SN: „stanowczy sprzeciw” wobec projektów ws. wymiaru sprawiedliwości

16.05.2017

Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego wyraziło stanowczy sprzeciw wobec projektów ustaw dot. wymiaru sprawiedliwości. Zdaniem sędziów prowadzą one do naruszenia zasad niezależności władzy sądowniczej i niezawisłości sędziów. Sędziowie wezwali do debaty na temat reformy. – Nie zgadzamy się z publicznym dyskredytowaniem władzy sądowniczej w oczach społeczeństwa – skomentował Michał Laskowski, sędzia Sądu Najwyższego.

Uchwałę przyjęło nadzwyczajne posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, poświęcone sytuacji wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Za jej przyjęciem głosowało 71 sędziów SN, jeden sędzia wstrzymał się od głosu; nie było głosów przeciwnych.

„Działania władz prowadzą do destrukcji systemu sądownictwa, a przez to osłabiają Państwo Polskie. Zamiast podjęcia dyskusji o potrzebie i kierunku reformy sądownictwa, przedstawione propozycje ograniczają się niemal wyłącznie do umożliwienia zmian kadrowych, służących podporządkowaniu sądów politykom. Sąd Najwyższy nie może w tej sytuacji stać obojętnie wobec oczywistego łamania zasad i norm konstytucji” – głosi uchwała umieszczona na stronach SN.

– Proponowane zmiany dążą do wzmocnienia ministra sprawiedliwości, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym i politykiem. Nie chodzi o obecny stan polityczny, a o rozwiązania na przyszłość – mówił na konferencji Laskowski. Sędzia stwierdził też, że proponowane zmiany są niezgodne z konstytucją, gdyż łamią zasadę odrębności władzy sądowniczej.

Zdaniem Laskowskiego reforma wymiaru sprawiedliwości jest potrzebna, bo obecnie ludzie skarżą się na opieszałość sądów. – Trzeba przeprowadzić reformę, by sądownictwo działało sprawniej – mówił.

W uchwale dodano, że SN solidaryzuje się z podejmowanymi w tych sprawach uchwałami Krajowej Rady Sądownictwa, zgromadzeń ogólnych sędziów, stowarzyszeń sędziowskich, organów samorządów zawodów prawniczych oraz rad wydziałów prawa polskich uniwersytetów.

„Wzywamy prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, prezesa Rady Ministrów i ministra sprawiedliwości oraz wszystkich posłów i senatorów do zainicjowania dyskusji w sprawie rzeczywistej i potrzebnej reformy wymiaru sprawiedliwości, pamiętając o spoczywającej na nas wszystkich odpowiedzialności za Państwo i jego wizerunek na świecie. Wyrażamy gotowość włączenia się do prac nad reformą” – stwierdza uchwała.

onet.pl

Borys Budka: Jadę na Kongres Prawników, by się uczyć

Borys BudkaBorys Budka

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Pozostaje nadzieja, że prezydent się w końcu obudzi. Na razie oblał wszystkie egzaminy z prawa konstytucyjnego – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Borys Budka, poseł PO.

 

Już 20 maja w Katowicach odbędzie się nadzwyczajny Kongres Prawników Polskich. Wybiera się pan?

Borys Budka, b. minister sprawiedliwości, poseł Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, PO: Oczywiście. Jadę tam po to, by uczyć się od mądrzejszych od siebie. Bardziej w charakterze słuchacza niż prelegenta.

 

Nie będzie pan zabierał głosu?

Nie planuję. Zawsze gdy podczas takich konferencji głos zabierają politycy, przeciwnicy atakują, mówiąc o upolitycznieniu dyskusji. Jestem zdania, że sądownictwo powinno się trzymać z dala od polityki. Jeżeli natomiast w dyskusji zostanę wywołany do odpowiedzi, będę do dyspozycji.

Jak pan ocenia dziś stan sądownictwa?

Niestety, od kiedy władzę przejęła obecna ekipa, wyraźnie spadło zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Nie bez przyczyny. Nigdy w historii urzędujący minister sprawiedliwości tak demagogicznie i niesprawiedliwie nie atakował sądów. Należy odbudować pozycję sądownictwa. Ale nie tak, jak robi to Zbigniew Ziobro. To m.in. przez jego ataki zaufanie spadło z ponad 40 do 21 proc. Choć i tak jest lepiej niż np. z zaufaniem do parlamentu.

Przecież minister proponuje zmiany, które mają poprawić funkcjonowanie sądownictwa. To, co proponuje, to jedynie wprowadzanie w życie leninowskiej zasady, że kadry są najważniejsze. Tu nie chodzi o rozwiązanie realnych problemów, lecz wyłącznie o obsadzenie swoimi ludźmi wszystkich funkcyjnych stanowisk w sądach. Ziobro już przejął absolutną władzę nad dyrektorami sądów. Teraz czas na upartyjnienie KRS i podporządkowanie prezesów i wiceprezesów ministrowi. Potem przyjdzie kolej na Sąd Najwyższy. Żadna z propozycji resortu nie usprawnia wymiaru sprawiedliwości. A sposobów jest wiele: ograniczenie kognicji, usprawnienie procesu doręczeń, dalsza informatyzacja i nagrywanie rozpraw w każdym sądzie, rozszerzenie kompetencji notariatu, by odciążył sądy w sprawach np. rejestrowych. Zamiast tego mamy nieustanną dyskusję o sądach, i to na poziomie tabloidowym, a nie rzetelnej merytorycznej rozmowy.

Może jednak ta dyskusja ma szansę przynieść coś dobrego.

Polityków poznaje się po czynach, a nie po słowach. Każdemu, kto myśli, że obecny minister cokolwiek reformuje, zalecam daleko idącą ostrożność. Powtarzam: nie ma żadnych reform, to próba całkowitego podporządkowania polskich sądów władzy wykonawczej.

Musi pan jednak przyznać, że każdy minister sprawiedliwości, także ci z pańskiego ugrupowania, chciał wzmacniać nadzór nad sądami. Argument zawsze był taki sam: skoro minister sprawiedliwości odpowiada za funkcjonowanie sądownictwa, to musi mieć możliwość ingerowania w jego działanie. Wygląda więc na to, że minister Ziobro nie robi niczego szczególnego.

Różnica jest fundamentalna. Zmiany przez nas proponowane w razie wątpliwości oceniał Trybunał Konstytucyjny. A my szanowaliśmy jego wyroki. Tak było ze zwiększaniem nadzoru zewnętrznego sądów przez ministra. Dziś niezależnego Trybunału nie ma. Nie ma prezesa, a quasi-orzeczenia wydaje się z udziałem trzech pseudosędziów. Na tym nie koniec. Mieliśmy (i jeszcze mamy) niezależną od polityków Krajową Radę Sądownictwa. Potrafiliśmy rozmawiać i prawie zawsze znajdować wspólnie optymalne rozwiązania. A gdy to się nie udawało, jak wspomniałem, spór rozstrzygał powołany do tego Trybunał Konstytucyjny.

Z sędziami dialog nigdy nie był łatwy?

Nie był. Zawsze jednak – nawet gdy mieliśmy inne poglądy – wzajemnie się szanowaliśmy. Tym również różnię się od Zbigniewa Ziobry. Ja szanuję niezależny wymiar sprawiedliwości. Bo dla mnie prawo jest ponad polityczną potrzebą chwili. Teraz wszystko wskazuje, że zabezpieczenia niezależności sądów znikną. Planowane skrócenie kadencji sędziów – członków obecnej Rady jest niekonstytucyjne. Tylko że nikt z obecnie rządzących się tym nie przejmuje. Podobnie zresztą jak dwuizbowość w Radzie. Liczy się tylko to, by politycy mogli wetować ustalenia sędziów, a do wymiaru sprawiedliwości wpuścić Misiewiczów. Jeśli ta ustawa wejdzie w życie, Rada jako organ konstytucyjny praktycznie przestanie działać. A sądy będą mieć coraz gorsze wyniki sprawności. I rękę do tego przykłada sam minister. Powód? Nieobsadzonych dziś jest już kilkaset etatów sędziowskich. Według wstępnych wyliczeń zaległości spowodowane zaniechaniem obecnego ministra, który ma obowiązek ogłosić w ciągu trzech miesięcy konkurs na zwalniane miejsce sędziowskie, mogą urastać do blisko 1 mln spraw. I stale rosną.

Może jak uda się przeprowadzić reformę KRS, to minister skupi się na poprawie sprawności?

Nie liczyłbym na to. Gdy skończy z Radą, zabierze się do prezesów. Wcale zresztą tego nie ukrywa. A kiedy już wymieni prezesów na sobie przychylnych i od siebie zależnych, zabierze się do Sądu Najwyższego. Na wzór węgierski obniży wiek, w którym sędziowie SN przechodzą w stan spoczynku, i poprzez upartyjniony, zależny od siebie KRS do Sądu Najwyższego wyśle np. zaufanych prokuratorów. A potem stworzy specjalną izbę dyscyplinarną, by z zawodu usuwać niepokornych sędziów. A tych, na których nie będzie „haków”, rozlokuje w nowych sądach czy wydziałach. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że minister Ziobro już rozpoczął procedurę zmierzającą do likwidacji dziesiątek wydziałów sądowych w całej Polsce. O przeniesienie będzie więc całkiem łatwo.

Przeciwnicy reformy mówią, że niektóre zmiany mogą obniżyć poziom sądzenia. Zgadza się pan z tym?

To sprawa oczywista. Skoro prezesem sądu apelacyjnego będzie mógł zostać sędzia lub prokurator z rejonu, nikt mnie nie przekona, że podniesie to poziom orzekania. No i dojdzie do kolejnego absurdu: sędzia sądu rejonowego, jako prezes, będzie kierował sądem, który w procesie instancyjnym weryfikuje wyroki sądu, w którym ten prezes jako sędzia rejonowy orzeka. Mrożek by tego lepiej nie wymyślił!

