Nowogrodzka polityka zagraniczna zmierza do Polexitu

Jarosław Kaczyński ze swoim PiS-em odniósł niewątpliwy sukces. Z państwa euroentuzjastycznego Polskę zamienili na eurosceptyczną, Polacy osiągneli poziom nawet „lepszy” niż Brytyjczycy, którzy głosowali za Brexitem. Rodacy już dzisiaj w referendum opowiedzieliby się za Polexitem. Gdyby możliwy był mecz Polexit – Brexit, to byśmy w te klocki wygrali.

W bardzo solidnych badaniach (50 tys. ankietowanych) zleconych przez Fundację im. Kazimierza Pułaskiego 32,05 proc. badanych jest za tym, żeby opuścić Unię Europejską, a tylko 28,55 proc. za zmianą polityki i dostosowaniem się do zaleceń Komisji Europejskiej.

Mit euroentuzjastycznego Polaka legł w gruzach, stał się ruiną, wystarczyły do tego 2 lata rządów PiS. Jeszcze trochę politycy PiS popracują, a „nastukamy” bez żadnych problemów Brytolom w kwestii opuszczenia Unii Europejskiej, że hej. Mateusz Morawiecki może więc pisać kolejne Białe Księgi pisowskich kłamstw, na które w Brukseli nikt się nie nabierze, bo on sam – co ze zdziwieniem przyjmują do wiadomości nawet symetryści z „Rzeczpospolitej” – nie ma żadnego międzynarodowego obycia, nie potrafi się poruszać na europejskich salonach, prezentuje się jako marna osobowość ze słomą w butach.

Expose ministra dyplomacji Jacka Czaputowicza było tak niedojrzałe, jak nierozpoznawalna jest jego osoba. Tyle banałów, ile wygłosił minister, grozi jeszcze większym „sukcesem” PiS w kwestii międzynarodowej pozycji Polski.

„Nowogrodzka polityka zagraniczna” – tak celnie podsumowała Czaputowicza szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer – jest „nieudolna, nieuświadomiona, bez celu i kierunku. Bez sensu. Tylko dramatycznie groźna dla Polek, Polaków i dla Polski”.

Lubnauer zacytowała Wojciecha Młynarskiego, złote myśli yego kapitalnego tekściarza przekuwają w czyn politycy z partii Kaczyńskiego: „bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę: Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie? Co by tu jeszcze?”

Grzegorz Schetyna nazwał tę politykę zagraniczną „partactwem i amatorszczyną”. Przywołał porównanie z innej półki, z Józefa Piłsudskiego o walce na wszystkie fronty, gdy Polacy zostaną sami z szablami na Placu Saskim.

Były ambasador w Kanadzie Marcin Bosacki podsumował Czaputowicza: „Zero koncepcji. Tylko instynktowny, zaściankowy jęk: UE jest groźna. To usłyszą partnerzy. I to jest groźne dla Polski”.

Panie i Panowie, Polexit się rozpoczął, do tego prowadzi nowogrodzka polityka zagraniczna. Wszak łatwiej chwycić naród za mordę, gdy nie będzie żadnych strofowań z Brukseli, Waszyngtonu, a z gospodarzem Kremla prezes i jego następcy – Morawiecccy – zawsze przybiją sobie żółwika.

 

Polska dyplomacja w 2018. Szef MSZ przedstawia założenia w Sejmie [NA ŻYWO]

gazeta.pl >>>

Co trzeci Polak chce wyjścia naszego kraju z UE. Najnowszy raport jeży włos na głowie

Marta Tomaszkiewicz

MARTA TOMASZKIEWICZ

Co prawda Rosji i terroryzmu się boimy, ale wierzymy, że państwo we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi nas ochroni. Jest w tym coraz lepsze: unowocześnia wojsko i prowadzi asertywną politykę wobec sąsiadów. Właściwie to Unia Europejska przestaje nam być do czegokolwiek potrzebna. Tak politykę zagraniczną widzi prawie połowa Polaków.

Ich poglądy przedstawia najnowszy raport sporządzony na zlecenie Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. Badanie wykonano na ponad 50 tys. osób dwa razy: w styczniu i w marcu tego roku.

Jak oceniasz politykę zagraniczna? obecnego rządu?

Jak oceniasz politykę zagraniczna? obecnego rządu? / Screen z raportu Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

Doraźna dyplomacja

– Raport pokazuje dwie rzeczy i obie są niepokojące – mówi politolog Marcin Bużański z IGD Group oraz ekspert ds. bezpieczeństwa i polityki zagranicznej przy Fundacji. – Po pierwsze, dobrze funkcjonuje machina propagandowa, która wykorzystuje politykę zagraniczną, by nabijać poparcie w polityce wewnętrznej. Po drugie, władze, które traktują politykę zagraniczną instrumentalnie, wykazują brak odpowiedzialności w budowie strategicznych sojuszy. Przeraża przy tym słabość establishmentu rozumiejącego, co się dzieje. On nie jest w stanie się temu przeciwstawić – wyjaśnia ekspert.

A zagrożenia, które płyną z tak prowadzonej polityki, są spore. – To choćby pokazanie obcym siłom, na przykład Rosji, że jesteśmy podatni na doraźną politykę. Weźmy przykład wieloletniego konsensusu, zgodnie z którym Polska idzie na Zachód, integruje się z nim. W obecnej sytuacji obce siły mogą dojść do wniosku, że ten konsensus można osłabić, będą więc w to inwestować – wyjaśnia Marcin Bużański.

Innym przykładem jest choćby wzniecanie fali lęku przed uchodźcami. Zdaniem ekspertów zagrożenie, jakie ten problem niesie akurat w Polsce, jest nieporównywalnie mniejsze niż imperializm Federacji Rosyjskiej. Ale fikcyjne pompowanie tematu doprowadziło do tego, że w świadomości obywateli zakorzenił się on jako starcie cywilizacji. W efekcie państwo inwestuje w bezpieczeństwo nie w tym obszarze, co trzeba. I prowadzi do paniki, która może zrujnować dorobek pokoleń Polaków.

Czy Polska powinna wystąpić z Unii Europejskiej?

Wyniki badań, które czytamy w raporcie, mrożą krew w żyłach. – Odpowiedzi na pytania dotyczące Unii mnie zaskoczyły. Te postawy są bardzo niepokojące – mówi Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu, ekspert ds. systemu bezpieczeństwa i służb specjalnych z Fundacji.

Okazuje się, że wyjścia z Unii Europejskiej chce obecnie aż co trzeci Polak (to i tak delikatna poprawa w porównaniu z początkiem roku, kiedy o Polexicie marzyło 36 proc.). Zostać we wspólnocie chce z kolei mniej, niż połowa obywateli. Powodem zmiany nastroju jest najpewniej złagodzenie retoryki nowego premiera w sporze z Komisją Europejską. Mateusz Morawiecki przyjął bardziej ugodową postawę niż Beata Szydło.

 

Więcej>>> Newsweek.pl

„Pożyteczny idiota Putina”, „wstyd i hańba”. Lubnauer ostro komentuje politykę zagraniczną rządu

Rząd uprawia dramatycznie groźną dla Polski „nowogrodzką politykę zagraniczną” – nieudolną, nieuświadomioną, bez celu i kierunku, bez sensu – powiedziała w środę szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. Jej zdaniem można odnieść wrażenie, że PiS dąży do Polexitu.

W środę szef MSZ Jacek Czaputowicz przedstawił w Sejmie informację ws. polityki zagranicznej rządu w 2018 r. Zdaniem Lubnauer rząd uprawia „nowogrodzką politykę zagraniczną”, którą można określić słowem „ściernisko”. Szefowa Nowoczesnej nawiązała do nazwy ulicy Nowogrodzkiej, przy której mieści się siedziba PiS.

W jej ocenie, Polska miała szansę być „rozgrywającym” i jednym z najważniejszych graczy w Unii Europejskiej. Zamiast tego, jesteśmy największym problemem UE, krajem w stosunku do którego pierwszy raz w historii stosuje się art. 7 traktatów europejskich. To wstyd i hańba – oceniła.

Lubnauer powiedziała, że patrząc na politykę międzynarodową przez ostatnie 2,5 roku, można odnieść wrażenie, że rząd dąży do Polexitu. Powiem więcej, mentalnie PiS już dawno jest poza UE – dodała. Szefowa Nowoczesnej wskazywała, że „mimo szczucia, zohydzania Unii Europejskiej” przez polski rząd, poparcie dla Wspólnoty w społeczeństwie jest wyjątkowo wysokie i wynosi 87 proc. „Polacy nie dadzą się odepchnąć od Unii Europejskiej i Europy” – podkreśliła.

Działając na rzecz dezintegracji europejskiej działacie jak pożyteczny idiota Putina. Może w nagrodę Rosja odda wam wrak? Rozumiem, że taki jest cel – podkreśliła.

W ocenie Lubnauer polski rząd nie ma dziś żadnego pomysłu na politykę wschodnią. Jak wskazywała, stosunki z Ukrainą są zdominowane przez bardzo złą politykę historyczną. Przez politykę historyczną niszczycie stosunki z kolejnymi krajami. Ukraina jest jednym z przykładów – dodała. Szefowa Nowoczesnej podkreśliła, że mamy dziś największy kryzys od kilkudziesięciu lat w relacjach z Izraelem.

Lubnauer wskazywała, że rząd „straszy” reparacjami wojennymi od Niemiec, choć temat ten nie był poruszany podczas poniedziałkowego spotkania premiera z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. To typowy przykład, jak uprawiacie politykę zagraniczną – na rynek wewnętrzny. Nie uprawiacie polityki zagranicznej po to, żeby budować bezpieczeństwo i sojusze dla Polski, tylko po to, żeby rozgrywać sprawy wewnętrzne – oceniła.

Stany Zjednoczone. Ciekawe, z kim podczas najbliższej podróży spotka się prezydent Andrzej Duda? Na pewno nie z prezydentem, ani wiceprezydentem USA. Mówicie, że stosunki transatlantyckie to podstawa naszego bezpieczeństwa, to dlaczego tak skutecznie je psujecie? – pytała.

Nowogrodzka polityka zagraniczna właśnie taka jest – nieudolna, nieuświadomiona, bez celu i kierunku. Bez sensu. Tylko dramatycznie groźna dla Polek, Polaków i dla Polski – oświadczyła.

dziennik.pl

Szokujące efekty propagandy władzy. Polacy od spełniania zaleceń Komisji Europejskiej wolą…wyjście z Unii

Ostatnie dwa lata w polskiej dyplomacji upłynęły na szeregu bolesnych wpadek, obrażania się i bezmyślnego szarżowania w sprawach, gdzie konfrontacyjną taktyką Polska nie mogła nic ugrać. Mieliśmy słynne brukselskie 27:1, spór z Izraelem i USA, procedurę praworządności ze strony Komisji Europejskiej, próby izolowania Polski przez Emmanuela Macrona i jego skuteczne uderzenie w pracowników delegowanych, czy w końcu reformę sądów, która sprawiła, że do Polski zostaną wysłani obserwatorzy z organizacji prawniczych ze Stanów Zjednoczonych. Wiele można było zarzucać poprzedniemu rządowi, ale jedno było bezsporne, Polska miała pozytywny wizerunek w Europie i na świecie, który został nadszarpnięty bez uzyskania w zamian żadnych realnych korzyści.

Jednak to co widzą eksperci, nie dociera do znacznej części polskiego społeczeństwa. Okazuje się bowiem, że aż 41,79% Polaków ocenia polską politykę zagraniczną dobrze lub bardzo dobrze. Szokujące jest jeszcze bardziej to, że przeciwnego zdania jest mniej naszych rodaków, ponieważ zaledwie 32,19%, a aż 26% nie ma w sprawie żadnego zdania. Takie wnioski płyną z raportu Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.

Jednak jakby tego było mało, omawiany dokument ujawnił dane, które obalają mit euroentuzjazmu Polaków. Okazuje się bowiem, że aż 29,81% naszych rodaków chce Polexitu. Jest to więcej niż tych, którzy uważają, że Polska powinna dostosować się do zaleceń Komisji Europejskiej, których jest 28,55%. Oznacza to, że rząd może mieć poczucie przyzwolenia do wykonywania dowolnych ruchów w relacjach z Unią, ponieważ ma społeczny mandat ku temu. Liczba zwolenników pozostania we wspólnocie jest bowiem niska, ponieważ w stosunku do danych sprzed kilku lat wynosi zaledwie 47,37%.

Omawiany raport jest szokujący, ale tylko pozornie. Pokazuje on bowiem widoczne w Polsce od kilku lat zjawisko efektu “bańki informacyjnej”. Obywatele otaczają się źródłami informacji, które utwierdzają ich w wyznawanych poglądach. Obracają się w gronie ludzi, którzy wyznają podobne wartości. Sprawia to, że przy tak dużej polaryzacji sceny politycznej obie strony zostały odcięte od przekazu, który kwestionowałby ich dotychczasową wizję świata. Onet mógł ujawnić informacje o notatce MSZ, ale elektorat prawicy i tak nie uwierzył w te doniesienia po spojrzeniu na samą nazwę wydawcy. Mógł wybuchnąć konflikt z Izraelem, ale dla wielu starczyło posiadanie poczucia moralnej racji, a nie bycie skutecznym w dyplomacji.

Podobnie zresztą jest po stronie opozycji, która nie dostrzega, że wielkomiejski światopogląd jej członków odzwierciedla zaledwie ułamek naszego społeczeństwa. Widząc podobne stanowisko na obecną sytuację w gronie swoich znajomych łatwo uwierzyć, że jest ono powszechne, co raport Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego brutalnie obnażył.

Omawiane badania pokazują skuteczność przekazu informacyjnego rządu, który konsekwentnie bombardując przez dwa lata danymi o negatywnych stronach Unii Europejskiej zbudował poczucie dystansu w znacznej części społeczeństwa. Realna słabość Wspólnoty połączona z brakiem umiejętności prowadzenia efektywnej kontry w mediach przez opozycję sprawiły, że masywny negatywny przekaz dla znacznej części społeczeństwa był całkowicie jednostronny. Wielki wpływ na takie wyniki mają też deklaratywne sukcesy rządu, czyli budowa inicjatywy Trójmorza, “jedność” Grupy Wyszehradzkiej i pozory bycia lokalnym liderem, zakup “Patriotów”, amerykańskie oddziały w Polsce, gotowość zaangażowania USA w politykę gazową. PiS zbudował wokół powyższych kwestii w Polakach poczucie, że zwycięstwo już odniesiono. Prosty przekaz, który stawiał sprawy dopiero negocjowane w formie dokonanej okazał się piorunująco skuteczny. O wiele trudniej było dotrzeć do świadomości obywateli, że amerykańskie oddziały w Polsce wynegocjowano jeszcze za rządów PO, zakupy “Patriotów” napotkały na ogromne problemy, Trójmorze jest na dziś tylko medialną wydmuszką, a Wyszehrad w większości spraw jest tak naprawdę podzielony.

