https://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/wnioski-ekspertow-smolenskich-ktorych-nie-przedstawil-berczynski,746936.html

Czy tylko imprezy masowe organizowane przez Jurka Owsiaka są zagrożone?⚠️

 

B. szef komisji smoleńskiej był sądzony za groźby terrorystyczne? Tłumaczy: „Nie pamiętam”

olg, tps, 07.06.2017

Wacław Berczyński i minister obrony Antoni Macierewicz

Wacław Berczyński i minister obrony Antoni Macierewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Super Express” ustalił, że Wacław Berczyński – do niedawna szef podkomisji smoleńskiej – kilkanaście lat temu trafił do amerykańskiego aresztu. Sam zainteresowany nie zaprzeczył tym doniesieniom wprost.

Według „SE” w sierpniu 2004 roku Berczyński wylądował w areszcie w Filadelfii. Zatrzymał go wówczas jeden z policjantów – podaje gazeta. Miał odpowiadać za „groźby terrorystyczne, obrazę sądu oraz nękanie”. Jak opisuje „SE”, dzień później sąd wyznaczył za niego kaucję w wysokości 2 tys. dolarów. Niedługo potem Berczyńskiego wypuszczono.

Dziennikarze poprosili byłego szefa podkomisji smoleńskiej o komentarz do tych doniesień. Niczemu wprost nie zaprzeczył.

Nic z tego nie pamiętam. Ale z tego co czytam wynika, że obraziłem sąd i groziłem komuś. A na dodatek, że byłem terrorystą. Zważywszy na wysokość kaucji widocznie nie byłem aż taki groźny

– komentuje Berczyński w rozmowie z „SE”. Pod koniec października 2004 roku sąd umorzył postępowanie w sprawie Berczyńskiego. Szczegóły sprawy pozostają jednak nie znane, bo dotyczące jej akta zniszczono.

Tajemnicza dymisja

Wacław Berczyński zrezygnował z kierowania podkomisją smoleńską w kwietniu tego roku, już po rocznicy katastrofy. W piśmie skierowanym wówczas do szefa MON powołał się na „względy osobiste”. Od tamtej pory Berczyński przebywa w swoim domu w USA.

Naukowiec podał się do dymisji niedługo po wywiadzie, którego udzielił „Dziennikowi Gazecie Prawnej”. Gdy zapytano go o sprawę przetargu na śmigłowce dla polskiej armii, odpowiedział, że to on „wykończył caracale”. Opozycja przekonuje, że jeśli Berczyński mówił prawdę, doszło do złamania prawa. Sprawę bada prokuratura.

83. miesięcznica smoleńska. Kaczyński: Żadne krzyki nie pomogą! My tutaj zwyciężymy!

http://www.gazeta.tv/plej/19,150682,21484457,video.html

gazeta.pl

Błaszczak nie zna opinii przygotowanej przez własnych ludzi? Owsiak punktuje ministra

tps, 07.06.2017

Woodstock 2015 - temat konferencji, którą poprowadził Jurek Owsiak. Na zdjęciu Jurek Owsiak, prezes zarządu WOŚP

Woodstock 2015 – temat konferencji, którą poprowadził Jurek Owsiak. Na zdjęciu Jurek Owsiak, prezes zarządu WOŚP (fot. Agata Michalak)

Jurek Owsiak zapewnia – 23. Przystanek Woodstock odbędzie się, a policja już wydała opinię dotyczącą jego bezpieczeństwa. To jego odpowiedź na dzisiejsze słowa szefa MSWiA.

W środę rano minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak zapowiedział, że „w tym roku również opinia policji” o organizacji Przystanku Woodstock będzie „negatywna”. Po tej wypowiedzi pojawiły się pytania, czy impreza przygotowywana przez WOŚP i planowana na sierpień odbędzie się z udziałem mundurowych.

Po południu głos w tej sprawie zabrał sam Jurek Owsiak. W specjalnym oświadczeniu przede wszystkim podziękował służbom podległym MSWiA za dotychczasową współpracę. I dodał przy tym, że wspomniana przez Błaszczaka opinia policji została już wydana – 31 maja tego roku przez Komendę Miejską Policji w Gorzowie Wielkopolskim.

Nie jest ona – jak Pan mówi negatywna – jest ona taka sama jak rok temu. Mówi ona o podejmowanych przygotowaniach i przewidywanych zagrożeniach

– przekonuje Owsiak. „Organizujemy 23. Przystanek Woodstock na podstawie opinii, którą już otrzymaliśmy. Organizujemy go we współpracy z Pana bardzo profesjonalnymi na Przystanku Woodstock podwładnymi” – dodał szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

W tym roku w otrzymanej opinii Policja kolejny raz deklaruje współpracę z nami – według przesłanego pisma planuje zaangażować nie mniej niż 1570 policjantów. Bardzo dziękujemy za taką decyzję

– napisał Owsiak. Wyliczył też, że jako organizator Przystanku Woodstock WOŚP wprowadzi w tym roku kilka zmian wprowadzających bezpieczeństwo. „Wytyczymy i ogrodzimy miejsca do zabawy przed scenami, zwiększymy także kontrole przy wszystkich drogach i traktach dojazdowych na festiwal” – wskazuje Owsiak.

Jerzy Owsiak: „Cieszymy się, że wszystkie profesjonalne media nas pokazują”

http://www.gazeta.tv/plej/19,150682,21248061,video.html

gazeta.pl

Macierewicz – jednostka psychiatryczna

Macierewicz - jednostka psychiatryczna

Antoni Macierewicz to nie tylko fetyszysta, który lubi przebierać się w fatałaszki moro, nie tylko wielbiciel Misiewicza, także dba o duchową strawę dla żołnierzy (pod pojęciem „strawa” Macierewicz rozumie modlitwę).

Nowa formacja wojskowa wymyślona przez Macierewicza pod względem użyteczności militarnej jest bezsensowna. Pieniądze przeznaczone na tworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej należy uznać za wyrzucone w błoto. W tym roku pomysł ze Szwejkami WOT będzie kosztował 20 procent budżetu (1 mld zł) przeznaczonego na uzbrojenie.

Tak Macierewicz rozbraja obronność Polski. Nie ma na świecie skuteczniejszej V kolumny. A co ze Szwejkami? Przecież ci weekendowi żołnierze nie będą odpowiednio wyszkoleni. Chyba że chodzi o mięso armatnie albo użycie w sprawach wewnętrznych, gdy dojdzie do utrzymania władzy, do puczu, którego Macierewicz  próbował w 1992 roku, aby utrzymać przy władzy rząd Jana Olszewskiego, ale Wojsko Polskie mu odmówiło.

Nie są to strachy na Lachy. Cała sylwetka Macierewicza nie ma za wiele wspólnego z normalnością. Dziwię się, ze jakieś porządne konsylium psychiatrów nie wypowiedziało się o jego kondycji psycho-somatycznej.

Tymczasem nad strawą duchową dla 789 żołnierzy WOT (taki jest stan na koniec maja br.) pracuje 5 kapelanów, docelowo ma być 70 księży typu „Jacek Międlar”, a WOT jeszcze w tym roku osiągnąć stan 32 tys. Szwejków, zaś ostatecznie – 54 tys. Ponadto MON 100 mln zł przeznacza na powstanie jeszcze jednego muzeum – Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 roku w Ossowie. Suma jak na tego typu inicjatywę niemała. Jeszcze jedna impreza, od której można paść z patriotyzmu. A znając sylwetkę psychiatryczną Macierewicza, należy założyć z wielkim prawdopodobieństwem, że muzeum „cudu nad Wisłą” będzie z ducha Jerzego Kossaka, na którego słynnym obrazie szwadrony niebieskie pod wodzą Najjaśniejszej Panienki mierzą się z siłami piekieł i je pokonują.

Macierewicz to jednostka psychiatryczna, która opisuje stan obecnej władzy. Na moje nieuzbrojone oko w tej chwili rząd PiS zapadł na 2 macierewicze.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Pawłowicz chce zlikwidować sejmową komisję etyki, bo ją ukarała

7 czerwca 2017

„Uważam, że powinno się zlikwidować komisję etyki. Opozycja ma w niej większość i może karać posłów z partii rządzącej” – stwierdziła Krystyna Pawłowicz z PiS, kiedy dowiedziała się, że przez tę komisję została ukarana. Chodzi o użycie przez Pawłowicz przemocy wobec posłanki PO Kingi Gajewskiej-Płochockiej 16 grudnia ubiegłego roku na sali plenarnej.

Kinga Gajewska-Płochocka, relacjonując przebieg wydarzeń z udziałem Pawłowicz, mówiła: – „Podczas zamieszania wokół mównicy sejmowej stałam 20 minut w jednym miejscu, pani Pawłowicz rozmawiała z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, po czym odwróciła się i mnie przepchnęła. Takie zachowania Pawłowicz, która jest profesorem, posłem na Sejm, nie powinny mieć miejsca”.

Odnosząc się do zarzutów Gajewskiej, Pawłowicz zaznaczyła, że „wszystko było przygotowane”. Jak tłumaczyła, posłanka PO „przyszła z aparatem, filmowała, prowokowała i nie dała przejść. Ja ją odsunęłam, ktoś to filmował – widać, że to była ustawka. Jest to bezczelne, ja jej nie popychałam – to jest kłamstwo” – zaznaczyła Pawłowicz.

koduj24.pl

A oto materiał z tego wydarzenia zamieszczony przez Kingę Gajewską-Płochocką.

 

Według posłanki PiS, komisja etyki jest „wykorzystywana jako instrument zemsty na PiS”. Dla porządku dodajmy, że w jej skład wchodzi po jednym przedstawicielu z każdego ugrupowania.

Macierewicz, jednostka psychiatryczna

Antoni Macierewicz to nie tylko fetyszysta, który lubi przebierać się w fatałaszki moro, nie tylko wielbiciel Misiewicza, także dba o duchową strawę dla żołnierzy (pod pojęciem „strawa” Macierewicz rozumie modlitwę).

Nowa formacja wojskowa wymyślona przez Macierewicza pod względem użyteczności miltarnej jest bezsensowna. Pieniądze przeznaczone na tworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej należy uznać za wyrzucone w błoto. W tym roku pomysł ze Szwejkami WOT będzie kosztował 20 procent budżetu (1 mld zł) przeznaczonego na uzbrojenie.

Tak Macierewicz rozbraja obronność Polski. Nie ma na świecie skuteczniejszej V kolumny. A co ze Szwejkami? Przecież ci weekendowi żołnierze nie będą odpowiednio wyszkoleni. Chyba że chodzi o mięso armatnie, albo użycie ich w sprawach wewnętrznych, gdy dojdzie do utrzymania władzy, do puczu, którego Macierewicz  próbował w 1992 roku, aby utrzymać przy władzy rząd Jana Olszewskiego, ale Wojsko Polskie mu odmówilo.

Nie są to strachy na Lachy. Cała sylwetka Macierewicza nie ma za wiele wspólnego z normalnością. Dziwię się, ze jakieś porządne konsylium psychiatrów nie wypowiedziało się o jego kondycji psycho-somatycznej.

Tymczasem nad strawą duchową dla 789 żołnierzy WOT (taki jest stan na koniec maja br.) pracuje 5 kapelanów, docelowo ma być 70 księży typu „Jacek Międlar”, a WOT jeszcze w tym roku osiagnąć stan 32 tys. Szwejków, zaś ostatecznie – 54 tys.

Ponadto MON 100 mln zł przeznacza na powstanie jeszcze jednego muzeum – Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 roku w Ossowie. Suma jak na tego typu inicjatywę niemała. Jeszcze jedna impreza, od której można paść z patriotyzmu. A znając sylwetkę psychiatryczną Macierewicza należy założyć z wielkim prawdopodobieństwem, że muzeum „cudu nad Wisłą” będzie z ducha Jerzego Kossaka, na którego słynnym obrazie szwadrony niebieskie pod wodzą Najjaśniejszej Panienki mierzą się z siłami piekieł i je pokonują.

Macierewicz to jednostka psychiatryczna, która opisuje stan obecnej władzy. Na moje nieuzbrojone oko w tej chwili rząd PiS zapadł na 2 macierewicze.

Macierewicz da 100 milionów na muzeum!

07.06.2017

Macierewicz da 100 milionów na muzeum

W końcu ma powstać Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 r. w podwarszawskim Ossowie! Zielone światło dla inwestycji dał szef MON Antoni Macierewicz (69 l.). Gotów jest też wyłożyć konkretne pieniądze. Inwestycja ma pochłonąć nawet 100 mln zł – ustalił Fakt i Radio ZET.

Powstanie tego muzeum zakończyłoby 10–letnią epopeję przepychanek między politykami. – Władze centralne nie są zainteresowane tworzeniem miejsc pamięci. W rezultacie skala inwestycji musi być mniejsza, ponieważ zajmują się nią władze lokalne – tak za czasów rządów PO narzekał na brak placówki o „Cudzie nad Wisłą” poseł Jacek Sasin (48 l.) z PiS. Tyle, że gdy nadeszła „dobra zmiana”, przestał się interesować projektem. Dlaczego? Bo akurat PiS straciło władzę w gminie Wołomin.

Nowa burmistrz Wołomina Elżbieta Radwan (53 l.) jednak o sprawie pamiętała. Słała pismo za pismem do wszystkich najważniejszych polityków. Sam prezydent Andrzej Duda (45 l.) dostał ich aż sześć. Na żadne nie odpowiedział. Burmistrz promuje projekt muzeum autorstwa znanego architekta Mirosława Nizio (53 l.), który zaprojektował już niejedno nowoczesne muzeum i wystawę w Polsce. Projekt ma już 10 lat, ale architekt deklaruje, że za darmo dostosuje koncepcję do układu wykupionych działek.

– Nie myślałem tylko o budynku, myślałem o uporządkowaniu całej przestrzeni. Budynek muzeum jest punktem wyjścia. Planowałem, że w przyszłości powstanie tam hotel i restauracja – mówi w rozmowie z Faktem Mirosław Nizio, autor koncepcji architektonicznej.

Dla mieszkańców gminy Wołomin, muzeum ma być szansą na rozwój i zarabianie pieniędzy. Samorządowcy bardzo więc liczą na partnerstwo z MON. W ramach swojego wkładu proponują zbiórkę pieniędzy na wystawę stałą i pomoc w pozyskaniu eksponatów. Chcieliby też uruchomić specjalną linię autobusową z Wołomina na pola Ossowa.

MON chce, by pierwsza łopata pod budowę muzeum została wbita w 98. rocznicę bitwy – 15 sierpnia. Nadal jednak nie wiadomo, czy skorzysta z gotowego projektu Nizio, czy przedstawi własną koncepcję. (Burza)

 

Beata Gosiewska – skończyła liczyć pieniądze za katastrofę, zaczęła oskarżać

Beata Gosiewska - skończyła liczyć pieniądze za katastrofę, zaczęła oskarżać

„Pani Beata Gosiewska, jak skończyła liczyć pieniądze, które dostała za katastrofę smoleńską, to zaczęła rzucać oskarżenia pod adresem najporządniejszych ludzi w tym kraju” – powiedział w „Dzień dobry WP” poseł Michał Kamiński.

W RMF FM Gosiewska powiedziała: – „Podczas sekcji w Rosji rozcinano ciała naszych bliskich, po czym nie wszystkie narządy były wsadzone do wewnątrz. To upokarzanie po śmierci. Rosyjskie sekcje były pozorowane, a ciała naszych bliskich bezczeszczone. Ewa Kopacz wiedziała o tym, brała w tym udział lub przynajmniej była świadkiem”.

„Ta kobieta chyba nie wie co mówi, to jest po prostu żenujące. Człowiek kulturalny powinien z ludźmi pokroju Gosiewskiej nie mieć nic wspólnego” – stwierdził Kamiński i nazwał jej słowa haniebnymi. Zdaniem polityka postawienie Ewy Kopacz przed Trybunałem Stanu w związku ze wstrząsającymi wynikami ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej nie ma sensu. – „Ale oczywiście ta władza jest zdolna do wszystkiego”.

