Smutne słowa Sikorskiego o Tusku i o naszej sytuacji

Radosław Sikorski w rozmowie z Dominiką Wielowieyską w TOK FM powiedział:

„Donald Tusk ma dylemat, bo jego stanowisko, pozycja w RE byłaby mocniejsza gdyby nie tylko miał poparcie swojego rządu, ale gdyby Polska nadal była krajem podziwianym w UE, a tymczasem jest krajem na cenzurowanym, wobec którego za chwilę mogą być wszczęte procedury prowadzące do sankcji. On z jednej strony chciałby łagodzić, bo jest patriotą i jest to w jego interesie, ale z drugiej strony ma obowiązki – takiego nadzoru aby państwa członkowskie przestrzegały traktatów. To bardzo niełatwa, także politycznie dla niego sytuacja”.

Oraz:

„On nie może być jawnym partyzantem Polski w instytucjach europejskich i jego zakres obowiązków to reprezentowanie całej UE, natomiast mógłby być bardzo pomocny polskiemu rządowi, gdyby rząd ustanowił poufny kanał informacji, częste rozmowy, bo miałby dzięki niemu dostęp do pełnej wiedzy o stanie spraw i prac nad różnymi europejskimi projektami. Tu problemem jest to, że raczej rząd PiS i jego szef uważa Tuska za wroga, zdrajcę i z nim nie współpracuje”.

Reparacje – nasze racje

 4 sierpnia 2017

 

Nareszcie. Trzeba było niemal stulecia od zakończenia ostatniej wojny, by znaleźli się nad Wisłą politycy, którzy potrafią twardo upomnieć się o nasze interesy. Bo łatwo szczycić się największą gospodarką europejską i dominować politycznie nad całym kontynentem, żyjąc z pieniędzy zrabowanych Polakom. Nam natomiast do tej pory nikt za wojnę nie zapłacił. I dlatego ciągle pozostajemy krajem niemieckich montowni, mieszkań w blokach za kredyty frankowe i krzywych bruków prostowanych za unijne pieniądze.

Rachunki będą więc (procent składany) wysokie. A nawet bardzo wysokie. Tak naprawdę, to powinny być nawet jeszcze wyższe. Bo politycy skrupulatnie podliczający zburzone warszawskie kamienice i wywiezione na wschód fabryki wciąż nie doszacowują strat w obszarze „czynnika ludzkiego”. I nie chodzi wcale o ofiary bombardowań i eksterminacji. Chodzi o ubytki, jakich w wyniku wojny doznaliśmy jako naród na tożsamości, a więc na polskości.

Jako pierwszy przypomniał o tym w „Wyborczej” Michał Olszewski. Słusznie, bo problem dotyczy kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu milionów Polaków. Tych urodzonych na Ziemiach Odzyskanych, od Szczecina po Opole i Wrocław. Dlaczego bowiem, zamiast odpoczywać w górach czy nad morzem, inwestując Pięćset Plus w rosnący PKB, niektóre Polki i niektórzy Polacy spacerowali niedawno po placu Krasińskich i to nawet w największe ulewy i upały? Czemu naród nie dość, że nie deklaruje spontanicznych wpłat na TVP, to jeszcze gremialnie odmawia płacenia abonamentu na media narodowe? I dlaczego, pomimo zaprowadzania w kraju „dobrej zmiany” oraz rozdawnictwa Plusów, które trudno już zliczyć, poparcie dla partii rządzącej nie wynosi stu procent?

To też wina Niemców! I to wcale nie dlatego, że mają monopol na „Newsweek” i „Fakt”. Chodzi o to, że Polacy urodzeni na Dolnym Śląsku, Pomorzu czy w Lubuskiem nie są już tak do końca „prawdziwi”. Nie mogą być, skoro przyszli na świat w tych samych szpitala, w których wcześniej rodzili się masowo niemieccy naziści. Wyrastali w poniemieckich kamienicach. Chodzili do poniemieckich szkół. Wokół mieli nieco podniszczony półwiecznym zaniedbaniem, ale jednak wciąż niemiecki „ordnung”. To epigenetyka. No, że pod wpływem środowiska blokują się lub aktywizują różne geny, w tym także „geny prawdziwej polskości”. One po prostu nie mogły w tych warunkach rozwinąć swojego potencjału. Uległy westernizacji, po prostu. Miśnieńskie filiżanki i biedermeierowskie serwantki, fotele w kinach i łóżka w szpitalach, to wszystko były miny z opóźnionym zapłonem, podłożone przez niemieckich dywersantów pod polską tożsamość. A zza Odry i Nysy sączyły się w młode polskie serca i umysły niemieckie i w ogóle „zachodnie” standardy i ich podejrzane moralnie „wartości”.

To dlatego – być może – nie jesteśmy już (a może nigdy nie byliśmy) jedną wielką szczęśliwą polską rodziną. Dlatego Polak z Zachodu nie rozumie tego ze Ściany Wschodniej i odwrotnie. I kto wie, czy ta zachodnia piąta kolumna kulturowa nie dokonała w naszej zbiorowej świadomości większych zniszczeń, niż obie wojny światowe razem wzięte.

Jeśli dodać do tego kolejne akty dywersji na prawdziwej polskości, jakich dokonali Niemcy już po wojnie, przyjmując tysiące Polaków i udając, że wierzą w te wszystkie opowieści o niemieckim pochodzeniu lub komunistycznych prześladowaniach, to nie wypłacą się nam za to przez kolejne sto lat. Inna sprawa, że w ten sposób rodacy odbierają sobie – fakt, że indywidualnie – reperacje wojenne w naturze, kolonizując niemieckie miasteczka. Zwłaszcza te położone bliżej granicy, w dawnym Enedrówku.

A wracając do reperacji, to jest to sprawa – generalnie – rozwojowa. Bo wojny wojnami, Niemcy Niemcami, ale mamy jeszcze niezapłacone dotąd należności za potop szwedzki i najazdy tatarskie, a i odsiecz wiedeńska też swoje kosztowała. Coś tam powinna jeszcze dorzucić Ukraina za Chmielnickiego i Wołyń oraz wszyscy sąsiedzi zza najbliższych granic. Za zabory, oczywiście. A też potomkowie Wikingów, za Lecha Wałęsę, czyli niesławnej pamięci Trzecią RP. A już Rosji można by zająć – w ramach egzekucji komorniczej – co najmniej Nord Stream 2 wraz z zawartością i kontraktami na najbliższe stulecie.

No i jest jeszcze Unia, winna nam miliardy za to, że może inwestować w nasze drogi, infrastrukturę i rolnictwo, dzięki czemu jest nas w tej chwili na Zachodzie nie trzydzieści, ale zaledwie trochę ponad trzy miliony. Jak nie, to wybierzemy się tam wszyscy (oprócz narodowców) i sami sobie odbierzemy należne nam odszkodowania za wszystkie krzywdy, jakich od Mieszka I doznaliśmy od Wschodu i Zachodu.

koduj24.pl

6 milionów dla Rydzyka z rządowych pieniędzy

Tadeusz Rydzyk, szef Radia Maryja i Telewizji Trwam, już zdążył zarobić 6 mln zł, i to z naszych pieniędzy – tak wynika z odpowiedzi na interpelacje posła PO Mariusza Witczaka. Poseł wysłał w tej sprawie w sumie 19 zapytań, do każdego ministerstwa i Kancelarii Premiera. Co konkretnie wynika z otrzymanych odpowiedzi?

Zawrotna kwota na kontach Rydzyka z rządowej kasy!
Z odpowiedzi na interpelacje @mswitczak wynika, że Rydzyk już zarobił ponad 6 mln!

Każdy poseł ma prawo złożyć interpelację (czyli zapytanie), na którą musi uzyskać odpowiedź pisemną w ciągu 21 dni – tak przewiduje Regulamin Sejmu. Oto jedna z nich:

Szanowny Panie Ministrze!

Na podstawie art. 192 i 193 uchwały Sejmu z dnia 30 lipca 1992 r. Regulamin Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej wnoszę o pilne przedstawienie odpowiedzi na następujące pytania:

  • Czy w okresie od 16 listopada 2015 roku do dnia złożenia niniejszej interpelacji zostały przekazane jakiekolwiek środki publiczne, niezależnie od podstawy prawnej (np. umowy cywilnoprawne, dotacje, subwencje, dofinansowania, umowy reklamowe, marketingowe etc.), przez Ministerstwo Obrony Narodowej lub jakiekolwiek podmioty od Ministra Obrony Narodowej zależne (w tym spółki lub inne osoby prawne, nad którymi nadzór sprawuje Minister Obrony Narodowej) na rzecz następujących podmiotów:
    1. Telewizja Trwam z siedzibą w Toruniu;
    2. Radio Maryja z siedzibą w Toruniu;
    3. Fundacja Lux Veritatis z siedzibą w Warszawie;
    4. Fundacja Nasza Przyszłość z siedzibą w Warszawie;
    5. Fundacja Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej z siedzibą w Lublinie;
    6. Prywatne Liceum Ogólnokształcące w Szczecinku;
    7. Szkoła Podstawowa przy Prywatnym Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinku;
    8. Gimnazjum przy Prywatnym Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinku;
    9. Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu;
    10. Nasza Przyszłość sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie, w tym na rzecz miesięcznika „W Naszej Rodzinie” oraz portal: www.splendor24.pl;
    11. Wydawnictwo „Nasz Dziennik” z siedzibą w Warszawie;
    12. Bonum sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie;
    13. Scala sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie;
    14. Geotermia Toruń sp. z o.o. z siedzibą w Toruniu;
    15. Uzdrowisko Termy Toruńskie sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie;
    16. Polskie Sieci Cyfrowe sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie, w tym sieć komórkowa „W Naszej Rodzinie”;
    17. Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu;
    18. Prowincja Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela (Prowincja Warszawska Redemptorystów) z siedzibą w Warszawie;
    19. Wyższe Seminarium Duchowne Redemptorystów z siedzibą w Tuchowie?
  • W przypadku przekazania jakichkolwiek środków publicznych na którykolwiek z powyższych podmiotów proszę o wskazanie odpowiedzi z podziałem na poszczególne podmioty:
    1. wysokości przekazywanych kwot;
    2. podmiotu przekazującego;
    3. podstawy prawnej przekazania;
    4. daty przekazania.

Z poważaniem,

Mariusz Witczak
Poseł na Sejm RP

I odpowiedź przesłana przez Ministerstwo Obrony Narodowej:

Długo czekałem na odpowiedź z @MON_GOV_PL, ale jest. Tym razem  otrzymał 102 062,64 zł.

I tak każde ministerstwo sypnie, co trzeba.

PiS spłaca długi, a Rydzyk chce więcej

Długi należy spłacać – to wie chyba każdy. Nie ma nic gorszego niż poczucie niewyrównanego rachunku. Oczywiście dużo łatwiej spłaca się długi nie swoimi pieniędzmi, a w przypadku władzy pieniędzmi podatników. A że ojciec Rydzyk od dawna wspiera polityków PiS i pomógł partii wygrać wybory, to dług jest spory.

Część z przekazanych już pieniędzy, to tylko część większych projektów. Co znaczy, że to dopiero początek, ale na pewno nie koniec. A Dyrektorowi i tak mało. Ostatnio podczas wystąpienia na Jasnej Górze poskarżył się, że spółki Skarbu Państwa nie łożą pieniędzy na jego media. – Niby dobra zmiana, a spółki Skarbu Państwa dają im te reklamy i dają. Z jednej strony chcą dobrze, a z drugiej nóż w plecy. Utrzymują je, naprawdę. Spółki Skarbu Państwa! Możemy wam wyliczyć! To w miliardy idzie! Na te media złe! Dają dalej! – mówił Rydzyk. Później na antenie Radia Maryja skarżył się, że na razie „ma mniej niż kot napłakał”.

Ojciec Dyrektor nigdy nie stronił od polityki. Czasami pojawia się w Sejmie, wówczas jest otoczony wianuszkiem polityków PiS-u, ale nie wszyscy są dopuszczani blisko Dyrektora. Ma swoich „wybrańców”, których promuje też na antenie swojego radia i telewizji. Ojciec Dyrektor wie, czego chce i potrafi publicznie pogrozić partii rządzącej palcem. Tak jak ostatnio, krytykując minister pracy i rodziny za pomysł stopniowego wprowadzania zakazu handlu w niedzielę. „Nie kombinować” – pogonił rządzących duchowny. Zobaczymy, jaki będzie odzew.

wiadomo.co

Tak rząd wspiera ojca Rydzyka. Miliony dla spółek związanych z duchownym

23.06.2017
Ojciec Tadeusz Rydzyk stwierdził ostatnio, że ci, którzy mówią, iż jest utrzymywany przez rząd, „bezwstydnie kłamią”. Tymczasem od początku swojej działalności rząd Beaty Szydło przekazał spółkom związanym z redemptorystą ponad 3,1 mln zł. Takie dane udostępniły ministerstwa.

O informacje dotyczące wsparcia finansowego dla podmiotów związanych z o. Rydzykiem wystąpił do rządu poseł PO Mariusz Witczak. Okazuje się, że pieniądze płyną do firm szerokim strumieniem. – To rachunek, jaki PiS musi spłacić u Tadeusza Rydzyka za popieranie ugrupowania miedzy innymi na łamach mediów związanych z duchownym – mówi Wirtualnej Polsce poseł Witczak. – Wystąpiłem o te informacje, by pokazać, że Polacy, czy tego chcą czy nie, wspierają biznes ojca Rydzyka. Wszystko dzięki rządowi Beaty Szydło, który przeznacza miliony na podmioty związane z duchownym – podkreśla.

MSZ w 2016 r. przekazało fundacji Lux Veritatis dotację celową w wysokości 200 tys. zł. Z kolei Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej otrzymała trzy dotacje. W kwietniu 2016 r. – 105,2 tys. zł, we wrześniu 2016 r. – 190 tys. zł, a w kwietniu 2017 r. – 260 tys. zł. – Ponadto Biuro Administracji Ministerstwa Spraw Zagranicznych jako dysponent III stopnia wydatkował w okresie od 16 listopada 2015 roku do 30 maja 2017 roku łączną kwotę 17 339,50 zł., na którą składają się wydatki poniesione na SPES-Wydawnictwo „Nasz Dziennik” z siedzibą w Warszawie – informuje wiceszef MSZ Jan Dziedziczak. Wydatki te obejmowały publikacje ogłoszeń i nekrologów (10,8 tys. zł) oraz wykupienie dostępu do wersji elektronicznej gazety (6,4 tys. zł).

Prezenty PiS dla ojca Rydzyka

Hojne ministerstwo kultury

Duże środki trafiły do firm związanych z ojcem Rydzykiem z instytucji podległych ministerstwu kultury. Narodowe Centrum Kultury przekazało Fundacji Lux Veritatis 70,6 tys. zł na podstawie listu intencyjnego w sprawie organizacji obchodów 1050. Rocznicy Chrztu Polski. Wkrótce fundacja otrzyma także 61 tys. zł w ramach decyzji komisji konkursowej programu Kultura Interwencje.

Instytut Książki przekazał Fundacji Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej z kolei dofinansowanie sięgające 80,4 tys. zł. Z Ośrodka Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego do wydawnictwa „Nasz Dziennik” trafiło 811 zł. A spółce Bonum na podstawie ustawy o grach hazardowych przyznano dofinansowanie 1,1 mln zł.

Ministerstwo rolnictwa w ubiegłym roku przekazało fundacji Lux Veritatis 50 tys. zł. Podległe resortowi Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Agencja Nieruchomości Rolnych przekazały Fundacji Lux Veritatis oraz SPES, wydawcy „Naszego Dziennika” w sumie ponad 772,9 tys. zł.

Resort pracy płaci za spoty

Resort pracy, rodziny i polityki społecznej przeznaczył w ubiegłym roku 93,3 tys. zł spółce Bonum na zakup czasu antenowego, by promować program 500+. W kwietniu br. ministerstwo wydało 188,1 tys. zł, płacąc Fundacji Lux Veritatis za emisję dwóch spotów w TV Trwam w ramach kampanii „Wspieram pomoc”.

Także ministerstwo sportu znalazło środki, by wesprzeć podmioty związane z toruńskim duchownym. W 2016 r. resort przeznaczył 4 tys. zł na udostępnienie powierzchni reklamowej w „Naszym Dzienniku”. W tym roku było to 9,3 tys. zł.

Ministerstwa finansów, infrastruktury i budownictwa, gospodarki morskiej, edukacji, cyfryzacji i Kancelaria Premiera nie przekazały żadnych środków na podmioty związane z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Pozostałe resorty nie przedstawiły jeszcze danych w tej sprawie.

„Bezwstydne kłamstwo”

Po tym jak kilka tygodni temu Ryszard Petru oświadczył, że „należy jak najszybciej odciąć finansowanie państwowe na Radio Maryja”, toruński duchowny wydał oświadczenie. – Każdy umiejący odczytywać nawet podteksty wie, iż mówiący, że utrzymuje nas rząd, bezwstydnie kłamią – powiedział. – Szczególnie PO i Nowoczesna mają w rozpowszechnianiu takich informacji swój cel. Przez te kłamstwa chcą zniechęcić ludzi do wspierania, utrzymywania naszych mediów, chcą doprowadzić, by Radio Maryja i Telewizja Trwam upadły. Jeśli przedstawiciele Platformy i Nowoczesnej kłamstwem walczą z Radiem Maryja, to pytam się, czy w innych sprawach mówią prawdę? Czy są wiarygodni? – pytał Rydzyk. W audycji poświęconej KRRiT duchowny narzekał także na państwowe firmy. – Mimo, że jest ta dobra zmiana w Polsce, my ze spółek Skarbu Państwa mamy mniej niż kot napłakał. Ale TVN dostaje i inni.

W ostatnim czasie duchowny z Torunia otworzył nowy biznes. Teraz każdy może sie napić kawy u Tadeusza Rydzyka.

wp.pl

Macierewicz dał Rydzykowi kolejną transzę naszego szmalu

Tadeusz Rydzyk – przed którego nazwiskiem stawia się o. – znowu wykręcił lody. Antoni Macierewicz dał mu przeszło 100 tys. zł.

Za co 100 kafli?

Poseł Mariusz Witczak (PO) informuje o kolejnym udokumentowanym strumieniu pieniędzy, jaki popłynął do ojca dyrektora.

Rżną nas równo. Pacjent z antychrześcijaninem – w tym wypadku.

Nieroby z lewymi rękami – Macierewicz i Rydzyk.

walduszko.tokfm.pl

Ujawniamy, ile Rydzyk zarobił na rządach dobrej zmiany. Ta kwota powala!

Ujawniamy ile Rydzyk zarobił na rządach dobrej zmiany. Ta kwota powala

fot. youtube

Ojciec Tadeusz Rydzyk za rządów Prawa i Sprawiedliwości żyje sobie jak prawdziwy pączek w maśle. Tajemnicą poliszynela jest to, że do medialnego imperium ojca dyrektora raz po raz spływają niezłe sumki.

Wczoraj pisaliśmy o tym, że rok temu Ministerstwo Obrony Narodowej dało zarobić Telewizji Trwam za promocję szczytu NATO, który odbył się w Warszawie.

Okazuje się jednak, że posłanka opozycji Joanna Mucha pogrzebała znacznie głębiej. W złożonej przez siebie interpelacji Mucha doszukiwała się odpowiedzi, ile dokładnie pieniędzy popłynęło w stronę toruńskiego redemptorysty.

Ujawniona kwota poraża. Okazuje się, że imperium Rydzyka otrzymało 40 milionów złotych.  

Okazuje się jednak, że nie tylko partyjni koledzy docenili ciężką pracę posłanki Platformy Obywatelskiej. Opinia publiczna z pewnością zechce się zainteresować skalą ogromnego procederu redystrybucji pieniędzy publicznych w stronę Tadeusza Rydzyka. Nie są to wszakże drobne sumki, a całkiem pokaźna kwota. Internauci śmieją się nawet, że oprócz programu 500 złotych na każde dziecko, Kaczyński wprowadził również program 20 milionów na ojca. Okazuje się jednak, że nie 20 a 40, zaś beneficjent jest tylko jeden.

Rządy dobrej zmiany zapowiadały zmianę standardów i odnowę moralną w polskiej polityce. Okazuje się jednak, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. PiS po zdobyciu władzy nie tylko nie zmieniło praktyk poprzedników, ale i rozwinęło je do najgorszych ekstremów. Skok na spółki Skarbu Państwa w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości jest bez precedensu w najnowszej historii naszego kraju.

