Polska jak czaszka Yoricka

Nieprzypadkowo prezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Koen Lenaerts sformułował pod adresem Polski (ciągle trzeba podkreślać przymiotnikiem: pisowskiej) kategoryczne ostrzeżenie: „Państwo, które nie jest gotowe do dalszego podporządkowywania się orzeczeniom TSUE, wpisuje się w proces podobny do brexitowego, w proces wyjścia. To decyzja o tym, czy być czy nie być w UE”.

Hamlet z czaszką Yoricka wypowiada najsłynniejszy dylemat: „być albo nie być”. Tą czaszką jest Polska, są aspiracje cywilizacyjne Polaków.

Prezes Koen Lenaerts odbiera niepokojące sygnały z Warszawy, która zwleka z podporządkowaniem się decyzji TSUE o zawieszeniu czystki emerytalnej w Sądzie Nawyższym. „Orły” w Polsce, jak Jarosław Gowin, nawet wyrażają się na temat negocjowania z TSUE. Ależ Trybunał nie jest stroną, wydaje postanowienia, jak wszystkie sądy na świecie, które są niezależne. Prezes Kaczyński nawet zapowiedział odwołanie się. Do kogo? Nie ma w tym wypadku takiej instancji odwoławczej.

PiS kradnie Polsce jeden z trzech filarów demokracji – niezależność sądownictwa – i jako złodziej demokracji będzie sądzony przez TSUE. Na razie mamy do czynienia z apelem pod adresm PiS po dobroci: oddajcie demokrację Polakom, przedstawicielom w wymiarze sprawiedliwości. Trudne to do pojęcia?

Złodziejowi zawsze jest trudno oddać łup, tym bardziej, że ma możliwość salwowania się poza działanie wymiaru sprawiedliwości, w tym wypadku mówimy o Polexicie.

Taką zapowiedzią Polexitu było skierowanie pytania przez Zbigniewa Ziobrę do polskiego Trybunału Konstytucyjnego: czy TSUE ma w ogóle prawo ingerować w sądownictwo krajów członkowskich?

Równie dobrze złodziej mógłby zapytać swojego Trybunału: owszem ukradłem, ale wniosek o ekstradycję u nas nie działa, bo ty Trybunale jesteś z naszego nadania – i co mi zrobicie?

Po wyborach samorządowych jeszcze PiS nie ogłosiło, że suweren (czyli my, Polacy) daje mu prawo do reformowania sądownictwa, ale już ustami szefa kampanii wyborczej Tomasza Poręby stwierdziło: „wyniki wyborów samorządowych to gigantyczny sukces PiS”. Ta gigantomachia PiS jest zniewalająca. W procentach PiS do Koalicji Obywatelskiej ma się jak 34 do 27, jeżeli do 27 dodamy wynik PSL, SLD, bądź lokalnych komitetów to wynik ten rzeczywiście będzie się przedstawiał jak w Warszawie zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego nad Patrykiem Jakim – 56 do 28.

Gdzie tu zatem gigantyczne zwycięstwo? A piszę o tej pisowskiej gigantomachii w kontekście autora wniosku do pisowskiego Trybunału Konstytucyjnego, ministra sprawiedliwości Ziobry, który walczy z Morawieckim o schedę po Jarosławie Kaczyńskim. Zakładnikiem w tej walce o przywództwo na prawicy jest „być albo nie być” Polski w UE, Polexit.

Ziobro okazuje się być za kulisami lepszy od Morawieckiego, bowiem w kluczowych sejmikach wojewódzkich dla PiS ma swoich radnych, którzy zadecydują, czy w nich będzie rządzić prawicowa większość. Ziobro szachuje Morawieckiego, który miał się pozbyć ministra spawiedliwości. Ta walka odbywa się kosztem przyszłości Polski, stąd takie kategoryczne ostrzeżenie prezesa TSUE.

