Duchowni znaleźli fuchę u Macierewicza…

Paweł Krysiński15/06/2017

Nie sądziłem, że cokolwiek mnie zaskoczy pod rządami „dobrej zmiany”. Było już chyba wszystko: nocne rajdy Beaty Szydło na Nowogrodzką i Andrzeja Dudy na Żoliborz po wytyczne do naczelnika, Misiewicze, BMW(bierni, mierni, ale wierni), skok na państwowe spółki, dewastacja Puszczy Białowieskiej, coraz większe brednie i kłamstwa przywódców sekty smoleńskiej, zamach na władzę sądowniczą, upadek Telewizji Polskiej. Można tak wymieniać bez końca, PiS posiada niesłychane zdolności dewastacyjne: czego się tylko nie dotknie, zmienia się w g…

Z pewnym zdumieniem zapoznałem się z informacją, że w Wojskach Obrony Terytorialnej pracować będzie 70 kapelanów. Pracować, nie służyć! Pod dobrą zmianą kapelani pracują, służyć to mogły pospolite szweje za czasów zasadniczej służby wojskowej. Powtarza się stara historia: kapelanów wskaże Ordynariat Polowy pozostający poza kontrolą MON i Macierewicza, ale wyszkolą za pieniądze podatników instytucje wojskowe. Nie lepiej od razu wyszkolić tych fachowców w szkole Tadeusza Rydzyka?

W listopadzie ubiegłego roku Macierewicz awansował na pierwszy stopień oficerski ponad 130 księży tylko za to, że za czasów PRL musieli odbyć przeszkolenie wojskowe. Bo wróciła sprawiedliwość i prawda, a służba tych jakże potrzebnych dziś PiS specjalistów była niezwykle wielką, jak podkreślił Macierewicz. Kabaret pod Antonim, tak winno nazywać się następne miejsce pracy obecnego szefa MON.

Rzecznik prasowy Ordynariatu Polowego WP ks. płk Zbigniew Kępa (rzecznikiem nie może być duchowny w stopniu kaprala lub sierżanta?) oznajmił, że podstawowym obowiązkiem przyszłych kapelanów będzie zapewnienie posługi duszpasterskiej żołnierzom WOT, organizowanie uroczystości religijnych i religijno-patriotycznych, formacja etyczna i patriotyczna żołnierzy, pomoc w sprawach religijnych dotyczących służby i życia rodzinnego oraz osobistego. Co ma religia do patriotyzmu, jakie pojęcie o życiu rodzinnym ma bezdzietny ksiądz? Jak będzie wyglądało szkolenie kapelanów, w jaki sposób uzyskają pierwszy stopień oficerski? W trymiga! Po przedstawieniu kandydatów biskupowi polowemu przez metropolitę krakowskiego i weryfikacji przez Wojskowe Komendy Uzupełnień duchowni zostaną skierowani do odbycia kursu oficerskiego. Kursy będą odbywały się w jednym miesiącu, w sierpniu, w latach 2018-2020. A potem wiadomo: pensyjka, państwowy wikt i opierunek, mieszkanko służbowe, w przyszłości wojskowa emerytura.

Bóg zapłacz! Czy zapłać…

crowdmedia.pl

Praktyczne ćwiczenia około wolności i ich skutki

Każde państwo światopoglądowe jest antywolnościowe. Że tak jest w przypadku RP ad. 2017 r., dowodzą takie oto fakty.

Każde państwo światopoglądowe jest antywolnościowe.

Kancelaria Prezesa RM

Każde państwo światopoglądowe jest antywolnościowe.

Nieoceniona p. Pawłowicz (posłanka) zgłosiła postulat (wobec opozycji): „Powinniście, jak w Korei, przejść reedukację w obozach uczących demokracji”. Nie ma wątpliwości, że p. Pawłowicz życzy sobie reedukacji opozycyjnych posłów i, znając jej poglądy, nie jestem nadmiernie zdziwiony tym, co postuluje.

Niemniej uznanie obozów w państwie Kimów za ośrodki uczące demokracji jest niewątpliwie odkrywcze. Jak przyjdzie co do czego, p. Pawłowicz powinna zostać komisarzem do spraw poprawy kondycji moralnej społeczeństwa i decydować o osadzaniu w obozach à la koreańskie.

Mowa nienawiści u szczytów władzy

Można zresztą zaproponować co najmniej dwóch współpracowników dzielnej posłanki (chyba nabierającej sił przed pracochłonnym kierownictwem działalnością reedukacyjną i z tego powodu podróżującej w klasie biznes do Chin). Pierwsza kandydatura to p. Bortkiewicz, duchowny katolicki, profesor na Wydziale Teologii Uniwersytetu Poznańskiego, który proponował, aby posłów opozycji wsadzić za kratki. Pan Bortkiewicz jest członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP oraz zasiada w Radzie Programowej Narodowego Kongresu Nauki, mającego odbyć się we wrześniu 2017 r.

Jednym z punktów, które będą omawiane na tym zjeździe, jest umiędzynarodowienie nauki polskiej. Korzystając z sugestii p. Bortkiewicza, można by pewną grupę naukowców uwięzić. Spowodowałoby to skandal światowy i w konsekwencji poważny wzrost umiędzynarodowienia naszej nauki.

Trzeci możliwy kooperant dla p. Pawłowicz i jej reedukacyjnego  projektu to p. Kulesza, poseł Kukiz’15. Ten jegomość orzekł: „Nie przejmujemy się konstytucją, bo to jest konstytucja Kwaśniewskiego, komunistyczna, zrobiona pod partie polityczne. (…) Jeżeli Trybunał Konstytucyjny nam to zakwestionuje, to nie będziemy się przejmować. Zamkniemy ich w Berezie Kartuskiej czy gdziekolwiek indziej”.

Ktoś być może zauważy, że powyższe cytaty nie są reprezentatywne i stanowią niewielki margines. Otóż można znaleźć bardzo wiele oświadczeń mniej lub bardziej podobnych do wyżej zacytowanych, pochodzących od przedstawicieli wszystkich profesji i mających wszelkie znamiona mowy nienawiści. Bogatego materiału w tej materii dostarcza rodzimy internet, ponoć jeden z czołowych, jeśli chodzi o ranking hejtingu. Pytania, dlaczego tak jest i jak na to wpływa frazeologia debaty publicznej w wydaniu tych, którzy artykułują polityczne programy, są interesujące, ale nie będę się nimi zajmował. Interesuje mnie natomiast to, jakie wartości są zagrożone przez retorykę reedukacji w koreańskich obozach, kratek więziennych czy posłania do Berezy Kartuskiej.

Bądź taki jak my albo milcz

Jedną z tych wartości jest wolność. Reakcje pp. Pawłowicz, Bortkiewicza i Kuleszy, a także innych użytkowników podobnego języka, dotyczą postaw czy poglądów, z którymi wymienione osoby się nie zgadzają, oraz stosunku do rozmaitych mniejszości narodowościowych, seksualnych, obyczajowych itd. Ostatnio ekskomunikami zostali objęci wegetarianie (lapsus pana na San Escobar) i ekolodzy (ustami p. Rydzyka, protektora p. Szyszki).

Czy wszyscy muszą zgadzać się ze wszystkimi? Oczywiście, że nie. Czy można polemizować z oponentami? Tak, a nawet trzeba. Czy każdy ma kochać wszystkich innych? Oczywiście, że nie, aczkolwiek jakoś tak się składa, że wyjątki od zasady miłości bliźniego najczęściej proponują polscy katolicy, i to wyjątkowo podkreślający swoje przywiązanie do wiary ojców. Wszelako w przytoczonych przykładach sugerowane jest rozwiązanie siłowe, a w każdym razie jakoś ograniczające obywatelski status określonych jednostek czy nawet grup społecznych.

Z grubsza rzecz biorąc, proponuje się coś takiego: „Zamknij się lub zachowuj się tak, jak my chcemy, bo jak nie, to czeka cię, metaforycznie lub dosłownie (nie chcę oskarżać autorów o dosłowność, ale już sam tryb figuratywny jest wystarczająco zrozumiały jako ostrzegawczy), obóz reedukacyjny (nauczy cię demokracji), więzienne kratki (tam możesz sobie pisać i mówić, co dusza zapragnie – p. Bortkiewicz nie ukrywał, że w tym rzecz) czy Bereza Kartuska (dla edukacji konstytucyjnej) lub wykop poza granice naszego wyjątkowego kraju.

Jak to jest z wolnością

Poczynię teraz kilka uwag ogólnych na temat wolności, z konieczności nader ograniczonych. Fundamentalne odróżnienie dotyczy wolności od czegoś i wolności do czegoś. Ta pierwsza oznacza niezależność od otoczenia (czyli jako swobodę w działaniu w stosunku do czynników je determinujących), natomiast ta druga polega na realizowaniu własnych dążeń (celów). Oba rodzaje wolności są ściśle powiązane, gdyż nie ma wolności do czegoś bez wolności od czegoś.

Jeśli wolność do czegoś dzieje się w koleinach wytyczonych przez prawne gwarancje, często mówi się o swobodach politycznych (ang. liberties). Cała problematyka praw człowieka obraca się wokół wolności i jej rodzajów. Jest rzeczą oczywistą, że wolność (w obu znaczeniach) jest różnorodnie ograniczona przez system kontroli społecznej, tj. prawo, moralność, religię i obyczajowość. Znaczy to, że reguły tego systemu stanowią filtry oddzielające działania aprobowane od odrzucanych. Związek wolności z demokracją zasadza się na tym, że – przynajmniej w dotychczasowych dziejach świata – druga stanowi optymalny kontekst dla pierwszej. Dlatego zakres ograniczeń wolności w społeczeństwach pretendujących do bycia demokratycznymi jest sprawą kluczową. Innym ważnym kontekstem wolności jest równość, albowiem każda forma wykluczenia społecznego zagraża wolności.

Nie ma idealnych demokracji, rozwiązań egalitarystycznych czy wolnościowych. Każda władza ma mniejsze lub większe upodobanie do kontroli społeczeństwa, którym rządzi, i swoje ciągoty w tym zakresie wprowadza w czyn. W samej rzeczy mamy kontinuum praktycznych urządzeń wolnościowych, od radykalnego totalitaryzmu do najbardziej liberalnych demokracji. Konkrety zależą od wielu czynników, m.in. zasobności materialnej danej społeczności, tradycji, sąsiedztwa z innymi krajów, religijności, samoorganizacji na poziomie lokalnym i wreszcie od rozmaitych rozwiązań ustrojowych. Nawet jeśli ograniczyć się do systemów demokratycznych, wolnościowe spektrum jest nader pokaźne.

Jak to jest z wolnością w Polsce

Jak to jest w Polsce po 1989 r.? Postulat urzeczywistnienia wolności był jednym z fundamentalnych w ramach tzw. transformacji. Wystarczy przypomnieć sławne hasło z lat wcześniejszych: mianowicie że nie ma wolności bez „Solidarności”. Stosowne gwarancje i instytucje wprowadzono stopniowo, z jednej strony z sukcesami, z drugiej z porażkami.

Mimo tych drugich dość powszechne jest przekonanie, że „uwolnościowenie” – by tak rzec – społeczeństwa stało się jednak faktem. Zarówno wolność do czegoś, jak i wolność od czegoś zyskała gwarancje prawne, dość szybko także konstytucyjne. W szczególności Polacy zyskali pełną swobodę (ze strony własnego państwa) wyjazdów zagranicznych oraz cały szereg klasycznych wolności obywatelskich, których dawniej nie mieli (np. bezpieczeństwo prawne, wolność zgromadzeń) lub które były znacznie ograniczone, jak np. wolność słowa czy wyznania. Media stały się w zasadzie wolne i pluralistyczne, nie ma reglamentacji kultury czy badań naukowych. Wrosła rola samorządów, a także autonomia rozmaitych instytucji, np. szkół wyższych. Bardzo istotne było wstąpienie Polski do UE w 2004 r., gdyż wymusiło pewne rozwiązania lub też przynajmniej je uświadomiło.

Nie został rozwiązany problem wykluczenia ubogich w wyniku wprowadzania w życie radykalnej wersji neoliberalizmu ekonomicznego. Są braki w funkcjonowaniu instytucji publicznych, np. wymiaru sprawiedliwości, także w wyniku dalej zagmatwanego i niejasnego prawa. Państwo lawirowało w kwestiach światopoglądowych, o czym świadczą nie tylko przywileje dla Kościoła katolickiego, niektóre artykuły konstytucji z 1997 r. czy dopuszczenie do nadmiernej obecności symboli religijnych, ale także zwlekanie z uregulowaniem niektórych drażliwych kwestii, np. prawnego statusu tzw. związków partnerskich.

Istotnym problemem okazał się kryzys zaufania publicznego, którego antywolnościowym rezultatem stała się postępująca biurokratyzacja życia społecznego i znaczny wzrost jego kontroli przez administrację. A ponieważ demokracja sprzyja nie tylko wolności, ale także koncypowaniu sposobów obchodzenia prawa, zarówno przez kontrolowanych, jak i kontrolerów, w konsekwencji przyniosło to znaczący spadek prestiżu instytucji państwowych, a nawet ich degenerację w pewnych przypadkach, tj. powstawanie tzw. układów. Może nie ma to bezpośredniego związku z wolnością, ale każda deformacja ładu demokratycznego prędzej czy później wpływa na kształt i zakres swobód obywatelskich.

