Wylazło z nas złe

Polska to już nie „Chrystus narodów”, ale raczej „Antychryst narodów”, skoro wręcz strach tu przebywać, jeśli się ma ciemniejszy kolor skóry.

Co sprawia, że jakiś pogląd, upodobanie, postawa, dominuje w kulturze danego narodu? A wyrażając się dokładnie: co sprawia, że odnosimy wrażenie, iż pogląd (upodobanie, postawa) dominuje w narodowej kulturze? Na przykład kultura czeska wabi nas, Polaków, ironicznym stosunkiem do wielkich słów, zdrowym rozsądkiem, żeby nie powiedzieć: plebejskim sprytem i kultem piwa, krótko mówiąc: szwejkowatością. Co ważniejsze, słyszałem z ust Czechów dość podobną autocharakterystykę, często zresztą z komentarzem, że tego dziedzictwa Szwejka sami mają już po dziurki w nosie. A zatem nawet, jeśli ten portret braci Czechów ma w sobie coś ze stereotypu, niekoniecznie jest to stereotyp całkowicie błędny (ludzki umysł potrzebuje stereotypów, bez nich utonęlibyśmy w mrowiu szczegółowych obserwacji – chodzi tylko o to, by nie poddawać się stereotypom fałszywym i czujnie rejestrować, że owe stereotypy w konkretnych przypadkach nieraz zawodzą).

Co więc sprawia, że kultura czeska ma takie właśnie oblicze? Przecież z pewnością można znaleźć niejednego Czecha, który nie jest ironistą, ma skłonność do szaleństwa, a nie do zachowań racjonalnych, nie lubi piwa ani plebejskich żartów. Czemu zatem nawet sami Czesi czują, że w stosunku do ich kultury taki Czech jest świadomie lub mimowolnie kontestatorem-odstępcą?

Kultura, rzecz jasna, nie może się obyć bez swoich nosicieli – ale nimi nie jest. Kultura to zestaw wzorców zachowań, idei, obyczajów, ukształtowanych przez setki lat i uważanych przez wspólnotę narodową za obowiązujące. Poszczególni ludzie mogą w swoim realnym życiu poddawać się im naprawdę albo tylko deklarować przywiązanie do nich – ale nie mogą udawać, że ich nie ma. To one wytwarzają pewną lokalną odmienność, bo nawet te kłamliwe deklaracje wytwarzają pewien charakterystyczny styl życia. Żeby po raz ostatni spojrzeć za południową granicę: w Czechach jest z całą pewnością więcej piwiarni, niż u nas; w Polsce nakręcono „Popiół i diament”, tam – „Pociągi pod specjalnym nadzorem”.

No więc, żeby nie pozostawić wyjściowego pytania bez odpowiedzi: te dominujące składniki kultury są przekazywane z pokolenia na pokolenie (poprzez opowieści rodzinne, treści nauczania, książki i tak dalej), natomiast tym, co je w danej epoce urzeczywistnia, są wybory żyjących naprawdę ludzi. Choć nie jesteśmy tego świadomi, odbywa się nieustanne głosowanie nad tym, co z narodowej tradycji traktujemy serio, co – już nie bardzo, ale ciągle jeszcze staramy się udawać, że owszem, a co odkładamy do lamusa. Przy czym zasady tego głosowania nie są demokratyczne. Istnieją niewątpliwie środowiska, których głos liczy się podwójnie – mam na myśli środowiska opiniotwórcze. To od nich zależy przede wszystkim, co w kraju „uchodzi”, a co nie. Tak, tak, mam na myśli dokładnie to, co w krytycznej propagandzie idącego po władzę PiS-u zostało nazwane „mainstreamem” i „elitami”. Jak to pisał Stanisław Brzozowski (nieco uwspółcześniam cytat z książki sprzed 107 lat): „Kulturą nazywamy system wymagań, przez których spełnienie utrwalamy siebie poza sobą”, czyli zyskujemy wpływ na otoczenie. Strażnikami tego systemu wymagań są owe straszne „elity”, zresztą rzeczywiście w liczbie mnogiej, bo każdy naród jest zróżnicowany i na przykład to, co pozwoli zyskać poważanie na Południu USA niekoniecznie zyska aprobatę Jankesów (i odwrotnie). Choć istnieje pewna część wspólna, należąca do całego narodu – co, jeszcze raz powtórzmy, nie oznacza wszystkich bez wyjątku jego członków.

Oddaję się tym pozornie „akademickim” rozważaniom, ponieważ wydaje mi się, że w naszej kulturze, kulturze polskiej, dzieje się ostatnio coś niepokojącego. To, że kultura ewoluuje, jest naturalne. Lękiem napawa jednak kierunek, który przybrały owe zmiany.

Przez półtora stulecia, z pewnością do początku lat 90., było oczywiste, że podwaliny dla nowożytnej kultury polskiej stworzył romantyzm. Zgodnie z tym, co napisałem wyżej, nie chodziło przecież o to, że wszyscy Polacy solidarnie zaczytywali się Mickiewiczem czy Słowackim. Ten romantyczny fundament pojawiał się w rozmaitych zachowaniach, często nie do końca nawet czytelnych dla samych uczestników zdarzeń.

Trzy przykłady tytułem ilustracji. Pierwszy dotyczy gustu. Wiele, wiele lat temu przypadł mi w udziale miły obowiązek pokazania Polski francuskiej rodzinie (z południa Francji). Zapakowałem ich do swojego malucha (to już musiało być dla nich mocne doświadczenie) i pojechaliśmy: Częstochowa, Kraków… W drodze powrotnej postanowiłem im pokazać Szlak Orlich Gniazd. Skręciłem zatem z głównej drogi i jakimiś opłotkami dotarliśmy do bardzo pięknej, moim zdaniem, ruiny, na skraju wsi. W tym miejscu kończył się asfalt. Niebo zaczerwieniło się od zachodu słońca. Nad obgryzioną zębem czasu wieżą krążyły, kracząc, jakieś ptaki. Idealna sceneria do spaceru, zwłaszcza, że wieczór ciepły. Więc zapraszam moich Francuzów, żeby rozprostować kości, na co oni skulili się we wnętrzu samochodu, a ojciec rodziny, wyjrzawszy przez boczne okienko, powiada do mnie: „Ah, no, merci. C’est trop romantique” (A nie, dziękujemy. To ZBYT ROMANTYCZNE). Przysięgam, że o tym nie pomyślałem; ale on miał rację, takie właśnie było!

Przykład drugi, zupełnie czego innego dotyczący: we wrześniu 1981 roku odbył się, jak wiadomo, I Zjazd „Solidarności”. Sytuacja międzynarodowa była taka, że pytanie o wkroczenie Armii Czerwonej brzmiało nie: czy, tylko: kiedy (trzy miesiące później okazało się, że generał był w stanie zdławić nasz ruch lokalnymi siłami). I oto delegaci uchwalają „Przesłanie do narodów Europy Wschodniej”, będące wprost wezwaniem, by w krajach ościennych naśladować ruch „Solidarności”. To piękny dokument, kiedy się go czyta dzisiaj, ale wówczas zwłaszcza zachodni komentatorzy łapali się za głowę: z racjonalnego punktu widzenia był „drażnieniem niedźwiedzia”. Ale wystarczyło przypomnieć sobie dziewiętnastowieczne hasło „Za wolność waszą i naszą”, żeby go zrozumieć.

I wreszcie przykład trzeci, z tej samej epoki, ale pokazujący jeszcze coś innego. Kiedy Czesław Miłosz po raz pierwszy, od momentu emigracji, przyjechał do Polski, konsekwentnie próbowano go u nas nazywać „wieszczem”, co zresztą niezmiernie go irytowało – bo on akurat do dziedzictwa romantycznego miał stosunek ambiwalentny. To wywiedzione z epoki Mickiewicza przekonanie, że wielki pisarz musi być wieszczem, doprowadziło zresztą do już zupełnie absurdalnej próby – fakt, że chyba tylko jednej – gdy dziennikarz TVP, w felietonie poświęconym, bodaj, trzydziestej rocznicy śmierci Gombrowicza, także i jego tym określeniem uświęcił.

Potem wydawało się, że przeobrażająca się kultura polska przewartościuje swoje własne korzenie, a po stu pięćdziesięciu latach fundamentalna rola romantyzmu polskiego ulegnie osłabieniu. Wzbudziło to zresztą falę dyskusji, a wręcz niepokoju, bo jeśli nie romantyzm, to co? Jeszcze w 2010 roku czytelnik mojego dziennika internetowego domagał się ode mnie wyznania wiary w narodowy mesjanizm, bo jeśli nie byłbym mesjanistą, to co ze mnie za Polak. Mówiąc nawiasem, podejrzenie, że do mickiewiczowskiego mesjanizmu mam stosunek jednoznacznie negatywny, było efektem nieporozumienia.

Tylko że minęło kilka lat i – cóż to się dzieje? Romantyczny mesjanizm, to uznanie Polski za „Chrystusa narodów”, miał wprawdzie, moim zdaniem, głównie znaczenie terapeutyczne po przegranym powstaniu listopadowym, ale przyniósł później szereg konkretnych zjawisk społecznych. Przede wszystkim wspominane już tu hasło „Za wolność waszą i naszą”, którego ukonkretnieniem było masowe poparcie dla Wiosny Ludów, udział Józefa Bema w powstaniu węgierskim, a potem – owszem, owszem – Jarosława Dąbrowskiego w Komunie Paryskiej. To, że później w czasie II wojny Polacy walczyli daleko poza granicami naszego kraju, stanowiło, rzecz jasna, przede wszystkim skutek klęski wrześniowej – ale jednak walczyli i ginęli, a nie czekali, by ktoś załatwił to za nich. A pamiętają Państwo reakcję naszej opinii publicznej na krwawe wydarzenia w Rumunii u schyłku roku 1989? A sympatię do Pomarańczowej Rewolucji?

I oto te same siły, które tak chętnie powoływały się na polski romantyzm jako niezbywalny składnik narodowej kultury, dopuściły do SWOJEGO „mainstreamu” postawę, stanowiącą jego negatyw. Polska to już nie „Chrystus narodów”, ale raczej „Antychryst narodów”, skoro powiadamy, że nie interesują nas Syryjczycy ani Ukraińcy, pal sześć Białoruś, a Francuzi, czy Anglicy, skoro mają u siebie zamachy, to niech sami się martwią, bo przecież to Merkel nawarzyła jakoby piwa. W naszej ojczyźnie, o której myśleliśmy przez lata, że stanowi wzorzec z Sevres gościnności, nie tylko nie wpuszcza się uchodźców (w ŻADNEJ liczbie), ale wręcz strach tu przebywać, jeśli się ma ciemniejszy kolor skóry, gdyż mnożą się rasistowskie ataki. W kraju, którego największy poeta w swoim najważniejszym tekście – mam oczywiście na myśli III część „Dziadów” – prorokował, że przyszły przywódca będzie „z matki obcej”, przypuszczenie, że ktoś nie jest czystej krwi Polakiem (to znaczy: że może częściowo jest Żydem, bo przecież nie chodzi o Holendrów; nota bene Mickiewiczowi też prawdopodobnie o pochodzenie żydowskie chodziło), formułuje się dla skompromitowania tego kogoś. Czytelniczkom i czytelnikom (postromantycznej przecież!) „Trylogii” imponował Ukrainiec – Bohun, cnotę Oleńki przed przebrzydłym Radziwiłłem ratował niejaki Braun, piękna przyjaźń łączyła Wołodyjowskiego ze Szkotem Ketlingiem – a my w jakimś opętaniu ksenofobią odwracamy się plecami do całego świata i powiadamy, że wokół sami wrogowie.

Wylazło z nas złe. Było, odpowiadało za zbrodnie w Jedwabnem czy w Kielcach, kotłowało się przez dziesięciolecia poza „mainstreamem”, ale po nauczce 1968 roku przez lata traktowane było słusznie jako ponury cień tego, co w naszej kulturze naprawdę wartościowe. Teraz zostało dopuszczone do kompanii. I, obawiam się, długo nie wróci tam, gdzie jego miejsce: do kloaki poglądów, których wyznawanie wyklucza nie tylko z dobrego towarzystwa, ale z narodowej kultury.

koduj24.pl

Polska Instytucja Kościelna

Pisowski autorytaryzm jest już prawie faktem, a za drzwiami przebiera nóżkami teokracja.

PiSlandia ma się dobrze, a nawet coraz lepiej. Wkłada swoje, pełne niezaspokojonego apetytu łapki, gdzie tylko się da i miesza, niszczy, demoluje, rozwala. Patrzymy na to w coraz większym szoku, z niedowierzaniem i zadziwieniem, a przecież tuż za drzwiami kryje się kolejne zagrożenie – Polska Instytucja Kościelna.

Już od ponad półtora roku PiS spłaca dług wdzięczności za poparcie w wyborach, ale to wciąż za mało. PIK chce więcej, więc kasa płynie wartkim strumyczkiem do przepastnych kieszeni duchownych, a katolicyzm w wersji PiS przejmuje kontrolę wszędzie, gdzie tylko to możliwe. Coraz powszechniejsza staje się u nas dewiza „Patrzaj w niebo, prawa boskie miej w sobie, kieruj się tylko tym, co PIK Tobie nakazuje, a będziesz zbawiony, uszczęśliwiony, prawdziwy w swej polskości”. Przyzwolenie rządzących doprowadziło do kuriozalnej sytuacji, w której już nic bez akceptacji Kościoła zrobić nie można. I kto tu właściwie rządzi? Jeszcze trochę, a autorytaryzm teokratyczny w Polsce stanie się faktem. Nie wierzycie mi? To popatrzcie sami….

Klauzula sumienia stała się stałym elementem polskich realiów. Jeszcze kilka lat mało kto zwracał na nią uwagę, bo jakoś nie zaistniała w przestrzeni publicznej. I nagle wyskoczył taki profesor Chazan, człowiek, który w latach PRL-u wykonywał aborcje, potem go oświeciło i stał się tak zagorzałym ich przeciwnikiem, że odmówił zabiegu, do którego miała pełne prawo kobieta, nosząca w swym łonie nieodwracalnie uszkodzony płód. Sumienie mu nie pozwoliło postąpić zgodnie z obowiązującym prawem, ale sumienie pozwoliło mu patrzeć na tragedię matki, która musiała donosić ciążę, patrzeć potem na męczarnie swego dziecka i jego śmierć. Rodzina zwróciła się do sądu. 30 kwietnia 2015 r. rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie ogłosił, że śledztwo przeciwko profesorowi Chazanowi zostało umorzone, „wobec braku znamion czynu zabronionego”. Klauzula sumienia wygrała i jednocześnie zachęciła kolejną grupę ludzi, by głośno zażądali prawa do kierowania się nią. Kolejni lekarze, pielgrzymując na Jasną Górę, zaczęli głosić swoje prawo do swojej klauzuli, farmaceuci zamknęli drzwi do swoich aptek przed tabletkami antykoncepcyjnymi, parlamentarzyści poświęcili sporo czasu, by utrudnić dostęp do tabletki „po”.

Pamiętacie drukarza, który odmówił wykonania plakatu LGBT? Sąd rejonowy uznał, że facet przegiął i klauzula sumienia w tym przypadku nie ma nic do rzeczy, ale prokuratura miała inne zdanie. GPC ogłasza z radością, że Ziobro zatrzyma homo lobby i złoży skargę kasacyjną na wyrok. Jak widać, państwo przestrzega prawa, ale coraz częściej tylko tego, opartego na klauzuli sumienia prawdziwego chrześcijanina, a cała reszta to chłam, niewarty uwagi.

