ludzi III RP. A to przecież koleiny prowadzące do klęski, o czym przekonała się boleśnie Platforma. Można ustawić lekarzy rezydentów w roli działaczy partii Razem, można sprowadzić ich postulaty do kawioru na kanapkach i miliardów na pensje, a hasła ukazać jako żądania rozwydrzonych gówniarzy, którym poprzewracało się tu i ówdzie. Ale to kompletnie przeciwskuteczne. I nawet jeśli po kilku dniach w bólach urodzą się zdawkowe przeprosiny, to przecież problem pozostaje”.

— FIJOŁEK O PRZEKONANIU O WŁASNEJ WSZECHMOCY: “Przekonanie o własnej wszechmocy staje się niemal powszechne, na co wskazują próby sondowania opinii publicznej w zakresie zmian w ordynacji wyborczej. PiS jeszcze nie dogadało się z prezydentem w sprawie reform w sądownictwie, jeszcze przed nimi wielka batalia o odbicie kilku sejmików wojewódzkich z rąk PO, a już rysowane są szkice przejęcia 2/3 albo 3/5 mandatów w parlamencie za pomocą dłubania w ordynacji. Optymistycznie”. https://wpolityce.pl/m/polityka/362693-zbyt-wielu-ludzi-dobrej-zmiany-zbyt-szybko-powiela-zbyt-wiele-patologii-iii-rp-a-to-przeciez-koleiny-prowadzace-do-kleski

— PREZES ODGRADZA SIĘ OD LUDZI – Fakt o bramie.

— KUŹMIUK KRYTYKUJE TVP INFO: “Publikowanie ich zdjęć z wakacji czy pokazywanie jakichś kanapek to rzeczywiście. To nie jest debata merytoryczna, to była przesada”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/zbigniew-kuzmiuk-o-krtykowaniu-protestu-rezydentow-pokazywanie-kanapek-i-wakacji-to-przesada_1023231.html

— MISIŁO NIE UWAŻA, ŻE PETRU JEST SZCZEGÓLNIE ZŁYM LIDEREM… – fragment rozmowy z Interią: “- Nie uważam, że Ryszard Petru jest jakoś szczególnie złym liderem.

To dlaczego zdecydował się pan ubiegać o stanowisko przewodniczącego Nowoczesnej?

– Mówię tylko, albo aż, że ja widzę inaczej kierowanie partią. Poza tym uważam, że w takim ugrupowaniu jak nasze – liberalnym, demokratycznym – taka dyskusja powinna być czymś normalnym, wręcz pożądanym. Potrzebny jest pozytywny ferment, który sprawi, że zechcemy spojrzeć jako członkowie Nowoczesnej na problemy, które mamy dziś w partii z różnych perspektyw”.
http://fakty.interia.pl/polska/news-misilo-kontra-petru-zeby-wygrac-trzeba-grac,nId,2453315

— JADWIGA STANISZKIS ŻAŁUJE WSPIERANIA DUDY, BO KOMOROWSKI BYŁ LEPSZY – MÓWI WP: “Nie wiem, w co gra prezydent Duda. Najgorsze jest to, że ja go wspierałam. Teraz już nawet nie pamiętam, dlaczego. Bo Komorowski – dzisiaj to widzę – byłby jednak zdecydowanie lepszy. Ma jakąś osobowość, przeszłość itd., podczas kiedy Duda jest z niebytu. Ale gra, żeby mieć odrobinę więcej władzy. Nie wydaje mi się, żeby grał o zachowanie jakiejś godności, bo widać, ile razy był źle traktowany i zawsze to przełykał”.

— STANISZKIS SPODZIEWA SIĘ TERAZ POZYTYWNYCH DZIAŁAŃ PIS – MÓWI WP: “PiS już dostrzega, że dość jest tej destrukcji, że należy przedstawić coś pozytywnego. Przykładem jest projekt ministra Jakiego w sprawie reprywatyzacji. Myślę, że teraz będziemy mieli do czynienia z ciągiem pozytywnych posunięć ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Z próbami rozwiązywania problemów, a nie tylko przejmowania władzy. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy”. https://opinie.wp.pl/w-co-gra-andrzej-duda-prof-jadwiga-staniszkis-chce-miec-odrobine-wiecej-wladzy-6177701113710721a

— NIEKORZYSTNE TRENDY W UE MOGĄ SIĘ ODWRÓCIĆ – Michał Broniatowski:“Wygląda na to, że niekorzystne dla Polski trendy w Unii mogą się wkrótce odwrócić. Przynajmniej w dwóch ważnych sprawach, w których trzeba było sprzeciwić się europejskim liderom, czyli Niemcom i Francji. Chodzi o budowę rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2 oraz o płace pracowników delegowanych”. http://wiadomosci.onet.pl/swiat/polska-przerywa-zla-passe-w-unii/fyg7lcp.amp

— PREMIER POZOSTAJE W CIENIU, BY W RAZIE CZEGO OBWINIĆ RADZIWIŁŁA – Agata Kondzińska w GW: “W obozie władzy nie ma paniki z powodu protestu młodych lekarzy. Ale w cieniu pozostaje premier Szydło, by w razie czego obwinić za wszystko ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła. (…) Dlaczego to nie Beata Szydło, tylko minister jest na pierwszej linii rozmów z głodującymi lekarzami? – Premier może do nich wyjść, ale z konkretną propozycją, na którą przystaną. Ona nie może być twarzą nieudanych negocjacji – mówi osoba z otoczenia szefowej rządu”. http://wyborcza.pl/7,75398,22527115,burza-wokol-rezydentow-w-pis-panuje-spokoj.html

— OPOZYCJA TOPI PROTEST – Krzysztof Karnkowski w GPC: “Opozycja, niczym ostatniej deski ratunku, chwyta się kolejnego protestu. I topi go, zwalniając rząd od dyskusji nad kondycją i problemami służby zdrowia”.

— GDZIE TE MILIARDY NA ZDROWIE? – Judyta Watoła w GW: “Miesiąc temu jego resort pochwalił się, że budżet państwa dorzuci w tym roku na zdrowie prawie 3 mld. Jednak ustawa, którą rząd przyjął kilka dni później, mówi już tylko o niecałych 300 mln. Radziwiłł tymczasem jak gdyby nigdy nic zapewniał, że Narodowy Fundusz Zdrowia dostanie z budżetu miliard, może nawet półtora. Na razie jednak fundusz nie dostał nic i dzieli tylko miliony z własnej rezerwy. Z rozmów z urzędnikami NFZ wynika, że nikt tam na żaden miliard z budżetu nie liczy”. http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/7,137474,22527185,gdzie-te-miliardy-na-zdrowie.html

— ZUZANNA DĄBROWSKA O GORSZEJ ATMOSFERZE W POLSCE, KTÓRA SKŁANIA DO EMIGRACJI – pisze w RZ: “Do tego dochodzi polityczna atmosfera w Polsce. Doszło do tego, że żadna grupa zawodowa czy społeczna upominająca się o własne postulaty nie robi tego na własny rachunek. Przykleja się do niej zaraz opozycja (choćby sama – jak w przypadku rezydentów – miała wiele na sumieniu) albo obrzuca ją błotem władza. I jak tu żyć w Polsce, pani premier?” http://www.rp.pl/Komentarze/310179864-Zuzanna-Dabrowska-Oni-nie-chca-juz-tu-byc.html

— SAMORZĄDOWCY Z PO NA CELOWNIKU SŁUŻB – GW: “Wobec prezydenta Sopotu wznowiono śledztwa sprzed lat, przeciw prezydent Łodzi wpłynął akt oskarżenia, prezydentowi Lublina wojewoda uchylił mandat, a komisje śledcze wzywają gospodarzy Warszawy i Gdańska”. http://wyborcza.pl/7,75398,22527193,samorzadowcy-ktorzy-mogliby-zagrozic-w-wyborach-kandydatom.html

— O USYPIAJĄCYCH WYNIKACH PKB I SŁABYCH INWESTYCJACH PRWYATNYCH – Patrycja Maciejewicz w GW: “Wzrost PKB przyspieszył, bezrobocie jest rekordowo niskie, zatrudnienie rośnie, płace też zaczęły przyspieszać. Sukces. Eldorado. Ale trzeba patrzeć trochę głębiej niż na wierzchnią warstwę politury. Nasi rządzący zdają się o tym zapominać. To jak serwowanie sobie kolejnego słodkiego drinka bez refleksji, że za kilka godzin po ekscytacji może nie być już śladu, będzie za to uporczywy ból głowy. Trudno sytuacji ekonomicznej zarzucić dziś, że jest zła. To jednak ani stan idealny, ani dany na lata. PKB rośnie szybko, ale ciągle trudno doszukać się w nim śladu inwestycji prywatnych”. http://wyborcza.pl/7,155290,22524553,nie-upajajcie-sie-wynikami-pkb.html

300polityka.pl

Funkcjonariuszom PiS puszczają nerwy

Funkcjonariuszom PiS puszczają nerwy

Przedstawiciele partii rządzącej robią się coraz bardziej nerwowi. Dopiero co pisaliśmy o prof. Andrzeju Zybertowiczu, któremu puściły nerwy w czasie dyskusji w TVP Info. Teraz nie opanował emocji marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

W rozmowie z Piotrem Kraśką w TOK FM bezskutecznie usiłował przekonać, że szybkie dodanie pieniędzy do systemu opieki zdrowotnej… spowodowałoby kłopoty. – „Trochę więcej cierpliwości” – apelował. Ale potem sam ją stracił. Kiedy Kraśko dopytywał, czy aż osiem lat trzeba czekać na podniesienie wydatków do 6 proc. PKB, nerwy Karczewskiemu puściły.

