PiS zorganizował kolejną miesięcznicę smoleńską

PiS zorganizował kolejną miesięcznicę smoleńską

Białe róże przyniesione przez Obywateli RP są dla Kaczyńskiego symbolem skrajnej nienawiści.

Zanim marsz uczestników miesięcznicy dotarł na Krakowskie Przedmieście minął kontrmanifestację Stowarzyszenia „Tama”. Jej uczestnicy zebrani na skwerze Hoovera przynieśli transparenty m.in. z takimi napisami: „Dość szczucia smoleńskim kłamstwem”, „Kłamstwom smoleńskim stawiamy tamę” i parasolki z naklejonymi liczbami „27:1”.

To było chyba najkrótsze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. Właściwie całe zostało poświęcone… kontrmanifestacji zorganizowanej przez Obywateli RP. Nie przebierając w słowach Kaczyński stwierdził: – „To nowy wielki atak nienawiści. Białe róże są symbolem nienawiści, skrajnej nienawiści”.

Zapowiedział, że zwycięży tych, którzy – „są oszalali z nienawiści, ale będą pomniki i będzie prawda o Smoleńsku. Przyjdzie czas pełnej prawdy i wielka klęska tych, którzy nienawidzą. Oni nienawidzą Polski, ale Polska zwycięży”.

PiS zorganizował kolejną miesięcznicę smoleńską

Nie sposób było nie zauważyć znacząco większej liczby policjantów zabezpieczających manifestację smoleńską. Trzeba także zauważyć pewną różnicę – nie ma już przenośnej drabinki, z której przemawiał Jarosław Kaczyński. Teraz ma do dyspozycji podest obity czarnym suknem.

koduj24.pl

Piotr i Paweł – pożyteczni idioci Putina

Piotr i Paweł - pożyteczni idioci Putina

Dzięki takim postaciom, jak Stanisław Piotrowicz wiemy, na co chce mieć wpływ naród i kto go reprezentuje. Otóż naród chce wpłynąć na niezależności sądów, czyli pozbawić niezależności władzę sądzenia, a Piotrowicz jest tego narodu reprezentantem. Tym samym naród wg posła PiS odrzuca ustrój demokratyczny, w którym władza sądownicza jest niezależna od takich reprezentantów, jak Piotrowicz. Zatem naród zaprzeczył swojej woli, którą wyraził w referendum konstytucyjnym 25 maja 1997 roku, naród już nie ma takiej woli, jak wówczas – tak ocenił wolę narodu reprezentant jego Piotrowicz.

Jeszcze dalej posunęła się koleżanka Piotrowicza Krystyna Pawłowicz (o tym duecie pisowskim mówi się Piotr i Paweł), która usłyszawszy argument rzecznika Krajowej Rady Sądowniczej sędziego Waldemara Żuka, iż „jeżeli ten niekonstytucyjny projekt zostanie przyjęty, to kraje Unii Europejskiej mogą przestać uznawać wyroki polskich sądów”, z właściwą jej dezynwolturą stwierdziła: „to się wypiszemy z Unii”.

Powyższe wiekopomne dialogi i złote myśli padły na posiedzeniu komisji sprawiedliwości w Sejmie, gdzie został rekomendowany pakiet ustaw, które zostaną przegłosowane w środę na najbliższym posiedzeniu Sejmu.

Pojmowanie przez Piotrowicza i Pawłowicz Unii, Konstytucji i niezależności sądów właściwe jest samodzierżawcy na Kremlu Putinowi. Piotrowicz unieważnia referendum dotyczące konstytucji i samą Konstytucję RP, zaś Pawłowicz unieważnia inne referendum – w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej i akces naszego kraju do tego organizmu cywilizacyjnego.

W ustawie pozbawiającej niezależności sądów PiS cofa nas do czasów PRL-u. Tak samo wówczas rozumiano konstytucję i władzę sądzenia, PZPR był osadzony na bagnetach Moskwy, dzisiaj PiS jest osadzony na cichym aplauzie Kremla.

Putin mógł się czuć przegranym w wyborach na prezydenta Francji, bo jego faworyta Marine Le Pen przerżnęła z kretesem, lecz Putin ma asa w rękawie: zwycięstwo PiS w Polsce w 2015 roku. To, czego nie zrobi Le Pen, zrobi dla Putina duet Piotr i Paweł PiS, zniszczą w Priwislanskim Kraju demokrację i wypiszą go z Unii Europejskiej.

Nieprzypadkowo spóźnione były gratulacje Andrzeja Dudy i Beaty Szydło dla Emmanuela Macrona po jego wygranej wyborczej. Ale po uchwaleniu ustawy o końcu niezależności Krajowej Rady Sądowniczej wystrzelą na Kremlu korki z butelek szampana, jak z armat. To będzie jedno wielkie spasiba Putina dla PiS.

Putin ma wystarczającą ilość pożytecznych idiotów – Piotrów i Pawłów, Andrzejów, Jarosławów, Antonich – w Priwislanskim Kraju.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

NIK zajmie się resortem Macierewicza. „Za” był nawet PiS. „Nie chcą za niego umierać”

Tomasz Setta, 10.05.2017

Minister obrony Antoni Macierewicz

Minister obrony Antoni Macierewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Sejmowa komisja obrony poparła wniosek Platformy Obywatelskiej, by NIK zbadał m.in. sprawę zakupu nowych samolotów dla VIP-ów przez MON. Co ciekawe, zagłosowali za tym nawet posłowie… PiS.

O rezultacie prac komisji poinformował w środę na Twitterze Tomasz Siemoniak (PO). – Pierwszy raz w tej kadencji komisja obrony narodowej uwzględniła wnioski opozycji. Myślę, że to moment zupełnie przełomowy. Jeszcze dwa miesiące temu to było nie do pomyślenia – komentuje w rozmowie z Gazeta.pl były minister obrony narodowej.

Część posłów PiS poparła nasze wnioski o kontrole NIK: 1. Ochrona tajemnic w MON 2. Pozyskanie samolotów VIP przez MON. Wnioski przeszły!

Jak wyjaśnia, na wniosek posłów Najwyższa Izba Kontroli zajmie się dwoma kwestiami: ochroną informacji niejawnych w Ministerstwie Obrony Narodowej oraz sprawą zakupu przez MON nowych – małych i średnich – samolotów dla VIP-ów.

Część posłów PiS zagłosowało „za”, z całą świadomością, że to mocne uderzenie w Antoniego Macierewicza

– tłumaczy Siemoniak. Dodał, że pierwsza sprawa ma dotyczyć m.in. udziału Wacława Berczyńskiego – byłego już szefa podkomisji smoleńskiej – w zerwaniu negocjacji dotyczących zakupu śmigłowców typu caracal. W jednym z wywiadów Berczyński przyznał, że to on je „wykończył”.

Siemoniak powiedział w rozmowie z nami, że wnioski PO poparł m.in. sam szef komisji obrony, Michał Jach z PiS. – On jest silnie związany z Joachimem Brudzińskim. To mocny sygnał, że oni nie chcą umierać za Macierewicza – ocenia były wicepremier.

Samoloty dla VIP-ów

Pod koniec marca – rzutem na taśmę – Inspektorat Uzbrojenia MON i amerykański koncern Boeing podpisały bez przetargu umowę opiewającą na kwotę ok. 523 mln dolarów (2 mld zł) netto. Kontrakt ten przewiduje, że do Polski trafią wkrótce trzy samoloty średniej wielkości B737 do przewozu VIP-ów. Będą to dwie nowe maszyny i jedna używana.

Tymczasem wspominany już Wacław Berczyński w przeszłości pracował dla Boeinga przez przeszło 21 lat. Dodatkowo, zakończenie wcześniejszego przetargu na zakup nowych samolotów dla VIP-ów podważyła Krajowa Izba Odwoławcza.

Kadrowe trzęsienie ziemi w polskiej armii. Dochodzi do kolejnych dymisji, prezydent zachowuje spokój

http://www.gazeta.tv/plej/19,150682,21500927,video.html

gazeta.pl

Nowy sondaż i znów wirtualny remis: Platforma i PiS idą łeb w łeb

SONDAŻ
Agnieszka Kublik, 10 maja 2017

Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna

Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna (Agencja Gazeta)

28 proc. – Prawo i Sprawiedliwość, 27 proc. – Platforma Obywatelska. To wynik najnowszego sondażu Kantar Public. PO depcze po piętach PiS-owi. Albo PiS Platformie.

Potwierdza się sondażowy trend pokazujący, że po półtora roku rządów ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego Platforma Obywatelska, największa partia opozycyjna, dogoniła PiS.

Kantar Public zapytał Polaków o preferencje wyborcze w poniedziałek, gdy jednym z głównych tematów krajowych była sprawa Wacława Berczyńskiego i jego zaangażowania w zerwanie przez Polskę przetargu na caracale. „Czy Berczyński, kiedyś wieloletni pracownik Boeinga, konkurencji Airbusa, producenta caracali, miał wpływ na zerwanie kontraktu z Airbusem?” – takie pytania przez cały weekend zadawali posłowie Platformy. Z sondażu wynika, że od końca kwietnia Prawo i Sprawiedliwość straciło 3 pkt proc. Czy z tego powodu? A może dlatego, że zaczyna zgrzytać w obozie władzy? PiS nie był zachwycony rzuconą 3 maja przez prezydenta Andrzeja Dudę propozycją, by przeprowadzić w przyszłym roku referendum dotyczące konstytucji. Sympatycy PiS mogą czuć się zdezorientowani tym, co się dzieje między głównymi graczami.

Gdy porównamy badania telefoniczne od grudnia 2015 r., widać, że partia Kaczyńskiego ma w miarę stałe poparcie, w granicach 30 proc. Np. przed rokiem, w maju 2016 roku, cieszyła się wynikiem 34 proc., a w marcu tego roku – 27 proc.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sondaż „Wyborczej”. To już trend? Platforma ponownie o włos przed PiS-em. A Nowoczesna znów spada

Poparcie dla PiS przypomina sinusoidę: gdy parę punktów procentowych straci w jednym miesiącu, w kolejnym odrobi. Inaczej wygląda sytuacja opozycji. W grudniu 2015 r., czyli dwa miesiące po wyborach, Nowoczesna z wynikiem 24 proc. nokautowała Platformę, którą wtedy popierało 15 proc. To były najlepsze miesiące Nowoczesnej (przypomnijmy, w wyborach dostała 7,6 proc.). Jej posłowie, a przede wszystkim posłanki, błyszczały w Sejmie i w mediach, gdy toczyły prawne potyczki z posłami PiS szykującymi się do niszczenia Trybunału Konstytucyjnego.

Nowoczesna błyskawicznie zyskiwała wtedy nowych sympatyków. Odwrotnie niż Platforma. Wyborcy oddali na nią w wyborach 24,9 proc. głosów, a już dwa miesiące później grupa jej sympatyków w sondażach stopniała do 15 proc.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sondaż „Wyborczej”: Duda wygrywa w pierwszej turze z Tuskiem. Mocny Kukiz. Biedroń z potencjałem?

Punktem zwrotnym dla obu ugrupowań był styczeń tego roku. Wtedy wyszło na jaw, że Ryszard Petru w czasie okupacji sali plenarnej w Sejmie poleciał z przyjaciółką do Portugalii na Sylwestra. I od tego czasu jego partia traci, balansując obecnie na granicy progu wyborczego (w sondażu Kantar Public ma 5 proc.), a ugrupowanie Grzegorza Schetyny zyskuje. Wiosną tego roku Platforma przeskoczyła próg 20 proc. Pięła się w kolejnych badaniach coraz wyżej i wyżej.

W sondażu Kantar Public na mandaty w Sejmie mógłby liczyć jeszcze tylko Kukiz’15 – ma w sondażu 10 proc. poparcia. SLD wylądowało tym razem pod progiem z wynikiem 4 proc. Partia Razem mogłaby liczyć na 2 proc. głosów, podobnie PSL. 15 proc. respondentów nie wie, na kogo odda swój głos.

Sondaż z 8 maja, próba ogólnopolska, reprezentatywna, telefoniczna, wspomagana komputerowo, 1000 dorosłych Polaków

„W minutę”: 10 maja 2017 roku

„W minutę”: 10 maja 2017 roku

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21792351,video.html

 

wyborcza.pl

Ireneusz Sudak

Ekolog Emmanuel Macron zwiastuje klęskę polityce PiS

09 maja 2017

Emmanuel Macron w samochodzie elektrycznym Smart

Emmanuel Macron w samochodzie elektrycznym Smart (ERIC FEFERBERG / AFP/EAST NEWS)

Emmanuel Macron to ekolog z krwi i kości, zaciekły wróg CO2. Jego wybór na prezydenta Francji zwiastuje klęskę polityki energetycznej rządu PiS.

W sieci lotem błyskawicy rozprzestrzenia się wideo, na którym Emmanuel Macron naigrywa się z Donalda Trumpa. To apel do amerykańskich naukowców, przedsiębiorców, innowatorów, którzy zajmują się zmianami klimatu i odnawialnymi źródłami energii, aby przybywali do Francji – kraju przyjaznego nowym technologiom, zielonej energii i walczącego z globalnym ociepleniem.

Nazwisko Trumpa nie pada, ale jest odniesienie do nowego prezydenta USA, który – jak wypomina mu Macron – powątpiewa w zmiany klimatu.

To przesłanie powinni wziąć sobie do serca politycy PiS, bo zwiastuje ono, że Francja zaostrzy kurs europejskiej polityki klimatycznej, w której Polska od półtora roku notuje pasmo porażek.

Macron jako kandydat na prezydenta i wcześniej – jako minister gospodarki – dał się poznać jako rasowy ekolog. Był na przykład orędownikiem zwiększania opłat dla przemysłu za korzystanie z węgla, opowiadał się też za dwukrotnym wzrostem zużycia energii odnawialnej we Francji. Jedna z jego bardziej radykalnych propozycji dotyczyła nakładania pewnego rodzaju sankcji (rozumianych np. jako ograniczenie wymiany handlowej) na kraje spoza UE, które nie przestrzegają unijnych norm ochrony klimatu.

