Idea Konstytucji 3 Maja jest obca obecnej władzy

Polacy mają powody do chwały, lecz nie do bezkrytycznej refleksji nad swoimi dziejami. Z pewnością chwalebne jest, iż jako drudzy na świecie przyjęliśmy akt ustrojowy dla państwa. Konstytucja 3 Maja była nowoczesna, ale nie tak bardzo, jakbyśmy dzisiaj chcieli. Była wsteczna w stosunku do amerykańskiej konstytucji, w tej najbardziej otwartej demokracji na świecie do dzisiaj obowiązuje akt ustrojowy z 1787 roku, a także nie dość była radykalna jak postanowienia Rewolucji Francuskiej.

Konstytucja 3 Maja 1791 roku otwierała Rzeczpospolitej drogę do reform, ograniczała demokrację szlachecką i znosiła liberum veto, proponowała ustrój monarchii dziedzicznej (saksońskich Wettinów). Przeciw konstytucji powstała Targowica pod rosyjskim protektoratem, w której rej wodzili magnaci i wysoki kler.

Gdy dzisiaj słyszę abp. Stanisława Gądeckiego, że „nie byloby Polski niepodległej bez działalności Kościoła”, to u mojego boku imaginowana szabla jest gotowa do płazowania. Kościół stanął przeciw Konstytcji 3 Maja, a papież Pius VI błogosławił konfederację targowicką. Watykan potępił wszystkie nasze powstania, a mój przodek Ignacy Mystkowski, wzór dla Józefa Piłsudskiego, jeden z dowódców powstania styczniowego i jedyny zwycięzca nad Rosjanami w bitwie pod Stokiem, nie życzył sobie obecności kleru na pogrzebie i nie chciał być pochowany w poświęconej ziemi, acz – wiadomo – stało się inaczej.

W święto Konstytucji 3 Maja odezwał się Andrzej Duda, który upiera się przy referendum konstytucyjnym, nawet podał datę – 10 i 11 listopada. Duda, który łamie obowiazującą konstytucję, jest wyrobem PiS w najczystszej postaci, politycznym wzorcem z Sevres, niesamodzielny i jak jego macierzysta partia łamiacym standardy demokratyczne.

Jeżeli zastosować paradygmaty polityczne w stosunku do Dudy i kleru, przed którym ten polityk – wszak nasz prezydent – pada na kolana, to należy uznać, iż on i jego obóz plasują się na antypodach Konstytucji 3 Maja, wówczas zreszta Duda byłby na garnuszku magnaterii, a w obozie Targowicy traktowany jak służba, pachołek.

My, obywatele poradzimy sobie z dzisiejszą Targowicą, nie mamy innego wyjścia, wypychają nas z Unii Europejskiej, marginalizują w Europie i na świecie, nawet nie zostaliśmy doproszeni do europejskiej inicjatywy militarnej 10 państw (m.in. Francja, Wielka Brytania, Niemcy), otóż w czerwcu zostanie ogłoszone powstanie nowej koalicji wojskowej wspólnego działania w nagłych sytuacjach.

Refleksje na 3 maja mogą być tylko takie: Nie ma wolności bez obywatelskiej czujności.

 

Abp Gądecki: „Nie byłoby Polski niepodległej bez działalności Kościoła”. Poważnie? A kto był przeciwny powstaniom i zachęcał do rozbiorów?

Nie byłoby Polski niepodległej bez działalności Kościoła, który był jedyną instytucją o nieprzerwanej ciągłości” – mówił na Jasnej Górze 2 maja arcybiskup Stanisław Gądecki. Arcybiskup zapomniał, jak Watykan występował przeciw kolejnym polskim powstaniom. Sprawa jest w ogóle bardziej skomplikowana

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki wziął udział w obradach Rady Stałej KEP na Jasnej Górze. 3 maja Kościół obchodzi święto Matki Bożej Królowej Polski; jego głównym punktem jest uroczysta msza, celebrowana przez abp. Gądeckiego. 2 maja hierarcha  otworzył w Arsenale na Jasnej Górze wystawę „Tu zawsze byliśmy wolni. Jasnej Góry droga do Niepodległości 1882-1918”.