Mamy państwo, które klęczy. Prezydent zdobył przydomek „Klęczon” bo gdzie się nie ruszy, tam pada na kolana. Klęczy co chwilę nieRząd, klęczą politycy PiS. Najchętniej i najczęściej w Toruniu, gdy goszczą u Ojczulka Rydzyka, który jest szarą eminencją dzisiejszej władzy. Wydaje się, że to właśnie z Torunia idą dyrektywy, które musi uwzględnić w swych rządach nieRząd. To do Torunia jeździ Kempa, Macierewicz i wielu innych, by znaleźć u Ojczulka siłę do walki o Polskę katolicką i polską, by się wyżalić, naśpiewać, poczuć, że to właśnie miejsce promieniuje na cały kraj jedynym słusznym przekazem, że prawdziwa Polska to Polska katolicka, prawdziwy Polak to katolik, ale oczywiście ten w wersji PIK, a nie papieża Franciszka.

Rydzyk zgarnia, co się da. Wygrywa jakieś konkursy na dofinansowanie wybitnych projektów. Już ponad 30 milionów wyciągnął z publicznych środków, ale to wciąż mało i mało. Załapał się na kasę z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, coś tam jeszcze z Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego.

Dług wdzięczności nie maleje, wręcz odwrotnie, co widać, słychać i czuć. NieRząd, taki rozmodlony, bardzo dba, by swoimi działaniami nie zrazić PIK-u do siebie, nie urazić, by PIK wiedział, kto tu faktycznie rządzi i kto ma prawo dyktować, co i jak. PIK korzysta z tego jak mało kto. Roszczenia wciąż rosną, apetyt na kasę i władzę nieposkromiony, a w głowie coraz piękniejsza wizja Polski, co to PIK-iem stoi i niczym innym.

Szkoła – instytucja do pewnego momentu apolityczna i neutralna światopoglądowo – też ulega odgórnym nakazom i stawia katolicyzm na pierwszym miejscu w swym planie wychowawczo-edukacyjnym. Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego obowiązkowo zaczyna się mszą, nawet głos w pierwszej kolejności, zamiast dyrektora szkoły, zabiera duchowny. Msze są punktem numer jeden w szkolnych obchodach rocznic wydarzeń ważnych dla Polski, uroczyście obchodzi się święta kościelne, a obrazki typu inscenizacja ukrzyżowania Chrystusa są już na porządku dziennym. Konkursy dla klas 1 – 3 o aborcji, ustawianie w sali gimnastycznej stanowisk do spowiadania uczniów, to już norma. Nowa podstawa programowa pilnuje, by na lekcjach historii, biologii czy języka polskiego nie znalazły się treści, stojące w kontrze z nauką Kościoła.

Za chwilę nauczyciel będzie musiał mieć świadectwo dobrego katolika, by w ogóle wejść na lekcje, stworzy się oddzielne placówki dla tych gorszych, czyli dzieci z rodzin niechrześcijańskich. Za chwilę szkoły będą produkować pisowskich katolików, nauczonych posłuszeństwa wobec PIK–u i PiSlandii. Wspaniały narybek da się wykorzystać do walki z „obcymi”, może chętnie włączy się do wewnętrznej krucjaty, zasili szeregi Św. Inkwizycji i z lubością będzie niszczył cały dorobek wolnej Polski. Aż włos mi się jeży ze strachu.

PIK bardzo dba, by zamykać usta księżom, którzy są oddani prawdziwym naukom prawdziwego Kościoła rzymsko-katolickiego. Ich głos nie ma szans przebić się przez hipokryzję i zakłamanie tych, którzy chcą zamienić Polskę w państwo wyznaniowe. Odbiera im się prawo do wypowiedzi publicznych, odsyła karnie do parafii, gdzie psy pupami szczekają, zamyka w klasztorach. Coraz trudniej jest tym duchownym głosić słowo boże, wsłuchiwać się w przekaz płynący z Watykanu, uczyć wiernych prawd, które są uniwersalnym zbiorem moralnym. Za chwilę i Oni znikną gdzieś, przytłoczeni nowomową PIK-u i jej żądzą władzy. Oni też przeszkadzają w ciężkiej pracy nad Polską katolicką, więc pójdą w odstawkę i daleko, by nie przeszkadzali.

Ani się obejrzymy, a obudzimy się w PiSlandii, gdzie prawo boskie stanie nad Konstytucją, nad prawem stanowionym przez ludzi dla ludzi. Abp Henryk Hoser powiedział, że „Prawo Boże jest nadrzędne. Zaprzeczać temu, to tworzyć prawa niesprawiedliwe i niebezpieczne”. Jak widać, podobnego zdania jest obecna władza, poseł K i jego kolesie. Mamy coraz więcej przykładów łamania prawa w imię tego, co nad nami. Coraz częściej stosunek człowieka do człowieka nacechowany jest światopoglądem katolickim, ale tym w wersji jak najbardziej negatywnej.

Nienawiść do wszelkiej inności, wsparcie sił „prawdziwie polskich”, pochwała nacjonalizmu, milczenie, gdy rasizm czy antysemityzm biorą górę, dążenie do zdominowania życia publicznego i prywatnego naukami PIK-u – to coraz wyraźniejszy obraz Polski. Wracamy do Indeksu Ksiąg Zakazanych, stosów dla niewiernych, zmuszania nas do życia w myśl jedynie słusznych poglądów?

Nie chcę żyć w takiej Polsce. Nie chcę, by rytm dnia, miesiąca, roku, życia wyznaczał mi PIK swoimi zasadami, które jednak mają się nijak do chrześcijańskiej prawdy. Nie chcę, by uczono moje dzieci nienawiści do wszystkiego, co nie katolickie. Już raz żyłam w okowach PRL i nie dam się teraz wsadzić w dyby, jakie szykuje mi PiS i Polska Instytucja Kościelna. Nie chcę… nie dam się…

koduj24.pl

Kaczyński cofa nas do Polaczka

Kaczyński cofa nas do Polaczka

Emmanuel Macron nieprzypadkowo użył sklepikarskiej metafory do polityków z naszego regionu Europy, ze szczególnym uwzględnieniem pisowskich. I nie miał bynajmniej na myśli Beaty Szydło, bo ta nawet tańcząc kankana, nie jest w stanie wzbudzić zainteresowania.

Traktowanie Unii Europejskiej jako supermarketu obciąża Jarosława Kaczyńskiego. Macron nieprzypadkowo użył tej metafory. I nie tylko z powodu tego, że kiedyś prezes PiS wybrał się do sklepiku osiedlowego, aby zrobić zakupy na użytek kampanii wyborczej i w swoim stylu zaplątał się w swoje kończyny dolne tudzież górne, bo nie wiedział, co się robi z koszykiem z zakupami. Macron tego nie musiał znać. Nie raz widział sylwetkę Kaczyńskiego, a także słyszał jego słowa, więc sklepikarstwo polityczne aż nadto jest oczywiste.

Niestety taka jest waga słów Kaczyńskiego. I to dzięki postaci prezesa PiS wracają najgorsze skojarzenia z tym, jak traktowani byli Polacy. Wybiliśmy się jednak na wielkość Polaka, a Kaczyński cofa nas do Polaczka.
Supermarket to także przypomnienia rajdów rodaków na Zachodzie po 1989 roku, którzy trudnili się jumą (jumanie – złodziejstwo mające swój kulturowy koloryt). I wydawało się, że mamy ten okres za sobą. Za sprawą rządzącego PiS – wraca najgorsze. Wraca Polaczek, wraca krętacz, niesolidny partner, któremu patrzy się na ręce.

PiS nie tylko niszczy dorobek cywilizacyjny w kraju, ale nie gorsze ma „osiągnięcia” na zewnątrz. Oczywiście, rządzący zaprzeczają temu, że Unia Europejska jest supermarketem. Świetnie to ujął korespondent brukselski niemieckiego „Sueddeutsche Zeitung” Daniel Broessler: „Silny człowiek Polski – Jarosław Kaczyński – rzeczywiście nie traktuje UE jak supermarketu. W supermarkecie należałoby zapłacić”.

Niepłacenie idzie nie tylko na konto Kaczyńskiego. To jest pisowskie jumanie. Niewywiązywanie się z solidarności, obciążanie winą innych. To jest ta najgorsza małość, która plącze się we własnych kończynach.

To, że dopuściliśmy do władzy takich ludzi, to jest nasza wina, to obciąża nas wszystkich. Za to niepłacenie w supermarkecie partia Kaczyńskiego obciąża innych. I na kogo pada? Wiadomo, na Tuska, taki jest pisowski idiom polityczny: „wina Tuska”.

Adam Bielan – którego wartość intelektualna jest równa kankanowi Szydło – już wyrokuje, kto ponosi odpowiedzialność za naszą izolację w Unii Europejskiej: „Jeśli Tusk zamierza na stanowisku szefa RE prowadzić kampanię prezydencką, to czeka nas wiele napięć na linii Bruksela-Warszawa”.

Tak nas Kaczyński sprowadza do swojej wielkości – Polaczka.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Stanisław Brejdygant*

Panie Prezydencie! Gdzie jest granica pańskiego upadku?…

22 czerwca 2017

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Czyż nie jest dowodem pańskiego moralnego upadku, że dla Pana, wychowanka wspaniałej jagiellońskiej Alma Mater, autorytetami nie są jej wybitni profesorowie, nie są postaci o nazwiskach takich jak: Strzembosz, Zoll, Safian, i nie są najwyższe autorytety prawnicze w Europie, sędziowie Komisji Weneckiej, lecz oto autorytetem stał się osobnik „do wynajęcia” w każdym reżimie, przez każdą władzę, jak prokurator Piotrowicz?

List otwarty obywatela do prezydenta RP Andrzeja Dudy

Szanowny Panie Prezydencie,

postanowiłem przedstawić Panu kilka myśli nurtujących, jak sądzę, nie tylko mnie, ale także z pewnością co najmniej kilka milionów Polek i Polaków.

Zacznę od pytania, na które pewnie nie dostanę odpowiedzi. Dlaczego oto zły los sprawił, że zostaliśmy najboleśniej upokorzeni faktem, iż Pierwszy Obywatel, Głowa Państwa Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, tak bardzo nie dorósł do stanowiska, jakim historia go obdarzyła? Dlaczego okazał się tym, kim się okazał, zaprzeczeniem tego, kim być powinien?

A kim być powinien, to przecież wie chyba nawet obywatel z podstawowym wykształceniem. Otóż winien być autorytetem moralnym, spoiwem wszystkich obywateli, także tych posiadających skrajnie odmienne poglądy. No i przede wszystkim, nade wszystko, winien być strażnikiem Konstytucji, winien za żadne skarby i pod żadnym pozorem nie dopuścić do jej zignorowania czy złamania, winien jej strzec jak źrenicy oka.

Tymczasem Pan, choć przysięgę składał Pan na Konstytucję, w ciągu kilkudziesięciu miesięcy swego urzędowania sprzeniewierzył się tej Konstytucji wielokrotnie. A jak Pan spełnia się w roli autorytetu moralnego? Co Pan czyni, by łagodzić konflikty i budować harmonię? Jak Pan te konflikty łagodzi i jak dba Pan o zgodę w narodzie? Owszem, raz zdobył się Pan na jedno zdanie brzmiące koncyliacyjnie. Powtórzę: jedyny raz. Ale wystarczyło „niechętnie” spojrzenie Prezesa, by to się już nigdy nie powtórzyło.

Czy Pan sobie wyobraża, jak boleśnie upokarzająca dla obywateli jest świadomość, że na czele narodu stoi człowiek nieposiadający nawet cienia charakteru, człowiek w ramach „wykonywania zadania” gotów w najobrzydliwszy sposób obrażać swoich rodaków.

Służę cytatami: „Ojczyznę dojną racz nam wrócić, Panie” – zaiste ani ja, ani miliony mnie podobnych z tej ojczyzny nic nie wydoiliśmy – „żaden jazgot N A S nie powstrzyma”. Nas, zatem kogo? Stoi Pan na czele narodu czy jakiejś jego części, której „jazgot” tej drugiej części nie powstrzyma przed żadną destrukcją państwa?

Niestety, nie pozwala Pan choćby na cień nadziei, że stoi Pan po stronie narodu, którego, c a ł e g o, został Pan wybrany Prezydentem. Zachowuje się Pan jak zdyscyplinowany funkcjonariusz określonej grupy, nazwijmy ją „narodem pisowskim”. Czy mam dalej cytować pańskie zawstydzające wypowiedzi?

Zaraz po objęciu swego urzędu, a i potem kilkakrotnie, w swoich wystąpieniach nazwał Pan siebie „człowiekiem niezłomnym”. Już pominę fakt, że nie wyobrażam sobie, by człowiekowi naprawdę niezłomnemu przyszło do głowy publicznie takim siebie ogłaszać, ale dlaczego sam Pan dał taki asumpt do szyderstw?

No bo jak człowiek, powtórzę, bez cienia choćby charakteru może być niezłomnym? Okazuje się, że może. W niezachwianej gotowości i skwapliwości do podpisywania wszystkiego, co WŁADZA (ta prawdziwa, która – i Pan to akceptuje – jest n a d Panem) Panu poleci.

A kto to jest tą władzą?

Cóż, wszyscy w kraju wiedzą, że to tak zwany suweren, czyli Prezes, ale Pan, widać, na wszelki wypadek, nie ośmiela się przeciwstawić nie tylko jemu, ale też innemu człowiekowi o cechach szaleńca, który jest takim jakby podsuwerenem, ministrowi obrony narodowej, demolującemu armię polską, zupełnie wymazując ze świadomości, że, zgodnie z Konstytucją, to Pan jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych.

No, a o tym, jak się zachowuje dobrze wykształcony prawnik, Andrzej Duda w roli prezydenta, gdy bez żadnych skrupułów rujnowana jest niezależna (zgodnie z Konstytucją) władza sądownicza, gdy deptany jest na oczach całego świata demokratyczny ład ustrojowy i likwidowany jest jeden z fundamentów ustroju państwa prawa, Trybunał Konstytucyjny, lepiej nie mówić, To wszyscy widzieliśmy.

Bo czyż nie jest dowodem pańskiego moralnego upadku, że dla Pana, wychowanka wspaniałej jagiellońskiej Alma Mater, autorytetami nie są Jej wybitni profesorowie, nie są postaci o nazwiskach takich jak Strzembosz, Zoll, Safian i nie są najwyższe autorytety prawnicze w Europie, sędziowie zasiadający w Komisji Weneckiej, lecz oto autorytetem stał się „ktoś taki” (osobnik „do wynajęcia” w każdym reżimie, przez każdą władzę) jak prokurator Piotrowicz…

Panie Prezydencie! Gdzie jest granica pańskiego upadku?…

Niestety, ma Pan już zapewnione miejsce w historii. Chyba zdaje Pan sobie sprawę, jak bardzo ponure to miejsce. Jest Pan piątym prezydentem RP.

Pierwszy, Wałęsa, nie był „moim” prezydentem. Choć oczywiście był i pozostał moim bohaterem, wielką postacią, i jego zasługom dla kraju i świata mogą zaprzeczać tylko ludzie mali, skarlali. Kwaśniewski też nie był „moim”. Nie głosowałem na niego. Ale, jak się miało okazać, swój urząd pełnił godnie, nawet bardzo godnie.

Lecha Kaczyńskiego zawsze uważałem za człowieka prawego (miał też wielkie szczęście, że los go obdarzył tak wspaniałą osobą jak jego małżonka, nazwana przez sprytnego biznesmena z Torunia, kamuflującego się jako duchowny i chytrze grającego tym kamuflażem, czarownicą). Niestety, w moim przekonaniu, urząd prezydenta go przerastał. Ale pełnił go z godnością i na pewno zasłużył na szacunek.

Bronisław Komorowski miał swoje niewielkie wady i słabości, nie był materiałem na wielkiego prezydenta, ale jako człowiek prawy i szlachetny z prawością i szlachetnością swój urząd pełnił. No i On na pewno był, zgodnie z Konstytucją, Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych.

A kim Pan jest? I jak Pan się zapisze w historii? Cóż, nie zazdroszczę Panu bezsennych nocy. Choć, jak się nie ma charakteru, to bodaj „on nie boli”, i być może sypia Pan dobrze. No bo przecież nie ma wątpliwości co do tego jak Historia Pana oceni.

