Szary obywatel obali władzę? Rusza wielka akcja obywatelska!

Rządzący nie przygotowali się na taki rozwój wypadków. Rezydenci to wierzchołek góry lodowej, teraz zaprotestują oni

fot. Shutterstock/wjarek

Nie jest żadną tajemnicą, że zdecydowana większość Polaków niespecjalnie interesuje się polityką. Co więcej, ok. 60 % z Polaków czuje wyraźną niechęć do przynajmniej jednej z partii politycznych, o których codziennie mowa w telewizji czy w Internecie. Jednocześnie też coraz więcej obywateli zaczyna rozumieć, że władza, która wchodzi z butami w prywatne życie Polaków to władza zła. Właśnie ich, osób nie interesujących się na co dzień polityką, nastawionych przeciw złej władzy Prawo i Sprawiedliwość boi się najbardziej. Tego, że wezmą sprawy w swoje ręce, publicznie zamanifestują w olbrzymiej liczbie swoje niezadowolenie z jej praktyk a następnie gremialnie w dniu wyborów pójdą zagłosować za zmianami w Sejmie i Senacie.

Dlatego też coraz silniejsze są ruchy apolityczne, które zawiązują się wokół sprzeciwu wobec upolitycznienia kolejnych sfer naszego życia, nie afirmujące przywiązania do partyjnych barw partii opozycyjnych. Ruchy, który PiS powstrzymać nie jest w stanie i które z każdym kolejnym miesiącem ich rządów rosną w siłę. Jednym z takich ruchów jest „Opozycja obywatelska”.

Organizacja właśnie uruchomiła na portalu społecznościowym Twitter akcję promocyjną #JaSzaryObywatel, w ramach której przedstawiła najważniejsze zarzuty wolnych i demokratycznie nastawionych obywateli pod adresem rządu Beaty Szydło oraz całego obozu Zjednoczonej Prawicy. 15 grafik, w dwóch językach przedstawia przywiązanie do wartości demokratycznych, które rządzący obóz bez opamiętania depcze i w których obronie powinni stanąć wszyscy wolni i świadomi swoich praw obywatele Polski. Akcja dedykowana jest szaremu obywatelowi, który w proteście przeciwko władzy PiS dokonał publicznego aktu samospalenia przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie.

Protest Szarego Obywatela obejmuje najważniejsze kwestie, jakie każdy obywatel powinien mieć na sercu. Zresztą zobaczcie sami:

Jak możecie zauważyć, Szary Obywatel zwraca uwagę na kwestie fundamentalne, tak ważne dla społeczeństwa, które zaledwie ćwierć wieku temu wyrwało się spod jarzma autorytarnej, nienawidzącej jednostki władzy. Mowa o ochronie ładu konstytucyjnego, transparentności władzy, odpowiedzialności polityków za łamanie Konstytucji, przywrócenie niezależnego sądownictwa konstytucyjnego, ochronie dobrego imienia Polski za granicą, tolerancji, szacunku dla dóbr narodowych. Protest dotyczy upartyjniania państwa, postępującej ignorancji władzy czy podsycania procesu dzielenia obywateli na lepszych i gorszych.

To wszystko sprawy najwyższej wagi i należy przeciwko nim protestować tu i teraz, dopóki prawo do protestu nie zostało jeszcze Polakom odebrane. Warto by było, by wszyscy obywatele, także Ci nieinteresujący się na co dzień polityką zrozumieli, że sprawa dotyczy każdego z nich. My, szarzy obywatele mamy głos i nie wahajmy się go użyć.

crowdmedia.pl

Macierewicz na stacji „Wysiadka”?

Macierewicz na stacji "Wysiadka"?

Postać Antoniego Macierewicza jest ciągle tajemnicza, mimo dużej wiedzy o jego życiorysie i niewątpliwych zasługach w opozycji PRL-owskiej. Budzi tajemniczą grozę swoim zachowaniem, ścieżkami kariery, znajomościami w kraju i za granicą, jest nieprzystępny nawet wówczas, gdy dopuści dziennikarza do zadawania pytań.

W życiu ze dwa razy z nim rozmawiałem, gdy Macierewicz był daleki od dzisiejszego rytu smoleńskiego. Były to rozmowy prywatne i nie zalatywało od niego ortodoksją prawicową, stwierdzałem, iż jest we władaniu niezbyt głębokiej wiedzy i takiej sobie elokwencji, co wydawało się nawet sympatyczne. Ale to było dwadzieścia lat temu i więcej.

Dzisiaj do każdego jego wystąpienia należy mieć uwagi typu, kogo reprezentuje interesy, a także, czy jest w pełni świadomy tego, co mówi i robi. Rozjazd słów i czynów u Macierewicza jest ogromny, sobie zaprzeczający. Czy tylko dlatego Jarosław Kaczyński trzyma go przy sobie, że Macierewicz ma na niego haki, albo jak pisze prezes w autobiografii, uczył go arkanów politycznych? Na pewno występuje między nimi ścisła relacja zwrotna. Nie tylko taka, iż obydwaj są trudno wybieralni w procedurach demokratycznych poza partią ze względu na największy elektorat negatywny. A teraz wydaje się, że Macierewicz nie sprawdził się Kaczyńskiemu.

Prawda, że stworzył religijny mit Lecha Kaczyńskiego, często za pomocą niebotycznych absurdów, lecz ludzie chodzą w pochodach miesięcznic, a pomnik xero prezesa, czyli Lecha Kaczyńskiego najprawdopodobniej stanie.

Czas Macierewicza dobiega końca, wskazuje na to kilka sygnałów. Macierewicz nie znalazł dowodów – a przede wszystkim nie wypichcił ich – na wybuch w Tupolewie, co stwarza przeszkody, aby oskarżyć z tego powodu Donalda Tuska. Drugi sygnał w ostatnim czasie to odwołanie najbliższego współpracownika Macierewicza Piotra Woyciechowskiego z funkcji prezesa Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.

I bodaj najgłośniejszy gwizdek końca Macierewicza dotyczący publikacji aneksu do raportu z likwidacji WSI. Macierewicz kilka dni temu wyraził się głośno, iż domaga się dostępu do tego raportu. Andrzej Duda powiedział, że nic z tego nie będzie, Kaczyński poparł prezydenta: – „Należę do nielicznych ludzi, którzy czytali aneks. Naprawdę lepiej będzie, jeśli nie zostanie opublikowany”.

Paweł Wroński nazywa aneks świętym Graalem macierewiczowskiej prawicy. Cóż w tym 800-stronicowym dokumencie może być? Ot, rozwinięta publicystycznie myśl „prawdziwego postsowieckiego układu”, rządzącego Polską. Kiedyś jednak ujrzy światło i będzie cymesem w macierewiczerianach, odpowiednio kompromitujących dla autora.

To wszystko może okazać się betką w stosunku do tego, co Macierewicz zrobił z wojskiem. Zaczynają mówić najlepsi fachowcy w tych sprawach, jak generał Mirosław Różański, do niedawna jeden z najważniejszych dowódców WP, który przez Macierewicza odszedł ze służby. Najcięższe zarzuty generała to: wstrzymanie modernizacji wojska oraz filozofia myślenia militarnego kategoriami II wojny światowej. Ministerstwo obrony zaś składa się z ludzi niekompetentnych, których wskazane jest nazywać przysłowiowymi szwejami (szweje – przyp. mój).

Czy Kaczyński odważy się rzec swemu towarzyszowi Macierewiczowi: dojechałeś do stacji przeznaczenia „Wysiadka”?

