PiS w pogoni za sukcesem

Lista „jedynie słusznych dokonań”partii rządzącej jest coraz bardziej „imponująca”.

 

Lista „jedynie słusznych dokonań”partii rządzącej jest coraz bardziej „imponująca”.

Największym sukcesem PiS-u jest to, że w ogóle udało się tej partii wygrać wybory. Okazało się, że populizm, wbijanie Polaków w poczucie wiecznego zagrożenia wrogiem zewnętrznym oraz wewnętrznym wystarczyło, by przekonać nawet tych nieprzekonanych. Lekcja ze znajomości psychologii przeciętnego Polaka została odrobiona na piątkę. Jednak to za mało. Po dojściu do władzy PiS musi na każdym kroku udowodniać, że tylko oni są panami sukcesu Polski. Do tej pory władza należała do jakiegoś chłamu i dopiero teraz jest tak, jak powinno być. Stąd też „sukcesy” walą drzwiami i oknami, a nam włos się jeży z szoku i niedowierzania.

Szczyt NATO w Warszawie został odtrąbiony sukcesem wszechczasów. O ranyyy, ależ szczęście! Właśnie teraz, za rządów nieRządu, za prezydentury prezydenta części Polaków. Politycy PiS łkali ze wzruszenia i radości, a naród miał psi obowiązek uwierzyć, że to właśnie zasługa nowej władzy, bo Polska wstała z kolan i wreszcie, wreszcie zajmuje odpowiednią pozycję na arenie międzynarodowej. Jakoś tylko nikomu nie wpadło do głowy, że przygotowanie imprezy na taką skalę wymaga wielu miesięcy pracy. Decyzja o organizacji szczytu w Warszawie zapadła w maju 2015 roku i była ona efektem usilnych starań, zabiegów, rozmów polskiego rządu i polskiego prezydenta. Szybko wzięto się do roboty. Określono termin szczytu, opracowano scenariusz, zakreślono ramy organizacyjne. Hm…i nie działo się to za rządów nieRządu, i nie była to zasługa Dudy. Prawdę mówiąc, to nowa władza sobie przyszła i wzięła gotowca do łapy, realizując z niego punkt po punkcie. No, ale nie bądźmy wredni. Poradzili sobie z realizacją programu PO i chwała im za to. A że pominęli faktycznych autorów tego sukcesu to już drobiazg. Nie warto sobie tym zawracać głowy.

Światowe Dni Młodzieży – impreza najwyższej wagi i troski pisowskiej władzy. Nigdy wcześniej impreza ta nie była tak powszechna, tak huczna, tak bogata programowo. Fakt – nigdzie też nie była tak bardzo wspomagana przez państwo. Impreza o charakterze kościelnym, ale całą śmietankę z niej postanowiła spić władza i słusznie. Koordynacja działań, przepływ pieniędzy, zaangażowanie osobiste, praca nad każdym szczegółem… wszystko to pokazało mi sukces jednej istotnej idei, w której zupełnie zatarła się granica między państwem a Kościołem. Owszem, wpadł ze swoim przesłaniem papież Franciszek, ale warto było szybko o tym zapomnieć. Owszem, odwiedziło nas ok. 3 mln młodych ludzi, ale i tak najważniejsza była czujność Błaszczaka, który z satysfakcją dorwał jakiś dwóch o śniadej cerze i przez ponad tydzień żądał czołobitności od narodu za walkę z terroryzmem… dopóki nie okazało się to wielką pomyłką. Wielki sukces Kościoła okazał się więc sukcesem nieRządu, który bez skrupułów podpisał się pod imprezą, uznając ją najważniejszym osiągnięciem Polski od 966 roku, czyli chrztu.

Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej to już klasyka próby przekucia porażki w sukces. To nic, że tylko Polska stanęła okoniem. To nic, że nawet wielki przyjaciel posła K., szanowny Orban, zdradził pisowski interes. Ważne, że pani Szydło nie rozczarowała, nie zawiodła pokładanych w niej nadziei. Stanęła ta drobna, polska kobieta przeciwko lampartom dyplomacji europejskiej, podniosła dumnie główkę, zacisnęła piąstkę na broszce i wydukała z siebie sprzeciw. Ona jedna, ich tylu, ale nie ugięła się, dała radę, pokazała, że choćby cały świat wciskał nas w ziemię, to pisowska Polska i tak wstaje z kolan. Po powrocie czekał na nią wzruszony poseł K., koledzy z nieRządu, a tłumy wiernych wiwatowały z radości, bo świat zobaczył prawdziwą Polskę, taka pisowską, taka wielką, taką polską…

Przed nami przyjazd prezydenta USA Donalda Trumpa, który tak przy okazji, jadąc na szczyt G-20, wpadnie i do nas. Ja nie wiem, jak taki sukces przeżyją politycy PiS. Tym bardziej, że ponoć udało się przekonać Trumpa, by w swoim przemówieniu do narodu polskiego oficjalnie stanął po stronie pisowskiej „dobrej zmiany”. Tak twierdzi znany polityk PiS, ale ciiiiii… bo zapeszymy. Oczywiście, wszyscy liczą, że spotka się on z naszym posłem K., bo przecież musi mieć świadomość, kto w Polsce gra pierwsze skrzypce. Jeśli przewidywania się sprawdzą, PiS oszaleje ze szczęścia. Jeśli jednak nie, to i tak wmówią narodowi, że to wielki sukces. Nie ma się więc czym podniecać. Będzie jak powie poseł K. i tyle w temacie.

Poza tak wielkimi sukcesami, PiS może się pochwalić i nieco mniejszymi. Sami powiedzcie, czyż to nie wspaniałe, że Wielka Brytania skorzystała z pomocy naszych świetnie wyszkolonych policjantów, którzy polecieli na Wyspy, by nauczyć służby porządkowe, jak się chroni swoich przed atakami autochtonów. Wystarczyło wysłać trzech, a już policja brytyjska padła na kolana z wrażenia. To znaczy, tak mi się wydaje, bo jakoś nigdzie o tym nie napisano. Nie dotarły do mnie żadne słowa dziękczynne, żadne słowa szacunku, które pokazałyby, jak bardzo policja brytyjska jest wdzięczna naszym za pomoc. Jak bardzo jej umiejętności wzrosły. No, ale to Brytyjczycy. Oni nie potrafią docenić nikogo, kto uczy ich czegoś sensownego.

Czyż rozdmuchanie takiej antyimigranckiej histerii narodowej nie jest też sukcesem? Coś takiego nie udało się dotąd nikomu. Uchodźcy stali się kartą przetargową, która powoduje, że słupki sondażowe posła K. i spółki rosną. Pisowski naród, który uwielbia, by trzymać go na smyczy strachu i poczucia zagrożenia, wpatruje się z miłością i oddaniem w swój nieRząd, merdając ogonkiem z wdzięczności za ochronę przed śniadolicym gościem w turbanie, który o niczym innym nie marzy, jak dopaść polską kobietę czy rzucić sobie u nas jakąś bombkę. Ten sukces podkreśliła pani Szydło w Auschwitz podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych, jeszcze raz podkreślając, że „należy uczynić wszystko, aby uchronić swoich obywateli”… wiadomo… przed uchodźcami, więc znowu tłum w euforii, pozostała część narodu w szoku.

Sukcesem pisowskiego panowania jest ten piękny podział narodu na lepszy sort i gorszy, powstanie obrony terytorialnej, która może być wykorzystywana do ewentualnych rozruchów społecznych, usankcjonowanie narodowców i ich ideologii, demolka najważniejszych zasad demokracji, powrót do czasów mrocznego PRL, wprowadzenie cenzury. Sukcesem jest retoryka nienawiści, narastająca agresja… i co można jeszcze powiedzieć? Pochwalić się nie da. Mogę tylko zwrócić się do Sił Wyższych z prośbą, by uchronili nas od kolejnych sukcesów PiS-u, bo to grozi ciężkim uszkodzeniem psychiki. Puk, puk… ktoś tam, na „Górze” mnie słyszy?

Tamara Olszewska

koduj24.pl

Piotrowicz: Byłem wrogo nastawiony do PRL-u. Twitter kpi: ‚A Al Capone był wrogiem mafii’

past, 16.06.2017

Posiedzenie Sejmu

Posiedzenie Sejmu (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Byłem wrogo nastawiony do PRL-u – powiedział w wywiadzie dla „Rz” były prokurator, a dziś poseł PiS Stanisław Piotrowicz. „To szczyt hipokryzji” – piszą ludzie na Twitterze. I żartują: „Kiedyś będzie wrogo nastawiony do PiS”.

W rozmowie z posłem Stanisławem Piotrowiczem w „Rzeczpospolitej” pojawił się wątek jego pracy na stanowisku prokuratora w PRL-u. Poseł nawiązał do sprawy Antoniego Pikula.

Pikul – były działacz „Solidarności” – został w stanie wojennym oskarżony o kolportaż niedozwolonych przez władzę treści. Na jego akcie oskarżenia widnieje podpis Piotrowicza. Poseł PiS zapewniał, że chciał pomóc działaczowi „S”. Pikul utrzymuje, że żadnej pomocy ze strony Piotrowicza nie było.

– Ten, któremu pomagałem w przeszłości, dzisiaj mnie oskarża – powiedział w wywiadzie były prokurator. Piotrowicz zapewnia, że „narażał się bardzo, żeby mu pomóc”, zaś Pikul „wcześniej był za to wdzięczy, a dziś atakuje”.

Byłem wrogo nastawiony do PRL-u i dlatego wspierałem takich jak on – powiedział były prokurator.

„Kiedyś przeczytamy, że był wrogo nastawiony do PiS”

To ostatnie zdanie wywołało falę kpin i złośliwych komentarzy na Twitterze. „Ciąg dalszy myśli heroicznego prokuratora PRL Piotrowicza. Kiedyś przeczytamy wywiad ‚Byłem wrogo nastawiony do PiS’. To tylko kwestia czasu” – kpił poseł PO Marcin Kierwiński. „Szczyt hipokryzji” – wtórował mu partyjny kolega Cezary Tomczyk.

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

Ciąg dalszy myśli heroicznego prokuratora PRL Piotrowicza. Kiedyś przeczytamy wywiad „Byłem wrogo nastawiony do PiS”. To tylko kwestia czasu

Prokurator Piotrowicz wrogo nastawiony do PRL?… Szczyt hipokryzji. Kiedyś pewnie będzie wrogo nastawiony do PiS… https://twitter.com/jnizinkiewicz/status/875596678656442369 

„Stanisław Piotrowicz (exPZPR,prokurator w PRL) mówi, że był wrogo nastawiony do PRL. Czy winy każdego komucha są odpuszczane po wstąpieniu do PiS?” – skomentował dziennikarz „Rz”, który rozmawiał z Piotrowiczem, Jacek Nizinkiewicz.

S. Piotrowicz (exPZPR,prokurator w PRL) mówi, że był wrogo nastawiony do PRL. Czy winy każdego komucha są odpuszczane po wstąpieniu do PiS?

„Byłem wrogo nastawiony do PZPR – mówi Piotrowicz. A ja jestem przyjaźnie nastawiony do PiS” – napisał krytyczny wobec rządu dziennikarz Przemysław Szubartowicz.

Byłem wrogo nastawiony do PZPR – mówi Piotrowicz. A ja jestem przyjaźnie nastawiony do PiS.

w Rzepie twierdzi ze byl wrogiem PRL-u… To mniej więcej tak, jakby zlodziej byl wrogiem kradzieży

gazeta.pl

Ten wpis o uchodźcach szybko zniknął z Twittera PiS-u. Ludzie oburzeni: Brzydko się bawicie

Gazeta.pl, 16.06.2017

Siedziba PiS© Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta Siedziba PiS

Niedawno na Twitterze partii rządzącej usunięto wpis z wypowiedzią Beaty Szydło. Teraz skasowano kolejny tweet. Przekonywano w nim, że… niechęć do imigrantów nie jest czymś złym. „Brzydko się bawicie” – skomentował dziennikarz Wojciech Mucha.

Komisja Europejska wszczęła procedurę przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom w związku z odmową przyjęcia uchodźców. Na przyjęcie 7 tys. osób w ramach systemu relokacji zgodził się poprzedni rząd, jednak nowa władza nie wywiązała się z tego zobowiązania.

Politycy PiS od dawna krytykują pomysł. by wszystkie kraju UE przyjęły część uchodźców, którzy w ostatnich latach przybyli do Włoch i Grecji.

Dziś na profilu Prawa i Sprawiedliwości na Twitterze pojawił się wpis, mający przekonywać do poglądów partii na sprawę uchodźców. Pokazano w nim wyniki badania dot. zadowolenia obywateli państw UE z tego, jak Unia rozwiązuje sprawę uchodźców.

Grafikę opatrzono komentarzem: „Nie dajcie sobie wmówić, że niechęć do uchodźców to coś złego. Polacy nie są wyjątkiem w Europie”.

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

Kolejny wpis skasowany i po 40 minutach zamieszczony w nowej formie.

Po ok. 40 minutach wpis usunięto i zastąpiono innym, gdzie nie było już zdania o „niechęci do uchodźców”. Jednak do tego czasu wiele osób zdążyło zachować wpis. Pojawiły się krytyczne komentarze.

Ciekawe co na ten social media nindżyzm powie @szefernaker. Brzydko się bawicie.

Zobacz obraz na Twitterze

Nie dajcie sobie wmówić, że nienawiść jest czymś normalnym. Nienawiść niszczy – i Polacy nie są tu wyjątkiem.

„Brzydko się bawicie” – napisał dziennikarz „Gazety Polskiej” Wojciech Mucha. „Nie potrafię w tej chwili wymyślić komentarza, który byłby cenzuralny” – skomentował dziennikarz Kamil Sikora.

W końcu wpis skomentował Paweł Szefernaker (w kampanii PiS odpowiadał za media społecznościowe). „Poprzedni tweet był wyjątkowo niefortunnie napisany. Takie błędy nie powinny się zdarzać. Wnioski będą wyciągnięte” – napisał.

Poprzedni tweet był wyjątkowo niefortunnie napisany. Takie błędy nie powinny się zdarzać. Wnioski będą wyciągnięte. https://twitter.com/pisorgpl/status/875692703299891200 

Manipulacja we wpisie?

Jednak jak zwrócili uwagę ludzie na Twitterze, wraz z nowym wpisem problem wcale nie zniknął.

Po pierwsze, po zmianie we wpisie napisano, że „coraz więcej Europejczyków nie zgadza się na przymusową relokację imigrantów”. Tyle, że takie zdanie to manipulacja – wcale nie to wynika z załączonego badania.

Pytanie w nim brzmiało: Czy aprobujesz/dezaprobujesz to, w jaki sposób UE radzi sobie w sprawie uchodźców”? Odpowiedź „dezaprobuję” może oznaczać niezgodę na przyjmowanie uchodźców, ale równie dobrze może oznaczać, że respondent jest niezadowolony ze zbyt wolnego przyjmowania uchodźców.

Nadal: nie to jest na załączonym obrazku. Ankietowani odpowiadali na inne pytanie.

Po drugie, największy procent odpowiedzi „dezaprobuję” jest wśród Włochów i Greków. Akurat w tym przypadku jasne jest, że mieszkańcy są niezadowoleni nie z przymusowych kwot uchodźców, ale właśnie z tego, że inne kraje UE – w tym Polska – nie wywiązują się ze zobowiązań i nie przyjmują uchodźców, którzy są obecnie w Grecji i Włoszech.

Coraz więcej Europejczyków nie zgadza się na przymusową relokację imigrantów.
➡️Podajcie dalej! pic.twitter.com/5huioKCReP

@pisorgpl Grecy i Włosi akurat nie zgadzają się, że UE nie potrafi wymusić na krajach takich jak Polska solidarności. Ale co Was to obchodzi.

W ten sposób, choć teoretycznie PiS wycofało się z oburzającego wpisu i usunęło go, w rzeczywistości wciąż partia posługuje się manipulacją. A zdanie o tym, że niechęć do uciekających przed wojną ludzi jest czymś akceptowalnym będzie dalej krążyć w sieci.

I on na jakiś niszowych prawicowych portalikach będzie powielony, gdzieś na FB wyskoczy. Tak RU wpływała na wybory. https://twitter.com/BWicinski/status/875698189290135553 

Dziwna wypowiedź Szydło o Auschwitz

To już drugi w tym tygodniu przypadek, gdy kontrowersyjny wpis znika z twitterowego konta PiS.

W środę szybko zniknął tam tweet z wypowiedzią premier Beaty Szydło w Auschwitz. Jednak wiele to nie dało, gdyż nie była to pomyłka osoby odpowiedzialnej za konto partii, a słowa o tym, że „Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli” rzeczywiście padły z ust Szydło i wywołały oburzenie.

msn.pl

IPN dla PiS jak mauzoleum Lenina

IPN dla PiS jak mauzoleum Lenina

Stefan Niesiołowski pokazał IPN gest Kozakiewicza. I nie dziwota, bo ta instytucja skompromitowała się, jak Moskwa organizująca igrzyska. Instytut Pamięci Narodowego miał odkłamywać historię czasów PRL-u, niepostrzeżenie sam zaczął tworzyć kłamstwa.

Po odejściu PiS od władzy może być tak, iż powstanie chęć odkłamywania kłamstw IPN. Ta instytucja jest typowo polska. Za co byśmy się nie wzięli, spaprzemy. Nie potrafimy myśleć instytucjonalnie, może dlatego, że do tego rodzaju synekur pchają się ludzie pokroju Macierewicza, raczej niezbyt zdrowi emocjonalnie i intelektualnie niepredysponowani.

IPN zaczął chodzić na pasku polityków, więc wszedłszy w potakujące stado musi beczeć, jak im pasterze polityczni nakazują. Ot, cała tajemnica IPN, który nadaje się tylko do likwidacji. Sam kiedyś z nim współpracowałem. Na początku miało to sens, aby wyrównać rachunki historyczne, lecz te zamieniły się w rachunki polityczne.

