Służby języka polskiego potrzebne politykom

Gdy słyszę naszych polityków, scyzoryk w kieszeni mi się otwiera. Byłoby lepiej, gdyby się nie odzywali, przynajmniej nie sknociliby sprawy, którą jakoby załatwiają dla państwa. A na pewno nie ośmieszaliby się. Politycy PiS są szczególni w tej kwestii, wypływa to z ich mniemanego patriotyzmu. Jak pisze Waldemar Kuczyński: co patriota – to idiota. A ja trawestuję wiersz wspaniałej Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej o ptaszku idiocie. Nasi politycy to patrioci idioci.

Za idiotyzm nie można karać, lecz należy go napiętnować. Miałbym prośbę do Mateusza Morawieckiego, aby za granicą nie ośmieszał się – i nie ośmieszal Polaka jako takiego, bo nas reprezentuje. Oto wobec kompetentnego intelektualnie audytorium w Monachium, bo na konferencji bezpieczeństwa, stwierdza nasz polityczny ptaszek, iż „nie było czegoś takiego jak polskie obozy śmierci”.

Ależ tę wiedzę posiadają wszyscy, którym ona jest potrzebna – i to od 1944 roku. Po co więc takie stwierdzenie? Czyżby Morawiecki nie miał niczego do powiedzenia i wtłaczał tę oczywistą oczywistą, bo sam ma z nią problemy? Każdy psycholog powie, że u Morawieckiego szwankuje coś w jego głowie. Co? Intelekt, niedostatki charakteru, etc.

„Polskie obozy śmierci” są idiomem historycznym, który znaczy, iż na terenie Polski niemieccy naziści zbudowali obozy śmierci. I nie chodzi o dokuczenie narodowi niemieckiemu poprzez ich niechlubną w tej kwestii historię, ale o wskazanie, iż w tych obozach dokonał się holokaust, a były one położone na terenie Polski.

Taki jest język. Mówisz i wiesz! Tak jak niedawno mówiło się „Kononowicz”, a myślało „idiota”. Wiesz zatem, że ktoś nazwany Kononowiczem jest idiotą. A przecież nie każdy Kononowicz jest idiotą. Może Kononowiczem jest Morawiecki?

Dla mnie premier jest takim ptaszkiem, który w Monachium zaćwierkał „oczywistą oczywistość”, po czym inni będą mogli pukać się w głowy: Polak to idiota.

Intelektualnie i talentem Morawiecki nigdy nie dorówna innej pisarce, Zofii Naukowskiej, która w „Medalionach” pisze o polskich obozach śmierci. Czy ona nie wiedziała, co pisze?

Otóż Morawiecki nie wie, co mówi. Gdy słyszę Morawieckiego, otwiera mi się scyzoryk w kieszeni, lepiej, aby się nie odzywał. Przynajmniej niczego nie zepsuje. Posługiwanie się językiem to trudna sprawa. Nie chcę takich ptaszków, którzy fałszują linię melodyczną rozumu – retorykę.

Lepiej ugryźć się w język, wówczas tak powstały pypeć będzie coś uświadamiał. A może powinny być powołane służby językowe, które przeglądać będą przemówienia polskich polityków wygłaszane za granicą, aby nie ośmieszali imienia Polaka.

 

PMM w Monachium spotkał się z premierem Francji

PMM w Monachium spotkał się z premierem Francji

 

PMM: Nie było czegoś takiego jak “polskie obozy śmierci”. Były niemieckie, nazistowskie obozy koncentracyjne

– Jest to niezmiernie istotne przede wszystkim aby zrozumieć że oczywiście nie będzie to karane, postrzegane jako działalność przestępcza, jeżeli ktoś powie że byli polscy zbrodniarze, tak jak byli żydowscy zbrodniarze, rosyjscy, ukraińscy, nie tylko niemieccy, ale polskie ambasady musiały zareagować 260 tys. razy w 2017 roku, jeżeli chodzi o wyrażenie „polskie obozy śmierci”, „polskie obozy koncentracyjne”. Szanowni państwo, nie było czegoś takiego jak „polskie obozy śmierci”. Nie było „polskich obozów koncentracyjnych”. Były niemieckie, nazistowskie obozy koncentracyjne i sam fakt że musimy to wyjaśniać w dniu dzisiejszym bierze się z naszej historii. Przez 45 lat nie mogliśmy bronić się w tej kwestii. Nie było polskiego niepodległego państwa w tym czasie – stwierdził premier Mateusz Morawiecki na konferencji bezpieczeństwa w Monachium.

 

Łapiński o działalności PFN: Ugryzę się w język

– Mamy ambasady, Instytut Adama Mickiewicza, muzea, ale brakuje efektu synergii, żeby jedni wiedzieli, co robią drudzy, żeby było współdziałanie. Co do Polskiej Fundacji Narodowej, ugryzę się w język – stwierdził Krzysztof Łapiński w Radiu Zet.

Pytany przez Joannę Komolkę o sposoby skutecznej promocji Polski na świecie podkreślił, że to przede wszystkim rola rządu i instytucji, które już istnieją. – Musimy, jako państwo, pomyśleć, jak stworzyć systemowo mechanizm, żeby naszą narrację historyczną przedstawiać w sposób kompetentny, a jednocześnie atrakcyjny – przyznał Łapiński.

Jeśli chodzi o działalność Polskiej Fundacji Narodowej po dłuższym wahaniu stwierdził, że w tym przypadku woli ugryźć się w język. Na pytanie, czy należałoby zmienić skład zarządu tej fundacji odpowiedział, że to decyzja fundatorów. – Prezydent nie wypowiada się, czy jest zadowolony w sprawie tej czy innej fundacji, bo gra idzie o większą stawkę. Teraz jest czas, żeby stworzyć mechanizmy współpracy między tymi organizacjami, żeby promocja Polska odbywała się w sposób fachowy, kompetentny i całościowy – stwierdził rzecznik PAD.

300polityka.pl