Osobliwy przetarg w MON. Resort chce zamówić bombki wypełnione śliwkami w czekoladzie i tonę krówek

04.09.2017

Ministerstwo Obrony Narodowej ogłosiło kolejny przetarg na realizację materiałów promocyjnych. Oprócz klasycznych przedmiotów takich jak długopisy metalowe, smycze reklamowe czy torby papierowe, resort chce zamówić krówki oraz bombki choinkowe wypełnione śliwkami w czekoladzie.

Szczegóły dotyczące zamówień na materiały promocyjne opisano w Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia, która jest dostępna w Biuletynie Informacji Publicznej MON. I tak oto, możemy przeczytać, że MON chce zamówić aromatyczne krówki ciągutki o smaku mlecznym, zawinięte w podkładkę parafinowaną z nadrukiem zgodnym z wzorem WZ.93. czyli tzw. kamuflażem leśnym. Za blisko 18 tysięcy złotych resort planuje zamówić około tony cukierków. Ponadto, MON chce także zamówić blisko 4 tysiące krówek reklamowych w zestawach o ciągnącej się konsystencji, smaku mlecznym, zawiniętymi w parafinową owijkę, opatrzoną etykietą w kolorze granatowym i napisem Ministerstwo Obrony Narodowej W zamówieniu opisano dokładnie wagę cukierka, rozmiar etykiety oraz skład, a także szczegółowy opis grafik, które mają się znaleźć na poszczególnych pudełkach.

Co ciekawe, Ministerstwo Obrony Narodowej zamierza również zamówić bombki choinkowe o średnicy 11 cm, które będą otwierane i zamykane w górnej części, a ponadto, będą na nich zawiązane granatowe szyfonowe tasiemki o szerokości 0,9 cm i długości 30 cm. MON chce także zamówić bombki wypełnione śliwkami w czekoladzie wyprodukowanymi z naturalnych składników, które zostaną owinięte w złotą zawijkę. W bombkach mają zostać umieszczone dwa rodzaje śliwek: w czekoladzie deserowej oraz ciemnej. Według MON koszt realizacji tego zamówienia to blisko 160 tysięcy złotych.

W poprzednim przetargu, o którym pisaliśmy w kwietniu, również znalazło się zamówienie na krówki.

 

https://www.wprost.pl/10073820

PiS chce naprawić „błędy ostatnich 25 lat”. Jarosław Kaczyński szykuje gorącą jesień

Gazeta.pl, Jacek Gądek, 04.09.2017

Jarosław Kaczyński: - Krótko mówiąc mamy do czynienia z czymś, czemu się trzeba przeciwstawić. Prawo będzie egzekwowane. Wszystko, co mamy przeprowadzić, przeprowadzimy. A ci, którzy będą łamali prawo, w tym prawo karne, muszą liczyć się z konsekwencjami, także dla swoich karier politycznych - groził Prezes PiS podczas konferencji prasowej w kwaterze głównej PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. 14 luipca 2017© SŁAWOMIR KAMIŃSKI Jarosław Kaczyński: – Krótko mówiąc mamy do czynienia z czymś, czemu się trzeba przeciwstawić. Prawo będzie egzekwowane. Wszystko, co mamy przeprowadzić, przeprowadzimy. A ci, którzy będą łamali prawo, w tym…

Jesień będzie gorąca. Jarosław Kaczyński ani myśli o polityce ciepłej wody w kranie, ale szykuje PiS na drugą batalię o Sąd Najwyższy i KRS. W planach – to drugie uderzenie – jest też dekoncentracja mediów. Wzbiera też potrzeba zmian w rządzie.

– Będziemy pracować pełną parą – zapewnia jeden z posłów PiS. I dodaje: – Te dwa tematy są już wystarczająco absorbujące, więc zaraz po wakacjach inne nie będą podejmowane.

Te dwa, czyli ustawa o dekoncentracji mediów i powrót do ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.

Dekoncentracja mediów

O ile sama dekoncentracja na rynku mediów jest wartością, a prawo restrykcyjnie to reguluje choćby we Francji i w Niemczech, to w Polsce dekoncentracja wiąże się z operacją na żywym organizmie. A nie – jak na Zachodzie – w momencie, gdy dopiero się on kształtował. Stąd dekoncentracja w wykonaniu PiS to po części okazja do porachunków.

Wprost wyraziła to poseł prof. Krystyna Pawłowicz mówiąc do dziennikarza: „A po wakacjach weźmiemy się za was, (…) bo jesteście kłamczuchy!”. Później dodawała, że sobie żartuje. Ale projekt jest absolutnie na serio.

– Będzie wielki opór – nie krył sam prezes Jarosław Kaczyński na antenie TV Trwam, czyli stacji, która akurat nie musi się obawiać dekoncentracji.

Ten projekt jest trzymany w ścisłej tajemnicy. Pracuje nad nim wiceminister kultury Paweł Lewandowski. Już wiele razy był zapowiadany, a póki co leży na biurku i jest szlifowany. Wszystko wskazuje, że jesienią trafi do konsultacji społecznych, a potem do Sejmu. – Ustawa zostanie jednak uchwalona na pewno w tym roku – zapewniał Lewandowski w „Forum Dziennikarzy”. Projekt ma przenosić rozwiązania znane z Zachodu na polski rynek, ale nie 1:1. Z wypowiedzi wiceministrów wynika, że dzięki temu stępione ma zostać ostrze krytyki ze strony instytucji międzynarodowych i międzynarodowych wydawców.

Repolonizacja mediów

W Polsce dekoncentracja mediów sprowadzić się ma również do ich repolonizacji. Media podawały, że projekt zakłada zapis o górnej granicy udziału zagranicznego kapitału w polskich mediach: 15 albo 20 proc. A to mogłoby zupełnie przeorać polski rynek medialny. Paweł Lewandowski jednak temu zaprzeczał, bo sposób określania granicy ma się opierać na bardziej skomplikowanych algorytmach. Z pewnością jednak dotknie wydawców prasy regionalnej, gdzie potentatem jest niemiecka Polska Press Grupa. Sam Lewandowski przyznał, że „skutkiem ubocznym” dekoncentracji może być właśnie repolonizacja.

Jastrzębie w PiS oczekują ustawy, która może przeorać polski rynek mediów. Taki kurs zarysowała też premier Beata Szydło. – Uważam, że te zmiany muszą nastąpić. Po to, byśmy mogli mieć sytuację równowagi w mediach, o czym mówi też Rada Europy i co jest normą we wszystkich dojrzałych demokracjach – stwierdziła w tygodniku „Sieci”.

Podobnie prezes Kaczyński mówił na kongresie PiS, że „mamy do czynienia z chorobliwą koncentracją mediów”, więc będzie je dekoncentrował „dla dobra Polski, dla dobra obywateli”. Z kolei wiceminister kultury Jarosław Sellin mówił, że „błędy ostatnich 25 lat polegały m.in. na tym, że dopuszczono do nadmiernej koncentracji kapitału w niektórych obszarach medialnych, w tym również kapitału zagranicznego”.

Sąd Najwyższy i KRS

„Błędy ostatnich 25 lat” to według obozu PiS także brak dogłębnego przeorania całego sądownictwa. Z tego planu obóz rządowy nie zrezygnuje.

I dlatego to pewne: najważniejszym politycznym tematem jesieni będzie powrót do ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa – tym razem już jako inicjatywy Andrzeja Dudy.

Druga odsłona batalii będzie miała ogromny wpływ na to, czy Komisja Europejska uruchomi sławny art. 7 – do tego potrzeba zgody 4/5 członków Rady Europejskiej. Słowem: czy Bruksela skorzysta z „broni atomowej” przeciwko rządowi PiS. W efekcie nad Polską zawiśnie groźba sankcji – nałożyć je można jednomyślnie (z wyjątkiem samej Polski).

Spór z Brukselą dla PiS jest jednak rzeczą drugorzędną. Bowiem przeoranie całego wymiaru sprawiedliwości to dla partii i osobiście dla Jarosława Kaczyńskiego pierwszy punkt na liście rzeczy do zrobienia w tej kadencji. Ustawy o KRS i SN miały być ukoronowaniem tego procesu, ale zawetował je prezydent. To wywołało wściekłość Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i partyjnych jastrzębi.

– Musimy dokończyć reformy państwa, które nie zostały wprowadzone w latach 2005-07. Musimy dokończyć rewolucję Solidarności z 1980 r. – twardo mówi nam jeden z posłów PiS.

Prezes PiS, premier i minister sprawiedliwości – i to od pierwszej chwili po ogłoszeniu wet przez Andrzeja Dudę – wywierają ogromną presję na prezydenta, aby swoje ustawy napisał pod ich dyktando. Sygnały z Pałacu Prezydenckiego wskazują jednak, że przynajmniej ustawa o Sądzie Najwyższym to nie będzie jedynie nieco złagodzony projekt, który wcześniej trafił do kosza, ale bardziej autorski dokument.

Półmetek: możliwa rekonstrukcja i nowe otwarcie

W październiku miną dwa lata od wygranych przez PiS wyborów do Sejmu – będzie to zarazem półmetek rządów. Słowem: dobra okazja dla nowego otwarcia. A temu może towarzyszyć rekonstrukcja rządu. Głębsze przemeblowanie w oczach prezesa PiS nie może służyć jedynie samemu pozbyciu się paru ministrów. Bo moment rekonstrukcji to też okazja do odwrócenia uwagi od realnych problemów ekipy lub odbicia się w sondażach.

Taka rekonstrukcja wisi w powietrzu od roku. Otoczenie prezesa sufluje nawet informacje, że to sam Kaczyński miałby przejąć tekę premiera. Ale to sygnały obliczone na dyscyplinowanie Beaty Szydło i ministrów, a nie realny projekt polityczny.

Ponowna wojna o SN i KRS, a także ew. uliczne protesty i kryzys w stosunkach z Brukselą mogą być właśnie powodem do rekonstrukcji.

Dalszy ciąg wojny Duda – Macierewicz

Konflikt prezydenta z ministrem obrony nie wygaśnie. W grę wchodzą powody konstytucyjne, ambicjonalne i osobiste. Macierewicz traktował głowę państwa jak końcówkę pióra, które ma składać podpisy pod jego decyzjami. Otoczenie prezydenta aż kipi od pretensji do Macierewicza, że ten wręcz ich okłamuje, lekceważy, toczy wojnę podjazdową z prezydentem, a na spotkaniach mówi jedno, by potem zrobić drugie.

Spór miedzy Pałacem Prezydenckim a MON to nie tylko kwestia personaliów (jak nominacje generalskie i pozbawienie doradcy prezydenta dostępu do tajnych informacji), ale też sprawa nowego systemu dowodzenia armią. Jarosław Kaczyński sprzyja Macierewiczowi i w jednym, i w drugim – zwłaszcza, że na armii się zwyczajnie nie zna.

Prezes PiS w istocie powtarzał argumenty Macierewicza, gdy mówił na kongresie partii o „horrendum”: „mała armia i trzy dowództwa, więc krótko mówiąc, teraz musimy mieć armię dużo większą, za to dowództwo jedno”. Kłopot w tym, że Macierewicz chciałby z prezydenta – konstytucyjnego zwierzchnika Sił Zbrojnych – uczynić po reformie marionetkę bez realnej władzy w wojsku. A na to głowa państwa nie chce pozwolić. Spór może się więc szybko zaognić.

Służby specjalne

Architektem nowego ładu służb specjalnych jest minister koordynator Mariusz Kamiński. I to on odpowiada za reformę służb. Prezes Kaczyński wygłaszając programowe przemówienie w Przysusze wskazał i na ten element. Jeśli reforma nie będzie przewrotem, to nie przyciągnie wielkiej uwagi, choć mają one dla bezpieczeństwa państwa fundamentalne znaczenie.

– Tu może opór będzie troszkę mniejszy, ale też pewnie będzie – przewidywał Jarosław Kaczyński.

