Kaczyński zarzucił haczyk na Czarzastego

Jarosław Kaczyński nie gardzi żadną manipulacją, ani kłamstwem. Na finiszu kampanii samorządowej słupek poparcia dla PiS spadł, zwiądł, zatem PiS stosuje sprawdzone chwyty z poprzednich kampanii. Spot wyborczy o imigrantach przypomnina ostrzeżenia prezesa sprzed trzech lat o cholerze, pierwotniakach i pasożytach.

Dla dobra pisowskiej sprawy jego najważniejsi nominowani do ubiegania się o fotele prezydenckie wypierają się PiS, ani Patryk Jaki oficjalnie nie przyznaje się do partii Kaczyńskiego, ani Małgorzata Wassermann. Św. Piotrowi kur zapiał trzy razy, faworyci Kaczyńskiego najwyżej dwa razy usłyszą kukuryku i to pod warunkiem, że wejdą do drugiej tury, a potem jak w staropolskim powiedzeniu: „myślał kogut o niedzieli (wyborczej), a w sobotę (w ciszy wyborczej) łeb mu ucięli”.

Był taki moment, że prezes starał się w demokratycznych procedurach sięgnąć po wymarzony fotel prezydenta RP, ale nie pomogła mu nawet żałoba po bracie, gdy naród pochylał się z troską nad biednym bliźniakiem „sierotą”. Kaczyński w starciu zerojedynkowym jest niewybieralny, pozostaje mu mącić, odwracać kota ogonem.

Liberalizm i lewica są dla niego i jego formacji lewackością, jednak w sytuacji podbramkowej prezes nawet jest w stanie sformułować – skądinąd silnie osadzony w naszej wysokiej kulturze – apel do przyjaciół Moskali (w roku 2010), lecz wieszcz adresował go do opozycji carskiej, a nie rządzących. Kaczyński wówczas także uciekł się do manipulacji z elektoratem sentymentu peerelowskiego i wielkodusznie orzekł, że Eward Gierek był patriotą.

Tę sztuczkę z rehabilitacją prezes zastosował w obecnej krytycznej sytuacji. Dojrzał w SLD możliwego koalicjanta w sejmikach, stwierdzając, że SLD będzie jednym z rozgrywających w samorządach, bo „od czasu istnienia PZPR minęło 30 lat” i tylko jeden muszą spelnić warunek: „pro publico bono”, czyli w istocie żaden.

Kaczyński nie sformułował analogicznego dowartościowania „Włodzimierz Czarzasty jest patriotą”, bo tak naprawdą nie chodzi o lewicę, ale podprowadzenie elektoratu, podszycie się pod idee lewicowe.

Czarzasty odpowiedział Kaczyńskiemu, wykluczł możliwość koalicji z PiS, wg niego partia Kaczyńskiego robi wiele rzeczy sprzecznych z dorobkiem SLD, jak konflikt z Unią Europejską i „łamanie konstytucji”. Czarzasty nie chce połknąć haczyka, który zarzucił na niego prezes.

Otóż pisowcy muszą zdawać sobie sprawę, że na żadnym poziomie reprezentacji demokratycznej nie są w stanie wejść w koalicję, aby współrzadzić na różnych poziomach samorządowych. Są skazani na zdobycie większości rzadzącej. Wygląda na to, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki, PiS potwierdzi stan posiadania w samorządach, a to będzie znaczyć klęskę wyborczą. A potem dojdzie do wewnętrznych rozliczeń, w sytuacji „rewolucji prawicowej” znaczy, że będą zajęci wojną wewnątrzpartyjną, wykrwawianiem się.

 

 

TVP sypie nowymi taśmami bez podania źródła. Są politycy PSL, Bieńkowska i Arłukowicz

past, IAR 18.10.2018

Władysław Kosiniak-Kamysz narzeka na „rozpuszczenie” w PSL, a Elżbieta Bieńkowska mówi, że wyniki kontroli omawianych na spotkaniu projektów „to nie jest prawda”. TVP.info opublikowała kolejne podsłuchy z politykami poprzedniej ekipy rządzącej.