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Pierwszorzędna wiadomość:

Witajcie w Nibylandii

Witajcie w Nibylandii

Nibyprezydent wszystkich Polaków użera się z nibyministrem obrony przed zdrowym rozsądkiem, a nibypremier rozkłada ręce, bo co ona może, skoro prawdziwym premierem jest pewien nibyposeł.

W oglądzie ludzi cywilizowanych i myślących Polska staje się coraz mniej rzeczywista, mniej prawdziwa i z wolna niknie z mapy świata, rozmywając się w nierozpoznawalną szarą plamę. To już kraj prawie nierealny, a na pewno niedorzeczny. Mieszkamy w państwie absurdów, gdzie polityka pełna jest nonsensów, a życie publiczne koncentruje się na bzdurach. Ludzie łykają kolejne kłamstwa jak pelikany i nic nie jest już tym, na co wygląda. Władza co innego mówi, co innego robi, co innego myśli, a zupełnie co innego jest naprawdę.

– Polska może być obecnie dla Europy wzorem demokracji! – powtarzają rządzący. To przedni dowcip, ale jakoś nikt się nie śmieje. Nie dlatego, że ludzie boją się kpić z władzy, chociaż ostatnio wielu, na wszelki wypadek i dla świętego spokoju, zgłasza w sondażach ochotę głosowania na PiS. Społeczeństwo nie śmieje się i już się nie dziwi, bo po prostu przywykło.  Nawet dziennikarze przyjmują dowolną bzdurę rządzących z dobrodziejstwem inwentarza. Nie dopytują o szczegóły, nie doszukują się powodów oczywistego zaprzeczania oczywistej rzeczywistości i nie dociekają etiologii aberracji umysłowej swoich rozmówców.

– Nie ma konfliktu na prawicy i nie ma waśni z prezydentem, to tylko mały spór w rodzinie – recytuje chór trzech prezesów, demonstrując siłę, zwartość i gotowość na wszystko. I tym samym odbierają narodowi prezydenta, lokując go w patologicznej rodzinie, gdzie okrutny ojciec nie zwykł żałować pasa. A przy akompaniamencie zaklęć spajających tę rodzinę, pan nibyprezydent wszystkich Polaków w świetle jupiterów użera się ze swoim „bratem” – nibyministrem obrony przed zdrowym rozsądkiem – a pani nibypremier, która w telewizji wygląda jak prawdziwa, bezradnie rozkłada ręce, bo co ona może, skoro prawdziwym premierem jest pewien nibyposeł.

Fundamentem polskości jest Kościół i jego nauka (…). Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę – powiada ten nibyposeł, który już dawno wykreślił z Ewangelii fundamentalny nakaz miłości bliźniego. Nibykatolik Kaczyński wygraża Kościołem swoim oponentom, ale sam za nic ma kościelnych hierarchów i ich opinie o zagrożeniach demokracji czy potrzebie wsparcia uciekinierów ze stref wojny. Jedynym dla niego autorytetem zdaje się być pewien biznesmen żartobliwie nazywany ojcem. Ale i ten nibyksiądz, który w swoich nibymediach głosi prawdy wiary zatrute ziarnem nienawiści, tak naprawdę jest dla Kaczyńskiego zaledwie nibyautorytetem. Po prostu prezes ma u Rydzyka dług za poparcie i spłaca go w gotówce oraz w kobietach, odbierając im prawa do dysponowania sobą i wpychając je pod osąd i nadzór Kościoła Rydzykowego. Natomiast obaj panowie z niechętnym dystansem traktują papieża – nie tylko dlatego, że jest on piewcą wszystkich, a nie wybranych jedynie nakazów dekalogu, ale głównie dlatego, że nie jest Polakiem. A papież powinien być Polakiem, ponieważ Polakiem jest Pan Bóg. Nawet w szkolnych czytankach stoi, że Matka Boża to nasza królowa, a Jej syn winien być koronowany na króla Polski. Stąd prosty wniosek, że Jarosław Kaczyński jest co najmniej delegatem Pana Boga na Polskę.

W naszej Nibylandii nie obowiązuje prawo. Jest tylko nibykonstytucja i nibytrybunał, wyjaśniający, dlaczego Konstytucji stosować nie należy. Mają być również nibysądy, które dowiadywać się będą od ministra lub prezydenta (możliwe, że ich spór zakończy się losowaniem), co sąd ma sądzić o sprawach ważnych dla władzy. W Nibylandii jest także nibybudżet, który służy m.in. do kompromitowania na billboardach niepokornych sędziów, do niszczenia politycznej konkurencji, do umacniania doraźnej kontroli nad państwem i dogadzania pretorianom PiS.  Prawdziwie teoretyczne nibypaństwo traktowane jest przez Jarosława K. jak kraj podbity, którego zasobów nie używa się dla rozwoju, wzmocnienia, zapewnienia długofalowego bezpieczeństwa i stabilności gospodarczej, ale wyłącznie dla potrzeb swoich, swoich ludzi i swojej władzy.

W Nibylandii rządzącej grupie szamanów udało się zaczarować prawie połowę mieszkańców. A nie są to wyłącznie idioci, gotowi uwierzyć w dowolną bzdurę. Oczarowani siłą przebicia i charyzmą wodza uwierzyli jedynie w zapewnienie, że Kaczyńskiemu na nich zależy oraz że partii PiS chodzi o coś więcej niż nieograniczoną władzę i stołki dla swoich. Ludzie dali sobie wmówić, że obecne odpychające metody sprawowania władzy są konieczne dla zapewnienia powszechnej szczęśliwości. Dobro Polski uświęcać ma paskudne środki, a zagarnięcie stanowisk jest koniecznością, bo nowy lepszy świat mogą budować tylko nowi, lepsi ludzie. Demokracja oczywiście tak, ale dopiero potem, kiedy już władza będzie na tyle silna, by pochylić się nad ludźmi i zrobić im dobrze. Póki co – w Nibylandii bywa źle, głupio i bezrozumnie, ale dajmy im czas, niech się wykażą…

***

Główną przewiną PRL-u nie było doprowadzenie do katastrofy gospodarczej, tylko demoralizacja społeczeństwa, które przestało identyfikować się ze swoim państwem. Bo gospodarkę można odbudować szybciej niż wyleczyć poharatane sumienia i przywrócić pierwotny sens takim pojęciom jak bezinteresowny patriotyzm, uczciwość, rzetelność i prawdomówność. A w kraju, gdzie nic nie jest na serio i gdzie bezprawie sankcjonowane jest mitycznym „wyższym celem”, demoralizację zatrzymać i cofnąć jest jeszcze trudniej. Pozostaje wierzyć, że mieszkańcy Nibylandii zatęsknią kiedyś za prawdziwą, realną ojczyzną…

Andrzej Karmiński 

koduj24.pl

Macierewicz na stacji „Wysiadka”?

Postać Antoniego Macierewicza jest ciągle tajemnicza, mimo dużej wiedzy o jego życiorysie i niewątpliwych zasługach w opozycji PRL-owskiej. Budzi tajemniczą grozę swoim zachowaniem, ścieżkami kariery, znajmościami w kraju i za granicą, jest nieprzystępny nawet wówczas, gdy dopuści dziennikarza do zadawania pytań.

W życiu ze dwa razy z nim rozmawiałem, gdy Macierewicz był daleki od dzisiejszego rytu smoleńskiego, były to rozmowy prywatne i nie zalatywało od niego ortodoksją prawicową, stwierdzałem, iż jest we władaniu niezbyt głębokiej wiedzy i takiej sobie elokwencji, co wydawało się nawet sympatyczne. Ale to było dwadzieścia lat temu i więcej.