Przy tej okazji powiedział, jak jego zdaniem Kościół Katolicki przyczynił się do odzyskania niepodległości. Cytujemy jego wypowiedź za Radiem Maryja:

„Nie byłoby Polski niepodległej bez działalności Kościoła, który był jedyną instytucją o nieprzerwanej ciągłości (…) Gdy państwo, struktury państwa polskiego nie istniały, Kościół w dalszym ciągu istniał i rozciągał swoje wpływy ponad granicami wszystkich trzech zaborów (…)

Ta rola Kościoła, która uczyła drogi do świętości, była najważniejszą, która pracowała dla wolności wewnętrznej Polaków”.

OKO.press pozostaje ze stosownym szacunkiem wobec osoby arcybiskupa metropolity poznańskiego oraz sprawowanych przez niego godności. Musimy jednak zauważyć, że hierarcha rozminął się z prawdą.

O ile rzeczywiście Kościół był instytucją o nieprzerwanej ciągłości i działał we wszystkich trzech zaborach, to jego stosunek do walk o niepodległą Polskę był złożony.

Nie brakowało księży, którzy cierpieli za wolną ojczyznę – jak arcybiskup warszawski Zygmunt Szczęsny Feliński, kanonizowany przez Jana Pawła II, który został przez władze carskie zesłany nad Wołgę za słowa protestu wobec brutalnego tłumienia powstania styczniowego (1863-1864). Ks. abp. Feliński spędził w Jarosławiu nad Wołgą 20 lat.

Podobnych przykładów w historii Kościoła polskiego pod zaborami nie było mało i zapewne o nich myślał arcybiskup Gądecki.

Polityka papieska

Zapomniał jednak, że polityka władz kościelnych – zwłaszcza kurii rzymskiej – wobec Polaków była bardziej złożona. Wyznaczały ją trzy podstawowe tendencje:

* papieże obawiali się szerzenia idei demokratycznych i laickich, łączonych najpierw z rewolucją francuską, a potem z działalnością anarchistów i socjalistów;

* Kościół w XIX w. nauczał o konieczności podporządkowania poddanych prawowitej władzy monarszej; w praktyce obronie katolików przed represjami często towarzyszyło potępienie „wywrotowców”, godzących w konserwatywny i monarchiczny porządek;

* zdarzało się, że Watykan poświęcał interesy polskich katolików w imię gier dyplomatycznych prowadzonych przez kurię.

Austria w I rozbiorze

Np. w 1772 roku interwencja dyplomacji watykańskiej przyczyniła się do udziału Austrii w pierwszym rozbiorze Rzeczypospolitej. Cesarzowa austriacka Maria Teresa, gorliwa katoliczka, była mu pierwotnie przeciwna. Zwolennik rozbioru Polski i szef dyplomacji wiedeńskiej książę von Kaunitz przekonał cesarzową korzystając z życzliwości papieża.

Poprzez spowiednika cesarzowej, jezuitę, papież przekazał jej myśl, że obowiązkiem Austrii jest udział w rozbiorach – po to, aby przeciwstawić się rosnącej potędze Rosji i wybawić kilka milionów dusz katolików od prawosławia, które dla Rzymu było wówczas schizmą.

„Ojciec Święty dowiódł tem, że nie był świętym” – komentował to zgryźliwie XIX-wieczny polski historyk.

Kościół zwalczał Konstytucję 3 Maja

To tylko jeden z wielu przykładów. Przypomnijmy kilka kolejnych:

* Kościół zwalczał Konstytucję 3 Maja 1792 roku, którą uważał za szerzącą ideały francuskich jakobinów, oraz popierał konfederację targowicką – do której należał prymas oraz wielu biskupów.

i Powstanie Listopadowe

* 9 czerwca 1832 roku papież Grzegorz XVI w encyklice „Cum primum” potępił powstanie listopadowe (1830-1831) jako bunt skierowany przeciwko legalnej władzy cara.