We wrześniu serwis Onet.pl dostał zgodę na dostęp do akt śledztwa tzw. afery taśmowej. Po tym dziennikarze opisali i opublikowali nieznane dotąd nagrania m.in. z premierem Mateuszem Morawieckim.

Po tym portal TVP.info i pracujący tam Samuel Pereira zaczęli publikować inne nagrania. Niektóre z nich to nieznane dotąd podsłuchy, których – jak podaje Onet.pl – nie ma w aktach sprawy. TVP nie podaje od kogo je dostała. Z kolei inne były przedmiotem sprawy i inne media opisywały ich treść już trzy lata temu.

W czwartek portal opublikował dwa kolejne fragmenty nagrań.

Kosiniak-Kamysz: Nastąpiła deprawacja władzą 

Na pierwszym z nich jest rozmową byłego premiera i prezesa PSL Waldemara Pawlaka oraz ministra pracy i polityki społecznej w rządzie PO-PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, obecnie lidera ludowców. Głównym tematem jest krytyka kadr ich ugrupowania.

W nagraniu Waldemar Pawlak skarży się, że najważniejsi politycy PSL nie chcą się kształcić mimo że zaproponowano im taką możliwość. „(…)takiego szkolenia wyższej kadry dowódczej, to nam brakuje” – dodaje Waldemar Pawlak. Władysław Kosiniak-Kamysz mówi, że w ich partii nastąpiło „rozpuszczenie”. – Niestety jest rozpuszczenie władzą. Deprawacja władzą nastąpiła. Jest tylko przyjście […] konsumpcje, stanowisko, tu, po, tu, tam ten. Nikogo nie interesuje merytoryka – mówi Kosiniak-Kamysz.

Na wcześniej opublikowanej przez portal tvp.info taśmie słychać rozmowę Waldemara Pawlaka i biznesmena Michała Sołowowa. Waldemar Pawlak zachęcał Michała Sołowowa, by zainwestował w TVN i „pomógł tej stacji jeszcze mocniej wspierać polityczny obóz centroliberalny”. Przekonywał również, że „TVN w naszym kraju ma dużo większy wpływ niż wiele innych sporych całkiem firm”.

„Kontrolę robiliśmy po to, żeby wyszło, że jest dobrze”

Drugi z opublikowanych w czwartek stenogramów z podsłuchanych rozmów zawiera dwa fragmentów rozmów polityków, w tym ministrów z rządzie PO.

Pierwszy to krótki fragment rozmowy o elektoracie partii między ówczesnymi sekretarzami stanu w rządzie Donalda Tuska Tomaszem Tomczykiewiczem i Stanisławem Gawłowskim oraz marszałkiem woj. zachodniopomorskiego Olgierdem Geblewiczem. Ten ostatni mówi o tym, że nie wie, do jakiego elektoratu ma trafić partia.

– Bo nasz elektorat najbardziej ch***wo potraktowaliśmy, trochę – mówi Gawłowski. Tomczykiewicz komentuje, że jest to podobnie jak w przypadku UE odwołanie do „interesu ogółu’. – . Ale ogół to jest nikt – dodaje.

W drugim nagraniu pojawiają się minister w rządzie PO-PSL Elżbieta Bieńkowska, ówczesny minister zdrowia Bartosz Arłukowicz oraz Gawłowski. TVP.info pisze na swojej stronie, że :”ujawniło” taśmę. Jednak nawet jeśli samo nagranie nie było wcześniej opublikowane, to jego treść była znana. W 2015 roku opisywała ją „Gazeta Wyborcza”.

– Ela, ty się jakoś tam odniosłaś do tego NIK-u, środki europejskie na sprzęt medyczny?  – pyta minister zdrowia.

– Wiesz co, my mamy to wszystko, ponieważ kontrola NIK-u jest z 2011 r.(…) Natomiast, natomiast my mamy całą kontrolę zrobioną, wszystkich tych projektów, rok temu, bo komisja tego zażądała – odpowiada Bieńkowska. –  I wyszło dobrze, tak jak trzeba. To znaczy wiadomo, że to nie jest prawda – dodaje.