 

 

Schetyna: 75 miast wygranych w I turze – to podkreśla symbolikę naszego zwycięstwa. Lubnauer: Te wybory skończyły się klęską PiS-u

Przekonaliśmy Polaków w miastach, województwach, także w Polsce powiatowej. 75 miast wygranych w I turze, 26 prezydentów, 49 burmistrzów w I turze – to podkreśla symbolikę naszego zwycięstwa i dobrego wyniku, dobrych kandydatów i zaufania, jakim zostali obdarzeni. 4 listopada jest II tura. Gdańsk i Kraków to miasta symboliczne, bo największe, gdzie ta II tura będzie się rozstrzygać. Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć i zwrócić się z apelem: bądźmy wszyscy przy urnach tam, gdzie będzie II tura, gdzie będziemy decydować. Bardzo ważne jest to, żebyśmy mogli mieć poczucie zaangażowania do ostatniej godziny, żebyśmy mogli powiedzieć, że także Gdańsk i Kraków zostają obronione przed centralistyczną polityką PiS. Jestem przekonany, że nam się to uda” – mówił na konferencji prasowej przewodniczący PO, Grzegorz Schetyna.

„Śmiało można powiedzieć: blisko, coraz bliżej. W tych wyborach zrobiliśmy pierwszy krok i daliśmy im [PiS-owi] łupnia w dużych miastach. Mam nadzieję, że kolejne wybory to będzie cała Polska. Jeżeli spojrzymy na prezydentów, którzy wygrali w I turze, niesamowity sukces, wyniki zdecydowanie lepsze niż kiedykolwiek dotychczas. Cieszy to, że tak wielu Polaków poszło na wybory” – przekonywała szefowa Nowoczesnej, Katarzyna Lubnauer.

Dziękuję za odbudowanie marzenia, że Polska może być wolna, demokratyczna, proeuropejska i szczęśliwa. Widać to w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu i wielu innych miastach. Nadziej została przywrócona. Jesteśmy na drodze budowania naszego wspólnego marzenia o Polsce równych praw i równych szans i o rządach prawa” – dodawała liderka Inicjatywy Polska, Barbara Nowacka.

 

Poręba: Wyniki wyborów samorządowych to gigantyczny sukces PiS

– Od początku mówiłem, że należy zaczekać na ostateczne wyniki. Te wyniki wyborów samorządowych to gigantyczny sukces PiS. Nikt się tego nie spodziewał. Zarówno jeśli chodzi o sejmiki, ale proszę pamiętać, że wygraliśmy też wybory w setkach powiatów i gmin. Powiększyliśmy swoją reprezentację tak naprawdę na wszystkich poziomach samorządu – stwierdził Tomasz Poręba w rozmowie z wPolityce.pl.

– Każdy dodatkowy sejmik to sukces PiS. Mówiłem, że zakończona kampania wyborcze będzie bardzo agresywna ze strony opozycji, mocno wspieranej przez nieprzychylne rządowi media. Tak rzeczywiście było. Pomimo tego uzyskanie takiego wyniku, jaki osiągnęliśmy, to powód do dużej satysfakcji – stwierdził szef sztabu PiS.

300polityka.pl

Prezes TSUE: niepodporządkowanie się orzeczeniom TSUE to krok do wyjścia z UE

– Państwo, które nie jest gotowe do dalszego podporządkowywania się orzeczeniom TSUE, wpisuje się w proces podobny do brexitowego, w proces wyjścia. To decyzja o tym, czy być czy nie być w UE – powiedział prezes Trybunału Sprawiedliwości UE Koen Lenaerts

Jak donosi Deutsche Welle prezes Koen Lenaerts odpowiedział w ten sposób na sygnały z Polski, że rząd w Warszawie zwleka z podporządkowaniem się decyzji Trybunału o zawieszeniu czystki emerytalnej w Sądzie Najwyższym.

19 października Trybunał w Luksemburgu wydał postanowienie zabezpieczające, w którym nakazał Polsce natychmiastowe zatrzymanie zmian w SN i przywrócenie do pracy sędziów już wysłanych na emeryturę oraz zawieszenie naboru nowych sędziów do SN. Tymczasem przedstawiciele polskiego rządu twierdzą, że żeby przywrócić do pracy odesłanych na emeryturę sędziów, należy najpierw znowelizować ustawę o Sądzie Najwyższym.

– Polskie władze jak dotąd dały jedynie mgliste zapewnienie, że podporządkują się decyzjom Trybunału, jednocześnie jednak Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, wniósł do polskiego Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie, czy TSUE ma w ogóle prawo ingerować w sądownictwo krajów członkowskich – informuje dziś swoich czytelników Deutsche Welle.