A po prezesach i Sądzie Najwyższym na kogo przyjdzie kolej?

Finałem całego procesu uzależnienia władzy sądowniczej od władzy wykonawczej, a dokładnie od Zbigniewa Ziobry, będzie powszechna weryfikacja sędziów. Rzecz jasna niekonstytucyjna, ale jak widać, obecna władza konstytucję traktuje wyjątkowo wybiórczo. Minister zmieni nazwy sądów, podobnie jak w prokuraturze. Powoła np. sądy regionalne i każdy sędzia będzie musiał dostać do nich nominację. Niektórzy pewnie jej nie dostaną. A przecież od braku nominacji nie ma odwołania. Pozostaje jedynie Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Po co to wszystko?

By skupić władzę wyłącznie w ręku jednej partii. By w krytycznym momencie np. nie uznać wyniku wyborów, które prędzej czy później ta ekipa przegra. No i by uniknąć odpowiedzialności, w tym odpowiedzialności karnej.

Wygląda więc na to, że sytuacja jest patowa.

Niestety, taka jest rzeczywistość. Pozostaje nadzieja, że prezydent wreszcie się obudzi. Jak na razie oblał on wszystkie egzaminy z prawa konstytucyjnego. Zaprzysiągł sędziów dublerów, wbrew konstytucji powołał pseudoprezes Trybunału Konstytucyjnego. Liczę jednak, może naiwnie, że prezydent wreszcie przejdzie na jasną stronę mocy. Albo po prostu się wystraszy. Nawet nie Trybunału Stanu, ale własnej sytuacji. Bo przecież skoro dziś można myśleć o wygaszeniu konstytucyjnej kadencji członkom KRS, to za jakiś czas ktoś może wpaść na pomysł, by tak samo wygasić kadencję prezydenta. A jak już mówiłem, Trybunału Konstytucyjnego w Polsce w chwili obecnej nie ma.

Wspomina pan o Trybunale. Jak pan ocenia wypowiedź sędziego TK Lecha Morawskiego na konferencji w Oksfordzie? To była kompromitacja?

Na wstępie trzeba podkreślić, że to nie jest sędzia TK. To dubler. Osoba wybrana na zajęte już miejsce, co ostatecznie potwierdził Trybunał. W tym przypadku nie ma to jednak znaczenia. Wypowiedzi były niegodne nauczyciela akademickiego, naukowca. Ale też wyjątkowo nieludzkie. Abstrahuję już od tego, że utożsamia się z obecną władzą, a więc zaprzecza istocie niezawisłości. Jest jednak najlepszym dowodem na to, że tytuł naukowy czasem nie idzie w parze z kulturą osobistą. Jeśli ktoś rozumie tolerancję jako niewsadzanie do więzień osób odmiennej orientacji seksualnej, za chwilę pochwalić może np. obozy koncentracyjne. To naprawdę nieludzkie. Nie dziwię się teraz, że takich ludzi prezydent zaprzysięgał pod osłoną nocy. Mnie też byłoby wstyd.

Prezydent ma jeszcze szansę zainterweniować?

Ostatnią szansę. Jak już wspomniałem, do tej pory oblał wszystkie testy konstytucyjne. Na początek powinien wykonać wyroki Trybunału, zaprosić do siebie trzech legalnie wybranych w październiku 2015 r. sędziów TK i odebrać od nich ślubowanie. Potem doprowadzić do wyrzucenia z Trybunału dublerów, by na koniec powołać zgodnie z konstytucją, na wniosek zgromadzenia ogólnego, legalnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Potem już będzie łatwiej. Weto nowelizacji ustawy o KRS i prawa o ustroju sądów powszechnych. Jeżeli tego nie zrobi, stanie się grabarzem polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Co w takiej sytuacji mogą zrobić sędziowie?

Pozostać niezawisłymi. Przestrzegać najważniejszej ustawy, ustawy zasadniczej. I zmierzyć się z tą propagandą. Prowadzić edukację obywateli. Jak najlepiej orzekać. Nie dać się stłamsić, zastraszyć, pozbawić nadziei. Fakt, że jeden sędzia nie sprawdził się na urzędzie, nie oznacza, że należy przekreślać tysiące pozostałych.

A nie martwi pana spadek zaufania do sędziów?

Oczywiście, że martwi. Ziobro i jego polityczni koledzy nie zdają sobie chyba sprawy, jak wielką krzywdę wyrządzają państwu. Ten populistyczny i wyłącznie polityczny atak na sądy na wiele lat odbije się na zaufaniu do wymiaru sprawiedliwości. Bo co ma myśleć obywatel, gdy słyszy o rzekomej korupcji i patologiach w sądownictwie? Jak ma szanować wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej? Każdy, kto będzie niezadowolony z jakiegoś orzeczenia, przypomni sobie słowa o „grupie kolesi” albo „spotkaniu przy ciasteczkach i espresso”. Na dłuższą metę populizm zawsze przegrywa. Ziobro o tej zasadzie zdaje się zapominać. ©?

— rozmawiała Agata Łukaszewicz

rp.pl

Ziobro: „Komornicy są jak mafia”. Rząd przyjął przepisy, które mają zrewolucjonizować ich pracę

Maciej Orłowski, 16 maja 2017

Rząd przyjął dziś dwa projekty ustaw, które - jeśli przyjmie je Sejm - zrewolucjonizują pracę komorników.

Rząd przyjął dziś dwa projekty ustaw, które – jeśli przyjmie je Sejm – zrewolucjonizują pracę komorników. (Andrzej Hulimka/REPORTER / REPORTER)

Rząd przyjął dziś dwa projekty ustaw, które – jeśli zatwierdzi je Sejm – zrewolucjonizują pracę komorników. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przyrównywał ich dziś do „zorganizowanej przestępczości”.

Rząd przyjął dziś dwa projekty ustaw: o komornikach sądowych oraz o kosztach komorniczych. Teraz trafią one do parlamentu. O zmianach na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu mówiła premier Beata Szydło, która wystąpiła wraz z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą.

– Wielokrotnie czytaliście państwo o tym, jak bezduszni komornicy postępowali z rodzinami, ludźmi, którzy byli przez nich w bezwzględny sposób pozbawiani możliwości normalnego funkcjonowania, często pozbawiani możliwości życia w normalnych, godnych warunkach. Te projekty tę sytuację normalizują  – mówiła Szydło.

Zmiany w przepisach o komornikach PiS zapowiedział już w styczniu 2016 roku, na fali oburzenia po medialnych doniesieniach o wielu skandalach komorniczych, np. zajęciu i sprzedaży ciągnika rolnikowi, który nie był dłużnikiem. Oskarżeń pod adresem komorników nie brakowało i dziś.

– Często państwo właśnie jako dziennikarze udowadnialiście, że [pracy komorników] nie towarzyszyły standardy państwa prawa, a czasami wręcz działania charakteryzujące jakieś środowiska, które specjalizują się w bezprawiu, a czasami wręcz w zorganizowanej przestępczości – mówił do dziennikarzy Ziobro.

Zobacz: Trzeba pana Ziobrę trochę przyhamować – były prezes TK w „Temacie dnia” o przełożeniu dyskusji w sprawie pacyfikacji sądów

Trzeba pana Ziobrę trochę przyhamować – były prezes TK w „Temacie dnia” o przełożeniu dyskusji w sprawie pacyfikacji sądów

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21798090,video.html

Co się zmieni w pracy komorników

Wszystkie egzekucje będą nagrywane. Zdaniem Ziobry będzie to „studzić” emocje zarówno komorników, jak i osób, wobec których odbywa się egzekucja. Dodatkowo komornik podczas egzekucji musi przedstawić dłużnikowi formularz, przedstawiający możliwość zgłoszenia skargi. – Dzisiaj ok. 80 proc. skarg jest odrzucanych z przyczyn formalnych z uwagi na niedopełnienie rozmaitych obowiązków – tłumaczył Ziobro.

– W ciągu siedmiu lat wszyscy komornicy będą musieli się legitymować skończeniem wyższych studiów prawniczych – mówił także Ziobro. Według danych wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, który nadzorował prace, co dziesiąty komornik nie ma wyższego wykształcenia, a co trzeci nie ma wykształcenia prawniczego.

– Wzmocniliśmy pozycję prezesów sądów rejonowych, którzy mają możliwość zawieszenia na trzy miesiące komornika, łącznie z odwołaniem go w określonych sytuacjach – zapowiedział Ziobro. Zapowiedział też sprawniejsze postępowania dyscyplinarne i obligatoryjną kontrolę kancelarii komorniczej raz na 2 lata (a nie na 4, jak dotąd). Będzie także możliwość prewencyjnej kontroli w każdym momencie, jeśli ministerstwo uzna ją za konieczną.

– Spadnie opłata egzekucyjna, którą komornik pobiera od dłużnika. Dziś to 5, 8 i 15 proc. Po zmianach opłaty wyniosą 10 proc. Wyjątkiem będą sytuacje, w których państwo będzie chciało „zmotywować” – jak mówił Ziobro – dłużnika do dobrowolnej spłaty długu: jeśli w ciągu 14 dni od uruchomienia postępowania zapłaci on zaległą kwotę, to opłata egzekucyjna wyniesie 3 proc., a jeśli zapłaci dobrowolnie po tym terminie – 5 proc.

Ministerstwo chce też uregulować maksymalną liczbę spraw, które może wziąć na siebie kancelaria komornicza. Będzie ich 2,5 tys. na rok. Tylko najlepsi – ze skutecznością powyżej 35 proc. – będą mogli wziąć 5 tys. spraw. Zmienić ma się sposób przeprowadzania aukcji: jak określił to Patryk Jaki na infografice zamieszczonej na swoim blogu, mają być one „transparentne i elektroniczne”.

