Tag Archives: sądownictwo

Morawiecki w ramach rechrystianizacji nie będzie kobiet palił na stosie

Zwykły wpis

Jak tylko projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie pojawił się na stronach Rządowego Centrum Legislacji natychmiast wzbudził duże kontrowersje.

„Ten rząd jest wrogiem kobiet” – komentował dokument firmowany nazwiskiem minister Elżbiety  Rafalskiej – Sebastian Figaj z Młodych Demokratów.

Szczególnie bulwersujący okazał się zapis – o tym, że jednorazowe pobicie nie będzie uznane za przemoc domową.

Sęk w tym, że jeśli ustawa weszłaby w życie w proponowanym kształcie, przemocą byłoby jedynie „powtarzające się pobicie” . „Niebieska Karta” z kolei nie byłaby zakładana „z urzędu”, a za zgodą ofiary. Doszło by do tego że część ofiar przemocy ze strachu przed oprawcami mogłaby wycofywać oskarżenia.

Ostatecznie sam szef rządu  poinformował, że projekt ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej wróci do wnioskodawców w celu „wyeliminowania wszystkich wątpliwych zapisów”.

„Przeciwdziałanie przemocy domowej jest priorytetem rządu Prawa i Sprawiedliwości, a polskie prawo musi być klarowne i bez cienia wątpliwości w pełni chronić ofiary” – napisał na Twitterze Mateusz Morawiecki.

Depresja plemnika

Krajowa Rada Sądownictwa, w ramach swojej „pisowskiej” niezależności i niezawisłości, zakazała sędziom noszenia koszulek z napisem „konstytucja” oraz wszelkich innych emblematów, związanych z ustawą zasadniczą. KRS uznała, powołując się na art.10 Zbioru Zasad Etyki Zawodowej Sędziów i Asesorów („Sędzia powinien unikać zachowań, które mogłyby podważyć zaufanie do jego niezawisłości i bezstronności”), że „publiczne używanie infografik, symboli, które w sposób jednoznaczny są lub mogą być identyfikowane z partiami politycznymi, związkami zawodowymi, a także z ruchami społecznymi”, a to podważa wiarygodność sędziów i wiarę w ich niezawisłość.

Jak mówią sędziowie,  „Uchwała koszulkowa jest absurdalna i ociera się o groteskę. Treścią przypomina czasy słusznie minione, w których ówczesna władza zakazywała noszenia haseł czy symboli będących dla niej niewygodnymi” i nie zamierzają przejść obok niej obojętnie.

Ponieważ autorem tego zakazu ma być sędzia z Olsztyna, to właśnie jego koledzy z regionu poczuli się szczególnie uprawnieni do wyrażenia swego sprzeciwu w tej sprawie…

View original post 1 550 słów więcej

 

Wbrew Dudzie sędziowie są porządni

Zwykły wpis

Zanim Andrzej Duda w Sylwestra podpisał nowelę ustawy o Sądzie Najwyższym, której treść wymógł na PiS Trybunał Sprawiedliwości UE w wywiadzie dla TVP Info orzekł, iż środowisko sędziowskie jest zepsute. Ta opinia świadczy o tym, jaki to marny człowiek i jakie ma problemy psychologiczne. A że je ma, wystarczy obejrzeć zdjęcia z tego wywiadu, na których prezentuje zestaw dziwacznych min.

PiS czeka następne upokorzenie dotyczące nowej Krajowej Rady Sądownictwa, której statusem w marcu zajmie się TSUE. Zanim do tego dojdzie władze przygotowują sobie grunt, chcą KRS legitymizować w Trybunale Konstytucyjnym.

Wyznaczona data posiedzenia w tej kwestii TK na 3 stycznia 2019 nie zostanie jednak dotrzymana, posiedzenie zostało odroczone. Na jaki termin? – nie wiadomo. Podobno część sędziów TK uważanych do tej pory za pisowskich, odmawia sądzenia.

W ogóle środowisko sędziów jest nad wyraz solidarne i broni niezależności władzy sądzenia, broni się przed upisowieniem. Wśród 10 tysięcy sędziów w Polsce przeprowadzane jest referendum dotyczące nowej KRS, do tej pory odbyło się w tej sprawie 1/3 głosowań. Wyniki świadczą, że właśnie sędziowie – panie Duda – to bardzo porządne środowisko.

Otóż niemal 3 tysiące sędziów spośród owych 1/3, a więc 91 proc. jest za tym, aby nowa KRS podała się do dymisji, gdyż została powołana wbrew Konstytucji, skądinąd wbrew tej niewielkiej książeczce, którą Duda wpisałby chętnie na indeks, bo wymaga od niego wysiłku przestrzegania praworządności. Dudy nie stać, aby być praworządnym, czyli porządnym.

91 proc. sędziów uważa, iż nowa KRS nie wypełnia zadań określonych w artykule 186 ust. 1 Konstytucji: „Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”. Wygląda na to, że sędziowie nie dadzą się, a wyrok TSUE może być tylko jeden: upisowaniona KRS jest wbrew prawu unijnemu, wbrew standardom demokratycznym, wreszcie wbrew Konstytucji RP.

To zdarzenie jest kluczowe dla obecnie prowadzonej przez PiS polityki. Duda w swym pokracznym języku, innym nie potrafi się posługiwać, mówi, iż PiS nie podporządkuje się wyrokom TSUE, gdyż musiałoby zgodzić, aby runęło budowane w Polsce niedemokratyczne państwo bezprawia.

>>>

Kaczyński będzie zmniejszał poziom życia

Zwykły wpis

Na spotkanie prezesa PiS z wyborcami w małopolskich Gorlicach, nie wpuszczono niesprzyjającego mu burmistrza, więc Kaczyński mógł pozwolić sobie na całkowitą szczerość.

Mówiąc, że dobra zmiana powinna dojść do każdej gminy, do każdego powiatu oznajmił bez ogródek:

„Zależy nam na tym, aby poziom życia w poszczególnych regionach zmniejszał się, bo Polska jest jedna. Sprawiedliwość społeczna jest bardzo ważna”. Prezesa czym prędzej z dumą zacytował na Twitterze oficjalny profil PiS.

Dość szybko autorzy tego lapsusa połapali się i screen został już usunięty. W internecie jednak nic nie płonie, więc użytkownicy Twittera nie pozostawili na liderze PiS suchej nitki.

„Niesłychana szczerość prezesa Kaczyńskiego. Przebił premiera Morawieckiego z miską ryżu. /…/ Ceny pójdą jeszcze w górę. Przynajmniej nie kłamie jak Morawiecki – skomentował były szef resortu obrony Tomasz Siemoniak.

Kaczyński znalazł rozwiązanie na sprawiedliwość – najlepsi mają równać do najgorszych.

Holtei

Niedziela 7 października. Morawiecki: środki z Unii pomagają naprawiać chodniki

Premier Mateusz Morawiecki stwierdził podczas spotkania wyborczego z mieszkańcami Dębicy, że rząd PiS odzyskał z podatku VAT więcej pieniędzy niż Polska otrzymuje z dotacji Unii Europejskiej. „Pozyskaliśmy więcej środków od bandytów, mafii VAT-owskich, przestępców podatkowych. To jest w budżecie […], więcej środków od tych bandytów, którzy swobodnie sobie hulali po państwie polskim za czasów PO i PSL, więcej środków odzyskaliśmy niż środki unijne. Środki unijne są ważne, cieszymy się z nich. One nam pomagają odnawiać chodniki. Ale dużo więcej dobra przynosi rząd Prawa i Sprawiedliwości”.

Poniedziałek 8 października. III RP według Gadowskiego

Witold Gadowski napisał w „Sieciach”: „III RP nie istnieje – w zamian zaserwowali nam zuchwałą i prostacką podróbkę – coś, co z natury budzi niesmak i zwątpienie. »Spawacza« Jaruzela zrobili prezydentem, Kiszczaka ministrem, Siwickiego ministrem, a na premiera obrali dygota i zaprzańca, który chciał kary dla biskupa Kaczmarka. …

View original post 6 083 słowa więcej

PiS ma sposób jak orżnąć w wyborach samorządowych w Warszawie

Zwykły wpis

Już 2,2 tysiące osób wpisało się w tym roku do rejestru wyborców w Warszawie – informuje „Rzeczpospolita”. To osoby, które nie są zameldowane w stolicy, ale twierdzą, że w niej mieszkają. Gazeta podaje, że kilka tygodni temu otrzymała informację o rozważanym przez jeden ze sztabów wyborczych pomyśle zwożenia do Warszawy wyborców autokarami w dniu wyborów.

By wpisać się do rejestru wyborców w danej gminie teraz wystarczy jedynie oświadczenie, że się w niej mieszka. Wniosek można przesłać drogą elektroniczną, wypełniając formularz ze strony Ministerstwa Cyfryzacji.

Informator „Rzeczpospolitej” kilka tygodni temu przekazał gazecie, że w sztabie jednego z kandydatów na prezydenta stolicy rozważany jest pomysł legalnego „pomnożenia” wyborców. Jak mówił, w dniu wyborów mieli być zwożeni do lokali wyborczych.

Jak przypomina „Rz”, „mnożenie wyborców” nie jest nowością. Przed ostatnimi wyborami w 30-metrowej kawalerce miało mieszkać 45 osób – wszyscy byli zarejestrowani jako wyborcy.