Karczewski przekonywał, że szkodliwe byłoby „gwałtowne zwiększenie środków” na ochronę zdrowia. – „Zmniejszać oczywiście nie wolno, ale gdybyśmy w tej chwili dołożyli dużo pieniędzy, to byłby one bardzo źle wydane, zmarnotrawione. System jest niedopracowany. Mamy bardzo dobrze funkcjonujące szpitale, ale też takie mające zadłużenie” – mówił.

Kraśko stwierdził, że sytuacja w służbie zdrowia wymaga zdecydowanych działań. Szczególnie od partii, która „mówi: da się”. – „Od ilu lat wydajemy ok. 4 proc. PKB na służbę zdrowia? Czesi wydają 6,5 proc. a Niemcy 8 proc.” – wyliczał dziennikarz. – „To co pan chce, żebyśmy zrobili? 4 proc. PKB wydawane jest na pewno od czasu rządów PO-PSL. I wtedy protestów nie było” – odpowiadał zirytowany już Karczewski. A kiedy Kraśko dalej dopytywał, wyraźnie zaczął tracić cierpliwość. – „Zwiększamy nakłady na służbę zdrowia, no panie redaktorze… Czy pan czyta i wie, czy pan przyszedł do studia, żeby samemu mówić? W ciągu kilku lat, w najbliższej przyszłości, podniesiemy nakłady na służbę zdrowia. Chce pan, żeby z dnia na dzień zwiększyć finansowanie służby zdrowia? To jest niemożliwe”.

Gdy dziennikarz dalej dopytywał, czy owa „najbliższa przyszłość” to musi być dopiero rok 2025, Karczewski już nawet nie próbował kryć irytacji i wypalił: – „Czy pan pozwoli coś powiedzieć? Przecież 3/4 programu pan mówi. To nie warto przychodzić do TOK FM, jeśli pan chce swój manifest wygłaszać” – stwierdził marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

Pewnie niewiele brakowało, żeby wyszedł ze studia. Wyraźnie więc widać, a właściwie w tym przypadku słychać, że funkcjonariusze PiS ewidentnie nie radzą sobie z niewygodnymi dla nich pytaniami.

koduj24.pl

Strategie rolowania przez PiS. Rolowanie lekarzy rezydentów

PiS ma pomysł jak wyrolować protestujących lekarzy rezydentów. Co nie jest żadną nowością, bo ta partia stosuje strategie rolowania od początku swoich rządów. Taką strategią jest przepychanie przez Sejm tzw. projektów poselskich, a nie rządowych, te ostatnie wymagają konsultacji społecznych i środowiskowych. Jeżeli na czymś szczególnie PiS zależy, stosuje przyspieszone logistycznie procedowania, np. nocne głosowania w komisjach poselskich i w trakcie sesji sejmowych. Są nawet nadzwyczajne procedowania, gdy zawęźla się liczbę posłów do swoich, byle było kworum i oddzielają się od świata w Sali Kolumnowej. Już to przecież też przerabialiśmy.

Inne rolowanie rozpisywane jest na głosy instytucjonalne. Zastosowane zostało przy ustawach sądowych, gdy odbywały się protesty w całym kraju („Łańcuchy światła”) i rzeczywiście zostały wygaszone przez dwa weta prezydenta, choć protestujący domagali się trzech. Wyciszenie niezgody i gniewu społecznego wymaga czasu. I tak się dzieje, Andrzej Duda przedstawił swoje projekty, które nie są spełnieniem żądań społeczeństwa obywatelskiego, a do tego toczy rozmowy z osobą najważniejsza dla partii rządzącej. Rozmowy sie toczą, a gniew społeczny już został rozładowany, para bowiem poszła w gwizdek. Więc tak, czy siak – sądownictwo straci niezależność, stanie się partyjne, a nam zostanie oskoma: och, kiedyś to była demokracja.

W tej chwili mamy do czynienia z rolowaniem lekarzy rezydentów, a tak naprawdę z rolowaniem nas ze zdrowia, bo to dotyczy już całej służby zdrowia. Rolowanie ze zdrowia Polaków, czyli wpychanie w chorobę, a w istocie skłanianie do grobu – wcale nie przesadzam: śmiertelność rok do roku wzrosła bagatela o 7 proc. – rozpoczęło się już dawno. Lekarze rezydenci są kroplą, która przelała czarę goryczy, przekroczono masę krytyczną, która zachwiała stabilnością systemu ochrony zdrowia.

Rozwalanie służby zdrowia trwa od początków rządów PiS, to nie tylko ta osławiona sieć szpitali, która ma być finansowo podłaczona do budżetu państwa, ale reorganizacja w ośrodkach zdrowia i szpitalnictwie, zaś przede wszystkim wymiana kadr kierowniczo-menadżerskich. To ostatnie jest najboleśniejsze, trudne publicystycznie do wyartykułowania i podania opinii publicznej. W służbie zdrowia na kierowniczych stanowiskach mamy nawał pisowskich Misiewiczów.

To rozwala system ochrony zdrowia narodu. Dziwne, że dziennikarze tego nie opisują, czyżby tak mało było specjalistów w tym temacie, a może są jeszcze młodzi i nie zaznali udręki związanej z leczeniem.

W służbie zdrowia jest tak samo, jak z Beatą Szydło, która ogłasza zwycięstwo 1:27, na razie 7 proc. Polaków więcej umiera, a będzie nas jeszcze więcej w grobach, gdzie tak trudno przyjdzie się policzyć w protestach. PiS jest partią wyjątkowo pokraczną, czego się nie dotkną, kończą katastrofą. Trafili jednak na koniukture światową i państwo w dobrym stanie po poprzednikach, ale to się kończy. To my zostaniemy na ruinach popisowskich, jeżeli przeżyjemy PiS.

Lekarzy rezydentów chcą teraz wyrolować metodą kooptacji obcych. Rząd zamierza uprościć przepisy zatrudnienia w zawodach medycznych i zatrudnić lekarzy spoza Unii Europejskiej, tj. z Ukrainy. Tacy lekarzy nie musieliby nostryfikować dyplomów, lecz byliby przywiązani do miejsca pracy, czyli byliby lekarzami pańszczyźnianymi. Oczywiście pomysł jest taki, aby nie podnosić płacy lekarzom rezydentom.

Akurat jest on strzałem w płot, acz ma zastraszać protestujących lekarzy. Ukrańscy lekarze zarabiają wcale nie gorzej u siebie – bo ten zawód tam zawsze był ceniony – a też nie będa chcieli zostać niewolnikami, bo byliby przypisani do jednego miejsca pracy, nie mogliby zmienić miejsca zatrudnienia, uniemożliwiłoby im brak nostryfikacji.

Pomijam kwestię, iż Unia Europejska zakwestionowałaby ten tryb pozyskiwania kadr medycznych, bo jesteśmy w jednym systemie zdrowia unijnego, jak zakwestionowała wycinanie Puszczy Białowieskiej.

PiS próbuje nas rolować i niestety udaje im się połowicznie. Polska pokracznieje jak partia Kaczyńskiego, partnerem i demokratą dla PiS jest prezydent Turcji Erdogan. I w tym kierunku zmierza rolowania PiS, rolowanie nas z wolności obywatelskich, a nawet z życia, acz zmarłym wsio rawno, bo im w wieczności to wisi.