 

wyborcza.pl

Rafał Zakrzewski, Gazeta Wyborcza

Łapaj złodzieja, czyli prawda według ministra Sellina. Bój o Muzeum II Wojny Światowej

16 maja 2017

Jarosław Sellin o Muzeum II Wojny

Jarosław Sellin o Muzeum II Wojny (Fot. AG)

Nazwijmy rzecz po imieniu: wiceminister kultury Jarosław Sellin z premedytacją kręci.

A wszystko w sprawie otwartego niedawno – w atmosferze politycznej nagonki – Muzeum II Wojny Światowej.

Pisowskie Ministerstwo Kultury po zdymisjonowaniu dyrektora i współautora wystawy Pawła Machcewicza chce dodatkowo zrobić z niego przestępcę. W poniedziałek w TOK FM Sellin zarzucił „Wyborczej”, że pisze nieprawdę o postępowaniu w sprawie naruszenia dyscypliny finansów publicznych przez dwóch dyrektorów muzeum: Machcewicza i Janusza Marszalca.

W piątkowej gazecie poinformowaliśmy, że rzecznik umorzył postępowanie wyjaśniające. Oznacza to, że zarzuty stawiane dyrektorom przez ministerstwo nie obroniły się po zbadaniu przez rzecznika. Dyrektorzy są więc czyści.
Sellin twierdzi jednak, że „Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych zalecił ukaranie dyr. Machcewicza naganą”. Ale nie podaje na to żadnych dowodów. Nie wspomina też ni słowem o piśmie rzecznika odrzucającym oskarżenia ministerstwa, o którym napisaliśmy. Czyżby minister Sellin dostał jakieś inne pismo niż to, które otrzymali w tej sprawie dyr. Machcewicz i minister Gliński. O żadnej naganie mowy w nim nie ma, jest za to umorzenie wszystkich zarzutów.

Ale przecież w tej sprawie nie o to chodzi. Choć niezgodnie z pisowską polityką historyczną muzeum zostało już przez Ministerstwo Kultury przejęte, to wciąż jego autorzy są atakowani i obrzucani błotem. Ma to zapewne osłabić ich wiarygodność i autorytet w świecie, który zdobyli dzięki wybitnemu projektowi wystawy.
Bój o muzeum się nie skończył. Zarówno wypowiedzi nowego dyrektora z pisowskiego nadania, jak i jego zwierzchnika, ministra Sellina, nic dobrego nie wróżą. Chcą dłubać przy wystawie. Powtarza się np. zarzut, że „historia Kościoła katolickiego ograniczona jest do kolaboracji”(Sellin). Może minister nie zauważył, że wystawa pokazuje eksterminacje księży – jako części polskich elit – np. na Pomorzu. Pokazuje też, co drugi – stalinowski – totalitaryzm robił z kościołami na ziemiach polskich po 1939 r.
To wszystko są preteksty, bo przecież każdej takiej wystawie można zarzucić, że czegoś na niej nie ma, jest za mało albo za dużo.

Tu chodzi o generalny przekaz: wojna to rzecz straszna i globalna, to katastrofa dla ludności cywilnej po obu stronach frontu i w wojnie nie ma wygranych. To głęboko narusza pisowską politykę historyczną, według której wojna kształtuje charaktery i patriotyczne postawy. Wystawę widziałem dwa razy i te oskarżenia są równie niemądre jak nieprawdziwe.

Jarosław Sellin zarzucił wczoraj poprzedniej dyrekcji, że nie zainicjowała narodowej dyskusji, o tym, jakie powinno być to muzeum. To nieuzasadnione pretensje. Wiele głosów w sprawie koncepcji wystawy wybrzmiało publicznie w mediach. Spory toczyły się też w ramach rady programowej, która skupiała wybitnych historyków, nie tylko polskich.

Prawicowa strona od początku traktowała koncepcję Machcewicza i jego współpracowników jako niemal akt zdrady narodowej. Jarosław Kaczyński już w 2013 r., zapowiadał, że wystawa będzie zmieniona, tak by odzwierciedlała polski punkt widzenia. Po przejęciu władzy przez PiS rozpoczęto kanonadę i na idee muzeum, i na jego twórców. Nikt z ministrów kultury mimo zaproszeń nie zobaczył wystawy przed otwarciem. Za to już w grudniu 2016r. ministerstwo zawiadomiło o rzekomym naruszeniu dyscypliny finansów publicznych (właśnie to postępowanie umorzono).

I jak tu, panie ministrze Sellinie, rozmawiać o ideach, gdy adwersarza traktuje się albo jak zdrajcę, albo jak złodzieja?

wyborcza.pl

Nagły zwrot akcji. Kurski cofa zapis na Kayah – może śpiewać w Opolu

Agnieszka Kublik, 16 maja 2017

Kayah na festiwalu w Opolu w 2016 r.

Kayah na festiwalu w Opolu w 2016 r. (ROMAN ROGALSKI)

I Kayah, i Katarzyna Nosowska mogą wystąpić podczas festiwalu w Opolu na specjalnym, jubileuszowym koncercie Maryli Rodowicz. Prezes TVP Jacek Kurski po wtorkowym spotkaniu z Marylą Rodowicz zapewnił, że „nie ingeruje w dobór gwiazd mających wystąpić na jubileuszu Artystki”. I wręczył jej bukiet kwiatów.

Te informacje potwierdza w rozmowie z „Wyborczą” menedżer Rodowicz Bogdan Zep. – Tak, TVP się zgadza, Kayah może zaśpiewać podczas koncertu w niedzielę 11 czerwca. I zaśpiewa.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że spotkanie z prezesem TVP to był pomysł samej Rodowicz. Artystka, od kiedy się dowiedziała, że Kayah nie jest mile widziana na opolskim koncercie przez prezesa TVP ze względu na swoje polityczne zaangażowanie (uczestnictwo w marszu KOD i „czarnym proteście”), biła się z myślami, czy z tego jubileuszu nie zrezygnować. Ostatecznie to właśnie Kayah miała Rodowicz przekonać, by nie robiła tego z jej powodu.

Ale w poniedziałek okazało się, że także Katarzyna Nosowska nie chce zaśpiewać w Opolu. W geście solidarności i na znak protestu, że prezes Kurski chciał ocenzurować Kayah. Rodowicz zdecydowała się więc spotkać z prezesem.

Kwiaty i obietnica dla Rodowicz

– We wtorek Kurski zapewnił Rodowicz, że nie wyobraża sobie bez niej Opola, wręczył jej bukiet kwiatów i obiecał nie wtrącać się w listę gości, których zaprosiła na swój koncert – relacjonuje „Wyborczej” jeden z kierowników pracujących przy opolskim festiwalu – Kurski się zorientował, że zakaz dla Kayah był gigantycznym błędem.

W specjalnym komunikacie, który TVP rozsyłała we wtorek po południu, czytamy: „We wtorek na zaproszenie Prezesa TVP w siedzibie Telewizji Polskiej odbyło się spotkanie z Marylą Rodowicz. Na festiwalu Opole 2017 planowany jest specjalny koncert jubileuszowy w związku z 50-leciem kariery scenicznej Artystki. Prezes Kurski rozwiał wszelkie wątpliwości, które narosły w ostatnich dniach wokół wydarzenia z powodu nieprawdziwych informacji dotyczących artystów mających wziąć udział w imprezie. Maryla Rodowicz została zapewniona, że TVP nie ingeruje w dobór gwiazd mających wystąpić na jubileuszu Artystki. Prezes Kurski podkreślił, że TVP udzieli pełnego wsparcia przy organizacji i przebiegu jej święta, ma też nadzieję, że wydarzenie uświetnią wszyscy zaproszeni przez Gwiazdę goście”.

50 lat na scenie Maryli Rodowicz

Rodowicz obchodzi w tym roku jubileusz 50 lat na scenie i z tego powodu podczas opolskiego festiwalu zaplanowano specjalny koncert. Kayah i Nosowską zaprosiła sama jubilatka.

Informacja o tym, że Kurski nie zgodził się na występ Kayah w Opolu, pojawiła się w zeszłym tygodniu. Najpierw były to informacje nieoficjalne, potem potwierdzili je menedżerowie Kayah i Rodowicz.

Tomasz Grewiński, menedżer Kayah, powiedział „Wyborczej”, że to TVP nie zgodziła się na występ artystki. – Do mnie dotarły nieoficjalne informacje z telewizji, że Kurski powiedział: „po moim trupie” – mówił nam Grewiński – W TVP jest autocenzura, słyszeliśmy i o innych artystach, na których się Kurski nie zgadza, by występowali na antenie telewizji publicznej.

Zobacz: „W minutę”: 16 maja 2017 roku

„W minutę”: 16 maja 2017 roku

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21820407,video.html

 

wyborcza.pl

U Rydzyka o wyższości Polaków nad innymi Narodami Ziemi

120 tys. zł wytargano z kasy Lasów Państwowych na imprezę religijno-polityczną, która miała udawać naukową. Czyli była wypasiona, jak diabli, jeżeli uwzględni się, iż wygłoszono na niej „naukawe” (przeciwieństwo: naukowego) odczyty w skromnej ilości ośmiu wykładów. Pieniądze z budżetu wydobył minister Jan Szyszko (ten gościu od kornika, strzelania do bażantów i luksusowej stodoły w Tucznie), oprawę „naukawo”-dewocyjną w Toruniu zapewnił o. Tadeusz Rydzyk i jego Wyższa Szkoła Społeczna i Medialna.