Nie wiedziałem, że IPN oprócz badania historii i pewnych prerogatyw prokuratorskich ma też godnościowe – może przyznać odznaczenia. Właśnie chcieli przypiąć do klaty Niesiołowskiego Krzyż Wolności i Solidarności, a ten – jak Kozakiewicz – pokazał im wała, Moskwa PiS nie będzie gmerać mu przy piersiach. I słusznie! Przecież te same ręce mogły pisać takie same bzdury, jakie wypowiadają skalane kłamstwem usta Kaczyńskiego i Macierewicza.

Niesiołowski napisał: „Oświadczam, że IPN nie ma moralnego prawa przyznawać ludziom walczącym o niepodległą i demokratyczną Polskę żadnych odznaczeń”. I dalej: „IPN działa jako pisowskie narzędzie na rzecz wprowadzenia w Polsce dyktatury likwidacji demokracji i państwa prawa, uczestniczy też w procesie zakłamywania historii i szkalowania ludzi zasłużonych dla Wolnej Polski. Z w/w powodów żadnego „krzyża” od IPN nie przyjmuję”.

Nie przeceniałbym IPN jako instytucji, która ma i będzie miała „zasługi” we wprowadzaniu dyktatury, raczej porównałbym ją do urządzenia, które służy załatwianiu nieczystych potrzeb politycznych, a takie miejsce kolokwialnie wiadomo, jak się nazywa.

Niestety, IPN dla PIS spełnia funkcję mauzoleum Lenina, więc trzymam sztamę z Niesiołowskim, bo sam też mam IPN-owski status poszkodowanego, acz nie podpalałem muzeum Lenina w Poroninie.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Jedziemy do Radomia!

16 czerwca 2017

Bezpośrednią przyczyną tzw. wydarzeń radomskich była podwyżka cen, ale tak naprawdę konflikt wisiał w powietrzu. Tak jak teraz, czerwiec był bardzo gorący …

Radom, Ursus, Płock – to tu w 1976 roku robotnicy zaprotestowali przeciwko utracie wolności, równości i godności. Zapowiedziana 24 czerwca 1976 przez premiera Jaroszewicza podwyżka cen była tylko iskrą. Podwyżka o około 70% cen artykułów spożywczych (mięso i wędliny miały zdrożeć o 69%, masło i sery o 50 %, cukier o 100%, ryż o 150 %, warzywa o 30 %) doprowadziła ludzi do wyjścia na ulicę. Ale były i inne powody; był to masowy protest przeciwko polityce PZPR. To nie mieściło się w głowach ówczesnej władzy, która myślała, że nikt nie będzie protestował. 25 czerwca wystąpienia objęły wszystkie większe ośrodki robotnicze w kraju. Szczególnie burzliwie rozwinęła się sytuacja w Ursusie, doszło tam do demontażu torów i wstrzymania ruchu pociągów na linii Warszawa-Kutno.

W Radomiu doszło do największego protestu: przed budynkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR zebrało się ponad 4 tysiące robotników z pierwszej zmiany, którzy domagali się rozmów z kierownictwem partii w sprawie odwołania podwyżek cen żywności. Długie i bezskuteczne rozmowy drugiego sekretarza radomskiego PZPR z robotnikami jedynie dolały oliwy do ognia. Protestujący widząc stosunek władz do ich postulatów wtargnął do budynku. Jak opowiadają świadkowie, z partyjnego bufetu zostały wyrzucone przez okno na ulicę puszki szynk, a z gabinetów „partyjniaków” – portrety Lenina, książki, dokumenty. Robotnicy ściągnęli czerwoną flagę PZPR i powiesili – państwową biało-czerwoną. W końcu budynek partii podpalono. Po południu robotników poparli studenci Politechniki Świętokrzyskiej, uczniowie radomskich szkół i kolejni robotnicy (z drugiej zmiany). Stanęły największe w mieście zakłady pracy: Zakłady Metalowe „Łucznik” im. gen. Waltera, Radomskie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Radoskór”, Zakłady Przemysłu Tytoniowego oraz Radomska Wytwórnia Telefonów. Miasto było całkowicie opanowane przez demonstrantów. A potem do akcji wkroczyła milicja.  Zatrzymano ponad 600 osób. Dwie osoby zginęły w czasie walk i demonstracji, a trzecia zmarła w szpitalu na skutek pobicia przez milicję.

A potem rozpoczęły się represje …  kolegia do spraw wykroczeń nałożyły kary na uczestników, a osiem osób skazano na 8 do 10 lat więzienia, 11 osób otrzymało wyroki od 5 do 6 lat, a sześcioro od 2 do 4 lat. Zwalniano z pracy bez prawa do jej ponownego uzyskania. Władze rozpoczęły w prasie, radiu i telewizji, na stadionach i placach szeroko zakrojoną kampanię propagandową, która miała na celu potępienie i zdyskredytowanie protestujących.

Radom stał się symbolem sprzeciwu obywateli. To tu rozpoczęła się polska droga do WOLNOŚCI – poprzez KOR, Solidarność, aż do niepodległej Rzeczpospolitej, dlatego trzeba być 24 czerwca 2017 o g. 14 w Radomiu na Placu Corazziego (ul. Żeromskiego 53).

Nasza Wolność znów jest zagrożona. Zaledwie 41 lat po wydarzeniach czerwca ’76 musimy wszyscy przyjść i wyrazić nasz sprzeciw – nie możemy pozwolić na łamanie konstytucji, niezawisłości sądów i PiSokrację.

KOD Mazowsze i ODnowa zapraszają! Uczcijmy bohaterów Czerwca ’76. Wyraźmy nasz sprzeciw wobec rządów PiS.

Tu jest POLSKA !

Przeczytaj jeszcze: https://www.kod-mazowsze.pl/szli-wolajac-wolnosci-chleba/

https://www.kod-mazowsze.pl/rocznica-wydarzen-radom-76-jedziemy-do-radomia/

PIĄTEK, 16 CZERWCA 2017

STAN GRY: Olejnik: Choroby o których mówił Kaczyński dotknęły Schetynę, Szułdrzyński: PiS obrzydza Zachód

300LIVE: Kamiński o Szydło i imigrantach, Ziobro będzie bronił drukarza za wyrok ws LGBT, Lichocka o Tusku http://300polityka.pl/live/2017/06/16/

PROF. ŁUKASZ TURSKI O REFORMIE ZALEWSKIEJ: “Za kilkadziesiąt złotych dzieci mogą zbudować profesjonalny przyrząd naukowy. Tymczasem sama Warszawa wyda miliony na przerabianie toalet i sal, by dopasować budynki po gimnazjach do podstawówek”. http://wyborcza.pl/7,75248,21966296,nie-chce-juz-rozmawiac-o-tym-czy-kasowanie-gimnazjow-to-zly.html

ZASKAKUJĄCA ZMIANA OPINII POLAKÓW NT PRZYJMOWANIA UCHODŹCOW – jak pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Większość (53,7 proc.) odpowiedziała „zdecydowanie tak” lub „raczej tak”. Przeciwnego zdania było 46 proc. respondentów. Tych, którzy wyrazili chęć wzięcia udziału, zapytano potem o zdanie w kwestii przyjmowania uchodźców w Polsce. Według badania, na pytanie „Czy jesteś za przyjęciem przez Polskę uchodźców w ramach systemu relokacji Unii Europejskiej?”, 60,4 proc. odpowiada: „nie”, a 36,6 proc. badanych – „tak”. http://www.rp.pl/Spoleczenstwo/306159882-Sondaz-IBRiS-604-proc-Polakow-nie-chce-przyjecia-uchodzcow.html

PIS SAMO SOBIE WINNE BO OBRZYDZA ZACHÓD – Michał Szułdrzyński w RZ: “Dlaczego więc tak wielu komentatorów odebrało słowa premier jako aluzję do sprawy uchodźców? Pani premier używa pojęcia bezpieczeństwa ostatnio głównie w kontekście zamknięcia granic dla uchodźców. Jeśli więc PiS powinien mieć pretensje do kogokolwiek o to, jak odebrane zostały słowa Szydło, to przede wszystkim do siebie. Bo to właśnie rządząca partia stworzyła narrację, której celem jest odwrócenie uczuć i tęsknot Polaków. Od końca II wojny światowej, ale tak naprawdę od kilku już stuleci, cywilizacja i kultura Zachodu dla większości Polaków były wzorem do naśladowania. Zachód, Europa były obiektami tęsknoty oraz aspiracji. Dziś obserwujemy operację obrzydzania Zachodu”. http://www.rp.pl/Polityka/170619449-Szuldrzynski-Sarmatyzm-powraca.html

WARTOŚCI SZYDŁO LEC W GRUZACH – Tadeusz Sobolewski w GW: “My – zwyciężymy. To znaczy polegniemy z honorem. Dumni i samotni – jak ostrzega młodszy Miłoszewski w „Inwazji”, przystawiając lustro naszej polityce. W każdym razie, gdy słyszę z ust premier Szydło kolejny raz, że „Polska jest bezpieczna”, mój spokój zaczyna lec w gruzach”. http://wyborcza.pl/7,75968,21962429,wartosci-lec-w-gruzach-pani-premier-udowadnia-to-w-auschwitz.html

NIE RÓBCIE POLITYKI W AUSCHWITZ – tytuł w Fakcie – jak pisze Dariusz Grzędziński: “Dopóki milczy Beata Szydło, dopóty pojawiać się będą kolejne interpretacje. Zaś miejsce, do którego polityka nie powinna mieć wstępu, pozostanie areną brudnej walki. To powód do wstydu dla pani premier. A dla nas wszystkich lekcja – po przekroczeniu obozowej bramy nie ma miejsca na politykę”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/beata-szydlo-w-auschwitz-nie-robcie-polityki-w-auschwitz/9njg6s9

TUSK JEST JUŻ LIDEREM OPOZYCJI – naczelny SE Sławomir Jastrzębowski: “Są tu jednak dwa problemy. Po pierwsze Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej nie powinien pod żadnym pozorem wtrącać się bezpośrednio w bieżącą politykę Polski, ponieważ zaprzecza w ten sposób swojej roli. Być może krytyka rządu jest jego ruchem wyprzedzającym wobec zarzutów jakie mogą się pojawić wobec niego w sprawach ekshumacji i Amber Gold, co jednak nie niweluje faktu, że w ten sposób zdecydowanie zaprzeczył swojej apolitycznej roli wobec Polski. Drugi problem wynika z interpretacji słów premier Szydło. Choć wywołały oburzenie Tuska i wielu jego akolitów, to przedstawiciel środowiska Forum Żydów Polskich jest diametralnie innego zdania (…). http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/slawomir-jastrzebowski-tusk-jest-juz-liderem-opozycji-ale-czy-powinien_1002141.html

WARZECHA: SZYDŁO MA RACJĘ – jak pisze w SE Łukasz Warzecha: “”Auschwitz to lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom” – stwierdziła Beata Szydło w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym. Próbuję zrozumieć, jak kogokolwiek mogą te słowa oburzać i nie widzę innego powodu niż skrajne głupota lub hipokryzja”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/lukas-warzecha-komentuje-auschwitz-to-lekcja-szydo-ma-racje_1002155.html

HAŃBA, RZĄD WYLECZY BOGATYCH A BIEDNI UMRĄ – jedynka Faktu: “Minister zdrowia nie raz zapewniał, że dzięki jego reformom kolejki w służbie zdrowia będą krótsze. Jego najnowszy pomysł jest jednak szokujący! Konstanty Radziwiłł (59 l.) chce, by państwowe szpitale mogły leczyć za pieniądze. Czyli jeśli chcemy zostać szybciej zoperowani, będziemy musieli zapłacić! Rząd się na to zgodzi?!” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/minister-zdrowia-konstanty-radziwill-z-kontrowersyjnym-pomyslem/b7bl3tm

ZDECYDOWANIE ZŁY POMYSŁ – Marek Balicki w SE o pomyśle Radziwiłła: “Zdecydowanie zły pomysł. Szpitale publiczne powinny być bezpłatne dla wszystkich. Obowiązkiem państwa jest finansowanie ich z podatków i składek służby zdrowia. PiS do tej pory mówiło o bezpłatności służby zdrowia. To niezgodne z tym, co głosili!”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/marek-balicki-apeluje-nie-dzielmy-pacjentow_1002153.html

STANISŁAW PIOTROWICZ O SĄDZIE NAJWYŻSZYM – POWINNI ZNAĆ MIEJSCE W PAŃSTWIE – w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “Sąd Najwyższy wykroczył poza swoje kompetencje, próbując podważyć akt łaski prezydenta. Prawo stosowania prawa łaski wynika wprost z klarownego przepisu konstytucji, art. 139. Mariusz Kamiński mógł być ułaskawiony na każdym etapie postępowania. Według znanych reguł wnioskowań prawniczych: a maiorem ad minus – skoro wolno więcej, to wolno mniej. Skoro wolno ułaskawić od wyroku prawomocnego, to tym bardziej od nieprawomocnego. SN nie ma uprawnień do recenzowania prerogatyw prezydenta. Sędziowie powinni znać swoje miejsce w państwie”.

PIOTROWICZ NA PYTANIE NIZINKIEWICZA O BOGA W KONSTYTUCJI: “Tak. Moje doświadczenia są takie: jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na swoim miejscu. Doświadczenia moje, jako człowieka, prawnika i polityka, są takie, że to nie prawo karne powstrzymuje mnie przed pewnymi zachowaniami, ale właściwie ukształtowane sumienie i odniesienie się do Boga”.

PIOTROWICZ NA PYTANIE CZY UTRWALAŁ WŁADZĘ LUDOWĄ – odpowiada Nizinkiewiczowi: “To jest nieprawda. Ja swoich poglądów nie zmieniłem. Samo SLD chciało mojego odwołania z funkcji prokuratora, ponieważ jestem znany z tego, że mam silne poglądy prawicowe. Prokuratorem byłem, ale w represjach politycznych nie uczestniczyłem. Prowadziłem śledztwa o przestępstwa pospolite. Ten, któremu pomagałem w przeszłości, dzisiaj mnie oskarża”.  http://www.rp.pl/Prawo-i-Sprawiedliwosc/306159920-Stanislaw-Piotrowicz-Bylem-wrogo-nastawiony-do-PRL.html

JAN LITYŃSKI O STOSUNKU DUDY I PIS – pisze w liście do PAD, który publikuje RZ: “Artur Rubinstein pisał do Antoniego Słonimskiego: „O co chodzi z tą waszą konstytucją. Przecież obecna jest taka ładna i w ogóle nieużywana”. Formacja, z której się Pan wywodzi, podobnie traktuje obecną ustawę zasadniczą, która, w przeciwieństwie do komunistycznej, ma stać na straży demokratycznego państwa, trójpodziału władzy, niezależnego sądownictwa i samodzielnego samorządu”.

LITYŃSKI O FRASYNIUKU ORAZ RZĄDACH PZPR I PIS: “Narasta napięcie i następuje eskalacja autorytarnych działań. Za symboliczny należy uznać fakt oskarżenia Władysława Frasyniuka, w stanie wojennym skazanego na 6 lat i 3,5 roku więzienia. Tym razem grozi mu jedynie wyrok 3 lat. Czyżby ta różnica miała stanowić jedyną zmianę różniącą obecne rządy od rządów PZPR? Od Pana i Pana postawy zależy, jak Pańska prezydentura zostanie zapisana w naszej historii. Życzę Panu, aby była pamiętana jak najlepiej, urząd prezydencki reprezentuje bowiem godność naszej Ojczyzny. Pozostaje z szacunkiem należnym Pańskiemu urzędowi”. http://www.rp.pl/Publicystyka/306159915-List-otwarty-Jana-Litynskiego-do-Andrzeja-Dudy.html

CHOROBY TEŻ DOTKNĘŁY GRZEGORZA SCHETYNĘ – MONIKA OLEJNIK w GW: “Choroby, o których mówił prezes, szerzą się z prędkością światła. Dotknęły też Grzegorza Schetynę, lidera opozycji, który przyciśnięty do muru powiedział „nie” dla uchodźców”.

OLEJNIK O REFERENDACH DUDY: “A może warto zadać w referendum pytanie: Czy Adrian powinien być prezydentem Polski?”. http://wyborcza.pl/7,75968,21966206,bardzo-modne-te-referenda-moze-zrobmy-wlasne.html

— LEWICO BŁAGAM, NIE PRZERŻNIJ SAMORZĄDÓW – Jakub Majmurek w GW: “Zandberg, Nowacka, Śpiewak – nieważne, kto zwycięży, byle był z lewicy. Nie chodzi tylko o samopoczucie wyborców z sercem po lewej stronie. Stawką jest jakość naszej demokracji. Trzeba powstrzymać PiS przed przejęciem miast i województw, ostatnich instytucji władzy niekontrolowanych przez Nowogrodzką. A kto wygra Warszawę, ten wygra Polskę”.