Rzecznik Praw Obywatelskich chce wiedzieć, jakimi przesłankami kierowali się rzecznicy dyscyplinarni, wzywając sędziów na przesłuchania. Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu przesłuchiwani byli sędzia Ewa Maciejewska z Łodzi, która zadała pytanie prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie niezawisłości sędziowskiej w kontekście wprowadzanych przez PiS zmian, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” sędzia Bartłomiej Przymusiński, sędzia Igor Tuleya z Sądu Okręgowego w Warszawie, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” sędzia Krystian Markiewicz. Monika Frąckowiak z poznańskiego sądu rejonowego wezwana została na przesłuchanie przez rzecznika dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Jej wezwanie miało związek z wystąpieniami w mediach oraz podczas manifestacji w obronie sądów. Po szczegóły przesłuchań w dwóch artykułach: „Sędzia z Łodzi, która wysłała pytanie do TSUE, przesłuchana przez rzecznika dyscyplinarnego” oraz „Sędzia Tuleya: „Trzymamy się mocno i nie zrobimy ani jednego kroku w tył”.

Zastępca RPO Stanisław Trociuk w pismach skierowanych do rzeczników dyscyplinarnych pyta też, kto podjął decyzję o wezwaniu sędziów na przesłuchania. Przypomina, że zgodnie z Prawem o ustroju sądów powszechnych, rzecznik dyscyplinarny podejmuje czynności wyjaśniające na żądanie ministra sprawiedliwości, prezesa sądu apelacyjnego lub okręgowego, kolegium sądu apelacyjnego lub okręgowego, Krajowej Rady Sądownictwa, a także z własnej inicjatywy – po wstępnym ustaleniu okoliczności koniecznych dla stwierdzenia znamion przewinienia dyscyplinarnego.

Zdaniem RPO, działania rzeczników dyscyplinarnych mogą prowadzić do wywołania efektu mrożącego, polegającego na „zniechęceniu tych oraz innych sędziów do udziału w przyszłości w debacie publicznej na temat reform ustawodawczych dotykających sądownictwa i bardziej ogólnie – problemów związanych z zapewnieniem niezależności sądów”. Rzecznik zwrócił też uwagę, że według Traktatu o funkcjonowaniu UE polscy sędziowie mają prawo zadawać pytania TSUE, jeżeli mają wątpliwości wobec danego aktu prawnego.

Schetyna o spotkaniu z Merkel: Takie spotkania są potrzebne, też pokazują, że polska polityka jest ważna dla najważniejszych polityków w Europie

– Nie spotykałem się za niczyimi plecami. Miałem otwarte spotkanie z panią kanclerz Angelą Merkel, z szefową CDU, partii siostrzanej dla Platformy Obywatelskiej, dla Polskiego Stronnictwa Ludowego. Razem jesteśmy w Europejskiej Partii Ludowej. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, które są dzisiaj ważne w polityce europejskiej, przede wszystkim o wyborze kandydatów przy szczycie, który będzie w Brukseli w połowie października, potem o szczycie, który będzie w Helsinkach i decyzji na temat najważniejszych funkcji w strukturach europejskich. Jak będziemy budować tę personalną, także personalną politykę Europejskiej Partii Ludowej w Unii Europejskiej. Uważam, że takie spotkania są potrzebne, też pokazują, że polska polityka jest ważna dla najważniejszych polityków w Europie – mówił Grzegorz Schetyna na konferencji prasowej.

>>>

W Olsztynie prezes spróbował zdefiniować patriotyzm, który staje przeciw literze prawa. To raczej znamy, bo dla Kaczyńskiego niepatriotyczna jest Konstytucja, zwłaszcza w tych miejscach, które nie są zgodne z jego wolą. Na Warmii i Mazurach prezes napadł na sędziów, którzy zgodnie z prawem rozstrzygali spory, co do praw własności. Na tych terenach zaszłości właścicielskie dotyczą autochtonów, którzy nie zawsze wybrali Polskę, a dzisiaj dochodzą swych praw ojcowizny.

Dotyczy to niewielkiej grupy osób, wielu autochtonów długo przebywało w Polsce po 1945 roku, niektórzy zrazili się do nas, albo zostali przepędzeni urzędniczym ostracyzmem, dzisiaj dochodzą swoich praw własności. I o tym rozstrzyga sąd.

To Kaczyńskiemu się nie podoba. Sędziowie mają stać na straży woli prezesa, a nie prawa, więc zostali oskarżeni o „nienawiść do własnej ojczyzny, własnego narodu”. A przy okazji Kaczyński na nowo wzbudza resentyment niemiecki. Warmia i Mazury to wszak dawne Prusy Wschodnie, Borussia.

Kaczyński uzyskał trzy w jednym. Wylał pomyje na sędziów, wskazał zagrożenie niemieckie, a w związku z tym unijne, bo Unia nie jest patriotyczna, gdyż przestrzega porządku prawnego.

>>>

Tydzień temu rozmawiałem z politykiem PSL, który powiedział mi, że w tych wyborach będzie mu łatwiej, bo wszystkie zakonnice z regionu (kilka filii zakonów) jadą do Warszawy rejestrować się i głosować na Jakiego.

Hairwald

Poseł Nowoczesnej Adam Szłapka po prawie dwóch miesiącach otrzymał odpowiedź na swój wniosek do Warszawskiej Prowincji Redemptorystów o udostępnienie informacji publicznej. Pisaliśmy o tym w artykule „Poseł Szłapka nie odpuszcza – dalej pyta o auta od bezdomnego dla Rydzyka”.

Redemptoryści odmówili posłowi odpowiedzi na jego pytania. – „Mamy obowiązek wynikający zarówno z prawa kanonicznego, jak i prawa powszechnie obowiązującego, strzec wszelkich danych osobowych darczyńców, którzy jako osoby prywatne mogą dokonywać darowizn ze swojego prywatnego majątku. W związku z tym Pana pytanie powinno być każdorazowo kierowane do poszczególnych osób prywatnych, które przekazują darowizny ze swojego prywatnego majątku” – napisał wicesekretarz prowincji ojciec Janusz Dołbakowski.

Brzmi to prawie jak kpina, bo trudno zadać pytanie osobie, która nie żyje. Sam Tadeusz Rydzyk, chwaląc się dwoma autami od bezdomnego pana Stanisława, ubolewał, że darczyńca umarł.

Dołbakowski w swojej odpowiedzi powołał się także na „wolność religijną”.  – „Zdaniem Prowincji należy pamiętać, iż przekazywanie darowizn może…

View original post 1 397 słów więcej

Führerek Kaczyński i jego pucybut Morawiecki

Zwykły wpis

Ani mi się śni dociekanie, kto kogo przechytrzył w sprawie rozmowy premiera Morawieckiego z I Prezes Sądu Najwyższego. Wygląda na to, że zobowiązanie zachowania jej treści w tajemnicy złamały obie strony – ich sprawa. Do wyrobienia sobie zdania wystarczy jednak obłożyć się kalendarzami i prześledzić przebieg wydarzeń.

Poniedziałek, 17 września

Dla wszystkich obserwujących wydarzenia jest jasne, że za dwa dni Komisja Europejska skieruje do Trybunału Sprawiedliwości UE skargę na Polskę ws. Sądu Najwyższego. Frans Timmermans ma gotowy dokument, KE zbiera się w środę, szans na powstrzymanie przejścia do III kroku postępowania naruszeniowego nie ma. Następuje jednak burzący zaplanowany rozwój sytuacji wtorek:

Wtorek, 18 września

Premier Morawiecki podczas szczytu państw Trójmorza w Bukareszcie rozmawia z szefem Komisji Europejskiej, Jean-Claude Junckerem. Rozmowa odbywa się po południu. Po niej Mateusz Morawiecki wraca do kraju i… zwraca się z prośbą o rozmowę do I Prezes Sądu Najwyższego. Według nieoficjalnych doniesień, gotów jest do spotkania jeszcze tego dnia wieczorem, prof. Gersdorf zaprasza go jednak na kolejny dzień, na 8:00.

Środa, 19 września

Premier pojawia się o wyznaczonej porze w Sądzie Najwyższym. Towarzyszą mu jednak dwaj prawnicy z KPRM, najwyraźniej więc nie ma to być rozmowa w cztery oczy. Pani prezes prosi o towarzyszenie jej w charakterze świadka jednego z sędziów, obecnych już w Sądzie. Z tego powodu przesuwa się wyznaczona na wokandzie rozprawa z udziałem tego sędziego. Rzecznik SN udziela w czasie spotkania wywiadu na żywo – o trwającym właśnie spotkaniu jednak nie wspomina, nie mając pewności, czy do niego doszło.

Spotkanie szefa rządu z I Prezesem Sądu Najwyższego jest wydarzeniem wcześniej niebywałym, tym bardziej, jeśli objęte jest tak ścisłą tajemnicą. Kontakty na tym szczeblu odbywać się winny przy pomocy korespondencji bądź w sposób oficjalny – np. przy okazji Zgromadzeń Ogólnych sędziów SN. Wtedy jednak premiera w SN nie było.

Informacje o spotkaniu pojawiają się przed południem. SN potwierdza, że do niego doszło i podkreśla, że prof. Gersdorf podtrzymała wobec premiera swoje wcześniejsze stanowisko, że to ona kieruje Sądem do marca 2020 – na podstawie jasnego przepisu Konstytucji o 6-letniej kadencji I prezesa SN.

Sam Sąd wydaje tymczasem kolejne postanowienie o skierowaniu do TSUE następnych pytań prejudycjalnych, związanych ze statusem sędziów 65+. Nic nie wskazuje na wyciszenie sporu.

Jeszcze tego samego dnia premier kontaktuje się jednak telefonicznie z szefem Komisji Europejskiej. Jean-Claude Juncker słyszy zapewne, że Mateusz Morawiecki podjął rozmowy z Sądem Najwyższym.