Oczywiście nie ta, dziś pisana naprędce, która, przykryta nazwą „polityki historycznej”, jest tandetną propagandą, będącą karykaturą tego, co wyczyniał pewien minister z tytułem doktora w Niemczech w latach 30. Nie zazdroszczę Panu hasła „Andrzej Duda, prezydent RP” w przyszłych podręcznikach.

O bliskich nie pytam, jak Pana odbierają. Wiem, byłoby nie fair. Zatem kończę. Nie życzę Panu nagłej iluminacji, „moralnego odrodzenia” czy czegoś takiego. Bo chyba już wszyscy wiemy, że na to, niestety, nie ma szans.

*Stanisław Brejdygant, ur. w 1936 r., aktor, reżyser, scenarzysta, pisarz i dramaturg

wyborcza.pl

ONR pozywa RPO za historyczne fakty

ONR pozywa RPO za historyczne fakty

Obóz Narodowo-Radykalny zawiadomił prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znieważenia narodu polskiego przez Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara. Chodzi o medialną wypowiedź RPO dotyczącą Holokaustu.

Na czym miałoby polegać to znieważenie? Otóż w toku środowej dyskusji w TVP Info Adam Bodnar – zaznaczając, że to nie państwo polskie ponosi odpowiedzialność za tragedię Żydów, bo ono zawsze potępiało Holokaust – powiedział, że „oprócz państwa mamy też przedstawicieli narodu, także Polaków, którzy mogli uczestniczyć w różnego rodzaju zbrodniach”. Rozmowa toczyła się w nawiązaniu do głośnej wypowiedzi premier Beaty Szydło z 14 czerwca, która na terenie b. obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau powiedziała: „Auschwitz to lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby uchronić swoich obywateli”. Pretekstem do rozmowy stała się publikacja niemieckiej gazety „Frankfurter Rundschau”, w której słowa premier skrytykowano

Warto zwrócić uwagę na kontekst. Informacja o odpowiedzialności niektórych obywateli narodu polskiego za współuczestnictwo w Holokauście padła w ramach konkretnej wypowiedzi RPO. – „Nie ma żadnych wątpliwości, że za Holokaust byli odpowiedzialni Niemcy” – mówił w TVP Info Bodnar. – „Musimy pamiętać, że wiele narodów współuczestniczyło w jego realizacji. W tym – o czym mówię z ubolewaniem – także naród polski” – dodał. A jednak wystąpienie rzecznika – choć nie mówił on niczego, co nie byłoby znane ani historykom, ani opinii publicznej – oburzyło przedstawicieli ONR i skłoniło do podjęcia kroków prawnych. Przypomnijmy, zgodnie z Kodeksem karnym „kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”.

Jaka jest argumentacja ONR? „Powyższa wypowiedź pochodzi od Rzecznika Praw Obywatelskich, prawnika i nauczyciela akademickiego, a więc osoby, która formułuje przemyślane osądy i ma realny wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Przy czym użycie zwrotu „naród” w sposób oczywisty wskazuje na intencje autora wypowiedzi i świadomość znaczenia wypowiedzianych słów” – ocenił ONR w komunikacie przesłanym mediom.

W klimacie politycznym, jaki panuje dziś w Polsce takie oskarżenie trafia na podatny grunt. Dlaczego? Bo rząd nawet nie próbuje być neutralny i jawnie sprzyjając prawicowym ekstremistom sam zabiera głos w tej sprawie. Wiceszef MSZ Jan Dziedziczak ocenił, że wypowiedź RPO nt. Holokaustu dyskwalifikuje go z życia publicznego w Polsce! – „Jedyną reakcją po tak haniebnych, skandalicznych, nieprawdziwych słowach powinno być podanie się do dymisji” – mówił. Z kolei wicemarszałek Senatu Adam Bielan (PiS) powiedział: – „Jeżeli urzędnik wysokiej rangi publicznie mówi słowa tego rodzaju, to przeprosiny mogą nie zamknąć tematu. Te słowa będą przez wiele miesięcy, jeżeli nie lat, wykorzystywane przeciwko nam”.

O jakie przeprosiny chodzi? Otóż jeszcze w środę Bodnar w specjalnym oświadczeniu przeprosił wszystkie osoby, które mogły poczuć się dotknięte formą jego wypowiedzi. I przypomniał rzeczy oczywiste. – „Odpowiadając na pytanie prowadzącego, wyjaśniłem, iż nie ma żadnych wątpliwości, że za Holokaust byli odpowiedzialni Niemcy. Jednocześnie pozwoliłem sobie zauważyć, że także wśród Polaków były jednostki, które uczestniczyły w tym straszliwym procederze. Świadczą o tym choćby wyroki śmierci wykonywane przez Armię Krajową na takich ludziach. Z drugiej strony, mieliśmy niezwykle liczne przykłady odwagi, poświęcenia i bohaterstwa w przeciwstawianiu się zbrodniom Holokaustu, o czym świadczyć może choćby postawa Jana Karskiego” – dodał rzecznik. Podkreślił też, że w tej samej wypowiedzi wskazał na zaangażowanie jego urzędu „w walkę z kłamliwymi informacjami w niektórych zachodnich mediach o „polskich obozach zagłady”, przytaczając przykład wygranego procesu z niemiecką telewizją publiczną ZDF, do którego przystąpił jako RPO, przedstawiając szeroką argumentację prawną.

ONR nie chce słuchać racjonalnych argumentów i złożył doniesienie. Świadomość poparcia, jakie ma w osobach wiceszefa MSZ i wicemarszałka Senatu, nie pozostaje zapewne bez znaczenia. A fakty historyczne? Skoro kolidują z wizją ONR, tym gorzej dla faktów.

koduj24.pl

Narodowcy atakują KOD. Bójka na manifestacji w rocznicę Radomskiego Czerwca 1976 [WIDEO, ZDJĘCIA]

Tomasz Dybalski, 24 czerwca 2017

MARTA DUDZINSKA

Działacze Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego zaatakowali manifestację Komitetu Obrony Demokracji w Radomiu. Doszło do bijatyki w centrum miasta, na miejscu nie było policji.

Komitet Obrony Demokracji zorganizował manifestację pod hasłem „Radom ’76. Droga do wolności”. Spotkanie zaplanowano na dzień przed 41. rocznicą protestów robotniczych z 1976 roku, kiedy m.in. w Radomiu, Płocku i Ursusie robotnicy protestowali przeciwko ogromnym podwyżkom cen żywności. KOD swoją manifestację zorganizował na deptaku w Radomiu, przy ul. Żeromskiego, przed urzędem miejskim o godz. 14. Wtedy pod scenę przyszło kilkudziesięciu narodowców z Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego. Wcześniej narodowcy przeszli sprzed pomnika ks. Romana Kotlarza pod pomnik Czerwca ’76, ale ich przemarsz zakończył się po godz. 12.

Narodowcy atakują manifestację KOD w Radomiu

http://www.gazeta.tv/plej/19,88286,22004366,video.html

Przepychanki pod sceną

Zaczęło się od krzyków, skończyło na regularnej bójce w centrum miasta. Kiedy działacze KOD-u szykowali się do rozpoczęcia pokojowej manifestacji, pod scenę przyszło kilkudziesięciu narodowców, większość ubranych w czarne koszulki Młodzieży Wszechpolskiej. Zajęli miejsce pod sceną, doszło do pierwszych przepychanek. Narodowcy krzyczeli swoje standardy: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!”, „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści!” czy „Kto nie skacze, ten za KOD-em”. Działacze i sympatycy Komitetu Obrony Demokracji skutecznie zagłuszyli narodowców sygnałami z syren, brawami i gwizdami. To rozjuszyło atakujących, którzy jeszcze pod sceną próbowali wyrywać aparaty i kamery nagrywającym. Doszło do przepychanek, działaczom KOD-u ukradziono kilka czapek z logo organizacji, narodowcy próbowali kraść też flagi KOD-u.

Bójka w centrum Radomia

Narodowcy odeszli kawałek i tam brutalnie zaatakowali jednego z członków KOD-u. Został kopnięciem przewrócony na ziemię. Na pomoc ruszyli inny uczestnicy manifestacji KOD-u, doszło do bójki, sytuację udało się opanować po kilku minutach.

Na miejscu nie było policji, bezpieczeństwa pilnował patrol straży miejskiej. Organizatorzy przekonywali, że kiedy doszło do zamieszek, straż miejska uciekła. Mówił o tym później ze sceny m.in. Mateusz Kijowski, szef mazowieckiego KOD-u. Jak odpowiada Piotr Stępień, rzecznik prasowy straży miejskiej w Radomiu, patrol obecny na ul. Żeromskiego przejechał po prostu kawałek dalej, na ul. Niedziałkowskiego (rzeczywiście tam stał). – Było tak dlatego, że na ul. Żeromskiego przyjechał inny patrol – wyjaśnia Stępień. Jak mówi rzecznik SM, strażnicy interweniowali, ale nie udało im się załagodzić konfliktu.

Po kilkunastu minutach narodowcy się rozeszli, a manifestacja KOD-u jest kontynuowana. Kilka osób z KOD-u zostało lekko poobijanych, ale nikomu nie stało się nic poważnego.

wyborcza.pl

Joanna Szczepkowska na imprezie mediów publicznych powiedziała, że PiS psuje państwo

Agnieszka Kublik, 24 czerwca 2017

Aktorka Joanna Szczepkowska

Aktorka Joanna Szczepkowska (Fot. Łukasz Krajewski / Agencja)

„Żadne nagrody nie naprawią szkody, jakie nam funduje rząd, co państwo psuje” – taki własny wierszyk wyrecytowała Joanna Szczepkowska, odbierając nagrodę dla najlepszej aktorki na 17. festiwalu „Dwa Teatry – Sopot 2017” organizowanym przez media publiczne – TVP i Polskie Radio.

Joannę Szczepkowską nagrodzono za role Kobiety z Parasolką i Gołej Baby w jej autorskim spektaklu „Goła Baba”. Galę wręczania nagród pokazała w środę przed północą TVP 1. Uroczystość prowadziła Danuta Stenka i Artur Żmijewski.

Szczepkowskiej nagrodę wręczał wiceprezes TVP Maciej Stanecki oraz Adam Kasprzyk, rzecznik spółki Energa, sponsora tej nagrody. To giełdowa spółka energetyczna kontrolowana przez skarb państwa i zarządzana przez członków partii rządzącej.

Rzecznik zagaił tak: „Choć ten komunizm może nie skończył się po ’89 roku tak jak wszyscy byśmy chcieli, to jest coraz jaśniej, z coraz większą energią”.

Szczepkowska słuchała tego z narastającym zdziwieniem. A była to aluzja do jej słynnych słów „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”, które wygłosiła 28 października 1989 r. w „Dzienniku Telewizyjnym”.

Stanecki witał Szczepkowską tak: – Ja ogromnie się cieszę, że jest pani z nami i wierzę, że takich spektakli realizowanych na żywo będzie w najbliższym sezonie więcej i że wystąpi w nich właśnie pani, oddaje głos, bo to najważniejsze, co ma do powiedzenia nasza laureatka.

Żmijewski rzucił: – Z przyjemnością posłuchamy.

– Na pewno? – uśmiechnęła się figlarnie Szczepkowska, bo przecież już wiedziała, co powie, i że to stojącym obok niej na scenie się może nie spodobać. – Usłyszałam przed chwilą, że jest coraz jaśniej, bardzo różnie widzimy kolory (tu wymownie spojrzała na rzecznika, co sala nagrodziła najpierw śmiechem, a potem brawami). Jako kobieta z parasolką chciałabym naprawdę, naprawdę bardzo serdecznie podziękować całej ekipie, całej od realizatorów po księgową, którzy z wielką miłością podeszli do spektaklu na żywo. (…) Chciałam powiedzieć, że tłum czarnych parasoli wymyśliłam 20 lat temu (brawa).

Ta aluzja do marszu „czarnych parasolek” (protest przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji i ograniczaniu innych praw kobiet z października zeszłego roku, kiedy ponad 100 tys. Polaków wyszło na ulice) została nagrodzona przez salę brawami.

Potem Szczepkowska wyrecytowała swój wierszyk. Dwa razy się zacięła, pewnie z wielkich emocji: „Jako Goła Baba chciałabym powiedzieć zaskakujący wierszyk: Żadne nagrody nie naprawią szkody, jakie nam funduje rząd, co państwo psuje. Dziękuję”.

I znów rozległy się brawa.

Wystąpienie można obejrzeć na stronach TVP. 

Prezesie Kurski, pokaż swój abonament – Jurek Owsiak w „Kublikacjach”

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,22001519,video.html

wyborcza.pl

 

Kaczyński cofa nas do Polaczka

Emmanuel Macron nieprzypadkowo użył sklepikarskiej metafory do polityków z naszego regionu Europy ze szczególnym uwzględnieniem pisowskich. I nie miał bynajmniej na myśli Beaty Szydlo, bo ta nawet tańcząc kankana nie jest w stanie wzbudzić zainteresowania.

Traktowanie Unii Europejskiej jako supermarketu obciąża Jarosława Kaczyńskiego. Macron nieprzypadkowo użył tej metafory. I nie tylko z powodu tego, że kiedyś prezes PiS wybrał się do sklepiku osiedlowego, aby zrobić zakupy na użytek kampanii wyborczej i w swoim stylu zaplątał się w swoje kończyny dolne tudzież górne, bo nie wiedział, co sie robi z koszykiem z zakupami. Macron tego nie musiał znać. Nie raz widział sylwetkę Kaczyńskiego, a także słyszał jego słowa, więc sklepikarstwo polityczne aż nadto jest oczywiste.

Niestety taka jest waga słów Kaczyńskiego. I to dzięki postaci prezesa PiS wracają najgorsze skojarzenia z tym, jak traktowani byli Polacy. Wybiliśmy się jednak na wielkość Polaka, a Kaczyński cofa nas do Polaczka.

Supermarket to także przypomnienia rajdów rodaków na Zachodzie po 1989 roku, którzy trudnili sie jumą (jumanie – złodziejstwo mające swój kulturowy koloryt). I wydawało się, ze mamy ten okres za sobą, za sprawą rządzacego PiS – wraca najgorsze. Wraca Polaczek, wraca krętacz, niesolidny partner, któremu patrzy się na ręce.

PiS nie tylko niszczy dorobek cywilizacyjny w kraju, ale nie gorsze ma „osiągniecia” na zewnatrz. Oczywiście, zaprzeczają rządzacy temu, że Unia Europejska jest supermarketem. Świetnie to ujął korespondent brukselski niemieckiego „Sueddeutsche Zeitung” Daniel Broessler: „Silny człowiek Polski – Jarosław Kaczyński – rzeczywiście nie traktuje UE jak supermarketu. W supermarkecie należałoby zapłacić”.

I niepłacenie idzie nie tylko na konto Kaczyńskiego. To jest pisowskie jumanie. Niewywiązywanie się z solidarności, obciążanie winą innych. To jest ta najgorsza małość, która plącze się we własnuych kończynach.

To, że dopuściliśmy do władzy takich ludzi, to jest nasza wina, to obciąża nas wszystkich. Za to niepłacenie w supermarkecie partia Kaczyńskiego obciąża innych. I na kogo pada? Wiadomo, na Tuska, taki jest pisowski idiom polityczny: „wina Tuska”.

Adam Bielan – którego wartość intelektualna jest równa kankanowi Szydło – już wyrokuje, kto ponosi odpowiedzialność za naszą izolację w Unii Europejskiej: „Jeśli Tusk zamierza na stanowisko szefa RE prowadzić kampanię prezydencką, to czeka nas wiele napięć na linii Bruksela-Warszawa”.

Tak nas Kaczyński sprowadza do swojej wielkości – Polaczka.