Pokazuje to jak bardzo oderwane jest postrzeganie spraw przez obywateli od realnego stanu państwa. Polexitowy entuzjazm dowodzi krótkowzroczności wizji politycznej, ponieważ wielu wyborców łatwo deklaruje gotowość do opuszczenia Unii mimo braku pojęcia o realnych konsekwencjach takiej decyzji. Nawet przyjmując, że Unia przynosi Polsce dziś sporo problemów, to czy ktoś się zastanawia, ile więcej będziemy ich mieli, jeśli znajdziemy się obok Rosji, tak jak Ukraina i Białoruś, osamotnieni?

Jest to dowód na to, że kluczem do sprawnej demokracji jest świadome społeczeństwo z dostępem do rzetelnej informacji. W przeciwnym wypadku nie ma mowy o racjonalnym procesie wyborczym, a co za tym idzie skutecznej polityce. Jest to obszar, gdzie nasza młoda demokracja wciąż musi wykonać dużo pracy.

crowdmedia.pl

Międzynarodowe obycie Morawieckiego to mit

Mateusz Morawiecki na unijnych szczytach wypada znacznie gorzej niż Beata Szydło.

Korespondencja z Brukseli

Jeśli za powołaniem Mateusza Morawieckiego na stanowisko premiera stała chęć poprawienia notowań Polski na arenie międzynarodowej, to po 100 dniach można mówić o kompletnym niepowodzeniu tego planu.

Załagodzenie konfliktu z Brukselą w przeddzień bardzo ważnych dla Polski negocjacji o nowym unijnym budżecie miało być jednym z głównych powodów odwołania Beaty Szydło ze stanowiska premiera i zastąpienie jej Morawieckim. Zabieg się nie udał. Wydało się, że nowy szef rządu nie dostał od prezesa Jarosława Kaczyńskiego żadnego pola manewru w sprawie procedury praworządności. Ale nie tylko to. Zaskakująco słabe okazało się też rozeznanie Morawieckiego dotyczące strategii postępowania i zabiegania o nasze interesy na forum UE. W efekcie po raz pierwszy od lat Polska nie została zaproszona na szczyt strefy euro, który zaplanowano na najbliższy piątek.

A ma on przecież debatować o reformach, które będą miały konsekwencje również dla naszego kraju. – Z poprzedniego szczytu euro Morawiecki nagle wyjechał (bo spieszył się na opłatek PiS w Sejmie – red.). Przekazał prawo głosu Orbánowi, ale ten w ogóle się nie wypowiadał. No to Emmanuel Macron zaproponował, żeby następny szczyt strefy euro odbył się już w gronie 19 państw – mówi „Rzeczpospolitej” nieoficjalnie unijny dyplomata.

Tym samym wielkie osiągnięcie rządu premiera Tuska, czyli żadnej dyskusji o strefie euro bez państw, które są zobowiązane do przyjęcia wspólnej waluty, zostało zaprzepaszczone. W przyszłości Polska będzie się musiała dostosowywać do decyzji, do debatowania nad którymi nie została dopuszczona.

Z naszych informacji wynika, że wystąpienia polskiego premiera na posiedzeniach Rady Europejskiej nie wnoszą niczego nowego. Były nadzieje na zmianę, bo nieco prowincjonalną polityczkę miał zastąpić znający języki obce bankier.

Ale na razie wypada on gorzej na unijnych szczytach niż Beata Szydło. Może dlatego, że ważnym elementem dobrego przygotowania i forsowania swoich interesów na tym forum są kontakty z przewodniczącym Rady Europejskiej. To on decyduje o agendzie spotkania, to on konsultuje się ze wszystkimi przywódcami i może podszepnąć, jak przedstawić swoje racje.

Beata Szydło, do czasu słynnego posiedzenia Rady, które decydowało o reelekcji Donalda Tuska, regularnie rozmawiała z byłym polskim premierem. Morawiecki unika go jak ognia. Nie odpowiedział na zaproszenie do spotkania, zawarte w liście gratulacyjnym. Ani już na to bezpośrednio przedstawione mu w kuluarach jednego ze szczytu. – Najpierw zaakceptował, ale po nerwowych telefonach się wycofał – mówi nam osoba z otoczenia Tuska. To rzecz niebywała w UE, gdzie wszyscy członkowie Rady Europejskiej, szczególnie ci nowi, spotykają się z Tuskiem.

Morawiecki od początku natomiast zaangażował się w dialog z przewodniczącym innej ważnej unijnej instytucji – Komisji Europejskiej. Spotkał się już dwukrotnie na dłuższą rozmowę z Jeanem-Claude’em Junckerem, on sam i minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz rozmawiali też z Fransem Timmermansem, odpowiedzialnym za prowadzoną przeciw Polsce procedurę o naruszenie praworządności.

Z dzisiejszej perspektywy trudno ocenić, jaki był cel tych ożywionych kontaktów. Czy Morawiecki miał nadzieję, że same miłe rozmowy skłonią Komisję do zmiany oceny sytuacji w Polsce? Czy to, że w międzyczasie Jarosław Kaczyński zgodzi się na niektóre zmiany w ustawach sądowniczych, które postuluje Komisja? Czy też, że podziałają groźby wzrostu eurosceptycyzmu w polskim społeczeństwie w reakcji na ewentualne restrykcje ze strony Brukseli? A może liczył, że przekona państwa członkowskie do ominięcia Komisji i wejścia w bezpośrednie rozmowy między stolicami, w których ważniejsze od eksperckiej analizy sądownictwa w Polsce byłyby polityczne interesy? Jakiekolwiek były jego kalkulacje, nie sprawdziły się. – Dobrze, że jest dialog, ale żeby miał sens, to muszą być konkrety – powtarzał Timmermans.

Tymczasem polski rząd nie zaproponował żadnych zmian w ustawach. Przedstawił białą księgę polskich reform, którą miał nadzieję przekonać wszystkich o sensie zmian w Polsce. Pogorszył jednak sytuację poprzez porównania nowych polskich rozwiązań do rzekomo analogicznych stosowanych w innych państwach UE. Takie kraje, jak: Niemcy, Francja czy Hiszpania, wprost mówiły, że zawarte tam informacje są w najlepszym razie niepełne, a nawet fałszywe. Timmermans, który uczestniczył we wtorkowej dyskusji ministrów na temat Polski, przyznał, że te porównania nie zostały dobrze przyjęte. – Procedura wynikająca z artykułu 7.1 będzie kontynuowana – potwierdził Holender. W najbliższych dniach Komisja oceni polską odpowiedź na jej rekomendacje, ale ponieważ konkretów nie ma, to sprawa wróci 12 kwietnia na radę unijnych ministrów. I w końcu dojdzie do głosowania o stwierdzenie zagrożenia dla praworządności w Polsce. Wszystko to źle rokuje perspektywie dyskusji nad kluczowymi dla Polski sprawami, jak budżet, Nord Stream 2 czy delegowanie pracowników w transporcie międzynarodowym.

O podobnej klęsce można mówić w relacjach z innymi polskimi strategicznymi partnerami, USA i Izraelem, spowodowanej ustawą o IPN. I znów z pewnością część problemu wynika z braku samodzielności premiera, który – choćby nawet chciał – nie ma żadnych możliwości wpływania na decyzje PiS, a w tej konkretnej sprawie do zmian nie jest chętny Jarosław Kaczyński. Ale część winy ponosi osobiście Morawiecki swoją niefortunną wypowiedzią z konferencji w Monachium, gdzie mówił o współsprawcach Żydach. Jego legendarne obycie i talent dyplomatyczny, wyniesiony jakoby z pracy w międzynarodowym banku, okazały się mitem. Pozycja Polski na arenie międzynarodowej nigdy nie była taka zła. I premier ponosi za to część odpowiedzialności. ©?

rp.pl

Polityczne podsumowanie popołudnia: expose ministra spraw zagranicznych, druga rocznica wprowadzenia 500+

Polityczne podsumowanie popołudnia: expose ministra spraw zagranicznych, druga rocznica wprowadzenia 500+

— MINISTER SPRAW ZAGRANICZNYCH WYGŁOSIŁ W SEJMIE SWOJE EXPOSE. Minister Jacek Czaputowicz mówił w nim między innymi o relacjach Polski z Unią Europejską, szczególnie w kontekście procedury z artykułu 7 i reformy wspólnoty. Szef MSZ-u podkreślał też znaczenie stosunków z Niemcami, Francją, Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi.

— PREZYDENT CHWALI WYSTĄPIENIE MINISTRA. Andrzej Duda po expose mówił, że „widać, że pan minister jest nie tylko ministrem spraw zagranicznych, nie tylko doświadczonym dyplomatą, ale posiada także ogromną wiedzę jeżeli chodzi o stosunki międzynarodowe. Jest zresztą profesorem tej właśnie dziedziny i to było widać w dzisiejszym wystąpieniu”.

— OPOZYCJA KRYTYKUJE POLITYKĘ ZAGRANICZNĄ RZĄDU. Podczas debaty nad expose lider PO, Grzegorz Schetyna, przekonywał, że rząd zniszczył pozycję Polski na arenie międzynarodowej, a prezes PSL-u mówił, że nie sądził, że tak szybko zatęskni za premier Szydło: „Przyszła, pokrzyczała, ale jakoś to było. Teraz gafa za gafą, wtopa za wtopą”.

— KOMISJA POLITYKI SPOŁECZNEJ O PROJEKCIE ZATRZYMAJ ABORCJĘ ODWOŁANA. „Gratuluję znalezienia kolejnego wybiegu, aby nie podejmować prac nad „Zatrzymaj Aborcję” i aby dzieci z Downem dalej były zabijane” – skomentowała decyzję komisji na Twitterze przedstawicielka komitetu, Kaja Godek.

— PREMIER I WICEPREMIER NA OBCHODACH DRUGIEJ ROCZNICY WPROWADZENIA 500+. Mateusz Morawiecki mówił, że program Rodzina 500+ jest kluczową i stałą częścią programu społecznego rządu, a wicepremier Szydło przekonywała, że 500+ ma fundamentalne znaczenie w walce z ubóstwem.

— KOMISJA SAMORZĄDU TERYTORIALNEGO WYSŁUCHUJE INFORMACJI PKW, KBW I MSWiA NT. PRZYGOTOWAŃ DO WYBORÓW SAMORZĄDOWYCH.

300polityka.pl

STAN GRY: Szułdrzyński: Z technokraty w gawędziarza, Słojewska: Morawiecki wypada znacznie gorzej niż Szydło, GW: Klapa białej księgi, Beylin o SLD: Gigant wśród karłów

— 300LIVE: CZAPUTOWICZ O BEZPIECZEŃSTWIE I PARTNERSTWIE Z NIEMCAMI, Mastalerek: W 2010 PO-PSL zmieniło malowanie samolotów LOT. Na 100-lecie niepodległości Dobra Zmiana nie da rady? Damy radę http://300polityka.pl/live/2018/03/21/

— WOJCIECH MUCHA O FAKE NEWS WS FACEBOOKA W KAMPANII DUDY – pisze w GPC: “Nic nie wiadomo o tym, by z usług firmy korzystał któryś z polskich polityków, jednak w felietonie „Guardiana” pojawiła się informacja, że „w czasie kampanii prezydenckiej Andrzej Duda był bardzo aktywny na Facebooku, a sama kampania to przykład tego, jak politycy mogą wykorzy- stać media społecznościowe, by odnieść sukces”. To jednak wystarczyło, by zbudować piramidę skojarzeń i domysłów oraz zarzutów o nieuczciwą kampanię. Maszyna dezinformacji pracuje pełną parą i wcale nie zanosi się, by miała się zatrzymać”. http://gpcodziennie.pl/84842-maszynkadodezinformacji.html

— 44% CHCE ZAJĘCIA SIĘ GOSPODARKĄ, 5% HISTORIĄ: “44 procent Polaków uważa, że rząd Prawa i Sprawiedliwości powinien skupić się na sprawach dotyczącym gospodarki i rozwoju Polski w przyszłości. 29 procent, czyli prawie co trzeci badany chce, by rząd dbał o przyszły rozwój gospodarczy, ale bez zaniedbywania polityki historycznej. Tylko 5 procent ankietowanych twierdzi, że rząd powinien w swoich działaniach więcej uwagi poświęcić przeszłości i historii Polski – wynika z badania przeprowadzonego dla serwisu ciekaweliczby.pl na panelu Ariadna”. https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/zrobili-badania-czego-polacy-maja-juz-dosc-to-pis-nie-ucieszy/68e5xmn

— OCZEKIWANIA ROZMINĘŁY SIĘ Z RZECZYWISTOŚCIĄ, PREMIERA ZDOMINOWAŁY KRYZYSY – JEDYNKA RZ: “Oczekiwania rozminęły się jednak z rzeczywistością. A kryzysy, wewnętrzne i zewnętrzne, zdominowały pierwsze 100 dni rządów premiera”. http://www.rp.pl/Rzad-PiS/303209912-100-dni-turbulencji-premiera-Morawieckiego.html

— Z TECHNOKRATY W GAWĘDZIARZA, STANOWISKO ZDOBYŁ NIE DLATEGO, ŻE MA DRYG DO ANEGDOTEK – Michał Szułdrzyński w RZ: “Wiem, że Mateusz Morawiecki jest historykiem. Historyczne gawędziarstwo jest niezwykle pożądaną cechą u wujcia na rodzinnej imprezie lub u przewodnika podczas zwiedzania dworków czy starych kościołów. Pytanie, czy to zadanie dla szefa rządu. Zajmując się przeszłością, premier Morawiecki po prostu marnuje swoje szanse. Stanowisko szefa rządu zdobył nie dlatego, że ma dryg do anegdotek, ale dlatego, że miał opinię niezwykle sprawnego technokraty, dobrze rozumiejącego współczesny świat. A dziś, chcąc nie chcąc, utrwala swój wizerunek zanurzonego w przeszłości gawędziarza”.