Jaka jest praktyka, każdy widzi..

crowdmedia.pl

Pałacyk dla naczelnika

Kaczyński za, a nawet przeciw ponownej kadencji Tuska

Wielbiciele „naczelnika” państwa polskiego, pragną w nagrodę wybudować mu elegancką siedzibę. Na wschodzie Polski, ściśle mówiąc w Białymstoku, zarejestrowała się niedawno katolicka Fundacja Ex Corde, która chce „wspierać i nagradzać za życia wybitnych Polaków”, tak jak kiedyś Józefa Piłsudskiego i Henryka Sienkiewicza. Pierwszym „wynagrodzonym” z pieniędzy darczyńców ma być„Naczelnik” Polski, czyli „Pan Jarosław Kaczyński”.
Jest już fundusz założycielski w kwocie 3 tys. zł. i nie zapomniano o najważniejszym, bo „powołano”metafizyczną patronkę, którą jest Matka Boska Kodeńska. Ponieważ jednak fundusz założycielski jest zbyt skromny, jak na planowane przedsięwzięcie, Ex Corde wychodzi na ulice i agitując rozprowadza ulotki, w których apeluje do społeczeństwa, by przyłączyło się do realizacji pomysłu. Potencjalnych darczyńców sugestywnie motywuje:
„Jest On człowiekiem, który całe swe życie poświęca Ojczyźnie, nie dbając o własną wygodę”– czytamy w rozprowadzanej na Krakowskim Przedmieściu ulotce. „Chcemy Mu dziękować, by miał poczucie, że go wspieramy, że Mu ufamy, niech stoi na straży moralności publicznej w państwie o etyce katolickiej” – kontynuuje w imieniu fundacji Ex Corde jej jedyny założyciel, Piotr Żakowicz.
„W każdą miesięcznicę smoleńską jest On otoczony przez współpracowników i przyjaciół. Wszyscy wtedy z nim jesteśmy, choć nie jest to fizycznie możliwe. Ten pałacyk, który pragniemy Mu ofiarować, to symbol naszych myśli, pamięci i chęci zapewnienia Mu bezpieczeństwa” – czytamy. „Każda złotówka wpłacona na ten cel jest wyrazem konsolidacji Narodu i dowodem wsparcia swego Przywódcy” – kończy Piotr Żakowicz w imieniu swojej fundacji Ex Corde.
Andrzej Saramonowicz

w środę

Czytam, że bliżej nieznana fundacja „Ex corde” postanowiła nagradzać wybitnych Polaków. I pisze tak:

„Pierwszym Rodakiem, którego chcemy uhonorować i wynagrodzić jest najwybitniejszy z nas – Pan Jarosław Kaczyński. (…) Nie dbając o własną wygodę, myślał jedynie o Ojczyźnie. (…) Nadszedł czas, żeby Polacy pomyśleli o Nim. Naród polski pragnie uhonorować i wynagrodzić swego Naczelnika i ofiarować Mu pałacyk w Warszawie, tworząc w ten sposób adekwatne do Jego zasług i prestiżu warunki do dalszego życia i pracy w drodze do wolnej Polski.”

Fundacja, rzecz jasna, nie ma ani pałacyku, ani pieniędzy nań, ale ma dobry pomysł. By Polacy się zrzucili na ów szlachetny cel.

A ja mam dla tej akcji – całkowicie nieodpłatnie oczywiście; że tak się podniośle wyrażę: w darze – świetne hasło reklamowe, które najinteligentniejsi z rodaków z pewnością zaaprobują:

PAŁACYK I LATARENKA!

Wyszukiwanie w KRS potwierdza, że fundacja Ex Corde istnieje – została założona pod koniec czerwca br. Została zarejestrowana przez sąd rejonowy w Białymstoku.

koduj24.pl

Czy Krystyna Pawłowicz zdała maturę z języka polskiego?

Czy Krystyna Pawłowicz zdała maturę z języka polskiego?

Aby dostać się na listy wyborcze, a potem do Sejmu nie trzeba mieć poświadczenia zdania matury. Ale wielu – a nawet bardzo wielu – przydałby się jakiś certyfikat z normalności i z podstawowej wiedzy.

Czy posłanka PiS Krystyna Pawłowicz ma maturę? Po jej wypowiedziach, nie tylko w piśmie można zwątpić, iż przeszła celująco egzamin dojrzałości. Znamy wszak przypadki i to sfilmowane, iż świadectwa, czy też prawa wykonywania zawodu były podrabiane albo kupowane.

Acz podający się za inżyniera, lekarza, a nawet konsula nie mieli prawdziwych papierów, ale mieli zdolności, którymi pokrywali braki autentycznego papieru. Zatem co jest z posłanką Krystyną Pawłowicz? Ona nie ma wszak takich talentów, jak np. Czesław Śliwa vel Jacek Ben Silberstein grany przez Piotra Fronczewskiego w „Konsulu”.

Jak Pawłowicz udaje się nabrać wyborców, wcześniej jednak ustalającego listy wyborcze PiS, Jarosława Kaczyńskiego? Jej każdy wpis na Facebooku zawiera tak potężną dawkę błędów, iż mogłaby nimi obdarować z tuzin oblanych maturzystów.

A to tylko język polski. Proszę mnie uszczypnąć, jeżeli się mylę: posłanka PiS Krystyna Pawłowicz jest reprezentantką wyborców w polskim Sejmie? Tak, czy nie!

Każdy z nas czasami dostaje zajadów, wówczas umiejętności posługiwania językiem ojczystym ulegają obniżeniu do poziomu analfabetów. Czy zatem Pawłowicz dostaje permanentnie zajadów, bo jej język polski jest zawsze na poziomie nie do zaakceptowania w wersji podstawowej. Gdybym był prezesem Kaczyńskim zwaliłbym braki Pawłowicz w języku polskim na jej komusze wykształcenie.

Pawłowicz to postać we wszystkich wymiarach postkomunistyczna. Jej język polski jest alogiczny, nie potrafi budować zdań, ani formułować myśli, zatem jak ona porusza się w żargonie prawniczym, w którym czasami dochodzi do istnych językowych łamańców?

Jej ostatni wpis na Facebooku dotyczy Donalda Tuska, który był przesłuchiwany przez prokuraturę. Posłanka PiS wypisała taką ilość zajadów, iż można tylko jej pozazdrościć zdrowia, bo nie dostała apopleksji. Normalny człowiek zaliczyłby jakiś zawał.

Przytoczę jedno pełne zdanie w oryginale: „D.Tusk miał wziąść na siebie „pełną odpowiedzialność” za Smoleńsk a jak zwykle okazał się tchórzem”.

Pełną odpowiedzialność za Smoleńsk wzion (to chyba odmiana „wziąść”) Lech Kaczyński. I skończyło się dla niego tak, jak 10 kwietnia 2010 roku. Dlaczego inni przypłacili życiem? Najwyższa pora postawić brata Jarosława przed sądem historii i przed zarzutem odpowiedzialności za katastrofę.

Ale ja nie o tym, tylko o Pawłowicz. Jak to się dzieje, że tacy ludzie, którzy oblaliby maturę z języka polskiego dostają się do Sejmu i mienią się patriotami polskimi? Nie jest dla mnie usprawiedliwieniem, że jest to postać postkomunistyczna. W PRL-u też wydawano książki i można było je czytać, a dzisiaj nie pisać: „wziąść”. Może kiedyś powstanie o niej film, o K. Pawłowicz vel Ben Silberstein. Piotr Fronczewski mógłby się przebrać – jak Dustin Hoffman w „Tootsie” – za posłankę PiS.

Podrzucam ten pomysł ministrowi kultury Piotrowi Glińskiemu. Wszak zadowolony byłby prezes, któremu marzą się produkcje hollywoodzkie.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Rząd walczy z instytucjami UE, PiS straszy Brukselą, a Polacy w czołówce euroentuzjastów

Gazeta.pl, 04.08.2017

Mimo wielomiesięcznych sporów na linii Warszawa-Bruksela, okazuje się, że Polacy czują się obywatelami UE. Z najnowszego Eurobarometru wynika, że jesteśmy pod tym względem w europejskiej czołówce.

Rząd od ponad roku wchodzi w kolejne spory z unijnymi instytucjami – zaczęło się od przejęcia przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, ostatnio doszły kontrowersyjne zmiany w sądownictwie i wycinka Puszczy Białowieskiej, którą nakazał wstrzymać Trybunał Sprawiedliwości UE.

Oficjalnie przedstawiciele rządu deklarują przywiązanie do unijnych wartości, ale jednocześnie powtarzają, że UE ma być związkiem państw narodowych. Ograniczaniem suwerenności i próbami ingerowania w wewnętrzne sprawy nazywają wszelkie interwencje unijnych instytucji w kwestiach łamania praworządności lub naruszania przez Polskę unijnych traktatów.

Tygodnie ostrego sporu

Spór na linii Warszawa-Bruksela był szczególnie ostry w ostatnich tygodniach. Gdy Komisja Europejska reagowała w związku z uchwalonymi w ekspresowym tempie zmianami w sądownictwie, posłowie PiS, ministrowie i sama premier mówili o nieuprawnionych atakach, niepopartych racjonalnymi argumentami.

Z kolei gdy Trybunał Sprawiedliwości nakazał wstrzymanie wycinki w Puszczy Białowieskiej, minister Jan Szyszko nic sobie z tego nie robił i wielokrotnie krytykował niekompetencję przedstawicieli UE, którzy nie dostrzegają problemu kornika drukarza i drzew zagrażających turystom.

Polacy, obywatele Unii

Mimo antyunijnej kampanii, Polacy najwyraźniej nadal ufają UE. Nawet bardziej, niż rządowi i parlamentowi.

Z najnowszego badania Eurobarometr wynika, że 80 proc. ankietowanych Polaków czuje się obywatelami Unii Europejskiej. Taki wynik stawia Polskę na siódmym miejscu w gronie 28 badanych państw. Większy odsetek w tej kategorii występuje jedynie w: Luksemburgu (tam aż 89 proc. pytanych czuje się obywatelami UE), Irlandii, Niemczech, Malcie, Danii i Finlandii (w tych pięciu państwach od 82 do 81 proc.).

Z Eurobarometru wynika też, że bardziej ufamy samej UE, niż rządowi i parlamentowi. Instytucjom UE ufa 44 proc. ankietowanych Polaków, tyle samo deklaruje nieufność, a 12 proc. nie ma zdania. To wynik powyżej unijnej średniej. W grupie 28 państw zaufanie do UE wynosi 42 proc., a nieufność 47 proc.

Zaufanie do rządu deklaruje 33 proc. Polaków, którzy brali udział w badaniu; 61 proc. rządowi nie ufa. Jeszcze gorsze notowania ma polski parlament – zaledwie co czwarty ankietowany Polak ufa, a 67 proc. mu nie ufa.

Narodowe parlamenty i rządy mają lepsze notowania w skali całej UE, odpowiednio 36 i 37 proc. deklaracji zaufania.

UE rok po brytyjskim referendum

Z danych Eurobarometru wynika, że rok po referendum brexitowym w Wielkiej Brytanii coraz więcej obywateli UE optymistycznie postrzega przyszłość Unii Europejskiej. Zaufanie do Unii Europejskiej osiąga obecnie szczytową wartość od 2010 r.

74 proc. ankietowanych obywateli UE twierdzi, że to, co łączy poszczególne kraje, jest ważniejsze, niż to, co je dzieli.

Badanie Eurobarometr zostało przeprowadzone pod koniec maja tego roku. Przepytano 28 tysięcy obywateli państw członkowskich, w tym tysiąc Polaków.

TUTAJ ZNAJDZIESZ RAPORT Z BADANIA

msn.pl

PIĄTEK, 4 SIERPNIA 2017

STAN GRY: Zaremba: Historię piszą internauci, Rulewski: Jak dalece legitymizować PO? Wigura: Pustka elit, GW: Kukiz z Dudą

— 300LIVE:
Czarnecki: Myślę, że Tusk nie pokusi się o konfrontację z urzędującym prezydentem
Sikorski: Tych zbiegów okoliczności wokół Macierewicza jest zbyt dużo
Sikorski: Tusk ma dylemat
Sikorski: Wiedziałbym o tym, gdyby była jakaś decyzja rządu o nieotwieraniu trumien
Sikorski: Podejrzewam, że Kaczyński jest po prostu wprowadzany w błąd
Polityczny plan piątku: decyzja KW ws. Siennej 29
http://300polityka.pl/live/2017/08/04/

 KAROLINA WIGURA O PUSTCE INTELEKTUALNEJ ELIT I ICH POGARDZIE DLA PRZECIWNIKA – pisze w Kulturze Liberalnej: “W 2015 r. obóz konserwatywny wygrał w Polsce nie tylko siłą swojej mobilizacji. W o wiele większej mierze wygrał słabością tak zwanych „elit liberalnych”. Kampanie prezydencka i parlamentarna obnażyły pustkę intelektualną, polityczną i nierzadko moralną tych elit, ich rozejście się z młodymi pokoleniami Polaków, pogardę wobec przeciwnika”.

— RZĄDÓW SIĘ NIE OBALA, TYLKO WYSTAWIA IM SIĘ DEMOKRATYCZNIE RACHUNEK – dalej Wigura: “Ostatnie demonstracje także dostarczają materiału do przemyśleń. Za szkodliwe należy uznać wznoszone przez niektórych na demonstracjach okrzyki, aby „obalić rząd PiS-u”. Polska ma być krajem demokratycznym i rządzonym zgodnie z prawem, z czego nie wynika, że nie mogą rządzić nią konserwatyści. Rządom podczas wyborów wystawia się demokratycznie rachunek – czasem bardzo słony – a nie „obala się je”. Określenia typu „zamach stanu” powinny zniknąć ze słownika opozycji. Można mówić o łamaniu prawa, niedotrzymywaniu demokratycznych standardów itd. W sferze publicznej, gdzie jak w Polsce, najostrzejsze słowa zostały powtórzone tak wiele razy, że przestały kogokolwiek wzruszać, oszczędność wypowiedzi może, paradoksalnie, najskuteczniej zwracać uwagę”.

— POKOLENIE NIEUFNE WSZELKIM PRÓBOM POUCZANIA GO – WIGURA O UPOKORZENIU ZE STRONY KOMISJI: “Unia w niemal dosłownym sensie płynie w żyłach młodych demonstrujących, z których niektórzy tylko mgliście pamiętają rok 2004. To jednak nie znaczy, że będą oni z satysfakcją patrzyli, jak Komisja Europejska uruchamia wobec Polski artykuł 7 Traktatu Lizbońskiego. Wręcz przeciwnie, to pokolenie, tak nieufne wszelkim próbom bezpodstawnego pouczania go, będzie patrzeć na to jako na upokorzenie”. http://kulturaliberalna.pl/2017/08/01/wigura-opozycja-pis-protesty/

— BEZ ŻADNEGO TRYBU 6 TYSIĘCY RAZY W MEDIACH – PRESS: “Jak policzył dla „Presserwisu” instytut Press-Service Monitoring Mediów, od 18 lipca br. do 1 sierpnia (do godz. 16) w mediach frazę „bez żadnego trybu” powtarzano w 6214 materiałach. Najczęściej oczywiście w mediach społecznościowych – 5894 razy. Najchętniej zwrot ten wykorzystywano na Facebooku (5249 publikacji), ale także na Twitterze (496), YouTube (50), Instagramie (36), Wykopie (42)”. http://www.press.pl/tresc/49444,zwrot-_bez-zadnego-trybu_-ma-drugie-zycie-w-internetowych-mediach?

— PARA PREZYDENCKA WŁĄCZA SIĘ DO AKCJI CARITASUhttp://gosc.pl/doc/4076579.Para-prezydencka-wlacza-sie-w-akcje-Caritas-Tornister-pelen

— NYSKI BON WYCHOWAWCZY DZIAŁA – jedynka Naszego Dziennika: “To przykład dla innych samorządów. Po kilkunastu miesiącach funkcjonowania nyskiego bonu wychowawczego liczba urodzeń w Nysie wzrosła o ponad 21 proc., a liczba zawieranych małżeństw – o ponad 24 proc. To w Nysie wprowadzono w styczniu 2016 r. pierwszy w skali kraju bon wychowawczy na poziomie samorządu. – W 2016 r. udało się czterokrotnie zmniejszyć odpływ ludzi z Nysy. Urodziło się o blisko 25 proc. więcej dzieci aniżeli w roku 2015 – informuje Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy”. http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/186825,nyski-rekord.html

— RZĄD PIS POPRAWIŁ SYTUACJĘ AGORY – Puls Biznesu: “Kurs wydawcy „Gazety Wyborczej” jest znacznie wyżej niż w dniu wyborczego triumfu PiS. Władza wycofywała reklamy z dziennika, ale uruchomiła ważniejszy dla spółki program wsparcia. (…) Gdy w budżecie zostaje trochę gotówki, którą można wykorzystać na cokolwiek, to ludzie korzystają z rozrywki i rekreacji w większym stopniu. A kina są dosyć popularną formą spędzania wolnego czasu wśród rodzin z dziećmi. W drugim kwartale 2017 r. nie było specjalnie dobrego repertuaru, a sprzedaż biletów na całym rynku kinowym wzrosła o 33 proc. rok do roku. Spodziewam się więc, że w Agorze wzrosła o znacznie więcej, gdyż sama liczba ekranów wzrosła o 10 proc. — tłumaczy Paweł Szpigiel”. https://www.pb.pl/rzad-pis-poprawilsytuacje-agory-867975

 HISTORIA JEST PISANA PRZEZ INTERNAUTÓW – Piotr Zaremba w Rozmowie Mazurka w Dzienniku Gazecie Prawnej – FRAGMENT:
“[ZAREMBA] – Co charakterystyczne, sam Jarosław Kaczyński doskonale wie, że było inaczej, kilkakrotnie o tym mówił, choćby w wywiadzie rzece, który z nim razem z Michałem Karnowskim przeprowadziliśmy. On podkreślał wagę i Okrągłego Stołu, i wyborów, i w ogóle całej drogi, którą wtedy wybrano.

– [MAZUREK] Ciepło mówił wówczas o Władysławie Frasyniuku.

– O którym dobrze mówił też choćby Adam Borowski (działacz Solidarności i Solidarności Walczącej – red.), bo oni wiedzą, że różne postacie mogą w różnych okresach odgrywać różną rolę. Ale już przeciętny prawicowy internauta uważa dziś, że Frasyniuk zawsze był zdrajcą, kanalią i łotrem. Przez to tacy ludzie jak Kaczyński są prorokami wołającymi na puszczy, chociaż już teraz nie woła, bo się chyba dostosował do głosów swoich zwolenników.

– Teraz 4 czerwca 1989 r. jest wypierany przez 4 czerwca 1992 r.

– To zabawne, ale w tej sprawie również Kaczyński ma inne zdanie niż wielu jego wyborców. On w programie telewizyjnym w rocznicę nocnej zmiany powiedział przecież, że rząd Olszewskiego i tak musiał upaść, bo nie miał większości.

– To herezja.

– Właśnie. Przecież wielu jego wyznawców wierzy, że to był wyłącznie spisek w obronie esbeków i ich agentów, a rząd Olszewskiego zreformowałby Polskę. Mamy więc kolejny rozdźwięk między prawdą historyczną i relacją polityka a emocjami społecznymi.

– Dlaczego tak się dzieje?

– Bo dzisiaj historia nie jest pisana przez historyków, lecz przez internautów”.
http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/555538,zaremba-rozmowa-mazurka-nocna-zmiana-kaczynski.html

— GDYBY PIS ZROBIŁ REWOLUCJĘ W ADMINISTRACJI, RODZINY DO DZIŚ CZEKAŁYBY NA 500+ – JAN WRÓBEL w DGP: “Bo administracja, rządowa i samorządowa, która sprawnie poradziła sobie z 500+, jest dziełem III RP i jakoś PiS nie pogardził jej wykorzystaniem w zbożnym celu. Gdyby najpierw wziął się do rewolucji w samorządach i ministerstwach, tnąc, piłując, wyrzucając i zatrudniając, to rodziny poczekałyby na wypłaty jeszcze z dekadę. W telewizji publicznej praktyka walki ze złogami postniepisowskimi doprowadziła do klęski”. http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/555578,zla-diagnoza-prezesa-jan-wrobel.html

— TOMASZ SAKIEWICZ O JEDNOŚCI PRAWICY Z WYJĄTKIEM PRZEBIERAŃCÓW W PATRIOTYCZNYCH SZATACH PODSYŁANYCH PRZEZ ROSJĘ – pisze w GPC: “Wyjątek w moich zjednoczeniowych zapędach robię dla przebierańców, których w patriotycznych szatkach podsyła nam Rosja. Z nimi nie tylko nie można się jednoczyć, ale trzeba ich po prostu dekonspirować. Nie wolno zniszczyć nadziei pokładanej w obozie dobrej zmiany, nie wolno zmarnować sukcesu z 2015 r. Jak mawiają marines: dla wrogów jesteśmy groźni, ale rannych i zagubionych kolegów nie porzucamy. Gdy są kłopoty, to recepta na sukces i odrodzenie”. http://gpcodziennie.pl/67025-niezniszczycnadziei.html

— JAN RULEWSKI O WAŁĘSIE – PRZEKROCZYŁ GRANICĘ GODNOŚCI – mówi w rozmowie z Magdaleną Rigamonti w DGP Jan Rulewski: ““Bo piłka jest po jego stronie i jeśli jest uczciwy, to powinien poddać się testom na uczciwość. (…) Sądzę, że została przez niego przekroczona granica godności, bo sprzedawanie swoich kolegów za pieniądze, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i rodzinie jeszcze da się jakoś wytłumaczyć i rozgrzeszać. Natomiast nie da się rozgrzeszać sprzedawania kolegów po to, by kupować sobie wygodne i dobre życie”.

