W Newsweeku. Ranking obłudy. Oto 9 największych kłamstw PiS

Kaczyński już nie wie, że kłamie. – On myśli, że mówi prawdę – mówi prof. Marcin Król, historyk idei. Dlatego poprosiliśmy politologów, etyków i historyków o wskazanie najdalej istotnych kłamstw PiS. Oto ich typy.

1. miejsce:

Prezes PiS Jarosław Kaczyński 13 października 2015 na spotkaniu wyborczym w Makowie Mazowieckim: – Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne. Są już objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie: cholera na wyspach greckich, dezynteria w Wiedniu.

To najważniejsze kłamstwo PiS ostatnich miesięcy. Dało początek fali antyuchodźczej propagandy. Jej celem jest zbudowanie przekonania, że uchodźcy to terroryści zagrażający bezpieczeństwu każdego Polaka.

Lęk przed obcym zawsze był fundamentem budowy autorytarnych rządów. W hitlerowskich Niemczech pasożyty i zarazki roznoszone były przez Żydów. Poczucie zagrożenia wykorzystano do przekonania ludzi, by oddali wolność w zamian za poczucie bezpieczeństwa, oferowanego przez autorytarną władzę.

Straszenie „obcym” będzie centralnym punktem propagandy PiS w najbliższych latach. Okazuje się, że przekaz prezesa jest bardzo skuteczny. W ciągu dwóch lat odsetek Polaków przeciwnych przyjmowaniu uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu urósł do 70 proc. Jeszcze w maju 2015 r. aż 72 proc. badanych było za daniem uchodźcom schronienia (CBOS).

– Gdy zachorowałem na grypę, dwóch studentów stwierdziło – ku mojemu zdumieniu – że to uchodźcy ją przywieźli – opowiada prof. Marcin Król. – To jest triumf głupoty, który nastąpił z różnych względów nie tylko w Polsce, ale i w Ameryce. Jednak tam przeciwwaga sił roztropności jest duża, a w Polsce nie. Przyszło pokolenie barbarzyńców. To są w znacznym stopniu młodzi ludzie – ci, co biją się o miejsce na plaży i ci sami, co skopią Murzyna.

2. miejsce:

Beata Mazurek, rzeczniczka PiS, w wypowiedzi dla „Faktu” 23 maja 2017 r.: – PiS jest jedyną partią, która gwarantuje utrzymanie 500+.

Nieprawda. W rzeczywistości PO i PSL też opowiadają się za utrzymaniem programu 500+. Chcą jednak wprowadzić próg dochodowy dla najbogatszych.

Straszenie odebraniem 500+ to – obok tematu uchodźców – najważniejszy element propagandy PiS. Prof. Magdalena Środa kłamstwa w rodzaju tego o 500+ nazywa „wiążącymi”. Bo wiążą one politykę PiS w całość – budują zagrożenie, scalają elektorat. PiS mówi do swoich wyborców: „Wszyscy przeciwko nam, ale my się nie damy!”. To działa, PiS ciągle prowadzi w sondażach.

Typowali: prof. Marcin Król (historyk idei), prof. Magdalena Środa (filozofka, etyczka), prof. Roman Kuźniar (politolog), prof. Radosław Markowski (politolog), prof. Ireneusz Krzemiński (socjolog), prof. Ryszard Bugaj (ekonomista), Jakub Bierzyński (socjolog, szef domu mediowego OMD, były doradca Nowoczesnej).

newsweek.pl

Magdalena Zyzak, Polka robiąca karierę w Hollywood

Artystka w epoce postprawdy

Rozmowa z reżyserką i pisarką Magdaleną Zyzak o tym, jak się robi karierę w Hollywood, o kinie opowiadającym o niezwykłych kobietach i o pracy w czasach postprawdy.

 

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1710804,1,magdalena-zyzak-polka-robiaca-kariere-w-hollywood.read

Mark Twain: dziecko komety

Foto: Wikimedia Commons

W XIX w. było dwóch pisarzy amerykańskich, którzy jako pierwsi wprowadzili do swojej twórczości pełen lokalnych żargonów język potoczny, zrozumiały dla przeciętnego czytelnika. Na niwie poezji był to urodzony w 1819 r. Walt Whitman, a w dziedzinie prozy – Mark Twain.

 

Samuel Langhorne Clemens przyszedł na świat 30 listopada 1835 r. w mieścinie Florida w hrabstwie Monroe w stanie Missouri. Rodzina pisarza miała szkockie pochodzenie. Zaledwie 59 lat wcześniej powstały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, a na dwa tygodnie przed narodzinami pisarza na niebie zajaśniała kometa Halleya, która ponownie miała się ukazać dopiero za 75 lat. Na rok przed swą śmiercią Mark Twain stwierdził, że umrze wraz z ponownym pojawieniem się tej komety, która faktycznie pokazała się na niebie 20 kwietnia 1910 r., dzień przed śmiercią wielkiego pisarza.

Samuel był jednym z siedmiorga dzieci małomiasteczkowego kupca i sędziego pokoju Johna Marshalla Clemensa i Jane Lampton Clemens. Z dzieci Clemensów przeżyła czwórka: Samuel, jego dwaj bracia Orion i Henry oraz siostra Pamela. Samuel też był chorowitym dzieckiem. Być może było to spowodowane klimatem regionu, w którym się wychował. Gdy miał cztery lata, rodzina Clemensów przeniosła się do położonego nad Missisipi małego miasteczka Hannibal, które w „Przygodach Tomka Sawyera” pojawia się jako St. Petersburg. To najmniej znany okres życia pisarza, ale właśnie wtedy uwidoczniła się jego fascynacja rzeką, która była główną siecią handlową ówczesnego amerykańskiego pogranicza. „Missi Sipi” oznaczało w języku lokalnych plemion indiańskich „Ojca wszystkich wód”.

Największa rzeka Ameryki Północnej wypływa z jeziora Itasca w północnej Minnesocie i płynąc na południe, przecina całe USA, tworząc olbrzymią deltę u wybrzeży Zatoki Meksykańskiej i zasilając ją swoimi wodami. Razem ze swym największym dopływem, rzeką Missouri, mierzy 7330 km długości. Płynąc, tworzy niezliczoną ilość zakoli, meandrów, rozlewisk i wysepek, które silnie oddziaływały na wyobraźnię Samuela, co tak wspaniale wyraził w książkach o Tomku Sawyerze i Hucku Finnie. Były to wprost wymarzone warunki do zabaw w piratów i rozbójników. Niezgłębione, nadrzeczne, malaryczne obszary – porośnięte lasami i gęstą roślinnością – stanowiły kryjówkę także dla prawdziwych bandytów, jak choćby grabiącej parostatki szajki osławionego Johna Murrela. Cały ogromny obszar tzw. Pogranicza, rozciągający się na zachód od pasma górskiego Appalachów w stronę Kordylierów, miał powierzchnię 3 mln 340 tys. km kw. W pierwszej połowie XIX w. zachodnia granica Stanów Zjednoczonych nieustannie przesuwała się ku wybrzeżu Oceanu Spokojnego.

Przez miasteczko Hannibal i w jego okolicach przejeżdżali ludzie zdążający na zachód. Początkowo byli to poszukiwacze złota, pionierzy, traperzy i osadnicy, którzy, utrzymując się z myślistwa i zbieractwa, przejmowali wolne tereny, nie myśląc przy tym o rejestracji swojej własności. Nazywani byli skwaterami, nielegalnymi osadnikami, którzy zakładali nowe osiedla, miasteczka i powiaty, a nawet własne stany, które nigdy nie zostały uznane przez Waszyngton. Po nich nadciągali z rodzinami pierwsi farmerzy, którzy nabywali od skwaterów zagospodarowane działki. Ostatnią falę osadników stanowili przedsiębiorcy, inwestorzy i spekulanci. W miasteczkach Pogranicza pojawiali się także wszelkiej maści kaznodzieje i kombinatorzy handlujący wszystkim, co się dało. Głęboko religijni i zarazem naiwni protestanci często padali ofiarami takich oszustów. Rozrywkę na dość prymitywnym poziomie zapewniały wędrowne trupy teatralne i cyrkowe, które Mark Twain często opisywał w swoich książkach jako zbieraninę dziwaków. Nieodłącznymi elementami architektury takich miasteczek były: kościół, bank, szkoła, areszt, zakład pogrzebowy, hotelik z saloonem, czyli knajpą, kuźnia i oczywiście „general store”, czyli sklep ze wszystkim. Najważniejszymi osobami w osadzie byli: burmistrz, sędzia pokoju, szeryf, pastor i lekarz. Miasteczko Hannibal, w którym upłynęło dzieciństwo i młodość Samuela Clemensa, było świadkiem niekończącego się exodusu ludzi ciągnących na zachód w poszukiwaniu biblijnej ziemi obiecanej. Biblia była najważniejszą księgą w życiu mieszkańców Pogranicza. Znajdowali w niej odpowiedź na wszystkie pytania, jakie towarzyszyły człowiekowi od chwili narodzin aż do śmierci.

Pilot parostatku

Młody Samuel Clemens, mając patent pilota parostatku rzecznego, poznał szlak żeglugowy Missisipi jak mało kto. W jego utworach, jak choćby w wydanym w latach 1876–1882 cyklu „Epos rzeki Missisipi”, zawarty jest niezwykle barwny i dokładny obraz tej rzeki jako głównego szlaku handlowego XIX-wiecznej Ameryki. Seria „Epos rzeki Missisipi” składa się z trzech książek: „Przygody Tomka Sawyera” (1876 r.), „Przygody Hucka Finna” i autobiograficzne „Życie na Missisipi” (obie z 1884 r.). Szczególnie w tej ostatniej znajdziemy fascynującą panoramę społeczeństwa amerykańskiego podróżującego statkami parowymi od Minnesoty aż po Nowy Orlean. Twain w sposób unikalny przedstawia dokładny opis obyczajów i warunków podróży w epoce, w której dyliżans i parostatek rzeczny były jedynymi środkami komunikacji śródlądowej.

W 1846 r. zmarł na zapalenie płuc ojciec Samuela, sędzia pokoju John Marshall Clemens. 11-letni Sam, aby wspomóc finansowo rodzinę, rozpoczął swą pierwszą w życiu pracę jako terminator drukarski w lokalnej gazecie „Hannibal Journal”. Pracę tę kontynuował do 1851 r. jako zecer. Odbiło się to na jego wykształceniu, ponieważ nie miał czasu na naukę w szkole podstawowej. Czytał za to namiętnie książki, które ukształtowały jego zdolności pisarskie. W latach 1853–1857, jako uczeń terminujący w zawodzie drukarskim, podróżował często z Missouri do Nowego Jorku, a także do Cincinnati, Filadelfii, Saint Louis, Keouk i Iowa. Te podróże pozwoliły mu ujrzeć różnice pomiędzy uprzemysłowioną Północą i niewolniczym Południem. Na początku czerwca 1857 r. Samuel Clemens rozpoczął terminowanie w zawodzie pilota rzecznego na parostatku „Pensylwania”. Samuel uwielbiał pływanie parostatkiem aż do dnia, który stał się jednym z najbardziej traumatycznych wspomnień w jego życiu. 13 czerwca 1857 r., kiedy statek zbliżał się do portu w Memphis, wybuch kotła parowego zabił załoganta i młodszego brata Samuela, 19-letniego Henry’ego Clemensa. Pomimo utraty brata w tak tragicznych okolicznościach, w 1859 r. Samuel zdecydował się jednak uzyskać licencję pilota rzecznego. Jego przyjacielem i mentorem był popularny pilot rzeczny Horace E. Biby.

„Jedź na zachód, młody człowieku”

Kiedy w 1861 r. wybuchła wojna secesyjna, Samuel Clemens zasilił na kilka tygodni szeregi milicji konfederatów w oddziale Marion Rangers. Wtedy też postanowił, że nie wróci już do pracy na parostatku. Secesja amerykańskiego Południa fatalnie odbiła się na żegludze handlowej i pasażerskiej po Missisipi. Nie widząc przyszłości w wyuczonym zawodzie, Samuel Clemens postanowił wyjechać do swojego brata Oriona Clemensa, który 21 marca 1861 r. został mianowany przez prezydenta Lincolna sekretarzem stanu Terytorium Newady. Po wojnie secesyjnej na taką wędrówkę na zachód zdecydowały się dziesiątki tysięcy Amerykanów. Zachęceni apelem dziennikarza Horacego Greeleya: „Idź na zachód, młody człowieku, i rośnij wraz z krajem”, wędrowali ku Terytoriom Newady niezależnie od tego, czy wcześniej walczyli jako unioniści, czy w szeregach armii Południa. Po przybyciu do Newady Samuel otrzymał posadę osobistego asystenta swojego brata Oriona. Bawiło go, że w oficjalnych listach do brata używał zwrotu „Wielce szanowny panie sekretarzu”.

Kiedy rozeszła się wieść, że w Comstock Lode odkryto bogate pokłady srebra, do pustynno-górskiego Terytorium Newady zaczęły przybywać tysiące mężczyzn marzących o szybkim wzbogaceniu. Samuel także uległ tej gorączce. Ciężka praca w kopalni przekonała go jednak, że nie ma łatwego sposobu na zdobycie fortuny. W lutym 1862 r. Samuel zaczął pisać krótkie felietony do największej na Terytorium Newady gazety „Virginia City Daily Territorial Enterprise”. Szefa gazety i jej założyciela Josepha T. Goodmana bawiły podpisywane pseudonimem Josh i pełne humoru korespondencje opisujące życie w Newadzie. Na jesieni tego samego roku za wstawiennictwem sekretarza Oriona Clemensa Samuel otrzymał odpowiedzialne stanowisko redaktora miejskiej gazety z wynagrodzeniem 25 dolarów tygodniowo.

Pseudonim Mark Twain pojawił się po raz pierwszy 3 lutego 1863 r. pod pełną humoru i ciętej satyry korespondencją z Carson City. Nie był to zresztą jedyny pseudonim, jakiego używał w swojej karierze pisarskiej. Bywało, że podpisywał się jako Thomas Jefferson Snodgrass, W. Epaminondas Adrastus Blab, Sierżant Fathom i Rambler. Skąd się wziął jego najsłynniejszy pseudonim? Otóż napis „Mark Twain” był wywieszany w knajpach dzikiego i pustynnego Terytorium Newady. Oznaczał, że picie na kredyt ograniczone jest tylko do dwóch drinków.

Przełomem w karierze pisarskiej Marka Twaina okazało się napisane w 1865 r. humorystyczne opowiadanie „O sławnej skaczącej żabie z hrabstwa Calaveras”. Przedmiotem kpin w jego satyrycznych pamfletach były m.in. zażarte spory i dyskusje między secesjonistami a abolicjonistami o przyszłość Terytorium Newady, które 31 października 1864 r. stało się 36. stanem USA. Współcześni szybko docenili talent Twaina jako humorysty, satyryka i twórcy kąśliwych pamfletów. Gazety „Alta California” i „New York Tribune” sfinansowały w 1867 r. jego podróż do Europy i w rejon Morza Śródziemnego na pokładzie statku „Miasto Kwakrów”. W czasie tej podróży Twain poznał Charlesa Langdona, młodszego brata swej przyszłej żony Olivii Langdon. Po powrocie z rejsu, który zaowocował wydaniem w 1869 r. powieści „Prostaczkowie za granicą”, Mark Twain mógł poznać bliżej bogatą rodzinę biznesmena węglowego Jervisa Langdona i jego żony Olivii Lewis Langdon. Ich córka Olivia, młodsza od Marka Twaina o 10 lat, była bardzo chorowita i na skutek wypadku w młodości miała częściowo sparaliżowane nogi. Jednak 35-letni pisarz zakochał się w niej nieprzytomnie i w 1870 r. para się pobrała. Małżonkowie zamieszkali z początku w Buffalo, skąd jednak po pewnym czasie przenieśli się do domu w Hartford, w stanie Connecticut. Mark Twain dobrze czuł się w abolicjonistycznym i postępowym środowisku znajomych państwa Langdonów. Dzięki rodzinie żony zawarł wiele znajomości, z których szczególnie cenił sobie przyjaźń z pisarzem Williamem Deanem Howellsem.

I to on przekonał Twaina do napisania wspomnień z pobytu na Dzikim Zachodzie w autobiograficznej powieści „Pod gołym niebem” (w 1872 r.), ukazującej rozległy obraz życia osadników od St. Louis aż po Hawaje. Druga wielka jego podróż – do Europy, w czasie której zwiedził Niemcy, Szwajcarię i Włochy – opisana została w powieści wydanej w 1880 r. i zatytułowanej „Włóczęga za granicą”.

Znakomity pisarz, kiepski finansista

Mark Twain był człowiekiem niezwykle nowoczesnym jak na swoje czasy. Poza pracą literacką i spotkaniami z czytelnikami żywo interesował się nowymi technologiami i wynalazkami. 19 grudnia 1871 r. opatentował nawet „ulepszone, elastyczne i regulowane paski do bielizny” oraz „samoprzylepny album do wycinków prasowych”. Mimo wielu pomysłów na zarobienie pieniędzy Mark Twain nie potrafił dorobić się fortuny i ciągle borykał się z kłopotami finansowymi. Nawet będąc już u szczytu sławy pisarskiej, kiedy za swoje książki zarabiał dużo pieniędzy, zazwyczaj bardzo kiepsko inwestował fundusze. Na przykład w 1890 r. ulokował około 200 tys. dolarów w automatyczną maszynę drukarską, ale mimo to jego przedsiębiorstwo wydawnicze zbankrutowało trzy lata później. Dzisiaj kwota 200 tys. dolarów jest olbrzymim wydatkiem inwestycyjnym, ale 126 lat temu, kiedy roczny dochód przeciętnej amerykańskiej rodziny wynosił 1200 dolarów, kwota ta była gigantyczną inwestycją. Biografowie Twaina obliczyli nawet, że pisarz w ciągu całego życia stracił na nieudanych inwestycjach około pół miliona dolarów. Stosując różne instrumenty porównawcze, oblicza się, że kwota ta mogła odpowiadać sile nabywczej ok. 14 mln dolarów z 2015 r. Jeszcze większą porażką było odrzucenie przez Twaina w 1878 r. propozycji Grahama Bella zainwestowania pieniędzy pisarza w nowy wynalazek nazywany telefonem. Jak na ironię rok później w domu Twaina pojawiło się takie urządzenie. Pisarz przechwalał się, że jest to pierwszy prywatny telefon na świecie.

Mark Twain był także pionierem w używaniu maszyny do pisania. „Przygody Tomka Sawyera” miały być pierwszym na świecie manuskryptem napisanym na maszynie. „Wynalazczość” jako temat powróciła w dwóch pełnych drwiny utworach będących rezultatem rozmów, jakie pisarz przeprowadził w Wiedniu z polskim wynalazcą Janem Szczepanikiem, który zrezygnował z pracy nauczycielskiej i poświęcił się tworzeniu wynalazków z dziedziny fotografii, tkactwa, a w późnym wieku nawet… telewizji. Szczepanik wynalazł m.in. kamizelkę kuloodporną czy fotometr, o czym Twain napisał w opowiadaniach „The Austrian Edison Keeping School Again” z 1898 r. i „From the London Times” z 1904 r. Mark Twain chciał nawet odkupić od Polaka patent nowoczesnej maszyny tkackiej. Ale jedynym owocem tych negocjacji był gobelin przedstawiający Marka Twaina, który Szczepanik utkał na swojej maszynie.

W wyniku porażek finansowych w 1893 r. pisarz ogłosił bankructwo i wyruszył w wielkie tournée po świecie z prelekcjami i odczytami. Był prekursorem spotkań autorskich z czytelnikami, które same w sobie stanowiły wielką wartość literacką. Twain miał bowiem niezwykły dar improwizacji i wygłaszania niezwykle celnych, pięknych w formie, inteligentnych i niepozbawionych autoironii przemyśleń nadających się od razu do publikacji. Jego popularność była tak wielka, że szybko odrobił finansowe straty spowodowane chybionymi inwestycjami.

Patriota i antyimperialista

Mark Twain jako jeden z pierwszych amerykańskich intelektualistów zaczął dostrzegać ułomności polityczno-gospodarczego ustroju USA. Zakończona w 1865 r. wojna secesyjna spowodowała pojawienie się nowej klasy społecznej: magnatów finansowych, których fortuny wyrosły na polach bitewnych wojny domowej i gruzach miast Południa. Stopniowo przejmując zarządzanie gospodarką amerykańską, nowa wąska grupa kapitalistów zaczęła ingerować w każdą dziedzinę życia Amerykanów – od polityki począwszy, przez finanse, sprawy społeczne, edukację, na kulturze skończywszy. W II połowie XIX w. pojawili się ludzie zdolni za pomocą operacji finansowych kształtować kierunki rozwoju państwa. Do tej grupy należeli: monopolista naftowy John D. Rockefeller oraz bezwzględny spekulant i hazardzista giełdowy Jane Gould, który 24 września 1869 r. spowodował pierwszy krach giełdowy zwany czarnym piątkiem. Na losy Ameryki zaczęli mieć wpływ tacy ludzie jak magnat kolejowy Cornelius Vanderbilt, potentat w przemyśle stalowym Andrew Carnegie czy potężny bankier John Pierpont Morgan. Ta nowa wspierająca się kasta multimilionerów metodycznie niszczyła konkurencję.

Dziki kapitalizm amerykański z pierwszej połowy XIX w. zaczął przekształcać się po wojnie secesyjnej w kapitalizm oligarchiczny i korporacyjny. Pozostawał jednak kapitalizmem bandyckim, w którym niebotyczne fortuny zdobyte „per fas et nefas” dawały małej grupie ludzi niemal nieograniczoną władzę gospodarczą, a co za tym idzie – także polityczną. Wypowiedzi Marka Twaina wskazywały, że zdawał sobie sprawę, że władze administracyjne kraju, łącznie z Kongresem, dbają wyłącznie o interesy wielkich przedsiębiorców. Wszystkie szczeble władzy przeżarte były korupcją i nepotyzmem. Wybory sprzyjały lobbowaniu i przekupstwu politycznemu. Zresztą to zjawisko towarzyszyło amerykańskiej demokracji już od czasów prezydentury Jerzego Waszyngtona, kiedy 12 maja 1789 r. zarejestrowano niesławnej pamięci Tammany Hall – lobbystyczną organizację związaną z Partią Demokratyczną. Jednak okres tuż po wojnie domowej był szczególnie sprzyjający mnożeniu się negatywnych zjawisk na styku świata polityki i gospodarki. Swoje niepokoje o przyszłość ojczyzny Mark Twain wyraził we wspólnie napisanej z Charlesem Dudleyem Warnerem książce, wydanej w 1873 r. pod znamiennym tytułem: „Wiek pozłacany. Opowieść o dniu dzisiejszym”. Nakreślili w niej niezwykle krytyczny obraz młodego kraju rządzonego przez niekompetentną i przeżartą korupcją administrację. Twain z Warnerem wskazują, że z jednej strony jest niewielka grupa mająca z racji posiadanych fortun dostęp do wszystkiego, a z drugiej biedne społeczeństwo, całkowicie pozbawione możliwości wyboru nowego kierunku rozwoju kraju.