— PREMIER MA OSIĄGAĆ REALNE CELE, A NIE ZABAWIAĆ SŁUCHACZY – KONKLUZJA SZUŁDRZYŃSKIEGO: „Premier, jeśli chce odzyskać polityczną inicjatywę, musi wyjść z własną agendą tematów. Pokazać, że jest sprawnym i skutecznym politykiem, który osiąga realne cele, a nie tylko zabawia słuchaczy podczas przyjęć”. http://www.rp.pl/Komentarze/303209926-Szuldrzynski-o-Morawieckim-Z-technokraty-w-gawedziarza.html

— IMAGE TECHNOKRATY NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ – Łukasz Pawłowski w Kulturze Liberalnej: “Dziś wszyscy, którzy obawiali się, że nominacja Morawieckiego przesunie PiS do centrum mogą odetchnąć z ulgą. Przez kilka ostatnich miesięcy nowy premier regularnie udowadnia, że image bezstronnego technokraty, jaki wytworzył się wokół niego w ostatnich latach, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. (…) Po 100 dniach okazuje się, że to właśnie z jednej strony dyspozycyjność i sumienność, a z drugiej radykalizm były najważniejszymi powodami nominacji nowego szefa rządu. Nie aura wielkiego reformatora, która z każdym dniem coraz bardziej blednie”. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770,23167390,pawlowski-na-sto-dni-morawieckiego-mielismy-dostac-technokrate.html#Z_MT

— MORAWIECKI WYPADA ZNACZNIE GORZEJ NIŻ SZYDŁO – ANNA SŁOJEWSKA W RZ: “Mateusz Morawiecki na unijnych szczytach wypada znacznie gorzej niż Beata Szydło. Jeśli za powołaniem Mateusza Morawieckiego na stanowisko premiera stała chęć poprawienia notowań Polski na arenie międzynarodowej, to po 100 dniach można mówić o kompletnym niepowodzeniu tego planu. (…) Zaskakująco słabe okazało się też rozeznanie Morawieckiego dotyczące strategii postępowania i zabiegania o nasze interesy na forum UE. W efekcie po raz pierwszy od lat Polska nie została zaproszona na szczyt strefy euro, który zaplanowano na najbliższy piątek.

— MORAWIECKI NERWOWO WYCOFAŁ SIĘ ZE SPOTKANIA Z TUSKIEM – PISZE SŁOJEWSKA: “Beata Szydło, do czasu słynnego posiedzenia Rady, które decydowało o reelekcji Donalda Tuska, regularnie rozmawiała z byłym polskim premierem. Morawiecki unika go jak ognia. Nie odpowiedział na zaproszenie do spotkania, zawarte w liście gratulacyjnym. Ani już na to bezpośrednio przedstawione mu w kuluarach jednego ze szczytu. – Najpierw zaakceptował, ale po nerwowych telefonach się wycofał – mówi nam osoba z otoczenia Tuska. To rzecz niebywała w UE, gdzie wszyscy członkowie Rady Europejskiej, szczególnie ci nowi, spotykają się z Tuskiem”.

— OBYCIE I TALENT DYPLOMATYCZNY OKAZAŁY SIĘ MITEM – KONKLUZJA SŁOJEWSKIEJ: “Jego legendarne obycie i talent dyplomatyczny, wyniesiony jakoby z pracy w międzynarodowym banku, okazały się mitem. Pozycja Polski na arenie międzynarodowej nigdy nie była taka zła. I premier ponosi za to część odpowiedzialności”. http://www.rp.pl/Rzad-PiS/303209910-Miedzynarodowe-obycie-Morawieckiego-to-mit.html

— JACEK KARNOWSKI O SYSTEMOWEJ PRZEWADZE III RP: “Zwycięstwo obozu niepodległościowego samo w sobie nie zniwelowało systemowej przewagi III RP, bo zniwelować nie mogło. Trochę ją zmniejszyło, ale w tych właśnie dniach przekonujemy się, jak niewiele. Im bliżej będzie wyborów, tym ten obraz będzie jaśniejszy”.

— PIS NIE STOI PO STRONIE BIZNESU I ELIT – KARNOWSKI O ŹRODŁACH ZWYCIĘSTWA PIS: “Prawo i Sprawiedliwość – jeśli chce utrzymać wysokie poparcie i wygrać kolejne wybory – nie może zapominać o źródłach swojego zwycięstwa. Tych źródeł było rzecz jasna wiele, ale jedno miało fundamentalne znaczenie: jasny przekaz, że PiS stoi po stronie zwykłych ludzi. Nie po stronie elit, nie po stronie biznesu, ale po stronie normalnych, nieuprzywilejowanych Polaków”. https://wpolityce.pl/m/polityka/386885-w-obliczu-przewagi-systemowej-obozu-iii-rp-wiarygodnosc-jest-jedyna-bronia-pis-reszta-to-gruszki-na-wierzbie

— MASTALEREK WSPIERA DUDĘ O WALKĘ O SCHEDĘ PO KACZYŃSKIM – Anna Dąbrowska: “Były rzecznik PiS otwarcie staje po stronie Andrzeja Dudy. Wspiera prezydenta w walce o schedę po Kaczyńskim. (…) Ostatnie aktywności Mastalerka są jasnym sygnałem, że Duda nie tak łatwo odda pola Morawieckiemu, którego prezes sobie od kilku miesięcy upodobał”. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1742434,2,mastalerek-atakuje-morawieckiego.read

— MINISTER MIAŻDŻY REFORMĘ PREMIERA – FAKT: “Co ma wspólnego reforma emerytalna autorstwa premiera Mateusza Morawieckiego (50 l.) z wyborami samorządowymi? Zdaniem ministra energii ma i to bardzo dużo. Krzysztof Tchórzewski (68 l.) ostrzega premiera, że wprowadzenie jego pomysłu może być przyczyną… wyborczej porażki PiS!” https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/przez-to-pis-przegra-wybory-minister-ostrzega/f0g4r08

— WIELKA KLAPA BIAŁEJ KSIĘGI – jedynka GW – Tomasz Bielecki: “Ani Rada Unii Europejskiej, ani Komisja Europejska nie odpuszczą Polsce w sprawie zagrożonej praworządności. A przygotowana przez rząd Mateusza Morawieckiego „biała księga” wręcz rozsierdziła niektóre kraje Unii. (…) Jeśli postępowanie z art. 7.1. będzie kontynuowane, to pierwszym jego etapem będą prace Rady UE nad jej własnymi rekomendacjami dla Polski, czyli dalsze polityczne „grillowanie” rządu Morawieckiego”. http://wyborcza.pl/7,75399,23165697,w-brukseli-pelna-klapa-bialej-ksiegi-rzadu-morawieckiego.html

— UPADAJĄ SMOLEŃSKIE MITY – Agnieszka Kublik w GW: “Najważniejszy lotniczy ekspert podkomisji smoleńskiej Frank Taylor na zamkniętym spotkaniu z rodzinami ofiar nie wykluczył, że tupolew uderzył skrzydłem w brzozę. A Wiesław Binienda przyznaje, że samolot obrócił się przed upadkiem”. http://wyborcza.pl/7,75398,23167227,smolenskie-mity-upadaja-eksperci-macierewicza-wycofuja-sie.html

— SLD POWINNO PRZYSTĄPIĆ DO POROZUMIENIA PO I NOWOCZESNEJ – MAREK BEYLIN w GW: “Na tym tle Sojusz wyrasta na giganta wśród karłów. Ma szansę na wejście do parlamentu i obecność w samorządach. Ale zyskałby pewność, gdyby wdał się w koalicję z PO i Nowoczesną. Myślę, że rozumie to szef SLD Włodzimierz Czarzasty, skupiony bardziej na interesach niż etosowych programach. Także koalicja liberalna miałaby z tego korzyść: porozumienie z Sojuszem wyrównywałoby siły w starciu z PiS. A to jest najważniejsze. Dlatego także PO i Nowoczesna powinny przełamać niechęć i dążyć do koalicji z SLD”. http://wyborcza.pl/7,75968,23166890,gigant-wsrod-karlow-sld-wraca-na-scene.html

— KRZYSZTOF WOŁODŹKO W GPC O ROZPADZIE KOMUNIKACJI AUTOBUSOWEJ JAKO PRZYKŁADZIE COFANIA SIĘ PAŃSTWA: “Walka z zanieczyszczeniem powietrza będzie się toczyła głównie na papierze, jeśli w poszczególnych regionach kraju komunikacja publiczna nadal będzie się rozpadała, a największy wpływ na planowanie przestrzenne zyskają deweloperzy. PiS nie powinien popełniać błędów elity III RP”. http://gpcodziennie.pl/84814-zwijaniepanstwatowciazsiezdarza.html

— MINISTER JEŹDZI AUTOBUSEM – FAKT CHWALI EMILEWICZ: https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/minister-jadwiga-emilewicz-jezdzi-autobusem/d3gf7dr

300polityka.pl

Lobotomia smoleńska Antoniego Macierewicza czyli biegi na przełaj przez media

autor: Fratria / Michał Karnowski

wPolityce.pl

autor: Fratria / Michał Karnowski
W sobotę 14.10.2017 Minister Antoni Macierewicz, powiedział na zjeździe Klubów Gazety Polskiej w Spale:

wpolityce.pl

Impossybilizm Jarosława Kaczyńskiego

Cezary Michalski

CEZARY MICHALSKI

Kaczyński jest gigantem we własnej propagandzie, ale w realnej polityce pozostaje karłem. Dlatego język prawicowej propagandy i język realnej rozmowy PiS z Izraelem, USA, Merkel tak bardzo się różnią.

Jarosław Kaczyński idąc do podwójnego zwycięstwa w 2015 roku zawarł z częścią Polaków bardzo precyzyjny deal. Ja byłem w innej części narodu, która tego dealu z Wodzem w dniu wyborów prezydenckich czy parlamentarnych nie podpisała. Ale ci, którzy podpisali, nie mają dziś żadnego prawa udawać, że coś przed nimi Kaczyński ukrywał.

Wszystko było jasne. Pozwolicie mi zniszczyć rządy prawa, zniszczyć wszystkie instytucjonalne ograniczenia władzy mojej i mojej partii, a ja w zamian za to – jako pół-dyktator, dzięki narzędziom raczkującego autorytaryzmu – stworzę państwo uczciwe i potężne. Wyrwę się z „liberalnego impossybilizmu” w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym.

W Polsce będzie to państwo bez korupcji i sitw, a w wymiarze międzynarodowym – zatrzymamy budowę Nord Stream 2, odzyskamy wrak, a także zrealizujemy wiele innych podobnych „mocarstwowych” obietnic. Zarówno tych faktycznie dla Polski ważnych, jak też tych obsługujących prawicowe mity (np. „udowodnimy zamach smoleński” albo „Polska zrechrystianizuje Europę, zaczynając od bezbożnej Unii Europejskiej”). Wedle tej narracji Kaczyńskiego, wcześniejsze ekipy tego wszystkiego nie zrobiły nie dlatego, że potencjał Polski – nawet po ćwierć wieku odbudowy z PRL-owskich ruin – nie był wystarczający na bycie mocarstwem, ale dlatego, że wszyscy inni nie umieli i nie chcieli zrobić z Polski mocarstwa. Podczas gdy On miał to zrobić bez trudu.

Co zostało z obietnicy

Co było dalej? Jarosław Kaczyński rządy prawa w Polsce zniszczył, ograniczenia dla władzy swojej i swojego obozu kompletnie zdemontował. Ale czy w zamian dał Polakom państwo uczciwe i mocarstwowe?

Co do uczciwości, to już chyba wiemy, jak jest. Każdy przykład polityki TKM („Teraz K…a My!”) z czasów SLD, AWS, PSL, PO – Kaczyński przelicytował dziesięciokrotnie. Każdy wcześniejszy skok na publiczną kasę nominaci Kaczyńskiego przeskakują dzisiaj z taką nadwyżką, z jaką Kamil Stoch przeskakuje swoich konkurentów w Pucharze Świata. Nepotyzm, korupcja zwykła i „polityczna”, klientelizm, demontaż wszelkich kompetencyjnych kryteriów w obsadzaniu gospodarki i państwa. Czarneccy prowadzą do państwowych stanowisk Czarneckich, Waszczykowcy Waszykowskich. Andrzej Jaworski sam się prowadzi. Dwa miliony złotych łyknięte przez tego posła PiS w ciągu zaledwie roku pracy w PZU „budzą szacun” wszystkich jego towarzyszy. W tym prawie pół miliona złotych „odszkodowania” za to, że po zwolnieniu z PZU (w ramach jednej z wielu wewnątrzpisowskich czystek, które wielokrotnie zwiększają liczbę partyjnych beneficjentów skoku na publiczną kasę) Jaworski nie podejmie pracy dla jakiegoś wielkiego konkurenta PZU. No bo przecież do tego PiS-owskiego tytana globalnych finansów ustawiają się już w kolejce kadrowcy z JP Morgan i HSBC.

Zatem większej uczciwości w zamian za zniszczenie rządów prawa Kaczyński Polakom nie dał, a czy dał nam mocarstwo?

Dwa języki PiS-u

Po spotkaniu Matusza Morawieckiego z Angelą Merkel dowiadujemy się od rzeczniczki rządu, że „Polska w sprawie Nord Stream 2 przedstawiła swoje stanowisko, które jest niezmienne”. Problem w tym, że Polska zawsze to swoje stanowisko „przedstawiała”. Żeby mogła dalej „przedstawiać”, nie trzeba było łamać Konstytucji, niszczyć Trybunału Konstytucyjnego, rozwalać sądów, dawać CBA uprawnienia tajnej policji z czasów ZSRR. A budowa Nord Stream 2 ma się zakończyć za niecałe dwa lata. I wtedy tylko wspólna unijna polityka energetyczna (współtworzona także przez polskich polityków z wcześniejszych ekip, z SLD, PO, PSL) sprawi, że gaz Putina będzie do nas wracał z Niemiec już jako gaz europejski (jeśli oczywiście do tej pory populistom nie uda się Unii rozwalić). Tymczasem od dwóch lat importujemy skokowo więcej Putinowskiego węgla (rewanż za „kelnerskie podsłuchy”?). I to by było na tyle, jeśli chodzi o odzyskaną rzekomo pod władzą Kaczyńskiego „energetyczną suwerenność Polski”.

Wrak Tupolewa to z kolei – jak mówi prezydencki minister Krzysztof Szczerski – „sprawa trudna”. Cóż to za okrycie! Nie była łatwiejsza, zanim PiS nie zawłaszczył państwa i nie zniszczył jego najważniejszych instytucji.

Kiedy Mateusz Morawiecki wdzięcznie dyga przed Merkel (bo po dwudziestu latach pracy w globalnej bankowości kolana ma miękkie) i nic o słynnych „reparacjach wojennych” publicznie nie mówi, poseł Arkadiusz Mularczyk – w imieniu tej samej partii, tego samego Kaczyńskiego – pohukuje groźnie na użytek wewnętrzny, że z wojennych reparacji od Niemiec nie zrezygnujemy, że to będzie najważniejsza sprawa w naszych relacjach.