— NIE WYBACZĘ ROSATIEMU – Rulewski mówi Rigamonti: “Jestem senatorem z list PO, ale do partii nie należę. Potakiwali, bo może uznali, że trzeba przytaknąć, a ustawa leżakowała w Sejmie. Poza tym Dariusz Rosati z Hanną Majszczyk z Ministerstwa Finansów uknuli intrygę, że na opozycjonistów trzeba będzie wydać od pięciu do siedmiu miliardów złotych, co miało zniszczyć budżet. I ustawa została odrzucona. Takich rzeczy nie wybaczę – ani Rosatiemu, ani Majszczyk”.

— TUSK SZANOWAŁ WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI – mówi Rulewski Rigamonti: “oczywiście to każe mi się zastanowić, kim jestem dla PO. Moim zdaniem granica godności została przekroczona, bo wolność do wypowiedzi nie powinna być krępowana. Przez Donalda Tuska była ona zachowywana. Kiedyś, gdy pojawiła się propozycja, żeby mnie usunąć z PO, bo podważam w wywiadach linię partii, Tusk powiedział, że Rulewski za wolność wypowiedzi nie będzie karany. Krępowanie wolności wypowiedzi to jest… Nie wiem, tego nie było w Solidarności, tego nie było w Unii Demokratycznej ani w Unii Wolności. Nie było kneblowania, tłumienia takiego, jak choćby przy mojej alternatywie dla 500+”.

 JAK DALECE MOŻNA LEGITYMIZOWAĆ TO, CO SIĘ DZIEJE W PO? – Jan Rulewski mówi Rigamonti: “Niektórzy, jak pani mówią: rzuć ten mandat. I to jest dla mnie najtrudniejsze, no bo jak dalece można legitymizować to, co się dzieje w PO, a na ile stać mnie, by to oprotestować. Nie mogę znaleźć optimum, bo ciągle uważam, że nie wystarczą już tylko gesty, trzeba być skutecznym. Kiedy wszyscy zapominają o Solidarności, ja jestem po to, żeby o niej przypominać, o zestawie wartości, za którym kryli się żywi ludzie, czyny, wydarzenia i idee”. http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/555535,jan-rulewski-rigamonti-wywiad.html

— EKSPERCI CHWALĄ, FRANKOWICZE KRYTYKUJĄ – tytuł w GPC o projekcie PAD.

— KUKIZ CHCE TERAZ GRAĆ Z PREZYDENTEM – Agata Kondzińska i Iwona Szpala w GW: “– Kukiz gra ewidentnie na prezydenta, wyczuł szansę, że może się ogrzać w blasku władzy – mówi polityk z jego otoczenia. Paweł Kukiz widział się z prezydentem kilka razy. Atmosfera była dobra, bo politycy znają się z kampanii prezydenckiej w 2015 r., są po imieniu – ale podczas rozmów trzymali oficjalny dystans. Gdy Kukiz krążył wokół PiS, jego posłowie twierdzili, że spotyka się z Jarosławem Kaczyńskim, wsłuchuje się w jego polityczne analizy, fascynuje wiedzą. W PiS te opowieści wyśmiewali. Jak jest teraz? – Nie ma sojuszu Pałacu z Kukizem, ale są zbieżne interesy. Jeśli prezydent nie chce, by tylko jedna partia wybierała KRS, a Kukiz ma propozycje, jak to obejść, to korzysta jeden i drugi – wyjaśnia nam prawicowy polityk”. http://wyborcza.pl/7,75398,22188972,trzy-kaczki-pawla-kukiza-byly-rockman-chce-teraz-grac-z-prezydentem.html

— ZIOBRO STAŁ SIĘ ZAKŁADNIKIEM PREZYDENTA? – Izabela Kacprzak i Grażyna Zawadka w RZ: “Warto popatrzeć na wyborczy kalendarz. Wybory parlamentarne odbędą się w październiku 2019 r., wybory prezydenckie – w maju 2020 r., a obecna kadencja Andrzeja Dudy upływa na początku sierpnia 2020 r. Ziobro, umieszczając zapis o wymogu akceptacji prezydenta przy próbie odwołania prokuratora krajowego i jego zastępców, zyskuje dziesięć miesięcy nieusuwalności swoich najważniejszych ludzi nawet po przegranych wyborach do Sejmu i Senatu. Co to daje? – Odpalenie wszystkich „bomb”, jakie teraz się pozyskuje – uważa wysoko postawiony człowiek służb”. http://www.rp.pl/Polityka/308039864-Ziobro-stal-sie-zakladnikiem-prezydenta.html?template=restricted

— WYRZUCIĆ OBCYCH Z MEDIÓW, PIS PLANUJE DEKONCENTRACJĘ I POLONIZACJĘ – Ireneusz Siudak na jedynce GW: “Na polskim rynku jest tylko jedna firma, którą wprost ugodzi planowana „dekoncentracja”. To grupa TVN należąca do amerykańskiego koncernu Scripps Networks Interactive. Ma go wkrótce przejąć również amerykański gigant medialny Discovery. Formalnie – poprzez spółkę brytyjską”. http://wyborcza.pl/7,155287,22182395,repolonizacja-mediow-zagraniczny-wlasciciel-tylko-z-20-proc.html

— PIS RZECZYWIŚCIE STRACIŁO POPARCIE MŁODYCH – Rafał Chwedoruk w rozmowie z RZ: “siłą rzeczy także po stronie liberalnej opozycji znajdują się młodzi, a to, że w czasie protestów częściej pojawiali się na ekranach telewizorów, mogło wynikać chociażby z tego, że mamy wakacje. Choć nie ulega wątpliwości, że PiS rzeczywiście straciło poparcie młodych wyborców, co wskazują niektóre przeprowadzone niedawno badania”. http://www.rp.pl/Publicystyka/308039860-Chwedoruk-Protesty-klasy-sredniej.html?template=restricted

— DLA ZIOBRY BYŁO PRZYKRE, ŻE KACZYŃSKI WSKAZAŁ DUDĘ – MONIKA OLEJNIK w GW: “A może Ziobro poczuł, że nie ma charyzmy „galaretowatego leszczyka”, tylko jest delfinem, który może zastąpić Kaczyńskiego albo powalczyć o prezydenturę? Zapewne przykre było dla prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, że Kaczyński wskazał jako kandydata w wyborach prezydenckich Dudę. Przecież Duda był zastępcą Ziobry, wykreowanym przez niego, jak przypomina w wywiadach; mówi, że tylko dzięki finansom i „przyjaznym mediom” został głową państwa. A gdyby prezes wskazał Beatę Szydło? Być może ona byłaby pierwszą kobietą prezydentem”. http://wyborcza.pl/7,75968,22188742,sezon-na-leszcza.html

 BEZCZELNE KŁAMSTWA TUSKA – jedynka GPC.

— NAWET TELEWIZJA NARODOWA PRZESTRZEGAŁA OSOBY STARSZE, ŻEBY W UPAŁY NIE WYCHODZIŁY Z  DOMÓW – Wojciech Czuchnowski w GW o Kaczyńskim: “Ale brednie o związkach smoleńskich trumien z wyborem na unijne stanowisko można wytłumaczyć tylko falą upałów, która przechodzi przez Polskę i musiała doświadczyć w końcu nawet Jarosława Kaczyńskiego. A przecież nawet Telewizja Narodowa przestrzegała, by w tych dniach dzieci i osoby starsze nie wychodziły z domów”. http://wyborcza.pl/7,75968,22185841,fala-upalow-dosiegnela-prezesa-kaczynskiego.html

— SZYSZKO NA HARVESTERZE – komentarz GW: “W ostatnich miesiącach zawrotną karierę robi w Polsce słowo „harwester” – nazwa maszyn siejących spustoszenie w Puszczy Białowieskiej, jednym z najcenniejszych lasów kontynentu. Jan Szyszko najchętniej wmówiłby Europie, że harwestery tylko puszczę ratują. Ale tej bzdury nikt nie kupi”. http://wyborcza.pl/7,75968,22189354,szyszko-na-harwesterze.html

— SZUMNIE ROZPOCZĘTA BUDOWA PROMU W STOCZNI SZCZECIŃSKIEJ TO FIKCJA BEZ DOKUMENTACJI I POZWOLEŃ – Rafał Zahorski, ekspert ds. gospodarki morskiej w rozmowie z GW: “To, co się stało na pochylni Wulkan w Szczecinie, można porównać do położenia kamienia węgielnego pod budowę domu, na który nie ma jeszcze projektu, nie mówiąc o pozwoleniach. Położenie stępki to był teatr, w którym stocznia mająca zbudować prom musiała do zespawania prostej konstrukcji wziąć podwykonawcę. Szumnie rozpoczęta przez rząd budowa promu w Stoczni Szczecińskiej to fikcja bez dokumentacji i pozwoleń”. http://wyborcza.pl/7,155285,22188973,fikcja-czyli-jak-rzad-odbudowuje-stocznie-wicepremier-morawiecki.html

— ONI CIĘ ŚLEDZĄ, BĄDŹ SPRYTNIEJSZY – Henryk Wujec w GW z poradnikiem inwigilowanego: “Na ulicy obserwacja jest dyskretna, ale idąc szybko, zmusza się ich do wysiłku (raz mi powiedzieli: „Panie, daj pan żyć!”). Wchodzę w ślepą uliczkę i nagle zawracam – jeżeli mają do pomocy samochód, on także musi zawrócić, a to nie jest proste (ulubiony numer naszego kolegi Tolka Lawiny na warszawskiej ulicy Oleandry, gdzie dodatkowo są przejścia na Marszałkowską i Trasę Łazienkowską). Albo idę ulicą jednokierunkową pod prąd – głupieją, bo co zrobić z samochodem”. http://wyborcza.pl/7,75968,22188878,oni-cie-sledza-ty-badz-sprytniejszy.html

— ŁUKASZ WARZECHA KRYTYCZNIE O DECYZJI DOWÓDCÓW WS WYBUCHU POWSTANIA – pisze w SE: “Kilka dni przed 1 sierpnia Wojskowe Biuro Historyczne na swoim twitterowym profilu przypomniało, że po powrocie z Londynu 29 lipca 1944 r. Jan Jeziorański poinformował Komendę Główną AK, że powstanie nie będzie mogło liczyć na znaczącą pomoc aliantów oraz że nie wywrze wpływu na powojenne losy Polski. WBH zostało natychmiast zaatakowane przez Piotra Gursztyna, publicystę od dawna broniącego decyzji o rozpoczęciu powstania, za „antypowstańczą kampanię”. O powstanie można i należy się spierać, ale jeśli przypominanie bezspornych faktów ktoś nazywa „antypowstańczą kampanią”, powinien zabrzmieć dzwonek alarmowy. Nawet twardzi obrońcy Powstania Warszawskiego jako przedsięwzięcia politycznego i militarnego nie mogą kwestionować faktów. A tym bardziej nie mogą żądać, żeby o nich zapominać w imię kultywowania mitologii. Mitologii, która niesie ze sobą także ryzyko. Najgorszą bowiem rzeczą – co świetnie pojmowali krakowscy stańczycy w okresie po powstaniu styczniowym – jest bezkrytyczne kultywowanie mitu straceńczej walki bez rzetelnej analizy zysków i strat”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/lukasz-warzecha-historii-cenzurowac-nie-wolno_1011669.html

— JANUSZE DYPLOMACJI – TOMASZ WALCZAK W SE: “Wspomniany gazociąg Nord Stream 2 to jedna z takich spraw, w której szanse na nasze zwycięstwo są znikome. Niedawno znany publicysta ekonomiczny Rafał Woś zauważył, że choć tzw. plan Morawieckiego zawiera wiele wartych uwagi zapisów i jest krokiem w dobrym kierunku, to jednocześnie w wielu miejscach jest sprzeczny z prawem unijnym. Dałoby się to jednak obejść, gdyby relacje rządu PiS z Brukselą były dobre. Są jednak fatalne i to w dużej mierze z winy właśnie PiS, który uparł się, żeby walczyć o widmową godność, zapominając, że powinien walczyć przede wszystkim o interes Polski. A w naszym interesie jest to, żeby Bruksela grała po naszej stronie. Idąc z nią na wojnę, Janusze polskiej dyplomacji ustawiają ją przeciwko nam”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/tomasz-walczak-partyzanci-dyplomacji_1011670.html

— NIE WARTO ROBIĆ PRZEWROTU W POLITYCE ZAGRANICZNEJ – Jerzy Haszczyński o reparacjach wojennych pisze w RZ: ”Nie wolno jednak z powodu niepokojących sygnałów doprowadzić do przewrotu w polskiej polityce zagranicznej, czyli zerwania partnerstwa z Niemcami. Co nie znaczy, że w spokoju, bez tej całej antyniemieckiej retoryki, nie należy pracować nad wyliczeniem realnych strat, których Polska doznała od Niemiec”. http://www.rp.pl/Komentarze/308039859-Haszczynski-Ostroznie-z-rachunkiem-za-Trzecia-Rzesze.html?template=restricted

— FALA UBOGICH EMERYTÓW – jedynka RZ: “„Rzeczpospolita” wielokrotnie apelowała do rządu o stworzenie zachęt do dalszej pracy. Te przewidziane w przedstawionym w marcu przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego programie 10 000+ (za minimum dwa lata pozostania na rynku pracy 10 tys. zł dopisanych do kapitału emerytalnego) nie zyskały jednak poparcia rządu. Podobnie jak zaproponowany przez ZUS zakaz łączenia emerytury z pracą. Nic więc nie powstrzyma kosztownej dla państwa fali dodatkowych 331 tys. emerytów pod koniec tego roku (według szacunków ZUS)”.

— W POLSCE PRZYBYWA PSZCZÓŁ! https://www.pb.pl/maja-ma-coraz-wieksza-rodzine-867978

300polityka.pl

Morawiecki konfabuluje

Morawiecki konfabuluje

Kolejny sukces rządu, który okazuje się czekiem bez pokrycia. 23 czerwca odbyła się imprezka pod hasłem odbudowy przemysłu stoczniowego w Polsce. Na pochylni Wulkan w Szczecinie uroczyście położono stępkę, czyli element kadłuba pod budowę nowego promu dla Polskiej Żeglugi Baltyckiej.

Wicepremier Morawiecki nie krył dumy, mówiąc, że „Przyjechaliśmy tutaj, żeby dać z powrotem nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej i dać konkretne zamówienia, stworzyć popyt na statki. Może też na okręty, które będą tutaj budowane. Jest to dla nas kluczowa część całej wielkiej strategii reindustrializacji Polski, polskiej gospodarki”. Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk ze wzruszeniem w głosie zapewniał, w imieniu premier Szydło, że „Konsekwentnie realizujemy rządowy plan odbudowy przemysłu stoczniowego, który stanowić ma koło zamachowe dla całej polskiej gospodarki”
Było doniośle, wzniośle i radośnie, ale … minął ponad miesiąc i … stępka jak leżała tak leży, cisza jak była tak jest, nic się nie dzieje.

Andrzej Kraśnicki jr rozmawia z Rafałem Zahorskim, ekspertem ds. gospodarki morskiej.
Twierdzi on, że nie ma pieniędzy na projekt, żadne biuro nad projektem nie pracuje, nie ma nikogo, kto ewentualnie mógłby projekt zatwierdzić, gdy już by był. Plotka wprawdzie głosi, że PŻB dała stoczni Grifia, która walczy o swoje być albo nie być, 10 mln zł zadatku na nowy prom, ale czy to prawda?

A teraz najciekawsze. Pada pytanie, czy jest ten przemysł stoczniowy czy nie; czy jacyś ludzie tu pracują; a może obecny rząd przeoczył, że jednak coś tutaj, w stoczni szczecińskiej się dzieje? Odpowiedź wielu zapewne zaskoczy. Okazuje się bowiem, że tak naprawdę przemysł stoczniowy nie padł. Owszem upadła stocznia, ale pozostał potencjał, który przeniósł się do mniejszych firm, a te działają. Owszem, wielu stoczniowców wyjechało, ale w branży jest nadal wielkie zapotrzebowanie na specjalistów, bo ci, którzy są, po prostu się nie wyrabiają. Obecnie, prawie 10 tysięcy ludzi pracuje ww. branży lub firmach z nią powiązanych. Ciężko pracują i do tego jeszcze mają wciąż „pod górkę”. Prawo jest tak skonstruowane, że np. stocznia prywatna, dysponująca majątkiem w wysokości 20 mln zł może wziąć kredyt maksymalnie na 10 mln; firmy mają krótki okres wypowiedzenia dzierżawy (1 – 3 miesięcy), co również odstrasza banki. Szkoda, że tutaj Morawiecki nie chce pomóc, no ale lepiej mówić, że nie ma przemysłu stoczniowego i wziąć na siebie rolę cudotwórcy.

Obecnej władzy marzy się jakiś spektakularny sukces, który pokaże, że stoczni nie było, a teraz jest. Stąd ten pomysł na prom. Stąd też i pewne niebezpieczeństwo. Jeśli Komisja Europejska dopatrzy się, że środki na jego budowę płyną również ze środków publicznych to może być niezła chryja. Może ona uznać, że to partycypowanie w nierentownym pomyśle i stanie się to, co w 2009 roku spowodowało upadek Stoczni Szczecińskiej.

No to jesteśmy w domu. Znowu okłamywani, manipulowani. Najgorsze jest to, że ślepo zapatrzony w swoją partię elektorat uwierzy we wszystko, pozostanie ślepy i głuchy na fakty.

Tamara Olszewska

koduj24.pl

Seks dla Pawłowicz. Kto chętny? Bo Kaczyński dyma tylko Polskę

Jurek Owsiak na Przystanku Woodstock skierował propozycję dla Krystyny Pawłowicz: „Pani Krystyno, pani spróbuje seksu”.

Można zapytać: a z kim? Wszak Pawłowicz leci na Jarosława Kaczyńskiego, ale prezes wiadomo: dyma Polskę.

Internauci skomentowali.

Oczywiście, przyjemność z panią Krysią to kara.

Jak wszystkim wiadomo, kobieta najlepiej wygląda w stroju roboczym, czyli nago.

No i jak? Wyobraźnia zaskoczyła?

Czy Krystyna Pawłowicz zdała maturę z języka polskiego?

Aby dostać się na listy wyborcze, a potem do Sejmu nie trzeba mieć poświadczenia zdania matury. Ale wielu – a nawet bardzo wielu – przydałby się jakiś certyfikat z normalności i znajomości podstawowej wiedzy.

Czy posłanka PiS Krystyna Pawłowicz ma maturę? Po jej wypowiedziach, nie tylko w piśmie można zwatpić, iż przeszła celująco egzamin dojrzałości. Znamy wszak przypadki i to sfilmowane, iż świadectwa, czy też prawa wykonywania zawodu były podrabiane albo kupowane.

Acz podający się za inżyniera, lekarza, a nawet konsula nie mieli prawdziwych papierów, ale mieli zdolności, którymi pokrywali braki autentycznego papieru. Zatem co jest z posłanką Krystyną Pawłowicz? Ona nie ma wszak takich talentów, jak np. Czesław Śliwa vel Jacek Ben Silberstein grany przez Piotra Fronczewskiego w „Konsulu”.

Jak Pawłowicz udaje się nabrać wyborców, wcześniej jednak ustalającego listy wyborcze PiS, Jarosława Kaczyńskiego? Jej każdy wpis na Facebooku zawiera taką potężna dawkę błędów, iż mogłaby nimi obdarować z tuzin oblanych maturzystów.

A to tylko język polski. Proszę mnie uszczypnąć, jeżeli się mylę: posłanka PiS Krystyna Pawłowicz jest reprezentantką wyborców w polskim Sejmie? Tak, czy nie!

Każdy z nas czasami dostaje zajadów, wówczas umiejętności posługiwania językiem ojczystym ulegają obniżeniu do poziomu analfabetów. Czy zatem Pawłowicz dostaje permanentnie zajadów, bo jej język polski jest zawsze na poziomie nie do zaakceptowania w wersji podstawowej. Gdybym był prezesem Kaczyńskim zwaliłbym braki Pawłowicz w języku polskim na jej komusze wykształcenie.

Pawłowicz to postać we wszystkich wymiarach postkomunistyczna. Jej język polski jest alogiczny, nie potrafi budować zdań, ani formułować myśli, zatem jak ona porusza się w żargonie prawniczym, w którym czasami dochodzi do istnych językowych łamańców.

Jej ostatni wpis na Facebooku dotyczy Donalda Tuska, który był przesłuchiwany przez prokuraturę. Posłanka PiS wypisała taka ilość zajadów, iż można tylko jej pozazdroscić zdrowia, bo nie dostała apopleksji. Normalny człowiek zaliczyłby jakiś zawał.

Przytoczę jedno pełne zdanie w oryginale: „D.Tusk miał wziąść na siebie „pełną odpowiedzialność” za Smoleńsk a jak zwykle okazał się tchórzem”.

Pełną odpowiedzialność za Smoleńsk wzion (to chyba odmiana „wziąść”) Lech Kaczyński. I skończylo się dla niego tak, jak 10 kwietnia 2010 roku. Dlaczego inni przypłacili życiem? Najwyższa pora postawić brata Jarosława przed sądem historii i przed zarzutem odpowiedzialności za katastrofę.

