Półprawdy Morawieckiego i strategia młotka

Mateusz Morawiecki ruszył na podbój Europy, zaczyna od Niemiec. Podbojem ma być to, co PiS zniszczył i utracił, czyli odbudowa wizerunku Polski, wpłynięcie na to, aby struktury unijne wycofały się z procedur uruchomienia artykułu 7 Traktatu UE, czyli ewentualnych sankcji. Celem głównym zaś jest, aby za dużo nie utracić funduszy unijnych w nowym rodziale budżetu na okres po 2020 roku.

Przed spotkaniem z kanclerz Angelą Merkel premier udzielił wywiadu „Die Zeit”, który został przedrukowany przez „Gazetę Wyborczą”. Już na tym poziomie w PiS słychać, iż wywiad został udzielony medium niemieckiemu, a nie polskiemu. Typowe pisowskie szuru-buru, aby wciskać kit swojemu ciemnemu ludowi. „Wyborcza” współpracuje z „Die Zeit” w ramach wymiany materiałami w najważniejszych europejskich gazetach, przedruki są w nich codziennością. Morawiecki wszak nie udzielił wywiadu jakiemuś „Beobachter”, aby mogła wywiad przedrukować „Gazeta Polska Codziennie”.

„Wyborcza” wywiad z Morawieckim poddaje analizie i wytyka 6 półprawd, które ten raczył zaserwować niemieckiemu czytelnikowi. Polski dziennik nazywa to patriotycznie półprawdami, acz to są nieprawdy, gdyż w naturze logiki nie występuje pojęcia półprawdy. Wypowiedzi Morawieckiego ciągle są traktowane z taryfą ulgową.

Zniszczenie przez PiS trójpodziału władzy Morawiecki zwala na język, jakoby to miało być wynikiem „nieporozumień semantycznych i proceduralnych”, a przy tym kłamie, ile wlezie, uciekając się do takich sztuczek, jak podwyższenie ilości sądów do 760, a jest ich w całym kraju 377, aby zmiejszyć skalę odwołań w nich prezesów – przynajmniej 75 – przez Zbigniewa Ziobrę. Chachmęcenie niegodne dorosłego człowieka.

Tego rodzaju półprawdy rzecze Morawiecki. Wg premiera przez 70 lat Polska nie wyjaśniała swojego stanowiska na świecie, przyszedl PiS… i wyjaśnia. W Polsce wiemy, że partia Kaczyńskiego kłamie na potegę, a na świecie ośmiesza nas. Ten wywiad ma zresztą taką wymowę, choć jest on bardziej elegancki niż „zwycięstwo” 1:27 Beaty Szydło.

Ani Niemcy się nie nabiorą na „półprawdy” Morawieckiego, ani Bruksela. Mamy do czynienia z retoryczną zmianą strategii. Podobno polskie służby  dyplomatyczne negocjują z Komisją Europejską wstrzymanie procedur dotyczacych art. 7, a tym samym, aby nie zostosowana została filozofia wyrażona przez unijną komisarz sprawiedliwości Verę Jourovą, iż podział wszystkich europejskich funduszy na okres po 2020 roku będzie związany z zachowaniem praworządności.

Podobno – bo na razie poruszamy się w sferze „podobno” – PiS w negocjacjach z Brukselą chce poświęcić Zbigniewa Ziobrą, który ma być dymisjowany. Tym samym mogloby dojśc do sytuacji, iż Solidarna Polska wyszłaby z pisowskiej koalicji Zjednoczonej Prawicy, na jej miejsce wszedłby ojciec premiera Kornel Morawiecki z kilkoma posłami, którzy weszli do Sejmu z list Kukiz ’15. Czy tak się stanie? O tym spekulują polscy dziennikarze korespondujący z Brukseli.

Na taki handelek Bruksela nie pójdzie. Takie decyzje musiałyby być poparte prawem, tzw. ustawy sądownicze musiałyby być znowelizowane, a tym samym pozycja Andrzeja Dudy – parafującego – uległaby dalszej degradacji. To bardzo subtelna gra, o którą nie podejrzewam polityków PiS, w tej partii stosowana jest toporna strategia młotka. Przede wszystkim Kaczyński wzmocniłby pozycję Morawieckiego swoim kosztem, a o to nie podejrzewam prezesa PiS.

 

 

UE zmienia strategię wobec Polski. W PiS już wiedzą, że musi polecieć głowa ministra?

Wczoraj potwierdziły się doniesienia z ostatnich dni, że Komisja Europejska na poważnie rozważa powiązanie sposobu rozdzielania budżetu Unii Europejskiej z kwestią praworządności. Wczoraj oficjalną już propozycję w tym zakresie przedstawił przewodniczący KE Jean-Claude Juncker na konferencji prasowej. Dokument określający zasady ustalania budżetu po 2020 r. trafi teraz pod dyskusję przywódców 27 państw Wspólnoty. To bardzo zła wiadomość dla Polski, wobec której KE ma zastrzeżenia właśnie w kwestii praworządności.

“Jest to również chwila na to, by rozważyć związek między finansowaniem ze środków UE i tym, jak wzmocnić poszanowanie podstawowych wartości UE. Każdy taki mechanizm musiałby być przejrzysty, proporcjonalny i prawnie niepodważalny” – czytamy w dokumencie KE.