Polska nie jest krajem wolności. Oto dowody

Architekci dobrej zmiany twierdzą, że wolność w Polsce ma się (po 2015 r.) dobrze, a kto tego nie dostrzega, ten stracił kontakt z rzeczywistością. Zapewne program 500+ doraźnie poprawił status sporej grupy społecznej, ale nie wiadomo, na jak długo.

Wszelako pozostały wszelkie inne bolączki tzw. III RP, w tym kryzys zaufania społecznego i wyjątkowy nepotyzm polityczny w obsadzaniu intratnych stanowisk. Może najistotniejszą zmianą jest to, że państwo z lawiranta w kwestiach światopoglądowych stało się deklaratywnie i efektywnie zaangażowane w tym względzie.

Dlaczego to jest tak ważne? Z tego mianowicie prostego powodu, że każde państwo światopoglądowe jest antywolnościowe. Że tak jest w przypadku RP AD 2017 r., dowodzą takie oto fakty (kolejność nie oznacza ważności):

1. Media publiczne stały się jednostronne, wyczyszczone kadrowo. Ich propaganda coraz bardziej przypomina stan rzeczy z 1968 r. lub z czasów, gdy prezenterzy paradowali w mundurach wojskowych i podobnie jak wtedy propaguje ksenofobię i niechęć do innych, aczkolwiek zmieniły się obiekty ataku (np. nie Żydzi i wichrzyciele, ale uchodźcy czy przeciwnicy władzy).

2. Próba wymuszenia opłaty radiowo-telewizyjnej na rzecz TVP jest znamienitym przykładem próby poddawania ludzi reedukacji politycznej, na razie w znacznie łagodniejszej formie od sugestii p. Pawłowicz.

3. Media niepubliczne są ograniczane na razie tylko pośrednio, np. przez przepisy o możliwości publikowania ogłoszeń sądowych, reklamowania spółek skarbu państwa czy prenumeraty danego tytułu przez instytucję publiczną.

4. Naruszenie zasady podziału władz, w szczególności nieukrywany zamiar podporządkowania sądownictwa władzom administracyjnym, rzekomo w interesie obywatela, a faktycznie dla zapewnienia interesów władzy. Już mamy do czynienia z przypadkami protekcji prawnej wobec politycznych prominentów.

5. Reglamentacja w dziedzinie kultury, np. przez ingerowanie w obsadę stanowisk dyrektorów teatrów oraz publiczne deklaracje dysponentów władzy, np. w sprawie właściwego repertuaru teatralnego.

6. Edukacja i tzw. polityka historyczna jest profilowana wedle obowiązującego wzorca światopoglądowego.

7. Przepisy o zgromadzeniach preferują te, które służą interesom władzy.

8. Wrażliwe kwestie moralne są regulowane wedle zasad jednego systemu moralnego, nawet wobec osób niepodzielających tych pryncypiów.

9. Państwo coraz wyraźniej protęguje radykalne orientacje prawicowe, nawet takie, które nie ukrywają, że myślących inaczej niż one wyeliminują siłowo.

10. Ogranicza się autonomię rozmaitych instytucji, w tym organizacji pozarządowych.

11. Przepisy o rozmaitych kontrolnych uprawnieniach służb porządkowych i specjalnych.

Jako symboliczny przykład przytoczę coś z własnego podwórka. Wydawnictwo Sejmowe wydrukowało, ale nie dopuściło do dystrybucji w księgarniach, książki „Niezależność konstytucyjnego organu państwa i jego ochrona” Wojciecha Brzozowskiego. Wedle mojej wiedzy coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy od 1968 r. Wtedy trefny był autor, bo pochodzenia żydowskiego, teraz temat. Najwyraźniej nie ma powodu, aby chronić niezależność konstytucyjnych organów państwa.

Nawet jeśli przytoczone na początku wypowiedzi pp. Pawłowicz, Bortkiewicza i Kuleszy uznać obecnie za nieco surrealistyczny folklor polityczny, nie można wykluczyć, że kiedyś (może całkiem niedługo) nabiorą bardziej realistycznego wydźwięku. Państwo światopoglądowe ma to w swej naturze, że staje się także autorytarnym reżimem ustrojowym. Korzystając z pewnej uwagi Mrożka (na temat sprawiedliwości), takowy ustrój propaguje Wolność Prawdziwą, kolidującą z wolnością zwykłą. Co wybierzemy?

polityka.pl

Hicior z Szydło: nieuk czy podła?

Po słynnej wpadce w Oświęcimiu, wszyscy zadajemy sobie pytanie: co szwankuje w marionetce Szydło?

Co jej padło? Moralność, wiedza? Dlaczego Kaczyński nie wymienia w niej bateryjki?

Zasadnie jest pytanie Kuby Wojewdzkiego, której zadał na Facebooku:

Szanowna Pani Premier. Mam tylko jedno pytanie. Czy Pani jest tak słabo wykształcona czy tak podła? Obywatel Jakub Wojewódzki.

Szydło to poziom sołtysowej z Brzeszcz.

Petru: Córka leśniczego? Misiewicz to finezja

Rzeczpospolita, 15.06.2017

– Mariusz „Koperta” Błaszczak ewidentnie nie po raz pierwszy to dostawał, tak się zachowuje. To wygląda, jakby to były u nich normalne praktyki – powiedział Ryszard Petru w Polsat News, komentując sprawę „córki leśniczego”.

Przed rozpoczęciem wtorkowego posiedzenia rządu, minister środowiska Jan Szyszko podszedł do Mariusza Błaszczaka. Wręczając mu kopertę powiedział: „To jest taka córka leśniczego”. Minister spraw wewnętrznych odpowiedział machając do kamery: „A to jest kamera Polsatu”. – Ona prosiła, żebym to panu przekazał – mówił dalej Szyszko.

Ryszard Petru stwierdził w Polsat News, że cała sytuacja wyglądała, jakby były to normalne praktyki w rządzie PiS. – Mariusz „Koperta” Błaszczak ewidentnie nie po raz pierwszy to dostawał – stwierdził lider Nowoczesnej.

– Gdyby nie kamera, to ta koperta zostałaby wręczona i nie byłoby całej afery z tym związanej – powiedział.

– W normalnym, cywilizowanym kraju powinna być pełna przejrzystość tego typu korespondencji. Na miejscu pana Szyszki pokazałbym, jakiego rodzaju te rzeczy wpływają. To nie są prywatne sprawy – zaznaczył Petru.

Polityk stwierdził, że może apelować o ujawnienie zawartości koperty, ale nie liczy na wysłuchanie tych apeli. – Nie wierzę w to, że oni nie powyjmowali wszystkich tych kopert i powkładali serduszka, że niby to takie sympatyczne listy sobie przekazują. To pokazuje, jak bardzo zepsuty jest ten rząd, jak bardzo zepsuci są to ludzie – dodał.

–  W ogóle jest problem taki, że poprzednia władza również obsadzała swoimi ludźmi spółki skarbu państwa, ci robią to bardziej na „bezczela” – skomentował Petru, dodając, że „na tle tej koperty Błaszczaka, to (Bartłomiej) Misiewicz to była finezja”.

msn.pl

Beato Szydło, przeproś, póki czas!

15.06.2017
czwartek

Odrażające zachowanie premierki rządu RP, Beaty Szydło, zasługuje na anatomiczny komentarz. Ktoś powinien dokładnie przebadać genealogię tego wydarzenia, będącego najwyraźniej wykwitem wielowątkowej degradacji kulturowej, której jesteśmy zbiorową ofiarą. Kilka słów tytułem prolegomenów do takiej socjologicznej analizy.

Oto była pretendentka do stanowiska dyrektorki Muzeum Auschwitz, była burmistrzyni miasteczka sąsiadującego z Oświęcimiem, a obecnie premier rządu państwa sprawującego pieczę nad Auschwitz – światowym symbolem ludobójstwa – oświadcza w miejscu kaźni miliona ludzi, że „Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby chronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli”.

Znaczy, że Polska nie dość chroniła swoich żydowskich współobywateli i wydała ich na pastwę Niemcom? A może chodzi o to, że nie trzeba było pozwolić Żydom osiedlać się w Polsce, bo gdyby nie to, to nie byłoby Auschwitz (niby: nie ma Żydów, nie ma eksterminacji)? A może mamy dopatrzeć się analogii i przestrogi takiej oto: jak teraz przyjmiemy Arabów (jak niegdyś Żydów), to prędzej czy później ktoś ich zamknie w obozie i wymorduje (więc lepiej nie wpuszczać)?

O co, do cholery, chodzi w tej tajemniczo obrzydliwej, diabolicznej wypowiedzi?! Co się tu insynuuje? Jakie miazmaty tu cuchną? Jaka tu pada aluzja? A może żadna? Może to tylko zwykła głupota, której nie warto przypisywać żadnego sensu, bo go w niej nie ma?

Cytowanymi słowami Szydło zakończyła przemówienie, w którym głównie wychwalała Polaków ratujących Żydów, a zwłaszcza mieszkańców okolic Oświęcimia, udzielających schronienia uciekinierom z obozu. Można by sądzić, że Polacy gremialnie ratowali Żydów, bo przecież „mamy najwięcej drzewek w Yad Vashem”. Czy Beata Szydło wie, że w przeważającej większości przypadków uciekinierzy tacy spotykali się z wrogością, a nawet przemocą ze strony ludności? Czy wie, że bohaterstwo tych nielicznych, którzy dawali Żydom schronienie, polegało na przezwyciężeniu strachu nie tylko przed Niemcami, lecz także przed własnymi sąsiadami? Czy wie, że nieustanne nawoływanie do dawania świadectwa prawdzie, prawdzie o tym, że wielu Polaków ratowało Żydów, jest cyniczne i odrażające, jeśli towarzyszy mu uparte, stronnicze przemilczanie niczego innego, tylko właśnie prawdy, prawdy bolesnej i złożonej?

Beata Szydło wie, a może nie wie. Zapewne nawet się specjalnie nie zastanawia, co wie, a czego nie wie. W końcu nie na tym polega robienie kariery, w Brzeszczach i w Warszawie, by mówić szczerze całą prawdę. Lepiej za dużo nie myśleć, a co się myśli i wie, zachować dla siebie. A tak na poważnie – w Oświęcimiu i w okolicy wszyscy, nawet znacznie mniej wykształceni niż Szydło, wiedzą, jak naprawdę wyglądały relacje polsko-żydowskie w czasie wojny i po wojnie. Jak każdy, nasłuchała się tych opowieści…

Autorem przemówienia Szydło i kończących je zdumiewających słów jest najpewniej jakiś anonimowy pisarczyk z kancelarii premiera – jak sądzę, jakiś młody działacz partyjny. Kończył szkoły i studia, lecz nigdy nie dowiedział się, czym jest Auschwitz i jaka obowiązuje etykieta w tym szczególnym miejscu. Słyszał, że kiedyś byli jacyś Żydzi, których Niemcy dawno temu wymordowali, a Polacy ich ratowali, bo wierzą w Boga. Tyle w temacie. Płacą mu za wyrabianie tego kitu, który wciska się ludziom, żeby kochali władzę. Kit to kit – kto by tam wchodził w szczegóły. A Beata Szydło nie zadała sobie trudu, by przeczytać z uwagą i do końca przygotowane dla niej wystąpienie. A może ten trud sobie zadała? Tym gorzej.

Pisarczyk ma powiedziane, że przy każdej okazji trzeba straszyć Polaków uchodźcami-terrorystami. Linia partii, przyjęta na wniosek wydziału propagandy, zwanego dziś PR albo „spin-doktorami”, zatwierdzona przez Prezesa i realizowana bez zastrzeżeń przez funkcjonariuszkę w randzie premiera, Beatę Szydło, zakłada, że Polak ma głosować na PiS, gdyż ten daje mu dumę i poczucie bezpieczeństwa, jednocześnie kojąc jego kompleksy i usprawiedliwiając jego ksenofobiczne lęki. Polak ma się dowiedzieć, że jest i zawsze był bohaterem bez skazy – odważny, honorowy, solidarny. Przyjął na swe łono, a następnie uratował milion Żydów, więc teraz niech inni zajmą się Arabami.

Tyle. Żadnych tam inteligenckich fanaberii z „prawdami” i innymi „szarościami”. Od „prawd” i innych tam „spaw duchowych” jest Kościół, a polityka to rzecz skuteczności. Partia wie, co robi.

Prostactwo toruje drogę bezwstydowi i hańbie. Zawsze tak jest, lecz tym razem stało się jeszcze coś horrendalnego. Nie chodzi bowiem tylko o arogancję w wulgarnym środowisku politycznym, rekrutującym się z niższych sfer, z małych miejscowości i ich kupiecko-kościelnych elit. Nie chodzi o tylko o tę gogolszczyznę, która na drodze demokratycznej rozlała się z głębokiej prowincji, zatapiając Warszawę i całe państwo. Nie umniejszam zresztą jego grozy – sknajaczenie rządu w środku Europy jest czymś niepojętym.