Na ile już zaprzysiężony prezydent Macron będzie realizował te postulaty? To się dopiero okaże. Gdyby był konsekwentny i utrzymał w sobie ten zielony zapał, to dla polityki energetycznej polskiego rządu nowa prezydentura Francji może być murem, o który roztrzaska się plan wspierania polskiego węgla i górnictwa.

Ale i bez Macrona polska dyplomacja ma problem z przedstawianiem swoich racji na forum unijnym. W ostatnim roku ministerstwa środowiska i energii zanotowały trzy porażki.

Po pierwsze – przegłosowanie 28 kwietnia przez kraje członkowskie UE nowych norm czystości spalin z kominów fabryk i elektrowni. Polska, kraje Europy Środkowo-Wschodniej, ale też Niemcy (największy producent energii z węgla w Europie) były przeciw.

Do dyplomatycznej niemocy przyznało się już po głosowaniu Ministerstwo Środowiska. – Nasz głos, jak również innych popierających nas państw, został pominięty – przyznał z rozbrajającą szczerością resort Jana Szyszki.

Choć nowe przepisy oznaczają czystsze powietrze, to Polska nie chce ponosić kosztów modernizacji. Dostosowanie się do nowych norm to według różnych szacunków wydatki rzędu nawet 12 mld zł. To koszt, który warto ponieść, a rządowi nie brakuje inicjatyw i pomysłów na znajdowanie pieniędzy na inwestycje, ot weźmy choćby Polski Fundusz Rozwoju.

Po drugie – rząd przegrywa batalię o finansowanie sztandarowej obietnicy Beaty Szydło – nowej elektrowni w Ostrołęce za blisko 6 mld zł. Paradoksalnie, żeby przy obecnych niskich cenach prądu sfinansować tak dużą budowę elektrowni węglowej, potrzebne są subsydia – zupełnie jak subsydia niezbędne do rozwoju OZE.

Ale w listopadzie Komisja Europejska ogłosiła, że węgiel na taką pomoc nie ma co liczyć. W kręgach eksperckich ta decyzja została oceniona jako precyzyjny cios wymierzony w rząd PiS – bo tylko Polska w całej UE chce budować nowe elektrownie węglowe.

W sprawie subsydiów do węgla negocjacje trwają, ale w wyniku decyzji Brukseli tempo prac nad ustawą, która miała wprowadzić dotacje dla elektrowni węglowych, wyraźnie spadło. Wiceminister Grzegorz Tobiszowski mówił niedawno, że „ramy ustawy” mają być gotowe do wakacji.

Trzecią porażką rządu jest przegłosowana w lutym przez Parlament Europejski i unijnych ministrów środowiska reforma systemu handlowania prawami do emisji CO2.
Tak zwany system ETS polega na tym, że fabryki i elektrownie płacą za każdą wysłaną do atmosfery tonę CO2 (Polska ma przywileje – do 2030 r. będzie dostawać część uprawnień za darmo).

Reforma ma na celu podniesienie cen praw do emisji i ograniczenie dostępu do darmowych pozwoleń na emisję.

Polska była przeciw, ale i tym razem minister Jan Szyszko nic nie wskórał. – Jestem zdumiony tym, co tu się dzieje – skomentował decyzję europejskich państw minister środowiska Jan Szyszko.

Taka jest antyskuteczność polityki polskiego rządu.

Między bajki można włożyć postulaty niektórych ekologów dotyczące natychmiastowego porzucenia przez Polskę węgla – będziemy z niego korzystać jeszcze przez kilka dziesięcioleci. Problem w tym, że polski rząd swoimi decyzjami chce utrwalić monopol węgla jako głównego źródła energii w Polsce nie na kilkadziesiąt, ale i nawet na 100 lat. Na to w UE nie ma zgody.

Kiepskie relacje PiS z nowym, proekologicznym prezydentem Francji to nie tylko kontynuacja negocjacyjnej niemocy, ale też dobry pretekst dla Macrona, aby naciskać na rząd w Warszawie – nie poprzez sankcje, ale politykę klimatyczną.

Zobacz: Czy Macronowi się uda? Edwy Plenel z „Mediapart” w rozmowie z Bartoszem Wielińskim

Czy Macronowi się uda? Edwy Plenel z „Mediapart” w rozmowie z Bartoszem Wielińskim

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21787607,video.html

 

wyborcza.pl

Dlaczego spadł ważny projekt PiS ws. sądów? Oficjalna wersja różni się od rzeczywistej

Jacek Gądek, 10.05.2017

Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości w rządzie PiS

Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości w rządzie PiS (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W Sejmie są dwa projekty, które przeorają polskie sądy. Dziś ten, który pozwala ministrowi sprawiedliwości zmienić ich prezesów, spadł z porządku obrad. Dlaczego? Kancelaria Sejmu twierdzi, że chce sięgnąć do nowych opinii, ale to jedynie powód oficjalny.

W tle jednak jest bowiem dwa konflikty. Pierwszy: prezydenta i PiS ws. wygaszenia kadencji członków Krajowej Rady Sądownictwa. KRS to opisany w konstytucji organ, który ma stać na straży niezawisłości sądów. Obecnie składa się z 25 członków. W praktyce decydują oni, kto zostaje sędzią. Rządowy projekt chce wygasić kadencje 15 członków KRS i powołać dwie izby Rady (jedną wskazaną przez Sejm, a izby mogłyby wzajemnie blokować swoje decyzje).

I drugi konflikt: ekipy PiS z instytucjami międzynarodowymi. Partia rządząca chce bowiem gasić międzynarodowe zainteresowanie polskimi sądami, a przynajmniej go nie eskalować.

Marszałek Marek Kuchciński zwyczajnie przekazał więc na spotkaniu Konwentu Seniorów, że chce zdjąć najważniejszy punkt aktualnego posiedzenia Sejmu. A rozpoczynając obrady gładko przeszedł do kolejnego.

PiS nie zrezygnuje jednak z głębokiej zmiany w sądach. Powodów tego jest kilka. Po pierwsze: PiS od powstania ma na swoich sztandarach walkę z przestępczością, a sądownictwo uznaje za skamielinę PRL-u. Jarosław Kaczyński mówił wprost. – Polskie sądownictwo, to jest jeden gigantyczny skandal i z tym skandalem trzeba skończyć.

PiS sądów nie odpuści

Reforma sądów to oczko w głowie i misja Zbigniewa Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości dana mu przez prezesa. PiS chce sądy zaorać i zbudować nowy system. Taki plan zresztą miała ta partia dekadę temu, ale koalicja PiS-Samoobrona-LPR nie zdołała go wcielić w życie. Sam prezydent Lech Kaczyński w prywatnych rozmowach ubolewał, że tej sprawy – reformy sądów – PiS nie zdołało tknąć na serio. Z myślą o rewolucji w wymiarze sprawiedliwości ekipa rządowa zabezpieczyła już tyły, odbijając Trybunał Konstytucyjny. Ziobro zakwestionował z kolei prawomocność wyboru trzech „starych” sędziów Trybunału, przez co nominaci PiS mają w nim znaczną przewagę.

I jeszcze jedna rzecz: PiS potrafi działać wbrew sondażom, ale akurat te im sprzyjają. Wedle badania CBOS 51 proc. ankietowanych negatywnie ocenia ogólne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Wśród bolączek sądów Polacy wymieniają: przewlekłość postępowań, ich skomplikowanie, korupcję sędziów i niskie wyroki. Takie społeczne odczucia to wręcz zaproszenie do przeorania sądownictwa. Za pługiem trudno się jednak porozumieć.

Dlaczego? Zmianom w sądach służą projekty ustaw, które wyszły z obozu PiS: (1) poselski o zmianie ustroju sądów (dzięki niemu minister będzie mógł wskazywać prezesów sądów) i (2) rządowy o Krajowej Radzie Sądownictwa (wygasza kadencje członków KRS i tworzy go na nowo).

Największe kontrowersje – nie tylko prawne, ale i polityczne – budzi drugi projekt (o KRS). A nie ten pierwszy (o ustroju sądów), który spadł z porządku posiedzenia Sejmu, ale zapewne wróci.

KS: czekamy na kolejne opinie

Dyrektor Centrum Informacyjnego Kancelarii Sejmu Andrzej Grzegrzółka mówi Gazecie.pl: – Projekt (o ustroju sądów – red.) jest materią wielowątkową, wymagającą pogłębionej analizy. Zgodnie z obowiązującymi w tych sprawach procedurami został rozesłany do kilkunastu instytucji w celu jego zaopiniowania. Aktualnie Kancelaria Sejmu oczekuje na opinie dotyczące tej propozycji legislacyjnej. W przypadku podjęcia decyzji o jego włączeniu do porządku obrad jednego z kolejnych posiedzeń Sejmu informacja ta zostanie niezwłocznie upubliczniona na stronie internetowej Sejmu.

Wynika z tego tyle, że sądy zostaną przeorane, ale może to potrwać nieco dłużej. Nieco. PiS wyciągając wnioski z wojenki z Komisją Wenecką (a potem Europejską) ws. Trybunału Konstytucyjnego, nie chce zbyt mocno prowokować tym razem zainteresowania agend Organizacji Narodów Zjednoczonych, a te już się Warszawie przyglądają.

Posłowie PiS – w tym wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik – oficjalnie mówią, że sami nie wiedzą dlaczego projekt spadł. Jednak przy okazji opóźnienia prac PiS może stworzyć pozory szukania kompromisu ze środowiskiem prawniczym ws. sądów, uwzględnić niektóre pomysły opozycji czy przyjąć część zastrzeżeń z opinii, które spływają do marszałka Sejmu. Trzonu ustawy o ustroju sądów to nie zmieni, a da argument, że projekt został gruntownie przedyskutowany i poprawiony.

Co jednak ważne: dzień wcześniej Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka nie zakończyła prac przy ustawie o KRS i przerwała posiedzenie. To ona jest zarzewiem konfliktu w obozie „dobrej zmiany”. Obie te ustawy musiały być tematem rozmowy, jaką tuż przed rozpoczęciem obrad ucięli sobie poseł Stanisław Piotrowicz (pilotujący je w Sejmie) i minister Zbigniew Ziobro.

Zobacz także: Andrzej Duda ogłasza, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków

Andrzej Duda mówi „nie”

Prezydent Andrzej Duda – doktor prawa – publicznie stwierdził bowiem, że wygaszenie ustawą zapisanych w konstytucji kadencji jest złym pomysłem. – Uważam, że nie powinno wprowadzać się takich rozwiązań jak wygaszenie kadencji członków KRS przed upływem konstytucyjnego terminu zakończenia tej kadencji. Uważam, że to nie jest dobra praktyka, żeby to robić ustawowo – mówił prezydent.

Ziobro i prezes PiS nie chcą jednak okrawać reformy. Jeśli kadencje członków KRS nie zostaną przerwane, to reforma KRS w praktyce wejdzie przecież w życie z paroletnim opóźnieniem.

Marek Magierowski zapowiadał, że prezydent będzie się uważnie przyglądał i ustawie o KRS, i tej o sądach powszechnych. – Pan prezydent jest prawnikiem, więc ze szczególną uwagą śledzi te wszystkie zmiany (dot. KRS – red.) i myślę, że podobnie będzie w przypadku ustawy o ustroju sądów – mówił w kwietniu. Tymczasem prace komisji ws. ustawy o KRS jak i debata o ustawie o ustrojach sądów zbiegły się z istotną podróżą Andrzeja Dudy po państw Afryki. Poważnych rozmów nie sposób prowadzić na odległość.

Dwa fronty: wewnętrzny i międzynarodowy

Obóz PiS nie może sobie pozwolić na otwartą „wojnę domową” w sprawie reformy sądownictwa, która jest przecież na ich sztandarach od lat. A taką wojną byłoby weto Andrzeja Dudy do którejkolwiek z tych dwóch ustaw dot. sądów. Weto jest jednak  bardzo mało prawdopodobne i niemal samobójcze. Prezydent musi coś tu ugrać, by pokazać, że istnieje jako polityk, a nie notariusz.

Kolejna wojna na arenie międzynarodowej też PiS-owi by zaszkodziła. Obóz rządzący odkładając prace nad reformą sądownictwa chce zamknąć front wewnętrzny (z prezydentem) i przynajmniej nie doprowadzić do eskalacji konfliktu z instytucjami międzynarodowymi.

gazeta.pl

Rewizor ONZ przyjeżdża do rządu PiS

Rewizor ONZ przyjeżdża do rządu PiS

Rząd PiS odnosi kolejny sukces. Poprzednicy obecnych władz bardzo się starali, trzeba było jednak czekać na rząd Jarosława Kaczyńskiego (piszę to świadomie, bo Beata Szydło w ogóle nie jest zorientowana, o co w rządzeniu biega, może tylko popłakać się, jak na unijnym szczycie).

Do Polski przyjeżdża rewizor, tj. przedstawiciel ONZ ds. niezawisłości sądów. No, jak? Usta otwarte, język połknięty? Nie piszę do czytelników, ale do Marka Kuchcińskiego, który sprawuje urząd kompletnie do niego się nie nadając. Spieszę poinformować, jaki to urząd – marszałka Sejmu. Kuchciński otwierał usta, ale połknął język, a w każdym razie pierwszy punkt porządku obrad Sejmu. Połknął z popitką. I facetowi przeszło. Później zakąsi, acz niekoniecznie na sali sejmowej, bo może odbyć się na zupełnie innej sali i to z paragrafami.

Sejm miał zająć się ustawą, którą podporządkuje sądy politykom partii rządzącej. Czyli niezawisłość przeistoczyłaby się w zawisłość od Kaczyńskiego, a ten sądziłby po swojej sprawiedliwości. Kuchciński (facecik – przypominam) rozmawiał długo ze Zbigniewem Ziobrą, a następnie poinformował Konwent Seniorów, iż punkt pierwszy obrad spada z wokandy, tj. z obrad Sejmu (na wokandę to Kuchcińskiemu dopiero wejdą konkretne punkty z paragrafami; okazuje się, że ja też mylę porządki). Punktem pierwszym miało być pierwsze czytanie ustawy o odebraniu niezawisłości sądom.