Mark Twain pozostawał zwolennikiem udziału związków zawodowych w zarządzaniu gospodarką. Problem nędzy, nierówności społecznych i zasad funkcjonowania władzy poruszył m.in. w dwóch znakomitych książkach: w wydanej w 1882 r. powieści „Książę i żebrak” oraz w 1889 r. w alegoryczno-satyrycznej powieści „Jankes na dworze króla Artura”. Ta ostatnia uznana została za pierwszą w historii opowieść o podróżowaniu w czasie. Eksterminacja Indian, powstanie Ku-Klux-Klanu w 1863 r. i łamanie praw ludności murzyńskiej, mimo zniesienia niewolnictwa, to najbardziej jaskrawe zjawiska rzeczywistości amerykańskiej II połowy XIX w., które Twain z całą stanowczością krytykował. W „Trzydziestu trzech opowieściach” napisał: „Sójka ma równie mało zasad moralnych, co członek naszego Kongresu. Sójka kłamie, sójka kradnie, sójka oszukuje, sójka zdradza i w czterech wypadkach na pięć cofa najuroczystsze przyrzeczenie”.

25 kwietnia 1898 r. nastąpiła kolejna zmiana, przed którą Twain stanowczo ostrzegał. Wybuch wojny z Hiszpanią oznaczał wyjście z polityki izolacjonizmu. Za prezydentury Williama McKinleya powstała nowa imperialna doktryna głosząca, że wszystkim kieruje opatrzność wskazująca na to, co jest zgodne z interesem narodowym USA. Zgodnie z tą myślą polityczną Stany Zjednoczone wyparły z zachodniej półkuli wpływy hiszpańskie, podbijając Kubę, Puerto Rico i Filipiny. W 1901 r. to prezydent Theodore Roosevelt zapoczątkował erę progresywizmu inicjującą reformy społeczne. Jednak Twain wcale się nimi nie zachwycał. 13 września 1907 r. napisał, że Theodore Roosevelt jest największym nieszczęściem, jakie spadło na naród amerykański od czasu zakończenia wojny secesyjnej. W 1904 r. zarzucił „Tedy’emu”, że zdobył prezydenturę tylko dzięki machlojkom wyborczym i przekupstwu. Jako zdecydowany pacyfista i wiceprezydent Ligi Antyimperialistycznej pisarz nie mógł znieść odrzucenia doktryny Monroego w polityce zagranicznej. Uważał, że imperializm musi skończyć się katastrofą.

Od prezbiterianina do deisty

Nie jest tajemnicą, że Mark Twain był wolnomularzem. Z amerykańskiego Masonic Dictionary dowiedzieć się można, że zgodnie z informacją podaną w 1923 r. przez Wielkiego Sekretarza Loży Masońskiej w Missouri Samuel L. Clemens 26 grudnia 1860 r. zgłosił chęć przystąpienia do Loży Gwiazdy Polarnej 79 w St. Louis. 10 lipca 1861 r. po przejściu szeregu wtajemniczeń uzyskał stopień Mistrza Loży. Masona Marka Twaina często określa się mianem ateisty. Co prawda jako dziecko został wychowany w purytańskiej atmosferze prezbiteriańskiego protestantyzmu, silnie wyznawanego przez matkę pisarza. Dla mieszkańców południowych stanów zamieszkujących tzw. Pas Biblijny, Pismo Święte było ostatecznym drogowskazem, jak postępować w życiu, jak karać za złe, a nagradzać za dobre uczynki. Samuel Clemens nie przejął jednak po matce głębokiej wiary. Był raczej jak jego ojciec typowym agnostykiem. Swoje poglądy religijne ukazał przez usta głównego bohatera i zarazem narratora „Przygód Hucka Finna”, którego niewiele obchodziły wtłaczane mu do głowy dzieje Mojżesza, bo „któżby tam przejmował się losem kogoś, kto dawno nie żyje”. Prawzorem Hucka Finna nie był jednak Mark Twain, ale jego przyjaciel z dzieciństwa Tom Blankenship z Hannibal, chłopiec o cztery lata starszy od Twaina. W latach późniejszych pisarz wspominał, że słyszał kilka historii, co stało się z owym Tomem Blankenshipem. Podobno miał zostać sędzią pokoju w Montanie albo siedzieć w więzieniu za kradzież, lub też umrzeć na cholerę.

Huck Finn jest przedstawiony jako ateista, ale sam Mark Twain nie był człowiekiem obojętnym wobec religii. Przypisuje mu się raczej hołdowanie deizmowi, czyli idei Boga jako bezosobowego bytu, który po stworzeniu świata nie miesza się do spraw ludzkich. Ciekawą sprawą jest pewien rodzaj adoracji, jaką Twain darzył świętą Joannę d’Arc. Napisanie „Osobistych wspomnień o Joannie d’Arc”, trzyczęściowego dzieła rzetelnie opartego na wszelkich dostępnych źródłach historycznych, zajęło Twainowi około 12 lat. Książka była drukowana w odcinkach od 1895 r. w „Harpers Magazine”. W całości ukazała się na rynku wydawniczym dopiero w maju 1896 r. Znany z humorystycznego i kąśliwie satyrycznego języka pisarz skrył się w tej powieści za postacią bardzo poważnego narratora, fikcyjnego Louisa de Conte. Stosunek Marka Twaina do religii ujawnił się też w napisanych w 1909 r. „Listach z Ziemi” będących wyrazem rozpaczy pisarza po śmierci żony i córek. Powieść składała się z 11 listów napisanych przez Szatana, w których biblijny Bóg jest przedstawiony jako istota negatywna i żądna krwi ludzkiej. „Listy z Ziemi” były przez 53 lata dyskretnie skrywane z uwagi na pełen skargi i silnie antyreligijny charakter. Ich treść wskazuje, że pod fasadą dowcipnego intelektualisty krył się o wiele poważniejszy, rzeczywisty obraz człowieka miotanego silnymi zaburzeniami emocjonalnymi.

Świadek historii

Jego opowiadania przedstawiają świat, który zmiotła wojna secesyjna. W 1835 r. liczba ludności USA wynosiła 15 mln, ale już na przełomie XIX i XX w. przekroczyła 76 mln ludzi. Kolejne fale emigracji przyspieszyły rozwój przemysłu, gwałtowną urbanizację miast i przekształcenie amerykańskiego stylu życia. Twain urodził się w czasach, kiedy parostatki były szczytem technologii. Odchodził w świecie przeobrażonym przez szybki rozwój transportu i komunikacji, epoce światła elektrycznego, radia, telefonu, fotografii oraz samochodu. Wychował się w świecie, gdzie niewolnictwo było uznawane za naturalny porządek społeczny, a na starość stał się zwolennikiem równouprawnienia kobiet, które zajmowały przecież ważne miejsce w życiu jego bohaterów: Tomka Sawyera i Hucka Finna. Ciotki Polly i Sally, wdowa Douglas, panna Watson, podobnie jak inne postaci, miały swe pierwowzory w życiu. O swojej zmarłej żonie Olivii pisał w poruszająco czuły sposób w „Pamiętnikach Adama i Ewy”, co nie zmieniało faktu, że utrzymywał prawdopodobnie pozamałżeński związek z Isabel Van Kleek Lyon, która była jego sekretarką od 1902 r. O niej jednak nie tylko nie wyrażał się dobrze, ale wręcz wylał na nią literackie wiadro pomyj w dziele „Ashcroft-Lyon Manuscript”.

Odbierając tytuł doctora honoris causa Uniwersytetu w Oxfordzie w 1909 r., stwierdził lakonicznie, że umrze, kiedy na niebie znowu ukaże się kometa Halleya. Zgromadzeni na uroczystości profesorowie i studenci wybuchnęli śmiechem, ponieważ kometa miała się ukazać za rok, a pisarz wydawał się pozostawać w znakomitej formie. Pomylił się tylko o jeden dzień. Zmarł 21 kwietnia 1910 r. Na uroczystości pogrzebowej w kościele prezbiteriańskim Old Brick w Nowym Jorku elegię wygłosił sam prezydent William Howard Taft. Samuel Clemens spoczął obok swojej żony na cmentarzu Woodland w nowojorskim mieście Elmira.

Na początku XIX w. pewien szkocki krytyk zadał pytanie: „Kto w ogóle chciałby czytać amerykańskie książki?”. W 1935 r., a więc w stulecie urodzin Marka Twaina, Ernest Hemingway stwierdził jednoznacznie: „Cała literatura amerykańska wywodzi się z jednej książki – »Przygód Hucka Finna«”. Mark Twain wyłamał się z konwencji pisarskiej Henry’ego Jamesa czy Williama Deana Howellsa. Był najważniejszym amerykańskim pisarzem poruszającym problem rasizmu i niewolnictwa. Był prawdziwym piewcą Missisipi, głosem amerykańskiego Południa i świadkiem wielkiej ekspansji na Dziki Zachód, która dała temu krajowi rozwój i potęgę. W 1998 r. Centrum Kennedy’ego w Nowym Jorku ustanowiło Nagrodę Marka Twaina za Amerykański Humor.

rp.pl

Polska nie zrzekła się odszkodowań wojennych? Cimoszewicz: Kaczyński się myli

02.07.2017

 

Jarosław Kaczyński ignoruje fakty historyczne – tak Włodzimierz Cimoszewicz skomentował w TVN24 słowa wypowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego w czasie sobotniego Kongresy Zjednoczonej Prawicy. Chodzi o wypowiedź na temat odszkodowań za straty wojenne, których – wedle prezesa PiS – Polska nigdy się nie zrzekła.

Cimoszewicz stwierdził, że Polska zrzekła się odszkodowań za straty wojenne, choć stało się to w czasie, kiedy nie była w pełni niezależna. Przypomniał, że doszło do tego w związku z naciskiem Związku Radzieckiego, przyznał, że nie ma na ten temat kompletu wymaganych dokumentów. Ale dodał, że przez kolejne 60 lat po wojnie wszystkie rządy – zarówno PRL, jak i III RP – nie podnosiły tego tematu. W związku z tym – jak stwierdził – sytuacja prawno-międzynarodowa jest taka, że żadne odszkodowania nam nie przysługują.

 

– Kaczyński lekceważy fakty historyczne, Polska oficjalnie zrzekła się reparacji wojennych. To prawda, że okoliczności tego były niejasne, że nie ma dokumentów, ale przez 60 lat wszystkie kolejne rządy PRL i III RP zachowywały się w ten sposób, że nie występowały z kolejnymi roszczeniami. Z prawnego i międzynarodowego punktu widzenia nie mamy żadnego tytułu do domagania się takich reparacji. Jeśli rząd pisowski podjął tę kwestię, oznacza to, że świadomie dąży do niezwykle poważnego konfliktu politycznego z Niemcami – podsumował Cimoszewicz.

Kaczyński o reparacjach

O tym, że Polska nigdy nie zrzekła się odszkodowań za straty z czasu II wojny światowej, Jarosław Kaczyński mówił w czasie swego wystąpienia na Kongresie Zjednoczonej Prawicy w ostatnią sobotę.

– Historycznie rzecz biorąc, trzeba sobie przypomnieć i warto, żeby o tym pamiętali nasi krytycy z Zachodu, że Polska była pierwszym krajem, który zbrojnie przeciwstawił się niemieckiemu hitleryzmowi, a 17 dni później zostaliśmy zaatakowani także przez inny, ludobójczy totalitaryzm, przez Związek Sowiecki – powiedział Kaczyński.

 Pojawia się pytanie – czy otrzymaliśmy za to, za te gigantyczne szkody, których tak naprawdę nie odrobiliśmy do dziś, straty w ludziach, w elitach, są właściwie nie do odrobienia, to trzeba 5, czy 7 pokoleń, żeby to nadrobić – jakikolwiek odszkodowanie? Nie – podkreślił prezes PiS.

Jak dodał, jest pytanie, czy wobec tego historycznie rzecz biorąc nie mamy pewnych moralnych praw. Ocenił, że tutaj jest nie tylko historia, ale także prawo.

 Polska się nigdy nie zrzekła tych odszkodowań. Ci, którzy tak sądzą są w błędzie. Powinni wziąć pod uwagę kontekst ekonomiczny. Polska otworzyła swój rynek na 12 lat przed wejściem do Unii Europejskiej. Środki przedakcesyjne były, ale były dość ubogie i przyszły dużo, dużo później – mówił Kaczyński, który wątek ten poruszył w kontekście obecności Polski w Unii Europejskiej.

dziennik.pl

Bogusław Chrabota: Walec PiS toczy się dalej

Foto: PAP, Piotr Polak

W Przysusze potwierdziły się wszystkie ostatnie przedkongresowe przesłuchy.

W Prawie i Sprawiedliwości nie doszło do żadnych rozliczeń. Na obrazie rządzącej Polską większości nie pojawiły się też żadne pęknięcia. Nawet jeśli wiadomo, że istnieją, a eksperci z łatwością potrafiliby je wskazać, kongres Zjednoczonej Prawicy był wielką demonstracją jedności.

Taki też był zamysł organizatorów i temu służył wybór lokalizacji. Polacy mieli zobaczyć silną drużynę reformatorów budujących nowoczesne państwo mimo kłód rzucanych pod nogi przez poprzednie elity. Ekipę, która służy najszerzej rozumianemu interesowi narodowemu, a nie – jak poprzednicy – interesowi wybranych. Siermiężne wnętrza lokalnej hali sportowej były zresztą dobrą do tego scenografią. Podkreślały, że PiS reprezentuje przeciętnego obywatela.

 

Punktem kulminacyjnym programu było oczywiście wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. Prezes był mało porywający, ale w niezłej formie. Rząd Beaty Szydło to w jego wizji lodołamacz, który płynie w słusznym kierunku, rozbijając pojawiające się po drodze góry lodowe. A jego kapitan, Beata Szydło, posuwa się od sukcesu do sukcesu. Celem jest nowa, piękna i dostatnia Polska ufundowana na trzech wartościach: równości (równe szanse), sprawiedliwości i solidarności. Cały zresztą wywód prezesa był enumeracją bezdyskusyjnych osiągnięć, a zgrabnym zabiegiem retorycznym było wyliczenie wśród nich zmian najgłośniej kwestionowanych przez opozycję, takich jak: „nikomu niepodporządkowany TK”, „ogromna reforma edukacji”, „prawdziwie wolna kultura”, „sieć szpitali” czy spluralizowane (choć wciąż nadmiernie skoncentrowane) media.

To wszystko właściwa ścieżka, choć wyzwania są jeszcze ogromne. To z jednej strony walka z własnymi słabościami, z drugiej konsekwentne oczyszczanie państwa ze „złogów” (ludzie poprzedniej ekipy). To zarówno kształtowanie kultury narodowej w zgodzie z wartościami narodowej tradycji, jak i ulżenie losowi emeryta. To też dokończenie reformy sądownictwa i naprawienie służb specjalnych. W kwestii uchodźców uczestnicy kongresu usłyszeli, że Polska ma moralne prawo do ich nieprzyjmowania, bo nasz kraj nie korzystał z „ich siły roboczej”. Jeśli ktoś oczekiwał po kongresie, że narracja w tej sprawie ulegnie zmianie, może czuć się rozczarowany.

To, co zaskakuje w wystąpieniu Kaczyńskiego, to kompletny brak akcentów antyeuropejskich. Prezes ani nie straszył Brukselą, ani nie nawoływał do jej kontestacji. Możliwe, że kryje się w tym strategia zmiany kursu partii na bardziej koncyliacyjny i proeuropejski. I jeszcze jedno. Jarosław Kaczyński ani słowem nie zająknął się o potrzebie nowej konstytucji. Polskę trzeba zmieniać, ale w drodze drobnych reform. Na nową konstytucję jest za wcześnie i w tym sensie narracja prezesa kompletnie się rozchodzi z planami ośrodka prezydenckiego.

Czym na tle kongresu Zjednoczonej Prawicy była Rada Krajowa Platformy? Można mieć wrażenie, że ustępowała mu zarówno rangą, jak i skalą. Inna też była miara oczekiwań. Jednak trudno nie mieć wrażenia, że liderzy PO wciąż nie potrafią znaleźć recepty na Prawo i Sprawiedliwość. Z ust przewodniczącego Schetyny nie padły żadne słowa, które wnosiłyby do debaty z PiS jakieś nowe wątki. Według PO Polsce grozi ksenofobia i autorytaryzm, a jedyną nadzieją na przyszłość są standardy bronione przez Platformę. Może to jeszcze zbyt wcześnie, ale PO nie zadeklarowała zrębu żadnego nowego programu, a retorycznie wyłącznie odbijała się od PiS.

To stanowczo za mało, by odwrócić trendy sondaży. I za wcześnie, by przestał obowiązywać obraz polityki, w którym przez Polskę toczy się walec PiS, a na jego drodze nie stoi nic, co mogłoby go zatrzymać.

rp.pl

Pisoclandia

Roman Giertych

02 lipca 2017

Jesteśmy w tygodniu w którym Prawo i Sprawiedliwość święci swoje triumfy. Dobra polityka gospodarcza ostatnich dziesięciu lat, wzrost gospodarczy Niemiec i Europy przyniosły solidny wzrost gospodarczy. Oczywistym beneficjentem tej sytuacji jest partia rządząca.

Fatalne błędy Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie w zakresie nadzoru dały pożywkę pod tezy o „rządzącym złodziejskim układzie”. Zamachy terrorystyczne w Europie sprzyjają wrogości do uchodźców. Ponieważ PiS po okresie wspierania przyjmowania muzułmanów z Czeczeni przeszedł na pozycje wrogie jakimkolwiek uchodźcom, jawi się dzisiaj jako gwarant nie powtarzania błędnej polityki imigracyjnej krajów zachodniej Europy.Wiele miliardów w budżecie państwa na sprzęt wojskowy i zerwanie relacji z Francją w tym obszarze oraz wybudowanie przez poprzedni rząd gazoportu zdolnego przyjmować gaz z USA doprowadziło do tego, że prezydent-biznesmen Trump uznał, że warto przyjechać do Polski, aby dopiąć sprzedaż amerykańskich produktów. Wpisuje się to w jego strategię wzrostu eksportu z USA.

To wszystko razem wydaje się przyćmiewać różne wpadki i problemy PiS: łamanie Konstytucji, próbę upartyjnienia sądów, całkowitą podległość partyjną mediów publicznych, ośmieszające działania Komisji Śledczej ds. Amber Gold, niespotykany nepotyzm i kolesiostwo w spółkach SP oraz w instytucjach państwowych itd., itp.

 

Mam nieodparte wrażenie, że opozycja kompletnie nie radzi sobie z tymi czynnikami, które skutkują wzrostem poparcia dla partii rządzącej. Powtarzanie wyłącznie, że jesteśmy przeciwko PiS nie zastąpi racjonalnego i dobrze sformułowanego programu, który będzie ogniskował opozycję. Próby np. Nowoczesnej zaproponowania rewolucji obyczajowej, która ma przebudować Polskę w kierunku lewicowo-ultraliberalnym są z góry skazane na niepowodzenie. Wystarczy wspomnieć los partii Palikota. Wybaczcie Państwo, że po wielu zabawnych wpisach przedstawię parę myśli poważnych, ale sytuacja wydaje mi się dojrzała do dyskusji na serio, gdyż zbliżamy się do połowy kadencji, a brak zasadniczego ustawienia sporów może doprowadzić do pojawienia się czynników, które na trwale zbudują dominację PiS w Polsce.

Po pierwsze musimy odpowiedzieć na pytanie co zasadniczo złego jest w polityce Prawa i Sprawiedliwości. Dla ludzi, którzy są beneficjentami programu 500+, boją się zamachów, korzystają ze wzrostu gospodarczego oraz cieszą się z wyróżnienia Polski wizytą prezydenta USA jest to fundamentalne pytanie. Wskazywanie na jak to określił Grzegorz Schetyna „brutalne chamstwo” rządzących jest dobre, ale niewystarczające. Te brutalne chamstwo odczuwają bowiem wyłącznie ludzie, którzy „na co dzień” interesują się polityką. Przeciętny obywatel tego nie odczuwa bo się o tym nawet nie dowiaduje. Co jest tym czynnikiem, który dla każdego obywatela powinien być ważny, a który dzień po dniu jest realizowany przez PiS? Tworzenie omnipotencji państwa. Czyli budowanie systemu, w którym wolność jednostki jest zastąpiona przez opiekuńczo-nadzorczą rolę państwa.

To jest zresztą istotą sporu, który mnie poróżnił z Jarosławem Kaczyńskim. Dla mnie rolą państwa jest tworzenie zewnętrznych i wewnętrznych ram dla wolności obywatelskiej, a dla Kaczyńskiego państwo to lekarstwo na brak samodzielności ludzi. Jego postawa wynika z głęboko zakorzenionego myślenia socjalistycznego (charakterystycznego dla jego idola – Józefa Piłsudskiego). Dlatego też dla Kaczyńskiego służby specjalne, prokuratura i policja muszą wkraczać w każdy element życia ludzkiego, a dla mnie jest (i było w sprawie Leppera) to nie do zaakceptowania. Ta różnica jest różnicą fundamentalną i posiadającą wielorakie konsekwencje. W realiach polskich budowanie przez PiS państwa totalnego oznacza po prostu jego upartyjnienie. Bez wiary w wolność obywateli i zaufania do ludzi kontrola nad społeczeństwem musi oznaczać budowanie monopartii wpieranej przez system służb bezpieczeństwa i wojsko. Nomenklatura ma to do siebie, że się rozszerza.

I dla każdego, nawet najmniej zaangażowanego obywatela przyjdzie moment, gdzie nawet sklepiku, czy małej firmy nie otworzy bez partyjnego umocowania. Tak było we wszystkich krajach, gdzie nomenklatura rządziła. Koncepcja rządów partii jest w idei politycznej całkiem nowa. Jej twórcą jej Włodzimierz Lenin, a pierwszym państwem, gdzie system władzy partii był ustalony był ZSRR. Jej zastosowanie nie było jednak tylko domeną rządów lewicowych. Z powodzeniem rządy takie kreował gen. Franco, czy Pinochet, chociaż w tych krajach zwykle system ten przeżywał niedługo swego twórcę. Państwo partyjne jest w początkowym okresie sprawniejsze od zarządzanej wielobiegunowo demokracji. Centralizacja decyzji daje początkowo sprawność działania. Istotą tego państwa jest tworzenie nomenklatury.