Czytaj też:

Warchoł: powrót sędziów do SN wymaga uchwalenia nowej ustawy

TSUE broni Sądu Najwyższego. Czy władze Polski posłuchają?

Sędziowie SN wracają ze stanu spoczynku do służby

Gersdorf ws. decyzji TSUE o SN: Dobrze się stało

Dziennik przypomina, że wprawdzie sędziowie unijnego Trybunału nie mogą oficjalnie komentować spraw, które są w toku, ale przewodniczący Lenaerts, powołując się na inne postępowania, w tym sprawę Vaassen-Goebbels z 1966 r., nie pozostawił wątpliwości, że prawo wspólnotowe jest nadrzędne wobec prawa krajowego i musi być respektowane.

– Kraj, który nie stosuje się do decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE stawia siebie poza unijnym porządkiem prawnym – powiedział prezes TSUE podczas spotkania z dziennikarzami w Luksemburgu .

Podkreślił, że  Trybunał UE to „kręgosłup, na którym opiera się cały porządek prawny UE”, dlatego każde państwo członkowskie musi przestrzegać jego decyzji i to zarówno na poziomie europejskim, jak i krajowym.

Zdaniem prezesa TSUE  tylko absolutna wspólnota takich samych wartości i reguł pozwala zagwarantować jednolite stosowanie prawa unijnego we wszystkich państwach członkowskich.

– Dialog między sądami w całej UE opiera się na wzajemnym zaufaniu i założeniu, że sądy krajów członkowskich są równe z perspektywy prawa unijnego, a unijni sędziowie niezawiśli i bezstronni. Nie mogą być na nich wywierane naciski zewnętrzne ani ze strony władzy, czy to ustawodawczej czy wykonawczej, ani ze strony innych grup, jak media, politycy, grupy interesu, np. inwestorzy. Sędzia ma obowiązek utrzymywać równy dystans wobec wszystkich stron postępowania i nie faworyzować żadnej z nich, na tym polega zasada bezstronności. Tylko wtedy będzie mógł orzekać zgodnie z literą prawa – powiedział Lenaerts.

rp.pl

 

Kowal: Należy się „przepraszam”

24.10.2018

„Bastion szczawiu i mirabelek” – to najłagodniejsze odgryzienie się przedstawicieli władzy za wynik wyborów na prezydenta Warszawy.

Tym razem przemysł pogardy – jak napisała blogerka Kataryna – ruszył przeciw mieszczuchom. Zostawiam na boku wyzwiska, które posypały się pod adresem ponad pół miliona warszawskich wyborców. Ale przecież chodzi nie tylko o tych, co głosowali w Warszawie.

Kilkudziesięcioprocentowy skok frekwencji zanotowano praktycznie w każdym większym mieście. Politolog Rafał Matyja podkreśla, że udział w wyborach wzrósł z 47 do 67 proc. w Warszawie, z 42 do 57 proc. w Krakowie i z 38 do 58 proc. w Łodzi. Wybory sejmikowe w pewnym sensie wyrównały dotychczasową sytuację. Pamiętajmy, że jak na dość dobry rezultat PiS z 2014 r. reprezentacja tej partii w zarządach sejmików była słaba. Obecnie zaś obóz władzy dostał możliwość sformowania zarządów w większej liczbie województw – plus minus proporcjonalnie do tego, ile ugrał w wyborach. Ale wybory w miastach pokazały, że władza jest na kursie kolizyjnym z dużą częścią klasy średniej i wyborcami mającymi aspiracje, by do tej klasy doszlusować.

Tu nie chodzi o żaden liberalizm. Białystok, Lublin i Rzeszów to nie bastiony turboliberałów. Straszenie lepiej zarabiających podatkami, kolejnymi opłatami, nacjonalizowaniem wszystkiego, co się przytrafi, łącznie z kołami gospodyń wiejskich – to wszystko wywołało swego rodzaju antyrządową rewoltę.

To nie tabliczka odkręcona przez ambasadora Sadosia ani pismo ministra sprawiedliwości dały taki efekt; zresztą z kampanijnych rzeczy najgorsze było straszenie, że za brak poparcia dla władzy nie będzie mostów. A jeden z komentatorów mówi, że to Niemcy w Warszawie wybierali. No nie ma mowy: przekora wyborców w stolicy była arcypolska i nie trzeba było tęgiej głowy, by efekt przewidzieć. I przekora ta powinna dać PiS do myślenia.