W każdej sprawie PiS ma dwa języki. Język pokornego peryferyjnego karła – skierowany do zagranicy. I język wielkiego mocarstwowego Kaczora – skierowany do „PiS-owskiego ludu”.

Te dwa języki już się nawet samemu PiS-owi mieszają (jak Morawieckiemu w Monachium). Co zwiększa ryzyko, że zarówno zagranica, jak i polska ulica dostrzegą, że PiS w obu tych językach kłamie.

Kiedy nowy szef MSZ Jacek Czaputowicz obiecał Izraelowi nieformalnie, że nowelizacja ustawy o IPN nie wejdzie na razie w życie, co zostało pozytywnie odnotowane w izraelskiej prasie, Zbigniew Ziobro przekreślił te wysiłki deklarując publicznie, że żadnego „zamrożenia” ustawy o IPN nie będzie. A organizacje z bezpośredniego zaplecza władzy, wspierane przez PiS finansowo i organizacyjnie – np. Reduta Dobrego Imienia Macieja Świrskiego – zaczęły składać pozwy w oparciu o nowelizację. Ostatnio złożono pozew przeciw BBC, co wywołało oburzenie brytyjskich polityków, mediów i opinii publicznej – izolując Polskę od kolejnego sojusznika.

Taki sam drybling Kaczyński próbuje uprawiać w sprawach wewnętrznych. W 2015 roku obiecał antyaborcyjnym fanatykom własną duszę, ale też resztki praw polskich kobiet, w zamian za poparcie go w wyborach i pomoc w zdobyciu władzy. Potem także sądził, że kłamstwem da się tę sprawę załatwić. Z jednej strony wobec polskich kobiet będzie udawał księcia pokoju, który broni kompromisu aborcyjnego na poziomie ustawy. A z drugiej strony będzie obsługiwał fanatyków sprzedając im prawa polskich kobiet po cichu i w małych kawałkach – niszcząc in vitro, likwidując resztki edukacji seksualnej w polskiej szkole, ograniczając dostęp do antykoncepcji, utrudniając dostęp do aborcji w sytuacjach gwarantowanych przez prawo. Jednak i tutaj strategia „dwóch języków” nie zadziałała. Kłamstwo Kaczyńskiego stało się oczywiste i dla fanatyków, i dla kobiet. Fanatycy zgłosili się po duszę Wodza, wyciskają z niego ustawową zgodę na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, na prawne zmuszenie polskich kobiet do heroizmu rodzenia dzieci, które zaraz po urodzeniu będą umierać na ich oczach w męczarniach. I mają po swojej stronie większość posłów i senatorów PiS-u. A polskie kobiety znów wyszły na ulicę. Z politycznego mocarza i „geniusza Karpat” znów pozostał bezsilnie miotający się po Nowogrodzkiej karzeł.

Ostatnia broń karła

Nad tym, żeby w umysłach wyborców PiS-u propaganda i rzeczywistość nigdy się nie spotkały i nie pokazały totalnego impossybilizmu Jarosława Kaczyńskiego – dbają Jacek Kurski i Tadeusz Rydzyk. Obaj warci dla Kaczyńskiego tyle złota, ile sami ważą. I dostający to złoto z budżetu państwa, z pieniędzy wszystkich polskich podatników, także tych, których ich media codziennie spotwarzają.

Ale sama propaganda by nie wystarczyła, gdyby nie towarzyszyła jej kasa. Póki co ten kompromitujący dla władzy efekt rozejścia się mocarstwowych obietnic Kaczyńskiego i jego faktycznej karłowatej pozycji jest osłabiany przez 500 plus, przez obniżenie wieku emerytalnego, przez wolne niedziele, przez całą bardzo konsekwentną PiS-owską politykę rozdawnictwa i demotywacji. Pozwalającą zapaść w drzemkę tej części społeczeństwa (ona zawsze istniała, tyle że Kaczyński okazał się jej skuteczniejszym politycznym reprezentantem, niż Tymiński czy Lepper), która miała dość modernizacyjnego zrywu po roku 1989, wolała wygodną biedę późnego PRL-u, niż ciężką pracę, pilną naukę, twardą konkurencję, ogromny wysiłek, jakim płaciło się za samą choćby szansę życiowego sukcesu w III RP.

Kiedy rezerwy zostaną przejedzone (pod rządami PiS zadłużamy się jako państwo u szczytu koniunktury gospodarczej, kiedy inne państwa likwidują swój dług), nastąpi bankructwo PiS-owskiego „państwa dobrobytu”. Zbudowanego nie na innowacyjności, nie na prawdziwej konkurencyjności i sile, ale pasożytującego na dorobku i ciężkiej pracy 30 lat polskiej transformacji.

Jednak czekanie na taką porażkę Kaczyńskiego jest samobójstwem dla Polski. Gierkowszczyzna trwała, dopóki się gospodarczo nie zapadła. Cena jaką Polacy zapłacili za ten pełny cykl kłamstwa i jego kompromitacji była potworna. Dlatego klucz do uratowania narodu i państwa leży w opozycji.

Gdybym powiedział, że koalicja PO-Nowoczesna (o ile naprawdę sensownie zadziała przy okazji wyborów samorządowych) to nowa „Solidarność”, mocno bym przesadził. Ale też peryferyjny autorytaryzm Kaczyńskiego to nie PRL, nawet to gierkowskie. Wciąż mamy więcej wolności, więcej demokratycznych instytucji. Dlatego z nadzieją czekam na test wyborów samorządowych. W dodatku obóz Kaczyńskiego pełen jest może Putinowskich wtyk i pożytecznych idiotów. Putin musi widzieć w Kaczyńskim wygodne narzędzie destabilizacji i Polski, i Unii, i NATO. Ale żadnej bratniej pomocy nie będzie. Dlatego kluczem jest opozycja, kluczem jest zdolność liberalnej części polskiego społeczeństwa do politycznego zorganizowania się w obronie dorobku polskiej transformacji. To jest tak naprawdę dorobek całego naszego własnego życia – pracy, nauki, całej dawnej walki o Polskę jako część liberalnego Zachodu.

Czekanie na samokompromitację prezesa nie jest polityką. Katastrofa w stosunkach z Izraelem, Unią, Ukrainą, nowy wybuch wojny kulturowej pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami aborcji – to wszystko zawsze w mniejszym stopniu dotyka PiS, a w większym stopniu uderza w Polskę. Kaczyński na każdej katastrofie nauczył się politycznie żerować, a już szczególnie na tych, które sam wywołuje. Ale Polska może tych katastrof nie przetrwać. Dlatego z coraz mniejszym przekonaniem analizuję kolejne sprzeczności i błędy tej władzy. A z nadzieją, czasami nadmierną, czekam na każdy kolejny ruch opozycji.

 

Cezary Michalski

CEZARY MICHALSKI

Publicysta Newsweek Polska, eseista, prozaik. Był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”.

newsweek.pl

Zmarł Józef Żurek. Był najstarszym Polakiem

21.03.2018, Wprost

Józef Żurek© Facebook / OSP w Toporzysku Józef Żurek

Józef Żurek, który był najstarszym Polakiem, nie żyje. Mężczyzna zmarł w wieku 108 lat.

O śmierci Józefa Żurka poinformowała Ochotnicza Straż Pożarna w Toporzysku, z którą Żurek był bezpośrednio związany. Mężczyzna, który do momentu swojej śmierci był najstarszym Polakiem, zmarł w wieku 108 lat. Żurek mieszkał we wsi Czarnowo w województwie kujawsko-pomorskim.

Służba w Grudziądzu

Jak napisała toruńska „Gazeta Wyborcza”, Józef Żurek urodził się 31 sierpnia 1909 roku w Gackach w powiecie świeckim. W 1911 roku jego rodzina przeprowadziła się do Czarnowa. Mężczyzna uczył się w gimnazjum w Pelplinie oraz w szkole rolniczej w Kowalewie Pomorskim. Odbył także zasadniczą służbę wojskową w Grudziądzu.

Obóz jeniecki

Przed wybuchem II wojny światowej został powołany do wojska. Jako podoficer walczył nad Bzurą, gdzie trafił do niewoli. Przebywał w obozie dla jeńców w Niemczech, później wysłano go na roboty przymusowe do jednego z gospodarstw rolnych. Po wojnie najpierw przyjechał pierwszym transportem do Solca Kujawskiego, później wrócił do rodzinnego Czarnowa. W 2000 roku został awansowany na podporucznika, a dziewięć lat później na porucznika.

Pogrzeb w czwartek

Pogrzeb Józefa Żurka odbędzie się w kościele w Czarnowie 22 marca o godzinie 12:00.

msn.pl

Mastalerek atakuje Morawieckiego

Były rzecznik PiS otwarcie staje po stronie Andrzeja Dudy. Wspiera prezydenta w walce o schedę po Kaczyńskim.

Andrzej Duda i Marcin Mastalerek, styczeń 2015

Marcin Kujawka/Agencja Gazeta

Andrzej Duda i Marcin Mastalerek, styczeń 2015

We wtorek rano prezydent Andrzej Duda twittuje: „Bardzo ciekawy pomysł. MMastalerek” – i linkuje do tekstu Marcina Mastalerka z tygodnika „Sieci Prawdy”. Tekst „Polskie marki muszą pracować na markę Polski na świecie” to wielka krytyka projektu obchodów stulecia niepodległości, za które odpowiada rząd. Oto kilka cytatów:

„Dbanie o wizerunek Polski, o promocję naszego kraju na świecie, to jedna z najważniejszych obietnic, jakie złożyliśmy w kampanii wyborczej” – tak Mastalerek przypomniał, że to on był współtwórcą dwóch zwycięskich kampanii PiS.

„Obiecaliśmy, że polskie firmy pod polską banderą będą zdobywać nowe rynki. Staną się ambasadorami naszych osiągnięć i realizatorami ambicji. (…) To jedna z wciąż niezrealizowanych obietnic. W tej materii nie »wstaliśmy z kolan«. Czasem mam wrażenie, że menedżerowie spółek skarbu państwa nie mają śmiałości, wyobraźni i determinacji. Boją się” – tak wypomniał Mateuszowi Morawieckiemu, że nie panuje nad spółkami.

Marcin Mastalerek, sprawny marketingowiec, wie, że krytyka to za mało, więc podsuwa rozwiązanie – obrazowe, konkretne i z rozmachem: „W 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, w 90-lecie powstania LOT jest idealny moment, żeby powiedzieć – Polskie Linie Lotnicze LOT będą miały barwy biało-czerwone”.

Słabe sto dni Morawieckiego

We wtorek kilka swoich myśli Mastalerek rozwinął w porannym programie Bogdana Rymanowskiego w TVN24. Rozwinął mocno i odważnie. O ile w „Sieciach” nazwisko Morawieckiego nie padło ani razu, o tyle w telewizyjnej rozmowie zaczepił premiera bezpośrednio.

Pytany o ocenę jego pierwszych stu dni, odparł: „Mam nadzieję, że w kampanii wyborczej pan premier Morawiecki będzie lepszy niż podczas tych stu dni. (…) Wszyscy widzimy, jakie to było sto dni”. Były rzecznik radzi Morawieckiemu, aby bardziej zajmował się gospodarką, a mniej historią, bo to ostatnie nie bardzo mu wychodzi. Choć o tym, jak Morawiecki radzi sobie z gospodarką i że nie najlepiej, Mastalerek dał wyraz przecież na łamach tygodnika.

I jeszcze poleca premierowi, aby lepiej okazał się wiarygodny, jeśli chodzi o „odchudzanie” rządu: „Oby te 25 proc. było, bo jeśli premier to powiedział, będzie z tego rozliczony. Najważniejsza jest wiarygodność. Jeżeli ktoś coś powie, musi to zrealizować”.

Mastalerek w drużynie Dudy

Z wtorkowego wystąpienia Marcina Mastalerka w TVN24 dowiedzieliśmy się też, że z prezesem Kaczyńskim nie ma kontaktu, a z premierem Morawieckim rozmawiał tylko raz. Za to relacje z Andrzejem Dudą – jak wynika z kontekstu – ma doskonałe. Chwali prezydenta: „Głównym kanałem komunikacji Dudy były jego spotkania z Polakami, przejechał całą Polskę, był prawie we wszystkich powiatach i robi to dalej”.

Pytany, czy będzie dla niego pracować, mówi: „Jeśli będzie taka potrzeba, jeżeli będzie ten moment, to zawsze pomogę prezydentowi. Nie wiem, w jakiej formie, ale prezydent Duda zawsze może liczyć na moją pomoc – dlatego, że jest świetnym prezydentem. Sprawdził się w kampanii wyborczej i sprawdza się jako prezydent”.

Nie wnikając w to, jakim prezydentem jest Andrzej Duda (o tym w najnowszej POLITYCE piszą Mariusz Janicki i Wiesław Władyka, na rynku 21 marca), to jest tajemnicą poliszynela, że Mastalerek nieoficjalnie dla niego pracuje. Ostatnie aktywności Mastalerka są jasnym sygnałem, że Duda nie tak łatwo odda pola Morawieckiemu, którego prezes sobie od kilku miesięcy upodobał.

Utalentowany gracz

O sile Mastalerka świadczy to, że Kaczyński w ostatniej chwili wyciął go z list wyborczych. Prezesowi zaczął przeszkadzać jego talent do gier personalnych. To Mastalerek odebrał Macierewiczowi władzę w regionie, on zajął miejsce Hofmana i wreszcie to on, przed trzydziestką, wszedł do komitetu politycznego PiS, czyli ścisłych władz partii.

Mastalerek zaufanie Dudy zdobył w prezydenckiej kampanii wyborczej. Łączył tu role rzecznika prasowego i organizatora, wybierał firmy od wizerunku i marketingu. Duet Mastalerek – Łapiński (rzecznik prezydenta), zmarginalizowany przez prezesa PiS, wspiera ambicje Dudy, który chce zawalczyć o schedę po Kaczyńskim.