Tymczasem sam Juncker w kwestii sporu z Polską zaskakuje, przekonując że są spore szanse, żeby stanowisko Polski ewoluowało w kierunku Komisji, a stanowisko Komisji nieśmiało w stronę Polski“. Wypowiedź Junckera oznacza, że Komisja Europejska wierzy w kompromis z Polską i na niego liczy, ale ustępstwa muszą być po obu stronach. Tak jest w każdym prawdziwym kompromisie– komentuje jeden z dyplomatów. –Nikt nie jest absolutnie zadowolony, bo każdy trochę ustąpił. Z wypowiedzi Junckera wynika, że doszło do dużego zbliżenia stanowisk. Oczywiście musi nadejść moment prawdy, czyli moment wyłożenia kart na stół. Na to, że to unijni urzędnicy postanowili zastosować klasyczną metodę kija i marchewki, zwrócił wczoraj uwagę Michał Szułdrzyński z “Rzeczpospolitej”.

Nowa taktyka Brukseli. Juncker mówi o zbliżeniu z Polską, Oettinger zapowiada uzależnienie wypłat funduszy UE od stanu praworządności. Kij i marchewka.
Ciekaw jestem reakcji ze strony Polski

 

W PiS muszą już rozumieć, że dalsze trwanie sporu z Komisją Europejską może być dla tej władzy zabójcze – gdyby bowiem doszło do znacznego ograniczenia środków z UE to poważnie zagrożone byłyby programy prosocjalne i wzrost gospodarczy w Polsce. Tego w czasie rozpoczynającego się lada moment maratonu wyborczego partia Kaczyńskiego z pewnością by sobie nie życzyła. Prezes PiS uświadomił sobie najwyraźniej, że jeśli wroga nie można pokonać, to trzeba zacząć się z nim układać na maksymalnie korzystnych warunkach.Zbyt duża uległość wobec nacisków z Brukseli zostałaby bowiem odebrana jako kapitulacja i krok w tył, a na to Kaczyński pozwolić sobie nie może. Potrzebuje zatem ucieczki do przodu. I tu pomocne mogą być ploteczki, jakie pojawiły się w przestrzeni publicznej, które pozwalają wysnuć możliwy scenariusz, choć trzeba przyznać daleko idący i dla wielu trudny do uwierzenia.

Gdy na początku grudnia na fotelu premiera zasiadł Mateusz Morawiecki, pisaliśmy na łamach naszego portalu o zaskakujących kulisach jego wyboru na to stanowisko. Zbigniew Ziobro miał bowiem wówczas zagrozić opuszczeniem koalicji Zjednoczonej Prawicy, gdy tekę premiera otrzyma Morawiecki. Wówczas do gry miał wejść ojciec obecnego premiera, Kornel Morawiecki, który zagwarantował, że w razie opuszczenia przez Solidarną Polskę koalicji zjednoczonej prawicy, koło Wolni i Solidarni jest gotowe wejść do tej koalicji przystąpić. W ten sposób Ziobro stracił wszystkie niemal argumenty i musiał się podporządkować woli Kaczyńskiego jednocześnie wycofując z szantażu. Czy tak rzeczywiście było czy to tylko sejmowe plotki oczywiście nigdy możemy się nie dowiedzieć.

Dziś jednak, gdy Jarosław Kaczyński potrzebuje znaleźć sposób na ucieczkę do przodu i wyjście z pułapki, w jaką sam się zagonił, warto wrócić do tamtych wydarzeń i wykorzystać bunt Ziobry przeciwko kierownictwu PiS, by wytłumaczyć jego dymisję. Moment, by zdymisjonować szefa Solidarnej Polski ze stanowiska wszechwładnego szefa prokuratorów i pośrednio sędziów jako gest dobrej woli w kompromisie z Komisją Europejską jest idealny. Klub PiS, łącznie z 8 posłami Solidarnej Polski ma dziś 238 posłów, koło WiS ma posłów sześciu. Nawet totalna rebelia ziobrystów nie sprawi, że większość sejmowa zostanie utracona. Wprowadzenie takiego rozwiązania w życie sprawi natomiast, że miecz Damoklesa rządzącej większości znad głowy zniknie, Ziobro zostanie w końcu rozliczony za swoją zdradę sprzed lat a Morawiecki umocni swoją władzę w Prawie i Sprawiedliwości. Warto pamiętać, że Komisja Europejska potrzebuje dziś głównie gestu, który będzie mogła uznać za swoje zwycięstwo i wcale nie musi to być totalne wycofanie się z kontrowersyjnych ustaw. Polityka to gra pozorów i prezes Kaczyński doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zresztą ograniczanie wpływów ludzi Zbigniewa Ziobry już się zaczęło – i wczorajsza deklaracja o tym, że Patryk Jaki może liczyć maksymalnie na fotel wiceprezydenta Warszawy jest jedynie dobitnym tego przykładem.

 

crowdmedia.pl

Morawiecki: Polska straciła 50 lat swojej historii

 

Musimy opowiedzieć prawdę o tych czasach, a Europa musi tej prawdy wysłuchać” – powiedział Morawiecki w wywiadzie dla „Die Welt”. 

„Uważam, że Polska musi zabiegać o wyjaśnienie swojego stanowiska. Ponieważ nie robiono tego przez 70 lat, inni przyzwyczaili się, że można o nas mówić wszystko, co tylko możliwe, że można nas traktować jak chłopca do bicia. Z powodu wojny i komunizmu, który był skutkiem tej wojny, Polska straciła 50 lat swojej historii. Zostaliśmy w znacznym stopniu cofnięci. Musimy opowiedzieć prawdę o tych czasach, a Europa musi tej prawdy wysłuchać” – powiedział Morawiecki w czwartek w wywiadzie dla Die Welt.

„Kłamstwo oświęcimskie podlega w wielu krajach karze, a my idziemy tą samą drogą” – odpowiedział Morawiecki na pytanie, czy paragrafy są najlepszą metodą upowszechniania wiedzy historycznej.