Karnie w Sejmie stawił się cały rząd z pełniącą obowiązki Kaczyńskiego – Beatą Szydło. Gdy jednak facecik Kuchciński przeszedł bezszmerowo do punktu drugiego, ławy rządowe się opróżniły, sala sejmowa opustoszała. Projekt ustawy ma wejść na wokandę za dwa tygodnie.

Pewnikiem rząd udał się do wszystkim w Polsce znanego miejsca, z którego jest transmitowana groteska „Ucho prezesa”. Idę o zakład, że Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju jest o niebo lepszym prezesem, niż Jarosław Kaczyński, który przecież ma za sobą rolę w innym hicie „O dwóch takich, co ukradli Księżyc”.

Trzymam się jednak mojego spostrzeżenia – rewizora. W „Uchu prezesa” na Nowogrodzkiej musi się odbywać narada z Adrianem (Dudą) pod drzwiami, ale ja wpadłem na pomysł, że mogę wcielić się w rewizora, podam się za Johna Doe z ONZ, egzemplarz Konstytucji RP mam, pomacham nim przed odpowiednimi nosami i zakomunikuję: już jestem.
Prezes wszak nie zna żadnego języka. Zobaczymy, co wskóram, acz ręce schowam za siebie, aby nie dać się w nie całować, nie lubię tej obleśności prezesa.

Waldemar Mystkowski

 

Co Wy na to ? Przypadek? Winny sie znalazł 😂

 

Na miejscu Szefernakera nie szedłbym na starcie z Trzaskowskim. Szef troli reprezentuje poziom niezbyt bystrego uczniaka klepiącego banały.

ŚRODA, 10 MAJA 2017, 18:32

Kantar Public: PiS z 1 pkt. przewagą, Nowoczesna na granicy progu, SLD poza Sejmem

Tak prezentują się wyniki sondażu Kantar Public, cytowanego przez „Gazetę Wyborczą”:

PiS – 28%
PO – 27%
Kukiz ’15 – 10%
Nowoczesna – 5%
SLD – 4%
PSL – 2%
Razem – 2%
Wolność – 2%
TR – 1%
Trudno powiedzieć – 15%

Sondaż przeprowadzony telefonicznie 8 maja na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie 1000 dorosłych Polaków.

300polityka.pl

ŚRODA, 10 MAJA 2017

STAN GRY: DGP: Relacje z USA sukcesem Macierewicza, Wajrak kpi z PO, Wolski: GW wspiera Biedronia przeciw Tuskowi

DWA LATA TEMU ANDRZEJ DUDA WYGRAŁ Z BRONISŁAWEM KOMOROWSKIM PIERWSZĄ TURĘ WYBORÓW PREZYDENCKICH.

ADAM WAJRAK O WYPOWIEDZIACH SCHETYNY NT. ZWIĄZKÓW PARTNERSKICH – napisał na FB: “Bardzo mi się podoba takie podejście… w takim razie o głosowaniu na PO też pogadamy po następnych wyborach”.

Dzisiaj w Katowicach rozpoczyna się IX Europejski Kongres Gospodarczy, w którym weźmie udział także Mateusz Morawiecki. Na 14:45 zaplanowano panel z jego udziałem „Przede wszystkim inwestycje”.

Transmisja z wybranych sesji Kongresu dostępna będzie na stronie napedzamyprzyszlosc.pl. O 11:30 rozpocznie się panel „Nowy model inwestycji w energetyce”, a o 17:00 – „Energetyka w Europie – najważniejsze pytania”.

RADNI WOJEWÓDZCY PIS ZARABIAJĄ PO 40 TYS. W PGE DYSTRRYBUCJA – KTO ZYSKAŁ NA DOBREJ ZMIANIE – jedynka Dziennika Wschodniego: http://www.press.pl/jedynki/pokaz.php?dzien=2017-05-10&id_g=38

300LIVE: Kraśko zarzuca Siemoniakowi brak różnic PO z Błaszczakiem, Kosiniak o wspólnym starcie, Cymański: Pycha z nieba spycha, Jutro sejmowa komisja o wniosku Ziobry do TK, Kukiz poprze referendum Dudy, Czarzasty o pogłoskach o rozmowach Schetyny z PiS nt progów wyborczych: http://300polityka.pl/live/2017/05/10/

SE: SZYDŁO DAŁA MACIEREWICZOWI 33 TYS. NAGRODY: http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/szydo-daa-macierewiczowi-33-tys-nagrody-za-co_990717.html

REFERENDUM RAZEM Z WYBORAMI? TO WYKLUCZONE – DGP: https://edgp.gazetaprawna.pl/artykuly/646925,referendum-razem-z-wyborami-to-wykluczone.html

DUŻO GŁOŚNYCH PORAŻEK I NIECO MNIEJ CICHYCH, ALE WAŻNYCH SUKCESÓW – Maciej Miłosz w DGP o Macierewiczu: “Dobre relacje z Amerykanami wydają się największym osiągnięciem Antoniego Macierewicza jako ministra obrony. Pod koniec kwietnia przedstawiciele USA ogłosili, że z Niemiec do Poznania przenoszą dowództwo dywizji. Jest to stu żołnierzy. (…) Jeśli jeszcze faktycznie uda się namówić Amerykanów do zbudowania w Polsce magazynów na sprzęt, o czym mowa była jeszcze za poprzedniego rządu, będzie to olbrzymi sukces obecnej ekipy”. http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/549301,mon-antoni-macierewicz-wojsko.html

ŻEBY NIE DOPADŁA WOLNOŚĆ W WERSJI KACZYŃSKIEGO Paweł Wroński w GW: “Tym zaś, którzy przez lata na smoleńskie kłamstwo PiS się nie zgadzali i będą chcieli w środę zademonstrować wobec niego sprzeciw, należy życzyć, by nie dopadła ich wolność w wersji zaproponowanej przez Jarosława Kaczyńskiego”. http://wyborcza.pl/7,75968,21785379,przed-miesiecznica-smolenska-wolnosc-demonstrowania-oczywiscie.html

BYLI GŁUPI, SĄ ŚLEPI – Krzysztof Wołodźko w GPC: “Za niemal całe ideowe zaplecze postplatformerskiej opozycji robi kilka tygodników opinii i gazeta, która najlepsze lata ma już za sobą. A te tytuły, niemal bez zmian, od lat podają do wierzenia swoim wyznawcom te same lumpenliberalne slogany. I nie widzą, jak bardzo przeobraziła się nasza rzeczywistość społeczno-gospodarcza w ostatnich latach. Zbyt mało z niej rozumieją, żeby zbudować sensowną ideową kontrpropozycję dla obecnej władzy”. http://gpcodziennie.pl/63815-byliglupisaslepi.html

IMPERIUM SZYSZKI – GW: “Jednym podpisem prezydent podwoił imperium zarządzane przez Jana Szyszkę. Minister środowiska w rządzie PiS dysponuje już nie tylko tysiącami etatów, m.in. w Lasach Państwowych, i miliardami euro z UE na ekologię, ale też ponad 10 mld zł na ochronę środowiska w regionach. (…) – Za czasów PO chodził żart, że Donald Tusk nie pamięta nazwiska swojego ministra środowiska, bo on zajmuje się błahymi sprawami. Dziś Jan Szyszko jest jednym z najsilniejszych ministrów w rządzie PiS – mówi były ekspert Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska”. http://wyborcza.pl/7,75398,21787615,imperium-szyszki-milardy-i-etaty-to-teraz-jeden-z-najsilniejszych.html

STALIŚMY SIĘ PRZYKŁADEM TRIUMFU PIENIACTWA I PROWINCJONALIZMU – mówi Radosław Sikorski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “ – PiS, prowadząc nieodpowiedzialną politykę wewnętrzną i zagraniczną, stawia Polskę pod unijnym pręgierzem. Z przykładu udanej polskiej transformacji staliśmy się przykładem triumfu pieniactwa i prowincjonalizmu.
– Minister Macierewicz po wyborze Macrona przypomniał, że Polska nigdy nie zniżyła się do kolaboracji.
– A mnie się zdaje, że w stworzonym przez Sowietów PKWN zasiadali Polacy. Do kolaboracji z Niemcami też byli chętni, choćby przedwojenny premier Leon Kozłowski. Jeśli Kaczyński będzie dalej pozwalał Macierewiczowi niszczyć Wojsko Polskie, to, kto wie, czy znowu nie staniemy kiedyś przed takimi okrutnymi dylematami”.

MAM NADZIEJĘ, ŻE PIS NIE BĘDZIE RZĄDZIŁ PRZEZ CAŁĄ KADENCJĘ MACRONA – mówi dalej Sikorski: “Człowiek, który jest nadzieją Francji i Europy, publicznie podaje Polskę jako przykład negatywny. I to idzie w świat. Mimo że było wiadomo, że wybór Macrona będzie dla Polski dobry. Ale mam nadzieję, że PiS nie będzie rządził przez całą kadencję prezydenta Macrona. Wybór Marine Le Pen, faworytki PiS, skończyłby się kryzysem, a może i upadkiem UE. Prezydent Macron stwarza szansę na reformy w samej Francji, ale także reformy i przetrwania Unii Europejskiej, co jest żywotnym polskim interesem narodowym”.

POWINNIŚMY WRÓCIĆ DO DYSKUSJI O PRZYJĘCIA EURO PO KOLEJNYCH WYBORACH – jeszcze Sikorski mówi Nizinkiewiczowi: “I dotrzymalibyśmy jej [daty wejścia Polski do UE], gdyby nie wybuch światowego kryzysu gospodarczego. Słowacja kryzysem finansowym się nie przejęła, unijną walutę przyjęła i ma sukces. W szczególności jeśli chodzi o przyciąganie inwestycji zagranicznych, bo zniknęło ryzyko kursowe. Oczywiście, pod rządami nacjonalistów antyeuropejskich nie ma szans na przyjęcie euro w Polsce. Powinniśmy wrócić do dyskusji o przyjęciu euro po kolejnych wyborach”. http://rp.pl/Rzecz-o-polityce/305099890-Radoslaw-Sikorski-Polska-jest-w-UE-przykladem-pieniactwa-i-prowincjonalizmu.html

EGZAMIN PIS Z KATOLICYZMU – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “Czy nieustanne odwoływanie się do Targowicy, do historycznych przykładów ludzi “gorszego sortu” przybliża nas do politycznego kompromisu? Czy właśnie nie jest to sytuacja, w której argumenty odwołujące się do historii, zastępując racje ekonomiczne, prawne i społeczne? To pytanie do polityków opozycji, ale szczególnie do działaczy Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ to właśnie ta partia najmocniej dziś odwołuje się do nauczania Kościoła katolickiego. A cytowany dokument nie jest dziełem “kontrowersyjnego” dla prawicy papieża Franciszka, ale polskiego episkopatu i został w dodatku przegłosowany przez wszystkich biskupów biorących udział w marcowym 375. plenarnym posiedzeniu Konferencji Episkopatu Polski”. http://rp.pl/Rzecz-o-polityce/305099874-Michal-Szuldrzynski-Egzamin-PiS-z-katolicyzmu.html

OPŁACALNE DLA POLSKI JEST ZASTĄPIENIE ZŁOTEGO WSPÓLNĄ EUROPEJSKĄ WALUTĄ – pisze w RZ Grzegorz Kołodko: “Rozstrzygające bywają argumenty polityczne, ale doprawdy ważniejsze są ekonomiczne. Nie opowiadałbym się za decyzją w tak ważnej sprawie jak zastąpienie narodowej waluty wspólnym pieniądzem europejskim, gdybym nie był przekonany o opłacalności tego przedsięwzięcia. Ale też nie forsowałbym tego bez uzyskania poparcia większości społeczeństwa. Choć aktualnie jest ono nastawione sceptycznie, to da się przekonać racjonalną i konsekwentną argumentacją”. http://rp.pl/Polska-w-strefie-euro/305099901-Kolodko-pisze-o-nie-przyjeciu-euro-strategiczny–blad.html

NOWE WOJEWÓDZTWA PO 2019 – jak pisze Tomasz Żółciak w DGP: “Zapytane o to MSWiA zadeklarowało, że działania w tym zakresie mogą być podjęte w 2019 r., gdy wynik wyborczy da mandat do kontynuowania zapowiadanych zmian. A to już będzie co najmniej kilka – kilkanaście miesięcy od rozpoczęcia nowej kadencji w samorządach. Co innego, jeśli PiS przyjmie wariant oparty na unijnych perspektywach finansowych. Obecna kończy się w 2020 r. (plus 3 lata na rozliczenie projektów). Wówczas płynnie przeszlibyśmy w nowy okres programowania, ale to oznaczałoby zapewne przyspieszone wybory części władz wojewódzkich”. http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/549305,pis-wojewodztwa-podzial-administracyjny.html

KROK PO KROKU BIEG WYPADKÓW Z PRZETARGIEM HELIKOPTEROWYM rekonstruuje Agnieszka Kublik w GW: http://wyborcza.pl/7,75968,21786026,berczynskigate-krok-po-kroku-kto-jak-i-dlaczego-zestrzelil.html

PREMIER POŁĄCZENIE KNF Z NBP MOŻE BYĆ NIE NA RĘKĘ – Mirosław Chądzyński i Grzegorz Osiecki w DGP: “Jeśli teraz projektem zajmie się kancelaria premiera, prawdopodobieństwo, że zachowa on swój obecny kształt, jest małe. Premier nie ma powodów, by w pełni poprzeć pomysł okrojenia swoich wpływów w KNF. Tym bardziej że plan oddania części władzy z jednego ośrodka na rzecz drugiego wcale nie musi podobać się prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu”. http://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/549303,knf-nbp-jaroslaw-kaczynski.html