Michał Kamiński stwierdził również, że Kopacz jest „najporządniejszym polskim politykiem”, który pełnił funkcję szefa rządu. – „Jak mało kto dorosła do tego, by rządzić Polską” – mówił.

koduj24.pl

Spieniona historia Europy. Ile piwa mógł wypić średniowieczny mnich?

Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, przekł. Bożena Kojro, 07 czerwca 2017

Mnich degustujący piwo. Ilustracja rękopisu pochodzącego z XIII wieku

Mnich degustujący piwo. Ilustracja rękopisu pochodzącego z XIII wieku (Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, ‚Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa’)

Tak jak Jezus pomnożył chleb i wino, tak według legendy św. Kolumban z Irlandii postąpił z chlebem i piwem. Za jego sprawą po Europie rozlały się klasztory, w których płynął złocisty trunek.

Mika Rissanen i Juha Tahvanainen to pochodzący z Finlandii autorzy „Spienionej historii Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa”. Do tej pory książka została przetłumaczona na angielski, niemiecki, a od 7 czerwca można ją kupić w polskich księgarniach. Składają się na nią dwadzieścia cztery rozdziały pokazujące związki piwa z kulturą różnych epok, ideami, przemianami społecznymi i życiem gospodarczym. Książka przedstawia zdarzenia z różnych części Europy w okresie od wczesnego średniowiecza do XXI wieku. Poniżej prezentujemy jeden z rozdziałów.

Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, 'Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa'Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, ‚Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa’ Ula Pągowska/Wydawnictwo Agora

Święte dla chrześcijan teksty zostały spisane w takich rejonach świata, w których nie uprawiano zbyt dużo jęczmienia do wyrobu słodu, co znalazło odzwierciedlenie również w treści Biblii. Na weselu w Kanie Galilejskiej nie było beczki z piwem, a podczas ostatniej wieczerzy nie podawano sobie drewnianego kufla z tym napojem. Wcześni chrześcijanie czerpali przykłady z wielkiej księgi i pili wino.

Grecy krytykowali smak piwa

Niechęć do piwa wynika z długich tradycji, które utrzymywały się na południu Europy jeszcze przed pojawieniem się religii judeochrześcijańskich. Najstarsze znane zapiski na temat picia piwa w Europie pochodzą z VII wieku przed naszą erą. Grecki poeta Archiloch opowiadał o Trakach, którzy spożywali „jęczmienne wino”. Stosunek Greków do innych narodów był raczej wyniosły i odzwierciedlał się w piętnowaniu ich barbarzyńskich zwyczajów, zarówno jeśli chodzi o jedzenie, jak i napoje. Wino uznawane było za dar Dionizosa dla godnej politowania ludzkości, tymczasem w literaturze greckiej nie ma właściwie pozytywnych komentarzy na temat piwa pitego przez barbarzyńców.

Grecy krytykowali smak piwa i jego szkodliwy wpływ na zdrowie, a opinie te przyswoili sobie później Rzymianie, którzy z początkiem naszej ery zaczęli rozpowszechniać je na podbijanych przez siebie terenach, od Bliskiego Wschodu do Brytanii. Jednakże północne krańce Cesarstwa Rzymskiego nie były jednoznaczną i sztywną granicą dzielącą kultury piwa i wina. W podporządkowanych Rzymianom regionach, jak w Galii (obecnie Francja i Belgia), Hispanii (obecnie Hiszpania i Portugalia) oraz Brytanii, wśród zwykłych ludzi utrzymywały się celtyckie tradycje spożywania piwa. Natomiast klasa wyższa chętnie wychylała puchary wina. Im głębiej kultura rzymska zapuszczała korzenie, tym mniej warzono piwa.

Ta różnica uwypukliła się, gdy w IV wieku Cesarstwo Wschodniorzymskie uznało chrześcijaństwo za religię państwową. Wino było zalecane zarówno w tradycji judeochrześcijańskiej, jak i grecko-rzymskiej. W V wieku święty Cyryl Aleksandryjski opisywał piwo jako „zimny i mętny napój Egipcjan, który wywołuje nieuleczalne choroby”. Natomiast wino – jak je opiewano w psalmach – było „radością człowieka”. Na marginesie powiedzmy, że ten sam Cyryl wydał rozkaz wypędzenia Żydów z Aleksandrii, spowodował śmierć sławnej filozofki Hypatii i zniszczył część Biblioteki Aleksandryjskiej, więc każdy może wyciągnąć własne wnioski na temat zdolności Ojca Kościoła do oceny krytycznej.

Święta Brygida zamieniła w piwo wodę

Wskutek wędrówek ludów w IV i V wieku nad Ren i Dunaj nadciągnęły rzesze Germanów, którzy od dawna gasili pragnienie piwem. Germanie dość szybko nawrócili się na chrześcijaństwo i przyswoili sobie obyczaje panujące na nowych terenach. Jednak nie zrezygnowali całkowicie z piwa, chociaż klasa panująca i uczeni Ojcowie Kościoła uważali, że wino bardziej pasuje do ich pozycji społecznej. Ten sam podział na napoje możnowładców i pospólstwa można było zauważyć w Europie Środkowej, opanowanej przez ludy germańskie. Tam, gdzie winogrona nie rosły, możni sprowadzali sobie z Południa wino, będące pożądanym towarem. W krajach Europy kontynentalnej piwo miało opinię napoju drugorzędnego, dopóki sytuacji nie uratowali wspaniali Irlandczycy.

Rzymskie legiony już od czasów Gajusza Juliusza Cezara odbywały spontaniczne wyprawy wojenne i zwiadowcze z terenów Galii i przez kanał La Manche docierały do Brytanii. Ostatecznie w roku 43 Rzym przyłączył do Cesarstwa południowe i środkowe tereny wyspy. Rzymianie pałali chęcią zagarnięcia tych ziem głównie z powodu znajdujących się tam bogatych zasobów metali, które w końcu okazały się znacznie uboższe, niż się tego spodziewano. Atakujący legioniści dotarli aż na wyżyny Szkocji, ale sąsiednią wyspę, Irlandię, pozostawili w spokoju.

Celtowie żyli sobie przez nikogo nieniepokojeni na skraju znanego świata aż do V wieku, kiedy to urodzony w Brytanii misjonarz Patryk (ok. 387-460) przybył tam, by zaszczepić wiarę chrześcijańską wśród Irlandczyków. Nie zachowały się żadne informacje na temat upodobań alkoholowych świętego Patryka, ale wiadomo, że jego uczniowie swobodnie łączyli irlandzką tradycję z kulturą kościelną. Święty Donard (zm. ok. 507) warzył latem beczkę piwa, którym miał zwyczaj częstować gości kościoła Rath Muirbuilc (obecnie Maghera) we wtorek po Wielkanocy. Zaliczana do najważniejszych irlandzkich świętych Brygida z Kildare (ok. 451-525) bardzo lubiła piwo. Kościelne legendy wychwalają jej gościnność. Gdy spragniony podróżnik przybył do Kildare, a nie miano go czym napoić, święta Brygida zamieniła w piwo wodę, w której się kąpała. Pewnego razu zaś wysłała do jednej z parafii beczkę z piwem, która podczas podróży uległa rozmnożeniu, i pienistego napoju starczyło aż dla osiemnastu kościołów. Jednak najbardziej przekonujący dowód na dobrą wolę świętej zawiera się w jej modlitwie: „Chciałabym podarować wielkie jezioro wypełnione piwem Królowi królów. Chciałabym zobaczyć, jak Niebieska Rodzina pije z niego po wsze czasy”.

Święty Kolumban nie był zwolennikiem prohibicji

W Irlandii wiara chrześcijańska zakorzeniła się szybko i na trwałe. Już w kilka pokoleń po świętym Patryku kraj ten stał się tym państwem w Europie, z którego wysyłano najwięcej misjonarzy. Ojcowie Kościoła krzewili wiarę chrześcijańską zwłaszcza w najodleglejszych zakątkach Wysp Brytyjskich, a także na kontynencie. Wraz z chrześcijaństwem rozprzestrzenił się ziemski pogląd Irlandczyków dotyczący harmonii występującej między piciem piwa a życiem religijnym.

Święty Kolumban urodził się we wschodniej Irlandii około roku 543, służył w licznych klasztorach na wyspie i w wieku czterdziestu lat ruszył na kontynent, by pracować jako misjonarz. Poziom znajomości religii na opanowanych przez Franków galijskich terenach wzburzył go, więc przyjął sobie za cel przywrócenie dogmatycznego porządku zarówno na burgundzkim dworze, jak i wśród pospólstwa. W Annegray założył klasztor i stworzył przepisy, które we wczesnym średniowieczu stanowiły wzorzec dla wielu innych klasztorów położonych po północnej stronie Alp. Chociaż w jego kraju rodzinnym, Irlandii, niektóre klasztory całkiem zakazywały braciom picia alkoholu, to on sam nie zaliczał się do zwolenników prohibicji. Wprost przeciwnie. Kolumban podkreślał istotę ascetyczności w życiu zakonników, lecz cenił piwo. Święty opat nie tolerował rozlewania tego napoju na próżno, a przepisy obowiązujące w Annegray określały szczegółowo kary wymierzane za jego marnotrawienie. Jeśli jakiś zakonnik był nieostrożny, to wydzielane mu piwo zamieniano na wodę tak długo, aż uznano, że równoważy ona ilość wylanego napoju. Ważna rola, jaką piwo odegrało w klasztornym życiu Kolumbana, widoczna jest też w wielu legendach, które opowiadali sobie o tym świętym ludzie świeccy.

Pewnego razu, gdy zakonnicy zebrali się na wieczerzy, sługa udał się do piwnicy, by przynieść więcej piwa. Wyciągnął korek z beczki i zaczął nalewać płyn do dzbana. Wtem usłyszał, że wzywa go Kolumban. Wybiegł więc w pośpiechu z piwnicy, trzymając w jednej ręce dzban, a w drugiej korek, zapomniawszy zatkać nim beczkę. Gdy jeden z zakonników spytał go o korek, sługa pospieszył z powrotem. Na dole czekał go cud. Z beczki na podłogę nie wylała się nawet jedna kropla i nadal było w niej tyle samo piwa. Sługa z ulgą podziękował Panu. Uradowani mnisi wytłumaczyli to zdarzenie tym, że Bóg chciał zaoszczędzić świętemu opatowi konieczności ukarania posłusznego sługi zgodnie z przepisami. Chwała związana z cudem przeszła więc częściowo na Kolumbana. Wiara braci w opatrzność boską się utwierdziła, a kolacja przebiegała w jeszcze weselszej niż przedtem atmosferze.

Piwo na salony

Kolumban cieszył się rosnącą sławą pobożnego człowieka, co pozwalało mu zakładać kolejne klasztory na terenie Burgundii. W Fontaine-lès-Luxeuil uczynił on drugi mający związek z piwem cud. Jonasz z Bobbio opisał to w życiorysie świętego następująco:

„Kolumban udał się do klasztoru w Fontaine-lès-Luxeuil i zobaczył sześćdziesięciu zakonników pracujących na polach. Na zakończenie ciężkiej pracy powiedział do nich: – Moi bracia, niech Pan obdarzy was obfitym posiłkiem. Usłyszawszy to, pomocnik opata oznajmił: – Ojcze, uwierz mi, mamy tylko dwa chleby i odrobinę piwa. – Przynieście to – nakazał Kolumban. Pomocnik postawił przed nim bochenki i piwo, a Kolumban skierował wzrok ku niebu i zaczął się modlić: – Jezusie Chrystusie, zbawicielu świata, ty, który nakarmiłeś pięcioma bochenkami chleba pięć tysięcy zgromadzonych ludzi, spraw, aby tego chleba i tego napoju było równie dużo! I stał się cud. Wszyscy mogli się najeść do woli i pić, ile chcieli. Sługa wyniósł dwa razy tyle resztek chleba i podwójną w porównaniu do pierwotnej ilość piwa”.

Oczywiście nie każde piwo służyło dobru. W roku 611 Kolumban, podróżujący do Bregencji (obecnie w Austrii), usłyszał o olbrzymim cebrzyku z piwem, który mieszkańcy miasta chcieli podarować swojemu pogańskiemu bogu Wodanowi. Udał się więc na rynek miasta, gdzie stało naczynie, i rozgniewany dmuchnął z całych sił. Cebrzyk rozpadł się na kawałki, a piwo wylało się na ziemię. Powiadano, że w wyniku tego zdarzenia większość mieszkańców przeszła na chrześcijaństwo, wiedząc już, komu w przyszłości należy poświęcać piwo.

W ten oto sposób Kolumban wprowadził piwo na salony. Swoje miejsce w historii tego napoju miał także mnich, święty Gaweł (ok. 550-646), który podążył za Kolumbanem z Irlandii do Burgundii. Gaweł dotrzymywał mu towarzystwa także podczas wyżej wspomnianej podróży do Bregencji, lecz zaniemógł i musiał się leczyć w północnych rejonach obecnej Szwajcarii. Tak mu się tam spodobało, że osiadł na stałe. Po jego śmierci wzniesiono ku jego czci kościół, który później przekształcił się w opactwo Sankt Gallen. Bracia tego opactwa kontynuowali pielęgnowanie tradycji irlandzkich. Na przestrzeni dziesiątków lat klasztor Świętego Gawła stale przyciągał nowych mnichów, bogacił się i rozrastał. Plany budowy całego klasztornego budynku, wykonane na początku IX wieku, stały się wzorcem projektowania klasztorów w średniowiecznej Europie.

Dzienny przydział piwa

Naturalnie także warzenie piwa zostało potraktowane ze skrupulatnością, jaką tego wymagało. Na planach zaznaczono szczegółowo rozmieszczenie spichlerzy, suszarni zboża, młyna oraz browaru. Miejsca przechowywania piwa znajdowały się w piwnicy. Właściwie działały tam trzy browary i taka praktyka łącznie z planami rozpowszechniła się w wielu innych klasztorach. W głównym browarze produkowano piwo na własny użytek, a w drugim – dla dostojnych gości. Produkcja trzeciego browaru była przeznaczona dla pielgrzymów i żebraków. Dokładnie nie wiadomo, czym różniły się piwa z poszczególnych browarów. Wnioskując z planów, browar warzący piwo dla mnichów był jedynym, który posiadał przestrzeń zarezerwowaną do filtracji tego napoju. Najprawdopodobniej wierzący bracia najlepsze piwo postanowili zatrzymywać dla siebie. W sierpniu 816 roku na synodzie w Akwizgranie ustalono dzienny przydział, który miał wynosić jedną półkwartę dobrego piwa na jednego mnicha.
Związek klasztorów z warzeniem piwa był długi i owocny. W średniowieczu nie brakowało przybywających do zakonu nowicjuszy i postulantów – już z tej tylko przyczyny, że materialne dochody były pewniejsze w pracy religijnej niż za murami. Część mnichów wyspecjalizowała się w robieniu piwa, tworząc w ten sposób osobną i cenioną grupę zawodową, która na przestrzeni dziesięcioleci rozwinęła swoje umiejętności fermentacji i podniosła jakość produkowanego napoju. Szczególnie dużo klasztornych browarów znajdowało się w państwie Franków, obejmującym na początku IX wieku tereny od wybrzeży Atlantyku aż po odległe krainy w głębi Niemiec. Wiadomo jednak, że browary wzorowane na tym z opactwa Świętego Gawła zakładano także w Brytanii. Natomiast zakonnicy irlandzcy już od dawna posiadali umiejętność warzenia piwa, więc nie potrzebowali przykładów z kontynentalnej Europy.
W późnym średniowieczu wraz ze stabilizacją państwowości powstały sprzyjające warunki do zakładania zakładów komercyjnych. Stopniowo liczba browarów klasztornych spadała, zwłaszcza w XIX i XX wieku. Z jednej strony cywilne przedsiębiorstwa warzące piwo rozwijały znacząco produkcję przemysłową i sprawiały, że stawała się ona opłacalna. Z drugiej strony zaś klasztory traciły zakonników, a ci, którzy w nich zostali, zaczęli się skupiać – cytując pojęcie z dziedziny ekonomii – na najważniejszej działalności gospodarczej. Uznano, że modlitwy i życie duchowe są istotniejsze niż produkcja chmielowego napoju.