Dzisiaj do każdego jego wystąpienia należy mieć uwagi typu, kogo reprezentuje interesy, a także czy jest w pełni świadomy tego, co mówi i robi. Rozjazd słów i czynów u Macierewicza jest ogromny, sobie zaprzeczający. Czy tylko dlatego Jarosław Kaczyński trzyma go przy sobie, że Macierewicz ma na niego haki, albo jak pisze prezes w autobiografii, uczył go arkan politycznych?

Na pewno występuje między nimi ścisła relacja zwrotna, nie tylko taka, iż obydwaj są trudno wybieralni w procedurach demoratycznych poza partią ze względu na największy elektorat negatywny. A teraz wydaje się, że Macierewicz nie sprawdził się Kaczyńskiemu.

Prawda, że stworzył religijny mit Lecha Kaczyńskiego, często za pomocą niebotycznych absurdów, lecz ludzie chodzą w pochodach miesięcznic, a pomnik xero prezesa, czyli Lecha Kaczyńskiego najprawdopodobniej stanie. Czas Macierewicza dobiega końca, wskazuje na to kilka sygnałów.

Macierewicz nie znalazł dowodów – a przede wszystkim nie wypichcił ich – na wybuch w tupolewie, co stwarza przeszkody, aby oskarżyć z tego powodu Donalda Tuska. Drugi sygnał w ostatnim czasie to zwolnienie najbliższego współpracownika Macierewicza Piotra Woyciechowskiego z prezesa Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.

I bodaj najgłośniejszy gwizdek końca Macierewicza dotyczacy publikacji aneksu do raportu z likwidacji WSI. Macierewicz kilka dni temu wyraził się głośno, iż domaga się dostepu do tego raportu, Andrzej Duda powiedział,  że nic z tego nie będzie,  Kaczyński poparł prezydenta: „Należę do nielicznych ludzi, którzy czytali aneks. Naprawdę lepiej będzie, jeśli nie zostanie opublikowany”.

Paweł Wroński nazywa aneks świętym Graalem macierowiczowskiej prawicy. Cóż w tym 800-stronicowym dokumencie może być? Ot, rozwinięta publicystycznie myśl „prawdziwego postsowieckiego układu” rządzącego Polską. Kiedyś jednak ujrzy światło i będzie cymesem w maciewiczerianach, odpowiednio kompromitujących dla autora.

To wszystko może okazać się betką w stosunku do tego, co Macierewicz zrobił z wojskiem. Zaczynają mówić najlepsi fachowcy w tych sprawach, jak generał Mirosław Różański, do niedawna jeden z naważniejszych dowódców WP, który przez Macierewicza odszedł ze służby.

Najcięższe zarzuty generała to: wstrzymanie modernizacji wojska oraz filozofia myślenia militarnego kategoriami II wojny światowej. Ministerstwo obrony zaś składa się z ludzi niekompetentnych, których wskazane jest nazywać przysłowiowymi szwejami (szweje – przyp. mój).

Czy Kaczyński odważy się rzec swemu towarzyszowi Macierewiczowi: dojechałeś do stacji przeznaczenia „Wysiadka”?

Człowiek, który przeraża PiS. Dlaczego koledzy mają dość Antoniego Macierewicza

Paweł Wroński, 

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)

Odwołanie prezesa Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych może być pierwszym ciosem w drużynę Antoniego Macierewicza. Czy Andrzej Duda dostanie jego głowę?

Ernesto „Che” Guevara, idol młodości Antoniego Macierewicza, mawiał, że rewolucja jest jak rower – gdy przestaje jechać, przewraca się. Macierewicz zawsze był radykalniejszy od radykałów – na początku bardziej lewicowy od lewicowców, potem bardziej prawicowy od prawicowców, a wśród katolików najbardziej katolicki.

W Prawie i Sprawiedliwości jest inaczej. Wódz rewolucji może być tylko jeden. Gra toczy się więc o pozycję numer dwa. Startują w niej Beata Szydło, Joachim Brudziński, Mariusz Błaszczak. Szef MON wciąż jest traktowany w partii jako obce ciało, ale nie składa broni.

Pozornie wydaje się, że dysponuje potężnymi atutami. Jest ministrem obrony, nadzoruje Polską Grupę Zbrojeniową – potężny konglomerat 60 spółek. Ma tam około 800 ludzi, w…

wyborcza.pl

 

Paweł Wroński

Macierewicz żąda ujawnienia Świętego Graala. Kaczyński mówi nie. Co się dzieje między ministrem a prezesem?

Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński

Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Aneks do raportu z likwidacji WSI jest Świętym Graalem macierewiczowskiej prawicy. Ten 800-stronicowy dokument miał ujawnić „prawdziwy postsowiecki układ” rządzący Polską, którego nie udało się wykryć w raporcie z likwidacji WSI.

„Należę do nielicznych ludzi, którzy czytali aneks. Naprawdę lepiej będzie, jeśli nie zostanie opublikowany. To jest moje najgłębsze przeświadczenie” – tak o słynnym aneksie do raportu z likwidacji WSI powiedział tydzień temu podczas spotkania klubów…

 

wyborcza.pl

„Myślenie z okresu II wojny światowej”. Odszedł przez Macierewicza, teraz ostrzega

https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/myslenie-z-okresu-ii-wojny-swiatowej-odszedl-przez-macierewicza-teraz-ostrzega,122,2195

TVN24, Maciej Kucharczyk, 21.10.2017

Generał Różański© mjr Robert Siemaszko Generał Różański

– Nie szykujemy się do wojny przeszłości, ale myślimy kategoriami II wojny światowej. Tworzymy Wojska Obrony Terytorialnej i chcemy toczyć wojnę na terenie Polski, zamiast zrobić wszystko, aby odbywała się na terenie wroga – ostrzega wywiadzie dla tvn24.pl generał Mirosław Różański, do niedawna jeden z najważniejszych dowódców polskiego wojska.

Rozmawiamy z generałem broni dr Mirosławem Różańskim, który obecnie jest w rezerwie. Swoją decyzję o odejściu ze służby ogłosił w 2016 roku, kiedy pełnił funkcję Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Był jednym z kilku najważniejszych dowódców polskiego wojska. Obecnie jest  prezesem fundacji STRATPOINTS, skupiającej szereg byłych wysokich rangą wojskowych i specjalistów z dziedziny bezpieczeństwa.

Maciej Kucharczyk: Odchodząc ze służby stwierdził Pan, że robi to między innymi z tego powodu, iż nie jest w stanie przygotować polskiego wojska na przyszłą wojnę. Czy to oznacza, że idziemy w złym kierunku?

Generał Mirosław Różański: Gdybym miał rekomendować komuś jak przygotować się na zagrożenie ze strony Rosji, to szukałbym takich rozwiązań, żeby potencjalny konflikt odbywał się jak najdalej od naszego terytorium i granic.

W pełni pochwalam na przykład zakup rakiet dalekiego zasięgu JASSM dla naszych F-16. W takim kierunku bym rozwijał naszą armię: systemy bezzałogowe, silne jednostki artylerii rakietowej, rozbudowa możliwości Marynarki Wojennej czy rozpoznania.

Natomiast budowanie dzisiaj formacji, takiej jak Wojska Obrony Terytorialnej, która ma stanowić połowę liczebności wojsk operacyjnych i utwierdzanie wszystkich w przekonaniu, że podejmie ona działania na terenie już zajętym przez przeciwnika, to tak jakbyśmy z definicji zakładali, iż utracimy nasze terytorium. Tak jakbyśmy przewidywali, że to odium zła, które niesie za sobą konflikt zbrojny, będzie się dokonywało u nas, na terytorium naszego kraju. Nie uważam, że to dobre rozwiązanie. To jest myślenie z okresu II wojny światowej.