Do bycia w elicie nie potrzeba specjalnego wykształcenia, mądrości, zdolności, pracowitości, czy szczęścia: wystarczy mieć legitymację partyjną. Sposobem rekrutacji do tak tworzonej elity jest przynależność polityczna. Taka przynależność daje olbrzymie profity. Dostęp do urzędów, spółek państwowych, zaszczytów oraz ochrona przed odpowiedzialnością za przekraczanie prawa. Istotą i spoiwem rządów PiS jest właśnie tworzenie tak skonstruowanej elity. I z tego też powodu elita tworzona inaczej, w poprzednim systemie, która opierała przynależność na w/w czynnikach (zdolności, pracowitości, szczęściu, wykształceniu etc.) jest największym wrogiem dla takiego państwa partyjnego. Spójrzcie Państwo, że PiS z ochrony swoich ludzi (Mariusz Kamiński, Wolfgang, sędzia TK, który spowodował wypadek, kierowca samochodu premier w trakcie wypadku itd) uczynił wręcz ostentację. Dlaczego? Bo przekaz jest jasny. Jesteś z nami jesteś bezpieczny. Jesteś z „nimi” będą cię ścigać wszystkie instytucje państwa. Jesteś z nami i nazywasz się Piotr Duda to „Sok z buraka” będzie prześladowany za umieszczenie twojego mema w mundurze ZOMO. Jesteś przeciwko nam i nazywasz się Tusk to twój wizerunek w mundurze SS umieszczony przez przedstawiciela RP to żart. Jesteś naszą „córką leśnika” wybieraj w posadach. Jesteś z nimi radź sobie sama.

Tak skonstruowane państwo oznacza wymianę elit poprzez tworzenie nomenklatury partyjnej. I taki jest cel J. Kaczyńskiego. Dlaczego taki system jest zgubny dla Państwa w dłuższym okresie czasu? Gdyż tak stworzona elita opiera się na znajomościach, a nie na zdolnościach. Tak budowane Państwo jest oczywiście sprzeczne z samą istotą myślenia europejskiego, gdzie zdolność, kreatywność, wykształcenie, pracowitość były zawsze elementami kluczowymi dla osiągnięcia sukcesu. Nomenklatura partyjna jako źródło sukcesu w sposób organiczny cofa nas na Wschód.

Na czym więc powinna skupić się opozycja?

Na wykazywaniu tworzenia nomenklatury i zawłaszczania Państwa poprzez pokazywanie, szczególnie młodym oraz drobnym przedsiębiorcom, że oznacza to zamknięcie dla nich drogi do kariery, czy biznesu w inny sposób niż poprzez uległość polityczną. A dla wszystkich zarządzanie przez osoby nominowane partyjnie będzie szkodliwe ze względu na to, że selekcja partyjna zawsze ma charakter selekcji negatywnej. Musimy zbudować przed wszystkim informację dla społeczeństwa o osobach z nomenklatury. I pokazać je publicznie poprzez wskazanie osób i ich powiązań z partią rządzącą. Bez tego ludzie nie zrozumieją czym grozi monowładza PiS i budowanie przez tą partię Pisoclandii. Jarosław Kaczyński jest bardzo sprytnym politykiem. On nie ma żadnych poglądów. Jest gotowy głosić takie poglądy jakie w danej chwili mu pasują. Więc dostosowuje te poglądy do danych okoliczności społecznych.

Opozycja nie wygra z nim na lepszy program, bo będzie on głosił zawsze taki program, jak z sondażów będzie wynikać, że ludziom się podoba. Jedynym jego ukrytym programem od którego nie odstąpi jest budowanie monowładzy swojej partii. I dlatego opozycja powinna oprzeć program na dwóch filarach: po pierwsze chcemy państwa europejskiego (ale nie w znaczeniu muzułmańskich gett, czy ekstremizmu lewicowego w obyczajowości) tylko w zakresie pomocniczej, a nie totalnej roli państwa, a po drugie chcemy aby tkankę Państwa nie tworzono poprzez nomenklaturę partyjną, tylko poprzez uczciwe zasady konkurencji i awansów. Tak winna być wyznaczona linia sporu i tylko taki spór można z PiS wygrać.

Źródło: Facebook

naTemat.pl

NA KRAKOWSKIM PRZEDMIEŚCIU
POJAWIŁA SIĘ NIETYPOWA
INSTALACJA. PRZEDSTAWIA
JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO

02.07.2017

Na razie nie wiadomo, kto jest autorem tego „dzieła”.

wawalove

Trzeba wreszcie rozliczyć największą aferę PiS – SKOK-i

Trzeba wreszcie rozliczyć największą aferę PiS - SKOK-i

Czy największe afery PiS wreszcie zostaną nagłośnione? – zasadnie pyta Michał Kuczyński z portalu Crowdmedia. To ważne pytanie, bo podczas odbywającej się niemal równolegle do Kongresu PiS, Radzie Krajowej Platformy Obywatelskiej nie zabrakło mocnych słów pod adresem partii, która w bezpardonowy sposób niszczy w Polsce państwo prawa i trójpodział władzy. Tyle, że efekty takich ostrych diagnoz w sondażach są prawie niezauważalne.

Dlaczego? Skuteczniejsze okazują się działania pisowskich trolli w social mediach, fala internetowego hejtu i zdyscyplinowane powielanie rządowych przekazów dnia przez polityków partii Kaczyńskiego. Cóż, przez lata pobytu w opozycji w PiS dobrze zrozumieli, że w dobie stabloidyzowanego społeczeństwa, nieczytającego prasy pisanej, przeglądającego tylko tytuły i ewentualnie nagłówki z internetowych serwisów informacyjnych, główna siła jest nie w jakości przekazu, ale w jego ilości i jednolitości – zauważa Kuczyński.

Zarówno sukcesy, faktyczne czy wyimaginowane, jak też wielka machina rządowej propagandy sprawiają, że nawet jeśli wychodzą na jaw afery finansowe, takie jak – co skrupulatnie wylicza publicysta Crowdmedia – afera SKOK, nepotyzm i kolesiostwo w państwowych spółkach na niespotykaną dotychczas skalę, czy wypowiedziane bez ogródek i bardzo dobrze udokumentowane wątpliwości co do prawdziwych motywów działania szefa polskiego resortu obrony (wystarczy przypomnieć efekty dziennikarskiego śledztwa Tomasza Piątka w sprawie powiązań Antoniego Macierewicza z rosyjskimi służbami), to politycy PiS „zdają się być osłonięci teflonową powłoką”, konstatuje Kuczyński.

Trzeba więc pokazywać prawdziwy obraz PiS i ich afery. Pora więc sięgnąć po skuteczne narzędzie. Jakie? Otóż są w ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora oraz regulaminie Sejmu i Senatu narzędzia, które pozwalają opozycji skutecznie walczyć o kreowanie znacznie większej ilości przekazu niż do tej pory. Mowa o zespołach parlamentarnych – takich samych jak ten powołany w poprzedniej kadencji Sejmu przez Antoniego Macierewicza do spraw wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.

Powinien więc powstać zespół parlamentarny, który regularnie przedstawiać będzie ustalenia na temat największej afery PiS-u, czyli stworzenia parasola ochronnego nad systemem Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo – Kredytowych, który dziś doprowadził już do strat rzędu 5 mld (!) złotych, a którego twórca jest dziś senatorem PiS. Realizując mandat posła i senatora, posłowie opozycji mogliby bez problemu żądać od instytucji publicznych wielu dokumentów i wyjaśnień w tej sprawie. W świetle kamer należy pokazać powiązania SKOK-ów z politykami PiS, proces budowania opłacanych z pieniędzy SKOK mediów, tak otwarcie sprzyjających partii rządzącej. A przy okazji – zauważa słusznie Kuczyński – kreować nowe twarze młodych polityków, którzy dotychczas pozostają w cieniu: Rafała Trzaskowskiego, Marcina Kierwińskiego czy Agnieszki Pomaski.

Także zbadana przez Tomasza Piątka kwestia kłopotliwych dla PiS-u, niebezpiecznych związków Antoniego Macierewicza z rosyjskimi służbami może być paliwem dla kolejnego zespołu parlamentarnego.

Tematów jest więcej – skandaliczne upolitycznienie służby cywilnej i prokuratur, patologie w służbie zdrowia, w systemie edukacji, sztuczki księgowe w Ministerstwie Finansów… itp. itd.

mpm

Źródło: crowdmedia.pl

koduj24.pl

Neumann o wystąpieniu Morawieckiego: to halucynacje

Neumann o wystąpieniu Morawieckiego: to halucynacje

Nie milkną echa sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Pod wielkim ostrzałem znalazło się płomienne przemówienie wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Z prawdziwą emfazą mówił o projektach rozwojowych, które mają napędzać polską gospodarkę. Jednym z nich, o którym od kilku miesięcy często mówi też lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, jest Centralny Port Lotniczy. Mateusz Morawiecki stwierdził, że to będzie „bijące serce komunikacji Polski”.

Temat ten komentowany był w niedzielnych programach publicystycznych z udziałem polityków. – „To nie były wizje, tylko halucynacje – powiedział Sławomir Neumann, szef klubu PO. W TVN 24 przekonywał, że kreślone przez wicepremiera plany mają na celu jedynie mydlenie Polakom oczu i odwracanie ich uwagi od realnych problemów.

Wtórował mu poseł PSL Piotr Zgorzelski i przypomniał o nieudanym projekcie portu lotniczego Ciudad Real w Hiszpanii, wybudowanego za ciężkie miliony, a ostatecznie – zamkniętego.

koduj24.pl

Witold Gadomski

Państwo buduje prom. Bez projektu, bez kosztorysu, bez przetargu. Rządzi ideologia, jak w PRL-u

02 lipca 2017

Robert Stachnik/REPORTER

Stępka, czyli oś konstrukcyjna statku, została położona na politycznym wiecu w świetle kamer, mimo że nie ma jeszcze projektu promu. Politycy zapowiadają świetlaną przyszłość dla przemysłu stoczniowego, ale czy choć ten jeden projekt będzie opłacalny?

23 czerwca na pochylni Wulkan Nowy odbyło się położenie stępki pod budowę promu pasażersko-samochodowego, który zamówiła Polska Żegluga Bałtycka. Wykonawcą będzie Morska Stocznia Remontowa „Gryfia”, która w tym celu wykorzysta infrastrukturę dawnej stoczni szczecińskiej, w tym pochylnię. Pochylnią zarządza obecnie Szczeciński Park Przemysłowy, też spółka państwowa.

W uroczystości położenia stępki wzięli udział przedstawiciele władz państwowych i partyjnych. W imieniu partii przemawiał Joachim Brudziński, który obiecał stoczniowcom, że tym razem ich miejsca pracy nie zostaną zlikwidowane. Zapachniało PRL-em. Ktoś odczytał list w imieniu nieobecnego prezydenta, ktoś inny list od pani premier. Mało kto zwrócił uwagę, że armator (PŻB) nie ogłosił przetargu na nowy prom, a stępka, czyli oś konstrukcyjna statku, została położona, mimo że nie ma jeszcze projektu promu.

Czytaj też: Polskie stocznie walczą o najmniejsze kontrakty na budowę statków. A MON unieważnił właśnie kontrakt na sześć holowników dla Marynarki Wojennej

Żyjemy w stosie nieprawdopodobnej głupoty najwyższych przedstawicieli państwa polskiego – Andrzej Celiński w „Temacie dnia”

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,22024319,video.html

Projekt „Batory”

Budowa promów dla państwowych armatorów – Polskiej Żeglugi Bałtyckiej i Polskiej Żeglugi Morskiej – ma być jednym z flagowych projektów Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Mateusz Morawiecki nazwał go projektem „Batory”.

Zgodnie z szacunkami koszt budowy promu to około 450 milionów złotych. Minister Gospodarki Morskiej Marek Gróbarczyk zapewnia, że budowa promów ma zapewnione finansowanie. Pieniądze będą pochodzić z państwowych banków oraz Polskiego Funduszu Rozwoju. Odradzanie przemysłu stoczniowego ma się zatem dokonać poza mechanizmem rynkowym. Stroną zamawiającą będą państwowe spółki, wykonawcami państwowe stocznie, a finansowania dostarczą państwowe banki i fundusze.

Budzi to kilka wątpliwości. Jeśli nie ma reguł rynkowych, to nie ma twardych ograniczeń finansowych, konkurencji, podnoszenia wydajności, ograniczania kosztów. Według takiego modelu budowany był przemysł w PRL. Nie liczono się z kosztami i rachunkiem ekonomicznym, więc przedsiębiorstwa funkcjonowały i zatrudniały pracowników (to było ich najważniejszym celem) i nie bankrutowały, nawet gdy były bardzo niewydajne. Aż zbankrutowała cała gospodarka.

Druga wątpliwość wiąże się z pomocą publiczną, która musi zyskać zgodę Komisji Europejskiej. Założona w 2002 roku przez skarb państwa Stocznia Szczecińska Nowa zbankrutowała już po siedmiu latach. Każdy rok kończyła stratą, mimo że gdy powstawała, nie była obciążona długami swojej poprzedniczki – Porty Holding, którą rząd SLD doprowadził do upadłości w roku 2002. Stocznia Szczecińska Nowa stale potrzebowała pomocy państwa (np. umarzania zobowiązań podatkowych) i w końcu została w 2009 roku zlikwidowana, gdyż Komisja Europejska na szczęście nie zgodziła się na dalsze dotowanie z kieszeni podatników.

Z projektem „Batory” może być gorzej, gdyż rozliczenia między państwowymi firmami i funduszami przez długi czas mogą pozostać nieujawniane. Jest więc ryzyko, że rząd ogłosi sukces – prom zostanie zwodowany. Wątpię jednak, by został dotrzymany termin jego przekazania do PŻB w roku 2020. Projekt tak naprawdę wymagać będzie nieustannej pomocy publicznej.

Czytaj też: Kłopoty największej stoczni w Polsce. Została ze statkami, których nikt nie chce odebrać

Gryfia remontuje

Morska Stocznia Remontowa Gryfia SA powstała w wyniku połączenia dwóch zachodniopomorskich zakładów, które od września 2013 r. prowadzą działalność operacyjną jako jedna spółka. Stocznia specjalizuje się w remontach, przebudowach i przeglądach kontrolnych statków. Jest też producentem konstrukcji stalowych offshore (np. platform), na które obecnie nie ma koniunktury w związku z niskimi cenami ropy i gazu.

W budowie promów nie ma żadnego doświadczenia. Owszem, na swej stronie internetowej informuje, że zbudowała norweski prom Torghatten Trafikkselskap AS, ale po pierwsze, było to dawno, w roku 2001, po drugie, prom miał zaledwie 70 m długości (ten budowany dla PŻZ ma być trzykrotnie dłuższy), a po trzecie, Gryfia jedynie zespawała kilka części norweskiego promu, które były wykonane w stoczniach brytyjskich.

Prom pasażersko-samochodowy (tzw Ro-Pax) to skomplikowana konstrukcja. Ma niskie zanurzenie, a przez to może być niestabilny. Założenie, że z jego budową poradzi sobie stocznia, która nie ma w tych konstrukcjach doświadczenia, jest bardzo ryzykowne. Gdyby Polska Żegluga Bałtycka ogłosiła normalny przetarg na zakup promu, z pewnością jednym z ważnych kryteriów – oprócz ceny – byłoby doświadczenie wykonawcy i opinie o nim innych armatorów.

Tymczasem PŻB została zmuszona do zamówienia w konkretnej stoczni, która dopiero będzie szukała fachowców do zbudowania promu! Większość stoczniowców pracujących kiedyś w Porta Holding, a potem w Stoczni Szczecińskiej Nowej albo przeszła na emeryturę, albo wyjechała do stoczni norweskich.

Wojskowe standardy

Akcjonariuszem większościowym Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia SA jest MARS Fundusz Inwestycyjny Zamknięty Aktywów Niepublicznych (MARS FIZ), który posiada 87,5 proc. akcji. Z kolei 100 proc. akcji MARS-a ma Polska Grupa Zbrojeniowa SA, która podlega ministrowi obrony narodowej. MON chce wykorzystać Gryfię do celów wojskowych. To dodatkowo utrudni kontrolę jej finansów.

Stocznie wojskowe na całym świecie funkcjonują poza systemem rynkowym, co znacznie podraża ich produkty. Jakie to ma konsekwencje, widzieliśmy na przykładzie korwety „Gawron”, która budowana przez kilkanaście lat w gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej (SMW) pochłonęła 1 mld zł i ostatecznie trzeba było zrezygnować z projektu.

Według informacji przekazanych w Sejmie przez wiceministra Bartosza Kownackiego Gryfia w roku 2014 miała 9,5 mln zł strat, w 2015 – 17,3 mln zł strat, a w I półroczu 2016 – 12,3 mln zł strat i 55 mln zł długów. Czy są to wyniki wiarygodne – tego nie wiemy, gdyż Gryfia nie podlega audytowi niezależnych firm. Na początku 2016 roku minister Gróbarczyk mówił o groźbie utraty płynności przez spółkę. Kilka miesięcy później Kownacki zapewniał, że mimo ponoszonych strat sytuacja finansowa jest stabilna dzięki pożyczce w wysokości 10 min zł udzielonej przez Polską Grupę Zbrojeniową SA.

Zamówienie promu przez PŻB ma poprawić kondycję państwowej stoczni. Ale bardziej prawdopodobne jest, że ją pogrąży, tak jak korweta „Gawron” pogrążyła SMW. Za wszystko jak zwykle zapłacą podatnicy.

wyborcza.pl

Goebbels w TVP

Goebbels w TVP

Jak można przeciwstawić się szajce, grupie złoczyńców, etc., która demoluje nasz dom, naszą hacjendę, nasze państwo? Odpowiedzi chyba są oczywiste, przerabiane w historii, ubrane w narracje i fabuły.

Czy ktokolwiek może wskazać jakąś dziedzinę, której partia Kaczyńskiego nie zniszczyła? Nie ma takiej. Raczej swojego domu się nie niszczy. Nie robią tego na świecie partie konserwatywne, a może nawet one szczególnie.

Właśnie dlatego PiS nie jest konserwatywnym ugrupowaniem, jest bliżej niesprecyzowaną prawicą rytu kaczystowskiego. Jarosław Kaczyński demoluje nam ojczyznę. Nam. Nie sobie – bo on takiej może nie mieć. Nie traktuje Polski jako ojczyzny, jako wspólnoty, w której każdy powinien znaleźć swoje miejsce na miarę zdolności i włożonej pracy.

A Kaczyński chce wymienić elity. Na co? Na nie-elity, na dyspozycyjnych żołdaków. Chce zmienić wartości. Na jakie? Przecież nie wartości społeczeństwa tutaj zamieszkałego, bo wartości ucierają się, acz są uniwersalne, społeczeństwo znajduje dla nich znamię czasu właściwe dla różnych interesów. Godzić interesy, a nie dzielić ludzi, bo dzielenie w społeczeństwie jest niszczeniem.

Musimy sobie powiedzieć wprost. Kaczyński i jego wyselekcjonowani ludzie – wg wzorca negatywnego – działają na naszą szkodę, działają nie w naszym interesie, działają na korzyść swojego sortu, tworzą wartości mało uniwersalne, właściwe dla swojej wąskiej grupy.

Czy opozycja polityczna znajduje antidotum na niszczenie Polski? Zdaje się, że politycy opozycji zorientowali się, że z partią Kaczyńskiego nie można wejść w spór demokratyczny, to jest taki, w którym finalne rozstrzygnięcie jest w rękach wyborców, gdy wrzucają do urny karty do głosowania. Bo już wyborów może nie być, wyborów nie ma na Białorusi czy też w Rosji, tam pozostał tylko rytuał wyborczy.

Co możemy z rytuałem, skamieliną zrobić? No, właśnie. Mediów publicznych nie mamy, są media, na które nie chcemy płacić ani abonamentu, ani jakiegokolwiek podatku, bo te media nie wyrażają prawdy o nas, nie uczą wartości, są zwekslowane partyjnie, trzymają stronę tylko wąskiej grupy interesu politycznego, wąskich mało ludzkich wartości nieuniwersalnych, niehumanistycznych.

Te media są robione przez nie-elity dziennikarskie, bo podający się w TVP za dziennikarzy są tylko żołdakami. W czasie okupacji – istniała wówczas tylko prasa i raczkujące radio – takie media nazywano gadzinówkami. I tym jest TVP zarządzana przez Jacka Kurskiego, tym są radia publiczne – gadzinówkami szczującymi na Polaków, na opozycję polityczną. Gadzinówki nie opisują rzeczywistości, ale tworzą obraz zniekształcony, zdegenerowany, który służy do szczucia.

Platforma Obywatelska zrealizowała spot o telewizji publicznej, w której stosowana jest propaganda w stylu goebbelsowskim. I wcale nie jest to przesada, nie jest to metafora na wyrost. Pierwsze lepsze z brzegu porównanie ukazuje, jakim zagrożeniem dla Polski jest obecna władza. Jeden tylko cytat z Goebbelsa z 1934 roku, gdy przemawiał do sędziów: „Koncepcja nieusuwalności sędziów zrodziła się w obcych świecie intelektualistów, wrogim Narodowi”.

To tylko Goebbels. Bo dużo mocniej o sędziach mówi Kaczyński i jego żołdacy (intelektualnie nieutalentowani) Ziobro, Duda, Piotrowicz. Ba, dorzucają, czego nie uczynił Goebbels, iż sędziowie nie zostali wybrani, sami się mianowali, a oni rządzący wybrani zostali przez Naród. Goebbels to neptek w zestawieniu z Kaczyńskim.

Czegokolwiek w PiS-ie dotkniesz, napotkasz zgniliznę. Pierwszy lepszy z brzegu taki Adam Bielan. Powiedział to dzisiaj 2 lipca 2017: „Skala zaniedbań była taka, że gdyby ich nie było, to byłoby 5000+ a nie 500+”.

Podpowiem temu Kononowiczowi, bo nie chce nazywać go zgniłkiem, że byłoby to 5 milionów+, gdyby nie reforma Balcerowicza i w jej następstwie denominacja. Takie zgniłki (a jednak wchodzę w te ich trupięgi) nie powinni nigdy być obecni w życiu publicznym. Nie mają talentów, nie dotyczą ich wartości uniwersalne, napadli na Polskę (acz od wewnątrz). Szantażują, używają paralizatorów, niszczą.