– Ok, ja ci mówię jak jest – mówi Arłukowicz. – Ale ja wiem jak jest. To nie musiałam kontroli robić. Kontrolę robiliśmy po to, żeby wyszło, że jest dobrze – odpowiada Bieńkowska. TVP Info opublikowało zapis fragmentu rozmowy i nie jest jasne, jaki jest jej kontekst.

Mikolaj Wojcik z „Faktu” zwrócił uwagę, że ta rozmowa była już opisywana przez media w 2015 roku po tym, jak ujawniła ją „Gazeta Wyborcza”.. Zamieścił nawet artykuły gazety o słowach Bieńkowskiej.

gazeta.pl

 

Brudziński straszy na koniec kampanii: „Usłyszałem, że mamy do czynienia z inwazją”

WBG 18.10.201

Mimo krytyki po spocie o zagrożeniu ze strony migrantów, PiS nie zwalnia. Tym razem, ustami szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego, który w Kraczewie mówił o „inwazji”. – Istnieje coś takiego, jak porządek miłowania – przekonywał.

Spot wyborczy PiS o uchodźcach wywołał ogromne kontrowersje, a na partię wylała się lawina krytycznych komentarzy. Mimo to jej politycy nie zmieniają retoryki.

Joachim Brudziński o uchodźcach: „Istnieje porządek miłowania”

Joachim Brudziński w Karczewie przekonywał, że PiS nie zgadza się na „szaleńcze pomysły otwierania” polskich granic.

Jesteśmy i będziemy w UE, bo uważamy, że to jest w interesie Polaków. Nie dajmy sobie wmówić, że coś tutaj dramatycznego się dzieje.Upominamy się, by być traktowanymi podmiotowo, upominamy się o bezpieczeństwo naszych obywateli, nie zgadzamy się na szaleńcze pomysły otwierania naszych granic i ściągania tu ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z uchodźcami, a tak naprawdę są emigrantami zarobkowymi

– powiedział szef MSWiA podczas konferencji „Rozwój Polski powiatowej i gminnej priorytetem dla rządu i samorządowców Prawa i Sprawiedliwości”.

Joachim Brudziński przywołał także spotkanie ministrów w Nicei.

– Usłyszałem od ministra spraw wewnętrznych Maroka, że mamy do czynienia z inwazją. Mówił to o fali migrantów zarobkowych, którzy idą do Europy. Więc jak my dzisiaj słyszymy z ust pięknoduchów, że musimy się otwierać, że miłosierdzie musi być nad bezpieczeństwem, humanitaryzm musi być nad bezpieczeństwem, otóż mówimy „nie”. Istnieje coś takiego, jak porządek miłowania. Musimy dbać o bezpieczeństwo mieszkańców RP, a później, tam, gdzie to jest możliwe, pomagać tym, którzy takiej pomocy potrzebują. Rząd PiS kieruje środki pomocy do Syrii, Iraku – powiedział.

gazeta.pl

Włodzimierz Czarzasty dla Gazeta.pl: Pan Kaczyński opowiada niemożebne bzdury

dbd 18.10.2018

Gościem porannej rozmowy Gazeta.pl był Włodzimierz Czarzasty. Szef SLD stwierdził, że Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna „opowiadają bzdury” i wykluczył możliwość koalicji PiS-SLD.

Z Włodzimierzem Czarzastym rozmawiał Piotr Maślak. Dziennikarz pytał m.in. o koalicję z PiS. O możliwości współpracy między PiS a SLD powiedział wczoraj sam Jarosław Kaczyński. Przewodniczący Sojuszu wykluczył możliwość takiej koalicji i odniósł się do zabiegania przez PiS i Koalicje Obywatelską o głosy lewicy. – Pan Schetyna i pan Kaczyński opowiadają dwa tygodnie przed wyborami niemożebne bzdury po to, aby minutę po wyborach o tym zapomnieć – stwierdził.