Nie w szczegółach rzecz. To linia polityczna obozu władzy nie odpowiada dużym grupom wyborców w miastach. Obietnice z 2015 r. „zmiany stylu” i skromności oraz program drogi do centrum z wystąpienia w Przysusze w 2017 r. pozostały pustymi deklaracjami. A Warszawa? Naprawdę nie zasługuje na to, co usłyszała w ostatnich kilku dniach. I ktoś powinien powiedzieć „przepraszam”.

Miasto to nie tylko budynki. To wciąż ta sama Warszawa, co żegnała kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II, ta sama, co się podnosiła z ruin, co wybierała i pięknie żegnała Lecha Kaczyńskiego, co każdego roku wspaniale pamięta o powstaniu. Warszawie należy się „przepraszam”

rp.pl

 

Rządzący rozpoczęli procedurę wyjścia z Unii? Z ust prezesa TSUE padło poważne ostrzeżenie

Wciąż nie do końca wiadomo, jaka będzie oficjalna reakcja polskiego rządu na zastosowane środki zabezpieczające, dotyczące kontrowersyjnej ustawy o Sądzie Najwyższym. Z obozu władzy płyną sprzeczne sygnały – z jednej strony nie brakuje wypowiedzi kontestujących prawo TSUE do zajmowania się sprawą polskiego wymiaru sprawiedliwości i ingerowania w polskie ustawodawstwo, z drugiej gdzieniegdzie słychać także deklaracje, że decyzja unijnego trybunału oczywiście zostanie uznana i wdrożona w życie, najprawdopodobniej poprzez rychłą nowelizację ustawy i przywrócenie odsuniętych sędziów do orzekania.

O tym, że obóz Prawa i Sprawiedliwości ma jednak w Brukseli i Luksemburgu bardzo ograniczone pokłady zaufania, zwłaszcza w kontekście powtarzającego się dysonansu pomiędzy tym, co deklarują, a tym co rzeczywiście robią, widzi już chyba każdy. Prezes TSUE Koen Lenaerts postanowił w związku z tym skomentować kwestię pojawiających się obaw, że Polska może pójść pod prąd orzecznictwu trybunału i jednak demonstracyjnie odrzucić jego postanowienie. Wypowiedź padła podczas wtorkowego spotkania z grupą dziennikarzy w Luksemburgu, gdzie siedzibę ma najwyższy sąd UE. W czwartek przytacza ją serwis Deutsche Welle.

“Kraj, który nie stosuje się do decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE, stawia się poza unijnym porządkiem prawnym” – powiedział Lenaerts. Dodał, także, że “Państwo, które nie jest gotowe do dalszego podporządkowywania się orzeczeniom TSUE, wpisuje się w proces podobny do brexitowego, w proces wyjścia. To decyzja o tym, czy być, czy nie być – powiedział przewodniczący unijnego sądu. Przypomniał, że przystępując do Wspólnoty, wszystkie kraje UE zobowiązały się do przestrzegania takich samych wartości i reguł.

Warto odnotować, że wczoraj po raz pierwszy pojawiła się deklaracja zmian ustawy o Sądzie Najwyższym z ust urzędnika resortu sprawiedliwości, który przecież odpowiedzialny jest za tę “reformę”. Co ciekawe, wiceminister Marcin Warchoł zapowiedział, że rząd wdroży postanowienia TSUE, jednak będzie musiało się to odbyć z uwzględnieniem wprowadzonych już przez PiS zmian, a więc za pośrednictwem upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa. Nie jest więc wykluczone, że rządzący zechcą wykorzystać postanowienie unijnego sądu do własnych celów i zastosują względem odsuniętych sędziów szantaż – pozwolimy Wam wrócić do orzekania, jeśli poddacie się procedurze przed “naszą” KRS po to, by ją w pełni zalegalizować.

Źródło: DGP/PAP

crowdmedia.pl

 

Premier Morawiecki postawiony pod ścianą. Jego główny rywal wzmocnił się po wyborach i teraz stawia warunki?