W obronie ojczyzny musimy przeciwstawić się im wspólnotą. Jeżeli nie wystarczą wynajęci politycy – jak w narracjach filmowych typu „Siedmiu wspaniałych” – to przeciwstawiać się należy społeczeństwem obywatelskim, które może chwycić za broń nieposłuszeństwa. Przyjdą po haracz, to trzeba ich przegonić od naszych kieszeni, od naszych wartości, od naszej ojczyzny. Schetyna zapowiedział pierwszy krok nieposłuszeństwa obywatelskiego w sprawie abonamentu. Nie płacić na gadzinówki!

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Maciej Lasek punktuje zastępcę Kamińskiego – Wąsika

Maciej Lasek punktuje zastępcę Kamińskiego - Wąsika

Ostra wymiana zdań na Twitterze między Maciejem Laskiem a Maciejem Wąsikiem z PiS-u obnażyła hipokryzję funkcjonariuszy partii rządzącej. Zaczęło się od tego, że Wąsik – poseł PiS i zastępca koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego (ułaskawiony razem z nim przez Dudę) – zarzucił Laskowi, że nie potrafi zrozumieć zdania złożonego.

Chodziło o komentarz Laska do słów ministra Morawieckiego podczas kongresu PiS. Wicepremier powiedział, że rząd chciałby, aby każda polska rodzina mogła zaplanować swoje życie w promieniu 30-40 km od miejsca urodzenia. – „To już było – w ZSRR. Aby wyjechać do innego miasta, trzeba było mieć pozwolenie od władz. Pozwoli pan minister, że nie skorzystam” – napisał Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Nie spodobało się to Maciejowi Wąsikowi, który stwierdził, że Lasek nie jest w stanie zrozumieć jednego zdania podrzędnie złożonego. – „Ale przynajmniej jeszcze pamiętam, żeby zapłacić za paliwo na stacji” – odpalił Lasek. Nawiązał tym samym do głośnej afery sprzed kilku lat, gdy Maciej Wąsik podjechał na stację, zatankował 50 litrów paliwa i odjechał bez płacenia. Złapany tłumaczył się, że… zapomniał.

Jak donosił 6 lat temu „Super Express”, zastępca Mariusza Kamińskiego nie tylko nie zapłacił za paliwo, ale też nie odbierał wezwań policji do złożenia wyjaśnień. Zupełnie przypadkowo podczas demonstracji przed Pałacem Prezydenckim wylegitymowali go policjanci i okazało się, że Wąsik jest poszukiwany. Dopiero wówczas sprawa kradzieży paliwa ruszyła z miejsca.

Dużo później Wąsik wydał oświadczenie, w którym tłumaczył się z tego, co się stało na stacji benzynowej: – „W nawiązaniu do dzisiejszej publikacji „Super ekspressu” (pisownia oryginalna) na mój temat oświadczam, że 6 listopada ubiegłego roku (2011) tankowałem na stacji paliw benzynę i robiłem zakupy. Płatności dokonywałem kartą płatniczą, transakcja ta została odnotowana przez system bankowy. Pracownik stacji wliczył do rachunku jedynie zakupy, a nie paliwo. Niestety nie zwróciłem uwagi na tę pomyłkę, tym bardziej, iż miałem pod opieką małego syna”.

koduj.24.pl

Goebbels w TVP, nie płacić na gadzinówki

Jak można przeciwstawić się szajce, grupie złoczyńców, etc., która demoluje nasz dom, naszą hacjendę, nasze państwo? Odpowiedzi chyba są oczywiste, przerabiane w historii, ubrane w narracje i fabuły.

Czy ktokolwiek może wskazać jakąś dziedzinę, której partia Kaczyńskiego nie zniszczyła? Nie ma takiej. Raczej swojego domu się nie niszczy. Nie robią tego na świecie partie konserwatywne, a może nawet one szczególnie.

Właśnie dlatego PiS nie jest konserwatywnym ugrupowaniem, jest bliżej niespecyzowaną prawicą rytu kaczystowskiego. Jarosław Kaczyński demoluje nam ojczyznę. Nam. Nie sobie – bo on takiej może nie mieć. Nie traktuje Polski jako ojczyzny, jako wspólnoty, w której każdy powinien znaleźć swoje miejsce na miarę zdolności i włożonej pracy.

A Kaczyński chce wymienić elity. Na co? Na nieelity, na dyspozycyjnych żołdaków. Chce zmienić wartości. Na jakie? Przecież nie wartości społeczeństwa tutaj zamieszkałego, bo wartości ucierają się, acz są uniwersalne, społeczeństwo znajduje dla nich znamię czasu właściwe dla różnych interesów. Godzić interesy, a nie dzielić ludzi, bo dzielenie w społeczeństwie jest niszczeniem.

Musimy sobie powiedzieć wprost. Kaczyński i jego wyselekcjonwani ludzie – wg wzorca negatywnego – działają na naszą szkodę, działają nie w naszym interesie, działają na korzyść swojego sortu, tworzą wartości mało uniwersalne, właściwe dla swojej wąskiej grupy.

Czy opozycja polityczna znajduje antidotum na niszczenie Polski? Zdaje się, że politycy opozycji zorientowali się, że z partią Kaczyńskiego nie można wejść w spór demokratytczny, to jest taki, w którym finalne rozstrzygnięcie jest w rękach wyborców, gdy wrzucaja do urny karty do głosowania. Bo już wyborów może nie być, wyborów nie ma na Białorusi, czy też w Rosji, tam pozostał tylko rytuał wyborczy.

Co możemy z rytuałem, skamieliną zrobić? No, wlaśnie. Mediów publicznych nie mamy, są media, na które nie chcemy płacić, ani abonamentu, ani jakiegokolwiek podatku, bo te media nie wyrażają prawdy o nas, nie uczą wartości, są zwekslowane partyjnie, trzymaja stronę tylko wąskiej grupy interesu politycznego, wąskich mało ludzich wartości nieuniwersalnych, niehumanistycznych.

Te media są robione przez nieelity dziennikarskie, bo podający się w TVP za dziennikarzy są tylko żołdakami. W czasie okupacji – istniała wówczas tylko prasa i raczkujące radio – takie media nazywano gadzinówkami. I tym jest TVP zarządzana przez Jacka Kurskiego, tym są radia publiczne – gadzinówkami szczującymi na Polaków, na opozycję polityczną. Gadzinówki nie opisuja rzeczywistości, ale tworzą obraz zniekształcony, zdegenerowany, który sluży do szczucia.

Platforma Obywatelska zrealizowała spot o telewizji publicznej, w której stosowana jest proaganda w stylu goebbelsowskim. I wcale nie jest to przesadyzm, nie jest to metafora na wyrost. Pierwsze lepsze z brzegu porównanie ukazuje, jakim zagrożeniem dla Polski jest obecna władza. Jeden tylko cytat z Goebbelsa z 1934 roku, gdy przemawiał do sędziów: „Koncepcja nieusuwalności sędziów zrodziła się w obcych świecie intelektualistów, wrogim Narodowi”.

To tylko Goeebels. Bo dużo mocniej o sędziach mówi Kaczyński i jego żołdacy (intelektualnie nieutalentowani) Ziobro, Duda, Piotrowicz. Ba, dorzucają, czego nie uczynił Goebbels, iż sędziowie nie zostali wybrani, sami się mianowali, a oni rządzący wybrani zostali przez Naród. Goebels to neptek w zestawieniu z Kaczyńskim.

Cokolwiek w PiS-ie dotkniesz się, napotkasz zgniliznę. Pierwszy lepszy z brzegu taki Adam Bielan. Powiedział to dzisiaj 2 lipca 2017: „Skala zaniedbań była taka, że gdyby ich nie było, to byłoby 5000+ a nie 500+”. 

Podpowiem temu Kononowiczowi, bo nie chce nazywać go zgniłkiem, że byłoby to 5 milionów+, gdyby nie reforma Balcerowicza i w jej następstwie denominacja. Takie zgniłki (a jednak wchodzę w te ich trupięgi) nie powinny nigdy być obecne w życiu publicznym. Nie mają talentów, nie dotyczą ich wartości uniwersalne, napadli na Polskę (acz od wewnątrz). Szantażują, używają paralizatorów, niszczą.

W obronie oczyzny musimy przeciwstawić się im wspólnotą. Jeżeli nie wystarczą wynajęci politycy – jak w narracjach filmowych typu „Siedmiu wspaniałych” – to przeciwstawiać się należy społeczeństwem obywatelskim, które może chwycić za broń nieposłuszeństwa. Przyjdą po haracz, to trzeba ich przegonić od naszych kieszeni, od naszych wartości, od naszej ojczyzny. Schetyna zapowiedział pierwszy krok nieposłuszeństwa obywatelskiego w sprawie abonamentu. Nie płacić na gadzinówki!

„Na co czekacie obywatele Rzeczypospolitej?”

Replying to 

Orka

NIEDZIELA, 2 LIPCA 2017

„Dobry biznes z Trumpem”. DoRze zapowiada wywiad z PAD

12:34

„Dobry biznes z Trumpem”. DoRze zapowiada wywiad z PAD

10:46

 

Szefernaker: Pierwsze publiczne wystąpienie Trumpa w Europie to szansa dla naszego bezpieczeństwa na pokolenia

– Trump wygłosi pierwsze publiczne wystąpienie w Europie, podczas jego prezydentury. To jest szansa dla naszego bezpieczeństwa na pokolenia. Przedstawiciel PO kiesyś napisał, że miejsce Trumpa jet na śmietniku. To nie jest kwestia kariery pana Grabca czy PO, to sprawa bezpieczeństwa Polski – mówił Paweł Szefernaker w TVP Info.

10:40

 

Szczerski: Ambasador jest zdziwiony tym atakiem Platformy na ambasadę USA

– Ta wizyta wiele środowisk i polityków kłuje w oczy – dodawał Szczerski w TVP Info: – Ambasador jest zdziwiony tym atakiem Platformy na ambasadę USA. Schetyna nie przyjmuje zaproszenia na spotkanie organizowane przez ambasadę USA, która zaprasza, bo to wydarzenie publiczne. Żałuję, że go wpisałem na listę, bo ona była z nami konsultowana. 

10:39

 

Szczerski: Sami stworzyliśmy sobie instrumenty, że możemy mowić z Trumpem o konkretnych politykach, a nie ogólnych deklaracjach

– To są słowa, które warto odnotować, oddają sposób spojrzenia jak rozkłada się politykę europejska. Polska jako ważny graj odgrywa rolę w kształtowaniu polityki bezpieczeństwa Europy. Zbudowaliśmy sobie z prezydentem Trumpem takie elementy, że możemy rozmawiać o konkretach, mamy pierwsze dostawy gazu ze Stanów, możemy mówić o inwestycjach. Sami stworzyliśmy sobie instrumenty, że możemy mowić o konkretnych politykach, a nie ogólnych deklaracjach – mówił Krzysztof Szczerski w TVP Info.

10:22

 

Bielan: Opozycja choruje na ojkofobię. Ojkofobia to odraza do własnej ojczyzny

– Opozycja choruje na ojkofobię. Ojkofobia to odraza do własnej ojczyzny. Państwo tak nie lubicie własnej ojczyzny, że na pozytywny dla Polski cytat bardzo ważnego polityka amerykańskiego się krzywicie – mówił Adam Bielan w Śniadaniu Radia ZET.

10:21

 

Szczerski: Mam wrażenie, że w Polsce jedni pracują, a drudzy wyłącznie komentują

– Mam wrażenie, że w Polsce jedni pracują, a drudzy wyłącznie komentują. Mamy jeden pomysł na Polskę, w czynie i jest grupa zewnętrzna, która ma wyłącznie negatywny komentarz bez żadnych propozycji. My w opozycji proponowaliśmy alternatywne rozwiązania – mówił Krzysztof Szczerski w TVP Info.

– Byłoby nadużyciem, gdybym dziś już zapowiadał stanowisko prezydenta, bo prace jeszcze trwają – mówił Szczerski o ustawie skracającej kadencję KRS.

10:00

 

Szefernaker: Wczoraj Schetyna nie raz powoływał się na fake newsy

– Wczoraj podczas konwencji PO, Rady Krajowej nie raz przewodniczący Schetyna powoływał się na różnego rodzaju fake newsy, które z różnych stron napływały, żeby argumentować zasadność atakowania i tej fobii wobec PiS, więc nie dziwi mnie to, że od czasu do czasu takie fake newsy do opinii publicznej wrzuca także rzecznik prasowy Platformy – mówił Paweł Szefernaker w „Woronicza 17” TVP info.

09:51

 

Bielan o rządach PO: Skala zaniedbań była taka, że gdyby ich nie było to byłoby 5000+ a nie 500+

– Jestem przekonany, że organizacje przestępcze miały swoich przedstawicieli w Ministerstwie Finansów na wysokim szczeblu. Wyprowadziły 220 miliardów złotych. To jest do wyjaśnienia przez komisję śledczą. Skala zaniedbań była taka, że gdyby ich nie było to byłoby 5000+ a nie 500+ – mówił Adam Bielan w Radiu ZET.

– Nie czekając na kamery na dolę, proszę się szybko udać do prokuratury. Chcę żeby się pan odniosł do leków onkologicznych za 1200 zamiast 50, do znikających oddziałów geriatrycznych! – odpowiadał Bielanowi Arłukowiz.

– Panowie! Pogodzę was, służba zdrowia nie działała i nie działa! – mówiła Katarzyna Lubnauer. 

– Nie bylo dłużej urzędującego ministra zdrowia niż pan – mówił Bielan do Arłukowicza.

300polityka.pl

NIEDZIELA, 2 LIPCA 2017

Neumann o opozycji: Musimy budować razem listy, aby wygrać z PiS

Neumann o opozycji: Musimy budować razem listy, aby wygrać z PiS

– Ci, którzy widzieli Radę Krajową, widzieli entuzjazm i twarde, mocne wystąpienia, które dają energię. Także w wystąpieniu Grzegorza Schetyny można znaleźć sporo takich elementów – mówił Sławomir Neumann w „Kawie na ławę” TVN24.

– Schetyna ma zaufanie całej Platformy i myślę, że nie tylko PO, ale sporej części opozycji. Musimy budować razem listy, aby wygrać z PiS – dodał.

300polityka.pl

Platforma uderza w TVP spotem z Goebbelsem. I wzywa, żeby nie płacić abonamentu

WB, 02.07.2017

 

Fragment spotu PO

Fragment spotu PO (Platforma Obywatelska)

Zanik kultury, matactwa i mowa nienawiści to część zarzutów, jakie Platforma Obywatelska ma do zarządzanej przez PiS telewizji publicznej

Grzegorz Schetyna zapowiedział na konwencji PO, że partia wezwie do obywatelskiego nieposłuszeństwa w sprawie abonamentu. I zapewnił, że po wyborach wszyscy ukarani za niepłacenie go będą mogli liczyć na rekompensatę. Schetyna dodał, że telewizja publiczna stosuje propagandę w stylu goebbelsowskim. TVP to hańba – mówił. – Odpowiecie za to wszystko, co dzisiaj robicie! – zapewnił.

W parze z tym przekazem idzie krótki spot, który przygotowała Platforma. Wśród wad telewizji publicznej wymieniono:

  • Zupełny zanik kultury i przyzwoitości – jako przykład wskazano Wojciecha Cejrowskiego, który na antenie TVP Info mówił, że „Donald Tusk kocha Polskę od tyłu”.
  • Drwiny z ludzkiej tragedii – przykładem jest fragment nieistniejącgo już programu Studio Yayo, w którym żartowano z uchodźców
  • Matactwo na wizji – wskazano, że w Telewizji Polskiej skłamano w rekonstrukcji wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu
  • Rzeczywistość a obraz w TVP – przykładem jest sposób przedstawienia Marszu Wolności
  • Wymazywanie niechcianych symboli – pokazano, jak w TVP wymazano serduszko WOŚP z kurtki posła Arkadiusza Myrchy
  • Szykany dla artystów, niszczenie tradycji – tu za przykład dano Opole i wypowiedzi Jacka Kurskiego na temat festiwalu
  • Mowę nienawiści – w tym punkcie przytoczono fragment fraszki wygłoszonej przez dyrektora TVP2 podczas imienin Jana Pietrzaka

Ostatnim elementem jest fragment przemówienia Josepha Goebbelsa, ministra propagandy i oświecenia publicznego w rządzie Adolfa Hitlera i hasło: „Stop propagandzie Goebbelsa!”. Na koniec pojawia się plansza „Nie płacę na TVPiS”

Płaci jedynie garstka

Opłacanie abonamentu RTV to obowiązek ustawowy. Powinien go płacić każdy, kto ma radio lub telewizor. Z obowiązku nie zwalnia opłacanie rachunków za telewizję kablową. Ściągalność nie jest jednak duża. Z danych KRRiT wynika, że zarejestrowane odbiorniki ma 6,7 miliona gospodarstw. Terminowo płaci niewiele ponad milion z nich, a ponad połowa jest zwolniona z opłaty. Miesięczna opłata za posiadanie radia to 7 złotych. Za korzystanie z telewizora trzeba zapłacić już blisko 23 złote.

gazeta.pl

PiS konstytucja

Kaczyński i jego Sulamitka Morawiecki w Przysusze

Wąsik zaatakował Laska na Twitterze. Ten przypomniał mu historię, o której poseł PiS wolałby zapomnieć

02.07.2017

http://natemat.pl/211613,maciej-wasik-zaatakowal-na-twitterze-macieja-laska-ten-przypomnial-mu-historie-o-ktorej-posel-wolalby-zapomniec

Prezes PiS ostrzega Zachód. Przypomniał, że Polska nie zrzekła się wojennych odszkodowań

Wprost, 02.07.2017

Warszawa w styczniu 1945 roku© M. Swierczynski/ Domena publiczna Warszawa w styczniu 1945 roku

 

Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, przyznał na antenie TVP Info, że przypomnienie, iż Polska nigdy formalnie nie zrzekła się reparacji wojennych od Niemiec, było „sygnałem” wobec zachodnich państw.

– To jest w tej chwili sygnał. Przypomnienie pewnych spraw. Można powiedzieć, że taki brak respektu wobec Polski na Zachodzie narasta – powiedział Kaczyński i przytoczył ostatnie wypowiedzi prezydent Francji Emmanuela Macrona oraz „bardziej dyskretne” działania Niemiec. – To są rzeczy, z którymi trzeba na poważnie dyskutować – przekonywał polityk.

– Polska nie zrzekła się (reparacji i odszkodowań wojennych od Niemiec po II wojnie światowej – red.) i ci, którzy nam mówią, że powinniśmy klęczeć, bo dostajemy to samo, co dostawała np. Hiszpania, która skądinąd wówczas współrządziła Unią Europejsą, powinni pamiętać, że Zachód, a w tym wypadku Niemcy i Austria (zaliczała się w skład III Rzeszy – red.) mają wobec nas ogromne i nieuregulowane zobowiązania – mówił prezes PiS.

Jarosław Kaczyński przypomniał także, że określenie „polskie obozy śmierci” powstało w Niemczech w latach ’50 w kręgach byłych wysokich rangą oficerów nazistowskich.

Oszacowane w czasie, gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, straty wojenne w samej Warszawie wynosiły 31,5 mld dolarów.

msn.pl

Bożena Stefańczak

Nie czuję się bezpiecznie w kraju… To jest przede wszystkim wina PiS, ale i was, ludzi opozycji

01 lipca 2017

Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej

Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

 

Wierzyłam w was, Platformo Obywatelska. Byłam i jestem w dalszym ciągu waszym wiernym wyborcą. Tak było. Jestem rozczarowana waszą biernością, odkąd do władzy doszedł PiS. I w dalszym ciągu jestem gotowa was popierać w następnych wyborach (o ile się jeszcze odbędą). Ale pod jednym warunkiem. Zróbcie coś!

Jestem zwykłym obywatelem, a właściwie obywatelką tego kraju. I dlatego ważne jest dla mnie, co się w nim dzieje. Nigdy nie należałam do żadnej partii, do „Solidarności” też. Skończyłam studia, wychowałam trójkę dzieci, pracuję i po prostu żyję. Jeszcze do niedawna z optymizmem patrzyłam w przyszłość, chociaż łatwo mi nie było. Ale widziałam zmiany na lepsze, perspektywę dla siebie i swoich dzieci. Czułam się w swoim kraju bezpiecznie i byłam dumna z niebywałego postępu, który nastąpił w tak krótkim czasie.

Jak wam zagrają…

Platforma Obywatelska jest teraz partią „reakcji na bodźce”. Biernie czeka na ruch PiS i jedyną waszą aktywnością jest oburzanie się, komentowanie, wchodzenie w mało konstruktywne kłótnie. To nic nie zmienia, nie przysparza wam zwolenników, nie buduje wiarygodności. Pokazuje bezsilność i brak własnej koncepcji na zarządzanie państwem.

To, co obecnie dzieje się w naszym kraju, wymaga zdecydowanego i skutecznego działania. Czekanie, aż „dobra zmiana” sama się ośmieszy i wtedy wy przejmiecie stery, nic nie da. Mijają prawie dwa lata.

Ten koszmarny rząd popełnił już wielką ilość podłości, łamania prawa, demontażu demokratycznego ustroju, każdego dnia niszczy nasze wolności obywatelskie, kulturę, służbę zdrowia, edukację, wojsko, policję, przyrodę, media. Pewnie i tak wszystkiego nie wymieniłam. I na co czekacie?

Swoją biernością i bezradnością, zaniechaniem, godzeniem się na demontaż państwa prawa pozwalacie na wprowadzanie dyktatury. Ciągle jeszcze macie nadzieje, że się wycofają? Tak nie będzie.

Skończył się ład prawny

Ciągle myślicie, że w XXI wieku to niemożliwe, aby wróciło stalinowskie myślenie i rządzenie. Możliwe!

A może sądzicie, że to niegroźny żart? Nie, to nie żart. To początek końca Polski, jaką znaliśmy przez ostatnie 25 lat. Czego jeszcze potrzebujecie, jakich działań tego „rządu”, jakiego bezprawia, żeby się obudzić i powiedzieć DOŚĆ.

Nie czuję się już bezpiecznie w swoim kraju, bo już nie ma w nim praktycznie instytucji zapewniających ład prawny i broniących konstytucji. Nie czuję się bezpiecznie w swoim kraju, bo już nie ma w nim trójpodziału władzy, niezależnego sądownictwa i kontroli nad tymi, co ustanawiają prawo. Mogą wszystko nie czuje się bezpiecznie w swoim kraju, bo demontowane są wojsko i policja. I jestem sobie w stanie wyobrazić, że niewiele już trzeba, aby tak jak kiedyś ZOMO,działali na rozkaz przeciw obywatelom. Jak myślicie, po co jest powoływana obrona terytorialna skupiająca narodowców, kiboli, ksenofobów? Przecież to widać gołym okiem i w naszej europejskiej historii to już było. Czekacie na to, aż się umocnią?