Pisał: „Wiemy, że posłuszeństwo, które ze strony ludzi należy się ustanowionym od Pana Boga władzom, jest prawem bezwzględnym, któremu nikt, chyba, gdyby się zdarzyło, iż one coś boskiemu i Kościoła prawu przeciwnego rozkazują, sprzeciwiać się nie może”;

i Powstanie Styczniowe

* papież Pius IX potępił powstanie styczniowe (1863-1864), wypowiedział się, że car miał prawo stłumić „niesprawiedliwy rokosz” i bardziej zainteresowany był potępianiem „knowań rewolucyjnych”, które mogły być groźne dla wiary.

Nic więc dziwnego, że patriotyczna radykalna inteligencja polska uważała często Watykan za ośrodek polskiej niepodległości wrogi albo obojętny. Widać to dobrze w słynnej scenie audiencji papieskiej w „Kordianie” Juliusza Słowackiego, dramacie napisanym w 1833 roku, a więc tuż po upadku powstania listopadowego oraz papieskiej encyklice, która je potępiła i przypomniała Polakom o obowiązku posłuszeństwa wobec cara.

Abp Gądecki zna przecież Kordiana

„Kordian” to lektura szkolna, więc każdy to powinien pamiętać – w tym arcybiskup Gądecki. Odświeżymy jednak pamięć ks. arcybiskupa (cały fragment można znaleźć tutaj).

Papież wita Kordiana opowiadając o „łaskach niebieskich”, których Polska doznaje – podczas gdy naprawdę kraj cierpi pod carskim butem. Kordian prosi:

W darze niosę ci, Ojcze, relikwiją świętą,

Garść ziemi, kędy dziesięć tysięcy wyrżnięto

Dziatek, starców i niewiast… Ani te ofiary

Opatrzono przed śmiercią chlebem eucharisti;

Złóż ją tam, kędy chowasz drogie carów dary,

W zamian daj mi łzę, jedną łzę…

Papież ignoruje przytyk o „drogich carów darach”, opowiadając w rewanżu o rzymskich atrakcjach. Prośby nie spełnia. Na zakończenie radzi Kordianowi:

No mój synu, idź z Bogiem, a niechaj wasz naród,

Wygubi w sobie ogniów jakobińskich zaród,

Niech się weźmie psałterza i radeł i sochy…

Oto więc przesłanie papieskie: módlcie się i słuchajcie carskiej władzy, nie ulegając wywrotowym, jakobińskim ideom, groźnym dla religii i Kościoła.

Trudno nam uwierzyć, że arcybiskup Gądecki zapomniał o tym wszystkim.

Może jednak warto stare lektury odświeżyć – encyklika „Cum primum” to ciekawy dokument, a „Kordian” to wielka literatura.

oko.press

 

Duda: Zapytamy, czy konstytucja ma być ponad prawem UE. Ależ jest! Prezydent chce je łamać i straszyć Unią

Prezydent chce dopisania do konstytucji, że jest nadrzędna względem przyjętego przez Polskę prawa międzynarodowego, chociaż już teraz nie ma co do tego wątpliwości. Zapytanie o to w referendum konsultacyjnym ws. zmian w konstytucji to próba usprawiedliwienia łamania prawa i nastawienia Polaków przeciwko Unii Europejskiej

Prezydent Andrzej Duda  podczas kongresu “Wspólnie o Konstytucji na Narodowym” 26 kwietnia 2018 podsumował organizowany przez niego cykl debat o zmianach w konstytucji. Debaty, w których uczestniczyli głównie politycy PiS i sprzyjający im naukowcy, miały doprowadzić do wyłonienia pytań, które zostaną zadane w “referendum konsultacyjnym” w sprawie konstytucji, które ma odbyć się w listopadzie tego roku. Takie referendum nie byłoby wiążące, bo do zmian w konstytucji potrzebna jest większość ⅔ w Sejmie, której PiS nie ma, można więc spodziewać się, że będzie miało przede wszystkim cele propagandowe. Jakie dokładnie? O tym przekonamy się, gdy poznamy pytania.