MK: Chce Pan powiedzieć, że szykujemy się na minioną wojnę a nie na przyszłą?

GR: Niestety tak. Kiedy obejmowałem obowiązki Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych to powiedziałem, że chcę przygotować wojsko do wojny, która może dopiero nastąpić, a nie takiej, która już była. Nie powiedziałem tego populistycznie. Dla mnie jest istotne, żeby nasze siły zbrojne widziały i słyszały dalej oraz mogły skutecznie oddziaływać poza naszym terytorium.

Celowym jest posiadać środki rozpoznania pozwalające na ocenę zagrożeń daleko od naszej granicy. Na przykład systemy satelitarne. Do tego środki rażenia zdolne zapewnić oddziaływanie odpowiadające możliwościom rozpoznania. Na przykład wojska specjalne, systemy rakietowe, lotnictwo i artyleria dalekiego zasięgu. Siły zbrojne powinny też posiadać zdolności do zabezpieczenia logistycznego na całej głębokości prowadzonych działań, w tym ewakuacje własnego personelu w sytuacjach awaryjnych.

MK: Oficjalnie trwa szeroko zakrojona modernizacja techniczna wojska. Będzie lepiej? 

GR: Program modernizacji technicznej zatrzymał się. To powinien być dla moich kolegów pozostających w służbie bardzo mocny sygnał. Zwłaszcza tych w Sztabie Generalnym, który jest odpowiedzialny za programowanie rozwoju sił zbrojnych i za budowanie nowego potencjału. Nie wiem jakie są relacje pomiędzy szefem Sztabu Generalnego (generał Leszek Surawski – red.) a ministrem Macierewiczem. Wierzę jednak, że generał Surawski przekazuje mocne sygnały, że linia wyznaczająca nasz potencjał militarny nie jest już pozioma, ale zaczyna mieć tendencję spadkową.

Nikłe są perspektywy na śmigłowce specjalistyczne (ewakuacji medycznej, ratowniczo-poszukiwawcze, zwalczania okrętów podwodnych), transportowe i uderzeniowe. Niejasna jest sprawa systemów bezzałogowych. Niekończąca się dyskusja o sprzęcie dla Marynarki Wojennej. To tylko kilka przykładów, które nie powinny pozwolić spokojnie spać osobom odpowiedzialnym za utrzymanie i rozwój potencjału Sił Zbrojnych.

MK: Ze strony obecnego kierownictwa MON często padają różne deklaracje, które potem nie do końca mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Niedawno do Sejmu trafiła ustawa zmniejszająca limit żołnierzy zawodowych ze 150 do 130 tysięcy a kilka dni później w Senacie wrócono jednak do 150 tysięcy.

GR: Myślę, że to był błąd, który nie powinien mieć miejsca. Ostatnie dwa lata niestety przyzwyczajają nas do tego, że w przestrzeni publicznej pojawiają się sprzeczne informacje jeśli chodzi o wojsko. Na przykład o WOT najpierw mówiono, że ma liczyć dwadzieścia kilka tysięcy, potem 30 tysięcy a teraz liczba ta urosła do 50 tysięcy. Mieliśmy też już różne informacje o śmigłowcach czy dronach…

Może to przez brak doświadczenia zaplecza wspierającego kluczowe osoby w państwie nie przykłada się wagi do bardzo precyzyjnego przygotowania dokumentów. To niestety zły obraz i nie można przedstawiać tego jako wypadku przy pracy, bo tych „wypadków” jest zbyt wiele. Powinny zostać podjęte kroki, aby wyeliminować takie „niedoskonałości” administracyjne i aby prezentować spójny oraz czytelny przekaz.

MK: Jak można zapobiec takim wpadkom? Lepiej podzielić obowiązki na przykład między MON a Pałac Prezydencki? Zmienić kompetencje?

GR: Ja tu widzę szerszy problem – mianowicie przygotowanie osób do zajmowanych stanowisk. To jest niedoskonałość, że ministrami obrony w wielu przypadkach zostały osoby, które nawet nie ukończyły studiów związanych z bezpieczeństwem. To by pomogło im pełnić swoje obowiązki. Spójrzmy na obecną galerię wiceministrów. Żaden z tych Panów nie ma przygotowania, które koresponduje z powyższym. No może minister Szatkowski. Pozostali mieli duże problemy, kiedy zaczynali swoją misję.

MK: Za dobór osób, o których Pan mówi, odpowiada Antoni Macierewicz. Czy oznacza to, że jest złym ministrem? 

GR: Nie czuje się uprawniony, żeby oceniać ministra Macierewicza i jakiegokolwiek innego ministra obrony narodowej. Każdy miał swój pomysł na kierowanie resortem. Jednak gdyby pan minister przyjął formułę, że będzie kierował ministerstwem a dowodzenie odda żołnierzom, ten mechanizm działałby sprawniej. Natomiast ja mam wrażenie, że pan minister chce również dowodzić.

MK: Ma Pan osobistą urazę pod adresem Macierewicza? Odszedł Pan na przedwczesną emeryturę właściwie z jego powodu.

GR: Żołnierz nie powinien myśleć w tych kategoriach. Nie noszę w sobie żadnej osobistej urazy. Natomiast bezsprzecznie jest tak, że na wiele kwestii mam inne spojrzenie.

MK: Czy w MON została jakaś zaciekłość pod Pana adresem? Wrogość?

GR: Zostało takie spojrzenie, które nie powinno być typowe dla osób zajmujących się polityką, a w szczególności w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Siły zbrojne są organizmem, który opiera się na kompetencji i doświadczeniu. Proszę pamiętać, że to struktura oparta na hierarchii, która stosuje rozkaz jako formę przekazu. Tego jesteśmy uczeni i wcale nie przeszkadza wykonywać polecenia kolejnych często różnych przełożonych.

Komentarze ministra Bartosza Kownackiego czy podsekretarza Bartłomieja Grabskiego odbieram jako rewanżyzm, który jest reakcją na to, że ktoś ośmielał się mieć inne zdanie, o którym to Ci Panowie byli informowani przez mnie w sposób bezpośredni, a nie przez media.

MK: Czy stąd się biorą problemy doradcy prezydenta, generała Jarosława Kraszewskiego? Obecnie pracuje w BBN, ale przez lata był Pana bliskim współpracownikiem. Od czerwca podległa Antoniemu Macierewiczowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego prowadzi w jego sprawie postępowanie wyjaśniające, praktycznie uniemożliwiając pracę poprzez odebranie dostępu do informacji niejawnych.

GR: Zarzuca mu się, że jest pod jakimś wpływem mojej osoby. Znamy się bardzo dobrze, ale jest to oficer, który naprawdę posiada autonomię. Jeśli chcemy negować jakieś poglądy, tylko dla tego, że są zbieżne z nazwiskiem generała Różańskiego, to jest to błędem.

Pan gen. Kraszewski był w przeszłości moim podwładnym i nie jest wykluczone, że to też przeszkadza kierownictwu MON. Znam kilka takich przykładów, że ktoś tylko z tego powodu, że był moim współpracownikiem, nie jest awansowany i nie jest wyznaczany na kolejne stanowiska. Podczas gdy ludzie mniej doświadczeni rozwijają się.

Gdyby okazało się, że generał Kraszewski popełnił jakieś grzechy, to oczywiście nie powinien dalej być w BBN, ale ja w takie grzechy nie wierzę. Moja opinia na jego temat jest pozytywna, bardzo pozytywna. Znam tego oficera kilkanaście lat i nie zauważyłem żadnych zjawisk, które pozwalałby wątpić w jego kompetencje czy lojalność.