Czuję złe emocje

Nie czuję się bezpiecznie w swoim kraju, bo każdego dnia słyszę język nienawiści, czuję złe emocje.

Widzę planowe, systematyczne i konsekwentne dzielenie społeczeństwa na tych, co „z nami”, i tych „przeciw nam”. To machina, która się rozkręciła i już teraz bardzo trudno ją będzie zatrzymać. Takie jest prawo procesów społecznych, a jestem psychologiem i coś o tym wiem. To jest tworzenie gruntu dla wojny domowej. Nie bagatelizujcie tego.

Nie czuję się bezpiecznie w swoim kraju, bo przypomina państwo wyznaniowe, które wymusza na obywatelach podporządkowywanie się jedynym słusznym ideologiom. Ingeruje w najbardziej podstawowe prawo do wolności sumienia i postępowania zgodnie z wyznawanymi wartościami. Czyni ludzi bezwolnymi i pozbawia ich samodzielności w myśleniu, mało samodzielności – oducza myślenia, promuje bezmyślne poddaństwo na kształt stosunków feudalnych. A ludzie bez własnego osądu sytuacji, poddający się bezrefleksyjnie autorytetom stają się niebezpieczni i łatwo sterowalni. W połączeniu z uprawianą każdego dnia mową nienawiści niewiele potrzeba, aby stali się narzędziem walki obecnej władzy.

Izolacja od świata

Nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym ta władza izoluje nas od Europy, ośmiesza na arenie międzynarodowej. Pomimo pustych deklaracji, podejmowane działania prezentowane postawy wiodą nas do wyjścia z Unii Europejskiej. A jak już będziemy sami i powróci prawdziwa bieda, to myślicie, co zrobią ci ludzie ogłupieni przez propagandę, Kościół i pełni wściekłości?

Nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym „strażnik konstytucji” tę konstytucję łamie niemalże przy każdym swoim bezwolnym podpisie.

Nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym mnie jako kobietę pozbawia się możliwości decydowania o swoim życiu.

Nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym kłamstwo serwowane przez media podporządkowane rządzącym staje się obowiązującą prawdą. Kiedy zmienia się fakty historyczne, kiedy nasze dzieci będą uczyć się nieprawdy i będą indoktrynowane „jedyną słuszną myślą”. Przecież to już było. I chcecie na to pozwolić? A takie ogłupione dzieci staną się ogłupionymi obywatelami.

Będzie za późno

Nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym niszczy się wszystko, co zostało wypracowane, i to ciężko, przez 25 lat wolności. Łącznie z drzewami i sztuką. Już nie mówiąc o ludziach, którzy za tę wolność naprawdę walczyli – Wałęsa, Michnik, Frasyniuk i wielu, wielu innych. Jak możecie pozwalać na takie ich traktowanie?

Nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym strategicznymi firmami zarządzają ludzie z klucza partyjnego – bez kompetencji i przygotowania.

I nie czuję się bezpiecznie w kraju, w którym na czele największej partii opozycyjnej stoi Grzegorz Schetyna, który (przykro mi to mówić), jest antywzorem lidera i przywódcy. Nie potrafi przekonać do siebie ludzi, nie potrafi ich za sobą pociągnąć, zmobilizować, zachęcić do działania. Platformo – zmień człowieka, który stoi na czele Waszej formacji. Na ten trudny czas potrzebny jest naprawdę człowiek z charyzmą, wiarygodny, odważny, kompetentny.

I jak kiedyś byłam dumna z tego, że tak szybko wygrzebujemy się z naszego zacofania, tak teraz zaczynam się wstydzić za swój kraj, za ludzi, którzy są jego obywatelami, i za Was. Bo przyglądacie się przekształcaniu się Polski w Białoruś i nie macie ani pomysłu, ani siły, żeby to zastopować. Z każdym miesiącem nasze szanse na powrót do normalności, do demokracji i wolności, maleją. Potraficie sobie wyobrazić, co będzie za dwa następne lata? Wtedy naprawdę będzie za późno.

wyborcza.pl

Balcerowicz: Odsunięcie PiS od władzy jest konieczne, bo będziemy mieli PRL, tyle że w narodowo-katolickim sosie [WYWIAD NEXT+]

Piotr Skwirowski
26.06.2017

Leszek Balcerowicz

Leszek Balcerowicz (Agencja Gazeta)

Reżimy autorytarne, albo te, które dążą do opanowania państwa, posługują się trzema metodami. Przekupywanie, czyli dosypywanie pieniędzy z budżetu. Tu PiS już osiągnął maksimum. Ogłupianie. Myślę, że tu też już jest maksimum. Bez jakichś specjalnych ruchów, przejęcia mediów prywatnych, co byłoby bardzo źle odebrane za granicą, nie mają rezerw. Zostało zastraszanie – mówi prof. Leszek Balcerowicz.

Piotr Skwirowski: Stwierdził pan niedawno, że trzeba bić się z PiS o Polskę…

Leszek Balcerowicz, profesor SGH, były wicepremier i minister finansów, były szef NBP, przewodniczący Unii Wolności: Nawet to napisałem.

Napisał pan książkę pod takim tytułem. Dlaczego trzeba się bić z partią Kaczyńskiego? Co takiego złego się dzieje?

– „Dobra zmiana” jest próbą cofania nas w kierunku ustroju, który był bardzo zły i z którego cudem wyszliśmy począwszy od 1989 r. To znaczy do socjalizmu i PRL-u, tyle tylko że w narodowo-katolickim sosie. Tamten ustrój polegał na tym, że w miejsce podziału władz, mieliśmy koncentrację władzy w rękach jednej partii. To wykluczało demokrację. Nadto, w tamtym ustroju wszystko było państwowe, czyli upolitycznione, bo był zakaz własności prywatnej. Tamten ustrój trzymał się na trzech fundamentach. Po pierwsze – rozdawnictwo. Tak długo jak się dało. Epoka Gierka jest ostatnim przykładem socjalistycznego rozdawnictwa. Po drugie – ogłupianie poprzez opanowane media. I po trzecie – zastraszanie poprzez środki represji i tak zwany wymiar sprawiedliwości.

Widzi pan to wszystko w dzisiejszej Polsce?

– Nie twierdzę oczywiście, że jesteśmy dziś w sytuacji PRL-u. Na szczęście nie i nie dopuścimy do tego. Trzeba jednak patrzeć na to, co się dzieje. Na kierunek. Żeby reagować mocno i na czas.

Co się dzieje?

– Mamy polityczne rozdawnictwo na skalę niespotykaną po 1989 r. Po pierwsze z budżetu. Tak, że on trzeszczy, a wymaga naprawy. Do tego dochodzi rozdawnictwo posad. To przypomina być może PSL, tylko skala w przypadku PiS-u jest nieporównywalnie większa. I to jest kompletnie bezwstydne. Uzasadniane patriotyzmem, potrzebą posiadania patriotycznych kadr. Mateusz Morawiecki, powiedział niedawno, że wreszcie, po 25 latach, mamy w Polsce patriotyczne kadry!

Idźmy dalej. Ogłupianie, którego skala przewyższa to, co pamiętam ze stanu wojennego. Mamy do czynienia z agresywnym prostactwem i nawałem kłamstwa.

No i wreszcie zastraszanie. Oczywiście, że nie jest to skala PRL-u, gdzie wszystkie służby państwa działały w celu utrzymania monopolu partii i własności państwowej. Ale PiS próbuje iść w tym kierunku. Mamy przejęcie prokuratury przez człowieka, który nigdy nie powinien podejmować decyzji w sprawach innych ludzi. Mam na myśli Zbigniewa Ziobrę. A obok niego Mariusza Błaszczaka i Antoniego Macierewicza. To osoby, które nawet nie tają, że służą partii i wodzowi, a nie praworządnemu państwu. Wzrosły uprawnienia prokuratury, Trybunał Konstytucyjny został przekształcony w PiS-TK. Mamy ataki na niezawisłe sądy.

PiS próbuje więc opanować państwo i się w nim utrwalić. Aby temu przeciwdziałać potrzebne są silne struktury społeczeństwa obywatelskiego. W dalszym ciągu pokładam duże nadzieje w KOD. Cieszę się, że ma on nowe władze. Mam nadzieję, że będą tak działać, że żaden funkcjonariusz państwa, który łamie zasady państwa prawa, nie będzie anonimowy. PiS nie będzie wieczny. Nic nie zostanie zapomniane. I będzie rozliczone.

Wierzy pan w rozliczenie? Czy będzie tak jak po poprzednich rządach PiS? Na wszystko co złe machniemy ręką?

– Nie chodzi tylko o rozliczenia w sensie prawnym. Jest też kwestia ostracyzmu ze strony różnych środowisk społecznych. Proszę sobie przypomnieć, jak skończyli spikerzy telewizyjni stanu wojennego. Trzeba też bacznie obserwować co spotyka ludzi, którzy przeciwstawiają się psuciu tego, co Polska osiągnęła po 1989 r. To kiedyś robił KOR. Teraz muszą to robić organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Żeby te osoby nie czuły się osamotnione. Trzeba zwiększać ryzyko konsekwencji dla potencjalnych złoczyńców i zmniejszyć poczucie ryzyka dla tych, którzy nie godzą się ze złem.

A wymiar sprawiedliwości?

– Jedną z największych zdobyczy Polski po 1989 r. było to, że sądy stały się niezawisłe. Teraz mamy do czynienia z atakiem na niezawisłe sądy przypominającym czasy wczesnego faszyzmu. Mam nadzieję, że badacze języka zajmują się analizą porównawczą języka PiS, języka komunizmu i języka faszyzmu. Ja sam dostrzegam tu podobieństwa, ale nie jestem zawodowym badaczem języka, tylko zaangażowanym amatorem.

Wedle mojej wiedzy w żadnym ustabilizowanym kraju demokratycznym nie ma takich ataków na sądy, z jakimi mamy do czynienia w Polsce za PiS-u. Temu należy się zdecydowanie przeciwstawiać. Jeśli doszłoby do prób kontrolowania sądów, trzeba rejestrować kto to robi, i jacy sędziowie ulegają naciskom.

Mamy problemy ustrojowe, próbę odejścia od demokracji…

– Ja bym powiedział, że mamy atak na państwo prawa, które definiuje się między innymi w ten sposób, że nikt nie stoi ponad prawem, że państwo respektuje podstawowe wolności, zwłaszcza prawo do uczciwego procesu. To jest samo w sobie bardzo ważne. Jeżeli państwo prawa jest nadwyrężone, to pośrednio bije to w demokrację. Proszę popatrzeć co dzieje się z liderem opozycji w Rosji, Aleksiejem Nawalnym. Trafia pod sąd Putina i ten pozbawia go możliwości konkurowania. Proszę popatrzeć co dzieje się w Wenezueli pod rządami Maduro. Tam mamy Maduro-Trybunał. Tak jak my mamy PiS-Trybunał.

U nas jeszcze opozycji nie zamykają. Nie jest aż tak źle.

– Zaraz, zaraz! Jeśli chodzi o Trybunał Konstytucyjny, to to co zrobił PiS przypomina to, co zrobił Maduro. Ten Trybunał, który został przejęty przez prawników słuchających rozkazów Maduro, przyjął przepisy, które pozbawiły opozycyjny parlament kompetencji. Oni się trochę cofnęli, ale Trybunał został.

Przejdźmy do gospodarki…

– Jeszcze moment. Chcę powiedzieć, że ta część niegospodarcza jest niesłychanie ważna. Rozdział na politykę i gospodarkę jest sztuczny. Nawet, gdyby było tak, że w gospodarce jest dobrze, to sam fakt przekształcenia państwa, z państwa prawa i demokracji, w ich przeciwieństwo, jest bardzo niepokojący i haniebny. Wywołuje reperkusje międzynarodowe. Wystarczył, żeby zrobić z Polski pariasa na Zachodzie. Oprócz tego, jeśli ktoś nadwyręża państwo prawa, to szkodzi gospodarce. Podważa zaufanie do państwa. A przecież najważniejszy czynnik rozwoju, czyli inwestycje prywatne, opiera się na zaufaniu.

I tych inwestycji nie ma.

– Jeszcze przed PiS-em były zbyt niskie, a polityka PiS-u je dołuje.

Ale mimo to gospodarka jako całość wygląda zupełnie nieźle. Przynajmniej jeśli spojrzeć na podstawowe wskaźniki: wzrost, inflację, zatrudnienie, konsumpcję, bezrobocie, produkcję…

– Działacze PiS i hejterzy próbują pokazać, że jest dobrze, a nawet lepiej. I wmawiają krytykom, że jakoby mówili, iż natychmiast po przejęciu rządów przez partię Jarosława Kaczyńskiego gospodarka się załamie. Może tacy byli. Ale nikt z poważnych.

W fundacji FOR prawie dwa lata temu powstał raport, w którym pokazywaliśmy co będzie się działo z gospodarką za 25 lat. Pokazaliśmy zagrożenia dla wzrostu: spadek zatrudnienia związany z demografią, bardzo niskie inwestycje, zwłaszcza prywatne i spadające tempo wzrostu efektywności. Na tym tle przedstawiliśmy trzy scenariusze. Optymistyczny, czyli taki, w którym podejmuje się kroki żeby zneutralizować te niebezpieczeństwa. Na przykład podnosi się wiek emerytalny, aktywizuje się nieczynnych zawodowo ludzi zdolnych do pracy, usuwa się przeszkody dla inwestycji, przede wszystkim niepewność tworzoną przez politykę.

Drugi scenariusz był zły. Nie podejmowało się tu kroków neutralizujących zagrożenia. Pokazywaliśmy, że to musi prowadzić do wyraźnego spowolnienia. Nie mówiliśmy, że to będzie od razu oznaczało załamanie, lecz stopniowe wytracanie szybkości przez Polskę i wielkie ryzyko, iż przestaniemy doganiać Zachód, w tym Niemcy. W związku z tym utrzyma się spora luka w poziomie życia pomiędzy Polską i Niemcami i młodzi Polacy będą wyjeżdżać, głównie do Niemiec.

Trzeci scenariusz był najgorszy. Nie dość, że nie było w nim reform, to były antyreformy. Choćby obniżenie wieku emerytalnego, czy wzrost upolitycznienia gospodarki. Czyli dodanie problemów do tych już istniejących. Ostrzegaliśmy, że w tym scenariuszu spowolnienie będzie wyraźniejsze. I gdyby do tego doszły wstrząsy zewnętrzne, które by sprzęgły się z problemami wewnętrznymi, zwłaszcza w finansach publicznych, to nie da się wykluczyć załamania gospodarki.

To, co do tej pory obserwujemy, to najgorszy scenariusz: brak reform i antyreformy. Na krótką metę jest to neutralizowane poprawiającą się sytuacją gospodarczą w Unii Europejskiej, zwłaszcza u naszego największego partnera gospodarczego, czyli w Niemczech. Ale na dłuższą metę PiS ciągnie nas w kierunku silnego spowolnienia, a być może kryzysu.

No, ale wzrost wrócił właśnie do 4 proc.

– Są analizy poważne i niepoważne. Głupie analizy przy każdym bieżącym wskaźniku, który się poprawia, ogłaszają sukces. Nie odróżniają wahań od tendencji. Nie odróżniają wskaźników istotnych od nieistotnych. W dużej mierze takie analizy piszą ekonomiści bankowi, którym płaci się za to, że patrzą na krótką metę. Złośliwie można by powiedzieć, że są opłacani za krótkowzroczność.

Jeśli ktoś myśli o nieco dalszej przyszłości, to na przykład patrzy na takie wskaźniki, jak dług publiczny, jego wzrost w stosunku do PKB oraz na to, co dzieje się z inwestycjami prywatnymi. A te wskaźniki wyglądają u nas źle. To sygnalizuje, że jeżeli polityka się nie zmieni, to te problemy, najpierw w finansach publicznych, będą szybko rosły.

Gdyby konsumpcja, która rośnie przez ileś kwartałów, zapewniała automatycznie dalszy trwały wzrost gospodarki, to do dziś żylibyśmy w cudzie Gierka. Za Gierka wzrosła w Polsce nawet konsumpcja bananów.

Ale tylko w okolicach świąt.

– Nieeee. Wtedy pojawiły się banany poza świętami. Każdy człowiek zrozumie, że między niektórymi działaniami, a ich skutkami występują opóźnienia. Tak jest też w przyrodzie. Nikt nie oczekuje, że dziecko narodzi się zaraz po poczęciu. W gospodarce pod rządami PiS mamy miłe złego początki, lecz koniec żałosny. Trzeba patrzeć na wskaźniki, które sygnalizują zagrożenia dla przyszłości. Trzeba patrzeć na tendencje. I to wszystko porównywać.

Tego, co stało się z inwestycjami w 2016 r. nie da się wytłumaczyć żadnymi innymi przyczynami niż wewnętrzne, czyli polityką.

Ekonomiści dość powszechnie twierdzą, że inwestycje się odbiją.

– Bez wątpienia odbiją się inwestycje samorządów. Odbiją się w związku z wykorzystywaniem przez nie nowej puli pieniędzy unijnych. Samo w sobie może to wystarczyć nawet do podbicia tempa wzrostu do poziomu 4 proc. PKB. Tylko z tego nic nie wynika dla zagrożeń. Trzeba patrzeć na dynamikę długu publicznego i na inwestycje prywatne.

Jeśli patrzy się na dłuższą metę, to trzeba zwrócić uwagę na miny jakie podkłada rząd PiS. Ogromną miną, która może wybuchnąć, jest przejmowanie banków przez państwo.

No właśnie, jak pan patrzy na repolonizację banków?

– Trzeba to nazwać nacjonalizacją. Opieram się na porządnych badaniach. Z dziesięć lat temu ukazał się raport Banku Światowego z badań 110 krajów. Wynikało z niego, że im więcej państwa w bankach tym większe ryzyko kryzysu bankowego. Bo jak jest państwo w bankach, to na ogół mamy polityczną ingerencję w rozdział kredytów. A to się smutno kończy. Na przykład w Słowenii, gdzie 70 proc. aktywów bankowych było w rękach państwa. I wybuchł ogromny kryzys w bankach, straty wynosiły ok. 30 proc. PKB. W Hiszpanii banki upolityczniane na poziomie regionów (cajas) poszły w inwestycje pod publiczkę, w budowę aqua-parków. Skończyło się to krachem. To tylko przykłady.

PiS o tym nie wie? Prezes Kaczyński z pewnością doskonale pamięta PRL.

– Ale może nie rozumie. Nie wiem co Kaczyński ma na myśli, gdy mówi „silne” państwo. Że państwo ma rozległą władzę? Gdy słucham Mateusza Morawieckiego i innych działaczy PiS, to myślę, że ich zdaniem polityka gospodarcza, to powiększanie państwowego folwarku i zarządzanie tym folwarkiem. To są naleciałości, albo z feudalizmu, albo z socjalizmu. Z PRL pamiętamy zjednoczenia, teraz mamy narodowe holdingi. Ma być narodowy holding hotelarski, narodowy holding przemysłu spożywczego, itp.

Ale przecież Mateusz Morawiecki pracował w prywatnym, zagranicznym, banku.

– Proszę pana….

Pracował w radzie gospodarczej przy premierze Tusku.

– To czynnik obciążający. Bo razem z Janem Krzysztofem Bieleckim popierali etatyzm, czyli wzmacnianie obecności państwa w gospodarce. Jak ktoś nie zrozumiał na czym polega wolna gospodarka w ramach prawa, to właśnie tak się zachowywał. Zostawmy to jednak. To, że ktoś pracował w prywatnym banku zagranicznym, nie musiało oznaczać, że odpowiadał za jakieś istotne sprawy. I, że w związku z tą pracą, pojmuje całą gospodarkę.

Wierzy pan w skuteczność planu Morawieckiego?

– To nie jest żaden plan. Bo plan to jest jasno określony cel i fachowo dobrane środki. W „planie” Morawieckiego jest mnóstwo sloganów. Między innymi cytaty z Piłsudskiego, który jak wiadomo był wielkim ekspertem gospodarczym (śmiech). Mówił, że albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie wcale. Morawiecki to powtarza. Ale są tam też pewne sensowne cele: żeby zwiększyć oszczędności i inwestycje w Polsce i przyspieszyć wzrost. Tyle tylko, że proponowane środki są przeciwne do tych, które prowadziłyby do osiągnięcia owych celów.

Mamy być potęgą w nowych gałęziach gospodarki. To chyba dobrze?

– Dowiadujemy się, że w Polsce ma powstać milion samochodów elektrycznych. Faraonowie też mieli swoje kaprysy.

I sporo po nich zostało.

– Tak. Tylko szkoda ludzi. Gdyby Morawiecki wykładał własne pieniądze, to byłaby zupełnie inna sytuacja. Na tym polega istota problemu z politykami, którzy chcą decydować o projektach inwestycyjnych. Oni nie ryzykują własnych pieniędzy, lecz publiczne. Nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za straty. I co gorsza, inwestycje pod publiczkę, za które są nagradzani popularnością, są często marnotrawieniem pieniędzy. Jest też druga strona: jeśli trafią, co zdarza się rzadko, nie mogą uczestniczyć w zyskach. Czyli, system bodźców polityków jest przeciwieństwem tego, co potrzebne do trafnego wyboru inwestycji. Każdy, kto wierzy, że zwiększanie udziału polityków w inwestycjach jest drogą do rozwoju, ma sprany mózg, albo nie wyciągnął wniosków z PRL. Zresztą nie chodzi tu tylko o PRL, a o wszystkie doświadczenia etatyzmu.

A Grabski?

– W II Rzeczpospolitej, skoro pan o niej wspomina, było wielu świetnie wykształconych ekonomistów, którzy wskazywali na marnotrawstwo związane z etatyzmem. Co do Grabskiego, to jego główna zasługa polegała na stłumieniu hiperinflacji, zresztą po paru nieudanych próbach. Ponadto, co do niektórych propozycji, trudno się było pomylić. Bo gdzie można było w tamtych warunkach wybudować port? Tylko w Gdyni.

Agencje ratingowe po pierwszym okresie silnego zaniepokojenia tym, co dzieje się w Polsce przestały nas karcić cięciami ocen. Ba, podnoszą prognozy wzrostu gospodarczego.