FAKT NA JEDYNCE O SZEFIE APARATU SKARBOWEGO: “Trzy doby zabiegów z algami, wyżywienie ekstra dla dwóch osób i prezenty od Uzdrowiska Rabczański Zdrój Medical SPA czekające w dwuosobowym pokoju – tak między 30 kwietnia, a 3 maja wypoczywał wiceminister finansów Marian Banaś (62 l.) ze swoją towarzyszką. Problem w tym, że nie wiadomo, kto za to zapłacił”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/kto-zaplacil-za-majowke-ministra-mariana-banasia-z-rzadu-pis/hp88q3t

DOBRE SAMOPOCZUCIE RZĄDZĄCYCH I BRAK WALKI ZE ŚMIECIÓWKAMI – Tomasz Walczak w SE: “Trudno jednak oczekiwać znaczącego spadku liczby pracujących biednych, skoro rząd – mimo obietnic – nie robi nic, by walczyć że śmieciówkami, które są jedną z głównych przyczyn zjawiska pracujących biednych. A żeby dać pełen obraz tego, jak powodzi się Polakom, dodajmy do tego dane GUS z końca 2016 r., które mówią, że aż 16,5 mln (!), czyli 43,5 proc. z nas żyło poniżej granicy sfery niedostatku. Potrzeba więc większych wysiłków rządu i większej presji na podnoszenie płac, by praca gwarantowała godne życie. Bo na razie gwarantuje tylko dobre samopoczucie rządzącym”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/tomasz-walczak-praca-jest-a-bieda-trwa_990706.html

POLICYJNY REKORD SMOLEŃSKI – Fakt: “Jak dowiedział się Fakt, nad bezpieczeństwem uczestników obchodów w tym roku czuwało aż 3365 policjantów. Koszty tej ochrony były rekordowe – wyniosły aż 706,5 tys. zł. Dla porównania, podczas rocznicy z 2016 r. postawiono w stan gotowości 1853 mundurowych, a akcja funkcjonariuszy kosztowała ponad 394 tys. zł”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/takiej-obstawy-rocznica-katastrofy-jeszcze-nie-miala-zaplacili-krocie/5f6cwqf

MARCIN WOLSKI O GW POPIERAJĄCEJ BIEDRONIA PRZECIW TUSKOWI:

“Kiedy Tusk poszukuje już białego konia,
środowisko „Wyborczej” lansuje Biedronia.
Zna go prawdopodobnie od najlepszej strony:
rządzi Słupskiem i nie jest (chyba) umoczony.
Tylko co z Donaldinho, wręcz nam pęka serce –
zostanie na obczyźnie w jakiejś poniewierce?
A może niech w poczuciu superobowiązku
obaj rządzą ojczyzną.
Jak?
W partnerskim związku!”
http://gpcodziennie.pl/63847-prezydentbiedron.html

PO BEZ PROGRAMU, ALE Z PROPOZYCJĄ DEBAT – tytuł w GPC.

SIEĆ NIE ULECZY SZPITALI – tytuł na jedynce RZ: “Planowana przez rząd reforma nie zmniejszy długu publicznych szpitali, które wejdą do sieci, ale pogrąży prywatne”. https://rp.pl/Farmacja/305099881-Siec-nie-uleczy-szpitali.html

PETRU ODDA ŻONIE MIESZKANIE I 2 MLN ZŁ – Fakt: “Jak udało się skłonić już niebawem eksmęża do takiej hojności? – Z rozpadem małżeństwa Ryszard się pogodził, to się zdarza, ale trzeba pamiętać, że są jeszcze dwie córki. Chce zapewnić im byt i spokojną przyszłość – mówi nam osoba z otoczenia szefa Nowoczesnej. Dodaje, że na tym nie koniec. Petru w przyszłości zamierza regularnie łożyć na dzieci, bo „jako aktywny zawodowo ojciec, uznaje to za swój obowiązek”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/petru-odda-zonie-mieszkanie-i-2-miliony/122pnc2

— Urodziny dziś obchodziłby Sławomir Skrzypek.

URODZINY: Barbara Nowacka, Tomasz Szatkowski, Stanisław Żerko, Tomasz Chaciński, Michał Marszałek, Alicja Chybicka.

300polityka.pl

Komisja ds. Amber Gold – to nie Tusk a Kaczyński

Michał Kuczyński, 10/05/2017

O tym, że sejmowa komisja śledcza mająca zbadać tzw. aferę Amber Gold jest narzędziem przede wszystkim politycznej walki, wiemy nie od dziś. Najlepiej było to widać wczoraj, gdy w demonstracyjny sposób przewodnicząca komisji, Małgorzata Wassermann, próbowała połączyć się telefonicznie z byłym ministrem infrastruktury z czasów rządów Donalda Tuska, Sławomirem Nowakiem, by dowieść, że próbuje uniknąć wezwania przed oblicze komisji. W sukurs przyszły jej zaprzyjaźnione z PiS media i komentatorzy, którzy z tego teatrzyku i humorystycznego podejścia do tej sprawy samego Nowaka zrobili wielką aferę. Pisałem już kiedyś, że komisja najprawdopodobniej zaliczy klęskę, a z wielkiej kariery, którą miała przynieść jej przewodniczącej, najprawdopodobniej nici.

Dziś jednak przez kilka godzin wyglądało na to, że w końcu komisja odkryła układ, dzięki któremu Marcin Plichta mógł bez problemów działać i oszukiwać klientów Amber Gold oraz tanich linii lotniczych OLT. Obraz patologii funkcjonującej w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, “załatwiacze”, ciepłe posadki za nicnierobienie. Redakcja portalu braci Karnowskich tylko na temat tego jednego przesłuchania w ciągu kilku godzin napisała już z 5 artykułów, wszystkie zawierające słowa klucze “szokujące”, “przekręt”, “wieje grozą”.

Wszystko za sprawą przesłuchania byłego prezesa ULC, Grzegorza Kruszyńskiego, w czasie którego świadek zeznał, że decyzję o koncesji dla linii lotniczych Marcina Plichty wydano nie tylko w kilka dni, ale i bez żadnego postępowania sprawdzającego. Nie badano też niekaralności prezesa tej spółki jak i sytuacji finansowej starających się o koncesję firm. Co więcej, prezes ULC podobno się spieszył załatwić sprawę, bo lada moment miał zostać odwołany. Co więcej, po utracie stanowiska pracował z osobami, które potem miały liczne interesy do załatwienia w ULC i pewnie się na tę znajomość powoływały. Pojawiły się sugestie o specjalnych standardach dla właściciela Amber Gold czy o obrazie państwa funkcjonującego teoretycznie. Gdzieś w tle majaczyło się pytanie, kto takiego prezesa, potencjalnego załatwiacza na tym stanowisku ustawił, bo najwyraźniej zrobił to z premedytacją, by Amber Gold mogło oszukać Polaków na 300 mln złotych. Wszyscy chcieli usłyszeć to jedno nazwisko: DONALD TUSK! Pytanie w tej kwestii zadał w końcu poseł PO, Krzysztof Brejza. Pytanie było krótkie, proste i nie sprawiło świadkowi problemów.

“- Panie prezesie, a kto pana powołał?

– premier, na wniosek ministra właściwego do spraw transportu i budownictwa.

– Ale jaki premier? Tusk?

– Premier Kaczyński. Jarosław Kaczyński.

– A kiedy to było?

– We wrześniu 2006 roku”.


Gdy dodamy do tego, że w 2011 roku został odwołany na wniosek ministra Sławomira Nowaka, przez premiera Donalda Tuska, to okazuje się, że zamiast bomby jest kapiszon. Do tego samego wniosku doszła chyba telewizja rządowa TVP Info i operatorzy przekazu z Kancelarii Sejmu bowiem momentalnie przekaz z posiedzenia komisji się skończył. Nie przeczytamy o tym także w żadnym z 5 czy 10 artykułów na portalu Wpolityce. Ten przekaz nie jest kierowany do ludzi, którzy nie daj Boże mogliby jeszcze pomyśleć, że za układem umożliwiającym funkcjonowanie Amber Gold stał naczelnik Jarosław Kaczyński. Tu prawda, podobnie jak w przypadku katastrofy smoleńskiej, może być tylko jedna. To wina Tuska. A tego Brejzę to z komisji śledczej chyba trzeba usunąć, bo rujnuje tak pięknie się zapowiadającą bombę. I po co Ci PiS-ie to było?

crowdmedia.pl

Rewizor ONZ przyjeżdża do rządu PiS

Rząd PiS odnosi kolejny sukces. Poprzednicy obecnych władz bardzo się starali, trzeba było jednak czekać na rząd Jarosława Kaczyńskiego (piszę to świadomie, bo Beata Szydło w ogóle nie jest zorientowana o co w rządzeniu biega, może tylko popłakać się, jak na unijnym szczycie).

Do Polski przyjeżdża rewizor, tj. przedstawiciel ONZ ds. niezawisłości sądów. No, jak? Usta otwarte, język połknięty? Nie piszę do czytelników, ale do Marka Kuchcińskiego, który sprawuje urząd kompletnie do niego się nie nadając. Spieszę poinformować, jaki to urząd – marszałka Sejmu.

Kuchciński otwierał usta, ale połknął język, a w każdym razie pierwszy punkt porządku obrad Sejmu. Połknął z popitką. I facetowi przeszło. Później zakąsi, acz niekoniecznie na sali sejmowej, bo może odbyć się na zupełnie innej sali i to z pragrafami.

Sejm miał zająć się ustawą, którą podporządkuje sądy politykom partii rządzącej. Czyli niezawisłość przeistoczyłaby się w zawisłość od Kaczyńskiego, a ten sądziłby po swojej sprawiedliwości.

Kuchciński (facecik – przypominam) rozmawiał długo ze Zbigniewem Ziobro, a następnie poinformował konwent seniorów, iż punkt pierwszy obrad spada z wokandy, tj. z obrad Sejmu (na wokandę to Kuchcińskiemu dopiero wejdą konkretne punkty z paragrafami; okazuje się, że ja też mylę porządki). Punktem pierwszym miało być pierwsze czytanie ustawy o odebraniu niezawisłości sądom.

Karnie w Sejmie stawił się cały rząd z pełniąca obowiązki Kaczyńskiego – Beatą Szydło. Gdy jednak facecik Kuchciński przeszedł bezszmerowo do punktu drugiego, ławy rządowe się opróżniły, sala sejmowa opustoszała. Projekt ustawy ma wejść na wokandę za dwa tygodnie.

Pewnikiem rząd udał się do wszystkim w Polsce znanego miejsca, z którego jest transmitowana groteska „Ucho prezesa”. Idę o zakład, że Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju jest o niebo lepszym prezesem, niż Jarosław Kaczyński, który przecież ma za sobą rolę w innym hicie „O dwóch takich, co ukradli Księżyc”.

Trzymam się jednak mojego spostrzeżenia – rewizora. W „Uchu prezesa” na Nowogrodzkiej musi się odbywać narada z Adrianem (Dudą) pod drzwiami, ale ja wpadłem na pomysł, że mogę wcielić się w rewizora, podam się za Johna Doe z ONZ, egzemplarz Konstytucji RP mam, pomacham nim prezed odpowiednimi nosami i zakomunikuję: już jestem.

Prezes wszak nie zna żadnego języka. Zobaczymy, co wskóram, acz ręce schowam za siebie, aby nie dać się w nie całować, nie lubię tej obleśności prezesa.

Agnieszka Kublik

Dr Berczyński „w kręgu podejrzeń”, czyli trójca dowodowa

10 maja 2017

Wacław Berczyński

Wacław Berczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Wygląda na to, że głośny ostatnio przypadek dr. Wacława Berczyńskiego, zwolennika hipotezy zamachu smoleńskiego, b. doradcy szefa MON Antoniego Macierewicza, b. szefa MON-owskiej podkomisji smoleńskiej, może wypełniać warunki trójcy dowodowej.

Ich łączne spełnienie to silna poszlaka na naruszenie prawa. Ta trójca to: motyw, okoliczności i sposobność. W przypadku Berczyńskiego może to wyglądać tak:

* Motyw. Dr Berczyński od 1985 do 2007 r. pracował w Boeingu jako inżynier oprogramowania. Ta firma pomogła mu życiowo – zaciągnął w niej kredyt na 200 tys. dol., były to pieniądze z zakładowego funduszu. Berczyński ma – razem z żoną – kupiony za 850 tys. dol. w gotówce dom w Richmond w Kalifornii. Według „Super Expressu”, który dotarł do wykazu domów i apartamentów Berczyńskiego, ma on też dom w Springfield koło Filadelfii wart obecnie prawie 530 tys. dol., trzy kamienice w centrum Filadelfii – za ponad 1,2 mln dol., dwa apartamenty i dom w Cape May w New Jersey – za 500 tys. dol., 462 tys. dol. i 560 tys. dol.

W 2016 r. (od końca stycznia do początku września) Berczyński przeglądał dokumenty przetargowe dotyczące zakupu przez Polskę śmigłowców Caracal produkowanych przez Airbusa, międzynarodowego konkurenta Boeinga. Działanie na niekorzyść konkurencji Boeinga wygląda na korzystne dla Boeinga.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Berczyńskigate krok po kroku. Kto, jak i dlaczego zestrzelił 50 caracali

* Okoliczności. Przetarg na caracale, który Berczyński – jak się sam pochwalił w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” – „wykończył”.

* Sposobność. Po wygranej PiS w 2015 r. Berczyński był bardzo blisko Macierewicza. Został jednym z jego 21 doradców, potem szefem MON-owskiej podkomisji smoleńskiej. Dostał od Macierewicza – też sam o tym powiedział – dostęp do przetargowej dokumentacji. To dokumenty niejawne, a Berczyński nie miał potrzebnego certyfikatu. Gdy Berczyński skończył studiowanie dokumentów, Polska zerwała umowę z Airbusem.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: 21 tys. stron dokumentów z MON dla kolegów Macierewicza

Zobacz: Szef MON kluczy w sprawie Berczyńskiego. I atakuje dziennikarkę

Szef MON kluczy w sprawie Berczyńskiego. I atakuje dziennikarkę

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21789886,video.html

W 2007 r. premier Jarosław Kaczyński, tłumacząc odwołanie członka swojego rządu – wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera – użył określenia, że znalazł się on „w kręgu podejrzeń”.