SOBOTA, 24 CZERWCA 2017

Łapiński: Kwestia ambasadorów jest już zamknięta, wyjaśniona

09:33

Łapiński: Kwestia ambasadorów jest już zamknięta, wyjaśniona

Wszystkie [guziki] już chyba są zapięte. Praktycznie wszystko z naszej strony jest wiadome, jakie spotkania się odbędą, gdzie i kiedy. Jest kwestia sprawdzenia tych miejsc, logistyka, ostatnie przygotowania, ale jeśli chodzi o harmonogram, to jest to już ustalone – stwierdził Krzysztof Łapiński w Śniadaniu w Trójce, pytany o wizytę Donalda Trumpa w Polsce.

Pytany o konflikt pomiędzy Witoldem Waszczykowskim a Krzysztofem Szczerskim, Łapiński mówił:

„Było dobrze, jest dobrze i będzie dobrze. Jest super. Zawsze kiedy jest taka oficjalna wizyta, to ona jest przygotowana w znacznym stopniu przez Kancelarię Prezydenta czy odpowiednik, ale odbywa się to i z udziałem BOR, MSZ. Pewne kwestie są omawiane z władzami Warszawy. Kwestia ambasadorów jest już zamknięta, wyjaśniona. Jeśli były jakieś pytania czy wątpliwości, to one ostały zostały już wyjaśnione”

08:58

Bielan: Jeśli Tusk zamierza na stanowisko szefa RE prowadzić kampanię, to czeka nas wiele napięć na linii Bruksela-Warszawa

Żyjemy w wolnym kraju. Donald Tusk ma prawa wyborcze, może wystartować [w wyborach prezydenckich], natomiast to będzie potwierdzało nasze zarzuty, że zmierza wykorzystywać szefa RE wbrew standardom europejskim, mieszając się do polityki europejskiej jednego z krajów członkowskich i to by źle wróżyło nie tylko sytuacji w Polsce, ale instytucjom unijnym. Jeśli Tusk zamierza na stanowisko szefa RE prowadzić kampanię prezydencką, to czeka nas wiele napięć na linii Bruksela-Warszawa. Mam nadzieję, że tak nie będzie – mówił Adam Bielan w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM.

08:49

Bielan: Poważniejsze zmiany personalne w te wakacje nie są planowane. Jakieś drobne zawsze się mogą wydarzyć

Nie sądzę, żeby zmieniał się rząd [po kongresie PiS], w sensie personalnym. Z tego co wiem, żadne poważniejsze zmiany personalne, bo jakieś drobne mogą się zawsze wydarzyć, nie są planowane w te wakacje. Tak sądzę. Decyzję podejmuje premier, natomiast z nasłuchu politycznego mogę powiedzieć, że tego rodzaju decyzje w najbliższym czasie nie są planowane, w najbliższych tygodniach, miesiącach – mówił Adam Bielan w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM.

Jak dodał, PiS na swoim kongresie skupi się wyłącznie na kwestiach programowych. Bielan poinformował, że na kongresie wystąpią liderzy 3 partii tworzących obóz Zjednoczonej Prawicy oraz – być może – Mateusz Morawiecki.

08:45

Bielan: Propozycja Schetyny to czysta hipokryzja. To bawienie się w tani PR

Ta propozycja Grzegorza Schetyny to czysta hipokryzja. To bawienie się w jakiś tani PR w sprawach niezwykle ważnych. Pomoc osobom rzeczywiście, które w wyniku działań wojennych rzeczywiście nie mają dachu nad głową czy dostępu do opieki medycznej, nie mówiąc o edukacji jest rzeczą bardzo ważną. My proponujemy rzeczy, dzięki którym można pomóc większej liczbie osób, bo pomoc na miejscu, w miejscach, w których dzisiaj uchodźcy przebywają w Turcji, Libanie i Jordanii jest dzisiaj dużo tańsza, więc można pomóc większej liczbie osób, bo zawsze środki będą ograniczone – mówił Adam Bielan w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM.

08:44

Bielan: Spotkanie Kaczyński-Trump nigdy nie było planowane

Jakaś absurdalna sytuacja, jak z Mrożka. Wszyscy mówią o spotkaniu [Kaczyński-Trump], którego nie ma i nigdy nie było planowane. Nikt o takie spotkanie nie występował. Nigdy nie było o tym mowy. Gospodarzem spotkania jest prezydent Duda – mówił Adam Bielan w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM. Jak dodał, otwarte spotkanie prezydenta Trumpa z Polakami odbędzie się 6 lipca o 13:00.

Nigdy nie zabiegaliśmy o krótkie spotkanie, kurtuazyjne. Każdy, kto zna Jarosława Kaczyńskiego wie, że to ostatnia rzecz, której on potrzebuje. Nie wiem skąd te informacje, fake-newsy, kto je rozpowszechnia – dodał wicemarszałek Sejmu.

300polityka.pl

Donald Trump odwiedzi Polskę. Cieszę się na tę wizytę jak na pobyt słonia w składzie porcelany

Paulina Wilk

24.06.2017

Nie mam złudzeń: będą szkody, zmącenie i popisy głupoty. Niekoniecznie – a raczej nie tylko – w wykonaniu amerykańskiego prezydenta. Strach pomyśleć o polskim bagienku politycznym, które z tej okazji zabulgocze jeszcze mocniej.

„Jaka piękna katastrofa!” – powiedziała Panna Migotka, widząc zbliżającą się trąbę powietrzną. Tak się właśnie czuję na myśl o szóstym lipca. O niezdrowym podnieceniu, jakie ta perspektywa już wzbudza w „obozie rządzącym” i „w opozycji”. Podaję terminy w cudzysłowach, bo z trudem dostrzegam jakiekolwiek różnice między tymi dwoma „formacjami”. Krzysztof Szczerski w imieniu prezydenta Dudy, który Trumpa zaprosił, już anonsuje wielki sukces. Grzegorz Schetyna mu wtóruje.  Mówi, że wizyta każdego prezydenta to sukces. I że trzeba go tylko odpowiednio opakować. Powodzenia. Ja zgłaszam wątpliwość: po co zapraszać kogoś takiego jak Donald Trump? Jakiż to wielki polityczny interes w imieniu naszego aktualnie rozmontowywanego kraju ma z nim do ubicia ktoś taki jak Andrzej Duda?

FILE - In this June 9, 2017, file photo, President Donald Trump listens during a news conference in the Rose Garden of the White House in Washington. A clear majority of Americans believe Trump has tried to interfere with the investigation into Russia,Äos alleged election meddling and possible Trump campaign collusion, a new poll shows. Just one in five support his decision to oust James Comey from the FBI. (AP Photo/Susan Walsh, File)Donald Trump przyjedzie do Polski w lipcu (fot. SUSAN WALSH / AP)

Pan Trump jest nieobliczalny i – ujmując sprawę z delikatnością, na jaką nie zasługuje – pozbawiony kluczowych prezydenckich atrybutów osobistych, takich jak: substancja intelektualna, elokwencja czy poszanowanie dla złożonych procesów ekonomiczno-społecznych. Jedyne, co o nim wiemy, to że potrafi zarabiać pieniądze. Moja znajoma nazywa tę zdolność „najbardziej prymitywną umiejętnością człowieka w XXI wieku”, w dobie kapitalizmu. Ja powiem inaczej: zdolność zarabiania pieniędzy nigdy nie była kluczową kwalifikacją do tytułu męża stanu. Oznacza on ludzi wielkiego formatu – umysłowego i duchowego. Dwaj mężczyźni, którzy umówili się na spotkanie w Warszawie, nigdy się w tej kategorii nie znajdą. I dlatego, cokolwiek pomieści się w agendzie i protokole wizyty, czeka nas tylko niesmaczne widowisko.

Spotkają się, uścisną sobie dłonie. Te, w których trzymali pióra, gdy podpisywali decyzje o zniszczeniu niezależności Trybunału Konstytucyjnego albo polityki ekologicznej i uniwersalnej opieki medycznej. Te dłonie do siebie pasują – należą do likwidatorów porządku. Specjalizują się w dekonstrukcji, w rozkładzie. Dokumenty, które spod nich wychodzą, niczego nie budują. Tworzą protokoły otchłani i degradacji.

Nie obejrzę przekazów z tej wizyty. Oszczędzę sobie pyzatej, infantylnej dumy Andrzeja Dudy i kuriozalnego grymasu, który wykrzywia twarz Donalda Trumpa w chwilach, w których większość ludzi unosi kąciki ust i rozjaśnia spojrzenie. Ani Duda, ani Trump nie umieją się uśmiechać. Ich maski nie wywołują wzajemności, nie sprawiają, że uśmiechamy się i my. To jest dowód na nieobecność dobra. I jest to także powód, by się bać.

22.04.2015 Warszawa . Hangout Andrzej Duda Fot. Jacek Marczewski / Agencja GazetaPrezydent USA do Polski przyjeżdża na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy (fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Ich spotkanie nie będzie sukcesem w żadnym innym wymiarze niż propagandowy. Także dlatego, że obaj panowie w funkcji prezydentów nie mają sobie do powiedzenia niczego naprawdę istotnego. Nie ma też żadnej okoliczności historycznej, która mogłaby uczynić tę sytuację relewantną czy poważną. Moment w dziejach stosunków międzynarodowych jest mętny i przykry – nie zapadną kluczowe decyzje, bo też Polska nie jest już żadnym kluczowym sojusznikiem, a USA nie jest niezachwianym supermocarstwem. Nawet Beata Szydło, której nie podejrzewam o głębokie rozumienie stosunków międzynarodowych, wyraża wielkie nadzieje wobec przyszłej globalnej roli Chin. Obaj panowie mogą więc sobie pogratulować – wysadzili siebie (i swoje państwa) z solidnych i powszechnie poważanych siodeł. Niczego nie oferując w zamian.

Teoretycznie wizyta amerykańskiego prezydenta jest najważniejszym w hierarchii zdarzeń dyplomatycznych. W praktyce zależy od tego, kim ten prezydent jest. Billa Clintona witaliśmy na placu Zamkowym jak superidola. Limuzynom George’a W. Busha pokazywaliśmy środkowe palce. A gdy prezydent USA jest mężczyzną dającym liczne przykłady braku rozsądku, kultury osobistej i kompetencji, to nie ma się z czego cieszyć. Znaleźliśmy się w sytuacji oczekiwania na kogoś, kto chce zakazać muzułmanom wjazdu do Ameryki – ziemi obietnic i możliwości. Na kogoś, kto po wizycie w Yad Vashem zostawił w księdze pamiątkowej nie oficjalny wpis, a żałosny bohomaz. Na kogoś, kto jest objęty dochodzeniem FBI. Kogoś, kto jednego dnia chwali Putina, a następnego żąda sankcji wobec Rosji. Jednego dnia obraża generalicję, a następnego mówi, że „ma najlepszą armię świata”. Na kogoś, kto najwyraźniej nie wie, co robi.

Władimir Putin podczas wizyty w Chinach, maj 2017 r. (fot. Thomas Peter / Pool Photo via AP)Władimir Putin podczas wizyty w Chinach, maj 2017 r. (fot. Thomas Peter / Pool Photo via AP)

Jestem przeciwniczką przypisywania Donaldowi Trumpowi intuicji politycznej czy cynizmu. Nawet ten drugi wymaga wnikliwości i planowania. Im więcej paranoi i obłędu zasiewają jego nagłe gesty i reakcje, tym większa jest potrzeba dostrzeżenia w nich ładu, jakiegoś całościowego, ukrytego zamysłu. Doszukiwanie się go świadczy jedynie o bezradności i rozpaczy, jaką mamy prawo odczuwać wobec szaleństwa. Ale nie w każdym szaleństwie jest metoda. Tego uczymy się właśnie w Polsce, patrząc na demolowanie polskiej armii czy wyrzynanie najwspanialszego cudu przyrody, jakim dysponujemy – Puszczy Białowieskiej. I na nerwowe, niespójne podrygi prezydenta. On także nie ma pomysłu, co zrobić z urzędem, na który wyniosły go procesy większe od niego. Te polityczne, ale i metafizyczne, wynikające z ducha czasu i trudno uchwytnych nastrojów.

Oszczędzę sobie wysłuchiwania, jak cieszy się z „wyjątkowej okazji” i „niewątpliwego sukcesu”. Odwrócę wzrok od złego przedstawienia w marnej obsadzie. Sądzę, że ze względu na wszystko, co reprezentuje sobą pan Trump na prześwietnym urzędzie prezydenckim, rozsądnie byłoby nie wystosowywać do niego zaproszenia. Wyobrażam sobie, co radziłby zrobić Bronisław Geremek. Może jednak przeczekać, wystać spokojnie, w milczeniu? Nie okazywać urazy ani zniesmaczenia, ale też nie biec z rozpalonymi polikami i nie wyciągać spoconej z podniecenia dłoni? Może po prostu się nie wygłupiać. Poprzestać na obowiązkowej uprzejmości, zaś innym, pomniejszym partnerom okazać więcej troski i uwagi. Czy nie to wobec obecności słonia w salonie zrobiłby człowiek z klasą?


Paulina Wilk.
Ur. 1980. Pisarka, publicystka. Autorka książek „Lalki w Ogniu. Opowieści z Indii”, „Znaki szczególne” o dorastaniu w czasie polskiej transformacji, a także serii bajek dla dzieci o misiu Kazimierzu. Zajmuje się tematyką międzynarodową i literaturą. Stale współpracuje z tygodnikiem „Polityka”, a także z „National Geographic Traveler”, „Przekrojem” oraz magazynem „Kontynenty”. Jest współtwórczynią Big Book Festival – międzynarodowego festiwalu czytania odbywającego się w Warszawie od 2013 r. Pracuje nad książką poświęconą miastom przyszłości.

P.Wilk: Duda, ani Trump nie umieją się uśmiechać /…/To jest dowód na nieobecność dobra. I także powód, by się bać.

„Kaczyński rzeczywiście nie traktuje UE jak supermarketu. W supermarkecie należałoby zapłacić”. „SZ” popiera słowa Macrona

2017-06-24

Niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” poparł w sobotę ostrą krytykę prezydenta Francji Emmanuela Macrona wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Zdaniem komentatora spór w Unii Europejskiej jest potrzebny, a najgorsza byłaby „zakłamana harmonia”.

 

„Rządzący w Polsce są obrażeni. Uważają, że prezydent Francji Emmanuel Macron zachował się wobec nich niewłaściwie, ostrzegając ich przed traktowaniem Unii Europejskiej jak supermarketu, z którego tak po prostu można korzystać” – pisze brukselski korespondent „SZ” Daniel Broessler.

 

W UE trzeba się spierać

 

„Silny człowiek Polski – Jarosław Kaczyński – rzeczywiście nie traktuje UE jak supermarketu. W supermarkecie należałoby zapłacić” – kontynuuje Broessler.

 

„Krytyka Macrona rani, gdyż trafia w punkt” – ocenia niemiecki dziennikarz.

 

Komentator „SZ” zadaje pytanie, czy krytyka w takiej formie była potrzebna teraz – w momencie, gdy UE opuszcza „padół łez”, mobilizuje się w polityce obronnej i stawia czoło w handlu protekcjoniście, jakim jest prezydent USA Donald Trump. „Po co podkreślać właśnie teraz spór między Wschodem a Zachodem w Unii?” – pyta Broessler.

 

Jego zdaniem taki spór jest konieczny, gdyż „fundamentalny konflikt w UE nie zniknie dzięki temu, że go przemilczymy”.

 

„W UE nie jest to żaden kryzys, lecz dzień powszedni”

 

Broessler pisze, że konflikt dotyczy solidarności w kryzysie uchodźczym. „Odmowa Polski, Czech i Węgier uczestniczenia w skromnej relokacji uchodźców wywołała na Zachodzie oburzenie” – stwierdza, zastrzegając, że „Niemcy nie powinni zapominać, że przed długi czas nie uważali za stosowne, by solidarnie pomóc Europejczykom z Południa”.

