Opole?

Duda wyprowadza Polskę z rodziny krajów poważnych

Duda wyprowadza Polskę z rodziny krajów poważnych

 

Na szczycie NATO w Brukseli po raz pierwszy tak duża liczba światowych przywódców miała okazję twarzą w twarz spotkać się z nowym amerykańskim prezydentem, Donaldem Trumpem. I stanąć do wspólnej fotografii. A te potrafią wiele ujawnić – hierarchię wśród przywódców państw, wzajemne relacje, a nawet… stosunek do własnego urzędu. Prezydent Polski w tej kwestii nie zabłysnął, choć wszem i wobec rozdawał uśmiechy i wyglądał na bardzo zadowolonego. Otóż do wspólnej fotografii, stojąc za innymi przywódcami, uśmiechając się… podniósł do góry kciuki.

„Zamiast rozmów z Emmanuelem Macronem i Angelą Merkel, prezydent Andrzej Duda obsadził się w roli błazeńskiej, w roli tła dla tych przywódców” – tak skomentował zachowanie Dudy w Brukseli Jarosław Kurski. Jak stwierdził, „prezydent wyprowadza Polskę z rodziny krajów poważnych”.

Trudno patrzyć na sprawy inaczej. Sam prezydent niczego nie ułatwia. Kuriozalnie opisał swoją rozmowę z nowo wybranym prezydentem Francji. – „Są tematy trudne i pan prezydent Macron powiedział, że są tematy trudne, ale, co mnie bardzo ucieszyło, bo przecież ja też mam świadomość, że są tematy trudne – jak to powiedział kiedyś poeta „są w ojczyźnie rachunki krzywd” – oświadczył prezydent Andrzej Duda i… zaczął się głośno śmiać. Doszło do tego podczas późnowieczornego briefingu po rozmowie Dudy z Emmanuelem Macronem po szczycie NATO.
Prezydent cytatem nawiązał do wiersza Władysława Broniewskiego z 1939 roku „Bagnet na broń”, w którym poeta wzywał do oporu przeciwko zagrażającej Polsce hitlerowskiej agresji. Powodów swojej wesołości niestety prezydent Duda nie wyjaśnił. Dodał natomiast, że „są tematy trudne i padały różne słowa”. -„Oczywiście padały także w trakcie kampanii. Ale kampania jest kampanią – powiedzmy sobie to otwarcie. My politycy do kampanii nie przywiązujemy takiej wielkiej wagi, zwłaszcza w tych relacjach międzynarodowych” – powiedział.

Rezultaty posiedzenia plenarnego NATO prezydent Duda uznał za „bardzo zadowalające”. – „Spotkanie szefów państw i rządów NATO potwierdziło, że nadal będzie realizowana budowa przestrzeni bezpieczeństwa w naszej części Europy” – podkreślił. Andrzej Duda stwierdził, że potwierdzono „realizację postanowień szczytu warszawskiego, zeszłorocznego, a więc budowę przestrzeni bezpieczeństwa w naszej części Europy”. – „Ona nadal będzie realizowana i tutaj ze strony żadnego z państw Sojuszu Północnoatlantyckiego nie ma żadnych obiekcji kompletnie w tej kwestii, wręcz przeciwnie” – mówił. Nawet słowem nie odniósł się do tego, co szczerze zaniepokoiło pozostałych uczestników szczytu. Spodziewali się oni bowiem po amerykańskim prezydencie zapewnienia co do tego, że Donald Trump będzie respektował art. 5 Traktatu, który mówi o tym, że w razie napaści na jednego z członków pozostali ruszą mu z odsieczą. Tak się jednak nie stało. Zapewnienia takie powtarzali jedynie urzędnicy z jego otoczenia.

Internauci starają się jakoś wytłumaczyć zachowanie prezydenta. Dlaczego jednak Andrzej Duda na szczycie NATO „chce wystawiać rachunki krzywd” za „trudne tematy”, do tego z szerokim uśmiechem na twarzy – nie byli w stanie rozstrzygnąć. My niestety również nie.

 

koduj24.pl

Szaleństwo elity PiS

25.05.2017
czwartek

Premier Szydło zaatakowała w Sejmie „szaleństwo brukselskich elit”. To nie dziwi, bo już nieraz przyjmowała taką pozę. Dziwi, że jej prawa ręka od spraw europejskich, Konrad Szymański, nie doszukał się w tym wystąpieniu niczego antyunijnego. Przecież uchodzi za polityka umiarkowanego i racjonalnego. Zapomnijmy. Antyunijne szaleństwo zagarnia już nawet tę część pisowskiej elity, którą Szymański mógł symbolizować.

Jasne, że premier Szydło, prezes Kaczyński czy prezydent Duda wykrzykują swoje antyeuropejskie i antyelitarne tyrady, by konsolidować wokół siebie elektorat. Rząd idzie od porażki do porażki: deforma edukacji, deforma sił zbrojnych, deforma polityki zagranicznej, Misiewicz, Berczyński, śmierć Igora Stachowiaka na policyjnym komisariacie, opór sędziów przeciwko deformie wymiaru sprawiedliwości, więc broni się w oczach swych wyborców najbardziej wulgarnym atakiem na prawdę i przyzwoitość.

Szydło sięga po tragedię w Manchesterze, by usprawiedliwić swoją odmowę wykonania ustaleń podjętych z udziałem Polski w sprawie relokacji 7 tys. uchodźców. Sięga po retorykę nacjonalpopulistów, udając, że nadal jest zwykłą Polką z prowincji, która nie ugnie się przed elitami politycznymi.

Sugeruje związek tej tragedii z przyjętą przez Unię polityką w sprawie przyjmowania uchodźców, choć sprawca (a zapewne sprawcy, bo terrorysta nie działał sam) nie był uchodźcą, lecz przeszkolonym przez dżihadystów w Syrii obywatelem brytyjskim, a społeczeństwo Manchesteru, w tym muzułmanie i chrześcijanie, potępili masakrę zgodnie, wyrażając jednocześnie dumę z międzykulturowego charakteru miasta i państwa.

Jak zwykle w takich wystąpieniach, Szydło przyjęła nieznośny arogancki ton, wprawiając w niesmak i irytację nie tylko opozycję, ale i korpus unijnych dyplomatów, a w końcu i przywódców europejskich, którzy skrzętnie odnotują obraźliwe słowa szefowej polskiego rządu.

Trudno sobie wyobrazić, by ktoś w Brukseli, Berlinie, Paryżu czy Strasbourgu mógł po takiej filipice traktować panią premier jako polityka poważnego. Nieważne. Pisowskiemu rządowi postępująca w Unii i NATO izolacja obecnych władz polskich zdaje się odpowiadać.

W antyeuropejskim szaleństwie pisowskiej elity jest metoda: urabiać polskie społeczeństwo tak długo, aż ignorancja, strach, ksenofobia i rasizm zaczną przeważać nad jak na razie wciąż generalnie proeuropejskim nastawieniem większości obywateli polskich.

A gdy propaganda pisowska ten cel osiągnie, przystąpić do drugiego etapu deformy europejskiej, czyli sfabrykować tak referendum konstytucyjne zapowiedziane przez Dudę, aby utorować drogę pisowskiej konstytucji, która ogłosi całkowity prymat prawa stanowionego przez pisowską większość i wtedy rozpocząć Polexit.

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Po debacie w POLITYCE: Czy w Polsce da się przywrócić ład konstytucyjny?

Byli prezydenci, marszałkowie Sejmu, premierzy, sędziowie i były niezależny prokurator generalny debatowali w redakcji POLITYKI w 20-lecie referendum zatwierdzającego konstytucję z 25 maja 1997 r. – o tym, jak powstawała, co się sprawdziło i co można by poprawić.

Stowarzyszenie Przyjaciół Konstytucji

Polityka

Stowarzyszenie Przyjaciół Konstytucji

Czy ład konstytucyjny można przywrócić środkami prawnymi czy – jak czyni PiS – łamiąc prawo, gdy środkami prawnymi zrobić się tego nie da? Co się sprawdziło w konstytucji, a co warto zmienić? Czy sądownictwo powinno być nadzorowane przez rząd? A prokuratura – podległa rządowi? Czy pełna samorządność sądów nie sprawi, że sądy będą postawione poza wszelką kontrolą, także społeczną?

O tym byli prezydenci, marszałkowie Sejmu, premierzy, sędziowie i były niezależny prokurator generalny Andrzej Seremet debatowali dokładnie w 20-lecie referendum zatwierdzającego konstytucję z 25 maja 1997 r.

Ogłoszono też powstanie, pod patronatem POLITYKI, Stowarzyszenie Przyjaciół Konstytucji, które ma się zastanowić, jak urządzić Polskę po PiS.

Jak to z tą konstytucją było

Konstytucję przyjmował w 1997 r. parlament, w którym nie było prawicy. To jeden z dzisiejszych zarzutów PiS: brak reprezentatywności. Ale Komisja Konstytucyjna Zgromadzenia Narodowego chciała, by konstytucja była owocem szerokiego konsensu, więc brała pod uwagę wszystkie siedem projektów konstytucji zgłoszonych przez osiem lat pracy tej komisji. W tym silnie katolicko-konserwatywny obyczajowo projekt NSZZ Solidarność. I uwagi Kościoła katolickiego. A ostateczną autoryzację dało konstytucji referendum zatwierdzające, w którym każdy, kto chciał, mógł się wypowiedzieć.

Frekwencja w referendum wyniosła 42,86 proc. – w przypadku referendum zatwierdzającego konstytucję nie ma progu frekwencyjnego dla referendów minimum 50 proc. Społeczeństwo, większością 52,71 proc. głosów, opowiedziało się za przyjęciem konstytucji.

Od lewej: Aleksander Kwaśniewski, Marek Borowski, Ludwin Dorn, Małgorzata Kidawa-Błońska, Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski oraz prowadzący debatę redaktor naczelny Jerzy Baczyński

Tadeusz Późniak/Polityka

Od lewej: Aleksander Kwaśniewski, Marek Borowski, Ludwin Dorn, Małgorzata Kidawa-Błońska, Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski oraz prowadzący debatę redaktor naczelny Jerzy Baczyński

– W konstytucji z 1997 r. starano się osłabić władzę. Widać to posttotalitarną traumę. Dlatego konstytucja kładzie silny nacisk na decentralizację, samorządność i na prawa i wolności polityczne – mówił prof. Adam Sulikowski z Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego we wprowadzeniu do debaty „Konstytucja z 1997 roku: dwadzieścia lat i co dalej”, zorganizowanej z inicjatywy Fundacji Amicus Europe Aleksandra Kwaśniewskiego i redakcji POLITYKI.

Zdaniem prof. Sulikowskiego konstytucja z 1997 r. to triumf Hansa Kelsena nad Carlem Schmittem. To dwaj niemieccy filozofowie prawa spierający się o to, co powinno być źródłem władzy: prawo (Kelsen) czy wola władzy wykonawczej (Schmitt). Jarosław Kaczyński jest zwolennikiem Schmitta i jego teorii decyzjonizmu, czyli sytuacji, w której silna władza wykonawcza narzuca swoje reguły gry, które wcale nie muszą być zgodne z obowiązującym prawem. Natomiast twórcy konstytucji z 1997 r. byli pod wpływem Kelsena i uznawali, że państwo prawa zdolne jest powstrzymać autorytarne zapędy władzy wykonawczej. Według prof. Sulikowskiego konstytucja z 1997 r. nawiązuje nie do polskiej tradycji ustrojowej, ale do wzorów demokracji zachodniej, co jest trudne do zaakceptowania przez konserwatywną prawicę. – Twórców konstytucji cechowała postawa, którą nazwałbym liberalnym pacyfizmem społecznym – ocenił.

W panelu „Od kohabitacji do monowładztwa jednej partii. Ustawa konstytucyjna w praktyce politycznej w latach 1997–2017” Aleksander Kwaśniewski, były prezydent i członek Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, ocenił, że model konstytucji z 1997 r. był wizjonerski, bo pozwolił, bez zmiany konstytucji, wejść Polsce do NATO i Unii Europejskiej. – Co innego oceniać konstytucję, co innego zmieniać – mówił, odnosząc się do propozycji PiS zmiany konstytucji i referendum konsultacyjnego. – Jestem za tym, by w każdej kadencji parlamentu była komisja konstytucyjna, która ocenia konstytucję i na koniec kadencji zostawia następnemu parlamentowi rekomendacje do ewentualnej zmiany – zaproponował.

Ludwik Dorn, były marszałek Sejmu i minister spraw wewnętrznych za poprzednich rządów PiS, swego czasu „trzeci bliźniak” braci Kaczyńskich, zdradził, że Porozumienie Centrum (poprzednik PiS) sprzeciwiało się konstytucji nie tyle ze względu na jej zawartość, ile na to, że uchwalało ją Zgromadzenie Narodowe, w którym nie było reprezentantów prawicy. – Oficjalnie popieraliśmy tzw. projekt senacki marszałek Alicji Grześkowiak, a potem projekt „Solidarności”. Ale między sobą ocenialiśmy, że takiej konstytucji Polska by nie przeżyła – mówił Dorn.

Jego zdaniem w konstytucji sprawdziła się preambuła i zapisy dotyczące małżeństwa i rodziny, a także stosunków z Kościołem katolickim. – Dowodem na to jest fakt, ze nie ma w Polsce ostrego konfliktu religijnego – uzasadnił. Sprawdził się też, jego zdaniem, model „dwugłowej egzekutywy” – czyli władza wykonawcza podzielona pomiędzy premiera i rząd z jednej strony prezydenta z drugiej strony. Natomiast nie sprawdziło się podzielenie władzy nad wojskiem pomiędzy rząd, wojskowych i prezydenta. – Nie wiadomo, kto w razie konfliktu zbrojnego decyduje o „naciśnięciu guzika” – ostrzegał.