Teraz Berczyński nie tyle znalazł się w kręgu podejrzeń, ile sam go stworzył. Ani CBA, ani prokuratura, ani minister Ziobro, ani minister Macierewicz, ani szef PiS Kaczyński nie zdołali zatrzymać go w Polsce, gdy wyszło na jaw, że „wykończył caracale”. I tak w kręgu podejrzeń znaleźli się oni wszyscy. Berczyński ich do niego wciągnął, a sam poleciał do Ameryki.

I znów pojawia się trójca dowodowa. Bo Berczyński mógł mieć motyw – ucieczkę przed pytaniami wymiaru sprawiedliwości. Okoliczności są takie, że Platforma złożyła zawiadomienie do prokuratury w sprawie jego udziału w „wykończeniu caracali”. Sposobność – nikt go nie zatrzymywał, przeciwnie, od Macierewicza dostał gorące podziękowania.

wyborcza.pl

Walec PiS jedzie przez sądy, ale coś zgrzyta. Dlaczego spadła debata w Sejmie?

Wojciech Czuchnowski, 10 maja 2017

Minister sprawiedliwości w rządzie PiS Zbigniew Ziobro

Minister sprawiedliwości w rządzie PiS Zbigniew Ziobro (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Do Polski ma przyjechać przedstawiciel ONZ ds. niezawisłości sądów. Jest zaniepokojony informacjami o planach pacyfikacji sądownictwa przez rząd PiS. W środę z porządku obrad w Sejmie spadło pierwsze czytanie ustawy podporządkowującej sądy ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze.

Nowa ustawa o ustroju sądów powszechnych miała być pierwsza w środowym porządku obrad Sejmu. Zaplanowane było jej głosowanie po pierwszym czytaniu. Dlatego w Sejmie zjawił się prawie cały rząd, pełne były też ławy poselskie wszystkich klubów.

Zanim marszałek Marek Kuchciński (PiS) otworzył obrady, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro długo rozmawiał z posłem PiS Stanisławem Piotrowiczem, szefem sejmowej komisji sprawiedliwości, która miała zająć się projektem. Potem Kuchciński zaczął posiedzenie i niczego nie tłumacząc, natychmiast przeszedł do punktu drugiego. Sala opustoszała.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Reforma Zbigniewa Ziobry. Pięć kroków, w których PiS przejmie sądy

Walec PiS zazgrzytał

Co się stało? – Podczas Konwentu Seniorów marszałek po prostu zgłosił zdjęcie tego punktu z posiedzenia. Nie protestowaliśmy, bo to zły projekt, który w ogóle nie powinien być procedowany, więc uznaliśmy, że dobrze się stało – tłumaczy wicemarszałek Małgorzata Kidawa-Błońska z PO.

Formalnie zdjęcie projektu z porządku obrad powinno być przegłosowane na forum Sejmu.

Przyczyn falstartu nie potrafi podać Bartłomiej Wróblewski (PiS), poseł wnioskodawca projektu. – Z tego, co wiem, to nie wpłynęły wszystkie opinie, dlatego zdecydowano o przesunięciu debaty o dwa tygodnie – mówi „Wyborczej”.

Projekt budzi sprzeciw opozycji i większości środowisk prawniczych. „Wyborcza” pisała o nim jako pierwsza. Zakłada pełną władzę ministra sprawiedliwości nad obsadą stanowisk prezesów sądów. Po wprowadzeniu zmian minister Ziobro będzie mógł w ciągu sześciu miesięcy wymienić prezesów sądów, których pracę oceni negatywnie. Nie będzie przy tym związany opinią Krajowej Rady Sądownictwa czy zgromadzeń sędziów. Prezesami w sądach wyższej instancji (okręgowe, apelacyjne) będą mogli zostać sędziowie z sądów rejonowych, o ile wyznaczy ich minister. Ziobro będzie mógł też na każdym etapie żądać od prezesów informacji o stanie wybranego  postępowania sądowego.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: PiS przejmuje sądy. Sędzia Waldemar Żurek: Jak sądy upadną, nic już obywatela nie obroni

Według opinii organizacji sędziowskich oraz instytucji unijnych projekt razem z ustawą podporządkowującą Sejmowi wybór członków Krajowej Rady Sądownictwa ma doprowadzić do podporządkowania władzy sądowniczej politykom. Nawet sejmowe Biuro Analiz oceniło, że zmiany mogą spowodować „naruszenie zasady trójpodziału władzy objętej zasadami demokracji i państwa prawnego”.

Mimo że założenia projektu w pełni akceptuje Ziobro, to dokument wchodzi pod obrady jako projekt poselski. To sposób na przyspieszenie prac z pominięciem konsultacji.

Zobacz: Bolszewicka determinacja PiS w niszczeniu sądów – w 3×3 T. Siemoniak o projekcie Ziobry

Bolszewicka determinacja PiS w niszczeniu sądów – w 3×3 T. Siemoniak o projekcie Ziobry

http://www.gazeta.tv/plej/19,155165,21631685,video.html

PiS podporządkowuje sądy, ONZ wysyła sprawozdawcę

Pacyfikacja sądów nie przebiega jednak gładko. Najpierw zmiany w KRS przyblokował prezydent Andrzej Duda. Jego wątpliwości wzbudził zapis ustawy, zgodnie z którym po wybraniu przez Sejm 15 sędziów do KRS kadencja obecnej rady wygasa. Komisja Piotrowicza rozpoczęła prace nad ustawą o KRS we wtorek, ale nie przegłosowała jeszcze poprawek. Teraz walec zazgrzytał przy ustawie o sądach.

Według źródeł „Wyborczej” jedną z przyczyn jest rosnące zaniepokojenie sytuacją w polskim wymiarze sprawiedliwości płynące od międzynarodowych organizacji, do których należy Polska. We wtorek sprawa była poruszana w Genewie podczas Powszechnego Przeglądu Okresowego Praw Człowieka państw ONZ. Do Polski ma przyjechać specjalny sprawozdawca Narodów Zjednoczonych ds. Niezawisłości Sędziów i Prawników. Chce na miejscu ocenić, czy Polska spełnia międzynarodowe standardy chroniące niezależność władzy sądowniczej.

wyborcza.pl

33 tys. zł nagrody dla Macierewicza

33 tys. zł nagrody dla Macierewicza

Jeśli dać wiarę „Super Expressowi” szef resortu obrony Antoni Macierewicz zgarnął w minionym roku 33 tys. zł tytułem nagród. W ten sposób swoje uznanie dla zasług i osiągnięć ministerstwa wyraziła premier Beata Szydło. Nagrodziła również sekretarza stanu kwotą 17 tys. zł i trzech podsekretarzy stanu w MON –  po 15 tys. zł.  Tak wynika z odpowiedzi wiceministra Bartosza Kownackiego udzielonej na interpelację posła Adama Andruszkiewicza z Kukiz’15.

Ciekawostką jest to, że Macierewicz dostał najwyższe nagrody ze wszystkich ministrów. Piotr Gliński i Konstanty Radziwiłł np. dostali tylko po 23 tys. zł.

Z uzasadnienia wynika, że gratyfikacje w MON przyznano za „skuteczne realizowanie polityki rządu i wdrażanie reform w armii oraz za zapewnienie, przy udziale wojska, bezpieczeństwa uczestnikom ŚDM”.

Wszystko to pozostaje w rażącej sprzeczności z ogólnym wrażeniem dotyczącym sytuacji w resorcie obrony. Krytyczną opinię na ten temat wielokrotnie wyrażała opozycja.

Zdaniem byłego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka 2016. był to rok kompromitacji Macierewicza. „Wszyscy to widzieli, tylko nie premier Szydło” – komentuje Siemoniak.
(Źródło: wp.pl/ Super Express)

koduj24.pl

Finansowe oszustwa i horrendalne premie, czyli rzeczywistość TVP

10.05.2017

 

Telewizja Polska jest w kiepskiej kondycji finansowej i powinna zaciskać pasa? Niekoniecznie. „Gazeta Wyborcza” opisała właśnie, jak w ciągu kilku ostatnich lat TVP traciła dziesiątki albo nawet setki tysięcy złotych z winy oszukujących ją pracowników. Mimo tego, prezes Jacek Kurski hojną ręką rozdaje sowite premie najbardziej zaufanym dziennikarzom.

180 mln straty na koniec 2016 roku i wydane w celu ratowania budżetu obligacje na 300 mln zł. Coraz mniejsze przychody z reklam i abonamentu RTV. Sytuacja finansowa TVP jest nie do pozazdroszczenia. Do tego spadająca oglądalność głównych kanałów – TVP1, TVP2 i TVP Info. Dlatego niedawno prezes Jacek Kurski przyznał, że zamierza wystąpić do Banku Gospodarstwa Krajowego o kredyt na 800 mln zł, który pomógłby w bieżącym funkcjonowaniu publicznego nadawcy i rozwoju kluczowy elementów jego oferty.

Wydawałoby się, że tak dramatyczna sytuacja wymusi na władzach Telewizji Polskiej wdrożenie programu drakońskich oszczędności. Nic bardziej mylnego. Z informacji, do których dotarła „Gazeta Wyborcza” wynika, że publiczny nadawca od kilku lat był notorycznie oszukiwany przez… własnych dziennikarzy.

Sposób: na chorego

Najpopularniejszym przekrętem było branie nieprzysługującego zasiłku chorobowego, który wypłacała stacja. Jak wyglądał taki mechanizm? Przez pierwszą połowę miesiąca dziennikarz brał możliwie jak najwięcej dyżurów, natomiast w drugiej wykorzystywał „napompowany” wcześniej zasiłek chorobowy. Nie brakowało też jednak dziennikarzy, którzy łączyli jedno z drugim, czyli brali i dyżury, i zasiłek, kiedy formalnie przebywali na zwolnieniu.

Chociaż w procederze brało udział wielu dziennikarzy, to rekordzistą jest obecna gwiazda TVP Info – Adrian Klarenbach. Z kontroli zleconej przez władze stacji wynika, że między kwietniem 2010 roku a lutym 2011 roku wziął nienależne 87 tys. zł.

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Jan Szul, były szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, która nadzoruje TVP Info, opowiada, że właśnie to było powodem rozstania się z red. Klarenbachem. Co prawda biuro prasowe TVP poinformowało dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, że wszystkie nadpłacone zasiłki chorobowe zostały zwrócone, ale nie podało już ani kiedy, ani czy nienależne świadczenia spłacono wraz z odsetkami. „Sprawa jest zamknięta” – czytamy.

Sposób: na doczepkę

Drugi sposób na dorobienie się kosztem największego publicznego nadawcy polegał na dopisywaniu do kosztorysów programów nazwisk osób, które z ich produkcją nie miały kompletnie nic wspólnego. Wystarczył podpis kierownika produkcji. Przodowało w tym TVP3, w którym obecnie toczy się w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.

Sposób: nagroda od prezesa

Zostaje wreszcie sposób trzeci, a więc nagrody. Te w Telewizji Polskie były od zawsze, ale za rządów prezesa Kurskiego miały przybrać kuriozalne i pozbawione racjonalnych przesłanek rozmiary. Już w styczniu „Gazeta Wyborcza” opisywała, jak Joanna Klimek – ówczesna szefowa biura koordynacji programowej i marketingu TVP, a prywatnie narzeczona prezesa Kurskiego – otrzymała 50 tys. zł premii. Choć oficjalnie to nie popularny „Kura” przyznał nagrodę swojej partnerce, na Woronicza wszyscy wiedzą, że nie odbyło się to bez jego wiedzy i zgody.

W oficjalnym komunikacie TVP zapewnia, że „w 2016 roku z funduszy nagród zostało nagrodzonych 208 osób fizycznych i podmiotów”. Premie miały zostać wypłacone ze specjalnego funduszu nagród, a żadna z nich nie przekroczyła 35 tys. zł (nie wskazano, czy chodzi o kwotę netto, czy brutto). Czy rzeczywiście? Przeczy temu odręcznie sporządzona notatka prezesa Kurskiego, do której dotarła „Gazeta Wyborcza”.

Wynika z niej choćby, że 40 tys. zł otrzymał specjalista od PR-u Jacek Łęski – gospodarz „Studio Polska”, który w TVP Info prowadzi też programy gospodarcze. Dodatkowe wypłaty trafiły także do Klaudiusza Pobudzina, aktualnie szefa „Teleexpressu” i Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, czy Michała Adamczyka (20 tys. zł) – jednego z prowadzących „Wiadomości”.

Wśród docenionych przez szefa TVP reprezentacja „Wiadomości” jest zresztą o wiele liczniejsza, a w jej skład wchodzą m.in. Marcin Tulicki (15 tys. zł), Jarosław Olechowski, Bartłomiej Graczak i Jan Korab (trzej ostatni od 5 do 10 tys. zł). Co więcej, premii nie wypłacano z przeznaczonego do tego celu funduszu, tylko z Funduszu Popierania Twórczości.

– Prezes Kurski nie chciał, aby to się dostało do oficjalnego obiegu informacji w firmie – mówi „Gazecie Wyborczej” jej informator z TVP.

msn.pl

„Jeżeli wszystko jest dobrze, to dlaczego pan Berczyński uciekł?”

10.05.2017

jnj.jpg

 

– Myślę, że pan Berczyński, który uciekł z Polski do Stanów Zjednoczonych, będąc urzędnikiem, przewodniczącym komisji państwowej do spraw tragedii smoleńskiej, dobrze wiedział, co robi – mówił w „Jeden na jeden” Jacek Rostowski były wicepremier i minister finansów.

Pytany, czy szef MON Antoni Macierewicz miał prawo przyznać m.in. Wacławowi Berczyńskiemu, dostęp do akt dotyczących zakupu przez MON śmigłowców caracal, Jacek Rostowski odpowiedział: „do dokumentów dotyczących przetargu – śmiem wątpić”.