Czarzasty stwierdził ponadto, że PiS robi wiele rzeczy sprzecznych z dorobkiem SLD. Wspomniał tu m.in. konflikt z Unią Europejską i „łamanie konstytucji”. – Ja w sprawie tego, co robi PiS (w relacjach z UE – red.) wypowiadałem się niejednokrotnie. To przygotowywanie takiego gruntu na wszystko, co może się zdarzyć – stwierdził Czarzasty w kontekście ostatnich działań Zbigniewa Ziobry. – PiS zawsze traktował unię tak, żeby wyrwać, co się da – dodaje. Wniosek Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego to „jechanie po bandzie” według szefa SLD.

W pewnym momencie Czarzasty stwierdził, że PO „bez przerwy go atakuje”. Na stwierdzenie Maślaka, że on też nie jest bez grzechu, szef SLD stwierdza: – Bo ja jestem facetem, który ma jaja. Nie będę siedział i patrzył, jak ktoś na mnie pluje

Codziennie o 8:30 zapraszamy na poranną rozmowę Gazeta.pl. Gospodarze programu – Piotr Maślak i Łukasz Kijek – od poniedziałku do piątku rozmawiają z najważniejszymi postaciami ze sceny politycznej.

gazeta.pl

 

Przed wyborami Kaczyński wyciąga rękę do SLD

SLD liczy, że po wyborach będzie jednym z rozgrywających w samorządach. Na finiszu kampanii ciepło o Sojuszu wypowiedział się Jarosław Kaczyński.

Deklaracja Jarosława Kaczyńskiego – już teraz porównywana do podobnych gestów lidera PiS pod adresem lewicowego elektoratu z kampanii w 2010 roku – padła w odpowiedzi na pytanie dziennikarza Radia Olsztyn. – Od czasu istnienia PZPR minęło 30 lat. Te sprawy należą do historii, bardzo niedobrej historii, ale już jednak historii. Dla nas ważne jest to, by w samorządzie następowały zmiany i żeby polityka samorządowa stawała się bardziej polityką pro publico bono. Jeżeli to są warunki do przyjęcia dla SLD, to wszystko jest możliwe – stwierdził Kaczyński. I jak dodał, PiS nie idzie do wyborów dla samej władzy, tylko po to, by dobra zmiana była kontynuowana.

Politycy SLD podchodzą do deklaracji Kaczyńskiego jednoznacznie. „To że Prezes Kaczyński raczył zauważyć, że od końca PRL minęło już prawie 30 lat i że PZPR też już od tylu nie istnieje,nie spowoduje że SLD nagle zapragnie współpracy z PiS. Proszę sobie Panie Prezesie nie robić nadziei. Za dużo napsuliście dokonań lewicy – łamiecie konstytucję” – napisał na Twitterze Włodzimierz Czarzasty, lider Sojuszu.

Czytaj także: Wybory 2018 – system się domyka, bez Kaczyńskiego się domknie

Nieoficjalnie politycy SLD mówią nam, że być może w wewnętrznych notowaniach PiS wyniki Sojuszu okazały się na tyle dobre, że Kaczyński uznał Sojusz za zagrożenie na ostatnim etapie kampanii. – Liderowi PiS zależy na maksymalnej polaryzacji sceny. Tak interpretuje próbę zniechęcenia do nas twardego elektoratu anty-PiS poprzez sugerowanie, że współpraca jest możliwa – mówi nam polityk SLD. Nasi rozmówcy zwracają jednocześnie uwagę, że tzw. mundurowy SLD jest w tych wyborach mocno zmobilizowany po działaniach PiS w ostatnich latach.

W kampanii SLD stawia na samorządowe postulaty społeczne, intensywną działalność w terenie oraz rozpoznawalność obecnie urzędujących prezydentów, jak Krzysztofa Matyjaszczyka w Częstochowie. Ten ostatni jest faworytem do wygranej na kolejną kadencję, podobnie jak Tadeusz Ferenc w Rzeszowie. W kampanii Jarosław Kaczyński nazwał zresztą prezydenta Częstochowy zaciekłym komunistą. Sojusz liczy nie tylko na prezydentów, ale też na wprowadzenie wystarczającej liczby radnych do sejmików, by stać się niezbędnym komponentem koalicji, zwłaszcza w województwach zachodnich i północno-zachodnich.