Premier zwrócił uwagę, że prezydent Andrzej Duda co prawda podpisał nowelizację ustawy, lecz następnie skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, co oznacza, że może być ona zmieniona.

W rozmowie z „Die Welt” Morawiecki przyznał, że w „strasznych czasach w okupowanej Polsce” były „setki, tysiące” ludzi, którzy „popełniali przestępstwa, na przykład donosili na Żydów”.

Premier zapewnił, że o tych sprawach „naturalnie” będzie można nadal pisać. Jego zdaniem powinny powstać wspólne projekty badawcze, w celu ustalenia liczby takich ludzi. Zastrzegł, że nie można tracić z oczu sytuacji w okupowanej Polsce.

Polska otrzymała jeden procent odszkodowań

Odnosząc się do uwagi prowadzącego wywiad dziennikarza, że zdaniem szefa MSZ Jacka Czaputowicza problem reparacji wojennych nie jest tematem między rządami Polski i Niemiec, Morawiecki wyjaśnił, że w polskim parlamencie działa grupa robocza dokumentująca straty wojenne.

Jak dodał, Polska otrzymała jeden procent odszkodowań wypłaconych robotnikom przymusowym i ofiarom medycznych eksperymentów w obozach koncentracyjnych. „Jeden procent dla kraju, który cierpiał znacznie bardziej niż na przykład Francja, której rząd Vichy kolaborował z Niemcami” – zauważył.

Spór z Komisją Europejską

Morawiecki wyraził nadzieję na rozwiązanie sporu o praworządność z Komisją Europejską. „Proszę dać nam jeszcze dwa tygodnie czasu na rozmowy. W lutym opublikujemy białą księgę na ten temat” – zapowiedział. Jego zdaniem wiele zastrzeżeń KE wynika z „semantycznych lub proceduralnych nieporozumień”.

Nord Stream tematem rozmów w Berlinie

Morawiecki zapowiedział, że podczas rozmów w Berlinie poruszy kwestię gazociągu Nord Stream 2. „Ten gazociąg przez Bałtyk tworzy całkiem niepotrzebne nowe ogniska konfliktu” – powiedział.

Po zbudowaniu Nord Stream 2 Rosja będzie mogła, jego zdaniem, wyłączyć gazociąg biegnący przez Ukrainę i następnie zaostrzać według własnego uznania konflikt z Kijowem. Wojna rosyjsko-ukraińska stałaby się bardziej prawdopodobna – ostrzegł premier. Jak dodał, Europa nie potrzebuje nowej magistrali, ponieważ może pokryć swoje zapotrzebowanie na gaz w wysokości 180 mld metrów sześciennych z istniejących obecnie połączeń i terminali na gaz płynny (LNG).

Polska próbuje utrzymać dyscyplinę

Premier wyraził zdziwienie wynikami sondaży, z których wynika, że więcej Niemców ma zaufanie do Rosji niż do Ameryki. „Mogę się tylko złapać za głowę i zawołać: ratuj się, kto może. Świat postawiony jest na głowie. Demokratyczna Ameryka…” – mówił.

Morawiecki powiedział, że cieszy go powojenna przyjaźń niemiecko- francuska. Zastrzegł, że jego zdaniem więcej wspólnych spraw istnieje między Polską a Niemcami. Wskazał na politykę fiskalną czy uwspólnotowienie długów, w których Angela Merkel i Emmanuel Macron mają rozbieżne stanowiska.

„Polacy wiedzą, ze dobrobyt powstaje dzięki ciężkiej pracy i dyscyplinie, także w dziedzinie publicznych finansów” – powiedział Morawiecki. Oświadczył, że Polska próbuje utrzymać dyscyplinę. Jak wyjaśnił, program 500+ został sfinansowany z uszczelnienia systemu podatkowego.

Polska jest gotowa do pomocy na miejscu

Morawiecki zadeklarował, że Polska jest gotowa do pomocy ludziom będącym w potrzebie, jednak decyzja, kto może pozostać na dłużej w kraju, należy do rządu, który musi brać też pod uwagę względy bezpieczeństwa.

Jego zdaniem pomoc powinna być kierowana do krajów, w których mieszkają migranci. Jako przykład wymienił Liban, gdzie Polska angażuje się w działania służące poprawie warunków życia przebywających tam uchodźców z Syrii.

msn.pl

Mateusz Morawiecki w „Die Welt”: Europa musi wysłuchać prawdy

W rozmowie z niemieckim „Die Welt” premier Mateusz Morawiecki powiedział, że trzeba wyjaśnić, ilu Polaków popełniało zbrodnie podczas II wojny światowej.

Dziennikarze „Die Welt” pytali polskiego premiera o nowelizację ustawy o IPN. Mateusz Morawiecki powiedział, że II wojna światowa i okres komunizmu doprowadził do tego, że Polska utraciła 50 lat swojej historii. „Teraz musimy opowiedzieć prawdę o tych czasach i Europa musi tej prawdy wysłuchać” – powiedział Morawiecki.

Premier przyznał, że w okupowanej Polsce były osoby, które popełniały zbrodnie i wydawały Żydów. Podkreślił, że o takich przypadkach będzie można mówić. Szef rządu zaproponował, by powstały wspólne projekty badawcze, które wyjaśni, ile osób brało w tym udział.

Morawiecki uważa, że Polska musi przedstawić swój punkt widzenia. „Nie robiono tego przez 70 lat. Inni przyzwyczaili się, że można o nas opowiadać niestworzone rzeczy i traktować jak chłopca do bicia” – powiedział premier.

„Musimy mówić prawdę o tamtych czasach, a Europa musi ją usłyszeć” – dodał Morawiecki.