Wczesnym popołudniem rzecznik Komisji informuje, że KE nie podjęła jednak decyzji o skierowaniu skargi do TSUE. Nie podaje żadnych powodów zrezygnowania z zapowiadanego przez Timmermansa działania, ani żadnych przewidywań co do kolejnych kroków KE w tej sprawie.

W Pałacu Prezydenckim następuje też coś, o czym dowiadujemy się dopiero następnego dnia.

Czwartek, 20 września

Przed południem pojawia się informacja, że Prezydent zdecydował o powołaniu do Sądu Najwyższego 10 sędziów Izby Dyscyplinarnej. Ceremonia zaprzysiężenia odbywa się o 14:00, bez udziału prasy.

Wiadomość jest zaskakująca, bo wcześniej prezydencki minister Andrzej Dera zapowiadał wnikliwe przejrzenie dokumentacji kandydatów, a jeszcze tego dnia, w czwartek rano pytany o to szef Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski twierdził, że „nastąpi to w swoim czasie”. Kiedy to mówił, decyzja była już jednak podjęta.

Informacja o zaprzysiężeniu wprawia w konsternację m.in. sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego, rozpatrujących wnioski o zabezpieczenie, czyli wstrzymanie procedury powoływania sędziów SN do czasu rozpatrzenia odwołań od uchwał KRS w tej sprawie. Prezydent stawia też całe otoczenie (Komisję Europejską, SN i samego prowadzącego z nim rozmowy premiera) przed faktem dokonanym, bardzo trudnym do odwrócenia. Sędziowie zostają zaprzysiężeni, mają dwa tygodnie na stawienie się w SN i podjęcie obowiązków.

Piątek, 21 września

Rano Onet publikuje relację z rozmowy, jaka odbyła się w gabinecie I Prezesa SN we wtorek rano. Wcześniej, jeszcze w czwartek wieczorem podobne sprawozdanie przekazuje swoim płatnym subskrybentom portal PolitykaInsight. I Prezes SN zapowiada wygłoszenie o 9:30 oświadczenia w tej sprawie.

Prof. Gersdorf generalnie potwierdza w nim, że przekaz medialny jest trafny, a przedstawione wtedy premierowi „warunki brzegowe” zamknięcia sporu o SN to powrót do orzekania odesłanych w stan spoczynku sędziów 65+, pozostawienie jej samej na stanowisku I Prezesa SN i przywrócenie konstytucyjności składu i działania Krajowej Rady Sądownictwa. Na obserwatorach niezręczność sformułowań prof. Gersdorf sprawia wrażenie podjęcia przez SN negocjacji z premierem.

Dopiero w opublikowanej kilka godzin później pisemnej wersji oświadczenia I Prezes pojawia się kluczowe dla oceny przebiegu wydarzeń zdanie „Pragnę również wyrazić nadzieję, że spotkanie z Panem premierem Mateuszem Morawieckim nie było jedynie grą na czas, a realną próbą podjęcia dialogu”.

Na zwrócenie uwagi na to, że premier dzięki wproszeniu się na tę rozmowę zyskał odroczenie skargi Komisji Europejskiej jest już jednak za późno, przynajmniej w kraju.

Śledzący uważnie wydarzenia wiceprzewodniczący Timmermans i cała Komisja Europejska najwyraźniej tego akurat aspektu sprawy są świadomi: jeszcze tego samego dnia, w piątek, Reuters ujawnił, że skarga KE trafi jednak do Trybunału Sprawiedliwości.

Cel uświęca środki

Dzięki sprytnemu wybiegowi premiera skarga KE trafi jednak do Trybunału Sprawiedliwości kilka dni i 10 powołanych w trybie „postawmy ich przed faktem dokonanym” sędziów SN później. Ponieważ KE podobnie jak SN i kilka sądów w kraju wnioskuje o zabezpieczenie, czyli zamrożenie kolejnych powołań sędziów do SN, umiejętnie zasygnalizowane szefowi KE wproszenie się przez premiera na rozmowę z prof. Gersdorf dało Prezydentowi czas na stworzenie kolejnych, trudno odwracalnych faktów.

Kto decyduje?

Czy Mateusz Morawiecki zaledwie wysłuchał I Prezes, czy też rzeczywiście przedstawił jej konkretną ofertę rozwiązania kryzysu nie ma dużego znaczenia. Znacznie większe znaczenie ma to, czy cokolwiek mówił, mówił w imieniu rządu (ze stanowczo krytycznym wobec SN min. Ziobro), rządzącego PiS, prezesa Kaczyńskiego i Prezydenta, do którego w sprawie powoływania sędziów należy ostatnie słowo.

Na te pytania odpowiedzi nie znamy. Jeśli jednak okazałoby się prawdą to, że działający w porozumieniu z szefem KE premier gotów jest przywrócić do orzekania sędziów 65+ i pozostawić na stanowisku I Prezesa SN prof. Gersdorf – to albo PiS szykuje sobie właśnie spektakularną rejteradę, porównywalną tylko z wycofaniem się z zapisów ustawy o IPN, albo w poważnych opałach jest Mateusz Morawiecki, wykraczający wyraźnie poza powierzoną mu przez PiS rolę.

Uczynili z Kaczyńskiego swojego Führera któremu bija pokłony i piszą peany na jego cześć. A rzeczywistość jest podobna. Kaczyński także prowadzi miliony Polaków w kierunku przepaści.

Hairwald

W sondażach wciąż zdecydowana większość Polaków chce być w Unii Europejskiej. Ale czy to znaczy, że nasze członkostwo w UE jest bezpieczne? Niestety, nie możemy być tego pewni, i dlatego także w tej sprawie musimy patrzeć na ręce obecnej władzy.

View original post 3 824 słowa więcej

Wydrążony Kaczyński na czele szarańczy PiS

Zwykły wpis

Jarosław Kaczyński obwożony jest po konwencjach PiS, które odbywają się w terenie. Wczoraj był Gdańsk, dzisiaj Olsztyn. Niczego swoją osobą już nie wnosi, bo grunt nienawiści został tak utwardzony, że dalszym udeptywaniem go nie spowoduje jeszcze większej piany na ustach. Znamy te jego konwulsje aż nadto.

W Olsztynie prezes spróbował zdefiniować patriotyzm, który staje przeciw literze prawa. To raczej znamy, bo dla Kaczyńskiego niepatriotyczna jest Konstytucja, zwłaszcza w tych miejscach, które nie są zgodne z jego wolą. Na Warmii i Mazurach prezes napadł na sędziów, którzy zgodnie z prawem rozstrzygali spory, co do praw własności. Na tych terenach zaszłości właścicielskie dotyczą autochtonów, którzy nie zawsze wybrali Polskę, a dzisiaj dochodzą swych praw ojcowizny.

Dotyczy to niewielkiej grupy osób, wielu autochtonów długo przebywało w Polsce po 1945 roku, niektórzy zrazili się do nas, albo zostali przepędzeni urzędniczym ostracyzmem, dzisiaj dochodzą swoich praw własności. I o tym rozstrzyga sąd.

To Kaczyńskiemu się nie podoba. Sędziowie mają stać na straży woli prezesa, a nie prawa, więc zostali oskarżeni o „nienawiść do własnej ojczyzny, własnego narodu”. A przy okazji Kaczyński na nowo wzbudza resentyment niemiecki. Warmia i Mazury to wszak dawne Prusy Wschodnie, Borussia.

Kaczyński uzyskał trzy w jednym. Wylał pomyje na sędziów, wskazał zagrożenie niemieckie, a w związku z tym unijne, bo Unia nie jest patriotyczna, gdyż przestrzega porządku prawnego.

Ponadto Kaczyński oskarżył samorządy, które mogą „uczynić też wiele zła”. Istnieje więc wg prezesa potrzeba doprowadzenia do takiej sytuacji, w której „samorządy będą czyniły dobro, konsolidowały społeczeństwo”. A kiedy tak się stanie? Gdy władza lokalna przejdzie w ręce PiS, w innym wypadku „same sobie służą i ręka rękę myje”.

Kaczyński jest w złej fizycznej formie, to widać  nieuzbrojonym okiem. Dlaczego zatem uczestniczy w kampanii samorządowej? Jego osoba zieje pustką, sam jest pusty, proponuje pustkę nienawiści i pustkę przyszłości. Gdyby pozostał na Żoliborzu, czy też byłby dowożony do „pracy” przy Nowogrodzkiej odbijałby się od ścian. Kaczyński to ten „wydrążony człowiek” z wiersza T. S. Eliota, Kurtz recytujący frazy poety w „Czasie Apokalipsy” Coppoli, w „Jądrze ciemności” Josepha Conrada.

Taki człowiek – to jeszcze raz Eliot – pozostawi nam Polakom „kraj spustoszony”. Wydrążeni politycy PiS (bo także i Mateusz Morawiecki, niewątpliwy delfin) pozostawią nam spustoszoną Polskę. Tę szarańczę trzeba odsunąć od rządu, od koryta plus, które uczynili z władzy.

Kaczyński sprawuje władzę absolutną

Zwykły wpis

Rzeczpospolita nie ma prezydenta, o czym wiemy od dawna. Głową i szyją państwa jest tylko jedna osoba, o czym również wiemy od dawna. To oczywiste oczywistości. Jednak wczoraj coś pękło w narodzie bardziej, niż dotychczas. Upokorzenie, to jest to, co Polaków ubodło. Sekwencja zdarzeń: pogrzebanie przez prezesa sztandarowego projektu prezydenta i dzień później podpisanie przez niego ustaw sądowych, bez mrugnięcia okiem, to jest moment zwrotny dla pisowskiej władzy w Polsce. Bo Polacy jednego nie zdzierżą nigdy – upokorzenia właśnie. Nawet jeśli to upokorzenie dotyka Andrzeja Dudę.