„Wyborcy PiS liczyli na szacunek dla pracujących w sektorze publicznym. Mamy szczucie na lekarzy”

As, 18.10.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,22528942,video.html?embed=0&autoplay=1
– Co robią polskie władze, by młodych zdolnych ludzi zatrzymywać w Polsce? – pytał w TOK FM Michał Szułdrzyński. Wg dziennikarza „Rz”, PiS robi błąd dyskredytując protestujących lekarzy. Zdaniem Piotra Kraśki, protest rezydentów „to poważny przyczynek do dyskusji o państwie”

Michał Szułdrzyński należy do grona tych, którzy krytykują działania PiS w sprawie trwającego już 17 dzień protestu lekarzy-rezydentów.Jak ocenił, rządzący popełnili błąd wrzucając akcję młodych lekarzy do tego samego „worka” co inne protesty, które popierają politycy opozycji.

– Skoro opozycja stoi po stronie protestu, to protestujący z gruntu nie mają racji. Bo kto protestuje przeciwko tej władzy nie ma racji. Ten automatyzm uśpił czujność PiS – ocenił dziennikarz „Rzeczpospolitej”. Bo jak podkreślił, protest lekarzy jest wyjątkowo ważny, ze względu na grupę zawodową prowadzącą tę akcję.

Kto z nas miał kontakt z sędziami Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego? Każdy z nas miał kontakt z lekarzem. A wyborcy PiS  to są raczej te osoby, które korzystają z publicznej służby zdrowia. To PiS chciał doprowadzić do wymiany elit. Stawiać na młodych sędziów i prokuratorów kosztem starych. A teraz nagle się okazuje, że lekarze, którzy są na początku swojej drogi zawodowej, zaczynają być wykluczenia

– powiedział Szułdrzyński w TOK FM.

Po PiS ludzie oczekiwali czegoś innego

Uwagę Jakuba Dymka przykuła zaskakująca przemiana Prawa i Solidarności i jego stronników. Bo to ci politycy, którzy „odwoływali się w ciągu ostatnich lat do języka solidaryzmu społecznego”, teraz zaczęli używać argumentów charakterystycznych dla swoich przeciwników – liberałów.

– Słyszymy, że budżet nie jest z gumy, że się nie da, że lekarze są roszczeniowi. To przecież niewiarygodne. I szkodliwe, kiedy słyszymy argument „to możecie wyjechać”. A przecież z kampanii wyborczej PiS pamiętamy, że młodzi ludzie nie mieli już wyjeżdżać- przypominał publicysta „Krytyki Politycznej”.

Wg Dymka, w obecnej sytuacji można też mówić, że jesteśmy świadkami „zerwania przez PiS umowy z własnym elektoratem”.

Wyborcy PiS liczyli na większy szacunek rządzących, dla tych którzy pracują w sektorze publicznym. Lekarze-rezydenci to wielotysięczna grupa i szczucie na nich – co TVP Info robi absolutnie paskudny – nie może się skończyć inaczej niż wizerunkową klęską

– stwierdził publicysta.

To słynne wyborcze „da się”

Najnowsze dane GUS pokazały, że PiS nie udało się zatrzymać emigracji Polaków. W 2016 roku wyjechał z Polski 120 tysięcy ludzi więcej niż w 2015.

Jeżeli więc młodzi lekarze słyszą że „nie da się”, to zamiast robić specjalizację w Polsce myślą o tym, żeby wyjechać do pracy do Wielkiej Brytanii. Co robią polskie władze, żeby młodych zdolnych ludzi zatrzymywać w Polsce? Relatywnie niskie płace w sektorze publicznym nie są zachętą dla urzędników czy lekarzy. To prowadzi ostatecznie do selekcji negatywnej: będziemy mieli w kraju gorszych urzędników, lekarzy

– ostrzegał Michał Szułdrzyński.

„Znaleźli pieniądze na cuda-wianki, a na służbę zdrowia nie. Protest rezydentów największą wtopą PiS?”>>>

Zdaniem Piotra Kraśki, dane GUS i sprawa lekarzy-rezydentów powinny być „przyczynkiem do dyskusji o państwie”. Jak podkreślił dziennikarz, gospodarz „Poranka Radia TOK FM”, można zrozumieć argumenty rządu, że nie da się błyskawicznie podnieść wydatków na służbę zdrowia, skoro przez „dziesięciolecia niewiele w tej sprawie robiono”. Ale nie da się zapomnieć, jak ci którzy dziś rządzą powtarzali, że „da się”.

„Kraśko dopytuje o służbę zdrowia. Karczewski nie daje konkretnych odpowiedzi. I obraża się”>>>

 

TOK FM

„To próba robienia z ukraińskich lekarzy pseudoniewolników. Ale oni i tak nie przyjadą do Polski”

Michał Janczura, TOK FM, awa, 18.10.2017

Spotkanie prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej z ministrem zdrowia

Spotkanie prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej z ministrem zdrowia (Adam Stepien/AG)

Ukraińcy lekarze nie będą masowo przyjeżdżać do pracy w Polsce – przekonuje szef Naczelnej Izby Lekarskiej. Jego zdaniem warunki, jakie oferuje polska służba zdrowia, wcale nie są wystarczająco zachęcające.

Rząd chce uprościć przepisy i ułatwić zatrudnianie lekarzy spoza Unii Europejskiej – podaje dziś „Dziennik Gazeta Prawna„. Dzięki tym planom możliwe będzie „załatanie dziury kadrowej i osłabienie presji płacowej w służbie zdrowia” – ocenia gazeta.

„Potrzeba rąk do pracy”

Ukraińscy lekarze to panaceum na niedostatki systemu ochrony zdrowia? – Na pewno nie. Gdyby z obecnie zatrudnionych lekarzy zdjąć obowiązki biurokratyczne, które mogłaby wykonywać sekretarka medyczna, kto wie, może nie trzeba by liczby lekarzy tak znacząco powiększać. Jeśli będziemy im tych obowiązków dokładać, to nie wystarczy nawet podwojenie ich liczby  – komentował w rozmowie z TOK FM Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.

Podkreślił, że na dzień dzisiejszy lekarzy jest zdecydowanie za mało i pomoc przyda się niezależnie od tego, z jakiego kraju miałaby pochodzić.

– Teraz bardzo potrzeba nam rąk do pracy, bo im gorzej zorganizowany system, tym więcej rąk do wożenia taczek potrzeba

– mówił.

Dodał, że nawet jeśli Polska stworzy ramy uproszczonego dochodzenia do pracy w Polsce, to Ukraińcy i tak do nas nie przyjadą. – Jestem o tym przekonany – zapewniał Hamankiewicz.

Według doniesień „GDP” ministerstwo chce stworzyć pomysł organicznego prawa wykonywania zawodu czyli Ukrainiec bez nostryfikacji mógłby pracować tylko w ściśle określonym miejscu.

– Z tą propozycją przedstawioną w prasie ja pogodzić się nie mogę i myślę, że minister Radziwiłł na takie rozwiązanie też nie będzie chciał przystać – stwierdził szef NIL, przypominając, że minister zdrowia był jednym z twórców obecnego systemu uznawania prawa wykonywania zawodu.

Hamankiewicz zwrócił też uwagę na ten aspekt pomysłu, który zakłada, że sprowadzeni lekarze mogliby wykonać pracę tylko w określonym miejscu i czasie.

– Takiemu człowiekowi, który będzie miał tylko jedną ofertę pracy w określonym szpitalu, każdy dyrektor szpitala zaoferuje najniższa płacę. Bardzo mi się nie podoba taka próba tworzenia z ukraińskich lekarzy pseudoniewolników

– stwierdził.

Szef Samorządu lekarskiego opowiadał, że od lat ukraińscy lekarze uczą się polskiego, nostryfikują dyplom, ale potem wracają do siebie.

– Już dziś widać, że bardzo wielu ukraińskich lekarzy che zapewnić sobie miejsce również w polskim systemie. Zdają  egzamin z języka polskiego, nostryfikują dyplom, ale nie podejmują pracy w Polsce – powiedział Hamankiewicz i wyjaśnił, że ukraińscy lekarze uważają, że organizacja pracy w Polsce nie jest odpowiednia, a i zarobki nie są wystarczające.

Po co w takim razie to robią? – Mówią, że chcą mieć pewność, że w razie potrzeby będą mogli przyjechać do Polski i żyć w wolnym kraju. Trzeba pamiętać, że oni żyją w ciągłym zagrożeniu – wyjaśnił szef NIL.

Czy ten pomysł wypłynął teraz, żeby przestraszyć strajkujących lekarzy rezydentów tym, że znajdą się inni na ich miejsce? – Nie sądzę, żeby to było na potrzeby tego protestu, ale konsekwencją takiego ruchu byłoby obniżenie płac. Nie wierzę jednak, że takie rozwiązanie wejdzie w życie – podsumował.