Kilka tygodni temu Marcin Mastalerek mówił w Onecie: „Na tle obozu Prawa i Sprawiedliwości i »dobrej zmiany« Andrzej Duda jest najjaśniej świecącą gwiazdą”. Chyba nie można już bardziej opowiedzieć się po prezydenckiej stronie. Mastalerek nie porzucił ambicji i będzie je realizował przy Dudzie. A prezydent wierzy, że z Mastalerkiem może zrealizować swoje wielkie polityczne marzenia i ambicje.

polityka.pl

Polska dyplomacja w 2018. Szef MSZ przedstawia założenia w Sejmie [NA ŻYWO]

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/14,114884,23167927.html#Z_MT

Pawłowski na sto dni Morawieckiego: Mieliśmy dostać od PiS technokratę, dostaliśmy radykała

Łukasz Pawłowski dla Gazeta.pl, 

Premier Morawiecki w Pałacu Prezydenckim, styczeń 2018

Premier Morawiecki w Pałacu Prezydenckim, styczeń 2018 (Fot. Kuba Atys / AG)

Dyspozycyjność i radykalizm są najważniejszymi cechami premiera Morawieckiego. Nie szata wielkiego reformatora, w którą z każdym dniem trudniej uwierzyć i nie poglądy ekonomiczne, których tak naprawdę nie znamy

Jak to się stało, że Mateusz Morawiecki przez lata bankowiec i prezes zagranicznej firmy, były członek Rady Gospodarczej przy Donaldzie Tusku, człowiek, który do PiS wstąpił dopiero w marcu 2016 roku w ciągu kilkunastu miesięcy wyrósł najpierw na najpotężniejszego wicepremiera, a następnie szefa rządu?

Jeszcze w październiku 2016 w wywiadzie dla „Polski The Times” Jarosław Kaczyński tak mówił o Mateuszu Morawieckim: „Poznałem go stosunkowo niedawno, przed wyborami. Zrobił na mnie wrażenie człowieka, który może coś w gospodarce zdziałać. Teraz będziemy weryfikować, czy jego pomysły będą wychodzić”.

Ledwie rok później, po exposé nowego premiera prezes PiS stwierdził, że Morawiecki „to niezwykle zdolny człowiek, pewnie najzdolniejszy, jaki pojawił się w polskiej polityce po 1989 roku”. Trudno sobie wyobrazić, by podobne słowa Kaczyński skierował pod adresem kogokolwiek innego, czy to chwilowych faworytów – Beaty Szydło, Piotra Glińskiego, Andrzeja Dudy – czy wiernych od lat Mariusza Błaszczaka, Adam Lipińskiego lub nawet Joachima Brudzińskiego. Czym zasłużył sobie na takie pochwały akurat Morawiecki?

W poszukiwaniu poglądów

Jak dotychczas przyczyn łaski prezesa upatrywano w ekonomicznej wiedzy Morawieckiego i gospodarczych wizjach, które roztaczał przed Kaczyńskim. „Kiedy został wreszcie przedstawiony prezesowi, ten z miejsca się w nim zakochał” – mówił na łamach „Gazety Wyborczej” anonimowy działacz PiS. „Morawiecki nie plótł andronów, tylko rozrysował kompletną mapę drogową co, gdzie i jak trzeba zmienić, by rozbujać gospodarkę i znaleźć pieniądze na realizację naszych obietnic”.

To ekonomiczne wyjaśnienie ma jednak poważne luki. Przede wszystkim dlatego, że trudno powiedzieć, jakie są poglądy gospodarcze Mateusza Morawieckiego. W czasie pierwszego rządu PiS w latach 2005-07 Jarosław Kaczyński stery gospodarki oddał Zycie Gilowskiej, która kierowała się zasadą obniżania podatków i minimalizowania roli państwa. Czy Morawiecki sądzi o tamtych pomysłach? W rozmowie z Rafałem Wosiem dla tygodnika „Polityka” mówił, że choć wierzy w wolny rynek, to jest „dzieckiem solidarności przez duże i małe «s»”. I krytykował obowiązującą jego zdaniem od 27 lat narrację, zgodnie z którą „państwo nie jest nam do niczego potrzebne, a rynki same powracają do stanu równowagi”. Ale zapytany o obniżkę podatków wprowadzoną za czasów Gilowskiej odpowiadał bez wahania: „Pierwszy okres rządzenia PiS to czas świetnej koniunktury, która dawała możliwość obniżenia podatków i PiS jako partia zorientowana na obywatela z tej możliwość natychmiast skorzystało”. Parafrazując Dzierżyńskiego – dajcie mi decyzję, a uzasadnienie się znajdzie.

To nie koniec sprzeczności. Choć w rozmowie z Wosiem Morawiecki przyznawał, że jest zwolennikiem promowania popytu wewnętrznego poprzez zwiększanie redystrybucji, jednocześnie krytykował największy program redystrybucyjny własnego rządu. Również podczas pamiętnego spotkania z wyborcami w Bydgoszczy w lipcu 2016 r. mówił: „W dłuższej perspektywie to nam nie zbuduje PKB. Państwu bardziej niż konsumpcja potrzebne są inwestycje i  oszczędności. A  przypominam, że  500+ jest na  kredyt. Zadłużyliśmy się o dodatkowe 20 mld zł, bo chcemy promować dzietność. Jesteśmy we własnym gronie i nie musimy mówić sobie tylko pięknych słów”.

W tym kontekście wypowiedziane w rozmowie z Wosiem twierdzenie Morawieckiego, jakoby jego poglądy gospodarcze „niewiele się zmieniły przez ostatnie 30 lat”, brzmi co najmniej groteskowo. I chyba nawet niespecjalnie zorientowany w sprawach gospodarczych Kaczyński to dostrzega. Ale nawet gdyby prezes PiS-u uwierzył w wybitne zdolności ekonomiczne Mateusza Morawieckiego, to przecież nie od razu musiał z niego robić szefa rządu. Przede wszystkim dlatego, że Morawiecki jako premier siłą rzeczy może poświęcić na sprawy ściśle związane z gospodarką o wiele mniej czasu. Od momentu objęcia stanowiska zamiast zajmować się realizacją swojej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, gasi jedynie kolejne pożary – od ustawy o IPN, przez premie dla ministrów, po kupowanie czasu w konflikcie z Brukselą. Znów, trudno przypuszczać, by Kaczyński nie wiedział jak wygląda żywot premiera i łudził się, że dopiero na tym stanowisku gospodarcze talenty Morawieckiego naprawdę rozkwitną.

Z daleka od centrum

Dlaczego więc Kaczyński powierzył premierowanie Mateuszowi Morawieckiemu? Powtarzane sto dni temu przez prominentnych polityków PiS deklaracje o konieczności skoncentrowania się na gospodarce, poprawie relacji z zachodnimi partnerami, czy – jak mówił Jarosław Gowin na antenie TokFM „pokazania pięknej, jagiellońskiej twarzy Polski” były wyłącznie próbą uspokojenia nastrojów zdezorientowanego elektoratu partii. Nie wykluczam, że część, a może nawet większość autorów tych słów naprawdę w nie wierzyła. Ale nie sądzę, by wierzył w nie sam Kaczyński.

Dziś wszyscy, którzy obawiali się, że nominacja Morawieckiego przesunie PiS do centrum mogą odetchnąć z ulgą. Przez kilka ostatnich miesięcy nowy premier regularnie udowadnia, że image bezstronnego technokraty, jaki wytworzył się wokół niego w ostatnich latach, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Jego pierwszy wywiad po nominacji dla Telewizji Trwam i marzenia o „rechrystianizacji Europy” można było uznać za polityczną zagrywkę, próbę uwiarygodnienia się w oczach części elektoratu PiS. Jego wywiad dla „Gościa Niedzielnego”, w którym bez powołania się na jakiekolwiek dane stwierdził, że przemoc „pojawia się częściej w związkach nieformalnych, a nie tych usankcjonowanych prawnie” można było uznać za wypowiedź niefortunną. Jego słynne słowa o żydowskich „sprawcach Holocaustu” wypowiedziane w Monachium za błąd językowy.

Ale trudno już wytłumaczyć, dlaczego rzekomy technokrata publikuje w amerykańskim tygodniku „Washington Examiner” artykuł, w którym polski wymiar sprawiedliwości opisuje jako sferę, gdzie „przysługi trafiają do znajomych”, „na rywali spada zemsta”, a „w  przypadku najbardziej lukratywnie wyglądających spraw wręczane są łapówki”. Trudno wreszcie wytłumaczyć wizyty przy pomniku Brygady Świętokrzyskiej czy entuzjazm dla ustawy degradacyjnej, którą nawet ojciec premiera, Kornel Morawiecki, uznał za „spóźniony symbol i  średnio potrzebny”.

Dyspozycyjny i sumienny radykał

Choć premier Morawiecki zrobił imponującą karierę zawodową w banku – nie jest bankowcem. Choć kończył studia ekonomiczne – nie jest ekonomistą. Choć skończył historię na Uniwersytecie Wrocławskim – nie jest historykiem. Choć lubi roztaczać wizje – nie jest wizjonerem. I choć od objęcia stanowiska przemawia niemal codzienie – nie jest też charyzmatycznym mówcą zdolnym porywać tłumy.

Jak pisałem w portrecie premiera opublikowanym w „Kulturze Liberalnej” Morawiecki ma co prawda wielkie polityczne ambicje, ale jednocześnie jest politycznym „naturszczykiem”. Bardzo chciałby fundamentalnie zmienić Polskę i jest w tym celu gotowy na radykalne kroki. Ale  chyba sam nie do końca wie, w co ją zmienić i jak. Do tego potrzebny jest ktoś inny, ktoś taki jak… prezes Kaczyński właśnie.

Po 100 dniach okazuje się, że to właśnie z jednej strony dyspozycyjność i sumienność, a z drugiej radykalizm były najważniejszymi powodami nominacji nowego szefa rządu. Nie aura wielkiego reformatora, która z każdym dniem coraz bardziej blednie.

***

Łukasz Pawłowski jest sekretarzem redakcji i szefem działu politycznego tygodnika „Kultura Liberalna”. Twitter: @lukpawlowski

 

gazeta.pl

PiS-owska Maszyna Narracyjnej Zagłady

PiS-owska Maszyna Narracyjnej Zagłady

Fot. Flickr

Mateusz Morawiecki stwarza dla swojego rządu ryzyko poprzez sam fakt otwarcia ust

Andrzej Zybertowicz, prawicowy inteligent od lat związany z Antonim Macierewiczem, lubi nadużywać teoretycznego żargonu dla wyrażania bardzo prostych myśli. Dlatego rzucił jakiś czas temu pomysł zbudowania przez władzę „Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego”. Mówiąc bardziej zrozumiałym językiem – zaproponował stworzenie całej sieci finansowanych z budżetu państwa instytucji, które osłoniłyby PiS przed niewłaściwymi, „upowszechnianymi przez wrogów”, interpretacjami słusznych deklaracji i działań tej partii.

Zupełnie inna Maszyna

Pomysł Zybertowicza jest mocno spóźniony. PiS od lat tworzy instytucje propagandowe, które kosztują miliardy i stały się synekurami dla całej rzeszy związanych z tą partią prawicowych działaczy, intelektualistów i dziennikarzy. Jednak zamiast wyczekiwanej przez Zybertowicza skutecznej machiny propagandowej, PiS stworzyło Maszynę Narracyjnej Zagłady. Każde wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, wysokich urzędników państwowych czy związanych z prawicą publicystów i satyryków – stwarza śmiertelne ryzyko dla władzy, a także dla międzynarodowego wizerunku i pozycji Polski. W dodatku każda próba wygaszenia kryzysu kończy się jeszcze większą kompromitacją. Marnotrawiące miliardy złotych media i instytucje propagandowe nie robią nic, albo jeszcze dokładają do pieca.

Politykiem PiS stwarzającym największe ryzyko poprzez sam fakt otwarcia ust stał się nowy premier Mateusz Morawiecki. Choć Jarosław Kaczyński wymyślił go w tej funkcji po to, aby kryzysy wizerunkowe łagodził. W czasie kluczowej dla interesów Polski konferencji bezpieczeństwa w Monachium, nowy polski premier do „sprawców Holocaustu”, oprócz Niemców, zaliczył szczodrze Ukraińców, Polaków i Żydów. Do skandalu „narracyjnego” dodał skandal, którym było złożenia przez niego kwiatów w miejscu upamiętniającym Brygadę Świętokrzyską NSZ. Ta formacja nie tylko, w przeciwieństwie do znacznej części oddziałów narodowego podziemia, odmówiła współpracy z dowództwem AK i rządem w Londynie, ale pod koniec II wojny światowej rozpoczęła otwartą kolaborację z III Rzeszą. Jej bojownicy mordowali Żydów, atakowali inne formacje polskiego podziemia, a w końcu ewakuowali się pod osłoną niemieckiej armii, która planowała ich przeszkolenie do dalszej walki z aliantami. Szef Wywiadu Inspektoratu Kieleckiego AK pisał w raporcie na temat Brygady Świętokrzyskiej NSZ: „ich współpraca z gestapo jest w zasadzie jawna (…) dowódcy nie kryli się, że otrzymują broń i amunicję od władz okupacyjnych. Oficerowie NSZ z bronią przyjeżdżali na gestapo w Ostrowcu Świętokrzyskim, tam omawiali obławy na PPR i przekazywali gestapo materiał odnośnie komórek PPR. (…) Niemcy uważali NSZ za polski ‘narodowy socjalizm’, robiący dywersję w ugrupowaniach politycznych Polski podziemnej i rozbijający spoistość Armii Krajowej”.

Wyjątkowo niesprzyjający kontekst dla zachowania Morawieckiego w Monachium stworzyła wcześniejsza PiS-wska nowelizacja ustawy o IPN. Miała rzekomo przeciwdziałać używaniu terminu “polskie obozy zagłady”, które w ogóle się w nowelizacji nie znalazły. Zamiast tego wpisano tam liczne sformułowania grożące odpowiedzialnością karną historykom i publicystom piszącym o pogromach w Jedwabnem czy Kielcach, a także o antysemickiej nagonce z Marca ’68. W znowelizowanej ustawie znalazł się fragment dotyczący zbrodni ukraińskich, który został tam wprowadzony dla obsłużenia narodowców „transferowanych” właśnie przez Kaczyńskiego i Morawieckiego z partii Kukiza.

Śmielej! Śmielej! – towarzyszu Kaczyński

Potem było już tylko gorzej. Najbardziej szokujący okazał się odzew na działania PiS-u i wypowiedzi premiera, jaki pojawił się w społecznym i medialnym zapleczu władzy. Podobnie jak w marcu 1968, wystarczyło niewielkie, czasami tylko aluzyjne przyzwolenie rządzących, aby wszyscy antysemici, nacjonaliści, a także ludzie z różnych powodów nienawidzący Ukraińców – uznali, że nadszedł ich czas.