 

„UE dysponuje przeciwko tym, którzy ignorują decyzje większości, środkami prawnymi. W UE nie jest to żaden kryzys, lecz dzień powszedni” – ocenia Broessler.

 

Jego zdaniem ważniejszy jest inny aspekt konfliktu: słowa Macrona o supermarkecie odbiły się szerokim echem, ponieważ „są wyrazem poczucia, że ktoś tylko bierze, a nic nie daje”.

 

„Takie uogólnienie byłoby krzywdzące. Z pewnością jednak twarda postawa Wschodu ograniczy gotowość bogatych krajów do lokowania za pomocą funduszy unijnych pieniędzy w polskie drogi czy czeskie startupy” – czytamy w „SZ”.

 

„W kryzysie znajdują się młode demokracje w środku Europy”

 

Pieniądze i kwoty (uchodźców) są zdaniem komentatora jedynie „zewnętrznym objawem” postaw. „Premier Węgier (Viktor) Orban demonizuje »Brukselę« prowadząc przeciwko niej swoistą nagonkę. Polak Jarosław Kaczyński uporczywie likwiduje niezależność wymiaru sprawiedliwości. Prezydent Czech Milos Zeman gawędzi z szefem Kremla Władimirem Putinem o tym, że należy likwidować dziennikarzy” – wymienia autor komentarza i stwierdza: „To nie UE znajduje się w kryzysie, w kryzysie znajdują się młode demokracje w środku Europy”.

 

Broessler zwraca uwagę, że zdaniem polskiego rządu „nie ma żadnego konfliktu wartości, lecz wartości są tylko różnie interpretowane”. Zdaniem komentatora taka ocena przypomina próby podejmowane przez Trampa, by „opakować kłamstwa w nowy sposób” i przedstawić je jako „alternatywne fakty”.

 

Odpowiedź Europejczyków musi być jasna: „wartości UE nie są bezkształtną masą. Są potrzebne jako fundament” – czytamy w „SZ”.

 

„UE nie rozpadnie się wskutek sporu. Zabójcza byłaby natomiast zakłamana harmonia” – konkluduje Daniel Broessler w „Sueddeutsche Zeitung”.

polsatnews.pl

SOBOTA, 24 CZERWCA 2017

STAN GRY: GW: Cud Biedronia, Wajrak: Kto odpowie za 3 mln drzew? Ojciec PAD: Przyjąć uchodźców, Szczepkowska: 500+ to 30 srebrników

300LIVE: Łapiński “zamyka sprawę” ambasadorów, Bielan o drobnych zmianach w rządzie i spotkaniu Kaczyński-Trump: http://300polityka.pl/live/2017/06/24/

PIS ŚCIĄGA PUBLIKĘ NA TRUMPA. MA BYĆ MIŁO – Agata Kondzińska w GW: “Każdy poseł PiS może zaprosić na wystąpienie Trumpa 6 lipca w Warszawie 50 osób, a partia sfinansuje autokar – zaproponował politykom PiS Joachim Brudziński, wicemarszałek Sejmu i szef struktur partii. Szykują się też Kluby „Gazety Polskiej”.

NOWOGRODZKA ZABIEGAŁA O SPOTKANIE Z TRUMPEM – dalej Kondzińska: “Według naszych rozmówców akcję koordynuje wicemarszałek Senatu Adam Bielan. Jeszcze przed tygodniem twierdził, że „jeśli strona amerykańska wystąpi o spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim, to niewykluczone, że do niego dojdzie”. Dziś wiadomo że mimo zabiegów z Nowogrodzkiej spotkania prawdopodobnie nie będzie. Nasi rozmówcy podkreślają, że kalendarz Trumpa jest bardzo napięty, bo przyleci on do Polski w środę 5 lipca o godz. 22, a w czwartek oficjalnie zacznie dzień o godz. 9. Cztery godziny później wygłosi przemówienie na pl. Krasińskich. Po nim będzie miał kwadrans, może pół godziny do wyjazdu na lotnisko”. http://wyborcza.pl/7,75398,21998958,pis-sciaga-ludzi-na-wystep-donalda-trumpa.html

500+ TO NASZE TRZYDZIEŚCI SREBRNIKÓW – Joanna Szczepkowska w RZ: “Każdy ma prawo, oczywiście, myśleć tak, czuć i tak postępować, tylko jasne jest wtedy, że odchodzi od ducha Kościoła katolickiego. Chyba że cichaczem powstaje nowy odłam katolicyzmu: katolicyzm Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy jednak proponuję zająć się nie tyle konstytucją, ile katechizmem. Skreślić przykazanie: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”, drugie zmienić tak, by zamiast: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, było: „Modlitwą wrogów wyklinaj”. A ewangeliczne: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”, na: „Samego siebie chroń przed bliźnim swoim”. I otrzymamy nową grupę wyznaniową, mocno reformatorską. Tak to powoli w Polsce polityka staje się religią. 500+ to nasze trzydzieści srebrników. Taki to zamach stanu się dokonuje”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/306229917-Joanna-Szczepkowska-Katolicyzm-Prawa-i-Sprawiedliwosci.html

CUD BIEDRONIA – GW: “Niesamowity wynik finansowy prezydenta Roberta Biedronia w Słupsku. Gdy obejmował urząd, deficyt budżetowy wynosił blisko 20 milionów złotych. Po dwóch latach rządów i ostrym oszczędzaniu, Słupsk może pochwalić się nadwyżką w wysokości 28 milionów złotych. – Zaciskanie pasa opłacało się – komentuje Biedroń”. http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,21999391,cud-biedronia-w-slupsku-byl-deficyt-budzetowy-jest-spora-nadwyzka.html

OJCIEC PREZYDENTA: PRZYJĄĆ UCHODŹCÓW – mówi SE prof. Jan Tadeusz Duda: “Głodnych nakarmić, spragnionych napoić, podróżnych w dom przyjąć, nagich przyodziać – jeśli chodzi o uchodźców, to właśnie taka filozofia miłosierdzia mi przyświeca. Trzeba pamiętać przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Jestem katolikiem i wyznaję na ten temat chrześcijańskie, miłosierne podejście. Trzeba przyjąć uchodźców. Oczywiście muszą spełniać oni wymagania, muszą być sprawdzeni pod każdym kątem, żeby nie było zagrożenia. I wtedy należy ich przyjąć. Nie możemy ich pozostawić samym sobie, trzeba im pomóc”. http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/prof-jan-tadeusz-duda-ojciec-prezydenta-polska-powinna-przyjac-uchodzcow_1004867.html

KTO ODPOWIE ZA 3 MILIONY ŚCIĘTYCH DRZEW – Adam Wajrak na jedynce GW: “Wielu szkód wyrządzonych naszej przyrodzie za rządów PiS zwyczajnie nie będziemy w stanie naprawić i jedyne, co nam przyjdzie, to czekanie, aż natura zrobi to za nas. Nikt z czytających ten tekst nie doczeka ani 200–letnich dębów, które znów wyrosną na jakiejś prywatnej posesji, ani tego, że Puszcza Białowieska, którą ten rząd chce traktować jak zwykły las, zabliźni całkowicie zadane jej obecnie rany. To zobaczą nasze wnuki”. http://wyborcza.pl/7,75968,22001785,kto-odpowie-za-trzy-miliony-scietych-drzew.html

ARCYBISKUP CHRONI PREZESÓW- AFERZYSTÓW – Fakt: “Według naszych informacji po tym, jak PiS przejął władzę i zamierzał odwołać zarząd ZCh Police, do akcji obrony Krzysztofa Jałosińskiego i spółki wkroczył abp. Andrzej Dzięga. Jak opowiada nam jeden z ważnych polityków PiS, lobbing hierarchii kościelnej, by nie odwoływać starego zarządu, był „wyjątkowo trudną sytuacją”. – Wiedzieliśmy, że wiele złego tam się dzieje, a tu bliski nam hierarcha rzuca się Rejtanem – wspomina. Jałosiński i jego zarząd ostatecznie zostali odwołani dopiero w kwietniu 2016 r., pół roku po wyborach. Jakie były motywy działania hierarchy znanego z sympatii do Radia Maryja i poparcia dla PiS? – Pieniądze. ZCh Police mocno wspierały finansowo archidiecezję – tłumaczy nam ważny polityk PiS. Inny nasz rozmówca opowiada, że Jałosiński po wyborach udał się do arcybiskupa i poprosił go o poparcie. – Obiecał, że jeśli zostanie na stanowisku, wesprze budowę świątyni. Całą akcję zablokował Joachim Brudziński (nr 2 w PiS, ale i szef lokalnych struktur – przyp. red.) – mówi nasz rozmówca”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/afera-zch-police-abp-andrzej-dziega-poreczyl-za-podejrzanych-w-aferze/11en00t

ZABAWNE JEST POWOŁYWANIE SIĘ PRZEZ GOWINA NA HONOR – Paweł Wroński w GW: “ Potem zaczął się rwetes rządowej propagandy, a na koniec wypowiedzieli się politycy PiS, którzy od dłuższego czasu polują na rzecznika praw obywatelskich. W tym przypadku zabawne jest powoływanie się przez Jarosława Gowina na honor, zwłaszcza gdy ktoś przypomni sobie jego niesławną rolę w udawaniu w kampanii wyborczej PiS ministra obrony, by medialnie przykryć Antoniego Macierewicza”. http://wyborcza.pl/7,75398,22001530,honor-i-holocaust-kolejna-odslona-polowania-politykow-pis-na.html

EUROPA TRACI CIERPLIWOŚĆ – Bartosz T. Wieliński w GW: “Widać, że Europa traci cierpliwość. Tym bardziej że brexit przyniósł zupełnie inne skutki, niż przewidywali to politycy PiS. Nie uruchomił reakcji łańcuchowej, nie wymusił poluźnienia integracji, wręcz przeciwnie – skonsolidował Europejczyków, bo uświadomił im, że Unia może się rozlecieć. Polski rząd nie zwraca na to uwagi, zajęty demontażem praworządności pędzi na ścianę. Europa zaś coraz dosadniej przypomina, że jeszcze może nacisnąć na hamulec”. http://wyborcza.pl/7,75968,22001567,europa-traci-do-nas-cierpliwosc.html

ROBIĆ SWOJE I CZEKAĆ AŻ PAŃSTWO ZMĄDRZEJE – prof. Ewa Łętowska w rozmowie z Dorotą Wodecką w GW: “Wyjechać z Polski? A po co my komu? Nie jest pani chyba hydraulikiem albo tanią siłą roboczą na zmywak. Nie pozostaje nic innego, jak robić swoje i czekać, aż państwo zmądrzeje”.

WŁADZA MUSI BYĆ PRZEJRZYSTA I ROZLICZALNA – EWA ŁĘTOWSKA O TRZECIEJ WŁADZY – mówi Wodeckiej w GW: “U nas w ogóle łatwo nakręcać gniew. A prawnicy są szczególnie wdzięcznym celem, nie tylko zresztą u nas. Sami też niedostatecznie dbają o poważne i na czas tłumaczenie swych racji. A poza tym to szczucie jednych przeciw drugim jest wyjątkowo obrzydliwe, bo stoi za nim nienawiść, na którą żaden człowiek nie zasługuje. Natomiast to, co się dzieje, jest ceną, którą przyszło sędziom płacić za prezent, który dostali w 1997 r. i który przyjęli z zadowoleniem. Zostali wówczas trzecią władzą. Ale władza musi być przejrzysta i rozliczalna. Przy tym realna władza nad znaczeniem prawa wchodzi w paradę dwóm pozostałym. Jeżeli jeszcze aktualna większość parlamentarna uważa się za jedynego wyraziciela woli narodu, to mamy to, co mamy. Niesłusznie zresztą, bo większość parlamentarna nie upoważnia do zrównania oczekiwań swoich wyborców z wolą wszystkich obywateli. Podział władzy zapisany w konstytucji można przyrównać do trójkąta równoramiennego. Każdy jego bok stanowią odpowiednio: władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza. Jeśli pociągniemy ten trójkąt w jedną stronę, to wprawdzie jego obwód się nie zmieni, ale im mocniej będziemy ciągnąć, tym bardziej jego kształt zostanie zdeformowany”. http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,21995121,prof-ewa-letowska-z-usposobienia-jestem-stoikiem-skromnie.html

OTRZYMANY OD STALINA I HITLERA PREZENT: JEDNOETNICZNA I JEDNOWYZNANIOWA POLSKA – Michał Szułdrzyński w RZ: “I tak jak lewica ukrywa swe prawdziwe intencje, tak duża część prawicy również gra nieuczciwie. W myśl skrajnie prawicowej narracji skazani jesteśmy na dychotomię – albo zamurujemy nasze granice, postawimy na nich płoty, druty kolczaste, psy i strażników pod bronią, albo nasze ulice spłyną krwią, przedmieścia staną się muzułmańskimi gettami, w których obowiązywać będzie nie Konstytucja RP i nie polskie prawo, ale szariat. Część prawicy nakręca więc spiralę strachu i niechęci czy wręcz nienawiści do islamu – wszystko po to, by podgrzać polityczne emocje, uciułać parę punktów. Dzięki temu może też przeciwstawiać sobie chaos rzekomo panujący na Zachodzie w związku z fiaskiem polityki integracji imigrantów (które jest akurat poważnym problemem) oraz silną władzę u nas w kraju i rząd, który zachowa otrzymany od Hitlera i Stalina historyczny prezent -jednoetniczną i jednowyznaniową Polskę”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/306229920-Michal-Szuldrzynski-Po-uchodzcach-do-celu.html?template=restricted

PRZECIEŻ W PO NIE MA JUŻ NIKOGO PRZY KIM DAŁOBY SIĘ ZOSTAWIĆ NIEPILNOWANY PŁASZCZ – Krzysztof Wołodźko w GPC: “Gdy widzę Grzegorza Schetynę, z jego uśmiechem dżentelmena, którego wciąż ktoś łaskocze w pięty, przychodzi mi do głowy słynne zdanie Juliusza Kaden-Bandrowskiego o radości z odzyskanego śmietnika. Pisarz myślał oczywiście o Polsce po zaborach. Przewodniczący Schetyna cieszy się, że „wygrał” dla siebie Platformę, dla hecy i zmyłki zwaną Obywatelską. Ciekawe, czy bilans zysków i strat wciąż wychodzi mu na plus. Przecież w tym towarzystwie nie ma już chyba nikogo, przy kim dałoby się zostawić niepilnowany płaszcz”. http://gpcodziennie.pl/65432-zaplaciciezatehucpe.html

ANDRZEJ OLECHOWSKI OPOWIADA ELIZIE OLCZYK ANEGDOTĘ O WALDEMARZE PAWLAKU – w wywiadzie dla RZ: “Opowiem pani anegdotę, która oddaje charakter premiera Pawlaka. Do Polski miał przyjechać premier Rosji Wiktor Czernomyrdin, ale tuż przed jego wizytą na Dworcu Wschodnim w Warszawie zostali pobici jacyś Rosjanie. Premier Czernomyrdin przysłał nam notę o odwołaniu wizyty. Musieliśmy wydać komunikat w tej sprawie. Dzwoniłem do premiera Pawlaka, ale nie mogłem się z nim w żaden sposób skontaktować. A prezydent Wałęsa wyszedł spod prysznica, przedyskutowaliśmy tekst noty przez telefon i mówi: „Proszę wysyłać”. Pawlak po prostu nie chciał w tym uczestniczyć. Inna historia – miałem do podpisania jakieś porozumienie z USA, czego nie mogłem zrobić bez zgody premiera. Pawlak miał zastrzeżenia do tego dokumentu, ale nie chciał oficjalnie go zawetować. Wysłałem więc do niego pismo z prośbą o zaakceptowanie dokumentu i z taką formułką, że jeżeli do określonego terminu nie będzie odpowiedzi, to uznaję to za zgodę. Odpowiedź nie nadeszła, a więc dokument podpisałem. Premier Pawlak był ostrożny i szanował swój podpis (śmiech)”.