Ale ja nie o tym, tylko o Pawłowicz. Jak to się dzieje, że tacy ludzie, którzy oblaliby maturę z języka polskiego dostają się do Sejmu i mienią się patriotami polskimi? Nie jest dla mnie usprawiedliwieniem, że jest to postać postkomunistyczna. W PRL-u też wydawano książki i można było je czytać, a dzisiaj nie pisać: „wziąść”. Może kiedyś powstanie o niej film, o K. Pawłowicz vel Ben Silberstein. Piotr Fronczewski mógłby się przebrać – jak Dustin Hoffman w „Tootsie” – za posłankę PiS.

Podrzucam ten pomysł ministrowi kultury Piotrowi Glińskiemu. Wszak zadowolony byłby prezes, któremu marzą się produkcje hollywoodzkie.

Posłanka Pawłowicz chciała znieważyć Donalda Tuska, a… sponiewierała polszczyznę. Znowu popełniła kompromitujący błąd

Jakub Noch, 04 sierpnia 2017

Czy ktoś, kto kiepsko włada językiem polskim ma prawo pouczać najdłużej urzędującego premiera wolnej Polski? Takie pytanie rodzi się po lekturze najnowszego facebookowego hejtu, który stworzyła posłanka Prawa i Sprawiedliwości Krystyna Pawłowicz. Postanowiła ona podjąć próbę znieważenia Donalda Tuska, ale jej najnowszy tekst zostanie raczej zapamiętany ze względu na kompromitującą wpadkę, którą w nim zaliczyła.

Krystyna Pawłowicz nie mogła odmówić sobie kilku nienawistnych zdań komentarza do czwartkowego przesłuchania przewodniczącego Rady Europejskiej i byłego premiera Polski Donalda Tuska. „Mowa ciała – zaciśnięte zęby i piąstki,arogancja,uciekanie od tematu i opowiadanie obszernie o „trosce” UE o sprawy Polski rządzonej przez „obsesje” J.Kaczyńskiego – pokazywały strach byłego premiera.I kompleksy wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego,którego co kilka zdań musiał obrazić” – napisała posłanka Prawa i Sprawiedliwości o spotkaniu Donalda Tuska z dziennikarzami, które zorganizowano po przesłuchaniu.

I dodała coś jeszcze… „D.Tusk miał wziąść na siebie „pełną odpowiedzialność” za Smoleńsk a jak zwykle okazał się tchórzem” – oznajmiła. Czym – jak już pewnie zauważyliście – bardziej niż Donalda Tuska sponiewierała język polski. A jeśli jednak potrzebujecie pomocy w wyłapaniu błędu, zacytujmy prof. Mirosława Bańko, który jest niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie językoznawstwa:

PROF. MIROSŁAW BAŃKO

językoznawca i leksykograf Uniwersytetu Warszawskiego w Poradni Językowej PWN

„Wziąść” jest (…) etymologicznie nieuzasadnione: wziąć pochodzi od prasłowiańskiego „vъzęti”, mającego kontynuanty w różnych językach słowiańskich (por. np. czeskie „vzít”, rosyjskie „vzjat'”), i odmienia się inaczej niż czasowniki na -ść, por. iść – idę, wieść – wiodę, kraść – kradnę, ale wziąć – wezmę, a nie „wezdę” ani „wezdnę”. Nade wszystko jednak „wziąść „ma ciągle opinię formy niepoprawnej, a spotykane jest głównie w mowie (w piśmie razi dużo bardziej). Czytaj więcej

Przypomnijmy, że to nie pierwszy raz, gdy Krystyna Pawłowicz publicznie stosuje słowo „wziąść”. Pierwszy raz posłanka PiS użyła go w 2015 roku, gdy również na Facebooku zaatakowała dziennikarza Jarosława Kuźniara. Co więcej, wówczas Krystyna Pawłowicz bezczelnie przekonywała, że to właśnie ona posługuje się poprawną polszczyzną, a wstydzić powinny się osoby zwracające jej uwagę na błąd.

naTemat.pl

Fundacja Ex Corde zbiera pieniądze na pałacyk dla Jarosława Kaczyńskiego

Zuzanna Bukłaha, 04 sierpnia 2017

07.12.2013 Pszczyna . Prezes PIS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami miasta w Miejskim Domu Kultury

07.12.2013 Pszczyna . Prezes PIS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami miasta w Miejskim Domu Kultury (Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)

Fundacja Ex Corde rozpoczęła zbiórkę pieniędzy na wybudowanie w Warszawie pałacyku dla Jarosława Kaczyńskiego. „Naród polski pragnie uhonorować i wynagrodzić swego Naczelnika” – czytamy w oświadczeniu fundacji.

„Jest On człowiekiem, który całe swe życie, nie dbając o własną wygodę, myślał jedynie o Ojczyźnie, o Polsce. Skrzywdzony boleśnie przez naszych wrogów, będąc w głębokiej traumie, był w stanie w 2015 roku doprowadzić do cudu – nasz Prezydent, nasz Rząd!” – czytamy na stronie Ex Corde – Fundacji Wspierania i Nagradzania Wybitnych Polaków Zasłużonych Ojczyźnie. Prezes PiS ma być nagrodzony jako pierwszy.

Fundacja Ex Corde chce honorować zasłużonych Polaków

Fundacja Ex Corde została zarejestrowana 29 czerwca w Białymstoku. Jej prezesem i jedynym założyciel jest Piotr Żakowicz. Głównym celem fundacji jest „wspierać i nagradzać za życia wybitnych Polaków zasłużonych Ojczyźnie”. Żakowicz przypomina, że w Polsce honorowanie wybitnych postaci jest tradycją. Za przykład podaje m.in. marszałka Józefa Piłsudskiego i jego pałacyk w Sulejówku, który został sfinansowany ze zbiórki wśród żołnierzy marszałka.

Nie wiadomo jeszcze, jak miałby wyglądać pałacyk dla prezesa Kaczyńskiego ani gdzie w Warszawie mógłby stanąć, ale zbiórka pieniędzy już się rozpoczęła. Żakowicz w 73. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego rozdawał ulotki na Krakowskim Przedmieściu z informacjami o zbiórce. Na stronie fundacji przekonuje: „Każda złotówka wpłacona na ten cel jest wyrazem konsolidacji narodu i dowodem wsparcia swego przywódcy”.

Jak powiedział Żakowicz dziennikarzom polsatnews.pl, odzew na rozdawane przez niego ulotki i pomysł wybudowania pałacyku był bardzo pozytywny.

Fundacja Ex Corde: Naczelnik Kaczyński będzie pierwszy

Dlaczego fundacja chce wyróżnić właśnie prezesa PiS? „Pierwszym Rodakiem, którego chcemy uhonorować i wynagrodzić, jest najwybitniejszy z nas – Pan Jarosław Kaczyński. Naród polski pragnie uhonorować i wynagrodzić swego Naczelnika i ofiarować Mu pałacyk w Warszawie, tworząc w ten sposób adekwatne do Jego zasług i prestiżu warunki do dalszego życia i pracy w drodze do wolnej Polski” – czytamy w oświadczeniu na stronie Ex Corde. I dalej: „Pan Jarosław Kaczyński pokazuje, jak dobrej sprawie służyć bezinteresownie (…). Uczy nas prawdomówności, buduje życie publiczne oparte na prawdzie i odradza w narodzie zaufanie do państwa prawa”.

Ex Corde w swoim statucie podkreśla, że jej celem jest „podtrzymywanie i upowszechnianie tradycji narodowej oraz pielęgnowanie polskości i zasad chrześcijańskich”. Jej fundusz założycielski wynosi 3 tys. zł, a za patronkę fundacji, której wizerunek znajduje się na głównej stronie Ex Corde, wybrana została Matka Boska Kodeńska.

Nie wiadomo, ile pieniędzy udało się już zebrać na pałacyk dla prezesa PiS.

wyborcza.pl

Wyciekł zapis rozmowy Donalda Trumpa z prezydentem Meksyku. „Nie możesz tego mówić prasie”

Maciej Czarnecki, 04 sierpnia 2017

RONALDO SCHEMIDT / AFP/EAST NEWS

Transkrypcję rozmowy telefonicznej Donalda Trumpa z Enrique Peną Nieto ujawnił „Washington Post”. Wynika z niej, że amerykański prezydent przekonywał Nieto kijem i marchewką, by nie mówił publicznie, iż nie sfinansuje muru po amerykańskiej stronie granicy.

Budowa „wspaniałego, wspaniałego” muru na granicy Meksyku i USA, za który zapłaciliby sami Meksykanie, była jedną z głównych obietnic wyborczych Donalda Trumpa. Meksyk od początku powtarzał, że nie dołoży do projektu ani peso.

27 stycznia 2017 r., tydzień po zaprzysiężeniu Trumpa, prezydenci obu krajów omówili tę sprawę telefonicznie. Poruszyli też kwestie układu o wolnym handlu NAFTA między USA, Meksykiem i Kanadą, który Trump chce renegocjować, czy walki z kartelami narkotykowymi.

Twoje słowa są piękne

„Washington Post” opublikował w czwartek zapis rozmowy. Wynika z niego, że Trump przekonywał rozmówcę, by nie powtarzał, że nie zapłaci za mur.

– Nie możesz mówić tego prasie – powiedział Trump.

Meksykanin odparł, że należy „przyjrzeć się kreatywnym rozwiązaniom, by uporać się z tą przeszkodą”.

– Wierz albo nie, to najmniej ważna kwestia, ale politycznie może być najważniejsza. Ale w kategorii dolarów czy peso najmniej ważna – przekonywał Trump.

– Będę mówił, że się dogadamy, to znaczy wszystko wyjdzie w praniu i to jest OK. Ale nie możesz już mówić, że Stany Zjednoczone zapłacą za mur. Będę tylko mówił, że się dogadamy – dodał amerykański prezydent.

W pewnym momencie zagroził, że jeśli Pena Nieto dalej będzie podkreślał, że nie zapłaci za mur, „to nie chcę się z wami więcej spotykać”. Pod koniec konwersacji próbował jednak brać rozmówcę pod włos. Gdy Pena Nieto stwierdził, że zależy mu na przyjaźni i konstruktywnej relacji, Trump odparł:

– Wiesz co, powinniśmy zamieścić to w oświadczeniu. Twoje słowa są takie piękne. To są piękne słowa i wydaje mi się, że ja nie umiem mówić tak pięknie, OK? Byłoby świetnie dać te słowa na końcu oświadczenia.

Twardzi hombres

Amerykanin konsekwentnie zwracał się do rozmówcy po imieniu. Łącznie powiedział „Enrique” 13 razy. Pena Nieto mówił: „Panie prezydencie”.

Proponując amerykańskie wsparcie w walce z kartelami narkotykowymi, Trump powiedział: – Macie tam w Meksyku całkiem twardych hombres [z hiszp. mężczyzn] i możecie potrzebować pomocy, a my chcemy wam pomóc z tymi pierwszoligowcami.

Przy okazji, opisując, jak narkotyki z Meksyku zalewają USA, wypalił, że Amerykanie stają się uzależnionym narodem.

– Bossowie narkotykowi z Meksyku wysyłają narkotyki do Chicago, Los Angeles i Nowego Jorku. Narkotyki w New Hampshire – wygrałem w New Hampshire, bo New Hampshire to narkotykowa melina – pochodzą zza południowej granicy – powiedział amerykański prezydent.

W New Hampshire Trump nieznacznie przegrał z Hillary Clinton, ale chodziło mu zapewne o wygraną w prawyborach republikanów.

Pieniądze na mur

Jakie rezultaty przyniosła rozmowa Trumpa z Peną Nieto?

Prezydenci spotkali się podczas lipcowego szczytu G20 w Hamburgu. Ktoś z tłumu reporterów krzyknął do Trumpa: „Czy wciąż oczekuje pan, że Meksyk zapłaci za mur?”. Ten odparł: „Absolutnie”. Pena Nieto, który siedział obok, nie zareagował. Jego ludzie tłumaczyli potem, że nie dosłyszał pytania. Bogiem a prawdą gwar był taki, że to możliwe.

Bardziej znamienne było oświadczenie szefa meksykańskiego MSZ Luisa Videgaraya, który ponoć ma dobre kontakty z zięciem i doradcą Trumpa Jaredem Kushnerem.

– Kwestia muru nie była przedmiotem dyskusji. Stany Zjednoczone i Meksyk mają złożone relacje, rozmawiano o wielu sprawach – powiedział reporterom Videgaray.

Pod koniec lipca Izba Reprezentantów USA przegłosowała pakiet ustaw o bezpieczeństwie narodowym, w którym na budowę muru zarezerwowano 1,6 mld dol.

Najgorsza rozmowa dnia

„Washington Post” ujawnił także transkrypt innej rozmowy Donalda Trumpa – z premierem Australii Malcolmem Turnbullem, która odbyła się 28 stycznia.

Trump narzekał Turnbullowi, że zawarta za czasów Baracka Obamy umowa z Australią, przewidująca relokację do Stanów Zjednoczonych części uchodźców z australijskich obozów na Nauru i na wyspie Manus, jest „głupia” i „zabije” go politycznie.

– Jestem najważniejszą osobą na świecie, która nie chce wpuszczenia ludzi do kraju – powiedział Trump.

O tym, że rozmowa poszła fatalnie, „Post” donosił już na początku lutego.

– To była najgorsza rozmowa, jaką miałem [tego dnia] – powiedział Turnbullowi Trump.

Prezydencka administracja udawała jednak, że było inaczej, i poinformowała, że dotyczyła zgodnej współpracy.

wyborcza.pl

Ziobro stał się zakładnikiem prezydenta?

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Prokuratora krajowego nie można usunąć bez zgody głowy państwa. Zapis wprowadzono na wypadek przegranych wyborów. Nie przewidziano jednak konfliktu ministra sprawiedliwości z Andrzejem Dudą.

 

W myśl obowiązującej ustawy o prokuraturze Andrzej Duda miał być gwarantem utrzymania się na stanowiskach nominatów PiS nawet dziesięć miesięcy po ewentualnie przegranych wyborach. Zapewnił mu to w nowelizacji ustawy o prokuraturze sam Zbigniew Ziobro. Obecny konflikt o Sąd Najwyższy jednak zmienił układ sił. Po tym jak Duda zawetował ustawy o KRS i SN, został w kilku wywiadach prasowych zaatakowany przez Ziobrę.

Na czym polega problem? W ustawie o prokuraturze, którą Sejm przyjął w styczniu 2016 r., najważniejszą zmianą było ponowne połączenie stanowisk prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Obie te funkcje pełni Zbigniew Ziobro. Jednak w nowelizacji wprowadzono rozwiązanie, które mogłoby odegrać kluczową rolę, gdyby w wyborach parlamentarnych jesienią 2019 r. władzę utracił PiS.

Na czym polega zmiana? Art. 14 mówi o tym, że prokuratora krajowego (dziś jest nim Bogdan Święczkowski) oraz pozostałych zastępców prokuratora generalnego powołuje i odwołuje z pełnienia funkcji prezes Rady Ministrów na wniosek prokuratora generalnego. Powołuje się ich po uzyskaniu opinii prezydenta RP. Jednak dla ich odwołania potrzebna jest już zgoda głowy państwa.

Warto popatrzeć na wyborczy kalendarz. Wybory parlamentarne odbędą się w październiku 2019 r., wybory prezydenckie – w maju 2020 r., a obecna kadencja Andrzeja Dudy upływa na początku sierpnia 2020 r.

Ziobro, umieszczając zapis o wymogu akceptacji prezydenta przy próbie odwołania prokuratora krajowego i jego zastępców, zyskuje dziesięć miesięcy nieusuwalności swoich najważniejszych ludzi nawet po przegranych wyborach do Sejmu i Senatu.

Co to daje? – Odpalenie wszystkich „bomb”, jakie teraz się pozyskuje – uważa wysoko postawiony człowiek służb.

Nowelizacja Ziobry daje prokuraturze ogromną władzę, m.in. prokurator generalny, prokurator krajowy sprawuje kontrolę nad czynnościami operacyjno-rozpoznawczymi poprzez wgląd w materiały zgromadzone w toku kontroli operacyjnej czy kontrolowanego wręczenia korzyści. Inny zapis mówi, że „w szczególnie uzasadnionych przypadkach” Prokurator Generalny może, na potrzeby śledztwa „znieść lub zmienić klauzulę tajności nałożoną na dokument lub materiał”. Kolejny pozwala „w szczególnie uzasadnionych przypadkach” przekazywać organom władzy publicznej (np. politykom) informacje dotyczące konkretnych spraw, jeżeli „mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa”.

Prokurator może też bez zgody prowadzącego śledztwo podać informacje mediom ze względu na „ważny interes publiczny”. To już się zdarzyło – w sprawie Igora Stachowiaka minister, występując w Sejmie, zdradził m.in., że opinie biegłych nie wskazują, by do zgonu przyczyniło się użycie paralizatora. – Można powiedzieć, że prokuratorzy generalny i krajowy mogą prawie wszystko – ocenia prawnik.

Jednak Zbigniew Ziobro w styczniu 2016 r. nie przewidział konfliktu z prezydentem Dudą, który miał być gwarantem utrzymania realnej władzy PiS nawet w razie porażki wyborczej. Zapis ustawy może się okazać bezużyteczny – nie ma bowiem pewności, że prezydent będzie podejmował decyzje po myśli ministra.

Zdaniem politologów atak Ziobry na głowę państwa odbije się na ich kontaktach. – Dotąd istniało domniemanie, że prezydent jest częścią jednego obozu, rządzącym wydawało się, że mają „swojego prezydenta”, więc w różne miejsca powtykali zabezpieczenia, które jednak mogą działać inaczej, niż planowano – ocenia dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak dodaje, emocje „rozhuśtały się do absurdalnego poziomu, bo minister Ziobro nie bardzo potrafi skalkulować sytuację”, co będzie miało wpływ na ich przyszłe stosunki.

Gdyby na przykład Ziobro chciał odwołać któregoś ze swoich zastępców, Duda może pokrzyżować mu plany, nie wydając na to zgody.

rp.pl

Otwarta wojna na linii prezydent szef MON

Otwarta wojna na linii prezydent szef MON

To już nie są żarty. Cierpliwość prezydenta wyraźnie się wyczerpała i wkroczył na ścieżkę wojenną z Macierewiczem. Andrzej Duda zgodnie z zapowiedzią, oficjalnie poinformował premier Beatę Szydło oraz ministra Mariusza Kamińskiego, o szkodliwym posunięciu szefa MON. Jak już pisaliśmy Antoni Macierewicz złośliwie spowodował zawieszenie przez SKW poświadczenia bezpieczeństwa jednemu z ważnych generałów Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Chodzi o gen, Jarosława Kraszewskiego z BBN, wobec którego podległa Macierewiczowi SKW rozpoczęła właśnie procedurę sprawdzania. Oznacza to, że jeden z najbliższych współpracowników Andrzeja Dudy Jarosław Kraszewski, szef ważnej komórki w prezydenckim BBN, nie ma dostępu do informacji niejawnych, a co za tym idzie – nie może wykonywać obowiązków służbowych.

Wytrąciło to głowę państwa z równowagi. Na stronie internetowej Biura pojawił się komunikat, z którego jasno wynika, że „skutkiem wszczęcia postępowania – zgodnie z przepisami ustawy o ochronie informacji niejawnych mogącego trwać do 12 miesięcy – jest czasowe odebranie gen. J. Kraszewskiemu dostępu do informacji niejawnych, a tym samym uniemożliwienie mu wykonywania w pełnym zakresie obowiązków służbowych.”/…/ „Obecnie Prezydent RP nie dysponuje jakimikolwiek informacjami mogącymi podważyć zaufanie do gen. J. Kraszewskiego. Jednocześnie Prezydent RP oczekuje, że sprawa ta zostanie jak najszybciej wyjaśniona przez ministra obrony narodowej” – podkreślono w komunikacie.

Dalej jest już tylko ostrzej i prezydent najwyraźniej, za pośrednictwem BBN, oficjalnie uderza w Antoniego Macierewicza: „Informujemy, że wobec gen. J. Kraszewskiego od dłuższego czasu formułowane były przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza nieformalne zarzuty mające podważyć jego wiarygodność.”

Na początku roku w odpowiedzi na owe „zarzuty” Prezydent RP Andrzej Duda oficjalnie zwrócił się do ministra obrony narodowej z prośbą o wyjaśnienie. Do dziś jednak odpowiedzi się nie doczekał i dlatego zdecydował się na kolejny krok – poinformował o wszystkim premier Beatę Szydło oraz ministra koordynatora ds. służb specjalnych – Mariusza Kamińskiego.
(Źródło: Fakt)

koduj54.pl

Czarnecki zaglądnął Tuskowi w horoskop

Ryszard Czarnecki – „Tusk nie wystartuje w wyborach prezydenckich”

Gościem programu Jacka Nizinkiewicza #RZECZoPOLITYCE był Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

http://www.rp.pl/RZECZoPOLITYCE/170809582-Ryszard-Czarnecki—Tusk-nie-wystartuje-w-wyborach-prezydenckich.html#ap-1

PiS pisany cyrylicą. Czy uwaga Tomasza Lisa jest prawdziwa?