Tu się naczelnik państwa przeliczył. Tak jest już przyzwyczajony do poniżania Dudy, że zatracił swój polityczny węch. Sądził, że kolejna potwarz dana podwładnemu na oczach obywateli, przejdzie bez większego echa i jak dotychczas, po jakimś czasie wzburzenie minie. Tym razem jednak przesadził i będzie to punkt zwrotny, o czym on sam jeszcze nie wie. A może od wczoraj już wie?

Kilka elementów na to się złożyło. Po pierwsze to, że Duda męczył nas swym pomysłem ponad rok, podkreślając na każdym kroku, jak jest dla niego ważny. Napinał strunę z każdym miesiącem, z uporem maniaka forsując kompletnie nierealną datę 10/11 listopada, jako clue sprawy i to mimo płynących z jego obozu ostrzeżeń. A jednak upierał się przy niej. Wyglądało to więc tak, jakby chciał prezesowi rzucić rękawicę, co było przejawem zwykłej śmieszności i musiało skończyć się tym, czym się skończyło. Po drugie, po łapach dostał prezydent niemiłosiernie, bo jego podpis pod ustawami sądowymi nie był nawet formalnością, gdyż nowelizacja (piąta już z kolei) była gotowa do druku kilka godzin przed przedstawieniem, jakie nam zafundowano. Otóż informacja o podpisaniu ustawy pojawiła się ok. 17:50, a już o 18:00 nowelizacja była opublikowana w Dzienniku Ustaw. Tajemnicą poliszynela jest to, kiedy Rządowe Centrum Legislacji dostało dokumenty i jak długo trwało przygotowanie ich do druku? Odpowiedź może być tylko jedna. Całe to przedstawienie to farsa. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia, ale ta konkretnie – przełomowa. I wiele wskazuje na to, że prezes tego nie przewidział.

Protesty w obronie sądów narastały z każdym dniem, ale dopiero wczoraj naród dostał dopalacz w postaci tego poniżenia właśnie. W czwartek protesty odbyły się w 40 miastach Polski i to wcale nie jest koniec. Manifestacje te będą rosły z każdym dniem, tym bardziej, że w Warszawie stało się jeszcze coś, co tylko gniew podsyci. Katalizatorem tym będzie użycie gazu przez policję wobec części protestujących pod Pałacem. Bunt obywateli się wzmoży. I to jest dla władzy wiadomość mało ciekawa.

Odpowiedzialność za to wszystko, co się dzieje i co jeszcze dziać się będzie, ponosi tylko jedna osoba – Jarosław Kaczyński. I rozliczy go za to nie tylko przyszłość, ale przede wszystkim teraźniejszość. Nikt tak nie podzielił Polaków w ponad tysiącletniej historii państwa, jak ten “emerytowany zbawca narodu”. Panie Kaczyński, ta kula śnieżna już ruszyła i zaczęła się toczyć. Polityczny początek końca pana władzy właśnie się zaczął.

Bo co panu jeszcze zostało do zrobienia? Przecież nie może się już pan zatrzymać, o cofnięciu mowy być nie może. Władzy, utożsamianej z pana osobą, cóż pozostaje? Wziąć siłą Sąd Najwyższy, przejąć siłą prywatne media i na koniec sfałszować wybory. Naprawdę wierzy pan w to, że pokona pan większość narodu, mając za sobą 20-30% wiernych poddanych? Przecież wielki projekt kupowania społeczeństwa powoli przestaje działać. Coraz mniej beneficjentów jałmużny 500+ przestaje kojarzyć ją z rządem PiS, nie mówiąc o tym, że to już od dawna nie jest żadne 500 złotych, tylko sporo mniej. Za chwilę naród otrzyma kolejną porcję podwyżek. Tym razem prądu i gazu. Przekupywanie górników też przestanie niebawem działać. A i dobra koniunktura gospodarki światowej za moment stanie się historią. Ta kula, panie Kaczyński, już ruszyła.

A gdzie jest prezydent? Złożył podpis i do Juraty pojechał na zasłużony odpoczynek. Trochę to dziwne, bo lepiej dla niego byłoby wyjechać gdzieś za granicę, byle dalej. Ale skoro pozostał, chwilowo, w Polsce, to jedźmy na Półwysep Helski, przywitajmy go tam szczerze i otwarcie. Pokażmy nasze przywiązanie do jego polityki i pomachajmy mu biało-czerwoną książeczką z napisem “Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej”. To samo pokażmy temu, od ktorego to wszystko zależy i od którego się to wszystko zaczęło.

Na Juratę, Obywatele! I na Nowogrodzką! 

Ponad połowa badanych w sondażu na panelu Ariadna dla Wirtualnej Polski uważa, że prezes PiS Jarosław Kaczyński sprawuje władzę absolutną, a rząd Zjednoczonej Prawicy odpowiada za konflikt ze środowiskiem sędziowskim.

Ponad połowa pytanych, 58 procent (31 proc. – zdecydowanie), uważa, że w Polsce doszło do „poważnych problemów w zakresie praworządności”. 15 proc. ankietowanych jest zdania, że problemu nie ma – ale tylko 5 proc. uważa tak zdecydowanie.  27 proc. nie ma zdania w tej sprawie.

Szczególnie o powadze problemów są przekonani wyborcy PO, bo aż 86 proc. wskazało na tę odpowiedź (4 proc. nie zauważa tych problemów lub nie uważa je za poważne).

Z kolei wyborcy Prawa i Sprawiedliwości są podzieleni w ocenie sytuacji – 36 proc. z nich uważa, że w Polsce mają miejsce poważne problemy z praworządnością i również 36 – że takich problemów nie ma.

Na pytanie, „czy w Polsce obowiązuje trójpodział władzy, czyli niezależność władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej?” – większość, bo 40 proc. pytanych, odpowiada, że taki podział już nie obowiązuje (22 proc. uważa tak zdecydowanie).

Przeciwnego zdania jest 23 proc. ankietowanych, w tym zdecydowane przekonanie wyraża 5 proc.

37 proc. nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie.

O ile wśród wyborców PO wysoki odsetek negatywnych odpowiedzi jest zrozumiały – 70 proc. pytanych uważa, że trójpodział władzy nie obowiązuje, przeciwnego zdania jest 11 proc. – to również wśród wyborców PiS jedna piąta ankietowanych (20 proc.) zauważa, że trójpodział władzy nie funkcjonuje. Przeciwnie uważa 42 proc.

Ankietowanych spytano również, kto ich zdaniem odpowiada za konflikt między rządem a środowiskiem sędziowskim.

Zdaniem 29 proc. ankietowanych winny jest rząd Zjednoczonej Prawicy, 18 proc. wskazało na polityków partii opozycyjnych. Sędziów obwinia 9 proc. ankietowanych, a Komisję Europejską – 5 proc.

39 proc. pytanych nie potrafi wskazać strony odpowiedzialnej za ten stan.

Ostatnie z pytań dotyczyło opinii badanych, czy według nich „prezes PIS Jarosław Kaczyński sprawuje obecnie w Polsce władzę absolutna i totalitarną”.

Większość badanych – 54 proc. – jest takiego właśnie zdania, w tym 33 proc. – zdecydowanie.

Przeciwnego zdania jest 21 proc, wśród nich 9 proc. uważa, że Kaczyński zdecydowanie takiej władzy nie pełni. Co czwarty Polak, 25 proc. ankietowanych, nie ma zdania.

Zgodni w swojej ocenie są sympatycy PO. Według 82 proc. Kaczyński pełni władzę absolutną, nie uważa tak 12 proc.

Wśród sympatyków PiS większość, bo 44 proc. również jest zdania, że prezes partii rządzącej pełni władzę absolutną. Nie uważa tak 34 proc. pytanych.

>>>

Duda uciekł przed protestującymi. Dopadną go pod Trybunałem Stanu

Zwykły wpis

>>>

>>>

Tak jak w całej Polsce, tak i w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim protestowano w obronie niezależności sądownictwa. Po demonstracji dwoje jej uczestników na chodniku napisało „Konstytucja” i „Duda, wypier***”. Funkcjonariusze chcieli ich zatrzymać.

https://twitter.com/Polskawruinie1/status/1022567499118858241

Ludzie próbowali pomóc zatrzymanym, doszło do przepychanek. Policja użyła gazu łzawiącego. –„Dzięki temu, że było nas tak dużo, policja nikogo nie zatrzymała. Jak to jest możliwe, że całe miasto jest opisane, a policja nie interweniuje. To hasła wolnościowe przeszkadzają. To jest pierwszy raz, ale takie działania policji będą się powtarzać” – powiedziała „GW” Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Interweniował też senator PO Bogdan Klich i poseł Michał Szczerba.

Wcześniej przed Pałacem Prezydenckim zebrały się tłumy. „Podpisałeś, przysięgę złamałeś”, „Jesteśmy, bronimy, nie odpuścimy…”, „Nie ma wakacji od demokracji” – skandowali. – „Przynieśliśmy tu czterometrowy długopis. Andrzej Duda bezrefleksyjnie podpisuje kolejne ustawy. Z najważniejszego człowieka w Polsce zmienił się w długopis” – powiedziała Julia Olszewska z Akcji Demokracja, organizatora protestu. Ogromny czarny długopis został przełamany. – „Dla mnie długopis symbolizował dotąd Porozumienia Sierpniowe. To, że słabsi mogą skutecznie postawić się władzy. Przez pana, panie prezydencie, będzie symbolizował tchórzostwo” – mówiła ze sceny uczestniczka protestu.