–  Bo nie doceniły dynamiki polskich samorządów. Oraz tego, że wzrost konsumpcji ciągle się utrzymuje. Ale gdyby prognozować na podstawie dynamiki konsumpcji, to jak już mówiłem mielibyśmy do dziś bonanzę gierkowską. Agencje, i to nie jest żadna krytyka, są wynagradzane za dostarczanie wierzycielom informacji o ryzyku niewypłacalności kraju. Zwłaszcza na krótszą metę. Taką mają misję. A choć sytuacja finansów publicznych Polsce jest, jak na obecną koniunkturę, zła, to nie ma dostrzegalnego ryzyka niewypłacalności. Co nie znaczy, że nie mamy przed sobą niedobrych scenariuszy.

Przypominam kompletną utratę sojuszników. I sprowadzenie Polski do poziomu pariasa na Zachodzie.

W gospodarce są nam potrzebni sojusznicy?

– Nawet Niemcy w UE na ogół nie są w stanie bronić samodzielnie tego, co by chciały. A Polska?! Dostarczamy amunicji tym, którzy chcieliby przeprowadzić przez Unię projekty dla nich politycznie dobre, ale niekoniecznie korzystne dla innych krajów. Na przykład używanie hasła dumpingu socjalnego, żeby podwyższać ceny wprowadzane na usługi, które my świadczymy, na przykład transportowe, to nieuzasadniony protekcjonizm ze strony krajów bogatszych. Ale żeby skutecznie przeciwstawić się takim pomysłom, trzeba mieć zdolność do zawierania sojuszy. A jaką Polska, pod rządami PiS, ma zdolność sojuszniczą? Nawiasem mówiąc, trzeba się dowiedzieć, czy rząd PiS nie protestował przeciw niekorzystnym dla polskich przewoźników i kierowców propozycjom Komisji Europejskiej. I czy te propozycje popierał Związek Zawodowy „Solidarność”. Niech publicznie odpowiedzą na to pytanie.

Politycy w demokracji biorą pod uwagę nastroje społeczne. Polska ma zszarganą przez PiS opinię we Francji, Niemczech i innych krajach. A przecież tam były i są głosy, że polski hydraulik zabiera pracę rodzimym fachowcom. Tamtejszym politykom nie opłaca się iść pod prąd takim głosom i stawać po stronie kraju, któremu własny rząd dorobił gębę. To konsekwencja nieodpowiedzialnej polityki PiS, która doprowadziła do osamotnienia Polski w UE. Polska polityka jest dziś antyeuropejska, a przecież UE jest nam bardziej potrzebna, niż my jej. Niż my na przykład Francji. Im Putin nie zagraża.

Widzi pan groźbę wyjścia Polski z Unii?

– Właśnie to powiedziałem, nie używając tego słowa.

Dlatego dopytuję.

– Powiem wprost. Ludziom, którzy dokonali haniebnego ataku na Trybunał Konstytucyjny nie można wierzyć. Trzeba przyjąć, że są zdolni do wszystkiego. Dziś Trybunałem dyryguje osoba pozbawiona moralnych i intelektualnych kompetencji. To nie jest już Trybunał, to jest PiS-Trybunał. Uważam zresztą, że nazywając instytucje niekonstytucyjnie przejęte przez PiS należy dodawać przedrostek PiS, żeby ludzi nie wprowadzać w błąd. Mamy więc PiS-Trybunał, PiS-TV…

Wspominał pan kilka razy konsumpcję. Jak pan ocenia program 500+, który konsumpcję napędza?

– Wszystko zależy od kryteriów. Jeśli trzymać się obietnicy z kampanii, że będzie dzięki temu więcej dzieci, to należy to traktować jako oszustwo.

Nie będzie więcej dzieci?

– Nie znam badań międzynarodowych, które pokazywałyby, że od programów tego typu znacząco przybędzie dzieci. Jeśli będzie trochę więcej dzieci, to przy horrendalnych kosztach. Ten sam cel można by było osiągnąć przy niższych kosztach zwiększając np. sieć żłobków i przedszkoli.

Część ekonomistów zwraca uwagę, że dzieci z programu 500+ trafią na rynek pracy najwcześniej za 20 lat.

– No właśnie. Chyba, że wprowadzą obowiązek pracy nieletnich (śmiech).

Tu to pan już przesadza. Może wrócą czyny społeczne, partyjne, skoro mamy się trzymać retoryki z czasów PRL. Ale nie praca dzieci.

– Tak poważnie, jeśli chce się pomagać ludziom, to trzeba zadbać o tych, którzy potrzebują pomocy. Zobaczyć, kto nie ma pracy, a byłby do niej zdolny. Zobaczyć, gdzie są bariery edukacyjne. I tu skierować pieniądze.

Trudno sobie wyobrazić dobre życie rodziny w sytuacji, kiedy się nie pracuje. A 500+ zachęca niektórych ludzi do rezygnacji z pracy. W sytuacji, w której i tak mamy problem na rynku pracy.

Jak pan ocenia obniżkę wieku emerytalnego?

– Szukam porównań. To jest to, co robiła Grecja, gdy zmierzała do katastrofy. Tam rozdawano przywileje emerytalne. Coś podobnego jak u nas. Bo niższy wiek emerytalny to rodzaj przywileju. Przejdziesz na emeryturę i przez więcej lat będziesz pobierać pieniądze, których w kasie państwa nie ma. Dlaczego ZUS-u nie dało się obrabować? Bo tam nie ma pieniędzy. Tam pieniądze są wpłacane i natychmiast wypłacane emerytom. Trudno sobie wyobrazić większą nieodpowiedzialność niż coś takiego. To zresztą jest część paktu Dudy z Dudą. Szef „Solidarności” Piotr Duda zawarł go z Andrzejem Dudą i całym PiS-em. I w ten pakt wpisali najgorsze propozycje: niższy wiek emerytalny, zakaz handlu w niedzielę… To nie jest „Solidarność”. To anty-Solidarność.

Jeśli wiele osób zrezygnuje z pracy i zacznie wcześniej pobierać pieniądze, to w sytuacji trzeszczącego budżetu, będziemy mieli dodatkowy cios, w postaci zwiększonych wydatków i mniejszej liczby pracujących. Kompletne przeciwieństwo tego, co nam potrzebne.

Kłopoty na rynku pracy fundujemy sobie sami?

– Wie pan, paradoksalnie może być tak, że ci, którzy poszukują pracy, będą mieli jeszcze lepszą sytuację. Zwolnią się miejsca pracy, pracodawcy będą musieli płacić więcej, by przyciągnąć pracowników. Dla firm to jednak kłopot. Dla gospodarki też. Będziemy też mniej konkurencyjni i będziemy się wolniej rozwijać.

Imigranci mogą tę lukę wypełnić?

– Dobrze, że możemy ściągnąć do siebie ludzi bliskich nam kulturowo. Ale z analiz wynika, że nie zasypią oni całej dziury na naszym rynku pracy.

Mamy tu też paradoks. Jeśli na skutek rządów PiS dojdzie do spowolnienia wzrostu, a to jest bardzo prawdopodobne, to część ludzi będzie z Polski wyjeżdżać. Już nie do Wielkiej Brytanii, ale do Niemiec. I będą się tam osiedlać. PiS-owscy patrioci, przez swoją politykę, będą tam wypychać ludzi.

A mieli sprawić, że Polacy zaczną wracać do kraju.

– No właśnie: czarne jest białe, a białe czarne.

Za czasów Jacka Rostowskiego w Ministerstwie Finansów, bardzo dobitnie alarmował pan, że szybko rośnie nam dług publiczny. Teraz jest o tym ciszej. Nie mamy problemów z długiem?

– Tu nie chodziło o Rostowskiego. Trzeba było zacząć o tym mówić.

Ale teraz pan i fundacja FOR mówicie o tym rzadziej.

– Problem z długiem oczywiście cały czas jest. I to potężny. Przyjmuję sygnał od pana, że za rzadko o tym mówimy.

Na waszym liczniku długu publicznego w centrum Warszawy jest już ponad bilion złotych.

– To upamiętniliśmy. Przypomnę hasło: I ty możesz być bilionerem.

Deficyt sektora finansów publicznych. Balansujemy na dopuszczalnej w UE granicy 3 proc. PKB, ale jesteśmy poniżej. Grozi nam, że przekroczymy tę granicę?

– Cały czas o tym mówię. Mówię o całości finansów publicznych. W tym stanie koniunktury gospodarczej powinniśmy mieć nadwyżkę. A mamy jeden z najwyższych deficytów w UE. Czesi mają wzrost podobny do nas i będą mieli 0,5 proc. deficytu. Szwajcaria ma nadwyżkę. Niemcy też. W strefie euro większość krajów ma dużo niższy deficyt niż my.

Od początku było wiadomo, że samo uszczelnienie podatków nie jest w stanie sfinansować dwóch rzeczy na raz: dodatkowych wydatków i ograniczania deficytu.

Rząd wykonał pewne ruchy, które pozwolą mu wykazać, że w tym roku nie ma katastrofy. To, że zrobiono wcześniej zwroty VAT, pod koniec zeszłego roku, odciążając tegoroczny budżet, to, że zmieniono zasady rozliczeń tak, że można dłużej trzymać pieniądze podatników, to, że blokowane są zwroty VAT. To pomaga budżetowi, ale nie uzdrawia sytuacji.

Nie wierzy pan w skuteczność walki o uszczelnienie systemu podatkowego?

– Chyba sam PiS patrząc na, jak wyliczono, sięgającą blisko 50 mld zł lukę w VAT, nie wierzył, że uda się ściągnąć całą tę kwotę. W FOR przygotujemy ocenę rozwiązań uszczelniających. Popatrzymy, które mają skutki uboczne i czy bardziej nie biją w uczciwych podatników, niż w oszustów. Ocenimy dlaczego ludzie wolą płacić podatki za granicą, na przykład w Czechach.

Do głosu doszła u nas mentalność autorytarna: trzeba więcej kontrolować i mocniej karać. 25 lat za jakieś przestępstwo podatkowe, to skrajny przejaw takiej mentalności.

Jak to się stało, że populiści doszli do władzy i decydują dziś o naszej przyszłości.

– W polityce jak w sporcie. Czasami wygrywa słaby. Dlatego, że rywal jest jeszcze słabszy. PiS na tym skorzystał. Mam na myśli błędy PO. Rozmontowanie OFE to błąd polityczny. Mogło się podobać wyborcom PiS, ale nie mogło przypaść do gustu wyborcom PO. Do tego taśmy z podsłuchów. Swoją drogą ciekawe, kto je zainspirował.

Ale te ośmiorniczki z taśm przy tym co dzieje się dziś, przy skoku na posady, na kasę, przy deformie edukacyjnej, wycince drzew, ataku na sądy, Trybunale… to przecież żałosny drobiazg.

– I właśnie o to chodzi. Z małych rzeczy mogą być duże polityczne konsekwencje. Każdemu wydaje się, że się zna na ośmiorniczkach, ale na miliardach już mniej. Na Zachodzie też zdarzają się afery. Ale wyciąga się z nich konsekwencje. Premier Irlandii, który miał duże zasługi w wyciąganiu tego kraju z kryzysu zapowiedział, że nie będzie się ubiegał ponownie o to stanowisko z powodu jakiegoś skandalu w policji. A my mamy śmierć człowieka na komisariacie i nikt nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. To przepaść między mentalnością polityków, zwłaszcza PiS, a standardami zachowań przyjętymi w krajach Zachodu.

PiS miał niebywałe szczęście. Komorowski nie musiał przegrać. Nie musiało się tak stać, że dwie partie naraz otrą się o próg wyborczy i nie wejdą do parlamentu. Czynników, które sprzyjały wygranej PiS było bardzo dużo.

Może Platforma zapłaciła też za podniesienie wieku emerytalnego? To było bardzo niepopularne.

– Być może. Popierałem to rozwiązanie, jako wyraz odpowiedzialności Donalda Tuska i PO za kraj. Zrobiono to jednak bez kampanii, która tłumaczyłaby ludziom, o co chodzi. Takie rzeczy robi się po dużej, dobrze przygotowanej kampanii informacyjnej i edukacyjnej. No chyba, że jest katastrofa, jak w 1989 r., i nie ma co tracić czasu, bo trzeba gasić pożar. Tu tego zabrakło.

Jaki scenariusz na przyszłość pan widzi? PiS zostanie odsunięty od władzy w najbliższych wyborach?

– Uważam, że prognozowanie jest stratą czasu. Jestem przekonany, że odsunięcie PiS jest konieczne i możliwe. I na tyle, na ile mogę, staram się przyczyniać do tego, że ludzie, którzy nie wierzą w straszną propagandę PiS-u, bardziej się zmobilizują i spowodują, że PiS z Kukizem nie będą dalej rządzić. A Andrzej Duda nie zostanie wybrany na następną kadencję.

A jest w ogóle szansa wygrania z populistami? Z kimś kto łopatami rozdaje pieniądze?

– Reżimy autorytarne, albo te, które dążą do opanowania państwa, posługują się trzema metodami. Już o nich mówiłem. Przekupywanie, czyli dosypywanie pieniędzy z budżetu. Tu PiS już osiągnął maksimum. Ogłupianie. Myślę, że tu też już jest maksimum. Bez jakichś specjalnych ruchów, przejęcia mediów prywatnych, co byłoby bardzo źle odebrane za granicą, nie mają rezerw. Zostało zastraszanie. Nie sądzę, żeby nawet jeśliby chcieli, było to możliwe na skalę masową. Będzie to więc raczej selektywne. Przy pomocy prokuratury, służb specjalnych. I tu jest rola zorganizowanej opozycji, łącznie z KOD-em, żeby żaden funkcjonariusz, który będzie brał w tym udział, nie był anonimowy i musiał się liczyć z ryzykiem, że będzie rozliczony, w taki czy inny sposób. I wtedy ta trzecia dźwignia będzie mało efektywna.

Balcerowicz mówi wprost: PiS realizuje najgorszy scenariusz dla polskiej gospodarki

http://www.gazeta.tv/plej/19,115170,21323588,video.html

next.gazeta.pl

 

👇… znalezione na FB … 👇 , …..

Takiego Trumpa nam PiS sprowadzi

1.07.2017
sobota

Niby drobna rzecz. Dwoje gospodarzy jednego z wielu showstelewizyjnych. Republikanin i Demokratka, jeśli chodzi o sympatie polityczne. Krytyczni wobec Trumpa, mający wpływ na opinię publiczną.

I nagle koszmar: Mika Brzezinski, córka zmarłego niedawno „Zbiga”, i jej narzeczony Joe Scarborough dostają się na celownik samego prezydenta najpotężniejszego państwa świata.

Trump publikuje hejterski, mizoginiczny, ordynarny tweet na ich temat, bo mu zaszli za skórę jako krytycy, a narcyz i megaloman Trump był wychowany przez ojca dewelopera, żeby nigdy nie przebaczać. Zawsze ma wyjść na jego. Mediów liberalnych nie znosi, bo pokazują, kim jest. Media chciałby kontrolować jak każdy satrapa.

Sprawa rozwija się surrealnie. Joe i Mika, w dniach kiedy Trump ma ruszać do Europy, w tym do Polski, wysuwają się na główny temat amerykańskich mediów masowych. Ripostują Trumpowi: pan ma obsesję na punkcie krwi menstruacyjnej i dziennikarzy, niech pan zajmie się obowiązkami głowy państwa. Na szczycie G20 w Hamburgu staną sprawy uchodźców, walki z ociepleniem, gospodarki globalnej. Jest nad czym popracować.

Wkrótce wychodzi na jaw, że obojgu grozili ludzie związani z Trumpem, że jeśli nie spuszczą z tonu jako jego krytycy, to przeczytają o sobie kompromitujące story w tabloidzie. To niepojęte! Szef państwa naciskający na dwoje ludzi mediów, by ich zmusić pogróżkami do odszczekania krytyki! Czy to jeszcze Ameryka pod rządami konstytucji gwarantującej wolność słowa? Przecież taka presja na wolne media ociera się o nadużycie władzy, a to może być powodem impeachmentu.

Tweetujący prezydent za kilka dni odwiedzi Polskę. Ma się spotkać z prezydentem Dudą, też siedzącym na Twitterze. Żony obu prezydentów pewnie też, w końcu dobrze do siebie pasują, tak jak ich mężowie. Niewiele mają sobie i nam do powiedzenia, więc będą stroszyć pawie pióra.

Prezydenci USA zaczynają się w mojej świadomej pamięci od JFK. Żaden z nich, nawet Bush młodszy, nie był tak out of context jak Trump. Gdyby nie to, że jest dziś numerem jeden w polityce międzynarodowej, można by się z tej tweetowej prezydentury pośmiać. Ale należy się naprawdę martwić.

Prezes Kaczyński ogłosił w sobotę na zjeździe partii, że Anglicy zazdroszczą nam wizyty Trumpa. Nie dopowiedział, że to Biały Dom się do wizyty Trumpa w Londynie nie pali, bo brytyjscy przeciwnicy trumpizmu zapowiadają masowe demonstracje przeciwko niej. Nie chcą, żeby myślał w swej pysze, że starsi bracia Anglicy składają mu hołd. No ale może liczyć na hołd Polski pisowskiej. Opowie o nim w Hamburgu zaraz po wyjeździe z Warszawy Putinowi. Czy o to chodzi Kaczyńskiemu?

 

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Kaczyński nas jednoczy!

1.07.2017
sobota

Bawiąc ostatnio na zaproszenie KOD w Londynie, po raz pierwszy w życiu odczułem wdzięczność dla Jarosława Kaczyńskiego. Recydywa PRL, w wersji narodowo-katolickiej, z paranoją smoleńską w tle, zmobilizowała tysiące wykształconych Polaków do politycznej aktywności. Dzieje się tak nie tylko w kraju, lecz również pośród Polonii.

Inteligencja, zagubiona i rozproszona w emigranckiej masie, nie miała dotąd sposobu ani powodu, aby się odnaleźć i poznać. Potrzeba działania w obliczu politycznej zapaści w kraju stworzyła tym ludziom sposobność, aby się wreszcie spotkać. W Londynie, a zapewne także w innych wielkich stolicach, mieszkają tysiące świetnie wykształconych, inteligentnych i mądrych Polaków. Kilkanaścioro spośród nich poznałem przed paroma dniami – lecz oni też znają się od niedawna.

Teraz nie tylko wspólnie organizują protesty przeciwko reżimowi PiS, lecz przestają ze sobą towarzysko, a nawet się przyjaźnią. Zyskali nowych znajomych i przyjaciół w swojej sferze, czyli pośród ludzi czytających i myślących, a przez to ich życie stało się lepsze. To niewątpliwie dobra zmiana. I ja za tę zmianę serdecznie Jarosławowi Kaczyńskiemu dziękuję. Także osobiście, boć i ja poznałem kilka mądrych i miłych osób.

Swoją drogą widząc tam, za granicą, tych wszystkich mądrych i aktywnych społecznie ludzi, będących nierzadko naprawdę świetnymi specjalistami w swoich dziedzinach, a więc tę, jak to się mówiło za komuny, „inteligencję pracującą”, odczuwam smutek i niepokój. Jakże nasz kraj został wydrenowany! Ileż uciekło nam głów! Na całe szczęście teraz wielu spośród tych ludzi chce pomagać nam, którzyśmy zostali, wspierając tę naszą niemrawą i samotną walkę o powrót demokracji i elementarnych standardów państwa prawa.

Zresztą w kraju proces jednoczenia inteligencji postępuje również. Tysiące ludzi należących do intelektualnej i etycznej elity społeczeństwa miało okazję poznać się i nawiązać współpracę. Tak jak to bywało za czasów korowskiej opozycji w PRL. I w kraju, i za granicą powoli zbiera się aktywistyczny kapitał, który może stać się zarzewiem dla odnowienia rozproszonych i zadeptanych przez skojarzone siły merkantylizmu i reakcji środowisk opiniotwórczych. Być może za kilka lat polska klasa polityczna odzyska zaplecze społeczne i wsparcie ze strony najbardziej wykształconej i oświeconej warstwy społeczeństwa. Jakość życia politycznego w Polsce, a więc i dobrostan kraju, w dużym stopniu zależy od powiedzenia tego procesu.

Sukces jest możliwy jednakże tylko pod warunkiem, że przynajmniej kilkaset osób spośród tych najlepszych zaryzykuje i zamiast oddawać się mędrkującemu izolacjonizmowi i praktykować oportunizm, włączy się aktywnie w politykę. Już tak niewielka grupa ludzi może wiele zmienić. Bo jeden mądry liczy się na scenie politycznej za tysiąc przeciętnych. Raz, w 1989 r., elity kulturalne przejęły władzę w Polsce, zakładając fundamenty demokracji, podkopywane dziś przez populistyczną kontrrewolucję. Na powtórzenie tego cudu nie ma co liczyć, lecz nadal możemy mieć nadzieję, że zawodowi politycy ulegną wpływowi mądrych ludzi, jeśli ci zechcą się politycznie zaktywizować. Ale to wymaga pokonania wstrętu do polityki oraz odrobiny odwagi.

Dzięki Kaczyńskiemu coraz więcej ludzi tę odwagę ma. Na Krakowskim Przedmieściu i pod Wawelem, a także w wielu innych miejscach – w przestrzeni fizycznej i internetowej – spotyka się coraz więcej ludzi z najwyższym cenzusem kulturowym. Asymetria moralna i kulturalna pomiędzy ludźmi reżimu a ludźmi aktywnymi w jego zwalczaniu jest coraz wyrazistsza. Tym bardziej zresztą czymś zawstydzającym i żenującym jest kolaborowanie z PiS kilkuset ludzi z naukowymi stopniami, pretendującymi do przynależności do warstw inteligenckich. Ale to już ich sprawa. Tak jak naszą sprawą jest, z kim będziemy się bawić, a z komu tylko skinienie głową.

Polska inteligencja za granicą zastanawia się, jak może nam pomóc. Odpowiedź jest prosta. Róbcie rzeczy małe i spektakularne, gdy tylko ludzie reżimu pokażą się w Waszych krajach i miastach. Gotujcie im godne powitanie i sprawiajcie, aby media interesowały się bardziej Waszymi dowcipnymi protestami niż groteskowymi wypowiedziami Dudy, Szydło czy Waszczykowskiego. Zachód musi się dowiedzieć, że Polska nie kończy się na groteskowo niewdzięcznych, pyszałkowatych i kompletnie nieprofesjonalnych politycznych pajacach. Gniew i rozżalenie Zachodu w stosunku do polskiego rządu nie może przenosić się na całe społeczeństwo.