Abonament RTV

Społecznie o wiele bardziej nośny jest tak powszedni temat, jak abonament radiowo-telewizyjny. PiS do tej pory nie może wybrnąć z sytuacji: jak zapewnić finansowanie mediom publicznym (w praktyce TVP i Polskiemu Radiu), żeby nie wywołać irytacji wyborców. W sumie przedmiotem nie są aż tak gigantyczne pieniądze. Obecnie dochód z abonamentu to ok. 700 mln zł, a docelowo miałoby z niego pochodzić 2,5 mld zł. Państwo sięgnie jednak do kieszeni niemal każdego obywatela – po to, aby tak słaba dziś programowo TVP nie zbankrutowała.

Stan prac nad rządowym projektem przewiduje, że – być może każdy – wraz z podatkiem zapłaci 6-8 zł miesięcznie na media publiczne. Nowe przepisy miałyby wejść w życie od stycznia 2019 r., ale póki co to wciąż niewiadoma.

Jeśli abonament, mimo szumnych zapowiedzi, pozostanie bez zmian, to będzie to już tradycja.

Debaty konstytucyjne

Inny temat jesieni, to referendum ws. konstytucji. To flagowy projekt Andrzeja Dudy. Jego inicjatywa, aby w przyszłym roku 11 listopada przeprowadzić referendum ws. kształtu konstytucji, jeszcze w wakacje grzęzła. Dopiero w sierpniu razem z Solidarnością udało się zorganizować inauguracyjną debatę o tym, jak powinno ono wyglądać. Padły też sugestie samego prezydenta co do pytań (o wpisanie do konstytucji zapisów o wieku emerytalnym i o wsparciu dla rodzin).

Termin wskazany przez Dudę, ale jeszcze niezaakceptowany przez PiS, się zbliża i pozostał niewiele ponad rok. Wyklarowanie samych pytań, formalny wniosek, a następnie głosowanie Senatu i kampania przed referendum muszą przyspieszyć, bo inaczej referendum grozi klęską. Bo albo nie dojdzie do skutku, albo frekwencja będzie żałosna. Stąd prezydent będzie mówił o referendum i organizował kolejne dyskusje o swoim pomyśle, a za kulisami spierał się z Nowogrodzką o pytania i termin.

msn.pl

Kuriozalny wywiad Szydło. Najmocniej obrywa się Europie za uchodźców

Najnowszy wywiad z Beatą Szydło byłby może i zabawny, gdyby nie była ona premierem dużego państwa.

Ten szczegół psuje całą radość z lektury, która zamienia się w przeżycie przygnębiające.

Przyjęci na audiencji bracia Karnowscy z „Sieci Prawdy” (czy był jakiś konkurs na najbardziej pretensjonalny tytuł tygodnika?) robią, co mogą, by pani premier było miło, mamy więc do czynienia ze specyficznym gatunkiem dziennikarstwa dworskiego. Szydło mówi, co chce, nie troszcząc się przesadnie o kontakt z rzeczywistością, przyzwoitość i inne takie archaizmy. Zamiast tego dostajemy festiwal komunałów, tromtadracji i parareligijnej grafomanii.

A także trochę insynuacji: „Jeżeli w interesie Niemiec będzie osłabienie Polski, to Platforma wykona wszystko, czego od niej zażądają. Zlikwiduje nie tylko 500+, lecz i inne programy prospołeczne, znowu rozłoży budżet”.

Co innego PiS. „Musimy stać w prawdzie”, deklaruje pani premier. „Musimy ciężko pracować i zmieniać Polskę każdego miesiąca”, „Nie złamią nas”, obiecuje.

Uchodźcy ulubionym tematem premier Szydło

O gwałcie na Polce w Rimini opowiada tak: „To pokazuje, że już nie tylko terroryzm jest zagrożeniem, lecz także brak korzeni kulturowych części imigrantów”. Szydło orzeka, że ta zbrodnia obciąża sumienia „wszystkich, którzy na taką politykę pozwolili. To jest niszczenie Europy, to jest niszczenie naszego świata. To z rozmysłem realizowana akcja burzenia tego, co budowało do tej pory nasz kontynent, a więc bezpieczeństwa, wspólnoty, solidarności, dobrobytu oraz chrześcijańskich korzeni, z których wynikają prawa człowieka, szacunek dla kobiet”.

Bardzo dużo wielkich słów. Gwałt w Rimini – po którym wiceminister sprawiedliwości dał się poznać jako zwolennik nie tylko kary śmierci, lecz i tortur – zbiegł się w czasie z gwałtem jak najbardziej rodzimym. W jednym z mieszkań w Łodzi Polacy przez dziesięć dni więzili, bili i gwałcili 26-latkę. Uciekła, ale zmarła w szpitalu. O tej zbrodni pani premier nic nie mówi, bo trochę trudniej przypisać ją „brakowi korzeni kulturowych imigrantów”.

Zresztą – jak zauważył już Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej” – uchodźcy to ulubiony temat pani premier, choć konsekwentnie nie nazywa ich „uchodźcami”, lecz „migrantami”.

Cała krytyka z unijnych stolic wynika wyłącznie z tego, że Polska nie przyjęła uchodźców, co zapewniło Polakom bezpieczeństwo, co nie podoba się w Unii, bo tamtejsze społeczeństwa też chciałyby, żeby ich państwa gwarantowały im brak zamachów.

Ta teoria nie jest pozbawiona słabych punktów. Dziennikarz (którego ewidentnie zabrakło przy przeprowadzaniu tego wywiadu) mógłby wytknąć, że przecież są państwa, które uchodźców przyjęły, a zamachów nie doświadczyły. Monologu premier nikt jednak nie przerywa: „Pokazujemy, że można prowadzić inną politykę i żyć bez obawy zamachów terrorystycznych. To jest przykład dla liderów niektórych państw niebezpieczny”. I dalej: „Nie akceptując relokacji migrantów, wygrywamy bezpieczeństwo własnych obywateli. Ludzie w Polsce nie żyją w lęku, że każde wyjście nocą na plażę skończy się tragedią. Zachodnie społeczeństwa, zwykli ludzie coraz wyraźniej dostrzegają, że w tej sprawie to my mamy rację”.

Krótko mówiąc, setki milionów Europejczyków marzą o tym, by i u nich rządziła Szydło, co nie musi być do końca prawdą. Ogłupieni propagandą Francuzi wybrali Macrona, zaczadzeni kampanijnymi sloganami Niemcy za chwilę dadzą kolejną kadencję Merkel. I tylko na Węgrzech PiS trzyma się mocno.

polityka.pl

Najder: Elity zawiodły

Foto: Fotorzepa/Jakub Ostałowski

Po roku 1989 zachłysnęliśmy się wolnością, zapominając o budowie silnej wspólnoty. Tym, którzy po zmianie ustroju nie dostosowali się do reguł gospodarki rynkowej, jest trudniej. Poprzednie rządy zaniedbały tę kwestię – mówi Łukaszowi Lubańskiemu były dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa.

Rzeczpospolita: Jarosław Kaczyński zapowiedział ostatnio, że 10 kwietnia 2018 r. odbędzie się ostatnia miesięcznica smoleńska. Od pewnego czasu miesięcznice, za sprawą zakłócania ich przez Obywateli RP, mają dość burzliwy przebieg.

Prof. Zdzisław Najder: W obecnej sytuacji szalenie dużo zależy od policji, jej spokoju. Policjanci dobrze o tym wiedzą.

 

Zarówno miesięcznica smoleńska, jak i manifestacje Obywateli RP są organizowane odgórnie. Nie są spontanicznymi ruchami społecznymi. Politycy wykorzystują je, by grać na pewnych sentymentach i resentymentach. Szkoda, bo w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej Polacy potrafili się zjednoczyć. To było budujące. Podobnie jak zjednoczenie po śmierci Jana Pawła II. Z tą różnicą, że w śmierci papieża politycy nie mieli możliwości, by znaleźć własny polityczny interes. Inaczej było w przypadku katastrofy smoleńskiej, którą wykorzystywano, i wciąż się wykorzystuje, do celów politycznych, podgrzewając zarazem nastroje społeczne wokół tej sprawy.

Można się spodziewać, że po wakacjach wróci spór o reformę sądownictwa. Obserwował pan dotychczasowy przebieg tego konfliktu?

Tak, i bardzo się cieszyłem, że do niego doszło.

Dlaczego?

W Polsce świadomość prawna jest dość niska. Dotychczas raczej nie interesowaliśmy się sądownictwem – może poza sprawami karnymi, które często nas dotyczą. Tak więc ten spór, choć przybrał nieco brutalną formę, przyciągnął uwagę obywateli do instytucji sądu.

Ale pogłębił też podział społeczny.

Jedną z przyczyn podziału społecznego jest niski poziom wzajemnego zaufania wśród Polaków. Prof. Sztompka napisał o tym nieco nudną pod względem językowym, ale świetną merytorycznie książkę, pokazującą, że zaufanie jest spoiwem społecznego współżycia – z czym w Polsce niestety nie jest dobrze. Spędziłem trochę lat we Francji, gdzie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Francuzi, zwłaszcza na prowincji, nie mają problemu z wzajemnym zaufaniem. Poza wyjątkami, gdy ktoś rzeczywiście się zbłaźni.

Na przykład w jaki sposób?

We Francji 14 lipca, w dniu święta narodowego, odbywa się na wsi zabawa, podczas której pije się wino. Pamiętam, że pewnego roku jeden z uczestników kompletnie się upił; przez kolejne dwa lata w ogóle nie pokazywał się na zabawie, a gdy przyszedł za trzecim razem, stał z boku i jedynie się przyglądał. Z zaufaniem jest jak z twarzą, którą łatwo stracić, odzyskać zaś trudno.

Skąd zatem bierze się brak zaufania wśród Polaków?

Głównie z naszej historii, z tego, że długo nie mieliśmy własnej państwowości. Ponad 100 lat zaborów zrobiło swoje. Później była II Rzeczpospolita, państwo demokratyczne, choć niepozbawione mankamentów. Trwała ona krótko, była rozdzierana różnicami: językowymi, narodowościowymi, religijnymi. Jednakże mimo niedoskonałości, wszystkie ugrupowania II RP, o czym pisał mój przyjaciel prof. Jerzy Holzer, zgadzały się co do jednego: prymatu niepodległości; tego, że ta sprawa jest na pierwszym miejscu. Jedynie Komunistyczna Partia Polski się pod tym nie podpisywała. Korzenie bieżącej sytuacji dostrzegam także w różnicach ustrojowych między trzema zaborami. Ale jest jeszcze jedna rzecz.

To znaczy?

W Polsce zawsze był mit jedności polskich obywateli, przynajmniej wtedy, gdy poruszane były najważniejsze dla kraju kwestie. I nikt nie mówił o dzieleniu ludzi na gorszy czy lepszy sort.

W II Rzeczypospolitej podział był jednak dość wyraźny.

Były podziały, natomiast mowa o lepszym i gorszym sorcie – to coś nowego.

I nie ma pan wrażenia, że za poprzednich rządów niektóre środowiska były spychane na margines debaty publicznej?

Rzeczywiście tak było. Byliśmy wszyscy, jako naród, nieprzyzwyczajeni do demokracji. W końcu tradycja tego ustroju w naszym kraju jest dość krótka. Nie do końca potrafiliśmy sobie poradzić z wyzwaniami współczesności.

Wróćmy do podziału społecznego.

Z punktu widzenia bieżących sporów istotne jest również to, że Polacy mają alergię na władzę centralną… Być może zbyt silną. W I Rzeczypospolitej król musiał stawać na głowie, aby zjednać sobie szlachtę. W Polsce nigdy nie było monarchii absolutnej, przez co traciliśmy militarnie. Podejrzliwość wobec władzy centralnej mamy we krwi.

Naprawdę uważa pan, że obecnie w Polsce występuje taki model władzy?

Tak, władza jest centralistyczna. Oczywiste jest, że najważniejsze decyzje dotyczące państwa nie zapadają w Sejmie, tylko przy ul. Nowogrodzkiej. Wprawdzie nigdzie nie jest napisane, że decyzje podejmuje Jarosław Kaczyński – on sam do tego się nie przyznaje – niemniej jednak wszyscy wiemy, że tak właśnie jest. Prezes PiS próbuje naśladować Józefa Piłsudskiego, ale jest to nadużycie. Marszałek źle traktował Sejm, popełniał błędy, ale on najpierw niepodległe państwo wywalczył, a potem od podstaw kształtował.