Poza całkowitą rezygnacją z wyrobu piwa mnisi mieli do wyboru dwie drogi. Niektórzy zajęli się drobną hobbystyczną działalnością i warzyli piwo tylko na własne potrzeby. Inni przyswoili sobie nowoczesne metody działania i uprzemysłowili oraz skomercjalizowali produkcję. Klasztorne piwo wywołuje wyraźne skojarzenia, które można wykorzystać w marketingu. Niekiedy prowadziło to do oczywistych nadużyć, gdy browary reklamowały swoje wyroby jako piwa wyprodukowane w zamkniętych już lub nieistniejących klasztorach. Wydaje się jednak, że niewidzialna ręka rynku eliminuje fałszywych graczy. W dzisiejszych czasach z klasztornych piw znana jest szczególnie Belgia, gdzie nazewnictwo poddawane jest ostrzejszej kontroli niż w innych krajach. Najdłuższą tradycję mają piwa pochodzące z klasztorów trapistów, które mnisi produkują we własnych pomieszczeniach. Dużą grupę tworzą certyfikowane piwa warzone wspólnie przez komercyjne i zakonne browary. Pozwolenie na używanie łącznej nazwy „piwo klasztorne” posiada około dwudziestu spółek browarniano-klasztornych.

Błogosławione piwo

Wprawdzie mityczny „król piwa” Gambrinus nie należał do grona świętych Kościoła katolickiego, ale w całej Europie jest on uważany za błogosławionego patrona zarówno piwoszy, jak i browarników. Legendy opowiadają, że umiejętność warzenia tego napoju otrzymał on od egipskiej bogini Isis. Gambrinus wpadł także na pomysł chmielenia i zwyciężał w wielu bitwach dzięki odwadze, jakiej nabierał po wypiciu piwa. Nie wiadomo, czy te opowieści są prawdziwe. Prawdopodobnie nazwisko tej mitycznej postaci pochodzi od łacińskiego słowa cambarius, co znaczy „warzący piwo”, albo od innego łacińskiego wyrażenia ganeae birrinus, czyli „pijący w knajpie”. Za bardziej wiarygodną uznaje się jednak teorię, według której pochodzi ono od nazwiska brabanckiego księcia Jana Primusa – Jana I (ok. 1252-1294) lub księcia Burgundii Jana bez Trwogi (1371-1419).

Aby piwo nie wydawało się zbyt przyziemnym trunkiem, wznieśmy toast także za browarników, zbieraczy chmielu i niezliczonych świętych patronów. Poniższa tabela zawiera informacje na temat niektórych z nich.

Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, 'Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa'Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, ‚Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa’ Wydawnictwo Agora

 

wyborcza.pl

Obrona terytorialna Macierewicza będzie pod duchową opieką. Nabór księży już trwa. „Zapewniono im miejsca do przeszkolenia”

Tomasz Nyczka, pw, 07 czerwca 2017

Minister Obrony Narodowej , Antoni Macierewicz podczas uroczystości zaprzysiężenia Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej, Rzeszów 21.05.2017

Minister Obrony Narodowej , Antoni Macierewicz podczas uroczystości zaprzysiężenia Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej, Rzeszów 21.05.2017 (Fot. Mirosław Maciąg / Agencja Gazeta)

70 nowych kapelanów ma pracować w wojskach obrony terytorialnej i „otoczyć opieką duszpasterską” nową formację Antoniego Macierewicza. Pierwsze oddziały WOT, które faktycznie istnieją, pod koniec maja liczyły 789 żołnierzy. Do końca roku ma ich być 32 tys.

Według informacji serwisu Niezależna.pl w wojskach obrony terytorialnej ma pracować aż 70 nowych kapelanów. Informację o naborze podano m.in. na stronie internetowej archidiecezji krakowskiej. „W związku z powstaniem Obrony Terytorialnej powstała potrzeba otoczenia opieką duszpasterską tej nowej formacji sił zbrojnych. (…) Skierowanie do takiej posługi odpowiedniej ilości duchownych z każdej diecezji jest spełnieniem powinności wobec ojczyzny, na współczesnym etapie dziejów” – czytamy w komunikacie krakowskiej kurii.

– Biskupi diecezjalni zostali poproszeni przez biskupa polowego o wskazanie kapłanów chętnych do tej służby. Zapewniono im już miejsca do przeszkolenia na ten rok – mówi „Wyborczej” Zbigniew Kępa, rzecznik prasowy ordynariatu polowego.

Żołnierze po 16-dniowym kursie nie przeciwstawią się Specnazowi – Paweł Wroński o wojskach obrony terytorialnej

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21848008,video.html

Obrona terytorialna: jak Macierewicz szuka kapelanów?

Teraz w wojskach obrony terytorialnej pracuje pięciu kapelanów. Zdaniem szefostwa to za mało. Ordynariat polowy szacuje, że trzeba będzie przeszkolić po 2-3 księży z każdej diecezji. – Ale spośród tych 70 nowych kapelanów większość to będą kapelani terytorialnej służby wojskowej, czyli po prostu niezawodowi, nie na etatach. Tacy kapelani pracują też we własnych parafiach i tam wykonują swoje codzienne obowiązki. Kapelanów zawodowych będzie miało za to siedemnaście brygad OT – wyjaśnia ppłk Marek Pietrzak, rzecznik prasowy Dowództwa Wojsk Obrony Terytorialnej.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Resort Macierewicza preferował Boeinga? Jest orzeczenie w sprawie przetargu na samoloty dla VIP-ów

Jak to wygląda formalnie? Kapelanów wybiera ordynariat polowy Wojska Polskiego, a szkoli – wojsko. Kandydatów na kapelanów biskupowi polowemu wojska polskiego przedstawia metropolita danej diecezji. Potem te kandydatury weryfikują Wojskowe Komendy Uzupełnień, a jeśli się na nie zgodzą, księża są wysyłani na kurs oficerski prowadzony przez MON. Po jego ukończeniu przyszli kapelani dostają pierwszy stopień oficerski.

W diecezjach trwa już nabór chętnych na kapelanów WOT. Szkolenia mają się rozpocząć już na początku sierpnia. W tym roku może zostać przeszkolonych nawet osiemnastu księży.

W obronie terytorialnej oprócz modlitw będzie sprzęt

Wojska obrony terytorialnej powołał do życia w styczniu tego roku szef MON Antoni Macierewicz. Pod koniec maja pierwsi ochotnicy złożyli przysięgę. – To piękny dzień, dokonaliśmy historycznego aktu, który zmienia naszą armię – mówił wówczas Macierewicz. Łącznie w Polsce przysięgę złożyło wtedy 389 żołnierzy OT. Do tego dochodzi ok. 400 rezerwistów, którzy zakończyli szkolenie, a przysięgi nie muszą składać, bo w wojsku już służyli. To pierwsze oddziały obrony terytorialnej, które faktycznie istnieją.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Obrona terytorialna: Przysięgi w pierwszych oddziałach. W sierpniu defilada

Według Macierewicza akces do obrony terytorialnej zgłosiło ok. 20 tys. osób (oficerowie ostrożnie mówią o 17 tys.), szkolenie przechodzi około 1,5 tys. W tym roku, jak twierdzi MON, gotowych ma być 32 tys. żołnierzy OT. Cel do osiągnięcia trudny. Jeszcze trudniej będzie utworzyć 54-tys. obronę terytorialną do 2019 roku. Łącznie ma powstać 17 brygad OT, po jednej na każde województwo i dwie w województwie mazowieckim. Brygady mają być podzielone na cztery bataliony.

W tym roku koszt OT wyniesie około miliarda złotych (koszt uzbrojenia to ok. 5 mld zł do 2019 r.). Ma być wyposażona w zestawy przeciwlotnicze Piorun, przeciwpancerne RPG-7, karabiny maszynowe WKM-B oraz, co krytykują specjaliści, karabiny wyborowe BOR. Nic nie wiadomo o wsparciu dronów. Przetarg na najmniejsze klasy „Ważka” został unieważniony. Wcześniej Antoni Macierewicz zapewniał, że w tym roku OT wesprą „tysiące” dronów.

wyborcza.pl

Sędzia Żurek: Byliśmy na tym samym spotkaniu w Holandii. Dziwię się, że poseł PiS tak manipuluje

jagor, 07.06.2017

Stanisław Piotrowicz

Stanisław Piotrowicz (Fot. Sławomir Kamiński)

Stanisław Piotrowicz podczas debaty w Sejmie nt. zmian w KRS mówił, że nigdzie w Europie tak nie jest, że to sędziowie wskazują sędziów do rady. – Dziwię się, że poseł stosuje taką manipulację – mówił w TOK FM sędzia Waldemar Żurek.

– Projekt zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa przywraca władzę zwierzchnią narodowi również nad wymiarem sprawiedliwości – mówił Stanisław Piotrowicz z PiS [prokurator stanu wojennego – red.]  podczas debaty w Sejmie. Poseł PiS optując za zmianami w ustawie o KRS mówił, że w Polsce sędziowie wskazują, kto zostanie sędzią. – Tak nigdzie w Europie nie jest – dodał Piotrowicz.

Odnosząc się do tych słów Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, który był gościem „A teraz na poważnie” w Radiu TOK FM, powiedział, że ustawa nie tylko, że nie przywraca władzy narodowi na sędziami, ale tworzy jednolitą władzę państwową, jak w PRL. – A nasza konstytucja mówi o odrębności władzy sądowniczej – to jest akurat napisane wprost – dodał Żurek.

Sądy w garści jednego człowieka

Sędzia przypomniał, że oba projekty rządowe, czyli ustawa o KRS i ustroju sądów zmierzają de facto do podporządkowania sądów jednej osobie – ministrowi sprawiedliwości, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym.

Waldemar Żurek odniósł się bezpośrednio do słów posła PiS. W jego ocenie wypowiedź Piotrowicza wprowadza w błąd Sejm i opinię publiczna.

– Mamy zalecenia Rady Europy i Polska ze swoim umiejscowieniem KRS w konstytucji i ustawie zwykłej wszystkie te zalecenia spełnia. Na naszych ustawach wzorowały się inne kraje byłego bloku wschodniego, w tym Ukraina. A my teraz zupełnie odchodzimy od tego rozwiązania – mówił rzecznik KRS.

Spotkanie w Holandii, na którym był także Piotrowicz

Padały [podczas wystąpienia posła Piotrowicza w Sejmie – red.] różne przykłady krajów, w tym Holandii i Niemiec. Jeżeli  chodzi o Holandię, to osobiście spotkaliśmy się z radą holenderską [odpowiednikiem KRS – red.], obecny był przy tym także poseł Piotrowicz, dlatego dziwię się, że poseł Piotrowicz taką manipulację stosuje. I  Holendrzy powiedzieli wyraźnie: to prawda, że minister sprawiedliwości przedkłada wniosek o powołanie konkretnego sędziego na określone stanowisko królowi, ale odchodzący sędzia wskazuje swojego następcę. I od wojny – jak powiedziała nam rada – nie było takiego przypadku, żeby minister przedstawił królowi inną kandydaturę niż tą którą wskazują sędziowie. Te kraje rozumieją na czym polega trójpodział władzy

– powiedział Waldemar Żurek.

– Musimy czasem kontrolować władzę w państwie, gdy obywatel spiera się z państwem czy to w sprawach podatkowych, czy karnych, kiedy to prokurator, który jest dzisiaj ramieniem ministra, że za stołem sędziowskim musi siedzieć osoba na tyle niezależna, niebojąca się władzy wykonawczej, żeby moc wydać absolutnie niezależny wyrok – przypomniał sędzia Waldemar Żurek jedna z naczelnych zasad trójpodziału władzy, fundamentu demokracji.

Żurek: Sądy po zmianach staną się jeszcze jednym organem władzy. A obywatel będzie całkowicie bezbronny

http://www.gazeta.tv/plej/19,103168,21310339,video.html

TOK FM

Czy Komitet Obrony Demokracji wyjdzie z kryzysu?

KOD w sieci

Kiedy powstawał Komitet Obrony Demokracji, ludzie skrzykiwali się na Fejsie. Zaufali sobie, a potem boleśnie się przekonali, że nie każdemu można ufać. Wielu mówi, że nikt tak nie zaszkodził ruchowi, jak Piotr Chabora. Tajemnicza postać.

 

Krzysztof Król, członek poprzedniego zarządu stowarzyszenia KOD, z własnego doświadczenia z czasów działalności w KPN wie, że nie da się stworzyć sprawnej organizacji z całkowicie wolnych elektronów. – Kiedy jakiś ruch społeczny tworzą ludzie z jednego środowiska, szanse na rozwój są duże – mówi. – A w KOD na początku nikt nikogo nie znał. Dlatego kryzysy były nieuniknione. I nastąpiły.

Joanna Roqueblave, która z zarządu KOD odeszła w lipcu 2016 r., wspomina, że na jedno z pierwszych spotkań w lokalu przy Olesińskiej w Warszawie skrzyknięto się na Facebooku. – Spodziewano się 30, najwyżej 40 osób, a tu pojawiło się chyba ze dwieście. I do tego sami nieznajomi.

Przypomnijmy: ideę powstania KOD i nazwę zaproponował w tekście publicystycznym na portalu Studio Opinii Krzysztof Łoziński, opozycjonista z czasów PRL i współpracownik Komitetu Obrony Robotników. Pierwszy podchwycił ten pomysł Mateusz Kijowski, o którym niewiele wiedziano. To on zaczął zwoływać ludzi i w sposób naturalny wyrósł na lidera. Wokół miał ludzi, których nie znał. Można rzec, że narodził się ruch no-name’ów.

Długie czekanie na wybory

Założycieli stowarzyszenia, inaczej mówiąc, pionierów KOD, było 21. – Grupa trochę przypadkowa, na zebranie założycielskie ktoś się wybierał, ale nie dojechał, inny zachorował, w zamian przyszedł ktoś niezapowiedziany – wspomina Kijowski.

polityka.pl

Tajemnicza śmierć w drodze na biegun północny. Prawda była ukryta pod śniegiem przez ponad 120 lat

Michał Nogaś, zdjęcia Paweł Głogowski, montaż: Katarzyna Szczepańska, 06.06.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21923706,video.html?embed=0&autoplay=1

Trzej członkowie wyprawy odlatują wypełnionym wodorem balonem w stronę bieguna północnego. Jest rok 1897. Kilka dni później ślad o nich zaginął. Przez wiele lat badacze Arktyki, dziennikarze i lekarze próbowali rozwiązać zagadkę – co tak naprawdę wydarzyło się – Bea Uusma, szwedzka lekarka i pisarka, w swojej książce ‚Ekspedycja. Historia mojej miłości’ , dzięki odnalezionym pod śniegiem dziennikom, odtwarza ostatnie chwile dramatycznej walki o przetrwanie.

wyborcza.pl

Czerwona Planeta miliardy lat temu była błękitna

Tomasz Ulanowski, 06 czerwca 2017

Tak mógł wyglądać Ocean Arktyczny na Marsie

Tak mógł wyglądać Ocean Arktyczny na Marsie (NASA)

Naukowcy potwierdzają, że północną półkulę Marsa pokrywał kiedyś ocean, a jego pustynne doliny i kaniony wyrzeźbił deszcz i rwące rzeki. Wyliczyli też ilość potrzebnej do tego wody.

Teoria mówiąca, że pradawny Mars był mokry, prawie pokryła się już patyną starości. Czerwona Planeta słynie np. z jednego z najpotężniejszych kanionów w Układzie Słonecznym. Gdyby system kanionów Valles Marineris istniał w USA, ciągnąłby się od zachodniego do wschodniego wybrzeża Ameryki.

Co, jeśli nie woda, wyrzeźbiło tak rozległy kanion?

Spora część północnej półkuli Marsa to depresja. Kilka lat temu uczeni dowodzili w „Nature Geoscience”, że 3,5 mld lat temu aż 36 proc. powierzchni Czerwonej Planety, w tym ową depresję, pokrywał błękitny ocean. Jak wyliczali, wypełniały go 124 mln km sześc. wody – ponad 10 razy mniej, niż wynosi dziś objętość ziemskich oceanów (Mars jest sporo mniejszy od Ziemi, a ocean pokrywa aż 71 proc. powierzchni naszego świata).