Gdy na kilka dni przed wyborami przez media przetoczyła się burza nad wnioskiem Zbigniewa Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego, którego celem jest podważenie prawa sędziów Sądu Najwyższego do składania pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE, wielu przewidywało, że właśnie tę kwestię premier Morawiecki wykorzysta do ostatecznego rozprawienia się ze swoim największym obecnie rywalem do schedy po Jarosławie Kaczyńskim. Nawet dziś, gdy wyniki wyborów zostały już oficjalnie ogłoszone, wielu wieszczy, że to właśnie minister sprawiedliwości i prokurator generalny będzie jednym z tych, których powyborcze rozliczenia dosięgną najmocniej.

W końcu argumenty przeciw Ziobrze da się bardzo łatwo przedstawić – wskutek jego wniosku udało się nienawistnym mediom rozpowszechnić poczucie zagrożenie wyjściem Polski z UE, co skutecznie zmobilizowało elektorat wielkomiejski do zagłosowania przeciw partii rządzącej. Jeszcze do wczoraj wydawało się, że premier Morawiecki takiej okazji nie przepuści i doprowadzi do finalnego osłabienia wpływów Ziobry, zarówno w koalicji rządzącej, jak w spółkach Skarbu Państwa. Wtedy jednak okazało się, że choć Solidarna Polska to partia malutka i w pełni uzależniona finansowo właśnie od pieniędzy działaczy w SSP, to udało jej się wprowadzić do sejmików wojewódzkich wystarczająco dużo radnych, by skutecznie pokrzyżować plany Morawieckiego. Dlaczego?

Kamil Dziubka z redakcji “Onetu” przedstawił wczoraj analizę pokazującą, że władza w wielu wygranych przez obóz Zjednoczonej Prawicy regionach będzie możliwa tylko dzięki radnym Solidarnej Polski, którzy są bezwzględnie lojalni wobec Zbigniewa Ziobry. Jeśli premier Morawiecki zdecyduje się uderzyć w ministra sprawiedliwości, ci gotowi będą wymówić posłuszeństwo i zerwać większość w sejmikach. Jak pisze dziennikarz Onetu, takimi radnymi będą choćby dotychczasowy wiceminister sprawiedliwości Michał Woś i Józef Kubica w sejmiku śląskim, Aleksandra Szczudło w podlaskim, czy sekretarz generalny SP Mariusz Gosek (typowany nawet na nowego marszałka województwa), Paweł Krakowiak i Grzegorz Banaś w sejmiku świętokrzyskim.

– Nikt nie chce nikogo szantażować, ale na Nowogrodzkiej muszą wiedzieć, że bez nas wynik PiS-u nie byłby tak dobry. Uderzenie w Zbigniewa Ziobrę skomplikuje sytuację w regionach – usłyszeli dziennikarze w bliskim otoczeniu ministra sprawiedliwości. Tym samym Zbigniew Ziobro bardzo umiejętnie rozegrał kwestię swojej przyszłości, z jednej strony pozornie wizerunkowo się osłabiając, ale faktycznie wzmacniając pozycję swojej partii w ramach Zjednoczonej Prawicy. To z pewnością pozwoli mu skutecznie rozdawać karty w przyszłym roku, gdy do ustalenia będą personalia w wyborach do europarlamentu czy do Sejmu i Senatu kolejnej kadencji.

Źródło: Onet.pl

crowdmedia.pl

Morawieckiemu po wyborach samorządowych będzie trudno się pozbyć Ziobry

KAMIL DZIUBKA, 24.10.2018
– Ręka podniesiona na Zbigniewa Ziobro zostanie odrąbana – mówią w nieoficjalnych rozmowach ludzie z najbliższego otoczenia ministra sprawiedliwości. I wskazują na sejmiki, w których samodzielna większość PiS wisi w niektórych przypadkach na jednym radnym. W każdym z tych sejmików Ziobro ma lojalnych wobec siebie ludzi. Często dwóch, a nawet trzech, co pozwoli ziobrystom zablokować w praktyce każdą decyzję.
Zbigniew ZiobroFoto: Materiały prasowe
Zbigniew Ziobro
  • Ludzie Zbigniewa Ziobry mogą zdecydować o sytuacji w kluczowych dla PiS sejmikach
  • Pojawiają się pytania o to, czy premier Mateusz Morawiecki spróbuje osłabić pozycję ministra sprawiedliwości
  • Oficjalnie z każdej strony płyną zapewnienia o jedności w Zjednoczonej Prawicy

W komentarzach po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów samorządowych pojawiła się teza, w myśl której premier Mateusz Morawiecki – wzmocniony zwycięstwem w skali kraju – wykorzysta moment, by osłabić pozycję swojego głównego rywala w walce o rząd dusz na prawicy w przyszłości. Tym rywalem jest oczywiście Zbigniew Ziobro, który od lat jest wymieniany w gronie pretendentów do przejęcia schedy po Jarosławie Kaczyńskim. Obaj od 2015 roku rywalizują np. o wpływy w spółkach Skarbu Państwa.