Dostrzega pan jeszcze jakieś inne przyczyny podziału?

Po roku 1989 zachłysnęliśmy się wolnością, zapominając o budowie silnej wspólnoty. Tym, którzy po zmianie ustroju nie dostosowali się do reguł gospodarki rynkowej, jest trudniej. Poprzednie rządy zaniedbały tę kwestię. Pamiętam rozmowę z Janem Krzysztofem Bieleckim, który zwrócił mi uwagę, że polskie rolnictwo przez pewien czas było jedynym rolnictwem wśród krajów rozwijających się, które nie było dofinansowywane przez państwo. Stąd mówiono o Balcerowiczu, że to „Mengele polskiego rolnictwa”.

Złe było także to, że zasiadający w ławach sejmowych politycy z góry zakładali, iż wszystko wiedzą najlepiej, że nie trzeba rozmawiać ze społeczeństwem, tłumaczyć, dlaczego „robimy tak a nie inaczej”. Politycy zakładali, że Polacy wszystkie polityczne decyzje rozumieją. Często po wygranych wyborach przyjmowali – i wciąż przyjmują – za dobrą monetę, że „jak już raz mnie wybrali, to tak będzie zawsze”.

Czyli problemem jest poziom elit?

Tak, drastyczny spadek ich poziomu. Dziś elitom brakuje inteligenckiego etosu. Chyba że przez inteligencję rozumiemy ludzi, którzy są wykształceni zawodowo – ale to nie jest to samo… Dawniej inteligencja czuła się odpowiedzialna za całe społeczeństwo, czego obecnie brakuje. Kiedyś elity to była śmietanka. Jak ktoś chciał z nimi konkurować, to naprawdę musiał się dużo uczyć. A teraz? Niestety, najlepszych wymordowano podczas okupacji, czego skutki odczuwamy do dziś. Oczami wyobraźni widzę inny kryzysowy moment: koniec wojny, ludzie wychodzą z obozów, z podziemia, zaczynają pracę, po czym z powrotem trafiają do więzień, są mordowani…

Opozycja antykomunistyczna z lat 70. i 80. udowodniła jednak, że jest w stanie nawiązać do tego dziedzictwa.

Tak, ale potem był stan wojenny. Milion Polaków, wśród nich najzdolniejsi przedstawiciele narodu, wybrało wówczas emigrację. Większość z niej nie wróciła. Po 1989 roku nie witano ich z entuzjazmem, atmosfera nie była dla nich sprzyjająca. Dominowała obojętność. To był poważny błąd.

Miał pan o to żal do Tadeusza Mazowieckiego?

Przyjaźniłem się z nim, ale im dłużej żyję, tym wyraźniej widzę, ile popełnił błędów. Przede wszystkim nie wyobrażał sobie przyszłości. Widział siebie jako człowieka oporu, dlatego po upadku komunizmu nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie myślał o tym, co dalej zrobić z Polską. Jednocześnie był strasznie nieufny, podejrzliwy. Na szczęście przyjaźnił się z Jankiem Kułakowskim, który pokazał Tadeuszowi palcem: „Idziemy do Europy, bo się pogubimy”. Namawiał go, aby szukał porozumienia. Mazowiecki nie lubił ryzyka, ktoś go musiał prztyknąć, by wpadł w objęcia Helmuta Kohla, któremu nie ufał. Tymczasem są momenty, w których trzeba zaryzykować.

Jak pana zdaniem można rozwiązać problem podziału społecznego?

Konieczne jest budowanie od nowa elit. Ale nie można tego zaprogramować. One same muszą się wytworzyć w sposób niezaplanowany. Problem w tym, że wymaga to czasu. Czekam, aż w Polsce pojawi się nowy polityk, charyzmatyczny, który będzie miał tak magnetyzujący wpływ na społeczeństwo, jak Jarosław Kaczyński.

Miłosz napisał: „Najczystszy z narodów ziemi, gdy osądza je światło błyskawic/Bezmyślny a przebiegły w trudzie zwykłego dnia”. Bardzo ważne jest zaszczepienie w społeczeństwie poczucia interesu wspólnego, który jest ponad ideologicznymi podziałami.

Coś jeszcze można zrobić?

Nie ma konkretnego rozwiązania, jednej formuły. Ludzie po prostu muszą mieć wobec siebie pewne oczekiwania. Sytuacji nie poprawia niska kultura debaty publicznej. Jednakże debaty publicznej nie wolno dekretować. Politycy, ale także my wszyscy – całe społeczeństwo – musimy od siebie wymagać.

rp.pl

Szydło: Kto opłacił Ziemkiewicza?

3.09.2017
niedziela

Nieoceniona premier Szydło powiedziała w wywiadzie, że ostatnia fala protestów przeciwko zmianom w sądownictwie „tak samo jak słynny już pucz w Sejmie w grudniu ubiegłego roku” była to „dobrze wyreżyserowana i dobrze opłacana akcja, mająca uderzyć w polski rząd”. („Nie zmienia to faktu, że sporo osób protestowało, bo ma inne zdanie niż my”).

Chociaż premier przy lada okazji odmienia przez wszystkie przypadki słowa „Polki i Polacy”, to tak naprawdę musi być kiepskiego zdania o rodakach, jeśli sądzi, że skoro demonstrują, to za pieniądze. Czyżby sądziła po sobie? Czyżby uczestnicy miesięcznic też modlili się za srebrniki? Czyżby „Polki i Polacy” nie mogli mieć własnego zdania i go samowolnie wyrażać?

Jeśli tak, to zwracam uwagę pani premier na małe, ale wysoce szkodliwe grono tzw. dziennikarzy niepokornych, dawniej wobec Tuska, a ostatnio (nie wiadomo, za czyje pieniądze) wobec partii i rządu Kaczyńskiego. Znany publicysta, Rafał A. Ziemkiewicz, pisze w tygodniku Lisickiego: „Po dwóch latach pisowska rewolucja wyraźnie grzęźnie” (tu następują przykłady: podatek od sklepów wielkoprzemysłowych i banków, reforma mediów publicznych i sądownictwa etc.). „Nic się nie udaje”. Zamiast zmian mamy zmiany kadrowe, „nominowanie lepiej sprawdzonych pod kątem lojalności”.

„Nieskrywana chęć wzięcia całego środowiska (prawniczego – D.P.) na polityczną smycz oczywiście musiała się spotkać z reakcją – zamiast wykorzystać naturalne antagonizmy, PiS zjednoczył je przeciwko sobie (…). Zaburzył też poczucie bezpieczeństwa zwykłych wyborców…”.

Odpowiedzią PiS był „propagandowy atak na sędziów jako takich”. Mają 100 proc. racji moralnych, więc mogą działać „w żadnym trybie”. „Aberracją” nazywa Ziemkiewicz pielęgnowanie urazów i odwet za doznane dawniej upokorzenia. Reakcję na prezydenckie weta autor nazywa „histerią”. Branie sędziów na krótką smycz i karanie ich za nieposłuszeństwo – to dla Ziemkiewicza „obłęd”. Zwalanie winy za własne nieposłuszeństwa na „ciemne siły – patologiczne elity i kasty”, Sorosa i jego NGO, Niemców i „Ucho prezesa” itp. – prowadzi do otwarcia coraz to nowych frontów i zmniejsza szanse powodzenia.

„PiS sam kręci sobie bat na własne plecy”, chce wszystko kontrolować tylko dla dobra Polski i Polaków. Jeśli „dalej będzie ubliżać od ubeckich wdów i płatnych zdrajców, to w końcu zdoła zniechęcić wyborców do siebie” – ostrzega jeden z czołowych publicystów IV RP.

Głos Ziemkiewicza nie jest odosobniony. Niedawno inny lider środowiska niepokornych, Bronisław Wildstein, nie zostawił suchej nitki na telewizji publicznej, a Łukasz Warzecha ostrzegał, że prymitywna polityka historyczna kształci „barany”. Są jeszcze inne przykłady, że argumenty podnoszone dotychczas przez opozycję czy środowiska niezależne, np. prawnicze, nie były wyssane z palca, nie zawsze trafiają w próżnię, ba, gorliwi obrońcy „dobrej zmiany” zaczynają powolutku przekształcać się w jej krytyków.

Rzeczą premier Szydło i jej służb jest wykryć, kto ich reżyseruje i kto im za to płaci.

passent.blog.polityka.pl

Duda: W imieniu „Solidarności” żądam zakazu handlu w niedziele

04.09.2017

https://www.wprost.pl/kraj/10073808/Duda-W-imieniu-Solidarnosci-zadam-zakazu-handlu-w-niedziele.html

Gersdorf o zmianach w sądownictwie: Rewolucji nie można mylić z reformami

04.09.2017

http://fakty.interia.pl/polska/news-gersdorf-o-zmianach-w-sadownictwie-rewolucji-nie-mozna-mylic,nId,2436276

Geotermia ojca Rydzyka ma dostać 19,5 mln zł dofinansowania

Projekt spółki Geotermia Toruń znalazł się na liście dziewięciu inwestycji, którym NFOŚiGW ma zamiar przyznać dofinansowanie na wytwarzanie energii z odnawialnych źródeł. Kontrolowana przez redemptorystów firma ma dostać prawie połowę kosztów na to zadanie, czyli 19,5 mln zł. To największe dofinansowanie, jakie toruńscy duchowni mają otrzymać podczas obecnych rządów PiS.
Ojciec Tadeusz RydzykFoto: PAP
Ojciec Tadeusz Rydzyk
  • Koszt całego projektu wyceniono na 40,3 mln zł
  • Pieniądze mają trafić na uruchomienie ciepłowni geotermalnej
  • Płynąca pod ziemią ciepła woda może posłużyć do ogrzania budynków w części Torunia

O planach wykorzystania wód geotermalnych w Toruniu środowisko ojca Rydzyka mówi już od lat. Mają być użyte m.in. do celów uzdrowiskowych oraz do ogrzania części budynków w zachodniej części miasta. Miała zająć się tym spółka Geotermia, którą utworzono w 2008 r. i której prezesem został ojciec Jan Król, uważany za „prawą rękę” Tadeusza Rydzyka.

 

Rydzyk i Król zakładali razem fundację Lux Veritatis. Z nią w 2007 r., za poprzednich rządów PiS, NFOŚiGW zawarł umowę na dofinansowanie prac geologicznych związanych z poszukiwaniem i ustaleniem zasobów wód termalnych w Toruniu. W 2008 r. (już za rządów PO) NFOŚiGW tę umowę jednak wypowiedział.

Rok temu, gdy PiS wróciło do władzy, sąd przyznał duchownym odszkodowanie za wypowiedzenie tej umowy w kwocie 26,5 mln zł. Wtedy plany związane ze źródłami odżyły. Krótko potem Lux Veritatis wystąpiła o wydanie decyzji środowiskowej w sprawie budowy ciepłociągu w Toruniu.

W ślad za tym poszedł wniosek o dofinansowanie w Programie Infrastruktura i Środowisko. Dziś wiadomo, że Geotermia Toruń ma dostać 19,5 mln zł. „Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej informuje, że Instytucja Pośrednicząca zatwierdziła pismem z dnia 1 września 2017 r. wyniki oceny merytorycznej I i II stopnia oraz listę projektów wybranych do dofinansowania w ramach konkursu POIiŚ/1.1.1/1/2016” – czytamy na stronie NFOŚiGW.

Łącznie do dofinansowania wybrano dziewięć inwestycji. Firma redemptorystów jest na tej liście trzecia, jeżeli chodzi o wysokość dofinansowania. Więcej ma dostać tylko spółka G-Term Energy na odwierty w Starogardzie oraz Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Olsztynie na budowę instalacji wykorzystującej biomasę. Toruńska Geotermia wyceniła łącznie na 40,3 mln zł koszt całego projektu, który ma polegać na budowie ciepłowni geotermalnej przy wykorzystaniu dwóch istniejących otworów.