>>Może było morze

W najnowszym „Nature Communications” naukowcy z USA za pomocą modelu komputerowego obliczyli, ile wody płynęło po Marsie miliardy lat temu.

Jak piszą, większość z marsjańskich dolin i kanionów ma przeszło 3 mld lat. A żeby zostały wyrzeźbione, musiało przez nie przepłynąć 4 tys. razy więcej wody, niż mogą dziś pomieścić. To co najmniej o jeden rząd wielkości więcej niż woda, która wypełniała kiedyś marsjański ocean.

Co to oznacza? Ano to, że Mars musiał kiedyś mieć aktywny cykl hydrologiczny – podobny do tego, którym cieszymy się dziś na Ziemi. Woda parowała z oceanu i spadała na powierzchnię planety jako deszcz albo śnieg, a następnie rzekami z powrotem do tego oceanu spływała.

Dzisiaj to niemożliwe. Choć wydaje się, że czasem po marsjańskich zboczach pocieknie jakiś strumyk – mamy takie podejrzenia dzięki zdjęciom satelitarnym – to i tak w porównaniu z Ziemią Czerwona Planeta jest sucha jak pieprz.

>>NASA ogłasza „ważne odkrycie” na Marsie. Po powierzchni planety płynie słona woda!

Jest tak prawdopodobnie dlatego, że Mars ma bardzo cienką atmosferę – 100 razy rzadszą niż ziemska. Czerwona Planeta nie posiada bowiem globalnego pola magnetycznego, które chroniłoby ją przed wiatrem słonecznym.

Wydaje się więc, że przez miliardy lat strumień naładowanych cząstek pędzących z naszej gwiazdy powoli obdzierał Marsa z atmosfery, a razem z nią – z oceanu, który w większości wyparował w kosmos.

Resztki zamarzniętej wody zostały tylko pod marsjańskim gruntem i w jego lodowych czapach polarnych.

Prawdopodobnie kiedyś marsjańska atmosfera była bardziej gęsta od naszej – inaczej nie byłaby w stanie utrzymać wody w stanie ciekłym na powierzchni planety. Mars leży dalej od Słońca niż Ziemia, a miliardy lat temu nasza gwiazda świeciła dużo słabiej niż dziś.

„W minutę”: 6 czerwca 2017 roku

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21922820,video.html

wyborcza.pl

Przystanek Woodstock 2017 nie dostanie pozytywnej opinii ws. bezpieczeństwa – zapowiada Błaszczak

Maciej Orłowski, 07 czerwca 2017

Przystanek Woodstock 2016

Przystanek Woodstock 2016 (Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta)

Przystanek Woodstock 2017 nie dostanie pozytywnej opinii ws. bezpieczeństwa od policji i – tak jak w poprzednim roku – będzie imprezą podwyższonego ryzyka. Tak zapowiedział dziś Mariusz Błaszczak, szef MSWiA.

Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji, był dziś gościem Programu Pierwszego Polskiego Radia. Prowadzący Piotr Gociek zapytał się go tam o wpis na Facebooku „znanego dziennikarza śledczego” Witolda Gadowskiego, publicysty portalu wSieci oraz stałego gościa Telewizji Republika, a od „dobrej zmiany” w mediach publicznych publicysty radiowej Jedynki i – do niedawna – TVP 1.

We wczorajszym wpisie Gadowski sugerował możliwość ataku organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie na Polskę, powołując się na „dobre źródła zbliżone do Mossadu, m.in. żydowskie organizacje monitorujące skupiska Arabów”. Wśród powodów, dla których ISIS mogłoby zaatakować Polskę, wymienia m.in. Przystanek Woodstock jako „najgorzej chronioną imprezę”. Pod wpisem Gadowski zaprasza na spotkanie autorskie „Między Chrystusem a Mahometem – czy trwa wojna kultur?” i promuje swoją książkę.

Błaszczak: „Organizator jest bardzo wyraźnie związany z totalną opozycją”

– Ja bym tego nie lekceważył, oczywiście znam tę wypowiedź – odpowiedział Błaszczak. – W sprawie Przystanku Woodstock już w ubiegłym roku policja negatywnie zaopiniowała to przedsięwzięcie. W związku z tym całe to wydarzenie miało charakter imprezy masowej o podwyższonym ryzyku. Protestował organizator – zresztą w mediach prywatnych, związanych z totalną opozycją. Sam organizator jest też kimś, kto bardzo wyraźnie związany jest z totalną opozycją – odpowiedział Błaszczak. I dodał:

– W tym roku również opinia będzie negatywna, wszyscy mamy świadomość, co dzieje się za naszą zachodnią granicą. […] W grudniu zeszłego roku doszło do zamachu terrorystycznego, w którym zginął Polak, zresztą dzielny do końca – mówił Błaszczak. Jego zdaniem Owsiak „tkwi w przeświadczeniu, że wszystko będzie fajnie, „róbta co chceta”.

Policja: na Przystanku Woodstock może dojść do „przejawów nienawiści”

Już w 2016 r. Przystanek Woodstock decyzją policji po raz pierwszy w historii był częściowo imprezą podwyższonego ryzyka. Pismo z komendy do siedziby WOŚP o „ryzykownym Przystanku” przyszło na niewiele ponad miesiąc przed festiwalem, gdy logistyka była już zapięta na ostatni guzik. Zdaniem policji na festiwalu mogło dojść „do wystąpienia przejawów nienawiści na tle narodowościowym, kulturowym, etnicznym czy wyznaniowym”, a „przystanek może być obiektem zainteresowania środowisk skrajnie nacjonalistycznych oraz skrajnych środowisk lewackich”.

Co oznacza brak pozytywnej opinii od policji? W zeszłym roku oznaczało to m.in. instalację dodatkowych kamer monitoringu przy dwóch scenach i zatrudnienie dodatkowych licencjonowanych ochroniarzy. Wcześniej zatrudniano ich 300, wtedy – 700. Choć nie było to wymagane, Owsiak wzniósł także płot wokół festiwalowego pola – w ten sposób odpowiadał tylko za bezpieczeństwo w ogrodzonej zonie. Dodatkowe środki bezpieczeństwa kosztowały w zeszłym roku organizatorów ok. milion zł.

Przystanek Woodstock to festiwal muzyczny organizowany przez Fundację Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy z pieniędzy uzyskanych od sponsorów i z datków. W założeniu impreza ta jest podziękowaniem dla wolontariuszy za ich pracę podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Festiwal jest w całości bezpłatny dla widzów. To jeden z największych festiwali muzycznych na świecie, na którym co roku grają gwiazdy światowego formatu.

23. edycja Przystanku Woodstock odbędzie się w dniach 3-5 sierpnia.

wyborcza.pl

RMF: policjanci nagrodzeni za odnalezienie obrazu, który nie był zaginiony

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/rmf-policjanci-nagrodzeni-za-odnalezienie-obrazu-ktory-nie-byl-zaginiony/r5m5fy9

Macierewicz da 100 milionów na muzeum

http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/macierewicz-da-pieniadze-na-muzeum-bitwy-warszawskiej/s5phxmr

Nie biorę życia zbyt poważnie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Zawsze chciałem łączyć ludzi. Bawić. Spuszczać z nich powietrze. Żyję z żartów, więc będę żartować do śmierci – mówi Henryk Chmielewski, bardziej znany jako Papcio Chmiel, twórca „Tytusa, Romka i A’Tomka”, uczestnik Powstania Warszawskiego i żołnierz Armii Krajowej. Z okazji 94. urodzin artysty przypominamy tekst archiwalny z 2013 roku.

Jak Papcio stał się „Papciem”?

Papciem Chmielem jestem od zarania, czyli od 1950 roku.  Wszyscy się tak do mnie zwracają. I wolę być Papciem niż Henrykiem Chmielewskim…

Dlaczego?

Z tym nazwiskiem w Warszawie był problem. Znanych Henryków Chmielewskich było w stolicy dwóch. Ja i starszy ode mnie o 15 lat dziennikarz i karykaturzysta, który dla prasy podziemnej rysował pod pseudonimem YES. Ciągle nas mylono. Trudno się dziwić, bo nawet w „Szpilkach” obaj rysowaliśmy. Ciągle musiałem się tłumaczyć, że nie jestem tym Henrykiem Chmielewskim. Miarka się przebrała, kiedy jego pieniądze poczta przysłała do mnie. Wtedy ustaliliśmy, że on pozostanie Henrykiem Chmielewskim, a ja będę Papciem Chmielem. Z początku byłem Dziadziem Chmielem, bo pod takim pseudonimem odpowiadałem na listy czytelników „Świata Przygód” – a czytelnikami były głównie 10-latki, ale z czasem średnia wieku moich odbiorców zaczęła rosnąć i stałem się Papciem. Papcio zawsze brzmi młodziej od Dziadzia.

Jak udało się byłemu uczestnikowi powstania warszawskiego i żołnierzowi Armii Krajowej znaleźć pracę w „Świecie Przygód”?

Cudem! Moja przygoda z komiksem to sprawa szczęścia i przypadku. W liceum rysowałem karykatury profesorów.  Już w wojsku przezywano mnie Kalikatura. Po demobilizacji spotkałem kolegę, który był ze mną wcześniej w AK, a którego mama pracowała w redakcji „Świata Przygód”. Kolega zaprotegował mnie i jako karykaturzysta dostałem wymarzoną pracę w redakcji. To był 1 września roku 1947.

I rozpoczęła się wielka kariera?

Karierę rozpocząłem od wyprowadzania pieska redaktora naczelnego i odpisywania na listy czytelników. Redakcja mieściła się w dwupokojowym mieszkaniu z kuchnią przy ul. Grażyny w Warszawie. Jeden pokój przedzielony był zasłoną. Przed zasłoną mieściła się redakcja „Świata Przygód”, a za zasłoną mieszkał redaktor naczelny Marian Niewiarowski z piękną żoną Edą. Budynek był częściowo rozwalony. Zamiast po schodach do redakcji wchodziło się po deskach. W „Świecie Przygód”, a później „Świecie Młodych”, rysowałem kontynuację serii komiksowej „Sierżant King z królewskiej konnicy”, a później serie własnego pomysłu „Półrocze bumelanta” i „Witek sprytek”.

Trudno było się przebić?

Nie miałem konkurencji. Partia nie mogła się zgodzić, żeby komiksy były wydawane na wzór kolorowych zeszytów ze zgniłego kapitalistycznego Zachodu. Wydawnictwo Harcerskie mogło wydawać tylko książki o tematyce harcerskiej, więc siłą rzeczy moje zeszyty musiały być nasycone tematyką wychowawczo-harcerską. Od dosłownych nawiązań politycznych stroniłem. Moje książeczki przechodziły przez cenzurę. Nawet małpę chcieli cenzurować! Teraz bym się nie przebił. Mniej miałem talentu, a więcej pracowitości i szczęścia. W wieku 75 lat miałem już kończyć z rysowaniem, bo wydawało mi się, że będę umierał. Nawet drzewa w ogrodzie posadziłem duże, bo sądziłem, że nie doczekam, aż wyrosną. A tu niespodzianka. Nie dość, że nie umarłem, to i w ogrodzie wyrósł mi las. Żyję, ręka mi nie drży, to rysuję dalej.

Od 1957 r. uczłowiecza Papcio małpę – Tytusa de Zoo,  a wraz z nim wychowuje kolejne pokolenia Polaków. Skąd pomysł na kultową serię komiku „Tytus, Romek i A’Tomek”?

Moi pierwsi czytelnicy mają dzisiaj po 60 lat. Pierwszy „Tytus” ukazał się w „Świecie Młodych” 56 lat temu, 22 października 1957 roku (jak słyszę, 22 października ma być ogłoszony dniem Jana Pawła II…). Na początku nie miałem pomysłu uczłowieczania kogokolwiek, a tym bardziej rysowania komiksu. Przed II wojną światową czytałem „Świat Przygód”, „Wędrowca” i „Karuzelę”, gdzie były kopiowane komiksy amerykańskie, a jednym z bohaterów był marynarz Ferdek. Spory szok przeżyłem, będąc w USA w latach 60., kiedy dowiedziałem się, że „Ferdek i Merdek” nie jest polskim komiksem, a Ferdek naprawdę nazywa się Popeye i reklamuje szpinak w puszkach.

Czy „Ferdek” to był wyjątek?

Polskie komiksy to była głównie ordynarna zrzynka z Zachodu. Kiedy sam postanowiłem stworzyć coś autorskiego, wpadłem na kosmiczny pomysł. Dosłownie. Akcję osadziłem w galaktyce. Bohaterami uczyniłem dwóch chłopców: chudego, wysokiego Romka i grubego, niskiego A’Tomka. W rakiecie spotkali małpkę doświadczalną, którą nazwali Tytus. Tytuł nawet się rymował: „Tytus, Romek i A’Tomek”. Ale mimo że przygotowałem dziesięć odcinków, nie było zezwolenia na drukowanie komiksu w Polsce.

Papciowi pomógł cud?

Cud, a dokładnie Związek Radziecki. 4 października 1957 roku Związek Radziecki wystrzelił pierwszy sputnik. Nagle temat kosmiczny stał się bardzo aktualny. Wszyscy byli ciekawi, co się dzieje w tym kosmosie. Sputnik wydawał tylko odgłosy typu „piiii, piiii” i wszystko poza tym było tajne. To był mój czas. Niestety, redaktor naczelny nie był samodzielnym panem i władcą. Jak wszyscy w tamtej epoce był uzależniony od Wydziału Prasowego Komitetu Centralnego. Ale na szczęście się złożyło, że pewien sekretarz wydziału miał 10-letniego synka. Zadzwonił do redakcji, że moje komiksy mu się podobają: „można drukować, to jest nawet pożyteczne”.

I tak Tytus stał się najpopularniejszym harcerzem PRL, który przetrwał Gomułkę, Gierka, Jaruzelskiego i szczęśliwie zadomowił się w wolnej Polsce.

Dla dzieci i młodzieży to była zupełna nowość. Do 1966 roku „Tytus, Romek i A’Tomek” był drukowany w „Świecie Młodych”. Miałem bawić, ucząc i uczyć, bawiąc. Szukałem różnych tematów. Przez dziewięć lat można było śledzić losy całej trójki w harcerskiej gazetce. Kiedy wiosną 1965 r. Wydawnictwo Harcerskie postanowiło wydać „Tytusa” w formie osobnego zeszytu…

Papcio musiał gloryfikować PRL?

Tak źle jeszcze nie było. Musiałem lawirować. Jako że wydawnictwo było harcerskie, moi bohaterowie musieli być w mundurkach harcerskich i czerwonych chustach. W komiksie miało być przedstawione życie ZHP, ale też tak ważne dla systemu tematy, jak ochrona zabytków, ochrona przyrody, zbieranie makulatury, zdrowy sportowy tryb życia, „Na Szlaku Niewidzialnej Ręki” i pomaganie babci w zbieraniu drzewa w lesie. Skakałem z radości, kiedy wydrukowano w 30 tysiącach egzemplarzy kolorowego „Tytusa”. Nakład w całości sprzedano w tydzień.

Ile łącznie sprzedało się „Tytusów”?

Skończyłem śledzić sprzedaż „Tytusów” po 11 mln egzemplarzy. Ludzie wciąż do mnie piszą. Nie nadążam odpisywać, więc pomaga mi wydawnictwo. Mimo moich 90 lat, wciąż mam zamówienia na następne księgi „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Kolejną księgę zamówiły ode mnie władze Wrocławia, które chcą, żebym narysował album o stolicy Dolnego Śląska na czas, kiedy miasto zostanie Europejską Stolicą Kultury w roku 2016. Chcę pokazać dzieje Wrocławia za czasów piastowskich, a konkretnie za czasów Bogusława Krzywoustego. I tak zamiast umierać, siedzę codziennie i rysuję. Czytam kronikę Galla Anonima, kronikę Długosza, dzieła Wincentego Kadłubka, dziesiątki publikacji o Wrocławiu i szperam w Internecie.