Zdaniem Dorna w konstytucji nie wyszło też sądownictwo: – To co jest uregulowane, jest za bardzo korporacyjne. Nie ma balansu pomiędzy gwarancjami niezależnością sądownictwa a prawem obywateli do sprawiedliwości.

 

Prezydent Bronisław Komorowski w 1997 r. głosował przeciwko konstytucji: – W polskiej tradycji jest system prezydencki, a nie dwugłowy. Tymczasem pisząc konstytucję, sięgaliśmy nie do polskiej tradycji ustrojowej, ale do rozwiązań, które sprawdziły się na Zachodzie – tłumaczył. Z rozwiązań, które się sprawdziły, wymienił wpisanie do konstytucji progu zadłużenia państwa.

Czy dało się przewidzieć obecny kryzys konstytucyjny?

Marek Borowski, były marszałek Sejmu z SLD, zastanawiał się, czy konstytucję można było tak napisać, by uniemożliwiła dzisiejszy kryzys konstytucyjny: – Mówi się, że jest zbyt ogólna. Ale nawet gdyby była bardzo szczegółową instrukcją obsługi władzy, to i tak zawsze można ją złamać.

Podobnie uważa były premier, marszałek Sejmu i minister sprawiedliwości i spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz: – Nie jest możliwe, by konstytucja zaradziła na działanie w złej wierze. Zakładaliśmy współdziałanie trzech władz.

Borowski, podobnie jak Dorn i Komorowski, uznał, że prezydent niepotrzebnie dostał wadzę nad siłami zbrojnymi. Chwalił natomiast konstruktywne wotum nieufności dla rządu, czyli obowiązek zaproponowania alternatywnego i realnego do utworzenia rządu w razie zgłoszenia wotum.

Marszałkini Sejmu z PO, Małgorzata Kidawa-Błońska, podobnie jak Marek Borowski podkreśliła, że nie da się konstytucji napisać tak, by obroniła się przed „atakiem łomem”.

– Pisaliśmy konstytucję, zakładając współpracę i dobrą wolę tych, którzy będą ją stosowali. Ale nie da się dobrej woli zadekretować. A w Polsce występuje deficyt dobrej woli – ocenił prezydent Kwaśniewski.

Dyskutując o obecnym kryzysie, paneliści zastanawiali się nad propozycją referendum konstytucyjnego i zmiany konstytucji, przedstawioną przez prezydenta Andrzeja Dudę i PiS. – Władza, która łamie konstytucję, nie ma prawa jej reformować – ocenił prezydent Komorowski.

Obecna władza wypowiedziała umowę konstytucyjną. Ale wypowiedzieli ją ci, którzy jej nie zawiązywali [bo nie było ich w 1997 r. w parlamencie]. Teraz posypała się egzystencjalna podstawa tej konstytucji – zauważył marszałek Dorn.

Zdaniem Marka Borowskiego jest duże niebezpieczeństwo, że władza PiS zada w referendum konstytucyjnym pytania, które podbiją frekwencję tak, że referendum będzie ważne i PiS dostanie społeczną legitymację do zmiany konstytucji. Mogą np. zapytać: „Czy Polska powinna przyjmować uchodźców?”.

Jak przywrócić ład konstytucyjny?

Ustawami zwykłymi to się nie uda, bo zablokuje je obecny Trybunał Konstytucyjny. Trzeba usunąć z Trybunału dublerów sędziów. Ale w tym celu trzeba zmienić konstytucję. Tylko co jeśli nie będzie do tego większości konstytucyjnej? Trzeba będzie to zrobić metodami schmittowskimi [czyli, jak dziś PiS, sztuczkami i przemocą prawną] – uważa Ludwik Dorn.

Aleksander Kwaśniewski jest zdania, że trzeba zadbać o większość konstytucyjną. I widzi trzy płaszczyzny, na których opozycja może się porozumieć: potrzeba zmiany konstytucji, utrzymania Polski w Unii Europejskiej i płaszczyzna antypisowska.

Jego zdaniem Polska, która powstanie po państwie PiS, nie będzie już III RP: – Młode pokolenie nie myśli o powrocie do III RP – to go nie interesuje.

Od lewej: Włodzimierz Cimoszewicz, prof. Mirosław Wyrzykowski, Irena Kamińska, Andrzej Seremet oraz prowadzący debatę Łukasz Bojarski

Tadeusz Późniak/Polityka

Od lewej: Włodzimierz Cimoszewicz, prof. Mirosław Wyrzykowski, Irena Kamińska, Andrzej Seremet oraz prowadzący debatę Łukasz Bojarski

Drugi panel zastanawiał się nad tym, na ile konstytucja zabezpieczyła od wpływu politycznego władzę sądowniczą i czy realnie zagwarantowała jej równorzędność z pozostałymi władzami. W tym: czy nadzór administracyjny ministra sprawiedliwości – a więc członka rządu – nad sądami to dobre rozwiązanie czy może lepiej byłoby, gdyby ten nadzór sprawował Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego (w sądownictwie administracyjnym sprawuje go Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego) albo Krajowa Rada Sądownictwa.

– KRS, składająca się z przedstawicieli wszystkich trzech władz, pomyślana była właśnie jako płaszczyzna wzajemnych kontaktów i współpracy tych władz – mówił Włodzimierz Cimoszewicz, który jako minister sprawiedliwości – z urzędu – zasiadał w KRS. Jego zdaniem nadzór administracyjny ministra nad sądami nie jest błędem. Pod warunkiem, że minister zachowuje się powściągliwie.

Tyle że w historii III RP byli tez ministrowie niepowściągliwi. A minister Zbigniew Ziobro i PiS nowym projektem zmiany prawa zmierzają do tego, aby minister był wyłącznym decydentem w sprawie powoływania prezesów i wiceprezesów sądów. – Rolą ministra jest wyłącznie zapewnienie sądom odpowiednich warunków pracy – przypomniał. Nie powiedział jednak, jak taką powściągliwość od ministra wyegzekwować. Podkreślił, że politycy bazują na zniecierpliwieniu społecznym przewlekłością postępowań sądowych. Ale ta przewlekłość – choć nadal się zdarza – jest dziś zmitologizowana: – Mieścimy się w średniej unijnej – mówił prowadzący panel Łukasz Bojarski, prezes Fundacji Instytutu Prawa i Społeczeństwa. Zauważył, że średnio postępowanie sądowe w Polsce nie trwa lata, tylko cztery miesiące.

Sędzia Naczelnego Sadu Administracyjnego i prezeska Stowarzyszenia Sędziów Themis Irena Kamińska zauważyła, że sądownictwo administracyjne, podległe nie ministrowi, a prezesowi NSA, nie ma żadnego z problemów, z którymi borykają się sądy powszechne. Łącznie z problemem przewlekłości. – Krajowa Rada Sądownictwa składała do Trybunału Konstytucyjnego wnioski o niekonstytucyjność nadzoru ministra. Ale Trybunał się do nich nie przychylał. Sędziowie mają pretensje o to orzecznictwo do Trybunału – mówiła. Oskarżyła polityków o zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego: – Nie myślałam, że dożyję czasów, gdy sędzią TK zostanie były agent służb specjalnych [Mariusz Muszyński] – stwierdziła. Mówiła też o bezustannym dodawaniu sądom pracy: w sprawie wykroczeniowej – gdy np. ktoś załatwi potrzebę fizjologiczną na mur, orzeka w sądzie rejonowym jeden sędzia, a w odwoławczym – trzech.

Nie zgodziła się z opinią ministra Cimoszewicza, że sądownictwo ukształtowano nazbyt „korporacyjnie”. – Jestem dumna, że jestem częścią tego środowiska. Środowiska, które dziś najsilniej krytykuje władzę – powiedziała. I zaapelowała do innych środowisk zawodowych o wsparcie moralne dla sędziów: – Nie może być tak, że sędzia boi się wydać wyrok zgodny z jego sumieniem, bo to się władzy nie spodoba i sędzia i jego rodzina nie będą mieli co jeść – mówiła, czyniąc aluzję do przypadków, gdy minister Ziobro nakazuje wszcząć postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów, którzy orzekną w sposób, który mu się nie spodoba.

Sędzia TK w stanie spoczynku, prof. Mirosław Wyrzykowski, zapowiedział, że nie zamierza się stosować do apelu prezydenta Andrzeja Dudy (odczytanego na Kongresie Prawników Polskich), by sędziowie powstrzymali się od udziału w debacie publicznej.

Łukasz Bojarski dodał, że według europejskich standardów sędziowie nie tylko mogą, ale mają moralny obowiązek uczestniczyć w debacie publicznej, gdy w grę wchodzi obrona wartości konstytucyjnych i niezależności trzeciej władzy.

Prof. Wyrzykowski odniósł się do zamachu władzy PiS na Trybunał Konstytucyjny: – Wojna z Trybunałem to wojna z konstytucją – stwierdził.

Nie zgodził się z krytyką sędzi Kamińskiej orzeczeń Trybunału w sprawie nadzoru ministra nad sądownictwem. – To jest orzecznictwo bardziej zniuansowane, stawia ministrowi granice. Proszę zauważyć, że w najnowszym projekcie zmiany uprawnień ministra wobec sądów autorzy nie powołują się na orzecznictwo Trybunału – zaznaczył.

Żadna władza w ciągu ostatniego ćwierć wieku nie traktowała sądownictwa jako władzy równorzędnej – stwierdził Andrzej Seremet, były prokurator generalny, pierwszy i ostatni w III RP sprawujący ten urząd niezależnie, a przedtem, przez lata, sędzia. – Ja się nie sprzeciwiam, by nadzór nad sądownictwem wykonywał minister sprawiedliwości. Jako sędziemu mi to nie przeszkadzało. Ale minister musi szanować niezależność sądów i niezawisłość sędziów – mówił.

Seremet uznał, że pozycja prokuratury powinna być zagwarantowana w konstytucji, by każdy kolejny rząd nie mógł dokonywać zmian w jej ustroju. Jemu odpowiada model prokuratury sądowej, jak w II RP: prokuratorzy afiliowani przy sądach nie prowadzą śledztw, a jedynie je nadzorują. Niestety, ani w konstytucji z 1997 r., ani później, podczas debat nad jej nowelizacją, nie zdecydowano się na konstytucjonalizację ustroju prokuratury.

Stowarzyszenie Przyjaciół Konstytucji

Debatę podsumował prof. Marcin Matczak, ekspert Fundacji im Stefana Batorego.

Nawiązał do dwóch wizji państwa i konstytucji: Hansa Kelsena i Carla Schmitta. – Dla Schmitta ład prawny zaprowadza się za pomocą rewolucji. Konstytucja jest jak sztandar zatknięty na polu zwycięstwa. Dla Kelsena tworzenie konstytucji jest jak budowa domu: powoli, od fundamentów, we współpracy i porozumieniu – mówił.

– PiS proponuje referendum konstytucyjne, twierdząc, że obecna konstytucja jest zła. Nie dajmy sobie tego wmówić. O większości spraw, które są dziś problemem, można rozmawiać bez zmiany konstytucji. Na przykład o tym, czy zapisana w konstytucji ochrona zdrowia powinna być realizowana wyłącznie środkami publicznymi czy także prywatnymi.

Nawiązał do opinii Ludwika Dorna, że spuściznę po PiS trzeba będzie uporządkować pisowskim sposobem: omijając prawo. – Przemoc prawna nie może być likwidowana przemocą. Trzeba odbudować w społeczeństwie szacunek dla prawa – zaapelował.

Podczas konferencji zapowiedziano powstanie, pod patronatem POLITYKI, Stowarzyszenia Przyjaciół Konstytucji – nawiązującego nazwą do historycznego Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji, które powstało w 1791 r. dla wdrożenia ustaw wykonujących Konstytucją Majową. Stowarzyszenie ma zapraszać do współpracy prawników, specjalistów z różnych dziedzin, ludzi motywowanych nie politycznie, ale praktycznie, którzy pro bono przeprowadzą debatę, jaka powinna być Polska po PiS. I przygotują propozycje konkretnych rozwiązań.

Stowarzyszenie mogłoby też wydawać opinie prawne czy głosy dotyczące spraw, które trafiają do politycznie dziś ukształtowanego Trybunału Konstytucyjnego. Albo uchwalane przez obecny parlament ustawy, które – z woli politycznej – nie trafią do Trybunału. Byłby to głos wybitnych fachowców, który sądy mogłyby – jako tzw. głos doktryny – brać pod uwagę w orzecznictwie.

Inicjatorem powstania Stowarzyszenia jest młody prawnik Łukasz Chojniak.

Na razie do Rady Programowej zgodzili się wejść: były premier, marszałek Sejmu i minister sprawiedliwości i spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Działoszyński, Komendant Główny Policji w latach 2012–15, adwokat Jacek Kondracki i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, twórca Katedry Praw Człowieka na Uniwersytecie Warszawskim, prof. Mirosław Wyrzykowski.

polityka.pl

PO: Są kolejne dokumenty ws. Berczyńskiego

26.05.2017

© PAP/ Jakub Kamiński

 

Cezary Tomczyk i Joanna Kluzik-Rostkowska przedstawili kolejne dokumenty, które mają świadczyć o tym, że dr Wacław Berczyński miał dostęp do dokumentów związanych z postępowaniem na zakup śmigłowców dla wojska. Po raz kolejny wezwali też szefa MON do dymisji.

W czwartek grupa posłów Platformy po raz kolejny odwiedziła resort obrony, gdzie przeglądała dokumenty związane z postępowaniem na zakup helikopterów dla wojska. O efektach wizyty poinformowali w piątek na konferencji prasowej: Cezary Tomczyk i Joanna Kluzik-Rostkowska.