Tego typu rzecz powinna być natychmiast wyjaśniona pomiędzy SKW, Koordynatorem Służb Specjalnych, ministerstwem i prezydentem. Nie powinna być dyskutowana publicznie. Nie powinno być wątpliwości, że kluczowe osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie przekazują sobie informacji.

MK: Skoro tego rodzaju spory nie powinny być wyciągane na światło dzienne, to właśnie dlatego zdecydował się Pan odejść ze służby?

GR: Źle by się działo, gdyby był zauważalny mocny konflikt pomiędzy jednym z głównych dowódców Wojska Polskiego a Ministrem Obrony.

Moje odejście to była świadoma i zaplanowana decyzja, swojego rodzaju manifest. Chciałem go przekazać mojemu środowisku, wojskowym, ale również społeczeństwu. Uznałem, że taki przekaz jest konieczny, ponieważ wszystkie formuły dialogu merytorycznego zostały wyczerpane. Przed podjęciem tej decyzji odbyłem dwie poważne rozmowy. Jedną z ministrem obrony a drugą z prezydentem. Mówiłem, że jeśli formuła preferowana i oferowana przeze mnie, nie jest akceptowana, to trzeba to jasno powiedzieć. Dla dobra sił zbrojnych było to dobre rozwiązanie.

Na przykład teraz obserwujemy dość złożoną sytuację, jeśli chodzi o relacje między prezydentem a ministrem obrony narodowej. Taka sytuacja jest zła. Jeden z moich kolegów, generał Jarosław Mika (następca generała Różańskiego na stanowisku DGRSZ – red.) przedstawił jednak komentarz, że wszystko jest poprawnie w relacjach między zwierzchnikiem Sił Zbrojnych a ministrem obrony narodowej. Może chciał się zachować poprawnie, ale obawiam się, że to mogła być albo nieznajomość rzeczy, albo chęć łagodzenia tej sytuacji.

Ja bym się w takiej roli nie widział. Gdyby doszło do momentu, że należało by powiedzieć, że czarne jest czarne a białe białe, to bym tak zrobił.

MK: Rozumiem, że wierność własnym przekonaniom ma wielką wartość, ale wojsko jest przecież oparte na posłuszeństwie wobec przełożonych. Komu żołnierz powinien być ostatecznie i absolutnie posłuszny? Ministrowi obrony czy prezydentowi?

GR: Jeśli przeczytamy ze zrozumieniem konstytucję i szereg ustaw, to te zapisy są według mnie czytelne i bardzo precyzyjne. (…) Zwierzchnikiem sił zbrojnych jest Prezydent RP, który dzisiaj ma zapisane obowiązki związane z kierowaniem obroną państwa. MON odciąża prezydenta jeśli chodzi o zajmowanie się codziennym funkcjonowaniem sił zbrojnych.

Ja nie miałem problemu, wiedziałem, że moim przełożonym jest minister, z którym współpracuje się na co dzień, natomiast zwierzchnikiem jest prezydent.

MK: Ponownie pozytywnie mówi Pan o prezydencie i jego roli. Usłyszałem takie opinie, że „generał Różański gra na prezydenta”. Widzi się Pan jako prezydenckiego doradcę w BBN?

GR: Powiem trochę patetycznie, że nie wykluczam, iż jeśli ojczyzna będzie uważała, że moją osobę można tak wykorzystać, to będę to odbierał jako swoją misję do wypełnienia. Dzisiaj jest jednak zbyt wcześnie, żeby w ten sposób mówić i siebie gdzieś tak pozycjonować. To byłoby nieskromne. Z każdym kto będzie chciał bezpieczeństwa, dobra dla naszego kraju, mogę rozmawiać, dyskutować a nawet współpracować.

Można by się jednak zastanowić, czy BBN nie powinno być w większym wymiarze złożone z byłych generałów, admirałów, oficerów, którzy mogliby być zapleczem merytorycznym dla prezydenta w dziedzinie bezpieczeństwa. Ja jestem przekonany, że budowanie przyszłości na dialogu, jest tą lepszą formą podejmowania decyzji.

Gdyby doprowadzić do dyskusji pomiędzy BBN, MON i Sztabem Generalnym, to wypracowane rozwiązania mogłyby być lepsze. Pozbawione błędów wynikających z tego, że ta sama osoba tworzy rozwiązania a potem wprowadza je w życie. Dzisiaj takie praktyki się stosuje.

MK: Czy dlatego pojawił się pomysł stworzenia fundacji Stratpoints, w której oprócz Pana można znaleźć wielu innych wysokich rangą oficerów przedwcześnie emerytowanych za urzędowania ministra Macierewicza? Platforma dialogu?

GR: Może to będzie nieskromne, ale uważam, że w kwestii funkcjonowania Sił Zbrojnych i bezpieczeństwa państwa wiem dużo. W moją edukację państwo na przestrzeni lat zainwestowało ogromne pieniądze i poczuwam to jako swój obowiązek, aby być w dalszym ciągu aktywnym.

Teraz swoją ofertę przedstawiam publicznie. Jeżeli będzie zainteresowanie, to oczywiście włączymy się w każdą formułę dyskusji. Uznaliśmy, że stworzymy taką platformę strategicznego myślenia o bezpieczeństwie, która mogłaby wspierać instytucje publiczne i prywatne.

Chcemy też wspierać weteranów, bo uważam, że w tym zakresie jest wiele do zrobienia. To co obserwujemy obecnie, moim zdaniem nie wyczerpuje zobowiązań państwa w stosunku do tych żołnierzy, których wysyłaliśmy na misje od lat 50.

MK: Mówi Pan o „obowiązku” bycia aktywnym dla Państwa. To znaczy, że teraz Państwo takich ludzi jak Pan nie wykorzystuje?

GR: Przygotowanie żołnierza do służby jest czasochłonne i kosztowne, ale też nie powinni pełnić jej w nieskończoność. Może to nie jest optymalne rozwiązanie, ale powinien być zapisany pewien próg wieku, po którym generał musi odejść ze stanowiska.

Co potem zrobić z takim człowiekiem? Na przykład w USA generałowie wiedzą co będą robili po odejściu do cywila, zanim to się stanie. Natomiast w Polsce została wprowadzona taka regulacja, która mocno ogranicza kontakty wojska z przemysłem.

Dla przykładu na niedawno zakończonym Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach można było spotkać wielu naszych generałów. Oni w większości nie firmują polskiego przemysłu zbrojeniowego. Zostali zaangażowani przez firmy zagraniczne. Tu jest lekcja do odrobienia. Dla państwa. Osoby które mają kompetencje, powinny być dalej eksploatowane. To brutalne stwierdzenie, ale tak uważam.

MK: Czy widzi Pan byłego generała dalej „eksploatowanego” już jako ministra obrony? Tak teraz jest na przykład w USA.

GR: Wielokrotnie spoglądamy na USA jako wzorzec. Jeżeli Amerykanie decydują się na takie rozwiązanie, to chyba nie jest ono złe.

msn.pl

 

Czy władza szykuje nowy zastrzyk gotówki dla Ojca Dyrektora?

Czy władza szykuje nowy zastrzyk gotówki dla Ojca Dyrektora?