Jutro Mateusz Morawiecki spotka się w Berlinie z kanclerz Angelą Merkel.

rp.pl

 

Słychać, że to i owo może się niebawem zmienić w składzie rządu. I to tam, gdzie naprawdę mało kto by się spodziewał możliwości naruszenia status quo.

Unijne fundusze dla praworządnych. Ten projekt może mocno uderzyć w PiS

Unijna komisarz sprawiedliwości Vera Jourová zapowiedziała, że podział wszystkich europejskich funduszy na okres po 2020 roku będzie związany z zachowaniem praworządności – podaje „Rzeczpospolita”. Projekt powiązania wypłaty funduszy z przestrzeganiem prawa ma zostać zaprezentowany 2 maja w Brukseli.

Komisja Europejska, która przygotowuje projekt wieloletniego budżetu na okres po 2020 roku, planuje wprowadzić nowy podział wszystkich europejskich funduszy. Z tego powodu unijni prawnicy opracowują mechanizm sprawdzający przestrzeganie prawa w danym państwie członkowskim, czyli istnienie niezależnego i efektywnego wymiaru sprawiedliwości, który umożliwiałby skuteczną walkę z korupcją i nadużyciami przy korzystaniu z funduszy europejskich. – Mam bardzo mocne poparcie innych komisarzy dla wprowadzenia takiej zależności – podkreśla Jourová w rozmowie „Rzeczpospolitą”.

Nad przestrzeganiem praworządności w korzystaniu z unijnych dotacji w kraju członkowskim ma czuwać prokurator europejski, który zacznie działanie w 2020 roku. Polski rząd nie dołączył jednak do tej inicjatywy. Jourová sugeruje, że udział w tym urzędzie będzie ważnym kryterium w ostatecznym podziale pieniędzy z UE.

W obecnym budżecie na lata 2014-2020 Polska ma szansę dostać ponad 80 mld euro z funduszu polityki spójności. Po 2020 roku pula ta może się zmniejszyć, gdyż priorytetowe będą m.in. kwestie dotyczące obronności, bezpieczeństwa czy migracji, a także Unię Europejską opuści Wielka Brytania – obecnie jeden z największych płatników. Co więcej, na zmniejszenie puli dotacji może mieć wpływ konflikt z KE, która uruchomiła art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej w celu obrony praworządności w Polsce.

msn.pl

. Rozumiecie już dlaczego M. Morawiecki panicznie boi się rozmawiać z „Wyborczą”?

Sześć półprawd w wywiadzie premiera Morawieckiego [SPRAWDZAMY]

Tomasz Bielecki, Anna Popiołek, Piotr Miączyński, Andrzej Kublik, Łukasz Woźnicki, Bartosz T. Wieliński
„Wyborcza” publikuje w czwartek wywiad, którego polski premier, przed piątkową wizytą w Berlinie, udzielił niemieckiemu dziennikowi „Die Welt” . Nasi dziennikarze przyjrzeli się odpowiedziom udzielonym przez Mateusza Morawieckiego. Gdzie premier ma rację, a gdzie się myli?

Wywiad premiera Morawieckiego dla „Die Welt”: Polska musi wyjaśnić swój punkt widzenia w sprawie UE, Nord Streamu i Holocaustu

1. Premier tak mówi o czystce w sądach:

Odwołano 66 prezesów z 760. Biorąc pod uwagę dużą ilość błędnych decyzji polskich sędziów, powiedziałbym, że odwołano za mało

„Wyborcza”: Premier podaje nieprecyzyjne dane. ?Sądów jest w Polsce 377, a nie 760. W nadzwyczajnym trybie Ziobro odwołał co najmniej 75 prezesów, a więc w co piątym sądzie. Dodatkowo stanowiska straciło co najmniej 70 wiceprezesów. Te dane mogą być niepełne, resort nie ujawnił jeszcze aktualnych…

 

Premier Mateusz Morawiecki próbuje ratować wizerunek Polski w niemieckim „Die Welt”. Ale chwilami mija się z prawdą

Przed spotkaniem z Angelą Merkel, Mateusz Morawiecki udzielił wywiadu dziennikowi „Die Welt”, w którym starał się odbudować pozytywny wizerunek Polski w Europie. Premier stwierdził m.in., że PiS stoi na straży praworządności, rząd planuje pomoc imigrantom, a konflikt z Komisją Europejską to wynik „nieporozumień semantycznych i proceduralnych”. Co jeszcze powiedział?

W rozmowie z „Die Welt” Mateusz Morawiecki odniósł się przede wszystkim do konfliktu na linii Polska-Izrael, którym od kilku dni żyje cały świat. Chodzi o reakcje na zapisy nowelizacji ustawy o IPN, zakazującej przypisywania Polakom zbiorowej winy za Holocaust. Premier zapewnił, że podejmie działania w tej sprawie i zadba o to, by „wyjaśnić, ilu ludzi w okupowanej Polsce wydawało Żydów”.

Jednocześnie zaznaczył, że nadszedł czas, by „Polska spróbowała wyjaśnić swój punkt widzenia” w kwestii postrzegania historii – okupacji nazistów i późniejszych wpływów ZSRR. – Skoro nie robiono tego przez 70 lat, inni przyzwyczaili się, że można o nas opowiadać niestworzone rzeczy i traktować jak chłopca do bicia. Polska – na skutek wojny i komunizmu, który był jej konsekwencją – straciła 50 lat swojej historii. Znacznie opóźniło to nasz rozwój. Musimy mówić prawdę o tamtych czasach, a Europa musi ją usłyszeć – przekonywał premier i przy okazji przypomniał także o tym, że Polska otrzymała niewystarczająco wysokie reparacje wojenne od Niemiec.

Czy PiS mści się na elitach?