Przedstawili m.in. nowe dokumenty, które – ich zdaniem – świadczą o tym, że b. szef rządowej podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej dr Wacław Berczyński miał wpływ na zakończenie rozmów z Airbus Helicopters na dostawę helicopterów Caracal. Berczyński sam w kwietniu w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” mówił, że „wykończył Caracale”.

Pierwszy z zaprezentowanych dokumentów to pismo sygnowane przez dyrektora Centrum Operacyjnego MON, płk. dypl. Kazimierza Bednorza do wiceszefa MON Bartosza Kownackiego. Czytamy w nim m.in., że „dostęp do dokumentacji postępowania na pozyskanie śmigłowców wielozadaniowych (…) w okresie od 16 listopada 2015 r. do 27 kwietnia 2017 r. (…) posiadali: dyr. Bartłomiej Misiewicz, pan Kazimierz Nowaczyk, dr Wacław Berczyński”.

Misiewicz to były już rzecznik MON i b. szef gabinetu szefa MON Antoniego Macierewicza; Nowaczyk pełni obecnie funkcję szefa rządowej podkomisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Obaj, podobnie jak Berczyński, to bliscy współpracownicy ministra ON.

Kolejne z udostępnionych dokumentów to kopie upoważnień wydanych przez Macierewicza dla Berczyńskiego, Nowaczyka i Misiewicza „do dostępu informacji niejawnych oznaczonych klauzulą ściśle tajne w zakresie niezbędnym do wykonywania zadań służbowych na zajmowanym stanowisku”. W każdym z trzech upoważnień znajduje się też informacja, że wobec Berczyńskiego, Nowaczyka i Misiewicza „Służba Kontrwywiadu Wojskowego prowadzi poszerzone postępowanie sprawdzające”.

– Pan minister Macierewicz po prostu kłamie, mówiąc o tym, że pan Berczyński nie miał dostępu do tych dokumentów (związanych z postępowaniem na zakup śmigłowców – przyp. red.) – ocenił Tomczyk.

Posłowie PO zaprezentowali też ksero zapisów z dziennika ewidencyjnego Centrum Operacyjnego MON, z którego wynika, że dr Berczyński miał dostęp do dokumentów dotyczących „postępowania za pozyskanie śmigłowców wielozadaniowych” w okresie od 26 stycznia 2016 r. do 21 września 2016 r.

– Ta (druga) data jest ważna, dlatego że 21 września 2016 r. pan Wacław Berczyński oddaje dokumenty z toczącego się postępowania przetargowego, a dzień później – 22 września 2016 r. strona francuska zostaje poinformowana przez Ministerstwo Rozwoju oraz resort obrony, że strona polska odstępuje od przetargu, że prawdopodobnie taka będzie decyzja polskich władz – dodał Tomczyk.

Według niego na wszystkie pytania i wątpliwości dotyczące okoliczności zakończenia rozmów na zakup Caracali powinna odpowiedzieć prokuratura. – I na tę odpowiedź będziemy czekać – mówił.

Kluzik-Rostkowska zaznaczyła, że posłowie PO mieli okazję zapoznać się notatkami, z których wynikało, że dr Berczyński brał udział 2 lutego 2016 r. w Paryżu w rozmowach Macierewicza z francuskim ministrem obrony narodowej. – Pan Wacław Berczyński okazuje się być bardzo cennym współpracownikiem pana ministra Macierewicza – dodała posłanka Platformy.

Według Tomczyka, dr. Berczyńskiego, który od kilku tygodni przebywa w USA, wciąż wiąże z MON umowa-zlecenie, która wygasa dopiero 7 marca 2018 roku. – Czyli jeszcze przez minimum rok pan Wacław Berczyński będzie pracownikiem ministra obrony narodowej, za co pobiera sowite wynagrodzenie – za godzinę jego pracy wykonanej to aż 133 złote. W wymiarze stu godzin w miesiącu daje to w sumie ok. 13 tys. złotych. Nie wiadomo ile tej pracy wykonuje Wacław Berczyński, czy może ją wykonywać z zagranicy – powiedział poseł PO. Wezwał Macierewicza do odpowiedzi na te pytania o zatrudnienie Berczyńskiego.

Politycy Platformy po raz kolejny zaapelowali też do premier Beaty Szydło i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o odwołanie szefa MON. – Apelujemy do pani premier Szydło, do pana prezesa Kaczyńskiego: weźcie sobie pana Antoniego Macierewicza z powrotem. Jeżeli chcecie mieć z nim kłopot, to bardzo proszę, ale zdejmijcie go z tej funkcji, dlatego że on dzisiaj niszcząc polską armię, stanowi zagrożenia dla nas wszystkich – powiedziała Kluzik-Rostkowska.

PO w sprawie postępowania na zakup śmigłowców złożyła już kilka zawiadomień do prokuratury. Chodzi m.in. o możliwe przekroczenie uprawnień przez szefa MON i ujawnienia informacji niejawnych osobom nieuprawnionym, za które PO uważa Berczyńskiego, Kazimierza Nowaczyka i Misiewicza. Zdaniem PO, osoby te nie zostały zweryfikowane przez polskie służby specjalne i nie miały certyfikatów bezpieczeństwa.

Według MON z kolei, nie jest prawdą, że Macierewicz bezprawnie udostępnił klauzulowane dokumenty. Jak mówił wiceminister obrony narodowej Michał Dworczyk, Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz mieli upoważnienie szefa MON do wglądu w „archiwalną dokumentacją” techniczną dotyczącą zakończonego we wrześniu 2015 r. postępowania na śmigłowce oraz nie mieli wglądu do dokumentów negocjacji offsetowych, prowadzonych przez Ministerstwo Rozwoju.

W materiałach, które dziennikarze otrzymali w piątek od posłów PO, jest także pismo sygnowane przez Macierewicza do Tomczyka, Kluzik-Rostkowskiej, Mariusza Witczaka i Marcina Kierwińskiego, w którym pisze on: „uprzejmie informuję, że w przetargu na dostawę wielozadaniowych śmigłowców dla polskiej armii pan dr Wacław Berczyński nie działał w charakterze pełnomocnika ministra obrony narodowej”.

Wiceminister Dworczyk pytany w czwartek o obecność Berczyńskiego w Paryżu, przypomniał, że MON tłumaczyło już, że występował on tam w charakterze osoby, która dwa dni później została powołana na przewodniczącego podkomisji smoleńskiej.

 

msn.pl

PIĄTEK, 26 MAJA 2017

Łapiński: W czasie robienia wspólnego zdjęcia przywódców czasem pojawiają się żarty

20:34

Łapiński: W czasie robienia wspólnego zdjęcia przywódców czasem pojawiają się żarty

– Nie widzę w tym nic złego, że prezydent potrafi czasem na konferencji prasowej, w oficjalnej atmosferze uśmiechnąć się czy rzucić dowcipem. Być może w takich sytuacjach przydaje się troszeczkę uśmiechu i żartu, żeby tę atmosferę rozluźnić. Prezydent był naturalny, nie ma w tym nic złego – mówił Krzysztof Łapiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w „Piaskiem po oczach” TVN24.

W pewnym momencie było robione family photo, jest moment, kiedy wszyscy stoją poważnie, a potem wśród przywódców zaczynają się czasem różne żarty. Premier Kanady zaczął machać do dziennikarzy, atmosfera się rozluźniła. Czy w takim znaku jest coś dziwnego? Nie sądzę – dodał prezydencki minister.

20:25

Macierewicz: To są fragmenty szczątkow, które będą służyły do badania jednej z hipotez dotyczącej katastrofy

– To są fragmenty szczątkow, które będą służyły do badania jednej z hipotez dotyczącej katastrofy – mówił Antoni Macierewicz na pytanie Krzysztofa Ziemca jo to, czego będzie dotyczyło badanie szczątków ze Smoleńska przewiezionych do Wielkiej Brytanii.

20:23

Macierewicz: Nagonka na Trumpa ośrodków finansowych, które wspierają media

– Nie spotkałem się z krytyką Trumpa, a z nagonką. Nieprzyzwoitymi zachowaniami ze strony polityków, mediów, a zwłaszcza ośrodków finansowych które wspierają media. To nie jest prawda, że on kwestionuje NATO. Jego uwagi nie dotyczyły wątpliwości co do istnienia NATO, a raczej tego jak najbogatsi członkowie korzystają z NATO a tego jak NATO sami wspierają. Bardzo bogate państwa, które korzystały z Planu Marshalla dają 1% a my dajemy 2% na obronność. Uwaga była taka, że nie możecie tak wykorzystywać Ameryki, samemu będąc bardzo bogatym. USA z pełną mocą akceptują art. 5 Paktu – mówił Macierewicz w Gościu Wiadomości.

20:21

Macierewicz: Obecność USA będzie tak długo jak będzie trwało zagrożenie dla Polski

– To bardzo duży sukces. Zostały potwierdzone decyzje warszawskiego szczytu. Dalsze 2,5 mld dolarów na europejską inicjatywę obronną. Nie ma wątpliwości co do dalszego zaangażowania USA. Ta obecność będzie tak długo jak będzie trwało zagrożenie dla Polski – mówił Antoni Macierewicz w Gościu Wiadomości.

19:55

bPBK: Wystąpienie Szydło było histeryczne

Nie sądzę, żeby można było wysnuwać aż tak daleko idące wnioski [o Polexicie], natomiast widzę, jakie są doraźne straty z powodu takiego, a nie innego zachowania premier. To dalsze straty wizerunkowe i w zakresie wiarygodności państwa polskiego na arenie międzynarodowej – mówił Bronisław Komorowski w rozmowie z Grzegorzem Kajdanowiczem w „Faktach po faktach” TVN24. Jak dodał:

„Proszę zwrócić uwagę, jak była zasadnicza różnica reakcji premier May, pełnej godności, spokoju, wystąpienie merytoryczne, które miało obywatelom dodać wiary w to, że mimo zamachu, państwo brytyjskie działa, czuwa i nie straszy obywateli, tylko rozwiązuje problem”

Niestety muszę to powiedzieć z przykrością. Wystąpienie premier to było wystąpienie histeryczne, niemerytoryczne, niedodające poczucia jakiegoś spokoju i poczucia pewności siebie, Polski i Polaków, tylko straszących Polaków problemami, które w naszym kraju nie występują – mówił były prezydent.

300polityka.pl

Wojna Morawieckiego z Szyszką – między stolarzem a piromanem

Wojna Morawieckiego z Szyszką - między stolarzem a piromanem

Wojna między wicepremierem Mateuszem Morawieckim a ministrem środowiska Janem Szyszką toczy się o niebagatelną część Polski, bo aż o jedną trzecią kraju. Ministrowie walczą o drewno. Szyszko z zapałem wycina nawet Puszczę Białowieską z zamiarem sprzedaży drewna na opał, puszczenia drewna z dymem, z kolei Morawiecki chce, aby trafiało do firm związanych z przemysłem meblarskim.

Krótko pisząc, mamy wojnę między piromanem a stolarzem. Piroman Szyszko musi stosować się do ustawy o odnawialnych źródłach energii, która wprowadziła pojęcie „drewna energetycznego”, a musi ono wypełniać parametry dla opału w elektrowniach i elektrociepłowniach.

Parametry regulować mają przepisy opracowane przez trzy resorty: rozwoju, środowiska i energii we współpracy z naukowcami z Instytutu Technologii Drewna. I tutaj jest pies pogrzebany, bo Szyszko dojrzał, iż zawyżenie parametrów drewna energetycznego powoduje trudniejszą sprzedaż surowca dla przemysłu energetycznego, czyli puszczenie z dymem Puszczy (że zabawię się w Białoszewskiego) nie będzie takie łatwe. A tym samym „stolarz” Morawiecki pozyskałby tańszy surowiec dla przemysłu meblarskiego, więc Szyszko wymyślił – owszem, meblarze dostaną drewna skolko ugodno na specjalnych aukcjach, lecz gdy trzykrotnie nie zostanie sprzedane, idzie do pieca.

Resort Morawieckiego nie zgadza się na takie dictum. obawia się cen zaporowych, meblarzy nie byłoby stać na wykup drewna, niekupione powędrowałoby do spalenia. Morawiecki nie chce odpuścić, bo drewno made in Poland w postaci mebli ponoć cieszy się wielkim powodzeniem za granicą. Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego chce z kolei, aby ceny drewna regulował rynek, a nie podległe Szyszce Lasy Państwowe.

Ta walka toczy się o jedną trzecią kraju, bo tyle powierzchni zajmują lasy. Aż się boję pomyśleć, co by się stało, gdyby do tej wojny weszła trzecia strona – resort Piotra Glińskiego, który w walce z ciemnym ludem zechciałby drewno przeznaczyć na celulozę, tj. na produkcję książek. Ale kto wówczas chciałby głosować na PiS?

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Opole 2017. TVP zmienia zdanie? Nieoficjalnie: Nie będzie festiwalu w Kielcach

WB, 26.05.2017

Jacek Kurski na konferencji prasowej TVP.

Jacek Kurski na konferencji prasowej TVP. (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Jak poinformował serwis Wirtualnemedia.pl, TVP odwołuje festiwal w Kielcach, który miał zastąpić festiwal w Opolu. Informację o wycofaniu się Telewizji Publicznej dostaliśmy również w niezależnego źródła na Woronicza.

Jeszcze około południa wiceprezydent Kielc potwierdzał informację o tym, że zamiast festiwalu opolskiego, TVP zorganizuje w dniach 9-11 czerwca „Koncert Polskiej Piosenki” w Kielcach. Wygląda jednak na to, że kilka godzin później informacja przestała być aktualna.