 

http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103454,22528892,to-proba-robienia-z-ukrainskich-lekarzy-pseudoniewolnikow.html

Posłanka Pawłowicz już wie, dlaczego strajkują lekarze.

Posłanka Pawłowicz już wie, dlaczego strajkują lekarze.

Posłanka PiS, Krystyna Pawłowicz świetnie rozumie, że coś z tą służbą zdrowia zrobić trzeba. Zwraca jednak uwagę, że rząd ma jeszcze 8 lat, by wprowadzić w życie zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia. W rozmowie z „Super Expressem” dziwi się więc, dlaczego młodzi lekarze są tak niecierpliwi i chcą zmian już, natychmiast. Przecież tak się nie da.

W tym strajku lekarzy musi być jakieś drugie dno, bo „Kto płaci za jednakowe czarne koszulki strajkujących młodych lekarzy i dla „zawodowo” wspierających ich grupek, np. aktorów? Były gotowe już w dniu rozpoczęcia akcji… (…) A kto płaci za plakaty? A za jedzenie dla strajkujących i głodujących? I za całą resztę niezbędnego, nie taniego oprzyrządowania strajkowo-głodowego?”. Podejrzliwość posłanki PiS nie ma granic. Wyraźnie sugeruje, że musi tu działać jakaś siła, która celowo nakręca obywateli, by występowali przeciwko władzy.

Teoria spiskowa, jak widać, ma się dobrze, jednak szkoda, że pani Pawłowicz nie rozumie jednego. Ludzie wychodzą na ulice, protestują, walczą o swoje, tylko w sytuacji, gdy władza jest nieudolna, oderwana od narodu, ślepa i głucha na głos obywateli. Nikt tu nikim nie steruje. Nikt nie zamierza przejąć rządów. Może więc dobrze byłoby, gdyby pani Pawłowicz zauważyła, że problem leży nie w tym, kto stoi za protestującymi, ale w kiepskiej polityce wewnętrznej obecnej władzy.

Tamara Olszewska

koduj24.pl

PiS–owski rząd zamierza zatrudnić jeszcze więcej lekarzy z Ukrainy

PiS–owski rząd zamierza zatrudnić jeszcze więcej lekarzy z Ukrainy

Zdaje się, że rządzący znaleźli sposób na protesty polskich lekarzy rezydentów. Po prostu ściągną jeszcze więcej lekarzy ze Wschodu, uproszczą warunki zatrudnienia i w tak prosty sposób „załatają”niedostatki kadrowe – czytamy na portalu dziennik.pl.

Rozmowy w tej sprawie już trwają. Jak mówi Milena Kruszewska, rzeczniczka Ministerstwa Zdrowia: – „Rozważamy skorzystanie z rozwiązań niemieckich, czyli przyznawania ograniczonego prawa do wykonywania zawodu w wyznaczonym miejscu pracy”. Dodajmy, że nawet bez konieczności uzupełniania różnic w wykształceniu – co raczej brzmi już groźnie.

W czasie pracy w Polsce lekarz ubiegałby się o pełne prawo wykonywania zawodu, niwelując te różnice. Minister Konstanty Radziwiłł o takiej ewentualności wspominał podczas sejmowej debaty dotyczącej strajku rezydentów.

Jak podaje portal, obecnie lekarze spoza Unii najpierw muszą nostryfikować dyplom i uzupełnić różnice w wykształceniu, zdać egzamin z języka polskiego (medycznego) i uprawniający do wykonywania zawodu. Według najnowszych danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce leczy w sumie 1137 obcokrajowców z 98 państw – przede wszystkim z Ukrainy pochodzi 306 lekarzy.

Natomiast od wejścia do UE z Polski wyjechało niemal 8 tys. lekarzy. Średni wskaźnik w Unii wynosi czterech lekarzy na tysiąc mieszkańców. W Polsce jedynie 2,3. Najgorzej jest w Wielkopolsce, gdzie mieszkańcy mają do dyspozycji 1,6 lekarza na tysiąc osób.

Tymczasem na Zachodzie polskich lekarzy witają z otwartymi rękami. Zarówno Niemcy, jak i państwa skandynawskie od dawna prowadzą aktywną politykę przyciągania lekarzy z Polski, co do których mają gwarancję dobrego wykształcenia. Zachętą są wyższe pensje, niektóre szpitale w Niemczech finansują nawet mieszkania.

Z kolei niektóre szpitale w Polsce – szczególnie w mniejszych miejscowościach – mają tak duże braki, że też oferują lekarzom szereg bonusów: służbowy samochód, mieszkanie czy bezpłatne szkolenia. To jednak nie zawsze działa – chętnych wciąż brakuje. Być może takie bonusy będą zachętą dla pracowników z Ukrainy czy Białorusi.

koduj24.pl

Rabiej: Jestem w stanie się założyć o skrzynkę ośmiornic, że Platforma nie wygra wyborów samorządowych w Warszawie

Rabiej: Jestem w stanie się założyć o skrzynkę ośmiornic, że Platforma nie wygra wyborów samorządowych w Warszawie

– Nasze serce jest absolutnie otwarte na rozmowy w Platformą w tej sprawie [wspólnego kandydata w Warszawie]. Jestem głęboko przekonany i jestem w stanie się założyć z panem redaktorem o skrzynkę ośmiornic, że Platforma Obywatelska nie wygra wyborów samorządowych w Warszawie. Że jeżeli będzie wystawiony kandydat z Platformy, to będzie to trzecia przegrana PO w wyborach – mówił Paweł Rabiej w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM.

– Rafał Trzaskowski jest bez wątpienia miłym i kompetentnym człowiekiem, ale ktokolwiek zostanie wystawiony przez Platformę nie wygra wyborców w Warszawie – dodał.

„W Warszawie nie jesteśmy jako Nowoczesna gotowi ustąpić, ale jesteśmy ustąpić w innych miastach, przecież wybory samorządowe to nie jest tylko Warszawa. Jest wiele innych miast”

 

Rabiej: W wyborach w Warszawie potrzebny byłby wspólny kandydat opozycji i najlepiej, żeby to nie był kandydat PO

– Zupełnie nie rozumiem pogubienia pana redaktora. Jestem kandydatem Nowoczesnej na prezydenta Warszawy. Wskazanym przez struktury i tu nic się nie zmieniło – mówił Paweł Rabiej w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM. Jak dodał:

„Można tutaj komplikować sprawę, ale fakt jest jeden. Rzeczywiście uważamy, że w wyborach samorządowych w Warszawie potrzebny byłby jeden, wspólny kandydat opozycji i najlepiej, żeby to nie był kandydat PO, ponieważ PO będzie miała w Warszawie trudno. Jestem wskazany, jako kandydat Nowoczesnej, trudno, żebyśmy teraz to wszystko odwracali”

 

Łapiński o poprawkach PiS: Ocenę prezydent przekaże osobiście prezesowi PiS w piątek

– Nie umiem [powiedzieć co PIS zaproponowało w poprawkach do projektów ustaw o SN i KRS]. Ten temat jest analizowany przez prawników, prezydenta i myślę, że na spotkaniu w piątek prezydenta z prezesem PiS to będzie jasne. To jest praca dla prawników i tę ocenę prezydent przekaże osobiście prezesowi w piątek – mówił Krzysztof Łapiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

 

Piasecki do Łapińskiego: Wiemy, że prawdopodobnie za miesiąc będzie rząd Kaczyńskiego

– Wiemy, że prawdopodobnie za miesiąc rządu Beaty Szydło nie będzie i będzie rząd Jarosława Kaczyńskiego – mówił Konrad Piasecki, pytając Krzysztofa Łapińskiego o możliwe przejście Krzysztofa Szczerskiego do MSZ.

– Wczoraj sam zainteresowany odpowiedział nie tyle że nie chce, co że się nie wybiera. Pan widzę, że już zna dobrze przyszłość, co będzie za miesiąc czy dwa – odpowiedział Łapiński.

Piasecki stwierdził, że oboje wiemy, co się mówi w PiS, że za miesiąc to prezes zostanie szefem rządu, na co rzecznik PAD odpowiedział: – Nie wiem, co się mówi w PiS. Mówię serio. Pracuję w Kancelarii Prezydenta.

 

Łapiński: Polityka zagraniczna w gestii PAD? Nie słyszałem, by taka propozycja padła podczas rozmów Duda-Kaczyński

– Nie słyszałem, by taka propozycja padła podczas rozmów między prezydentem a prezesem (…) Pamiętajmy, że zgodnie z Konstytucją, prezydent uczestniczy także w polityce zagranicznej, w porozumieniu z premierem i właściwym ministrem – mówił Krzysztof Łapiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Radiu Zet, pytany o propozycję Jarosława Kaczyńskiego „polityka zagraniczna w gestii prezydenta”.