PiS robi wrogów Polski z Niemiec, Brukseli i Ukrainy. Zauważyliście, że tylko wobec Rosji są wybitnie grzeczni? Polityka pisana cyrylicą.

Jeżeli tak – byłoby straszne. Lecz w historii to przerabialiśmy.

Wszystko wskazuje, iż mamy do czynienia z najeźdźcą Polski, przebranym w patriotyczne szatki.

Drugi sezon „Ucha Prezesa” już we wrześniu. Prezes wyjdzie z gabinetu?

Maciej Grzenkowicz, 04 sierpnia 2017

Robert Górski na planie serialu ''Ucho prezesa'' (fot. mat. prasowe Showmaxa)

Robert Górski na planie serialu ”Ucho prezesa” (fot. mat. prasowe Showmaxa) (Robert Górski na planie serialu ”Ucho prezesa” (fot. mat. prasowe Showmaxa))

Nowe odcinki „Ucha Prezesa” będzie można zobaczyć już niedługo. Drugi sezon serialu będzie miał premierę 7 września. Twórcy zapowiadają nowe lokalizacje i postaci, m.in. związane z sądami.

Drugi sezon „Ucha Prezesa” będzie można zobaczyć zaraz po wakacjach. Satyryczny serial stworzony przez Roberta Górskiego dostępny najpierw na platformie Showmax – nowy odcinek „Ucha Prezesa” będzie miał premierę 7 września. Niedługo potem, w poniedziałek 11 września, będzie można obejrzeć go za darmo na YouTubie – twórcy chcą pozostać przy formule nieco wcześniejszych, czwartkowych premier w serwisie i bezpłatnego otwartego dostępu od poniedziałku.

Karpowicz: „Ucho Prezesa” jak „Cesarz” Kapuścińskiego

Co się w serialu zmieni? Współtwórca „Ucha prezesa” Mikołaj Cieślak powiedział portalowi Press, że akcja przeniesie się poza gabinet Prezesa, a do fabuły zostaną wprowadzone nowe postaci, m.in. związane z sądami. Jak dodał Cieślak, gościnnie w serialu ma się pojawić kilku aktorów „z najwyższej półki”. Łącznie w drugim sezonie „Ucha Prezesa” ma zagrać ponad 30 aktorów i aktorek.

Twórca „Ucha Prezesa”: Zarzucano nam, że ocieplamy wizerunek

Liczba odcinków jest jeszcze nieokreślona, już wiadomo jednak o dwóch odcinkach specjalnych – sam Showmax nie potwierdza jeszcze jednak oficjalnej daty premiery pierwszego odcinka drugiego sezonu. Najprawdopodobniej będzie ich jednak 12.

„Ucho Prezesa” zostało stworzone przez komika Roberta Górskiego, który gra też w nim główną rolę – tytułowego prezesa. Pierwszy sezon serialu, z szesnastoma kilkunastominutowymi odcinkami, zdobył ogromną popularność – profil serialu na Facebooku polubiło ponad 200 tys. osób, kanał na YouTubie ma 388 tys. subskrybentów, a każdy odcinek po kilka milionów wyświetleń.

Pani Basia czy Adrian? Sprawdź, czy rozpoznasz te cytaty z „Ucha Prezesa” [QUIZ]

Są tacy, którzy uważają, że ma on realny wpływ na polską politykę. Taką opinią podzielił się ostatnio były wiceprezes Polskiego Radia i prawicowy publicysta Jerzy Targalski, który utrzymywał, że „Ucho Prezesa” stworzyli agenci bezpieki, by wpływać na prezydenta Andrzeja Dudę. 

Do września jeszcze trochę czasu. Na razie można przypomnieć sobie, jak skończył się pierwszy sezon „Ucha Prezesa”.

wyborcza.pl

Fikcja, czyli jak rząd odbudowuje stocznię. Wicepremier Morawiecki położył stępkę pod budowę promu, na który nie ma nawet projektu

Rozmawiał: Andrzej Kraśnicki jr, 04 sierpnia 2017

Stocznia Szczecińska. Uroczystość położenia stępki pod budowe promu pasażersko-samochodowego dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej

Stocznia Szczecińska. Uroczystość położenia stępki pod budowe promu pasażersko-samochodowego dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej (Robert Stachnik/REPORTER)

– To, co się stało na pochylni Wulkan w Szczecinie, można porównać do położenia kamienia węgielnego pod budowę domu, na który nie ma jeszcze projektu, nie mówiąc o pozwoleniach. Położenie stępki to był teatr, w którym stocznia mająca zbudować prom musiała do zespawania prostej konstrukcji wziąć podwykonawcę. Szumnie rozpoczęta przez rząd budowa promu w Stoczni Szczecińskiej to fikcja bez dokumentacji i pozwoleń – mówi Rafał Zahorski, ekspert ds. gospodarki morskiej.

23 czerwca na pochylni Wulkan w Szczecinie położono stępkę, czyli pierwszy element kadłuba pod budowę nowego promu dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Uroczystość odbyła się pod hasłem odbudowy przemysłu stoczniowego w Polsce.

– Przyjechaliśmy tutaj, żeby dać z powrotem nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej i dać konkretne zamówienia, stworzyć popyt na statki. Może też na okręty, które będą tutaj budowane. Jest to dla nas kluczowa część całej wielkiej strategii reindustrializacji Polski, polskiej gospodarki – mówił podczas uroczystości wicepremier Mateusz Morawiecki.

– Konsekwentnie realizujemy rządowy plan odbudowy przemysłu stoczniowego, który stanowić ma koło zamachowe dla całej polskiej gospodarki – zapewniał w imieniu premier Beaty Szydło minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk.

Miesiąc po uroczystości stępka leży sobie na pochylni, a do budowy promu daleko. „Formalnie nie wiadomo, co się tu będzie budować. Żadne biuro nie wykonało projektu promu i nikt go nie zatwierdził. Mało tego – nikt nie dał nikomu nawet pieniędzy na projekt” – ujawnił w szczecińskiej „Wyborczej” ekspert ds. gospodarki morskiej Rafał Zahorski i parafrazując Bareję, dodał: „Wiesz, co tutaj robi ta stępka? Ona odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest stępka na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tą stępką? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo”.

ANDRZEJ KRAŚNICKI JR: Politycy PiS powtarzają hasła o odbudowie przemysłu stoczniowego w Szczecinie. Mamy rozumieć, że tego przemysłu nie ma? Na terenie dawnej Stoczni Szczecińskiej pracuje przecież kilka tysięcy ludzi, powstają konstrukcje stalowe, kadłuby, niewielkie statki. To jak jest? Nie ma przemysłu stoczniowego czy się tak niespodziewanie obudował, że rządzący o nim nie wiedzą?

RAFAŁ ZAHORSKI: Przemysł stoczniowy w Szczecinie tak naprawdę nigdy nie zginął. Owszem, w 2009 roku upadła Stocznia Szczecińska, a wraz nią około 220 kontrahentów i podwykonawców. Ale ten cały potencjał w regionie pozostał, przemieścił się do mniejszych firm, które zaczęły działać na nowo.

Faktem jest, że kiedy nie było tu przyszłości dla branży stoczniowej, duża część osób wyjechała. To ludzie, którzy pracują na Zachodzie, np. w Norwegii i w Niemczech. Zarabiają tam bardzo dobre pieniądze. W Szczecinie branża jednak nie umarła. Faktycznie, możemy popłynąć łódką wzdłuż Odry i zobaczymy, że na nabrzeżu, nie tylko na terenach stoczniowych, powstają konstrukcje stalowe, sekcje niewielkich statków, a nawet całe jednostki, mosty. Dziś znalezienie w Szczecinie spawacza jakiejkolwiek specjalizacji graniczy z cudem. Pracuję w branży związanej z HR i jest problem, aby znaleźć dla klientów nawet kilku spawaczy na miesiąc. „Nieistniejąca” branża stoczniowa wyssała z rynku nie tylko wszystkich spawaczy, ale też wszelkich specjalistów z tej branży. Nie ma bezrobocia zarówno w tym fachu, jak i we wszystkich pokrewnych w branży stoczniowej.

Może nie ma, bo ludzie z branży odeszli, przekształcili się w „psich fryzjerów”, jak stwierdziła w jednym z felietonów Marta Kaczyńska?

– Część ludzi pewnie odeszła nie tyle z zawodu, ile na emerytury. Prowadzę szkolenia w firmach z branży morskiej i widzę ogromną liczbę młodych ludzi. Ci w wieku 20-30 lat stanowią dziś sporą część zatrudnionych. To w tej chwili dla nich bardzo atrakcyjna branża, miejsce pracy wysokiej technologii.

W branży stoczniowej są teraz w Szczecinie podmioty, które wykonują prace na poziomie światowym. Spójrzmy na ST3 Offshore, fabrykę ogromnych konstrukcji platform czy fundamentów morskich elektrowni wiatrowych. Jest tam największa w Europie suwnica bramowa, a procesy spawalnicze i produkcyjne to w porównaniu do budowy statku niebo i ziemia. Mamy więc w Szczecinie nie tylko branżę stoczniową, ale także fabrykę ST3 Offshore, która ma najwyższy na świecie poziom prac spawalniczych i związanych z obróbką metali. Jeśli ktoś twierdzi, że branża stoczniowa u nas upadła, to znaczy, że padł ofiarą propagandy pisowskich działaczy. W naszym regionie prawie 10 tys. osób pracuje w branży albo jest z nią związanych.

Przemysł stoczniowy w Szczecinie kojarzy się z efektownym wodowaniem 220-metrowych statków. Tego od 2009 r. już nie ma. Obiecany przez polityków PiS prom ma w końcu być takim wydarzeniem.

– Era budowy wielkich statków jest za nami. Nie dlatego, że nie potrafimy, ale dlatego, że na Dalekim Wschodzie te statki buduje się dużo taniej. Dziś to wszystko wygląda inaczej niż kiedyś. Stocznia buduje mało skomplikowane kadłuby. Resztę dostarczają wyspecjalizowane firmy. Jeśli nie mamy taniej siły roboczej, dostępu do taniego terenu, zostaje tylko Azja. Przypomnę, że także Polska Żegluga Morska przeniosła produkcję do Chin. Nie dlatego, że u nas nie można było budować, ale ze względu na różnicę cen.

Budowa promu rządzi się jednak innymi prawami, to nie jest prosty kontenerowiec czy masowiec.

– Taki sam prom w Chinach będzie kosztował 50 procent tego, co zbudowany w Szczecinie. Nie wiem, czemu w oficjalnych informacjach rządu przewija się kwota 400 mln zł za prom PŻB. To nierealne, nikt w branży w to nie wierzy. Pusty gotowy kadłub w stanie surowym waży 12 mln kg. Obecne koszty budowy wahają się między 3 a 4 euro za kilogram takiej konstrukcji. W naszym przypadku należy przyjąć górną stawkę. Mnożąc, otrzymujemy 48 mln euro, niech będzie 40 mln. Jaki procent ceny statku stanowi pusty kadłub? W przypadku prostej jednostki, np. masowca, to 20 proc., w przypadku specjalistycznej, jak prom, to tylko 15 proc. Jeśli więc 40 mln euro to 15 proc., to trzeba wysupłać 266 mln euro za gotowy prom. I niech kurs euro wynosi 4 zł – mamy 1064 mln zł. Lekko licząc, ponad miliard.

Będzie drogi, ale jakie to ma konsekwencje poza tym, że całość finansują podmioty zależne od skarbu państwa?

– Państwo wszystko może zbudować, ale na końcu armator – Polska Żegluga Bałtycka – zderzy się z branżą prywatną, wejdzie na otwarty, konkurencyjny rynek europejski. I nie będzie w stanie zaoferować ceny za fracht na takim poziomie jak konkurencja z tańszym promem. PŻB utraci konkurencyjność. Tu nie ma drugiego dna, tym bardziej że obecny boom na promowym rynku skończy się za blisko trzy lata, kiedy PŻB będzie ten prom teoretycznie odbierać.

Stępka została położona, ale na pochylni nic się nie dzieje. Ludzi z branży to nie dziwi. Śmieją się. Dlaczego?

– Jeśli położenie stępki miało być zrobione dla mediów, to równie dobrze można było wziąć dwa kawałki szyn i je pospawać. Przecież nikt nie zatwierdził dokumentacji promu, a projektem nie jest przecież rysunek na kartce A4, tylko kilkaset tomów dokumentacji technicznej. Potem musi być wybrana firma klasyfikacyjna, czyli nadzór budowlany. Tego nie ma! Dopiero w połowie lipca Morska Stocznia Remontowa „Gryfia”, która ma zbudować prom, rozpisała konkurs na projekt techniczny.

To, co się stało na pochylni Wulkan, można porównać do położenia kamienia węgielnego pod budowę domu, na który nie ma jeszcze projektu, nie mówiąc o pozwoleniach.

Położenie stępki to był teatr, w którym stocznia mająca zbudować prom musiała do zespawania prostej konstrukcji wziąć podwykonawcę. To pokazuje, jaki będzie problem z kadrami. Przy budowie promu tej wielkości bierze udział około 800 osób. Skąd się wezmą? Kilka firm ze Szczecina podpisało niedawno intratne kontrakty z niemieckimi stoczniami. Wysyłają swoich spawaczy, dobrze na tym zarobią. Nikt nie będzie zrywał takich umów, żeby rzucić się na duży, ale pojedynczy projekt. Przedsiębiorcy wolą jeść dłużej małymi łyżkami, niż zachłysnąć się jedną dużą chochlą. Dobrym przykładem jest stocznia Crist z Gdyni, która podpisała duże kontrakty i szuka kilkuset pracowników. I ma z tym problem [firma szuka pracowników na Ukrainie, a nawet zastanawia się nad sprowadzeniem pracowników z Dalekiego Wschodu].

Jak słychać w branży, problemem nie jest tylko brak rąk do pracy.

– Największym problemem branży jest brak środków obrotowych. Jeśli stocznia prywatna ma majątek w wysokości 20 mln zł, to może wziąć kredyt na maksymalnie 10 mln zł. Niedawno niemiecki przedsiębiorca chciał budować w Szczecinie kilka barek, a do tego dwa małe promy samochodowe o długości 88 i szerokości ponad 10 metrów na około 60 samochodów. Żadna ze szczecińskich firm nie podjęła się zadania, bo oba promy trzeba było zbudować od A do Z, czyli w trybie „zaprojektuj i zbuduj”. Aby takie zlecenie wykonać, potrzeba od ręki 30-40 mln zł kredytu. Szkoda, że nie wyszło, bo na kontraktach „pod klucz” stocznia ma największe marże.

Drugi problem to kłopoty z działalnością na terenie dawnej stoczni, dziś – Szczecińskiego Parku Przemysłowego. Firmy mają krótkie okresy wypowiedzenia dzierżawy terenu: od 1 do 3 miesięcy. Żaden bank nie sfinansuje budowy statku w stoczni, która w każdej chwili może dostać wypowiedzenie, czyli przestać istnieć. Proste? Dlaczego nie rozumieją tego ci, którzy rzekomo tak bardzo chcą pomagać branży stoczniowej?

Skandalem jest też to, że w szczecińskim porcie nie ma dużego dźwigu pływającego. To nie tylko możliwość przeładunku ciężkich konstrukcji, ale także bezpieczeństwo portu w przypadku zatonięcia jakiejś jednostki na torze wodnym.

Czy nie lepiej byłoby pomóc prywatnemu biznesowi i wielu rodzimym stoczniom, dając im narzędzia: gwarancje kredytowe, długie okresy wypowiedzeń na terenie Szczecińskiego Parku Przemysłowego, czy np. kupując dźwig pływający?

Są obawy, że państwo będzie pompować pieniądze w budowę promu, potem być może kolejnego, aż w końcu Komisja Europejska dopatrzy się pomocy publicznej i będziemy mieli powtórkę z 2009 r., kiedy za dopłacanie do nierentownych kontraktów musieliśmy zamknąć m.in. Stocznię Szczecińską.

– Takie zagrożenie jest realne, bo sama specustawa stoczniowa umożliwia pomoc publiczną. Co więcej, już dzieje się coś, co może zostać zakwestionowane. W branży mówi się, że podobno PŻB dała mającej olbrzymie problemy stoczni Gryfia 10 mln zł jako zadatek na prom. W normalnej sytuacji, gdy nie ma projektu, nie ma nawet ustalonej ceny, nie może być mowy o jakichkolwiek płatnościach.

Ale kiedy Komisja Europejska coś zakwestionuje, będzie można podać kolejny dowód na to, że Polska musi wyjść z Unii Europejskiej.

wyborcza.pl

Tomek Lipiński: Kaczyńskiemu udało się trzecią część Polaków napuścić na pozostałe dwie trzecie [ROZMOWA]

04.08.2017

– Udało się Kaczyńskiemu, wspieranemu przez peerelowskich prokuratorów, byłych TW, agentów wpływu i zwykłych agentów, a także pożytecznych idiotów wierzących w chorą wizję prezesa, napuścić trzecią część Polaków na pozostałe dwie trzecie – mówi nam Tomek Lipiński, muzyk, artysta, ale i baczny obserwator życia publicznego. – Udało się zdestabilizować Polskę, osłabić jej zdolność obronną, podważyć zaufanie NATO, pójść na otwarty konflikt z Unią Europejską, obudzić demony neofaszyzmu, sprawić, że chamstwo, mowa nienawiści i otwarcie głoszony rasizm zaczęły być postrzegane jak coś normalnego, a nie jak ciężka choroba obecnego lidera, którą zaraża „zwykłych Polaków” – dodaje.

Marcin Cichoński: – Z czym, według ciebie, mieliśmy do czynienia w lipcu na ulicach Warszawy. Czy uprawnione będzie stwierdzenie, że społeczeństwo obywatelskie się przebudziło?

 

Tomek Lipiński *: – Społeczeństwo nie spało. Społeczeństwo bacznie przyglądało się rozwojowi wypadków. Kiedy rządzący znów próbowali traktować nas jak ciemną masę, wytworzyła się masa krytyczna ludzi mających dość, a protesty uliczne znów okazały się jedyną drogą wyrażenia społecznej opinii. Rząd, choć od półtora roku zamiast „rząd” trzeba mówić „Jarosław Kaczyński”, bo to on rządzi, wciąż lękliwie chowając się za swoich funkcyjnych delegatów, otóż chciałby on w nas wszystkich widzieć to, co z satysfakcją obserwuje wśród swych wiernych wyznawców: ślepe posłuszeństwo, uległość i bezkrytyczne łykanie coraz toporniejszej i prymitywniejszej propagandy. Widać wyraźnie, że ta metoda sprawdza się wobec mniej więcej trzydziestu procent Polaków, którzy świetnie odnajdują się w wykluczaniu, wzorem swego przywódcy, pozostałych sześćdziesięciu paru procent z narodowej wspólnoty. Udało się Kaczyńskiemu, wspieranemu przez peerelowskich prokuratorów, byłych TW, agentów wpływu i zwykłych agentów, a także pożytecznych idiotów wierzących w chorą wizję prezesa, napuścić trzecią część Polaków na pozostałe dwie trzecie. Udało się zdestabilizować Polskę, osłabić jej zdolność obronną, podważyć zaufanie NATO, pójść na otwarty konflikt z Unią Europejską, obudzić demony neofaszyzmu, sprawić, że chamstwo, mowa nienawiści i otwarcie głoszony rasizm zaczęły być postrzegane jak coś normalnego, a nie jak ciężka choroba obecnego lidera, którą zaraża „zwykłych Polaków”.

Polacy jednak w większości nie lubią być traktowani jak bezmózga klaka wiwatująca na cześć wodza. Kalkulacje Kaczyńskiego coraz szerzej zaczęły być dostrzegane jak szaleństwo, które każdemu z nas osobno i wszystkim razem przynosi wstyd, brzydzi nas i nam szkodzi. Dlatego ludzie wyszli na ulice. Obrzydliwe są słowa premier Szydło, mówiącej o protestujących „ulica”. Pani Szydło znieważa, degraduje, odczłowiecza własnych obywateli, tylko dlatego że nie popierają obłędnych pomysłów jej pryncypała. Po raz kolejny PiS sam zagonił się w ślepą uliczkę, jak 10 lat temu. Stało się to wyraźnie czytelne i dla protestujących obywateli, i dla części polityków rządzącej partii (choć ich uzależnienie od wodza utrudnia choćby piskliwy sprzeciw). Dostrzegł to Episkopat, dostrzegł Kukiz’15, a przede wszystkim dostrzegł, chcąc nie chcąc, prezydent Duda i z pomocą przenikliwszych od siebie zrozumiał, że to dla niego podwójna szansa: na odcięcie smyczy, na której prowadził go Kaczyński i na poprawienie wizerunku poza wiernym pis-elektoratem. Wsparty przez kukizowców, po rozmowach na Jasnej Górze i z tyłami zabezpieczonymi przez nacjonalistów, Duda zagrał va banque, odnosząc tylko połowiczny sukces, a w połowie ponosząc porażkę. U Kaczyńskiego i jego betonowych pisowców ma przerąbane, a „zdradzieckie mordy” nie są usatysfakcjonowane podwójnym wetem i wciąż „kwiczą oderwane od koryta”, głównie głosami dwudziesto- i trzydziestoparolatków-, co pokazuje jak obłudne jest ściganie „postkomuny” przez samą postkomunę, tak wybitnie reprezentowaną przez prokuratora Piotrowicza, ministra Macierewicza (jak dowiadujemy się z książki T. Piątka), czy innych agentów, rozgrzeszonych przez prezesa za wierną służbę w PiS. Propaganda partii rządzącej okazała się zbyt nachalna, głupia, przez co nie dość skuteczna; zagraniczne agencje PR nie pomogły, a może prezes sam wiedział lepiej. Jakkolwiek było, tama puściła.