Wirtualne Media podały, że Telewizja Polska nie zorganizuje wydarzenia w Kielcach. Członek zarządu TVP Maciej Stanecki miał potwierdzić informację serwisu. Informację o tym, że nadawca wycofał się z organizacji „Opola w Kielcach” otrzymaliśmy również z niezależnego źródła na Woronicza.

Decydujący okazał się brak czasu. Wielu wykonawców, którym przedstawiciele TVP proponowali występ w Kielcach, miało w tym terminie albo inny koncerty, albo zaplanowane wolne. Część było niechętnych także z powodu kontrowersji wokół rezygnacji przez Kayah z występu na festiwalu w Opolu i cofnięciu zaproszenia dla zespołu Dr Misio ze względu jego antyklerykalny teledysk. Po tym jak w miniony weekend spora grupa wykonawców wycofała się z udziału w festiwalu w Opolu, nadawcy trudno było namówić innych do udziału w nowej imprezie

– czytamy na wirtualnemedia.pl. Z ustaleń serwisu wnika, że władze TVP mają nadzieję na organizację festiwalu jesienią, kiedy opadną związane z nim emocje.

Los prezesa TVP zależy od festiwalu w Opolu. Gwiazdy powiedziały „nie”, ale Jacek Kurski dalej walczy>>>

Koncert w Kielcach to pomysł, który miał pojawić się w TVP po tym, jak z Opola zaczęły rezygnować gwiazdy (zaczęło się od Kayah, Katarzyny Nosowskiej i Maryli Rodowicz), a później wycofało się miasto. Prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski straszy pozwem o odszkodowanie. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

gazeta.pl

Paweł Demirski

PiS nie rozumie polskiego zamiłowania do wolności. Na słowo „cenzura” polski artysta idzie na barykady [DEMIRSKI]

26 maja 2017 | 12:39

Jacek Kurski na festiwalu w Opolu

Jacek Kurski na festiwalu w Opolu (fot. Roman Rogalski / Agencja Gazeta)

Sprawy Opola i Starego Teatru pokazują, że artystyczna ławka PiS-u jest tak krótka, że właściwie przypomina taboret.

Wiadomo, że naród to wspólnota wyobrażona, ale to, co PiS wyobraża sobie o Polakach, świadczy o tym, że ich imaginarium odleciało na husarskich skrzydłach gdzieś, gdzie nie wiadomo, gdzie to jest. Na pewno daleko od problemów dni codziennych w naszym kraju.

Nie mówię nawet o zajmowaniu się objawieniami fatimskimi w Sejmie. Tam, gdzie przeciętny polski obywatel spotyka się z rozwiązaniami PiS, wybuchają protesty. Zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej – protest. Metropolia warszawska – protest. Sędziowie, ekolodzy, rodzice wobec reformy edukacji – protest. Ten ostatni zignorowany przez władze, ale obserwatorom polskiego życia publicznego radzę kupić 1 września zapas popcornu. Jest więcej niż jasne, że będzie się działo, kiedy w życie wejdzie ten siejący chaos pomysł na codzienność rodziców.

O jakiej grupce tu mowa

W zeszłym tygodniu zareagowali artyści. Muzycy zbojkotowali Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Zespół aktorski Narodowego Starego Teatru w Krakowie protestuje jednogłośnie przeciwko nowym dyrektorom tej sceny, Markowi Mikosowi i Michałowi Gielecie. W Poznaniu artyści organizują aukcję na rzecz festiwalu Malta, któremu minister Gliński odmawia gwarantowanej umową dotacji.

>> Michał Gieleta: Rozumiem wzburzenie aktorów, mam respekt dla Jana Klaty

Prezes Kurski może nakupić kwiatów dla wszystkich polskich piosenkarzy – fundusz reprezentacyjny TVP jakoś to zniesie. Tylko że większość artystów tych kwiatów nie przyjmie. Okazuje się, że ławka PiS-u jest krótka i na placu boju zostają Jan Pietrzak i Zenek Martyniuk (przy całej mojej miłości do disco-polo – nie taka jest tradycja opolskiego festiwalu).

Podobnie jest w świecie teatralnym. Kiedy minister Gliński podpisał nominacje nowych, oprotestowywanych dyrektorów Starego Teatru, natychmiast zawiązała się Gildia Polskich Reżyserów i Reżyserek Teatralnych. Niemal stu reżyserów jednogłośnie zaprotestowało przeciw decyzji ministra.

Opisując konflikt wokół Starego Teatru, prawicowi publicyści pisali o grupce protestujących. Serio? Cały zespół aktorski, niemal wszyscy aktywni zawodowo reżyserzy, głosy wsparcia z innych teatrów. To zasadniczo całe środowisko.

Sprawy Opola i Starego Teatru pokazują, że artystyczna ławka PiS-u jest tak krótka, że właściwie przypomina taboret.

Sami o sobie u siebie

O ile PiS i akolici potrafią wykorzystywać brzydkie cechy naszej wspólnoty, uderzając w antyuchodźczy taraban, o tyle kompletnie nie rozumieją polskiego ducha i zamiłowania do wolności. Na słowo „cenzura” polski artysta reaguje słusznym gniewem i idzie na barykady.

Uderzenie po kieszeni też jakoś łatwiej znieść, kiedy ubierze się je w heroiczną opowieść o niezłomności. Takie są nasze polskie geny. Za to nas lubię.

Należy dodać, że wizja polskiego teatru proponowana przez prawicę jest zupełnie niezgodna z wolnościową, anarchizującą wyobraźnią polskich twórców.

>> Zespół AudioFeels: W obronie wolności artystycznej trzeba stanąć bez wahania

Prawica, kiedy zajmuje się teatrem czy artystami, pozostaje w stanie permanentnej schizofrenii. Z jednej strony mówi o demonicznych siłach, które niszczą narodową substancję. Z drugiej – szydzi, podkreślając, że protestuje grupka.

Wynalezienie następcy Klaty to był naprawdę ruch lewą ręka za prawe ucho, i to ucho Wandy Zwinogrodzkiej. Oczywiście, z braku kadr może się skończyć tak, że prawicowi publicyści, jak zrobił to już Bronisław Wildstein w „Trójce”, będą czytać własnymi ustami własne biografie na antenie własnego, czyli publicznego, radia. Albo jak w przypadku Starego Teatru, wyszukują znanego-nieznanego przedstawiciela kultury anglosaskiej (Gieleta).

W popularnym facebookowym komiksie łysy chłopak puszcza wulgarną wiązankę do dziewczyny. Ta odpowiada mu: „Zachowuj się, Jasiu, nie jesteś w internecie”. PiS jak Jasiu myli rzeczywistość ze swoimi wyobrażeniami o nieistniejących twórcach wśród nieistniejącego narodu.

wyborcza.pl

Wacław Berczyński nadal w MON za 13 tys. zł

Paweł Wroński, 26 maja 2017

- Nie uciekłem i nigdzie się nie ukrywam - mówi w rozmowie z 'Super Expressem' Wacław Berczyński, który zaszył się w domu pod Filadelfią w USA.

– Nie uciekłem i nigdzie się nie ukrywam – mówi w rozmowie z ‚Super Expressem’ Wacław Berczyński, który zaszył się w domu pod Filadelfią w USA. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Dr Wacław Berczyński wciąż pracuje w MON, a jego pensja wynosi 13 tys. zł – ujawnił poseł PO Cezary Tomczyk. Wynika to z dokumentacji, jaką posłowie PO zobaczyli w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Jak mówi Tomczyk, umowa o pracę Berczyńskiego kończy się dopiero 7 marca 2018 r. Nie wiadomo, jak Berczyński pracuje dla polskiego ministerstwa, przebywając obecnie w USA.

Przypomnijmy, że w kwietniu dr Wacław Berczyński – szef podkomisji w MON ds. ponownego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej – powiedział w wywiadzie, że to on „wykończył caracale”. Chodzi o przetarg na śmigłowce wart 13,5 mld zł, które ostatecznie nie trafiły do polskiej armii. Następnie Berczyński wyjechał do USA, rezygnując ze wszystkich funkcji pełnionych w Polsce. Według MON nie miał nic wspólnego z przetargiem. Okazało się jednak, że miał dostęp do niejawnej dokumentacji w sprawie caracali. Berczyński był wieloletnim pracownikiem Boeinga – samoloty tej firmy na potrzeby rządu MON nabył w marcu tego roku z naruszeniem prawa.

Posłowie PO, przeglądając dokumenty w MON, odkryli dziwną koincydencję: Berczyński zwrócił dokumentację przetargową caracali bezpośrednio przed tym, jak Polska poinformowała Francję o odstąpieniu od umowy na zakup helikopterów.

Wiceminister obrony Bartosz Kownacki stwierdził, że nie wie, czy Berczyński jest wciąż zatrudniony, a jeśli tak, to w jakim charakterze.

Zobacz: Berczyński nie wróci do Polski. Nie wiemy nawet, gdzie jest – mówi w „3×3” jego znajomy z USA, Romuald Roman

Berczyński nie wróci do Polski. Nie wiemy nawet, gdzie jest – mówi w „3×3” jego znajomy z USA, Romuald Roman

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21799163,video.html

 

wyborcza.pl

„To był zgniły układ” w komendzie. PO żąda billingów Beaty Kempy. Minister donosi na Platformę

Justyna Dobrosz-Oracz, Zdjęcia i montaż: Anu Czerwiński, 26.05.2017

Sprawa śmierci Igora Stachowiaka nie cichnie. Są kolejne zwolnienia w policji. Opozycja drąży. Podejrzewa, że niektórym policjantom wcześniej włos z głowy nie spadł, bo mają powiązania z politykami PiS, w tym w szczególności z szefową kancelarii premiera. Jak zareagowała na to Beata Kempa? Zapytaliśmy też, czy Zbigniew Ziobro ujawni materiały ze śledztwa.

wyborcza.pl

Czy PiS zechce skrócić kadencję prezydenta? Jest ku temu szansa

http://crowdmedia.pl/czy-pis-zechce-skrocic-kadencje-prezydenta-jest-ku-temu-szansa/

Wojna Morawieckiego z Szyszką, między stolarzem a piromanem

Wojna między wicepremierem Mateuszem Morawieckim a ministrem środowiska Janem Szyszko toczy się o niebagatelną część Polski, bo aż o jedną trzecią kraju. Ministrowie walczą o drewno.

Szyszko z zapałem wycina nawet Puszczę Białowieską z zamiarem sprzedaży drewna na opał, puszczenia drewna z dymem, z kolei Morawiecki chce, aby trafiało do firm związanych z przemysłem meblarskim.

Krótko pisząc, mamy wojnę między piromanem a stolarzem. Piroman Szyszko musi stosować się do ustawy o odnawialnych źródłach energii, która wprowadziła pojęcie „drewna energetycznego”, a musi ono wypełniać parametry dla opału w elektrowniach i elektrociepłowaniach.

Parametry regulować mają przepisy opracowane przez trzy resorty: rozwoju, środowiska i energii we współpracy z naukowcami z Instytutu Technologii Drewna. I tutaj jest pies pogrzebany, bo Szyszko dojrzał, iż zawyżenie parametrów drewna energetycznego powoduje trudniejszą sprzedaż surowca dla przemysłu energetycznego, czyli puszczenie z dymem Puszczy (że zabawię się w Białoszewskiego) nie będzie takie łatwe.

A tym samym „stolarz” Morawiecki pozyskałby tańszy surowiec dla przemysłu meblarskiego, więc Szyszko wymyślił. Owszem meblarze dostaną drewna skolko ugodno na specjalnych aukcjach, lecz gdy trzykrotnie nie zostanie sprzedane, idzie do pieca.

Resort Morawieckiego nie zgadza się na takie dictum, obawia się cen zaporowych, meblarzy nie byłoby stać na wykup drewna, niekupione powędrowałoby do spalenia. Morawiecki nie chce odpuścić, bo drewno made in Poland w postaci mebli ponoć cieszy się wielkim powodzeniem za granicą.

Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego chce z kolei, aby ceny drewna regulował rynek, a nie podległe Szyszce Lasy Państwowe.

Ta walka toczy się o jedna trzecią kraju, bo tyle powierzchni zajmują lasy. Aż sie boję pomyśleć, co by się stało, gdyby do tej wojny weszła trzecia strona – resort Piotra Glińskiego, który w walce z ciemnym ludem zechciałby drewno przeznaczyć na celulozę, tj. na produkcję książek. Ale kto wówczas chciałby głosować na PiS?

Szyszko idzie na zwarcie z Morawieckim. Poszło o… drewno

Drewno, którym handlują Lasy Państwowe stało się powodem poważne próby sił w rządzie Beaty Szydło. Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju, chce, żeby trafiało do firm zajmujących się przemysłem meblarskim. Innego zdania jest minister środowiska Jan Szyszko. On wolałby palić drewno w elektrowniach i elektrociepłowniach.

Zarzewiem sporu między Morawieckim i Szyszką jest drewno, którym handlują Lasy Państwowe. W myśl ubiegłorocznej nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii do obiegu prawnego wprowadzonego zostało pojęcie „drewna energetycznego”, czyli takiego, które pełni funkcje opału w elektrowniach i elektrociepłowniach. Jego parametry ma regulować rozporządzenie przygotowywane przez trzy resorty: rozwoju, środowiska i energii.

Wydawało się, że wszystko przebiegnie bezproblemowo. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz mówi, że parametry „drewna energetycznego” określili we współpracy z jej resortem naukowcy z Instytutu Technologii Drewna. Projekt został był także uzgadniany z leśnikami i producentami wyrobów drewnianych. Na ostatniej prostej zapisy rozporządzenia zakwestionowało jednak… ministerstwo środowiska.