Podczas protestu zbierano też długopisy dla prezydenta, które wrzucano do wielkiej plastikowej urny. Zbierano także podpisy pod „wypowiedzeniem umowy o prace prezydenta”. Skandowano „Kręgosłupa Duda nie ma”, „Będziesz siedział”, „Zdrajca stanu”.

Tłum odśpiewał „Odę do radości” ze zmodyfikowanym tekstem: „Niech Europa nie odpuszcza, niechaj broni sądów bram”, a potem hymn Polski.

Dudy nie było w Pałacu Prezydenckim. Podobno po podpisaniu ustaw sądowych, wiedząc o zapowiadanym proteście, wyjechał do Juraty.

Protesty odbywały się też m.in. w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, ale też mniejszych miastach jak Sieradz, Słupsk, Jurata, Mińsk Mazowiecki i w wielu, wielu innych miejscach.

W czasie, kiedy przed Pałacem Prezydenckim zbierali się ludzie, aby zaprotestować przeciw pisowskim ustawom o sądach, lider tej partii wygłaszał w „Wiadomościach” TVP, a potem w TVP Info coś w rodzaju wykładu. Trudno to bowiem nazwać wywiadem, bo prezenter Michał Adamczyk zadawał pytania, które bardziej przypominały podpowiedzi.

W zamierzeniu propagandystów PiS miał też pewnie „przykryć” protesty przeciw zawetowaniu przez Dudę ustaw m.in. o SN. Być może chodziło też o inne sprawy, na które na Twitterze zwrócił uwagę jeden z internautów: – „Okazali go ciemnemu ludowi, bo lud zaczął szemrać. Ubój rytualny, obsiadający spółki mieli nie kandydować w wyborach, ale jednak będą, 3 lata i kilka podtopionych mieszkań… Może widok stwórcy dobrej zmiany ukoi”.

A może wreszcie trzeba było ludowi pokazać, że lider PiS wciąż czuwa, wbrew pojawiającym się wcześniej zdjęciom schorowanego Kaczyńskiego.

A oto kilka cytatów z Jarosława Kaczyńskiego. „Sędziowie akomodowali się do nowej rzeczywistości poprzez przyjęcie ideologii liberalnej”. „Ustawa o IPN to bardzo poważny polski sukces”. A ten szczególnie może rozśmieszyć: – „To my zabiegamy o to, żeby sądy nie były upolitycznione, żeby były obiektywne”

Niestety, przy tym cytacie już odchodzi ochota do śmiechu. – „Wielu Polaków postrzega obraz naszego kraju nie w ten sposób, że się rozglądają wokół siebie, ale oglądają różne telewizje, niekoniecznie tę, w której jesteśmy. A te telewizje, szczególnie jedna, bardzo zmienia ten obraz i buduje coś, co jest kontrfaktyczne” – powiedział Kaczyński. Jak zwykle, zastosował swoją ulubioną metodę niedopowiedzenia, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że chodziło mu o TVN. – „Prezes atakujący jedną z niezależnych prywatnych stacji telewizyjnych, która pokazuje protesty przeciwko decyzjom władzy, pokazuje że marzenie Jarosława Kaczyńskiego jest wciąż aktualne: Polska będzie jak Turcja” – skomentował Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”.

Okazało się także, że szeregowy poseł już wie, co czeka posła PO Stanisława Gawłowskiego. – „Zaraz po wakacjach będzie miał kolejne zarzuty, bo sądzę, że Sejm uchyli immunitet także w innych sprawach” – stwierdził prezes PiS. Dla porządku tylko przypomnijmy, że Kaczyński nie pełni żadnej oficjalnej funkcji, poza liderowaniem swojej partii. – „Naczelnik Państwa JK zirytowany na wyjście posła Gawłowskiego z aresztu ogłosił, że będzie on miał nowe zarzuty we wrześniu. Jeśli ktoś miał wątpliwości co do politycznego wymiaru całej sprawy, to właśnie zostały rozwiane. Dziękuję panie Prezesie” – skomentował na Twitterze obrońca Gawłowskiego Roman Giertych.

Nasuwa się pytanie – jak sobie ciemny lud poradzi z określeniami używanymi przez Kaczyńskiego, na przykład „dyfamacja”, „kontrfaktyczne” czy „akomodacja”?

Coraz częściej mówi się ostatnio, że jesienią nastąpi zmiana na stanowisku marszałka Sejmu. Marka Kuchcińskiego ma zastąpić Mariusz Błaszczak. Kto więc zostanie nowym ministrem MON? Ponoć Mateusz Morawiecki chciałby widzieć tu swojego człowieka, obecnego szefa KPRM Michała Dworczyka, choć raczej wątpliwe, by prezes Kaczyński wyraził na to zgodę. To mogłoby za bardzo wzmocnić pozycję premiera, co Kaczyńskiemu nie byłoby na rękę.

Możliwe, że to właśnie z tego też powodu zaktywizował się Antoni Macierewicz, który teraz wyszedł z „cienia” i coraz częściej spotyka się z szefem PiS. Ich rozmowy dotyczą głównie spraw związanych z funkcjonowaniem MON. Jak mówi jeden z polityków z kierownictwa PiS „Być może te wizyty Macierewicza u prezesa, to gra obliczona na osłabienie Morawieckiego. Nie od wczoraj wiadomo, że między premierem a Macierewiczem nigdy nie było chemii. Nie liczyłbym jednak, że prezes da drugą szansę Antoniemu i ponownie zrobi go ministrem obrony narodowej”.

Spotkania obu polityków budzą spore zainteresowanie, bo wiadomo, że od dawna ich relacje nie były najlepsze. Macierewicz dowiedział się dzień przed rekonstrukcją rządu, że w MON już nie będzie dla niego miejsca, co było dla niego wielkim zaskoczeniem. Również brak wymiernych efektów pracy podkomisji smoleńskiej też znacznie ochłodziły wzajemne stosunki.

Po odejściu Macierewicza z MON spekulowano, że przymierza się on do utworzenia własnej partii. Temu miały służyć m.in. rozmowy z Robertem Winnickim z Ruchu Narodowego. Wiadomo też, że były minister MON mógłby liczyć na pełne wsparcie Tadeusza Rydzyka. Jednak Macierewicz zaprzecza tym pogłoskom, twierdząc, że nie myśli „o nowym ugrupowaniu. To nie tyle kłamstwo, co próba destrukcji formułowana przez siły starego porządku z dużym wkładem dezinformacji ludzi z WSI. Niektórzy niemądrzy ludzie z racji dezinformacji powtarzają takie głupoty

Cokolwiek i jakkolwiek, taka dobra komitywa między Kaczyńskim a Macierewiczem może jednak zastanawiać. Jak widać, pan Antoni umie kłaść uszy po sobie i wyczekać cierpliwie na odpowiedni moment, by znowu się pojawić i może załapać na jakiś „smaczny kąsek z politycznego stołu”. Wątpię jednak, by w okresie nadchodzących wyborów samorządowych i potem parlamentarnych Jarosław Kaczyński odważył się postawić Macierewicza na świeczniku. Dlatego możemy chyba spać spokojnie. Powrót do MON największego niszczyciela tej instytucji nam chwilowo nie grozi. Jeszcze nie teraz ….

Kolejny „kwiatek” pokazujący, jak politycy PiS potrafią wykorzystać swoją władzę dla celów całkowicie prywatnych. Była premier Beata Szydło bez opamiętania korzysta z przynależnych jej przywilejów i …wykorzystuje samochody Służby Ochrony Państwa w celach zupełnie prywatnych.

Ostatnio przywiozła swoją mamę na badania do szpitala w Warszawie, na ul. Szaserów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, a wręcz odwrotnie. Taka troska o osobę najbliższą zasługuje na wielkie uznanie, jednak… obu paniom w trakcie jazdy towarzyszył służbowy audi Q7. Autor artykułu zwraca uwagę, że  „każda korporacja taksówkowa w Warszawie oferuje równie komfortową podróż na badania co rządowa kolumna. I kosztuje tylko kilkadziesiąt złotych, a jest zgodna z prawem i zasadami. Nam, podatnikom, to się po prostu należy”.  

Dziennikarze „Faktu” zapytali w SOP i kancelarii premiera, na jakiej podstawie przydzielono pani Szydło ochronę na przejazd bliskiej osoby. Do chwili obecnej nie udzielono im żadnej odpowiedzi.

Trzeba przyznać jedno. Pani Szydło ma gest, szkoda tylko, że za nasze pieniądze. Internauci nie pozostawiają na niej suchej nitki. Piszą, że „Baba zarabia masę kasy, że o „bo nam się należało” nie wspomnę i nawet na taksówkę nie chce wydać. To skandal, jak oni czerpią z tego koryta”, „Wydoją ten naród do cna….za chwile zakneblują buzie nieprzyjaznym mediom i z TVP dowiemy się ze Szydło własnym samochodem wozi niepełnosprawne dzieci na rehabilitacje sponsorowane z kieszeni byłej premier….propaganda komunistyczna” czy „nie słyszeliście o programie swój senior +”. Trudno się z nimi nie zgodzić.

Waldemar Mystkowski pisze o bareizmie.

W świecie PiS wszystko jest na odwrót, np. porażka jest sukcesem.

Stanisław Bareja ma się dobrze, nie umarł całkiem wraz z PRL-em. Trzy lata temu odwalił kamień ze swojego grobu – wiem, wiem, został skremowany – i hula w bieżących czasach pisowskich. W PRL-u mieliśmy do czynienia z farsą, a dzisiaj powróciły tamte czasy.

Stanisław Karczewski, marszałek Senatu, orzekł, że winę za odrzucenie wniosku o referendum konstytucyjnym Andrzeja Dudy ponoszą senatorowie Platformy Obywatelskiej, choć zdecydowaną większość w tej izbie ma PiS. Ale taka jest logika w alternatywnym świecie PiS. Karczewski liczył, że politycy PO „wzniosą się ponad walkę polityczną” i poprą Andrzeja Dudę.