Ciężar wykładów był trudny do zniesienia. Szyszko jest bowiem kuty na wszystkie cztery kończyny, gdyż oznajmił iż współcześnie mamy do czynienia z „animalizacją człowieka”. Zwracam uwagę, iż Szyszko uważa, że nowoczesna nauka nie odróżnia człowieka od zwierzęcią, a prezes Jarosław Kaczyński elementu zwierzęcego dopatruje się tylko u opozycji.

Szyszko to jednak neptek w stosunku do takiego ks. prof. dr hab. Tadeusza Guza z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ten to jest prawdziwy ideolog, guru radiomaryjny. Przede wszystkim jest przeciwnikiem teorii ewolucji, co powoduje, iż w jego umyśle tworzą się wielce oryginalne opisy poglądów.

Guz jest apologetą Szyszki – nie dziwota, bo minister dostarcza honoraria na takie imprezy – i tak: minister Szyszko jest nauczycielem Ludzkości, bo wraz z rządem i swoim ministerstwem wracają do tradycji „kultury życia”, którą oparto na chrześcijaństwie.

To nie wszystko, bo prof. Guz wyciąga nastepujące konsekwencje: „Tym samym Naród Polski oraz Nauka i Państwo Polskie zyskują rolę nauczyciela setek innych Narodów Ziemi”. Przepraszam, ale czytając, zadrżałem, bo jestem części narodu polskiego i pijąc piwo nie miałem świadomości, iż jestem nauczycielem dla setek narodów. Gdy będę w ONZ każę innym przedstawicielom narodów klękać przede mną, bo jestem Kimś.

Ekolodzy wg Guza to”odmiana wojującego neokomunizmu światowego”, ideologia zielonych jest „systemowo antyboska i antyludzka”. Taki ciężar intelektualny zaserwowano na konferencji poświęconej radiomaryjnej ekologii.

Ktoś niechętny o. dyrektorowi Rydzykowi może powiedzieć, że organizuje anachroniczne imprezy, których aktualność plasuje się na setki lat przed narodzeniem Chrystusa, że wykłady są autorstwa Kołtunów z tytułami profesorów.

Proponuję więcej życzliwości dla Rydzyka, jego mistra Szyszki i profesora Guza, albowiem toruńska uczelnia rozpowszechnia wiedzę „naukawą”, a nie naukową, albowiem w tej ostatniej za cholerę nie można udowodnić, że Polak jest nauczycielem innych Narodów.

A ja chcę być Kimś, zwłaszcza gdy konsumuję kolejne piwo.

, 15 MAJA 2017

Radiomaryjna ekologia: „Naród Polski oraz Nauka i Państwo Polskie zyskują rolę nauczyciela setek innych Narodów Ziemi”

„Animalizacja człowieka”, zrównanie go ze zwierzętami, strąca go z piedestału istoty podobnej Bogu. Owocuje to „neomaterialistyczną i neomarksistowską wizją świata”. A ekolodzy to „najniebezpieczniejsza odmiana wojującego neokomunizmu światowego” – mówiono na konferencji, którą wspólnie z o. Rydzykiem organizował Jan Szyszko i Lasy Państwowe

„Animalizacja człowieka to pewien cel, bardzo wyrafinowany” – powiedział, otwierając 13 maja konferencję minister środowiska, prof. Jan Szyszko. „To strategia przemyślana, a tzw. sztuka artystyczna jest jednym z narzędzi w realizacji tej strategii” – dodał.

Wiele podobnych sformułowań można było usłyszeć podczas wydarzenia zorganizowanego w Toruniu przez Wyższą Szkołę Społeczną i medialną o. Tadeusza Rydzyka, Ministerstwo Środowiska, Instytut im. Jana Pawła II „Pamięć i Tożsamość” przy udziale Lasów Państwowych, Polskiego Związku Łowieckiego i NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych. Celem konferencji było – jak napisali na stronie internetowej organizatorzy – „zwrócenie uwagi na ogromną rolę kościoła, leśnictwa oraz łowiectwa w rozwój polskiej wsi”, która jest „matecznikiem polskości, patriotyzmu oraz siły narodu polskiego”.

Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe  – jak ujawniło OKO.press – wyłożyły z funduszu leśnego na realizację tego celu 120 tys. zł. Zapłaciły m.in. za wynajem hali Arena na 8 tys osób.

Za te pieniądze uczestnicy mogli wysłuchać osiem wykładów. Z programu wynika, że była to raczej uroczystość religijno-polityczna, niż konferencja naukowa.

Doskonałego przykładu dostarczają wspomniane wyżej słowa ministra Jana Szyszki, które podczas konferencji zostały twórczo rozwinięte przez jednego z prelegentów – ks. prof. dr hab. Tadeusza Guza z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.


Przeczytaj też:

Religijny poryw Lasów Państwowych. 120 tysięcy złotych na konferencję u o. Rydzyka

ROBERT JURSZO  1 MAJA 2017


„Zieloni”, czyli „światowi neokomuniści”

Uczony ksiądz wyłożył swoje poglądy w wystąpieniu pt. „Filozoficzna analiza ideologicznych podstaw animalizacji człowieka i humanizacji zwierząt i drzew”. Wskazał, że współczesność odeszła od myśli Arystotelesa, że – co prawda – tak człowiek, jak i zwierzęta mają duszę, ale jednak odmienne, bo ten pierwszy posiada „rozum”. Przekreślenie tego rozróżnienia przez naukę współczesną to właśnie „animalizacja człowieka”, czyli zrównanie go ze zwierzętami, które strąca go z piedestału istoty podobnej Bogu.

Zdaniem filozofa, taki zwrot w myśleniu ma określone konsekwencje. Owocuje on „neomaterialistyczną i zarazem neomarksistowską wizją świata z jej genderyzmem i ruchami czy partiami zielonych”. Zaś te ostatnie są – zdaniem ks. Guza – „najniebezpieczniejszymi odmianami wojującego neokomunizmu światowego”.

Ideologia „zielonych” jest więc „systemowo” najbardziej „antyboska i antyludzka”.


Przeczytaj też:

Lasy organizują „dobrowolne” poparcie leśników dla Szyszki. Muszą jeździć pod Sejm albo na spęd u Rydzyka

ROBERT JURSZO  12 MAJA 2017


Jan Szyszko, nauczyciel Ludzkości

Te rozważania filozoficzne poprzedziły apologię obecnej władzy PiS i samego szefa resortu środowiska. Zdaniem ks. Guza – właśnie ze względu na sam charakter ideologii „zielonych” – nie powinno nikogo dziwić, że tworzona przez PiS Rzeczpospolita stała się przedmiotem tak ostrych ataków. To bowiem Polska, w której minister Szyszko wraz z rządem i całym ministerstwem środowiska odnawiają „kulturę życia” opartą na chrześcijaństwie, w której Bóg, człowiek, zwierzęta i rośliny „mają swoje przez samego Stwórcę określone i jakże godne miejsce”.

„Tym samym Naród Polski oraz Nauka i Państwo Polskie zyskują rolę nauczyciela setek innych Narodów Ziemi w kwestiach: jak ocalić, podtrzymać i ewentualnie rekultywować bogactwo rodzimych gatunków ożywionych istnień, które w dużej mierze są podstawą do ocalenia samego człowieka aż końca jego historii”

– czytamy w streszczeniu wystąpienia uczonego na stronie konferencji.


Przeczytaj też:

Dyrektor Lasów Państwowych: „Ekocentryzm to zagrożenie dla polskich lasów”. Albo manipuluje, albo nie rozumie, co mówi

ROBERT JURSZO  14 MAJA 2017


Przeciwnik teorii ewolucji naukowym autorytetem

Nie wdając się w analizę całości wystąpienia, OKO.press zwraca uwagę na trzy rzeczy.

Po pierwsze, teza o „animalizacji człowieka” jest wewnętrznie sprzeczna oraz niezgodna ze stanem współczesnej wiedzy naukowej. Zgodnie z ustaleniami biologii – człowiek jest zwierzęciem.

Nie można więc animalizować tego, co zwierzęciem już jest.

Za osobny gatunek biologiczny został uznany już w XVIII w. przez Karola Linneusza. Jego nazwa gatunkowa to homo sapiens (człowiek rozumny). Obecnie jest jedynym żyjącym przedstawicielem tzw. człowiekowatych, choć w przeszłości współistniał z człowiekiem neandertalskim, innym gatunkiem człowieka (z którym również się krzyżował).

Po drugie, współczesna nauka w wyjaśnianiu fenomenu ludzkiej odmienności i szczególności na tle innych gatunków zrezygnowała z pojęcia duszy. I nie dlatego, że – jak chce tego ks. prof. Guz – „relatywizuje prawdy” o człowieku i zwierzętach. Po prostu nie potrzebuje go w procesie badawczym.

Warto w tym miejscu podkreślić, że ks. prof. Guz – na co dzień pracownik naukowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – jest przeciwnikiem teorii ewolucji. Możemy się o tym dowiedzieć z wykładu „Sprzeczność „teorii ewolucji” w aspekcie filozofii„, który wygłosił przy innej okazji.

Jest w tym coś osobliwego, że biolog, jakim jest Jan Szyszko, zaprasza na konferencję kogoś, kto neguje fundament współczesnej nauki o życiu, jakim jest właśnie nauka o ewolucji gatunków.

Po trzecie – OKO.press zwraca uwagę na to, że za publiczne pieniądze organizuje się konferencje, które nie tylko mieszają naukę z religią i polityką, ale również zaprasza się do udziału osoby o poglądach, które nie mieszczą się we współczesnych standardach naukowości nie z powodu swej nowości i odkrywczości, ale dlatego, że są po prostu archaiczne.

 

oko.press

Ewa Bugała, czołowa reporterka „Wiadomości”, przechodzi do TVP Info. Co się stało?