 

Łapiński o wizycie Erdogana: Poruszane były różne tematy. Nawet takie, które są kłopotliwe dla drugiej strony

– Była szczera rozmowa, poruszane różne tematy. Prezydenci to, co mieli przekazać opinii publicznej, przekazali wczoraj na oświadczeniach. Poruszane były różne tematy. Nawet takie, które być może są w pewien sposób kłopotliwe dla drugiej strony i do tego się ograniczę – mówił Krzysztof Łapiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Radiu Zet, pytany o wczorajszą wizytę prezydenta Erdogana.

 

Karczewski: Nie wykluczam kandydowania na prezydenta Warszawy. Nie mówię tak ani nie

– Tego nie wiem [czy będę kandydował na prezydenta Warszawy]. Zobaczymy. Zastanawiamy się nad kandydaturą, prowadzimy w partii na ten temat rozmowę. Nie wykluczam. Nie mówię tak ani nie. Zastanawiamy się wspólnie, mamy jeszcze trochę czasu, nie podejmujemy jeszcze ostatecznej decyzji – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Piotrem Kraśko w TOK FM. Jak dodał:

„W wielu sytuacjach prowadziliśmy badania, niewykluczone że i również w tej sytuacji przeprowadzimy jakieś badania. Zresztą one są prowadzone, są jakieś wyniki badań, one się pokazują. Nie wiem jaka jest ich wiarygodność, ale też oczywiście je analizowałem, patrzyłem, zastanawiałem się. Decyzje przed nami”

 

HGW: Powiedziałam już, ze że nie planuje stawiania się przed KW. Komisja to szansa dla Jakiego

– Powiedziałam już, że nie planuje [stawiania się przed komisją weryfikacyjną]. Uważam że jest niekonstytucyjna i czekam na taki sąd, który wyinterpretuje, czy jest konstytucyjna czy nie, zastosuje się do orzeczenia sądu, tu nie ma wątpliwości. NSA napisał, że nie jest od oceny konstytucyjności i ciągle liczę, że póki jest stara ustawa o sądach, jest Konstytucja, która mówi, że orzeka się na podstawie Konstytucji któryś sąd – mam nadzieję – że dotknie Konstytucji i dlatego skarżę się do sądu – mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz w rozmowie z Piotrem Kraśko w TOK FM.

– Ona [komisja weryfikacyjna] ma charakter wybitnie polityczny. To oczywiście szansa dla pana Jakiego, żeby wystartować na prezydenta Warszawy, czego on zresztą nie ukrywa – dodała prezydent Warszawy.

300polityka.pl

Krzysztof Łapiński o propozycji szefa PiS

18.10.2017
Nie słyszałem, by taka propozycja padła podczas rozmów między prezydentem a prezesem – mówił w Radiu ZET Krzysztof Łapiński. Rzecznik prezydenta skomentował tymi słowami propozycję Jarosława Kaczyńskiego, aby polityka zagraniczna była „w gestii prezydenta”.
Krzysztof ŁapińskiFoto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Krzysztof Łapiński

Na początku października szef PiS w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, nawiązując do współpracy pomiędzy nim jako premierem a byłym prezydentem Lechem Kaczyńskim, stwierdził, że „w polskich warunkach możliwa jest umowa polityczna, co do podziału kompetencji, i to da się zrobić bez zmiany konstytucji”. – Oczywiście premier nie jest z nich wyłączony. Musi spotykać się, jeździć itd. Jednak dominującą rolę w moich czasach odgrywał ośrodek prezydencki. Na Rady Europejskie może jeździć też prezydent. Musi oczywiście uzgadniać stanowisko z rządem, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, by otrzymał pełnomocnictwo i reprezentował kraj – podkreślił.

Dzisiaj w Radiu ZET Łapiński zaznaczył, że o takiej prpozycji nie słyszał. – Pamiętajmy, że zgodnie z Konstytucją, prezydent uczestniczy także w polityce zagranicznej, w porozumieniu z premierem i właściwym ministrem – dodał.

 

onet.pl

O co walczy Marta Frej?

Marta Frej

 Marta Frej: Chciałabym poznać ludzi pracujących dla przyszłych pokoleń, a nie tylko dla siebie.  /  fot. Filip Miller  /  źródło: Newsweek

 

Marta Frej przyrzekała sobie nigdy nie wrócić do rodzinnej Częstochowy. Wróciła i od ośmiu lat próbuje uprawiać sztukę. Ale powoli zaczyna tracić siły. Myśli o wyjeździe.

Witamy w Polsce

Ten mem, który zainspirował Biragę, jest dla Marty Frej bardzo ważny. Dziewczyna w ludowym stroju ma podbite oko, w rękach trzyma chleb i sól. Napis: „Witamy w Polsce, kraju, który nie ratyfikował konwencji w sprawie przemocy wobec kobiet”.  – Powstał za czasów poprzedniego rządu, który długo zwlekał z ratyfikacją tej konwencji. W końcu ją podpisał. A obecna ekipa rozważa wycofanie się z niej. Ona zresztą i tak nie działa, a rząd właśnie zlikwidował telefon zaufania dla ofiar przemocy. Wszyscy cytują statystyki, z których wynika, że gwałtów nie ma u nas wiele, ale nikt się nie zastanowił, ile zgwałconych kobiet w ogóle nie zgłasza się na policję i dlaczego. To jest coś, co nie daje mi spokoju – mówi Frej.

Narysowała do tej pory jakieś 900 memów. Był czas, gdy powstawały dwa, nawet trzy dziennie. – Ostatnio zwolniłam tempo, może już wyczerpałam większość tematów – uśmiecha się.

W zeszłym tygodniu wrzuciła na Facebooka kilka nowych rysunków. Na przykład taki: dziewczynka uczy swoją lalkę: „Nie garb się, nie hałasuj, nie wariuj, nie marudź, nie brudź się, nie wydziwiaj. Bądź sobą”. I jeszcze jeden: gospodyni domowa obiera ziemniaki. I pyta: „Skoro jestem tak głupia i nieodpowiedzialna, że nie mogę decydować o własnej macicy, dlaczego nikt nie boi się jeść tego, co gotuję?”.

Często pytają ją, które memy są dla niej najważniejsze. Odpowiada, że było kilka przełomowych. – Na pewno „Puszczamy się, kiedy chcemy”, który został wyhaftowany na sztandarze. Zrobiłam sobie z nim zdjęcie pod Radiem Maryja, co niektórzy uznali to za akt niezwykłej odwagi. Nie rozumiem dlaczego. To w końcu tylko rozgłośnia, a nie świątynia.

Ważne były również te najbardziej znane rysunki: dziewczyna z nożem w dłoni i hasło: „Ziemniaki to ja mogę obierać w Zachęcie”. I jeszcze ten z dwiema elegantkami w parku: „Może pójdziemy do kościoła? Dobrze, a potem na Golgota Piknik, dla zrównoważonego rozwoju”.

No i oczywiście mem pierwszy, od którego wszystko się zaczęło: pan Darcy z „Dzienników Bridget Jones” mówi: „Kocham kobiety zadbane intelektualnie”. – Dostałam pierwszy w życiu tablet, chciałam zobaczyć, jak się na nim pisze. I przyszło mi do głowy zdanie, jakie mógłby powiedzieć pan Darcy – opowiada Frej.

Wrzuciła obrazek do sieci, a on strasznie się spodobał. – I wtedy zobaczyłam, że memy działają tak, jak nigdy nie działały moje obrazy. Podobały się, ale nie budziły większych emocji. A tu nagle wywiązała się dyskusja, ludzie zaczęli opowiadać swoje historie – wspomina. Odpuściła trochę malowanie. Obrazy wymagają czasu, a memy dają natychmiastową satysfakcję.

Marta Frej:Ludzie nie chodzą do galerii sztuki współczesnej, bo boją się, że czegoś nie zrozumieją i wyjdą na ignorantów. My postanowiliśmy to zmienić.

Często opowiada w nich o sobie: „Mam 40 lat, nadwagę, zmarszczki, cellulitis i czuję się sexy… Bo kto mi zabroni?”. Albo przyznaje się do braku pieniędzy: „Niezdolna to ja jestem kredytowo”.