– Czy wiedział pan, jaka część sumy wszystkich odszkodowań za pracę przymusową i eksperymenty medyczne przypadła obywatelom polskim? Jeden procent. Jeden procent dla kraju, który bardziej wycierpiał niż np. Francja, która pod postacią reżimu Vichy kolaborowała z III Rzeszą – zaznaczył Morawiecki. Badacze i historycy szacują jednak, że kwoty odszkodowań były nieco wyższe niż twierdzi premier. Krzysztof Ruchniewicz z Uniwersytetu Wrocławskiego szacuje wysokość niemieckich odszkodowań dla Polaków na prawie 2,5 mld euro. To co najmniej 3 proc. całego budżetu przeznaczonego na reparacje. Do tego dochodzą jeszcze świadczenia niemieckich organizacji charytatywnych na rzecz polskich ofiar.

Sankcje? To tylko nieporozumienie

Mateusz Morawiecki poruszył także temat sankcji, jakie Bruksela chce nałożyć na Polskę, wdrażając procedury art. 7 traktatu Unii Europejskiej. Stwierdził, że wiele wątpliwości Komisji Europejskiej w sprawie funkcjonowania praworządności w Polsce wynika z „nieporozumień semantycznych i lub proceduralnych”, dlatego rząd zamierza przygotować tzw. „białą księgę”, w której wyjaśni motywacje swoich działań.

Premier nie zamierza więc ustąpić w sporze z KE dot. reformy sądownictwa, twierdząc że przyjęte ustawy o Sądzie Najwyższym, KRS oraz sądach powszechnych w żadnym stopniu nie zagrażają demokratycznemu trójpodziałowi władzy. – Wycofanie się z reformy skazałoby nas na znacząco gorszy system [sądownictwa – przyp. red.] w kontekście sprawiedliwości, obiektywności i niezawisłości – uważa premier. Jednak uzależnienie prezesów sądów od ministra sprawiedliwości jest jednoznaczne z upolitycznieniem sądownictwa narażonego na działanie presji przedstawicieli władzy wykonawczej.

Z nowych przepisów wprowadzonych przez PiS wynika m.in., że szef resortu sprawiedliwości może odwoływać i powoływać sędziów według własnego uznania. Morawiecki twierdzi jednak, że do tej pory minister Zbigniew Ziobro korzystał stosunkowo rzadko ze swojego przywileju. – Odwołano 66 prezesów z 760. Biorąc pod uwagę dużą ilość błędnych decyzji sędziów, powiedziałbym, że odwołano za mało – argumentował premier.

Niestety podane przez niego informacje nie są do końca zgodne z prawdą. Sądów jest w Polsce 377, a nie 760. W trybie nadzwyczajnym, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, Ziobro odwołał co najmniej 75 prezesów, a więc statystycznie w co piątym sądzie. Posady straciło także co najmniej 70 wiceprezesów, a prawdopodobnie też sądowych pracowników niższych szczebli. Warto dodać, że szeregi „nowego” sądownictwa zasiliło ponad stu wybranych przez Ziobrę prezesów.

Gospodarka kwitnie

Premier w „Die Welt” pochwalił się także działaniem świadczeń socjalnych 500+ i „dobrą” sytuacją gospodarczą w Polsce. – Całkowicie zrefinansowaliśmy je przez uszczelnienie systemu podatkowego. Zwiększyliśmy przychody z podatków o 40 mld złotych rocznie. To mocno napędzi wzrost gospodarczy – uważa. W rzeczywistości program 500 zł na dziecko generuje około 25 mld zł kosztów rocznie. Jeśli jest faktycznie finansowany z systemu podatkowego, oznacza to, że reszta wydatków państwa działa dzięki zaciąganym długom.

Warto dodać, że dziura w budżecie państwa wyniosła w ubiegłym roku wyniosła 25, 4 mld zł.

Premier i uchodźcy

W wywiadzie dla niemieckich dziennikarzy Mateusz Morawiecki przedstawił także swoje stanowisko ws. uchodźców. Premier nie zmienił zdania w sprawie przyjmowania imigrantów do Polski, ocenił jednak, że kraj jest za niesieniem pomocy na miejscu. – Po tej rozmowie lecę do Libanu, by pomóc poprawić los uchodźców. Żyje tam milion Syryjczyków. Chcemy, by w Libanie powstało kilkaset, może nawet 2 tys. domów dla uchodźców. To mogłoby skłonić 10-20 tys. osób do pozostania tamże. Poza tym Polska wpłaciła więcej niż inne kraje na projekt wzmocnienia gospodarczego rozpoczęty przez Europejski Bank Inwestycyjny. Najważniejsze, by pomagać na miejscu – podkreślił.

Premier zdaje się jednak nie zauważać problemu dotykającego kraje europejskie – m.in. Włochy czy Grecję, gdzie liczba imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu czy Afryki przekracza setkę tysięcy. Te państwa nie są w stanie samodzielnie rozwiązać kwestii uchodźców, dlatego potrzebują wsparcia innych państw UE, w tym m.in. Polski, która całkowicie odżegnuje się od przyjmowania migrantów.

Nord Stream 2 szkodliwy i niebezpieczny

W kwestii polityki zagranicznej Morawiecki skomentował także planowaną budowę niemiecko-rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2. Premier krytycznie odnosi się do pomysłu, twierdząc, że niesie on ryzyko zaostrzenia konfliktu Ukrainy z Rosją. – Biegnące przez Ukrainę gazociągi zostaną wyłączone, Rosja może w dowolny sposób eskalować konflikt, zaatakować cały kraj. Nord Stream 2 to krok w tym kierunku – przekonuje premier i zaznacza, że gazociąg jest całkowicie niepotrzebny ponieważ „Europa, dzięki interkonektorom i terminalom LNG ma dosyć możliwości, by pokryć swoje zapotrzebowanie na gaz w wysokości 180 mld m sześc. rocznie”.