Agnieszka Kublik, 16 maja 2017

Ewa Bugała

Ewa Bugała (wiadomosci.tvp.pl)

Informację o przejściu Bugały z głównego dziennika TVP 1 do anteny informacyjnej podał portal Wirtualne Media. Z naszych informacji wynika, że Bugała z reporterki ma się stać prezenterką i będzie teraz czytać w TVP Info serwisy informacyjne.

– To wspólna decyzja Ewy Bugały i Grzegorza Pawelczyka – mówi „Wyborczej” jeden z dyrektorów TVP. Grzegorz Pawelczyk, do niedawna wydawca „Wiadomości”, przed kilkoma dniami został szefem TVP Info i wicedyrektorem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Bugała idzie do Info za Pawelczykiem.

Ściągnięcie Pawelczyka z „Wiadomości” do TVP Info to jedna z pierwszych decyzji Klaudiusza Pobudzina, nowego szefa TAI. Pobudzin wcześniej był reporterem „Wiadomości”.

– To degradacja! – mówią o Bugale

– Pawelczyk chciał jakoś pomóc Bugale, bo źle się czuła w „Wiadomościach” – twierdzą nasi rozmówcy. – Razem uzgodnili, że lepiej jej będzie w TVP Info. Będzie czytała cudze teksty, bo z pisaniem własnych miała problemy.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Co pokazały „Wiadomości” TVP? Tusk przepchnięty kolanem przez całą Europę

W redakcji „Wiadomości” można usłyszeć, że Bugała nie była samodzielną autorką, ponoć bardzo pomagała jej sama Marzena Paczuska, szefowa dziennika. – Nie tyle, że jej teksty poprawiała, co pisała je od nowa – twierdzi jeden z reporterów „Wiadomości”.

Podobno Paczuska miała przystać na tę zmianę, bo holowanie Bugały zaczęło już ją męczyć.

– To degradacja! – mówią o Bugale na Placu Powstańców, gdzie TVP produkuje swoje programy informacyjne.

Bo „Wiadomości” to najwyższy stopień w telewizyjnej hierarchii programów informacyjnych, a główne wydanie z 19.30 to szczyt szczytów. Tu się najwięcej zarabia i najszybciej zyskuje popularność. No i kanał informacyjny to o niebo mniejsza widownia („Wiadomości” ogląda codziennie ok. 3 mln. widzów, Info ma średnią oglądalność na poziomie ok. 200 tys. dziennie).

Bugała na froncie propagandy

Bugała z redakcją „Wiadomości” TVP1 była związana od września 2012 r. Pracowała na zapleczu programu, była m.in. bardzo krótko asystentką politycznej reporterki Justyny Dobrosz-Oracz. Kariera Bugały ruszyła z kopyta, gdy w styczniu 2016 r. PiS przejął media publiczne, Jacek Kurski został szefem TVP, a Marzena Paczuska szefową „Wiadomości”. Bugała szybko znalazła się w gronie reporterów przygotowujących najważniejsze tematy polityczne. Jej materiały, obok relacji Klaudiusza Pobudzina czy Jarosława Olechowskiego, należały do najgorszych propagandowych potworków.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Wiadomości” z oblężonego obozu władzy. Jak dziennik TVP pokazał antyrządowe demonstracje i protest w Sejmie

Paweł Wroński ukuł nawet termin „bugalenie”. – Słowo to określa pewien rodzaj PiS-owskiej propagandy inteligentnej niczym koń Rocha Kowalskiego, subtelnej jak praca kafara wbijającego pale w terenie podmokłym, przesyconej prawdą niczym słowa Antoniego Macierewicza. Nazwa wywodzi się od nazwiska czołowej przedstawicielki gatunku – redaktor Ewy Bugały z „Wiadomości” w TVP – pisał Wroński. Natchnął go materiał Bugały o porażce rządu 27:1 podczas wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej. Bugała przygotowała wtedy materiał, w którym mówiła, że premier Beata Szydło „potrafiła się postawić”.

O tym, że Bugała nie była cenioną przez szefów TVP reporterką „Wiadomości” może świadczyć lista nagrodzonych. A przygotował ją sam prezes Jacek Kurski („Wyborcza” opublikowała jego odręczną notatkę). Bugały na tej liście nie było. Kurski nagrodził m.in. prezentera Michała Adamczyka (20 tys.) Pobudzina, Olechowskiego, Damiana Diaza, Karola Jałtuszewskego, Bartłomieja Graczaka (po 10 tys. zł).

Zobacz: Tłuste pulpety propagandy i ciepła wódka – w „Temacie dnia” Robert Makłowicz o tym, jak smakuje TVP

Tłuste pulpety propagandy i ciepła wódka – w „Temacie dnia” Robert Makłowicz o tym, jak smakuje TVP

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21596686,video.html

 

wyborcza.pl

Paweł Wroński

Antoni Macierewicz znika. To nieomylny znak, że PiS czuje się niepewnie

16 maja 2017

Minister obrony w rządzie PiS Antoni Macierewicz

Minister obrony w rządzie PiS Antoni Macierewicz (Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta)

Macierewicz jeszcze niedawno niczym latający holender kursował po kraju, biorąc udział w niezliczonej liczbie uroczystości patriotycznych: składał wieńce, defilował przed pocztami sztandarowymi, wygłaszał pełne namaszczenia mowy. Teraz jednak zamknął się w gmachu przy ul. Klonowej.

Zawirowania po „wykończeniu caracali” przez dr. Wacława Berczyńskiego usiłują desperacko rozwiązać wiceministrowie Dworczyk i Kownacki. Nawet medialny kontratak resortu przeprowadzony na łamach „wSieci” przez dziennikarzy współpracujących zwykle z Antonim Macierewiczem komentował nie on, ale Michał Dworczyk, który tyle się zna na śmigłowcach co Bartosz Kownacki na francuskich widelcach.

Zwykle Macierewicz był chowany na okres kampanii wyborczej, gdy PiS uśmiechało się do wyborców i chciało ich przekonać, że wcale nie jest partią radykalną. Nawet uśmiechający się Antoni Macierewicz, szczególnie uśmiechający się Macierewicz, takiemu przekazowi przeczył. W ostatnich wyborach wskazana jako kandydatka na premiera Beata Szydło stanowczo zaprzeczała, jakoby Macierewicz miał być ministrem obrony. Kandydatem był Jarosław Gowin, który postanowił wziąć czynny udział w tej szopce, prezentując się jako przyszły szef resortu.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Fabryka oficerów Macierewicza. Wszystkie siły w wojsku na obronę terytorialną

Szef MON jeszcze niedawno niczym latający holender kursował po kraju, biorąc udział w niezliczonej liczbie uroczystości patriotycznych: składał wieńce, defilował przed pocztami sztandarowymi, wygłaszał pełne namaszczenia patriotyczne przemówienia. A teraz zamknął się w Gmachu przy ul. Klonowej. Musi to być duże wyrzeczenie z jego strony, bo bardzo to lubił.

W maju wystąpił w zasadzie dwa razy. Widziany był na placu Zamkowym podczas Święta Konstytucji 3 Maja i podczas uroczystości zakończenia II wojny światowej. Wyraźnie unikał jednak mediów. Jego potężna ochrona czyniła wszystko, by nie dopuścić do niego nikogo z mikrofonem. Ale i tak udała się ta sztuka reporterce TVN, no i stało się kolejne nieszczęście. Macierewicz powiedział, że Berczyński nie miał dostępu do dokumentacji przetargowej, choć kilka godzin wcześniej w telewizji wiceminister Dworczyk mówił, że miał, a dokumenty w tej sprawie przedstawiono PO.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Macierewicz, Berczyński i caracale. Atmosfera się zagęszcza, żądanie dymisji i odpowiedź PiS

Tym razem trudno było Antoniego Macierewicza dostrzec nawet wśród uczestników miesięcznicy smoleńskiej 10 kwietnia. Tłum nie skandował: „Antoni, Antoni!”. Prezes Jarosław Kaczyński nie mówił o jego niezłomnym uporze, który doprowadza do odkrywania prawdy. Ba, po raz pierwszy prezes PiS nie obwieścił, że „dochodzi do prawdy”. Wyglądało na to, jakby ustalenia dr. Berczyńskiego wysadzającego blaszak z namalowanymi oknami przy pomocy ładunku termobarycznego nie w pełni przekonały nawet zwolenników zamachu w PiS, w tym i samego prezesa.

Czyżby kierownictwo partii uznało, że Antoni Macierewicz powinien się przyczaić i próbować przetrwać niebezpieczne chwile? A może to sygnał, że sztandarowy polityk PiS roszczący pretensje do schedy po Jarosławie Kaczyńskim może zostać schowany na dłużej? Sponiewieranie – z najwyraźniejszym przyzwoleniem ze strony Kaczyńskiego – przez partyjną komisję PiS Bartłomieja Misiewicza byłoby tego pierwszym etapem. Ta orzekła przecież, że Misiewicz nie nadaje się na żadne stanowisko państwowe, na które nieustannie pchał go Macierewicz. Brak jakiejkolwiek reakcji szefa MON świadczy o tym, że nie ma on tak silnej pozycji w partii, jakby się wydawało.

Jeśli rzeczywiście prezes PiS myśli o „nowym otwarciu” po wielokrotnie zapowiadanej drugiej części kongresu partii, to mało prawdopodobne, by obyło się bez zmian personalnych. Jest w rządzie PiS wielu kandydatów do odwołania, ale jeśli te ruchy mają być w jakiejkolwiek mierze istotne z punktu widzenia zmiany wizerunku partii, to ofiarą może być wyłącznie minister Macierewicz.

Zobacz: Dlaczego politycy PiS poparli kontrolę w MON?

Dlaczego politycy PiS poparli kontrolę w MON?