Prezydent nie podał jeszcze ich dokładnego brzmienia i liczby, ale wiemy już, czego będą dotyczyć. Obywatele – jak zapowiedział – zostaną zapytani m.in. “o potrzebę uzupełnienia – wyrażonej w art. 9 obecnej Konstytucji – zasady respektowania zobowiązań prawnomiędzynarodowych RP o odniesienie europejskie oraz potwierdzenie nadrzędności Konstytucji w złożonym systemie prawa – choćby poprzez nadanie art. 9 brzmienia: Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego i europejskiego, zgodnego z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej”.


(…) potwierdzenie nadrzędności Konstytucji w złożonym systemie prawa – choćby poprzez nadanie art. 9 brzmienia: „Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego i europejskiego, zgodnego z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej”.

Andrzej DudaKongres „Wspólnie o Konstytucji na Narodowym” – 26/04/2018

Fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta


ZBITY ZEGAR. NADRZĘDNOŚĆ KONSTYTUCJI JEST W NIĄ WPISANA. ZUPEŁNIE JASNO.


U każdego, kto jako tako zna ustawę zasadniczą, propozycja prezydenta może wzbudzić konsternację lub rozbawienie. Bo czy to możliwe, że Prezydent RP nie wie, że w konstytucji jest już dość jasno napisane, że stoi ona ponad prawem międzynarodowym?

Zasadę nadrzędności Konstytucji nad innymi źródłami prawa wyraża artykuł ósmy, który mówi wprost: “Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej”.

W razie wątpliwości prezydent mógłby zajrzeć też do artykułu 188, który wśród zadań Trybunału Konstytucyjnego wymienia orzekanie o zgodności umów międzynarodowych z konstytucją. Z wnioskiem o zbadanie konstytucyjności takiej umowy jeszcze przed jej ratyfikowaniem może wystąpić prezydent, o czym osobno mówi artykuł 133 ust. 2, a potem także inne uprawnione organy i obywatele. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawdzać, czy prawo międzynarodowe jest w pełni zgodne z polską konstytucją.

Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie wypowiadał się w tego rodzaju sprawach. Orzekał m.in. w sprawie zgodności traktatu o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej (uznał go za zgodny z konstytucją), w sprawie Europejskiego Nakazu Aresztowania (za niezgodny z konstytucją uznał przepis kodeksu postępowania karnego, który pozwalał na stosowanie ENA; w rezultacie tego wyroku Sejm dostosował konstytucję do prawa Unii), w sprawie traktatu z Lizbony (zgodnego z konstytucją).

W każdym z tych przypadków Trybunał potwierdzał bezwzględną nadrzędność konstytucji względem prawa Unii Europejskiej, zarówno w aspekcie obowiązywania jak i stosowania Konstytucji.

Skoro tekst konstytucji oraz orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego nie wzbudza wątpliwości co do wyższości konstytucji nad prawem UE, to do czego potrzebny jest postulowany przez prezydenta dopisek?