NIE JEST POWIEDZIANE ŻE PIERWSZE MIEJSCE MUSI MIEĆ PLATFORMA – dalej Majmurek: “A nie jest wcale oczywiste, że pewne miejsce musi mieć w niej ktoś z PO. Cały spory dorobek partii w Warszawie obciąża kwestia reprywatyzacji. Komisja weryfikacyjna, pisowskie prokuratura i media zadbają, by sprawy przekrętów w nieruchomościach dominowały w debacie publicznej przez następny rok. A do tego głos centrowo-liberalny podzieli się między kandydata PO i Rabieja. No i w wielu kwestiach, jakie stają się coraz bardziej istotne dla mieszkańców – na czele z mieszkalnictwem, ładem przestrzennym, usługami publicznymi, prawem do terenów zielonych – Platforma i Nowoczesna nie będą dla wyborców wiarygodne”. http://wyborcza.pl/7,75968,21966178,lewico-blagam-nie-przerznij-samorzadow.html

BĘDZIEMY STARZY, CHORZY I SAMI – Adrianna Rozwadowska w GW: “Nie przegrała Dorota Gardias, która po latach walki zrzekła się fotela szefowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Nie przegrają pielęgniarki. Przegramy wszyscy, bo już za kilkanaście lat nad naszym szpitalnym łóżkiem nie pochyli się nikt”. http://wyborcza.pl/7,75968,21966243,przyszlosc-kogo-w-polsce-obchodzi-przyszlosc-pielegniarki.html

TOMASZ SAKIEWICZ O TYM JAK MOŻNA POMÓC GAZECIE POLSKIEJ – pisze w GPC: “Naszym mediom można pomóc na trzy podstawowe sposoby: ustaw w telewizorze jako pierwszy TV Republika, ustaw jako stronę startową w komputerze Niezależna.pl, dopilnuj, by „GP”, „GPC” i „Nowe Państwo” były właściwie eksponowane w Twoim kiosku. To nic nie kosztuje, a bardzo pomaga. Masz odrobinę pieniędzy, podaruj komuś drugi egzemplarz. Masz odrobinę odwagi, zapytaj prezesa znajomej firmy, czy reklamuje się w naszych mediach. To drobne rzeczy, od których wiele zależy”. http://gpcodziennie.pl/65168-niedamysiezniszczyc.html

PREZES PZU KOMENTUJE POWOŁANIE KRUPIŃSKIEGO W PEKAO SA – jak pisze GPC: “Zdaniem Surówki Krupiński jako były prezes PZU gwarantuje na tym stanowisku dobrą współpracę bankowo‐ubezpieczeniową, która stanowi ogromny potencjał banku. – Jest to nowy rozdział w historii Pekao SA, który nie jest już częścią międzynarodowej grupy bankowej, ale samodzielnym bankiem w ramach silnej grupy finansowej, jaką jest PZU. Jestem przekonany, że Michał Krupiński jest odpowiednim menedżerem do wyzwań, które teraz stoją przed bankiem – podkreślił prezes PZU SA i szef rady nadzorczej Pekao SA”. http://gpcodziennie.pl/65152-michalkrupinskipokierujepekao.html

POLSKA BLOKUJE UKRAIŃSKI PRZECIER POMIDOROWY – jedynka ekonomicznej RZ: “UE przyznała pogrążonej w wojnie Ukrainie dodatkowe koncesje handlowe, m.in. na sprzedaż pszenicy. Nasz kraj – ku zdumieniu Brukseli – był przeciwny takim ułatwieniom”. http://www.rp.pl/Biznes/306159910-Polska-blokuje-ukrainski-przecier-pomidorowy.html

TRZY BANKI W JEDEN DZIEŃ, PIS OBSADZA STANOWISKA W SPÓŁKACH – tytuł w GW.

ZDJĘCIA ZE ŚRODKA RZĄDOWEGO GULFSTREAMA: http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/takimi-samolotami-beda-latac-vipy-z-rzadu-zdjecia_1002211.html

JERZY OWSIAK O JANIE POSPIESZALSKIM w rozmowie Magdaleny Rigamonti – w DGP: “Absolutnie mój kumpel. I nie mówię, że były, bo mam nadzieję, że wróci do nas z tego miejsca, w którym teraz jest. Jasiu, wróć do nas, byłeś przecież rock’n’rollowcem i mam nadzieję, że wciąż nim jesteś. Przecież to on mi wymyślił czerwone spodnie na finał WOŚP. Wtedy nie było tak, że w każdym sklepie można było kupić czerwone spodnie. Jasiu mówi: znam świetną farbiarnię na Ochocie. Ufarbowali mi jeansy, jak je w domu po finale zdjąłem, to myślałem, że mi jaja urwało, Jasiu, ta farba puściła, za mało octu dodali. Żółtą koszulę też Jasiu wynalazł. W jakimś lumpeksie”. http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/552290,jerzy-owsiak-przystanek-woodstock-wosp-rozmowa-rigamonti.html

AUTOLANS – ROZMOWA MAZURKA Z AUTOREM STANU GRY w DGP: http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/552293,lukasz-mezyk-rozmowa-mazurka.html

300polityka.pl

PIĄTEK, 16 CZERWCA 2017

Miller o Sadurskiej: Tego rodzaju transfery były, są i będą

19:50

Miller o Sadurskiej: Tego rodzaju transfery były, są i będą

Widziałem taki plakat pani Sadurskiej z okresu kampanii. Zdaje się, że hasło było „jestem tam, gdzie jestem potrzebna”. Sadurska wykonała tę obietnicę wyborczą. To akurat nie [nie odbije się PiS-owi w kampanii], dlatego że tego rodzaju transfery były, są i będą. To może rodzić irytację, ale w sumie to się po prostu mieści w całym ciągu politycznych nominacji i nie sadzę, aby nominacja Sadurskiej była ostatnia – mówił Leszek Miller w rozmowie z Grzegorzem Kajdanowiczem w „Faktach po faktach” TVN24.

19:47

Miller: Komisja śledcza ws. Stachowiaka oczywiście nie powstanie

Taka komisja [śledcza ws. Igora Stachowiaka] oczywiście nie powstanie, dlatego że komisją śledczą powołuje większość parlamentarna. Inicjatorzy nie mają takiej większości. natomiast to, że rzecz powinna zostać dokładnie wyjaśniona, to oczywiste. Nie można tolerować sytuacji, że mniej więcej przez rok trwa postępowanie, śledztwo. Sprawia ono wrażenie, że efektem tego śledztwa ma być zamiecenie sprawy pod dywan – mówił Leszek Miller w rozmowie z Grzegorzem Kajdanowiczem w „Faktach po faktach” TVN24. Jak dodał, to, że Jarosław Zieliński nie podał się do dymisji, jak najgorzej świadczy o MSWiA.

19:44

Miller: Juncker wyciągnął rękę. Na miejscu Szydło bym ją wziął i zadeklarował, że weźmiemy 50 syryjskich chrześcijan

Przewodniczący KE już bardzo złagodził swoje stanowisko. Powiedział, że nie warto nikogo karać i biegać po Europie, wyciągnął rękę. Na miejscu pani Szydło ja bym tę rękę po prostu wziął. Zadeklarował, że weźmiemy 50 syryjskich chrześcijan – mówił Leszek Miller w rozmowie z Grzegorzem Kajdanowiczem w „Faktach po faktach” TVN24.

19:37

Miller: Takiego sojuszu tronu z ołtarzem jeszcze w Polsce nie było

Takiego sojuszu tronu z ołtarzem to jeszcze w Polsce nie było. Jeżeli tak często widzimy czołowych polityków PiS i naszego państwa klęczących w kościele, to akurat te słowa powinni zapamiętać i to nie chodzi o jakieś wielkie liczby. Austria, która jeszcze niedawno była na czarnej liście KE, została z tej listy zdjęta, bo zadeklarowała, że jest gotowa przyjąć 50 osób. Gdyby Polska wystąpiła z podobnym rozwiązaniem i propozycją, zakładając, że to będą syryjscy chrześcijanie, żeby wyjść na przeciw kościołowi, być może ten spór zostałby zakończony – mówił Leszek Miller w rozmowie z Grzegorzem Kajdanowiczem w „Faktach po faktach” TVN24. Jak dodał, KE czeka na gest i gdyby on nastąpił, to wtedy wszyscy ogłosiliby jakiś postęp. Mogłoby to być właśnie przyjęcie syryjskich chrześcijan – kobiet i dzieci.

300polityka.pl

IPN dla PiS jak mauzoleum Lenina

Stefan Niesiołowski pokazał IPN gest Kozakiewicza. I nie dziwota, bo ta instytucja skompromitowała się, jak Moskwa organizująca igrzyska. Instytut Pamięci Narodowego miał odkłamywać historię czasów PRL-u, niepostrzeżenie sam zaczął tworzyć kłamstwa.

Po odejściu PiS od władzy może być tak, iż powstanie chęć odkłamywania kłamstw IPN. Ta instytucja jest typowo polska. Za co byśmy sie nie wzięli, spaprzemy. Nie potrafimy myśleć instytucjonalnie, może dlatego, że do tego rodzaju synekur pchają się ludzie pokroju Macierewicza, raczej niezbyt zdrowi emocjonalnie i intelektualnie niepredysponowani.

IPN zaczął chodzić na pasku polityków, więc wszedłwszy w potakujące stado musi beczeć, jak im pasterze polityczni nakazują. Ot, cała tajemnica IPN, który nadaje się tylko do likwidacji, sam kiedyś z nim wspólpracowałem. Na początku miało sens, aby wyrównać rachunki historyczne. Lecz te zamieniły się w rachunki polityczne.

Nie wiedziałem, że  IPN oprócz badania historii i pewnych prerogatyw prokuratorskich ma też godnościowe, może przyznać odznaczenia. Właśnie chcieli przypiąć do klaty Niesiołowskiego Krzyż Wolności i Solidarności, a ten jak Kozakiewicz pokazał im wała, Moskwa PiS nie będzie gmerać mu przy piersiach.

I słusznie! Przecież te same ręce mogły pisać takie same bzdury, jakie wypowiadają skalane kłamstwem usta Kaczyńskiego i Macierewicza.

Niesiołowski napisał: „Oświadczam, że IPN nie ma moralnego prawa przyznawać ludziom walczącym o niepodległą i demokratyczną Polskę żadnych odznaczeń”.

I dalej: „IPN działa jako pisowskie narzędzie na rzecz wprowadzenia w Polsce dyktatury likwidacji demokracji i państwa prawa, uczestniczy też w procesie zakłamywania historii i szkalowania ludzi zasłużonych dla Wolnej Polski. Z w/w powodów żadnego „krzyża” od IPN nie przyjmuję.”

Nie przeceniałbym IPN jako instytucji, która ma i będzie miała „zasługi” we wprowadzaniu dyktatury, raczej porównałbym ją do urządzenia, które służy załatwiania nieczystych potrzeb politycznych, a takie miejsce kolokwialnie wiadomo, jak się nazywa.

Niestety IPN dla PIS spełnia funkcję mauzoleum Lenina, więc trzymam sztamę z Niesiołowskim, bo sam też mam IPN-owski status poszkodowanego, acz nie podpalałem muzeum Lenina w Poroninie.

Czy wiceszef MON Bartosz Kownacki skłamał?

Czy wiece szef MON Bartosz Kownacki skłamał?

Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki, odpowiadając na interpelację poselską, z detalami poinformował, kto i ile lata wojskowymi samolotami CASA. Gdy media informację tę upubliczniły, resort obrony zażądał sprostowania, przecząc wcześniejszym informacjom Kownackiego.

W artykule „Dla szefa MON CASA jak taxi” dziennikarze „Faktu” napisali, że wojskowy samolot latał 112 razy, by przetransportować szefa MON w różne miejsca. Korzystali z niego też inni ministrowie, np. Jan Szyszko. Autorzy opublikowanych tekstów oparli się przy tym nie na tajnych danych przekazanych przez tajemnicze „źródło”, tylko na oficjalnym dokumencie podpisanym przez Bartosza Kownackiego, wiceministra obrony. Opisał on dokładnie wszystkie loty ministrów samolotami CASA od początku kadencji Sejmu. Dziennikarze natomiast podliczyli konkretne dane z tabelki ministra, które wciąż można znaleźć na stronach Sejmu. Nie biorąc tego pod uwagę, biuro prasowe MON zarzuca im kłamstwo i komunikuje: „Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz od października 2015 do czerwca 2017 r. korzystał z transportu samolotem CASA łącznie 58 razy”.

Drugą część komunikatu – jakby to miało cokolwiek wyjaśniać –  ministerstwo poświęciło atakowi na poprzednika Antoniego Macierewicza. „Należy podkreślić, że poprzednik Ministra, pan Tomasz Siemoniak, używał samolotu CASA w większości na trasie Warszawa-Wrocław-Warszawa, co było związane z jego działalnością partyjną, a nie piastowaniem urzędu Ministra Obrony Narodowej. Tylko od czerwca do listopada 2015 r., w czasie trwania kampanii wyborczej, Pan Tomasz Siemoniak odwiedzał swój okręg wyborczy 9 razy” – napisali urzędnicy MON.

Swoją drogą, Wirtualna Polska ujawniła skalę wykorzystywania samolotów CASA do przewożenia VIP-ów i przypomniała podróże Beaty Szydło oraz Andrzeja Dudy. „CASA była projektowana dla wojsk desantowych, a nie do lotów z VIP-ami” – mówił wówczas gen. Waldemar Skrzypczak. PiS odpowiadało, że trzeba odbudować zlikwidowany po Smoleńsku 36 pułk lotniczy, bo rządowych samolotów jest za mało.

koduj24.pl

Ciemnogród zawitał na sale wykładowe KUL – u

16 czerwca 2017

Neurobiolog pani Maria Dorota Czajkowska-Majewska, posiada autentyczny tytuł profesora, ale nie zatrudnia jej żadna polska uczelnia. Trudno się temu faktowi dziwić wysłuchawszy ostatniego wykładu, jaki zorganizowała dla niej Katedra Teorii Sztuki i Kultury, Wydziału Filozofii, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Spłoszona dziekan wydziału prof.dr hab. Monika Walczak, zaraz po wykładzie poinformowała, że była to prywatna inicjatywa jednego z pracowników Wydziału. Osoba ta w sposób nieuprawniony oraz bez wiedzy i zgody władz wydziału, wykorzystała w tym celu infrastrukturę Uniwersytetu, logo wydziału, a tym samym jego renomę. Dziekan obiecuje wyjaśnienie sprawy.

Pani Profesor Czajkowska – Majewska wygłosiła wykład, który przedstawicielom świata nauki zjeżył włos na głowie, bo zabrała głos na temat szkodliwości szczepień, szerząc teorie nie mające z nauką nic wspólnego. Władze KUL ostatecznie od tego wydarzenia się odcięły, a zwolennicy prawdziwej nauki są oburzeni.

Zdarzenie to jest o tyle szokujące, że z roku na rok przybywa odmów szczepienia dzieci. W konsekwencji, znacznie rośnie choćby liczba zachorowań na odrę i ospę w naszym kraju. A obserwując siłę ruchów antyszczepionkowych, można sądzić, że będzie coraz gorzej.

W tej sytuacji ostatnią potrzebną rzeczą jest promowanie teorii przeciwników szczepień na uczelniach. To, co tymczasem zaprezentowała w Lublinie, Czajkowska-Majewska – guru ruchów antyszczepionkowych –  to zbiór plotek powtarzanych nie od dziś. Jej zwolennikom zupełnie nie przeszkadza to, że szanowane instytucje odcinają zarówno od niej, jak i od tego co w nieodpowiedzialny sposób głosi.

„Szamaństwo kwitnie na całym świecie, nie tylko w Polsce. Czasami z chęci zysku, czasami dla zaistnienia w świecie. W szamaństwo zaczynają bawić się lekarze i to jest tragedia dla chorych. Jeszcze większą tragedią jest, kiedy publikują, tak jak np. Andrew Wakefield, nierzetelne badania, które są wodą na młyn dla ruchów antyszczepionkowych” – komentując zdarzenie, powiedział w wywiadzie dla naTemat dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, ubolewając nad skutkami takich działań.

koduj24.pl

Areszt dla dwóch Polaków w Norwegii. Podpalili hotel dla uchodźców

http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1777905,Areszt-dla-dwoch-Polakow-w-Norwegii-Podpalili-hotel-dla-uchodzcow

IPN chciał odznaczyć Niesiołowskiego, a ten odmówił. „Nie ma moralnego prawa…”

16.06.2017

Instytut Pamięci Narodowej chciał uhonorować Stefana Niesiołowskiego za jego działalność w czasach komunistycznych. Ten jednak nie przebierając w słowach odmówił. Stwierdził, że IPN to „pisowskie narzędzie na rzecz wprowadzenia dyktatury”.

Swoją decyzję Niesiołowski ogłosił na Facebooku.

„Oświadczam, że IPN nie ma moralnego prawa przyznawać ludziom walczącym o niepodległą i demokratyczną Polskę żadnych odznaczeń” – stwierdził Niesiołowski.

W jego ocenie, Instytut Pamięci Narodowej to „pisowskie narzędzie na rzecz wprowadzenia w Polsce dyktatury likwidacji demokracji i państwa prawa”. Były działacz opozycji stwierdził, że IPN „uczestniczy w procesie zakłamywania historii i szkalowania ludzi zasłużonych dla wolnej Polski”.

„Z tych powodów żadnego krzyża od IPN nie przyjmę” – oznajmił.

W przeszłości był opozycjonistą

Krzyż Wolności i Solidarności to odznaczenie cywilne, nadawane działaczom opozycji wobec dyktatury komunistycznej w PRL.

Jednym z nich był właśnie Stefan Niesiołowski. Był pomysłodawcą podpalenia Muzeum Lenina w Poroninie. Plan został odkryty w 1971 roku, a Niesiołowski został aresztowany. Skazano go na 7 lat więzienia. Zwolniono go jednak wcześniej na mocy amnestii w 1974 roku. Od 1980 roku należał do „Solidarności”. Został aresztowany po ogłoszeniu stanu wojennego i osadzony w Jaworzu. Spędził tam rok.

Stefan Niesiołowski w poprzednich kadencjach był posłem PO. W latach 2007-2011 był wicemarszałkiem Sejmu RP. W 2016 roku opuścił szeregi partii i wszedł w skład koła poselskiego Europejscy Demokraci.

Kolejny przypadek

To nie pierwsza historia, kiedy były działacz opozycyjny odmawia przyjęcia Krzyża Wolności i Solidarności. Na początku czerwca odznaczenia nie chciał znany dziennikarz, Krzysztof Leski. Miał otrzymać Krzyż Wolności i Solidarności z okazji rejestracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Dwa dni później na podobny krok zdecydował się znany działacz antykomunistyczny Zygmunt Łenyk. W liście skierowanym do Andrzeja Dudy wyjaśnia, że odmowa jest protestem przeciwko „systematycznemu łamaniu przez Pana Prezydenta Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej” oraz „bezrefleksyjnemu podpisywaniu wszystkich ustaw.”

 

https://wiadomosci.wp.pl/ipn-chcial-odznaczyc-niesiolowskiego-a-ten-odmowil-nie-ma-moralnego-prawa-6134193443154049a

Wieloletni poseł PO, a obecnie polityk Unii Europejskich Demokratów Stefan Niesiołowski poinformował na Facebooku, że nie przyjmie odznaczenia od Instytutu Pamięci Narodowej.