Dlaczego zatem 50 senatorów PiS wstrzymało się od głosu, a tylko 9 poparło Dudę? Tego Karczewski nie wytłumaczył. Wicemarszałek Senatu Adam Bielan zachrzęścił w rytm pisowskiego bezsensu i w stylu PiS zrzucił winę na mniejszość w Senacie: – „Totalna część opozycji dzisiaj jest w stanie zakwestionować wszystko”. Taka obowiązuje w ich świecie logika: mniejszość jest większością, a nawet totalną większością.

Zbigniew Ziobro okazuje się jeszcze bardziej totalny niż senatorowie Karczewski i Bielan. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydał wyrok przychylający się do wątpliwości wyrażonych przez irlandzki sąd, iż Polak oczekujący na ekstradycję w Irlandii może w Polsce być sądzony w warunkach naruszających praworządność. A minister Ziobro interpretuje postanowienie TSUE: – „Sentencja wyroku Trybunału jest bliska stanowisku rządu polskiego”. Sądzony nie może liczyć na praworządność w Polsce, bo taką wątpliwość zgłosił sąd w Irlandii, ale Ziobro w logice pisowskiej twierdzi coś przeciwnego – bezprawie jest dla niego prawem. Taki jest wszak świat PiS – czarne jest białe.

Kolejny przykład – według PiS 6 tys. zł jest większe niż 15 tysięcy. Jak to możliwe? W maju 2015 roku w szczycie kampanii wyborczej, gdy wypłynęły na wierzch taśmy z podsłuchu w restauracji „Sowa & Przyjaciele” ówczesna wicepremier Elżbieta Bieńkowska w rozmowie z byłym szefem CBA opowiadała, że 6 tys. zł to nie są duże pieniądze u władzy.

Politycy PiS byli strasznie oburzeni. Jeszcze niedawno mówili o nadzwyczajnej kaście, gdy I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf przyznała w wywiadzie, że za 10 tys. zł można wyżyć tylko na prowincji. A teraz partia Kaczyńskiego ustaliła, iż 15 tys. zł brutto jest progiem wyznaczającym wysoką pensję.

W świecie PiS wszystko jest na odwrót. Tak powraca z zaświatów Bareja, którego satyra za sprawą PiS przepoczwarzyła się w horror. Nie bądźmy jednak zdziwieni, bo rządzą w kraju politycy, którym z logiką nie jest po drodze. Prezes działa za kulisami, nawet nie pokazuje się rodakom na oczy.

W świecie PiS wszystko jest pozbawione logiki, prawdy. Nie rządzi żaden rozum, ale chore kolano. Nie ma zastosowanie pytanie: „dokąd idziemy?”, ale „dokąd kulejemy, dokąd staczamy się?”

Stanisław Piotrowicz, komunistyczny łajdak w imieniu prezesa Ka niszczy niezależne sądownictwo

Zwykły wpis

https://twitter.com/olejnik_lukasz/status/1019633201072017414

Prokurator Piotrowicz bronił proboszcza Tylawy mimo dowodów, że ten molestował dziewczynki. Dzisiejszy poseł publicznie dezawuował świadków, w tym ofiary księdza i z pasją tłumaczył, dlaczego należy umorzyć sprawę. Dziś wypiera się odpowiedzialności. OKO.press występuje do TVP Rzeszów o udostępnienie nagrania konferencji Piotrowicza sprzed 15 lat

W sprawie księdza pomówionego o molestowanie seksualne dzieci, nie wydawałem postanowienia o umorzeniu postępowania. Przypisywane mi wypowiedzi są nieprawdziwe, a dobór rzekomo wypowiadanych słów i ich kompilacja ma na celu ośmieszenie i zdyskredytowanie

Stanisław Piotrowiczoświadczenie – 20/11/2015

Takie oświadczenie złożył w listopadzie 2015 roku Stanisław Piotrowicz, gdy portal gazeta.pl wypomniał mu historię sprzed 15 lat. Kierowana przez niego prokuratura okręgowa w Krośnie umorzyła w 2001 r. postępowanie wobec proboszcza z Tylawy, Michała M.

„Nigdy jako prokurator nie prowadziłem postępowania przygotowawczego w sprawie księdza pomówionego o molestowanie seksualne dzieci, a w szczególności nie wykonywałem w takim postępowaniu żadnych czynności procesowych, w tym również nie wydawałem postanowienia o umorzeniu postępowania (dowód: akta postępowania przygotowawczego). Przypisywane mi w tym kontekście wypowiedzi są również nieprawdziwe, a dobór rzekomo wypowiadanych słów i ich kompilacja ma na celu ośmieszenie i zdyskredytowanie”.

„Autorów szkalujących mnie tekstów i tych, którzy je rozpowszechniają wzywam do ich usunięcia z przestrzeni publicznej. W przeciwnym wypadku podejmę zdecydowane kroki zmierzające do wyciągnięcia odpowiednich konsekwencji prawnych” – grozi Piotrowicz.

Rzeczywiście, poseł przewodniczący dziś pracom Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka nie prowadził sprawy proboszcza z Tylawy. Był jednak przełożonym prowadzącego sprawę prokuratora, a w wypowiedziach publicznych przedstawiał umorzenie postępowania jako swoją decyzję.

Jego ówczesne wypowiedzi – zwłaszcza na konferencji 7 listopada 2001 roku – nie wymagają żadnej „kompilacji”, by przedstawić go jako człowieka skrajnie stronniczego i bezwzględnego w argumentacji, bez śladu wrażliwości wobec ofiar molestowania.

Całowanie dziewczynek w usta przez proboszcza Piotrowicz bagatelizował: „dzieci dawały ciumka księdzu”. Dotykanie miejsc intymnych uznał za przejaw „zdolności bioenergoterapeutycznych”.

Konsekwentnie brał stronę proboszcza. Oraz Kościoła, który go bronił, na czele z abp Józefem Michalikiem, biskupem diecezji przemyskiej i (wtedy) wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski.

Po interwencji Ministerstwa Sprawiedliwości i podjęciu na nowo sprawy przez prokuraturę w Jaśle ksiądz został w 2004 roku skazany na dwa lata więzienia (w zawieszeniu na pięć) za molestowanie sześciu dziewczynek.

Sprawę proboszcza z Tylawy formalnie prowadził prokurator Sławomir Merkwa.

OKO.press zapytało go, jak ocenia fakt, że prokurator Piotrowicz zrzuca na niego całą odpowiedzialność za decyzję o umorzeniu postępowania, choć było przecież inaczej. „Nie chcę wracać do tamtej sprawy, niech każdy sobie wyrobi własne zdanie na ten temat – odpowiedział – Nie namówi mnie pan do komentowania dzisiejszych wypowiedzi pana prokuratora Piotrowicza”.

„A jak chodzi o konferencję, to było i jest normalne, że sprawy prowadzone przez prokuratorów przedstawia mediom rzecznik prokuratury lub jej szef” – dodał.

Piotrowicz człowiek sumienia i abp Michalika

Credo Piotrowicza  słowa Jana Pawła II „Bądźcie ludźmi sumienia”, dlatego, jak deklaruje „w każdej sytuacji staram się być człowiekiem uczciwym i zawsze kieruję się głosem sumienia”.

Piotrowicz, partyjny prokurator w czasach PRL, po 1989 roku zostaje gorliwym katolikiem i parafianinem. W 1992 r. współorganizuje  krośnieńskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, do 2014 r. jest jego prezesem.

Współorganizuje krośnieńskie radio parafialne, miesięcznik parafialny „Przystań”. W rubryce „O mnie” na swej stronie poselskiej Piotrowicz pisze, że jest członkiem Rady Społecznej Archidiecezji Przemyskiej. Jest także komentatorem w Radio Maryja i TV Trwam.

W kwietniu 2011 r. abp Józef Michalik wręczył mu złoty medal „PRO ECCLESIA PREMISLIENSI”, przyznawany „wiernym świeckim za działalność wiernych na rzecz Kościoła lokalnego”. W informacji o odznaczeniu nie ma mowy o jego zaciętej obronie proboszcza z Tylawy.

Historia Tylawy – początek

W maju 2001 do „Gazety Wyborczej” zwraca się Lucyna Krawiecka. To żona grekokatolickiego księdza, która od lat mieszka z rodziną w Tylawie, społeczniczka z powołania. „Sama sobie z tym nie poradzę” – mówi. Krawiecka usłyszała zwierzenia kilku dziewczynek, którymi się opiekowała. Dowiedziała się, że ksiądz Michał M. całuje je w usta i wkłada rękę do majtek. W parafii niemal tradycją były noclegi dzieci w plebanii. Proboszcz sam je kąpał i układał do snu. Potwierdza to kilka dorosłych dziś kobiet.

Krawiecka nagrała wyznania dziewczynek i pojechała do arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika. Usłyszała, że rzuca oszczerstwa.

Arcybiskup dodał, że jeśli ma dowody, to powinna zgłosić się do prokuratury. Krawiecka właśnie to robi. Jej wniosek popiera katolicki zakonnik Michał L., który również rozmawiał z dziewczynkami.

Piszący ten artykuł tylawską sprawę zna z pierwszej ręki, m.in. redagował teksty Małgorzaty Bujary, dziennikarki z rzeszowskiego dodatku „Wyborczej”. W czerwcu wysłuchaliśmy w redakcji „GW” taśmy z nagraniami.