ŻAŁUJĘ, ŻE NIE PRZYGOTOWAŁEM WAŁĘSY DO DEBATY – mówi Olechowski Elizie Olczyk: “Prezydent na początku kampanii miał bardzo kiepskie notowania. Z kolei ja byłem popularny i cieszyłem się dużym zaufaniem społecznym. Dlatego poszedłem do Lecha Wałęsy i mówię, że moglibyśmy się zamienić miejscami, bo moje notowania są wysokie. Na to prezydent odparł: „Nie teraz, miałem okropną kadencję, potrzebuję drugiej, żeby się odkuć”. Powiedziałem, że szanuję jego decyzję, i mocno zaangażowałem się w kampanię. Do dzisiaj żałuję, że nie było mnie w Polsce, gdy przygotowywał się do pierwszej debaty telewizyjnej z Aleksandrem Kwaśniewskim. Do drugiej debaty już ja mu pomagałem się przygotować i tej nie przegrał, ale pierwsza była nie do odrobienia”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/306229925-Andrzej-Olechowski-Przyzwyczailismy-Polakow-do-ciezkiej-pracy.html?template=restricted

HEILOWALIŚMY IRONICZNIE – Robert Winnicki w rozmowie z Piotrem Witwickim w RZ: “A skąd wzięła się w waszym środowisku moda na to faszystowskie pozdrowienie?

– Z kilku czynników. Na przykład ze związków z subkulturą. Gdy przyszedłem do Młodzieży Wszechpolskiej w 2001 roku, subkultura była mocno widoczna, głównie jako spadek po latach 90., zdominowanych przez modę na punków i skinów. Trochę też brało się to z przekory wobec nieustannego zestawiania nas, polskich nacjonalistów, z nazistami.

Jeśli dobrze rozumiem: narodowcy wykonali te gesty w ramach podwójnej ironicznej gry w stytu Monty Pythona?

– Poniekąd właśnie tak.

I nikt nie zrozumiał tej ironii?

– Rzeczywiście, mało kto to zrozumiał. Niektórzy chcieli też bronić tradycyjnego w świecie łacińskim i typowego dla przedwojennych narodowców pozdrowienia. Ale obciążenie skojarzeniem hitlerowskim jest zbyt duże. Nie jest to temat, którym zajmujemy się w Ruchu Narodowym”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/306229915-Robert-Winnicki-Hajlowalismy-ale-tylko-ironicznie.html?template=restricted

NIE KAŻDY 70-LATEK MOŻE LICZYĆ NA LUKSUSOWĄ PRYWATNĄ SŁUŻBĘ JAK KACZYŃSKI – Adrian Zandberg w pierwszym felietonie dla SE: “Pokolenie Kaczyńskiego – urodzone po wojnie i nadzwyczaj liczne – dobiega siedemdziesiątki. Wkrótce będzie potrzebowało opieki. Nie każdy 70-latek może liczyć na luksusową prywatną służbę, jaką otoczył się prezes PiS-u. W starzejącym się społeczeństwie potrzebujemy więcej pielęgniarek i więcej lekarzy geriatrów. Bez tego opieka zdrowotna po prostu się zawali. Kolejne rządy PiS i PO zmarnowały te dziesięć lat. Dziś jest ostatni moment, żeby uratować szpitale przed zapaścią. Musimy zwiększyć zatrudnienie na oddziałach i podwyższyć płace pielęgniarek. Od zaraz!” http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/adrian-zandberg-dziesiec-lat-zapasci_1004773.html

NIE MA KOMU ZLAĆ PIS – Włodzimierz Cimoszewicz w Gazecie Wspólczesnej:

PREZES JAK LEW BRONIŁ ZWIERZĄTEK – tytuł w Fakcie.

SE: PREZYDENT SAM DŹWIGA WALIZKĘ NA WEEKEND W JURACIE: http://www.se.pl/galerie/195062/623721/prezydent-duda-sam-dzwiga-walizke-zdjecia/

LIROY DO TYSZKI: SŁUCHAJ FRĘDZLU: http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/liroy-do-tyszki-suchaj-fredzlu-tyszka-do-liroya-nie-groz-mi_1004907.html

300polityka.pl

Kwaśniewski: nie konstytucja jest problemem, a to że rządzący ją łamią

Nowa TV, 24.06.2017

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski.© Nowa TV Były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

 

– Moim zdaniem, dzisiaj klucz do przyszłości Polski jest po stronie opozycji – mówił w Nowa TV Aleksander Kwaśniewski. – Czy zobaczymy twarze, którym będzie można zaufać i które będą „osobami nadziei” na to, że można odsunąć PiS od władzy i rządzić lepiej oraz przywrócić te wartości, które są w tej chwili gwałcone – dodał były prezydent.

– Bohater „Solidarności” w demokratycznej Polsce ciągany przez służby policyjne, a prokurator za czasów PRL-u robi obecnie karierę – to przeraża i jednocześnie stanowi o absurdzie. Zresztą nie jedynym, festiwal w Opolu do tej pory w historii był tylko raz odwołany – w czasie stanu wojennego i to też pokazuje, do jakich absurdów doszło – mówił na antenie Nowa TV Aleksander Kwaśniewski, komentując aktualną sytuację polityczną w kraju.

Były prezydent stwierdził, że tak jednoznaczne, agresywne działania partii Jarosława Kaczyńskiego mogą wynikać z głodu władzy. – Za tym kryje się ideologia, z którą ja się nie zgadzam, czyli przekreślenia dorobku III Rzeczypospolitej i budowania czegoś w to miejsce – mówił gość „Tu i teraz”. – Uważam, ze to jest złe, ponieważ niszczy wciąż jeszcze kruche instytucje demokratyczne w Polsce: sądy, Trybunał Konstytucyjny, ale co jest gorsze, to rujnuje tą ledwo co tworzącą się kulturę prawną Polaków – argumentował.

Klucz po stronie opozycji

Byłego prezydenta nie dziwi jednak stałe poparcie elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ partia ta wywiązuje się właściwie z każdej obietnicy złożonej swoim wyborcom. Kwaśniewski podkreślił, że według niego PiS będzie miało pond 30 proc. poparcia także w następnych wyborach parlamentarnych, bo jest dobrze zorganizowane.

– Moim zdaniem, dzisiaj klucz do przyszłości Polski jest po stronie opozycji – tego, na ile będzie przedstawiać atrakcyjną i przekonywającą alternatywę programową, ale przede wszystkim personalną. Czy zobaczymy twarze, którym będzie można zaufać i które będą „osobami nadziei” na to, że można odsunąć PiS od władzy i rządzić lepiej oraz przywrócić te wartości, które są w tej chwili gwałcone – dodał polityk.

(„Tu i teraz”)

msn.pl

Środa załamana wynikami sondażu. „Od tego kraju to się chyba i Bóg i rozum odwrócił…”

Wprost, 24.06.2017

Magdalena Środa© Michal Fludra Magdalena Środa

 

Filozof i etyk Magdalena Środa skomentowała wyniki najnowszego sondażu IPSOS dla OKO.press. Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło w nim najwyższy od wyborów wynik – 41 proc. poparcia.

„Dzisiejsze sondaże dla OKO press – porażające! 41% dla PiS, 12% dla Kukiza. Właściwie rozumiem dlaczego komunizm w Polsce tak dobrze się trzymał: ludzie lubią autorytaryzm, lubią jak władza nimi zarządza byleby tylko gotówkę dawała. W PRLu gotówki co prawda było mało, ale polityka socjalna: wczasy, żłobki, przedszkola, a zwłaszcza system przywilejów dla posłusznych – imponujący!” – zaczęła swój wpis na Facebooku Magdalena Środa.

„Po co komu demokracja, po co trójpodział władzy? Wielu i z cenzurą nie było źle, bo po co komu wolność słowa? Na kolację się nie zje. A do tego to poczucie narodowej dumy. W PRLu też nam mówiono na czym polega prawdziwy patriotyzm (zdjęcia Gierka w każdej klasie) i że wszelkie zło bierze się z knowań obcych. Życie było proste i poukładane jak cep” – pisała dalej.

„Po co komu Europa? Mamy swoich żołnierzy wyklętych i żadne inne ideały nie są nam potrzebne. Po co komu chrześcijaństwo? Mamy ojca Rydzyka. Poza tym Nasz kościół mówi jak jest i jak ma być a ma być po bożemu, z Kaczyńskim, Szydło i Szyszką w świetlaną przyszłość” – pytała przekornie Środa. „Od tego kraju to się chyba i Bóg i rozum odwrócił…” – zakończyła gorzko swoje przemyślenia.

msn.pl

Ojciec Dudy, Jan Tadeusz Duda raptem wyznał dla „SE”, że „Polska powinna przyjąć uchodźców”. Rozłam w rodzinie?

Paweł Wroński

Honor i Holocaust. Kolejna odsłona polowania polityków PiS na RPO

23 czerwca 2017

Jarosław Gowin, Adam Bodnar

Jarosław Gowin, Adam Bodnar (MAŁGORZATA KUJAWKA, PAWEŁ MAŁECKI)

W tym przypadku zabawne jest powoływanie się przez Jarosława Gowina na honor, zwłaszcza gdy ktoś przypomni sobie jego niesławną rolę w udawaniu w kampanii wyborczej PiS ministra obrony, by medialnie przykryć Antoniego Macierewicza.

Wicepremier Jarosław Gowin wezwał rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, aby honorowo podał się do dymisji po swojej – jak stwierdził – „skandalicznej” wypowiedzi na temat „współodpowiedzialności narodu polskiego” za Holocaust. Sam Bodnar za swoją wypowiedź w TVP Info przeprosił. Przypomniał, że mówił wówczas, iż nie ma żadnych wątpliwości, że za Holocaust odpowiedzialni są Niemcy, ale wśród Polaków były jednostki, które „uczestniczyły w tym straszliwym procederze”. Uznał jednak, że używając słowa „naród”, posłużył się zbyt szerokim kwantyfikatorem.

PiS poluje na Bodnara

Nie pierwsza to i nie ostatnia tego rodzaju burza. Odbywa się ona wedle ściśle określonych zasad. Najpierw do ataku rusza oburzony Maciej Świrski z Reduty Dobrego Imienia (to rodzaj organizacji z kategorii terroru historyczno-medialnego). Tym razem Świrski uznał, że celem tej wypowiedzi jest budowanie wrażenia, iż Polacy nie chcą przyjąć uchodźców, bo są ksenofobami i antysemitami.

Potem zaczął się rwetes rządowej propagandy, a na koniec wypowiedzieli się politycy PiS, którzy od dłuższego czasu polują na rzecznika praw obywatelskich. W tym przypadku zabawne jest powoływanie się przez Jarosława Gowina na honor, zwłaszcza gdy ktoś przypomni sobie jego niesławną rolę w udawaniu w kampanii wyborczej PiS ministra obrony, by medialnie przykryć Antoniego Macierewicza.

Z punktu widzenia historii sprawa wydaje się oczywista. Holocaust był dziełem Niemców, do jego realizacji zostały w mniejszym lub większym zakresie zaangażowane inne narody okupowanej Europy. Współdziałały z hitlerowcami rządy Francji, Węgier i Słowacji, wysyłając do obozów zagłady swoich obywateli. Współdziałali polscy nacjonaliści – na początku choćby członkowie Narodowej Organizacji Radykalnej, przeprowadzając wielkanocne pogromy w 1940 r.; potem, gdy powstały getta, szmalcownicy donoszący na Żydów i Polaków ich ukrywających. Hannah Arendt po publikacji książki „Eichmann w Jerozolimie” wywołała wściekłość rodaków, twierdząc, że machina Holocaustu nie mogłaby działać tak sprawnie bez judenratów czy żydowskiej policji.

Jak Gowin zareagował, gdy maszerował ONR?

Kwestia Holocaustu powinna być rozpatrywana nie w kategoriach winy, ale historycznego doświadczenia, z którym trzeba się zmierzyć, aby kolejna minister oświaty podobnie jak Anna Zalewska z czarującym uśmiechem na ustach nie mówiła, że w Kielcach czy Jedwabnem Żydów mordowali nie Polacy, lecz „antysemici”. To tak, jakby mówić, że nie Niemcy odpowiedzialni byli za Holocaust, tylko naziści. Inaczej zawsze istnieje groźba, że w naszej części Europy podobne zjawisko może się powtórzyć.

Chodzi też o to, aby ze względu na złowrogie wspomnienie piętnować wszelkie przypadki antysemityzmu i ksenofobii. Rok temu rzecznik praw obywatelskich podjął interwencję, gdy studentom w Białymstoku poradzono, by zamknęli się w pokojach, kiedy maszerował ONR. Minister Gowin odpowiedział wówczas, że jest przeciwko ksenofobii, ale uczelnie są autonomiczne, a reakcja RPO jest nadmiarowa, i wobec takich przypadków reagował nie będzie.

Trybunał Konstytucyjny stał się narzędziem rozgrywki politycznej – w „Temacie dnia” RPO o grze wokół ustawy o KRS

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21940422,video.html

wyborcza.pl

Prezes czeskiego Sądu Konstytucyjnego o polskim TK: To alarmujące i wstrząsające

Aureliusz M. Pędziwol Deutsche Welle, 24.06.2017

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

– To kryzys naszej cywilizacji i brak umiejętności bronienia się przed realnymi zagrożeniami państwa prawa i demokracji – komentuje prezes czeskiego TK Pavel Rychetský.

 

Deutsche Welle: Czy dla Pana jest interesujące to, co się dzieje z Trybunałem Konstytucyjnym w sąsiedniej Polsce?

Pavel Rychetský*: Nie używałbym słowa „interesujące”. To jest alarmujące i wstrząsające. Wskazuje na kryzys naszej cywilizacji i brak umiejętności bronienia się przed realnymi zagrożeniami państwa prawa i demokracji. Chodzi o geograficznie nam bliskie Węgry i Polskę, ale także o Turcję i Stany Zjednoczone. O ile jednak USA mają prawdopodobnie dostatecznie sprawne instytucje, żeby utrzymać fundamenty demokratycznego państwa prawa, o tyle nie da się tego powiedzieć o trzech wcześniej wymienionych krajach. A sytuacja w Polsce jest o wiele gorsza, niż wiemy o tym z mediów. Wydaje się bowiem, że nie tylko politycy, ale i dziennikarze nie mają odwagi opisać ją wystarczająco dokładnie.

Skąd taka ocena?

Z osobistego doświadczenia. Dwa miesiące temu prezes węgierskiego Sądu Konstytucyjnego zwołał spotkanie prezesów Sądów Konstytucyjnych Grupy Wyszehradzkiej. W jej historii nic takiego jeszcze się nie wydarzyło. Spotykają się prezydenci, premierzy, ministrowie, by przed rozmowami na forum Unii Europejskiej wymienić się doświadczeniami, czy udzielić sobie wsparcia.

A co jest złego w spotkaniach prezesów sądów konstytucyjnych?

Zanim przybyłem do Budapesztu, miałem wrażenie, że chcą wykorzystać mój udział w tym spotkaniu, aby te zmiany w Polsce i na Węgrzech uzyskały swego rodzaju puncę legalności. Ale to, co usłyszałem od przedstawiciela Polski…

To była prezes Julia Przyłębska?

Nie, profesor Lech Morawski. Zakładałem, że albo będzie całkiem neutralny, albo będzie starał się nas przekonać, że sytuacja w Polsce nie jest wcale aż tak alarmująca, właściwie wszystko jest w porządku i nie tylko zachowywane są zasady demokracji, ale i państwa prawa. Było dokładnie na odwrót.

To znaczy?

Najpierw scharakteryzował sytuację w Polsce słowami, że w Polsce jest wojna. Już to mną wstrząsnęło. Potem wyjaśnił, że to wojna między patriotami po jednej stronie, a zdrajcami i kolaborantami z drugiej. Właściwie było to nienawistne wystąpienie.