Mówiąc o potrzebie uzupełnienia zasady respektowania zobowiązań prawnomiędzynarodowych RP o “odniesienie europejskie” być może Andrzej Duda miał na myśli powrót do idei wpisania do Konstytucji rozdziału precyzującego relacje Polski z UE. W 2009 roku Bronisław Komorowski, ówczesny marszałek Sejmu, powołał zespół prawników, który przygotował projekt zmian w konstytucji dotyczący spraw europejskich. Zmiany dotyczyły m.in. procedur podejmowanych przez polskie państwo w związku ze zmianą traktatów europejskich, wyjścia z Unii i wprowadzenia waluty euro. W trakcie prac parlamentarnych w 2010 i 2011 roku rządząca wtedy koalicja PO-PSL była bliska porozumieniu się z PiS co do kształtu przepisów, ale prace nad nimi zawieszono. Prezydent Komorowski tłumaczył wówczas, że jedynym powodem jest zbliżająca się kampania do wyborów parlamentarnych, która “nie sprzyja budowaniu kompromisu takiego, który byłby widoczny, bo w okresie kampanii wyborczej partie polityczne starają się od siebie odróżniać”. Nieoficjalnie mówiło się, że Donald Tusk zablokował tę inicjatywę także dlatego, że nie chciał wzmacniać pozycji Komorowskiego. Po wygranych przez PO-PSL wyborach do prac nad zmianą konstytucji nie powrócono.

Gdyby Andrzej Duda chciał wznowienia prac nad tamtym projektem, należałoby go tylko pochwalić. Zapytanie o niego w “referendum konsultacyjnym” – o ile odpowiedź byłaby w większości pozytywna – mogłoby wymusić na PiS i opozycji porozumienie w ważnej sprawie.

Całość wystąpienia prezydenta wskazuje jednak na inną intencję. O “odniesieniach europejskich” w konstytucji zaledwie mgliście wspomniał, natomiast bardzo konkretnie przedstawił propozycję dodanie do artykułu 9, zgodnie z którym “Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”, dopisku “i europejskiego, zgodnego z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej”.

Pomysł prezydenta sugeruje, że Polska mogłaby ratyfikować umowę międzynarodową niezgodą z Konstytucją po to, by następnie nie przestrzegać jej z powodu niekonstytucyjności. Mogłoby wydawać się to zabawnym nieporozumieniem, gdyby nie fakt, że już zdarzało mu się podważać legalność ratyfikowanej przez Polskę umowy międzynarodowej. W lutym 2017 roku Konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, zwaną w skrócie antyprzemocową, nazwał niepotrzebną, a na pytanie, czy w związku z tym trzeba ją wypowiedzieć, odpowiedział: “przede wszystkim nie stosować”.

Prezydencka propozycja w praktyce może posłużyć PiS za podstawę do ignorowania prawa międzynarodowego, w tym prawa UE, bez formalnego wypowiadania traktatów. Postawienie pytania o takie rozwiązanie w “referendum konsultacyjnym” samej konstytucji jeszcze nie zmieni, ale zapewne będzie służyło oswojeniu z nim Polaków, których przy okazji będzie można postraszyć Unią wtrącającą się w nie swoje sprawy. A w tej pokrętnej konstrukcji nie chodzi przecież o to, żeby łamanie prawa uczynić legalnym, tylko żeby wyborcy nie za bardzo się nim oburzyli.

Dla OKO.press komentuje dr Michał Ziółkowski, konstytucjonalista:

“Ta propozycja jest albo zbyteczna albo niedostosowana do obowiązujących przepisów i instytucji prawa konstytucyjnego. Nie ulega wątpliwości, że wiążące Polskę prawo międzynarodowe powinno być zgodne z Konstytucją. Wymaga tego jej art. 8. Prezydencka propozycja zmiany art. 9 Konstytucji sugeruje jednak podział na wiążące prawo międzynarodowe oraz prawo międzynarodowe wiążące i stosowane. Czyżby intencją Prezydenta było stworzenie uniwersalnego konstytucyjnego wyjątku od zasady przestrzegania zobowiązań międzynarodowych? Jeżeli tak, to powstaje kolejne pytanie, czy po ewentualnej zmianie Konstytucji, wszystkie wiążące Polskę akty prawa międzynarodowego miałby być zawsze poddawane kontroli Trybunału Konstytucyjnego (co wydaje się nierealne i konstytucyjnie niecelowe), czy mogłyby zostać poddane takiej kontroli (co może mieć miejsce w obecnym stanie prawnym)? Trudno bowiem uwierzyć, aby na obecnym etapie rozwoju prawa międzynarodowego i konstytucyjnego oraz związania Polski doniosłymi umowami międzynarodowymi, Prezydent proponował, by każdy organ (np. władzy wykonawczej), stosując umowy międzynarodowe, mógł powołać się bezpośrednio na – proponowany – konstytucyjny wyjątek, by odmówić stosowania umowy międzynarodowej. Na marginesie, nie ma potrzeby dopisywania »prawa europejskiego« do art. 9 Konstytucji, gdyż nauka prawa i TK nie ma już wątpliwości, że przepis ten odnosi się również do prawa Unii Europejskiej oraz prawa Rady Europy”.

