Jak świętowano w PRL? „Zakupy były koszmarem. O mandarynkach śniłem cały rok”

Krzysztof Lepczyński, 24.12.2014
Warszawa rok 1957, wieczór przed wigiliąWarszawa rok 1957, wieczór przed wigilią (Fot. TADEUSZ ROLKE / AGENCJA GAZETA)

– „Załatwianie” to kluczowe słowo w PRL. Nie kupowaliśmy, załatwialiśmy. Szynkę, karpie, choinkę – wspominał świętowanie sprzed lat w Radiu TOK FM Marek Stremecki z Muzeum Historii Polski. Historyk przyznał, że komuniści nie szli na otwartą wojnę z Bożym Narodzeniem. Godzili się nawet na kompromisy, czego wyrazem były transporty cytrusów. – Zakupy świąteczne były jednak koszmarne – podkreślał Stremecki.
Jeszcze 30 lat temu nagłówki przedświątecznych gazet zajmowały doniesienia o bananach i cytrusach zdążających statkami do Polski. Piotr Maślak rozmawiał w Radiu TOK FM z Markiem Stremeckim z Muzeum Historii Polski o tym, jak wyglądały święta Bożego Narodzenia w PRL.

Stremecki przyznał, że władza nie odważyła się walczyć ze świętami. – Komuniści nigdy nie szli na jawną wojnę ze świętami Bożego Narodzenia – mówił. A nawet szli na ustępstwa. Prasa pełna była informacji o cytrusach z Ameryki Południowej, Kuby czy Maroka. Akurat te kubańskie Stremecki wspominał jako obrzydliwe. Rarytasem były owoce z Hiszpanii. – O mandarynkach śniłem cały rok – rozmarzył się Stremecki. Dostawy owoców nie rozwiązywały jednak przedświątecznych problemów.

„Nie kupowaliśmy, załatwialiśmy”

W połowie grudnia 1980 roku w „Życiu Warszawy” można było przeczytać: „dla ułatwienia zakupów w okresie przedświątecznym władze miasta podjęły decyzję o wprowadzeniu jednorazowego bonu na zakup wyższych gatunków mięsa, wędlin oraz masła”.

– Jak pięknie brzmi eufemizm „dla ułatwienia zakupów” – stwierdził Stremecki. – Ten system był tak niewydolny, że w kraju rolniczym, gdzie nie ma kataklizmów, nie był w stanie wyprodukować jedzenia, ono musiało być wciąż reglamentowane. Zakupy świąteczne były zupełnie koszmarne – mówił.

Historyk wskazywał, że opowieści z PRL pełne są „walki”, „zdobywania” i „załatwiania” różnych towarów. – „Załatwianie” to kluczowe słowo w PRL. Nie kupowaliśmy, załatwialiśmy. Szynkę, karpie, choinkę – wspominał Stremecki.

Karp zastąpił szczupaka

Historyk zaznaczył też, że karp to wynalazek właśnie z PRL. – Tradycyjnym polskim daniem świątecznym przez całe wieki był szczupak. On był na wigilijnym stole w różnych postaciach – przypominał Stremecki. PRL pozwalał jednak w pewnym stopniu na prywatną własność, w tym stawy hodowlane zarybiane właśnie karpiami.

Kluczowymi punktami zaopatrzenia w święta były nie tylko targi i bazary, na które przyjeżdżali „rolnicy indywidualni”. Odwiedzało się także placówki poczty i parafie. – Tam przychodziły paczki z Zachodu – mówił Stremecki. Nawet 20 dolarów, równowartość miesięcznej pensji, pozwalało wybrać się do Peweksu. – Tam kupowano wódkę i zabawki – wspominał Stremecki.

Walka o produkty na świąteczny stół, kolejki i ciągłe braki zaopatrzenia były z punktu widzenia władzy funkcjonalne. – O tym wszystkim rozmawialiśmy przy stole. Jak zdobyłem choinkę, jak zdobyłem szybkę, jak zdobyłem karpia. A na rozmowy o polityce nie starczało miejsca – skwitował Stremecki.

TOK FM

Dodaj komentarz