– Myślę, że pan Berczyński, który uciekł z Polski do Stanów Zjednoczonych, będąc urzędnikiem, przewodniczącym komisji państwowej do spraw tragedii smoleńskiej, dobrze wiedział, co robi – ocenił Rostowski.

Sprawę dostępu do dokumentów przetargowych badało pięcioro posłów PO, którzy odwiedzili w piątek siedzibę MON w Warszawie. Do realizacji umowy zakupu caracali nie doszło. Po wizycie politycy PO poinformowali, że do akt związanych z postępowaniem mieli dostęp: dr Wacław Berczyński, Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz – osoby, które nie zostały zweryfikowane przez polskie służby specjalne i nie miały certyfikatów bezpieczeństwa.

Były wicepremier podkreślił, że sytuacja ta jest jednym z „największych skandali”.

– Ja mam bardzo proste pytanie, nie wchodząc w szczegóły: jeżeli wszystko jest dobrze, to dlaczego pan Berczyński uciekł? – pytał w TVN24 były wicepremier.

msn.pl

Żonaty burmistrz zadurzył się w podwładnej. Mieszkańcy nie wytrzymali

Anna Malinowska, Ewa Furtak, rys. Ireneusz Szuniewicz, 09 maja 2017

Pod wnioskiem o odwołanie burmistrza śląskiego Mikołowa dwa tysiące podpisów zebrały wspólnie PO, PiS i inne miejskie ugrupowania. Bo się chłop zakochał.

O tym, że 52-letni Stanisław Piechula, członek Platformy, jest po uszy zakochany w swojej dwadzieścia lat młodszej asystentce, sam zainteresowany obwieścił na Facebooku. Nie ograniczył się do jednego wpisu.

„Chciałbym przebywać z Aleksandrą non stop, a będąc biologiem z wykształcenia, wiem, że biochemia zakochania dodaje mi niesamowitej energii do pracy i w życiu”.

„Wysoka dopamina w mózgu i adrenalina we krwi daje mi siły i zapał do przenoszenia gór, co też działa super na mój zapał do pracy”.

Nie byłoby w owych wpisach nic niestosownego gdyby nie to, że Piechula jest żonaty i ma dwójkę dzieci.

Toteż internauci nie skąpili mu kąśliwych uwag. „Nie jest Pan człowiekiem honoru i nie jest pan odpowiedzialny, więc nie jest pan odpowiednim człowiekiem na zajmowanym stanowisku. Pańskie potrzeby stały się najważniejsze i jeszcze oczekuje pan aprobaty” – wpis „Cecylianny” był jednym z najbardziej stonowanych.

„Sytuacja częsta, niektórzy nazywają to kryzysem wieku średniego, inni skurwysyństwem. Jak zwał, tak zwał. Wątpię, że kogoś (prócz żony pana i męża pani) to obchodzi? Pan chyba uwierzył, że jest celebrytą…. No, bo kto opisuje takie sprawy na FB? Chyba nikt normalny? Żenada roku”. Ocenił internauta Pieknestraszydlo.

Pojawiły się też nieliczne wpisy z gratulacjami. Szkopuł w tym, że wyznanie burmistrza wcale nie musiało być spontaniczne. Swoje oświadczenie Piechula zamieścił 6 lutego. Akurat dzień później w jednej z lokalnych gazet ukazał się materiał dotyczący romansu z podwładną. Do dziennikarzy zgłosił się świadek, który widział, jak w środku dnia Piechula wraz z asystentką znikali na kilka godzin w jednym z katowickich hosteli.

Może za dużo powiedziałem?

Po wybuchu afery Piechula chętnie rozmawiał z dziennikarzami. Opowiadał o motylach w brzuchu, o tym, że ceni sobie szczerość. Podwładną przeniósł z urzędu miasta do Centrum Usług Wspólnych, co oznacza, że asystentka dalej pracuje w gminnych strukturach.

– Ale nie jestem już jej bezpośrednim szefem. W pracy nie mamy już ze sobą kontaktu – wyjaśniał burmistrz.

To jeszcze bardziej rozwścieczyło lokalnych polityków. Przedstawiciele wszystkich ugrupowań od PO po PiS zawiązali grupę inicjatywną i zaczęli zbierać podpisy pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie odwołania Piechuli. Potrzeba 3 tysięcy podpisów. Aby referendum było ważne, do urn musi iść 7 tysięcy mieszkańców. Burmistrz w rozmowie z nami zapewnia, że zbiórka podpisów wypada słabo. Faktem jest jednak, że może stracić swoje stanowisko. Czy nie żałuje?

– Może za dużo o tym mówiłem, zbyt szeroko. Ale nie żałuję! Dziś może rzeczywiście trochę inaczej bym to wszystko poprowadził. Ale nawet gdybym nie miał romansu, i tak by mnie chcieli odwołać. Przez szesnaście lat Mikołowem rządziła jedna ekipa. Kiedy zostałem burmistrzem, to ten układ rozbiłem. Przeciwko mnie są ci, dla których jestem niewygodny – mówi Piechula.

To jego pierwsza kadencja. Choć jest członkiem PO, do wyborów startował z własnego, lokalnego komitetu. Teraz PO nie chce widzieć go w szeregach. – Poprosiliśmy już pana Piechulę, żeby złożył rezygnację – przyznaje Iwona Pulińska-Leszczyszyn, szefowa mikołowskiej Platformy.

Mateusz Kruszyna, pełnomocnik grupy, która chce przeprowadzić referendum o wyjaśnieniach burmistrza, mówi krótko: to absurd. – Pan Piechula przez całe lata był częścią układu, który rzekomo rozwalił. Był radnym powiatowym z PO, która była w koalicji z ekipą poprzedniego burmistrza. Więc o czym ten człowiek mówi?

Romans był ostatnią kroplą

Referendyści w swoim wniosku punktują Piechulę na wielu polach. Nie tylko w sprawie romansu. Piszą, że nie dba o finanse miasta, jest arogancki w kontaktach z mieszkańcami. Większość zarzutów to ogólniki.

– Na konkrety, a jest ich sporo, przyjdzie czas w czasie kampanii referendalnej – uspokaja Kruszyna.

Stanisława Hajduk-Bies, która została radną z poparciem PiS, zaznacza z kolei, że ujawniony seksskandal był kroplą, która przelała czarę.

– Ten romans to tylko potwierdzenie nieodpowiedzialności burmistrza. Temu człowiekowi po prostu brakuje kompetencji do tego, żeby rządzić miastem. On się na tym nie zna.

W podobnym tonie wypowiada się też Pulińska-Leszczyszyn. – Romanse były, są i będą. A nam chodzi m.in. o to, jak burmistrz gospodaruje w mieście publicznymi pieniędzmi. Miłosne wynurzenia pana Piechuli po prostu dodatkowo rozłożyły nas na łopatki. Nastąpił przesyt.

Wśród referendystów znajdują się też przedsiębiorcy. Piechula wyjaśnia, że jeden z nich prowadzi skład węgla w dzielnicy domów jednorodzinnych, a urząd wydał nakaz usunięcia tegoż. Właściciel nie chce się zgodzić.

Pułapka efektu aureoli

Dr Bohdan Dzieciuchowicz, specjalista kreowania wizerunku, przypomina, co się działo, gdy Ryszard Petru, zamiast wspierać posłanki i posłów protestujących w Sejmie, poleciał do Portugalii z koleżanką. Jak mówi, w dobie mediów społecznościowych, gdy każdy jest fotografem, trudno coś ukryć, zachować tylko dla siebie. Jeśli popełnia się błąd, to wcześniej czy później ktoś się go dogrzebie. Można temu zapobiec, przyznając się zawczasu, bo jednak cenimy sobie odwagę cywilną.

Może więc burmistrz dobrze zrobił, przyznając się do miłości na Facebooku?

– Przede wszystkim mógł się nie zakochiwać – żartuje Dzieciuchowicz. – Ale tak na poważnie, problemem było to, że ta pani nie odeszła z pracy. To klasyczny nepotyzm. Kolejny błąd, jaki popełnił burmistrz, to wdawanie się polemikę – uważa ekspert. Dodaje, że burmistrz nie jest pozbawiony praw obywatelskich i jak każdy inny człowiek może się rozwieść. Gdyby jego partnerka odeszła z pracy, a on wziąłby rozwód, nie musiałby się w ogóle z tego tłumaczyć. To byłaby tylko i wyłącznie jego prywatna sprawa.

Psycholog Anna Bator, wykładowczyni Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, mówi, że wpływ na taką, a nie inną reakcję mieszkańców ma to, że burmistrz ma ich reprezentować. Od takich osób zwykle wymaga się więcej. Np. aby przestrzegały umów społecznych, a taką jest małżeństwo.

– Rodzina jest dla nas wielką wartością. Naruszenie tego obszaru mogło wzbudzić w ludziach niepokój.

Psycholożka dodaje, że w grę wchodzić może także efekt aureoli. To zjawisko polegające na przypisywaniu pozytywnych lub negatywnych cech osobie na podstawie jej wyglądu lub zaobserwowanego zachowania. – Jeśli ktoś np. przychodzi punktualnie na spotkanie z nami, zaczynamy myśleć o nim, że jest sumienny – wyjaśnia.

To samo dotyczy negatywnych cech. Jeśli ktoś nie dotrzymuje umowy małżeńskiej, możemy przypisywać mu inne negatywne cechy, np. że jest to osoba, na której nie można polegać w żadnej dziedzinie życia, bo zmienia decyzje, jest niepewna, niesumienna.

– Wielu mieszkańców pewnie nawet nie zna burmistrza, ale automatycznie przypisują mu teraz cechy negatywne – podsumowuje Bator.

wyborcza.pl

Po pytaniu posłów PO MON ujawnił, ile zarabiał Bartłomiej Misiewicz

Michał Wilgocki, 10 maja 2017

Szef gabinetu politycznego ministra obrony Bartłomiej Misiewicz

Szef gabinetu politycznego ministra obrony Bartłomiej Misiewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

6070 zł wynagrodzenia zasadniczego, 1810 zł „dodatku funkcyjnego” i 4121 zł „dodatku specjalnego” – MON ujawnia, ile zarabiał Bartłomiej Misiewicz.

Pismo z tymi informacjami, które pojawiło się na stronach sejmowych, jest odpowiedzią na pytanie Cezarego Tomczyka i grupy posłów PO. Pod dokumentem podpisany jest wiceminister Bartosz Kownacki.

Poinformował on, że między listopadem 2015 a marcem 2017 Misiewicz dostawał wymienione kwoty – czyli łącznie ok. 12 tys. zł brutto.

1 kwietnia 2017 były rzecznik został asystentem politycznym Antoniego Macierewicza. Według Kownackiego dostawał wtedy – zgodnie z ustawą – od 2590 do 3170 zł. Wiceminister podkreśla również, że od 14 kwietnia Misiewicz nie pracuje w MON, nie pełni żadnych funkcji i nie pobiera wynagrodzenia.

Misiewicz to były szef gabinetu Antoniego Macierewicza, a także jego rzecznik prasowy. W sierpniu 2016 roku odznaczony Złotym Medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. Został też członkiem dwóch rad nadzorczych – w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, a także Energa Ciepło Ostrołęka, choć nie odbył odpowiedniego kursu ani nie ukończył studiów.

Misiewicz wraca do MON

Po okresie krótkiej banicji powrócił do MON, by zajmować się „analizą dezinformacji”. Na początku roku „Fakt” napisał, że Misiewicz podczas wizyty w Białymstoku balował w studenckim klubie. Tabloid relacjonował, że Misiewicz nagabywał didżeja, by ogłosił ze sceny, że jest w klubie. Swojego znajomego miał też pytać, czy chce zostać „ministrem obrony terytorialnej”.

W kwietniu na jaw wyszło, że znów jest zatrudniony w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Według niektórych doniesień – zdementowanych później przez spółkę – miał tam zarabiać nawet 50 tys. zł miesięcznie.

Jarosław Kaczyński zawiesił go w prawach członka PiS. Po spotkaniu ze specjalną komisją (m.in. Joachimem Brudzińskim czy Markiem Suskim) Misiewicz zrezygnował z członkostwa w partii.

Zobacz:

Misiewicz „odstrzelony”. Macierewicz draśnięty. Jak PiS rozegrał kryzys?

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21636569,video.html

 

wyborcza.pl

Agnieszka Kublik

Berczyńskigate krok po kroku. Kto, jak i dlaczego zestrzelił 50 caracali

10 maja 2017

Były juz szef MON-owskiej podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej dr.Wacław Berczyński. Najpewniejszym powodem jego rezygnacji jest wywiad dla 'Dziennika Gazety Prawnej', w którym Berczyński wygłosił zdanie: 'To ja wykończyłem caracale'. I tłumaczył, że przekonał do tego szefa MON Antoniego Macierewicza, który miał mu powiedzieć: 'Bądź moim pełnomocnikiem w sprawie śmigłowców'

Były juz szef MON-owskiej podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej dr.Wacław Berczyński. Najpewniejszym powodem jego rezygnacji jest wywiad dla ‚Dziennika Gazety Prawnej’, w którym Berczyński wygłosił zdanie: ‚To ja wykończyłem caracale’. I… (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Przyjaciel Antoniego Macierewicza dostaje cztery paczki dokumentów w sprawie przetargu na śmigłowce do wojska. Kontrakt zostaje zerwany. Przyjaciel zwraca papiery. Nie wiadomo, komu je pokazywał, gdzie je trzymał, dokąd wyjeżdżał. Przyjaciel dostaje posadę w państwowej spółce.
Pod koniec kwietnia czwórka posłów PO – Cezary Tomczyk, Marcin Kierwiński, Mariusz Witczak i Joanna Kluzik-Rostkowska – przeglądała w MON dokumenty związane z przetargiem na zakup 50 wielozadaniowych śmigłowców dla wojska. Rząd PO-PSL w kwietniu 2015 r. zakwalifikował do końcowego etapu śmigłowiec H225M Caracal produkcji Airbus Helicopters. Kontrakt miał opiewać na 13,5 mld zł. Co najmniej tyle samo powinien wynieść oferowany offset. Pierwsze caracale miały trafić do Polski już w tym roku. Poprzedni gabinet i eksperci wojskowi tłumaczyli, że potrzebujemy tych maszyn, żeby móc szybko przerzucać wojska w warunkach wojny hybrydowej.