Wcześniej Jarosław Kaczyński bardzo świadomie użył dawnego elektoratu Tymińskiego, Leppera, obozu Rydzyka i nacjonalistów, żeby zdobyć władzę. Dziś cały ten jego obóz woła do niego, tak jak kiedyś moczarowcy wołali do Władysława Gomułki na słynnym wiecu w Sali Kongresowej w apogeum Marca ’68: „Śmielej! Śmielej!”. Gomułka, po zdławieniu studenckich protestów, wbrew oczekiwaniom „towarzyszy z dołu” wyciszył kampanię antysemicką. Po pierwsze, spełniła już swoją rolę, pomogła wyizolować uczestników studenckich i inteligenckich protestów. Była też kosztowna wizerunkowo dla państwa i partii, zagrażała nawet samemu przywódcy, gdyż w antysemickiej szeptance pojawił się motyw jego „żony Żydówki”.

Gomułce łatwiej było jednak kontrolować nacjonalistyczną propagandę, podkręcać ją i wygaszać. Dysponował bowiem całym aparatem totalitarnego państwa i partii. Mógł każdego usunąć, spacyfikować każde środowisko. Jarosław Kaczyński działa w innych warunkach, nawet po dwóch latach jego rządów tworzone są dopiero pierwsze mechanizmy nieudolnego peryferyjnego autorytaryzmu. To znacznie krępuje ruchy Wodza. Dzisiejsi „Moczarowcy” – realni antysemici, radykalni narodowcy i grający z nimi politycy rządzącego obozu – zostali już przez Kaczyńskiego uwłaszczeni, wpuszczeni na kluczowe stanowiska w państwie. Mają własne frakcje w obozie rządzącej prawicy, ministerstwa, media, spółki skarbu państwa, źródła finansowania, a także poparcie najgorszej części polskiego Kościoła. Kaczyński nie potrafi ich zdyscyplinować. Nie umie zamknąć do butelki dżina, którego kiedyś sam wypuścił, żeby zdobyć władzę.

Kiedy nowy szef MSZ Jacek Czaputowicz obiecał Izraelowi nieformalnie, że nowelizacja ustawy o IPN nie wejdzie na razie w życie, co zostało pozytywnie odnotowane w izraelskiej prasie, Zbigniew Ziobro przekreślił te wysiłki deklarując publicznie, że żadnego „zamrożenia” ustawy o IPN nie będzie. A organizacje z bezpośredniego zaplecza władzy, wspierane przez PiS finansowo i organizacyjnie – np. Reduta Dobrego Imienia Macieja Świrskiego – zaczęły składać pozwy w oparciu o nowelizację. Ostatnio złożono pozew przeciw BBC, co wywołało oburzenie brytyjskich polityków, mediów i opinii publicznej – izolując Polskę od kolejnego sojusznika. Ziobro i Jaki od dawna grają na ostrzejszą narodową prawicę, więc także przy okazji obecnego kryzysu postanowili pokazać, że są twardsi od Czaputowicza. A kiedy projekt ustawy reprywatyzacyjnej Patryka Jakiego okazał się propagandową fikcją, również tę sprawę Ziobro postanowił rozegrać na swoją korzyść używając ogólnego kryzysu w stosunkach polsko-żydowskich. Do redakcji „Super Expressu” trafił z ministerstwa sprawiedliwości „przeciek” sugerujący, że za zablokowaniem projektu Jakiego stoi „lobby żydowskie”. Redakcja „Czasu Najwyższego” skomentowała to później w bardzo prostych słowach: „Wyciekły szokujące dokumenty! Żydzi domagają się od Polski nawet biliona złotych! Czas powiedzieć, że nie dostaną ani grosza”.

Uogólniony antykomunizm

Monachijski kryzys wizerunkowy nie był żadnym błędem, ale jest zasadą działania tej władzy. Dlaczego po zmianie premiera PiS nie zaczął odbudowywać lepszego wizerunku własnego i Polski? Dlaczego przyspieszył proces niszczenia międzynarodowej pozycji naszego państwa?

Pierwszą przyczyną są obsesje całej formacji prawicowych chłopców z lat 80., których Jarosław Kaczyński używa do rządzenia. Mateusz Morawiecki jest tu przykładem wzorcowym. Im bardziej czuli się w PRL-u bezsilni, tym bardziej obsesyjna stawała się ich wizja świata. To na prawicowym skrzydle „drugiego obiegu” z lat 80. narodziła się koncepcja „uogólnionego antykomunizmu”, gdzie „bolszewikami” nie byli już faktyczni komuniści, ale zachodni liberałowie, zwolennicy świeckiego państwa, feministki, ekolodzy, ludzie walczący z apartheidem (stąd fenomen popularności Walusia). ONZ czy Europejska Wspólnota Gospodarcza stawały się w tej wizji „nowym ZSRR” (to porównanie przeniosło się dzisiaj na Unię Europejską). To także wówczas, na łamach niszowej prawicowej bibuły, rozpoczął się spór o to, jak bardzo Armia Krajowa została skażona przez lewicowość i zinfiltrowana przez Sowietów. Jego konsekwencją było wyniesienie „żołnierzy wyklętych” i NSZ (łącznie z Brygadą Świętokrzyską) – jako jedynych niezłomnych antykomunistów. Mateusz Morawiecki jest całkowicie ukształtowany przez tamte czasy. Reprodukuje bezmyślnie wszystkie pojawiające się wówczas w prawicowej bibule motywy i obsesje. Powraca do nich swoimi skrótami myślowymi i językowymi – dla innych niezrozumiałymi, prowadzącymi do wizerunkowych katastrof.

Drugim źródłem dzisiejszych kłopotów jest to, że z kolei większość starszych działaczy PiS, którzy wcale nie byli w przeszłości antykomunistami, została bez reszty ukształtowana przez „politykę historyczną” PRL. Przedstawiała ona Polskę jako kraj absolutnie jednolity etnicznie i światopoglądowo, którego historia także została oczyszczona z wszystkich elementów „obcych”. Kwiecień jako Miesiąc Pamięci Narodowej służył w PRL wyłącznie upamiętnieniu pomordowanych w czasie II wojny światowej Polaków. Oświęcim czy Majdanek też przedstawiano jako miejsca, w których Niemcy mordowali przede wszystkim Polaków. Ludzie ukształtowani przez tę propagandę nawet nie mieli pojęcia, że obozy koncentracyjne w okupowanej Polsce zostały stworzone przez nazistów głównie po to, aby dokonać „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. A większość ich ofiar stanowili Żydzi z całej Europy. To tłumaczy kolejne kryzysy w stosunkach polsko-żydowskich. Począwszy od protestu Kazimierza Świtonia, którzy domagał się postawienia krzyża na ternie Auschwitz, skoro w jego przekonaniu ginęli tam głównie Polacy-katolicy, aż po dzisiejszą nagonkę PiS na władze muzeów w Auschwitz i na Majdanku – za to, że nie prowadzą tam „polskiej polityki historycznej”.

Nie sposób się cofnąć

Krytyka pisowskiej polityki historycznej pojawia się dzisiaj nie tylko w zachodnich mediach liberalnych, trafiających do elit politycznych UE, czy do Demokratów w USA. Najbardziej niesprawiedliwe tezy o „Polakach jako sprawcach Holocaustu”, sprowokowane nowelizacją ustawy o IPN, pojawiły się na łamach „The Washington Times” (nie mylić z liberalnym „The Washington Post”), jednej z najbardziej prawicowych amerykańskich gazet, adresującej się do najtwardszego elektoratu Donalda Trumpa. Tam zaatakowali rząd PiS – ale, niestety, przy tej okazji i Polskę – najostrzejsi amerykańscy konserwatyści i ortodoksyjni rabini. Także ci związani z Jaredem Kushnerem, który jest nie tylko zięciem Trumpa, ale też jego najbardziej wpływowym doradcą w sprawach polityki światowej. W ten sposób PiS zostaje odcięte od swego ostatniego sojusznika na Zachodzie – od tamtejszej antyliberalnej prawicy.

Brak precyzji pisowskiej Maszyny Narracyjnej Zagłady sprawia, że planowane przez Kaczyńskiego uderzenia przy użyciu polityki historycznej w opozycję wewnętrzną, a także zawierane przez PiS w kraju doraźne sojusze z narodowcami, antysemitami, środowiskami wrogimi niepodległej Ukrainie – uderzają ostatecznie w nasze stosunki z Izraelem, Ameryką, Ukrainą. Sam Jarosław Kaczyński albo tego nie widzi, albo nie potrafi nadać swojej Maszynie Narracyjnej Zagłady bardziej precyzyjnego trybu działania. Choć z drugiej strony faktycznie trudno odzyskać nad taką maszyną kontrolę, jak się w niej ma za kierowców, pilotów i mechaników Rafała Ziemkiewicza, Marcina Wolskiego, obu Wildsteinów, Ryszarda Czarneckiego, czy wreszcie samego jej pomysłodawcę Andrzeja Zybertowicza. Najgorsze jest to, że pisowska Maszyna Narracyjnej Zagłady niszczy dziś nie tylko wizerunek Kaczyńskiego, Morawieckiego czy rządzącej partii. Niszczy wizerunek Polaków i Polski w najbardziej dla nas niebezpiecznym momencie. Kiedy w Donbasie wciąż grzeją silniki rosyjskie czołgi, a wielu zachodnich polityków zastanawia się egoistycznie, czy nie było błędem przyjmowanie naszego kraju do Unii. Polska – w konsekwencji polityki PiS – staje się w tak niebezpiecznym czasie krajem o zszarganej reputacji, wątpliwej przynależności, do którego obrony nikt z Zachodu nie będzie się spieszył.

crowdmedia.pl

Od klęski w starciu z Tuskiem po gigantyczny kryzys dyplomatyczny z Izraelem. Osiem przykładów, które pokazują, że nic tak nie przerasta PiS-u jak skuteczna dyplomacja

Łukasz Rogojsz

ŁUKASZ ROGOJSZ

Jacek Czaputowicz miał być w polskiej dyplomacji remedium na wszelkie problemy, które przez przeszło dwa lata generował Witold Waszczykowski. Polityczna rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. 21 marca nowy szef MSZ wygłosi w Sejmie exposé dotyczące polskiej polityki zagranicznej. My przypominamy natomiast największe dyplomatyczne wpadki z czasu rządów „dobrej zmiany”.

Pierwszy poważny cios w mocarstwowe plany PiS-u na arenie europejskiej. W planach polityków z Nowogrodzkiej miało być idealnie – połączenie przyjemnego (upokorzenie Donalda Tuska) z pożytecznym (zdobycie dla partii jednego z najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej). Tyle, że europejscy partnerzy nie dali przekonać się do narracji PiS-u o Tusku jako kandydacie Niemiec, a nie Polski (a co za tym idzie – pozbawionym prawa do ubiegania się o stanowisko) i murem stanęli za przewodniczącym Rady Europejskiej.

Wynik głosowania – choć nieformalny – był dla partii rządzącej druzgocący – 27:1. Nawet nasz etatowy sojusznik – Węgry – nie odważył się sprzeciwić Brukseli i poprzeć wymyślonej naprędce kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego, który z powodu nominacji został wykluczony z Platformy Obywatelskiej. Oddźwięk zwycięstwa Tuska, zwłaszcza w kraju, był zaskakujący. PiS po raz pierwszy zaliczyło poważne sondażowe tąpnięcie, oddając na kilka tygodni inicjatywę opozycji (widać to było m.in. po sondażach poparcia) i raz jeszcze ponosząc porażkę z rąk byłego premiera.

Biliony od Niemiec

Gdy w Polsce toczyła się ożywiona dyskusja na temat pakietu trzech ustaw, upolityczniających sądy powszechne, Krajową Radę Sądownictwa i Sąd Najwyższy, politycy PiS-u rozpoczęli temat reparacji wojennych od Niemiec. Powodu domyślić się nietrudno – nic tak nie odwraca uwagi od rzeczy naprawdę ważnych jak kolejna międzynarodowa awantura, w której szanse na sukces są czysto iluzoryczne. To nie przeszkodziło jednak PiS-owi, który od lipca ubiegłego roku konsekwentnie zapewnia, że Niemcy powinny wynagrodzić Polsce materialne i ludzkie straty z okresu II wojny światowej.

Emocje podsycały publikacje – jak tekst „Otwarcie drogi do odszkodowań od Niemiec dla Polski” z tygodnika „Sieci”. Dyplomata i politolog dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas dowodzi w nim, że nasi zachodni sąsiedzi są nam winni zawrotną sumę 6 bln dolarów. Po 2,5 roku rządów „dobrej zmiany” w Berlinie niespecjalnie przejmują się podnoszonym przez PiS tematem, zdając sobie doskonale sprawę, że jest to populistyczne zagranie wyłącznie na użytek krajowy i trzeba patrzeć na to z przymrużeniem oka. Z kolei polski rząd, mimo buńczucznych zapowiedzi, w oficjalnych rozmowach z wysokimi przedstawicielami strony niemieckiej tematu reparacji nie porusza.

PiS jest w puszczy

Powodów do chluby PiS-owi na pewno nie przyniosła też batalia z Komisją Europejską o wycinkę w Puszczy Białowieskiej. Były minister środowiska Jan Szyszko zapewniał, że strona polska nie robi nic nielegalnego i respektuje wszystkie unijne programy i dyrektywy, ale urzędnicy Komisji nie dali się zwieść. Komisja wniosła przeciwko Polsce sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i wygrała. TSUE nakazał Polsce natychmiast zaprzestać wyrębu drzew na chronionych obszarach do czasu zakończenia sporu w tej kwestii z Komisją. W razie odmowy groziło nam 100 tys. euro grzywny dziennie.

Pytany przez dziennikarzy o sprawę minister Szyszko długo kluczył i zapewniał, że wycinka nie ma miejsca, brukselscy urzędnicy się mylą, a sytuacja jest w najlepszym porządku. Będący na miejscu ekolodzy informowali jednak, że polityk nie mówi prawdy, orzeczenie TSUE zostało zignorowane, a prace w Puszczy wcale nie ustały. Polska została pierwszym krajem w historii Unii, który nie zastosował się do wyroku TSUE.

Jednak nawet na Nowogrodzkiej szybko stało się jasne, że polski rząd zabrnął w tej sprawie za daleko, a gra z Brukselą o Puszczę i ministra Szyszkę nie jest warta świeczki. Jeden z najgorzej ocenianych członków rządu Beaty Szydło pożegnał się z zajmowanym stanowiskiem na początku 2018 roku. Jego następca Henryk Kowalczyk żyje z Brukselą w dużo większej harmonii.

Artykuł 7.

Zignorowanie orzeczenia TSUE ws. Puszczy Białowieskiej nie jest ostatnim przykładem tego, jak Polska na przestrzeni ostatnich 2,5 roku w negatywny sposób zapisała się w historii Unii. Pod koniec grudnia 2017 roku Komisja Europejska aktywowała wobec Polski art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej, czyli tzw. opcję atomową. Powód: „znaczące ryzyko naruszenia praworządności w Polsce” w przyjętych przez Sejm ustawach o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. To pierwszy przypadek w historii Wspólnoty, gdy Komisja sięgnęła po takie rozwiązanie. Nie zrobiła tego nawet w przypadku Węgier i kontrowersyjnych reform, które wprowadzał premier Viktor Orbán.