– Jak ocenisz postawę prezydenta Andrzeja Dudy. Czy po podwójnym wecie jest to jest człowiek, który budzi twoje zaufanie?

– Nie budzi w najmniejszym stopniu. Prezydent Duda podziela idee i zamiary Kaczyńskiego. Jednak wobec nieoczekiwanie dużej skali protestów, nie tylko na polskich ulicach, ale także ze strony różnych instytucji międzynarodowych, pojawiła się szansa ugrana czegoś dla siebie, a przeciw Zbigniewowi Ziobrze. Ten personalny wątek wydaje mi się dość wyraźny w wypowiedziach prezydenta. Myślę też, że przed podjęciem decyzji parę osób – w Krakowie, na Jasnej Górze, w rodzinie – pomogło mu uświadomić sobie, że twardy, konfrontacyjny kurs może być dla Kaczyńskiego kursem straceńczym i że to być może dla prezydenta ostatnia szansa pomyśleć poważnie o dalszej własnej karierze politycznej, którą przecież rozpoczął na bardzo wysokim koniu. Poparcie kukizowców dla prezydenta może oznaczać, że ma on sojuszników na prawo od PiS. Być może za tym wszystkim jest zamysł stworzenia czegoś na kształt partii bądź frakcji prezydenckiej, z poparciem Kukiz’15, narodowców, być może też intelektualnej prawicy republikańskiej oraz tej części episkopatu, która niekoniecznie kocha Tadeusza Rydzyka.

Prezydent, jak się zdaje, liczył też na sympatię protestujących, ale tu się zawiódł wskutek niezawetowania wszystkich trzech ustaw.

– Na ulicę wyszli nie tylko – jak to było w przypadku poprzednich demonstracji KOD – głównie ludzie w wieku 40 plus. Wyszli młodzi. Co się zmieniło, co – według ciebie – skłoniło ich do wyjścia na ulice?

– Póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie. A PiS tak za to ucho szarpie, że musiało się urwać i się urwało. Wyjście młodych ludzi na ulice to początek końca Kaczyńskiego. Ale nie tylko Kaczyńskiego, także Schetyny i całej tej generacji uwikłanej od dziesięcioleci w personalne konflikty, których początek sięga często lat 70., a które stały się trucizną dla polskiej polityki i całego polskiego życia publicznego. Mam rosnące od lat, nieodparte wrażenie, że coraz większa liczba Polaków, zwykłych i niezwykłych, nie widzi w Sejmie swoich przedstawicieli. Ani w PiS, ani w PO, ani u Kukiza. Niespecjalnie widzi ich też poza Sejmem. Wszystkie partie i niby-nie-partie, próbują zbijać polityczny i pijarowy kapitał na protestach; tak zamordowano KOD. Mateusz Kijowski na trybunie z politykami, których nikt tam nie pragnął zobaczyć – pamiętamy ten obraz z pierwszego marszu KOD. Dziś ci politycy powinni skrzętnie omijać trybuny protestujących przeciwników PiS. Platforma jest współodpowiedzialna za to, że PiS w ogóle rządzi. Druga kadencja PO, a szczególnie kampania parlamentarna i prezydencka to było polityczne samobójstwo, które zrealizowało się w wyborach. Nie udał im się potem rytuał samooczyszczenia, nie przekonali swoich byłych wyborców, że zrozumieli co się stało. Nie zrozumieli.

Wyjście dwudziesto- i trzydziestoparoletnich „ubeków” i „ubeckich żon” to czerwona kartka dla całego pokolenia od pokolenia o 30 lat młodszego. Sam kończę właśnie 62 lata i wspieram tych młodych ludzi z całego serca, bo to czas na ich głos, ich działania. Będą musieli uporać się z upiorem neofaszyzmu polskiego. To największe wyzwanie. Wierzę, mogę tylko wierzyć, że nawet jeżeli ugną się pod jego naporem, nawet jeśli wszyscy zapłacimy gorzką cenę za to, że dopuściliśmy do tego, droga Platformo, to ostatecznie rozum zwycięży demony.

– Wśród młodych ludzi widziałem wielu artystów – jako „spacerowicz” po Warszawie poruszał się m.in. Pablopavo. Ale młodzi artyści nie śpiewali, nie nagrywali nowych piosenek. Z całym szacunkiem dla dorobku: słyszeliśmy Dorotę Stalińską, Golden Life czy Maćka Maleńczuka. Nie brakuje ci młodych głosów buntu, artystycznego sprzeciwu?

– Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Inaczej niż w latach 60. czy 70. to nie piosenki, nie płyty są nośnikiem rewolucyjnych idei. Dziś mamy Facebooka i całą resztę internetu. Młodzi artyści, którzy poruszają współczesne tematy polityczne lub społeczne, wydają się często bardziej obserwatorami, komentatorami niż uczestnikami. Jednak nie zawsze. Dziś największymi, najodważniejszymi rewolucjonistami zdają się sami sobie wyznawcy różnych fundamentalizmów – od radykalnego islamu po radykalny nacjonalizm. To zewnętrznie odmienne, nawet wrogie nurty, oparte jednak na wspólnym mianowniku: nietolerancji, przemocy i nienawiści do innych. Wśród nacjonalistów i ich sympatyków jest wielu twórców mocno zaangażowanych politycznie, co nie przeszkadza im nawoływać do tego, by artyści nie mieszali się w politykę. Oczywiście tylko artyści inaczej myślący.

Czy mi brakuje współczesnych protest songów, antywojennych, opowiadających o wolności, o człowieczeństwie? Nie. Wchłonąłem ich za młodu tyle, że wystarczy na całe życie. Jeśli młodym ludziom, którzy wychodzą „pospacerować”, przestaną wystarczać pieśni starszych koleżanek i kolegów, napiszą swoje.

– Głośno krzyczeli natomiast przedstawiciele opozycji – parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Czy według ciebie pojawiła się osoba – a może siła – która jest w stanie stawić w wyborach parlamentarnych czoła PiS?

Jedyną siłą opozycyjną, która naprawdę ma moc sprawczą, jest siła kobiet. Wszyscy to widzieliśmy. Jeśli jest siła, jeśli pojawia się jakiś plan, jakiś program, który jest czymś więcej niż kodowskim chodzeniem w kółko i donikąd, to właśnie tu. Rządzący Polską szowinistyczni mizogyni, chcący zredukować kobietę do seksu, rodzenia i gotowania, nie znajdą godniejszego przeciwnika. Wszyscy, którzy marzą o końcu kaczyzmu, o zapobieżeniu roznoszącej się faszystowskiej zarazie, o życiu w normalności, powinni zjednoczyć się pod czarnymi parasolkami. A sejmowi i pozasejmowi politycy opozycyjni niech demonstrują w tłumie, jeśli chcą, jak inni obywatele.

– Kiedy rozmawialiśmy niemal dokładnie dwa lata temu, mówiłeś że to nie jest ten sam Pis, który rządził przed (już) dziesięciu laty. Mówiłeś, ze się ucywilizował. Jak bardzo – w związku z tym – zaskoczyła Cię skala tego, co się stało w kraju od przejęcia władzy?

– Miałem taką nadzieję, że PiS wyciągnął jakiekolwiek pozytywne wnioski z poprzedniego okresu swych rządów. Gorąco utwierdzali mnie w tym moi znajomi pisowcy. To miały być rządy uczciwe, godne, w duchu prawicy republikańskiej, prawe i sprawiedliwe. Ciekawe jak się dziś czują? Częste są porównania rządów PiS z działalnością Orbana na Węgrzech. Jest jedna, fundamentalna różnica. Orban jedzie do Brukseli, Londynu, Rzymu, Nowego Jorku i rozmawia z każdym jak równy z równym. I to w językach obcych. Czuje się na światowych salonach jak ryba w wodzie. Tymczasem ekipa Kaczyńskiego wchodzi na te same salony z kompleksem niższości, na kolanach, ale dla zamaskowania i skompensowania wywija szabelką i wypluwa z siebie setki pseudopatriotycznych frazesów. Osobiste urazy skrzyżowane ze stylem działania wyniesionym wprost z poziomu polskiej polityki powiatowej na poziom polityki międzynarodowej sprawiły, że Polska jest coraz bardziej na Zachodzie izolowana. Bardzo złe relacje z Francją. Brexit de facto dokonuje się bez polskiego wpływu na cokolwiek. Antyniemiecki kurs pisowskiego rządu jest już jaskrawo widoczny, przestano nawet sprawiać pozory, że jest inaczej. Są według mnie dwie możliwości: albo Kaczyński poświęca politykę międzynarodową dla podtrzymania słabnącego poparcia w kraju, albo to dalekosiężny kurs na wyjście z Unii. Z Macierewiczem szepczącym do ucha, prezes Kaczyński mógł dojść do wniosku, że UE to bezbożny byt skazany na porażkę, a bezpieczeństwa trzeba szukać na Wschodzie. Gdyby tak było, moglibyśmy mieć do czynienia z mechanizmem samospełniającego się proroctwa, a Polska znów wylądowałaby w rosyjskiej strefie wpływów – tam, gdzie widzi ją Putin i jego polscy agenci.

Niemniej istotne jest to, że faktycznie PiS dokonuje gruntownej, pełzającej przemiany ustrojowej, trochę jak Orban, ale bez porównania toporniej. To przez tę toporność im nie wychodzi, gdyby mieli nieco więcej gracji, pewnie bez trudu przepchnęliby przez parlament cokolwiek by chcieli. A tak – polski naród jakoś nie chce masowo uznać Kaczyńskiego za zbawcę, a „dobrej zmiany” za faktycznie dobrą. Nie wystarczy, jak się okazuje, umieć zarządzać wyłącznie przez generowanie kolejnych kryzysów. To za mało by być zbawcą narodu. Nie wystarczy napuścić trzeciej czy czwartej części społeczeństwa na pozostałych, których znieważa się en masse, nazywając ich zdrajcami i odmawiając im prawa do patriotyzmu innego niż pisowski (który jest raczej partiotyzmem). Jednak wskutek nieubłaganej arytmetyki PiS kontynuuje proces przemian, dostosowując prawo do oczekiwań episkopatu, Rydzyka i zaprzyjaźnionych z partią lobbystów, oraz konstruując taki model ustrojowy, w którym to partia i jej przywódca kontrolują wszystkie pozostałe instytucje państwa, jak to zaproponował Włodzimierz Iljicz Lenin w swoim katechizmie dla partyjnych działaczy: „Krótkiej historii WKP(b)”. Taka struktura jest niezbędna do rządzenia w sposób autorytarny, a po zaostrzeniu się walki, zgodnie z leninowską dialektyką – do wprowadzenia dyktatury. Ekipa PiS zaszła bowiem tak daleko, że może jedynie eskalować konflikt. Cofnięcie się nie wchodzi w rachubę, zgodnie z wielokrotnymi obietnicami niedoszłego zbawcy narodu. Jeśli pamiętamy tę szaleńczą ideę rymkiewiczowskiej części prawicy, że niemożliwe jest „oczyszczenie” bez rozlewu krwi, to powinniśmy być bardzo, bardzo czujni.

– W nawiązaniu do nagrania „Sześćdziesiąty ósmy” z twej ostatniej płyty „To, czego pragniesz” mówiliśmy też o zagrożeniu nacjonalizmem. Dwa lata temu mówiłeś, że ono ma raczej twarz ludzi, którzy bezmyślnie hasła na murach malują. Znów muszę zapytać – eskalacja nastrojów nacjonalistycznych cię zaskoczyła?

– Tu akurat nie byłem zaskoczony w najmniejszym stopniu. Od 40 lat regularnie przemierzam Polskę wzdłuż i wszerz, dużo rozmawiam z ludźmi i nie miałem żadnych złudzeń. Faszyzm przed II wojną miał się w Polsce bardzo dobrze. Hierarchowie kościelni zachwalali metody wychowawcze Hitlerjugend. Bojówki ONR tłukły witryny żydowskich sklepów tak samo, jak SA. Tak samo biły Żydów laskami i rzucały kamieniami w żydowskie dzieci. To się części ludzi podobało, tak samo jak podoba się dzisiaj bicie gejów, Niemców czy Kurdów. Wojna nieco przewietrzyła głowy, ale dorosło pokolenie, które wojny nie zna nawet z podręczników historii. Ich wizja historyczna jest dokumentnie poprzekręcana przez sprytnych manipulatorów, a owocem tego są neofaszyści ryczący hasła z powstania warszawskiego ku zgrozie i obrzydzeniu ostatnich prawdziwych powstańców, którzy mają nieszczęście na to patrzeć.

– I czy kiedy obserwujesz to, co się dzieje, m.in. marsze ONR, nagonkę na ludzi o innym kolorze skóry, nastroje antyimigranckie – nie masz przypadkiem wrażenia, że kiedyś już to widziałeś?

– Wszyscy widzieliśmy to wielokrotnie w historii. I nie chcę nazywać tego „nastrojami antyimigranckimi”. To nienawiść do wszystkiego, co inne. Imigrant, Polak o ciemniejszej karnacji albo obdarzony dużym nosem, gej, niemiecki profesor w warszawskim autobusie, chiński turysta, to w sumie bez znaczenia. Nie jest „nasz”, zasługuje na obelgi, a najlepiej wpierdol. Prawie jak na wojnie. „Śmierć wrogom Ojczyzny!” – zacznijmy sobie zdawać sprawę z tego, że każdy kto tego nie krzyczy, staje się właśnie wrogiem Ojczyzny w zalanej nienawiścią percepcji tych mniemanych herosów.

– Jak przewidujesz – co się stanie z polską klasą polityczną w najbliższych kilku latach. Zaczyna mówić się, że po obydwu stronach politycznego klinczu pojawią się nowe siły. Wierzysz w to?

Wciąż odbywa się przysłowiowa już walka brytanów pod dywanem. Szczególnie obóz pisowski nie jest monolitem, ale głównych aktorów znamy. Po drugiej stronie sejmowej sali też raczej wszystko jasne – jest parę młodszych osób, które wystawiane są do robienia dobrego wrażenia, ale rządzą ci sami wciąż ludzie. Jak się jest posłem przez kilka kadencji, to szkoda tracić taką pracę, prawda? Priorytetem jest zwykle utrzymanie się w ławach poselskich za wszelką cenę. Dobro Polski dobrze brzmi z mównicy.

Właściwie jedynym novum są jawni neofaszyści w Sejmie.

– Czy „popisowski klincz” – jak go niegdyś nazwałeś, coś jest w stanie przełamać?

– Moim zdaniem on już się przełamał, bo Platforma jest politycznym półtrupem. Nawet Donald Tusk nie wydaje się wiązać z nią swojej ewentualnej przyszłości politycznej w Polsce. Z przełamania wyszło to, że przywódczą siłą narodu została partia narodowa w formie i całkiem socjalistyczna w treści, w mojej opinii działająca na szkodę politycznych i geopolitycznych interesów Polski. Klincz poniekąd trwa, bo z jednej strony mamy PiS et consortes, a z drugiej rosnącą liczbę ludzi, także na prawicy, którzy chętnie odsunęliby Kaczyńskiego w stosownym momencie. Jeśli do tego czasu opozycja pozaparlamentarna nie wyłoni jeszcze jakiejś rozsądnej reprezentacji, walka o władzę będzie się toczyć po prawej stronie. Może to przynieść w efekcie albo umocnienie się Kaczyńskiego, albo korektę kursu w stylu ostatnich decyzji prezydenta, albo zwrot jeszcze bardziej na prawo. To, komu udzieli poparcia Kukiz’15, może wskazywać kierunek.

– Wypowiadasz się o sprawach kraju, o życiu społecznym i politycznym. A co z Tomkiem Lipińskim – artystą?

– Tomek Lipiński za dwa lata ma czterdziestolecie zawodowej obecności na scenie i nie snuje planów wykraczających poza tę datę. Chciałbym w 2019 roku zagrać kilka specjalnych galowych koncertów z udziałem zaproszonych gości; głównie w teatrach i nowoczesnych salach widowiskowych, jakich wiele powstało w Polsce dzięki funduszom unijnym. Do tego czasu sukcesywnie będę wypuszczał „wirtualne single”. Pierwszy jest już w robocie, premiera w sieci za jakiś miesiąc. Być może zbiorę te piosenki na nowym, jubileuszowym albumie. Czasem zagram z kimś gościnnie, czasem zagram ze swoim zespołem w klubie, czy na jakimś festiwalu. Kariery już nie robię, pozostawiam sobie czystą przyjemność uprawiania muzyki.

Planuję także powrót do sztuk wizualnych. Zebrało się tego trochę przez lata, czas pokazać, choć za wcześnie mówić o szczegółach. Generalnie – stopniowo „reprywatyzuję się”, pozostawiając przestrzeń publiczną młodszym. No, prawie…

– „We własnym domu trudno być prorokiem/ Ale mówię to, co widzę ze swoich okien/ I nie chcę was straszyć, ale zobaczycie sami/ Że najciekawsze dopiero przed nami” – podtrzymujesz słowa, czy może wreszcie zdejmiesz z nas tę „klątwę”?

– Niestety. Zawsze tak będzie. Dlatego warto żyć.

* Tomek Lipiński – rocznik 1955. Muzyk, wokalista, kompozytor i autor tekstów. Znany jest głównie z zespołów Brygada Kryzys, Fotoness, Tilt oraz z kariery solowej. Jego muzyka znalazła się na ścieżkach dźwiękowych do filmów „Psy 2”, „Słodko gorzki” oraz „Reich”. Do najbardziej znanych piosenek śpiewanych przez Tomka Lipińskiego należą” „To co czujesz”, „Centrala”, „Mówię ci, że”, „Nie wierzę politykom”, „Rzeka miłości, morze radości, ocean szczęścia” czy „Jeszcze będzie przepięknie”. Jest laureatem Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.

dziennik.pl

Natychmiast zatrzymać wycinkę! Kolejny protest w Puszczy Białowieskiej [AKTUALIZUJEMY]

Maciej Chołodowski, 03 sierpnia 2017

Blokada w Puszczy Białowieskiej

Blokada w Puszczy Białowieskiej (Fot. Obóz dla Puszczy)

W Puszczy Białowieskiej – w Nadleśnictwie Białowieża (nieopodal tzw. drogi narewkowskiej) – w czwartek (3.08) przed godz. 8 aktywiści rozpoczęli kolejną blokadę ciężkiego sprzętu do wycinania drzew. Siedmiu z nich przykuło się do harwestera.

Obrońcy Puszczy, zgodnie z orzeczeniem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, domagają się natychmiastowego zaprzestania wycinki.

– Obok harwestera wciąż pracuje forwarder [maszyna do wywózki drewna – red.], który wciąż wywozi świerki. Blokujemy sprzęt w trzeciej strefie UNESCO, gdzie w ogóle nie powinno dochodzić do wycinki. Naruszane są tu wszystkie ustalenia dotyczące ochrony Puszczy Białowieskiej – mówi „Wyborczej” Joanna Pawluśkiewicz ze stacjonującego od wielu tygodni niedaleko Białowieży Obozu dla Puszczy.

Protest przeciwko wycince w Puszczy Białowieskiej

http://www.gazeta.tv/plej/19,88271,22184894,video.html

Inwentaryzacja Puszczy Białowieskiej

W środę aktywiści przeprowadzali w Puszczy Białowieskiej kolejną inwentaryzację. Dokumentowali m.in. wycinkę ponad stuletnich drzew. Tymczasem w wywiadzie udzielonym „Wyborczej” (będzie w całości opublikowany w piątkowym Magazynie Białostockim) prof. Marek Safjan, sędzia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, odpowiadając na nasze pytanie, czy są jakieś okoliczności kiedy postępowanie zabezpieczające może nie być respektowane, czy minister Szyszko mógłby się powołać na taką możliwość, odparł:

– Na tym etapie postępowania Trybunału w sprawie Puszczy Białowieskiej – nie. Postanowienie zawiera wprawdzie zastrzeżenie: „z wyjątkiem sytuacji zagrażających bezpieczeństwu publicznemu”, ale to zastrzeżenie nie wstrzymuje wykonania. Tu chodzi o punktowe, precyzyjnie określone sytuacje, a nie o możliwość odmowy wykonania postanowienia! Postanowienie zabezpieczające musi być wykonane – natychmiast.