„W związku z przyznaniem mi przez Instytut Pamięci Narodowej Krzyża Wolności i Solidarności oświadczam, że IPN nie ma moralnego prawa przyznawać ludziom walczącym o niepodległą i demokratyczną Polskę żadnych odznaczeń”– oświadczył parlamentarzysta.

Polityk w ostrych słowach wyjaśnił, czemu nie godzi się na zaakceptowanie wyróżnienia przyznanego przez Instytut Pamięci Narodowej. „IPN działa jako pisowskie narzędzie na rzecz wprowadzenia w Polsce dyktatury likwidacji demokracji i państwa prawa, uczestniczy też w procesie zakłamywania historii i szkalowania ludzi zasłużonych dla Wolnej Polski (wypowiedzi m. in. pp. Gwiazdy, Wyszkowskiego) i mam nadzieję, że po odzyskaniu wolności ta haniebna instytucja zostanie zlikwidowana. Z w/w powodów żadnego >>krzyża– napisał.

Krzyż Wolności i Solidarności przyznawany jest działaczom opozycji, którzy zasłużyli się w walce z dyktaturą w czasach PRL. Niesiołowski wsławił się planem podpalenia Muzeum Lenina w Poroninie. Po wykryciu jego zamiarów w 1971 roku, został skazany na 7 lat więzienia. W 1974 roku opuścił więzienie w związku z amnestią. W latach 80. angażował się w działalność „Solidarności”.

msn.pl

TVP o krok od konfliktu z Rydzykiem

TVP o krok od konfliktu z Rydzykiem

To nie do wiary, ale TVP odmówiła zamieszczenia na swojej antenie reklamy weekendowego wydania „Naszego Dziennika”, tytułu z medialnego koncernu o. Tadeusza Rydzyka. Powód?  Pojawiało się w niej w negatywnym kontekście słowo „homoseksualizm”. Doszło do tego, że sprawą zająć się musiała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Biuro reklamy stacji zajęło bowiem stanowisko nieprzejednane i stwierdziło:

„Nie nadaje się: reklama narusza art. 16 b ust. 3 pkt 2 ustawy o radiofonii i telewizji, przekaz handlowy nie może zawierać treści dyskryminujących ze względu m.in. na orientację seksualną”. Mimo korekt i poprawek odrzucono też drugą wersję spotu. Dopiero za trzecim razem się udało. Na tym jednak nie koniec, bo na taki obrót sprawy nie chcieli się zgodzić Marek Jurek i Krzysztof Kawęcki, liderzy Prawicy Rzeczypospolitej. Mało tego, politycy wnieśli oficjalną skargę do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Krajowa Rada zajęła się sprawą natychmiast: ukarano pracownika, poprawiono procedury. „Odpowiedź TVP będzie podstawą pisma, które teraz KRRiT skieruje i do skarżącego, i do skarżonego” – oświadczył prof. Janusz Kawecki, członek KRRiT, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Później na antenie Radia Maryja przeczytał oświadczenie Jacka Kurskiego, z którego wynika, że wobec pracownika TVP będą wyciągnięte odpowiednie konsekwencje.

„Zostanie wymierzona kara porządkowa osobie N.N., która opiniowała spot reklamowy pod względem zgodności z obowiązującymi przepisami prawa i uszczegółowiono zasady postępowania związane z weryfikacją otrzymanych materiałów, mającą na celu ich dopuszczanie do emisji lub odrzucanie” – podsumował prof. Kawecki.

koduj24.pl

Narodowiec mordował emerytów. Szokujące szczegóły zbrodni

16.06.2017

„Nie tylko wykonał egzekucję. On tych ludzi nadzabijał” – grzmiał w czasie mowy końcowej prokurator. Trudno mu nie przyznać racji. Były członek organizacji narodowo-patriotycznych zamordował dwa starsze małżeństwa, ponieważ uznał ich za „wrogów wolnej Polski”. Marcin K. z Legnicy zatłukł swoje ofiary młotkiem, a później dobił nożem, zadając ciosy w oczy. Przedstawiamy szczegóły tej przerażającej zbrodni.

W piątek, 2 czerwca zapadł długo oczekiwany wyrok na 40-letniego Marcina K., mordercę staruszków z Legnicy. Rodziny zamordowanych nie kryły emocji. – Zrobiłeś ogromną krzywdę zabijając naszych bliskich. Nigdy ci tego nie wybaczę. Nie jesteś wart by nazywać się człowiekiem – mówił w czasie rozprawy pan Grzegorz, zięć pierwszych ofiar mordercy. Na oskarżonym nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia.

Wydał wyrok w rocznicę śmierci ojca. Potem zjadł ciastko

Jak dowiedział się Fakt24.pl, Marcin K. jest synem byłego wojskowego, który został odsunięty od służby. Nie wiadomo dlaczego. Zmarł z powodu choroby rok przed pierwszą zbrodnią syna. 40-latek interesował się militariami, a w młodości należał do ruchu narodowego. Jak podkreślał w mowie końcowej prokurator Łukasz Kudyk, Marcin K. wydał na swoje ofiary swego rodzaju wyrok, uzurpując sobie prawo do decydowania, kto jest gorszy, a kto lepszy. Kto bardziej lub mniej zasługuje by żyć. – To wystarczyło, by z pełną premedytacją ukarać zadaniem absurdalnego bólu prowadzącego do śmierci. Wystarczyło, by wykonać egzekucję – podkreślił prokurator.

Do pierwszej  zbrodni doszło 1 lutego 2015 r. Tego dnia Marcin K. pił w swoim mieszkaniu alkohol. Zastanawiał się nad swoim życiem i wspominał ojca, Jana K., który zmarł dokładnie rok wcześniej. Przypomniał sobie jego słowa o trudnych kartach historii Polski i Legnicy.

To rzekomo jego ojciec miał mu wskazać kamienicę, w której mieszkali Halina i Franciszek K. i powiedzieć, że tam mieszkają źli ludzie. Jak sam wyjaśnił, pojawiła się myśl, żeby uczci pamięć ojca – mówił prok. Kudyk. Ludzie mieszkający w tym budynku mieli „robić krzywdę prawdziwym patriotom”. Marcin K. nie potrafił jednak wyjaśnić dokładnie jaką. Stwierdził, że to tajne.

Do mieszkania ofiar poszedł dwa razy. Za pierwszym razem „tylko popatrzeć”. Za drugim z młotkiem w kształcie walca o średnicy trzech centymetrów. Najpierw zaatakował 84-letniego Franciszka K.. Był to ciężko schorowany, ojciec rodziny, mądry, oddany pracy i bardzo sprawny intelektualnie do ostatnich dni swojego życia. Jednak dla jego kata był jedynie zdrajcą Polski, który zasłużył na śmierć od 12 bardzo mocnych ciosów młotkiem w głowę i twarz. 86-letnia Halina K. była obłożnie chorą, kochającą żoną, matką, babcią, życzliwą sąsiadka i przyjaciółką. Morderca zadał jej sześć niezwykle silnych uderzeń młotkiem w głowę i twarz. Jak zeznał, sam dziwił się, że tak długo żyli.

Dlaczego uznał staruszków za zdrajców ojczyzny? Tak powiedział mu kiedyś ojciec… Z jego opowieści zapamiętał, że te dwie osoby „nie poniosły odpowiedzialności za PRL i plucie na Polskę Walczącą”. Były to wymysły jego ojca. W dodatku jak płachta na byka zadziałały na niego z pozoru nieistotne szczegóły: kobieta miała fryzurę jak z lat 50 ubiegłego wieku, a mężczyzna pochodzącą z czasów PRL piżamę.

Po wykonaniu tej egzekucji Marcin K. nie uciekł od razu. Przeszedł się jeszcze po mieszkaniu sprawdzając, czy nie ma tam innych osób. W kuchni poczuł głód, a gdy zobaczył ciastka, poczęstował się jednym i dopiero wtedy wyszedł. Nie czuł wielkich emocji. Czuł się spełniony. Czuł, że spełnił wolę ojca.

Poczęstowała go obiadem. Wykłuł oczy jej mężowi

Najwyraźniej jednak było mu wciąż mało. Niecałe 7 miesięcy później Marcin K. zaatakował ponownie. W sierpniu 2015 r. na prośbę znajomego podjął się drobnego remontu u starszego małżeństwa. 60-letnia Elżbieta Z. nie miała poważniejszych uwag do jakości jego pracy. Wykonywał jej polecenia, choć prawdopodobnie spożywał alkohol. Kobieta częstowała go jedzeniem i dawała drobne sumy pieniędzy jako zaliczkę przyszłej wypłaty.

Tragicznego 27 sierpnia Marcin K. pracował do 13.00. W mieszkaniu był wtedy jedynie przykuty do łóżka 63-letni Mirosław Z. Gdy pani Elżbieta wróciła do domu, poczęstowała swojego przyszłego oprawcę obiadem.Kilkanaście minut przed 16.00 pomiędzy Marcinem K., a panią domu doszło do kłótni. Miała powiedzieć „nie myśl, że z Twoim ojcem ułożycie świat” i dodać „inteligencką uwagę, której nie zrozumiał”. Rosnącą agresję wyładował uderzając młotkiem w głowę swojej pracodawczyni. – Używał całej swojej siły. Chciał pozbawić ją życia – podkreślał prokurator.

Kobieta upadła na podłogę już po pierwszym ciosie. Marcin K. pochylił się jednak nad nią i zadawał kolejneciosy. Pomimo chęci ucieczki, postanowił też zabić pana Mirosława. Pobiegł do jego pokoju i zabił niepełnosprawnego człowieka. Używał tego samego młotka, którym zaatakował jego żonę. Jak podkreślał oskarżyciel, ciosy były wyprowadzane metodycznie. Tak, by pozbawić życia. Po zadaniu kilkunastu ciosów, morderca usłyszał jęki dochodzące z przedpokoju. 60-latka mimo ogromnych ran wciąż dawała oznaki życia.

To jeszcze bardziej rozwścieczyło byłego narodowca. Podbiegł do leżącej w kałuży krwi kobiety i zadał jej kolejne ciosy. Później wrócił do ciała pana Mirosława. Wziął leżący na szafce nóż z 12-centymetrowym ostrzem i zaczął dźgać. Celował w oczy, policzki, szyję, klatkę piersiową, by skończyć swój brutalny atak symetrycznymi głębokimi ranami na obu udach. Później wyjaśniał, że słyszał w telewizji, że jeden z kibiców podczas ustawek wykrwawił się po przecięciu tętnicy udowej. Przechodząc przez przedpokój podeptał leżącą mu na drodze Elżbietę Z. Gdy usłyszał ponownie jej jęki, trzymanym w ręce nożem kilkukrotnie zadał jej ciosy w okolice szyi oraz istotnych dla życia narządów. Zeznał, że „chciał skrócić jej cierpienia”.

Na koniec umył nóż w zlewie. Nie przejmując się tym, że całe mieszkanie spływa krwią jego ofiar, przebrał się, a swoje rzeczy włożył do plecaka. Młotek i nóż wrzucił za szafę w przedpokoju. Nie zamierzał zbytnio ukrywać tego, co zrobił. Prawdopodobnie wiedział już, że tym razem zostanie złapany. Nie przywróci to jednak życia uczciwej, kochającej, zawsze uśmiechniętej Elżbiecie, ani niepełnosprawnemu, bezbronnemu, ale uczciwemu i szanowanemu Mirosławowi.

Pamięć o ojcu kazała mu zabijać zdrajców narodu. „Odrażające i prymitywne”

Złapany kilka godzin później Marcin K. przyznał się do wszystkiego i szczegółowo opisał przebieg zbrodni. Podczas wizji lokalnej w niezwykle dokładny sposób potrafił odtworzyć zdarzenia z przed kilku miesięcy. Można było zauważyć napięcie, jakie wywołały te wspomnienia.  Ale w żadnym momencie nie było cienia żalu, czy współczucia.

40-latek prowadził samotny tryb życia i utrzymywał się z dorywczych prac. Od lat nadużywał alkoholu i środków psychotropowych. Po pijaku bywał agresywny. Nie umiał wyjaśnić, dlaczego popełnił tak przerażającą zbrodnię. Odwoływał się do pamięci o swoim ojcu i złości, jaka rodziła się w nim, kiedy tylko o tym pomyślał. Kilkukrotnie podkreślał też wątki patriotyczne i specyficzne postrzeganie „zdrajców narodu”. Biegły psycholog stwierdził, że Marcin K. przejawiał nie tylko brak krytycyzmu wobec tego, co zrobił, ale wręcz dumę. Jest pełny urazy wobec innych i otaczającego go świata. Ma ogromną skłonność do agresji i potrzebuje bardzo intensywnych doznań. Rozpoznano u niego zaburzenia osobowości psychopatycznej i dysocjalnej.

Zabijając staruszków zaspakajał swoje doraźne potrzeby. Wiedział co robi i nie odczuwał poczucia winy. – Wysoki sądzie. Gdy ponownie czytam opis obrażeń, nurtuje mnie myśl, jak bardzo człowiek może stać się beznamiętnym oprawcą – grzmiał prok. Łukasz Kudyk. – Ta zbrodnia musi się spotkać z największym potępieniem i to niezależnie od statusu społecznego, wyznania, czy poglądów politycznych ofiar. Nie były to zbrodnie doskonałe ani skrupulatnie zaplanowane. Były to zbrodnie brutalne. Były to zbrodnie odrażające, prymitywne, na granicy wynaturzenia. Marcin K. na ofiary wybrał sobie osoby, które z uwagi na swój wiek i stan zdrowia nie były wstanie obronić się przed młodym, silnym mężczyzną. Halina K. i Mirosław Z. nie mogli nawet samodzielnie się poruszać – podkreślał w mowie końcowej.

Marcin K. został skazany na dożywocie z możliwością zwolnienia warunkowego dopiero po 35 latach i sprawdzeniu przez psychiatrów, czy jako 75 letni człowiek wciąż nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa. Musi również zapłacić rodzinom po 100 tys. zł nawiązki. Nigdy nie przeprosił za to, co zrobił. Zachowywał się, jakby nic się nie stało. Wyrok nie jest prawomocny.

Narodowiec zabijał staruszków: „to wrogowie wolnej Polski”

Mordował staruszków jako wrogów Polski. Matka nie może na niego patrzeć

Katarzyna Kowalczyk

fakt.pl

Prof. : „Krajowi i klasie robotniczej potrzebna jest partia robotnicza. (…) Dziś najkrótsza ku temu droga, to odnowa PZPR.”

Ojciec Rydzyk ubolewa: spółki Skarbu Państwa mało reklamują się w TV Trwam

16.06.2017

Ojciec Tadeusz RydzykFoto: Tytus Żmijewski / PAP
Ojciec Tadeusz Rydzyk
– Mimo, że jest ta dobra zmiana w Polsce, my ze spółek Skarbu Państwa mamy mniej niż kot napłakał – mówił się o. Tadeusz Rydzyk w „Rozmowach niedokończonych”, cytowany przez portal Wirtualne Media. Żalił się również na kary nakładane przez poprzedni skład KRRiT na Radio Maryja i Telewizję Trwam.

W ubiegłą sobotę o. Rydzyk współprowadził „Rozmowy niedokończone” na antenie swojej rozgłośni. Gościem był prof. Janusz Kawecki, od września 2016 roku członek KRRiT, wcześniej wieloletni współpracownik „RadiaMaryja” i „Telewizji Trwam” – przypominają Wirtualne Media.

Ojciec Rydzyk mówił o słabym zasięgu swojej rozgłośni i konieczności pozyskania dodatkowych częstotliwości, o co zabiega od dawna. – Przy tych możliwościach dzisiaj trzeba naprawdę wszystko zrobić – mówił. Zapowiedział, że w tej sprawie „nie da spokoju” zarówno prof. Kaweckiemu, jak i przewodniczącemu KRRiT. – (…) na opłatek do Episkopatu pierwszy się pchał. Może nie pchał się, ale był, żeby uwiarygodnić się – opowiadał o. Rydzyk.

Rozmawiano też o karach nałożonych przez poprzedni skład KRRiT. Ocenił m.in., że kary za przychylne wypowiadanie się o spaleniu tęczy na warszawskim placu Zbawiciela „są naciągane”. – Oni zrobili to na zlecenie – uznał redemptorysta.

Znamy sekrety finansów fundacji Rydzyka. Otrzymywała olbrzymie dotacje

Skarżył się również na zbyt małą obecność reklam spółek państwowych w Telewizji Trwam. Uznał natomiast, że nadal „karmią tych, którzy uderzają w Polskę”. – Oni mówili, że reklama musi iść przez domy mediowe. A domy mediowe są z tego samego układu. Czyje są domy mediowe? – pytał retorycznie ojciec Rydzyk, uzasadniając niewystarczającą, jego zdaniem, liczbę reklam.

Wirtualne Media przypominają, że największe firmy Skarbu Państwa drastycznie obniżyły wydatki reklamowe w TVN i Polsacie, zwiększyły natomiast w kanałach TVP.

Telewizji Trwam, jako jedynej stacji z naziemnej telewizji cyfrowej, nie obejmuje pomiar telemetryczny realizowany przez Nielsen Audience Measurement

onet.,pl

Sasnal: Miałbym życzenie, żeby przyszedł taki deszcz, który zmiótłby cały ten endecki gnój do kanału

16.06.2017

Bardziej niż januszów boję się nacjonalistów w koszulach pod krawatem. Miałbym życzenie: żeby przyszedł taki deszcz, który zmiótłby cały ten endecki gnój do kanału – mówi w rozmowie z DGP Wilhelm Sasnal.

Mija 15 lat od monograficznej wystawy na targach w Bazylei, która okazała się punktem zwrotnym w pańskiej karierze. Był pan młody i niepokorny, pańską sztukę uważano za synonim świeżości i wolności. Mówiło się o sasnalomanii. A teraz?