W Wyższej Szkole Kultury Medialnej i Społecznej ojca Tadeusza Rydzyka w Toruniu miała w sobotę miejsce inauguracja roku akademickiego. Wśród gości nie zabrakło przedstawicieli rządu, w tym wicepremiera Jarosława Gowina. Przy tej okazji poruszono temat finansowania uczelni niepublicznych i statusu ich studentów. Gowin powiedział, że ojciec Rydzyk zwrócił się do niego z apelem o pomoc, i że wicepremier wyciągnie pomocną dłoń, gdyż „od dawna ma takie samo zdanie jak ojciec Tadeusz Rydzyk”. Stan ten nazwał „podwójną niesprawiedliwością”. Dlaczego? – „Przecież wszyscy wiemy, że często na uczelnie niepubliczne trafia młodzież ze środowisk uboższych” – tłumaczył zebranym na inauguracji.

Wiceminister Gowin pospołu z ojcem Rydzykiem wystosowali apel, by przestać traktować studentów uczelni niepublicznych jak obywateli drugiej kategorii. W toku dyskusji wskazano dwie drogi wyjścia z tej sytuacji. Pierwsza zakłada, że finansowanie czesnego powinno odbywać się z budżetu państwa. Jak można się domyślić, ta opcja preferowana jest przez uczelnię ojca dyrektora. Propozycja druga –Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego – to oferta odpisów podatkowych dla rodziców, którzy finansują studia swoich dzieci na uczelniach niepublicznych. Którą opcję wprowadzi rząd PiS, czas pokaże.

 

koduj24.pl

Na warszawskiej reprywatyzacji zarabiają ludzie powiązani z bossami mafii

Ślusarz spod Gorlic i oświęcimski meliorant od lat 80. zajmowali się kradzieżami i narkotykami. Dziś obracają nieruchomościami zdobytymi od miasta. Przedstawiamy efekty kilkumiesięcznego śledztwa „Newsweeka” i „Superwizjera” TVN.

Październik 2015. Pod jedną z warszawskich kamienic parkuje samochód na tablicach rejestracyjnych z Neapolu. – Charakterystyczni Włosi. Ciemnowłosi, w skórach – kreśli wygląd przybyszów X, partner Jana L. w spółce zajmującej się nieruchomościami. – Pytali, czy jest mój wspólnik, Jan, i czy znam Zbigniewa B. – wspomina.

– Po polsku?

– Tak, w miarę płynnie. Ja na to, że Zbigniewa na oczy nie widziałem. A oni: „Szkoda. Gdyby Janek był, to by nam powiedział”. Sęk w tym, że pan Jan akurat siedział w areszcie za wyłudzenia w SKOK Wołomin. Gdy wyszedł, powiedział mi, że to byli ludzie Fanchiniego. Bardzo się wystraszyłem.

Ricardo Fanchini vel Marian Kozina to pochodzący z Polski boss międzynarodowej mafii. Powiązany z rosyjskim półświatkiem i południowoamerykańskimi kartelami, ścigany w jedenastu krajach, osiem lat temu został skazany na więzienie przez sąd w USA. Od niedawna znów jest na wolności.

To nie przypadek, że warszawskimi kontaktami Fanchiniego są Jan L., ślusarz i absolwent zawodówki spod Gorlic, oraz Zbigniew B., technik meliorant z Oświęcimia. W śledztwie „Newsweeka” i „Superwizjera” TVN ustaliliśmy, że L. i B., oficjalnie deweloperzy, mają powiązania ze światem przestępczym. W przeszłości zajmowali się przemytem narkotyków, wyłudzeniami i kradzieżą aut.

Jan L. i Zbigniew B. to ludzie po kilku zatartych wyrokach. Dziś są rezydentami w Szwajcarii, przedstawiają się jako biznesmeni. Od 2004 r. grają na rynku warszawskiej reprywatyzacji. Skupują roszczenia, goszczą w stołecznym Biurze Gospodarki Nieruchomościami, przez które przechodzą zwroty, obracają działkami.

Ustaliliśmy, że do kontrolowanych przez nich spółek trafiło siedem zreprywatyzowanych działek lub roszczeń. Część adresów jest na mapie warszawskiej reprywatyzacji: Drewniana 5, Drewniana 7, Dobra 33/35, Powsińska 79, Nowogrodzka 43, Burakowska 4, nieruchomość na Gwiaździstej.

Mówi jeden z lokatorów z ul. Dobrej: – Jan L. na zebraniach wspólnoty pojawiał się w towarzystwie byłego wiceministra z czasów SLD, na indywidualne spotkania z lokatorami zapraszał osiłków. Nagle zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Wysiadło ogrzewanie, pojawiły się karaluchy. Odnosiłem wrażenie, że nowi właściciele kamienicy chcą się nas pozbyć.

Do kamienicy na Drewnianej przylega działka na Dobrej. To również odzyskana nieruchomość, roszczenia do niej należą do spółki Jana L. W 2009 r. spłonie tam słynny lokal Jadłodajnia Filozoficzna. Policja stwierdzi podpalenie – nigdy nie wykryje sprawców.

Na Janie L. i Zbigniewie B. ciążą dziś zarzuty w śledztwie dotyczącym afery SKOK-u Wołomin. Według prokuratury obaj działali w gangu, L. miał wyłudzić 69 mln zł a B. – 7.

 

newsweek.pl

„Nieprawdziwi Polacy” na okładce Newsweeka

„Nieprawdziwi Polacy” na okładce Newsweeka

– Od kawioru po obronę puszczy praw kobiet – za co można zostać wrogiem narodu – to temat okładkowy poniedziałkowego „Newsweeka”.

 

Neumann: W 2006 roku prezydent Kaczyński przekazał kamienicę z lokatorami gangsterom

– Namawiam Hannę Gronkiewicz-Waltz, żeby stawiła się i poszła na komisję, żeby mogła na bieżąco rozbijać pomówienia o kłamstwach, żeby mówiła o przypadkach, o których Patryk Jaki milczy, opisywanych za chwilę czy już w mediach, kiedy w 2006 roku prezydent śp. Lech Kaczyński przekazał kamienicę z lokatorami gangsterom, którzy wcześniej wyłudzali pieniądze ze SKOK-u Wołomin. O takich adresach też trzeba mówić – mówił Sławomir Neumann w „Kawie na ławę” TVN24.

 

Arłukowicz: Panowie dyskutują jak bardzo łamać Konstytucję – mówił Bartosz Arłukowicz w Radiu ZET o rozmowach PAD z prezesem PiS.

300polityka.pl

Ministrowie PiS u Rydzyka. Co tam robili?

21.10.2017

Na godnych gości mogła liczyć uczelnia ojca Rydzyka. Z okazji rozpoczęcia roku adakemickiego w założonej przez twórcę Radia Maryja szkole wyższej pojawili się goście, których nie powstydziłby się żaden uniwersytet w kraju! W uroczystości wzięli udział m.in. minister środowiska Jan Szyszko, minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel oraz minister sportu Witold Bańka.

Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin podczas inauguracji roku akademickiego powiedział, że należy skończyć z traktowaniem studentów uczelni niepublicznych, jak „obywateli drugiej kategorii”.

– Nie rozumiem dlaczego, skoro ten sektor uczelni istnieje już od ćwierć wieku, jest to jedyna grupa dyskryminowanych studentów, którzy za studia stacjonarne, dzienne muszą płacić sami czy też płacą ich rodzice – powiedział Jarosław Gowin. Minister nauki chce udzielić wsparcia uczelniom niepublicznym i ich studentom. Jarosław Gowin powiedział, że jego resort proponuje możliwość odpisów podatkowych dla rodziców, którzy finansują studia swoich dzieci na takich uczelniach. Natomiast ojciec Rydzyk postuluje finansowania czesnego na studiach stacjonarnych z budżetu państwa.