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21803509,video.html

 

wyborcza.pl

WTOREK, 16 MAJA 2017

Hofman: Konflikt w PiS z Macierewiczem skończyłby się utratą władzy

Hofman: Konflikt w PiS z Macierewiczem skończyłby się utratą władzy

– Rozpoczynanie walki z Antonim Macierewiczem z myślą, że może być ona wygrana, jest ryzykowne. Bo pozycja Macierewicza jest właściwie niekwestionowana, nawet jeżeli, to jego zasługi, środowisko jest tak mocne, że jeżeli ktoś myślał, że ono się skończy dymisją, to nie sądzę, żeby prezydent tak myślał. Gdyby [prezes Kaczyński] podjął taką decyzję, to skończyłaby się dymisją ministra obrony, tylko taki konflikt polityczny wewnątrz osoby z Markiem Jurkiem skończył się de facto utratą władzy, tak samo pewnie konflikt z Macierewiczem skończyłby się w dłuższej perspektywie utratą władzy i dzisiaj nie wiem, czy jest sens kruszyć kopię o coś, co skończy się być może utratą władzy – mówił Adam Hofman w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

300polityka.pl

Katarzyna Nosowska nie zaśpiewa w Opolu. To protest przeciwko decyzji Jacka Kurskiego i TVP

Agnieszka Kublik, 16 maja 2017

Katarzyna Nosowska nie zaśpiewa na festiwalu w Opolu podczas jubileuszowego koncertu Maryli Rodowicz. To jej protest po decyzji prezesa TVP. Jacek Kurski nie zgodził się, by w Opolu wystąpiła Kayah

Katarzyna Nosowska nie zaśpiewa na festiwalu w Opolu podczas jubileuszowego koncertu Maryli Rodowicz. To jej protest po decyzji prezesa TVP. Jacek Kurski nie zgodził się, by w Opolu wystąpiła Kayah (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Katarzyna Nosowska nie zaśpiewa na festiwalu w Opolu podczas jubileuszowego koncertu Maryli Rodowicz. To jej protest po decyzji prezesa TVP. Jacek Kurski nie zgodził się, by w Opolu wystąpiła Kayah.

W poniedziałek w TVP odbyło się spotkanie w sprawie specjalnego koncertu Maryli Rodowicz. Artystka świętuje pół wieku na scenie i z tej okazji podczas opolskiego festiwalu będzie miała swój dzień. 54. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej Opole 2017 potrwa trzy dni, od 9 do 11 czerwca. Podczas imprezy odbędą się trzy specjalne koncerty: Maryli Rodowicz oraz Andrzeja „Piaska” Piasecznego i Jana Pietrzaka.

PRZECZYTAJ TEŻ: Tak płaci TVP. Hojne nagrody, a kasa świeci pustkami

TVP cenzuruje Kayah, Nosowska protestuje

Rodowicz do zaśpiewania swoich piosenek zaprosiła m.in. Kayah i Katarzynę Nosowską. Na Kayah nie zgodził się sam prezes TVP Jacek Kurski. Bo artystka chodzi na marsze KOD i „czarne protesty”, czyli została wykluczona ze względu na poglądy polityczne.

– Podczas poniedziałkowego spotkania usłyszeliśmy, że w Opolu nie zaśpiewa też Kasia Nosowska – mówi „Wyborczej” jeden z dyrektorów z TVP. – Sama się wycofała na znak protestu, bo prezes telewizji zakazał występu w Opolu Kayah.

Z naszych informacji wynika, że Rodowicz rozważała nawet rezygnację ze swojego jubileuszowego koncertu. – Ale Kayah miała ją przekonać, by tego nie robiła – usłyszeliśmy w TVP. – I Rodowicz jej posłuchała.

PRZECZYTAJ TEŻ: Maryla Rodowicz: Niczego nie żałuję. Niech żyje bal!

– Dla Rodowicz brak Kayah i Nosowskiej to wielka strata, to nazwiska sztandary, dla niej osobiście bardzo ważne. Fragment koncertu miał być poświęcony przyjaźni Rodowicz z Agnieszką Osiecką, a Nosowska nagrała płytę z tekstami Osieckiej – mówi „Wyborczej” jeden z organizatorów opolskiego festiwalu.

Przypomnijmy: w sobotę pisaliśmy, że opolski festiwal ocenzurował prezes TVP Jacek Kurski. Tomasz Grewiński, menedżer Kayah potwierdził „Wyborczej”, że to telewizja nie zgodziła się na występ Kayah. – Do mnie dotarły nieoficjalne informacje z telewizji, że Kurski powiedział: „po moim trupie” – mówi nam Grewiński. – W TVP jest cenzura, słyszeliśmy i o innych artystach, na których się Kurski nie zgadza.

PRZECZYTAJ TEŻ: Prezes TVP pokazał, że nie szanuje Polaków [KOMENTARZ KUBLIK]

Za co Kurski wpisał Kayah na czarną listę?

– Za jej zaangażowanie w walkę o prawa kobiet i prawa obywatelskie – tłumaczy „Wyborczej” jeden z redaktorów pracujących przy opolskim festiwalu.

Faktycznie, Kayah pojawiała się na manifestacjach KOD, raz stała na scenie obok Mateusza Kijowskiego i Henryka Wujca, legendy „Solidarności”.

W maju zeszłego roku, kiedy trwał strajk pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, Kayah pisała na FB: „Zalałam się łzami, strajk w Centrum Zdrowia Dziecka jest czymś strasznym dla tych dzieciaków! Dlaczego nikt nie reaguje?! Nigdy nie wypowiadałam się politycznie, ale tym razem zagotowałam się! Było mnóstwo błędów i zaniedbań, ale to, co dzieje się teraz, woła o pomstę do nieba! Mam dość tej potwornej HIPOKRYZJI! MAM DOŚĆ TYCH PRZYKLEJONYCH UŚMIESZKÓW I OCZYWISTEGO MORDOWANIA TEGO KRAJU W BIAŁYCH RĘKAWICZKACH”.

Prorządowe media odnotowały: „Kayah histerycznie o rządach PiS”.

We wrześniu 2016 r., podczas marszu KOD „Jedna Polska – dość podziałów!”, Kayah zabrała głos w sprawie planów zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Przemawiała: „Dyskusja w Sejmie przelała czarę goryczy. Jestem tu na czarno, bo was kocham, siostry. Zawsze będę z wami. Stoję tu jako patriotka, która nie zgadza się na dzielenie ludzi na lepszy i gorszy sort (…). Czas zrozumieć, że prawo do legalnej aborcji nie jest zaproszeniem na bal, na który idzie się z nudów”.

W tym roku w Dniu Kobiet miała minikoncert: „Zapraszam wszystkich, którzy czują, że potrzebne są ogromne zmiany niekoniecznie w kierunku, jaki nam narzucają”. Piosenkę „Testosteron” Kayah zadedykowała „wszystkim mężczyznom, którzy nienawidzą kobiet. Szczególnie w naszym rządzie”. Wystąpiła w bluzie z napisem „Mężczyznom ich prawa i nic więcej, kobietom ich prawa i nic mniej”.

Zobacz także:

Tłuste pulpety propagandy i ciepła wódka – w „Temacie dnia” Robert Makłowicz o tym, jak smakuje TVP

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21596686,video.html

 

wyborcza.pl

PiS chce przejąć Najwyższą Izbę Kontroli. Kto skontroluje rząd?

DOMINIKA WANTUCH, 16 maja 2017

Prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski

Prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Opozycja: Prawo i Sprawiedliwość chce przejąć jedną z ostatnich instytucji, która jest poza nadzorem partii Kaczyńskiego. Chodzi o Najwyższą Izbę Kontroli.

Kolegium NIK to jedna z najważniejszych instytucji w Polsce, choć mało znana. To ten organ zatwierdza analizę wykonania budżetu państwa i uchwala opinię w sprawie absolutorium dla rządu.

Kolegium to prezes NIK, czterech wiceprezesów, siedmiu przedstawicieli Izby i siedmiu przedstawicieli nauk prawnych i ekonomicznych (łącznie 19 osób). Od kilku tygodni powinno analizować zastrzeżenia ministrów do wykonania budżetu za 2016 r. Na początku czerwca musi złożyć w Sejmie uchwałę o wykonaniu budżetu i udzieleniu absolutorium.

Marszałek Kuchciński nie powołuje członków kolegium NIK

Ale prace kolegium od kwietnia były sparaliżowane. Powód? Brak kworum, które stanowi połowa członków kolegium. W listopadzie 2016 r. minęła kadencja pięciu członków, a 5 kwietnia – kolejnych ośmiu. Od tego czasu prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski wnioskował do marszałka Sejmu o powołanie nowych przedstawicieli. Bezskutecznie.

Do tej pory się nie zdarzyło, by funkcjonowanie kolegium, zwłaszcza w tak gorącym okresie – przed zatwierdzeniem budżetu – było zawieszone. Kiedy w poprzednich latach kończyły się trzyletnie kadencje jego członków, automatycznie powoływani byli nowi, by zachować ciągłość prac.

– Prezes Kwiatkowski przez wiele tygodni próbował porozumieć się z marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim, który zatwierdza nowych członków kolegium. Ale były rozbieżności co do kandydatur, bo marszałek chciał przeforsować „swoich” – mówią nieoficjalnie urzędnicy NIK.

Członkowie kolegium: PiS celowo grało na zwłokę

Posłanka Nowoczesnej Elżbieta Stępień zasiada w komisji ds. kontroli państwowej, która opiniuje nowych członków kolegium NIK. Już pod koniec 2016 r. Stępień starała się dowiedzieć, kiedy zostanie uzupełnione kolegium. – Kilkakrotnie pytali mnie o to przedstawiciele NIK, a ja pytałam przewodniczącego komisji, posła Wojciecha Szarama z PiS. Nie dostałam odpowiedzi, bo wszystkie decyzje były podejmowane bezpośrednio przez marszałka Kuchcińskiego – mówi posłanka Stępień.