Czy przygotowanie księgi o Powstaniu Warszawskim, Bitwie Warszawskiej 1920 r., bitwie pod Grunwaldem czy odsieczy wiedeńskiej 1683 r., a ostatnio zeszytu: „Tytus, Romek i A’Tomek w wojnie o niepodległość Ameryki z wyobraźni Papcia Chmiela narysowani”, jest trudniejsze od tradycyjnych zeszytów o przygodach Tytusa?

Trzeba się dobrze przygotować historycznie. Szczęśliwie wydawnictwo Prószyński drukuje wszystkie moje pomysły, które wciąż cieszą się popularnością.  Do kolejnego albumu zebrałem masę pomysłów, piszę scenariusz – rolę Tytusa, przygotowuję szkice rysunków i już narysowałam pierwszą planszę.

Czyli emerytura Papciowi nie grozi?

Na emeryturze jestem już od 30 lat. Ale umów wydawniczych nie podpisuję, bo nie jestem pewien, czy mi się nagle nie przewróci. Każda nowa księga wydaje mi się ostatnią. I tak już od 15 lat. Ale może do grudnia uda się skończyć księgę o Wrocławiu. Rysuję z szybkością jednej planszy na dziesięć dni.

A skąd pomysł na serię albumów historycznych?

Zawsze chciałem narysować komiks o Powstaniu Warszawskim. Tylko jak małpę uczynić bohaterem powstania, a dowcipy połączyć z martyrologią? Nie chcę już rysować typowych komiksów humorystycznych. Nie samym „hi, hi, hiii” człowiek żyje. Chciałem malować albumy historyczne, ale tylko takie, w których Polska odniosła zwycięstwo. A że Polska większość powstań przegrała, to zasadniczo zawęził mi się zakres tematyczny albumów historycznych. Powstanie Warszawskie było klęską, ale ze względu na własny w nim udział, postanowiłem od tego tematu zacząć serię. Musiałem wyrzucić z siebie ten temat.

Jak utrzymuje się pan w tak wybornej kondycji?

Rysowanie mi pomaga. Na nic nie choruję. Cierpię na różne usterki organizmu, ale to cierpienie nie jest aż tak dokuczliwe, żebym nie mógł pracować. Będę rysował aż do śmierci, a założyłem sobie, że dociągnę do setki. Pogrzeb mój powinien się zatem odbyć nie wcześniej niż 7 czerwca 2023 r. Już dzisiaj zapraszam wszystkich czytelników na Cmentarz Bródnowski w Warszawie. Aleja 18 D, rząd 6, grób 5. Ale to dopiero za dziesięć lat.  Powstał już zeszyt z moimi epitafiami nadesłanymi przez czytelników. Ciekawe, że ludzie już dzisiaj przysyłają mi swoje propozycje kontynuowania serii „Tytusów” po mojej śmierci. Ale ich propozycje są w innym duchu. Podrabiając, nikt nie zostanie artystą. Tytus umrze razem ze mną.

Jak na przestrzeni lat zmieniło się życie Papcia i Tytusa?

Tytus się nie zmienia. Zmienia się otoczenie Tytusa. A ja? Ja nie mam kontaktu z rzeczywistością. Moi koledzy pomarli. Ze względu na wiek nie podróżuję już samochodem. Mój kontakt z codziennością odbywa się poprzez prasę i  telewizję. Dawniej miałem kontakt bezpośredni i wiedziałem, czym dzieci żyją, co jest modne, o czym mówi ulica. Znałem powiedzonka, słownictwo młodzieży. Dziś nie potrafiłbym rysować już humorystycznie na tematy aktualne. Do albumów historycznych nie potrzebuję kontaktu z rzeczywistością, bo ja już żyję przeszłością.  Polityką się nie interesuję. Czasem polityka mnie dotyka, ale ja zawsze staram się od niej stronić.

Ale podobno Papcio wspiera PiS i był nawet w honorowym komitecie wsparcia partii Jarosława Kaczyńskiego?

Dzisiaj nie popieram żadnej partii politycznej. Informacje o moich kontaktach z PiS wzięły się stąd, że jako były uczestnik Powstania Warszawskiego żywiłem wdzięczność do Lecha Kaczyńskiego za budowę Muzeum Powstania Warszawskiego. Narysowałem Lechowi Kaczyńskiemu rysunki, popierając go w wyborach na prezydenta Warszawy. Również Marcie Kaczyńskiej podarowałem obrazek. Córka Lecha Kaczyńskiego w dzieciństwie miała pieska, szkockiego czarnego teriera, którego nazwała Tytus. Narysowałem pani Kaczyńskiej jej psa tańczącego z Tytusem de Zoo.

Jak Papcio reagował na zarzuty, że komiksem infantylizuje kulturę?

To infantylne zarzuty. W PRL próbowano umniejszyć i poniżyć sztukę komiksu. Ale mnie się specjalnie nie czepiano. Na podstawie „Tytusa” powstała sztuka teatralna, film…

Jak podobał się Papciowi film o Tytusie, do którego głosy podłożyli m.in. Marek Kondrat, Andrzej Chyra, Dorota Stalińska, Artur Barciś czy Gustaw Holoubek, a muzykę przygotował Wojciech Waglewski?

Chyba nie tylko ja byłem rozczarowany tym filmem. Byłem przekonany, że scenariusz filmu zostanie oparty na stworzonych przeze mnie księgach, ale stało się inaczej. Nie doczytałem aneksu umowy i stworzono coś, co z „Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem” nie ma wiele wspólnego. W filmie Tytus nawet ma mniej palców. Skandal! Ale nie chcę się denerwować. Tytus to całe moje życie.

Nie tylko Papcia. Politycy i artyści cytują Tytusa. Kultowym hasłem jest: „Życie ludzkie jest ważniejsze niż czyjeś interesy”. Co dla Papcia było najważniejsze w życiu?

Humor i spokój. Mam dobre, długie życie. Zresztą opisałem je aż w dwóch autobiografiach: „Urodziłem się w Barbakanie”, wydanej przez Prószyńskiego i S-kę,  oraz książce „Tytus zlustrowany”, czymś w rodzaju drugiego tomu tej biografii. Jeśli pożyję dłużej, to napiszę tom trzeci. Nie znam przepisu na szczęśliwie życie, ale wiem, że w życiu nie ma sensu się napinać. Stres zabija.

W miarę starzenia się musiałem zrezygnować początkowo z pływania, potem z jazdy na nartach, na rowerze. Musiałem przestać jeździć motocyklem, a później samochodem. Lubiłem podróżować i spotykać się z ludźmi, lubiłem, jadąc motocyklem, podziwiać krajobrazy. A to czasem jakiś zajączek wyskoczył na drogę, a to sarenka. A teraz są wszędzie ekrany dźwiękoszczelne. Nic nie widać i nic nie słychać. Ludzie dzisiaj się izolują, żyją mniej uważnie. Polacy są też coraz bardziej podzieleni. To smutne. Zawsze chciałem łączyć ludzi. Bawić. Spuszczać z nich powietrze. Żyję z żartów, więc będę żartować do śmierci. A do setki jeszcze trochę mi zostało.

—rozmawiał Jacek Nizinkiewicz

rp.pl

ŚRODA, 7 CZERWCA 2017

STAN GRY: GW: Kolejna reprywatyzacja i zabudowa w stolicy, Osiecki: Scenariusz z Jagiełło w MF, Fakt: Niech Małgosia się nie sprawdza

300LIVE: KRS wraca do porządku obrad, Rosa o głosowaniu N ws Błaszczaka, o 13 briefing Morawieckiego, PO pyta o związki Kempy, Neumann tłumaczy się dlaczego PO się nie odmładza, Bodnar krytykuje słowa Komorowskiego, polityczny plan środy: http://300polityka.pl/live/2017/06/07

NA FINISZU SONDAŻE NIE DAJĄ PEWNOŚCI TORYSOM – blog 300 o kampanii w UK ze wsparciem Providenta: http://300polityka.pl/wyboryuk/

ZAMIAST CHRONIĆ KSZTAŁT CENNEGO ZAŁOŻENIA URBANISTYCZNEGO, RATUSZ DOPUŚCIŁ DO REPRYWATYZACJI I ZABUDOWY – Michał Wojtczuk na jedynce Gazety Stołecznej: “Zamiast chronić kształt cennego założenia urbanistycznego, jakim jest Ściana Wschodnia, stołeczny ratusz dopuścił, by część jednego z placów przy pasażu Wiecha została zreprywatyzowana i zabudowana. (…) Zanim plan zostanie uchwalony, pawilon Grycanów pewnie będzie już stał. A kształt Ściany Wschodniej po raz kolejny zostanie zmieniony przez jednostkową decyzję o pozwoleniu na budowę, niebiorącą pod uwagę szerszego kontekstu”. http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21923482,plac-przy-pasazu-wiecha-zreprywatyzowany-i-zabudowany-stanie.html

LAUREACI OLIMPAD BOJKOTUJĄ HGW ZA PARADĘ RÓWNOŚCI – GW: “Sebastian Słowiński i Julia Minasiewicz – laureaci tegorocznej olimpiady filozoficznej – nie przyjęli dyplomów od warszawskiego ratusza. – Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz odmówiła patronatu nad Paradą Równości. Ja muszę odmówić przyjęcia nagrody – mówił Sebastian Słowiński podczas gali”. http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21923555,laureaci-olimpiad-nie-przyjeli-dyplomu-od-ratusza-bo-hanna.html

WIEŚ ZATĘSKNI ZA PSL – Krystyna Naszkowska na wyborcza.pl: “Politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego, które w sondażach od dawna dołuje, mogą zacząć zacierać ręce. Jeszcze parę miesięcy działalności ministra Jurgiela, a wieś zatęskni za może i nudnym, może i aroganckim, ale jakże normalnym Stronnictwem”. http://wyborcza.pl/7,155290,21803289,przedwyborcze-zniwa-w-agencjach-rolnych-jeszcze-pare-miesiecy.html

GRZEGORZ OSIECKI O SCENARIUSZU Z PREMIEREM MORAWIECKIM I JAGIEŁŁĄ Z PKO BP W MIN. FIN – pisze w DGP: “Szefem rządu z kolei zostaje Mateusz Morawiecki. Jego następcą w resorcie finansów obecny prezes PKO BP i jego współpracownik Zbigniew Jagiełło. By Morawiecki nie urósł zanadto w siłę, wicepremierem do spraw społecznych miałaby zostać Elżbieta Rafalska, stając przy okazji także na czele resortu zdrowia”.

NAJBARDZIEJ PRAWDOPODOBNY SCENARIUSZ – DROBNE KOREKTY – pisze Osiecki: “- Po kongresie mogą być punktowe korekty, dziś nie ma atmosfery do większych zmian. Większa rekonstrukcja możliwa będzie jesienią – zapowiada polityk PiS. Wówczas będzie dwulecie rządu Beaty Szydło i półmetek kadencji, czyli dobry czas, by dokonać nawet sporych zmian”.

CZESI JAK POLACY, NIE PRZYJMĄ UCHODŹCÓW – tytuł w GW.

PRZEZ SPRAWY SYMBOLICZNE PRZEGRYWAMY W BRUKSELI TO, CO NAPRAWDĘ ISTOTNE – Jędrzej Bielecki w RZ: “Spór o Trybunał Konstytucyjny i uchodźców niepotrzebnie wyczerpał nasze siły. W Brukseli mamy ważniejsze interesy. Polska przegrywa w Brukseli, bo poświęca wszystkie siły na osiągnięcie symbolicznych celów. A wtedy nie jest już w stanie zadbać o swoje realne potrzeby. Na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi we Francji Komisja Europejska przyjęła bardzo niekorzystny dla naszego kraju projekt zmiany dyrektywy o pracownikach delegowanych, który może poważnie zaszkodzić polskim firmom transportowym i budowlanym. To był prezent dla Emmanuela Macrona od Angeli Merkel za zwycięstwo nad Marine Le Pen i uratowanie Unii. Jego ukoronowaniem będzie zapewne zatwierdzenie wspomnianych zmian przez Radę UE już w niedługim czasie”. http://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/306069904-Polska-nie-byla-skazana-na-kleske.html

NIECH MAŁGOSIA NIE SPRAWDZA SIĘ W BIZNESIE – Magdalena Rubaj w Fakcie: “W 2001 r. ówczesny minister skarbu Wiesław Kaczmarek (59 l.) powołał na stanowisko prezesa Polskich Sieci Elektroenergetycznych polityka PSL Stanisława Dobrzańskiego (68 l.), człowieka bez żadnego doświadczenia. – Staszek chciał się sprawdzić w biznesie – wyznał minister. Pani Premier, miało być inaczej. Niech więc Małgosia nie sprawdza w biznesie”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/malgorzata-sadurska-ma-zostac-wiceprezesem-pzu/v74yew9

MORAWIECKI ZA A NAWET PRZECIW – Fakt: “Takiego konfliktu w rządzie chyba nikt się nie spodziewał. Oto minister finansów nie zgadza się z wizją ministra rozwoju. Szkopuł w tym, że obie funkcje pełni… ta sama osoba!” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/milion-elektrycznych-aut-morawiecki-za-a-nawet-przeciw/1p9pz7y

TUSK KRYTYKUJE NORD STREAM 2 – pisze Anna Słojewska w RZ: “Bruksela szykuje się do negocjacji z Rosją na temat Nord Stream 2. Przewodniczący Rady Europejskiej apeluje o ostre stanowisko”. http://www.rp.pl/Energianews/306069865-Donald-Tusk-krytykuje-projekt-Nord-Stream-2.html

GDZIE SĄ DZISIAJ ELBANOWSCY – Justyna Suchecka w GW: “Dzieci, które teraz opuściliście, to te, które wcześniej ratowaliście. A rodzice, którzy podpisali się pod wnioskiem o referendum, często popierali też waszą akcję. Tylko teraz już nie mają w was rzecznika swoich praw”. http://wyborcza.pl/7,75398,21923513,gdzie-sa-elbanowscy-dzis-widac-tylko-ich-oblude.html

WITOLD ORŁOWSKI O KONIECZNOŚCI PRZYJĘCIA EURO JAKO GWARANCJI BEZPIECZEŃSTWA – pisze w RZ: “Musimy na nowo zacząć dyskusję nie tyle o euro, ile o tym, co naprawdę oznacza dla Polski i Polaków przynależność do Unii. Musimy pokazać, gdzie są prawdziwe korzyści i dlaczego życiowym interesem naszego kraju jest nie tylko pozostanie w Unii, ale utrzymanie się w jej najsilniej integrującym się centrum. Dlaczego obok ścisłej integracji gospodarczej w naszym interesie leży też znacznie dalej posunięta integracja polityczna, a także w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa. I dlaczego niezbędnym elementem tej integracji musi stać się wprowadzenie w Polsce wspólnej waluty, któremu oczywiście musi towarzyszyć dobre przygotowanie gospodarki i społeczeństwa do jej używania – i to na każdym poziomie funkcjonowania”.