Tu jednak mamy do czynienia z czymś więcej, a to z racji szczególnych okoliczności biograficznych. Premier Beata Szydło jest STAMTĄD. Należy do elit oświęcimskich, była burmistrzem Brzeszcz. Ba! Była doktorantką na etnografii na Uniwersytecie Jagiellońskim i pracownicą Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Ludzie tego pokroju, tych sfer, zwykle mają w sobie tę wrażliwość i tę inteligencką kulturę umysłową, która brzydzi się propagandą, uproszczeniami, zakłamaniem, ignorancją, przemilczaniem, wybielaniem i wszelką manipulacją. Szydło do nich nie należy. Tymczasem honor i godność Polski na arenie światowej zależy od tego, czy strażnicy miejsc pamięci, a więc miejscowi, ludzie z Brzeszcz, Oświęcimia, Brzezinki, mają dość kultury i mądrości, by zrozumieć ciążącą na nich odpowiedzialność za pamięć i prawdę – czy też brakuje im klasy.

Wystąpienie Beaty Szydło napawa najgłębszym niepokojem – czy Auschwitz znów ma być magiczną wyspą rozpaczy i pamięci, oblaną oceanem polskich kompleksów, nacjonalizmu i zakłamania? Jeśli premier rządu RP nie rozumie, że mówienie połowy prawdy równa się kłamstwu, a mieszanie Auschwitz do bieżącej ksenofobicznej polityki (ksenofobia na terenie obozu zagłady!) jest podłe i niszczące dla reputacji Polski, to znaczy, że nie wie, na jakim świecie żyje i co czyni. Jeśli zaś zdaje sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje dla Polski będą miały jej słowa i nie przeprasza za nie, to znaczy, że dopuszcza się sabotażu.

Czy PiS świadomie dąży do skompromitowania Polski w oczach Zachodu? Jeśli nie, to niechaj czym prędzej pokaja się i przeprosi. Tylko jednoznaczne publiczne przeprosimy Beaty Szydło są w stanie odwrócić skutki katastrofalnego „błędu wizerunkowego” popełnionego przez nią i jej pisarczyka.

 

hartman.blog.polityka.pl

Władza nęka za udział w protestach. Przypominają się czasy PRL

Obywatele nękani

Obecna władza za protesty przeciw sobie nęka policyjnymi przesłuchaniami lub postępowaniami przed kolegiami i sądami. Dotyczy to już ponad setki obywateli.

 

Pierwszą rozprawę wyznaczono już na 7 lipca. Dotyczy wydarzeń z 10 maja, tempo działania aparatu ścigania jest zatem nadzwyczajne. Prokuratura oskarża Tadeusza Jakrzewskiego, działacza ruchu Obywatele RP, o naruszenie art. 224§2 kk. Zarzuca mu stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego – albo osoby przybranej mu do pomocy – do przedsięwzięcia lub zaniechania czynności służbowej. Grożą za to nawet trzy lata więzienia.

Chodzi o udział w proteście przeciw tzw. miesięcznicy na stołecznym Krakowskim Przedmieściu 10 maja tego roku. Policja zatrzymała wtedy kilka osób, które pokojowo próbowały wyrazić swoje zdanie m.in. na temat propagandowego nadużywania katastrofy smoleńskiej. Świadkowie dowodzą (a nagrania dokumentują), że Tadeusz Jakrzewski najpierw spokojnie rozmawiał z policją, a potem został wyniesiony przez funkcjonariuszy do policyjnej suki (stawiając najwyżej bierny opór: siadając na ulicy) i wsadzony na „dołek” na całą dobę.

 

W związku z „kontrmiesięcznicą” przesłuchano ponadto kolejnych 11 osób – jako ewentualnie odpowiedzialnych za naruszenie kodeksu wykroczeń. Rychło odbyć się mają także rozprawy dotyczące wejść do gmachu Sejmu ostatniej zimy, m.in. w związku z protestami przeciwko pozbawianiu znaczenia Trybunału Konstytucyjnego (naziści pozbawianie znaczenia i siły instytucji demokratycznego państwa prawa określali słowem „Gleichschaltung”, co przypomniał ostatnio Timothy Snyder w wydanej przez POLITYKĘ broszurze „Tyrania”).

Co z Obozem Narodowo-Radykalnym?

Kto wie, czy najbardziej uderzające jest nękanie próbujących zablokować niedawny (29 kwietnia) przemarsz ulicami Warszawy aktywistów Obozu Narodowo-Radykalnego w rocznicę powstania tej jawnie faszystowskiej organizacji. Najpierw wielu uczestników tego protestu zostało wylegitymowanych – pod zarzutami „przeszkadzania przebiegu niezakazanego zgromadzenia” (77 osoby), „tamowania ruchu na drodze publicznej” (33 osoby). Potem zaś 18 obywateli dostało wezwania jako obwinieni o naruszenie tych artykułów kodeksu wykroczeń.

Skala tych ewidentnie politycznych postępowań jest już jak widać całkiem spora. Oczywiście, wciąż niezawisłe (miejmy nadzieję) sądy mogą oddalać bezzasadne wnioski prokuratury i policji. Znamienna, przypominająca chociażby czas PRL, jest już sama praktyka oraz styl nękania – i to w takiej skali! – tych, którzy decydują się zaprotestować przeciwko patologiom władzy czy groźnych środowisk, które ta próbuje sobie zjednać.

polityka.pl

Kuba Wojewódzki reaguje po słowach Szydło. Ma do niej tylko jedno pytanie

lulu, 15.06.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,21962625,video.html?embed=0&autoplay=1
Kuba Wojewódzki w swoim wpisie na Facebooku zwrócił się bezpośrednio do premier Beaty Szydło. Jednym pytaniem wywołał setki komentarzy, a jego post udostępniło już ponad 11 tys. osób.

Szanowna Pani Premier. Mam tylko jedno pytanie. Czy Pani jest tak słabo wykształcona czy tak podła? Obywatel Jakub Wojewódzki

– skomentował na swoim Facebooku znany celebryta i prezenter. I chociaż nie napisał wprost, o co mu chodzi, komentujący od razu dopatrzyli się nawiązania do wystąpienia premier na uroczystościach 77. rocznicy deportacji więźniów do Auschwitz. Od razu odezwali się nie tylko przeciwnicy PiS-u. Post Wojewódzkiego komentowali też zwolennicy rządu i osoby zarzucające celebrycie stronniczość.

Słowa Szydło wywołały oburzenie

Wypowiedź Beaty Szydło odbiła się szerokim echem. Premier powiedziała, że „Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli”.

Te słowa zostały odebrane jako nawiązanie do antyimigranckiej polityki polskiego rządu. Szydło była krytykowana za robienie polityki w miejscu związanym z tragedią tysięcy ludzi, którzy stracili tam życie. Niektórzy zarzucali premier, że nawiązała w swoim przemówieniu do retoryki Adolfa Hitlera, którego zbrodnie wynikały właśnie ze źle pojętej „ochrony obywateli” przed urojonym zagrożeniem ze strony Żydów. Statusu obywateli odmawiał on z kolei Żydom.

– Takie słowa w takim miejscu nigdy nie powinny paść z ust polskiego premiera – napisał na Twitterze szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

Zarówno wypowiedź premier, jak i głosy oburzenia cytowały zagraniczne agencje informacyjne, Reuters, AFP i AP. Z depesz skorzystały media takie jak „Washington Post”, ABC News czy France24.

– Jeżeli ktoś chce się doszukać złych intencji, może je znaleźć w każdej wypowiedzi. Proponuję wysłuchać całe wystąpienie Premier Beaty Szydło – odpowiadał na Twitterze rzecznik rządu Rafał Bochenek.

ZOBACZ TEŻ: Jest symbolem terroru, ludobójstwa i Szoa. 77 lat temu przywieziono do Auschwitz pierwszy transport więźniów

Sejm ustanowił rok 2018 Rokiem Praw Kobiet. Nie wszystkim politykom to się podoba

Czy Kaczyński zejdzie do katakumb?

Czy Kaczyński zejdzie do katakumb?

Kardynał Kazimierz Nycz nie dał odpowiedzi na pytanie, czy miesięcznice smoleńskie są uroczystościami religijnymi, ale dał niejako częściową odpowiedź, że jako najwyższy hierarcha nic nie wie, aby Archidiecezja Warszawska była zaangażowana organizacyjnie podczas przemarszu Jarosława Kaczyńskiego ze swoim ludem smoleńskim.

Literaturoznawca z PAN prof. Jacek Leociak zwrócił się z pytaniem do rzeczywistego eksperta, jakim jest kard. Kazimierz Nycz czy miesięcznice są wpisane do kalendarza liturgicznego.

„Uprzejmie informuję, że nie jesteśmy kompetentni, by odpowiedzieć na Pana pytanie, ponieważ Archidiecezja Warszawska ani żadna z jej instytucji i parafii nie była i nie jest organizatorem marszu” – w imieniu kardynała odpowiada jego rzecznik.

Jak pamiętamy podczas ostatniego blokowania miesięcznicy przez Obywateli RP i nie tylko (bo KOD także) policja zarzucała kontrmanifestującym „złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego”. Tak mógł się poczuć zwierzchnik policji Mariusz Błaszczak, który przyznał się, iż szedł za prezesem z różańcem w rękach.

Znaczy się, kard. Nycz powiedział tylko, że Kościół katolicki nie ma niczego wspólnego z przemarszem Kaczyńskiego i jego mową nienawiści. A zatem prezesowi PiS pozostaje tylko zarejestrować swój kościół, Błaszczak już przecież ma różaniec.

Nie powinno być problemu z rejestracją kościoła smoleńskiego, bo to leży w gestii ministerstwa spraw wewnętrznych. Wystarczy metafizyczna idea i 20 wiernych. Boga swego mają, kapłanów też. Błaszczak nie musiałby wydawać prywatnego grosza na różańce, zakupów dewocjonaliów z budżetu ministerstwa – zamiast pał – mógłby dokonać w hurtowni z rabatem.

Acz to mogłoby spowodować kontrposunięcie Obywateli RP i powołanie kontrkościoła. Ja także coraz bardziej jestem zdegustowany polskim Kościołem katolickim, czuje się porzucony, mógłby zapisać się do kontrkościoła jako kontrowieczka, wszak potrafię beczeć.

Obawiam się, że Kaczyński aby uwiarygodnić swój kościół smoleński, musiałby zejść – jak pierwsi chrześcijanie – do katakumb.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

TUSK ZŁOŻYŁ ŻYCZENIA URODZINOWE LASKOWI. „WYRAZY UZNANIA ZA OBRONĘ PRAWDY”

15 czerwca 2017

Donald Tusk złożył życzenia dr Maciejowi Lakowi (były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych). Lasek od kilku lat walczy z kłamstwami komisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza.

 

BUM! No Szacun!

Reakcja pisowskich publicystów pokazuje ich bezradność intelektualną, złą wolę, a chwilami chamstwo i podłość. Obrońcy Szydło pogrążają ją.

New low from Polish PM to defend government position on refugees. „Auschwitz a lesson that we must do everything to protect our citizens”

. wykorzystuje każdą możliwą okazję aby zbić polityczny kapitał, nawet w takim dniu jakim jest dzień pamięci o ofiarach

Marek Borowski o „córce leśnika”: takie scenki mają miejsce codziennie

Marek Borowski o "córce leśnika": takie scenki mają miejsce codziennie

Senator Marek Borowski z dezaprobatą skomentował w wp.pl scenę, którą uchwyciły we wtorek kamery telewizji Polsat News. Minister Jan Szyszko przed posiedzeniem rządu podszedł do Mariusza Błaszczaka i wręczył mu kopertę, mówiąc: „To jest córka leśniczego. Prosiła, żebym to panu dał. Niech pan to przeczyta”.

Borowski uważa, że „takie scenki mają miejsce codziennie, jak Polska długa i szeroka. Wszyscy, którzy przez PiS zostali ulokowani w spółkach, radni, rodziny radnych, „znajomi królika”… – tak załatwiają sprawy. Ktoś komuś kogoś sugeruje, podsyła… PiS szedł do wyborów z hasłem, że zła PO takie rzeczy robiła, a oni to odwrócą. Obłuda i hipokryzja. To szokuje ogromnie”, stwierdził.

Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji. O ujawnienie zawartości koperty zaapelowali m.in. posłowie PO. Również reporter wp.pl próbował dowiedzieć się od ministra Błaszczaka, co w niej było. Nie odpowiedział jednak na pytanie. Nikt nie odbierał we wtorek także telefonów w biurze prasowym resortu.

„Dla polityków jest to sprawa żenująca” – uważa senator. Podkreśla, że Szyszko, mimo zwracania mu uwagi, w dalszym ciągu wpycha Błaszczakowi kopertę w rękę… „Córka leśniczego – nie byle kto…” – drwił Borowski.

Na pytanie, czy sam doświadczył czegoś podobnego, przyznał: „Ależ oczywiście. Jeśli ktoś piastuje stanowisko, ma znajomości, zawsze jest obiektem takich zabiegów. Ale trzeba sobie z tym dawać radę.  Nie będę odgrywał moralnego wzoru, ale regułą było staranie się, by takie osoby startowały w konkursach, używały oficjalnej drogi. Jeśli ktoś posiadał kwalifikacje, miał szansę być obsadzonym. Byłem wstrzemięźliwy” – dodał.

W ocenie senatora, „nie ma w tym momencie znaczenia, co Błaszczak zrobi dalej. Sam fakt wystarczy.”