– Martę złości otaczający ją patriarchalny świat. Od kobiet, które przychodzą na jej wystawy, ciągle słyszy, że nie chcą być skazane na role społeczne, jakie im wyznaczono. Że chciałyby urządzić świat po swojemu – mówi Tomasz Kosiński, życiowy i zawodowy partner rysowniczki.

– Mówią, że wyraziłam to, co czują. Dziękują mi. Wiedzą, że jestem taka jak one, bo nigdy nie byłam dziewczyną z dużego miasta. Mój feminizm bierze się z życiowych doświadczeń – dodaje Frej.

Dużo jeździ po Polsce, w ostatnich dwóch latach miała przeszło pięćdziesiąt wystaw. – Staram się nie odmawiać, bo w tych małych miastach i miasteczkach moja wystawa jest rzeczywiście wydarzeniem. Ludzie chcą porozmawiać, zrobić zdjęcie, dostać autograf. To bardzo wzruszające momenty – opowiada.

W czasie wyjazdów dowiaduje się, że istnieją różne Polski. I że to coś więcej niż podział na Polskę A i Polskę B. Że różnica poziomów życia, a nawet sposobów myślenia jest ogromna. – Takie podróże to doświadczenie, które przydałoby się wielu środowiskom, zarówno tym związanym z władzą, jak i akademickim. Bo czasem mam wrażenie, że mówią o zupełnie innym świecie niż ten, który ja znam.

To tylko fragment tekstu „Mam ostatnie życie” o Marcie Frej.

 

Newsweek.pl

Błaszczak kontra Macierewicz. RMF o KULISACH odwołania prezesa PWPW

RMF FM informuje o nowym konflikcie w rządzie. Jego stronami mają być szef MSWiA i szef MON, osią – odwołanie prezesa PWPW.

„Nowy konflikt w rządzie. To Mariusz Błaszczak odwołał prezesa Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych – zaufanego człowieka Antoniego Macierewicza. Głównym powodem dymisji Piotra Woyciechowskiego było sabotowanie prób uporządkowania sytuacji w zakładzie i podporządkowania PWPW Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji” – informuje RMF FM.

W poniedziałek Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych poinformowała, że rada nadzorcza spółki odwołała Piotra Woyciechowskiego z funkcji prezesa PWPW. Spółka zaprzeczyła jednocześnie medialnym doniesieniom jakoby zarząd uczestniczył w nagrywaniu rozmów związkowców. Jak podawały „Fakt” i RMF FM, związkowcy z PWPW mieli zostać nagrani w jednej z kawiarni w pobliżu PWPW, a nagrania z podsłuchów miały trafić pocztą elektroniczną do członków dwóch największych związków zawodowych w Wytwórni.

We wtorek MSWiA, które sprawuje nadzór nad PWPW, poinformowało, że Piotr Woyciechowski został odwołany przez radę nadzorczą spółki z funkcji prezesa PWPW ze względu na nasilający się konflikt z pracownikami i związkami zawodowymi. Spór ten – stwierdzono – „uniemożliwiał sprawne i właściwe działanie Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.

dziennik.pl

Prof. Żerko: Stosunki polsko-niemieckie niech kształtują dorośli [OPINIA]

Trwająca w Polsce zimna wojna domowa nie mogła ominąć stosunków z Niemcami. Kształt relacji z zachodnim sąsiadem, sojusznikiem i największym partnerem gospodarczym stał się jednym z głównych pól starcia między obozem rządzącym a opozycją.

Emocjonalnie antyniemieckie wypowiedzi niektórych przedstawicieli partii rządzącej idą w parze z nakręcaniem niechęci wobec Berlina przez państwową telewizję oraz obsesyjnymi czasem atakami na Niemcy na łamach części prorządowej prasy. O płytkiej antyniemieckości pisał niedawno w „DGP „Piotr Maciążek. Szkoda, że w dalszych wywodach także on sięgnął po retorykę zaklinającą mityczne polsko-niemieckie pojednanie.

Z drugiej strony działacze opozycji i komentatorzy wrogo lub niechętnie nastawieni wobec obozu sprawującego władzę traktują każdą próbę zweryfikowania kondycji polsko-niemieckiego partnerstwa jako zamach na świętość. Pojawiają się rytualne odwołania do listu polskich biskupów z 1965 r., do mitu pojednania czy znaku pokoju przekazanego w 1989 r. przez kanclerza Helmuta Kohla premierowi Tadeuszowi Mazowieckiemu w Krzyżowej.

Nie mam zamiaru pisać o rzekomej symetrii między tymi dwiema postawami. Wbrew popularnemu porzekadłu rzadko się zdarza, by prawda leżała pośrodku. W tym przypadku obraz zaciemnia postawa dużej, może nawet przeważającej części ekspertów i komentatorów specjalizujących się w problematyce niemieckiej. Słusznie ubolewają oni, że relacje między dwoma państwami pogarszają się od schyłku 2015 r. i obecnie są dalekie od sielankowego (przynajmniej na zewnątrz) stanu stosunków wzajemnych w okresie premierostwa Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Tyle tylko że gdy czytam, jak to Polska wraz z Niemcami i Francją wpływała do 2015 r. na politykę UE, ogarnia mnie niejaki frasunek.

Apele, by relacje z Berlinem były jak najlepsze, są typowe dla niektórych środowisk eksperckich. To fetyszyzowanie stosunków z Niemcami zdaje się zastępować poważniejszą refleksję na temat zbieżności i różnic interesów RFN i Polski. Jak najlepsze stosunki z Niemcami nie mogą być celem samym w sobie, lecz narzędziem, za pomocą którego można realizować interesy.

Jednym z najnowszych przykładów skrajnej jednostronności w przedstawianiu i interpretowaniu relacji Warszawa – Berlin stał się raport polsko-niemieckiego konwersatorium znanego jako Grupa Kopernika, składającego się z naukowców i dziennikarzy z obu krajów. Aktualny skład tego powołanego w 2000 r. gremium nie jest znany, dokument podpisali dr Kazimierz Wóycicki oraz prof. Dieter Bingen, obecny szef założonego w 1980 r. Deutsches Polen-Institut w Darmstadt. Projekt był przez kilkanaście lat wspierany przez niemiecką Fundację Roberta Boscha. Nie wiem, kto obecnie finansuje Grupę.

W opublikowanym w sierpniu dokumencie podsumowano refleksje uczestników ostatniego spotkania Grupy. Winą za pogorszenie stosunków polsko-niemieckich obciąża się wyłącznie rząd w Warszawie. W memoriale słusznie się podkreśla, że obecne rządy Polski i Niemiec różnią się „w podejściu do pilnych wyzwań polityki międzynarodowej”, ale dalsze wywody nie pozostawiają złudzeń co do politycznych i ideologicznych sympatii autorów.

Dokonana przez Grupę Kopernika ocena sytuacji wewnętrznej w Polsce i zachodzących w kraju zmian („demonstracyjne kwestionowanie zasad demokracji”, „odmienna ocena zasad wolności mediów, nauki i kultury” itd.) mogłaby śmiało znaleźć się w przemówieniu któregoś z liderów Platformy Obywatelskiej czy Nowoczesnej. Z kolei to, co się dzieje w Polsce, wywołuje w Niemczech po prostu „troskę i zaniepokojenie”. Tak jakby niemieckie media nie były wypełnione jednostronnymi, niekiedy absurdalnymi czy nawet zmanipulowanymi relacjami znad Wisły.

Eksperci Grupy nie szczędzą zarzutów pod adresem polskiego rządu. Wielce naganna staje się zatem sympatia dla administracji Donalda Trumpa („oparta na rzekomym ratowaniu wartości chrześcijańskich i cywilizacji Zachodu”), ale też brak „otwarcia się na migrantów pochodzących z innych kultur” czy powściągliwość w sprawie przystąpienia do strefy euro. Nawet reforma szkolnictwa polegająca m.in. na likwidacji gimnazjów okazuje się w tym ujęciu ciosem zadanym w dobre stosunki polsko-niemieckie, gdyż… może utrudnić wymianę dzieci i młodzieży.

W tym ujęciu zasadniczym grzechem Polski jest to, że nie dostosowuje strategii i polityki zagranicznej do Niemiec (i Francji). Zdaniem Grupy to po stronie Polski leży wina, że oba nasze kraje w przyszłości „należeć będą do obozów w Europie różnych prędkości, a to będzie miało bezpośrednie negatywne skutki dla sąsiedztwa polsko-niemieckiego”. Trudno o lepszą ilustrację postrzegania roli Polski w Europie jako kraju mogącego realizować interesy, wyłącznie opierając się na Niemczech. Eksperci zamykają oczy na przypadki lekceważenia przez Berlin polskich interesów i ugruntowujące się nad Szprewą protekcjonalne traktowanie słabego i ubogiego sąsiada.