Jarosław Gowin w swoim przemówieniu gratulował też osiągnięć toruńskiej uczelni. W rozpoczęciu roku akademickiego w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej wzięli udział też minister środowiska Jan Szyszko, minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel i minister sportu Witold Bańka, a także szefowa Kancelarii Premier, Beata Kempa oraz nuncjusz apostolski w Polsce Salvatore Pennacchio.

Listy Beaty Szydło i Andrzeja Dudy

Nieobecna na rozpoczęciu roku akademickiego w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu premier Beata Szydło napisała specjalny list. Stwierdziła w nim, że uczelnia założona przez ojca Rydzyka jest „miejscem, gdzie poszukuje się prawdy, wiedzy i umiejętności, gdzie kształci się obywateli światłych, odpowiedzialnych za narodowe dziedzictwo”.

Prezydent Andrzej Duda w swoim liście napisał, że należy zintensyfikować rozwój cywilizacyjny Polski, który nie będzie możliwy bez reorganizacji szkolnictwa wyższego oraz sposobu zarządzania instytucjami naukowymi.

fakt.pl

Specjalista od wizerunku Piotr T. zatrzymany. Chodzi o dziecięcą pornografię

tps, 22.10.2017

Piotr T.

Piotr T. (Fot. Jedrzej Wojnar / Agencja)

Znany specjalista od wizerunku politycznego Piotr T. został zatrzymany przez warszawską policję – podało w niedzielę Radio ZET. Informację potwierdziła nam prokuratura Warszawa-Praga.

W rozmowie z Gazeta.pl prokurator Marcin Saduś powiedział, że do zatrzymania doszło wczoraj wieczorem. – Sprawa z 2015 roku dotyczy posiadania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych z udziałem nieletnich – tłumaczy Saduś. Prokurator dodał, że Piotr T. jeszcze dziś usłyszy zarzuty.

Informację o zatrzymaniu Piotra T. jako pierwszy podał reporter Radia ZET Mariusz Gierszewski.

Rok temu w kontekście tej samej sprawy media informowały o przeszukaniu mieszkania Piotra T. Wtedy odrzucał on wszystkie podejrzenia.

 

gazeta.pl

„Agenci wywiadu na czele Trybunału?” Prezes Julia Przyłębska zawiadomi prokuraturę ws. publikacji „GW” i „Faktu”

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska złoży doniesienie do prokuratury ws. publikacji „Gazety Wyborczej” i dziennika „Fakt” dotyczących jej rzekomych powiązań ze służbami specjalnymi – poinformował w sobotę po południu rzecznik prasowy Biura TK Marcin Koman.

Już w piątek informacje podawane przez „Gazetę Wyborczą” zdementowało Biuro TK a prezes Przyłębska powiedziała, że „są całkowicie nieprawdziwe i wzbudzają one co najwyżej niesmak”.

„Prezes Trybunału Konstytucyjnego pani Julia Przyłębska złoży doniesienie do prokuratury w sprawie publikacji >Gazety Wyborczej< i dziennika >Fakt< zawierających nieprawdziwe informacje dotyczące jej rzekomych powiązań ze służbami specjalnymi” – poinformował w sobotę Koman.

„Gazeta Wyborcza” napisała w piątek, że prezes TK Julia Przyłębska oraz wiceprezes TK Mariusz Muszyński są „prowadzeni przez służby i zostali ulokowani w TK, by podporządkować go interesom władzy”. Według gazety, Trybunałem Konstytucyjnym „kierują były oficer służb i jego współpracownica”. „Według dwóch relacji ludzi wywiadu Mariusz Muszyński w trakcie pracy w konsulacie w Berlinie złożył wniosek o przekwalifikowanie Julii Przyłębskiej na >osobowe źródło informacji<” – podała „GW”.

„GW” napisała także o mężu prezes TK – ambasadorze Andrzeju Przyłębskim, który według dziennika w 1979 r. „na współpracę z SB zgodził się jako student, bo bał się, że nie dostanie paszportu; potem nie wywiązywał się z zadań i bezpieka relacje zamknęła”, następnie „został zwerbowany jako specjalista-kontakt operacyjny” na początku lat 90. przez UOP. „O wciągnięciu małżeństwa Przyłębskich do sieci współpracowników wywiadu dowiedzieliśmy się od kilku informatorów związanych ze służbami. Twardych dowodów opartych na dokumentach nie jesteśmy w stanie przedstawić. (…) Ale są dowody pośrednie” – napisał dziennik.

W sobotę do tematu wrócił „Fakt”. W tekście pod tytułem „Agenci wywiadu na czele Trybunału?” powołał się na doniesienia „GW”. Przytoczył też słowa swojego informatora, że „Agencja Wywiadu powinna błyskawicznie wydać komunikat, że prezes Przyłębska nie jest współpracownikiem”. „Ulokowanie byłego oficera i jego agentki w Trybunale Konstytucyjnym jest zastanawiające” – cytuje jego słowa.

Do publikacji „GW” już w piątek odniosła się prezes TK. Oceniła, że jest to próba dezorganizowania pracy TK, która „wpisuje się w ciąg szkalujących Trybunał działań różnych mediów”.

 Jeszcze raz podkreślę, że informacje te są całkowicie nieprawdziwe. Nie ma sytuacji, żeby służby specjalne przejmowały wymiar sprawiedliwości. Jestem zbulwersowana ciągłymi próbami dyskredytowania TK, co ma się przełożyć na jego złą pracę. Uspokajam. Tego nie ma. Te wszystkie nagonki w żaden sposób nie wpływają na jakość mojej pracy i pracy moich kolegów. Chcę wszystkich uspokoić, że wzbudzają one co najwyżej niesmak, a nie zdenerwowanie – powiedziała Przyłębska w telewizji wPolsce.pl, cytowana na portalu wpolityce.pl.

Jak zaznaczyła „takie zdarzenia nie miały miejsca, nie wiem, jakie osoby miały nas nadzorować”. „Jeśli >GW< dotarła do jakichś dokumentów, to powinna te dokumenty ujawnić. Jeśli nie, to w ogóle nie miała prawa o czymś takim pisać, ponieważ jest to już pomówienie” – wskazała.

W sierpniu IPN zdecydował, że nie skieruje do sądu sprawy oświadczenia lustracyjnego ambasadora Polski w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego, tym samym oczyszczając go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego – zatajenia związków z SB. Przyłębski podpisał zobowiązanie do współpracy, ale Instytut uznał, że nie współpracował on ze służbami PRL-u.

dziennik.pl

Bartosz T. Wieliński

Specsłużby w TK? Państwo budowane przez Jarosława Kaczyńskiego odtwarza sprawdzone wzorce

Przewodnicząca TK z nadania PiS Julia Przyłębska i sędzia dubler Mariusz Muszyński podczas wspólnej konferencji w siedzibie Trybunału Konstytucyjnego. Warszawa, 16 marca 2017

Przewodnicząca TK z nadania PiS Julia Przyłębska i sędzia dubler Mariusz Muszyński podczas wspólnej konferencji w siedzibie Trybunału Konstytucyjnego. Warszawa, 16 marca 2017 (Jacek Domiński / East News)

Umieszczając na wysokich stanowiskach ludzi z plamami w życiorysach – takich jak Przyłębscy i Muszyński – PiS odtwarza sprawdzone wzorce. Na zbieraniu haków i wymuszaniu za ich pomocą uległości opierała się w dużej mierze polityka kadrowa PRL.