NIE BĘDZIE ZAKAZU E-HANDLU W NIEDZIELĘ – Dziennik: “– Zdecydowaliśmy, że restrykcje nie będą obejmowały handlu internetowego. Mowa jednak tylko o tych e-sklepach, w których proces sprzedaży jest w pełni zautomatyzowany, czyli odbywa się bez udziału pracowników – wyjaśnia dr Mateusz Warchał, współpracujący z Sekcją Krajową Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność””. http://forsal.pl/biznes/handel/artykuly/1048908,zakaz-handlu-w-niedziele-ustawa-projekt-wyjatki.html

UTKWILIŚMY W INWESTYCYJNYM DOŁKU – DGP: “Samorządy już wydają więcej, nakłady średnich i dużych firm są na lekkim minusie. Tylko w przedsięwzięciach finansowanych z budżetu wciąż zadyszka. Zgasić ją może jedynie odwaga rządu Beaty Szydło”. http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/1048836,utkwilismy-w-inwestycyjnym-dolku.html

NOCNA ZMIANA Z TRAGICZNĄ OGLĄDALNOŚCIĄ, TAK SIĘ ZABIJA ABONAMENT – Agnieszka Kublik w wyborcza.pl: “Prezes TVP Jacek Kurski właśnie wyciąga do narodu rękę po kasę: w Sejmie leży gotowy projekt uszczelnienia abonamentu. Telewizje kablowe mają przekazywać Poczcie Polskiej dane klientów, by za telewizję publiczną płaciło 3,5 mln Polaków, czyli ci, którzy teraz się migają. Ale programy TVP sprawiają, że odechciewa się płacić abonament’. http://wyborcza.pl/7,75968,21923144,nocna-zmiana-kurskiego-z-tragiczna-ogladalnoscia-tak-sie.html

SE O BERCZYŃSKIM W ARESZCIE W 2004: “To zapewne jedna z największych tajemnic Wacława Berczyńskiego (71 l.), byłego szefa komisji smoleńskiej. W 2004 r. w USA trafił do aresztu. Miał nawet odpowiadać za groźby terrorystyczne, obrazę sądu i nękanie! Stanął przed sądem i wtedy… wycofano oskarżenia. – Nic z tego nie pamiętam. Wiek robi swoje – przekonuje w rozmowie z nami Berczyński”. http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/waclaw-berczynski-trafil-do-amerykanskiego-aresztu_999300.html

NOWY ŚWIADEK: SAMOLOT LECIAŁ I PŁONĄŁ – GPC: “Jest kolejny naoczny świadek katastrofy smoleńskiej – ustaliła „Gazeta Polska”. Był on 10 kwietnia 2010 r. w pobliżu lotniska, ale do tej pory rosyjscy śledczy nie zajęli się wyjaśnieniem tego, co widział. To wskazuje, że Rosjanie nie przeprowadzili podstawowych działań związanych z postępowaniem karnym dotyczącym wyjaśnienia i znalezienia winnych tragedii.

KUCHCIŃSKI KUPUJE LIMUZYNY ZA 800 TYS – SE: http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/kuchcinski-kupuje-limuzyny-za-800-000-zl_999271.html

9 URODZINY POLSAT NEWS.

300polityka.pl

ŚRODA, 7 CZERWCA 2017

Sejm: nowy abonament w końcu pod obrady, dodatki dla strażaków i emerytów, rok 2018 Rokiem Kobiet

Rząd chce uszczelnić system poboru abonamentu radiowo-telewizyjnego. Zapowiadany od dawna przez polityków Prawa i Sprawiedliwości projekt ustawy zakłada, że do obowiązkowej rejestracji odbiorników włączeni zostaną dostawcy płatnej telewizji. Będą oni odbierać zgłoszenia rejestracyjne odbiorników od klientów i przekazywać je Poczcie Polskiej, która pobiera abonament. Poczta będzie mogła zażądać od płatnego dostawcy informacji na temat poszczególnych klientów.

Obecnie, mimo obowiązku płacenia abonamentu robi to zaledwie ok. 13 proc. gospodarstw domowych i ok. 12 proc. przedsiębiorców (według danych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Ustawę przedstawi wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński.

Inną propozycję rozwiązania kwestii abonamentu mają posłowie PSL. Chcą całkowitej likwidacji obowiązku płacenia za radio oraz telewizję i zastąpienia go finansowaniem ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Subwencja z budżetu miałaby wynosić 750 tys. zł a pozostałe środki pozyskiwano by np. z reklam czy praw do audycji. Zdaniem ludowców skuteczna weryfikacja stanu posiadania odbiorników przez obywateli nie jest możliwa. Projekt ustawy uzasadni poseł Mieczysław Kasprzak (PSL).

Ograniczenia działalności komorniczej i niższe opłaty egzekucyjne. Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało dwie nowe ustawy: o komornikach sądowych i kosztach komorniczych. Pierwsza ustawa przyznaje większe uprawnienia nadzorcze nad pracą komornika prezesowi sądu rejonowego. Będzie mógł odsunąć komornika na 30 dni od wykonywania czynności i w tym czasie wnioskować u ministra sprawiedliwości o odwołanie go ze stanowiska. Projekt zakłada wprowadzenie obowiązku utrwalania przebiegu czynności egzekucyjnych odbywających się poza kancelarią komorniczą np. kamerą. Przewiduje podniesienie dolnej granicy wiekowej (z 26 do 28 lat) i obniżenie górnej (z 70 do 65) dla osób powoływanych na stanowisko komornika. Wprowadza wymóg posiadania wyższego wykształcenia (wg. danych z uzasadnienia projektu ok. 30 proc. komorników go nie ma). Komornicy bez studiów dostaną 7 lat na podniesienie kwalifikacji.

Druga ustawa obniża stawki opłat egzekucyjnych. „W sprawach o egzekucję świadczeń pieniężnych przewidziano jednolitą stawkę opłaty, określoną jako 10 proc. egzekwowanego roszczenia (obecnie 15 proc. i 8 proc.). Niestety w przypadku przyjmowania wpłat gotówkowych od dłużnika opłata ta wyniesie 5 proc. (obecnie 15 proc.). Ten sposób egzekucji ma udział ok. 30 proc. w ogólnych przychodach komorników i to ta zmiana będzie najbardziej odczuwalna dla komorników. Szczególnie dotknie to komorników młodych stażem” – napisała na swojej stronie Krajowa Rada Komornicza, która sprzeciwia się zmianom.

Ten system finansowania jest bardzo niekorzystny i spowoduje bankructwo ok. 60 proc. kancelarii, bo po prostu nie utrzymają się one z bardzo niskich prowizji wypłacanych przez państwo. Jeżeli komornicy będą zamykali kancelarie, będzie się to wiązało ze zwolnieniami. Egzekucja będzie dłużej trwała, bo nie będzie osób, które ją wykonają. Dostęp do komorników będzie utrudniony, może się okazać, że w wielu miastach ich zabraknie. To przyniesie katastrofalne skutki – tłumaczy Tomasz Formalski, rzecznik prasowy Rady Izby Komorniczej w Lublinie.

Według wyliczeń Krajowej Rady Komorniczej pracę może stracić do 9 tysięcy osób zatrudnionych w kancelariach, a dochody finansów publicznych mogą spaść o ok. 250 mln zł rocznie. Obie ustawy uzasadni minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Więcej represjonowanych otrzyma pomoc. Sejm zajmie się senackim projektem ustawy zwiększającej ulgi i świadczenia dla działaczy opozycji antykomunistycznej oraz osób represjonowanych z powodów politycznych. Projekt poszerza krąg osób objętych definicją osoby represjonowanej (obejmuje represje do 31 lipca 1990 r., wcześniej był to 4 czerwca 1989 r.) oraz dodaje zapis, że represje mogły być niejawne. Liczba uprawnionych wzrosłaby w ten sposób z ok. 9-12 tys. do 30 tys. osób.

Obecnie dawni opozycjoniści mogą otrzymywać 400 zł miesięcznie przez rok, jeśli spełnią określone kryteria dochodowe (dochód osoby samotnie gospodarującej nie powinien przekraczać kwoty odpowiadającej 120 proc. najniższej emerytury lub dochód na osobę w rodzinie osoby uprawnionej nie powinien przekraczać 100 proc. najniższej emerytury).

Ustawa zrywa z tzw. progiem dochodowym i nazywa się przez to „godnościową”. Po wejściu w życie ustawy każdy, kto uzyska status działacza opozycji lub osoby prześladowanej, będzie miał prawo do tego świadczenia. Świadczenie będzie wypłacane dożywotnio. Można będzie starać się o pomoc jednorazowo lub okresowo. Jednorazowo z tytułu przypadków losowych, ubytku zdrowia, a okresową z powodu dużych trudności materialnych, ale nie na więcej niż pół roku – wyjaśnia MamPrawoWiedziec.pl senator Jan Rulewski (PO).

Zgodnie z projektem działacze opozycji oraz osoby represjonowane zyskaliby także przywileje przysługujące obecnie kombatantom np. 51 proc. zniżkę na przejazdy komunikacją miejską czy prawo do korzystania poza kolejnością z opieki medycznej.

To jest duża satysfakcja całego środowiska, że przyjęta została ustawa dotycząca pewnego zadośćuczynienia bardziej moralnego niż finansowego, bo nie mówimy o wysokiej kwocie. Uchwalona dwa lata temu ustawa, która zawierała kryteria finansowe, skutkowała tym, że z ponad 2,3 tys. osób posiadających wymagany status tylko ponad 300 osób takie świadczenie otrzymało. Nadal pozostaje jednak problem osób, które w tamtym okresie były prześladowane, szykanowane, wyrzucane z pracy i nie zgromadziły wystarczającego kapitału emerytalnego, który wystarczyłby na godne emerytury – dodaje poseł Janusz Śniadek (PiS), sprawozdawca z prac komisji polityki społecznej i rodziny nad tym projektem.

O tym polityce państwa wobec opozycji pisaliśmy tu: Jak_panstwo_pomaga_represjonowanym i tu: Jak Sejm upamietnia opozycję w PRL.

Posłowie zajmą się rządowym projektem ustawy o Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej. – Będzie to agencja, która w sposób przemyślany i zgodny ze strategicznymi celami państwa prowadzić będzie politykę stypendialną: dofinansowanie wyjazdów polskich naukowców za granicę, finansowanie stypendiów dla zagranicznych studentów, doktorantów, postdoców. Liczę też, że dzięki tej instytucji uda się sprowadzić do Polski wielu świetnie zapowiadających się młodych naukowców, którzy wyjechali z Polski i pracują na uniwersytetach całego świata – powiedział w rozmowie z PAP minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.

Do zadań NAWA ma także należeć m.in. wspieranie procesu umiędzynarodowienia polskich uczelni. Polska ma jeden z najniższych w OECD wskaźników umiędzynarodowienia szkolnictwa, czyli udziału studentów z zagranicy w ogólnej populacji studentów – ma on wartość 4 proc., przy średniej OECD powyżej 8 proc. Podobny problem dotyczy obecności na polskich uczelniach zagranicznych profesorów, których jest obecnie tylko 2,4 proc. Projekt uzasadni minister Jarosław Gowin.

Za mandat zapłacimy kartą. Rządowy projekt umożliwia zapłatę mandatu bezgotówkowo, za pomocą karty płatniczej (jeśli funkcjonariusz będzie miał przy sobie terminal). Ma to być ułatwienie m.in. dla cudzoziemców przebywających czasowo na terenie Polski, którzy nie mają przy sobie wystarczającej kwoty w złotówkach. Projekt uzasadni minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak.

Prezydent Andrzej Duda skierował do Sejmu zmianę ustawy Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Projekt dostosowuje przepisy tej ustawy do obowiązującej od 1 stycznia 2017 r. nowej ustawy o prokuratorii generalnej, która rozszerzyła uprawnienia tego urzędu m.in. o możliwość reprezentowania spółek z udziałem skarbu państwa czy organów administracji rządowej przed sądami administracyjnymi. Sprawozdanie z prac komisji sprawiedliwości i praw człowieka nad ustawą przedstawi poseł Andrzej Matusiewicz (PiS).

Dwa dodatki dla strażaków. Klub Kukiz’15 zaproponował dodatek do emerytury dla strażaków, którzy pełnią służbę co najmniej 20 lat. Dodatek miałby wynosić 20 zł za każdy rok służby aktywnej (czyli takiej, podczas której strażak brał udział w co najmniej połowie średniej gminnej liczby akcji gaśniczo-ratowniczych). Projekt uzasadni poseł Norbert Kaczmarczyk (Kukiz’15). Projekt obywatelski zakłada, aby taki dodatek przysługiwał już po 10 latach aktywnej służby, podczas której strażak brał bezpośredni udział w akcjach (nie określono w ilu). Projekt złożył Komitet Inicjatywy Ustawodawczej, którego pełnomocnikiem w Sejmie jest Janusz Kazimierz Konieczny – były senator SLD, związany z Ochotniczymi Strażami Pożarnymi.

Klub Nowoczesna chce skrócenia z 60 do 25 dni terminu, w jakim organy administracji skarbowej muszą zwrócić VAT przedsiębiorcom. Projekt likwiduje prawo policji, prokuratury, CBA i ABW do żądania wstrzymania zwrotu VAT w związku z prowadzonym postępowaniem. – Obecnie urzędy skarbowe często bardzo długo przetrzymują zwroty VAT, przez co przedsiębiorcy mają problemy finansowe i muszą żyć na kredyt. Proponowana zmiana wpłynęłaby pozytywnie na ich płynność – tłumaczy dla MamPrawoWiedziec.pl poseł Mirosław Suchoń (N). Posłowie chcą także ograniczyć możliwość wykreślania podatników z rejestru VAT. Obecnie przepisy pozwalają na wykreślenie decyzją administracyjną podatnika, gdy urząd skarbowy uzna, że miał on uzasadnione podstawy, by podejrzewać wyłudzenie VAT. Projekt omówi poseł Mirosław Pampuch (N.)

Dodatki do emerytur. Ludowcy chcą, żeby emerytom, rencistom oraz osobom pobierającym świadczenia przedemerytalne zostało wypłacone jednorazowo od 200 do 500 zł. Zgodnie z projektem wysokość dodatku byłaby zależna wysokości świadczenia lub sumy świadczeń, które przysługują danej osobie (np. jeśli świadczenia nie są wyższe niż 1 tys. zł, dodatek ma wysokość 500 zł). Ustawa ma być odpowiedzią na waloryzację rent i emerytur w bieżącym roku. Przewidywana kwota z budżetu na dodatki to ok. 1,8 mln zł. Projekt uzasadni poseł Mieczysław Kasprzak (PSL).

Nowoczesna zaproponowała Pawła Rabieja jako swojego kandydata na członka komisji ds. do spraw usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich, wydanych z naruszeniem prawa. – Nowoczesna podnosiła na etapie prac nad komisją, że zakres jej uprawnień jest zbyt szeroki, że może zbyt mocno wkracza w kwestie związane z prawami własności, że może będzie kwestionowana jej konstytucyjność, ale Sejm projekt przyjął i decyzja klubu była taka, aby nasz kandydat się w niej znalazł – mówi dla MamPrawoWiedziec.pl Paweł Rabiej.

Paweł Rabiej to dziennikarz i publicysta, pracował m.in. w radiowej Trójce czy magazynach ekonomicznych np. Business Press. W 2009 r. założył ośrodek dialogu i analiz THINKTANK, był też redaktorem naczelnym magazynu wydawanego przez ten ośrodek. Jest jednym z współzałożycieli partii Nowoczesna i do niedawna jej rzecznikiem prasowym. Jako ekspert doradzał wielu instytucjom publicznym takim jak ministerstwa czy samorządy w zakresie zarządzania.

Sejm powołał pozostałych siedmiu członków komisji podczas poprzedniego posiedzenia, ale ówczesny kandydat Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz nie uzyskał poparcia posłów i został negatywnie zaopiniowany przez komisję ustawodawczą. Wątpliwości co do kandydatury pojawiły się w związku z informacją, że jedna osoba z rodziny posła zakończyła proces dotyczący postępowania reprywatyzacyjnego, a druga osoba z jego rodziny jest w trakcie takiego procesu. Kandydaturę uzasadni poseł Paweł Pudłowski (N).

Andrzej Zielonacki kandydatem PiS do Trybunału Konstytucyjnego. Ma zastąpić sędziego Stanisława Biernata, którego kadencja kończy się 26 czerwca. Zielonacki to adwokat z Poznania, w przeszłości m.in pracownik Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk czy członek Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu, a obecnie arbiter Sądu Arbitrażowego Izb i Organizacji Gospodarczych Wielkopolski i adiunkt na Wydziale Prawa i Komunikacji Społecznej Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu. Związany z Akademickim Klubem Obywatelskim im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kandydaturę uzasadni poseł Marek Ast (PiS).

Oraz m.in.:

  • Projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych autorstwa posłów PiS (pisaliśmy o tym tutaj)
  • Projekt uchwały w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Jubileuszu 250-lecia konfederacji barskiej, projekt uchwały w sprawie ustanowienia roku 2018 rokiem Ireny Sendlerowej, projekt uchwały w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Arcybiskupa Ignacego Tokarczuka oraz projekt uchwały w sprawie uczczenia 80. rocznicy rozpoczęcia budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego autorstwa posłów PiS
  • Projekt uchwały w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Praw Kobiet autorstwa Nowoczesnej
  • Informacja o działalności Rzecznika Praw Dziecka za rok 2016

300polityka.pl

Błaszczak: Rząd PO-PSL godził się na bazy rekrutacyjne dla terrorystów

Mariusz Błaszczak
Mariusz Błaszczak

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Ustawa antyterrorystyczna działa, na jej podstawie osoby podejrzewane o związki z organizacjami terrorystycznymi są deportowane z Polski – przypomniał w środę szef MSWiA Mariusz Błaszczak. Polskie służby są przygotowane na zagrożenia – zapewnił.