A teraz mam więcej równowagi i spokoju. Przemijanie to przede wszystkim tabu. Potwornie mnie irytuje to wieczne pożądanie młodości i widzenie wartości tylko w tym, co nowe. Pewnie, że nowe jest potrzebne. Sam wierzę w postęp, ale denerwuje mnie ten brak stabilności w dzisiejszym świecie, gdy w miejsce refleksji wdzierają się jakieś spazmatyczne ruchy. Rozmywa się granica między prawdą a kłamstwem, co eufemistycznie dziś nazywa się postprawdą. Dla mnie emanacją tego wszystkiego okazał się wybór Donalda Trumpa na prezydenta. To, że ktoś taki może być najważniejszą osobą na świecie, jest efektem poczucia chaosu i braku stabilności w świecie.

W kilku wywiadach ostro wypowiedział się pan o swojej nienawiści do polskiej zaściankowości, kompleksów, nietolerancji, antysemityzmu. Wywołał tym pan falę hejtu. Ludzie na forach pisali, że Sasnal gnoi Polskę, żeby sprzedawać obrazy w Nowym Jorku.

Nie obchodzi mnie to, bo nie mam nic do stracenia. Nie jestem związany z żadną publiczną instytucją, od nikogo nie jestem uzależniony. Nikt nie może mi zaszkodzić. Ludzie kultury pokazują dziś, że nie dali się złamać ani skorumpować przez władzę, która chciałaby potraktować ich instrumentalnie. Zaprząc do tworzenia sztuki narodowej.

Fantazje o sztuce narodowej są możliwe do spełnienia?

Ja sobie tego nie wyobrażam. Przez długi czas bałem się nazywać siebie artystą zaangażowanym lub kimś, kto uprawia publicystykę. Ale, o ile w malarstwie moje zaangażowanie nie jest może tak ewidentne, to ostatni film, który nakręciliśmy z Anką (żoną artysty, Anną Sasnal – red.), jest już wyraźnie publicystycznym głosem o tym, co dzieje się w Polsce.

Ale tej Polski to naprawdę pan nienawidzi?

Może trochę mnie poniosło, kiedy to mówiłem, bo mój stosunek do Polski jest miłosno-nienawistny. Wiem, że może znów źle to zabrzmi, ale kiedy gdzieś na dłużej wyjeżdżamy, po powrocie do Polski coś bardzo silnie mnie uderza. To jakaś taka dziwna poza facetów, których widzi się na ulicach – groźna mina, postawa konfrontacyjna, potrzeba pokazania innym, że są słabsi. Wyczuwa się klimat wiecznej samczej rywalizacji, której nie znoszę. Uważam, że Polska jest wyjątkowym krajem, jeśli chodzi o zawiść i złość, która w nas kipi. Polska jest rodzaju męskiego.

Dzisiaj wszyscy staliśmy się ekstremalnie spolaryzowani. To widać nie tylko na scenie politycznej, lecz także na Facebooku, a nawet w rozmowach ze znajomymi. Oczekuje się od nas, że będziemy albo na tak, albo na nie. To, co pośrodku, nikogo nie satysfakcjonuje.

Widzę w tym także zalety. Moje pokolenie doświadczyło wiele niepewności i miało znacznie mniej powodów do zblazowania lub niechęci wobec życia publicznego niż pokolenie mojego syna, który ma teraz 17 lat i mógłby traktować demokrację i Polskę w Europie jako coś pewnego, może nudnego. Przez to, co się teraz dzieje, widzę, że on i jego znajomi śledzą politykę i bardzo ich to przejmuje. Czasem nawet bardziej niż mnie. Przeczytałem niedawno wywiad z prezydentem Poznania, Jackiem Jaśkowiakiem, który mówi, że należy docenić to, iż ludziom wreszcie zaczęło zależeć. To bardzo ważna rzecz, którą przyniosły nasze czasy.

Wystawia pan i sprzedaje prace na całym świecie. Mieszkać też pan może, gdzie się panu podoba. A jednak mieszka pan w Polsce.

I będę mieszkał, dopóki nie będzie tak źle, że ktoś zamknie granice albo będę potrzebował wizy do Niemiec. Ale myślę, że jesteśmy jeszcze w stanie sporo znieść. Na szczęście ludzie, wśród których żyję, a bardziej niż środowisko artystyczne mam na myśli bliską rodzinę, myśli podobnie do mnie. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł przy jednym stole spokojnie rozmawiać z kimś, kto głosuje na PiS, lub w ogóle rozmawiać z kimś, kto popiera marsze ONR. Żyję w takim środowisku, które sobie sam zbudowałem. W takim świecie alternatywnym, który lubię. Natomiast świadomość tego, co się dzieje na ulicy, nie jest miła.

W Polsce też panuje chaos?

Ostatnie wybory pokazały, że wolność bywa trudna i wymagająca. Ogólnie czasy są gó…ane. Trzeba nazwać rzeczy po imieniu.

Niektórzy mówią, że współczesną Polską rządzą janusze. Faceci o wąskich horyzontach, za to przekonanych, że siłą i pewnością, że mają rację, postawią na swoim.

Bardziej niż januszów boję się sprytnych nacjonalistów w koszulach pod krawatem. Miałbym życzenie: żeby przyszedł taki deszcz, który zmiótłby cały ten endecki gnój do kanału.

Wywiad rzeka, który przeprowadził z panem Jakub Banasiak, to znak, że przyszedł czas na podsumowania?

Trochę tak, bo mam poczucie przemijania. Widzę w tym zresztą dużo zalet. Nie muszę nigdzie biec, nikomu niczego udowadniać. Ale z drugiej strony odczuwam także pewną przykrość związaną z tym, że wkraczam w smugę cienia.

Początek pana biografii nie zapowiada niezwykłego życia. Zwyczajny chłopak ze zwyczajnego miasteczka, który dorasta w latach komuny, chodzi do technikum, słucha metalu i rocka. W dzieciństwie nie brał pan lekcji rysunku, nie miał możliwości oglądać dzieł sztuki w światowych muzeach i galeriach. Wychodzi na to, że wszystko zaczęło się od muzyki i rysunków w zeszytach…

Chyba tak. W takich przypadkach używa się określenia „everyman”, choć ja byłem raczej everyboyem. W PRL-u mieliśmy potrzebę robienia rzeczy, których nie było. Gdybyśmy mieszkali na Zachodzie, kupowalibyśmy gotowe naszywki i koszulki z ulubionymi zespołami. Żyjąc w komunie, musieliśmy robić je sobie sami. Nasza potrzeba twórczości manualnej była markowaniem niedoborów. Pewnie od tego się zaczęło. Ale poczucie, że rysowanie może być czymś przyjemnym, dała mi najpierw moja mama. Wiedziałem, że miała talent plastyczny, kiedy sama chodziła do szkoły, a rysunki z jej dzieciństwa dla mnie były chyba początkiem. Z domu wyniosłem kult rzemiosła, tworzenia rzeczy własnymi rękami.

Rysowanie to coś naturalnego. Każde dziecko dostaje kredki, flamastry i arkusze papieru. Za to w dorosłym życiu ze sztukami plastycznymi wielu z nas prawie nie ma styczności. Słusznie zauważa pan, że sztuki wizualne niemal całkowicie wyrugowano z mediów. Recenzuje się książki, filmy, płyty. Nikt nie pisze o wystawach.

To prawda. Rysowanie jest dla dziecka czymś instynktownym. A potem edukację plastyczną zupełnie się zaniedbuje. Sam nie wiem, może tak się dzieje w Polsce, mamy tradycję zakorzenioną bardziej w literaturze i muzyce niż w sztukach wizualnych.

Może przeciętny odbiorca boi się zbłaźnić, nie potrafiąc odczytać intencji artysty? A może nawet czuje się nieswojo, podejrzewając, że sztuka współczesna z niego kpi?

Sztuki wizualne wymagają od widza wiedzy, umiejętności właściwego odczytania kontekstu. A media nie wyrabiają w ludziach umiejętności obcowania ze sztuką. Ale nawet jeśli ceną jest węższe grono odbiorców, to dobrze, że sztuki wizualne są takim poligonem doświadczalnym. To wielka wartość, że ciągle eksperymentują, flirtują z innymi dziedzinami, jak teatr czy film. Wierzę, że dzięki temu są awangardą.

Dlaczego ludzi tak drażni, kiedy artysta dużo zarabia?

Bo to nie licuje z wizerunkiem artysty. Ludzie uważają, że twórca powinien klepać biedę. Jeśli jest zamożny, nie jest wiarygodny. Kultura jest przecież obszarem bardziej duchowym niż materialnym. Może się wydawać, że jedno z drugim nie idzie w parze. Dla mnie jednak jest normalne, że za swoją pracę dostajesz pieniądze. Jeżeli wykonujesz ją dobrze, dostajesz więcej pieniędzy. Jeśli wykonujesz gorzej, dostajesz mniej.

Ale o tym, jaką cenę osiągnie dzieło sztuki, często decydują kryteria, które trudno zmierzyć. Zwykłych zjadaczy chleba szokuje, że pański obraz na aukcji mógł osiągnąć sumę ponad miliona złotych, nawet jeżeli pan z tych pieniędzy nie zobaczył ani złotówki.

Materialną wartość dzieła sztuki na pewno bardzo trudno weryfikować. A dysproporcje pomiędzy zarobkami artystów są horrendalne. Przyznaję, że w świecie sztuki zwycięzca bierze wszystko i to może wydać się niesprawiedliwe.

W swoich pracach tak często powraca pan do tematu Holocaustu. Odwoływał się pan do „Shoah” Lanzmanna, do „Sąsiadów” Grossa. To autorzy, którzy mówią o polskości to, czego wcale nie chcielibyśmy słyszeć. Lanzmann wobec Polaków jest bezlitosny. Zrozumienie jego postawy wymaga wysiłku, odrzucenia sprzeciwu, który w pierwszym odruchu w nas się rodzi.

Mój stosunek wobec Lanzmanna też jest ambiwalentny i czasem myślę, że jego głos nie jest głosem Żyda wobec Polaków, ale protekcjonalnym głosem Francuza wobec Polaków. Chociaż on w ten sposób rozmawia ze wszystkimi. Tak samo w filmie „Dlaczego Izrael?”, w którym Lanzmann tak samo jak z Polakami rozmawia z Żydami w Izraelu.

Twórczość Lanzmanna determinuje jego gwałtowny temperament. Głos Tomasza Grossa jest z kolei wyważonym głosem rozsądku?

Tak, Gross to zdecydowany głos rozsądku, który mówi nam, że Polacy, którzy są obojętni wobec obcych, także obcych w potrzebie, jest pokłosiem tego, że nie rozliczyliśmy się ze swoją przeszłością. Że nie nazwaliśmy własnych zbrodni po imieniu. A nawet jeśli nazwaliśmy, to wciąż nie akceptujemy prawdy.

Opowiada pan także o tym, jak stał się wrażliwy na prawa kobiet. Że jako młody człowiek lubił pan zgrywać macho i samca alfa, a po latach zrozumiał, jak ciężko musiało być pana żonie Ance, która na cały dzień zostawała sama z małym Kacprem w domu, kiedy pan malował.

Może wizerunek macho nigdy mnie nie pociągał, natomiast nasze obowiązki i prawa nie były równe. Kiedy urodziła się nasza córka, Rita, było już zupełnie inaczej. Dopiero wtedy zrozumiałem, na czym polega życie codzienne, zajmowanie się domem, gotowanie obiadów. Z drugiej strony, znalazłem w tym wielką przyjemność, dlatego było mi łatwiej. Ale tak, musiałem przejść ten etap niemalże cywilizacyjnej edukacji. Dojść do tego, że oboje z Anką będziemy zajmować się wszystkim po równo.

Wygląda na to, że upływ czasu w pana życiu jednak nie jest taki zły.

Na szczęście, bo ktoś, kto zajmuje się sztuką, nie musi występować na scenie i udawać swojej fizycznej niezniszczalności. To, co w sobie cenię, to spokój i powściągliwość. Wydaje mi się, że dzisiejszemu światu najbardziej brakuje powściągliwości. Ludzie teraz bardziej krzyczą, niż mówią. Żałuję tylko, że nie mam już w sobie takiej ekscytacji jak kiedyś. Niestety, mniej rzeczy w sztuce mnie porywa, niewiele zapiera dech w piersi.

dziennik.pl

S. Piotrowicz (exPZPR,prokurator w PRL) mówi, że był wrogo nastawiony do PRL. Czy winy każdego komucha są odpuszczane po wstąpieniu do PiS?

Ślązaczki nie wytrzymały. „Już kilka razy zwalniałam pana Kaczyńskiego, ale on nie chce odejść”

WYWIAD
Michalina Bednarek,Dariusz Kortko, 16 czerwca 2017

Przedstawicielki Śląskich Pereł demonstrowały 10 czerwca 2017 roku na Krakowskim Przedmieściu

Przedstawicielki Śląskich Pereł demonstrowały 10 czerwca 2017 roku na Krakowskim Przedmieściu (ŚLĄSKIE PERŁY)

Kobiety z Rybnika pojechały 10 czerwca do Warszawy. – Na Krakowskim Przedmieściu stałam twarzą w twarz z jednym z młodziutkich policjantów. Mówię: „Mam syna w twoim wieku i on pewnie stałby po naszej stronie”. Z kamienną twarzą, żeby koledzy nie usłyszeli, odpowiedział: „Ja też” – opowiada jedna z nich.

Michalina Bednarek, Dariusz Kortko: Kto wpadł na pomysł, żeby pojechać 10 czerwca na Krakowskie Przedmieście?

Jolanta Jackiewicz: Musimy zacząć od 3 października zeszłego roku, gdy zorganizowałyśmy czarny protest na rybnickim rynku. Potem spotykałyśmy się, gadałyśmy, zastanawiałyśmy się, co jeszcze możemy zrobić. Wyrosłyśmy na wkurwie wobec tego, co PiS robi z naszym krajem. Zaczęłyśmy działać, jeździć na protesty. Na majowej miesięcznicy smoleńskiej dwie nasze koleżanki zostały pobite przez przedstawicieli tak zwanego „ludu smoleńskiego”. Nic nie robiły, stały z boku. Gdy się zaczęła miesięcznica, wyciągnęły flagę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Jedna z posłanek PiS-u wskazała na nie palcem. Tłum posłuchał i doszło do szarpaniny. Wkurzyłam się, namówiłam koleżanki z Rybnika, żebyśmy 10 czerwca pojechały do Warszawy, żeby okazać dziewczynom solidarność i wyrazić nasz sprzeciw wobec przemocy.

O której byłyście na Krakowskim Przedmieściu?

JJ: – Najpierw poszłyśmy pod sejm, gdzie się zbierały dziewczyny z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Odczytałyśmy litanię przeciwko przemocy, wykluczaniu, pogardzie, nietolerancji. Ludzie po zakończeniu każdej frazy powtarzali: „Potępiamy”. Potem wszyscy poszliśmy na Krakowskie Przedmieście.

Policji jeszcze nie było?

JJ: – Przyjechałyśmy do Warszawy swoim busem. Nie było gdzie stanąć, miasto wyglądało jak jeden wielki policyjny parking, wszędzie radiowozy. Policjanci towarzyszyli nam już od sejmu.

Byli mili?

JJ: – Nic do nich nie mamy, młodzi chłopcy, ściągnięci do stolicy z różnych jednostek. Chyba nawet nie wiedzieli do końca, w czym uczestniczą. Dostali rozkaz i już. Im bliżej Krakowskiego Przedmieścia, tym robiło się coraz bardziej granatowo. Tam się aż roiło od policji.

Skąd taka mobilizacja?

Aleksandra Zając: – Na Facebooku wrzało, zwoływałyśmy się od kilku dni. Udział w demonstracji tylko na profilu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet potwierdziły aż trzy tysiące kobiet. A byli jeszcze Obywatele RP i Obywatele Solidarnie w Akcji. Ci z PiS-u wiedzieli, że tym razem będzie nas sporo, więc ściągnęli posiłki.

Przedstawicielki Śląskich Pereł demonstrowały 10 czerwca 2017 roku na Krakowskim Przedmieściu

Przedstawicielki Śląskich Pereł demonstrowały 10 czerwca 2017 roku na Krakowskim Przedmieściu  ŚLĄSKIE PERŁY

W telewizji widać było tylko garstkę demonstrantów.

JJ: – Wcześniej się rozdzieliliśmy, obsadziliśmy kilka punktów na trasie przemarszu smoleńskiego.

Hanna Kustra: – Ale policja zaczęła odcinać poszczególne grupy demonstrantów. Na trasie przemarszu poustawiali metalowe barierki, a wzdłuż ulicy rozwiesili grube sznury. Nikomu nie wolno było dotknąć sznura, bo od razu był legitymowany.

JJ: – Stałyśmy w miejscu, w którym Obywatele Solidarnie w Akcji mieli zgodę na demonstrację, ale policja na nas naparła i musieliśmy się odsunąć. Część osób została na jezdni, postanowili usiąść, ale do nich już nie można się było przedrzeć. Udało się tylko Władysławowi Frasyniukowi.

Władysław Frasyniuk do Jarosława Kaczyńskiego: Tak, jestem agentem, agentem polskiego społeczeństwa, ty Jarku jesteś prostym parobkiem Putina

HK: – W pewnym momencie mieliśmy policję za sobą i przed sobą, rozdzielili nas i nie pozwolili się ruszyć. Policjantów z pewnością było więcej niż nas.

AZ: – Stałam twarzą w twarz z jednym z młodziutkich policjantów. Mówię: „Mam syna w twoim wieku i on pewnie stałby po naszej stronie”. Z kamienną twarzą, żeby koledzy nie usłyszeli, odpowiedział: „Ja też”.

JJ: – Ale byli też inni młodzi funkcjonariusze, bardzo agresywni. Ci starsi podchodzili do nich i mówili: „Daj spokój, puść tę kobietę, nie wygłupiaj się, oni mają prawo, wyluzuj…”. Ale ci, którzy wynosili demonstrantów, musieli być jakoś wytypowani, bo byli bezwzględni.