Oto jeden z drastycznych fragmentów (były jeszcze gorsze):

„Pytanie: A powiedz, co ci ksiądz robił?
Odpowiedź: No, do majteczek palce włożył.
P: Tam do pupki, tak?
O: Mhm.
P: To bolało?
O: Trochę musiało. I jeszcze całował.
P: A jak całował?
O: Jakby to powiedzieć.
P: Możesz powiedzieć wszystko, po prostu.
O: Wysuwał język”.

Kościół kontratakuje

Pierwsze publikacje „Wyborczej” – bez nazwisk, nie pada nawet nazwa wsi – wywołują typową agresję. To reakcja obronna, gdy jakieś środowisko dowie się, że ważna dla niego postać dopuściła się molestowania seksualnego. Do Krawieckich dzwoni mężczyzna:

„Atakujecie świętego człowieka. Wiemy o waszych grzechach. Rozprawimy się z wami”.

Prokuratura ustala, że telefony wykonywane były z plebanii w Dukli, gdzie mieszka przełożony księdza M. dziekan Stanisław S. (za telefony do Krawieckiej zostaje później skazany przez sąd, ale odwołuje się od wyroku).

Abp Józef Michalik w specjalnym liście do wiernych nazywa ks. Michała M. gorliwym kapłanem, do którego nie ma zastrzeżeń. Pisze o „znanej z antyklerykalizmu” „Gazecie”, która świadomie wyrządziła krzywdę księdzu prałatowi. Michalik uznaje nawet, że autorzy i redaktorzy „Wyborczej”  „wywodzą się od ojca kłamstwa”.

W lipcu 2001 oskarżenie składa 38-letnia bezrobotna mieszkanka Tylawy, Ewa Orłowska. Twierdzi, że była w dzieciństwie krzywdzona przez proboszcza. Angażuje się też Komitet Ochrony Praw Dziecka z Rzeszowa i fundacja Zanim Nadejdzie Jutro z Sanoka.

Ksiądz nie daje za wygraną, w kazaniach powtarza, że dzieci, które na niego naskarżyły, mają grzech i muszą się z niego wyspowiadać. Po wsiach krążą listy z poparciem dla kapłana.

Trwa nagonka na tych, którzy poszli do prokuratury, i na dzieci, które oskarżyły w śledztwie proboszcza. Ludzie wytykają ich palcami, za Ewą Orłowską krzyczą: „Które dziecko masz z księdzem?!”.
O usunięcie księdza z parafii apeluje Zarząd Ogólnopolskiego Forum na rzecz Ofiar Przestępstw, a także niektórzy parafianie.

Beata Maziejuk pisze do abp. Michalika: „Przeraża mnie myśl, że dla opacznie pojętego dobra Kościoła my, Jego żywe ciało, zostaliśmy świadomie potraktowani jak trawa, po której przechodzi się ku wyższym celom, nie bacząc na szkody jej wyrządzane”.

Prokuratura w Krośnie podczas śledztwa konfrontuje pokrzywdzonych z księdzem; dzieci muszą przy proboszczu opowiadać o swoich przeżyciach.

1 września 2001 ksiądz M. rozpoczyna rok szkolny; władze szkoły, gmina, kuratorium nie znajdują powodu, by zawiesić go w czynnościach nauczyciela. 7 listopada 2001 roku Stanisław Piotrowicz zwołuje konferencję prasową w swoim gabinecie prokuratora okręgowego.

Konferencja prasowa Piotrowicza

Zdumionym dziennikarzom Stanisław Piotrowicz ogłasza, że 30 października 2001 r. prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie”ponieważ czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego”.

Podkreśla że świadkowie nie byli wiarygodni. Lucyna K.[Krawiecka] najpierw prosiła prokuraturę o dyskrecję, a potem sama „inspirowała teksty w gazetach”. Na rzecz  proboszcza, zdaniem Piotrowicza, przemawiają listy w obronie księdza wysyłane do prokuratury przez parafian.

Informuje, że w śledztwie zostały przesłuchane wszystkie osoby wskazane w doniesieniach, a także te, których nazwiska pojawiały się w kolejnych zeznaniach. Odsłuchano kasetę z nagranymi przez Lucynę Krawiecką trzema dziewczynkami i jedną 19-letnią osobą. „Dwie z małoletnich wycofały się podczas przesłuchania w prokuraturze – podaje Piotrowicz.

„Nagrania dzieci były analizowane przez dwóch psychologów, którzy uznali, że nie są wiarygodne”.

Prokuratura uznaje też za niewiarygodne zeznania dorosłych pokrzywdzonych. Piotrowicz : „W pismach jawi się ona [Ewa Orłowska] jako obrończyni wszystkich ciemiężonych przez księdza dzieci. Podkreśla, że leży jej na sercu dobro tych dzieci, tymczasem okazuje się, że akurat toczy się postępowanie karne w sprawie znęcania się tej pani nad własnymi dziećmi. Zawiadomienie złożył były mąż pani Ewy O., przytaczając różne sytuacje, które jego zdaniem miały świadczyć o tym, że ona znęca się nad własnymi dziećmi”.

Piotrowicz kilkakrotnie podkreśla, że większość świadków uważała za naturalne, że ksiądz bierze dzieci na kolana, przytula je, dotyka, całuje. „Nikogo to w tym środowisku nie raziło i sam ksiądz potwierdza te fakty. Ksiądz zaprzecza jednak, by miały one podtekst seksualny”.

Zeznania o dotykaniu intymnych miejsc Piotrowicz tłumaczy tym, że „ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne. Pojawiały się też zeznania, że jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez księdza ból znikał”.

Piotrowicz tłumaczy zwyczaj nocowania dzieci na plebanii: Dla dzieci nocowanie w obcym domu jest atrakcją. Kąpiel wynikała zaś z tego, że dzieci były brudne. Całowanie w usta według Piotrowicza było na zasadzie „daj ciumka” czy”gilgotanie brodą”.

Piotrowicz podkreśla, że świadkowie oskarżający księdza zostali z nim przez prokuratora skonfrontowani.

Według Piotrowicza właściwym wyjaśnieniem było to, co kapłan powiedział podczas jednej z konfrontacji, że „zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło”.

Piotrowicz tłumaczy, że nie było podstaw prawnych do zbadania księdza przez biegłego psychologa. Być może ksiądz za daleko się posuwał w pewnych kwestiach, ja tego nie wiem, ale na to nie ma paragrafu.

Jedna z dziennikarek pyta, dlaczego nie została przeprowadzona wizja lokalna na plebanii. Jak się dowiedziała, ksiądz ubiera figurki świętych w dziecięce ciuszki. „To o niczym nie świadczy, w moim domu jest wiele zabawek ubranych w dziecinne ubranka” – odpowiada Piotrowicz.

Małgorzata Bujara: mówił, że sam jest ojcem

„Nie mogę zapomnieć tamtej historii, była najważniejszym tematem w mojej karierze dziennikarskiej. Konferencję pamiętam doskonale. Ciasno, masa dziennikarzy. Konferencja była długa, nerwowa, męcząca. Pan prokurator ogłosił decyzję o umorzeniu śledztwa i długo ją uzasadniał, bardzo emocjonalnie. Podkreślał, że jest absolutnie przekonany, że ksiądz nie jest winny. Że sam jest ojcem trojga dzieci i nigdy by nie dopuścił do umorzenia sprawy, gdyby miał wątpliwości, czy dzieciom nie stała się krzywda. Wspominał o własnym sumieniu.

W odpowiedzi na pytania dziennikarzy dezawuował świadków oskarżenia, przede wszystkim Ewę Orłowską, która odważyła się zeznawać przeciwko księdzu. To było bardzo nieprzyjemne, nosiło znamiona insynuacji.

Po konferencji zrobiłam z nim wywiad, w którym bronił decyzji o umorzeniu, jakby była jego własną. Nikt nie miał wątpliwości, że to Piotrowicz decydował.

Wywiad o „dawaniu ciumka”

W wywiadzie dla „Wyborczej” (ukazał się 8 listopada 2001 r.) Piotrowicz twierdzi, że zachowanie księdza – na zasadzie „daj ciumka księdzu”-  go osobiście nie razi i że nikt nie czuł się skrzywdzony. Zapytany, czy ta sprawa nie przerosła prokuratury w Krośnie odpowiedział: „Ja już prowadziłem śledztwa, jakich wcześniej nikt w Polsce nie prowadził. I nikt ich od nas nie przejmował”.

Po decyzji Piotrowicza „Wyborcza” pytała retorycznie:

„Pytam prokuratora Piotrowicza, dyrektora gminnej szkoły Aleksandra Kosiora i biskupa Józefa Michalika, czy są zadowoleni, że dzieci w Tylawie będą dalej uczyć się religii od księdza proboszcza? Że będą go nadal odwiedzać w parafii?

Czy tak wygląda triumf prawa, wiary i sprawiedliwości? Czy Kościół jest dumny, że uniknął oskarżenia?”

Lucyna Krawiecka: chciał nas publicznie zlinczować

Lucyna Krawiecka, która jako pierwsza wystąpiła w obronie dzieci, mówi OKO.press:

„Mieliśmy przekonanie, że prokurator Piotrowicz kręci tym wszystkim. Na tej konferencji opowiadał różne rzeczy o mnie, na przykład, że chciałam wygryźć księdza, żeby pracować szkole jako katechetka. Jako grekokatoliczka nawet bym chyba nie mogła, to było wyssane z palca. A on to ogłosił dziennikarzom”.

„Także o Ewie Orłowskiej powtarzał takie ploty, jestem pewna, że wiedział, że to bzdety. Chciał nas publicznie zlinczować. Odebrałam, że jest podłym człowiekiem, który nie ma nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością. Strasznie podły człowiek.