O co chodzi ministrowi Szyszce? Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, jego resortowi nie podobają się normy dotyczące „drewna energetycznego”, które wypracowało ministerstwo rozwoju. Powód? Banalnie prosty. Więcej norm to trudniejsza sprzedaż drewna przemysłowi energetycznemu. A to dla zarządzanych przez resort środowiska Lasów Państwowych klient idealny, bo weźmie każdą ilość surowca.

„90 proc. przychodów Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe pochodzi ze sprzedaży surowca drzewnego”

Poczynania Szyszki nie podobają się nie tylko jego kolegom z ministerstwa rozwoju, ale również małym i średnim przedsiębiorcom z branży drzewnej. Obawiają się, że w starciu z gigantami przemysłu energetycznego są bez szans w walce o surowiec. Wskutek takiej konkurencji drewno może istotnie zdrożeć, co będzie groziło plajtą ich firm.

Resort środowiska chciał wyjść z impasu z tarczą. Zaproponował sprytne rozwiązanie – na opał miało iść tylko to drewno, którego Lasy Państwowe trzykrotnie nie zdołają sprzedać na specjalnych aukcjach. Rzecz w tym, że to fortel – wystarczy trzy razy ustalić zaporowe ceny, żeby drewna nikt nie był w stanie kupić i żeby ostatecznie trafiło do elektrowni i elektrociepłowni.

Wicepremier Morawiecki nie zamierza jednak w tej sprawie odpuszczać, bo polskie drewno cieszy się dużym uznaniem za granicą, gdzie jest eksportowane m.in. jako meble. Resort rozwoju popiera też Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego. Jednym z jej podstawowych postulatów jest to, aby ceny drewna regulował rynek, a nie Lasy Państwowe. Co na to minister Szyszko? Jego resort nabiera wody w usta i jak mantrę powtarza, że na opał miałoby trafiać tylko to drewno, które nie nadawałoby się do obróbki przemysłowej. Tym słowom nikt jednak nie wierzy.

 

Biskup odmówił Macierewiczowi smoleńskich mszy

26.05.2017

Biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek odmówił szefowi MON Antoniemu Macierewiczowi odprawiania comiesięcznych mszy smoleńskich – dowiedział się „Newsweek”. Nieoficjalnie mówi się, że resort w odwecie rozważa redukcję etatów w Ordynariacie Polowym.

Msze w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej odbywają się obecnie 10 każdego miesiąca  w warszawskiej archikatedrze pw. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela. Z naszych ustaleń wynika, że szef MON chciał, by nabożeństwa odprawiano w warszawskiej katedrze polowej i by celebrował je biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek. – Macierewicz dwukrotnie zwracał się w tej sprawie do biskupa. Przy obu podejściach spotkał się z odmową – twierdzi nasz rozmówca w kręgach kościelnych.

Odpowiednia oprawa wojska

Zamiar ministra nie jest do końca jasny. Nie wiadomo, czy szef MON chciał, by msze w katedrze polowej zastąpiły dzisiejsze nabożeństwa czy może myślał o odprawianiu dodatkowych mszy miesięcznicowych. – Ale pewne jest, że podczas mszy w katedrze polowej wojsko miałoby wpływ na sztafaż. Mogłoby zadbać o odpowiednią oprawę, ściągnąć kompanię honorową – wyjaśnia jeden z księży. I dodaje: – Zwracanie się przez Macierewicza akurat do tego hierarchy o odprawianie mszy miesięcznicowych było z góry skazane na niepowodzenie. Mówiąc oględnie, Guzdek nigdy nie przejawiał chęci dołączenia do grona kapłanów smoleńskich.

Biskup polowy dotychczas konsekwentnie stronił od opowiadania się po którejkolwiek ze stron politycznego sporu. W 2012 r. przy okazji Święta Niepodległości wygłosił homilię, podczas której zaapelował: – Potrzeba nam dzisiaj zgody i jedności narodowej, musimy być razem, a nie jeden przeciw drugiemu.Jak zaznaczył, jedną z najważniejszych przyczyn, która sprawiła, że jesienią 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, była idea zgody narodowej i wspólnego budowania.

OSOBA Z ORDYNARIATU POLOWEGO WOJSKA POLSKIEGO„Newsweek”„O budżecie ordynariatu decyduje ministerstwo, duchowni mają tu stopnie wojskowe i są zatrudnieni na wojskowych etatach. A od jakiegoś czasu dostajemy z resortu sygnały, że w najbliższym czasie może dojść do cięć”

Indywidualna modlitwa w krypcie

O to, jak wyglądały kontakty Antoniego Macierewicza z biskupem Guzdkiem w sprawie miesięcznic, zapytaliśmy w MON i Ordynariacie Polowym. Resort na nasz mejl nie zareagował, rzecznik ordynariatu ks. płk Zbigniew Kępa napisał z kolei, że ,,Kuria Polowa nie ma zwyczaju informowania o procesach decyzyjnych dotyczących realizowanych przedsięwzięć”. I zaznaczył, że w katedrze polowej Wojska Polskiego nie są odprawiane tzw. msze mięsięcznicowe w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej 10 każdego miesiąca: „Chętni w każdym tygodniu, od wtorku do niedzieli mają możliwość indywidualnej modlitwy w krypcie, gdzie pochowany jest śp. bp Tadeusz Płoski i ks. Jan Osiński. Co roku, w rocznicę katastrofy smoleńskiej, 10 kwietnia w katedrze polowej z inicjatywy Kurii Polowej sprawowane są trzy Msze św.: za śp. biskupa polowego Tadeusza Płoskiego, śp. ks. płk. Jana Osińskiego, oraz za śp. Lecha Kaczyńskiego Zwierzchnika Sił Zbrojnych, generałów i żołnierzy oraz za członków załogi samolotu prezydenckiego, którzy zginęli w katastrofie”.

Co zrobi Macierewicz?

Z naszych informacji wynika, że w Ordynariacie Polowym panuje przekonanie, że odmowa biskupa Guzdka może mieć swoje konsekwencje. – O budżecie ordynariatu decyduje ministerstwo, duchowni mają tu stopnie wojskowe i są zatrudnieni na wojskowych etatach. A od jakiegoś  czasu dostajemy z resortu sygnały, że w najbliższym czasie może dojść do cięć – mówi nasz informator.

newsweek.pl

Będzie powtórka z czarnego protestu

MAJ 26, 2017, JUSTYNA KOĆ

Myślę, że nie mamy wyjścia, musimy pokazać, że nie ma naszej zgody na to, co się dzieje – mówi nam Natalia Jakacka, lekarka i działaczka na rzecz praw kobiet. Pytamy o nowelizację ustawy, która wprowadza awaryjną antykoncepcję na receptę. Sejm przegłosował takie rozwiązanie. – To prawo uderzy w kobiety najbiedniejsze, których nie stać na prywatną wizytę, bo średni czas oczekiwania na wizytę u ginekologa to dwa miesiące. Tabletka jest najskuteczniejsza w 24 godziny po stosunku – dodaje. Pytamy też, czy kobiety wyjdą na ulice jak w październiku podczas czarnego protestu i czy jako lekarz rozumie klauzulę sumienia.

bbb

Natalia Jakacka

Justyna Koć: Tabletka „dzień po” już tylko na receptę. Kobiety przegrały tę wojnę z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem. To zła wiadomość dla polskich kobiet.

Natalia Jakacka: To fatalny sygnał dla polskich kobiet, ale myślę, że nie powinnyśmy przejmować się tym, że przegłosowano wprowadzenie tabletki ellaOne na receptę. Wydaje mi się, że trzeba to potraktować jako ostrzeżenie. To nie jest ani pierwsza, ani ostatnia zmiana w prawie, która dotyczy kobiet. Mieliśmy próbę zmian ustawy, która reguluje prawo aborcyjne, jeżeli chodzi o standardy opieki okołoporodowej; ranga praw kobiet również została zdegradowana. W tej chwili, tak naprawdę, tych standardów już nie ma. Teraz pan minister Radziwiłł przeprowadził zamach na nasze prawo do tego, żeby mieć dostęp bez recepty do awaryjnej antykoncepcji. Prawo, które mają kobiety, niemal w każdym kraju Unii Europejskiej. To wynika z ustaleń Komisji Europejskiej. Nie jest to żadna samowola polskiego rządu poprzedniej kadencji, który takie prawo ustanowił.

A to znaczy, że trzeba znowu wyjść na ulice, przychodzić na komisję zdrowia i protestować. Próbować zabierać głos.

Pani była na posiedzeniu komisji zdrowia, gdzie ważyły się losy pigułki „dzień po”?

Tak, byłam z koleżankami, i próbowałyśmy zabrać głos, ale tylko mnie się udało, i nie w sprawie tabletki, tylko w sprawie pacjentów, którzy walczą o tańsze leki immunosupresyjne. Kiedy tylko doszło do dyskutowania o pigułce, wiceprzewodniczący komisji, poseł PiS Tomasz Latos, złożył wniosek formalny, żeby zamknąć listę mówców, aby odebrać nam głos.

Trzeba znowu wyjść na ulice, przychodzić na komisję zdrowia i protestować. Próbować zabierać głos.

Wniosek został przegłosowany, bo PiS ma większość w komisji.

Tak, oczywiście. Nie dali nam prawa, żeby się wypowiedzieć, tak właśnie mężczyźni decydują o losach kobiet. I nie dość, że uważają, że mogą dysponować naszym ciałem, to jeszcze nie pozwalają nam wyrazić sprzeciwu. Jak można zaprosić stronę społeczną na obrady komisji i nie dać się jej wypowiedzieć? Przecież to jest kpina, to gwałci wszelkie standardy zachodniej demokracji. To niedopuszczalne.

Była przynajmniej jakaś próba dyskusji z posłami opozycji?

Była. Posłanka Monika Wielichowska, która wielokrotnie się wypowiadała na komisji, próbowała przetłumaczyć posłom partii rządzącej, że ta zmiana, którą usiłują wprowadzić, jest bezsensowna i nieracjonalna, jest podyktowana tylko względami ideologicznymi. Potem wypowiadała się pani posłanka Elżbieta Radziszewska, która jest lekarką, i cały czas pytała komisję: jakie są przesłanki za utworzeniem kategorii „leki antykoncepcyjne”, które będą teraz miały dostępność tylko na receptę? To sprowadza się do tego, że nawet żele antykoncepcyjne, z aktywnym składnikiem, np. nonoksynolem, również będą dostępne na receptę, kiedy ta ustawa wejdzie w życie.

Jak można zaprosić stronę społeczną na obrady komisji i nie dać się jej wypowiedzieć? Przecież to jest kpina, to gwałci wszelkie standardy zachodniej demokracji. To niedopuszczalne.

Oczywiście żaden przedstawiciel komisji nie odpowiedział i nie odniósł się merytorycznie do tych zarzutów. Cały czas podają tylko argument, że to są leki hormonalne i powinny być na receptę, ale nie podają żadnej przyczyny, żadnego argumentu.

Ministerstwo twierdzi, że nastolatki jedzą pigułki „dzień po” jak cukierki. Pani jest lekarzem, słyszała pani o takich przypadkach?

Nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem, ani o nim nie słyszałam. Zresztą zostały przeprowadzone badania, które my cytujemy za każdym razem na komisji, że kobiety poniżej dwudziestego roku życia są najmniej liczną grupą korzystającą z ellaOne. Najczęściej przyjmują ją kobiety w trzeciej i czwartej dekadzie życia, które chcą podejmować świadome decyzje o swoim życiu. Ten zarzut ministra o nastolatkach i cukierkach jest absurdalny i nieuprawniony. Minister Radziwiłł nigdy nie przedstawił żadnych dowodów na swoje twierdzenie, mimo że wielokrotnie był o to proszony.

Kobiety w dużych miastach, wykształcone, świadome są tu uprzywilejowane, bo jak będą w potrzebie, zawsze ktoś pomoże: znajomy lekarz, lekarz na izbie przyjęć, koleżanka, ktoś wyśle im tabletkę z zagranicy. Kobiety z małych miejscowości, wsi, które są w trudnej sytuacji materialnej, które mają ograniczony dostęp do lekarzy, będą miały ogromny problem.

Czy ta pigułka będzie w ogóle miała sens, jeżeli będzie na receptę? Kobiety w wielkich miastach sobie poradzą, ale w małym miasteczku będzie problem. Jak tam wygląda dostęp do ginekologa i możliwość uzyskania recepty?

Poruszyła pani ważny aspekt tej sprawy. Kobiety w dużych miastach, wykształcone, świadome są tu uprzywilejowane, bo jak będą w potrzebie, zawsze ktoś pomoże: znajomy lekarz, lekarz na izbie przyjęć, koleżanka, ktoś wyśle im tabletkę z zagranicy. Kobiety z małych miejscowości, wsi, które są w trudnej sytuacji materialnej, które mają ograniczony dostęp do lekarzy, będą miały ogromny problem. Pamiętajmy, że w małych miastach jest dużo mniej ginekologów, do tego często zasłaniają się klauzulą sumienia. Zresztą czynią to zupełnie bezprawnie, bo wystawienie recepty nie jest udzieleniem świadczenia zdrowotnego. A tylko z udzielenia świadczenia można być zwolnionym, zasłaniając się klauzulą sumienia.

To prawo uderzy w kobiety najbiedniejsze, których nie stać na prywatną wizytę, bo średni czas oczekiwania na wizytę u ginekologa to dwa miesiące. Tabletka jest najskuteczniejsza w 24 godziny po stosunku.

Cały czas mamy też w głowie to, co powiedział minister Radziwiłł, że nawet zgwałconej kobiecie nie wystawiłby takiej recepty. Myślę, że to swoisty precedens w Europie. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby minister zdrowia powiedział takie słowa i one przeszły bez echa; żeby nie poniósł za to żadnych konsekwencji.