W starcie o samorząd po stronie SLD zaangażował się też Aleksander Kwaśniewski. W trakcie niedzielnej konwencji Kwaśniewski nie tylko podkreślał, że trzeba bronić samorządu przed centralizmem PiS, ale też stwierdził, że wybory samorządowe będą oznaczać rozpoczęcie drogi do powrotu lewicy do parlamentu.

Poza SLD w tych wyborach swoje listy do sejmików wystawiły dwa ugrupowania lewicowe: Partia Razem oraz Partia Zieloni. Niektórych kandydatów w tych wyborach popiera też Robert Biedroń, chociaż prezydent Słupska swój projekt polityczny szykuje dopiero na luty przyszłego roku. Sondaże nie dają obecnym ugrupowaniem lewicowym poza SLD większych szans na wprowadzenie radnych na poziomie województw. Lider Sojuszu już teraz sugeruje, że jego pierwszym krokiem po wyborach będzie próba stworzenia wspólnej listy lewicy do Parlamentu Europejskiego. – Biedroń najpierw musi przedstawić program. Została Partia Razem i Zieloni. Będziemy rozmawiać ze sobą. Mamy przed sobą wybory do europarlamentu i będzie to pierwsza okazja do tego, żeby się dogadać – powiedział w czwartek Czarzasty na antenie TOK FM.

rp.pl

Kaczyński może mieć poważne problemy. Marszałek Sejmu musi odpowiedzieć na trudne pytania dotyczące prezesa PiS?

Prawie 72 tysiące złotych samego tylko uposażenia poselskiego, bez przysługujących mu także diet (z nimi kwota rośnie do 110 tys. zł) zarobił od początku 2018 roku prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Problem w tym, że od marca w swojej pracy był jedynie dwa razy, uczestnicząc w zaledwie jednym z dziewięciu posiedzeń Sejmu. Oficjalnie jego absencja spowodowana jest poważnymi problemami ze zdrowiem, takie też powody swojej nieobecności np. w sądzie w Gdańsku w sprawie przeciwko Lechowi Wałęsie składał jego pełnomocnik. W rzeczywistości prezes Kaczyński jeździ po Polsce, bierze aktywny udział w kampanii wyborczej, agituje w mediach. Sprawa wydaje się więc być naciągana, a status posła Kaczyńskiego jest zdecydowanie wyższy, niż pozostałych 459 posłów, którzy na taką pobłażliwość marszałka Sejmu liczyć nie mogą, zwłaszcza jeśli są w opozycji.

Poseł Arkadiusz Myrcha, który drąży temat nieobecności prezesa Kaczyńskiego w Sejmie oraz braku wpływu na jego wynagrodzenie nieusprawiedliwionej nieobecności w pracy sejmowej wysłał właśnie do marszałka Kuchcińskiego kolejną porcję pytań dotyczących wykonywania swoich obowiązków przez lidera ugrupowania rządzącego.

“Polscy obywatele mają prawo posiadać pełną wiedzę w zakresie rzetelności realizowania przez posłów swoich obowiązków”, pisze Arkadiusz Myrcha, poseł PO w piśmie do Kancelarii Sejmu. “Po drugie zaś, Polacy mają pełne prawo wiedzieć, czy poseł Jarosław Kaczyński, będący liderem obozu rządzącego i mający realny wpływ na decyzje podejmowane przez Radę Ministrów i Prezydenta RP, posiada szczególny parlamentarny status”. 

Polityk PO przygotował też listę pięciu pytań. Chce wiedzieć m.in. czy po każdym posiedzeniu Sejmu poseł Jarosław Kaczyński przedkłada podpisane własnoręcznie usprawiedliwienia, czy wyłącznymi przyczynami usprawiedliwiania jego nieobecności jest stan zdrowia i czy nieobecności na posiedzeniach przy jednoczesnym prowadzeniu aktywnej działalności politycznej były przedmiotem dyskusji Prezydium Sejmu. Ale też: “czy Jarosław Kaczyński w analogicznym okresie, tj. maj-wrzesień 2018 roku, bierze udział w pracach komisji czy również przedkładane są wyłącznie usprawiedliwienia” oraz czy “Jarosław Kaczyński posiada szczególny status bądź szczególne uprawnienia, które nie wynikają wprost z Regulaminu Sejmu bądź Ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora”.