„Na podstawie ustawy antyterrorystycznej kilka osób zostało deportowanych z Polski, deportowanych dlatego, że byli podejrzewani o związki z organizacjami terrorystycznymi – organizacjami, które skupiają muzułmanów, które są groźne” – powiedział Błaszczak w środę radiowej Jedynce. Przypomniał, że ustawę antyterrorystyczną, której projekt krytykowała opozycja, rząd uchwalił w czerwcu 2016 r. przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie.

Minister spraw wewnętrznych i administracji zapewnił, że polskie służby są przygotowane, by pilnować bezpieczeństwa. Zaznaczył też, że w Europie w bieżącym roku 37 osób zostało zabitych przez terrorystów. Dodał, że obecny rząd zapobiegł przyjęciu tysięcy muzułmańskich emigrantów, na co w ramach tzw. relokacji zgodził poprzedni rząd PO-PSL.

 

„Godził się na to, żeby stworzyć w Polsce środowiska, zaplecze, bazy rekrutacyjne dla terrorystów. Obecny rząd się temu sprzeciwił” – mówił Błaszczak.

Szef MSWiA nawiązał też do niedawnego oświadczenia czeskiego ministra spraw wewnętrznych Milana Chovaneca, który powiedział, że Czechy nie przyjmą już żadnych migrantów z Włoch i Grecji na podstawie ustalonych przez Unię Europejską kwot rozdzielania uchodźców. „Bardzo się cieszę, że postępują podobnie jak obecny rząd polski, dlatego że – mówił o tym minister Chovanec – chodzi o bezpieczeństwo” – zaznaczył.

„I proszę sobie wyobrazić, że opozycja w Czechach poparła czeski rząd. A co się dzieje w Polsce? W Polsce słyszymy, że moje działania jako ministra spraw wewnętrznych i administracji, działania rządu, są podważane przez totalną opozycję. Być może płynie z góry ten rozkaz, bo przecież nieformalnym liderem PO jest Donald Tusk, który groził Polsce sankcjami za nieprzyjmowanie uchodźców” – dodał Błaszczak.

We wrześniu 2015 roku państwa członkowskie UE zgodziły się na przeniesienie 160 tys. uchodźców z Włoch oraz Grecji. Rząd Ewy Kopacz zaakceptował unijną decyzję o podziale uchodźców, docierających do Europy. Polsce miało przypaść ponad 6 tys. uchodźców. Termin na zakończenie relokacji wyznaczono na wrzesień 2017 roku. Dotychczas tylko nieco ponad 18 tys., czyli około 11 proc. ustalonej liczby osób, zostało faktycznie przeniesionych.

Błaszczak był pytany również o zagrożenia dotyczące bezpieczeństwa związane z zaplanowanym na początek sierpnia w Kostrzynie nad Odrą Przystankiem Woodstock – festiwalem muzycznym związanym z kierowaną przez Jerzego Owsiaka Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Minister powiedział, że „już w ubiegłym roku policja negatywnie zaopiniowała to przedsięwzięcie”. „W związku z tym całe to wydarzenie miało charakter imprezy masowej o podwyższonym ryzyku. Protestował organizator, zresztą w mediach prywatnych związanych z totalną opozycją. Sam ten organizator też jest kimś, kto bardzo wyraźnie związany jest z totalną opozycją” – powiedział Błaszczak.

Dodał, że w tym roku opinia policji dotycząca Przystanku Woodstock również będzie negatywna. „Wszyscy mamy świadomość, co się dzieje za naszą zachodnią granicą (…). W grudniu ubiegłego roku doszło do zamachu terrorystycznego w Berlinie, w którym zginął Polak” – przypomniał szef MSWiA.

rp.pl

Rosyjski wywiad GRU ingerował w amerykańskie wybory. Szokujący raport, który ujawniła 25-latka

07.06.2017

Ujawniony w poniedziałek tajny raport Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) – zdaniem niezależnych ekspertów – wskazuje, że ingerencja rosyjskiego wywiadu w infrastrukturę amerykańskich wyborów była o wiele poważniejsza niż wcześniej podejrzewano.

Raport Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), ujawniony przez portal The Intercept, nie pozostawia wątpliwości, że to agenci rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU przeprowadzili cyberataki na infrastrukturę wyborczą Stanów Zjednoczonych, w tym na system informatyczny przedsiębiorstwa produkującego oprogramowanie stosowane w maszynach do głosowania. Dodatkowo agenci GRU wysłali do przynajmniej 100 przedstawicieli lokalnych komisji wyborczych szereg maili, które miały na celu wyłudzić dane osobowe lub „opanować” zaatakowany komputer poprzez dołączony w pliku wirus.

Autentyczność raportu ujawnionego przez The Intercept redakcja portalu potwierdziła niezależnie.

Raport NSA, poświęcony analizie metod stosowanych przez GRU w czasie kampanii przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi w ubiegłym roku, nie zawiera ocen ani tego, czy i w jakim stopniu zabiegi te miały wpływ na wynik amerykańskich wyborów.

Jak stwierdza redakcja mającego opinię lewicowego portalu The Intercept, ujawniony raport NSA drastycznie kłóci się z zapewnieniami prezydenta Rosji Władimira Putina, który przed tygodniem powiedział, że Rosja jako państwo nigdy nie ingerowała i nie zamierza ingerować w wybory za granicą.

Putin po raz pierwszy nie wykluczył jednak, że cyberataki w czasie kampanii wyborczej, obejmujące m.in. ataki na system informatyczny Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC), mogły być przeprowadzone przez „patriotycznie nastawionych” rosyjskich hakerów (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>).

The Intercept nie ujawnił źródła pochodzenia supertajnego raportu analityka NSA, jednak zdaniem mediów poszlaki wskazują, że portal otrzymał go od 25-letniej Reality Leigh Winner, zatrudnionej przez prywatną firmę Pluribus International Corporation. Firma ta, na podstawie zawartej umowy, pracuje na rzecz federalnej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego.

Winner, która w przeszłości służyła w amerykańskich siłach powietrznych, została aresztowana przez agentów FBI w sobotę. Oskarżono ją o złamanie ustawy o szpiegostwie (Espionage Act) przyjętej przez Kongres w 1917 roku i wielokrotnie od tego czasu nowelizowanej. Jeśli sąd federalny uzna Winner winną, grozi jej kara do 10 lat więzienia.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski

dziennik.pl

 

ŚRODA, 7 CZERWCA 2017

Budka: PO składa dzisiaj w Sejmie wniosek o odwołanie Błaszczaka

09:40

Budka: PO składa dzisiaj w Sejmie wniosek o odwołanie Błaszczaka

20 maja opinia publiczna naocznie zobaczyła bulwersujące wydarzenia na komisariacie policji we Wrocławiu. Od tego czasu Platforma konsekwentnie domagała się i domaga się politycznej odpowiedzialności wobec osób, które sprawują nadzór nad polską policją. Niestety pomimo apeli i dania czasu premier Szydło na zdymisjonowanie ministra Zielińskiego, który odpowiada za polską policję, nie stało się nic. Tak naprawdę do teraz nie wiemy czy i jacy politycy sprawowali parasol ochronny, ponieważ nie wydaje się możliwe, by przez ponad rok bez udziału prominentnych działaczy PIS była możliwa tak długa niewiedza ze strony najważniejszych osób o tej sprawie. Platforma – zgodnie z daną obietnicą – dzisiaj w Sejmie składa wniosek o odwołanie ministra Błaszczaka z funkcji szefa MSWiA – mówił Borys Budka na konferencji w Oleśnicy. Jak dodał:

„Błaszczak ponosi pełną odpowiedzialność za to, że przez ponad rok w tej sprawie nie zdarzyło się nic, że przez rok w tej sprawie opinia publiczna – mimo jego zapewnień – nie otrzymała żadnych wyjaśnień. Mariusz Błaszczak był czas, by złożyć wniosek o odwołanie przez premier ministra Zielińskiego. Nie zrobił tego, co więcej, w sposób cyniczny i wyjątkowo manipulujący opinią publiczną udaje, że z tą sprawą nie mają nic wspólnego prominentni działacze PiS”

09:26

Błaszczak: Moje działania są podważane przez totalną opozycję. Może rozkaz płynie z góry, bo nieformalnym szefem PO jest Tusk

Rząd czeski także zdecydował o tym, że nie będzie relokował (…) Bardzo się cieszę, że postępują podobnie jak obecny polski rząd. Proszę sobie wyobrazić, że opozycja w Czechach poparła rząd. A co się dzieje w Polsce? Słyszymy, że moje działania jako szefa MSWiA, działania rządu są podważane przez totalną opozycję. Być może rozkaz płynie z góry, bo przecież nieformalnym liderem Platformy jest Donald Tusk, którzy groził Polsce sankcjami za nieprzyjmowanie uchodźców – stwierdził Mariusz Błaszczak w „Sygnałach dnia” PR1.

08:36

Bodnar o słowach Komorowskiego: Nie wiem jak można mowić, że jest gorsza grupa wyborców

– Nie wiem jak można mowić, że jest gorsza grupa wyborców. Nie przyjmuje takiego języka jak i słów o gorszym sorcie. Tak samo słowa towar o uchodźcach użytego przez panią poseł Pawłowiocz. Warto czasem przypominać o języku debaty – mówił RPO w Radiu ZET.

08:35

Bodnar: Może ktoś uznał, żeby nie narażać prezydenta na działania powodujące pewne napięcia

– Może ktoś uznał, że trzeba poczekać na rozstrzygnięcie TK ws przepisów regulujących powoływanie członków KRS i nie narażać prezydenta na działania powodujące pewne napięcia po stronie kancelarii. Jeżeli przepisy okażą się niezgodne z Konstytucją to trzeba będzie wyrok wykonać i układanka polityczna się zmieni. To wróżenie z fusów, ale to ma fundamentalne znaczenie dla obywateli – mówił Adam Bodnar w Radiu ZET.

– Stworzy się przestrzeń, w których sędzia będzie wiedział w jakim kierunku ma pójść żeby nie zaszkodzić swojej karierze, nie zostać przesuniętym do wydziału gospodarczego, czy do innego miasta – mówił RPO o reformie sądownictwa.

08:28

Bodnar o sądowej kontroli decyzji o ekshumacjach: Okoliczności mogłyby być argumentem dla sądu, że istnieje interes publiczny żeby wyjaśnić pomyłki

– Nie bylem przeciwny ekshumacjom, tylko się solidaryzowałem z rodzinami, które się sprzeciwiały osiąganiom celów politycznych przez prokuraturę. Uzasadnienie prokuratury wówczas było takie: szukamy przyczyn katastrofy, a nie identyfikacji ciał, która była stawiana na kolejnym miejscu. Warszawski sąd zadał pytanie prawne TK, czyli uznał, że wątpliwości proceduralne były uzasadnione. Okoliczności z pomyłkami mogłyby być argumentem dla sądu, że istnieje interes publiczny żeby wyjaśnić pomyłki. Sąd by to zważył i dokonał rozstrzygnięcia, to nie jest materia na rozwiązania siłowe prokuratury – mówił RPO w programie Konrada Piaseckiego w Radiu ZET.

08:17

Bodnar: Miałbym problem z obywatelskim nieposłuszeństwem ws niepłacenia abonamentu

– Zobaczymy jak będzie wyglądała ustawa abonamentowa. Każdy obywatel ma obowiązek przestrzegać prawa. Pytanie o nieposłuszeństwo obywatelskie w tej sprawie. Rosa Parks, która usiadała w autobusie w części dla osób białych. Musiałby pan być gotowy na wzięcie odpowiedzialności i pójście przed sąd. Ustawa nakłada poważny obowiązek na operatorów kablówek i to jest problem. Powstaje pytanie i to jest przedmiotem mojej opinii czy nie należy wcześniej wypowiedzieć umów, bo zmieniają się warunki umowne i osoby korzystające z takich usług powinny mieć taką możliwość. Miałbym problem z obywatelskim nieposłuszeństwem w tej sprawie, bo nie jest to instytucja do obrony osób otwarcie sprzeciwiających się przestrzeganiu prawa – mówił Adam Bodnar na pytanie Konrada Piaseckiego o możliwość obywatelskiego nieposłuszeństwa ws płacenia abonamentu RTV.

07:48

Neumann odpowiada na postulaty telewidzów TVN24 o odmłodzenie Platformy

– Zandberg też nie jest taki młody. W PO są 20, 30, 40, 50-latkowie. Rządzi pokolenie, które ma największe doświadczeni do walki z najbardziej niebezpiecznym politykiem – mówił Sławomir Neumann na cytowane od rana na antenie TVN24 maile od telewidzów, postulujące zmianę pokoleniową w kierownictwie PO.

07:45

Neumann: Jeżeli rodziny czują się dotknięte, to nie mam problemu ze słowem przepraszam

– Za co mam przeprosić? Rozumiem ból rodzin. Nikt nie negował prawa do indywidualnego pochówku. Byliśmy na tych pogrzebach, witaliśmy trumny i rozmawialiśmy z rodzinami. Mówię o politycznym wymiarze, trzeba mieć złą wolę żeby tego kontekstu nie rozumieć. Zbijany jest kapitał polityczny na dzieleniu Polaków. Jeżeli rodziny czują się dotknięte, to nie mam problemu ze słowem przepraszam. Nie mówimy o wspólnym grobie z wapnem, tylko o jednym miejscu gdzie moglibyśmy oddawać pamięć ofiarom – mówił szef klubu PO w programie Bogdana Rymanowskiego.

07:37

Neumann broni się przed zarzutami Rymanowskiego o defensywę PO i oddanie pola Rabiejowi

– Jeżeli mogę coś radzić, to żeby nie współpracowali z PiS-em, tylko z Platformą. To nie skończy się dobrze dla nikogo – mówił komentując wezwanie jakie Rabiej wystosował do HGW, żeby stawiła się przed komisją.

– PO przygotuje kampanię i dobrego kandydata, z nadzieją, że uda się porozumieć i stworzyć szerszy blok – mówił Neumann na pytanie Bogdana Rymanowskiego czy PO nie oddała pola Rabiejowi i Nowoczesnej.

– Po to tam jesteśmy, żeby pokazywać, co się będzie działo w komisji Jakiego – mówił Neumann komentując niekonsekwentne podejście PO do komisji reprywatyzacyjnej.

– Rada Miasta, która miała powołać komisję, okazało się że nikt poza PO nie chce jej powołać  – mówił Naumann odpowiadając na pytanie Rymanowskiego gdzie jest zapowiadany przez PO audyt warszawskiej reprywatyzacji.

300polityka.pl

Trzy scenariusze na zmiany w rządzie. Politolog: Tam się toczy rzeczywista walka pod dywanem

Grzegorz Osiecki, 07.06.2017

Przed kongresem partii zapowiedzianym na 1 lipca nasila się wewnętrzna rywalizacja. Głównie w samym rządzie. Oto scenariusze na rozwój sytuacji w rządzie.

Dla Jarosława Kaczyńskiego główny cel to utrzymanie władzy w 2019 r. Prezes wie, że jeśli zmiany wprowadzone przez obecny rząd mają być trwałe i ugruntowane, to potrzebna jest druga kadencja. Inaczej zostaną szybko odwrócone przez obecną opozycję – mówi polityk PiS.

W związku z tym nowe otwarcie po kongresie staje się coraz bardziej potrzebne. Niedawno nastąpiła zadyszka, przez co PiS poczuł na plecach odruch konkurencji. Część osób w partii otrzeźwiała. Minęła euforia sprzed roku i toczy się spór, co dalej. Słabości są znane, ale niełatwo wskazać na nie recepty – mówi dr Jarosław Flis, politolog z UJ. Politycy mają świadomość, że decyzje podjęte przy okazji kongresu mogą ustawić kurs obozu rządzącego do końca kadencji.