Dotychczasowi członkowie kolegium NIK nie mają wątpliwości, że PiS grało na zwłokę. – Jeśli kolegium nie pracuje, nie funkcjonuje, jak należy, to łatwo zarzucić prezesowi NIK, że nie wywiązuje się ze swoich obowiązków – mówi anonimowo wieloletni członek kolegium.

Podobnie uważa opozycja. – Brak decyzji marszałka to decyzja polityczna. Prace NIK są dobrze oceniane, także w Europie. Ale jeśli NIK zawali prace nad opiniowaniem budżetu, łatwo będzie zrzucić winę na prezesa – mówi Elżbieta Stępień.

Poseł PO Ireneusz Raś: – To cichy atak na Kwiatkowskiego i kolejna próba zawłaszczania jednej z ostatnich instytucji niezależnej od władzy PiS. Tym bardziej niewygodnej dla obozu rządzącego, bo NIK kontroluje działania rządu i wytyka błędy władzy.

Kolegium NIK ma miesiąc na ocenę wykonania budżetu państwa

Pod koniec ubiegłego tygodnia Kuchciński zdecydował o zwołaniu komisji ds. kontroli państwowej. Komisja oceniła sześć kandydatur na nowych członków kolegium. Wśród nich znalazł się m.in. prof. Jan Majchrowski, prawnik powołany przez marszałka Kuchcińskiego w marcu 2016 r. na koordynatora zespołu ekspertów ds. problematyki Trybunału Konstytucyjnego. Ostatecznie komisja zatwierdziła cztery kandydatury do kolegium. Odrzuciła dwóch najbliższych współpracowników prezesa Kwiatkowskiego, którzy zasiadali w poprzedniej kadencji kolegium. Posłowie PiS argumentowali, że mają za małe doświadczenie i przygotowanie. Poseł Tadeusz Dziuba (PiS) zarzucał Kwiatkowskiemu, że zbyt późno złożył wniosek o powołanie nowych członków kolegium i to on sparaliżował jego prace. Teraz kolegium na ocenę wykonania budżetu państwa ma niespełna miesiąc.

Ale to nie koniec problemów. – Jeśli choć jeden członek kolegium zachoruje albo wyjedzie, nie ma kworum i nie można pracować – mówi posłanka Stępień.

PiS chce usunąć Krzysztofa Kwiatkowskiego

O tym, że PiS zabiega, by pozbawić Kwiatkowskiego funkcji prezesa NIK, mówi się od 2015 r. Ale prezesa NIK tak łatwo odwołać nie można. Jego kadencja kończy się w 2019 r. We wrześniu 2016 r. posłowie nie przyjęli sprawozdania NIK za 2015 r. W listopadzie 2016 r. Kwiatkowski usłyszał cztery zarzuty (w październiku Sejm na wniosek prokuratury uchylił mu immunitet) dotyczące nadużycia władzy przy obsadzaniu stanowisk w Izbie. Prezes NIK został – podobnie jak politycy PO – nagrany w restauracji Sowa i Przyjaciele, gdzie omawiał wybór kandydatów na stanowiska w Izbie.

CZYTAJ TAKŻE: Sylwetka Krzysztofa Kwiatkowskiego

Z informacji „Wyborczej” wynika, że PiS pracuje nad nową ustawą o NIK, która umożliwi zawieszenie w obowiązkach prezesa Izby w razie np. nieprawidłowości w funkcjonowaniu NIK. Jednym z punktów nowej ustawy ma być też wskazywanie prezesa NIK przez marszałka Sejmu (dziś robi to w głosowaniu Sejm bezwzględną większością głosów i za zgodą Senatu).

– PiS nie cofnie się przed niczym, by tylko ich błędy i dysfunkcje nie wyszły na jaw – mówi poseł Raś.

Nieoficjalnie mówi się, że PiS ma już kandydatów na nowego prezesa NIK. Wśród nich wymieniani są poseł Szarama i prof. Jan Majchrowski.

Zobacz także:

Dlaczego politycy PiS poparli kontrolę w MON?

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21803509,video.html

 

wyborcza.pl

Katarzyna Kolenda-Zaleska, Fakty TVN

Samolubny jak Polak

15 maja 2017

Jarosław Kaczyński i Beata Szydło w Sejmie podczas debaty ws. uchodźców

Jarosław Kaczyński i Beata Szydło w Sejmie podczas debaty ws. uchodźców (fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta)

Był pogardliwy „polski kołtun” i prześmiewcza „polska gospodarka”. Teraz za sprawą cyników z PiS i PO grozi nam kolejna niesprawiedliwa łatka. Najboleśniejsza.

Oglądam najnowszy hollywoodzki przebój – „Azyl”, o bohaterskich Polakach w czasie wojny. Czytam o Irenie Sendlerowej i jej ofiarnej pomocy Żydom. Patrzę na wolontariuszy, którzy na co dzień pracują w fundacjach, stowarzyszeniach, hospicjach. Czytam dziesiątki maili, które przychodzą do mojej redakcji zaraz po materiale o ciężko chorym Kubusiu, który potrzebuje pieniędzy na leczenie protonowe. Każdy chce pomóc choć drobną kwotą. Potrzebna suma zostaje zebrana w mig. Polacy w znakomitej większości są wspaniali, jeśli trzeba, idą z pomocą, nie zważając na własne niedostatki i ograniczenia, na strach i całkiem zrozumiałe lęki.

Niestety, politycy wolą nas widzieć jako stado bezwolnych baranów, niezdolnych do samodzielnego myślenia. I niezdolnych do współczucia. Uznają, że jesteśmy samolubami nieczułymi na cierpienie innych ksenofobicznymi egoistami.

Gdyby rząd nie straszył tak Polaków uchodźcami z Syrii, którzy płyną pontonami ku europejskiej ziemi obiecanej i często tę walkę o życie przegrywają, gdyby nie straszył terrorystami i pasożytami, łatwo mogłoby się okazać, jak bardzo jesteśmy wspaniałomyślni i dobrzy. Tak po prostu, niezależnie od wszystkich zrozumiałych lęków przed obcością. Ale PiS cynicznie buduje polityczną potęgę na tym, co w nas złe.

Na tę samą drogę weszła PO, która także w swoim politycznym cynizmie dostrzegła, że na straszeniu uchodźcami można zbudować kapitał. Byłoby to zwyczajnie żenujące, gdyby nie było tak smutne.

Oto podobno proeuropejska partia wije się jak piskorz, byle tylko przypochlebić się tej – tak, to wartościujące określenie, ale zasłużone – gorszej części społeczeństwa. A ja pytam: dlaczego nie tej lepszej? Podobno Platformie zależy na odbudowaniu międzynarodowej pozycji Polski, ale karkołomnymi wypowiedziami raczej utwierdza zagraniczną opinię w przekonaniu, że bez względu na to, kto rządzi, i tak jesteśmy samolubnym zaściankiem, na który nie ma co liczyć.

Nie od dziś wiadomo, że w polityce odwaga w głoszeniu niepopularnych poglądów średnio się opłaca. Ale czasem warto zaryzykować, żeby zyskać szacunek – a może zyska się też wytęsknioną władzę? Emmanuel Macron wiedział, że demonstrowanie proeuropejskiego entuzjazmu może zniweczyć jego nadzieje na prezydenturę. Ale uznał, że podlizywanie się wyborcom ma swoje granice, a ustępstwa wobec dyktatu sondaży i społecznych nastrojów w końcu muszą przegrać z wiernością własnym poglądom.

Ale nasi mężowie stanu wiedzą lepiej: nowy prezydent Francji to rzadkość we współczesnej polityce. Ewenement.

Dlatego uchodźcy nadal płyną do Europy. A polscy politycy płyną na morzu populizmu.

PiS pyta, PO odpowiada. Jej odpowiedzi mogą być łatwym łupem dla PiS – w „Temacie dnia” o niespójnym przekazie Platformy

PiS pyta, PO odpowiada. Jej odpowiedzi mogą być łatwym łupem dla PiS – w „Temacie dnia” o niespójnym przekazie Platformy

http://www.gazeta.tv/plej/19,149607,21792333,video.html

 

wyborcza.pl

Hiszpania chce osobnego rządu i budżetu strefy euro. Jak Macron

Maciej Stasinski, 15 maja 2017

Wielka czwórka decyduje o Europie kilku prędkości: Mariano Rajoy, Paolo Gentiloni, Francois Hollande i Angela Merkel podczas spotkania w Wersalu

Wielka czwórka decyduje o Europie kilku prędkości: Mariano Rajoy, Paolo Gentiloni, Francois Hollande i Angela Merkel podczas spotkania w Wersalu (Martin Bureau / AP)

Madryt proponuje radykalne wzmocnienie strefy euro. To współgra z planem nowego prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Europa dwóch prędkości coraz bliżej.

Rząd Hiszpanii, która po latach kryzysu wychodzi z zapaści, przedstawił wczoraj w Brukseli swój projekt silnego jądra UE. Madryt uważa strefę euro za „projekt niedokończony”, czyli obszar jednej wspólnej waluty, ale różnych polityk gospodarczych poszczególnych krajów. Dlatego proponuje krok naprzód, bo strefa euro „nie potrzebuje tylko strażaków do gaszenia pożarów, ale także architektów”.

Unia Europejska przetrwa, jeśli…

Hiszpanie uważają, że strefa euro „wykopała wielki rów między Północą i Południem”, który teraz wymaga zasypania. W tekście propozycji zapisano, że „projekt europejski przetrwa tylko wtedy, gdy obywatele przekonają się, że zapewnia im trwałą pomyślność włączającą słabszych”.