Do podpisania pozostanie jeszcze umowa. Wówczas będzie można już oficjalnie mówić o najwyższym dofinansowaniu, jakie środowisko ojca Rydzyka otrzymało za kadencji obecnego rządu.

onet.pl

Przedstawiamy cztery propozycje, które ułatwią życie przedsiębiorcom i zaktywizują młodych i emerytów.

Krzysztof Pieczyński: Dopóki nie rozwiążemy konkordatu, Polska będzie chlewem Kościoła

03.09.2016

„Tak długo, jak Polacy będą się powoływać na chrześcijańskie wartości, tak długo będzie trwała hipokryzja, utrzymując naród w duchowym infantylizmie. Droga do dojrzałości społecznej prowadzi przez samodzielność. Bez tej samodzielności nie zbudujemy silnego państwa” – mówi Krzysztof Pieczyński. Aktor zamierza założyć stowarzyszenie, którego celem będzie walka o rozwiązanie konkordatu w Polsce. W rozmowie z dziennik.pl w ostrych słowach wyjaśnił, dlaczego obwinia Kościół katolicki o okradanie państwa i pozbawianie społeczeństwa samodzielności.

ANNA SOBAŃDA: Dlaczego uważa pan, że Polska nie jest laicka?

KRZYSZTOF PIECZYŃSKI: Ponieważ w Polsce rządzi Kościół, który narzuca swoje prawa całemu krajowi i ten kraj okrada.

O jakim okradaniu pan mówi?

To jest okradanie na kilku poziomach. Jednym z nich są pieniądze – 14,5 miliarda kosztował nas Kościół w zeszłym roku. To są oficjalne dane, a nie wiemy nic o darowiznach na rzecz Kościoła, z których państwo nic nie ma. Jesteśmy wszyscy zmuszeni do płacenia na tę instytucję z naszych podatków, na co obecnie większość Polaków już się nie godzi. Społeczeństwo przejrzało, jak chciwa i zakłamana jest ta organizacja. Nawet ci, którzy nie dopuszczają do siebie wiedzy na temat zbrodni i fałszerstw, jakich dopuszczał się Kościół, mają dosyć nieustannego płacenia na niego. Jednak dla mnie największą szkodą wyrządzaną przez Kościół jest to, w co zamienia nasz kraj.

Co pan ma na myśli?

Nasz kraj zamienia się w bojówkę katolicko-faszystowską, która zaczyna agresywnie rządzić Polską, łamiąc prawo i konstytucję.

Pana zadaniem winę za to ponosi Kościół czy politycy?

Moim zdaniem robi to przede wszystkim Kościół. Wystarczy przypomnieć, jak wprowadził się do Polski, jakimi sposobami wniknął w naszą państwowość. Od początku szantażem, groźbą ekskomuniki i zbrodniami zmuszał polityków do uległości. Z potężnego państwa, jakim była Polska, poprzez swoją nienawiść do wszystkiego co niekatolickie, Kościół przyczynił się do zaborów, osłabienia i rozpadu politycznego państwa. Kluczowymi momentami były Unia Brzeska i Konfederacja Barska. Z powodu Kościoła Polska została wymazana z mapy Europy. Szerzej piszę o tym na swoim blogu „Polska laicka”.

Mówi pan o historii, ale dziś teoretycznie mamy przecież rozdział państwa i Kościoła.

Tylko teoretycznie, jak pani słusznie powiedziała. W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Dopóki nie rozwiążemy konkordatu, Polska będzie chlewem Kościoła.

Mocne słowa.

Tak, ale używam ich z pełną świadomością. Kościół zrobił z tego kraju swój żłób, swój chlew.

Mówiąc „Kościół”, ma pan na myśli Watykan czy polskich hierarchów kościelnych?

Wszystko oczywiście płynie z Watykanu, ale to, do czego posuwają się Polacy, to ich odpowiedzialność i za to powinni ponosić konsekwencje. Przez wieki świat był przez Kościół manipulowany. Fałszując wszystko, co możliwe, doprowadził do przejęcia władzy, silniejszej nawet niż władza świecka. W ten sposób zaczął mianować królów i cesarzy. Doszło do obwołania papieża nieomylnym i niepodlegającym żadnym sądom, nawet jeśli był przestępcą i zbrodniarzem. Papieże wysyłali armie, które dopuszczały się aktów ludobójstwa. Bez względu na to, czy miało to miejsce w VIII, IX wieku, czy też w czasach współczesnych.

Jakiemu ludobójstwu w czasach współczesnych winny jest, pana zadaniem, Kościół?

Ludobójstwu w Rwandzie w 1994 roku. 800 tys. ludzi wymordowano w 100 dni z powodu działalności Kościoła, który napuszczał Hutu na Tutsi, tłumacząc im, że Tutsi to robactwo. Nienawiść kościoła do Tutsi brała się z tego, że oni mieli swoich bogów i nie uznawali zwierzchnictwa papieża. To, co Kościół robił od wieków, zrobił również w Rwandzie. Wszystko dlatego, że nigdy nie został rozwiązany. Chociaż ta najgorsza, nazistowska komórka, czyli jezuici, już raz została skasowana. Nikt ich nie mógł znieść, ponieważ byli czymś na wzór SS w armii hitlerowskiej – niszczyli wszystko, co nie jest katolickie i dążyli do podporządkowania sobie całego świata. Dopóki świat, a szczególnie katolicy będą zgadzali się na to, by Kościół podlegał innym prawom niż zwykli ludzie, a papież był osobą ponad innymi, to ta zaraza będzie się rozchodziła po świecie.

W jaki sposób pana zdaniem Kościół utrzymuje swoją pozycję? Nie ma przecież armii, nie rządzi siłą.

Ludzie są zaczadzeni, na tym polega indoktrynacja. Kościół podszył się pod jednego z proroków, akurat wybrali Chrystusa, być może dlatego, że miał najlepszy PR, choć byli jeszcze Szymon Mag, Apoloniusz z Tiany i Szymon Bar-Kochba. To też byli potencjalni mesjasze. Kościół katolicki wybrał sobie Chrystusa na swojego patrona, człowieka-Boga i wmówił ludziom, na podstawie fałszerstw, że jest pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem, a każda zbrodnia w imię Boga jest dozwolona. Na tym Kościół przejechał 2 tysiące lat i nie poniósł żadnej kary. To samo robią teraz pedofile i gwałciciele w Kościele, tzn. korzystają z bezkarności i ochrony Kościoła.

Możemy się zgodzić – lub nie – co do przeszłości, ale przecież obecnie społeczeństwo nie akceptuje mordowania, gwałtów i aktów pedofilii, szczególnie w wykonaniu osób duchownych.

I co z tego, że nie akceptuje? Przecież wszyscy zbrodniarze katoliccy z Rwandy są ukrywani. Z Afryki do Europy uciekli przez całą sieć zakonów i kościołów, dokładnie tak, jak hitlerowcy po wojnie. Co z tego więc, że ludzie nie akceptują, skoro Kościół nie jest pociągany do żadnej odpowiedzialności. Po filmie „Spotlight” wiemy, że 6 proc. Kościoła to pedofile. Zrobiono coś z tym? Nie, a obecny papież powiedział, że biskupi czy inni przełożeni w Kościele nie mają obowiązku informować policji o aktach pedofilii i gwałtu.

Czy brakowi odpowiedzialności nie są winne władze poszczególnych państw?

Jak władze mogą być za to odpowiedzialne, skoro księża są uważani za święte krowy? Jak mają się dobrać do nich, skoro papieża nie można sądzić?

Papieża nie, ale już lokalnych księży, którzy dopuszczają się na przykład aktów pedofilii, można.

Ale mamy katolicki kraj i katolicy w większości się na to zgadzają. Nawet ludzie, których to dotknęło, są w stanie winić swoje dzieci za to, że uwiodły księdza. Kościół dogaduje się z obecnymi politykami, tak samo jak dogadał się z komuchami. Bardzo dobrze w Kościele było za tamtych czasów. Szereg księży, którzy współpracowali z UB, jest teraz na wysokich stanowiskach kościelnych. Opłacało się być księdzem ubekiem.

A jak ocenia pan relacje obecnego rządu z Kościołem?

Tego rządu nawet nie uznaję za rząd. To jest farsa, a nie rząd. Nie mamy prezydenta. Pan Andrzej Duda nie jest prezydentem. Wygrał casting do roli prezydenta i bardzo źle ją gra. Ciągle brata się z kościelną mafią. Katolicy swoją duchowość opierają na zjadaniu ludzkiego mięsa. Krwi już im księża nie dają, bo sami się nią opijają. Ale duchowość trzeba zacząć od pierwszej klasy, czyli od nauki chodzenia. Chodnik należy do wszystkich. Idąc, patrzysz przed siebie i przewidujesz, co się stanie na kilka metrów do przodu. Kiedy ktoś z naprzeciwka idzie tą samą linią, zawczasu schodzimy z tej linii. Osoba naprzeciwko robi to samo i w ten sposób mijamy się bezkolizyjnie. Ciało przejmuje kontrolę i nie angażujemy do tego myśli. W Polsce każdy idzie zamknięty w swoim świecie, swojej zbroi najeżonej kolcami. Nie zejdzie z drogi, raczej wlezie na człowieka. Trzeba mu ustąpić, bo stratuje. Polacy nieustannie sprawdzają, kto jest ważniejszy, nawet na chodniku. Czekają, żeby im się ukłonić. Kompleksy, których głównym powodem jest nauka wyniesiona z Kościoła katolickiego. Możesz nienawidzić wszystkich, byleś powiedział coś o miłości chrystusowej. Trzeba więc pierw nauczyć się chodzić. Bo tam pierwszy raz myślisz o innych. Kościół nauczył ludzi egoizmu i fałszu. Duchowość to codzienne pytanie, jak pogodzić to, co robię dla siebie z tym, żeby inni też z tego skorzystali.

To, co pan zarzuca Kościołowi, wielu katolików wysuwa jako argument przeciwko islamowi.

Pytam się, gdzie niby jest to zagrożenie ze strony islamu? Szczególnie w Polsce ono w ogóle nie występuje. Terroryzm tak, ale islam? Polacy nawet nie odróżniają terrorystów od wyznawców islamu, tak jak niektórzy nie odróżniają pedofilii od homoseksualizmu. Poza tym pierwsze wojny religijne prowadzili przecież chrześcijanie i to oni dali światu męczennika za wiarę.

Tak, ale katolicy twierdzą, że od tego czasu Kościół ewoluował, podczas gdy islam jest obecnie właśnie w okresie krucjat.

Filozoficznie i psychicznie Kościół jest dokładnie w tym samym miejscu, w którym był w czasach krucjat. Dlatego należy go rozwiązać, a papieża postawić przed sądem. Sposób działania i środki jakich używa, są inne. Społeczeństwo nie wyraża zgody na to, żeby palić ludzi, więc Kościół tego nie robi, ale ma inne sposoby. Wszyscy politycy kłaniają się księżom i po cichu sprzedają ziemię Kościołowi, a to co Kościoła, należy do Watykanu.

Obecna władza jest politycznym ramieniem Kościoła w Polsce i przy tych faszyzujących elementach jest to coraz groźniejsze. Jak przyjdzie co do czego, to oni nie wyślą przeciwko nam policji czy wojska, tylko naślą tych faszystów, czyli ONR i jemu podobne organizacje. Obecnie odbywa się to przez manipulowanie politykami. Ale w ostateczności, jeśli trzeba zlikwidować pół miliona ludzi, to robią to bez zmrużenia oka, tak jak to robili 500 lat temu. To, że teraz robią świątobliwe miny i stają rzekomo w obronie życia, służy temu, żeby pokazać, jacy są dobrzy i bogobojni. To jest przykrywka do cynicznej i brutalnej działalności, jaką prowadzi Kościół.

Mocne słowa, które jak rozumiem zarzuca pan Kościołowi, jako organizacji. Ale czy tych zwykłych księży, którzy w parafiach służą wiernym, również pan wini?