Zgodnie z danymi przytoczonymi przez „Gazetę Wyborczą”. – Według wstępnych danych Eurogas, europejskiej organizacji gazowników, w zeszłym roku zużycie gazu w UE wyniosło 489 mld m sześc. Z tego na import przypadało ok. 70 proc., czyli ok. 340 mld metrów sześciennych. Obecnie gazociągi eksportowe z Rosji do UE są wykorzystane zaledwie w połowie, więc nie trzeba budować Nord Stream 2, aby ewentualnie zwiększyć dostawy z Rosji.

Europejskie wojsko

W wywiadzie przypomniano także , że w 2006 r. podczas wizyty u kanclerz Angeli Merkel szef PiS Jarosław Kaczyński zaproponował stworzenie armii europejskiej. Pytany o to, co o tym sądzi, Morawiecki odparł, że pomysł jest nadal aktualny. – Wprowadzając PESCO [wzmocnioną współpracę obronną] poszliśmy w UE nieco dalej. W ten sposób będziemy uzupełniać NATO i pokazywać przeciwnikom, że kwestie obronne bierzemy na poważnie. Dotąd Europa traktowała ja lekko i żyła pod parasolem Pax Americana, ale powinna kierować się zasadą: chcesz pokoju, szykuj się do wojny – ocenił Morawiecki.

Źródło: PAP, „Gazeta Wyborcza”

Czytaj także: Wielka Brytania nie wpuści Ziemkiewicza? „To człowiek, który celowo antagonizuje społeczności mniejszościowe”

newsweek.pl

 

Komisja Europejska: „Budżet to nie tylko księgowość, to wizja przyszłości Europy”. Pieniądze z UE zależne od praworządności?

Skąd się wziął fenomen PiS? Te dwie książki dają odpowiedź

Newsweek Polska, Elżbieta Turlej, 15.02.2018

© photo: Tomasz Gzell / source: PAP

„Toksynę” Sławomira Jastrzębowskiego i „Nowy autorytaryzm” Macieja Gduli należy czytać razem. Te książki – naczelnego „Super Expressu” i publicysty „Krytyki Politycznej” – pozwalają zrozumieć, skąd się wziął fenomen PiS. Chociaż historia samego Jastrzębowskiego – chłopaka z blokowiska, robiącego „biceps dla Polski – byłaby jeszcze ciekawsza.

W ubiegłym tygodniu byłam na promocjach dwóch książek. Pierwsza, socjologa Macieja Gduli, który pojechał do miasteczka na Mazowszu, żeby sprawdzić dlaczego Polacy głosowali na Jarosława Kaczyńskiego. Efektem jest książka „Nowy autorytaryzm”, która wyjaśnia, że fenomen Kaczyńskiego nie polega na „trzymaniu narodu za twarz”, ale nazywaniu tego, co czuje przeciętny Kowalski. Najpierw kanalizowaniu tych uczuć przeciwko czemuś, albo w imię czegoś, a potem dawaniu poczucia władzy i prawa do wskazywania, co jest dobre, a co złe.

Dwa dni po zorganizowanej przez Klub Lewaka promocji książki Gduli (w prowadzonej przez niepełnosprawnych kawiarni Nowy Lepszy Świat ludzie siedzieli na podłodze) wybrałam się na promocję powieści redaktora naczelnego Super Expressu, Sławomira Jastrzębowskiego pt. „Toksyna”. Było wino, pączki, do księgarni Świata Książki wpadł prominenty polityk PiS-u. Imprezę prowadził naczelny Playboya, który razem z Jastrzębowskim żartował na temat planowanej rozkładówki z dziennikarką „Superaka”. Co chwila powtarzał też, że tak naprawdę nie jest naczelnym „Playboya”, tylko pełniącym obowiązki naczelnego. Naczelny SE ze swadą opowiadał zaś o tym, jak książkę napisał (w dwie noce), jak kilka wydawnictw ją odrzuciło (jedna z recenzentek poczuła się zgwałcona treścią) i dlaczego ją napisał (do gazety przychodzi tak dużo złej literatury, że postanowił podnieść jej poziom). Obaj panowie zapewniali, że są po swojej stronie, a publiczność nagradzała ich brawami.

Pączków nie jadłam, ale „Toksynę” połknęłam w jedno popołudnie. W drugie przeczytałam „Nowy autorytaryzm”. Polecam taki zabieg, bo wyjaśnia nie tylko skąd wziął się fenomen rządów i popularności PiS-u, ale też może dać wgląd we frustrację jego twórców. Bo książka Jastrzębowskiego, sprawnie napisana i ciekawa, jest dla mnie wyrazem frustracji współczesnych elit, które tymi elitami absolutnie nie chcą być nazywane, ani z nimi kojarzone.

Prawdziwy Sławomir dorastał w blokowisku

Ale od początku. Najpierw trochę o Jastrzębowskim, który – jako współtworzący dwa największe tabloidy w Polsce – zmienił język polityki. I, chcąc nie chcąc, wychował obecną klasę rządzącą. Albo inaczej: podał jej trop, którym ruszyła za wyborcą.

Mam wrażenie, że życiorys Jastrzębowskiego byłby ciekawszym niż historia koksa Sławcia materiałem na powieść. Prawdziwy Sławomir dorastał w blokowisku, na łódzkiej robotniczej Dąbrowie. Tata kolejarz. Mama gospodyni domowa. Trójka rodzeństwa. Tata czasem dawał w skórę, koledzy dawali w skórę, albo sami w nią od niego dostawali, mama odciągała go od bójek do kościoła i szkoły. Ale i tam trzeba było walczyć o swoje i nie wychylać się z wrażliwością. Z kolegami, z którymi trenował judo i boks nie rozmawiał o poezji, ale już wtedy znał na pamięć wiersze Bursy i Wojaczka.