Lekarstwem ma być „prawdziwy rząd gospodarczy” dla strefy euro, którego początkiem może być wspólne ministerstwo skarbu. Mogłoby się ono zadłużać na rynku i prowadzić politykę łagodzącą „niesymetryczne wstrząsy” finansowe między poszczególnymi gospodarkami.

Na początek zarządzałoby funduszem wspomagającym inwestycje oraz podnoszącym efektywność gospodarek. Docelowo stałoby się superresortem prowadzącym politykę fiskalną, nadzorującym upadłości i ratującym przed bankructwami, a także emitującym obligacje.

Taki zarząd finansowy strefy euro miałby w końcu doprowadzić do wspólnej polityki fiskalnej, która dotąd pozostaje w kompetencji państw narodowych. Musi być jednak pod „demokratyczną kontrolą”, bo „tak ważnych dla obywateli UE decyzji nie wolno delegować na instytucję bez demokratycznej legitymacji”.

Hiszpanie proponują też wspólny fundusz ubezpieczeń od bezrobocia, emisję euro obligacji oraz unię bankową. Euroobligacje pomagałyby w obsłudze zadłużenia w strefie euro, a unia bankowa pilnowałaby fuzji w sektorze oraz dawałaby gwarancje depozytów w wypadku bankructw.

Hiszpańskie propozycje przygotowały kancelaria premiera oraz resorty finansów, energii i spraw zagranicznych. Są krokiem w stronę federalizacji UE. – Proponujemy skuteczne zarządzanie strefą euro z elementami unii fiskalnej i bankowej dodanymi do istniejącej już monetarnej i gospodarczej – komentuje szef MSZ Alfonso Dastis.

Podobne propozycje zgłasza nowy francuski prezydent Emmanuel Macron. W jego koncepcji wzmagającą się integracją strefy euro zarządzać powinien półfederalny rząd (co najmniej ministerstwo finansów i gospodarki), opierając się na nowej izbie przedstawicielskiej wyodrębnionej z istniejącego parlamentu europejskiego.

Co na to Niemcy?

Oznacza to, że Francja i Hiszpania, kraje należące do „koalicji chętnych” do ściślejszej integracji, są za godzeniem twardej dyscypliny finansowej, czego bronią Niemcy, z większą elastycznością i solidarnością w zarządzaniu kryzysami i pobudzaniem wzrostu w krajach gorzej radzących sobie z kryzysami, jak Grecja czy Włochy.

Niemcy z poważnymi rozmowami na temat reformy UE poczekają do wyborów parlamentarnych we wrześniu.Uważają jednak, że każdy kraj musi sam robić porządek ze swoimi finansami. Kilka lat temu odrzuciły propozycję masowej emisji europejskich obligacji zgłoszonej przez prezydenta Hollande’a. Dziś też nie chcą m.in. płacić za grożący Włochom kryzys bankowy.

Kanclerz Merkel zaproponowała wprawdzie nowemu prezydentowi Francji wspólne inwestycje dla pobudzenia zatrudnienia ludzi młodych we Francji i dopuszcza utworzenie ministerstwa finansów strefy euro, ale domaga się od Francji reformy rynku pracy i zmniejszenia deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB.

Od wybuchu kryzysu w 2008 r. UE pogrążyła się w kryzysie, który pogłębił nierówności. W wielu krajach wezbrały ruchy nacjonalistyczne i populistyczne. Jeśli po Brexicie wspólną Europę ma uratować tandem niemiecko-francuski oraz inni koalicjanci z twardego jądra unijnego, to może pod wpływem perswazji Francji i Hiszpanii Niemcy okażą się gotowi do ustępstw. Po wrześniowych wyborach do Bundestagu.

wyborcza.pl

Roman Giertych: wezwanie Tuska to próba przykrycia klęski komisji smoleńskiej

15.05.2017

To gra przykrywająca upadek kłamstwa smoleńskiego – powiedział w „Faktach po Faktach” mecenas Roman Giertych, pełnomocnik Donalda Tuska. W jego opinii kolejne wezwanie byłego premiera na przesłuchanie ws. katastrofy smoleńskiej może być „próbą utrudnienia pracy przewodniczącego Rady Europejskiej”.

Zdaniem Giertycha partia rządząca zdaje sobie sprawę z porażki, którą poniosła ich narracja dot. przyczyn katastrofy. Gość „Faktów po Faktach” podkreślił również, że gdyby były dowody na to, że doszło do zamachu, prokuratura zajmowałaby się teraz szukaniem morderców. – Jeżeli jest bomba, musi być ten, kto ją podłożył. To gra przykrywająca upadek kłamstwa smoleńskiego – dodał.

Giertych: wezwanie Tuska to próba utrudnienia jego pracy

Giertych skomentował również wezwanie Donalda Tuska na kolejne przesłuchania w związku ze śledztwem dot. przyczyn katastrofy smoleńskiej.

– Z komunikatu prokuratury wydanego kilkanaście minut temu wiemy, że chodzi o „identyfikację zwłok i inne sprawy”, więc być może, że będzie tak, że będzie seryjna próba utrudnienia pracy przewodniczącego Rady Europejskiej – powiedział Giertych. – Prokuratura chce wciągnąć Tuska w swoje polityczne śledztwa – dodał.

– Mamy do czynienia z klęską pana Macierewicza i Berczyńskiego, którzy ogłosili miesiąc temu bardzo szokujące ustalenia – bomba termobaryczna miała doprowadzić do katastrofy smoleńskiej – mówił Giertych.

Były minister edukacji w latach 2005-2007 przypomniał, że Jarosław Kaczyński zadeklarował niedawno, że „wciąż musimy dążyć do prawdy”. – To przekreślenie dorobku komisji Antoniego Macierewicza – ocenił.

onet.pl

Prokuratura znów wezwała Tuska na przesłuchanie. Tym razem w sprawie katastrofy smoleńskiej

15.05.2017

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk został wezwany na przesłuchanie w charakterze świadka na 5 lipca; chodzi o śledztwo dot. m.in. nieprzeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej – poinformowała PAP rzecznik Prokuratury Krajowej prokurator Ewa Bialik.

– Prokuratorzy z zespołu numer jeden Prokuratury Krajowej (wyjaśniającego okoliczności katastrofy smoleńskiej – PAP) wezwali w charakterze świadka Pana Donalda Tuska do postępowania prowadzonego ws. niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych, polegającego m.in. na nieprzeprowadzeniu sekcji zwłok ofiar katastrofy – powiedziała Bialik.

Ujawniła, że b. premier został wezwany na piątego lipca.

– Na początku lipca jest wyznaczony termin, prokuratura przysłała wezwanie, z tego co pamiętam to jest 5 lipca – powiedział PAP pełnomocnik Tuska mec. Roman Giertych. Dodał, że jego klient otrzymał zawiadomienie o wezwaniu, z którego nie wynika, jakiej sprawy ono dotyczy.

Tusk zeznawał już 19 kwietnia jako świadek w śledztwie Prokuratury Okręgowej w Warszawie ws. przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez kierownictwo SKW w związku z podpisaniem przez nich umowy z rosyjską FSB.

Okoliczności katastrofy smoleńskiej bada specjalny zespół w Prokuraturze Krajowej. Postępowań w tej sprawie – oprócz głównego postępowania, przejętego od zlikwidowanej prokuratury wojskowej – jest siedem.

Jak podawała Prokuratura Krajowa w siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej, jedno z postępowań dotyczy zaniechań prokuratury wojskowej – m.in. brak wniosku strony polskiej o dopuszczenie do wykonania w Rosji sekcji zwłok ofiar.

Właśnie błędy w dokumentacji medycznej sporządzonej przez rosyjskich biegłych są jednym z powodów trwających obecnie ekshumacji ofiar katastrofy. Wątpliwości pojawiły się już w 2011, dziewięć ekshumacji przeprowadzono w 2011-2012 r.; stwierdzono wówczas, że sześć ciał zostało złożonych nie w swoich grobach. Biegli, którzy wówczas przeprowadzali badania, ocenili, że błędy są w 90 proc. rosyjskiej dokumentacji medycznej. Obecnie badania zlecone przez Prokuraturę Krajową przeprowadza 14-osobowy międzynarodowy zespół ekspertów.

Pozostałe śledztwa dotyczą: nadużycia zaufania w stosunkach z zagranicą (tzw. zdrada dyplomatyczna – art. 129 Kodeksu karnego), sfałszowania dokumentów przez funkcjonariuszy BOR (część tego śledztwa jest niejawna), ws. niszczenia wraku Tu-154M, który jest dowodem rzeczowym. PK podawała, że jest jeszcze jedno, niejawne postępowanie ws. zdrady dyplomatycznej. Kolejne śledztwo dotyczy podejrzenia poświadczenia nieprawdy w protokołach sekcji zwłok sporządzonych przez biegłych z Rosji, jak również znieważenia zwłok ofiar katastrofy. Oprócz tego prokuratorzy analizują materiały dotyczące nieprawidłowości w BOR. Jak podawano w połowie kwietnia, śledztwa toczą się w sprawie, nikomu nie postawiono w nim zarzutów.

10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka.

W głównym śledztwie Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zajmował się transportem najważniejszych osób w państwie. PK zdecydowała o przedstawieniu nowych zarzutów dla kontrolerów – są podejrzani o „umyślne sprowadzenie katastrofy” z 10 kwietnia 2010 r., i zarzutu pomocnictwa trzeciemu z Rosjan, który był obecny wtedy w wieży kontroli lotów. Dotychczas jeden z kontrolerów był podejrzany o sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy, a drugi – o jej nieumyślne spowodowanie.

dziennik.pl