Warto poprzeć posła Myrchę w dążeniu do ujawnienia niesłychanie uprzywilejowanego statusu posła Kaczyńskiego w kontekście obowiązków parlamentarnych, za które codziennie płacą polscy podatnicy. Może się bowiem okazać, że jeśli w Polsce jest ktoś, kto mógłby być symbolem pewnego rodzaju nadzwyczajnej kastowości, to właśnie lider Prawa i Sprawiedliwości jest tego zjawiska świetnym przykładem.

Źródło: DGP

crowdmedia.pl

Jaki Kraków? Małgorzata Wassermann ściąga od Jakiego i też wypiera się PiS

Na finiszu kampanii w Krakowie kandydatka PiS na prezydenta podkreśla swoją bezpartyjność i niezależność od rządu, ale to, co robi, przeczy tym deklaracjom. Twierdzi też, że „nie robi kampanii z ludźmi PiS”. Ale to PiS finansuje jej kampanię, umieszcza jej wizerunek na plakatach innych kandydatów. Wypieranie się PiS-u staje się w PiS modne

Podczas warszawskiej debaty kandydatów na prezydenta miasta w piątek 12 października Patryk Jaki ogłosił, że składa legitymację partyjną Solidarnej Polski, bo chce bezpartyjnego samorządu. Patryk Jaki w roli bezpartyjnego polityka wypada mało wiarygodnie, zwłaszcza, że po debacie odjechał spod telewizji autobusem z logo… PiS. Jaki w 2003 roku wstąpił do Forum Młodych PiS, później był członkiem kolejno Platformy Obywatelskiej, PiS i Solidarnej Polski. Całą swoją dotychczasową karierę spędził w polityce partyjnej.

Podobnie o swojej (ewentualnej) prezydenturze w Krakowie mówi Małgorzata Wassermann, kandydatka PiS na to stanowisko. W sondażach przegrywa jednak wyraźnie z niezależnym prezydentem Jackiem Majchrowskim, którego popierają Koalicja Obywatelska, SLD i PSL.

Królowa Jadwiga z PiS

W „Rzeczpospolitej” z 17 października 2018 powiedziała:


Nie będę obsadzać krakowskiego ratusza urzędnikami PiS, bo też nie z ludźmi PiS robię kampanię, ani do partii nie należę. Wspierają mnie radni PiS, a ja ich, ale nie jestem silnie związana z żadną partią.

Małgorzata Wasserman„Rzeczpospolita”, 16.10.2018 – 16/10/2018

15.10.2018 Krakow , Barka Augusta . Kandydatka Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Krakowa Malgorzata Wassermann podczas konferencji prasowej na temat smogu . Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta


WASSERMANN MIJA SIĘ Z PRAWDĄ. NIE JEST CZŁONKINIĄ PIS, ALE JEST OD PARTII CAŁKOWICIE ZALEŻNA, NIE MA WŁASNEGO ZAPLECZA POLITYCZNEGO. TO PIS WYBRAŁ JĄ NA SWOJĄ KANDYDATKĘ I ROBI JEJ KAMPANIĘ.


Zapewniała też: „Daję gwarancję apartyjności prezydentury”.

Wasserman na pewno wypada bardziej wiarygodnie niż Jaki. Rzeczywiście, nie jest członkinią PiS. Jednak mija się z prawdą, gdy mówi, że nie robi kampanii z ludźmi PiS. Jest kandydatką tej partii, na jej plakatach wyborczych jest logo PiS, a ona sama pojawia się na plakatach kandydatów PiS do sejmiku wojewódzkiego.

Była gwiazdą samorządowej konwencji PiS w Krakowie 14 października, namaszczoną przez premiera Morawieckiego, który zestawił ją z królową Jadwigą, w obecności samego prezesa Kaczyńskiego.