Protest przeciwko wycince w Puszczy Białowieskiej

http://www.gazeta.tv/plej/19,88271,22184867,video.html

Przed godz. 9 protestujący aktywiści relacjonowali:

– Pokojowo protestując blokujemy maszynę do wycinki w miejscu, którego dotyczyła skarga złożona do Trybunału Sprawiedliwości i w miejscu gdzie wczoraj wycięto i przygotowano do wywózki przynajmniej kilkanaście grubo ponadstuletnich świerków. Nie ma na to zgody Trybunału i nie ma na to zgody obywatelskiej! Obecnie czekamy na przedstawiciela Nadleśnictwa. Dziękujemy za, jak dotąd, bardzo miłe i spokojne podejście straży leśnej.

Trybunał Sprawiedliwości zakazuje wycinki w Puszczy Białowieskiej

Po godzinie 10 jeden z protestujących przypiął się do drzewa w pobliżu harwestera.  Aktywiści – jak to było od początku protestów w obronie Puszczy Białowieskiej rozpoczętych w końcu maja – nie dają wiary w tłumaczenia ministra Szyszko, że wycinka prowadzona jest wyłącznie w celu zapewnienia bezpieczeństwa w Puszczy i ochrony rzadkich siedlisk przyrodniczych, a generalnie że wyłącznie chodzi o walkę z kornikiem.

Czwartkowy protest w Puszczy Białowieskiej

Czwartkowy protest w Puszczy Białowieskiej Fot. Obóz dla Puszczy

Wcześniej Fundacja Greenmind z kolei obaliła tezy głoszone przez ministra środowiska. Zaprezentowano wyliczenia: „Minister w TV Trwam był łaskaw powiedzieć, że jeden zarażony kornikiem świerk zaraża 30 kolejnych drzew. (…) Gdyby to było prawdą, to po dwóch latach liczba zainfekowanych świerków byłaby 130 tysięcy razy większa niż liczba wyrośniętych świerków faktycznie występujących w Puszczy Białowieskiej. Tymczasem, twarde dane zbierane przez RDLP Białystok pokazują, że od 2012 do teraz, tj. w ciągu ponad 5 lat gradacji kornika, zasiedlił on łącznie około 1 300 000 świerków, czyli 25 proc. świerków obecnych w Puszczy. Gdybyśmy dali wiarę słowom Ministra, tych drzew powinno być po 5 latach 30^20=3.5*10^29, czyli kwadryliony razy więcej niż jest ich w Puszczy Białowieskiej”.

Oświadczenie Nadleśnictwa Białowieża

O godz. 10 30. „Wyborcza” otrzymała komunikat z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, sporządzony przez Nadleśnictwo Białowieża. Czytamy w nim:

„W związku z dzisiejszym blokowaniem przez aktywistów harwestera na terenie Nadleśnictwa Białowieża informujemy, że prace, które maszyna miała wykonać, miały na celu wyłącznie zapewnienie bezpieczeństwa publicznego. Wszelkie prace leśne na terenie Nadleśnictwa Białowieża po wydaniu postanowienia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej zostały ograniczone do niezbędnego usuwania martwych i osłabionych drzew stojących wzdłuż dróg,szlaków i miejsc częstego przebywania ludzi (obiekty turystyczne itp.), aby zapewnić wszystkim bezpieczne korzystanie z lasu. Przypominamy, że ta część Puszczy, która znajduje się w zarządzie nadleśnictw Białowieża, Browsk i Hajnówka jest, podobnie jak całe Lasy Państwowe, powszechnie dostępna i na nadleśniczych ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa odwiedzającym las osobom. Tymczasem praktycznie nie ma dnia, by w Puszczy suche, martwe świerki, zabite przez kornika, nie łamały się i wywracały w sposób trudny do przewidzenia, także na istniejące drogi i ścieżki. Trwająca blokada uniemożliwia nam usuwanie martwych drzew stwarzających bezpośrednie zagrożenie dla ludzi, to przykład skrajnej nieodpowiedzialności aktywistów! Wskazane wyżej prace zabezpieczające są całkowicie zgodne z postanowieniem TSUE [Trybunału Sprawiedliwości UE – red. które wyraźnie dopuszcza je w sytuacji konieczności zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. Wszelkie kolportowane przez aktywistów informacje, jakoby było inaczej, są zwyczajnie nieprawdziwe”.

Pilarz w Puszczy Białowieskiej zginął przez „klęskę kornika”. Lasy Państwowe wydały oświadczenie

Stanowisko Nadleśnictwa komentuje jeden z aktywistów przebywających na miejscu dzisiejszego protestu, biolog Jakub Rok:

– To oczywiste nadużycie, że drewno jest pozyskiwane ze względów bezpieczeństwa. Drzewa tutaj są ścinane, cięte na mniejsze kawałki, wywożone i sprzedawane. Jeżeli chodziłoby o bezpieczeństwo, mogłoby to być robione tak, jak w rezerwacie Szafera, czyli w rezerwacie, który rozciąga się wzdłuż drogi Hajnówka Białowieża, gdzie drzewa, które faktycznie zagrażały bezpieczeństwu publicznemu zostały ścięte, obalone na ziemię i tam zostawione. W lesie naturalnym kluczowe jest to, aby to ścinane drewno tam pozostało. Czy będzie stojące czy leżące, to jest drugorzędne wobec podstawowej kwestii, że nie powinno być stąd wywożone. Ponadto w tym miejscu, w którym jesteśmy prowadziliśmy inwentaryzację i zauważyliśmy, że łamane są wszystkie cztery punkty dotyczące ochrony w tej strefie UNESCO, a zwłaszcza jeden: ta wycinka doprowadziła do zniszczenia siedliska jednego z chrząszczy, który związany jest z martwym drewnem. Prowadzenie prac leśnych w takich miejscach jak to i wywożenie drewna powoduje zniszczenie siedlisk naturowych, które są kluczowe z punktu widzenia ochrony. Wśród drzew w miejscu, w którym jesteśmy przynajmniej osiem jest stuletnich: są ostemplowane i przygotowane do wywózki. Na razie nie są wywożone, bo trwa blokada.

Przed godz. 12 protestujący byli spisywani przez straż leśną i policję. Aktywiści, którzy nie blokują harwestera zostali wyprowadzeni z terenu w pobliżu maszyny. Odstawieni zostali o około 300-400 metrów tak, aby nie mogli obserwować co się dzieje z przykutymi do niej. Przeszukiwano ich podręczne bagaże. Przymocowani do harwestera zaproponowali nadleśniczemu, który pojawił się na miejscu, negocjacje. Prosili, aby prace zostały wstrzymane do końca tygodnia. Jeśliby uzyskali taką obietnicę, gotowi byli przerwać blokadę. Propozycja nie została przyjęta.

Protest w Puszczy Białowieskiej

Protest w Puszczy Białowieskiej Fot. Obóz dla Puszczy

Do oświadczenie Nadleśnictwa Białowieża odniósł się również Adam Bohdan z Fundacji Dzika Polska:

– To nie jest prawda, że dzisiejsza wycinka drzew miała na celu jedynie zapewnienie bezpieczeństwa publicznego przy drogach i szlakach. Zablokowane prace miały charakter typowo komercyjny. Wycinki prowadzono nawet 80 metrów od drogi, podczas gdy wysokość najwyższych drzew w Puszczy sporadycznie przekracza 50 metrów, wycięte drzewa były fragmentowane i wywożone z Puszczy tzw. forwarderem. Usunięcie i sprzedaż wyciętych drzew nie jest konieczne by zapewnić bezpieczeństwo przy szlakach i drogach. W nadleśnictwie Białowieża – gdzie limit wycinki został przekroczony oraz na terenach cennych przyrodniczo (drzewostany stuletnie, siedliska chronione) zagrażające złamaniem lub wywróceniem drzewa powinny być ścinane i pozostawiane na gruncie do naturalnego rozkładu.

Do niedawna, w ten sposób eliminowano zagrożenie wynikające ze złego stanu drzew w drzewostanach stuletnich w obrębie nadleśnictw Puszczy Białowieskiej. Wywóz i sprzedaż drewna świadczy o tym, iż dzisiejsza wycinka miała charakter typowo komercyjny.

Zablokowana dziś wycinka nie miała żadnego związku z eliminacją zagrożenia pożarowego. Zgodnie z aktualnym Planem Urządzania Lasu dla Nadleśnictwa Białowieża i Hajnówka, całość nadleśnictw zakwalifikowana została do trzeciej (niskiej) kategorii zagrożenia pożarowego. Zgodnie z wykonywanymi pomiarami, zwłaszcza, w kontekście stosunkowo wilgotnego lata, zagrożenie pożarem w Puszczy Białowieskiej jest bardzo niskie. Ewentualne prace wynikające z przepisów przeciw pożarowych mogą polegać na okrzesywaniu gałęzi z drzew leżących w pasie do 30 metrów od dróg, bez usuwania kłód.

Zablokowane dziś w nadleśnictwie Białowieża prace były sprzeczne z postanowieniem Trybunału Sprawiedliwości, gdyż były prowadzone w nadleśnictwie Białowieża, w którym mamy do czynienia ze w zwiększonym pozyskaniem drewna w ramach aneksu do Planu Urządzania Lasu, kwestionowanym przez Komisję Europejską i Trybunał Sprawiedliwości, w drzewostanie ponadstuletnim. Miały związek z niszczeniem stanowisk chronionych chrząszczy dla których świerk stanowi bardzo ważne siedlisko. W trakcie prac usuwane były drzewa w wieku ponad stu lat.

Przed godz. 14 protestujący wciąż okupują harwestera przywiązani do maszyny.

Grzegorz Stopa z Obozu dla Puszczy, który został odciągnięty przez jednego z kilkudziesięciu strażników leśnych obecnych wokół miejsca protestu, mówi „Wyborczej”:

– Okazuje się, że nie ma żadnego przepisu ani Lasów Państwowych, ani nadleśnictw, które określałyby szerokość pasa od drogi, w którym może być prowadzona wycinka ze względu na bezpieczeństwo, jakim – dokonując jej – zasłaniają się leśnicy i Ministerstwo Środowiska. Przyjęto przez zwykłą analogię do przepisów BHP, że jest to dwukrotność wysokości wycinanych drzew.

Odpowiedź Trybunałowi Sprawiedliwości zostanie udzielona w piątek

Tymczasem rzecznik prasowy Ministerstwa Środowiska Aleksander Brzózka oświadczył „Wyborczej”:
– Odpowiedź Trybunałowi Sprawiedliwości zostanie udzielona jutro i o tym jutro poinformujemy – nie wiem jeszcze w jakiej formie. Odpowiedź jest jeszcze na etapie przygotowań. To będzie poufny dokument.

Zaraz po naszej rozmowie z rzecznikiem Brzózką, na stronie Ministerstwa Środowiska pojawił się komunikat.

Napisano w nim, odnosząc się do orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości wzywającego do natychmiastowego zaprzestania wycinki:

„Ministerstwo Środowiska zapewnia, że na terenie Puszczy Białowieskiej, objętej obszarem Natura 2000, prowadzi jedynie niezbędne działania, mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa publicznego. Tym samym prowadzone działania są zgodne z postanowieniem Trybunału Sprawiedliwości UE. Jednocześnie Ministerstwo Środowiska zapewnia, że Rząd Rzeczypospolitej Polskiej odpowie Trybunałowi Sprawiedliwości w wyznaczonym terminie. Należy podkreślić, że ww. postanowienie nie ma wpływu na merytoryczne rozstrzygnięcie przez Trybunał sporu między Komisją Europejską a Rzeczpospolitą Polską w zakresie zgodności działań ochronnych na obszarze Puszczy Białowieskiej z prawem Unii Europejskiej.

W celu zapewnienia bezpieczeństwa na terenie Puszczy Białowieskiej został także powołany Zespół doradczy do oceny zagrożenia bezpieczeństwa publicznego przez drzewa martwe i osłabione na terenie nadleśnictw: Białowieża, Browsk i Hajnówka. Zespół powstał na podstawie decyzji dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Celem Zespołu jest w szczególności analiza wniosków nadleśniczych nadleśnictw: Białowieża, Browsk i Hajnówka o dokonanie oceny zagrożenia bezpieczeństwa publicznego przez martwe i osłabione drzewa oraz sporządzanie opinii na ten temat”.

Akcja Straży Leśnej

Przed godz. 15 strażnicy siłą ściągnęli większość protestujących z harwestera. Dwóch z nich nie dało się – pozostali przykuci do maszyny. Forwarder, który pracował nieopodal, podjechał bliżej protestujących, ustawiając się tak, że buchająca para leciała wprost na nich.

– Puszcza Białowieska nie jest dla harwesterów. Będziemy protestować w Puszczy dopóki ostatnia z tych maszyn stąd nie wyjedzie – zapowiada jeden z chłopaków, który wciąż okupuje maszynę.

Po godz. 17 już było wiadomo: dziś okupowany harwester na pewno nie wyjedzie do pracy. Dwaj okupujący maszynę z niej zeszli.

– To była najdłuższa blokada z dotychczasowych – mówiła nam po zakończeniu protestu Anna Błachno, jedna z uczestniczek czwartkowej akcji.

Aktywiści do strażników leśnych rzucili: – Do zobaczenia.

Wyruszą w głąb Puszczy już jutro. Sprawdzą czy orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości zostało wprowadzone w życie, czy w końcu zaprzestano jej wycinki.

wyborcza.pl

SIERAKOWSKI: POLSKA WSTAJE Z GŁOWY

4 sierpnia 2017

Polska jest krajem, który udowadnia reszcie świata, że państwo demokratyczne może być tutaj wyłącznie sezonowe.

Przesączony patriotyzmem to kraj, w którym jedni kibice pokazują światu zło nazistowskiej przemocy, a drudzy zasadzają się na drużynę piłkarzy z Izraela, żeby ich pobić po zakończonym meczu. Oba sygnały, które idą w świat, z pewnością pomogą naszej ojczyźnie wstać nie tylko z kolan, ale i z głowy.

Pierwszy sygnał to: Polacy, którzy nie są ofiarami, bo urodzili się po wojnie, domagają się uznania od Niemców, którzy nie są ich prześladowcami, bo także urodzili się po wojnie.

I drugi: Polacy, w odróżnieniu od Niemców, świadomie nawiązują do nazistowskiej przemocy, prześladując Żydów.

Tym się dziś Polska od Niemiec różni, że jest krajem, który sam na własne życzenie udowadnia reszcie świata, że państwo demokratyczne może być tutaj wyłącznie sezonowe. Robi to, zamykając oczy na tę najoczywistszą prawdę historyczną, że jeśli demokracja potrwa w Polsce tylko sezon, to i samo państwo tyle potrwa, bo nie będzie zdolne do istnienia wojując jednocześnie z Zachodem i Wschodem.

Kibice udowadniają za jednym zamachem, że są jedną z najbardziej antypolskich i bezmyślnych grup społecznych w kraju. Bardziej antypolska i bezmyślna jest jedynie partia rządząca Polską, która oczywiście z potępieniem nienawiści i przemocy wobec Żydów nie spieszy. (skreślić „bezmyślnie”, gdyby na jaw wyszły powiązania nie tylko otoczenia Ministra Obrony, ale także reszty tego patriotycznego obozu z Kremlem).

krytykapolityczna.pl

Osobliwa wymiana zdań. Jan Szyszko do dziennikarza RMF FM: Pan w złą dziurkę paluszek włożył

04.08.2017

O północy mija termin na odpowiedź, jaką resort środowiska musi przesłać do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej ws. Puszczy Białowieskiej. W ubiegłym tygodniu Trybunał zdecydował o zastosowaniu środka tymczasowego w postaci wstrzymania wycinki drzew do czasu wyroku w tej sprawie Trybunału UE.

Wszystko jest zgodne z prawem Unii Europejskiej – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Patrykiem Michalskim minister środowiska. Jan Szyszko zamierza przekonywać Trybunał i Komisję Europejską, że wszystkie działania – w tym wycinka drzew – służą ochronie puszczy.

Jan Szyszko pytany przez nas, czy gotowa jest odpowiedź resortu dla Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, odpowiedział w „osobliwy sposób”.

Patryk Michalski RMF FM: Panie ministrze, chciałem zapytać, czy gotowa jest już odpowiedź do….

Jan Szyszko: Do kogo pan się dodzwonił, drogi panie.

Patryk Michalski:Do pana ministra środowiska.

Jan Szyszko:Mnie się chyba wydaje, że pan w złą dziurkę paluszek włożył.

Po tej wymianie zdań, minister Jan Szyszko przedstawił najważniejszy wniosek, który resort przedstawi Trybunałowi.Wszystko jest dobrze ustawione, zgodnie z prawem UE– powiedział.

Jan Szyszko uważa, że wszystko to, co dzieje się w Puszczy Białowieskiej jest dokładną realizacją oczekiwań Komisji Europejskiej.

Tyle tylko, że KE ma inne zdanie. Mimo zakazu wycinki drzew, prace w puszczy trwają.

To sytuacja bez precedensu, że kraj należący do UE nie stosuje się do zaleceń Trybunału. Polsce mogą za to grozić wielomilionowe kary liczone w euro. Chyba, że resortowi środowiska, uda się przekonać unijnych urzędników, że wycinka drzew ma związek z zapewnieniem bezpieczeństwa publicznego.

Co dzieje się w Puszczy Białowieskiej? Trwa tam „eksperyment porównawczy”

W ostatni poniedziałek na konferencji prasowej ministerstwo środowiska przekonywało, że „na skutek zaniedbań naszych poprzedników doszło do masowej gradacji kornika” w Puszczy Białowieskiej.

Dziennikarze mogli też na „własne oczy” zobaczyć słynnego kornika:

rmf24.pl

Sikorski o reperacjach: To polityka, która jest strategią w suterenie na Żoliborzu. W Europie budzi politowanie

dżek, 04.08.2017

Radosław Sikorski

Radosław Sikorski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

PiS przebąkuje o reperacjach wojennych od Niemiec. – Nie wróżę sukcesu – ocenił w Poranku Radia TOK FM Radosław Sikorski.

PiS chce odszkodowania od Niemiec za II wojnę światową? Zaczynają pojawiać się takie głosy. Ba, padają nawet propozycje kwot. – No nie wróżę sukcesu – ocenił w Poranku Radia TOK FM Radosław Sikorski.

Byliśmy partnerem, ale…

– To jest skłócenie nas z krajem, który jest nie tylko naszym największym partnerem handlowym, ale też do niedawna widział w nas partnera w przywództwie – ocenił b. szef MSZ. Jego zdaniem Polska widziana było jako kraj „północy Europy”, który jest sojusznikiem w naciskaniu na mniej odpowiedzialne finansowo „południe”. Mogła nawet dążyć do ”zastąpienia” Wielkiej Brytanii, która ze struktur wychodzi. Sikorski dodał, że można było mówić o francusko-niemiecko-polskim sojuszu. Można było.

– Zaprzepaszczamy to głupim gadaniem i złymi informacjami, które trafiają do kierownika państwa polskiego – uważa Sikorski. Jego zdaniem Kaczyński jest wprowadzany w błąd przez bliskich współpracowników, którzy podrzucają mu pomysł domagania się reparacji wojennych i szepczą: Panie prezesie mamy, genialny pomysł.

To jest polityka, która może się wydawać wielką strategią w suterenie na Żoliborzu, ale w Europie wzbudzi nie niechęć, a politowanie

– ocenił b. minister spraw zagranicznych.

PiS powtarza, że nie można zgadzać się na zrzeczenie przez Bolesława Bieruta reperacji wojennych, bo PRL było państwem niepodległym. – To myślenie Kargula. To samo państwo PRL podpisało traktat o naszej zachodniej granicy, to niepoważne – stwierdził Sikorski. Przypomniał, że ówczesne władze polskie podpisywały traktaty, z których wiele obowiązuje do dziś. PiS chce zrobić wybiórczą sukcesję – mówił Sikorski w rozmowie z Dominiką Wielowieyską.

PiS chce Polexitu?

Czy tak wygląda początek Polexitu? – Boję się nie tego, że koledzy z PiS wyprowadzą nas z UE – powiedział Sikorski. Podkreślił, że możliwe jest powtórzenie scenariusza brytyjskiego. – Przypominam, że brytyjscy torysi nie chcieli Brexitu. Dzieje się to wbrew intencji rządu w efekcie 30-letniej antyeuropejskiej retoryki. Boję się, że PiS przez propagandę w mediach tzw. publicznych i oddziaływaniem na swoich zwolenników przekonają Polaków, że UE nam szkodzi, co jest ewidentną bzdurą – dodał Sikorski.

Cięcia sanitarne czy pieniądze z drewna? Znana aktywistka przedstawia dowód

http://www.gazeta.tv/plej/19,103168,22182484,video.html

TOK FM

Kolanko: Spacer Donalda Tuska do prezydentury

Donald Tusk w drodze do Prokuratury Krajowej
Donald Tusk w drodze do Prokuratury Krajowej

Foto: PAP, Tomasz Gzell

Nie było tym razem hucznego powitania w Warszawie. Ale kolejne przesłuchanie byłego premiera i tak wzbudziło duże emocje.