Także dyskutowana od niedawna sprawa należnych, a odebranych Polsce niemieckich reparacji wojennych wywołała głosy sprzeciwu części środowisk, postrzegających ten problem wyłącznie jako czynnik psujący stosunki bilateralne. Wspomniany wyżej dr Wóycicki pisał, że przypominanie o reparacjach „budzi najpoważniejsze wątpliwości z punktu widzenia polskiej racji stanu”, gdyż „Berlin stoi na jednoznacznym stanowisku odmowy płacenia Polsce”, co niejako naturalną koleją rzeczy doprowadzi do pogorszenia relacji z RFN. Mało tego: domaganie się od Niemców zadośćuczynienia za zbrodnie i zniszczenia okresu wojny „nie służy pokojowi i pojednaniu”, „prowokuje po obu stronach złe emocje” i dlatego „z założenia jest działaniem niemoralnym”.

W znanej anegdocie Tadeusz Boy-Żeleński opatrzył swój przekład „Rozprawy o metodzie” Kartezjusza opaską z napisem „tylko dla dorosłych”. Również przeszły, obecny i przyszły kształt stosunków z Berlinem warto analizować w sposób dojrzały, wolny zarówno od antyniemieckich obsesji, jak i infantylnego przywiązania do „retoryki pojednaniowej”. To, że Niemcy są Polsce potrzebne chociażby z powodów geopolitycznych, nie ulega wątpliwości. Polska jednak nie może przyzwyczajać się do roli łatwego i w związku z tym lekceważonego partnera.

dziennik.pl

Macierewicz: oddaję do sądu sprawę publikacji „Faktu”

Szef MON Antoni Macierewicz poinformował, że „w związku z fałszywymi informacjami opublikowanymi w dzienniku ‚Fakt'” oddaje sprawę do sądu. Chodzi o opublikowany we wtorek artykuł pt. „Od ćwierć wieku w służbie Macierewicza”.

Artykuł „Faktu” poświęcony jest temu, kim jest pułkownik Piotr Wroński – jak napisano – „pracujący obecnie dla Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych”.

W przekazanym PAP we wtorek wieczorem przez MON oświadczeniu Antoniego Macierewicza napisano, że „Dziennik ‚Fakt’ w artykule pt. ‚Od ćwierć wieku z Macierewiczem’ opublikował informację, że były funkcjonariusz SB Piotr Wroński ‚z polecenia ówczesnego szefa MSW Antoniego Macierewicza’ zgłosił się do Piotra Woyciechowskiego celem przekazania swojej wiedzy na temat służb bezpieczeństwa”.

„Informuję, że stwierdzenie to jest niezgodne z prawdą. Pana Wrońskiego po raz pierwszy zobaczyłem w którymś z programów telewizyjnych w 2015 roku. Nie znam go ani służbowo, ani osobiście” – napisał Macierewicz.

Poinformował też, że „w związku z fałszywymi informacjami opublikowanymi w dzienniku ‚Fakt’ 17 października 2017 r.” oddaje tę sprawę do sądu.

Według publikacji „Faktu” Wroński „rozpoczął współpracę z SB jeszcze na studiach, by na pełny etat trafić w 1982 r.”. „Fakt” napisał m.in., że Wroński rozpracowywał środowiska Radia Wolna Europa oraz podziemnej „Solidarności”, a w 1990 r. przeszedł weryfikację i trafił do Urzędu Ochrony Państwa.

„Fakt” napisał – powołując się na byłych pracowników UOP, że Wroński wraz z kilkoma innymi oficerami, zgłosił się w 1992 r. do ówczesnego szefa UOP Piotra Naimskiego i miał zadeklarować chęć współpracy oraz gotowość do ujawnienia meotd oraz agentów SB w „Solidarności”.

„Z polecenia ówczesnego szefa MSW Antoniego Macierewicza Wroński przekazał swoją wiedzę na ten temat Piotrowi Woyciechowskiemu. Ten był wówczas szefem Gabinetu Studiów ministra Macierewicza” – napisał „Fakt”.

W poniedziałek Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych poinformowała, że Rada Nadzorcza spółki odwołała Piotra Woyciechowskiego z funkcji prezesa PWPW. Spółka zaprzeczyła jednocześnie medialnym doniesieniom jakoby zarząd uczestniczył w nagrywaniu rozmów związkowców. Jak podawały „Fakt” i RMF FM, związkowcy z PWPW mieli zostać nagrani w jednej z kawiarni w pobliżu PWPW, a nagrania z podsłuchów miały trafić pocztą elektroniczną do członków dwóch największych związków zawodowych w Wytwórni.

We wtorek MSWiA, które sprawuje nadzór nad PWPW, poinformowało, że Piotr Woyciechowski został odwołany przez radę nadzorczą spółki z funkcji prezesa PWPW ze względu na nasilający się konflikt z pracownikami i związkami zawodowymi. Spór ten – stwierdzono – „uniemożliwiał sprawne i właściwe działanie Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.

rp.pl

Polak, Turek, duży kłopot

17.10.2017
wtorek

PiS zagrał na nosie Unii Europejskiej i USA. Gdy szef Komisji Europejskiej ogłasza, że dziś – słusznie – nie widzi dla Turcji Erdogana miejsca w UE, prezydent Duda zapewnia, że Polska pod rządami PiS miejsce dla Turcji jak najbardziej widzi.

Gdy stosunki dwustronne między Niemcami – gdzie żyje największa w Unii mniejszość turecka – i Stanami a obecną Turcją odnotowują zgrzyt za zgrzytem, dygnitarze pisowskiej władzy przyjmują w Warszawie ,,sułtana’’, Zachód się dziwi, a Kreml cieszy. Wbijanie klina między państwa zachodnie to dziś stały element kremlowskiej polityki zagranicznej. Ale czemu mamy w tym pomagać Rosji?

Może dlatego, że kierunek wytyczył poseł Kaczyński. Jeszcze przed puczem chwalił Turcję, za to, że jest państwem ,,poważnym’’, bo wymieniła władze i przebudowała elity. Nie wchodził w szczegóły, jaki kosztem , i stawiał Turcję PiS-owi za przykład. Po puczu ani on, ani politycy obecnej władzy wyraźnie od Erdogana i jego metod się nie odcięli.

Tymczasem nie wiadomo do końca, czy pucz nie był prowokacją, mającą posłużyć ekipie rządzącej za pretekst do rozprawienia się z turecką opozycją. Wiadomo, że po jego zduszeniu ruszyły masowe represje, a Zachód nie mógł zareagować jak powinien, bo Turcja jest mu potrzebna na południowej flance NATO.

Tak czy inaczej, Kaczyński był pod wrażeniem ,,reform’’ Erdogana, który przekształcał Turcję w kraj demokracji fasadowej i państwo umiarkowanie islamskie. A Duda zaprosił go do Polski. Po co? Nawet gdyby miała przynieść wymierne korzyści gospodarcze, to jej kontekst jest taki, że przyniesie Polsce szkody polityczne i wizerunkowe w stolicach zachodnich, bo dziś Erdogan nie jest w nich mile widziany.

Czy polska prawica ma problem z tym, że prezydent Duda z PiS-em pomagają propagandzie tureckiej pokazać, że Erdogan nie jest izolowany w całej Unii? Że jest na cenzurowanym organizacji praw człowieka, nie tylko polityków europejskich? Że islamizuje świecką republikę turecką, w której meczet był podporządkowany rządowi?

W końcu poseł Brudziński przy okazji ,,różańca do granicy’’ przypomniał przed kamerami TV, że Jan III Sobieski powstrzymał nawałnicę muzułmańską, a to była przecież wojna chrześcijaństwa z imperium tureckim. Jak to wszystko wytłumaczyć pisowskiemu elektoratowi, niech się martwią pisowscy spin-doktorzy. Ale za wizytę należy się polityczna dwója.

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Duda obiecuje poprzeć starania Turcji dotyczące wstąpienia do UE

Wizyta Erdoğana w Polsce to znak, że PiS nie rozumie światowej polityki

Polska chce Turcji w Unii Europejskiej. Problem w tym, że nie chce tego ani Turcja, ani reszta Unii.

Wtorkowa wizyta Recepa Tayyipa Erdoğana przyniosła „radość i satysfakcję” prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Turek w Warszawie usłyszał to, czego chyba nie usłyszy już nigdzie indziej na kontynencie, a mianowicie że „Polska popierała, popiera i będzie popierać starania Turcji o wstąpienie do UE” (nawet Angela Merkel już tak nie mówi). Dla części polskich komentatorów ta wizyta była jednak powodem do wstydu: Polska, jako pierwszy kraj Unii, przyjęła Erdoğana po fali czystek i aresztowań, jaką ten przeprowadził w Turcji po zeszłorocznym (nieudanym) zamachu stanu.