Usłyszałem od niego także, że Trybunałowi Konstytucyjnemu nie wolno przedstawiać interpretacji konstytucji. Że konstytucja nie należy do Trybunału, lecz do całego narodu. To mi przypomniało czasy Józefa Stalina.

Krótko mówiąc: jest ewidentne, że kiedy w państwach nazywanych liberalnymi demokracjami zaczynają się pojawiać rysy autorytaryzmu, wówczas autokraci w pierwszym rzędzie starają się ograniczyć w jakiś sposób tę trzecią władzę w państwie, która ma bronić praw i swobód obywateli.

Władzę sądowniczą?

Władzę sądowniczą. Bo ona jest największą przeszkodą w dążeniach do ograniczenia demokracji, a przede wszystkim usunięcia zasady państwa prawa. Bo wychodzi z zasady, że prawo jest ponad polityką i że ustawy, a w pierwszym rzędzie konstytucja, w oczywisty sposób ograniczają polityków.

W naszej konstytucji mamy taki zapis: „Zmiany ingerujące w istotę demokratycznego państwa prawnego są niedopuszczalne”. Co to znaczy? To jest jasna instrukcja, że nawet parlament nie ma prawa tknąć zasad demokracji i państwa prawa – nawet jeśli byłaby to decyzja jednomyślna.

Przecież parlament ma prawo zmieniać konstytucję. A w tym punkcie nie?

Według naszej nauki i orzecznictwa naszego Sądu Konstytucyjnego, takiego prawa nie ma nawet parlament. Czeski Sąd Konstytucyjny już raz unieważnił ustawę konstytucyjną przyjętą przez obie izby parlamentu, powołując się właśnie na artykuł 9, ustęp 2, stanowiący, że istnieją pewne pryncypia, których nie ma prawa tknąć nawet demokratycznie wybrany parlament. Nie jest bowiem tak, że w demokracji większość ma rację. Większość ma jedynie tymczasowe upoważnienie. A ta tymczasowość oznacza, że nie wolno odejść od podstawowych zasad, które konstytucja dała temu państwu.

Ale to parlament je przecież uchwalił!

Tak, ale nie ten. To był ten pierwszy parlament, konstytucyjny, który włożył nam do konstytucji tę nadrzędną, ponadkonstytucyjną ochronę podstawowych wartości, jak na przykład prawa do życia. Żaden parlament nie ma już prawa przywrócić kary śmierci, ponieważ nasze państwo zakazało jej stosowania.

Wyraził Pan poważne obawy wobec tego, co się dzieje w Polsce. Czy może Pan powiedzieć, co budzi Pański niepokój?

Przede wszystkim los wartości demokratycznych i zasady państwa prawa, ale też niezależnego sądownictwa i niezależnych mediów. W Polsce ten zmasowany atak jest prowadzony właśnie na niezależne sądownictwo i niezależne media. To im usiłuje się nałożyć kaganiec i pozbawić ich tej niezależności.

Ta próba zaczęła się od Trybunału Konstytucyjnego i jest kontynuowana wobec Krajowej Rady Sądownictwa, która na mocy ustawy ma być rozwiązana, a w nowej Radzie sędziowie mają stracić większość.

Mają być wybierani przez parlament.

I już przez to ta podstawowa zasada trójpodziału władzy zostałaby naruszona w taki sposób, który byłby nie do przyjęcia.

Przedstawiciele rządu i PiS argumentują, że w niektórych krajach Unii to właśnie parlamenty wybierają podobne instytucje.

Takie porównania są bezprzedmiotowe, dlatego że te kraje nie miały takiej samej historii, takich samych doświadczeń, a przede wszystkim tak samo dojrzałej demokracji.

W naszym kraju nie ma najwyższej rady sędziowskiej. Uważam to za deficyt naszego systemu. Z drugiej strony niezależność władzy sądowniczej jest na tyle wystarczająco gwarantowana, że jak na razie nie wydaje się, żeby mogły nam zagrażać próby ograniczenia niezależności i odsunięcia władzy sądowniczej z tej równoprawnej pozycji w ramach trójpodziału władzy w państwie. Choć zawsze znajdą się siły polityczne, które by tego chciały.

Co sądzi Pan na temat możliwej interwencji Unii Europejskiej wobec państwa, w którym władza sądownicza jest ograniczana?

Myślę, że to oczywisty obowiązek Unii Europejskiej. Z drugiej strony jednak Unia w obecnej sytuacji pociąga, jak mówimy w Czechach, za krótszy sznur. Mamy przed sobą Brexit i jesteśmy w sytuacji, kiedy nierozważne kroki mogłyby doprowadzić do kolejnego exitu. Czyli głównej odpowiedzialności należy szukać na poziomie narodowym. To naród polski musi starać się o zachowanie tych wartości, na których zbudował swoje państwo.

Co by to oznaczało dla Republiki Czeskiej, gdyby sytuacja w Polsce rozwinęła się tak, jak mówiliśmy, w tym najgorszym możliwym kierunku?

Dla Republiki Czeskiej byłaby to tragedia, dlatego że historycznie, zwłaszcza w tych naszych dziejach najnowszych, los nas połączył. Polskę uważam za sojusznika, za naród, który jest nam bardzo bliski. Powiem to metaforycznie: za ludzi z tą samą grupą krwi.

rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol

Rozmowa przeprowadzona 9 kwietnia 2017 roku na 26. czesko-niemieckim sympozjum Dialog pośrodku Europy, zorganizowanym przez sudetoniemiecką Gminę Oracza (Ackermann-Gemeinde) i czeskie Stowarzyszenie imienia Bernarda Bolzano (Spolecnost Bernarda Bolzana).

Pavel Rychetský (ur. 1943 roku) prawnik, od 2003 roku prezes Sądu Konstytucyjnego Republiki Czeskiej. W 1966 wstąpił do Komunistycznej Partii Czechosłowacji – wystąpił z niej na początku 1969 roku, krótko po agresji wojsk Układu Warszawskiego. Później stał się dysydentem, podpisał Kartę 77, w 1989 roku był współzałożycielem Forum Obywatelskiego.

Po upadku komunizmu, w styczniu 1990, został czeskim prokuratorem generalnym, a w lipcu wicepremierem w rządzie federalnym (do 1992). W latach 1996-2003 był członkiem Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej i jej senatorem, od 1998 do 2002 roku był wicepremierem i ministrem sprawiedliwości w rządzie ówczesnego premiera, a dziś prezydenta, Milosza Zemana.

gazeta.pl

Liroy-Marzec do wicemarszałka Sejmu: Słuchaj, frędzlu…

Wprost, 23.06.2017

Piotr Liroy-Marzec© Damian Burzykowski Piotr Liroy-Marzec

 

Piotr Liroy-Marzec, poseł wykluczony z Kukiz’15, opublikował na swoim facebookowym profilu nagranie z przesłaniem do byłego partyjnego kolegi, które wielu zszokowało.

– Kilka słów o tym imbecylu Staszku. Zapomniałem, jak on się nazywa… Staszek Tyszka. Słuchaj frędzlu, jak będziesz dalej tak kłamał w sprawie medycznej marihuany i dalej będziesz gadał takie głupoty, to zobaczysz, jak to się dla Ciebie skończy. Pozdrawiam wszystkich. Pamiętajcie, Tyszka to zgniły koleś, trzeba będzie się nim zająć – mówił Liroy-Marzec.

Na zakończenie nagrania pokazał obraźliwy gest, prostując środkowy palec, który skierowany był do Stanisława Tyszki, posła Kukiz’15 i wicemarszałka Sejmu z ramienia tej formacji. Krótki film powstał podczas przegranego przez piłkarską reprezentację U-21 meczu z Anglikami.

Grafika na profilu Tyszki

Co ciekawe, Stanisław Tyszka publicznie nie wypowiadał się negatywnie o legalizacji medycznej marihuany (walczył o to Liroy-Marzec – red.), a po przyjęciu projektu przez Sejm zamieścił na Facebooku grafikę dotyczącą tej sprawy. Stwierdził w niej, że decyzja parlamentarzystów to sukces Kukiz’15.

Wykluczenie Liroya-Marca

Piotr Liroy-Marzec został wykluczony z Kukiz’15 8 czerwca. W przesłanym mediom oświadczeniu klub poinformował, że wśród przyczyn była jego rzekoma współpraca z byłymi działaczami Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości, a także biznesmenami, którzy mieli mieć powiązania z procederem reprywatyzacyjnym.

Na te zarzuty Liroy-Marzec odpowiedział w specjalnym oświadczeniu.

msn.pl

23 CZERWCA 2017

Prezydent znalazł w Konstytucji “prawo do przekopu Mierzei Wiślanej”. A Konstytucja chroni środowisko, nie inwestycje

Prawo do inwestycji w przekop Mierzei Wiślanej jest zapisane w konstytucyjnej zasadzie zrównoważonego rozwoju – twierdzi prezydent Andrzej Duda. Znów nie doczytał Konstytucji RP. Zrównoważony rozwój to taki, który zapewnia ochronę środowiska. Tymczasem ustawa o Mierzei pozwala ignorować głos ekologów, a jej przekopanie doprowadzi do dewastacji ekosystemu

Podczas spotkania z mieszkańcami Nowego Dworu Gdańskiego prezydent zachwalał podpisaną w kwietniu ustawę ułatwiającą inwestycję w przekopanie Mierzei Wiślanej. To miejscowość leżąca mniej więcej w połowie drogi między Gdańskiem a Elblągiem, który ma na kanale najbardziej skorzystać. Przekonywał ich, że inwestycja w nową drogę wodną “przyczyni się do rozwoju wielu innych inwestycji”, na które czekają nowodworzanie.


(…) macie do tego [inwestycji w przekop Mierzei Wiślanej] prawo, podkreślam prawo, zapisane w konstytucji jako zasadę zrównoważonego rozwoju – do tego, aby także i w tę ziemię inwestowano, do tego, aby także i tutaj władze tworzyły warunki do rozwoju.

Andrzej Duda, wystąpienie w Nowym Dworze Gdańskim – 21/06/2017

10.04.2017 Warszawa . Obchody 7. rocznicy katastrofy smolenskiej . Prezydent Andrzej Duda . Fot. Adam Stepien / Agencja Gazeta


PÓŁPRAWDA. ZRÓWNOWAŻONY ROZWÓJ DBA O INWESTYCJE, ALE W ZGODZIE Z PRZYRODĄ.


Choć oczywiście w Konstytucji RP nie ma nic o Mierzei Wiślanej, prezydent się nie pomylił, mówiąc, że zapisana jest w niej zasada zrównoważonego rozwoju. Pojawia się w artykule piątym:

“Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju”.

Konstytucja nie definiuje tej zasady wprost, dlatego jej zapis wywołał spór o to, które dokładnie zadania państwa obejmuje. Choć z pobieżnej lektury przepisu można by wywnioskować, że dotyczy tylko ochrony środowiska, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że ma dużo szersze znaczenie: “W ramach zasad zrównoważonego rozwoju mieści się nie tylko ochrona przyrody czy kształtowanie ładu przestrzennego, ale także należyta troska o rozwój społeczny i cywilizacyjny, związany z koniecznością budowania stosownej infrastruktury, niezbędnej dla – uwzględniającego cywilizacyjne potrzeby – życia człowieka i poszczególnych wspólnot”.

Nie jest więc zupełnie od rzeczy powoływanie się na zasadę zrównoważonego rozwoju w kontekście rozwoju inwestycji w danym regionie. Jednak żeby inwestycje można było nazwać zrównoważonymi, inwestorzy – w tym wypadku Skarb Państwa – muszą zadbać o to, by rozwój gospodarczy nie odbywał się kosztem innych wartości. Na przykład kosztem przetrwania ekosystemu Mierzei i Zalewu Wiślanego. O tym, że przekopanie Mierzei doprowadzi do dewastacji przyrody naukowcy alarmują od miesięcy.


Przeczytaj też:

Człowiek i morze. Po co kopać kanał przez Mierzeję Wiślaną

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  15 PAŹDZIERNIKA 2016


Specustawą w ekologów

Dowodem na to, że prezydent nie rozumie lub wprost nie przestrzega zasady zrównoważonego rozwoju jest fakt, że zgodził się na przepisy specustawy ograniczającej obywatelską kontrolę nad inwestycją. Żeby przyspieszyć budowę kanału i prowadzącej do niego autostrady, wyłącza obowiązek organizowania konsultacji z mieszkańcami i ekologami. Jak pisała „Wyborcza”, konsultacje mają być zastąpione opiniami, które nie będą wiążące i nie mogą być podstawą do odwołań.

A powodów do sprzeciwu ekologowie mają wiele. Opracowane przez dr hab. Macieja Przewoźniaka stanowisko Polskiego Klubu Ekologicznego, podpisane przez kilkadziesiąt najważniejszych organizacji ekologicznych – m.in. Klub Gaja, Greenpeace Polska, Instytutu na rzecz Ekorozwoju – zawiera kilkadziesiąt punktów dotyczących negatywnych skutków inwestycji.

W ocenie ekspertów organizacji ekologicznych inwestycja będzie miała negatywne skutki środowiskowe o zasięgu regionalnym i ponadregionalnym i „spowoduje dewaloryzujące i dewastujące oddziaływanie na środowisko Mierzei Wiślanej, Zalewu Wiślanego i Zatoki Gdańskiej, w tym na przedmioty ochrony obszarów Natura 2000”.

Ekolodzy powołują się na prawo unijne – przede wszystkim na zapisy dyrektyw wodnej, ptasiej i siedliskowej. W stanowisku przygotowanym przez dr. hab. Przewoźniaka inwestycja będzie niezgodna z polskim i unijnym prawem oraz konstytucyjną zasadą zrównoważonego rozwoju – ponieważ przedkłada interesy gospodarcze ponad dobrem wspólnym, jakim jest zachowanie dziedzictwa przyrodniczego.

Prawo unijne

Stanowisko ekologów potwierdzają dokumenty dostępne na stronie agencji OURCOAST, powołanej przez Komisję Europejską w celu wprowadzania zasady zintegrowanego zarządzania obszarami przybrzeżnymi (ZZOP), w której dąży się do przeciwdziałania wpływowi sektorów na decyzje – tu cytat „np. gdy krótkoterminowe zyski z przemysłu prowadzą do degradacji walorów przyrodniczych”.

Na stronie OURCOAST dostępne jest opracowanie dotyczące projektu przekopania Mierzei Wiślanej, w którym eksperci stwierdzili, że zgodnie z prawem unijnym realizacja takiego przedsięwzięcia może być podjęta wyłącznie w celu:

  • ochrony zdrowia i życia ludzi;
  • zapewnienia bezpieczeństwa publicznego;
  • uzyskania korzystnych następstw o pierwszorzędnym znaczeniu dla środowiska przyrodniczego;
  • wynikającym z koniecznych wymogów nadrzędnego interesu publicznego, po uzyskaniu opinii Komisji Europejskiej.

„Należy stwierdzić, że trzy pierwsze cele nie są spełnione. Odnośnie trzeciego trzeba ponadto skonstatować, że przeciwnie, uzyskane zostaną niekorzystne następstwa dla środowiska przyrodniczego, w tym siedlisk priorytetowych. Czwarty – konieczny i nadrzędny interes publiczny – musi być udowodniony przed Komisją Europejską” – piszą eksperci.