oko.press

Prezydent nie składa broni. Kolejna deklaracja ws. referendum

pawk 03.05.2018

– Złożę w Senacie stosowny wniosek, aby to referendum konsultacyjne ws. konstytucji odbyło się w tych wielkich listopadowych datach: 10 i 11 listopada tego roku – zadeklarował w czwartek prezydent Andrzej Duda. Tym samym potwierdził swoje wcześniejsze zapewnienia ws. daty referendum.

gazeta.pl

2018-05-02 | Politico | Paul Taylor

Francja tworzy nową wojskową koalicję. Polski nie zaproszono

Francji udało się wciągnąć Brytyjczyków i Niemców w nową wspólną inicjatywę militarną, do której akces zgłosiło 10 krajów i która zainicjowana zostanie w czerwcu. Koalicja ma przygotowywać się do wspólnego działania w nagłych sytuacjach i wciąga Wielką Brytanię we współpracę wojskową po opuszczeniu przez nią Unii, pisze Paul Taylor z POLITICO.

  • Według wysoko postawionych źródeł, ministrowie obrony Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Holandii, Belgii, Portugalii, Danii i Estonii podpiszą list intencyjny w Paryżu na początku czerwca
  • POLITICO dowiedziało się, że sygnatariusze zobowiążą się do opracowania wspólnych założeń strategicznych, analizy udziału każdej ze stron i stworzenia systemu przewidywania sytuacji zapalnych
  • Polska nie została zaproszona z powodu „autorytarnego i nacjonalistycznego kursu” Prawa i Sprawiedliwości

Idea nowej koalicji zarysowana została przez prezydenta Emmanuela Macrona w jego przemówieniu na Sorbonie na temat integracji europejskiej we wrześniu zeszłego roku, kiedy wezwał do stworzenia wspólnej europejskiej siły interwencyjnej, budżetu obronnego i doktryny do działania w takich sytuacjach kryzysowych, w których Stany Zjednoczone i NATO mogą nie zechcieć uczestniczyć.

Francja chce mieć sprzymierzeńców, którzy mogliby pomóc w dzieleniu wojskowego wysiłku, zwłaszcza w Afryce, gdzie interweniowała samodzielnie w Mali w 2012 r., aby powstrzymać islamistycznych bojowników przejmujących kontrolę nad słabym państwem.

Sfrustrowany rozdmuchanym, ale mało ambitnym początkiem tak zwanej Stałej Strukturalnej Współpracy Unii Europejskiej (PESCO) w dziedzinie obrony, uzgodnionej w ubiegłym roku pod naciskiem Niemiec, Macron naciska na stworzenie rdzenia podobnie myślących państw spoza Unii i struktur instytucjonalnych NATO.

Brytyjska premier Theresa May po cichu poparła inicjatywę na francusko-brytyjskim szczycie w Akademii Wojskowej w Sandhurst w styczniu, ale nie opublikowała o tym żadnej informacji, aby uniknąć zantagonizowania zwolenników twardego Brexitu w jej Partii Konserwatywnej, dla których jakikolwiek pomysł na „armię Unii” stanowi anatemę. Zapowiedziała praktyczny ruch, aby pomóc Francuzom w regionie Sahelu, udostępniając trzy ciężkie śmigłowce Chinook, aby wspierać operacje w Mali.