„Witamy prezydenta Europy” – to jeden z nielicznych transparentów, które pojawiły się w czwartek przed budynkiem Prokuratury Krajowej na Rakowieckiej. Były premier Donald Tusk zeznawał w śledztwie, które dotyczy zaniedbań w identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej.

Ale to nie Smoleńsk był w czwartek rano głównym tematem wymiany zdań Tusk – Kaczyński, przypominającej nieco polityczny ping-pong z czasów, gdy Donald Tusk był premierem, a Jarosław Kaczyński – liderem największej partii opozycyjnej. – Ma się czego obawiać. To jest jedna sprawa, są inne – rzucił w rozmowie z TV Trwam Jarosław Kaczyński. Były premier zareagował od razu, w swoim stylu przerzucając dyskusję na temat reform wymiaru sprawiedliwości. – To potwierdza obawy bardzo wielu ludzi, że Jarosław Kaczyński marzy o takim wymiarze sprawiedliwości, który będzie wobec niego dyspozycyjny – odpowiedział Tusk przed porannym przesłuchaniem w Warszawie.

Tym razem nie witały go tłumy. Na Rakowieckiej pojawiło się kilkadziesiąt osób z transparentami i unijnymi flagami oraz kilkoro polityków, w tym Jacek Protasiewicz, Agnieszka Pomaska, Cezary Tomczyk i Michał Szczerba. Ale premier we wcześniejszej wiadomości na Twitterze apelował, by „oszczędzać siły”.

W mediach społecznościowych pojawiło się też hasło „wielki spacer” w odniesieniu do powitania na Rakowieckiej. „Dzięki za wsparcie, ale WielkiSpacer będzie długi” – napisał na Twitterze Donald Tusk. Były premier nie wahał się też bardzo mocno – i ponownie w stylu – odpowiedzieć reporterowi TVP Gdańsk na pytanie o tym, dlaczego trumny smoleńskie nie były otwierane. – Nie ma telewizji publicznej w Polsce, nie będę odpowiadał na pana pytanie – odparował Tusk.

Te dwie wypowiedzi najlepiej pokazują, że były premier dobrze wyczuwa z Brukseli zarówno tematy, jak i nastroje wśród opozycji i jej zwolenników. Replika Tuska w sprawie telewizji publicznej szybko stała się jedną z najbardziej komentowanych wypowiedzi w czwartek. I być może jest zapowiedzią przyszłej, hipotetycznej kampanii, której początkowy stan najlepiej obrazuje sondaż publikowany w czwartek przez „Rzeczpospolitą”. Tusk ma w nim drugie miejsce, ale traci blisko 16 pkt proc do Andrzeja Dudy. A trzeci w rankingu Robert Biedroń ma dużo mniejszy dystans do Tuska niż były premier do prezydenta.

To pokazuje, że mimo nadziei polityków PO – wyrażanych zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie – że Tusk wystartuje w 2020 roku, jego droga do prezydentury wcale nie będzie prosta. Zwłaszcza że protesty w sprawie sądownictwa dobitnie pokazały, że młody elektorat domaga się nowych liderów, takich jak Borys Budka.

Tusk jednak nieraz udowodnił, że w polityce trudne sytuacje to jego specjalność.

rp.pl

Ludwik Dorn: Tusk wyjdzie obronną ręką

Ludwik Dorn
Ludwik Dorn

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

– Sądzę, że Donald Tusk z tych wszystkich postępowań wyjdzie obronną ręką. Gdyby „dobra zmiana” przeprowadziła reformę sądownictwa, już tak łatwo by nie było – ocenił były marszałek Sejmu Ludwik Dorn.

Nie mam się czego bać i prezes Jarosław Kaczyński mnie nie przestraszy, niezależnie od tego, w jak zaciekły sposób spróbuje mnie dopaść – powiedział Donald Tusk po czwartkowym przesłuchaniu. W jego ocenie w intencji obecnie rządzących wymiar sprawiedliwości ma służyć przeciwko ich konkurentom, w tym przeciwko niemu.

Wcześniej o byłym premierze mówił w Telewizji Trwam prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Ma się czego obawiać. Ja lojalnie powiedziałem pani Merkel w Warszawie, że może być różnie z Donaldem Tuskiem, żeby jednak brała to pod uwagę, jeśli go popiera na przewodniczącego Rady Europejskiej. To nie zostało przyjęte do wiadomości – powiedział.

– Sądzę, że pan przewodniczący Tusk, były premier, z tych wszystkich postępowań wyjdzie obronną ręką – ocenił w TVN24 Ludwik Dorn. – Zwłaszcza, że „dobra zmiana”, jeśli chodzi o sądy, stanęła w miejscu. Gdyby doszło do tej „dobrej zmiany” w projektowanym w lipcu kształcie, to mogłoby być inaczej” – ocenił.

– Kaczyński wspominał pani Merkel, że Tusk „pójdzie za kratki”, mówiąc kolokwialnie. Po tej rozmowie dotarła do mnie relacja, że pan prezes PiS poinformował panią kanclerz, że Donald Tusk pójdzie siedzieć. Wtedy w tę relację nie uwierzyłem, bo ona sprawia, że ten zasadniczy czynnik decyzji sprawczych w Polsce stawia się poza obrębem jakiejkolwiek politycznej rozmowy z kimkolwiek poważnym w Europie. Dzisiaj prezes Kaczyński potwierdził, że w rozmowie o obsadzie szefa Rady Europejskiej ostrzegał kanclerz Merkel – dodał Dorn.

rp.pl

Po co Kaczyński idzie na Berlin?

Newsweek Polska, Jacek Pawlicki, 04.08.2017

© pap

 

Stosunki z Niemcami są napięte z powodu łamania przez Polskę unijnego prawa. Wyciągając z lamusa zgraną już mocno kartę niemieckich reparacji wojennych rząd Prawa i Sprawiedliwości rujnuje te relacje do końca. Dotąd Angela Merkel wykazywała się wobec PiS anielską cierpliwością. Ale wkrótce może się to skończyć. Dlaczego?

Biuro Analiz Sejmowych ma przygotować ekspertyzę na temat tego czy Polska może domagać od Niemiec reparacji wojennych. Zdaniem prawicowych mediów coraz więcej prawników uważa, że sprawa jest do wygrania. A chodzi o nawet 845 mld dolarów. Kwota ta pojawiła się w jednym z eksperckich wyliczeń. Polskie straty wojenne oszacowano na 258 mld przedwojennych złotych, czyli 50 mld USD (według dzisiejszego kursu to właśnie około 845 mld).

Samo żądanie reparacji nie jest nowe. Choć od wojny minęło ponad 70 lat sprawa wraca cyklicznie, najczęściej w sierpniu kiedy obchodzona jest rocznica Powstania Warszawskiego. Pierwszym politykiem, który po 1989 roku stanowczo mówił o tym, że Niemcy powinny zapłacić za zniszczenia wojenne był Lech Kaczyński. To właśnie on w 2004 roku zlecił ekspertyzę na ten temat, choć wówczas chodziło o odszkodowania za zniszczenie Warszawy (wyliczono je na 45,3 mld dolarów).

Powstanie Warszawskie – najważniejsze fakty

Po śmierci Lecha Kaczyńskiego żądanie „niemieckich reparacji” stało się częścią politycznego dziedzictwa PiS i szerzej – polskiej prawicy. W 2015 roku na antenie Telewizji Republika Jarosław Kaczyński mówił, że „Niemcy są nam winni bardzo dużo w każdym wymiarze, począwszy od moralnego, a skończywszy na ekonomicznym. Rachunek krzywd jest ogromny. Od wojny te sprawy nie zostały wyjaśnione, a w sensie prawnym są aktualne”. Tym razem politykiem, który wyciągnął temat reparacji jest Arkadiusz Mularczyk – poseł PiS od brudnej roboty. Według Mularczyka domaganie się zadośćuczynienia ze strony Berlina jest „moralnym obowiązkiem” polityków. Stawiając sprawę w ten sposób pan poseł podbił mocno stawkę. Ekspertyza ma być gotowa w połowie sierpnia. Biorąc pod uwagę fakt, że PiS zrobiło z Sejmu swój partyjny folwark – dokument zostanie zredagowany zapewne po myśli partii rządzącej. Pytanie co będzie jeśli rząd Beaty Szydło mimo wszystko nie zwróci do Niemiec o reparacje? Czy Mularczyk zarzuci pani premier brak kręgosłupa moralnego?

W środę rzeczniczka rządu Niemiec Ulrike Demmer odniosła się do żądań polityków PiS. – Niemcy poczuwają się do politycznej, moralnej i finansowej odpowiedzialności za II wojnę światową. Wypłaciły reparacje w znacznej wysokości za ogólne szkody wojenne, także dla Polski. (…) Kwestia została w przeszłości ostatecznie uregulowana. W 1953 roku Polska wiążąco (…) zrezygnowała z dalszych świadczeń reparacyjnych dla całych Niemiec i w okresie późniejszym wielokrotnie to potwierdzała – powiedziała. W sukurs Mularczykowi przyszedł szef MON Antoni Macierewicz. – Nie jest prawdą, że państwo polskie zrzekło się reparacji należnych nam ze strony Niemiec (…) w tej sprawie jedyne, co mogą zrobić, to próbować zadośćuczynić i spłacać straszliwy dług, jaki zaciągnęli wobec narodu polskiego i wobec ludzkości swoim zachowaniem i to jest jedyne, co mogą zrobić – mówił na antenie TVP.

Zewrzeć szeregi dzięki Niemcom

Szykuje się więc konflikt z Berlinem i to w trudnym momencie kiedy rząd PiS jest na wojnie z Unią Europejską w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej (Polska jest pierwszym krajem w historii UE, która zignorowała Europejski Trybunał Sprawiedliwości) i „reformy” sądów (niedługo ruszy postępowanie w sprawie naruszenia przez nasz kraj unijnego prawa). W tym szaleństwie jest metoda, bo Jarosław Kaczyński jak każdy porządny populista najpierw stwarza poczucie zagrożenia, by potem stawić mu czoła i ocalić naród. Im więcej „wrogów” dobrej zmiany tym lepiej, bo mocniej można zwierać szeregi.

Kaczyński nie jest w tym względzie oryginalny. Od 2010 roku z powodzeniem taką strategię stosuje Viktor Orban – wrogami Węgier byli już zagraniczny kapitał, liberalne elity, Unia Europejska, uchodźcy, filantrop Soros. Wrogiem orbanowskich Węgier nie były nigdy Niemcy. Choć Orban krytykował Angelę Merkel za politykę otwartości wobec uchodźców, nigdy nie rozpętał antyniemieckiej histerii.

Kalkulacja jest trzeźwa i chłodna. Sierpień to miesiąc rozdrapywania jednej z większych ran polskiej historii XX wieku jaką było Powstanie Warszawskie.

Kaczyński różni się w tym względzie od Orbana, ale ma do czego się odwoływać, bo szczucie na Niemca sprawdzało się w Polsce od czasów PRL, kiedy władza ludowa straszyła naród „rewizjonistami z NRF” – Hupką i Czają. Podejrzewam, że poseł Mularczyk tego nie pamięta, ale prezes Kaczyński owszem. Kalkulacja jest trzeźwa i chłodna. Sierpień to miesiąc rozdrapywania jednej z większych ran polskiej historii XX wieku jaką było Powstanie Warszawskie. Nawet małe dzieci wiedzą, że Niemcy zmietli z powierzchni ziemi Warszawę i wymordowali kilka milionów Polaków. Prezes PiS liczy, że domagając się od Niemców miliardów zadośćuczynienia, zyska poparcie społeczne w wojnie z Europą. To dosyć ryzykowna strategia. Dotąd Angela Merkel wykazywała się anielską cierpliwością w stosunku do Prezesa. Po wyborach do Bundestagu może tej cierpliwości zabraknąć, tym bardziej że niemieckie obsesje PiS nasilają się. Ale może właśnie o to chodzi prezesowi? Bo im więcej zewnętrznych „wrogów” ma „dobra zmiana” tym łatwiej manipulować suwerenem i skłonić go do wyjścia z tej opresyjnej Unii Europejskiej, zdominowanej przez Niemcy?

O czy Kaczyński nie chce pamiętać?

Jednym z największych osiągnięć Polski po wejściu do Unii Europejskiej było zbliżenie z Niemcami. W szczytowym okresie – w 2011 roku premier Tusk był głównym sojusznikiem Angeli Merkel. Oboje niechętnie odnosili się do interwencji humanitarnej w Libii. Rok później w pamiętnym wystąpieniu w Berlinie ówczesny szef polskiego MSZ mobilizował Berlin do obrony strefy euro, a tym samym całej Unii: „Bardziej niż niemieckiej potęgi obawiam się braku aktywności ze strony Niemiec (…) Co jest największym zagrożeniem dla Polski? Nie terroryzm, na pewno nie niemieckie czołgi, a nawet nie rosyjskie rakiety, które Moskwa chce rozmieścić przy granicy z UE w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Największym zagrożeniem jest upadek strefy euro”.

Od tego czasu minęło niecałe pięć lat. Polska wciąż jest w Unii, Niemcy wciąż mają ogromny wpływ na to, w którym kierunku zmierza Europa, a kanclerzem nadal jest (i zapewne będzie przez kolejne cztery lata) Angela Merkel. Sięganie po antyniemieckie resentymenty dla doraźnych korzyści politycznych w kraju jest nie tylko niemądre, ryzykowne, ale i w pewnym sensie „niesprawiedliwe”.

Polska być może weszłaby do UE kilka lat później, gdyby nie twarde stanowisko Niemiec, że rozszerzenie bez naszego kraju nie ma najmniejszego sensu.

Historycznie Polska owszem wiele ucierpiała od Niemców, ale gdyby nie wysiłki niemieckiego komisarza Güntera Verheugena, wspieranego przez kanclerza Schroedera, Polska nie weszłaby na tak dobrych warunkach do UE w 2004 roku. I być może weszłaby do UE kilka lat później, gdyby nie twarde stanowisko Niemiec, że rozszerzenie bez Polski nie ma najmniejszego sensu.

Jarosław Kaczyński o tym pewnie nie pamięta, albo nie chce pamiętać. Wejście Polski do UE i NATO to nie była jego zasługa. Członkostwo w obu organizacjach negocjowały rządy III RP, którą prezes uznaje za patologię.

msn.pl

Rząd chce się dobrać do skóry mediom zagranicznym. Planuje „dekoncentrację” i „polonizację”

Ireneusz Sudak, 04 sierpnia 2017

123RF

Na 20 proc. ma ustalić pułap zagranicznych inwestycji w spółkach medialnych ustawa „dekoncentracyjna” – dowiedziała się „Wyborcza”. Ofiarą może być TVN.

To pierwszy konkret planu PiS dotyczący przyszłości polskiego rynku medialnego. Napisał już o tym wczoraj „Super Express”. Ministerstwo Kultury pracuje nad ustawą w tajemnicy. Projekt ma zostać opublikowany w połowie września.

To dużo bardziej radykalna propozycja niż ta, którą w marcu tego roku przedstawiła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. KRRiT proponowała wprowadzić pojęcie „medium o znaczącej pozycji”, czyli takiej, w której dana grupa kapitałowa ma 30 proc. udziałów w rynku pod względem przychodów reklamowych czy widowni telewizyjnej. Ale takie przepisy byłyby strzałem kulą w płot, bo jak mówi nam Joanna Nowakowska z firmy analitycznej MEC, żadna grupa telewizyjna w Polsce nie ma takiej przewagi.

Jarosław Kaczyński zarządził przyspieszenie. Jak PiS chce się zabrać za media prywatne?

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,22163349,video.html

PiS chce „zrepolonizować” media (dziś częściej mówi o dekoncentracji), które zdaniem władzy nie reprezentują polskich interesów, tylko właścicieli, głównie Niemców. – To też będzie załatwione, choć będzie wielki opór – zapowiedział tydzień temu w TV Trwam Jarosław Kaczyński. Dodał, że „dekoncentracja mediów” jest najważniejszą sprawą po przejęciu przez PiS sądów.

– Po wakacjach weźmiemy się za was – usłyszał niedawno dziennikarz Onetu od Krystyny Pawłowicz. Posłanka twierdziła później, że żartowała.

Media na wzór Rosji?

20-proc. próg dla inwestorów zagranicznych wprowadził Kreml w 2014 r. po rozpoczęciu wojny na Ukrainie i nałożeniu na Rosję sankcji przez UE i USA. Z rosyjskiego rynku wycofał się wtedy m.in. niemiecki koncern Axel Springer, który wydawał tam miesięcznik „Forbes”, czy CNN. Ich interesy przejęli związani z Putinem oligarchowie.

W Polsce limit ten mógłby dotyczyć np. należącego do niemieckiej grupy Passau wydawnictwa Polska Press, które ma 20 dzienników regionalnych w 15 województwach oraz popularne lokalne portale internetowe. „Wyborcza” rok temu pisała o przymiarkach PiS, by jeden z polskich banków odkupił te dzienniki. Byłyby cennym dla partii wsparciem propagandowym przed wyborami samorządowymi w 2018 r.

Jeśli ktoś ma więcej, będzie musiał znaleźć polskiego kupca (np. jakiś fundusz inwestycyjny związany z kontrolowanym przez skarb państwa PZU) i odsprzedać mu swoje udziały. Poproszone przez nas o komentarz Ministerstwo Kultury nie zdementowało tych informacji.

 Unia chroni rynek medialny

Jednak niemieckie koncerny w Polsce – i wszelkie europejskie – chroni prawo unijne. – Dla mnie jest jasne, że UE nie dopuści do wprowadzenia ustaw, które godzą w europejskie firmy – mówi medioznawca prof. Maciej Mrozowski z UW i Uniwersytetu SWPS. – Unijne traktaty gwarantują swobodę przepływu kapitału, która podlega bardzo silnej ochronie – dodaje Marcin Maciejak, prawnik w kancelarii Gessel. – Ale jak zwykle są wyjątki, przede wszystkim w sytuacji, gdy w rachubę wchodzą kwestie porządku i bezpieczeństwa publicznego. Wtedy kraj członkowski UE może zablokować daną transakcję lub pewien ich szczególny rodzaj, co nie jest niespotykane – dodaje.

Tyle tylko, że przypadek mediów trudno zakwalifikował do „porządku publicznego”.

Politycy PiS argumentują, że podobne limity dla zagranicznych inwestorów w mediach ma Francja. Tyle że francuskie prawo pochodzi z 1986 r., siedem lat przed powstaniem Unii Europejskiej. Dziś chroni francuskie media przed inwestorami… z USA.

– PiS tak na prawdę jest mało skuteczny i nie jest w stanie przeforsować ustaw, które mogą zagrozić wolnej konkurencji. W obawie przed Brukselą rząd porzucił pomysł przekształcenia spółek TVP czy Polskiego Radia w instytucje mediów narodowych,  doliczania abonamentu do rachunków za prąd, że o sądzie najwyższym nie wspomnę. Ale Bruksela nie będzie bronić firm spoza Unii – mówi Mrozowski. Dlatego jego zdaniem nowa ustawa jest wymierzona w konkretną firmę.

Ustawa uderzy w TVN?

Na polskim rynku jest tylko jedna firma, którą wprost ugodzi planowana „dekoncentracja”. To grupa TVN należąca do amerykańskiego koncernu Scripps Networks Interactive. Ma go wkrótce przejąć również amerykański gigant medialny Discovery. Formalnie – poprzez spółkę brytyjską.

Polityków PiS od dawna irytuje telewizja informacyjna TVN 24, uważają ją za „antyrządową”. Jarosław Kaczyński zżymał się niegdyś nawet na „Szkło kontaktowe”, satyryczny program, do którego dzwonią widzowie na ogół mu nieprzychylni. Ostatnio TVN 24 obszernie relacjonowała masowe protesty przeciwko przejęciu sądów.

„Newsweek” pisał w styczniu, że PiS proponował odkupienie stacji, w 2015 r. publicyści związani z partią wysłali do Scripps list, w którym zarzucali TVN „negatywny wpływ na polskie życie polityczne”.

Jednak atak na TVN zaszkodziłby stosunkom z USA. Obrona amerykańskich interesów ekonomicznych to priorytet prezydenta Donalda Trumpa. Czy PiS jest gotów na takie zwarcie?

A może szykuje kolejny konflikt z Unią Europejską. Skoro dziś łamie nakaz Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wstrzymania wycinki w Puszczy Białowieskiej, może też zignorować prawo UE dotyczące przepływu kapitału.

– Pojęcie repolonizacji jest nie tylko oburzające ale i obraźliwe dla wszystkich Polaków pracujących w mediach, które mają zagranicznych właścicieli. Nie sądzę, żeby ci dziennikarze reprezentowali niemiecki czy amerykański punkt widzenia. Gdyby powiązane z państwem spółki miały przejmować udziały w mediach, byłby to powrót do PRL, a w przypadku prasy lokalnej – jej finansowy upadek – mówi nam prof. Tadeusz Kowalski z UW, były członek rady nadzorczej TVP.

Wysłaliśmy w tej sprawie pytania do Ministerstwa Kultury. Nie dostaliśmy odpowiedzi.

wyborcza.pl