Cała Polska widziała, jak wynosili kobietę o kulach.

JJ: – Trzymali ją potem przez kilka godzin, prosiła o krzesło. Nie dali.

Może nie mieli?

JJ: – Obok kościoła św. Anny jest restauracja. Trwało w niej wesele. Śpiewaliśmy „Sto lat” młodej parze. Goście weselni, zamiast jeść tort, pozdrawiali nas z balkonu, filmowali. Niektórzy przyłączyli się do naszej demonstracji. Z chęcią pożyczyliby krzesło.

Osoby wyciągane z grona demonstrantów skarżyły się, że były bezprawnie przetrzymywane.

JJ: – Policjanci zabierali im dowody osobiste, musieli czekać godzinami na ich zwrot.

AZ: – Cztery godziny na tak zwane wylegitymowanie i spisanie danych to szykana i bezprawie. Ta starsza kobieta o kulach, z szyną na nodze, wyczerpana, też musiała stać i czekać. Żaden z policjantów nie chciał jej wypuścić. Zasmuciło mnie, że starsze, niepełnosprawne osoby potrafią wyjść na ulicę, a młodzi? Wśród nas była ich garstka.

JJ: – Może starsi potrafią docenić, co mają. Przeżyliśmy komunę, wiemy, że wolność nie jest nam dana raz na zawsze i łatwo możemy ją stracić. Młodzi o tym nie myślą. No więc skoro nie oni, to ja muszę być na każdym zgromadzeniu i demonstracji.

Dużo było gapiów?

HK: – Zauważyłyśmy profesora Bogdana Chazana, tego ginekologa. Szedł z żoną w kierunku kościoła św. Anny. Podeszłam do niego, chciałam porozmawiać. Nie zatrzymał się, po kilku krokach odwrócił się i z szyderczym uśmiechem pokazał mi wyciągnięty palec. Podbiegła do nas jego żona, krzyczała, że jesteśmy czarownicami.

Politycy PiS-u twierdzą, że zakłócałyście uroczystość religijną.

JJ: – Ludzie szli niby w żałobnym pochodzie, a nieśli transparent z napisem „Tusk, jesteś mordercą”. Bardzo po chrześcijańsku, prawda? Wyobrażacie sobie, co by się działo, gdybyśmy miały ze sobą transparent z napisem „Kaczyński, zabiłeś swojego brata”? Nigdy nie odważyłybyśmy się na coś takiego. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Tamta strona tego nie uznaje.

HK: – Rozjuszyła ich sama nasza obecność. Ludzie niby się modlili, trzymali w dłoniach różańce, a do nas wykrzykiwali, że powinnyśmy zostać wyskrobane, że nie mamy prawa żyć, że jesteśmy dziwkami. Jedna kobieta chciała nas bić różańcem, policjant musiał ją powstrzymywać. Pytam, jak to możliwe! My też jesteśmy wierzące, katoliczki, i czujemy się urażone tym, jak ci ludzie się zachowują podczas miesięcznic. Złorzeczą z modlitwą na ustach. Idą z nimi księża i nie zwracają na to uwagi. Zgroza.

JJ: – Pytałam młodych ludzi, którzy uczestniczą w żałobnych pochodach, czy pamiętają datę pogrzebu swojego dziadka albo datę pogrzebu Jana Pawła II. Nie pamiętali. Zapytałam, dlaczego więc pamiętają datę pogrzebu prezydenta Kaczyńskiego i jego małżonki? Jestem pewna, że smoleńskie miesięcznice to nie jest żadne wydarzenie religijne czy żałobny pochód, a zwykłe, prymitywne zbijanie kapitału politycznego.

AZ: Przeraził mnie widok mężczyzny z kamizelce z napisem „Straż PiS”. Trzymał na rękach małego chłopca ubranego w taką samą kamizelkę. Pokazywał na nas palcem i coś mu mówił. Nie słyszałyśmy, może to, że oni to ci dobrzy, a my to ci źli? Nieważne. Ale wciąganie dzieci w konflikty dorosłych jest obrzydliwe.

Przedstawicielki Śląskich Pereł demonstrowały 10 czerwca 2017 roku na Krakowskim Przedmieściu

Przedstawicielki Śląskich Pereł demonstrowały 10 czerwca 2017 roku na Krakowskim Przedmieściu  ŚLĄSKIE PERŁY

Jesteście obcą agenturą?

JJ: – Wolne żarty! Pan poseł Kaczyński obrzuca nas najgorszymi inwektywami, ale nas już to nie rusza. Przyzwyczaiłyśmy się, bo mówił już gorsze rzeczy. Jestem Ślązaczką, więc on pewnie uważa mnie za „zakamuflowaną opcję niemiecką”. Ale na serio to naprawdę nie wiem, co mu siedzi w głowie.

Może nie wierzy, że możecie się same zorganizować, że stoi za tym jakaś partia…

JJ: – Bzdura! Jesteśmy grupą osób, którym zależy na losie naszych rodzin. Nazwaliśmy się „Śląskie Perły”, można nas łatwo znaleźć w internecie, m.in. na Facebooku. Jesteśmy apolityczne, niezwiązane z żadna partią. Bronimy praw człowieka, stajemy murem za każdym, kto się czuje wykluczony. Gdy minister edukacji zaczęła forsować przepis, że dzieci niepełnosprawne muszą się uczyć w domu, a nie w szkole z rówieśnikami, zorganizowałyśmy akcję Świetne Dzieciaki. Rodzice przesyłają nam zdjęcia swoich dzieci z krótkim opisem. Zrobimy z tego album. Z grupą dzieci niepełnosprawnych tworzymy program artystyczny, będziemy odwiedzać szkoły, a na rybnickim rynku zorganizujemy koncert. Będzie też książka z opowiadaniami rodziców o swoich dzieciach.

HK: – Jeśli chodzi o politykę, to mamy tylko dwa hasła. Pierwsze: „Kobiety do wyborów”. Drugie: „Beata, niestety, twój rząd obalą kobiety”. PiS kiedyś minie. Wierzymy, że tylko kobiety będą potrafiły posklejać podzielone dziś społeczeństwo.

Będziecie dalej jeździć na miesięcznice?

AZ: – Będziemy! Tu nie ma miejsca na wahanie. Jeśli nie weźmiemy spraw w swoje ręce, to przegramy. Potem bardzo ciężko będzie się podnieść.

JJ: – Wierzymy, że na każdą demonstrację trzeba jeździć, pokazywać obecnej władzy, że prawo jest prawem, obowiązuje każdego, nie można go niszczyć i zawłaszczać zgodnie z własnymi zachciankami.

AZ: – A jeszcze pan Kaczyński śmie być na nas wkurzony! Pochód „żałobników smoleńskich” był opóźniony o około 40 minut, bo przecież policja musiała się uporać z „nielegalnymi” obywatelami. Już na godzinę przed planowanym pochodem policjanci zaczęli ściągać ludzi z ulicy, a pan Kaczyński musiał czekać. Może nam tego nie darować.

Boicie się?

AZ: – Udziału w takich protestach? Oczywiście, że się boimy, ale nie o to, że może nam się stać coś złego. Boimy się, że nasi bliscy będą mieli problemy. Władza może się do nas dobrać, ma do tego narzędzia.

JJ: – Do dziewczyn, które na demonstracji przyjęły mandaty, przychodzi teraz policja. Pytają: dlaczego pani była w Warszawie, gdzie pani pracuje, ile zarabia, ile ma dzieci? Rozpytują wśród sąsiadów. Do czego im jest ta wiedza potrzebna?

HK: – Do ludzi, którzy próbują walczyć o swoje prawa, w Polsce wysyła się samochód do pacyfikowania akustycznego i straż pożarną z nożycami do przecinania łańcuchów. Otacza się ich grubym powrozem i „sprząta” ulice, żeby pan Kaczyński ze swoją świtą mógł sobie przejść.

JJ: – To dziwne, bo pan Kaczyński jest posłem, więc jest moim pracownikiem, a ja płacę podatki, więc jestem jego pracodawcą. Ja już mu kilka razy mówiłam, że go zwalniam, ale on, cholera, nie chce odejść!

Kim są „Śląskie Perły”?

Piszą o sobie: „Tak się nazwaliśmy (bo i synki som z nami), chcąc podkreślić, że jesteśmy stąd, ze Śląska. (…) Siłaczki! Broniące swoich rodzin, tradycji, ale też niosące miłość i szacunek dla drugiego człowieka. Taki był i jest Śląsk – różnorodny, postępowy, nowoczesny, otwarty na Europę i świat. Pełen WARTOŚCI, o które warto zabiegać, o które warto się upominać. Na Śląsku to matka jest ostoją rodziny, dlatego my, śląskie kobiety – matki, babki, córki i siostry – zadbamy o nas same! Będziemy patrzeć władzy na ręce – każdej władzy. Będziemy ją rozliczać, punktować, pilnować, by prawo stanowiło prawo, a wolność była wolnością!”.

Więcej na www.slaskieperly.pl

katowice.wyborcza.pl

B. ważny esej!

To tu w jeden weekend rozbłysły gwiazdy Janis Joplin i Jimiego Hendrixa

Data publikacji: 16.06.2017

http://www.newsweek.pl/kultura/wydarzenia/monterey-pop-festival-jak-zablysy-gwiazdy-hendrixa-i-joplin,artykuly,411739,1.html?src=HP_Magazine

Jerzy Surdykowski: Pomniki i mury

Foto: Fotorzepa

Naród jest tylko luźną gromadą ludzi, jeśli pamięcią nie ogarnia swojej historii.

Na pewno taką pamięć budują pomniki. Nie tak dawno Jarosław Kaczyński powiedział, że patriota powinien dążyć do tego, aby więcej było pomników jego brata. Uważam się za patriotę, ale wcale tego nie pragnę. Może dlatego, że Lecha poznałem jeszcze w połowie zamierzchłych lat 70.

Życzliwy, mądry, przyjazny. Był adiunktem w Katedrze Prawa Pracy na młodziutkim jeszcze Uniwersytecie Gdańskim. Podziwiałem go za odwagę, bo prowadził wykłady dla nielegalnych Wolnych Związków Zawodowych. Wszyscy o tym wiedzieli, wielu mu kibicowało, niektórzy donosili, ale jakoś trwał na uniwersyteckiej posadzie. Potem – gdy jak wielu ówczesnych „kibiców”, dla których przełomową datą był rok 1980, czynnie włączyłem się w ruch Solidarności – podziwiałem go za wytrwałość w doradzaniu swemu imiennikowi, Wałęsie. Trudno o bardziej niewdzięczną robotę: przywódca Solidarności nie szanował współpracowników, sukcesy przypisywał sobie, błędy im, wciąż „wymieniał zderzaki”. Lech wytrwał przy nim najdłużej: od późnych lat 70. aż po epizod w Kancelarii Prezydenta RP w wolnej Polsce. Potem nigdy go nie opluwał.

Myślę, że Jarosław zrobił mu krzywdę, nakłaniając do kandydowania w wyborach prezydenckich w 2005 roku. Sam na niego głosowałem. Gdyby nie prezydentura, byłby szanowany jako profesor o nieco lewicowych poglądach. Bo prezydentem był nie najlepszym. Szanował konstytucję, a to ważne wobec tego, co dzieje się dzisiaj. Miał parę dobrych inicjatyw, ale niczego nie zbudował. Lot do Tbilisi był aktem odwagi, ale nie on, tylko Sarkozy powściągnął Putina. Rozsądną propozycję „głosowania pierwiastkowego” na szczytach Unii zgłosił dwa tygodnie przed decydującym posiedzeniem, więc poległa. Konkurencyjny wobec Rosji klub dostawców ropy rozpierzchł się, gdy Kreml tupnął nogą. I tak dalej…

Budując na wyrost pomniki i forsując kult, wznosimy tylko mury pomiędzy ludźmi. Powinniśmy raczej upamiętniać postać zmarłego niedawno Zbigniewa Brzezińskiego. Postać naprawdę wielką, która do tego łączy, zamiast dzielić.

rp.pl

Joanna Lichocka: nagonka na premier Szydło jest efektem cynicznej gry

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Krytyka premier po słowach wypowiedzianych w Auschwitz jest wynikiem cynicznej gry b. premiera Donalda Tuska i PO przeciwko Polsce i rządowi- podkreśliła posłanka PiS Joanna Lichocka. To, co powiedziała premier jest oczywiste, państwo musi być w stanie bronić w swoich obywateli – dodała.

 

„Auschwitz to lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby uchronić swoich obywateli” – powiedziała w środę premier Beata Szydło na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau podczas obchodów przypadającego 14 czerwca Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. Opozycja odniosła się do tych słów krytycznie, uznając, że jest to aluzja ze strony premier do sprawy przyjmowania migrantów.

„Takie słowa w takim miejscu nigdy nie powinny paść z ust polskiego premiera” – napisał w środę na swoim oficjalnym profilu na Twitterze Donald Tusk. Do słów premier odniósł się także na Twitterze szef PO Grzegorz Schetyna. „W Auschwitz, miejscu symbolu Holocaustu należy pochylić głowę i milczeć. Słowa PBS i wpisywanie tej tragedii do bieżącej polityki, haniebne” – podkreślił.

Lichocka pytana w TVP Info, skąd – jej zdaniem – po tych słowach wzięła się „nagonka” na premier Szydło, odpowiedziała, że to „cyniczna gra Donalda Tuska i Platformy obywatelskiej przeciwko Polsce i przeciwko polskiemu rządowi”. Zapytana o komentarze Tuska oraz przewodniczącego PO Grzegorza Schetyny, posłanka odpowiedziała, że „obydwaj panowie dowodzą, że nie do końca nie nadają się do pełnienia funkcji publicznych”. Dodała, że nie mają ku temu „etycznych ani merytorycznych kompetencji”.

Według Lichockiej, Donald Tusk uprawia politykę „kosztem setek tysięcy czy milionów” ofiar Holocaustu oraz próbuje oczernić premier Szydło i Polskę. Lichocka stwierdziła, że nie powinno się traktować go jako osobę reprezentującą polskie interesy.

Nawiązując do słów premier Szydło, Lichocka zwróciła uwagę, że przed 1939 r. Polska odbudowywała swoją niepodległość, ale nie była w stanie stawić czoła dwóm totalitaryzmom. „W efekcie miliony polskich Polaków, polskich obywateli, Żydów – polskich obywateli, zostało zamordowanych przez najeźdźców” – powiedziała. „Pani premier, stając tam na tej ziemi w Auschwitz, powiedziała to, co jest oczywiste: trzeba zrobić wszystko, żeby państwo było w stanie bronić swoich obywateli, ich bezpieczeństwa” – zaznaczyła.

rp.pl

Sondaż IBRiS: 60,4 proc. Polaków nie chce przyjęcia uchodźców

Foto: AFP

Powoli zmieniają się sympatie, ale nie wpłynie to raczej na zmiękczenie stanowiska rządu.

IBRIS zapytał Polaków, czy gdyby w najbliższą niedzielę odbywało się referendum dotyczące uchodźców, to poszliby do urn. Większość (53,7 proc.) odpowiedziała „zdecydowanie tak” lub „raczej tak”. Przeciwnego zdania było 46 proc. respondentów. Tych, którzy wyrazili chęć wzięcia udziału, zapytano potem o zdanie w kwestii przyjmowania uchodźców w Polsce. Według badania, na pytanie „Czy jesteś za przyjęciem przez Polskę uchodźców w ramach systemu relokacji Unii Europejskiej?”, 60,4 proc. odpowiada: „nie”, a 36,6 proc. badanych – „tak”.

Wyniki te trudno porównać z poprzednimi badaniami, ponieważ do tej pory pomysł referendum w tej sprawie, zgłoszony przez prezydenta Andrzeja Dudę nie był oceniany w sondażach. Można tylko przypomnieć, że w marcu 2016 aż 70 proc. badanych sprzeciwiało się przyjmowaniu uchodźców, podczas gdy przyjmowanie ich popierała niespełna jedna czwarta respondentów (24 proc.). Podobny rozkład opinii odnotowano w roku 2015, czyli w szczycie kryzysu imigracyjnego.

Spowodowało to zaostrzenie retoryki Prawa i Sprawiedliwości i praktyczne wycofanie się z uzgodnień z Unią, co zaowocowało twardym „nie” rządu Beaty Szydło nie tylko dla mechanizmu relokacji, ale nawet otwarciu korytarzy humanitarnych dla ciężko rannych i wymagających natychmiastowej pomocy.

Tym razem jednak IBRIS zapytał tych, którzy deklarują chęć wzięcia udziału w głosowaniu, a więc są zaangażowani w toczący się w Polsce spór na ten temat. – Dotychczasowe badania pokazywały, że wielu ludzi jest przeciw uchodźcom – mówi szef IBRIS Marcin Duma. – Ale wygląda na to, że wśród tych, którzy chcieliby pójść do referendum, ta emocja nie jest tak głęboka. W dalszym ciągu występuje przewaga tych, którzy są na „nie”, ale nie jest aż tak wielka.

Czy jeśli ta powolna zmiana nastrojów społecznych zamieni się w tendencję, czy wpłynie to na postępowanie partii rządzącej? Wątpliwe. Trudno wycofać się z radykalnych wypowiedzi i oskarżania „brukselskich elit” o szaleństwo. – Mimo obserwowanej zmiany, nadal większość badanych będzie przeciw przyjmowaniu uchodźców – analizuje politolog z UW, prof. Rafał Chwedoruk. – Szczególnie dotyczy to części elektoratu, która się waha, skłonna jest głosować na mniejsze ugrupowania, mieszka w biedniejszych gminach czy dzielnicach i rzadziej głosuje. PiS chce ich pozyskać, więc w swojej polityce wobec uchodźców niewiele zmieni.

Rzeczywiście: analizując przekrój socjologiczny, można zaobserwować, że im większa jest miejscowość, w której mieszka respondent, tym mniejszy jest entuzjazm dla przyjmowania uchodźców. Od 23 proc. „za” na wsi do 58 proc. chcących przyjmować uchodźców – w wielkich aglomeracjach. Na postawę ma też oczywiście wpływ światopogląd: największa grupa popierających przyjmowanie uchodźców (76 proc.), to osoby umiarkowanie lewicowe i zdecydowanie lewicowe (58 proc.).