To są tacy sami ludzie jak reszta Kościoła. Ksiądz nie może być dobrym człowiekiem, nie ma takiej możliwości, ponieważ zapisał się do zbrodniczej organizacji. Okrada ten kraj i indoktrynuje ludzi. Jak może mieć czyste sumienie człowiek, który wzmacnia zaborcę? Polska od czasu przyjęcia chrztu jest pod zaborami. Dlaczego Kościuszko skazał biskupów na powieszenie? Bo wiedział doskonale, że są łajdakami i że ich łajdactwa przyczyniły się do rozbiorów.

Wysuwa pan bardzo poważne oskarżenia. Czy spotkał się pan z jakąś reakcją na swoje słowa?

Oczywiście, cały czas na mnie nadają, ale nawet na portalach prawicowych coraz więcej głosów staje w obronie tego, co mówię.

Czy pan jest osobą wierzącą?

Tak, oczywiście.

Jak by pan nazwał swoją wiarę?

Nie potrzebuję nazwy dla swojej wiary. Przez 30 lat pracy nad duchowością sporo czasu poświęciłem religiom. W każdej z nich najbardziej interesował mnie nurt mistyczny, a mniej dogmaty i sposoby na manipulowanie ludźmi. Po 20 latach zaczęło do mnie docierać, że religie to zorganizowane państwa przestępcze, krótko mówiąc mafie. Ludzkość jest tak uwikłana z powodu religii, że można zaryzykować stwierdzenie, iż zbliża się koniec świata, który zafundowała nam religia.

A nie sądzi pan, że ludzkość potrzebuje religii? W końcu towarzyszą człowiekowi niemal od samego początku.

Tak, dlatego religia ma całkowitą kontrolę nad światem i nad ludźmi. Religia idzie ręka w rękę z korporacjami. Zlikwidują każdego człowieka, który im zagrozi.

W Polsce możemy wierzyć w co chcemy, możemy także nie wierzyć w nic.

Pani sobie może wierzyć, w co pani chce tak długo, jak długo jest pani nikim. Jeśli pani stanie się kimś, kto może stanowić zagrożenie dla tego porządku, to oni władzy nie oddadzą.
Tymczasem ludzie nie potrzebują religii.

Dlaczego?

Ponieważ są bardzo blisko istoty duchowej, którą ja nazywam geniuszem, oraz wewnętrznej rzeczywistości, istoty, esencji, która pozawala nawiązać kontakt z tym Wyższym Ja, czy też Umysłem Kosmicznym. To jest przyszłość ludzkości, w której każdy człowiek zbuduje pomost pomiędzy duszą a Duchem. Zacząłem rozumieć rzeczy, których Polacy się boją.

Co pan ma na myśli?

Przypatrywałem się przez wiele lat symbolom, przed którymi ostrzega Kościół katolicki. Jednym z nich jest Drzewo Życia, które jest jakby mapą stworzenia. To jest proces, którego początkiem jest pojedynczy punkt, będący niewyobrażalnym geniuszem i kryjący potencjał wszystkiego co istnieje – tak zwany punkt Bindu. Jest on przejściem ze świata niestworzonego do świata stworzonego. Kiedy nieskończone światło, absolut, chce tworzyć, czyli materializować ten wszechświat, skupia się w jednym centrum i zamienia się ze światła duchowego w światło substancjalne. Światło substancjalne przez punkt Bindu przechodzi i tworzy świat stworzony, rozszerza się i tworzy nieskończone wariacje istnienia.

Ten punkt Bindu znajdujący się na szczycie Drzewa Życia to jest też to, co naukowcy nazwali Wielkim Wybuchem. Myśliciele zajęci nauką o Bogu, którzy stworzyli pojęcie religijnego punktu Bindu oraz stricte naukowcy badający teorię Wielkiego Wybuchu, mówią o tym samym. Ludzie, którzy nie poświęcili odpowiedniej ilości czasu na zgłębienie tych zagadnień twierdzą, że nie da się pogodzić czegoś takiego, jak ewolucja i akt kreacji. Tymczasem nauka coraz więcej odkrywa z tego, jak powstaje materia. A to jest tajemnica stworzenia.

Ostatnia teoria, jaka mnie pobudziła, mówi o tym, że nasz mózg odbiera informacje w postaci cyfrowej. To jest niezwykła teoria, ponieważ nawiązuje do matematyki transcendentalnej i mówi o tym, że wszechświat i egzystencja mają swój matematyczny ekwiwalent. To znaczy, że egzystencję można zapisać cyfrowo. To jest właśnie wiedza o Bogu i w tę stronę człowiek pójdzie, uwalniając się od religii. To jest bardzo ważne, bo jeśli nie uwolnimy się od indoktrynacji religii i korporacji, zniszczymy cywilizację.

Czy nie obawia się pan, że wiara, którą pan zgłębia, może zamienić się w kolejną religię?

Technokracja, elity naukowe, które posiądą wiedzę nieosiągalną przez laików – jest takie zagrożenie, dlatego ludzie muszą dążyć do tego, żeby zdobywać wiedzę wewnętrzną. By nasza cywilizacja nie poszła w stronę budowania coraz doskonalszych maszyn i sztucznej inteligencji, tylko w stronę świadomości, iż wszystko, czego człowiek potrzebuje, jest w jego wnętrzu. Ludzkość musi przezwyciężyć kolejne niebezpieczeństwa po to, żeby w końcu dojść do niezwykłego bogactwa, które jest w nas. Częścią naszej ewolucji jest to, że coraz większa liczba ludzi ma wgląd w proces tworzenia.

Teorie, o których pan mówi, są bardzo abstrakcyjne i zgłębianie ich wymaga czasu i wysiłku. Może więc religie są po prostu łatwiejszą, bardziej obrazkową formą podania ludziom wiary?

Zaczynałem w tym samym miejscu. Poza tym ludzie religii nie wyjawiają istoty tego, o co chodzi. Wszystko przed czym Kościół katolicki ostrzega ludzi, kryje w sobie wskazówkę, jak znaleźć tę boską cząstkę, boski atom w sobie. To straszenie służy temu, by ludzie nigdy nie znaleźli połączenia z boskością, bo gdy je znajdą, nie będą potrzebowali kościołów. Dlatego KK ciągle przywołuje na pomoc szatana, aby nadać szatański wymiar symbolom starożytności i jak najskuteczniej odstraszyć od nich ludzi, podczas gdy tam jest najwięcej wskazówek i pomocy dla poszukujących.

Poświęcił pan jednak aż 30 lat na zgłębianie tych zagadnień. Większości ludzi nie będzie się chciało wykonywać takiego wysiłku.

Jeśli nie będzie im się chciało, to będą manipulowani przez księdza.

Czy pan był wychowywany w wierze katolickiej?

Nie, nigdy nie byłem zmuszany do chodzenia do kościoła.

W którym momencie pojawiło się u pana takie zainteresowanie duchowością?

Kiedy zacząłem zajmować się duchowością, bardzo szybko stało się to moją codzienną potrzebą. Wchodząc na tę wewnętrzną drogę, człowiek otrzymuje znaki, rodzi się ciekawość i głód poznania. One bardzo często pojawiają się w momentach kryzysu, kiedy zawodzą inne środki. Tylko niestety ludzie biegną wówczas do psychologa albo do sekty, czyli do księdza. W tej sekcie zostaną im tak wyprane mózgi, że będą się bali samodzielności. Bardzo łatwo poznać, dlaczego ci ludzi skaczą do oczu osobom, które myślą inaczej. Dzieje się tak dlatego, że oni nie doszli do tych rzeczy sami, tylko księża wypalili im to w mózgu jak na twardym dysku. To nie jest ich, to nie może być ich, ponieważ jest oparte na kłamstwie.

Czy u pana tym katalizatorem też były trudne przeżycia?

Tak, oczywiście, cały szereg przeżyć. One doprowadziły mnie do miejsca, w którym zrozumiałem, że tak dalej żyć nie mogę i muszę coś zmienić. Bardzo pomogła mi w tym Ameryka, bo to tam musiałem dokonać pierwszego ważnego rozliczenia ze sobą, spojrzeć w lustro i coś zmienić. Naturalnym jest wówczas, że człowiek szuka w duchowości.

Czy w tym celu wyjechał pan do Ameryki?

Nie, to się stało po dwóch latach pobytu tam. Doznałem wówczas czegoś takiego, jakbym pierwszy raz stanął przed Ozyrysem, jakbym zważył swoje serce naprzeciw piórka. Dostrzegłem, że muszę wprowadzić w swoim życiu bardzo poważne zmiany, zacząłem szukać.

W jakim celu wyjechał pan do Ameryki?

Sam wyjazd do Stanów był podyktowany tym, że jako młody aktor zaspokoiłem swój pierwszy głód. W wieku 27 lat byłem usatysfakcjonowany tym, co zrobiłem. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zrobiłem piękne rzeczy i bardzo dobrze, że wyjechałem, bo już nic piękniejszego bym nie zrobił. To był doskonały moment do wyjazdu. Poza tym, dla mnie rzeczywistość była wstrząsająca. Z Polski wygoniło mnie chamstwo. Nie mogłem znieść wulgarności w życiu powszednim. Z tego samego powodu odszedłem z serialu. Spotkałem się z takim poziomem chamstwa społeczeństwa, że chciałem znów wyjechać.

To były reakcje ludzi na postać, w którą się pan wcielał?

Tak. Ta wulgarność była dla mnie porażająca. Nie tylko ze strony wyrostków na ulicach, ale również tak zwanych elit, ludzi których spotykałem na salonach. To było dla mnie bardzo przykre.

Jak środowisko filmowe, aktorskie odbiera pana zaangażowanie w walkę z Kościołem?

Nie czuję się źle odbierany przez środowisko, jedynie przez pojedyncze osoby. Nawet od niech jednak nie spotkało mnie nic przykrego. Po prostu kilka osób podeszło do mnie i powiedziało, że są po przeciwnej stronie. To były 2-3 osoby, ale było też kilkadziesiąt takich, które powiedziały, że są po tej samej stronie.

A jak zareagowała Telewizja Polska?

Miałem mieć w TVP Kultura program poświęcony mojej pracy. Powiedziałem, że bardzo chętnie, mogę pokazać rzeczy, o których ludzie mało wiedzą, czyli moje książki, filmy dokumentalne, moją sztukę, a także to, na czym im bardziej zależało, czyli kapitalne filmy, w jakich zagrałem i piękne postaci, które stworzyłem. Zaznaczyłem jednak, że chcę powiedzieć także o Kościele w Polsce. Na drugi dzień oddzwonili i powiedzieli, że jednak mi dziękują. To już była nowa władza.

Czyli jednak jakieś represje ze względu na to, o czym pan mówi, pana spotykają.

Oczywiście. Niedawno po spotkaniu w Toruniu podszedł do mnie pan na ulicy i powiedział: „Pan, panie Pieczyński, może sobie mówić, co pan chce, ale gdyby pan był w innym kraju, to razem z tymi wszystkim, co tu przyszli, wyleciałby pan z tą budą w powietrze”. Była to więc groźba. Niestety ostatnim, który broni naszych sądów i Trybunału, jest prezes Andrzej Rzepliński. Sądy jednak wkrótce też będą katolickie i powróci to, o czym marzy Kościół, czyli inkwizycja. Dotarł do mnie głos z Polski mówiący, iż ksiądz w jednej z parafii wygłosił opinię, że przeciwników Kościoła katolickiego należy palić.

Czy pan czuje, że ma misję do zrealizowania?

Od roku nie mogę zarejestrować stowarzyszenia, ponieważ ciągle w ratuszu czepiają się jakiś kwestii formalnych, więc to wszystko jest na razie bardzo rozlazłe.

Jakie stowarzyszenie chce pan założyć?

Walczące o rozwiązanie konkordatu. Konkordat to ohydne świństwo, które zafundował nam rząd Hanny Suchockiej. Zobaczymy, ile ludzi zapisze się do stowarzyszenia, bo jedyny sposób, w jaki można przemówić do tego rządu, to przez ilość.

Sądzi pan, że jeśli do pana stowarzyszenia zapisze się duża liczba osób, uda się wpłynąć na rząd?