Pierwszy odruch po tej wizycie to oburzenie. Jakim krajem stała się Polska, że z pełną pompą przyjmujemy jawnego autokratę, który wsadził już za kratki dziesiątki tysięcy przeciwników politycznych i więzi też największą liczbę dziennikarzy na świecie? I temu właśnie człowiekowi, który uczynił z własnego państwa dojną krowę dla swoich bliskich i kolegów, obiecujemy nasze poparcie w Brukseli.

Drugi odruch jest pragmatyczny: to wszystko powyżej to prawda. Ale… Dzięki Turcji udało się powstrzymać niekontrolowany napływ migrantów z Bliskiego Wschodu do Europy. Dzięki tureckiemu wywiadowi, cokolwiek złego by o nim powiedzieć, setki potencjalnych terrorystów nie dotarło nad Bosfor i dalej do Europy. Turcy używają przy tym nagannych metod? Ok, ale gdyby nie oni, to sami musielibyśmy to robić.

Różnica pomiędzy Polską a innymi krajami Unii, szczególnie Francją i Niemcami, polega na tym, że nasi zachodni partnerzy potrafią dwa powyższe odruchy ze sobą pogodzić. Nie oburzają się pryncypialnie na łamanie praw człowieka w Turcji, ale też przypominają o tym przy każdym spotkaniu z Erdoğanem (vide ostatni wywiad Emmanuela Macrona dla „Spiegla”). Nie czerpią też satysfakcji z robienia z nim interesów, wychodząc z założenia, że Turcja z dnia na dzień nie odpłynie od Europy. Ale też już od dawna nie obiecują mu członkostwa UE. W niektórych kręgach to się nazywa „robienie polityki”.

U nas ta umiejętność jest w zaniku. Rząd PiS co rusz opowiada o moralnej zgniliźnie Zachodu, który wiele się od nas może nauczyć. A potem rozwija czerwony dywan przed Erdoğanem i obiecuje mu swoje wstawiennictwo w Brukseli, co w obecnej sytuacji może mu tylko zaszkodzić.

Czy Polska stanie się drugą Turcją?

Z okazji wizyty prezydenta Erdoğana w Warszawie warto też spojrzeć na Turcję jak na lekcję ostrzegawczą dla nas. Jarosław Kaczyński – wbrew temu, co mu się zarzuca – nigdy nie powiedział, że chce skopiować w Polsce model turecki (wystarczy uważnie przeczytać słynny wywiad, którego udzielił portalowi wpolityce.pl). Ale możemy kiedyś ten model skopiować nieintencjonalnie.

Współczesna Turcja to modelowy przykład demokracji większościowej. Erdogan – z małymi wyjątkami – nie musiał fałszować kolejnych wyborów, aby je wygrywać nieprzerwanie od 2002 r. Po prostu, większość Turków popierała jego politykę, a duża część z nich robi to nadal. Turcją rządzi większość, nie zważając na prawa mniejszości, a tym bardziej jednostek. Było to możliwe dzięki rozmontowaniu wszystkich hamulców, które demokrację ograniczają.

Jednak Erdoğan nie był autokratą od początku. W pierwszych latach u władzy z dużym prawdopodobieństwem szczerze wierzył, że rozwibrowanie starego systemu politycznego, upodmiotowienie społeczeństwa i dążenie do członkostwa w UE będzie dobre dla Turcji. Z czasem jednak, gdy puszczały kolejne hamulce w postaci wolnych mediów czy sądów, poczuł że może więcej. I chciał więcej. Nie trzeba tu zaprzęgać wielkich teorii spiskowych o tajnych zamiarach, które ujawniły się dopiero z czasem – tak się zdarza z ludźmi, którzy zbyt długo dzierżą władzę.

Jak skrócić kolejki w sądach? Zamknąć drogę do sądu!

Rząd „usprawnia” sądownictwo. Dlatego podnosi opłaty sądowe przeszło trzykrotnie, żeby mniej spraw wpływało do sądów.

Kiedy sprawy w sądach będą się toczyły sprawniej? Jeśli będzie ich mniej wpływało. Kiedy będzie ich mniej wpływało? Jeśli podniesie się opłaty sądowe. Więc rząd podnosi je przeszło trzykrotnie: z 30 do 100 zł.

Jeśli w statystykach sprawy będą załatwiane szybciej – rząd ogłosi, że to dzięki jego reformom. A to, że owe reformy zamkną ludziom niezamożnym drogę do sądu – to już będą wiedzieć tylko specjaliści. Opinia publiczna dostanie liczby potwierdzające sukces reformy PiS.

Sędziowie (z którymi rząd oczywiście pomysłu nie konsultował) zwracają uwagę, że liczba spraw wcale nie musi spaść, bo gros osób, które zarzucają sądy niepotrzebnymi sprawami, to osoby z syndromem pieniaczym, ale też o niskim statusie majątkowym. A im – według prawa – przysługuje zwolnienie z opłaty sądowej. Skutek może więc być taki, że osoby, które mają naprawdę ważną życiową sprawę, ale dochody ponad minimum socjalne lub np. jakąś nieruchomość (choćby mieszkanie), nie dostaną zwolnienia z kosztów ani prawa do pełnomocnika z urzędu. Więc nie wniosą sprawy do sądu.

Co wtedy powie PiS? Ano, że to wina złych sędziów! Bo to sąd decyduje o zwolnieniu z kosztów. A pieniądze na owo zwolnienie idą z sądowej kasy. Więc im więcej osób zostanie zwolnionych z kosztów i dostanie pełnomocnika z urzędu, tym bardziej opróżni się sądowa kasa. I efekt jest jak w szpitalach pod koniec roku budżetowego: braknie pieniędzy na kolejne przypadki.

Prawnicy (w tym sędziowie) od lat postulują, by decyzje o zwolnieniu z kosztów przenieść np. do administracji. Ale wtedy to administracja byłaby tym złym, który odmawia. Nie mówiąc już, że miałaby dodatkowe obowiązki, na które pewnie rząd nie dałby etatów.

Opłaty sądowe w Polsce

Polska ma na koncie przegrane przed Trybunałem w Strasburgu sprawy o wysokość opłat sądowych: Trybunał Praw Człowieka uznał je za naruszenie prawa dostępu do sądu. Ale dalej mamy jedne z najwyższych opłat sądowych w Unii Europejskiej. I najwyższą liczbę spraw na sędziego. Według portalu iudex.pl w 1995 roku miesięcznie do każdego sędziego wpływało statystycznie 60 spraw. W 2016 – 126. Widać więc, że zaporowe opłaty sądowe nie odstraszają pieniaczy.

Od lat wiadomo też, że sytuację może polepszyć jedynie pozasądowe załatwianie spraw. Nie chodzi tylko o tzw. zmniejszenie kognicji, czyli rodzaju spraw z którymi można do sądu pójść. Chodzi też o popularyzację mediacji i sądów polubownych (np. w sprawach konsumenckich). A także darmowe poradnictwo prawne z prawdziwego zdarzenia. Dzięki niemu sprawy mogłyby być załatwiane bez konieczności angażowania sądu. A te, które do sądu trafią mogłyby być szybciej załatwiane, dzięki profesjonalnemu przygotowaniu pism sądowych.

Rząd PO-PSL wprowadził ustawę o nieodpłatnej pomocy prawnej, ale już na etapie ogłaszania jej założeń wiadomo było, że obliczona jest raczej na efekt propagandowy w nadchodzących wyborach, niż na rozwiązanie problemu: mało kto spełnia kryteria, by móc z tych porad korzystać, wyeliminowano większość dotychczas udzielających porad organizacji pozarządowych, zawężono zakres pomocy, uniemożliwiono korzystanie z nich telefonicznie lub przez internet. Z raportu, który po roku działania ustawy przygotował Instytut Spraw Publicznych wynika, że tyko 3 proc. uprawnionych skorzystało z tej pomocy.

System nie działa. Żeby działał, trzeba zmienić przepisy i dodać pieniędzy. A PiS dodać nie chce. Bo co prawda, ogłasza ekonomiczny sukces, budżet podobno puchnie od wpływów, ale na sądy czy ochronę zdrowia więcej nie będzie. Ma być za to 2,6 miliarda złotych na program MON „Strzelnica w każdym powiecie”. Bo Polacy muszą się przygotować do wojny.

polityka.pl