Kobiety znowu wyjdą na ulice? Będzie następny czarny protest?

Myślę, że nie mamy wyjścia, musimy pokazać, że nie ma naszej zgody na to, co się dzieje. Cały czas mamy też w głowie to, co powiedział minister Radziwiłł, że nawet zgwałconej kobiecie nie wystawiłby takiej recepty. Myślę, że to swoisty precedens w Europie. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby minister zdrowia powiedział takie słowa i one przeszły bez echa; żeby nie poniósł za to żadnych konsekwencji.

W krajach UE awaryjna antykoncepcja jest dostępna bez recepty?

Oczywiście, w 26 krajach Europy ten lek jest dostępny, i nie tylko ellaOne, ale i inny preparat, który nazywa się Escapelle. Działa trochę inaczej, więc kobiety mogą wybrać, którą tabletkę wziąć, mogą poradzić się lekarza.

Dla mnie to, co dzieje się w Polsce, jest niewiarygodne. Ale jestem pewna, że kiedyś nadejdą takie czasy, że wszyscy odpowiedzą za to, co robią polskim kobietom.

U nas wielu lekarzy już na wstępie mówi, że nie przepisują leków hormonalnych, nie rozumiem, jak tak można, bo przecież antykoncepcja hormonalna nie jest stosowana tylko jako metoda antykoncepcyjna, ale też jest stosowana przy różnych schorzeniach, takich jak np. zespół policystycznych jajników. Dla mnie to, co dzieje się w Polsce, jest niewiarygodne. Ale jestem pewna, że kiedyś nadejdą takie czasy, że wszyscy odpowiedzą za to, co robią polskim kobietom.

Zresztą nie tylko kobiety są poszkodowane przez tę władzę.

Mówi pani o osobach po przeszczepach, które protestują przeciwko drastycznej podwyżce leków immunosupresyjnych?

Tak, wczoraj te osoby też były na komisji. To, co mówią posłowie PiS-u, przeczy wszelkim poglądom na temat leków stosowanych w transplantacji na całym świecie. Cały świat się zastanawia, czy to jest etyczne; czy etyczne jest zmuszanie pacjentów do substytucji preparatów tańszymi odpowiednikami. A poseł z PiS-u Krzysztof Ostrowski mówi, że nieetyczne jest, żeby osoby po przeszczepach brały preparaty oryginalne, skoro zastępczy jest tańszy. Mimo że zdarzają się przypadki ostrego odrzucania przeszczepu przy substytucji preparatem generycznym i w literaturze można znaleźć opisy takich przypadków.

To, co mówią posłowie PiS-u, przeczy wszelkim poglądom na temat leków stosowanych w transplantacji na całym świecie.

Może poseł traktuje leki immunosupresyjne jak antybiotyk czy witaminę, w przypadku których można brać tańsze odpowiedniki?

To sedno sprawy. Czym innym jest kupić sobie lek przeciwbólowy, który nie jest oryginalny, czy lek na nadciśnienie. Ciśnienie krwi możemy łatwo skontrolować, jeżeli coś będzie nie tak, będziemy o tym szybko wiedzieć, bo np. pogorszy się kontrola ciśnienia tętniczego. W przypadku leków immunosupresyjnych stężenie tego leku musi być oznaczane. W momencie kiedy pacjent jest ustawiany na jednym preparacie, a ministerstwo wycofuje refundację dla niego, albo zwiększa jego cenę, a pacjent ma wizytę w poradni transplantacyjnej za trzy miesiące, to co ma zrobić? Lekarz potrzebuje przy zmianie przynajmniej dwóch wizyt, aby dobrać dawkę nowego preparatu dla pacjenta, bo za każdym razem trzeba oznaczyć stężenie leku, który wprowadzamy. Są różnice indywidualne, np. w tym, jak metabolizujemy leki, albo niewielkie różnice między preparatami w ich biodostępności. A lekarz transplantolog kliniczny nie może udzielić pacjentowi porady przez telefon przede wszystkim ze względu na konieczność oznaczenia stężenia leku w surowicy. Dla osób po przeszczepie to może być ryzykowne i nie można się dziwić, że obawiają się tej sytuacji. Sama konieczność umówienia dodatkowych konsultacji i badań także generuje koszty. Stosowanie preparatów generycznych nie jest ryzykowne dla osób, które biorą antybiotyk lub leki na nadciśnienie, ale w przypadku leków immunosupresyjnych, leków stosowanych w onkologii, to nie jest oczywiste. Udawanie, jak posłowie z PiS, także ci z wykształceniem medycznym, że nie ma problemu, to zwykłe kłamstwo w żywe oczy.

wiadomo.co

PIĄTEK, 26 MAJA 2017

PO: Chcemy wiedzieć, czy Kempa po naradzie Kaczyńskiego w trybie pilnym udała się na Dolny Śląsk

PO: Chcemy wiedzieć, czy Kempa po naradzie Kaczyńskiego w trybie pilnym udała się na Dolny Śląsk

Od soboty opinia publiczna żyje bulwersującymi informacjami dot. śmierci na komisariacie we Wrocławiu. Zginął człowiek, przez rok PiS nie potrafił wyjaśnić tej sprawy, przez rok – do czasu tej emisji – nikogo nie ukarano. Rodzą się kolejne pytania – już nie tylko o to, jakim cudem policjanci, którzy bezpośrednio nadzorowali ten komisariat zostali nie tylko nieukarani dyscyplinarnie do czasu emisji, ale również awansowani. jak to się stało, że wbrew hierarchiczności w policji, osoby związane z Sycowem w tak krótkim czasie awansowały na bardzo istotne i ważne z punktu widzenia funkcjonowania policji stanowiska. Pojawiają się kolejne pytania, które tym bardziej uzasadniają fakt, że Platforma domaga się w tej sprawie powołania komisji śledczej. Pytania, na które muszą paść odpowiedzi tu, w Sejmie – mówił Borys Budka w Sejmie. Jak dodał:

„Czy prawdą jest, że osoba, której głos słyszeliśmy na tych nagraniach, osoba wydająca polecenia niezgodne z prawem zatrzymywania świadków zdarzenia, którzy na telefonach nagrywali te bulwersujące zdarzenia, nagrywali to, jak policjanci zatrzymują tego człowieka, że osoba, która wydawała te polecenia, dyżurny komendy Wrocław-Stare Miasto również nie został do tej pory ukarany? Czy prawdą jest, że ten dyżurny dziwnym trafem jest policjantem pochodzącym właśnie z Sycowa i czy prawdą jest, że osoba wydająca te polecenia została awansowana i w tej chwili jest dyżurnym komendy miejskiej policji we Wrocławiu? Zamiast odpowiedzi na pytania, mieliśmy atak ze strony Beaty Kempy na wnioskodawców komisji śledczej, groźby pod naszym adresem, dlatego koniecznym staje się wyjaśnienie drugiej bardzo istotnej sprawy”

Poseł PO mówił dalej:

„Czy prawdą jest, że po emisji materiału w jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych i poniedziałkowej naradzie na Nowogrodzkiej, w godzinach wieczornych 22 maja tego roku odbyło się spotkanie minister Kempy na komendzie policji w Oleśnicy. Czy prawdą jest, że w godzinach wieczornych 22 maja, a więc kilka godzin po naradzie na Nowogrodzkiej z udziałem prezesa Kaczyńskiego i ministra Błaszczaka i wiceministra służbowym samochodem minister Kempa udała się na tę konkretną komendę policji w Oleśnicy. Czy to możliwe, że to standardy działania wysokich polityków PiS? Czy to możliwe, że bez przyczyny politycy PiS interesują się każdym komisariatem, każdą komendą, a szczególnie tą w Oleśnicy, na której wcześniej służyły osoby zamieszane w te sprawę? Te wszystkie pytania muszą znaleźć odpowiedź na komisji śledczej, dlatego że Platforma broni honoru polskich policjantów, tych wszystkich dobrych funkcjonariuszy, którzy nie mogą patrzeć na to, jak politycy PiS plamią honor polskiej policji”

Występujemy do prokuratora generalnego z wnioskami o zabezpieczenie monitoringu z komendy policji w Oleśnicy. Chcemy wiedzieć, czy prawdą jest, że minister Kempa zaraz po naradzie prezesa Kaczyńskiego z ministrami Błaszczakiem i Zielińskim, w trybie pilnym udała się na Dolny Śląsk. Chcemy wiedzieć, w jakim charakterze tam pojechała. Występujemy o rejestr wyjazdów służbowych pani minister, również z wnioskiem do prokuratora generalnego o zabezpieczenie billingów z telefonu komórkowego minister, komendanta z Oleśnicy oraz billingów i logowań z telefonu komórkowego komendanta Kokota – dodał Krzysztof Brejza.

300polityka.pl

 

Sztubak na wycieczce szkolnej, który chce pokazać kolegom, gdzie jest – prof. Kuźniar w 3×3 o prezydencie Dudzie w Brukseli

Roman Kuźniar, Dorota Wysocka-Schnepf, zdjęcia: Anna Czuba, montaż: Michał Szyszka, 26.05.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21865966,video.html?embed=0&autoplay=1

To zdjęcie prezydenta z uniesionymi do góry kciukami jest zawstydzające – mówi w 3×3 prof. Roman Kuźniar, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Mam nadzieję, że w trakcie spotkań dwustronnych Andrzej Duda zachował się nieco lepiej niż na tym zdjęciu – dodaje rozmówca Doroty Wysockiej-Schnepf. Jak mówi, prezydent Duda miał w Brukseli gorszy dzień, albo był źle przygotowany do rozmowy z prezydentem Francji, o czy może świadczyć też jego zachowanie na konferencji prasowej.

wyborcza.pl

PIĄTEK, 26 MAJA 2017

STAN GRY: Feluś do Szydło: Lepszy Samarytanin niż Faryzeusz, Fakt i GW: PiS na rękę nastroje ksenofobiczne, RZ o rozgrywce w Episkopacie

PIS POSTRASZY UCHODŹCAMI BO OD TEGO ROSNĄ MU SŁUPKI – Magdalena Rubaj w Fakcie: “PiS zorientowało się, że straszenie uchodźcami zalewającymi Polskę przynosi efekty. Kolejne sondaże znowu dają partii Jarosława Kaczyńskiego (68 l.) bezpieczną przewagę nad PO. A skoro ta broń okazała się skuteczna, to PiS zamierza korzystać z niej przy każdej okazji!”

LEPSZY SAMARYTANIN NIŻ FARYZEUSZ – Robert Feluś w Fakcie: “Pani premier – i w polityce, i w życiu warto jest być samarytaninem, a nie faryzeuszem, choć to często trudniejsze. Premierem się jednak bywa. Człowiekiem się jest”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/komentarz-roberta-felusia-o-uchodzcach/0bgd101

MEDIALNY TERROR BEATY SZYDŁO, CZYLI KTO JEST SOJUSZNIKIEM ISIS – Paweł Wroński w GW: “Efektem medialnego terroru Beaty Szydło jest wzrost i utrzymanie w Polsce nastrojów antyislamskich i ksenofobicznych. Polski antysemityzm bez Żydów błyskawicznie przeobraził się w antyislamizm bez islamskich imigrantów. Używa tych samych klisz i frazeologii. Takim przerażonym sfanatyzowanym społeczeństwem łatwiej rządzić. Czy taka ma być ta Polska, która „wstanie z kolan”?” http://wyborcza.pl/7,75968,21862161,medialny-terror-beaty-szydlo-czyli-kto-tak-naprawde-jest-sojusznikiem.html

KONRAD SZYMAŃSKI MÓWI JĘZYKIEM MOCZARA- pisze na wyborcza.pl Witold Gadomski: “Uważam, że popełnił błąd, zarówno w perspektywie osobistej kariery, jak przede wszystkim interesu Polski. Nawet w PZPR byli działacze, którzy budowali swą pozycję na wizerunku „liberałów”. Wiedzieli, że partia potrzebuje takich, że odegrają ważną rolę przy kolejnym przesileniu. Józef Tejchma czy Mieczysław F. Rakowski nie mówili językiem twardogłowych PZPR-owców Moczara czy Olszowskiego. Szymański w wywiadzie dla Politico mówi językiem Moczara, Błaszczaka, Macierewicza, Brudzińskiego. Ale „lud pisowski” wie, że nie jest Brudzińskim, więc po lipcowym kongresie jego pozycja i tak będzie słaba. Czy warto kompromitować się po to, by utrzymać stanowisko wiceministra?” http://wyborcza.pl/7,75968,21864961,twardziel-ten-szymanski.html

O ROZGRYWCE WEWNĄTRZ EPISKOPATU O CARITAS I KORYTARZE – pisze Tomasz Krzyżak w RZ: “Zgłoszenie ks. Cisły można traktować jako wewnętrzną rozgrywkę pomiędzy biskupami sprzyjającymi PiS a tymi, których od dawna posądza się o bliskie związki z dzisiejszą opozycją. Nie można wykluczać, że hierarchowie zbliżeni do PiS, forsując kandydaturę ks. Cisły, z którym rząd rozmawia, usiłują znaleźć salomonowe rozwiązanie, by zakończyć impas we wzajemnych stosunkach. Wydaje się, że jeśli decyzję o uruchomieniu korytarzy z PKwP rząd ogłosi przed rozpoczęciem obrad Episkopatu, wybór nowego szefa Caritasu będzie przesądzony. A wtedy projekt korytarzy mogą wspólnie poprowadzić obie organizacje. Tyle tylko że podejmując tego typu decyzję, Episkopat wpada w pułapkę. Jeśli wybierze ks. profesora, da znak, że jest uległy wobec rządu i daje sobie narzucać wygodne dla niego rozwiązania”. http://www.rp.pl/Rzad-PiS/305259850-Uchodzcy-Rzad-ulegnie-namowom-papieza-ws-korytarzy-humanitarnych.html