Na tym się jednak nie skończyło. Komisja Europejska zdecydowała także o wniesieniu przeciwko Polsce sprawy do TSUE w związku z trzecią ustawą sądową – o ustroju sądów powszechnych. KE skrytykowała nadanie ministrowi sprawiedliwości-prokuratorowi generalnemu zbyt szerokiego zakresu uprawnień wobec polskich sądów, co zdaniem Komisji poważnie grozi naruszeniem ich niezależności i niezawisłości polskich sędziów.

Bitwa o Holokaust

Wydawało się, że kres dyplomatycznym klęskom położy styczniowa rekonstrukcja rządu, w ramach której m.in. Jacek Czaputowicz zastąpił na stanowisku szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego. Tak się jednak nie stało. Niedługo po rekonstrukcji wybuchł najpoważniejszy kryzys dyplomatyczny z udziałem Polski po 1989 roku. Spowodowała go przyjęta przez Sejm nowelizacja ustawy o IPN.

Dokument zakłada ściganie osób, które „publicznie i wbrew faktom” przypisują państwu polskiemu lub narodowi polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za „popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie” oraz „inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni”.

Przyjęcie noweli przez Sejm szybko odbiło się szerokim echem na świecie, wywołując przy tym bardzo emocjonalne reakcje wielu izraelskich polityków i tamtejszych mediów. Strona polska długo usiłowała bronić swoich racji, nie zważając na glosy krytyki czy wezwania do zmiany uchwalonych przepisów. Do rozpaczliwej defensywy polski rząd zepchnął… jego własny szef. Na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w połowie lutego odpowiadając na pytanie jednego z dziennikarzy użył zwrotu „żydowscy sprawcy” w kontekście odpowiedzialności Izraela za Holokaust. Po tych słowach nikt już nie słuchał polskich racji ws. nowelizacji ustawy o IPN.

Aktualnie PiS liczy, że Trybunał Konstytucyjny – ustawę po wcześniejszym podpisaniu skierował do niego prezydent Andrzej Duda – orzeknie jej niekonstytucyjność i całą sprawę uda się raz na zawsze zamknąć. Odwrócenie potężnych szkód wizerunkowych i dyplomatycznych zajmie jednak wiele lat, o ile w ogóle będzie możliwe.

RYSZARD CZARNECKI, EUROPOSEŁ PRAWA I SPRAWIEDLIWOŚCI

Niezalezna.pl

„Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj”

Niespodziewany amerykański problem

Konflikt z Izraelem pociągnął za sobą konsekwencje, których na Nowogrodzkiej chyba nikt się nie spodziewał. Z Tel Awiwem murem stanął Waszyngton, a administracja Białego Domu kilkukrotnie zwracała uwagę, że nowelizacja ustawy o IPN może mieć negatywny wpływ na relacje Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Gdy polski rząd puszczał mimo uszu kolejne ostrzeżenia, groźby w końcu przestały być tylko słowami.

Na początku marca Onet opisał ultimatum, które polskiemu rządowi postawili amerykańscy dyplomaci. Sprowadzało się do dwóch kluczowych punktów. Pierwszy: do czasu zażegnania sporu wokół ustawy o IPN niemożliwe są spotkania dwustronne na najwyższym szczeblu pomiędzy polskimi i amerykańskimi politykami. Drugi: kontynuacja kryzysu wokół kontrowersyjnego dokumentu może zagrozić finansowaniu obecności amerykańskich wojsk na terytorium Polski.

Początkowo politycy i sympatycy „dobrej zmiany” zarzucali Onetowi rozpowszechnianie fake newsa, ale szybko okazało się, że tezy postawione w artykule mają oparcie m.in. w służbowej notatce MSZ. Stało się wówczas jasne, że na konflikcie o ustawę o IPN Polska może wyłącznie stracić. Bo o ile zniszczenie relacji z Izraelem PiS byłoby jeszcze pewnie w stanie przełknąć, o tyle puszczenia z dymem sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi mógłby nie zrozumieć nawet najtwardszy elektorat partii rządzącej.

Historyczny Czarnecki

PiS może zapisać po swojej stronie jeszcze jeden niechlubny rekord. To eurodeputowany tej partii został pierwszym w historii Parlamentu Europejskiego wiceprzewodniczącym, którego pozbawiono sprawowania tej funkcji.

Chodzi o Ryszarda Czarneckiego i jego słowa pod adresem europosłanki Platformy Obywatelskiej Róży Thun. Na początku stycznia w wywiadzie dla serwisu Niezalezna.pl Czarnecki stwierdził, że „pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj”. Była to jego reakcja na jej wypowiedź w materiale niemiecko-francuskiej telewizji Arte o sytuacji politycznej w Polsce. – Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję – dodał.

Nieco ponad miesiąc po wypowiedzeniu tych słów – stosunkiem głosów: 447 za, 196 przeciw i 30 wstrzymało się – pożegnał się z prestiżową funkcją. Nawet po odwołaniu nie wyraził skruchy, nie zamierzał też przepraszać europosłanki PO. Thun zapowiedziała więc wytoczenie Czarneckiemu procesu. Z kolei na stanowisku wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego europosła PiS-u zastąpił partyjny kolega prof. Zdzisław Krasnodębski.

Irlandzki precedens

Ostatni dyplomatyczny policzek miał miejsce niedawno, a wymierzono go PiS-owi z odległej Irlandii. Tamtejsza sędzia Sądu Najwyższego Aileen Donnelly odrzuciła wniosek polskiej strony o ekstradycję poszukiwanego europejskim nakazem aresztowania Artura C. Donnelly nie chciała wydać Polaka ze względu na obawy co do kondycji polskiego wymiaru sprawiedliwości. Irlandzka sędzia uważa, że po szeregu zmian wprowadzonych w ostatnich 2,5 roku polskie sądy mogą już nie być niezależne i niezawisłe od wpływów polityków.

Donnelly nie poprzestała na odrzuceniu wniosku o ekstradycję Artura C. Wysłała także w tej sprawie pytanie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To sytuacja bez precedensu, bo jeśli TSUE podzieli jej obawy, bardzo realne jest to, że wskutek „reformy” sądownictwa w wydaniu PiS-u wyroki polskich sądów nie będą respektowane przez sądy innych państw Unii Europejskiej. Oznaczałoby to paraliż wielu prywatnych firm i państwowych instytucji, a także idące w miliardy euro straty dla gospodarki.

newsweek.pl

Merkel w Krainie Dobrej Zmiany. Niemiecka kanclerz przeczeka „dobrą zmianę” tak, jak przeczekała cztery inne polskie rządy

Jacek Pawlicki

JACEK PAWLICKI

Dopóki w Berlinie rządzi Angela Merkel Niemcy nie obrażą się na Polskę, bez względu na to jak bardzo antyniemiecką kartą grać będzie rząd PiS. W końcu rządy mijają, a interesy pozostają. Zaś sąsiadów się nie wybiera. W dodatku Merkel może pozwolić sobie na dystans, bo za jej długich rządów premierzy Polski zmieniali się pięć razy.

W dyplomacji gesty liczą się nie mniej niż deklaracje. Pierwsze zagraniczne podróże świeżo zaprzysiężonych szefów rządów czy ważnych ministrów są właśnie takimi znaczącymi gestami. Dlatego też fakt, że nowy szef dyplomacji Heiko Maas udał się w miniony piątek z wizytą do Warszawy i była to jego druga, po Francji, zagraniczna podróż, ma symboliczne znaczenie. Podobnie jest z poniedziałkową wizytą Angeli Merkel, która również przed Warszawą, odwiedziła Paryż.

Kolejność w tym wypadku ma znaczenie. Francja była zawsze kluczowym partnerem i sojusznikiem Niemiec w UE. Niemiecko-francuski motor pcha Europę do przodu od pół wieku i choć zatarł się za prezydentury Hollande’a, Europa wiąże dziś ogromne nadzieję z reformatorsko nastawionym Emmanuelem Macronem. Obecny prezydent Francji ma nie tylko wolę, by reformować Unię, ale i pomysł jak to zrobić. Potrzebuje tylko poparcia Niemiec i wybór przez Merkel Paryża jako celu swej pierwszej zagranicznej podróży po zaprzysiężeniu wskazuje na to, że takie poparcie będzie miał…

Z Polską jest zupełnie inaczej. Chodzi nie tylko o posuwanie spraw do przodu, ale o coś co po fachowo nazywa się „damage control” czyli ograniczenie strat. Czasy, kiedy Merkel dogadywała się z Tuskiem nie tylko w sprawach europejskich, ale i w kwestii interwencji w Libii (oboje mieli wobec tego wątpliwości), dawno już minęły. Z powodu unijnego sporu o praworządność i ponawianych przez rząd PiS raz po raz żądań reparacji wojennych stosunki polsko-niemieckie są najgorsze od wielu lat, ale Merkel nie chce palić mostów. Kanclerz z premedytacją traktuje rząd dobrej zmiany jak „partnera specjalnej troski” – stąd symboliczna wizyta schlebiająca zwolennikom stawania z kolan.

JACEK PAWLICKI, SZEF DZIAŁU ZAGRANICZNEGO „NEWSWEEKA”

„Newsweek”

„Dopóki w Berlinie rządzi Angela Merkel Niemcy nie obrażą się na Polskę, bez względu na to jak bardzo antyniemiecką kartą grać będzie rząd PiS. W końcu rządy mijają, a interesy pozostają”

Są też oczywiście względy pragmatyczne. Polska, bez względu na to kto nią rządzi, to ważny sąsiad i liczący się partner gospodarczy. Lista trudnych, żeby nie powiedzieć spornych, spraw do omówienia jest długa: od gazociągu Nordstream II i przyszłego budżetu UE, poprzez reformy UE, po dalszą procedurę po uruchomieniu przez Komisję Europejską Artykułu 7. czy kwestie bezpieczeństwa Polski w obliczu agresywnej polityki Putina. W sytuacji, kiedy Polska nie ma prawdziwych sojuszników w Europie, a z sojusznikiem za oceanem ma na pieńku z powodu nowelizacji ustawy o IPN, rząd powinien dbać o ocieplenie relacji z Niemcami.

W 2011 roku w swym słynnym przemówieniu w Berlinie Radosław Sikorski tłumaczył, że nie boi się silnych Niemiec, lecz ich bezczynności. Słowa te bardzo mocno zapadły Niemcom w pamięć. I choć Sikorski nie jest już szefem dyplomacji, a w Polsce rządzi najbardziej antyniemiecki rząd od 1989 roku, są wciąż aktualne. Po długich miesiącach zabiegów wokół Wielkiej Koalicji Merkel wychodzi z cienia. I trzeba być ślepym, żeby nie dostrzegać jak bardzo zależy jej na Polsce.

newsweek.pl

Komisja Europejska nie traktuje „Białej Księgi” jako odpowiedzi na jej zalecenia

Dialog permanentny

Weszliśmy w tryb permanentnego „dialogu”, który nie skończy się ani wycofaniem się polskiego rządu z „reform”, ani głosowaniem nad sankcjami dla Polski. Tylko jedna instytucja może teraz pomóc w sprawie praworządności w Polsce.

„Biała księga nie zawiera konkretnych odpowiedzi na rekomendacje”– stwierdził wiceszef KE Frans Timmermans.

Fred Guerdin/European Union/Flickr CC by SA

„Biała księga nie zawiera konkretnych odpowiedzi na rekomendacje”– stwierdził wiceszef KE Frans Timmermans.

Stustronicowa „Biała Księga” polskich reform wymiaru sprawiedliwości nie zrobiła wrażenia w Komisji Europejskiej. Dziś upływa termin polskiej odpowiedzi na unijne zalecenia w ramach procedury naprawy praworządności w Polsce i Biała Księga nie została potraktowana jako odpowiedź na te zalecenia: „To, co chcemy zobaczyć, to kroki do przodu. Aby je wykonać, potrzebujemy konkretnych odpowiedzi na rekomendacje, które przesłaliśmy. Biała księga nie zawiera konkretnych odpowiedzi na rekomendacje”– stwierdził j wiceszef KE Frans Timmermans. Dalej było jeszcze gorzej: stwierdził, że polskie władze wykorzystują fakt, że Unia nie reguluje, jak konkretnie ma być zorganizowany wymiar sprawiedliwości do tego, by poddać go kontroli politycznej: „Jeśli prawo do reformowania wymiaru sprawiedliwości jest tak rozumiane – to mamy problem” – stwierdził.

Prezydencki wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański skomentował, że nie można polskiemu parlamentowi odbierać prawa do suwerennego decydowania o reformach wymiaru sprawiedliwości. Czyli stały repertuar PiS: Unia zamachuje się na polską suwerenność.

Polska otwarta na dialog, Komisja nie kupuje jej argumentów

Wypowiedź Timmermansa nie pozostawia wątpliwości: Komisja nie ma zamiaru udawać, że kupuje którykolwiek z argumentów polskiego rządu: że reforma jest konieczna dla poprawy sprawności i sprawiedliwości polskich sadów, że wprowadzane rozwiązania funkcjonują w innych krajach UE, i nikt się nie czepia, i że Polska jest otwarta na dialog.

Zapowiedziano kolejną dyskusję o polskiej praworządności na kwietniowym posiedzeniu unijnych ministrów ds. europejskich.

Co to oznacza?

Że weszliśmy w tryb permanentnego „dialogu”. Nie skończy się on ani wycofaniem się polskiego rządu z „reform”, ani głosowaniem nad sankcjami dla Polski, co jest ostatnim akordem procedury z art. 7 Traktatu o UE. Nie byłoby wymaganej jednomyślności, więc Unia okazałaby swoją słabość. Gorzej: bezradność w egzekwowaniu od państw członkowskich poszanowania wartości UE.

Po stronie polskich władz będzie zaś deklarowanie woli dialogu i – od czasu do czasu – jakieś ustępstwo, jak nagłe wycofanie z Sejmu nowelizacji ustawy o KRS przewidującej, że pierwsze posiedzenie KRS zwoła Julia Przyłębska. Po stronie Unii będzie stała presja i patrzenie polskiemu rządowi na ręce. Ale wiele to praworządności w Polsce nie uratuje.

Co może tej praworządności pomóc?