Jeżeli będzie nas kilka milionów, rozpoczniemy strajk i nie zakończymy go aż do rozwiązania konkordatu. Bez żadnej partii politycznej. Polacy mają prawo do tego, żeby decydować o własnym kraju, a nie żeby decydował o nas Watykan przez swoich polskich pachołków w ornatach. Przyjmując chrześcijaństwo, Polacy zapomnieli o swojej słowiańskiej dumie i człowieczej godności. Z każdym dniem widać to wyraźniej i boleśniej jest to znosić. Tak długo, jak Polacy będą się powoływać na chrześcijańskie wartości, tak długo będzie trwała hipokryzja, utrzymując naród w duchowym infantylizmie. Droga do dojrzałości społecznej prowadzi przez samodzielność. Bez tej samodzielności nie zbudujemy silnego państwa.

Ale aktorstwa pan nie porzuca?

Nie, ja nie jestem księdzem, muszę z czegoś żyć, by móc uprawiać działalność misyjną.

Po debacie Merkel-Schulz. ”Czwarty raz okiwała kontrkandydata o nazwisku na literę S”

Dla Tokfm.pl prof. Arkadiusz Stempin, 04.09.2017

Telewizyjna debata Merkel-Schulz

Telewizyjna debata Merkel-Schulz (AP)

Telewizyjna debata Merkel-Schulz odbyła się w niemal przyjaznej atmosferze – uważa prof. Arkadiusz Stempin. – Merkel nie straciła, Schulz nie zyskał. A walczył o 15 proc. Wynik wyborów w Niemczech jest przesądzony.

Tyle, ile trwa mecz piłkarski z doliczonymi 7 minutami, trwał pojedynek telewizyjny między kanclerz Merkel a najpoważniejszym kontrkandydatem na kanclerza Martinem Schulzem. Na trzy tygodnie przed wyborami.

Obydwoje po raz pierwszy stanęli naprzeciwko siebie, gdyż do tej pory byli obok siebie jedynie na plakatach. Ale zamiast zaciętego duelu Niemcy zobaczyli zgodny duet.

W jednej tonacji

Zgodność podkreślono nawet identycznym ubiorem. Merkel wystąpiła w szafirowym żakiecie, Schulz pod niebieskim krawatem. Obrończyni tytułu od początku grała na remis. Trochę na czas. By wybić pretendenta z rytmu. Ten próbował atakować, wykazać się zadziornością, by udowodnić niemieckim wyborcom, że potrafi lepiej poprowadzić Niemcy, skoro w sondażach miał do nadrobienia 15 punktów procentowych.

Merkel dowozi remis

Ale u naszych sąsiadów nie można zadawać śmiertelnych strzałów. Przez większą część pojedynku obydwoje kiwali się na środku boiska, o ile się zgodnie nie obejmowali w przyjacielskim uścisku. O ciągnięciu się nawzajem za koszulki mowy nie było. Merkel dowiozła remis do końca spotkania. I na trzy tygodnie przed wyborami prowadzi spokojnie w sondażach. Czyli wczoraj okiwała Schulza.

Rosja, USA, Turcja. A Polska?

Najwięcej czasu poświęcono polityce zagranicznej. Ale bez zbaczania na temat Polski, mało dyskutowano o Putnie (Schroeder w roli prezesa rosyjskiego koncernu gazowego podkopuje sankcje unijne przeciwko Rosji – pomstowała Merkel), więcej już o Trumpie.

Za to dowiedzieli się Niemcy, że kanclerz Schulz przerwie rokowania z Turcją dotyczące jej akcesji do UE. Merkel pewnie nie, skoro deal z prezydentem Erdoganem gwarantuje zamknięty szlaban dla bałkańskiego szlaku, którym długo ciągnęły do Niemiec masy uchodźców. W swoim stylu jednak nie powiedziała ani tak, ani nie.

Przy zagadnieniach wewnątrzniemieckich, takich jak renta, opłata autostradowa, mniej interesujących dla nas, panowała jeszcze większa harmonia między kontrahentami. Gdy jeden mówił, drugi ze zrozumieniem kiwał głową. Miało się wrażenie, że nawet poklepuje po ramieniu.

Nie starcie rywali, a przyszłych współpracowników

Merkel pojedynek nie zaszkodził, Schulzowi nie pomógł. Najprawdopodobniej więc weszła do studia, lub jak ktoś woli, wybiegła na boisko, przyszła wielka koalicja, z nową kanclerz i jej ministrem spraw zagranicznych.

Jeśli ten dość prawdopodobny scenariusz sprawdzi się w rzeczywistości, Merkel po raz czwarty okiwa  socjaldemokratycznego pretendenta do kanclerskiego fotela, którego nazwisko zaczyna się na „S” (Schroeder 2005, Steinmaier 2009, Steinbrueck 2013, Schulz 2017).

W TOK FM audycja o schronisku, które nie ma na piec gazowy, aż tu nagle…

http://www.gazeta.tv/plej/19,115170,22303208,video.html

Zobacz także

TOK FM

„PiS się wyżywi, są jak pączki w maśle. To uderzy w najbiedniejszych” – Petru o konflikcie z KE

As, 04.09.2017

Premier w rządzie PiS Beata Szydło i szef MSZ Witold Waszczykowski. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowało ustawę, dzięki której będzie mogło zwolnić wszystkich pracowników służby zagranicznej. Powód? Reforma polskiej dyplomacji, która ma 'niedostatecznie silne więzi łączące z państwem polskim'

Premier w rządzie PiS Beata Szydło i szef MSZ Witold Waszczykowski. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowało ustawę, dzięki której będzie mogło zwolnić wszystkich pracowników służby zagranicznej. Powód? Reforma polskiej dyplomacji, która ma ‚niedostatecznie… (Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

– To, czy Polska będzie miała kłopoty, zależy wyłącznie od PIS – tak Ryszard Petru mówił w TOK FM, o napiętych relacjach między UE o polskim rządem. Wg lidera Nowoczesnej, „kolejne bezczelne odpowiedzi min. Waszczykowskiego” na pytania KE, nie pomogą w uspokojeniu sytuacji.

Ryszard Petru nie ma wątpliwości, że PiS nie przez przypadek podbija antyunijne nastroje. I przy okazji wywołuje temat reparacji wojennych. Wszystko – jak ocenia lider Nowoczesnej – po to, by przygotować grunt pod ew. radykalne kroki Brukseli wobec Polski.

Na razie Komisja Europejska czeka na prezydenckie projekty ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS. Od ich kształtu uzależnia dalsze kroki wobec Polski w procedurze ochrony praworządności.

– Nad Polską zbierają się czarne chmury. To, czy Polska będzie miała kłopoty, zależy wyłącznie od PIS – stwierdził Petru w „Poranku Radia TOK FM”. I podkreślił, że „kolejne bezczelne odpowiedzi min. Waszczykowskiego”: na pytania władz Unii Europejskiej nie uspokoją sytuacji.

„PiS się wyżywi”

Jeśli KE zdecyduje się na uruchomieniu art. 7 traktatu o UE, może skończyć się sankcjami finansowymi i  zawieszeniem prawa głosu.

Jak ocenia Petru, takie kroki nie uderzą w sprawcą całego zamieszania. – PiS się wyżywi. Przecież im jest tam bardzo dobrze: Misiewicze opanowali spółki Skarbu Państwa. Są jak pączki w maśle, to widać po twarzach. Ta sytuacja uderzy najbardziej w najbiedniejszych ludzi. To co robi PiS, to jest działanie antypolskie – mówił w rozmowie z Dominiką Wielowieyską.

Lider Nowoczesnej przypomniał, że „Victor Orban, na którym nieudolnie czasami stara się wzorować Kaczyński”, nigdy nie doprowadził w relacjach z Brukselą do tak napiętej sytuacji jak PiS. – Orban jest osobą, która jednak wchodziła w dialog z UE, czasem robiła kroki wstecz. Nigdy więc wobec Węgier nie zastosowano tak daleko idących procedur, jakie grożą Polsce.

„Mają brudne ręce”

Rząd winę za kłopoty Polski w Brukseli zrzuca na opozycję. To politycy partii opozycyjnej szkodzą, bo „donoszą na Polskę”.

–  Wie pan, że politycy PIS powtarzają, za Winstonem Churchillem, że o kraju za granicą mówią tylko dobrze, a odbijają sobie z nawiązką, kiedy wracają do kraju – przypomniała Dominika Wielowieyska.

– Pamiętam, że za poprzednich rządów europarlamentarzyści PiS non stop donosili na Polsce. A Macierewicz donosił w sprawie Smoleńska. To są ci goście, którzy nie pozwalają mówić źle – a sami donosili. Mają brudne ręce – ocenił założyciel Nowoczesnej.

TOK FM

PONIEDZIAŁEK, 4 WRZEŚNIA 2017

Kamiński: Ich jedyną receptą na długotrwałe sukcesy w Polsce jest wypranie mózgów odpowiedniej liczbie wyborców

09:09

Kamiński: Ich jedyną receptą na długotrwałe sukcesy w Polsce jest wypranie mózgów odpowiedniej liczbie wyborców

– Myślę, że to będzie jakiś kłopot dla PiS, ale – jak sądzę – on jest wkalkulowany. Ta reforma jest oczywiście źle przygotowana, ale nikt się nie spodziewa, żebym powiedział cokolwiek innego na ten temat. Jej głębszy zamysł jest taki i on się wiąże z tym, co PiS w Polsce przeprowadza, tzn. wymianę elit. Problem polega na tym, że to bardzo zła wymiana elit, ponieważ nie ma tej drugiej elity, która miałaby wymienić tę poprzednią elitę. Oni chcą się pozbyć dużej części nauczycieli, których nie kontrolują ideologicznie i politycznie, ponieważ ich jedyną receptą na długotrwałe sukcesy w Polsce jest wypranie mózgów odpowiedniej liczbie wyborców po to, żeby mieli zabezpieczone interesy wyborcze. To się oczywiście nie uda, bo nie takim jak oni to się nie udawało wyprać mózgi Polaków – mówił Michał Kamiński w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News. Jak dodał, reforma edukacji PiS-owi nie pomoże, dlatego spodziewa się zaostrzenia retoryki – antyniemieckiej, antyeuropejskiej.

08:56

 

Sołtys Rytla: Polska od kilkunastu lat nie wyciąga wniosków z katastrof

– Czuję żal. Wyrwało nam tutaj więcej, niż tylko sam las. Nie będzie takiego momentu, kiedy będę mógł się z tym pogodzić – mówił sołtys Rytla Łukasz Ossowski w Radiu Zet, odnosząc się do sierpniowej nawałnicy.

Gość Konrada Piaseckiego dodał, że po nawałnicy „Państwo Rytel, jego mieszkańcy i wolontariusze zdali egzamin”. – Polska od kilkunastu lat nie wyciąga wniosków z katastrof. Obojętnie czy u władzy była PO, PiS, AWS czy SLD – katastrofy pokazywały, że państwo sobie nie radziło – mówił Ossowski.

Jego zdaniem „powinniśmy stworzyć system ostrzegania i reagowania”. – Uczmy się od najlepszych – Stanów Zjednoczonych – komentował.

Łukasz Ossowski skarżył się też na podziały polityczne, które dały o sobie znać po kataklizmie. – Zwykły Kowalski cierpi na tym, że nie potrafimy się pojednać. Jest licytacja kto i jak – dodał.

Pytany przez Piaseckiego o wojsko, które pojawiło się w Rytlu trzy dni po nawałnicy, odpowiedział: – Gdyby wojsko pojawiło się szybciej, na pewno dałoby to mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa. – Mieszkańcy już w sobotę mówili, że sami sobie nie poradzimy. W niedzielę pytali mnie: gdzie jest wojsko? – dodał.

08:30

 

Waszczykowski: Na brutalne słowa Macrona my odpowiadamy gotowością do rozmów

– Na brutalne słowa prezydenta Macrona my odpowiadamy gotowością do rozmów. Możemy rozmawiać kompromisowo. Minister Rafalska, która zajmuje się np. delegowanymi pracownikami, jest gotowa do rozmów w każdej chwili, pojechać do Francji – mówił Witold Waszczykowski w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM.