– To naprawdę ważne, aby mieć Brytyjczyków na pokładzie, nie tylko dlatego, że mają najsprawniejsze i mobilne siły zbrojne, zdolne współpracować z naszymi własnymi, ale także dlatego, że dzielimy tę samą strategiczną kulturę i historię konfrontacji poza Europą – powiedział wysoko postawiony francuski urzędnik.

Kto jest, a kogo nie ma w nowym pakcie

Alice Pannier, ekspert w dziedzinie francusko-brytyjskiej współpracy w zakresie obronności, powiedziała, że we francuskim pomyśle chodzi o zgromadzenie tych krajów europejskich, które mają najwięcej doświadczenia w interwencjach wojskowych i misjach pokojowych ONZ i z których niektóre nie są zaangażowane w PESCO z powodów politycznych, tak jak Dania i Wielka Brytania.

Paryż zwrócił się także do Szwecji i Finlandii, które nie są w NATO oraz do Norwegii, która jest poza Unią w sprawie tej inicjatywy, ale wszystkie zdecydowały się pozostać poza, przynajmniej na początku – mówią dyplomaci.

Według francuskich źródeł Francuzi chcieliby także włączyć Polskę, najpoważniejszego gracza wojskowego w byłej komunistycznej Europie Środkowej, ale jak stwierdzono, jest to niemożliwe, dopóki Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego pozostaje na autorytarnym i nacjonalistycznym kursie.

W rezultacie do inicjatywy przyłączyli się Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Włochy, Hiszpania, Holandia, Belgia, Portugalia, Dania i Estonia.Angażując Estonię, Francuzi zadbali o to, aby od samego początku angażować któryś z frontowych kraj wschodnioeuropejskich.

Obawy Berlina i Brukseli

Berlin jest niezadowolony z tej inicjatywy, zwłaszcza dlatego, że każda rozmowa o zbrojnej interwencji denerwuje kochających pokój Niemców i przyciąga dociekliwe pytania o mandat prawny i aprobatę parlamentu. Poza tym Berlin i Bruksela traktują Europejską Inicjatywę Interwencyjną – jak nazywa się projekt Macrona – podejrzliwie, bo może się okazać rywalem wobec PESCO.

Mimo to Berlin weźmie udział w inauguracji na początku czerwca, aby uniknąć francusko-niemieckiego rozłamu i aby mieć oko na to, co robią Paryż i Londyn – podało źródło w Niemczech.

Francja zirytowała się, że Niemcy odmówili w zeszłym miesiącu udziału w amerykańsko-francusko-brytyjskim nalocie na Syrię w odwecie za użycie broni chemicznej (chociaż kanclerz Angela Merkel poparła ataki po ich przeprowadzeniu). Denerwuje się też, że nowy rząd niemiecki nie robi nic, by zwiększyć budżet obronny mimo dużej nadwyżki finansowej kraju i zobowiązania do osiągnięcia uzgodnionego celu NATO w postaci wydatków na obronę w wysokości 2 procent produktu krajowego brutto. Niemieckie wydatki utrzymują się na poziomie 1,2 procenta.

Pomimo swojej powściągliwości w używaniu sił zbrojnych za granicą, Niemcy mają około tysiąca żołnierzy w Mali wspierających tam francuską kampanię antyterrorystyczną, służą w siłach pokojowych ONZ oraz uczestniczą w misji szkoleniowej Unii Europejskiej.

Wciągnięcie Berlina do współpracy w dziedzinie obrony pozostaje priorytetem Francji. Tylko Niemcy bowiem mają pieniądze na wykonanie dużych projektów zbrojeniowych następnej generacji i tylko francusko-niemiecki motor może ruszyć Unię do przodu, nawet jeśli w danej chwili prowadzi to do wielu problemów.