2004. Proboszcz skazany za molestowanie sześciu dziewczynek

25 czerwca 2004 roku, w trzy lata od ujawnienia skandalu w Tylawie, Sąd Rejonowy w Krośnie skazał 65-letniego ks. M. na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć za molestowanie sześciu dziewczynek.

Ksiądz nie przyznał się do winy, ale też nie odwoływał się. Sąd potwierdził, że kapłan wkładał ręce pod bluzki dziewczynek i dotykał ich piersi, wkładał ręce do majtek i dotykał krocza, całował, wkładał palec do pochwy. Sąd  zakazał też księdzu wykonywania zawodu nauczyciela, opiekuna i wychowawcy dzieci przez osiem lat.

OKO.press zwraca się o nagranie z konferencji

OKO.press zwraca się do TVP Rzeszów o udostępnienie opinii publicznej nagrania z konferencji Stanisława Piotrowicza z listopada 2001 roku. TVP Rzeszów jest – wedle naszych informacji – jedyną redakcją, która dysponuje nagraniem całego spotkania dzisiejszego przewodniczącego sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z dziennikarzami w siedzibie krośnieńskiej prokuratury.

„Przez ponad 70 ostatnich lat Europa stale ponosiła porażki, ale to właśnie one budowały europejski sukces. Dziś jest inaczej. Dzisiejszy chaos nie jest już kolejną szansą, aby Europa znów wzniosła się ku górze. To dźwięk wieszczący zagrożenie całkowitym rozpadem kontynentu” – ostrzega na łamach Foreign Policy Ivan Krastev, politolog, przewodniczący Centrum Strategii Liberalnych w Sofii.

Zdaniem Krasteva Europa, którą znamy dziś, to kontynent opierający się na trzech fundamentach z różnych czasów jej rozwoju. Mamy więc powojenną Europę, która wyłoniła się po 1945 roku, mamy Europę praw człowieka z roku 1968 i zjednoczoną Europę, której początkiem był rok 1989. Niestety – twierdzi politolog – dziś każdy z tych trzech porządków poddawany jest w wątpliwość.

Czasy powojenne

Europejczycy po 1945 byli ludźmi, którzy pamiętali horror i zniszczenie II Wojny Światowej. I żyli w ciągłym strachu i determinacji, aby zapobiec kolejnej wojnie – nuklearnej – która być może byłaby ostatnią. Europa, która o tym pamięta, upada, bo dla młodszych pokoleń czasy II wojny światowej, to zbyt odległa historia, a świadków tych wydarzeń, którzy mogliby o niej opowiedzieć, jest coraz mniej.

Krastev przypomina w tym miejscu myśl Francisa Fukuyamy, którego zdaniem społeczeństwa dochodzą do końca historii, kiedy przeszłość przestaje mieć znaczenie dla teraźniejszości. W takim momencie możemy być właśnie dziś.

Politolog zwraca również uwagę, że mamy dziś do czynienia z paradoksem rewolucji w technologiach komunikacyjnych. Młodzi komunikują się między sobą znacznie intensywniej niż jakiekolwiek poprzednie pokolenie, ale w tej wymianie zdań nie uczestniczą najstarsi, którzy mogliby opowiadać o swoich doświadczeniach. W efekcie ogromna część społeczeństwa traktuje pokój jako coś oczywistego, sytuację daną raz na zawsze.

Jest i trzeci powód. Siła wspomnień o tragedii z lat 1939-1945 jest coraz mniejsza, bo dla większości migrantów czy uchodźców spoza kontynentu, II wojna światowa nigdy nie była ich wojną.

Rok 1968

Pada też projekt Europy, który powstał po rewolucji roku 1968, czyli miejsca dla takich wartości jak prawa człowieka, a w szczególności prawa mniejszości. Osiągnięciem końcówki lat 60. – twierdzi Krastev – był fakt, że Europa zaczęła postrzegać kontynent oczami najsłabszych i prześladowanych.

To jednak uległo zmianie. Dziś zmiany demograficzne i społeczne przekształciły społeczeństwo europejskie i zagrażają większości, czyli tym „którzy mają już wszystko i z tego powodu boją się wszystkiego”. Krastev ma na myśli wszystkich tych, którzy czują się przegranymi globalizacji.

Jak zmiana społeczna wpływa na ich polityczną postawę? Wszyscy ci ludzie – twierdzi politolog – boją się przyszłości, w której staną się mniejszością w swoich krajach, a ich kultura i styl życia będą zagrożone. Na dowód przytacza badania, według których młodzi Europejczycy są dużo bardziej tolerancyjni od starszych, kiedy chodzi o prawa mniejszości seksualnych, ale kiedy przychodzi do postrzegania migrantów spoza Europy, na równi z rodzicami i dziadkami postrzegają ich jako zagrożenie.

Zjednoczona Europa 1989

Kryzys migracyjny doprowadził również do zakwestionowania rzeczywistości zjednoczonego kontynentu po 1989 roku. Dziś widać już, że istnieją dwie zupełnie różne Europy. Gdy Zachód zastanawia się, jak integrować rosnącą liczbę obcokrajowców zamieszkujących ich kraje, mieszkańcy Europy Środkowo–Wschodniej chcą zatrzymania w ojczyznach młodych pokoleń potencjalnych migrantów, którym marzy się ucieczka na Zachód.

Dlaczego? Europa Środkowo-Wschodnia odrzuciła coś, co Krastev nazywa „imperatywem naśladowczym”.

Co to oznacza? Jego zdaniem przez dwie dekady po 1989 roku filozofię Europy Środkowej i Wschodniej można było podsumować jednym imperatywem: „naśladuj Zachód!”. Imitację zachodnich rozwiązań postrzegano jako najkrótszą drogę do wolności i dobrobytu. Efekt jest jednak inny niż oczekiwano. Teoretycznie zjednoczony kontynent w rzeczywistości został podzielony na naśladowców i naśladowanych. A życie imitatora jest pełne poczucia niższości, zależności i zagubionej tożsamości.

Czekając na cud

Podsumowując. Powojenna Europa zawodzi, ponieważ pamięć po wojnie słabnie, a trauma wojny – paradoksalnie – przyczyniła się do powstania Europy pacyfistycznej, niezdolnej do obrony. Model z roku 1968 legł w gruzach, ponieważ po latach oddawania głosu mniejszościom, o swoich prawach przypominają również większości społeczeństw. A zjednoczona w 1989 roku Europa ma się kiepsko, gdyż Wschód nie chce już naśladować Zachodu.

Czy wszystko to oznacza, że Europa nieodwołanie się rozpada? Krastev uważa, że fatalizm byłby błędem. Jego zdaniem Europa powinna dziś zwiększać swoje możliwości wojskowe, zderadykalizować skrajną prawicę (tak jak udało się to w latach 70. i 80. ze skrajną lewicą) oraz znaleźć sposób, by zatrzymać autorytarny zwrot na Wschodzie (nie twierdząc jednak, że jedyną możliwą dla niego drogą jest naśladowanie Zachodu).

„Skoro Europie udało się przekuć tak wiele porażek w sukcesy, można mieć nadzieję, że dziś dokona tego samego cudu” – pociesza politolog.

Morawiecki, Kaczyński, Duda swoje brudne łapy precz od niezależności sądów. Komuchy pisowskie!

Zwykły wpis

„Żądamy natychmiastowej realizacji zaleceń Komisji Europejskiej. Polityka precz od polskich sądów” – pod takim hasłem Ruchy Obywatelskie: Komitet Obrony Demokracji, Obywatele RP i Strajk Kobiet organizują w środę 18 lipca obywatelski wiec na „zakazanej ziemi”.

Planują, wspólnie rano tego dnia wejść na teren parlamentu, który zakazem Kuchcińskiego, od 26 maja, czyli od zgromadzenia NATO, jest bezprawnie ogrodzony barierkami. Wsparcie zaproponowali im parlamentarzyści opozycji. Ich immunitety będą chronić również obywateli, którym zapewnią asystę.

„To pokojowy protest i żadnej siły ani agresji nikt z protestujących nie użyje” – zapewniają. „Decyzja należy do władz. Albo zaakceptują obywatelski wiec na „zakazanej ziemi”, albo jawnie, na oczach polskiej i międzynarodowej opinii publicznej podepczą poselskie immunitety”.

To ostatnie przed wakacjami posiedzenie Sejmu zgodnie z zapowiedzią ma się zajmować m.in. ordynacją do Parlamentu Europejskiego oraz projektem złożonym przez posłów PiS, który ma przyspieszyć obsadzanie wakatów w SN. Ruchy obywatelskie domagają się tymczasem, by Sejm zajął się przede wszystkim ustawami sądowymi – i znowelizował je zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej.

Ruchy Obywatelskie uważają, że jest to ostatni moment na uniknięcie procesu przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, którego spodziewany wyrok będzie oczywisty. Podkreślają, jednak, że wyrok międzynarodowego Trybunału wykluczy Polskę z rodziny państw praworządnych.

Wybierając to właśnie miejsce chcą przypomnieć o działaniach marszałka Marka Kuchcińskiego, który odgrodził Sejm od obywateli: barierkami i zakazami.

Organizatorzy apelują do społeczeństwa o liczne przybycie na miejsce protestu i trwanie tam od rana do wieczora:

„To my dzisiaj już nie protestujemy, ale żądamy rozwiązań znoszących jawne, łamiące konstytucję bezprawie. Sprawa jest nie tylko wagi najwyższej, nie tylko o Polskę i polską wolność w niej chodzi – to moment, w którym polski Rubikon przekroczyć możemy my, a nie oni. Możemy zmienić bieg historii” – przekonują.