08:26

 

Waszczykowski: Kiedy zapraszamy Timmermansa żeby porozmawiać, jedzie na wiece polityczne

– Na razie [KE] nie uruchomiła [żadnych procedur]. Na razie prowadzimy dialog. Żadnych procedur nie uruchomiła. [Frans Timmermans] pisze do nas listy, my odpowiadamy, natomiast kiedy zapraszamy go do Polski żeby porozmawiać, jedzie na wiece polityczne – albo do „Gazety Wyborczej” albo opozycji i tam otrzymuje nagrody – mówił Witold Waszczykowski w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM.

08:15

 

Waszczykowski: Polski rząd przygotowuje stanowisko ws. reparacji wojennych

– Być może jeszcze więcej [o słowach Mariusza Błaszczaka o bilionowych stratach]. Dlatego, że takich dokładnych wyliczeń nie zrobiono przez siedemdziesiąt kilka lat. Wiemy, że wiele lat temu, za czasów warszawskiej prezydentury Lecha Kaczyńskiego dokonywano takich obliczeń, strat poniesionych w czasie II wojny w Warszawie. Wiemy również, że pewne częściowe obliczenia były dokonywane przez komisję badań zbrodni hitlerowskich – mówił Witold Waszczykowski w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM. Jak dodał:

„To problem, na który musimy odpowiedzieć, to pytanie, na które musimy odpowiedzieć, bo przez siedemdziesiąt kilka lat sprawa była zaniedbana. Pod względem moralnym chyba nie ma dyskusji na ten temat, że zadośćuczynienia nie dostaliśmy za ciężkie straty, jakie ponieśliśmy w wyniku agresji niemieckiej na Polskę, jak również sowieckiej. Pod względem prawnym kwestia jest niejednoznaczna z różnych powodów, ponieważ nie było zakończenia przez konferencję pokojową z Niemcami, nie było traktatu pokojowego, jak również ze względu na nasze meandry”

Jak mówił dalej:

„Nie odpowiem panu w kilkuminutowej audycji, jak powinniśmy rozwiązać ten problem. Fakt jest jednak taki, że Polska uległa zniszczeniu, dokonano tutaj straszliwych zbrodni i rekompensaty za to nie otrzymaliśmy. To wymaga szerszej decyzji niż tylko ministra spraw zagranicznych. Wiemy co zrobić. Powinniśmy usiąść do poważnej rozmowy z Niemcami i wspólnie zastanowić się, jak wybrnąć z faktu, że na relacje polsko-niemieckie cieniem kładzie się niemiecka agresja z 1939 roku i nierozwiązane kwestie powojenne”

Szef MSZ potwierdził, że polski rząd przygotowuje stanowisko w tej sprawie.

08:02

 

Jaki: Schulz chce, by Europa wykazywała solidarność wtedy, kiedy jest to wygodne Niemcom

– Pewnie reakcji rządu na te słowa [Martina Schulza] nie będzie, bo uważamy, że to, co Jan mówi o Piotrze świadczy o Janie, a nie o Piotrze. To najlepiej świadczy o panu Schulzu, że nie rozumie tej solidarności. Bo on chce, żeby Europa wykazywała solidarność tylko wtedy, kiedy jest mu to wygodne, kiedy Niemcom jest wygodne. Natomiast kiedy Polska potrzebuje tej solidarności, jak w przypadku budowy Nord Streamu, to wtedy Niemcy już tej solidarności nie wykazują – mówił Patryk Jaki w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:56

 

Jaki: Kiedy prezydent przygotuje projekty, nie wyobrażam sobie, żeby nie było konsultacji

– Uznałbym te relacje [na linii Pałac Prezydencki-Ministerstwo Sprawiedliwości] za poprawne. W tej chwili nie ma [kontaktów]. W tej chwili ciężar przygotowania tych projektów, zmian w sądownictwie spoczywa na prezydencie. W tej chwili nie konsultuje. W mojej ocenie lepiej byłoby, gdyby były konsultowane, ale wierzę w to, że będą konsultowane jeszcze na późniejszym etapie, kiedy prezydent je przygotuje. Wtedy sobie nie wyobrażam, żeby takich konsultacji nie było. Tym bardziej, że Ministerstwo Sprawiedliwości ma obowiązek zająć stanowisko. Wierzę w dobrą wolę prezydenta – mówił Patryk Jaki w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24. Jak dodał:

„Uznaje jego kompetencje [prof. Królikowskiego], aczkolwiek przyznaję, że w poprzedniej kadencji, jak byłem w opozycji, on był w rządzie PO, to fundamentalnie się w wielu sprawach nie zgadzałem, w tym m.in. wtedy kiedy przygotowaliśmy jako klub parlamentarny kodeks karny, który zaostrzał kary za gwałt. Wtedy minister Królikowski był temu przeciwny. Ale wierzę w dobrą wolę wszystkich. Dla nas najważniejsze jest to, aby przeprowadzać konsekwentnie i systematycznie reformy w polskim sądownictwie”

Jak przyznał, system losowego przydzielania spraw w sądach jest już na końcowym etapie. – System jako taki jest gotowy, potrzebne jest jego wdrożenie – podkreślał wiceminister sprawiedliwości.

07:46

 

Jaki: Jestem zwolennikiem kary śmierci. To mój prywatny pogląd

– Taki już jestem, że jestem wrażliwy na ludzką krzywdę i czasem, kiedy ta krzywda jest tak wielka, zdarza mi się reagować emocjonalnie. Wiadomo, że nie jestem za przywróceniem tortur. Jedyne, co chciałem w krótkim słowie opisać, jaka kara byłaby proporcjonalna do tego czynu. Z drugiej strony powiem tak: mam dość tej poprawności politycznej. Ona doprowadziła nas do tego, że w całej UE czy Europie stosuje się absurdalną politykę karną, która polega m.in. na tym, że Breivikowi się przyznaje odszkodowanie za to, żę miał złe warunki w celi. Nie wiem czy pan słyszał: niedawno polski sędzia pozwolił na to, aby to więźniowie wybierali sobie menu w zakładach karnych. Polityka karna w Europie stoi na głowie i ludzie przestali wierzyć w to przez poprawność polityczną, że sprawców czeka sprawiedliwa kara. Zwycięża myślenie, że to ofiara, a nie sprawcy mają przepraszać – mówił Patryk Jaki w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

– Dalej jestem zwolennikiem kary śmierci. Tutaj nie zmieniłem poglądu. To mój prywatny pogląd – stwierdził wiceminister sprawiedliwości, przyznając zarazem, że w tej chwili jest to niemożliwe. – Tego fragmentu o torturach pewnie bym już nie powtórzył, dlatego że oczywiście była przeinaczana. Chodziło tylko o rozważania teoretyczne – dodał.

07:38

 

Gowin o sieci szpitali: To reformy zbyt cząstkowe. Pewnie nie przyniosą jakichś wielkich zmian

– Nie jest żadną tajemnicą, że różniliśmy się z ministrem Radziwiłłem w kwestii sieci szpitali. W tej sprawie zgłosiłem zdanie odrębne, ale nie dlatego, żebym uważał, że to są reformy zbyt głębokie i żebym się z tego powodu obawiał tych reform. Mnie się wydaje, że to są raczej reformy zbyt cząstkowe i w związku z tym pewnie nie przyniosą jakichś wielkich zmian. Nie obawiam się zmian negatywnych, na pewno takich zmian nie będzie. Czy odniosą duży sukces, czy przede wszystkim doprowadzą do skrócenia czasu oczekiwania na leczenie w polskich szpitalach – zobaczymy. Oby tak było. Trzymam kciuki także za ministra Radziwiłła– mówił Jarosław Gowin w „Sygnałach dnia” PR1.

07:32

 

Gowin: Powszechne wygaszenie kadencji sędziów SN uważam za niewykonalne

– Nie pomagam prezydentowi w pisaniu tych ustaw [dot. sądów]. To samodzielne zadanie Kancelarii Prezydenta, chociaż nie ukrywam, że popieram stanowisko prezydenta ws. tych dwóch zawetowanych przez niego ustaw. Jestem też w kontakcie z prezydentem wtedy, kiedy wymaga tego interes państwa – mówił Jarosław Gowin w „Sygnałach dnia” PR1. Jak dodał:

„Na pewno te uprawnienia, które zawetowane ustawy przypisywały ministrowi sprawiedliwości, a tym samym prokuratorowi generalnemu, bo jest w tej chwili połączenie tych dwóch urzędów, muszą przejść na stronę prezydenta. Prokurator nie powinien wyznaczać sędziów, mówiąc w największym skrócie i trawestując słowa Zofii Romaszewskiej, natomiast druga kontrowersyjna sprawa to wygaszenie kadencji sędziów SN. Moim zdaniem w zgodzie z Konstytucją nie da się tego zrobić inaczej niż przy zastosowaniu kryterium emerytalnego. Sędzia, który kończy 65 rok życia, rzeczywiście może, a nawet powinien być przeniesiony w stan spoczynku. Powszechne wygaszenie kadencji sędziów SN uważam za niewykonalne”

300polityka.pl

Szydło: Weta? Wierzę, że to incydent

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

– Mam nadzieję, że reformy sądownictwa, których przygotowanie zapowiedział pan prezydent, będą rzeczywiście reformowały ten obszar, a nie będą próbą zmian powierzchownych, które w rzeczywistości niczego nie zmienią – powiedziała w rozmowie z „Sieci” premier Beata Szydło.

– Teraz prezydent bierze odpowiedzialność za reformę sądownictwa i wierzę, że przygotuje dobre ustawy. Wierzę też, że nie pozwoli, by obóz dobrej zmiany się podzielił – mówi Beata Szydło w rozmowie z tygodnikiem „Sieci prawdy”. Co powinny zawierać propozycje prezydenta? – Powinny zawierać to, co znalazło się w projektach PiS, bo one były dobrze przemyślane. A zatem większa dostępność ludzi do wymiaru sprawiedliwości, odpowiedzialność dyscyplinarna sędziów, którzy uchybiają godności tego zawodu, większa demokratyzacja sądownictwa. Sądy mają być dla ludzi, a nie dla sędziów – dodała premier.

Szydło komentowała również słowa Angeli Merkel, która krytycznie wypowiadała się na temat sytuacji w Polsce. – Sądzę, że słowa te należy odczytywać w kontekście trwającej kampanii wyborczej w Niemczech. Pani kanclerz najwyraźniej uznała, że powinna dorównać innym politykom niemieckim, którzy mówią o Polsce bardzo ostro. Źle to świadczy o nastrojach wśród polityków niemieckich, bo mieszanie się w sprawy wewnętrzne innego państwa jest nie do zaakceptowania. Ale też warto pamiętać, że podobną linię w kampanii wyborczej we Francji przyjął pan Emmanuel Macron – oceniła.

Premier obawia się również, że powrócą protesty. Mówiła o tym w kontekście zapowiadane dekoncentracji mediów. – Nie przychodziliśmy do polityki, by myśleć o własnych sondażach i karierach, tylko by zrobić to, do czego się zobowiązaliśmy. A o reformie sądownictwa mówiliśmy wyraźnie, chyba najwyraźniej ze wszystkich spraw. To trzeba zrobić, bo to obiecaliśmy. Obawiam się, że protesty powrócą, podobnie jak obawiam się takiej presji wywieranej na prezydenta przy każdej zmianie, reformie. Także w sprawie mediów, które również musimy zmienić, spluralizować – powiedziała Szydło.

Czy planowana jest rekonstrukcja rządu? – Nie dostrzegam w tej chwili takiej konieczności, co nie znaczy, że nie mam zastrzeżeń do poszczególnych ministrów. Taki moment pewnie nadejdzie, ale w tej chwili najważniejsza jest reforma sądownictwa – skomentowała premier.

rp.pl

NIEDZIELA, 3 WRZEŚNIA 2017

Fala niesie Morawieckiego. Festiwal w mediach i Człowiek roku w Krynicy?