Biuro prasowe MSWiA poinformowało we wtorek wieczorem, że Błaszczak zwrócił korespondencję otrzymaną od ministra Jana Szyszki. „Minister Błaszczak poinformował ministra środowiska, że nie zwykł zapoznawać się z korespondencją przekazywaną z pominięciem drogi służbowej. Jeżeli sprawa, którą przekazywał dziś minister środowiska, leży w kompetencjach szefa MSWiA, wówczas minister Błaszczak chętnie się z nią zapozna, kiedy zostanie mu ona przekazana formalną drogą służbową” – napisano w komunikacie.

wyborcza.pl

Agnieszka Kublik

„Wiadomości” ocenzurowały przemówienie premier Szydło [RECENZJA]

15 czerwca 2017 | 13:18

TVP

Dziennik informacyjny w rządowej telewizji ocenzurował przemówienie szefowej rządu. Aż trudno uwierzyć! Tak się właśnie stało w środę. „Wiadomości” wycięły z przemówienia premier Beaty Szydło te same słowa, które zniknęły też z oficjalnego konta PiS na Twitterze.

W środę premier Szydło była w Oświęcimiu w związku z 77. rocznicą deportacji polskich więźniów do Auschwitz, brała udział w obchodach Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów…

wyborcza.pl

Russiagate cd. Donald Trump nadużył władzy? Jest śledztwo

Marta Leszczyńska, Bartosz T. Wieliński, 15 czerwca 2017

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump (SUSAN WALSH / AP)

Sensacyjny zwrot w sprawie specjalnego śledztwa wokół rosyjskich powiązań ludzi z otoczenia Trumpa. Na celownik został wzięty sam prezydent USA.

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Według dziennika „Washington Post”, Donald Trump dzwonił do szefów wywiadu, prosząc ich, by wpłynęli na szefa FBI Jamesa Comeya i skłonili go do porzucenia śledztwa w sprawie rosyjskiego mieszania się w amerykańską kampanię prezydencką. Śledztwo dotyczy m.in. powiązań otoczenia prezydenta z Rosją, w tym podejrzanych związków Michaela Flynna, pechowego doradcy Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego.

Flynn stracił pracę 24 dni po zaprzysiężeniu, gdy okazało się, że okłamał wiceprezydenta Mike’a Pence’a w kwestii swoich częstych kontaktów z Rosjanami, które rozpoczęły się już w dniu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich. Śledztwo w tej sprawie prowadziło kierowane przez Comeya FBI.

Osaczony Trump wywoła międzynarodowy konflikt? W 3×3 o konsekwencjach przesłuchania b. szefa FBI

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21936387,video.html

Trump trzykrotnie zapraszał go na spotkania i sześć razy do niego dzwonił, próbując zmusić, by przestał interesować się sprawą Flynna. – Oczekuję lojalności – mówił.

Comey zaś spisywał ze spotkań notatki. Gdy w maju został przez prezydenta niespodziewanie zwolniony ze stanowiska jako „osoba niebędąca w stanie kierować FBI”, wybuchł wielki skandal.

James Comey zeznaje przed komisją senacką w Waszyngtonie

James Comey zeznaje przed komisją senacką w Waszyngtonie Mark Wilson / AP / AP

Kolejnym wstrząsem dla Amerykanów było przesłuchanie Comeya przed Senatem, z którego jasno wynikało, że Trump próbował ukręcić łeb dochodzeniu FBI. A teraz w sprawie pojawia się wątek nacisków prezydenta na szefów wywiadu…

Czy szefowie wywiadu złożą zeznania?

Według „Washington Post” w marcu Trump zadzwonił do Daniela Coatsa, który koordynuje pracę 16 cywilnych i wojskowych służb wywiadowczymi, oraz do Mike’a Rogersa, szefa Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA), czyli amerykańskiego wywiadu elektronicznego. Domagał się od nich wydania oświadczenia, że nie ma żadnych dowodów na to, że jego kampania wyborcza była koordynowana z Rosją.

Ci jednak, zeznając przed Senatem, odmówili odpowiedzi na pytania w tej sprawie. Rogers zapewniał jedynie, że Trump nie kazał mu zrobić nic nielegalnego czy niemoralnego.

Teraz zamierza ich przesłuchać Robert Mueller, wyznaczony przez Departament Sprawiedliwości specjalny prokurator nadzorujący śledztwo w sprawie rosyjskich powiązań.

Według „Washington Post” to, czy szefowie wywiadu złożą zeznania, nie jest pewne, bo Trump może skorzystać z przywileju władzy wykonawczej, który w określonych przypadkach ogranicza wymiarowi sprawiedliwości możliwość przesłuchiwania członków rządu. Gdyby jednak tak się stało, atmosfera wokół prezydenta jeszcze bardziej by się zagęściła.

Trump nie może czuć się bezpiecznie

Zeznając przed Senatem, Comey potwierdził, że śledztwo FBI nie dotyczy prezydenta. Teraz jednak nie jest to już takie pewne. Według „Washington Post” Mueller sprawdza bowiem, czy Trump nie utrudniał pracy wymiarowi sprawiedliwości. Gdyby ten zarzut się potwierdził, droga do obalenia go stałaby otworem.

Tym bardziej że w sprawie jest też wątek nielegalnego finansowania kampanii. A do przesłuchania jest jeszcze wiele osób.

Prawnicy Trumpa twierdzą, że przeciek informacji ze śledztwa i publikacja „Washington Post” to skandal.

„Prezydent nie może czuć się bezpiecznie” – komentuje jednak sprawę waszyngtoński dziennik

wyborcza.pl

Rząd szykuje nowy abonament. Nie na RTV, ale na węgiel

Ireneusz Sudak, 15 czerwca 2017

Branża górnicza chwali decyzję prezydenta USA Donalda Trumpa, który wypowiedział porozumienie paryskie. Nz. Elektrownia w Patnowie

Branża górnicza chwali decyzję prezydenta USA Donalda Trumpa, który wypowiedział porozumienie paryskie. Nz. Elektrownia w Patnowie (Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)

Kwota abonamentu węglowego może być wyższa niż tego na TVP. Jedyne, co może powstrzymać rząd PiS przed jego wprowadzeniem, to Komisja Europejska.

Polska energetyka, podobnie jak Telewizja Polska, przebiera nogami w oczekiwaniu na deszcz pieniędzy, który ma na nią spaść z tytułu zmiany prawa przez rząd PiS.

Informacje o tym, że w celu uszczelnienia systemu kablówki będą przekazywać Poczcie Polskiej dane klientów, wywołują ogromne zainteresowanie opinii publicznej. Tymczasem to, że rząd chce nałożyć na 14,5 mln gospodarstw domowych nową daninę na węgiel, przechodzą bez echa. A pierwsze informacje o gigantycznej zrzutce na prąd pojawiły się już w marcu ubiegłego roku.

Polacy nie mogą czuć się bezbronni w zderzeniu ze złą machiną państwa PiS – G. Schetyna w „Temacie dnia”

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21928428,video.html

3 zł czy 300 zł miesięcznie?

W ostatnich tygodniach prace nad ustawą przyspieszyły. Obecnie (13 czerwca) nad projektem pracuje komisja prawnicza Rządowego Centrum Legislacji. Ministerstwo Energii, które jest autorem projektu, chciałoby, żeby nowe przepisy zaczęły obowiązywać od nowego roku. Czego będą dotyczyć?

Działanie ustawy byłoby banalnie proste i – tak jak zakładał jeden z pierwotnych pomysłów na ściąganie abonamentu RTV – nowy abonament węglowy byłby doliczany do rachunku za prąd. Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową określił nową daninę mianem parapodatku.

Ile to by mogło być? Rozstrzał kwot jest ogromny. Rząd przekonuje, że kwoty będą jak najmniejsze (rzędu kilku-kilkunastu złotych miesięcznie). A ekolodzy – że jak największe. ClientEarth Prawnicy dla Ziemi i Regulatory Assistance Project szacują, że może to być nawet ponad 300 zł miesięcznie więcej w rachunkach. Dla porównania, abonament RTV to 22,7 zł za jeden miesiąc lub 245 zł, gdy płacimy z góry za cały rok.

Jak mówił niedawno w Polskim Radiu Maciej Sokołowski z Instytutu Analiz, Badań i Certyfikacji, podwyżki sięgną 15 proc. dla gospodarstw domowych.

Bezsporne jest to, że podwyżki będą i dołączą do tego, co już zdążył nam zafundować rząd PiS. Od nowego roku dzięki przegłosowanej głosami PiS ustawie na rachunku za energię zwiększył się inny składnik związany ze wsparciem dla energetyki. Tak zwana opłata przejściowa, z której pieniądze płyną do państwowych koncernów energetycznych, wzrosła z 3,87 zł brutto do 8 zł brutto miesięcznie.

Recepty na blackout

Ten nowy system pobierania daniny węglowej będzie się paradoksalnie nazywał rynkiem mocy. Na tym „rynku” firmy energetyczne będą dostawać zebrane od nas pieniądze za gotowość do produkcji energii w określonym czasie. Będzie to tak zwany dwutowarowy rynek energii, bo dziś płacimy jedynie za zużycie prądu.

Jak duże to będą pieniądze, to ma się rozstrzygnąć w drodze aukcji. Wygra ta spółka, która zaproponuje mniej.

Rocznie rząd z tytułu nowej daniny chce zebrać kilka miliardów złotych. Na co zostaną przeznaczone pieniądze? Zgodnie z wyznawaną przez Ministerstwo Energii filozofią pieniądze zasilą koncerny energetyczne, tak by zapewnić finansowanie nowych elektrowni węglowych i wsparcie już istniejących.

Bo inaczej – straszy ministerstwo, podpierając się obliczeniami Polskich Sieci Elektroenergetycznych – Polsce zabraknie prądu. W rzeczywistości eksperci nie są co do tego zgodni.

Przede wszystkim są inne sposoby zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego niż dosypywanie firmom pieniędzy z rachunków 14,5 mln zwykłych ludzi.

Po drugie, oddawane do użytku są nowe elektrownie gazowe w Płocku i we Włocławku, wkrótce zostaną otwarte siłownie w Kozienicach, Opolu i Jaworznie.

– Prądu nie zabraknie. Budowa obiecanej przez PiS nowej elektrowni na węgiel w Ostrołęce nie ma sensu – mówił w klauzuli off-the-record (czyli nie do cytowania pod nazwiskiem) ekspert jednej z dużych firm konsultingowych.

PiS drży przed Brukselą

PiS już dawno uchwaliłby ustawę, która dotuje węgiel, ale boi się, co na nowe prawo powie Komisja Europejska.

Bruksela może zablokować wprowadzenie nowych przepisów, powołując się na rozmaite dyrektywy – czy to o ochronie konkurencji, czy o ochronie środowiska. Negocjacje od kilku miesięcy toczą się w zaciszu brukselskich gabinetów.

Gdy w grudniu sprawę wprowadzenia w Polsce rynku mocy chciała omówić na posiedzeniu Rady Europejskiej Beata Szydło, to – według portalu WysokieNapiecie.pl – została „zgaszona” przez ówczesnego prezydenta Francji Francois Hollande’a. KPRM do tej pory nie potwierdził nam wersji przedstawionej przez portal.

Trwające inne spory rządu PiS z KE (np. w sprawie przestrzegania w Polsce reguł praworządności i przyjmowania uchodźców) nie dodają polskiej stronie atutów.

Zaskakujący jest fakt, że pomimo iż stanowisko Brukseli od ponad pół roku się zaostrza, to rząd i tak proceduje ustawę i skierował ją do prac w Komitecie Stałym Rady Ministrów.

W listopadzie Komisja Europejska zaproponowała, żeby wprowadzić ogólnoeuropejski zakaz dotowania elektrowni węglowych w taki sposób, jaki sobie wymyślił PiS. Decyzja ta została uznana jako wymierzona przeciwko polskiemu rządowi, który jako jedyny w Europie chce budować elektrownie na węgiel kamienny.

Na problemy z wprowadzeniem dotacji w tej formie zwraca nawet uwagę kontrolowane przez Witolda Waszczykowskiego Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Jeśli Komisja Europejska ostatecznie zakaże dotowania elektrowni węglowych, rząd może się odwołać do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, który orzeka, czy proponowane przez KE prawo jest zgodne z traktatami.

Pułapka CO2

Rząd odpowiada, że warto dopłacać do bezpieczeństwa energetycznego, czyli do własnych złóż węgla. Problem w tym, że wydobywanie polskiego węgla w ciągu 20-30 lat będzie nieopłacalne, za bardzo niebezpieczne i niemożliwe z powodu protestów przeciwko budowie nowych odkrywek. – Każda nowa elektrownia na węgiel zwiększa nasze przyszłe uzależnienie od importu tego surowca – powiedział nam Aleksander Śniegocki z think tanku WiseEuropa.

Dodatkowo ustawa o rynku mocy może narazić polską energetykę na ponoszenie ogromnych kosztów z tytułu emisji CO2. Dziś ceny wynoszą ok. 5 euro za tonę, ale w UE słychać głosy, że stawki powinny wzrosnąć do 30 euro.

„Szczególnie niekorzystne z punktu widzenia emisji CO2 jest wykorzystanie mechanizmów rynku mocy do budowy nowych źródeł węglowych, przy jednoczesnym wykorzystaniu starych (zmodernizowanych) źródeł węglowych” – brzmi opinia Instytutu na rzecz Ekorozwoju.

wyborcza.pl

Szułdrzyński: Sarmatyzm powraca

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Wypowiedź Beaty Szydło na uroczystościach upamiętniających pierwszy transport Polaków do obozu koncentracyjnego Auschwitz niemal natychmiast wywołała krytykę na całym świecie. W warstwie dosłownej nie ma w tym przemówieniu nic zdrożnego.