PiS w kampanii wyborczej krytykowało tę decyzję. Macierewicz mówił, że przetarg jest „skandaliczny”, bo uderzy w polskie zakłady lotnicze. Później, że francuskie propozycje inwestycyjne nie były satysfakcjonujące. Zapewniał, że on śmigłowce kupi „szybciej i taniej”.

Nie kupił. A teraz na jaw wyszło, że w przetarg wtrącił się Wacław Berczyński. Szef (dziś już były) podkomisji smoleńskiej powołanej przez szefa MON. Publicznie pochwalił się, że doprowadził do anulowania przetargu, czyli do zerwania relacji z Airbusem. Dociekliwi przypomnieli, że Berczyński przez 21 lat – od 1985 do 2007 roku – pracował jako inżynier oprogramowania w Boeingu; firma sfinansowała mu studia i dała kredyt na zakup nieruchomości. A Boeing to światowy konkurent Airbusa. Jest afera.

Posłowie PO prześledzili w MON obieg dokumentów przetargowych. Dokładamy do tego chronologię decyzji wokół caracali. I tak widać ciąg przyczynowo-skutkowy.

2016

20 stycznia – „Nasz Dziennik” informuje: „Ministerstwo Obrony Narodowej szuka sposobu na wycofanie się z wyboru oferty Airbus Helicopters na śmigłowiec wielozadaniowy dla Polskich Sił Zbrojnych”. Gazeta pisze, że sfinalizowanie tego zakupu byłoby niezgodne zarówno z koncepcją modernizacji armii, jak i obietnicami PiS. Jeśli przetarg zostanie unieważniony, Polska będzie musiała zapłacić Airbusowi co najmniej miliard złotych odszkodowania. Dziennik zaznacza, że rząd może załatwić sprawę polubownie – porozumieć się z Francuzami i kupić mniej maszyn w wersjach, których wojsko potrzebuje najpilniej. „Na pozostałe zostanie ogłoszony nowy przetarg, w którym wyraźnie preferowane będą podmioty posiadające duże zakłady w Polsce”.

20 stycznia 2016 r. – p.o szefa centrum operacyjnego MON płk Kazimierz Bednorz powołując się na ustną zgodę Macierewicza („z upoważnienia ministra”), pisze do wiceministra Bartosza Kownackiego że „w dniu dzisiejszym całość dokumentacji przetargowej ma trafić do centrum operacyjnego MON”. Chodzi o 10 tys. 291 z ok. 100 tys. stron częściowo niejawnej dokumentacji przetargowej.

21 stycznia – Bartłomiej Misiewicz, wówczas szef gabinetu Macierewicza i jego rzecznik, dostaje jedną z czterech paczek – nie wiadomo którą – i tego samego dnia ją zwraca. Misiewicz ma od jesieni 2015 r. dostęp do informacji niejawnych.

21 stycznia – tę samą paczkę pobiera i oddaje Kazimierz Nowaczyk, fizyk, wówczas jeden z 21 doradców Macierewicza, dziś następca Berczyńskiego w smoleńskiej podkomisji.

22 stycznia – Macierewicz wystawia Berczyńskiemu pełnomocnictwo na dostęp do informacji niejawnych i pisemne pełnomocnictwo na udział we wszystkim, co dotyczy tego przetargu.

Zobacz:

Może to czysta ludzka ciekawość? Poseł PiS w 3×3 o aktach przeglądanych przez W. Berczyńskiego

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21788882,video.html

Do 25 stycznia Berczyński dostaje wszystkie cztery paczki. Trzyma dokumenty do września. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje przez te wszystkie miesiące, czy były przechowywane w sejfie, czy ktoś jeszcze miał do nich dostęp, bo nie ma obowiązku prowadzenia ewidencji dokumentów zastrzeżonych i poufnych, gdy są pobrane.
Berczyński w tym czasie wyjeżdża za granicę. MON odmawia informacji, kiedy, dokąd i na jak długo.

Ostatnie dni stycznia – Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 w Łodzi, w których Airbus ma ulokować linię montażową, piszą do MON, że Francuzi chcą się wycofać z jednego z kluczowych zobowiązań offsetowych – montażu i integracji systemów pilotażowo-nawigacyjnych. Według WZL-1 to oznaczałoby, że Airbus nie spełni wymagań zapisanych w zaproszeniu do składania ofert.

2 lutego – Antoni Macierewicz odwiedza szefa francuskiego MON Jeana-Yves’a Le Driana. Berczyński leci z Macierewiczem do Paryża jako doradca.

3 lutego – wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański, który towarzyszy premier Szydło podczas wizyty w Paryżu, publikuje oświadczenie: „W sprawie caracali jesteśmy w procesie poprawiania umowy, którą odziedziczyliśmy po poprzednikach. Rozmawiamy na temat tych elementów umowy, które by dobrze służyły polskiemu przemysłowi zbrojeniowemu i nie tylko”.

3 lutego – rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz informuje, że rozmowy ministrów obrony Polski i Francji ws. umowy będą kontynuowane w najbliższych dniach.
3 lutego – PAP donosi, że „źródła w MON twierdzą, że negocjacje offsetowe »idą w złą stronę«”. „Francuzi nie wywiązują się ze zobowiązań” – ocenia anonimowy rozmówca z MON.

4 lutego – Macierewicz powołuje Berczyńskiego na szefa podkomisji ds. ponownego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.

4 lutego – Airbus Helicopters wydaje oświadczenie: „Jedyną prawdziwą informacją jest to, że trwają rozmowy z Ministerstwem Rozwoju oraz że jesteśmy gotowi wspierać naszych polskich partnerów tak jak zawsze deklarowaliśmy, a WZL-1 w Łodzi są jednym z najważniejszych podmiotów w tym gronie”.

5 lutego – Macierewicz: „Oczekuję, że w najbliższych dniach zamknięta zostanie sprawa umowy na zakup śmigłowców Caracal dla wojska, mam przekonanie, że takie porozumienie jest już na stole. Być może będziemy musieli jeszcze jakieś szczegóły doprecyzować, chcemy zamknąć sprawę w najbliższych dniach”.

5 lutego – Misiewicz: „W przypadku unieważnienia starego przetargu i powołania nowego – o ile do tego dojdzie – Airbus będzie mógł do niego podejść ponownie, a samo kontynuowanie przetargu zależy od negocjacji offsetowych”.

14 marca – Macierewicz: „Być może trzeba będzie na nowo rozpisać przetarg w sprawie śmigłowców dla polskiej armii, są problemy z offsetem, do którego wypełnienia zobowiązany był producent wybranych przez poprzednie władze caracali. Chciałbym, żeby w tym przetargu uwzględnione zostały fabryki działające w Polsce”.

9 sierpnia – OKO.press ujawnia, że za „usługi analityczno-doradcze, konsultacje, wydawanie opinii w zakresie bezpieczeństwa państwa na rzecz MON” Berczyński otrzymał 10 tys. zł.; na liście jest też Kazimierz Nowaczyk, dziś następca Berczyńskiego w podkomisji. Według portalu 21 doradców zarobi do końca roku prawie milion złotych.

5 sierpnia – wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki: „Te negocjacje są bardzo trudne, ale negocjacje lubią ciszę, więc szczegółów negocjacji z Airbus Helicopters nie mogę ujawniać. One są prowadzone w sposób bardzo rzetelny po naszej stronie. Chcemy rzeczywiście, żeby ta transakcja się domknęła, ale chcemy, żeby ona domknęła się na warunkach jak najlepszych dla nas, czyli negocjujemy umowę offsetową w takim rozmiarze, aby była korzystna”.

5 sierpnia – „Nasz Dziennik” donosi: „Rząd wycofuje się z kontraktu na francuskie śmigłowce wielozadaniowe. Nikt oficjalnie tego nie potwierdza, choć pojawia się wiele nieoficjalnych informacji, które wskazują na taki scenariusz”.

21 września – Berczyński oddaje dokumenty Centrum Operacyjnego MON.

4 października – Ministerstwo Rozwoju zrywa negocjacje offsetowe. „Kontrahent nie przedstawił oferty offsetowej zabezpieczającej w należyty sposób interes ekonomiczny i bezpieczeństwo państwa polskiego”. Wysokość kontraktu to około 13,5 mld zł i co najmniej tyle powinna wynieść wartość zobowiązań offsetowych – podkreśla komunikat. „Strona polska wykazała pełną otwartość”, „Rozbieżności w stanowiskach negocjacyjnych obu stron uniemożliwiają osiągnięcie kompromisu”.

6 października – Berczyński zostaje szefem rady nadzorczej WZL w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1 w Łodzi, spółce należącej do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, nad którą nadzór właścicielski sprawuje MON.

7 października – Prezydent François Hollande przekłada planowaną na 13 października wizytę w Polsce w ramach polsko-francuskich konsultacji międzyrządowych. Wizytę odwołuje minister obrony Jean-Yves Le Drian. Miał przylecieć 10 października.

11 października – Prezes Airbus Helicopters Guillaume Faury pisze list otwarty do premier Szydło: „Offset oferowany przy zakupie Caracali odpowiadał wartości dostawy z podatkiem, zakładał transfer technologii do państwowych spółek i stworzenie miejsc pracy. Decyzja o zerwaniu negocjacji offsetowych została podjęta jednostronnie przez polskie Ministerstwo Rozwoju”. Prezes podkreśla, że „firma zaoferowała offset o wartości przekraczającej cenę netto dostawy 50 śmigłowców Caracal, która została ustalona w wysokości 10,8 mld zł”. Wartość umów offsetowych miała wynieść tyle ile cena zakupu plus VAT, „co doprowadziło do łącznej wartości offsetu w wysokości 13,4 mld zł”.

24 października – Macierewicz: „Sprawa przetargu na śmigłowce powinna być wyjaśniona do dna; gdyby okazało się, że CBA nie będzie potrafiło tego zrobić albo wyjaśnianie tej sprawy przez Biuro będzie się przedłużało, wtedy potrzebna będzie komisja śledcza”.

2017

21 marca – Pięć miesięcy po zwrocie dokumentów przetargowych Berczyński dostaje certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Informuje o tym wiceminister Kownacki w maju, już po przejrzeniu dokumentów przez posłów PO, żeby udowodnić, że „Berczyński – wbrew ich twierdzeniom – miał certyfikat dostępu do informacji niejawnych”.

31 marca – Inspektorat Uzbrojenia MON i Boeing podpisują umowę na dostawę trzech samolotów średniej wielkości do przewozu VIP-ów. Kontrakt opiewa na około 523 mln dol. netto.

3 kwietnia – Krajowa Izba Odwoławcza orzeka, że Inspektorat Uzbrojenia MON naruszył przepisy, negocjując tylko z Boeingiem.

10 kwietnia – Berczyński ogłasza, że Tu-154M w Smoleńsku został rozerwany eksplozjami bomby termobarycznej w kadłubie, centropłacie i skrzydłach.

14 kwietnia 2017 – Berczyński w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” opowiada o kulisach zerwania kontraktu z Airbusem. „Nie wiem, czy pani wie, ale to ja wykończyłem caracale. Znam się na tym, znam się na śmigłowcach, znam się na lotnictwie. Pamiętam, jak przeczytałem o tych caracalach, o tym, że polski rząd zamierza je kupić, to mi włosy stanęły dęba. Powiedziałem, że to jest przekręt, że Polska nie może tak strasznie przepłacać – i się zaczęło. To był kwiecień 2015 r., jeszcze rządziła PO. Potem wybory wygrał PiS, ministrem obrony został Antoni Macierewicz, który powiedział: »Bądź moim pełnomocnikiem w sprawie śmigłowców«”.

14 kwietnia – MON wydaje oświadczenie: „Wypowiedź dr. Wacława Berczyńskiego nie ma żadnego związku z prowadzonymi i zakończonymi negocjacjami umowy offsetowej ws. kontraktu na zakup śmigłowców Caracal. Pan Wacław Berczyński nie był członkiem zespołu do zbadania ofert offsetowych oraz przeprowadzenia negocjacji w celu zawarcia umowy offsetowej, nie wypowiadał się na ten temat, nie informował ministra obrony narodowej o swoim stanowisku i nie miał żadnych podstaw do wpływania na kształtowanie się decyzji Ministerstwa Rozwoju i Finansów”.

18 kwietnia – PO składa do prokuratury w Szczecinie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Berczyńskiego wraz z wnioskiem o natychmiastowe przesłuchanie go.

20 kwietnia 2017 – Berczyński rezygnuje z pracy w podkomisji i radzie nadzorczej WZL. W liście do Macierewicza pisze, że z powodów osobistych nie może przyjechać do Polski, i prosi o zwolnienie z obowiązków przewodniczącego, dziękuje za możliwość pracy w przemyśle lotniczym. Macierewicz dziękuje Berczyńskiemu na antenie TV Trwam: „Dziękuję Wacku, w imieniu służby. Naprawdę wykonałeś olbrzymią pracę”.

24 kwietnia – Prokuratura Krajowa wydaje komunikat: „Do Prokuratury Regionalnej w Szczecinie wpłynął wniosek o przesłuchanie dr. Wacława Berczyńskiego w ramach śledztwa prowadzonego od 24 października 2016 r. w Prokuraturze Regionalnej w Szczecinie. O czasie i miejscu przesłuchania dr. Wacława Berczyńskiego zdecyduje prokurator prowadzący postępowanie”. Chodzi o śledztwo, w którym specjalny zespół prokuratorów wyjaśnia, co w związku z przetargiem na śmigłowce wydarzyło się od rozpoczęcia przetargu w 2011 r. do 4 października, czyli zerwania kontraktu.