Nie wszystkie wiadomości z Berlina są jednak negatywne. Francuscy i niemieccy ministrowie obrony podpisali umowę na Międzynarodowym Pokazie Lotniczym w Berlinie na temat wymagań dla myśliwca następnej generacji, który mają wspólnie opracować rywalizujący ze sobą historyczni rywale Dassault Aviation i Airbus. Myśliwiec ma zastąpić francuskiego Rafale i ogólno-europejską maszynę Typhoon. Francuzi mówią, że są gotowi przyjąć Brytyjczyków na późniejszym etapie.

Przed projektem tym stoją duże wyzwania, w tym uzgodnienie wspólnego harmonogramu i szczegółowych specyfikacji wojskowych oraz znalezienie tymczasowego rozwiązania, które zastąpi starzejące się w Niemczech samoloty Tornado, zdolne do przenoszenia broni jądrowej.

Kolejną przeszkodą jest pogodzenie reguł eksportu broni, aby sprostać globalnym ambicjom eksportowym Francji i surowym ograniczeniom Niemiec w sprawie krajów, w których może sprzedawać broń. Poprzedni rząd niemiecki rozzłościł Paryż blokując sprzedaż wspólnie produkowanych śmigłowców państwom Zatoki Perskiej i Kazachstanowi.

Chociaż Berlin przeszedł długą drogę w sprawie roli sił zbrojnych, nie ma pewności, jak daleko Niemcy będą skłonni używać Bundeswehry do działań poza Europą, z wyjątkiem udziału w siłach pokojowych ONZ.

Około 25 państw członkowskich Unii zgłosiło akces do PESCO, zgadzając się na listę skromnych projektów, które pomogą wypełnić luki w zdolnościach bojowych i zmniejszyć powielanie się zadań wśród sił zbrojnych poszczególnych krajów. Co istotne, włoskie firmy objęły prowadzenie w większej liczbie projektów niż Francuzi, którzy uważają, że wysiłki Unii mają ograniczoną wartość.

Francuscy urzędnicy twierdzą, że inicjatywa Macrona nie polega na tworzeniu nowych grup bojowych, ale raczej na dzieleniu się analizą potencjalnych sytuacji kryzysowych w sąsiedztwie Europy i poza nią, które mogą wymagać wspólnego działania. Może to dotyczyć, na przykład, ewakuacji obywateli europejskich z takich konfliktowych miejsc jak Wenezuela lub jakiś kraj afrykański lub rozwiązania humanitarnego kryzysu uchodźczego w kraju takim jak Libia.

– Chodzi o ustalenie zakresu i wspólne przeanalizowanie problemów, które mogą się pojawić, oraz umiejętność zarządzania nimi tak skutecznie, jak to tylko możliwe, jeśli się zmaterializują – powiedział francuski ekspert ds. obrony. – Chodzi o to, aby czuć priorytety naszych partnerów i wiedzieć z góry, co i ile mogą wnieść, jeśli wystąpi konkretny kryzys.

Francuscy urzędnicy twierdzą, że inicjatywa Macrona jest komplementarna i zgodna z PESCO i z NATO oraz nie podcina starań, by zbudować silniejsze zdolności obronne wśród wszystkich chętnych krajów Unii. Rzeczywistość według tego eksperta jest taka, że tylko małe koalicje będą gotowe i skłonne do podjęcia zdecydowanych działań wojskowych poza Europą.

Jak pokazała wojna w Libii w 2011 roku, prawie zawsze będzie to dotyczyć Francji i Wielkiej Brytanii, ale prawdopodobnie nie niechętnych Niemców i reszty Unii, skrępowanej swoimi lokalnymi procedurami.

Następnym razem, gdy kryzys uderzy gdzieś na południowych obrzeżach Europy, Francja i Wielka Brytania prawdopodobnie znajdą się na froncie w mundurach. I nie oczekujmy, że Niemcy pojawią się tam przed zakończeniem walk.

onet.pl