Szydło przypomniała o „przemysłowych mordach” dokonywanych w tym miejscu przez Niemców podczas II Wojny Światowej, o zbrodniach nienawiści, o konieczności przekazywania prawdy. Emocje wywołały jednak słowa: „Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli”. W całym wystąpieniu nie było ani słowa o uchodźcach ani zamachach terrorystycznych w Europie. Reakcja oburzenia na jej słowa jest więc w pewnej mierze przesadzona.

Dlaczego więc tak wielu komentatorów odebrało słowa premier jako aluzję do sprawy uchodźców? Są co najmniej dwa powody. Po pierwsze Szydło mówiła o „dzisiejszych niespokojnych czasach”, co raczej nie odnosi się do czego innego jak właśnie do napięć, jakie wywołała fala uchodźców z Bliskiego Wschodu oraz niedawne zamachy terrorystyczne. Po drugie pani premier używa pojęcia bezpieczeństwa ostatnio głównie w kontekście zamknięcia granic dla uchodźców – tak wszak było, gdy broniła ostatnio Antoniego Macierewicza podczas debaty nad wotum nieufności dla ministra obrony narodowej, Szydło mówiła, że to dzięki decyzji rządu PiS w Polsce jest dziś bezpiecznie i nie dochodzi w naszym kraju do zamachów. Jeśli więc PiS powinien mieć pretensje do kogokolwiek za to, jak odebrane zostały słowa Szydło, powinno mieć przede wszystkim pretensje do siebie.

Bo to właśnie rządząca partia stworzyła narrację, której celem jest odwrócenie uczuć i tęsknot Polaków. Od końca II Wojny Światowej, ale tak naprawdę od kilku już stuleci, cywilizacja i kultura Zachodu dla większości Polaków były wzorem do naśladowania. Zachód, Europa, były obiektami tęsknoty oraz aspiracji. Dziś obserwujemy operację obrzydzania zachodu i budowy specyficznego poczucia wyższości Polski. W myśl tej narracji Polska jest lepsza i bezpieczniejsza od Zachodu, ponieważ jest niemal homogeniczna etnicznie i religijnie. Zachód staje się czymś złym na wielu płaszczyznach. Wmawia się Polakom, że jest on zły, ponieważ broni Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i trójpodziału władzy. Przekonuje się ich, że na Zachodzie nie ma demokracji (tylko sędziokracja) i nie ma tam prawdziwej wolności (Jarosław Kaczyński lubi przekonywać, że to Polska jest oazą wolności, a kto uważa inaczej widać jest obcym agentem). Największym grzechem Zachodu ma być zaś otwartość czy multikulturalizm. W tej narracji Polska znów staje się szańcem cywilizacji. Politycy PiS przekonują, że wszystko co zachodnie jest złe, zgniłe i obce, my z kolei pełnimy rolę przedmurza chrześcijaństwa – tym razem wobec Zachodu. Co chwilę więc czytamy, że Zachód patrzy z zazdrością na Polskę, która nie przyjęła uchodźców, tylko polityczna poprawność nie pozwala mu tego głośno powiedzieć.

Tyle tylko, że taki odwrót od zachodu nie jest w polskiej tradycji niczym nowym. Dokładnie tak samo myśleli twórcy ideologii sarmatyzmu, którzy przekonywali, że Francuzi i Niemcy są zacofani, a szczytem rozwoju cywilizacyjnego jest właśnie sarmatyzm. Pamiętamy, czym skończyło się absolutyzowanie swojskości w czasach I Rzeczpospolitej – warcholstwem, obroną liberum veto kosztem budowy nowoczesnego państwa. Jakie będą skutki nowego sarmatyzmu? Pozwólcie państwo na cytat: „Po co nam być Europejczykami? Oni się stoczyli i proponują nam iść za sobą. Nasze zacofanie chroni nas przed tym żebyśmy się nie zmienili w takich podludzi, jacy żyją we współczesnej cywilizacji”. To słowa z wykładu Aleksandra Dugina, ideologa Kremla, który przekonuje Rosjan o złu, które nadchodzi z Zachodu.

Brzmi znajomo?

http://www.rp.pl/Polityka/170619449-Szuldrzynski-Sarmatyzm-powraca.html

Czy Kaczyński zejdzie do katakumb?

Kardynał Kazimierz Nycz nie dał odpowiedzi na pytanie, czy miesięcznice smoleńskie są uroczystościami religijnymi, ale dał niejako częściową odpowiedź, że jako najwyższy hierarcha nic nie wie, aby Achidiecezja Warszawska była zaangażowana organizacyjnie podczas przemarszu Jarosława Kaczyńskiego ze swoim ludem smoleńskim.

Literaturoznawca z PAN prof. Jacek Leociak zwrócił się z pytaniem do rzeczywistego eksperta, jakim jest kard. Kazimierz Nycz, czy miesięcznice są wpisane do kalendarza liturgicznego.

„Uprzejmie informuję, że nie jesteśmy kompetentni, by odpowiedzieć na Pana pytanie, ponieważ Archidiecezja Warszawska ani żadna z jej instytucji i parafii nie była i nie jest organizatorem marszu” – w imieniu kardynała odpowiada jego rzecznik.

Jak pamiętamy podczas ostatniego blokowania miesięcznicy przez Obywateli RP i nie tylko (bo KOD także) policja zarzucała kontrmanifestujacym „złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego”. Tak mógł sie poczuć zwierzchnik policji Mariusz Błaszczak, który przyznał się, iż szedł za prezesem z różańcem w rękach.

Znaczy się, kard. Nycz powiedział tylko, że Kościół katolicki nie ma niczego wspólnego z przemarszem Kaczyńskiego i jego mową nienawiści. A zatem prezesowi PiS pozostaje tylko zarejestrować swój kościół, Błaszczak już przecież ma różaniec.

Nie powinno być problemu z rejestracją kościoła smoleńskiego, bo to leży w gestii ministerstwa spraw wewnętrznych. Wystarczy metafizyczna idea i 20 wiernych. Boga swego mają, kapłanów też. Błaszczak nie musiałby wydawać prywatnego grosza na różańce, zakupów dewocjonaliów z budżetu ministerstwa – zamiast pał – mógłby dokonać w hurtownii z rabatem.

Acz to mogłoby spowodować kontrposunięcie Obywateli RP i powołanie kontrkościoła. Ja także coraz bardziej jestem zdegustowany polskim Kościołem katolickim, czuje się porzucony, mógłby zapisać się do kontrkościoła jako kontrowieczka, wszak potrafię beczeć.

Obawiam się, że Kaczyński aby uwiarygodnić swój kościół smoleński, musiałby zejść – jak pierwsi chrześcijanie – do katakumb.

Zapytał kard. Nycza, czy miesięcznice są „aktami religijnymi”. Właśnie dostał odpowiedź

lulu, 15.06.2017

Miesięcznica smoleńska w Warszawie

Miesięcznica smoleńska w Warszawie (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta / Dawid Żuchowicz)

Profesor Jacek Leociak z Polskiej Akademii Nauk pyta, duchowni unikają odpowiedzi. Chodzi o terminologię związaną z miesięcznicami smoleńskimi.

Blokującym miesięcznice smoleńskie policja zarzuca „złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego”. O ile dla wszystkich oczywistym jest, że msze za ofiary katastrofy są takim aktem, o tyle wiele osób nie rozumie, czemu do kategorii mają zaliczać się też miesięcznice na Krakowskim Przedmieściu.

Prof. Jacek Leociak, literaturoznawca z PAN, postanowił zapytać o to ekspertów. Do metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza skierował pismo, w którym docieka m.in., czy miesięcznie zostały wpisane do kalendarza liturgicznego.

Odpowiedź nadeszła szybko. „Uprzejmie informuję, że nie jesteśmy kompetentni, by odpowiedzieć na Pana pytanie, ponieważ Archidiecezja Warszawska ani żadna z jej instytucji i parafii nie była i nie jest organizatorem marszu” – czytamy w piśmie rzecznika Nycza, opublikowanej na Facebooku profesora.

Duchowni dodają, że „nie ma wątpliwości”, iż msza – także ta w intencji ofiar – ma „charakter religijny”.

Kto pyta, nie błądzi – co w tym przypadku jest szczególnie ważne, gdyż unieważnia zarzuty stawiane zatrzymanym w czasu kolejnych miesięcznic. Profesor Jacek Leociak otrzymał odpowiedź od Archidiecezji Warszawskiej na swój list z pytanim o charakter przemarszu spod Katedry na Krakowskie Przedmieście. Jako dociekliwy zawodowy czytelnik źródeł interpretuje też starannie odpowiedź Kurii:

„Otrzymałem odpowiedź z Kurii Metropolitalnej Warszawskiej na mój list do kardynała Kazimier

Zobacz więcej

Policja zapowiedziała, że po ostatniej miesięcznicy smoleńskiej 7 osób odpowie przed sądem za „złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego”.

Z kolei wcześniej szukała świadków „złośliwego przeszkadzania” rocznicy >>>

Jarosław Kaczyński promuje „Nocną Zmianę”: „On otrzymał z Rosji swego rodzaju jarłyk”

gazeta.pl

Kim Dzong Un.

Mocne❗️B.Szydło (2007) broni tułaczy „poniewieranych na świecie”. Krytykuje: ➡️bezduszność ➡️obojętność ➡️bezwzględność polskich instytucji

Kempa zamieszana w aferę Amber Gold? Szykuje się polityczne trzęsienie ziemi…

14/06/2017, Rafał Nowakowski

Beata Kempa znalazła się ostatnio w oku cyklonu. Szefowa Kancelarii Prezes Rady Ministrów jest przez polityków opozycji łączona z potencjalnym tuszowaniem tragicznej śmierci Igora Stachowiaka. Sprawa nabrała tak poważnych rumieńców, że Kempa próbując obrony przez atak, złożyła na posłów PO zawiadomienie do prokuratury, twierdząc, że została niesłusznie pomówiona. Okazało się to niezbyt zgrabne, a całe zamieszanie wyszło bokiem.

Abstrahując od tego kto ma rację, można śmiało stwierdzić, że nad głową szefowej KPRM zbierają się czarne chmury. Oliwy do ognia dolała publikacja portalu Fakt.24 o tym, że Kempa może stanąć przed komisją ds afery Amber Gold. Jak donosi Fakt, ma to mieć związek z tym, że jej nazwisko przewija się w korespondencji dziennikarza Pawła Mitera z byłym prezesem piramidy finansowej Marcinem P.

Portal tak opisuje okoliczności sprawy: “Miter ujawnił Marcinowi P., że w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego ma istnieć notatka, która mówi o rozpracowywaniu jego biznesów. Notatka była fałszywa, ale Miter i P. korespondowali o niej smsowo. W wiadomości z 3 sierpnia 2012 r., dziennikarz mówi wprost, że w sprawie Amber Gold będzie interweniował u Beaty Kempy, wówczas posłanki opozycyjnego PiS.”

Fakt dotarł do oryginalnej wiadomości SMS pomiędzy panami. Brzmi ona następująco: “Proszę mieć na uwadze apel PiS sprzed kilku dni, w którym pytali, czy ABW informowało premiera o akcji. Oni już wtedy musieli też coś wiedzieć. To ważne jest. Będę zaraz dzwonić do Beaty Kempy, znam jej córkę dobrze też, będę prosił, by się za wami stawili w świetle tych informacji dziś upublicznionych. Nacisk, media i politycy”.

Jakby się do sprawy nie odnieść, wygląda na to, że szykuje nam się polityczne trzęsienie ziemi. Komisja Amber Gold miała służyć jako przysłowiowy gwóźdź do politycznej trumny Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Niestety im dalej w las, tym więcej piętrzy się problemów. Póki co obrady komisji to kompromitacja posła Marka Suskiego, który chciał przesłuchać Carycę Katarzynę oraz ustalenie, że koncesję dla OLT Express, które posłużyło potencjalnie do wyprowadzenia kasy z Amber Gold, wydał prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, powołany na to stanowisko przez Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten był premierem.  Teraz okazuje się, że w sprawę zamieszana jest Beata Kempa, centralna figura obecnego układu władzy.

Gdyby w miejsce Kempy wstawić Sławomira Nowaka czy innego polityka PO, posłowie PiS wnet żądaliby głowy takiego nieszczęśnika lub nieszczęśniczki. Okazuje się jednak, że polecieć to może głowa, ale ich partyjnej koleżanki…

Nie da się ukryć, że Kempa stanowi obecnie poważnie wizerunkowe obciążenie dla Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba przyznać, że prezes PiS stoi przed nie lada wyzwaniem. Jeśli próbuje zamieść sprawę pod dywan, narazi się na zarzut o kolesiostwo i nierównie traktowanie.

crowdmedia.pl

„Głęboko żałuję, że Cię nie wywaliłem”. Ambasador Schnepf ujawnia korespondencję z Waszczykowskim

„Oglądałem Horyzont. Po tych Twoich wypowiedziach głęboko żałuję, że nie wywaliłem Cię z ambasady rok temu razem z Arabskim” – pisał minister Witold Waszczykowski do Ryszarda Schnepfa. Były ambasador ujawnił korespondencję po tym, jak „Super Express” oskarżył go o bezprawne pobieranie „dodatku na niepracującą żonę”. Dyplomata nazywa publikację kłamstwami i przekonuje, że była polityczną zemstą inspirowaną przez kierownictwo MSZ.