W listopadzie „zwierzchni nadzór służbowy” nad śledztwem objęła Prokuratura Krajowa. Jako prokurator generalny kieruje nią Zbigniew Ziobro.

wyborcza.pl

Dominika Wielowieyska

TVP zagroziło, że złoży na mnie doniesienie do prokuratury, bo „nielegalnie pozyskałam informacje”

09 maja 2017

Czlonek Zarzadu Maciej Stanecki i prezes telewizji publicznej Jacek Kurski podczas konferencji prasowej dotyczacej podsumowania rocznej pracy zarzadu TVP SA

Czlonek Zarzadu Maciej Stanecki i prezes telewizji publicznej Jacek Kurski podczas konferencji prasowej dotyczacej podsumowania rocznej pracy zarzadu TVP SA (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

TVP rządzona przez PiS doniesie na mnie do śledczych kontrolowanych przez PiS za ujawnienie nagród rozdanych przez prezesa TVP dziennikarzom

Agnieszka Kublik napisała w styczniu, że nagrodę 50 tys. zł brutto dostała Joanna Klimek, ówczesna szefowa biura koordynacji programowej i marketingu TVP, a prywatnie narzeczona prezesa TVP Jacka Kurskiego. Ten groził wtedy „Wyborczej” sądem, ale pozwu do dzisiaj nie ma. Zarząd TVP w odpowiedzi na artykuł Kublik napisał, że prezes nie nagradzał swojej narzeczonej.

„W 2016 r. z funduszy nagród Prezesa nagrodzonych zostało 208 osób fizycznych i podmiotów. Jedną z nagradzanych była dyr. Joanna Klimek” – oświadczyła TVP i dodała, że nagroda była niższa, niż napisaliśmy, ale nie podała, ile wyniosła. Zapewne o nagrodzie zdecydował inny członek zarządu TVP. Tylko co to zmienia? W każdej wersji wygląda to na nepotyzm. Ostatecznie dyr. Klimek z TVP odeszła, dostała posadę w państwowym PGNiG, skąd również odeszła, a teraz często widywana jest w gabinecie prezesa TVP.

We wtorek opublikowaliśmy kolejny odcinek z serii „nagrody prezesa TVP”. Dostało je 19 osób, w tym dziennikarze „Wiadomości”, programu uważanego powszechnie za tubę propagandową rządu PiS. I autor programu „Chodzi o pieniądze” Jacek Łęski, który otrzymał wyjątkowo wysoką gratyfikację – 40 tys. zł. Wirtualne Media podają, że jesienią 2016 r. program Łęskiego oglądało w TVP 1 średnio 364 tys. widzów. W tym czasie antenowym TVP przegrała walkę o widza ze wszystkimi swoimi głównymi konkurentami.

Pozostali dostali nagrody od 5 do 20 tys. A to tylko część. Główna lista wciąż jest tajna.

Poprosiłam TVP o komentarz i odpowiedź na pytanie, za co dokładnie jej dziennikarze dostali nagrody. Zamiast tego biuro prasowe TVP zagroziło mi, że złoży doniesienie do prokuratury, bo „nielegalnie pozyskałam informacje”.

TVP rządzona przez PiS doniesie na mnie do śledczych kontrolowanych przez PiS za ujawnienie nagród rozdanych przez prezesa TVP dziennikarzom. Do kompletu pasowałoby tylko, żeby już po oskarżeniu osądził mnie sędzia wskazany przez PiS. Bo tak to będzie wyglądało, gdy w życie wejdzie deforma sądownictwa Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości. Jest to niedopuszczalne zastraszanie dziennikarzy i naruszenie zasady wolności słowa. Obóz władzy czuje się wszechwładny.

TVP jest instytucją państwową, opłacaną z abonamentu. Jeżeli media otrzymują informacje dotyczące finansów telewizji publicznej, to je publikują, bo tego wymaga publiczny interes.

Poprzedni prezesi TVP też wypłacali nagrody roczne dziennikarzom i innym pracownikom, Jacek Kurski nie jest tu wyjątkiem. Ale pozostaje pytanie, jak duże są to nagrody i według jakich kryteriów przyznane.

Z raportu finansowego TVP, który otrzymała Rada Mediów Narodowych, wynika, że telewizja publiczna zamknęła 2016 r. stratą 180 mln zł. Zarząd TVP zdecydował o emisji obligacji o wartości 300 mln i wykorzystano już połowę tego kredytu. W kwietniu tego roku „Dziennik Gazeta Prawna” poinformował, że Kurski chce zaciągnąć kolejny – na 800 mln zł.

W 2016 r. zwolniono z TVP wielu dziennikarzy z przyczyn politycznych, a zarząd przeprowadził program dobrowolnych odejść z firmy. Ale i tak liczba etatów wzrosła, a oglądalność trzech głównych anten TVP spadła. Tak samo wpływy z reklam i abonamentu.

Moje pytanie do TVP, za które grozi mi ona prokuraturą, pragnę zatem rozszerzyć: czy to za takie efekty pracy przyznajecie sobie nawzajem nagrody?

Wysokość nagród w TVPWysokość nagród w TVP GW

Zobacz: Tłuste pulpety propagandy i ciepła wódka – w „Temacie dnia” Robert Makłowicz o tym, jak smakuje TVP

Tłuste pulpety propagandy i ciepła wódka – w „Temacie dnia” Robert Makłowicz o tym, jak smakuje TVP

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21596686,video.html

 

wyborcza.pl

Tak działa lex miesięcznica przygotowana przez PiS. Chcieli manifestować, gdy przemówi Kaczyński

RAFAŁ WÓJCIK, 10 maja 2017Miesięcznica smoleńska, 10.08.2016. Przemawia Jarosław Kaczyński

Miesięcznica smoleńska, 10.08.2016. Przemawia Jarosław Kaczyński (AGATA GRZYBOWSKA)

Środowa kontrmiesięcznica na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie będzie pierwszą nielegalną. Wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera, powołując się na nowe prawo o zgromadzeniach, zakazał Obywatelom RP demonstrowania.

Nowe prawo o zgromadzeniach weszło w życie na początku kwietnia. Pozwala ono, po spełnieniu wyśrubowanych warunków, zgłaszać zgromadzenia cykliczne, przy których nie wolno przeprowadzać innych demonstracji.

Wojewoda z PiS zakazuje

W praktyce z przepisów korzystają tylko organizatorzy miesięcznic katastrofy smoleńskiej. Każdego 10. dnia miesiąca mają na wyłączność od godz. 6 do 22 liczącą 800 metrów trasę w ścisłym centrum stolicy – od Starego Miasta przez plac Zamkowy do ul. Karowej przy Krakowskim Przedmieściu. Majowa miesięcznica będzie pierwszą z taką ochroną prawną.

Kontrdemonstracje wobec miesięcznic od jesieni urządzają Obywatele RP. Pod Pałacem Prezydenckim na zamkniętej trasie postanowili spotkać się także jutro.

Rzecznik prasowy warszawskiego ratusza Bartosz Milczarczyk informuje, że urzędnicy odrzucili siedem wniosków o demonstrację na trasie miesięcznicy. Przy ósmym zgłoszeniu zakazu nie wydali. – W ocenie naszych prawników nie można wydać zakazu demonstracji, jeśli ta została zgłoszona w trybie uproszczonym – tłumaczył.

Inaczej sprawę ocenił wybrany przez PiS wojewoda. Zakazał Obywatelom RP demonstracji, wydając zarządzenie zastępcze. W uzasadnieniu stwierdził, że był do tego zobowiązany, gdy warszawski samorząd nie wypełnił obowiązku zakazu.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Paweł Wroński: Przed miesięcznicą smoleńską. Wolność demonstrowania oczywiście jest. Tyle że dla władzy PiS jest większa

Wojewoda Sipiera powołał się też na przesłane prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz stanowisko Komendy Stołecznej Policji, która uznała, że demonstracja Obywateli RP stworzy zagrożenie dla życia i zdrowia uczestników zgromadzeń.

Przyjdą, gdy przemawiał będzie Kaczyński

Obywatele RP mimo zakazu chcą przyjść na Krakowskie Przedmieście o godz. 20, by „pokazać sprzeciw wobec łamania praw człowieka”. Tu, pod Pałacem Prezydenckim, ma przemawiać prezes PiS Jarosław Kaczyński. – To nie będzie zgromadzenie, każdy będzie odpowiadał za siebie. Policja pewnie będzie nas wynosić jak podczas blokady marszu ONR w Warszawie – mówi Paweł Kasprzak z Obywateli RP.

Nowe przepisy o zgromadzeniach skrytykowały m.in. Sąd Najwyższy, Rzecznik Praw Obywatelskich i przedstawiciele OBWE. Prezydent Andrzej Duda skierował je do Trybunału Konstytucyjnego, ale w marcu TK przy czterech głosach odrębnych orzekł, że ustawa jest zgodna z konstytucją. Był to pierwszy wyrok TK w pełnym składzie, odkąd jego prezesem została wybrana przez PiS sędzia Julia Przyłębska.

wyborcza.pl

MON potwierdza: Berczyński był w Paryżu. Toczyły się tam rozmowy ws. caracali

8/38

10.05.2017
Wacław Berczyński, Antoni Macierewicz

W odpowiedzi na pytanie dziennikarzy „Faktów” TVN, Ministerstwo Obrony Narodowej potwierdziło, że Wacław Berczyński towarzyszył szefowi MON Antoniemu Macierewiczowi w Paryżu, podczas gdy toczyły się tam rozmowy o caracalach. Od początku afery dot. śmigłowców szef resortu obrony utrzymywał, że doniesienia, iż Berczyński miał dostęp do poufnych dokumentów są nieprawdą.

– To upowszechnianie fałszywych informacji – mówił Antoni Macierewicz w poniedziałek, pytany o to, dlaczego Wacław Berczyński miał dostęp do dokumentów dotyczących przetargu na caracale. Jednak już we wtorek wiceminister Bartosz Kownacki mówił, że dostępy takie były możliwe, gdyż była to „dokumentacja archiwalna”.

Dziennikarze „Faktów” TVN wystosowali do MON pytanie, czy Wacław Berczyński towarzyszył szefowi MON w Paryżu w lutym 2016 roku. Toczyły się tam rozmowy o caracalach z francuskim ministrem obrony Jean-Yves’em Dranem. „Potwierdzamy, że dr Wacław Berczyński towarzyszył ministrowi Antoniemu Macierewiczowi podczas wizyty w lutym 2016 roku” – odpowiedział resort. Wcześniej podobne informacje przekazała „Gazeta Wyborcza”, powołując się na swoje ustalenia.

Afera dotycząca przetargu na Caracale miała swój początek, kiedy Wacław Berczyński w jednym z wywiadów dla „Dziennika Gazety Prawnej” chwalił się, że to on „wykończył” kontrakt na zakup caracali. Po publikacji wywiadu, Berczyński zrezygnował ze stanowiska szefa w podkomisji smoleńskiej oraz z rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych w Łodzi. Opuścił też Polskę.

8 maja posłowie PO dali polskiej prokuraturze 48 godzin na wszczęcie z urzędu sprawy przeciwko Antoniemu Macierewiczowi. W odpowiedzi Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że złoży zawiadomienie o fałszywych zarzutach PO w sprawie przetargu na śmigłowce.

 

msn.pl

Posłanka PO zdradza kulisy wizyty w MON. „Wystarczyły dwie godziny”

6/38

09.05.2017
Joanna Kluzik-Rostkowska

– Wbrew pozorom nie skończyłam kursu szybkiego czytania, choć wiem, że takie istnieją. My oczywiście nie przeglądaliśmy całej dokumentacji przetargowej – powiedziała w RMF FM Joanna Kluzik-Rostkowska odnośnie dokumentów dotyczących przetargu na caracale, które udostępniono posłom PO.

– Przed pójściem do Ministerstwa Obrony Narodowej poprosiliśmy o zestaw dokumentów, chodziło nam głównie o dokumenty, które są związane z panem Wacławem Berczyńskim – powiedziała Joanna Kluzik-Rostkowska. – To nie była bardzo obszerna dokumentacja, więc dwie godziny były zupełnie wystarczające do tego, żeby każdy z nas, bo byliśmy tam w piątkę, mógł przejrzeć każdy z tych przygotowanych przez MON dokumentów – dodała.

Kluzik-Rostkowska podkreśliła, że posłowie PO bardzo chcieli, aby minister Zbigniew Ziobro z urzędu zajął się tą sprawą i „zobaczył, co tak naprawdę w Ministerstwie Obrony Narodowej się działo”. – Okazało się, że pan Wacław Berczyński miał dostęp do dokumentów od 22 stycznia i zajmował się nimi 8 miesięcy. Skończył je przeglądać w końcu września, kilka dni później został przetarg unieważniony, jeszcze dwa dni później został szefem rady nadzorczej zakładów w Łodzi. Ten przetarg był dwuwątkowy, czyli część przetargu była przeprowadzana przez MON, czyli przez specjalną komisję przetargową – wyjaśniała. – Jeżeli miałabym komuś wierzyć bardziej, to bardziej wierzę Wacławowi Berczyńskiemu w to, że mówi, że „wykończył caracale”, niż ministrowi obrony narodowej, który się broni dosyć nieudolnie, że tak naprawdę pan Wacław Berczyński nie miał z tym nic wspólnego – przekonywała była minister edukacji.

W piątek 5 maja kilkoro posłów PO w siedzibie MON otrzymało możliwość zapoznania się z dokumentami związanymi z postępowaniem przetargowym na zakup śmigłowców dla wojska. – Można postawić tezę, że w MON powstał alternatywny ośrodek decyzyjny, coś na kształt grupy trzymającej władzę, która poza oficjalnymi kanałami, poza Inspektoratem Uzbrojenia, prowadziła nieformalny nadzór nad postępowaniem przetargowym dotyczącym caracali. Wiele z tych spraw będzie musiało być jeszcze wyjaśnionych – mówił Cezary Tomczyk. Wskazał, że poza Wacławem Berczyńskim, dostęp do częściowo niejawnej dokumentacji mieli także Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz.

 

msn.pl