Trybunał Sprawiedliwości UE. Może on zrobić w sprawie sędziów to, co zrobił w sprawie Puszczy Białowieskiej: wydać postanowienie tymczasowe o wstrzymaniu egzekwowania wchodzącej w życie 3 kwietnia ustawy o SN, która usuwa z niego ponad połowę sędziów. I wstrzymaniu egzekwowania ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Jednak wcześniej Komisja Europejska musiałaby zaskarżyć do tego Trybunału ustawy o SN i KRS.

Czytaj także: Praworządność to najważniejsza europejska waluta

Co bada Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu

To byłaby bardzo nowatorska, ryzykowna skarga, bo Trybunał w Luksemburgu ocenia tylko zgodność prawa krajowego z prawem Unii, a prawo Unii nie reguluje, jak konkretnie ma być zorganizowany wymiar sprawiedliwości. Karta Praw Podstawowych, która jest częścią Traktatu o UE w artykule 47 mówi o prawie każdego „czyje prawa i wolności zagwarantowane przez prawo Unii zostały naruszone” do sprawiedliwego i bezstronnego sądu.

Do tej pory uznawano, że trzeba wskazać konkretny przepis unijnego prawa, które zostało naruszone – np. swoboda przepływu osób – by móc się poskarżyć do Trybunału. Ale 27 lutego Trybunał wydał przełomowy wyrok. Rozpatrywał skargę portugalskich sędziów na czasowe obniżenie im – i innym funkcjonariuszom państwa – wynagrodzeń. Skargę uznał za niezasadną, ale przy okazji wypowiedział się, po raz pierwszy, na temat prawa do sądu. Konkretnie uznał, że zasada skutecznej ochrony sądowej jest zasadą ogólną prawa Unii „wynikającą z tradycji konstytucyjnych wspólnych państwom członkowskim oraz potwierdzonej obecnie w Karcie Praw Podstawowych”. Stwierdził, że „Państwa członkowskie mają obowiązek zapewnienia, że ich systemy sądowe będą gwarantować skuteczną ochronę sądową w dziedzinach objętych prawem Unii. Samo istnienie skutecznej kontroli sądowej służącej zapewnieniu poszanowania prawa Unii jest nieodłączną cechą państwa prawa.”

Według niektórych prawników takie sformułowania mogą oznaczać, że Trybunał Sprawiedliwości UE gotów jest oceniać całość organizacji wymiaru sprawiedliwości w danym kraju. Bo jeśli ta organizacja nie gwarantowałaby bezstronności sądownictwa, to oznaczałoby, że zagrożona jest realizacja praw wynikających wprost z unijnego prawa – a więc np. w sprawach gospodarczych, ochrony danych osobowych, ale też praw człowieka, które gwarantuje Karta Praw Podstawowych.

Czy Komisja Europejska zwróci się do Trybunału Sprawiedliwości?

Trudno powiedzieć, czy Trybunał rzeczywiście gotów jest tak – było nie było – poszerzyć swoje kompetencje. Żeby się przekonać – trzeba spróbować. I może to zrobić właśnie teraz Komisja Europejska, skarżąc ustawy o KRS i SN i żądając zabezpieczenia tymczasowego. Tak, jak zrobiła to z Puszczą Białowieską. O takiej możliwości mówił publicznie m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar

Jeśli Komisja to zrobi – wiele nie ryzykuje. Najwyżej Trybunał odrzuci skargę. Ale z kwestią reform polskiego wymiaru sprawiedliwości Trybunał i tak za chwile się zmierzy, za sprawą irlandzkiego sadu, który zada pytanie prawne, czy Polak, którego wydania Polska żąda w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania może w Polsce liczyć na bezstronny proces. Uzasadniając potrzebę skierowania tego pytania do Trybunału irlandzka sędzia Aileen Donnelly stwierdziła, że praworządność w Polsce została „uszkodzona”, a reformy polskiego rządu „wydają się być świadomym, wyrachowanym i prowokacyjnym ustawodawstwem demontującym niezależność sądownictwa, kluczowy element rządów prawa”.

A więc odpowiadając na to pytanie prawne Trybunał w Luksemburgu i tak będzie musiał ocenić niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości po pisowskich reformach.

Jeśli Komisja Europejska zechce skierować skargi do Trybunału, jest szansa na uruchomienie procedury ochrony praworządności w Polsce bardziej efektywnej, niż ta – polityczna – z art. 7 Traktatu. Szczególnie, gdyby Trybunał zdecydował o wstrzymaniu „reform” SN i KRS do czasu rozpatrzenia skarg. Zwłaszcza, jak chodzi o usunięcie połowy sędziów z Sądu Najwyższego. Skoro można było ochronić drzewa przed wycinką, można i wstrzymać też „wycinkę” sędziów.

polityka.pl

Facebook pomógł wygrać Dudzie?

20.03.2018
wtorek

Andrzej Duda może zawdzięczać prezydenturę manipulacjom wyborczym za pośrednictwem FB. Taką sugestię zawiera artykuł w brytyjskim dzienniku The Guardian, który przecież nie jest tabloidem ani tubą polskiej opozycji. https://www.theguardian.com/news/2018/mar/18/breach-leaves-facebook-users-left-wondering-how-safe-is-my-data

Pisowscy politycy i piarowcy naturalnie zaprzeczają. Gdyby jednak pojawiły się dodatkowe dowody na manipulowanie wyłudzonymi danymi osobowymi do celów wyborczych za pośrednictwem FB, sprawa mogłaby im nar0bić kłopotów.

Stawiałaby bowiem pod znakiem zapytania uczciwość – choć nie legalność,bo  Sąd Najwyższy uznał wybory za ważne – wyboru pana Dudy. I pozwalała zastanawiać się, jak to w końcu było naprawdę z tym wyborczym sukcesem PiS w roku 2015.

W jakim stopniu jego przyczyną mogło być manipulowanie polskimi wyborcami przez Cambridge Analytica, jak i od kogo firma mogła otrzymać takie zlecenie?

Wyobraźmy sobie oto taką sytuację. Na podstawie wyłudzonych danych ktoś konstruuje przekaz do przeciwników myślistwa, by dodatkowo zaszkodzić wyborczym szansom Bronisława Komorowskiego, za to zwiększyć szanse zwycięstwa jego rywala, obecnego prezydenta Dudy.

A teraz przypomnijmy, że Komorowski z Dudą przegrał w I turze nieznacznie: 5mln 31 tys. głosów do 5 mln 179 tys. , czyli różnicą 148 tys. głosów. W drugiej różnica zwiększyła się do 518 tys. Manipulowanie wyłudzonymi danymi mogło mieć w tym jakiś udział.

Nie tylko prezydent Duda i jego otoczenie, w tym sztab wyborczy, mogą mieć z tymi rewelacjami kłopot. Podwójne zwycięstwo wyborcze ,,zjednoczonej prawicy’’ dość powszechnie tłumaczy się ciężkimi błędami sztabów prezydenta Komorowskiego i premier Kopacz. A także oderwaniem się ówczesnego obozu rządzącego od społeczeństwa i świetną kampanią PiS-u.

Być może. Ale teraz okazuje się, że jeszcze ,,inni szatani’’ mogli tu pomóc i że może nie znamy pełnej prawdy o wyborach 2015 r.  Ciekawe, czy dzięki ujawnieniu masowej manipulacji międzynarodowej dowiemy się czegoś więcej. Nie tylko o wyborach w Polsce, ale i w innych państwach, które mogły tu wchodzić w grę.

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Radio TOK FM dotarło do opinii biegłych: Nie ma dowodów na wybuch i zamach w Smoleńsku

Karolina Lewicka TOK FM, 

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Ustalenia ekspertów poznała reporterka TOK FM. Opinia biegłych została przygotowana dla prokuratorów prowadzących śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej: nie ma dowodów na wybuch, a tym samym na zamach.

 

Ekspertyza biegłych to niemal cztery tysiące stron. Karolina Lewicka dotarła do tzw. Wniosków generalnych, czyli opinii biegłych po przeprowadzeniu prac, analiz. To najważniejsza część ekspertyzy przygotowanej dla prokuratury.

Biegli dowodzą, że fakt przecięcia lewego skrzydła tupolewa przez brzozę został bezspornie udowodniony. Przypomnijmy, że Antonio Macierewicz kwestionował taką możliwość. Przekonywał, że drzewo, by uszkodzić samolot, musiałoby „być pancerne”.

Po drugie: biegli nie odnaleźli żadnych śladów działania ognia, wysokiej temperatury czy zniszczeń, które spowodowałoby wysokie ciśnienie. Tym samym wykluczyli wybuch na pokładzie prezydenckiego samolotu.

Stwierdzili również, że w ziemię uderzyła niemal kompletna maszyna, uszkodzona jedynie w zakresie zderzenia z brzozą.Także rozkład szczątków samolotu na lotnisku Smoleńsk Północ nie budzi wątpliwości biegłych.

Antoni Macierewicz przekonywał, że ich rozrzucenie na dużej powierzchni musiało być efektem wcześniejszego wybuchu.

”Eksperci” Macierewicza: Był wybuch na pokładzie tupolewa. Lasek: Teorie z tandetnych filmów klasy C>>>

Dla biegłych – jak czytamy w opinii – „jest ono naturalnym i fizycznie uzasadnionym efektem zderzenia maszyny z ziemią lewym skrzydłem z kątem przechylenia około 140 stopni”.

– Z moich informacji wynika, że ta finalna ekspertyza była gotowa już w maju ubiegłego roku – mówi Karolina Lewicka. Dziennikarka TOK FM podkreśla, że opinia została zlecona przez zespół prokuratorów, których powołał Zbigniew Ziobro – minister sprawiedliwości-prokurator generalny.

Przypomnijmy, zmiany śledczych wyjaśniających katastrofę smoleńską dokonano wiosną 2016 roku.

Odwołane posiedzenia

Prokuratura do tej pory nie skomentowała ustaleń Radia TOK FM. Karolinie Lewickiej udało się za to porozmawiać z wiceszefem MON, a to właśnie przy ministerstwie obrony działa podkomisja, która forsuje teorię zamachu.

– Pani redaktor, nie znam tej opinii i to jest tak, że my wciąż tego króliczka przysłowiowego gonimy. Są osoby, środowiska które próbują gonić tego króliczka tak, żeby go nie złapać, by był to taki niekończący się serial – mówił Wojciech Skurkiewicz. Wiceszef MON, jak dodał, czeka na raport techniczny podkomisji Antoniego Macierewicza.

PO ws. ustaleń TOK FM: PiS robi wszystko, by w sprawie katastrofy smoleńskiej dowody nie wyszły na jaw>>>

Rządzący nie mają chyba ochoty odpowiadać na pytania dotyczące opinii biegłych. Bo jak informuje Karolina Lewicka, posiedzenie sejmowej komisji obrony narodowej, na którym opozycja chciała pytać min. Zbigniewa Ziobrę o treść opinii, została przez przewodniczącego Michała Jacha (PiS) odwołana.

Także wcześniejsze posiedzenie z udziałem szefa MON Mariusza Błaszczaka poświęcone pracom podkomisji smoleńskiej zostało odwołane.

Oba posiedzenia zostały zwołane ponad miesiąc temu.

Czytaj też: Na ósmą rocznicę katastrofy smoleńskiej zamiast raportu „prezentacja multimedialna”>>>

tok fm.pl

„Macierewicz jest skończony w PiS, a Ziobro się od niego odcina”. Piątek komentuje ustalenia TOK FM

oprac. Bartosz Dąbrowski, 
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,23160075,video.html?embed=0&autoplay=1
– Ostatnie wydarzenia i pogłoski wskazują, że Antoni Macierewicz jest w PiS skończony. Dlatego Ziobro odcina się od niego na gwałt – powiedział w TOK FM Tomasz Piątek komentując ustalenia Karoliny Lewickiej.

Nie ma dowodów na wybuch, a tym samym na zamach – mówią o tym tzw. „wnioski generalne”, najważniejsza część ekspertyzy biegłych, przygotowanej dla prokuratury, do której dotarła dziennikarka TOK FM Karolina Lewicka. Opinia biegłych została przygotowana dla prokuratorów prowadzących śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej.

Więcej na temat samych wniosków piszemy tutaj: Radio TOK FM dotarło do opinii biegłych: Nie ma dowodów na wybuch i zamach w Smoleńsku

Dziennikarz „Gazety Wyborczej” i autor bestsellerowej książki „Macierewicz i jego tajemnice” mówił w audycji Analizy, że pojawienie się takich informacji oznacza, że komitywa pomiędzy Antonim Macierewiczem a Zbigniewem Ziobrą, która trwała przez jakiś czas, już się skończyła. Piątek dodał, że świadczą o tym także inne sygnały, które dostaje.

Macierewicz jest w PiS skończony, a Ziobro, który jakiś czas temu zawarł z nim taktyczny sojusz – taktyczny, bo panowie się nie lubią – teraz odcina się na gwałt

– powiedział Piątek.

Jarosław Kaczyński wierzy w zamach?

Prowadząca rozmowę Agata Kowalska zwracała jednak uwagę, że zwolennikiem tezy, iż pod Smoleńskiem doszło do zamachu, jest sam Jarosław Kaczyński. Z tą opinią Piątek się nie zgadza. Jak przypominał, ostatnio przez parę miesięcy prezes PiS mówił już tylko, że nie dowiemy się, jaka była prawda już być może nigdy i chodzi jedynie o to, żeby postawić pomniki. Kaczyński, zdaniem Piątka, od dawna nie wierzy już w to, co twierdzi Macierewicz.

W tym, co dzieje się teraz, chodzi o wygaszenie Antoniego Macierewicza jako postaci na scenie politycznej. Myślę, że PiS do tego dąży i chce, by Macierewicz odszedł. Daje mu wyraźne sygnały, że powinien odejść

– mówił Piątek. Kowalska zauważyła jednak, iż te zdarzenia, w tym ujawniona przez TOK FM opinia biegłych dla prokuratury uderzają wprawdzie w Macierewicza, ale też, rykoszetem w cały PiS. Zdaniem Piątka rządząca partia wyjaśni to swojemu elektoratowi w bardzo prosty sposób: będzie udawać, że tego, co mówiło się wczoraj, nie było.

Przyszłość Antoniego Macierewicza

Tomasz Piątek jest zdania, że Antoni Macierewicz może chcieć jeszcze liczyć się w polityce, do dziennikarza docierają bowiem głosy, że były minister obrony może planować założenie własnej partii, „polskiego Jobbiku”, wykorzystać fakt, że polscy nacjonaliści nie mają przywódcy.

Zdaniem Piątka to, że prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie jego książki „Macierewicz i jego tajemnice”, może być rodzajem ostrzeżenia wobec Macierewicza – żeby takich ruchów politycznych nie podejmował.

tokfm.pl