Wassermann nie przejmuje się nadmiernie zasadami logiki Arystotelesowskiej. Podkreślając apartyjność, mówi jednocześnie: „nie wstydzę się tego, kto finansuje moją kampanię i kto mnie wspiera. Wolę przejrzyste działania partii niż wsparcie deweloperów, którzy mogliby później chcieć jakiejś rekompensaty”.

Do polityki trafiła po katastrofie smoleńskiej, w której zginął jej ojciec Zbigniew Wassermann, minister rządu PiS w latach 2005-2007. Zaangażowana w ruch rodzin smoleńskich, kwestionowała oficjalne ustalenia przyczyn katastrofy. Współpracowała z PiS, a w 2015 roku dostała się do Sejmu z pierwszego miejsca listy krakowskiej tej partii, z ponad 81 tys. głosów, piątym wynikiem w kraju.

Partia wykorzystała jej popularność, została przewodniczącą komisji śledczej do spraw afery Amber Gold. Chodziło też o wypromowanie jej, aby lepiej poradziła sobie w wyborach samorządowych. Według Gazety Wyborczej Jarosław Kaczyński cenił sobie Zbigniewa Wassermanna i ma duży sentyment do jego córki. Trudno uznać, że nie jest to silny związek z PiS. Gdyby nie partia, Wassermann nie byłaby w stanie rzucić Jackowi Majchrowskiego wyzwania w Krakowie.

Za, a nawet przeciw gwarancjom rządowym

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedziała również:


Rząd musi współpracować z każdym. Nie zabiegałam o specjalne gwarancje dla Krakowa od rządu. Władza centralna ma obowiązek współpracy z samorządami. I to nieważne, kto będzie prezydentem i z jakiej opcji.

Małgorzata Wasserman„Rzeczpospolita”, 16.10.2018 – 16/10/2018


WASSERMANN SAMA ZAPRZECZA SWOIM DZIAŁANIOM Z KAMPANII. OBIECYWAŁA W KRAKOWIE SIEĆ 5G W OBECNOŚCI MINISTRA CYFRYZACJI I LICZY NA POMOC PREMIERA W BUDOWIE METRA.


Można to odebrać jako złośliwość wobec Patryka Jakiego, który podkreślał, że postulowane przez niego inwestycje w Warszawie mają gwarancję finansowania ze strony rządu. Ale Wasserman także korzysta z tego sposobu autopromocji: głosujcie na mnie, bo rząd wesprze moje projekty.

Jedną z jej obietnic jest objęcie Krakowa zasięgiem sieci 5G. 8 października mówiła: „Jeżeli zostanę prezydentem Krakowa, będę mocno zabiegać, aby miasto zostało objęte tym inteligentnym, sprawnym i szybkim rozwiązaniem. To jest nie tylko kwestia ułatwienia życia mieszkańcom, ale też redukcji kosztów”.

Na konferencji wspierał ją… Marek Zagórski, minister cyfryzacji. Siedząc obok kandydatki PiS, opowiadał o planach wdrażania jej postulatu.

Zdaniem Zagórskiego Kraków może być jednym z pierwszych miast, gdzie sieć 5G zacznie działać.

Jeszcze raz wywiad dla „Rzeczpospolitej”: „Stoję murem za premierem Morawieckim, którego zasług dla Polski nie przekreśli żadna taśma z przekleństwami.

Mam nadzieję, że premier również będzie wspierał Kraków przy budowie metra, którego miasto nie wybuduje tylko z własnych środków”.

Małgorzata Wassermann w Krakowie, podobnie jak Patryk Jaki w Warszawie, stara się mówić do różnych wyborców różnym językiem. Dla jednych chce być bezpartyjna, dla innych jest twarzą PiS. Dla jednych odcina się od rządowych gwarancji, dla innych występuje na konferencji wraz z ministrem, który opowiada o tym, jak można spełnić jej postulaty. Jak podziała to na wyborców przekonamy się, gdy poznamy wyniki wyborów samorządowych.

oko.press