W demokratycznym państwie prawa ludzie służb specjalnych nie robią na emeryturze karier w sądownictwie. Wymiar sprawiedliwości wymaga ludzi nieskazitelnych, a praca w specsłużbach – oględnie mówiąc – do czystych nie należy. Dlatego jej weterani pozostają w branży, mniej lub bardziej związani z dawną służbą. Kto zaczął pracę w wywiadzie, szpiegiem pozostaje bowiem do końca życia.

wyborcza.pl

Fundacja o. Rydzyka ukarana grzywną za brak przejrzystości. Co ma do ukrycia?

Bezprawnik, Marcin Maj

fundacja o. rydzyka lux veritas© Provided by Spider’s Web fundacja o. rydzyka lux veritas

Z jakiegoś powodu Fundacja Lux Veritas nie chciała ujawnić jak wydawała publiczne pieniądze. Zapłaci za to raczej symboliczną grzywnę, ale sądy w Polsce nieczęsto skazują na grzywnę za bezczynność w przedmiocie udostępniania informacji publicznej.

Mamy prawo do informacji publicznej!

Nie ma normalnego państwa bez społecznej kontroli wydawania publicznych pieniędzy, a ta kontrola jest możliwa dzięki Ustawie o dostępie do informacji publicznej. Każdy z was może złożyć do dowolnej instytucji wniosek o udzielenie informacji w sprawach publicznych. Wniosek może być przesłany nawet zwykłym e-mailem, a podmiot ma prawny obowiązekodpowiedzieć w ciągu 14 dni (tzn. musi udzielić informacji lub formalnie odmówić podając przyczynę). Nie powinno być tak, że podmiot lekceważy wniosek obywatela i nie odpowiada w ogóle.

Obowiązek udzielania informacji publicznej dotyczy nie tylko instytucji państwowych, ale również partii politycznych, związków zawodowych, a także organizacji pożytku publicznego. To zrozumiałe, bo takie organizacje również korzystają z publicznych pieniędzy (np. tych z 1% podatku).

Sieć Obywatelska pyta Fundacje o. Rydzyka

Sieć Obywatelska Watchdog Polska to organizacja, która stara się zwiększyć jawność życia publicznego poprzez uzyskiwanie informacji publicznej i pomaganie innym w osiąganiu tego celu. Ona właśnie postanowiła sprawdzić w jaki sposób publiczne pieniądze wydaje Fundacja Lux Veritatis oraz Fundacja Nasza Przyszłość. Obydwa podmioty są związane z o. Tadeuszem Rydzykiem, prezesem Telewizji TRWAM, dyrektorem Radia Maryja i założycielem Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

7 czerwca 2016 roku Sieć Watchdog Polska przesłała do wspomnianych fundacji wnioski z pytaniami o ich przedsięwzięcia, które były finansowane ze środków publicznych. Wniosek o informację publiczną trafił też do Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. SO Watchdog Polska chciała uzyskać m.in. dokumentację pokontrolną  z lat 2014-2015. Ta dokumentacja powinna być udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej, ale tak się nie stało.

Fundacje o. Rydzyka nie odpowiedziały na wniosek o dostęp do informacji publicznej, czym naruszyły prawo. Sieć Obywatelska złożyła więc skargi na bezczynność do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie oraz w Bydgoszczy.

Wyrok i grzywna

10 października 2017 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny wydał wyrok sprawie Fundacji Lux Veritas (sygn. akt II SAB/Wa 17/17,nieprawomocny). Sąd zobowiązał Fundację do rozpatrzenia wniosku z 3 listopada 2016 r. w zakresie danych nieudostępnionych. Co więcej, sąd uznał bezczynność Fundacji Lux Veritatis za taką, która miała miejsce z rażącym naruszeniem prawa. Z tego powodu sąd wymierzył Fundacji Lux Veritatis grzywnę w wysokości 1000 zł.

O wyroku poinformowała Sieć Obywatelska Watchdog Polska, która teraz czeka na uzasadnienie.

Jednak rażące naruszenie?

Prawo dostępu do informacji publicznej jest naruszane nagminnie. W Bezprawniku pisałem o tym, że regularnie naruszała je Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie. Skargi do sądów na bezczynność w przedmiocie udostępnienia informacji są również bardzo częste. Można nawet powiedzieć, że te skargi na bezczynność są standardowym elementem uzyskiwania informacji publicznej w Polsce. Nie powinno tak być, ale tak jest.

Z moich obserwacji wynika, że bardzo wiele przypadków bezczynności ma charakter rażący tzn. wyraźnie widać, że instytucja lekceważy swój prawny obowiązek. Nie odpowiada, bo niby kto ją zmusi? Niestety sądy bardzo rzadko stwierdzają rażące naruszenie prawa i z tego powodu prawo dostępu do informacji publicznej jest „bezzębne”. Moim osobistym zdaniem takie wyroki powinny być częstsze, a poza tym powinno się egzekwować przepis karny o nieudostępnieniu informacji (taki przepis istnieje, ale jest martwy).

W tym przypadku sąd stwierdził naruszenie i nałożył grzywnę. Nawet jeśli ta grzywna jest niska to przynajmniej stanowi wyraźny sygnał, że doszło do czegoś więcej niż jakiejś-tam-bezczynności. Naruszono prawo w rażący sposób i trzeba za to zapłacić.

Przeczytaj zanim skomentujesz!

Spodziewam się, że część komentujących nie będzie pochwalać wyroku sądu i powie, że to „lewactwo”. Cóż… nie jest tajemnicą, że media ojca Rydzyka sprzyjają określonej opcji politycznej. To sprawia, że część komentujących uzna działanie Sieci za działanie polityczne.  Niegdyś posłanka Krystyna Pawłowicz komentowała działania Sieci w bardzo ostrych słowach, ale sama zapomniała o jednym drobnym szczególe. Sama pochwalała działania Sieci Obywatelskiej, kiedy organizacja walczyła o większą jawność Platformy Obywatelskiej i jej rządu.

Sieć Obywatelska Watchdog Polska działa od 13 lat. Zawsze walczyła o jawność, niezależnie od tego kto był u władzy. Błagam więc, nie piszcie w komentarzach czegoś w stylu „gdzie była ta Sieć, gdy rządziło PO”. Sieć była na miejscu i robiła co do niej należy. Mam nadzieję, że będzie to robiła przez wiele kolejnych lat nie patrząc na układy polityczne, które przecież się zmieniają.

Jawność życia publicznego ma to do siebie, że nie lubi jej żadna władza. Tymczasem w Polsce jest wiele do zrobienia w sprawie jawności. Rozmawiałem kiedyś o tym z dyrektorką SO Watchdog Polska Katarzyną Batko-Tołuć. Zauważyła ona, że instytucje władzy w Polsce dopiero się uczą, że muszą coś tam ujawniać, bo obywatel pyta. W rzeczywistości samo ujawnianie nie powinno nas cieszyć. W prawdziwie demokratycznym państwie urzędnik powinien rozumieć, że pełni rolę służebną wobec obywatela. Z tym mamy ciągle problem.

Fundacje też pełnią rolę służebną wobec nas. Nie powinny być „prywatnymi imperiami” budowanymi za pieniądze darczyńców. Fundacje ojca Rydzyka najwyraźniej o tym zapomniały i miło widzieć, że sąd im o tym przypomniał.

msn.pl

http://polityczek.pl/uncategorised/5811-morawiecki-osmieszyl-sie-mowiac-o-sluzbie-zdrowia-przebil-suskiego-superminister-rzadu-ciemnoty

Kaczyński, Gowin i Ziobro zamanifestowali jedność. Najbardziej mi zaimponowało mówienie, że jest z nimi Prezydent, którego z nimi nie było.