Wtorkowy „Super Express” oskarżył byłego ambasadora RP w Hiszpanii i USA Ryszarda Schnepfa o to, że w latach 2008 – 2016 bezprawnie pobierał dodatek „na utrzymanie rodziny” – łącznie około 448 tys. zł. Problemem miał być fakt, że żona dyplomaty Dorota Wysocka-Schnepf pracowała w tym czasie w TVP. Przez kilka lat prowadziła nawet główne wydanie „Wiadomości”.

„Dodatek na niepracującą żonę” nie istnieje

Tego samego dnia dyplomata odniósł się do sprawy, nazywając informacje opublikowane przez tabloid „oszczerczymi i kłamliwymi”. Jak wyjaśnia w komunikacje opublikowanym na Facebooku, kierownik placówki dyplomatycznej nie ma wpływu na wypłacane mu wynagrodzenie ani dodatki, ponieważ te są wyliczane przez MSZ. Co więcej – zwraca uwagę Schnepf – „dodatek na niepracującą żonę” nie istnieje. „Ambasadorowi i konsulowi generalnemu przysługuje dodatek na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania rodziny, który w praktyce jest formą rekompensaty za czas i pracę współmałżonka podczas organizowanych przez placówkę służbowych poczęstunków, uroczystości i innych wydarzeń protokolarnych” – wyjaśnia. Były ambasador zapewnia, że nigdy nie wyliczał swojej pensji ani nie występował o żadne dodatki. „Nie przypominam też sobie, bym kiedykolwiek pisał oświadczenie, iż moja małżonka jest osobą niepracującą, co więcej – fakt, iż pracowała w TVP był w MSZ i nie tylko, wiedzą powszechną” – wyjaśnia.

Ryszard Schnepf przekonuje, że wtorkowa publikacja tabloidu była inspirowana przez kierownictwo MSZ. Nazywa ją „brutalną napaścią”. „Polityczny kontekst jest oczywisty. Zaszczuć, zgnębić, dokopać, aby wreszcie zamilkł” – przekonuje były ambasador.

Nie ma wątpliwości, że atak na jego osobę jest reakcją m.in. na publiczną krytykę obecnej polityki zagranicznej, a także krytyczny wobec obecnej władzy wywiad Doroty Wysockiej-Schnepf z profesorem Brzezińskim oraz ujawnienie, że nie chciał on spotkać się z ministrem Waszczykowskim. „Zgoda, za to można kogoś nie lubić. Można też ignorować. Ale wykorzystywać autorytet i aparat Ministerstwa Spraw Zagranicznych do załatwiania osobistych porachunków? Jak szczotkę do zamiatania własnych brudów? Wstyd i hańba, Panowie!” – napisał Ryszard Schnepf.

Grzebanie w mailach i przesłuchiwanie byłych współpracowników

Schnepf zdradził przy okazji kulisy współpracy z ministrem Waszczykowskim. „Po naszym wyjeździe z Waszyngtonu przeprowadzono kontrolę w placówce. Grzebano w mailach i przesłuchiwano byłych współpracowników. Od powrotu do kraju w końcu lipca 2016 r. próbowano zbierać na nas haki”, „sugerowano milczenie” – wyznał były ambasador. Opublikował również trzy zdjęcia przedstawiające fragmenty korespondencji z ministrem. Gdy w październiku zeszłego roku Schnepf wrócił do kraju, a jego żona zaczęła pracę w „Gazecie Wyborczej”, minister Waszczykowski napisał w wiadomości mailowej: „No więc żona w Gazecie Wyborczej? Jestem krytykowany, że nie odwołałem Cię natychmiast. Mam tego żałować?”. Dwa miesiące później w następujących słowach odnosił się do telewizyjnego występu dyplomaty. „Oglądałem Horyzont. Po tych Twoich wypowiedziach głęboko żałuję, że nie wywaliłem Cię z ambasady rok temu razem z Arabskim. To jeden z wielkich błędów mojej polityki w MSZ” – napisał minister Waszczykowski.

Były ambasador tłumaczy, że przez lata powstrzymywał się z upublicznianiem prywatnych e-maili i sms-ów, jednak „miarka się przebrała” po tym jak pracownicy MSZ postanowili podważyć jego uczciwość.

newsweek.pl

Ks.S.Walczak: Nienawiść jest najstarszą,skuteczną bronią masow raż. O tym wiedzą dzisiaj towarzysze z partii i rządu

ŚRODA, 14 CZERWCA 2017

Trzaskowski o procedurze KE wobec Polski: Jeżeli się nie wypełnia zobowiązań, to niestety są konsekwencje

Trzaskowski o procedurze KE wobec Polski: Jeżeli się nie wypełnia zobowiązań, to niestety są konsekwencje

To jest tak, że jeżeli się nie wypełnia jakichś zobowiązań i decyzji, to niestety są konsekwencje. To nie może być tak, że ktoś przegrywa głosowanie albo się z czymś w Unii nie zgadza i mówi: to ja nie wykonam tej decyzji – mówił Rafał Trzaskowski w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24.

300polityka.pl

Prezes o uchodźcach z zarazkami, prezydent poprzez referendum, premier w Auschwitz – sieją polski rasizm. Kto zbierze żniwo?

„Zwrócona narodowi TVP, oczyszcza się…”. Wiktor Zborowski nie wytrzymał i zabrał głos

Trudno się nie zgodzić słuchając dzisiejszych PierwszoRządnych:)))

Nepotyzm PiS in flagranti z córką leśniczego

Nepotyzm PiS in flagranti z córką leśniczego

Szkoda, że „koperta córki leśniczego” dotarła tylko do Mariusza Błaszczaka i została zatrzymana przez czujne oko kamery (medium cool) telewizji Polsat News.

Piszę „szkoda”, choć nie poznalibyśmy tego zjawiska i konkretnie drogi tej koperty córki leśniczego. Został odkryty szlak przemytniczy, tj. nepotyczno-korupcyjny „z rączki do rączki” praktykowany przez polityków PiS. Trzeba będzie uruchomić nowe sposoby kontrabandy.

Jeszcze inaczej – „szkoda”, że Mariusz Błaszczak odkrył śledzące go oko kamery. Bo gdyby tak się nie stało, a Polsat poczekałby z publikacją wideo do czasu awansu „córki leśniczego”, wówczas czarno na białym mielibyśmy ukazaną drogę nepotyzmu PiS, drogę awansów wszelkich Misiewiczów, pań Sadurskich.

Czy szczytem koperty leśniczego byłaby wewnętrzna kieszeń Błaszczaka, czy też „chodzący deficyt” poszedłby z nią do gabinetu Prezesa i tam na ucho poinformowałby, o co chodzi córce leśniczego? Osiąganie korzyści nieprawnych „na rympał” zyskało nowe oznaczenie semantyczne: „na córkę leśniczego”.

Politycy PiS zostali złapani na gorącym uczynku z „córką leśniczego”. Nepotyzm in flagranti. Złapani nie potrafili zachować się, bo Błaszczak nie powiedział: „przepraszam, ale nie praktykuję tej drogi nepotyzmu łamanego przez korupcję”. Odruchowo kopertę wziął, bo zawsze tak robił.

Najprawdopodobniej to nie chodzący deficyt inteligencji zauważył wpadkę, ale jakiś jego inteligentniejszy asystent. Więc zastosowano metodę „cofanie do tyłu”, wymyśloną jeszcze w epoce slapsticku przez Charliego Chaplina, który dumał na planie, jak zrealizować niebezpieczną scenę z toporem, aby nie narażać siebie na utratę życia.

I taką metodę „cofania się do tyłu” zaczął Błaszczak, zwrócił list Janowi Szyszko, aby ten nadał mu drogę służbową. Szyszko wszak bez udziału kamery Polsat przyjął jednak do własnej kieszeni kopertę córki leśniczego, więc też „cofnął się do tyłu” i oddał kopertę córce leśniczego.

No i wszyscy w Polsce zachodzą w głowę: kto jest ową córką leśniczego. Szyszko może zasłaniać się tajemnicą korespondencji. Tak byłoby, gdyby był listonoszem – i nie może zastosować formuły klauzuli sumienia listonosza, bo nie odmówił córce leśniczego.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Kolejne odcinki w PIS- owskim „Tańcu z trumnami”. Najpierw taniec na trumnach smoleńskich, potem ofiar zamachów, teraz ofiar Holocaustu.

Nie tylko kwestia uchodźców. KE wezwała Polskę do odpowiedzi w trzech innych sprawach

Wprost, 14.06.2017

Jean-Claude Juncker, szef Komisji Europejskiej© ABACA Jean-Claude Juncker, szef Komisji Europejskiej

 

Sprawa uchodźców to nie jedyna kwestia, w której od Polski wyjaśnień lub działań domaga się Komisja Europejska. KE ma zastrzeżenia do naszego kraju jeszcze na trzech płaszczyznach.

Komisja Europejska chce, by Polska udzieliła jej odpowiedzi w sprawie redukcji emisji z oparów paliwa. Państwa członkowskie były zobowiązane do transpozycji wprowadzonych w 2014 r. zmian do unijnych przepisów dotyczących ograniczenia ilości emisji z oparów paliwa, uwalnianych do powietrza podczas tankowania pojazdów na stacjach paliw (dyrektywa Komisji 2014/99/UE) do dnia 13 marca 2016 r.

„Polska nadal nie zgłosiła instrumentów prawnych wprowadzających do prawa krajowego przepisy dotyczące testowania systemów odzyskiwania oparów paliwa. Dyrektywa ta spełnia istotną rolę w zakresie ochrony zdrowia ludzi i środowiska, ogranicza bowiem emisję lotnych związków organicznych z paliwa do powietrza. Emisja ta powoduje nadmierny poziom toksycznego benzenu i powstawanie ozonu w procesie reakcji fotochemicznych, co jest przyczyną chorób układu oddechowego takich jak astma. Ponadto ozon jest gazem cieplarnianym” – czytamy w komunikacie KE. W związku z tymi zastrzeżeniami KE dała Polsce dwa miesiące na odpowiedź. Komisja zastrzegła, że jeżeli Polska nie udzieli zadowalających wyjaśnień, sprawa może zostać skierowana do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Plastikowe torby

Kolejną sprawą jest wezwanie Polski do wdrożenia przepisów dotyczących lekkich plastikowych toreb na zakupy. W gronie krajów, wobec których KE ma zastrzeżenia, znalazły się także Cypr, Grecja i Włochy. „Dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie do realizacji tego celu poprzez wprowadzenie płatnych lekkich plastikowych toreb na zakupy lub wyznaczenie krajowych celów dotyczących zmniejszenia ich zużycia. Władze krajowe mogą dokonać wyboru z wykazu środków w celu osiągnięcia wspólnie uzgodnionych celów. Wśród tych środków są instrumenty ekonomiczne, takie jak opłaty lub podatki. Inną możliwością jest wyznaczenie krajowych celów w zakresie zmniejszania zużycia. Państwa członkowskie muszą dopilnować, aby do końca 2019 r. zużycie tych toreb nie przekroczyło 90 sztuk na osobę rocznie. Do końca 2025 r. liczbę tę należy obniżyć do nie więcej niż 40 toreb na osobę” – czytamy w komunikacie KE.

Komisja przesłała 14 czerwca ostateczne ostrzeżenie władzom Cypru, Grecji, Włoch i Polski w związku z niedopełnieniem obowiązku zgłoszenia środków transpozycji do Komisji. Państwa te mają dwa miesiące na udzielenie odpowiedzi na tę opinię.

Sprawa Gopła

Ostatnią kwestią jest sprawa ochrony przyrody w okolicach jeziora Gopła. KE wysłała do polskich władz opinię w w związku z naruszeniem przepisów dyrektywy ptasiej i dyrektywy siedliskowej na obszarach należących do sieci Natura 2000 – jeziora Gopła i Ostoi Nadgoplańskiej w Polsce centralnej.

„Przypadek ten dotyczy eksploatacji kopalni odkrywkowej węgla brunatnego umiejscowionej w pobliżu tych obszarów. Działalność kopalni odkrywkowej powoduje obniżenie poziomu wód gruntowych, co może doprowadzić do zakłócenia równowagi hydrologicznej wokół jeziora i mieć poważne negatywne skutki dla tych obszarów. W pierwszej uzasadnionej opinii wydanej w styczniu 2012 r. Komisja poruszyła kwestię nieprzeprowadzenia oceny oddziaływania kopalni odkrywkowej na środowisko, w szczególności ze względu na niewłaściwe metody modelowania. Polskie władze polskie zobowiązały się do skorygowania modelu hydrogeologicznego. Nowy model potwierdza zagrożenie wystąpienia poważnych negatywnych skutków” – czytamy w komunikacie KE.

Także w tym przypadku rząd ma 2 miesiące na odpowiedź – w innym wypadku KE skieruje sprawę do TSUE.

msn.pl

Tusk poucza Szydło: Takie słowa w takim miejscu nigdy nie powinny paść z ust polskiego premiera

DoRzeczy, 14.06.2017

Takie słowa w takim miejscu nigdy nie powinny paść z ust polskiego premiera – napisał były premier, obecnie szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

Wpis Donalda Tuska ma związek z dzisiejszą wypowiedzią premier Beaty Szydło w Oświęcimiu. – Auschwitz to lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby chronić swoich obywateli – powiedziała w trakcie swojego przemówienia premier Szydło i to właśnie te słowa spowodowały reakcję oburzenia wśród internautów. Słowa premier zostały też opublikowane na Twitterze Prawa i Sprawiedliwości, ale wpis został już usunięty.