Co ciekawe, spór ten ma także swój wymiar w relacjach państwa z Kościołem. Cierpliwość Episkopatu, podzielonego zresztą w tej kwestii, wydaje się być na wyczerpaniu. Prośby o otworzenie korytarzy humanitarnych nie zostały zrealizowane przez rząd Beaty Szydło w najmniejszym stopniu. – Episkopat będzie w tej sprawie podzielony i ostrożny – mówi prof. Chwedoruk. – Papież Franciszek nie godzi się na taką politykę, ale olbrzymia część polskich duchownych będzie bliższa wiernym niż Watykanowi. Czy Kościół będzie chciał uczynić się twarzą tego konfliktu? Wiedząc, że elektorat PiS jest w dużym stopniu jak ten ruchu ludowego przed wojną: tradycyjnie arcykatolicki, ale przy tym jednocześnie często antyklerykalny? – zastanawia się politolog.

Zgłoszona przez prezydenta Dudę koncepcja referendum razem z wyborami parlamentarnymi w 2019 r., jest także okazją do „liczenia szabel” w kręgu organizacji pozarządowych i nieformalnych grup, starających się pomagać uchodźcom. Tu wyraźny jest sprzeciw wobec pomysłu ogniskowania dyskusji przed wyborami wokół tej sprawy. Kilka organizacji (m.in. „Tak dla uchodźców” czy „Ocalenie”) zbiera podpisy pod petycją, której sygnatariusze domagają się od rządu m.in., by „zaniechał łamiącego wszelkie zasady humanitarne i konstytucyjne plebiscytu w sprawie przyjmowania osób, którym grozi prześladowanie lub śmierć – demokratyczny i chlubiący się swoim przywiązaniem do zasad chrześcijaństwa i humanitaryzmu kraj, jakim jest Rzeczpospolita Polska, nie może stać się forum dla scen rodem z rzymskiego Koloseum, gdzie o czyimś życiu decydował ruch kciuka w górę lub w dół”.

 

rp.pl

Aksjomatycznie o euro i Unii Europejskiej

Istnienie Polski we wspólnocie międzynarodowej to sprawa naszej racji stanu.

Dyskusja na temat wejścia Polski do strefy euro i – szerzej – członkostwa w Unii Europejskiej nabiera rozmachu. Z jednej strony toczą się prace nad przyszłością UE mające doprowadzić do wypracowania reform zapewniających tej instytucji stabilność i trwały wzrost, zabezpieczających przed wybuchem kryzysów i sprzyjających podnoszeniu dobrobytu społeczeństw państw członkowskich, z drugiej strony w Polsce obserwujemy nasilenie się sporu politycznego wokół charakteru naszego członkostwa, któremu towarzyszy intensyfikacja wypowiedzi medialnych polityków, naukowców i publicystów.

W centrum uwagi jest strefa euro i ewentualne w niej członkostwo Polski, ale jak wskazywali ostatnio na łamach „Rzeczpospolitej” Andrzej Wojtyna (6.06.2017) i Witold Orłowski (7.06.2017), tak naprawdę chodzi o sens i istotę uczestnictwa naszego kraju w Unii. Powstaje wrażenie, że tocząca się dyskusja wymaga nie tylko kontynuacji, gdyż wyłącznie w ten sposób mogą zostać wypracowane długookresowo korzystne dla Polski rozwiązania, ale również pewnego uporządkowania. Pokazania chociażby, co jest ważne naprawdę, a co ma mniejsze znaczenie.

W miarę jak wzrasta częstotliwość polemik oraz wnikliwość i drobiazgowość dyskutowanych poglądów, rośnie też ryzyko pominięcia, zapomnienia, rozmycia albo niedocenienia spraw o znaczeniu fundamentalnym, które w tym tekście nazwano aksjomatami. Czasami spieramy się o drugorzędne szczegóły, a z pola widzenia znikają nam kwestie podstawowe. Trzeba w tym miejscu zastrzec, że rozważania prowadzone w konwencji publicystycznej siłą rzeczy są skazane na pewną skrótowość, przejaskrawienia, powierzchowność, a czasami wręcz naiwność, za które wypada z wyprzedzeniem przeprosić.

Dobór aksjomatów ma oczywiście charakter subiektywny, ale w przekonaniu autora byłoby wskazane, by zostały one jeszcze raz uważnie przeanalizowane i – co jest moim marzeniem – by co do zasady były podzielane nie tylko przez środowiska opiniotwórcze, w tym siły polityczne, ale także przez społeczeństwo polskie. Tworzą one bowiem coś, co można by w moim przekonaniu nazwać polską racją stanu i interesem narodowym, elementem twardego rdzenia naszej wspólnoty państwowej.

Aksjomaty te sformułowano na podstawie przypomnienia i rekonstrukcji wartości, idei i poglądów, które leżały u podstaw procesów, jakie doprowadziły do wyborów czerwcowych w Polsce w 1989 roku, wprowadzenia pakietu reform rynkowych potocznie nazywanych planem albo programem Balcerowicza, zawarcia układu europejskiego, czyli umowy międzynarodowej ustanawiającej stowarzyszenie pomiędzy Polską a Wspólnotami Europejskimi i ich państwami członkowskimi w 1991 roku, przystąpienia Polski do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju w 1996 roku, podjęcia w 1998 roku negocjacji członkowskich w sprawie przyjęcia Polski do Unii Europejskiej, przystąpienia Rzeczypospolitej Polskiej do Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) w 1999 roku oraz członkostwa w Unii Europejskiej od 1 maja 2004 roku.

Zasygnalizowane najważniejsze etapy przywracania Polsce adekwatnego miejsca w Europie i w świecie wymagały wiele wysiłku, nakładów czasu, trudnych negocjacji i zdolności do osiągania kompromisu – zabrały bowiem około 15 lat. Warto też podkreślić, że podobne procesy zazwyczaj odbywają się w okresach wieloletnich, a świadomość mozołu ich kreowania powinna budzić respekt i zniechęcać do podejmowania ryzyka zaprzepaszczenia osiągniętych rezultatów. Z jednej strony naiwnością byłoby zakładanie, że podobną ocenę podzielać będzie 100 proc. społeczeństwa, z drugiej strony wierzę, że wokół takiego pojmowania naszej najnowszej przeszłości można budować zgodę narodową, co nie wyklucza przecież możliwości reformowania.

Aksjomat I: Do jakiego świata należymy?

Kraje o potencjale takim jak Polska w dzisiejszej skomplikowanej i dynamicznej sytuacji geopolitycznej, gospodarczej i społecznej skazane są na zawieranie sojuszy, aliansów, przymierzy i innych form współpracy międzynarodowej. Co więcej, nawet największe mocarstwa starają się pozyskiwać sprzymierzeńców dla prowadzonej przez siebie polityki i nie narzucać wspólnocie międzynarodowej jednostronnych rozwiązań. Podstawowe wybory dokonane przez Polskę po rozpadzie bloku sowieckiego i załamaniu się gospodarek socjalistycznych to przynależność do tzw. cywilizacji zachodniej, wyrażająca się przede wszystkim w posiadaniu statusu członka NATO, oraz członkostwo w UE.

Te wybory wydają się niepodważalne z punktu widzenia interesu narodowego Polski. Jako takie nie powinny być kwestionowane nawet w najbardziej agresywnej debacie politycznej, bo oznaczałoby to podważanie polskiej racji stanu. Co więcej, nie są znane alternatywy dla przyjętych rozwiązań. Oczywistości tego aksjomatu nie umniejsza fakt, że przynależność do Wspólnoty może przyjmować różne warianty, zakładać różne stopnie zaangażowania politycznego, gospodarczego itd. W tym miejscu bowiem chodzi o pryncypia, a nie o imponderabilia.

Aksjomat II: Miejsce i rola Polski w otoczeniu międzynarodowym

W obliczu aksjomatu I daje się sformułować aksjomat II. Wcześniej zdefiniowana przynależność do cywilizacji zachodniej nie wystarcza, a dodatkowo powinna wiązać się z dążeniem do zajmowania możliwie najbardziej eksponowanej pozycji politycznej, ekonomicznej, społecznej, kulturalnej itp. Nie zadowala nas chyba rola marudera. Podstawowe znaczenie ma tutaj wypadkowa ambicji i realizmu. Jeśli zgodzilibyśmy się z treścią aksjomatu II, to niepokój może budzić rozważana – jako jedna z kilku – koncepcja wielu prędkości Unii Europejskiej. Perspektywa, iż Polska mogłaby w niektórych sferach funkcjonować w strefach niskich prędkości, nie jest budująca. W pewnym sensie oznaczałaby dobrowolną marginalizację miejsca Polski we Wspólnocie.

Jako przedstawicielowi sektora szkolnictwa wyższego i nauki trudno mi sobie wyobrazić, że polskie uczelnie i polscy naukowcy nie mogliby uczestniczyć w części inicjatyw współpracy z uczelniami położonymi w innych krajach członkowskich. Może to oznaczać rezygnację z rysujących się szans rozwojowych związanych z postępem w nauce i innowacyjnością. Zaniepokojenie i troska odnośnie do takiego zagrożenia przewijały się zresztą w wypowiedziach niektórych rektorów w czasie obrad posiedzenia Zgromadzenia Plenarnego Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich we Wrocławiu, w czerwcu tego roku. Wydaje się, iż jest prawdopodobne, że podobne obawy mogą być także udziałem innych środowisk narażonych na zmniejszenie intensywności współpracy w ramach UE. Tak naprawdę oznaczałoby to bowiem peryferyzację i pozbawienie się wpływu na kształt inicjatyw integracyjnych. Dłuższe pozostawanie poza tym nurtem jest prawdopodobnie równoznaczne z jakąś formą wykluczenia i wiąże się z osłabieniem pozycji realnie zajmowanej w stosunku do potencjalnie osiągalnej.

Aksjomat III: Czy Polska powinna przyjąć euro?

Aksjomat III jest konsekwencją dwóch poprzednich. Ma charakter relatywnie wąski – w Unii tak naprawdę chodzi bowiem przede wszystkim o wartości takie jak zapewnienie warunków pokoju i współpracy, o zapobieganie konfliktom i wykluczenie ewentualności wojny w stosunkach między integrującymi się państwami. Wartości te mają stanowić podwaliny do prowadzenia współpracy gospodarczej, która powinna przynosić wielostronne korzyści i przyczyniać się per saldo do podniesienia dobrobytu społeczeństw współpracujących krajów. Wprowadzenie euro jest jednak tak ważne dlatego, że rodzi olbrzymie konsekwencje w sferze gospodarczej, która oddziałuje na wszystkie inne możliwe obszary integracji na zasadzie sprzężenia zwrotnego. W tym sensie, nie absolutyzując znaczenia aksjomatu III, można postawić hipotezę, że ma on znaczenie kluczowe obok czynnika politycznego i czynnika bezpieczeństwa.

Polska, wstępując do UE, zobowiązała się do przyjęcia wspólnej waluty. Jest to więc zobowiązanie formalne, którego spełnienie można opóźniać, ale należy się spodziewać, że obowiązek ten zostanie wcześniej czy później zoperacjonalizowany i będzie podany przedział czasu, w którym powinno to nastąpić. Należy też wskazać, że większość prac teoretycznych oraz dostępnych badań empirycznych wskazuje na przewagę potencjalnych korzyści nad ewentualnymi negatywnymi skutkami płynącymi z przystąpienia do strefy wspólnej waluty.

Równocześnie należy wskazać na wiele ważnych, czasami niedocenianych aspektów mikroekonomicznych przyjęcia euro. Z punktu widzenia przedsiębiorcy wspólna waluta zmniejsza poziom ryzyka poprzez eliminację ryzyka kursowego w stosunku do tych transakcji, które są rozliczane w euro. Oczywiście przed tego rodzaju ryzykiem można się na różne sposoby chronić, ale zawsze pociąga to za sobą dodatkowe koszty. Redukcja ryzyka odnosi się także do podejmowania decyzji inwestycyjnych – przedsiębiorcy przygotowujący biznesplany dla podejmowanych przedsięwzięć gospodarczych doskonale rozumieją komfort wynikający z możliwości uzyskiwania wpływów w tej samej walucie, w której ponoszone są nakłady inwestycyjne. Kolejny argument to koszty transakcyjne prowadzenia wszelkich działań z zakresu biznesu międzynarodowego, wynikające z opłat związanych z przeliczaniem walut przy okazji transakcji eksportowo-importowych, przepływów związanych z zagranicznymi inwestycjami bezpośrednimi, kontraktami licencyjnymi, franczyzowymi, menedżerskimi itp. Dowodem empirycznym przemawiającym na rzecz wspólnej waluty jest niższy koszt kredytu zaciąganego we wspólnej walucie aniżeli koszt kredytu zaciąganego w złotych. Obniżka kosztów finansowania poprawia w sposób bezpośredni konkurencyjność cenową polskich produktów oferowanych na rynkach międzynarodowych. Może się więc przyczynić do zwiększenia eksportu albo do skuteczniejszego konkurowania na rynku polskim produktów wytwarzanych w Polsce z wyrobami pochodzącymi z importu.

Kolejny argument to łatwość, przejrzystość i jednoznaczność dokonywania porównań cen i kosztów w przekroju wszystkich producentów i konsumentów z krajów stosujących wspólną walutę. Wspólna waluta zmniejsza asymetrię informacji, co poprawia efektywność funkcjonowania rynków. Wyżej wymienione czynniki determinujące poziom kosztów mikroekonomicznych przekładają się oczywiście na poziom efektywności poszczególnych branż, zapewniając im wyższy poziom konkurencyjności kosztowej i co za tym idzie, cenowej. Ta ostatnia prowadzi do wyższego poziomu zysków, które umożliwiają w odpowiednim środowisku instytucjonalnym rozwijanie działalności badawczo-rozwojowej, przyczyniającej się do wyższej innowacyjności.

Te trzy aksjomaty wydają się niepodważalne na gruncie logiki. Jeśli jednak to nie wystarcza, można postawić pytanie: a co się może stać, jeśli zaczniemy te aksjomaty (zasady) po kolei uchylać, poruszając się w odwrotnym kierunku?

Zacznijmy od aksjomatu III, czyli niewprowadzenia wspólnej waluty euro. Jak się zdecydowanie i zgodnie podkreśla, podstawowe filary naszego sukcesu gospodarczego w okresie po 1989 roku wolno, ale konsekwentnie tracą na znaczeniu. Liczą się wszelkie czynniki istotne dla zapewnienia konkurencyjności mikro-, mezo- i makroekonomicznej. Jak pokazują liczne analizy, wprowadzenie euro poprawia (albo może poprawić przy spełnieniu warunków) konkurencyjność gospodarki danego kraju. Pozostawanie poza strefą euro jest natomiast niczym innym, jak przynależność do Unii Europejskiej niższej prędkości z wszystkimi tego konsekwencjami.

Koniec końców słabsza od możliwej pozycja gospodarcza sprzyja marginalizacji naszej roli we wspólnocie międzynarodowej, stawia pod znakiem zapytania nasz wkład w funkcjonowanie tej społeczności i zgodnie z treścią aksjomatu I przekłada się na zagrożenie spadkiem poczucia bezpieczeństwa w turbulentnym świecie, a nawet wykluczeniem z klubu państw bezpiecznych i bogatych. A to jest przecież sprzeczne z polską racją stanu.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu

rp.pl

Katolicyzm tak, Bóg nie

Newsweek Polska, Jarosław Makowski, 16.06.2017

© photo: Artur Reszko / source: PAP

 

Boże Ciało to nie tylko święto religijne. To także chwila, w której biskupi głosząc kazania do tysięcy wiernych zdradzają, co im w duszy gra. Szczególnie tej części duszy wyrażającej polityczne emocje.

Nie dziwi więc, że tych kazań uważnie słuchają politycy: zarówno ci krajowi, jak i ci lokalni – samorządowi. Zasiadają więc w pierwszych ławach, by się biskupom i proboszczom pokazać. Ale także, by się pokazać religijnym-wyborcom, którzy przecież też mają oczy do patrzenia, a uszy do słuchania. I swoje wiedzą. Jaką więc dobrą nowinę usłyszeliśmy wczoraj z ust naszych biskupów? Próbując dokonać typologi przesłania, można mówić o trzech nurtach: pierwszy, polityczny i prorządowy, który prezentuje nieoceniony metropolita gdański, abp Leszek Sławoj Głódź; drugi, neutralno-pobożnościowy reprezentowany przez kard. Kazimierza Nycza i ostatni, nurt Franciszkowy, podtrzymywany przez abp Wiktora Skworca.

PiS-u nie zawiódł abp Głódź, który zawsze należał do nurtu politycznego i prorządowego. Jego antyeuropejskie i antynowoczesne tyrady doskonale wpisują się w narrację PiS-owskiego obozu władzy. Posłuchajmy: „Od pewnego czasu słyszymy zapowiedzi, że Gdańsk ma zostać przekształcony w miasto nowoczesne i postępowe. Trzeba pytać o imię tej nowoczesności i postępowości. O jej treść i o jej kształt. Bo mamy świadomość, że demon postępu i nowoczesności czyni wielkie spustoszenie, chociażby w zachodniej Europie”. Jeśli chcemy się mu sprzeciwić, powinniśmy powiedzieć „nie” także symbolowi tego postępu, którym, zarówno dla PiS, jak i abp Głodzia jest…. To muzeum, zdaniem hierarchy, wyrasta z „tego nurtu postępu i nowoczesności”. Metoda hierarchy jest stara i znana: siać strach i lęk, a nóż się przyjmie, choć kontakt tej mowy z rzeczywistością jest zerowy.