CICHE DOBIJANIE DEMOKRACJI – Wojciech Czuchnowski w GW: “Na ochoczo głosujących nad zmianami polityków PiS nie działa nawet argument, że pozbawione niezależności i podporządkowane władzy sądy mogą w przyszłości być użyte również do rozliczenia tej władzy. Liczą, że to nigdy nie nastąpi. Naiwni. Socjalizm miał być wieczny, a Rzesza tysiącletnia. Ich rządy przeminą jeszcze szybciej”. http://wyborcza.pl/7,75968,21864966,tak-po-cichu-dobijaja-demokracje.html

PRÓBA SIŁ MIĘDZY MORAWIECKIM I SZYSZKO – GW: “Próba sił w rządzie między wicepremierem Morawieckim a ministrem Szyszko. Poszło o drewno. Jeden chce z niego produkować, drugi – spalić je. Jeśli wygra Szyszko, zatrudniający tysiące pracowników przemysł meblarski czekają kłopoty”. http://wyborcza.pl/7,75398,21864461,minister-szyszko-dorzuca-do-pieca-z-polskiego-drewna-beda-meble.html

POLSKA PRAWICA NIE MA GUSTU – mówi rysownik Andrzej Krauze w rozmowie z Robertem Mazurkiem w DGP:
“- Akurat lewica?
– Jakoś tak wyszło, zresztą lewica ma chyba lepsze wyczucie estetyczne, szczególnie w Anglii.
– A w Polsce?
– Polska prawica nie ma gustu. By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na okładki prawicowych gazet, na rysunki zamieszczane w tych gazetach. Nie wygląda to dobrze.
– Oj, nie wygląda.
– Polska lewica nie jest wiele lepsza, ale proszę mnie nie pytać o szczegóły, nie jestem ekspertem. Zresztą ja naprawdę nie wiem, co to jest prawica i lewica, nie używam na co dzień takich pojęć.
– To dlaczego w Polsce funkcjonuje pan jako prawicowiec?
– Nie mam pojęcia. Naprawdę staram się być ponad tymi podziałami.
– Wywołał pan skandal, który skończył się w sądzie. Na rysunku facet mówi do kozy: „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my”.
– Ale przecież wkrótce tak będzie. Dlaczego to ma być obraźliwe? Jak patrzę na poprawność polityczną na Zachodzie i na kierunek zmian, to myślę, że to właśnie pójdzie w tę stronę, a w każdym razie może pójść”. http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/550694,andrzej-krauze-rysownik-rozmowa-mazurka.html

PAN BÓG TO SŁYSZY? – Monika Olejnik w GW: “Eurodeputowana Gosiewska, która żądała 5 mln od MON za śmierć męża w Smoleńsku (słabe warunki mieszkaniowe, moralne odszkodowanie), powiedziała w Radiu Maryja: „Bogu powinniśmy dziękować, że rząd premier Beaty Szydło nie godzi się na relokację imigrantów”. Pan Bóg to słyszy?” http://wyborcza.pl/7,75968,21864522,pan-bog-to-slyszy.html

JACEK KARNOWSKI ZASTĄPI KURSKIEGO? – pisze Radosław Gruca na Fakt24: “Czarne chmury nad głową Jacka Kurskiego. Jak ustalił Fakt24, awantura o Festiwal w Opolu stała się pretekstem do kuluarowych dyskusji o to, kto mógłby zastąpić Kurskiego na stanowisku szefa TVP. Wśród chętnych do przejęcia sterów przy Woronicza, jest ponoć jeden z braci Karnowskich – Jacek. – To jakaś prowokacja – odpowiada Faktowi dziennikarz i zarzeka się, że nie ma takich planów”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/jacek-karnowski-kandydatem-na-nastepce-kurskiego-w-tvp/4blk26c

BORUSEWICZ MA 5000 EMERYTURY – jedynka Faktu. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/tomasz-serafin-z-gdanska-oddalem-zdrowie-za-wolna-polske-teraz-nie-mam-nic/pc4ftfp

300polityka.pl

 

W razie ataku na NATO USA nie pomoże? ‚Trump nie zająknął się o art. 5. To rzecz bez precedensu”

dżek, 26.05.2017

prof. Jan Zielonka

prof. Jan Zielonka (Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta)

– Nie ma pewności, że w razie agresji na członków NATO Amerykanie będą się czuli zobowiązani, żeby im przyjść z pomocą – komentował w TOK FM prof. Zielonka. – To jest rzecz bez precedensu – dodał.

 

Co się stało w Brukseli, że prezydent Duda świętował? – Najważniejsze jest to, co się nie stało – odpowiedział prof. Jan Zielonka z Uniwersytetu Oksfordzkiego. – Prezydent amerykański pierwszy raz nie powiedział słowa nt. art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Nie ma pewności, że w razie agresji na członków NATO Amerykanie będą się czuli zobowiązani, żeby im przyjść z pomocą. To jest rzecz bez precedensu. Kiedy mnie pan pyta, co się stało, to ja mówię: obciach – komentował prof. Jan Zielonka. Również zdaniem większości amerykańskich komentatorów, prezydent Trump „zadał poważny cios NATO”.

Artykuł 5 stanowi, że atak na jednego członka jest atakiem na wszystkich członków Sojuszu. Został zastosowany po raz pierwszy i dotychczas jedyny po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton 11 września 2001.

Patriotyczna piosenka to za mało

Zielonka mówił, że milczenie Trumpa to sytuacja bez precedensu. – NATO nie jest organizacją do budowania murów przeciw imigrantom, NATO jest organizacją wspólnej obrony – podkreślał prof. Zielonka w Poranku Radia TOK FM. – Musimy zejść do rzeczy podstawowych. NATO nie jest organizacją wspólnej adoracji, a wspólnej obrony. Wspólna obrona nie polega na tym, żeby chłopcy w mundurach z kałasznikowem na pl.Defilad chodzili i śpiewali patriotyczne piosenki. Wspólna obrona zasadza się na nuklearnym odstraszaniu – chodzi o to, żeby potencjalnemu agresorowi nie przyszło do głowy, by wejść z wojskiem do innego kraju – jak np. Rosja na Ukrainę, bo to mu grozi nieobliczalnymi konsekwencjami – mówił prof. Zielonka.

Mamy XXI wiek, nie XIX. Pospolite ruszenie to nie rozwiązanie

Podkreślał, że w sytuacji, kiedy ta logika traci sens, bo ”wszystko zależy od widzimisię najważniejszego aktora w tym klubie”, to trzeba na nowo przemyśleć na czym polega obrona krajów członkowskich. – To nie są żarty. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak jesteśmy w stanie bronić się w świecie, gdzie obrona jest w kosmosie. Prowadzimy dyskusję jakbyśmy byli w XIX wieku – wyjaśniał prof. Zielonka.

A kciuki Dudy?

Prof. Wiesław Władyka podkreślał, że zachowanie Dudy, który pozował do zdjęcia z uniesionymi kciukami to fantastyczna zabawa dla twórców memów, ale jest smutne. – To ciąg dalszy upadku autorytetu naszego prezydenta – komentował.

Siemoniak: Histeryczna reakcja Szydło. W PiS huczy. Ona do końca roku już nie będzie premierem

http://www.gazeta.tv/plej/19,103168,21860021,video.html

 

TOK FM

„Rz” dotarła do raportu ws. śmierć Igora. Niemal od razu było wiadomo, że doszło do nadużycia

past, 26.05.2017

Marsz przeciwko brutalności policji w związku ze śmiercią Igora Stachowiaka

Marsz przeciwko brutalności policji w związku ze śmiercią Igora Stachowiaka (Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta)

Już we wstępnym raporcie z wydarzeń na komisariacie we Wrocławiu pisano, że policjanci nadużyli uprawnień – podaje „Rzeczpospolita”, która dotarła do jego głównych ustaleń.

Użycie paralizatora wobec skutego już kajdankami Igora Stachowiaka było nadużyciem uprawnień, wynika z raportu  Biura Kontroli Komendy Głównej Policji. Dokument, który opisuje „Rzeczpospolita”, sporządzono krótko po wydarzeniach we Wrocławiu.

W związku z tym policjant, który użył tzw. tasera – sierżant sztabowy Łukasz R., – został zawieszony na trzy miesiące. Jednak ze względu na przepisy po tym czasie przełożeni musieli przywrócić go do służby. Dlaczego?

„Rz” wyjaśnia, że zgodnie z przepisami policjanta można zawiesić na trzy miesiące, lub – jeśli postawiono mu zarzuty – do momentu wydania wyroku. Jednak prokuratura dotychczas nie zdecydowała się na przedstawienie zarzutów. Dlatego Łukasz R. po trzech miesiącach wrócił do służby. Zwolniono go dopiero po opublikowaniu nagrań z tasera przez TVN.

Policja mogła wyrzucić Łukasz R. wcześniej, gdyby jego działania wypełniały „oczywistość czynu” popełnionego przez funkcjonariusza. Jednak do tego potrzebne było zapoznanie się z materiałem dowodowym (w tym nagraniu z paralizatora). Pomimo trzech kolejnych próśb, prokuratura odmówiła udostępnienia tego materiału policji. Bez nich nie można było zakończyć postępowania dyscyplinarnego.

Śmierć Igora na komisariacie

25-letni Igor Stachowiak został zatrzymany przez policję 15 maja 2016 roku na wrocławskim rynku, ponieważ wyglądem przypominał innego podejrzanego. Funkcjonariusze na podstawie dowodu tożsamości, ustalili, że on sam jest poszukiwany za oszustwa.

Mężczyzna miał być agresywny i stawiał opór, dlatego obezwładniło go i skuło w kajdanki kilku policjantów. Użyto również wobec niego paralizatora. Mężczyzna trafił na jeden z komisariatów, gdzie po kilku godzinach zmarł. Według pierwszej opinii lekarza, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa. Według prokuratury można „z dużym prawdopodobieństwem” przyjąć, że śmierć była spowodowana zażyciem środków psychoaktywnych.

TVN24 wyemitowała reportaż, w którym odtworzono ostatnie godziny życia Igora. Dziennikarz stacji dotarł m.in. do 12-minutowego nagrania z kamery paralizatora, którym mężczyzna był wielokrotnie rażony. Wiadomo, że policjanci użyli paralizatora co najmniej kilka razy. W pewnym momencie, podczas próby przekucia Igora, zauważyli jednak, że ten przestał oddychać. Sprawa od razu budziła ogromne emocje nawet wśród funkcjonariuszy. „Naturalny ten zgon? – No właśnie chyba nie” – to wymiana zdać policjantów, którą ujawnił TVN.

 

gazeta.pl

PIĄTEK, 26 MAJA 2017

Sikorski: Polska powstała z kolan i walnęła głową w sufit. Nie życzę tego także Europie

08:45

Sikorski: Polska powstała z kolan i walnęła głową w sufit. Nie życzę tego także Europie

To część tej antyeuropejskiej retoryki [wystąpienie premier Szydło w Sejmie], twardej, nacjonalistycznej, która osłabia naszą markę, ale też wykorzystuje w nas, Polakach to, co gorsze, a nie lepsze. Myśmy powstali z kolan i walnęliśmy głową w sufit. Nie życzę tego także Europie – stwierdził Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:43

Sikorski o Schetynie: Rozumiem, że Grzegorz miał na myśli to, że nie chcemy masowej ilości uchodźców

Uważam, że każde państwo – my też – mamy prawo do rozpatrywania każdego przypadku indywidualnie. Nikt nam nie narzuca konkretnych ludzi. Jeżeli przyjęlibyśmy kilkaset sierot z Aleppo, to dżihadu z tego powodu w Polsce nie będzie. Rozumiem, że Grzegorz miał na myśli to, że nie chcemy masowych ilości [uchodźców], i to chyba nie podlega kwestii – stwierdził Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:33

Sikorski: Śledztwo jest przykładem używania instytucji państwa dla realizacji obsesji, zachcianek Kaczyńskiego

Nie, tortur nie było, paralizatora też nie użyto [o przesłuchaniu]. Nie wiem, ale nie można tego wykluczyć [czy stanie na ławie oskarżonych za zdradę dyplomatyczną]. Jarosław Kaczyński powiedział swego czasu, że będę o to oskarżony, wytoczyłem mu proces, a skoro to powiedział, to chyba decyzja zapadła. Byłem przesłuchiwany w charakterze świadka, ale z tego, co wiem, status zawsze można zmienić. Całe to śledztwo jest absurdalne, bo dotyczy działań, które były prowadzone w najlepszej wierze, więc jest przykładem używania instytucji państwa dla realizacji obsesji czy zachcianek Jarosława Kaczyńskiego – stwierdził Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

Moje przesłuchanie to próba skonkludowania sprawy Smoleńska bez udowodnienia zamachu. Gdyby udowodniono zamach i udział w zamachu, wtedy mówimy o poważnej sprawie i sąd, itd. Ale mamiono i oszukiwano Polaków przez wiele lat, zniesławiono poprzedni rząd, oskarżano nas o zamordowanie prezydenta i 95 rodaków, tymczasem nie znaleziono na to żadnych dowodów – mówił dalej były szef MSZ.

300polityka.pl

Prokurator Święczkowski ściga dziennikarza Czuchnowskiego. Bo „naruszył wiarygodność ważnego organu”

Agnieszka Kublik, 25 maja 2017

Bogdan Święczkowski

Bogdan Święczkowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

60 tys. zł i przeprosin domaga się Prokuratura Krajowa od dziennikarza „Wyborczej” Wojciecha Czuchnowskiego. Zarzut: naruszenie wiarygodności szczególnie ważnego dla państwa organu, jakim są Bogdan Święczkowski i kierowana przez niego instytucja.