Wypowiedź Szydło skrytykował także prezes Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Rodzin Oświęcimskich. Krzysztof Utkowski określił je jako „wielką gafę”.

msn.pl

Kontrowersyjne słowa Beaty Szydło w Auschwitz. O co chodziło premier?

Newsweek Polska, 14.06.2017

© photo: Jacek Bednarczyk / source: PAP

 

Szydło wzięła udział w obchodach przypadającego 14 czerwca Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. Jej przemówienie wygłoszone na terenie byłego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu wywołało spore kontrowersje…

– Auschwitz to lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby uchronić swoich obywateli – taki wpis pojawił się na oficjalnym koncie PiS na Twitterze. Miało to być skrót myśli wypowiedzianej przez Beatę Szydło podczas przemówienia w Auschwitz. Wielu internautów uznało, iż jest to ewidentna aluzja ze strony premier do sprawy przyjmowania migrantów. Szydło podkreśliła, że wielkim zadaniem dla polityków, jest doprowadzić do tego, by „tak straszliwe wydarzenia, jak te, które miały miejsce w Auschwitz, a także innych miejscach kaźni nigdy więcej się nie powtórzyły”.

Wśród oburzonych na tę wypowiedź Beaty Szydło znalazł się m.in. znany pisarz Jacek Dehnel, który porównał słowa szefowej rządu do nazistowskiej propagandy. – Dokonane przez nas jednostkowe eksperymenty pokazują, że nie przestają oni agitować i próbują się jednoczyć. Zastosowaliśmy ten środek nie bacząc na drobne wahania, w przekonaniu, że tak uspokajamy ogół narodu i działamy w jego duchu – to przytoczony przez Dehnela fragment wypowiedzi Heinricha Himmlera na temat przyczyn stworzenia obozu koncentracyjnego w Dachau.

msn.pl

„W przypadku Adriana coś wisiało w powietrzu i myśmy to nazwali”

red. As, 13.06.2017

Robert Górski

Robert Górski (Źródło: Albert Zawada / Agencja Gazeta)

„Pamiętam, że jak już po wyborach żartowaliśmy z prezydenta Dudy, to albo była cisza, ale pomruki niezadowolenia. Teraz to się zmieniło” – mówi Robert Górski w rozmowie z „Newsweekiem”. Twórca ‚Ucha Prezesa” nie ujawnia, czy w nowej serii Adrianowi uda się spotkać z Prezesem.

Adrian to jedna z najbardziej znanych postaci „Ucha Prezesa”. Do tej pory bohater komediowego serialu dotarł jedynie do korytarza prowadzącego do prezesowskim gabinetem. I czas spędzał na czekaniu.

Co Robert Górski, twórca „Ucha”, myśli o pierwowzorze Adriana?

Trochę mnie bawi, trochę mnie wzrusza, czasem jest mi go szkoda. Jest cała paleta uczuć. które mam do pana prezydenta, bo jest w niełatwej sytuacji, nie do końca sobie w niej radzi. (…)  Widzę, że prezydent próbuje wydobyć się z tej swojej nieciekawej sytuacji, ale mnie to jakoś nie przekonuje. Gdy przemawia, podnosi głos w taki nienaturalny sposób, jakby chciał dorobić sobie twarz twardziela

– mówi w rozmowie z Newsweekiem”.

Sposób, w jaki pokazany jest prezydent, nie musi się podobać sympatykom PiS, czy samemu Andrzejowi Dudzie. Ale jak zapewnia Robert Górski, w rozmowie z Renatą Grochal, „jakikolwiek serial” nie jest w stanie nikogo zniszczyć.

„Może nadszarpnąć czyjś wizerunek, ale nie zniszczyć. W przypadku Adriana coś po prostu wisiało w powietrzu i myśmy to nazwali” – ocenia.

Nadszedł czas

Górski, razem z założonym przez siebie Kabaretem Moralnego Niepokoju, od lat obśmiewa polskich polityków. Przed wyborczą wygraną PiS były m.in. skecze o premierze, który z zamiłowaniem „harata w gałę”.

„Andrzej bywa od Adriana śmieszniejszy. Zwłaszcza gdy mówi, że będzie stał na straży konstytucji”>>>

Kabareciarz przyznaje, że żarty na temat obecnej władzy pojawiły się jeszcze przed startem „Ucha Prezesa”. Ale nie od razu padły na podatny grunt.

„Jak już po wyborach żartowaliśmy z prezydenta Dudy, to albo była cisza, ale pomruki niezadowolenia, że to za wcześnie. Teraz to się zmieniło” – mówi. Najlepszym przykładem są taksówkarze, którzy „strasznie jadą po PiS”. „A to jest istotny barometr. Przede wszystkim na arogancję i butę” – stwierdza twórca „Ucha Prezesa’ w rozmowie z „Newsweekiem”.

Wielowieyska do Saryusz-Wolskiego: Klasa, brawo, gratuluję, „prawdziwy mąż stanu”

http://www.gazeta.tv/plej/19,103168,21949004,video.html

„‚Ucho prezesa’ utopiło PiS”

http://www.gazeta.tv/plej/19,115170,21588113,video.html

 

http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,102433,21951758,w-przypadku-adriana-cos-po-prostu-wisialo-w-powietrzu-i-mysmy.html

Po słowach Szydło w Auschwitz: propaganda na największym cmentarzu Europy

14 czerwca 2017

 

 

Polish PM comes under fire for appearing to defend anti-migrant policy at Auschwitz

By Lidia Kelly | WARSAW

Polish Prime Minister Beata Szydlo came under fire on Wednesday for what critics called an inappropriate political speech at a ceremony at the wartime Nazi death camp in Auschwitz where she appeared to defend her government’s anti-migrant policy.

At a ceremony commemorating the 77th anniversary of the first transport of prisoners who entered the Auschwitz-Birkenau camp, Szydlo said that „Auschwitz is a lesson showing that everything needs to be done to protect one’s citizens”.

The comments caused widespread outrage with many taking them as a defense of the Polish nationalist-minded Law and Justice (PiS) party government’s decision not to accept any refugees under a European Union resettlement plan.

The European Commission opened a legal case on Tuesday against three eastern EU members, including Poland, for failing to take in asylum-seekers to relieve EU states on the front lines of the bloc’s migration crisis.

„Such words in such a place should never come out from the mouth of a Polish prime minister,” Donald Tusk, European Council president and an ex-prime minister of Poland, said in a tweet.

Former Defence Minister Tomasz Siemoniak said in a tweet that Szydlo’s remarks were a „discredit”.

Szydlo’s words first appeared in a tweet by PiS that has since been removed. Rafal Bochenek, the government’s spokesman, said that people should listen to the entire speech of the prime minister before making any judgment.

In the speech, Szydlo said it was a great task for politicians to make sure that „such terrible events as those that took place in Auschwitz and other places of martyrdom never happen again”.

More than a million people, mainly European Jews, were gassed, shot or hanged at the camp, or died of neglect, starvation or disease, before the Soviet Red Army entered its gates in early 1945 during its decisive advance on Germany.

(Writing by Lidia Kelly; editing by Mark Heinrich)

http://www.reuters.com/article/us-poland-politics-auschwitz-idUSKBN1952UN?utm_campaign=trueAnthem:+Trending+Content&utm_content=5941b30f04d301747e0ab9a4&utm_medium=trueAnthem&utm_source=twitter

 

 

Tusk slams Polish PM for Auschwitz comments

Polish PM accused of using Holocaust to defend anti-immigrant stance.

European Council President Donald Tusk admonished Polish Prime Minister Beata Szydło on Wednesday for using the Holocaust to defend her government’s anti-immigration stance.

Szydło earlier on Wednesday said, “In today’s restless times, Auschwitz is a great lesson showing that everything must be done to protect the safety and life of one’s citizens,” during a memorial service at the extermination camp.

The comment was widely seen as a defense of Poland’s refusal to accept refugees in accordance with a mandatory EU relocation scheme.

Szydło’s Law and Justice party first tweeted the comment and then removed it after it sparked social media outrage.

Tusk, who is a former prime minister of Poland, tweeted, “Such words in such a place should never come from the mouth of the Polish prime minister.”

However, Szydło’s defenders said her political enemies were looking for offense where none was intended.

Rafał Bochenek, a government spokesman, tweeted, “If someone is looking for bad intentions they can find it in any comment,” and recommended listening to Szydło’s full speech.

The Polish government leader was in Auschwitz to commemorate the 77th anniversary of the first Nazi deportations of Poles to the camp. In the early years of the war the camp served mainly as a political prison for Poles, but after 1942 became one of Germany’s main death camps, in which more than 1 million Jews were murdered.

http://www.politico.eu/article/tusk-slams-polish-pm-for-auschwitz-comments/

Tusk oburzony wypowiedzią Szydło: takie słowa nie powinny paść z ust polskiego premiera

raq, 14.06.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,21962625,video.html?embed=0&autoplay=1
Szef Rady Europejskiej Donald Tusk ostro skomentował słowa Beaty Szydło wypowiedziane w Oświęcimiu. Premier mówiła, że Auschwitz to „lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli”.

„Takie słowa w takim miejscu nigdy nie powinny paść z ust polskiego premiera” – napisał kilka godzin później na Twitterze przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.

Takie słowa w takim miejscu nigdy nie powinny paść z ust polskiego premiera.

Dziwna wypowiedź Szydło o Auschwitz

Beata Szydło wygłosiła w Oświęcimiu przemówienie w związku z 77. rocznicą deportacji polskich więźniów do Auschwitz. PiS publikowało kolejne cytaty na Twitterze. Jeden z nich szybko zniknął.

Premier Beata Szydło brała udział w obchodach Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady. W pewnym momencie – jak cytuje m.in. Polskie Radio – premier powiedziała:

Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli

Słowa te zostały opublikowane na Twitterze przez osobę zarządzającą kontem PiS i… szybko zniknęły.

gazeta.pl

Śmierć Austriaka w komisariacie policji w Częstochowie. Nowoczesna żąda wyjaśnień od ministra Błaszczaka

Marek Mamoń, 14 czerwca 2017

Fragment strony internetowej austriackiego Kuriera z artykułem o śmierci Moravca

Fragment strony internetowej austriackiego Kuriera z artykułem o śmierci Moravca (Kurier.at)

27 maja w komisariacie w Częstochowie zmarł obywatel Austrii. Sprawa wyszła na jaw, bo 13 czerwca austriacki dziennik „Kurier” przedstawił relację wdowy po zmarłym. Nowoczesna zażądała wyjaśnień od szefa MSWiA

Jak doszło do śmierci 63-letniego Austriaka Herberta Moravca w komisariacie? W relacji dla austriackiego „Kuriera” jego żona Maria Haiderer mówi, że 27 maja wraz z mężem przyjechali do jej rodzinnej Częstochowy na pogrzeb bliskiego członka rodziny. Po ceremonii spacerowali po mieście. Trafili na koncert Leszka Możdżera, Marii Sadowskiej i Artura Rojka odbywający się na placu Biegańskiego. Tam podczas kontroli na bramce doszło do sprzeczki i przepychanki między mężczyzną a pracownikami ochrony, którzy powalili go na ziemię i przekazali policji. W raporcie dostarczonym Urzędowi Miasta Częstochowa (organizował koncert) przez firmę ochroniarską Dominator wskazano, że Austriak w momencie, gdy był prowadzony do radiowozu, zachowywał się już spokojnie i nie trzeba było używać wobec niego środków przymusu.

Policja nie podjęła akcji ratunkowej

Małżeństwo zostało zawiezione do I Komisariatu Policji w Częstochowie, a jeszcze w radiowozie kobieta uprzedziła policjantów, że jej mąż choruje na serce. Dalej wersja małżonki Moravca i wersja policji różnią się od siebie. Według Marii Haiderer tuż po badaniu alkomatem (oboje byli pod wpływem alkoholu) w komendzie mężczyzna miał się zrobić szary na twarzy i zaczęło mu „coś cieknąć z nosa”, co z kolei miało spowodować żarty policjantów. Heiderer twierdzi, że poprosiła dwóch obecnych przy badaniu policjantów, by podali mężczyźnie leki, ale ci mieli odmówić. Na prośbę o wezwanie karetki odpowiedzieli pouczeniem, że w przypadku, gdyby mąż symulował, zatrzymani będą musieli zapłacić za niezasadne wezwanie. Gdy mężczyzna, przez cały czas siedząc na krześle, zaczął tracić świadomość, policjanci wezwali pogotowie, ale sami nie podjęli akcji ratunkowej. Pogotowie przyjechało po 10 minutach. Lekarze stwierdzili zgon mężczyzny.

Komenda Miejska Policji w Częstochowie w opublikowanym w środę komunikacie podkreśla, że oboje zatrzymani „zachowywali się spokojnie i współpracowali z policjantami, wykonując ich polecenia”. „W trakcie wykonywania czynności mężczyzna nie uskarżał się na żadne dolegliwości zdrowotne. Kobieta poinformowała jedynie, że jej mąż leczy się kardiologicznie i przyjmuje leki” – czytamy w oświadczeniu.