Czy medialna ofensywa pomoże Morawieckiemu zrealizować plan objęcia fotela szefa rządu? Rozmówcy 300 ironizują, że ta kampania ma tylko jednego wyborcę, któremu nie zawsze podobało się przedwczesne prężenie muskułów. W PiS zwraca się też uwagę na brak parlamentarnego doświadczenia wicepremiera. W sumie przemawiał z trybuny sejmowej w zaledwie trzech debatach.

Jak nieoficjalnie dowiaduje się 300POLITYKA to Mateusz Morawiecki ma – jak twierdzą nasze źródła – “faktycznie wygrane” głosowanie kapituły Forum Ekonomicznego w Krynicy. Choć ostatecznych wyników jeszcze nie ma, to według naszych dwóch niezależnych źródeł, wicepremier miał “o włos” wygrać ze swoją szefową – premier Beatą Szydło oraz – podobno – głosowanym “blokiem” przez opozycyjnych członków kapituły Adamem Strzemboszem. Teoretycznie, wynik jeszcze może ulec zmianie, ale nasi rozmówcy są przekonani, że ostatecznie się potwierdzi.

Nasi rozmówcy z rządu zwracają uwagę na festiwal medialny Morawieckiego w ostatnim czasie. Dzięki wywiadowi dla Polska the Times, zdjęcie wicepremiera ukazało się na czołówkach wszystkich gazet regionalnych należących do niemieckiego koncernu Polskapresse. Dodatkowo, tuż z wizyty w USA Morawiecki prawie wylądował w studiu Gościa Wiadomości.

W minionym tygodniu Morawiecki miał też obszerne wywiady dla wPolityce.pl i Gazety Polskiej Codziennie. Przed wizytą zaś udał się z triumfalną wizytą na zachodnią granicę, na tzw. czarny szlak paliwowy, obwieścić sukces podległych mu służb celnych i skarbowych.

Symbolem ofensywy Morawieckiego stał się zaś jego występ na gitarze w studiu Radia Warszawa. Obserwatorzy w mediach społecznościowych zwrócili też uwagę nawet na nowe okulary wicepremiera.

Politycy PiS w rozmowie z 300POLITYKĄ zastanawiają się, jaki ma być finał takiego “pompowania” wizerunku wicepremiera i zwracają uwagę, że na Nowogrodzkiej tego typu zaznaczanie swojej obecności przez media szczególnie nie pomagało w umacnianiu pozycji. A kampania, która miałaby wynieść Morawieckiego na stanowisko premiera, ma tylko jednego wyborcę.

Sceptycy zwracają uwagę na brak doświadczenia parlamentarnego super-wicepremiera. Beata Szydło nabrała sejmowej wprawy i jej wystąpienia wypadają dużo lepiej niż liderów opozycji. Jej rywal w Sejmie przemawiał tylko w trzech debatach.

Choć Morawiecki ma pewne sukcesy w uszczelnianiu systemu podatkowego, to stronnicy Zbigniewa Ziobro zwracają uwagę na to, że walka z wyłudzeniami vat-owskimi nie powiodłaby się bez udziału Ministerstwa Sprawiedliwości i jego ustaw.

Zapewne w październiku odbędzie się I czytanie projektu budżetu na 2018 rok. Ta debata zawsze wzbudza szczególną uwagę, a wicepremier będzie mógł próbować przejąć rolę “wrażliwszej” niż dotąd twarzy rządu, czego sygnałem była jego wypowiedź o planowanych podwyżkach dla nauczycieli i służb mundurowych. Wicepremier zapowie też dalsze podwyższanie kwoty wolnej od podatku – choć w praktyce tylko dla najbiedniejszych i głównie jako konsekwencję wyroku TK, na co zwracała uwagę GW.

Gala wręczenia nagrody człowieka roku odbędzie się – jak co roku – w pierwszym dniu Forum, tj. w najbliższy wtorek wieczorem. Wcześniej, o 17:40 Morawiecki weźmie udział w panelu dot. planu odbudowy wzrostu UE, a w środę będzie gościem specjalnym panelu dot. Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju oczami firm prywatnych. Także na środę na 10:40 organizatorzy zapowiadają wydarzenie specjalne z udziałem wicepremiera Morawieckiego.

300polityka.pl

Andrzej Duda i Beata Szydło – tu chemii nie ma już od dawna

Jeśli prezes PiS Jarosław Kaczyński będzie chciał pozbawić Beatę Szydło stanowiska, prezydent Andrzej Duda nie kiwnie nawet palcem. Dawną chemię, która łączyła go z premier Szydło, jeszcze wtedy gdy ta była szefową jego sztabu wyborczego, zastąpiła totalna nieufność. To początek kolejnego rozłamu w PiS?

Druga połowa sierpnia. Premier Beata Szydło przyjeżdża na krótki urlop do prezydenckiego ośrodka w nadmorskiej Juracie. W tym samym czasie odpoczywa tu prezydent Andrzej Duda. Media spekulują, że rodzi się polityczny sojusz Dudy z Szydło. Być może szefowa rządu szuka wsparcia prezydenta, bo obawia się odwołania ze stanowiska, o czym coraz częściej mówi się w PiS. To byłby powrót do dawnego tandemu z czasów kampanii prezydenckiej. Szydło była wówczas szefową sztabu Dudy i jego najbliższą współpracownicą. Jednak według ustaleń „Newsweeka”, żadnego sojuszu nie ma.

Co z tego, że rozmawiali, jak Andrzej wie, że Szydło i tak zrobi to, czego chce prezes.

Bliski współpracownik prezydenta mówi mi, że to nie Andrzej Duda zaprosił Szydło do Juraty. Szukała po prostu ustronnego miejsca, gdzie mogłaby odpocząć bez tłumu gapiów. Ktoś w jej kancelarii podpowiedział Juratę, a wynajęcie domku dla gości urzędnicy załatwiali bezpośrednio z kancelarią prezydenta. Andrzej Duda urlop spędzał tu z żoną, rodzicami i siostrą, mieszkał w głównej rezydencji. Oba budynki są od siebie oddalone o około 200 metrów. Prezydent widywał Szydło pływającą kajakiem z mężem Edwardem, kilka razy nawet rozmawiali. Ale nie można tego porównać do słynnego spotkania w Juracie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska w 2008 roku. Wtedy politycy z wrogich obozów wypili pięć butelek wina i podczas wielogodzinnej rozmowy znaleźli kompromis w sprawie traktatu Lizbońskiego. Rozmowy Dudy z Szydło nie wyszły poza kurtuazyjną wymianę zdań.

W pałacu mówią, że Szydło jest wielkim rozczarowaniem Dudy. Nie pomogła mu w ciągnącym się od czerwca konflikcie z szefem MON Antonim Macierewiczem. Współpracownicy prezydenta mówią nawet, że pani premier wykonuje gesty wrogie wobec Dudy.

Szydło nie ma wpływu na Macierewicza, a jedyną osobą, która może mu coś kazać, jest Kaczyński.

– Szydło nie ma wpływu na Macierewicza, a jedyną osobą, która może mu coś kazać, jest Kaczyński. Premier mogłaby mu szepnąć słowo, ale nawet to boi się zrobić – irytują się w pałacu.

Gdyby Kaczyński chciał odwołać Szydło, prezydent nie zamierza interweniować. Ludwik Dorn, były wiceprezes PiS, jest przekonany, że jeśli Duda będzie prowadził ofensywną politykę, czyli wetował ustawy, wzywał rząd na rady gabinetowe, to w ciągu kilku miesięcy prezes wymieni premiera. – W takiej sytuacji tylko Jarosław Kaczyński będzie w stanie utrzymać spoistość obozu władzy. Przecież już dzisiaj Krzysztof Szczerski apeluje do ministrów, żeby przychodzili do prezydenta konsultować swoje ustawy. Prezes nie może sobie na to pozwolić – podkreśla Dorn.

Gdyby Szydło z Dudą zawarli sojusz, pani premier byłaby praktycznie nie do ruszenia. Mogłaby powiedzieć prezesowi, że jeśli chce ją usunąć, musi przeprowadzić w Sejmie konstruktywne wotum nieufności wobec rządu, a ona zaufanie prezydenta ma. To byłby polityczny problem dla PiS, bo wymiana premiera w atmosferze sejmowej awantury (Kaczyński musiałby krytykować podczas debaty własną premier), zaszkodziłaby partii.

http://www.newsweek.pl/polska/polityka/kolejny-rozlam-w-pis-szykuje-sie-konflikt-na-linii-duda-szydlo-,artykuly,415415,1.html?src=HP_Section_1

Ciekawe czy kiedyś jeszcze posła zaproszą do TVPiS po takim znieważeniu podopiecznego Rydzyka

https://wiadomosci.wp.pl/posel-nowoczesnej-zaskoczyl-w-tvp-info-zareklamowal-zakazana-ksiazke-o-macierewiczu-6162301839685761a

Bareja by tego nie wymyślił.

 

Bareja by tego nie wymyślił.

Jacek Karnowski zachęca PiS. Pozbawią TVN koncesji?

Kuriozalny wpis Jacka Karnowskiego. Pozbawią TVN koncesji?

Dziś od rana w większości mainstreamowych mediów możemy przeczytać fragmenty z wywiadu Beaty Szydło dla tygodnika „Sieci”. Komentatorzy zwracają uwagę, że rząd wysyła Komisji Europejskiej i wiodącym krajom UE jasny komunikat, że główną strategią Polski w najbliższym okresie będzie strategia oblężonej twierdzy. Wszyscy są przeciwko nam, wszyscy nam źle życzą ale wszyscy się mylą. Dlatego żaden krok w tył nie jest możliwy, tym bardziej, że nasze argumenty są bardzo mocne. Przekaz niezwykle szkodliwy dla wizerunku Polski na arenie międzynarodowej jest jednak niezwykle skuteczny w mobilizowaniu własnego elektoratu a przecież o to głównie chodzi w polityce Prawa i Sprawiedliwości.

Beata Szydło w wywiadzie mówi także o jesiennych planach obozu rządowego, które mają zakończyć proces dobrej zmiany w tej kadencji. Zmiana w sądownictwie, w funkcjonowaniu mediów i w służbach specjalnych to plan PiS na najbliższe dwa lata. I właśnie o zmianie w funkcjonowaniu mediów komentarz na łamach portalu wpolityce.pl napisał redaktor naczelny tygodnika „Sieci”, Jacek Karnowski. Przedstawia on kuriozalne uzasadnienie skrajnego upolitycznienia TVP przez obecną władzę. W jego przekonaniu nierównowaga w przedstawianiu stanowiska PiS-u i nie PiS-u w poprzednich latach była tak olbrzymia, że partia ma prawo dziś przejąć jedną ze stacji niemal na własność, bo zarówno TVN jak i Polsat wciąż dbają przede wszystkim o przekaz opozycyjny. Ignoruje skutecznie fakt, że na każdej z anten telewizji prywatnych politycy PiS występują regularnie w programach publicystycznych, czego TVP odmawia politykom partii opozycyjnych.

Dalej idzie jeszcze dalej. Jest gotów zgodzić się na odpolitycznienie TVP i wprowadzenie tam wymogów pluralizmu światopoglądowego jednak ceną miałoby być pozbawienie wszystkich prywatnych nadawców telewizyjnych koncesji na nadawanie a następnie rozdanie ich od nowa. Jak rozumiem rozdawać koncesje miałaby specjalnie do tego celu powołana pisowska komisja, która kierując się dobrem widzów wskazałaby, które telewizje mówią prawdę a które kłamią. Propozycję Jacka Karnowskiego w ostrych słowach skomentował naczelny „Newsweek’a” Tomasz Lis.

Chciałbym wierzyć w to, że nie ma już w Polsce ludzi na tyle naiwnych, by wierzyć w dobre intencje ludzi pokroju Jacka Karnowskiego. Musimy być jednak przygotowani, że jesienią wojna o przejęcie prywatnych mediów będzie brutalna i bezpardonowa.

http://crowdmedia.pl/kuriozalny-wpis-karnowskiego-pozbawia-tvn-koncesji/

Krótka historia powojennej Polski.