Pretekstem do ataku na Ziobrę mogłaby być akcja ministra z końcówki kampanii, gdy złożył skargę do Trybunału Konstytucyjnego ws. legalności wysyłania przez sądy tzw. pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Wprawdzie szef rządu przekonywał, że ta inicjatywa „to nic nowego” i „była planowana już wcześniej”, ale opozycja od razu uderzyła w wysokie tony, przekonując, że to wstęp do polexitu. Niewykluczone, że ten przekaz przyczynił się do katastrofalnych wyników PiS w dużych miastach. Zwłaszcza w Warszawie, gdzie związany z Ziobro wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki przegrał z kretesem już w I turze.

Ale szef Solidarnej Polski ma też po wyborach z czego się cieszyć. Jego ludzie znaleźli się w kluczowych dla PiS sejmikach. Były wiceminister sprawiedliwości Michał Woś na Śląsku zdobył rekordową liczbę 39 618 głosów. W tym sejmiku jest jeszcze Józef Kubica z Solidarnej Polski – partii ministra sprawiedliwości. Wprawdzie tam PiS nie ma samodzielnej większości, ale ma na nią szansę, jeśli przekona do siebie choćby jednego radnego z Koalicji Obywatelskiej, PSL lub SLD. Wiadomo, że partia rządząca, dysponująca pulą stanowisk w spółkach Skarbu Państwa, ma multum narzędzi do przekonywania.

Dobrze dla Ziobry wygląda sytuacja w sejmikach podlaskim i świętokrzyskim. Na Podlasiu mandat radnej uzyskała Aleksandra Szczudło, która na kampanijnych bilbordach reklamowała się z poparciem Patryka Jakiego. A PiS ma tam minimalną, właśnie jednomandatową większość, wyrwaną po 8 latach koalicji PO-PSL. Większość w sejmiku daje prawo wyznaczenia zarządu województwa, który decyduje o podziale gigantycznych pieniędzy, w tym z funduszy unijnych. To też setki stanowisk, które można obsadzić partyjnymi nominatami.

Jeszcze mocniejszą pozycję ziobryści będą mieli w Świętokrzyskiem, gdzie do tej pory niepodzielnie rządziło PSL. Tu PiS również ma jednomandatową większość, a ludzi Ziobry w sejmiku jest aż trzech. To m.in. sekretarz generalny Solidarnej Polski Mariusz Gosek (typowany nawet na nowego marszałka województwa), Paweł Krakowiak i Grzegorz Banaś. Bez nich partia rządząca rządzić w województwie nie będzie. – Nikt nie chce nikogo szantażować, ale na Nowogrodzkiej muszą wiedzieć, że bez nas wynik PiS-u nie byłby tak dobry. Uderzenie w Zbigniewa Ziobrę skomplikuje sytuację w regionach – słyszymy w bliskim otoczeniu ministra sprawiedliwości.

Oficjalnie Prawo i Sprawiedliwość o żadnych rozliczeniach nie mówi, bo narracja jest taka, że partia osiągnęła sukces w wyborach. – To kolejne zwycięstwo PiS, nie czarujmy rzeczywistości, że jest inaczej – mówi Beata Mazurek. I zapewnia, że jedność Zjednoczonej Prawicy nie jest zagrożona. Podobnie mówi pytany przez Onet Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski: – Każdy, kto choćby pomyślałby o zamachu na naszą jedność, popełni grzech. PiS osiągnęło świetny wynik, ale był on możliwy także dzięki hufcom Ziobry i Gowina – przekonuje.

Informacje o tych rozgrywkach wewnątrz Zjednoczonej Prawicy podał dziś też portal Gazeta.pl

Źródło: Onet.pl