Żądania prokuratury dotyczą tekstu publicystycznego pt. „I ty możesz zostać Józefem K.” z 13 kwietnia 2017 r. Komentarz posługiwał się figurą kafkowskiego Józefa K. i ukazywał, co może się stać, gdy – zgodnie z planami PiS – sądy zostaną pozbawione niezależności, a o obsadzie stanowisk prezesów sądów i wydziałów będzie decydował Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie.

Autor komentarza Wojciech Czuchnowski pokazuje ciąg zależności, na skutek których prokurator generalny zyska władzę nad sądami i będzie mógł wywierać skuteczną presję np. w konkretnych sprawach politycznych.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: PO: w sądach będzie „ziobroczystka”. Przez Sejm przechodzą ustawy podporządkowujące sądy politykom

Nie spodobało się to Święczkowskiemu, który kieruje Prokuraturą Krajową. Biuro Prezydialne PK 11 maja 2017 r. napisało do dziennikarza „Wyborczej”: „Pana działania wymierzone w organa Prokuratury cechują się daleko idącą uporczywością i eskalacją uchybień”. Prokuratura żąda przeprosin i 60 tys. zł na cel dobroczynny.

– Chodzi o skłonienie dziennikarza pod groźbą procesu do autocenzury i zaprzestania publikacji materiałów dotyczących działalności Prokuratury Krajowej i jej szefa – uważa mec. Piotr Rogowski, radca prawny „Wyborczej”. – Dowodzi tego żądanie wyłącznie od dziennikarza, a nie np. od wydawcy gazety, astronomicznej kwoty 60 tys. zł i publikacji przeprosin wartych kolejne kilkadziesiąt tysięcy złotych – dodaje.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sędziowie kontra „pycha władzy”. Mocne słowa pod adresem władz prof. Gersdorf i prof. Strzembosza na Kongresie Prawników

Czuchnowski jako przykład kawkowskiego procesu pokazał sprawę sprzed dziesięciu lat – śmierci b. posłanki SLD Barbary Blidy. Szczególną rolę odegrali w niej właśnie Zbigniew Ziobro i jego bliski współpracownik Bogdan Święczkowski.

Blida zginęła 25 kwietnia 2007 r. podczas próby zatrzymania. Wówczas Ziobro, jak i teraz, był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Święczkowski kierował ABW. Dziś stoi na czele Prokuratury Krajowej. Uważa, że przypominając sprawę Blidy, dziennikarz naruszył „dobra osobiste” jego i obecnie „kierowanego przez Niego organu”. Tymczasem komentarz dziennikarza nie dotyczył w ogóle obecnej działalności PK i jej szefa Święczkowskiego.

– Skoro zastrzeżenia Święczkowskiego dotyczą fragmentu komentarza nawiązującego do wydarzeń z 2007 r., kiedy był szefem ABW, to Święczkowski winien za własne pieniądze bronić swego „dobrego imienia”. Wykorzystywanie do tego pieniędzy podatników jest w mojej opinii skandaliczne – mówi Rogowski.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: 10 lat od śmierci Blidy i 10 lat bezkarności Ziobry. Platforma miała go rozliczyć, wypadło to żałośnie

Od śmierci Blidy Czuchnowski opublikował o sprawie ok. 100 tekstów. Pisał o politycznych naciskach na prokuraturę, presji na świadków, o zacieraniu śladów. Dziennikarz relacjonował prace sejmowej komisji śledczej, która badała okoliczności śmierci Blidy. W tym kontekście groźby Prokuratury Krajowej wobec dziennikarza nie mają podstaw i wyglądają jak próba zastraszania oraz odwet wobec gazety, która ujawniła najwięcej nieprawidłowości z czasów IV RP, czyli pierwszych rządów PiS.

Rogowski: – W demokratycznym państwie prawa organy władzy muszą tolerować krytykę ze strony mediów. Kto nie akceptuje takich podstawowych standardów demokracji, nie powinien zabiegać o publiczne funkcje.

DLA „WYBORCZEJ”

DOMINIKA BYCHAWSKA-SINIARSKA, szefowa Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

Pierwsza uwaga dotyczy samego tekstu. To scenariusz, jaki może się pojawić w przyszłości, i jest subiektywną oceną autora. Trudno przepraszać za wypowiedzi o charakterze opinii. W artykule nie ma też odniesienia do konkretnej prokuratury, stąd wątpliwość, czy konkretny prokurator może się czuć tekstem obrażony.

Druga sprawa to kwestia tego, czy organy państwowe, w tym prokuratura, powinny mieć zapewnioną ochronę dóbr osobistych, skoro są organami publicznymi, finansowanymi przez obywateli. W wielu państwach europejskich, w tym Wielkiej Brytanii, odchodzi się od możliwości pozywania przez instytucje publiczne, gdyż obywatele i dziennikarze powinni mieć możliwość przyglądania się im i komentowania ich działań.

Trzecia kwestia dotyczy publikacji przeprosin na stronie głównej „Wyborczej”. Taki wniosek wydaje się nieproporcjonalny i sprzeczny ze standardami europejskimi.

Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku „Węgrzynowski i Smolczewski przeciw Polsce” wskazał, że informacje o nieprawidłowościach w artykułach archiwalnych powinny być publikowane na stronie, na której znajduje się artykuł, jako notatka dodatkowa do artykułu.

wyborcza.pl

Monika Olejnik , „Kropka nad i”, TVN 24

Pan Bóg to słyszy?

25 maja 2017

Premier rządu PiS Beata Szydło. Sejm odrzucił wotum nieufności wobec ministra obrony Antoniego Macierewicza

Premier rządu PiS Beata Szydło. Sejm odrzucił wotum nieufności wobec ministra obrony Antoniego Macierewicza (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Swoje dziecko opłakuje ojciec Igora Stachowiaka. Setki dzieci i matek toną w Morzu Śródziemnym, uciekając przed głodem i wojną. Ale politycy PiS potrafią tylko straszyć. Gościnne występy – w piątek Olejnik

Panie ministrze Ziobro, skoro według pana Igor Stachowiak zmarł z powodu przedawkowania narkotyków, dlaczego policja nie wezwała pogotowia?

Panie ministrze Błaszczak, dlaczego pan nic nie zrobił, skoro zobowiązał się pan wobec ojca Igora Stachowiaka, że zajmie się pan sprawą osobiście?

Panie ministrze Zieliński, od ponad roku wiedział pan, że dwukrotnie użyto paralizatora wobec Igora, o czym pan zresztą powiedział podczas spotkania sejmowej komisji ds. administracji.

Dlaczego głowy komendantów policji poleciały dopiero po wstrząsającym reportażu Wojciecha Bojanowskiego w TVN 24?

Beata Szydło, zamiast powiedzieć przepraszam, zagłuszała sprawę Stachowiaka i Macierewicza, krzycząc z trybuny sejmowej: „Dokąd zmierzasz, Europo! Powstań z kolan, bo będziesz opłakiwała codziennie swoje dzieci!”.

Swoje dziecko opłakuje ojciec Igora Stachowiaka. Setki dzieci i matek toną w Morzu Śródziemnym, uciekając przed głodem i wojną. Ale politycy PiS potrafią tylko straszyć, udawać, że nic nie wiedzą, albo pleść głupoty, że sprawa Stachowiaka to atak za ustawę dezubekizacyjną.

Cech ludzkich nabierają na spotkaniach z dyrektorem Rydzykiem albo na Światowych Dniach Młodzieży, którymi tak się chwalą. A to właśnie na Światowych Dniach Młodzieży papież mówił „o otwartości na ludzi uciekających od wojen i głodu”.

Eurodeputowana Gosiewska, która żądała 5 mln od MON za śmierć męża w Smoleńsku (słabe warunki mieszkaniowe, moralne odszkodowanie), powiedziała w Radiu Maryja: „Bogu powinniśmy dziękować, że rząd premier Beaty Szydło nie godzi się na relokację imigrantów”.

Pan Bóg to słyszy?

wyborcza.pl

Zgrzyt na szczycie NATO. Trump krytykuje sojuszników za zbyt niskie nakłady na zbrojenia: „To nieuczciwe wobec amerykańskich podatników”

Michał Kokot, 26 maja 2017

Szczyt przywódców państw NATO w Brukseli

Szczyt przywódców państw NATO w Brukseli (Matt Dunham (AP Photo/Matt Dunham, Pool))

Prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział, że aż 23 z 28 członków NATO nie wypełnia swoich zobowiązań. – Oni są dłużni ogromne sumy – stwierdził Trump wywołując konsternację pozostałych przywódców państw członkowskich.

Kilka godzin przed przemową prezydenta Stanów Zjednoczonych urzędnicy Białego Domu zapewniali, że potwierdzi on zobowiązania amerykańskie względem pozostałych członków Sojuszu. Jego wizyta miała mieć przede wszystkim charakter koncyliacyjny i początkowo wiele na to wskazywało. Trump pochwalił Sojusz, który „promuje bezpieczeństwo i pokój na całym świecie”, zadeklarował też, że „Amerykanie nigdy nie porzucą swoich sojuszników”.

Później jednak było już tylko gorzej.

– Dwadzieścia trzy kraje spośród dwudziestu ośmiu nie wypełniają swoich zobowiązań. I wiele jest dłużnych ogromne sumy z lat poprzednich – powiedział Trump, dodając że to „nieuczciwe wobec narodu amerykańskiego i amerykańskich podatników”. Wywołało to konsternację wielu członków Sojuszu. Spodziewali się oni bowiem przede wszystkim zapewnienia co do tego, że Trump będzie respektował art. 5 traktatu, który mówi o tym, że w razie napaści na jednego z członków pozostali ruszą mu z odsieczą. Tak się jednak nie stało, zapewnienia te powtarzali jedynie urzędnicy z jego otoczenia.

Zobacz:

Donald i Donald, czyli jak oswoić Trumpa

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21861495,video.html

Chłód po przemowie Donalda Trumpa

Trump natomiast powiedział, że przyjęte kryterium wydatków 2 proc. PKB na zbrojenia (i tak niewypełniane przez większość członków) jest „absolutnym minimum”. Nawiązał również do poniedziałkowego zamachu terrorystycznego w Manchesterze (przyznało się do niego Państwo Islamskie), w którym zginęły 22 osoby, w tym dzieci. Powiedział, że aby pokonać terroryzm i nie dopuścić do powtórki „horroru z Manchesteru”, członkowie NATO „muszą uczciwie płacić swoją część [składek]”.

Po przemowie Trumpa żaden z przywódców europejskich nie pokusił się, by zacząć z nim rozmawiać. Do amerykańskiego prezydenta podszedł jedynie Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO, i powiedział, że sam od dawna nalega na to, aby wszystkie kraje członkowskie wypełniały swoje zobowiązania.

Gafa Trumpa wobec czarnogórskiego premiera

Konsternację wywołał również sposób, w jaki Trump obszedł się z Duško Markoviciem, premierem Czarnogóry, odpychając go w trakcie ustawiania się do wspólnego zdjęcia z pozostałymi członkami NATO. Było to o tyle symboliczne, że w Czarnogórze miało dojść w ubiegłym roku do próby zamachu stanu. Podgorica obwinia o to Rosjan, którzy mieli być wściekli za to, że Czarnogórcy zdecydowali się na wstąpienie do NATO, co oznacza utratę dla Moskwy utratę wpływów i dostępu do ważnej części Adriatyku.

Administracja Białego Domu tłumaczyła potem, że był to „przyjacielski gest” wobec Markovicia, którego Trump miał jedynie ściskać. Próbowali również tonować jego wypowiedzi podczas szczytu NATO i podkreślać, że Amerykanie są w pełni lojalni wobec swoich sojuszników. Jednak amerykańskie media twierdzą, że w ostatnim momencie Trump postanowił zmienić treść swojego wystąpienia, czym wprawił w zakłopotanie towarzyszących mu urzędników.

Trump łaja Niemcy

Europejskie media od Niemiec po Wielką Brytanię piszą, że wystąpienie Trumpa bardziej przypominało połajankę nauczyciela, który obwinia swoich uczniów za niesubordynację. Niesmak wywołały też kuluarowe komentarze Trumpa względem Niemiec. Według magazynu „Der Spiegel” i dziennika „Süddeutsche Zeitung” Trump miał mówić, że „Niemcy są bardzo, bardzo złe”. Krytykował Berlin za ogromną nadwyżkę handlową, a w szczególności nie podobało mu się to, jak wiele niemieckich samochodów sprzedaje się na rynku amerykańskim.

– Popatrzcie tylko na te miliony sprzedanych samochodów w Stanach Zjednoczonych. To okropne, zatrzymamy to – miał powiedzieć Trump na zamkniętym spotkaniu z przywódcami Unii Europejskiej.

Amerykanie niewiele wiedzą o Europie

Według „Spiegla” Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, próbował tłumaczyć amerykańskiemu prezydentowi, że wolny handel sprzyja wszystkim krajom, ale nie przebił się z argumentami.

Niemiecka „Süddeutsche Zeitung” pisze również, że delegacja europejska była zaskoczona tym, jak niewielką wiedzą Amerykanie w sprawie polityki handlowej. Najwyraźniej nie mieli pojęcia o tym, że członkowie UE negocjują wspólnie umowy handlowe. Tymczasem Gary Cohn, doradca gospodarczy Trumpa, miał stwierdzić, że Stany Zjednoczone mają inne stawki celne z Niemcami, a inne z Belgią.

wyborcza.pl