Istnieje wobec tego poważna obawa, że Unia Europejska nie przychyli się do odpowiedzi rządu Prawa i Sprawiedliwości na wątpliwości unijnych urzędników. W ocenie Komisji Europejskiej mogą istnieć inne metody zapewnienia skutecznego transportu i stymulacji rozwoju gospodarczego Elbląga, a koszty środowiskowe będą przewyższać zyski z budowy kanału. Przy braku zgody KE budowa kanału byłaby naruszeniem traktatów unijnych.

oko.press

23 CZERWCA 2017

OKO.press ustala prawdę. Ziobro i Szydło strzelają kulą w płot. To nie sędzia Łączewski podważa wybór Przyłębskiej

Stołeczny sędzia Wojciech Łączewski zawiesił w piątek proces przeciwko prezesowi Trybunału Konstytucyjnego. Ale nie dlatego, jak donoszą media, że podważył wybór Julii Przyłębskiej, bo to już kilka miesięcy temu zrobił Sąd Apelacyjny w Warszawie. Łączewski jedynie zachował się jak rasowy sędzia i czeka na rozstrzygnięcia problemu przez Sąd Najwyższy

O piątkowej decyzji sędziego Wojciecha Łączewskiego z Sądu Rejonowego dla Warszawy – Śródmieścia pierwszy poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”, który napisał, że sędzia nie uznał ważności pełnomocnictwa dla prawnika reprezentującego  prezes Przyłębską. Ten prawnik występuje w procesie cywilnym, który wytoczył prezes TK jeden z obywateli.

Według DGP chodzi o to, że sędzia „dubler” z Trybunału odmówił przyjęcia jego skargi i teraz on chce zadośćuczynienia, bo uważa, że „dubler” nie mógł podjąć decyzji z uwagi, że PiS wybrał go do Trybunału nielegalnie.

Świat wiadomości niesprawdzonych

Tę informacje powieliły portale internetowe, w świat poszła informacja, że sędzia Łączewski podważył wybór Przyłębskiej na szefa Trybunału. Temat szybko podchwycili politycy i nawet sam minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, bo sędzia Wojciech Łączewski to bodaj najbardziej znienawidzony przez PiS sędzia w Polsce. To on wszak był w składzie sędziowskim, który skazał nieprawomocnie Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA i dziś wiceprezesa PiS, na bezwzględne więzienie, za nielegalną akcję CBA wymierzoną w Andrzeja Leppera.

Za sprawą nie do końca sprawdzonej informacji znowu zaczęła się nagonka na sędziego Łączewskiego. Tyle, że nie jest on niczemu winien, co potwierdza nagranie z rozprawy. Od kilku lat wszystkie rozprawy cywilne są nagrywane. Nagranie przejrzeli już przełożeni Łączewskiego z sądu i potwierdzają, że postąpił on zgodnie z zasadami prawa procesowego.

Co więcej nie padło na sali z jego ust zdanie, że podważa wybór Przyłębskiej.

OKO.press ustaliło prawdziwe fakty w sprawie piątkowej decyzji Łączewskiego i to kto tak naprawdę podważył wybór Przyłębskiej. Bo na pewno nie zrobił tego Łączewski – on tylko zawiesił rozpoznanie sprawy do czasu rozpoznania przez Sąd Najwyższy pytania prawnego, które zadał inny sąd.

O prezes Przyłębską zapytał Sąd Apelacyjny

Chodzi o pytanie Sądu Apelacyjnego w Warszawie z lutego tego roku, który chce by Sąd Najwyższy ustalił czy sąd powszechny – w tym cywilny – może badać kwestię wyboru prezes TK oraz legalność wystawianych przez nią pełnomocnictw.


Przeczytaj też:

Atrapa Trybunału. Przyłębska pracuje z prędkością 0,44 Rzeplińskiego, a Trybunał jest podnóżkiem PiS

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  16 MAJA 2017


Takie wątpliwości pojawiły się w innej sprawie, którą ma rozstrzygnąć Sąd Apelacyjny. Otóż w październiku ubiegłego roku, gdy prezesem TK był jeszcze prof. Andrzej Rzepliński, był spór o trzech tzw. sędziów dublerów, których PiS wybrał na stanowiska już obsadzone w TK jeszcze za rządów PO.

Rzepliński nie chciał ich dopuścić do orzekania, bo Trybunał wcześniej zakwestionował legalność ich wyboru, a mimo to prezydent Andrzej Duda przyjął od nich ślubowanie. Rzepliński nosił się więc z zamiarem złożenia pozwu do sądu przeciwko prezydentowi, by sąd ustalił, że złożone przez nich ślubowanie jest nieważne.

Chodziło o trzech sędziów: Mariusza Muszyńskiego, Lecha Morawskiego i Henryka Ciocha.

Wcześniej złożył jednak wniosek o zabezpieczenie tych roszczeń, po to by do czasu wydania wyroku powstrzymywali się od wykonywania czynności sędziego TK. Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił jednak wniosek o udzielenie zabezpieczenia, prawnicy Rzeplińskiego złożyli więc zażalenie do Sądu Apelacyjnego.

W międzyczasie zmienił się jednak prezes TK i nowy, czyli Julia Przyłębska, złożyła pismo, że zażalenia wycofuje. Wtedy pełnomocnicy Rzeplińskiego podnieśli kwestię legalności wyboru Przyłębskiej. A Sąd Apelacyjny nabrał wątpliwości i dlatego w lutym tego roku skierował pytanie prawne do Sądu Najwyższego. Pod pytaniem podpisało się troje sędziów: Ewa Kaniok, Robert Obrębski i Beata Kozłowska.

Dlaczego są wątpliwości co do wyboru Przyłębskiej?

Chodzi o brak prawidłowej uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK o przedstawieniu kandydatów na prezesa TK prezydentowi i brak poparcia większości sędziów TK dla kandydatów przedstawionych prezydentowi. Ponadto w Zgromadzeniu nie brali udziału wszyscy sędziowie i nie zostało one zwołane przez urzędującego wiceprezesa TK.

Sędzia Przyłębska przedstawiając kandydatury na prezesa TK prezydentowi działała jako p.o. prezesa i miała naruszyć przepisy uchwalone przez PiS. Więc jej mianowanie może być uznane za bezprawne.

To za to pytanie prawne do SN PiS odwinął się Sądowi Najwyższemu kwestionując z kolei legalność wyboru Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf. Jej wybór ma zbadać zdominowany przez nominantów PiS Trybunał Konstytucyjny. Sąd Najwyższy wybór Przyłębskiej ma zbadać we wrześniu.


Przeczytaj też:

„Dobra zmiana w wymiarze sprawiedliwości”: resort Ziobry wydaje broszurę, w której oskarża sędziów

ADAM LESZCZYŃSKI  10 CZERWCA 2017


Łączewski  wpadł w wir

Z tego wynika, że sędzia Wojciech Łączewski zachowując się zgodnie z prawem wpadł w wir przygotowywanej przez PiS rozprawy z sądami oraz prezes SN. Nie pomogło mu i to, że w świat poszła niepełna informacja o wydanej przez niego decyzji.

Skoro wiadomo, że SN ma tę kwestię rozstrzygnąć, to sędzia musiał zawiesić sprawę. Bo jeśli SN uzna, że wybór był nielegalny, to gdyby on zakończył swój proces, to trzeba by go wznowić i przeprowadzić jeszcze raz.

Pewne też, że Łączewski nie mówił, że kwestionuje wybór prezes TK. Po przejrzeniu nagrań z rozprawy wiadomo, że sędzia jedynie odczytał pytanie prawne jakie skierował sąd apelacyjny.

I mówił, że w takiej sytuacji nie czuje się on powołany do rozstrzygnięcia tego dylematu.

Ale w świat poszła wypaczona informacja, że to Łączewski kwestionuje legalność wyboru Przyłębskiej. I zaczęło się.

  • Opozycja wzięła decyzję Łączewskiego za dobrą monetę. Posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk Pihowicz w Sejmie mówiła, że apeluje o przeprowadzenie zgodnego z prawem wyboru prezesa TK.
  • Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zagrzmiał, że sąd cywilny nie może oceniać wyboru prezes TK. Wytknął, że Łączewski to „kontrowersyjny” sędzia.
  • Oświadczenie wydał sam TK: Poza jurysdykcją sądu cywilnego, a nawet całego sądownictwa powszechnego, są sprawy dotyczące wyboru prezesa Trybunału Konstytucyjnego – głosi oświadczenie TK przekazane w piątek PAP. „Tego rodzaju aktywność sądu cywilnego wpisuje się w dostrzegane ostatnio publicznie, niebezpieczne dla państwa prawa, próby przekraczania konstytucyjnych i ustawowych kompetencji przez pracowników wymiaru sprawiedliwości. Trybunał ufa, że Sąd Najwyższy przerwie te działania”.
  • Odezwała się nawet premier Beata Szydło, która jest na unijnym szczycie w Brukseli : „Nie znam dokładnie szczegółów tej sprawy, bo jestem tutaj w Brukseli, ale z tych informacji, które mam, to w pełni podzielam zdanie pana ministra. Jest to oczywiście rzecz niesłychana, to co wydarzyło się dzisiaj w sądzie rejonowym”.

W świat poszła jeszcze jedna nieprawdziwa informacja, że obywatel chce zadośćuczynienia (1,5 tys. zł) od TK, bo jego skargę odrzucił sędzia dubler. To nieprawda. Skargi jego nie przyjęto w 2015 r., czyli za czasów prezesa Rzeplińskiego, kiedy w TK nie było sędziów dublerów.

OKO.press bardzo ubolewa, że nikt z mediów nie był w sądzie, nie wie co się w nim wydarzyło, a wszyscy komentują, oceniają i odsądzają od czci niewinnego sędziego Łączewskiego. Tak się rodzą nieprawdziwe newsy, które szkodzą prawdzie i demokracji.

oko.press

Joanna Szczepkowska: Katolicyzm Prawa i Sprawiedliwości

Foto: Fotorzepa

Często spotykam się ze stwierdzeniem: – Pani felietony stały się bardzo polityczne. Kiedy to słyszę, przypomina mi się pewien epizod ze stanu wojennego.

Jechałam taksówką, żeby zdążyć do domu przed godziną milicyjną. Stanęliśmy na światłach i nagle zobaczyłam, jak w bramie dwóch milicjantów wykręca ręce jakiemuś małemu chłopcu. Drugi stał przerażony z podniesionymi rękami. Strasznie to wyglądało, więc mówię: – Niech się pan zatrzyma, może uda się pomóc. Taksówkarz szybko wcisnął gaz, odpowiadając: – Ja się do polityki nie mieszam…

Jadąc dalej, myślałam o granicach słowa „polityka”. Przesuwają się zależnie od okoliczności. W stanie wojennym nawet agresja wobec dziecka może być polityką. Zastanawiam się teraz, czy rzeczywiście pisząc choćby o sprawach uchodźców, na pewno wkraczam w sferę polityki. W obu wypadkach pojawia się pytanie: pomóc czy nie pomóc komuś, kto jest ofiarą silniejszego. Czy to jest pytanie polityczne? To jest pytanie moralne. Czy jeśli słyszę, co mówi Jarosław Kaczyński na miesięcznicach, i widzę, że nie ma to nic wspólnego z modlitwą, że raczej jest to antymodlitwa, czyli podsycanie nienawiści, to czy moje wrażenia są natury politycznej? Moje wrażenia są natury moralnej.

Co ciekawe, całkiem odwrotnie było za poprzedniej ekipy. To, co wtedy krytykowałam, uznawano za język moralności, a ja widziałam w tym czystą politykę. Politykę wprowadzaną cichaczem, pod płaszczykiem uczuć wyższych. Bo przecież piękne i ważne jest słowo „tolerancja”. I „równość”. Jeśli jednak tolerancja wobec mniejszości zamienia się we władzę mniejszości, to już jest to polityka. Jeśli nie możesz skrytykować postępowania mniejszości, to już jest to reżim. Jeśli do tak pięknego i potrzebnego aktu prawnego, jakim jest konwencja antyprzemocowa, wprowadza się wątek „płci kulturowej”, to jest to polityczna blokada takiego aktu wobec wielu, którzy podpisaliby się pod tym dokumentem. Nie zapomnę sejmowej dyskusji na ten temat: „Nie seksualizujcie naszych dzieci” – mówiła wtedy posłanka Beata Kempa, a ja byłam po jej stronie.

Nie muszę chyba mówić, ilu przyjaciół wtedy straciłam. Jak można być po stronie Beaty Kempy? Można, bo dominacja tematu seksu była oczywista i całkowicie niespójna z problemami, jakie nam świat szykował. Oni wygrają, pomyślałam wtedy, słuchając jej przemówienia. Bo wtedy po ich stronie była moralność, a po tamtej polityka. Polityka wobec naszej świadomości, kształtowania jej na siłę, na czas, byle się znaleźć w czołówce liberalnych demokratów. I nagle wszystko się odwróciło. To, co było moralnością, zmieniono w politykę. Bo jak inaczej rozumieć słowa ministra Gowina? W sprawie uchodźców nie zgadza się z papieżem i biskupami, bo – jak powiedział – jego teren to polityka. Jeżeli dobrze rozumiem, minister Gowin należy do grupy wyznaniowej innej niż katolicyzm. Bo katolicyzm opiera się na kościelnej hierarchii, co zresztą wielu innym grupom wyznaniowym się nie podoba. Świadomy dorosły katolik wie jednak, że podlega regułom wyznania, bo bez nich przynależność do Kościoła katolickiego nie ma sensu. To grupa wyznaniowa, która idzie za głosem hierarchów, zwłaszcza Ojca Świętego.

Wybór papieża poprzedzają głębokie modlitwy, w czasie których oczekuje się znaku Ducha Świętego. Z tą pomocą według katolików wybiera się głowę Kościoła, stąd doktryna o jej nieomylności. Katolik nie może ot tak sobie powiedzieć: mam inne zdanie niż głos z Piotrowej Stolicy, bo stoi mi na przeszkodzie polityka. Każdy ma prawo, oczywiście, myśleć tak, czuć i tak postępować, tylko jasne jest wtedy, że odchodzi od ducha Kościoła katolickiego. Chyba że cichaczem powstaje nowy odłam katolicyzmu: katolicyzm Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy jednak proponuję zająć się nie tyle konstytucją, ile katechizmem. Skreślić przykazanie: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”, drugie zmienić tak, by zamiast: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, było: „Modlitwą wrogów wyklinaj”. A ewangeliczne: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”, na: „Samego siebie chroń przed bliźnim swoim”. I otrzymamy nową grupę wyznaniową, mocno reformatorską. Tak to powoli w Polsce polityka staje się religią. 500+ to nasze trzydzieści srebrników. Taki to zamach stanu się dokonuje.

rp.pl

Mleczko: gdyby Polacy mieli poczucie humoru, umieraliby ze śmiechu patrząc na prezydenta

tps, 23.06.2017

Prezydent Andrzej Duda na pomorskich Żuławach

Prezydent Andrzej Duda na pomorskich Żuławach (JAN RUSEK)

W wywiadzie dla RMF FM rysownik Andrzej Mleczko przekonuje, że z naszym poczuciem humoru jest ostatnio bardzo źle. I podaje przykłady, które jego zdaniem świadczą o tym najlepiej.

Mleczko powiedział w rozmowie z RMF FM, że jest załamany brakiem poczucia humoru Polaków. – Cały czas myślałem, że z poczuciem humoru jest u nas całkiem w porządku. Ostatnie wydarzenia – szczególnie polityczne – spowodowały to, że zaczynam mieć wątpliwości – mówił rysownik. Dlaczego?

Przecież gdyby nasi rodacy – tak jak dotąd myślałem – mieli to poczucie humoru, to by umierali ze śmiechu patrząc np. na naszego prezydenta, na rządzącą partię, na panią premier i w ogóle na to, co się dzieje

– stwierdził Mleczko. Chociaż chwilę później dodał, że „niektóre rzeczy są rzeczywiście bardziej smutne niż wesołe”.

W trakcie rozmowy nie zabrakło także innego, politycznego wątku, tym razem związanego z ministrem środowiska. Mleczko pochwalił się, że w swoim ogrodzie w Tyńcu na potęgę sadzi drzewa. – Po to, żeby zrobić na złość niejakiemu Szyszce. Potworowi, który w tej chwili szaleje w Puszczy Białowieskiej – tłumaczył.

– Posadziłem kolejnych kilkadziesiąt drzew. Mam nadzieję, że to będzie jeden z moich poważniejszych powodów do chwały – dodał rysownik.

gazeta.pl