Niełatwo tego uniknąć, ale można ograniczać i minimalizować skutki tej wizerunkowej i politycznej katastrofy. Ponadto Polacy na Zachodzie, tak jak zawsze, gdy Polska była w opresji, powinni wspierać opozycję finansowo. Z reżimem, tak jak za komuny, walczy zaledwie kilka tysięcy osób. Każda z nich wydaje na ten cel swoje prywatne środki. Są to jednakże tylko grosze. Cała opozycja w Polsce nie dysponuje większymi środkami niż jeden sklepikarz. Takie jest to nasze słynne umiłowanie wolności. Liczy się każdy grosz!

Ponadto mieszkając w pięknych miastach Zachodu, możecie pokazać skromnym działaczkom i działaczom w Polski, że widzicie i doceniacie ich zaangażowanie. Nie musicie wspierać Frasyniuka – on sobie poradzi. Ale jeśli możecie dodać otuchy zwykłym ludziom, ciąganym na policję i nękanym przez pisowskich hejterów, to róbcie to koniecznie. Niech reżim widzi, że każdy, jeśli poważy się prześladować zwykłych ludzi, niegodzących się na niszczenie państwa przez Kaczyńskich, Ziobrów, Macierewiczów i Szyszków, to będzie się musiał zmierzyć z opinią publiczną na Zachodzie i z zachodnimi politykami.

Trzymajmy się i działajmy – każdy na swoją miarę. Tchórzliwi i leniwi niechaj robią cokolwiek, a heroiny i herosi – wszystko! Jak mówi nasze stare, ubeckie powiedzenie: od każdego wedle jego możliwości!

hartman.blog.polityka.pl

Kaczyński odstawia Szydło na bocznicę. To premier jest największą przegraną kongresu PiS

Premier siedziała w pierwszym rzędzie i z kamienną twarzą słuchała połajanek prezesa.

Wszyscyśmy się jakoś przyzwyczaili do z lekka niekonstytucyjnej hierarchii władzy w Polsce, gdzie na samej górze jest prezes – formalnie szeregowy poseł – a potem długo nikogo nie widać. A mimo to przemówienie Jarosława Kaczyńskiego na kongresie w Przysusze mogło zaskoczyć. Nikt nigdy nie zdominował do tego stopnia swojego obozu.

Kaczyński chwalił, Kaczyński beształ. Tu nakazał przyspieszyć, tam przyhamować. Z mównicy partyjnego zjazdu decydował o tempie i kierunku zmian w rządzie. To od niego cała Polska dowiedziała się, że likwidacji NFZ nie będzie w tej kadencji, choć jeszcze w tym roku rząd mówił co innego.

Kamienna twarz premier Szydło

Wszystko wskazuje na to, że jednym z zaskoczonych słuchaczy był minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, któremu prezes polecił przy okazji pilnie zlikwidować nocne kolejki ludzi chorych.

– Ma pan dużo złogów w ministerstwie – rzucił z kolei do Witolda Waszczykowskiego, co było komendą do czystki w dyplomacji.

Z ministrów najbardziej oberwał Andrzej Adamczyk za ślimacze tempo wdrażania programu Mieszkanie+. Kaczyński nie dość, że zostawił sobie ministra infrastruktury na deser, to jeszcze tylko jemu wyznaczył deadline na poprawę – listopad.

Zastanawiam się, jak się czuła Beata Szydło, teoretyczna przełożona tych trzech nieszczęśników. Niby to ona powinna ich oceniać, tyle że program nie przewidywał jej wystąpienia. Siedziała więc w pierwszym rzędzie i z kamienną twarzą słuchała połajanek prezesa.

Co prezes miał do przekazania swoim zwolennikom?

Kaczyński kilka razy ją pochwalił, ale premier bez wątpienia była największą przegraną kongresu. Prezes – używając zwrotu „serdecznie proszę”, co zabrzmiało jak drwina – wezwał Szydło do przekazania kolejnej części władzy nad gospodarką Mateuszowi Morawieckiemu. – A jak się premier nie posłucha… No cóż, nie ma ludzi niezastąpionych– usłyszałem w kuluarach.

Mniejsza jednak o gry w obozie władzy. Co tak naprawdę zakomunikował swym zwolennikom (i przeciwnikom) Kaczyński? Wygląda na to, że zamierza toczyć tylko te wojny, które podobają się jego zwolennikom. Krew – to metafora – ma się lać na rubieżach państwa PiS. Ucierpieć mają media (będą zdekoncentrowane, czytaj: zrepolonizowane), sądy (bo są kontynuacją PRL), zmieni się ordynacja wyborcza (w stopniu jeszcze nieznanym). To nie są bitwy, które poruszą miliony Polaków, nawet jeśli będą bardzo głośne i nawet jeśli zezłoszczą Brukselę.

Miliony Polaków mają natomiast mieć coraz lepiej. Na dziś dostają 500+, na bliżej nieokreśloną przyszłość – centralny port komunikacyjny („bijące serce komunikacji Polski”, fraza autorstwa Morawieckiego), dziesięć mostów, pociągi próżniowe, autostrady, ścieżki rowerowe („szlak pierwszej kadrowej”) i internet („sto megabitów na stulecie niepodległości”, znów Morawiecki). Miliony Polaków mają mieć zero uchodźców – ten fragment przemówienia prezesa wzbudził bodaj największy entuzjazm. Iluzję poważania w świecie daje NATO i Donald Trump, Unia jest na drugim planie.

Przemawiali tylko wyznaczeni mówcy

Kaczyński, jak kiedyś Donald Tusk, znakomicie czuje nastroje i mówi to, co suweren (jego istotna dlań część) chce usłyszeć. Smoleńsk, mówiąc brutalnie, nie przyciąga wyborców, więc w Przysusze nie było o nim mowy. Zręczne, ktoś powiedziałby cyniczne, ale wygląda na to, że działa.

Na koniec jeszcze jedna obserwacja. Nie pamiętam kongresu programowego – formalnie tak się ta impreza nazywała – który tak ostentacyjnie rozmijałby się ze swoją zwyczajową definicją. Żadnej maskarady, żadnego udawania. Nie było paneli dyskusyjnych, nie zabrał głosu nikt poza czterema wyznaczonymi mówcami (Kaczyński, Morawiecki, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro). Z innych zjazdów pamiętam kolejki ludzi do mównicy; nie mieli zwykle wiele do powiedzenia, ale ktoś ich jednak słuchał, jakieś pozory zachowywano. Tu wszystko było jasne. Tysiąc delegatów zjechało na parę godzin pod Radom, by usłyszeć wytyczne od wodza.

polityka.pl

Zawód: szczurołapka. W Polsce jest ich tylko osiem

Oddech szczura

Kiedy wchodzi do piwnicy, zaczyna myśleć jak szczur. Rozgląda się i już wie, jaką wybrałaby drogę.

Elżbieta Suszczyńska to jedna z ośmiu szczurołapek w Polsce.

Stanisław Ciok/Polityka

Elżbieta Suszczyńska to jedna z ośmiu szczurołapek w Polsce.

Elżbieta Suszczyńska to jedna z ośmiu szczurołapek w Polsce – tyle kobiet należy do Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pracowników DDT zrzeszającego prawie 300 szczurołapów. Jej koleżanki po fachu najczęściej prowadzą jednak swoje firmy deratyzacyjne zza biurka, na akcje wysyłając pracowników. A ona codziennie zakłada robocze ubranie. W dodatku jest jedną z najlepszych w kraju.

– Jeszcze się nie trafił szczur, który by mnie przechytrzył – opowiada. Więc im trudniejsza akcja, tym bardziej pasjonująca. Powieść Andrzeja Zaniewskiego „Szczur” przeczytała z zapartym tchem ponad 20 lat temu. – Zainspirowała mnie, żeby zająć się szczurami – mówi– I nauczyła się myśleć jak one.

Uważa, że kobieta w roli szczurołapki może być lepsza od mężczyzny. Siła fizyczna nie ma w tym zawodzie większego znaczenia. Sprawność już tak, ale Ela zawsze dbała o kondycję (tenis, siłownia). Szczupła, wysportowana, nie wygląda na 60 lat. I wciąż jest w stanie przeciskać się na czworakach lub pełznąć przez ciasne, podziemne korytarze. Kiedyś, właściwie niechcący, przeczołgała się pod wrocławskim rynkiem. Korytarze na południowej stronie robiły się coraz ciaśniejsze, ale ona przeciskała się dalej. Szczupła i zwinna kobieta ma w tym zawodzie większe szanse niż wielki, nawet bardzo silny mężczyzna. I, co najważniejsze, może lepiej wczuć się w szczurzą psychikę. Przecież większość tych gryzoni to samice. Oni nie są potrzebni szczurzym stadom do przetrwania: jeden samiec jest w stanie zapłodnić wiele szczurzyc. A gdy samce dorosną, potrafią zagryzać całe mioty, czasem z głodu, czasem tylko z potrzeby dominacji, z zazdrości o samicę. Dlatego samica wyrzuca partnera z nory, kiedy rodzi młode, a potem często zagryza swoje męskie potomstwo, ograniczając w ten sposób liczebność samczej populacji.

Pierwsze poważne zlecenie Suszczyńskiej to była duża ferma trzody chlewnej w Łosicach, własność Akademii Rolniczej. Szczury bezkarne chodziły w biały dzień po terenie, nie uciekały przed ludźmi i tak podkopały chlewnie, że budynki zaczęły się walić. Choć się szczurów nie boi, ferma była dla Eli prawdziwym chrztem bojowym. Trzeba było zakładać nie tylko robocze ubranie, ale i kask.

W tej chlewni spotkała pierwszego szczura cwaniaka, który sprawił, że jej szacunek dla gryzoni jeszcze wzrósł. Grasował na świńskiej porodówce, gdzie nie można było używać żadnych trutek. Radzili sobie tylko przy pomocy szczurołapek. Wyłapali naprawdę dużo gryzoni, ale ciągle znajdowali zatrzaśnięte pułapki bez szczura – i już bez przynęty. Suszczyńskiej nie dawało to spokoju. Po tygodniu zaczaiła się w nocy. W odpowiednim momencie zapaliła latarkę i udało się jej dostrzec, jak wielki, stary szczur tylnymi łapami narzuca grudy ziemi na pułapkę. Jeśli trafiał, sprężyna zatrzaskiwała się, a on spokojnie mógł zabrać przynętę.

Szczury są bardzo mądre. Dlatego tak trudno je złapać. Suszczyńska czyta wszystko, co o szczurach napisano, rozmawia z naukowcami z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Na ogół to, co naukowcy mają do powiedzenia na temat tych gryzoni, pokrywa się z jej doświadczeniami.

A więc: szczury są pamiętliwe. – Spotkałam kiedyś jednego, który jakimś cudem uwolnił się z pułapki, i już nigdy więcej nie zbliżył się do żadnej przynęty – opowiada Suszczyńska. Każda pułapka pachniała mu człowiekiem. – Cokolwiek stawiałam, lepną, żywołowną, zatrzaskową, omijał wszystko szerokim łukiem – opowiada. Nic nie mogła poradzić. Więc szczur odszedł po dwóch latach śmiercią naturalną.

Nie tylko zapach człowieka jest problemem. Szczury bardzo ostrożnie podchodzą do każdego nowego przedmiotu, jaki pojawi się na ich terenie. Także do nowego jedzenia. Nabrać można młode, u których ciekawość i głód tłumią ostrożność, i od razu próbują nowego przysmaku – ale nie stare. Starszyzna uważnie obserwuje, jak zachowują się po zjedzeniu nowej karmy. Jeżeli nie dzieje się nic złego, następnego dnia jedzą już wszyscy. – Dlatego kiedyś szczury najpierw się karmiło przez kilka dni, a potem dopiero dodawało się trutkę, działającą natychmiastowo, zawierającą fosforek cynku – mówi szczurołapka. Ale i to był pomysł na raz. Fosforek cynku zostawiał charakterystyczny zapach, stare szczury i tego się nauczyły. Dziś jest łatwiej, trutka trzeciej generacji zawiera antykoagulant, czyli środek zapobiegający krzepnięciu krwi, który powoli niszczy organizm. Zwierzęta robią się senne i słabną. Umierają dopiero po kilku dniach. – Po tak długim czasie szczury nie kojarzą, że to trutka zabiła ich współbraci – wyjaśnia.

Suszczyńska zawsze pracuje sama. W jednej ręce latarka, w drugiej wiadro z karmą zaprawioną trutką. Porusza się cicho. Cały czas nuci, najchętniej stare piosenki wojskowe („Przybyli ułani”) albo ludowe („Na Nowej Górze”), bo łagodne, melodyjne nucenie uspokaja szczury. Jeżeli nie śpiewa, to przemawia czule. Po kilku dniach zwierzęta kojarzą głos Eli z dobrym jedzeniem.

Kłopot, że Elżbieta naprawdę szczury lubi. Miała kiedyś swojego, domowego, ze sklepu zoologicznego, bo dzieci koniecznie chciały mieć w domu jakieś zwierzątko. Malutki wędrowny szczur dostał na imię Hektor, puste akwarium zamiast klatki, w jednym kącie kuwetę, w drugim miseczki z jedzeniem, i stary jugosłowiański fotel, na którym lubił się wylegiwać. Elżbieta śmieje się, że Hektor nauczył ją więcej niż wszystkie kursy i książki. Ale nie, nie ma wyrzutów sumienia, że zabija jego pobratymców. Hektor był przebadany, zdrowy, a szczury żyjące na wolności są (przeciętnie) nosicielami około 50 różnych, czasem groźnych, chorób. I gdyby tak puścić je na żywioł, to byłby poważny problem. Bo rozmnażają się w piorunującym tempie. Szczurzyca rodzi cztery razy w roku mioty po 6–8 sztuk. Młode samiczki są gotowe do rozrodu już po 3 miesiącach. A gdy powódź we Wrocławiu zdziesiątkowała szczury, nagle samice zaczęły rodzić po kilkanaście. Po dwóch latach szczurza populacja została odbudowana.

Kiedy Suszczyńska kończy akcję, zleceniodawcy często pytają, czy na pewno już szczurów nie ma i czy nie wrócą? Nie sposób wytępić wszystkie. I nie o to chodzi. Jak wszystko, mają swoją rolę w ekosystemie. Utylizują część wyrzucanej przez ludzi żywności. Niektórzy twierdzą, że to właśnie szczury zapobiegły wybuchowi epidemii po powodzi we Wrocławiu.

Podobno szczury nie stanowią problemu, gdy jest ich mniej więcej tyle co mieszkańców. – Nigdy, przez ponad ćwierć wieku pracy, nie powiedziałam, ile jest szczurów we Wrocławiu– śmieje się Suszczyńska. – Bo nie sposób ich policzyć. Są tacy, którzy mówią, że na jednego mieszkańca przypada tu 5 szczurów, a na Starym Mieście ma być nawet 7. Może tak, może nie. Wiadomo na pewno, że jest ich bardzo dużo. Wystarczy przypomnieć sobie zdjęcie zrobione podczas wrocławskiej powodzi – gromadę szczurów siedzących jak wiewiórki w koronie drzewa przed Dworcem Głównym. Warunki mają w tym mieście idealne. Niemcy, robiąc Festung Breslau, zbudowali niemal drugie miasto na poziomie minus jeden. Większość podziemi nie jest dostępna dla ludzi, ale dla szczurów tak. To samo dotyczy hitlerowskich schronów. Ten pod placem Solnym, w centrum miasta, mógł pomieścić trzysta osób. Trzy korytarze, izby, w których cywile mogli przeczekać naloty, kilkanaście pomieszczeń technicznych, łazienki, pralnia i kuchnia, a wszystko z kanalizacją, instalacją elektryczną i systemem filtracji powietrza. Ale są też podziemia, o których nikt nie wie, nieoznaczone na planach. – Kiedy przeprowadzano generalny remont w Piwnicy Świdnickiej w ratuszu, w Rynku, na poziomie minus trzy robotnicy odkryli zamurowane pomieszczenie, a w nim setki szczurów – opowiada Suszczyńska. – Nie wezwali nikogo, rozwalili ścianę kilofami i szczury uciekały przerażone na oślep, po ludziach. Miejskie legendy mówią o podziemnych tunelach prowadzących do budynków na wrocławskiej Starówce, jak choćby do Urzędu Wojewódzkiego, którego budowę rozpoczęli Niemcy w trakcie wojny, na wzór berlińskiego Reichstagu, i którego podziemia też nie są do końca zbadane. Nie wiadomo, dokąd prowadzi korytarz, zaczynający się pancernymi drzwiami w jednej z piwnic budynku ani zasypany ziemią tunel. Królestwo szczurów.

– Cokolwiek człowiek robi, szczur czerpie z tego korzyści – mówi Elżbieta Suszczyńska. – Sprzyja im moda na montowanie w zlewach kuchennych młynków do rozdrabniania resztek żywności, a nawet ustawa o segregacji śmieci. Chodzi o osłony śmietnikowe, te wielkie okrągłe pojemniki na szkło. Rzadko opróżniane, tak ciężkie, że nikt tego nie przesunie, w dodatku stojące blisko śmietników. – Trudno o lepsze schowanko dla szczura – śmieje się Suszczyńska. I tak jest od wieków. Ludzie, którzy zaciekle zwalczają szczury, boją się ich i brzydzą, tak naprawdę są ich największym sprzymierzeńcem. To dopiero dzięki cywilizacji te słabe i bezbronne w gruncie rzeczy gryzonie, padające w lasach i stepach łupem drapieżników, znalazły dobre warunki do życia w śmietnikach, piwnicach, hurtowniach, zakładach przemysłowych, fermach. I mimo wysiłków naukowców, wymyślających coraz lepiej działające trucizny, mimo pracy szczurołapów, którzy coraz częściej poza tradycyjnymi metodami zaczynają stosować internetowy monitoring, rattus norvegicus i rattus rattus, szczur wędrowny i szczur śniady, dwa podstawowe gatunki z wielkiej rodziny szczurów, które towarzyszą ludzkości od początku jej istnienia, zostaną z nami na zawsze.

polityka.pl

Schetyna obiecuje rekompensatę dla ukaranych za niepłacenie abonamentu RTV

Next.gazeta.pl, 01.07.2017

Grzegorz Schetyna© Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta Grzegorz Schetyna

 

Szef Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna zapowiedział podczas sobotniego spotkania rady krajowej partii, że jeśli ustawa dotycząca uszczelniania sposobu ściągania abonamentu radiowo-telewizyjnego zostanie uchwalona, to jego partia wezwie do jej niepłacenia.

– Jeżeli parlament na wniosek TVP przyjmie podniesienie haraczu na tę telewizję, to wezwiemy to obywatelskiego nieposłuszeństwa i niepłacenia tej opłaty – zapowiedział Schetyna. – Po wyborach wszyscy ukarani za niepłacenie abonamentu będą mogli liczyć na rekompensatę, obiecuję – dodał.

Deklaracja szefa Platformy to reakcja na procedowany właśnie w Sejmie projekt ustawy o poprawie ściągalności tej daniny.

Gdyby założenia nowej ustawy weszły w życie zgodnie z planem, to być może jeszcze w tym roku Polacy zapłaciliby pierwszy abonament według nowych zasad. Kwota – 22 zł 70 gr miesięcznie – byłaby ściągana nie tylko z osób, które zarejestrowały odbiornik telewizyjny, ale również wszystkich posiadających dostęp do kablówki czy platformy cyfrowej.

Ustawa do „zamrażarki”?

W piątek jednak „Gazeta Wyborcza” informowała, że z powodu strachu przed utratą elektoratu, PiS zamierza odłożyć w czasie wprowadzenie zmian. Partia rządząca boi się, że wyborcy mogą nie znieść kumulacji w postaci wchodzącej w życie od września reformy edukacji i nowego rachunku.

Poza tym projekt mocno krytykują też sieci kablowe i operatorzy płatnej telewizji, którzy musieliby udostępnić dane swoich klientów Poczcie Polskiej. To na niej bowiem formalnie spoczywa obowiązek ściągania abonamentu.

Dodatkowo, w myśl nowych przepisów, klienci płatnej telewizji mieliby rejestrować posiadane telewizory właśnie za pośrednictwem jej dostawców. Gdy tego nie zrobią Poczta to od nich wyegzekwować miałaby abonament.

Sposoby na nowe przepisy

Obecnie, mimo istniejącego obowiązku płacenia abonamentu, uiszcza go nie więcej niż 12 proc. gospodarstw domowych. Nowelizacja ustawy dotknęłaby ok. 10 mln klientów płatnych telewizji. W mediach już pojawiły się informacje, że klienci w związku z nowelizacją nie przedłużają umów na kablówki, a niektórzy operatorzy zaczęli oferować pakiety dla osób powyżej 75. roku życia, które są ustawowo zwolnione z abonamentu.

msn.pl

Kaczyński: Koniec postkomunizmu? Musimy rządzić dwie, trzy kadencje

DoRzeczy, 01.07.2017

Jarosław Kaczyński, prezes PiS© PAP / Piotr Polak Jarosław Kaczyński, prezes PiS

 

Dwie lub trzy kadencje – tyle według prezesa Jarosława Kaczyńskiego potrzebuje jego partia, aby zlikwidować w Polsce postkomunizm. Dodał, że opozycja kwestionuje demokratyczny wybór Polaków. Prezes PiS mówił też o zewnętrznych naciskach na rząd i reformie sądownictwa.

– To, czego nie dokonali tak do końca komuniści, udało się dokonać Tuskowi. Bo przecież Związek Sowiecki ustami Breżniewa wielokrotnie domagał się, aby w Polsce zlikwidowano rolnictwo i zepchnięto Kościół do kruchty. (…) Można powiedzieć, że te 8 lat rządów podległości PO i PSL tak ośmieliło naszych partnerów zewnętrznych, że uznali, że można się wtrącać w każdą sprawę – powiedział Kaczyński w wywiadzie dla TVP Info.

Pytany o reformę sądów i Krajowej Rady Sądownictwa, prezes PiS podkreślił, że ostateczna decyzja należy do Sejmu i Senatu. – Taki jest nasz cel i jesteśmy zdeterminowani, żeby to przeprowadzić – oświadczył. Zaznaczył, że częściowe zmiany niczego nie zmienią. – Nam chodzi o zmianę istoty rzeczy; o sądy, które będą sądziły przestępców, które będą obiektywne – tłumaczył.

Kaczyński mówił podczas sobotniego kongresu PiS, że Polska jest już w 99 proc. pełnoprawnym członkiem NATO. Wyjaśnił, że ten jeden brakujący procent to stałe bazy sojuszu na naszym terytorium. – Jeżeli w przyszłym roku powstanie tarcza antyrakietowa, to można będzie powiedzieć, że to jest ten 1 proc. – stwierdził. Jak dodał, Zachód, a w szczególności Niemcy, mają wobec nas „nieuregulowane zobowiązania”.

msn.pl

Rzekomy wskrzesiciel znów na Stadionie Narodowym. John Bashobora po raz 5 w Polsce

Wprost, 01.07.2017

Stadion Narodowy przed szczytem NATO© DAMIAN BURZYKOWSKI Stadion Narodowy przed szczytem NATO

 

Stadion Narodowy trzeci rok z rzędu jest miejscem, gdzie organizowane jest spotkanie rekolekcyjne z ugandyjskim duchownym ojcem Johnem Bashoborą.