Z tamtych czasów został mu złamany nos i marzenie o złotym łańcuchu i maserati. Mimo to zdał na słabo rokującą (jeśli chodzi o zarobki) polonistykę. A kiedy koledzy próbowali sił w raczkującym sektorze prywatnym (w 1989 roku miał 21 lat), wszedł w pierwsze, wolne media. Zadzwonił do prezesa Wiadomości Dnia (potem Dziennik Łódzki). Ten podpowiedział, żeby dzwonił do naczelnego. To wystarczyło, żeby powołać się na polecenie prezesa. Robotę dostał. Najpierw spisywał ceny na łódzkich targowiskach, potem jako szef działu śledczego rozpracował łódzką Ośmiornicę. Kiedy poszedł po podwyżkę usłyszał od szefa: „Jak się nie podoba, proszę poszukać innej pracy”. Zapamiętał te słowa na zawsze. Z nim się tak nie rozmawia. Zapamiętał też, że kiedy w „Super Expressie” odrzucono jego kandydaturę na szefa działu łódzkiego postanowił: wrócę jako naczelny.

Po drodze jednak pojawił się polski „Bild”, czyli „Fakt”. Jeszcze w 2003 roku Jastrzębowski nadawał z terenu, potem trafił do warszawskiej centrali. Najpierw został redaktorem, potem szefa działu wydarzeń, aby w 2005 roku awansować na zastępcę redaktora naczelnego. Właściciel „Super Expressu”, Zbigniew Benbenek wspomina w branżowym miesięczniku „Press”, że jesienią 2007 roku, po dwu minutach rozmowy z Jastrzębowskim wiedział, że ma przed sobą przyszłego naczelnego SE. Jak mówi: wojownika, który będzie umiał żyć wyklęty przez wszystkich i narażający się wszystkim. I tak było. Jastrzębowski nie miał wątpliwości czy publikować zdjęcia senatora Krzysztofa Piesiewicza w sukience i wciągającego biały proszek. Wyjaśniał potem w „Uważam Rze”, iż zrobił to w interesie społecznym. O sesji na koniu tzw. matki Madzi mówił, że była dowodem, że kobieta naprawdę zabiła swoje dziecko. I na każdym kroku – szczególnie w cotygodniowych felietonach Zdaniem naczelnego – punktował nadużycia obcego kapitału, czy podpiętych pod tzw. reżimowe media elit rządzących. Wyśmiewał też tzw. prasę reżimową, a wszystkie ataki na siebie (potarzał: tabloid to ja) zapamiętywał. I dzielił ludzi na tych co mnie lubią i na tych co mną gardzą. Wśród tych drugich miał być salon i „lewaczki”. Przekonywał, że w opozycji do nich, on syn kolejarza jest niezależny (jeszcze kilka lat temu mówił o sobie: bezpartyjny narodowiec), a jego produkt (Super Express) jest nie dosyć, że polski to i wolny od nacisków politycznych. I nawet kiedy wybudował dom pod Warszawą, zmienił auto na BMW5 i przywykł do garniturów Armaniego, Bossa, Cavina Klina podkreślał że nie chce być kojarzony z elitami. Politycy (min. Donald Tusk) też szybko obsadzili go w roli – może i przyodzianego w brand – ale jednak trybuna ludowego. Pochodzącego z gminu i gmin reprezentującego.

Sukces PiS potwierdził nie tylko w oczach Tuska tę „bulwarową wizję ludzkiej natury“. I postawił Jastrzębowskiego i kierowany przez niego tabloid w trudnej roli poszukiwacza nowych wrogów. Ale gdzie ich szukać, skoro nie ma lewaczków, elity zostały skompromitowane, a rządzący wnieśli na tworzone przez siebie salony język tabloidów? To może rodzić frustrację. Tym bardziej, że stary wyga, który robi w mediach od lat, albo od lat je śledzi, natychmiast wyłapie, kto rzuca z mównicy sejmowej czy programów tv tzw. „bulwarem”. Kłopot w tym, że nowe elity polityczne, wychowane na SE, często nie mają słuchu. Fałszują. A potem dziwią się, że na co dzień Jastrzębowski nie przeklina. Dziwi ich też, że niedawno skończył studia Executive MBA. Słyszeli za to, że w ramach ogłoszonej przez siebie na Twitterze akcji Biceps dla Polski zaczął uprawiać kulturystykę.

Kowalski na haju

Sam Jastrzębowski wydaje się za to zdziwiony – pewnie dużo w tym pozy – że uczeń przerósł mistrza, czyli poziomem agresji w mediach i polityce. Z drugiej strony jednak to tabloid, czyli on, rozbujał nastroje, poszczuł przedstawicieli klasy średniej na tych z klasy wyższej, rozwścieczył tych, którym nie udało się skoczyć klasę wyżej albo materialnie udało im się tam doskoczyć, ale nadal są odrzucani, bo odstają od wzoru kariery, samorealizacji i konsumpcji.

Maciej Gdula pisze w swojej książce o tej frustracji Polaków wynikającej z odkrycia – również dzięki mediom, w tym tabloidom – że oficjalny obraz porządku społecznego jest fałszywy, a różnice między klasami mają charakter nie ilościowy, ale jakościowy. Wskazuje przy tym, jak ta frustracja została zagospodarowana przez PiS poprzez m.in. przekierowanie jej na zdegenerowane elity i słabe grupy mniejszościowe. Przy nich wreszcie można poczuć się silnym. A wzrost poczucia mocy przeciętnego Kowalskiego jest sednem nowego autorytaryzmu. Współczesnym narkotykiem, hajem, na którym Kowalski – czyli wyborca w swojej masie – będzie chciał przeżyć kolejną kadencję rządów PiS.