Na pewno są tacy, którzy mogą być pewni swojej pozycji, np. Joachim Brudziński, mający duże wpływy w partii. Ale znaki zapytania pojawiają się w odniesieniu do rządu, bo tu ewentualne zmiany mogą być spektakularne. Tam się toczy rzeczywista walka pod dywanem, a jej elementem są różne przecieki, które pojawiają się w przestrzeni publicznej – dodaje Jarosław Flis. Z tych przecieków i rozmów wyłaniają się trzy możliwe scenariusze personalnej układanki na szczytach PiS po kongresie.

Nihil novi?

Pierwszy scenariusz, który jest bazowy, zakłada, że architektura obozu władzy zostaje po staremu. Jarosław Kaczyński jako prezes PiS kieruje całym obozem władzy, a premierem jest Beata Szydło.  Był moment, kiedy pozycja premier osłabła. Jej notowania były niskie po słynnym 27:1. Ale teraz znowu poszły w górę i to jest argument, by dalej rządziła. Skoro nie jest źle, to po co zmieniać – mówi jeden z polityków PiS.

Argumenty za są takie, że w kampanii to Szydło była łagodniejszą twarzą PiS. Lider partii, pamiętając o dużym elektoracie negatywnym, wycofał się na dalszy plan, co pozwoliło zdobyć partii głosy osób o poglądach centroprawicowych. Jeśli PiS myśli o utrzymaniu władzy w kolejnej kadencji, musi te głosy zdobyć ponownie. A od przyszłego roku zaczyna się wyborczy maraton.

Kolejny argument to fakt, że Szydło nie jest Kazimierzem Marcinkiewiczem, tzn. nie ma zagrożenia, że będzie chciała wybić się na polityczną niezależność. Mimo pojawiających się różnic zdań premier Szydło jest lojalna wobec Jarosława Kaczyńskiego. Jej notowania są dobre, teraz nie ma mowy o wymianie premier, a nie wiem, czy w ogóle – zapewnia jeden z polityków z otoczenia Kaczyńskiego.

Jarosław, Polskę zbaw!

Inny scenariusz, o którym mówi się w rządzącej partii od kilku tygodni, to jednak przesiadka na fotel premiera samego prezesa. Wcześniej czy później skończy się to tym, że premierem będzie prezes – podkreśla osoba z PiS. Namawiają go do tego politycy z najbliższego otoczenia. Głównym argumentem jest skuteczność rządzenia. Skoro dziś i tak to on podejmuje najważniejsze decyzje i bywa arbitrem w rządowych sporach, to przesiadka na fotel szefa gabinetu wydaje się naturalna. Dla części polityków PiS przeciwnych wzmacnianiu pozycji premier Beaty Szydło dodatkowym argumentem byłoby osłabienie jej pozycji.

Jeśli Szydło zostanie do końca kadencji, stanie się naturalnym kandydatem na premiera w kolejnej – mówi jeden polityków PiS. Co ważne, choć Beata Szydło zasadniczo jest lojalna wobec szefa PiS, to w tej kadencji były już momenty, gdy powiedziała mu „nie”. A prezesowi nie mówi się „nie”, można dyskutować, ale jeśli się go nie przekona, wykonuje się to, co powiedział – opisuje polityk PiS.

Tyle że są także argumenty przeciw temu scenariuszowi. Przejęcie przez Jarosława Kaczyńskiego władzy oznacza narzucenie sobie masy formalnych obowiązków także zagranicznych. W tym np. udział w Radach Europejskich. Zwolennicy tej opcji argumentują, że prezes potrafi rozłożyć zadania, obecnie często wspiera go Joachim Brudziński, a 10 lat temu taką funkcję, gdy Kaczyński był premierem, pełnił Przemysław Gosiewski.

Morawiecki premierem?

Trzeci scenariusz można było usłyszeć w kręgach zbliżonych do PiS w zeszłym tygodniu. Miałby wyglądać następująco: Marek Kuchciński przestaje być marszałkiem Sejmu i zaczyna kierować w PiS projektem zmiany konstytucji. W jego miejsce marszałkiem jest Beata Szydło, która tym samym rezygnuje z funkcji premiera. Szefem rządu z kolei zostaje Mateusz Morawiecki. Jego następcą w resorcie finansów obecny prezes PKO BP i jego współpracownik Zbigniew Jagiełło. By Morawiecki nie urósł zanadto w siłę, wicepremierem do spraw społecznych miałaby zostać Elżbieta Rafalska, stając przy okazji także na czele resortu zdrowia.

Te pogłoski częściowo zdementowała Beata Szydło. Premier napisała na Twitterze, że nie zamierza być marszałkiem Sejmu, okraszając to uśmiechem. Jednak szybkie dementi nie oznacza przekreślenia tego scenariusza, może ewentualnie tylko to, że premier Szydło nie wybiera się do Sejmu. Ale o czym warto pamiętać, ostateczne decyzje podejmuje nie ona, ale Jarosław Kaczyński.

Ostatni scenariusz wydaje się najmniej prawdopodobny, podobnie jak inne sugerujące wymianę Beaty Szydło na innego polityka, który nie jest prezesem PiS, np. wicepremiera Piotra Glińskiego. To element dyscyplinowania Szydło, takie scenariusze pokazują, że może być wymieniona niekoniecznie na Kaczyńskiego. A jeśli cokolwiek ma się wydarzyć, to na pewno wie o tym tylko prezes – zauważa jeden z polityków.

Pewne jest jedno: przed kongresem panuje duże zamieszanie. To wygodne dla prezesa, bo buduje napięcie i podbija znaczenie tego wydarzenia. On sam nie zabiera głosu. Szykuje się do wystąpienia programowego – mówi jeden z polityków z jego otoczenia.

Pogłoski o możliwych zmianach, takie jak o premierostwie dla Mateusza Morawieckiego, mogą kolportować zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy. Ci pierwsi, by pokazać możliwość awansu, drudzy, by przestrzec przed budowaniem przez niego pozycji.

To, że obecnie najpoważniejszy wydaje się pierwszy scenariusz, nie oznacza, że nie będzie zmian w rządzie. Po kongresie mogą być punktowe korekty, dziś nie ma atmosfery do większych zmian. Większa rekonstrukcja możliwa będzie jesienią – zapowiada polityk PiS. Wówczas będzie dwulecie rządu Beaty Szydło i półmetek kadencji, czyli dobry czas, by dokonać nawet sporych zmian.

dziennik.pl

Justyna Suchecka

Gdzie są Elbanowscy? Dziś widać tylko ich obłudę

06 czerwca 2017

Karolina i Tomasz Elbanowscy - pomysłodawcy organizacji referendum ws. obowiązku szkolnego dla sześciolatków

Karolina i Tomasz Elbanowscy – pomysłodawcy organizacji referendum ws. obowiązku szkolnego dla sześciolatków (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

To smutne, gdy osoba, która obwołała się „rzecznikiem praw rodziców”, sama im tych praw odmawia. A to w tekście dla „Rzeczpospolitej” robi Tomasz Elbanowski, który za rządów PO walczył z obowiązkowym posyłaniem sześciolatków do szkół.

Elbanowski dowodzi, że akcja referendalna w sprawie reformy edukacji jest czysto polityczna. „Podpisów pod referendum ZNP nie zbierali rodzice, tylko wygarniturowane zastępy działaczy partyjnych i związkowych” – pisze. I zdaje się, że naprawdę wierzy, iż w nieco ponad dwa miesiące 910 tys. podpisów zebrali głównie ludzie Grzegorza Schetyny i Ryszarda Petru. A ich obecność „skompromitowała efekty społecznego zaangażowania” zwykłych rodziców.

Sam oczywiście jest świętszy od papieża i dowodzi w „Rz”: „Traktowaliśmy polityków z dużym chłodem, jednocześnie korzystając z każdej okazji, by wywierać naciski na realizację rodzicielskich postulatów”.

910 tysięcy podpisów przeciwko niegotowym podręcznikom i ściskowi w szkołach. Wniosek o referendum w Sejmie

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21663853,video.html

A przecież ci rodzice, którzy dziś bronią dzieci i skorzystali ze wsparcia partii i Związku Nauczycielstwa Polskiego, zbierając podpisy, robią dokładnie to – „korzystają z każdej okazji”. To nie są gorsi obywatele.

Przyznaję, nigdy nie było mi po drodze z postulatami państwa Elbanowskich. Uważałam, że miejsce sześciolatków jest w szkole (tak jak w 134 państwach). Równocześnie doceniałam pośrednie efekty ich działań – wiele szkół do reformy przygotowało się dopiero pod ich naciskiem. Dziś jednak widzę tylko obłudę.

Bo gdzie państwo jesteście, kiedy już wiadomo, że w przepełnionych podstawówkach dzieci będą się uczyć na zmiany? Gdy pewne jest, że uczniów klas 4-6 czekają potężne luki w edukacji? Co robicie, by najmłodsi czuli się bezpiecznie z nastolatkami w jednej szkole? Przecież ta straszna obecność 15-latka na korytarzu była jednym z waszych argumentów przeciw posyłaniu sześciolatków do szkół.

Elbanowski pisze dziś: „Ludzie chcieli likwidacji gimnazjów. Wiem to nie tylko z sondaży opinii publicznej, ale przede wszystkim z setek listów i opinii, które docierały przez lata do naszej fundacji”. A co pan robi z krytycznymi listami, które dostaje dziś? I z sondażami pokazującymi, że poparcie dla likwidacji gimnazjów dramatycznie stopniało, a 62 proc. Polaków chce w tej sprawie referendum? To już nieważne?

Moglibyście zrobić wiele. W końcu jesteście partnerem minister edukacji Anny Zalewskiej i razem prowadzicie konsultacje społeczne za ponad 2 mln zł. Ale wy pozwalacie na to całe szaleństwo, a oburzacie się jedynie, gdy to wam ktoś zarzuci upolitycznienie.

Dzieci, które teraz opuściliście, to te, które wcześniej ratowaliście. A rodzice, którzy podpisali się pod wnioskiem o referendum, często popierali też waszą akcję. Tylko teraz już nie mają w was rzecznika swoich praw.

Zobacz, czego nauczy się dziecko w szkole po reformie. Interaktywna grafika na BIQdata.pl.

wyborcza.pl

Kto zabił Człowieka Lodu? Inspektor policji na tropie mordercy sprzed 5 tys. lat

Margit Kossobudzka, 07 czerwca 2017

Według naukowców tak wyglądał

Według naukowców tak wyglądał „człowiek z lodu” (Fot. Andrea Solero AFP/EAST NEWS)

Naukowcy poprosili profesjonalnego śledczego ds. zabójstw, by rozwikłał zagadkę śmierci słynnego Ötziego.

Angelika Fleckinger, dyrektor Muzeum Archeologii Południowego Tyrolu, gdzie znajduje się ciało Ötziego, wynajęła profesjonalistę – policyjnego detektywa. To naczelny inspektor Alexander Horn z wydziału policji w Monachium, który jest również szefem działu analizy behawioralnej bawarskiej policji.

Jak Horn przyznał w BBC, był mocno zaskoczony tą prośbą.

– To było zabawne, bo  spytano mnie, czy pracuję nad starymi, niewyjaśnionymi sprawami, więc powiedziałem, że oczywiście tak – mówił inspektor Horn. Ale ta sprawa okazała się starsza niż jakakolwiek inna.

– Zwykły „stary przypadek” ma u nas 20, może 30 lat, a teraz poproszono mnie o zajęcie się sprawą sprzed… 5300 lat! – opowiadał.

>>Ötzi to najlepiej przebadany człowiek świata

Uczeni od ponad 20 lat usiłują rozwiązać zagadkę tej śmierci. To historia niemal jak z kryminałów Agathy Christie. W 1991 roku wysoko w austriackich Alpach niemieccy turyści natrafili na ciało 46-letniego mężczyzny z podejrzanymi obrażeniami ciała. Dla potrzeb śledztwa ofierze nadano przydomek Ötzi – od doliny, w której został znaleziony.

Okazało się, że mężczyzna zginął tysiące lat temu, ale jego ciało świetnie się zachowało w alpejskim lodowcu i dopiero teraz wyłoniło się spod lodu. Nazwano go Człowiekiem Lodu.

Naukowcy w zasadzie są już pewni, że został zamordowany, ale wciąż szukają, w jakich okolicznościach do tego doszło, dlaczego i oczywiście, kto go zabił.

Wiadomo, że mężczyzna był ubrany w cienkie skórzane spodnie przypominające współczesne legginsy. Raczej nie wybrał się w góry na krajoznawczą wycieczkę, był dobrze uzbrojony – miał sztylet, łuk wraz ze strzałami oraz toporek.

Został napadnięty. Na jego ciele znaleziono rany cięte rąk oraz ślad na plecach dowodzący, że został trafiony z łuku.

To są niezbite dowody. Reszta to spekulacje dotyczące ostatnich dni, a nawet godzin jego życia.

Ostatnio popularność zdobywała koncepcja Franka Maixnera z Instytutu w Bolzano oraz Andreasa Tholeya z University of Kiel w Niemczech dowodząca, że Ötzi zginął od silnego ciosu pięścią w głowę.

Wciąż jednak niczego nie wiadomo na pewno.

Początkowo inspektor nie sądził, że może pomóc w sprawie. – Myślałem, że prawdopodobnie ciało będzie w tak złym stanie, że nic tu nie zdziałam. Ale ono jest w idealnej kondycji! A nawet lepszej niż niektóre ciała, z którymi pracuję obecnie – mówił Horn.

Oprócz obejrzenia miejsca zbrodni w Alpach inspektor zapoznał się z „aktami sprawy”, czyli prześledził wszystkie dane, które udało się zebrać uczonym w ciągu ostatnich 25 lat badania Ötziego.

– Potwierdzam. Wygląda to na morderstwo. Morderstwo z zasadzki. Zabójca prawdopodobnie zaskoczył Ötziego, strzelając mu w plecy z łuku, z odległości około 30 m. Ciało Człowieka Lodu było bardzo rozluźnione przez postrzałem. Jego własny łuk także nie był gotowy do użycia. Około pół godziny przed śmiercią mężczyzna odpoczywał. Zjadł spory posiłek, więc nigdzie się nie spieszył, przed nikim nie uciekał – opowiadał inspektor Horn.

Inną ważną wskazówką była rana cięta na prawej ręce Ötziego. Otrzymał ją jeden lub dwa dni przed śmiercią, prawdopodobnie podczas walki.

– Taki uraz jest klasyczną raną obronną. Takie rany powstają, gdy napastnik grozi komuś nożem i w chwili, gdy wykonuje pchnięcie, ofiara łapie za ostrze, próbując odeprzeć atak – komentował Horn.

Ötzi nie odniósł żadnych innych obrażeń, więc inspektor uważa, że wygrał pierwszą walkę, która prawdopodobnie miała miejsce w dolinie około półtora dnia wcześniej.
– Zabójstwo na lodowcu to prawdopodobnie kontynuacja tej walki – tłumaczył bawarski śledczy.

Morderca wiedział, że wygrana w walce wręcz jest mało prawdopodobna, dlatego chytrze podążył za nim w góry i zastrzelił go.

Ale kto był zabójcą i jakie miał motywy?

Sprawca nie ukradł cennego miecza Ötziego ani innych jego narzędzi czy broni. Prawdopodobnie nie było to przestępstwo dla zysku. Horn spekuluje, że zabójca działał z powodu silnych osobistych emocji.

To mogła być nienawiść, zazdrość lub zemsta. Tego nikt dziś nie ustali.

Angelika Fleckinger jest usatysfakcjonowana odkryciami inspektora, ale on, jak sam przyznaje, czuje niedosyt.

– Nie sądzę, byśmy kiedykolwiek mogli rozwiązać tę sprawę do końca. Zabójca uciekł z miejsca zbrodni, czego nie lubię, gdy prowadzę śledztwo. Mamy wciąż nierozwiązane zabójstwo – podsumował z uśmiechem.

wyborcza.pl