Poza schemat pobożnościowo-neutralny nie wyszedł . Mówił o teologicznym znaczeniu eucharystii (w tym kontekście cytował nawet wybitnego niemieckiego teologa Karla Rahnera) i konieczności budowania jedności społecznej. Przekonywał: „Chcemy być Kościołem dla wszystkich ludzi dobrej woli, zwłaszcza gdy przychodzą pokusy osłabienia jedności, bądź niebezpieczeństwa podziałów i wykluczenia”. Zabrakło mi jednak odniesienia w kazaniu hierarchy do tych spraw, które rozgrywają się na naszych oczach. Myślę choćby o kryzysie migracyjnym, odradzaniu się nacjonalizmu czy powszedniej już dziś ksenofobii.

I nurt ostatni, Franciszkowy, czyli absolutnie niszowy w polskim Kościele, który dał się posłyszeć w kazaniu metropolity katowickiego, abp Wiktora Skworca. Otóż śląski hierarcha miał odwagę, gdy PiS-owski rząd odwołuje się antyuchodźczej retoryki i polityki, powiedź rzecz z gruntu chrześcijańską i ewangeliczną. „Procesja Bożego Ciała to nie widowisko, nie manifestacja, a ręka kościoła z chlebem na dłoni, wyciągnięta do wszystkich. Zaproszenie skierowane do każdego człowieka, również do ”. I odwołując się do Jana Pawła II: „Każdy musi się przyczyniać do rozwoju dojrzałej kultury – otwartości, która ma na uwadze jednakową godność każdej osoby i należytą solidarność z najsłabszymi, domaga się uznania podstawowych praw każdego migranta”.

Najsłabszy jest nurt Franciszkowy – a więc Kościół ubogi i dla ubogich. Kościół, który przypominałby szpital polowy w czasie bitwy, gdzie – nim zapytasz człowieka o znajomość Dziesięciu przykazań – podajesz mu pomocną dłoń.

Który z tych trzech nurtów jest dziś najsilniejszy w polskim Kościele? Oczywiście nurt obozu polityczno-prorządowego, którego symbolem jest abp Głódź. Ci biskupi i księża bezkrytycznie popierają rząd PiS, który – ich zdaniem – reprezentuje katolickie wartości. To typ Kościoła triumfalistycznego, bogatego, butnego – zawsze gotowego wspierać władzę, która wyręcza duszpasterzy z pracy, solennie finansując kościelne instytucje i wprowadzając ustawy, które są Kościołowi na rękę. Najsłabszy jest nurt Franciszkowy – a więc Kościół ubogi i dla ubogich. Kościół, który przypominałby szpital polowy w czasie bitwy, gdzie – nim zapytasz człowieka o znajomość Dziesięciu przykazań – podajesz mu pomocną dłoń. Zresztą: nie od dziś wiemy, że przygniatająca część rodzimego Kościoła wobec Franciszka przyjęła prostą i jednoznaczną postawę: „przeczekać”. Dlatego stan ducha polskiej religijności dobrze oddaje hasło: religia tak, Bóg nie. A religia staje się już tylko narzędziem politycznym, Bóg okazuje się doskonale zbędny. Więcej: staje się przeszkodą w świecie, gdzie króluje nienawiść i cynizm.

msn.pl

10 lat temu powstało białe miasteczko, została z niego czarna rozpacz. Pielęgniarki nikogo nie obchodzą

Adriana Rozwadowska, 16 czerwca 2017

Rok 2007, ''Białe miasteczko'' pielęgniarek w Warszawie

Rok 2007, ”Białe miasteczko” pielęgniarek w Warszawie (Fot. Adam Kozak / AG)

Mija 10 lat od powstania białego miasteczka. Pielęgniarki walczyły o podwyżki, niewiele z tego wyszło. Choć dane i prognozy jasno pokazują, że czeka nas katastrofa, również dziś pielęgniarki mało kogo obchodzą.

Był 19 czerwca 2007 roku, kiedy przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów zaczęło rosnąć białe miasteczko pielęgniarek. Kilka dni wcześniej premier Jarosław Kaczyński nie zgodził się na spotkanie z kobietami walczącymi o podwyżki wynagrodzeń. Odmówił nawet przyjęcia od nich petycji. W szczytowym momencie miasteczko liczy 150 namiotów i ok. 3 tys. protestujących. Odwiedzają je gwiazdy: Marek Kondrat, Krystyna Janda, Andrzej Seweryn. Społeczeństwo wspiera. Jednocześnie kancelarię premiera okupują cztery pielęgniarki – m.in. Dorota Gardias. Rozmowy z nimi prowadzi Mariusz Błaszczak. Bywa nieprzyjemnie.

Premier Kaczyński: – W zasadzie powinniśmy wezwać policję i usunąć te panie. Niestety, wiemy, jaka będzie reakcja społeczna. Jest piękną cechą naszej kultury, że wobec pań nie można używać przemocy fizycznej.

20 czerwca policja siłą usuwa protestujące z pasa drogi przy Al. Ujazdowskich. Od tej pory, żeby odstraszyć policję, pielęgniarki 19 minut po każdej pełnej godzinie grzechoczą plastikowymi butelkami wypełnionymi kamykami i monetami.

Trzy pielęgniarki w KPRM decydują się na strajk głodowy. Premier Kaczyński odpowiada: – Jak będą w stanie głodu przez trzy dni, dwa choćby, to wtedy będzie można mówić o głodówce. Na razie nie zjadły kolacji.

15 lipca białe miasteczko zostaje rozwiązane. Akcja nie przyniosła pożądanych rezultatów.

Pielęgniarki i seria przegranych bitew

Co się zmieniło przez te dziesięć lat?

– Jest gorzej. Ten zawód umiera – słyszę od Doroty Gardias, wtedy przewodniczącej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, dziś szefowej Forum Związków Zawodowych. – Dziesięć lat temu rząd nie chciał z nami rozmawiać. Dziś nikt nie chce. Politycy są zainteresowani wyłącznie wojną polsko-polską. Nie ma do kogo iść z postulatami.

Tuż po Białym Miasteczku Sejm zgodził się, aby pielęgniarki otrzymały 40 proc. kwoty wynikającej ze zwiększenia kontraktu danego szpitala. Ale o podziale środków decydowali dyrektorzy. Pieniądze trafiały wszędzie, tylko nie do pielęgniarek.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Przyszłość? Kogo w Polsce obchodzi przyszłość? Pielęgniarki wyjadą, zostaniemy starzy, chorzy i sami

A potem przyszła koalicja PO-PSL i komercjalizacja szpitali. W 2011 roku wchodzą kontrakty. Pielęgniarki okupują galerię sejmową. Na próżno. Kontrakty zastępują umowy o pracę, czas pracy przestaje obowiązywać. Bitwę przeciwko zamienianiu szpitali w spółki prawa handlowego też przegrywają. Przez osiem lat podwyżek nie ma.

Dopiero tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, kiedy nad kampanią wyborczą PO wisi widmo protestów, rzutem na taśmę pielęgniarki dostają 4×400 – czyli podwyżki o 400 zł (podwójne brutto) wypłacane w czterech transzach.

Pielęgniarki idą do ubezpieczeń

– Nie chodzi o żadne interesy pielęgniarek, tylko o interesy tych, którzy nas się boją – mówił w 2007 roku premier Kaczyński.

Gardias: – Usiłowali i usiłują wmówić nam, że to protesty polityczne. A przecież na wszystko mamy liczby i dane. I prognozy wieszczące katastrofę!

O złej sytuacji w pielęgniarstwie mówiło się jeszcze w latach 90. „Będzie nas ubywać” – ostrzegała Dorota Gardias na łamach „Wyborczej” w 1999 roku.

Mamy olbrzymią lukę pokoleniową. Średnia wieku pielęgniarki tuż po Białym Miasteczku wynosiła 44 lata. Dziś – już 51 lat. Pielęgniarek jest w sumie 288 tys. To wciąż te same, coraz starsze osoby. W zawodzie osoby przed trzydziestką stanowią zaledwie 5 proc. ogółu. Osoby przed czterdziestką – 14 proc.

Dalej: 55 tys. pielęgniarek ma więcej niż 61 lat, z czego 23 tys. – więcej niż 65. W ciągu najbliższych trzech lat prawa emerytalne nabędzie kolejne 80 tys. pielęgniarek.

Dalej: w 2016 roku na 1 tys. mieszkańców w Polsce przypadało 6,25 pielęgniarki (wg danych OECD jeszcze mniej – 5,2). W 2025 roku będzie już tylko 4,87, a w 2030 roku (to za ledwie 13 lat) – 4, bo dziesiątki tysięcy z nich odejdą na emeryturę. A młodych nie ma.

Powód?

Pielęgniarstwo jest obleganym kierunkiem. Ale o ile po medycynie niemal 100 proc. lekarzy uzyskuje prawo wykonywania zawodu, o tyle w przypadku pielęgniarstwa prawie połowa absolwentów gubi się po drodze. Np. w 2015 roku studia pierwszego stopnia ukończyło 8,5 tys. osób, a drugiego – 3 tys. Prawo wykonywania zawodu uzyskało 3,5 tys. osób, w zawodzie zatrudniło się 1,4 tys.

Pielęgniarki odchodzą do firm ubezpieczeniowych, farmaceutycznych, pracują w sklepach – praca płatna podobnie, a lżejsza i fizycznie, i psychicznie. Państwo wydaje więc pieniądze, kształci, ale dla absolwentów nie ma żadnej sensownej oferty.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Mało pieniędzy, mało pielęgniarek. Reforma ministra Radziwiłła? Niczego nie poprawi – mówi Dorota Gardias

Zofia Małas, prezeska Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych: – Żeby wypełnić lukę, potrzebnych jest 10 tys. pielęgniarek wchodzących do zawodu rok w rok. Obecnie wchodzi niecałe 2 tys. To przepaść.

Teoretycznie młode mogłaby zachęcić podwyżka 4×400. Tyle że jej nie dostaną. Ostatnia, czwarta transza zostanie wypłacona w 2019 roku. Pielęgniarka, która w tym roku wejdzie do zawodu, zostanie z minimum.

Dlaczego pani pielęgniarka jest niemiła?

Bo jest przepracowana. Pielęgniarka jest specjalistką, odpowiada za życie i zdrowie, pracuje w warunkach trudnych fizycznie i psychicznie, w systemie zmianowym, świątek, piątek i niedziela. Wg danych GUS średnio zarabia 3,4 tys. zł brutto. W szpitalach powiatowych najczęściej na rękę dostaje 1,6-1,7 tys. zł. Żeby się utrzymać, pracuje po 300, 400 godzin – na kilku etatach.

System jest teoretycznie wydolny wyłącznie dzięki temu, że pielęgniarki pracują w kilku miejscach naraz – bo pielęgniarkę zatrudnioną w trzech podmiotach leczniczych traktuje się jako trzy pielęgniarki. Na oddziałach, na których powinno być ich pięć, często pracują dwie. A zdarza się, że jedna.

Zofia Małas: – Mając pod opieką 50 pacjentów, zdąży wypełnić zalecenie lekarskie, podać leki. Ale gdzie edukacja pacjenta, rozmowa, profilaktyka odleżyn? Jesteśmy niewydolne, bo jest nas za mało.

Nic więc dziwnego, że pielęgniarki emigrują. Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych wydała 20 tys. zaświadczeń, które są wymagane przy ubieganiu się przez pielęgniarkę o pracę w innym kraju UE. To tak, jakby wyparowały nagle wszystkie pielęgniarki ze Świętokrzyskiego.

Emigrantek jest z roku na rok więcej. W 2010 r. zaświadczeń wydano 806, w 2012 r. – 1154, w 2015 r. – 1527. Spadło raz – w ubiegłym roku. Wtedy zaświadczeń wystawiono 987.

– To było tuż po 4×400. To sygnał, że pielęgniarki można zatrzymać godną propozycją finansową – uważa Zofia Małas.

W Wielkiej Brytanii brakuje aż 30 tys. pielęgniarek. Na 1 tys. mieszkańców pielęgniarek jest 8, a więc i tak więcej niż u nas. Nasze biorą z pocałowaniem ręki. Zarobki? Płaca minimalna dla niedoświadczonej pielęgniarki zaczyna się od niespełna 22 tys. funtów rocznie, czyli ok. 9 tys. zł miesięcznie – tyle zarobi pielęgniarka bez doświadczenia, w pierwszym roku pracy. A z każdym rokiem dostaje podwyżkę. Czas pracy? 37,5 godziny tygodniowo. Z dodatkowymi dyżurami nie więcej niż 47.

Nasze biorą też w Norwegii czy Szwajcarii. W tej ostatniej pielęgniarek na 1 tys. pacjentów jest ponad 17, w Niemczech – 13. Średnia europejska to prawie 10 pielęgniarek na 1 tys. pacjentów.

Kolejnego białego miasteczka nie będzie

Pielęgniarstwo od lat znajduje się na czele listy najbardziej poszukiwanych zawodów. I choć w Polsce pielęgniarek jest niemal najmniej w Europie i najgorzej w Europie zarabiają, od lat nie zmienia się nic. Choć nie do końca.

W czerwcu br. Sejm w 36 godzin przegłosował ustawę o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia. Ustawę, której przeciwne jest całe środowisko medyczne – od fizjoterapeutów, przez diagnostów, po lekarzy i pielęgniarki. Zgodnie z ustawą pielęgniarka wchodząca do zawodu zarobi 2490 zł brutto.

Gardias: – To ma być motywacja dla młodych do studiowania pielęgniarstwa? Ta stawka degraduje ten zawód.

Małas: – Dla polityków nie byłyśmy i nie jesteśmy priorytetem. Jeżeli chodzi o przygotowanie zawodowe, przez dziesięć lat nastąpił ogromyny postęp. Nie ma już liceów pielęgniarskich. Wszystkie kończą studia. Wiele jest po doktoratach. Odrobiłyśmy lekcje, podniosłyśmy kwalifikacje. Nikt nas za to nie docenił.

Czy białe miasteczko po latach powróci?

Małas: – Nie wiem, czy będzie kim je zrobić.

Czy pielęgniarki naprawdę zarabiają nędznie?

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20169537,video.html

wyborcza.pl

PIĄTEK, 16 CZERWCA 2017

Kamiński: Szydło zrozumiała, że opłaca jej się ciągłe nawiązywanie do migrantów

09:37

Kamiński: Szydło zrozumiała, że opłaca jej się ciągłe nawiązywanie do migrantów

To nie jest burza w szklance wody. Tym bardziej, że mówimy o formacji politycznej, która bardzo lubi analizować słowa innych – przeciwników politycznych PiS-u zawsze przez te prawicowe media, przez samych polityków PiS zawsze podlegają wnikliwej ocenie, oni się pytają, jakie były intencje, więc trudno się dziwić. Jeżeli mamy do czynienia z takim miejscem jak Auschwitz, które jest największym cmentarzyskiem Europy i mamy polskiego premiera, to jasne jest, że jego słowa są w tym miejscu słuchane. To oczywiste, że premier zrozumiała – to krótkowzroczne, ale to inna dyskusja – że jej się opłaca ciągłe nawiązywanie do migrantów (…) Cała retoryka tej partii, jaką jest PiS i tego rządu jest oparta właśnie o ciągłe wracanie do sprawy imigrantów – mówił Michał Kamiński w „Politycznym Graffiti” Polsat News.

09:23

Ziobro nie wyklucza wniosku do TK ws. drukarza skazanego za to, że odmówił wydrukowania plakatów fundacji LGBT

Czekam na uzasadnienie. Kiedy ono zostanie sporządzane, na pewno skieruję kasację do Sądu Najwyższego. Uważam ten wyrok za błędny, naruszający konstytucyjną zasadę wolności sumienia. Nie może być tak, że zmusza się ludzi do wykonywania czynności, które są w sposób jaskrawy sprzeczne z ich wewnętrznymi przekonaniami, które może gwałcą ich przekonania i zmuszają do wykonywania zadań, które są dla nich – z punktu widzenia wewnętrznego porządku hierarchii sumienia – nieakceptowalne. To sfera wolności, to fundamentalna zasada wolności. Stoję po stronie wolności – mówił Zbigniew Ziobro w „Sygnałach dnia” PR1, pytany jaka będzie jego odpowiedź na wyrok łódzkiego sądu, który skazał drukarza za to, że ten odmówił wydrukowania plakatów fundacji LGBT.

Będę podejmował wszystkie możliwe prawem przewidziane działania. Myślę o kasacji, jeśli trzeba też o skardze czy wniosku do TK, a też nie wykluczam zmiany prawa, które pochodzi rodem z PRL-u – dodał minister sprawiedliwości.

08:29

Lichocka o Tusku: Proponuję nie traktować tego polityka jako kogoś, kto reprezentuje polskie interesy

Donald Tusk, pełniący funkcję asystent Angeli Merkel, nie może mówić niczego innego. Proponuję nie traktować tego polityka jako kogoś, kto reprezentuje polskie interesy. To człowiek, który zawdzięcza swoje stanowisko Merkel i daje dowód, że umie być wdzięczny – mówiła Joanna Lichocka w „Gościu poranka” TVP Info. Jak podkreślała posłanka PiS, nie będzie sankcji wobec Polski i nie ma podstaw, aby zmusić nas do przyjmowania tych imigrantów.

08:28

Lichocka: Tusk uprawia politykę przeciwko Polsce i temu rządowi, próbując oczernić premier i Polskę

Z cynicznej gry Donalda Tuska i PO przeciwko Polsce i polskiemu rządowi [wzięła się nagonka na premier Szydło]. Można powiedzieć: nic nowego pod słońcem. Od wczoraj wszyscy widzimy efekty działania Donalda Tuska i PO w tej mierze. To skandaliczne zachowania, ponieważ tak, jak wczoraj powiedział Dawid Wildstein, że jest to coś odrażającego, że kosztem setek tysięcy ofiar czy milionów nawet Holocaustu na polskiej ziemi Donald Tusk i jego towarzystwo uprawia politykę przeciw Polsce, przeciwko temu rządowi, próbując oczernić polską premier i Polskę. Próbuje grać na nucie antysemityzmu, kompletnego nierozumienia tego, czym jest istota tych słów – mówiła Joanna Lichocka w „Gościu poranka” TVP Info.

300polityka.pl