Zgodnie z komunikatem policjant po zbadaniu trzeźwości mężczyzny zauważył, że 63-latek źle się poczuł i natychmiast podjął decyzję o wezwaniu karetki. Zdaniem komendy, „po kilku minutach” przyjechali ratownicy medyczni, którzy podjęli czynności ratownicze wobec 63-letniego obywatela Austrii. W komunikacie nie ma jednak słowa, aby policjanci w oczekiwaniu na karetkę sami podjęli wobec mężczyzny działania zmierzające do uratowania jego życia.

Policja milczała do czasu ukazania się artykułu w „Kurierze”

O sprawę po raz pierwszy spytaliśmy policję, gdy 28 maja na stronie internetowej komendy miejskiej pojawił się komunikat o poszukiwaniu świadków interwencji służb ochroniarskich wobec kobiety i mężczyzny w trakcie koncertu na placu Biegańskiego. Na pytania o powód takiej publikacji i przebieg interwencji otrzymaliśmy jedynie zdawkową odpowiedź, że „para nie dostosowała się do przepisów ustawy o imprezach masowych”.

Częstochowska prokuratura okręgowa zabrała w sprawie głos dopiero po publikacji w austriackim „Kurierze”. Jej rzecznik Tomasz Ozimek tłumaczył, że 27 maja wieczorem prokurator dokonał oględzin zwłok i zabezpieczył dokumentację dotyczącą zatrzymania Herberta Moravca oraz przesłuchał w charakterze świadków żonę zmarłego i policjantów uczestniczących w wydarzeniach poprzedzających śmierć Austriaka.

Śledztwo „w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy I Komisariatu Policji w Częstochowie, polegającego na nieprawidłowym przeprowadzeniu czynności zatrzymania, oraz nieumyślnego spowodowania śmierci” wszczęto dwa dni później, 29 maja. Sekcja zwłok i wstępna opinia biegłego wykazały, że 63-letni obywatel Austrii zmarł na skutek „ostrej niewydolność krążeniowo-oddechowej, powstałej w następstwie zawału mięśnia sercowego”

– Dla wydania przez biegłych ostatecznej opinii konieczne będzie przeprowadzenie badań histopatologicznych i toksykologicznych – zastrzega prok. Ozimek. 31 maja śledztwo przeniesiono z Częstochowy do Prokuratury Rejonowej w Lublińcu. Ma też wyjaśnić, czy zatrzymanie Herberta Moravca było zasadne i przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi przepisami.

Wewnętrzne postępowanie prowadzi też komenda miejska. Dwaj policjanci z patrolu prewencyjno-interwencyjnego, w obecności których zmarł 63-latek, nie zostali zawieszeni w czynnościach. Marii Heiderer policja nie postawiła żadnych zarzutów.

Śmierć w komisariacie wywołała polityczna burzę

Po pierwszych doniesienia mediów o ukrytym przez policję kolejnym zgonie w komisariacie rozpętała się polityczna burza. Posłanka PO z Częstochowy Izabela Leszczyna zażądała wyjaśnień od komendanta miejskiego. Na Facebooku zaapelowała o kontakt z Biurem Interwencji Obywatelskich PO osoby, które zauważyły ewentualne „opresyjne działania państwa” wobec Herberta Moravca i Marii Heiderer.

Katarzyna Lubnauer, przewodnicząca koła poselskiego Nowoczesnej, złożyła w środę 14 czerwca wniosek do marszałka Sejmu o poszerzenie porządku obrad najbliższego posiedzenie Sejmu o informację szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka na temat okoliczności zatrzymania Herberta Moravca i czynności policji w tej sprawie. Najbliższe posiedzenie Sejmu zaplanowano na 20 czerwca.

Rzecznik praw obywatelskich wielokrotnie zwracał uwagę komendantowi głównemu policji na sposób przeprowadzania badań i ich znaczenie – czy to w przypadku osób zatrzymanych, czy przyprowadzonych do izb wytrzeźwień. Komendant główny policji, odpowiadając 12 czerwca na pismo RPO z 28 kwietnia, pisze, że przepisy są dobre. (…) „w mojej ocenie, zarówno obecnie obowiązujące uregulowania, jak też wypracowana praktyka, dają swoistego rodzaju gwarancje zapewnienia dostępu do badań lekarskich osób zatrzymanych lub doprowadzonych w celu wytrzeźwienia przez lekarza, w tym o specjalizacji właściwej dla jej stanu zdrowia” – pisze w imieniu komendanta głównego jego zastępczyni nadinspektor Helena Michalak. Nadinspektor przypomina, że jednym z powodów, by badania prowadzić, jest także to, by chronić funkcjonariuszy przed zarzutami dotyczącymi niewłaściwego traktowania albo zlekceważenia ewentualnego pogorszenia się stanu zdrowia osoby zatrzymanej lub doprowadzonej.

wyborcza.pl

„Jazdy solowej nie będzie, sprawa Smoleńska nie wjedzie pod obrady”. Ekspert o Polsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ

WYWIAD
Marek Mamoń, 09 czerwca 2017Polska została niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ na lata 2018-19 - zdecydowało dziś Zgromadzenie Ogólne ONZ. Za Polską głosowało 190 ze 192 krajów, dwa wstrzymały się od głosu. Starania o to stanowisko trwały od 2009 roku

Polska została niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ na lata 2018-19 – zdecydowało dziś Zgromadzenie Ogólne ONZ. Za Polską głosowało 190 ze 192 krajów, dwa wstrzymały się od głosu. Starania o to stanowisko trwały od 2009 roku (Bebeto Matthews / AP)

W naszej przetrzebionej służbie dyplomatycznej nie ma obecnie nikogo, kto mógłby podjąć partnerską – w sensie kompetencji – dyskusję z Siergiejem Ławrowem na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ – mówi prof. Roman Kuźniar, politolog, kierownik Zakładu Studiów Strategicznych UW, były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Marek Mamoń: Czy wybór Polski do Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych to wielki sukces?

Prof. Roman Kuźniar: Zacznijmy od tego, że Polska może zdziałać tam tylko to, co wchodzi w zakres kompetencji Rady Bezpieczeństwa, które są definiowane przez Kartę Narodów Zjednoczonych. Z drugiej strony ma reprezentować interesy niemal dwustu państw członkowskich Organizacji. Pole manewru jest ograniczone, a myślenie o jakiejś jeździe solowej – wykluczone.

Dziś do Rady Bezpieczeństwa nie idzie się, by realizować partykularne interesy, tylko po to, by stać na straży bezpieczeństwa i pokoju, działać w imieniu społeczności międzynarodowej. To odpowiedzialność i obowiązek, a nie okazja, żeby się pokazać. Chciałbym, byśmy uniknęli iluzji co do tego, czym jest Rada i co mogą jej członkowie. Tam nikt nie idzie, by coś z tego mieć. Odwrotnie – idziemy po to, żeby społeczność międzynarodowa z nas miała pożytek, bo ona nas tam wybrała.

O miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ubiegaliśmy się już od 2009 roku, bo w takich sprawach bierze się długi rozbieg. A o wyborze decyduje rozkład sił we własnej grupie regionalnej: musieliśmy poczekać, aż kraje z naszej grupy odpracują swoje obowiązki i w Radzie przyszedł czas na nas.

Oczywiście wymagało to pewnego wysiłku, ale jeżeli „wychodzimy z grupy” jako jedyny kandydat, to miejsce w Radzie mamy jak w banku. Tylko raz w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat odpadł kandydat grupy. Notabene przyłożyliśmy do tego rękę, sam brałem udział w obalaniu tego kandydata. Chodziło o Sudan, w którym masowo naruszano prawa człowieka. Kraje afrykańskie wystawiły go do Rady ze swojej grupy i wtedy Wspólnota Demokracji, międzynarodowa koalicja zainicjowana przez Madeleine Albright i prof. Bronisława Geremka, postanowiła się sprzeciwić – wybrany został wskazany przez tę Wspólnotę Mauritius.

Witold Waszczykowski pyszni się niczym paw niestałym członkostwem Polski w Radzie Bezpieczeństwa. A ja świetnie pamiętam, gdy Waszczykowski na prowadzonym przeze mnie panelu dyskusyjnym o Polsce w ONZ (było to tuż po objęciu urzędu przez Andrzeja Dudę, jeszcze zanim PiS wziął rząd) w sposób bardzo typowy dla siebie, lekceważący i pogardliwy, szydził z zabiegów o członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa podjętych przez poprzedników.

Dziś mam pewną satysfakcję, że minister Waszczykowski nie zepsuł tych starań.

Szef MSZ mówi, że Polska swą obecność w Radzie Bezpieczeństwa chce wykorzystać na zwrócenie uwagi społeczności międzynarodowej na terroryzm, zbrodnie przeciwko ludzkości, nieprzestrzeganie podstawowych zasad prawa międzynarodowego. A jednocześnie minister Krzysztof Szczerski z Kancelarii Prezydenta dopowiada, że może będzie okazja poruszyć „sprawę Smoleńską”.

– Nasz odwrót od prawa międzynarodowego, bo przecież naruszamy cały szereg tych praw, mam na myśli przede wszystkim standardy Unii Europejskiej, nie wpłynie znacząco na odbiór Polski. Będziemy co prawda mało wiarygodni dla pozostałych członków UE w RB ONZ, ale trzeba pamiętać, że kraje w Ameryce Łacińskiej, Azji czy Afryce nie mają zielonego pojęcia o tym, co się dzieje nad Wisłą. Nieliczna grupa państw wie, jak rządzący w Polsce podchodzą do zasad poszanowania demokracji. Także dla prezydenta Trumpa to kompletnie bez znaczenia, ponieważ on kieruje się zupełnie innymi kryteriami i emocjami.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polska w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Czy będzie w stanie wykorzystać sukces ministra Waszczykowskiego?

A sprawa Smoleńska?

Wypowiedzi ministra Szczerskiego aż nie chce się komentować. Niech minister zajrzy do Karty Narodów. Pracował w Instytucie Studiów Międzynarodowych UJ i powinien wiedzieć, że jej zapisy są co prawda lakoniczne, ale czytelne i jednoznaczne.

Oczywiście polski delegat może opowiadać o katastrofie pod Smoleńskiem, ale wszyscy będą patrzeć na niego jak na raroga i robić wielkie oczy ze zdziwienia. Nie zakładam, znając sposób, w jaki pracuje Rada Bezpieczeństwa, że uda się uczynić z tego punkt porządku obrad. Niewątpliwie ta katastrofa lotnicza nie stanowiła i nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa międzynarodowego i pokoju.

Ta władza łamie charaktery, uczy ludzi cynicznego grania tragedią smoleńską – Michał Kamiński w „3×3”

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21919385,video.html

Są głosy, że być może minister Waszczykowski zostanie ambasadorem przy Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

– Nie chciałbym spekulować. Waszczykowski ma doświadczenie, jeżeli chodzi o NATO, spędził jakiś czas w Iranie. Ale zarówno z Iranu, jak i z Brukseli trzeba go było wcześniej odwoływać ze względu na kardynalne błędy, których dopuszczał się jako dyplomata.

Z reguły do Rady Bezpieczeństwa każdy kraj wysyła najlepszych, jakich ma. Nie sądzę, byśmy jechali tam w roli kibica, bo ten rząd, nawet jeśli kompletnie nieudolnie reprezentuje polskie interesy, to stara się zaznaczać swoją obecność, podejmuje pewną aktywność albo przynajmniej to pozoruje. Problem w tym, że rząd Beaty Szydło przetrzebił szeregi dyplomatów i tych z najwyższej półki zostało tyle co kot napłakał.

Trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, że dyplomacja wielostronna jest najtrudniejszym rodzajem dyplomacji, zwłaszcza w Radzie Bezpieczeństwa. Powinno się tam wysłać dyplomatę o wielkim doświadczeniu i dobrych kontaktach. Pytanie, czy jest ktoś taki w zasobach kadrowych PiS-u.

Siergiej Ławrow, zanim stał się szefem MSZ Rosji, reprezentował ją w Radzie Bezpieczeństwa. Minister Waszczykowski pochwalił się depeszą gratulacyjną od niego. Czy to otwiera drogę do współpracy z Rosją?

– Gdy przeczytałem wypowiedź ministra Waszczykowskiego, który pochwalił się, że Ławrow mu pogratulował i od razu zaproponował konsultacje na szczeblu wiceministrów, to wyczułem w tym kompleks prowincjusza.

Takie kurtuazyjne gesty są normalne. Ani my, ani Rosja nie musieliśmy czekać do tego momentu, żeby ze sobą rozmawiać. Nie widzę nowych elementów, które by przemawiały za ożywieniem polsko-rosyjskich stosunków dyplomatycznych w związku z tym, że za chwilę wejdziemy do Rady Bezpieczeństwa. Sądzę, że gdyby Rosjanie usunęli przeszkodę w postaci wraku tupolewa i zwrócili go Polsce, to bardzo szybko Kaczyński z Putinem znaleźliby wspólny język. Bo jeżeli chodzi o kulturę polityczną, to są mentalnie bardzo sobie bliscy. Także gdy chodzi o spojrzenie na Unię Europejską.

Boję się, że przy tak wielkiej różnicy na korzyść Rosji w zdolnościach dyplomatycznych to raczej Ławrow zechce ustawić naszą delegację w Radzie i sformatować Polskę tak, by nie zawadzała. W naszej  przetrzebionej służbie dyplomatycznej nie ma obecnie nikogo, kto mógłby podjąć partnerską – w sensie kompetencji – dyskusję z Ławrowem.

Wyborcza.pl