Organizatorzy rekolekcji prowadzonych przez ojca Johna Bashoborę spodziewali się około 30 tysięcy uczestników. Trwać one mają 13 godzin. W programie przewidziano mszę, której przewodniczyć będzie metropolita warszawsko-praski arcybiskup Henryk Hoser. Koncelebrę odprawi 300 księży z całej Polski. Ponadto uczestnikom umożliwiono ciągłą spowiedź lub adorację Najświętszego Sakramentu.

Ponadto na stadionie pojawi się kopia obrazu Marki Boskiej Częstochowskiej.

Spotkania z cyklu „Jezus na Narodowym” od kilku lat są stałym elementem stołecznego lata. Za każdym razem prowadzi je właśnie ojciec John Bashobora, uznawany za charyzmatyka, który na swoim koncie ma rzekomo wskrzeszanie ludzi (choć brakuje na to dowodów – red.). Ponadto modlitwa z tym duchownym ma pozwalać na uzdrowienie.W tym roku hasłem przewodnim spotkania są słowa psalmu 89: „Szczęśliwy naród, który umie wielbić Pana, będzie kroczyć w świele jego oblicza”. Uczestnicy mają modlić się za pokój i bezpieczeństwo w Polsce i Europie.

msn.pl

Prezes PiS skrytykował Waszczykowskiego. „Złogów jest tam u pana dużo”

DoRzeczy, 01.07.2017

Witold Waszczykowski, szef MSZ© Ministerie van Buitenlandse Zaken/CC BY-SA 2.0 Witold Waszczykowski, szef MSZ

 

Podczas przemówienia na kongresie PiS Jarosław Kaczyński skrytykował szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego za opóźnienia w pracach nad ustawą o służbie zagranicznej.

Projekt przewiduje zwolnienie wszystkich osób, które miały coś wspólnego z organami bezpieczeństwa PRL. MSZ zapowiadał wcześniej przeprowadzenie lustracji polskich dyplomatów przebywających na zagranicznych placówkach i otwarcie się na młodych.

– Ustawa (o służbie zagranicznej – red.) jest już w komisji, dokładnie w podkomisji sejmowej. Ale tę ustawę trzeba w końcu uchwalić, bo panie ministrze, kłaniam się panu, ale złogów jest tam u pana dużo i trzeba zmieniać – powiedział Kaczyński, zwracając się do szefa polskiej dyplomacji Witolda Waszczykowskiego.

Prezes PiS wyjaśnił, że jako „złogów” nie należy traktować osób kompetentnych, które mogą nawet awansować. Jak dodał, chodzi o ludzi „nieuczciwych”. – No i powołanych przez naszych poprzedników, bardzo ich dużo – stwierdził Kaczyński.

msn.pl

Kaczyński: Polska nigdy nie zrzekła się odszkodowań. Ci, którzy tak sądzą, są w błędzie

Gazeta.pl, 01.07.2017

Kongres PiS, Jarosław Kaczyński© SŁAWOMIR KAMIŃSKI Kongres PiS, Jarosław Kaczyński

 

Blisko 1000 delegatów w Przysusze koło Radomia wysłuchało długiego przemówienia prezesa PiS. Kaczyński na kongresie partii podsumował rok rządów i wytyczył cele na przyszłość. Mówił o Trybunale, uchodźcach, II wojnie i odbudowie zamków. 

Kongres odbywa się w Przysusze, miejscowości odległej o 40 km od Radomia, bo jak mówiła rzeczniczka PiS, nie tylko duże miasta zasługują na uwagę.

Wśród osiągnięć rządu, które wymienił prezes PiS Jarosław Kaczyński, była reforma oświatowa, utworzenie Krajowej Administracji Skarbowej oraz stworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej. – Można powiedzieć, że idziemy we właściwym kierunku – powiedział Jarosław Kaczyński. Dodał, że „prawa Polaków realizujemy wśród sprzeciwów”.

O Trybunale: Było wokół tego wiele krzyku

Prezes PiS odniósł się też do sprawy zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Jak powiedział, jego ugrupowanie „próbowało zmienić w sposób racjonalny Trybunał Konstytucyjny”. W ocenie Jarosława Kaczyńskiego w ostatecznym rachunku zmiany ustawowe są niewielkie. – Było wokół tego wiele krzyku, ale Trybunał spokojnie działa dalej i wbrew temu co twierdzą niektórzy, wcale nie zawsze nam sprzyja – dodał lider partii rządzącej.

O imigrantach: Mamy pełne, moralne prawo powiedzieć „nie”!

Zagrożenie bezpieczeństwa obywateli oraz problemy ekonomiczne wskazał Jarosław Kaczyński jako argumenty przeciwko przyjmowaniu do Polski imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Prezes PiS odniósł się do tej kwestii podczas kongresu PiS w Przysusze.

Jarosław Kaczyński wskazał przykład Finlandii, gdzie – jak mówił – przyjęto niegdyś stu imigrantów, a obecnie jest ich 26 tysięcy. – Przelicznik jeden do dwustu sześćdziesięciu. Nam by wystarczył dużo mniejszy, żeby powstał wielki problem, odnoszący się do bezpieczeństwa – powiedział lider PiS. Dodał, że nie chodzi tylko o terroryzm, a o „zwykłe bezpieczeństwo”. – Nie ma żadnego powodu, żebyśmy radykalnie obniżyli standard jakości naszego życia, życia Polaków – podkreślił Kaczyński.

Prezes PiS dodał, że Polska nie ponosi żadnej winy za sytuację, w jakiej znaleźli się uchodźcy. – Nie eksploatowaliśmy tych państw, w których ci uchodźcy dziś do Europy przyjeżdżają, nie korzystaliśmy z ich siły roboczej i wreszcie – nie wzywaliśmy ich do Europy. Mamy pełne, moralne prawo powiedzieć ‚nie’! – podsumował prezes PiS.

Polska nigdy nie zrzekła się odszkodowań

Kaczyński zaznaczył, że jego ugrupowanie bardzo ceni sobie europejskie fundusze. Prezes podkreślił, że to, iż PiS ceni sobie środki unijne nie oznacza tego, że straciło prawo do oceny kontekstu historycznego, który dotyczy tych środków. Jarosław Kaczyński mówił, że Polska jako pierwsza sprzeciwiła się niemieckiemu hitleryzmowi, a później została zaatakowana przez ZSRR. – Czy otrzymaliśmy za te gigantyczne szkody, których tak naprawdę nie odrobiliśmy do dziś (…) jakiekolwiek odszkodowania? Polska nigdy nie zrzekła się takich odszkodowań. Ci, którzy tak sądzą, są w błędzie – powiedział Kaczyński. – Czy wobec tego, historycznie rzecz biorąc, nie mamy pewnych moralnych praw? – dodał.

Najważniejsze dla Polski – Mieszkanie Plus 

Kaczyński przyznał, że Mieszkanie Plus to najważniejszy obok 500 Plus program społeczny rządu. – I tu są zgrzyty, to jakby szło i w pewnym momencie się zatrzymało – ocenił prezes PiS dodając, że zaistniały błędy, które można wyjaśnić jedynie „subiektywnymi przyczynami”. – I to musi być zmienione – podsumował podkreślając, że program Mieszkanie Plus jest ważny, bo odpowiada na oczekiwania milionów ludzi.

Prezes PiS mówił też, że jego ugrupowanie chce, żeby Polska była piękna, stąd Fundusz Odbudowy Zabytków. – Odbudujemy zamki z czasów kazimierzowskich, wybudowane w czasach Kazimierza Wielkiego. Potrzebne lekcje estetyki w szkołach. Stosunki ze środowiskami twórczymi nie są łatwe. Chcemy stworzyć Akademię Literatury. Może tak powstanie grupa rzeczywistych autorytetów. Mamy w planach system zachęt dla filmowców. Jeśli możliwości gospodarcze pozwolą, to mamy w planach przywrócić 50-proc. zniżkę, jeśli chodzi o twórczość artystyczną – wyliczał.

msn.pl

Ręka waląca młotem miała tatuaż: „Nigdy cię nie zapomnę”. Waliła na oślep

TVN24, Olga Bierut, 01.07.2017

© pixabay.com

 

Maciej niewiele widział, miał zaklejone oczy. Jego oprawca przyniósł młot, zdjął mu buty i skarpety, złapał za nogę i zaczął walić. Z nóg zaczęła lać się krew, z głowy to samo, bo tam inni uderzali pałkami. Później ktoś przyniósł palnik. Oprawcy torturowali po szkole, ofiara – ich rówieśnik – był przywiązany do słupa.

Codziennie tym chodnikiem maszerują rano urzędnicy – wielki gmach, setki pokojów, a w okolicy – bardzo proszę – biura turystyczne, perfumeria, klub fitness i kilkanaście knajpek, w których do nocy można pić słodkie drinki.  Ścisłe centrum Wrocławia – trzeba mieć szczęście, żeby znaleźć miejsce parkingowe.

Który z kierowców, turystów, pań od obsługi klienta, amatorów wyskokowych napojów, sportsmenów by się domyślał, że gdyby spojrzał w górę, w oknie kamienicy naprzeciwko mógłby zobaczyć płomień palnika, może nawet usłyszeć głuchy stukot młota, bo krzyku by nie usłyszał na pewno: Maciej miał w usta włożone własne skarpetki, a wargi zaklejone ciasno czarną taśmą.

Maciej odlicza uderzenia

Skleili mi ręce z tyłu taśmą klejącą, taką czarną, zakleili mi oczy tą samą taśmą. Położyli mnie na ziemi twarzą do podłogi, jednym okiem widziałem trochę, co się dzieje. Wszyscy trzej mnie kopali i uderzali jednocześnie. Pałkami teleskopowymi i kastetami. Raz, drugi, trzeci. Kilkadziesiąt razy. Byłem też uderzany workiem z kamieniami, głównie po nogach i żebrach. Jeden zapalił palnik i zaczął mi przypalać dłoń od wewnątrz, a potem plecy na całej powierzchni. Czułem ból, a potem przestawałem czuć cokolwiek.

Piętro niżej

Strych był zagracony starymi sprzętami, kiedyś zostawiła je firma budowlana, która zbankrutowała. Stare folie, taśmy, narzędzia, nawet zachlapana drabina. Mnóstwo kurzu. Piętro pod strychem już zupełnie inaczej. Jasne wnętrza, nowe łóżka, skandynawski styl, tanio, ale elegancko: hostel w centrum miasta. Właśnie tu na kilka dni przyjechał ze swoją dziewczyną Maciej. Angelice się podobało. Mieli kilka dni dla siebie, tuż przez Bożym Narodzeniem. Zapłacili za pobyt z góry. I pewnie dlatego Maciej z roztargnienia zapomniał, wyjeżdżając na święta, oddać klucza do pokoju – nie musiał regulować w recepcji rachunku.

Święta spędzili osobno. Angelica zadzwoniła po kilku dniach, że przemyślała sprawę, że może trzeba się rozstać. Poznała kogoś? Zakochała się? A może zdradziła? Maciej to mocno przeżył. Wsiadł w pociąg i postanowił spędzić sylwestra we Wrocławiu, włócząc się po rynku.

Maciej wylicza narzędzia: palnik, młot, pałki

Przypięli mnie do drewnianego słupa. Spięli mi ręce z tyłu kajdankami i usiadłem na ziemi. Zaczęli mnie uderzać pałkami, wszyscy równocześnie. Michał przyniósł młot, zdjął mi buty i skarpety, złapał mnie za nogę i uderzył kilka razy w duży palec prawej stopy. A później zaczął uderzać we wszystkie po kolei, w śródstopia. Ze stóp zaczęła lać się krew, z głowy to samo, bo tam uderzali pałkami, potem młotem. Później jeden z nich znów przyniósł ten palnik.

Kto jest na strychu?

Vladimir: Jestem obywatelem Rosji, ale na stałe studiuję we Wrocławiu, chcę skończyć ochronę środowiska. Z reguły dorabiam, roznosząc ulotki. Michała i Szymona poznałem w klubie, może pół roku temu. Oni pracują w hostelu, więc ja tam czasem wpadam, wypijemy piwko, oglądamy telewizję. Dwa razy w życiu byłem nokautowany, bo trenowałem boks, ale już nie trenuję.

Łukasz: Mam tatuaż na prawym ramieniu, to napis: „I will never forget you”. Z zawodu jestem kucharzem. Jestem najstarszy z chłopaków, mam trzydzieści cztery lata.

Arkadiusz: Mam osiemnaście lat, uczę się w zawodówce, w gastronomiku. Szymona poznałem w szkole, często się umawialiśmy w hostelu na telewizję. Jestem dobrym uczniem, tak mi się wydaje. Kilka lat trenowałem piłkę ręczną, ale już nie trenuję. Interesuję się historią.

Mateusz: Miejsce urodzenia moje to Nowy Jork. Mam dziewiętnaście lat i od kilku mieszkam już w Polsce, wróciłem, kiedy matka umarła w Stanach na serce. Arka znam z technikum gastronomicznego, ale on zmienił naszą szkołę na zawodówkę. Łukasz to mój kuzyn.

Mnie z nimi tam nie było, bo pisałem sprawdzian w szkole. Ale byłem potem, jak już przywieźli go w bagażniku.

Mateusz

SMS-y

Kiedy Maciej miał włożone w usta własne skarpetki, do Arka i Mateusza przychodziły SMS-y. Jeden od koleżanki – „Jutro matma, czekam od 12.50”. Inny – „Jest taka sprawa, że Wiśka idzie na studniówkę z Kacprem”. Dobre rady: „Weź strój na wf”.  Albo: „Masz 4 z wypracowania”. Jeden odpisał: „Nie mam teraz jak, jestem zajęty”. „A co takiego się dzieje, że Ty czasu się wysypiać nie masz?”. „No z tego hostelu wracam o 23 i kładę się o 1, a wstaję o 6 do szkoły”.

Maciej poznaje Dariusza

Zgłodniał, włócząc się po rynku w sylwestra, poszedł do baru z hamburgerami, poprosił o najtańszego. Nie przemyślał sprawy: we Wrocławiu już bez szans na nocleg. Dobrze, że kogoś poznał. Może przenocują? Nie, zaraz pójdą do domu. Został tylko Darek. Popijali piwka do rana. A rano Maciej sobie przypomniał, że w hostelu, w którym był kilka dni temu, widział ogłoszenie – za drobną opłatą można się wykąpać. Szkoda tylko, że zapomniał wziąć ze sobą klucz, którego nie oddał na recepcji. Namówił Darka, żeby ten zgłosił ich u pracownika hostelu, że idą pod prysznic, żeby od razu zapłacił, a Maciej poczeka na korytarzu, żeby nikt nie skojarzył go ze zgubionym kluczem. Tak zrobili.

Monitoring nagrał wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę, białe sportowe buty, czapka, luźne spodnie. Wchodzi, rozgląda się, nie widzi żadnego recepcjonisty. Zagląda za ladę, sięga po komputer, który leży na stoliku, chowa pod kurtkę i wychodzi. Zaraz powie Maciejowi, że nikogo nie ma, wyjdą z hostelu. Każdy w swoją stronę – Maciej pójdzie na pociąg do małej miejscowości, w której mieszka jego ojciec. Dariusz – nie wiadomo gdzie.

Maciej prawie mdleje

Jeden palnikiem zaczął przypalać mi nogi, skórę głowy, drugi założył kastet i walił mnie po żebrach, wszystko mi się już miesza, bo prawie mdlałem z bólu. Podniósł moją rękę do góry jak skrzydło i walił kastetem po żebrach. Inny złapał moją dłoń, wygiął jeden z palców do tyłu tak, że aż usłyszałem trzaśnięcie, jak się łamał.

Bagażnik

Mateusz: Obudziłem się w sylwestra i dowiedziałem się od cioci, która jest właścicielką hostelu, że ktoś ukradł laptopa. Zdenerwowałem się. Przyjechałem i zobaczyłem na monitoringu dwóch facetów, a jednego skojarzyłem, że kilka dni wcześniej nie oddał nam klucza do pokoju. Zadzwoniłem po kolegę, po Arka, żeby przyjechał i pomógł szukać złodzieja.

Vladimir: W Nowy Rok odsypiałem kaca po sylwestrze. Ale koledzy poprosili mnie, żebym pomógł im odebrać laptopa: jakiś facet ukradł komputer z recepcji. Mieliśmy jego dane, bo wcześniej tam spał. Miejscowość, twarz, bo nagrał go monitoring. Kilka dni później się umówiliśmy, zjedliśmy kebaby i pojechaliśmy, pokazaliśmy miejscowym wydruk, za sto złotych wskazali, gdzie mieszka nasz złodziej. Miałem ze sobą replikę broni Uzi. Powiesiłem ją na sznurku pod kurtką. Pokazałem mu tę atrapę, powiedziałem, że idziemy, a jak będzie uciekał, to będę strzelać.

Mateusz: Mnie z nimi tam nie było, bo pisałem sprawdzian w szkole. Ale byłem potem, jak już przywieźli go w bagażniku. Jedliśmy razem wszyscy obiad, który zrobiła ciocia, ona nie wiedziała, że na dworze w samochodzie jest zamknięty ten człowiek.

Łukasz: Kiedy wróciliśmy i kazaliśmy mu powiedzieć, gdzie jest laptop, on odpowiedział, że nie wie, bo go nie ukradł, no to nam puściły nerwy. Zaprowadziliśmy go na strych.

Maciej pamięta wodę

Potem któryś przyniósł kabel. Włożył go z jednej strony do gniazdka, z drugiej przyłożył do moich stóp. Nic się nie stało, więc ktoś pobiegł po wodę. Polali nią mnie, a potem znów przyłożyli kabel. Poczułem silne rażenie prądem. Kilka razy, po kilka sekund. A potem dostałem gazem po oczach. 

Cisza

Mateusz: Po obiedzie pojechaliśmy wszyscy windą na piąte piętro. Na strych. Maciej nie wyrywał się, nie krzyczał. Vladimir uderzył go pałką w ręce, potem wyłamał mu palca. Wtedy też nie krzyczał, nie wydawał z siebie dźwięków. Ale miał zaklejone usta.

Łukasz: Ja go uderzałem, żeby go przestraszyć. W żadne uderzenie nie włożyłem maksimum siły.

Vladimir: Mateusz włożył kastet i bił chłopaka po głowie. A my we trójkę go kopaliśmy. I zadawaliśmy ciosy rękami.

Mateusz: Buchałem palnikiem, opalałem mu ręce, nogi. Potem Vladimir wziął kable, chyba ja polałem mu nogi wodą, a Vladek raził prądem. Nie chcieliśmy mu zrobić krzywdy. Wszystko trwało może dwie godziny.

Ja go uderzałem, żeby go przestraszyć. W żadne uderzenie nie włożyłem maksimum siły

Łukasz

Vladimir: Rozkuliśmy go, miał dzwonić do znajomych, kto mu da pieniądze za laptopa, 3 tysiące złotych, ktoś mówił, że jeszcze 8 zadośćuczynienia. I raziliśmy dalej. Wtedy doszło do spięcia, w całym budynku poszedł prąd.

Mateusz: I wpadła na górę zdenerwowana ciotka, co my tu robimy. Maciej skorzystał, rzucił w nas drabiną, zastawił nas i uciekł. To my się rozeszliśmy też. Pojechałem do Arka, ale tam zorientowałem się, że zabrałem ze sobą klucz na strych i wróciłem do hostelu. Na dole byli policjanci i mnie aresztowali.

Knajpka, potem pogotowie

Daria miała mieć spokojny dyżur. Mała knajpka, mało zamówień, może ludzie dojadają jeszcze po świętach? Kto by miał ochotę na pizzę? Wieczorem wszedł jeden człowiek, ale nie siadł przy stoliku, nie podszedł do baru, pobiegł prosto do toalety. Daria się przestraszyła, chyba widziała krew. Z kucharzem weszli do łazienki, Maciej stał przy umywalce, opierał się, ciężko dyszał. Daria osłabła, wyszła natychmiast, żeby nie zemdleć i zadzwoniła po pogotowie. Jej kolega usłyszał tylko: Młotkiem, bili mnie młotkiem.

Ratownicy przyjechali szybko. Zanotowali potem: Pacjent zastraszony, nic nie mówił, po badaniu wykryliśmy liczne rany tłuczone, deformację głowy, zasinienia, krew lecącą z uszu, rany po przypalaniu na całym ciele, bóle w okolicy nerek, połamane palce rąk, nóg.

Areszt

Mateusz: Nie wiem, co nami kierowało. Jesteśmy normalną rodziną. Proponuję zadośćuczynienie, trzy tysiące złotych. Chciałbym przeprosić.

Vladimir: Nie chcę spędzić młodego życia w więzieniu. Nie podoba mi się w areszcie.

Łukasz: Żałuję, że to zrobiłem. Ja wtedy czułem jakąś niesamowitą bezsilność.

Arek: Byłem w szoku.

Wyrok bez rozprawy

Sąd na kilkunastu stronach rozpisał tortury, którym poddano chłopaka, który zgubił klucz do pokoju z hostelu. Zgodził się z prokuratorem, który postawił wszystkim zarzuty pozbawienia wolności innego człowieka, grożenia pozbawieniem życia i ciężkiego pobicia.

Nie chcę spędzić młodego życia w więzieniu. Nie podoba mi się w areszcie.

Vladimir

Łukasz trafił za kraty na cztery lata, Mateusz na dwa, a Vladimir na dwa i pół. Zostali skazani bez rozprawy, wyrok uprawomocnił się 29 kwietnia. Nie było apelacji, przyznali się do winy. Inaczej niż ich kolega Arek, który zeznał, że ani razu nie uderzył pokrzywdzonego. W jego sprawie toczyć się będzie postępowanie, grozi mu za te same zarzuty do pięciu lat więzienia.

Za kratami zaraz będą wszyscy – Arek w areszcie czeka na rozprawy, Vladimir i Łukasz już odbywają karę, a jedyny, któremu uchylono areszt w czasie postępowania – Mateusz – do więzienia ma się stawić 3 lipca.

Maciej przeżył. Wyszedł ze szpitala. Dariusza nigdy więcej nie spotkał – tak zeznał policjantom, którzy ciągle prowadzą postępowanie w sprawie skradzionego laptopa.

msn.pl