„Toksyna” Jastrzębowskiego, czytana z „Nowym autorytaryzmem” Gduli może zadziałać jak detoks. A wszystko dlatego, że Jastrzębowski – współtwórca sukcesu nowych elit politycznych – jako narrator „Toksyny” jest dla nich bezlitosny. Stworzony przez niego Sławcio wyśmiewa polityków i rządzących, pokazuje ich małość, pazerność i głupotę. Jako narrator pozwala im też niestety, niszczyć porządnych obywateli (chociaż w „Toksynie” wszyscy mają coś za uszami). Narrator Sławcio, twórca ich wielkości i władzy (ma wtyki u szefa największej gazety w Polsce, który dużo może) też nie jest aniołem. Podobnie jak otaczające go kurwoanioły i korpoanioły, czyli kobiety, z którymi Sławcio kopuluje.

O tym, jak to robi i gdzie, sporo już napisano, więc nie pociągnę tego wątku. Nie będę też pisać, kto komu i jak spuszcza łomot, chociaż najbardziej zabawne (dla mnie) fragmenty książki właśnie o tym traktują. Bo to, co dla mnie jest najciekawszego w „Toksynie”, to bijąca z każdej strony dezorientacja i lęk elit, które wyrosły na pogardzie dla elit i zaczynają się bać, że wkrótce na pogardzie do nich wyrośnie kolejny trybun ludowy. Nie mam pojęcia, czy naczelny „Super Expressu” zrobił to celowo, żeby pozbyć się swoich toksyn. Pewnie zaprzeczy, ale wierząc w jego dziennikarskie ucho i nos, ta dezorientacja i lęk może się pogłębiać również wśród rzeczywistych elit. I może wkrótce doprowadzić do zmiany ich narracji. Ciekawe, co rządzący zaproponują przeciętnemu Kowalskiemu, kiedy ten zauważy, że podarowane mu, bazujące na pogardzie dla słabości, poczucie mocy to ułuda?

newsweek.pl

Wszyscy jesteśmy Frasyniukami

Wszyscy jesteśmy Frasyniukami

Kaczyński wraz ze swoimi akolitami ośmieszają nas, pogrążają kraj w małości.

W walentynkową Środę Popielcową przyszli skoro świt po Władysława Frasyniuka. Czarna łapa wykluwającego się reżimu kaczystowskiego wzięła się za legendę „Solidarności” (tej klasycznej z lat 80-81 i stanu wojennego, a nie dzisiejszej kunktatorskiej).

Skojarzenia z najściem Barbary Blidy, które w 2007 roku skończyło się śmiercią posłanki, jest oczywiste, bo to ta sama władza i ten sam minister sprawiedliwości. Rzecz jasna, nie mogło to odbyć się bez wiedzy prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który dla rządu Mateusza Morawieckiego jest naczelnikiem. Wszak prezes PiS kręci tym interesem władzy, minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński mógł tylko czuwać pod telefonem.

Przyszli i skuli Frasyniuka, jak bandziora, przy rejestrującej zdarzenie kamerze. To nie tylko nadmierna demonstracja, ale przede wszystkich zastraszenie. Frasyniuk nie jest strachliwy, ale inni wg tej logiki mają robić pod ogonem, gdy na nich się tupnie.

Trudno zestawiać Frasyniuka z innymi postaciami i zdarzeniami, gdyż od początku władzy PiS społeczeństwo obywatelskie toczy walkę o demokrację i  praworządność w kraju, których coraz mniej. Frasyniuk jakoby naruszył „nietykalność” policjantów na kontrmiesięcznicy. A może to ci Kulsonowie nie radzą sobie z demonstrującymi Frasyniukami? Oczywiście, że tak.

Dzisiaj w obliczu opresyjnych działań wszyscy jesteśmy Frasyniukami. Dlaczego jednak Kulsonowie nie wypowiedzą posłuszeństwa tej władzy? Politycy PiS uzasadniają, iż każdy jest równy wobec prawa, co średnio inteligentnego Polaka musi śmieszyć. A czy Kaczyński jest równy (Lech Wałęsa ma deprecjonujące określenie na temat gabarytów prezesa PiS, co dzisiaj nie omieszkał napisać na Twitterze) wobec prawa i może nie stawiać się na Komisję Etyki, która wzywa go do odpowiedzialności za „mordy zdradzieckie i kanalie”? A może Straż Marszałkowska skułaby prezesa na sali sejmowej i doprowadziła go, gdzie trzeba?

Zdarzenie z Frasyniukiem wydaje się być drobne, jest jednak symptomatyczne dla tego, z czym mamy dzisiaj do czynienia. PiS niszczy demokrację w Polsce, a my wraz z Frasyniukiem temu mówimy „nie”, sprzeciwiamy się. Widzi to świat zachodni, który poprzez swoje instytucje nawołuje władze PiS do cofnięcia się. Plama na honorze Polaków jest coraz większa, a może stać się krwawa, bo Kaczyński wraz ze swoimi akolitami nie cofną się. Ośmieszają nas, pogrążają kraj w małości, w swoim bajorku utrzymania władzy za wszelką cenę.

Idzie gorsze, niż owo najście o świcie domu Frasyniuka. Zaczęło się od domu Frasyniuka, a skończy na wspólnym domu: Polska. Taka jest logika tej władzy spod ciemnej gwiazdy.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl