Zmarł Roman Bratny

Roman Bratny. Fot. PAP/Z. MatuszewskiRoman Bratny. Fot. PAP/Z. Matuszewski

06.11.2017

W wieku 96 lat zmarł Roman Bratny, pisarz, autor takich powieści jak „Kolumbowie. Rocznik 20” „Szczęśliwi torturowani”, „Śniegi płyną”, „Brulion”, „Na bezdomne psy”. O śmierci pisarza poinformowała w poniedziałek PAP jego córka Julia Bratny.

Roman Bratny, a właściwie Roman Mularczyk, urodził się 5 sierpnia 1921 roku w Krakowie. Podczas okupacji wraz z matką i młodszym bratem, Andrzejem, późniejszym scenarzystą filmowym, mieszkali w podwarszawskim Konstancinie. Ojciec pisarza brał udział w kampanii wrześniowej, był dowódcą 2. Pułku Strzelców Konnych, w okresie okupacji pełnił funkcję szefa podokręgu kieleckiego AK. Przyszły pisarz także działał w warszawskiej konspiracji. „Bratny” – nazwisko, pod którym Roman Mularczyk stał się pisarzem – to właśnie jego pseudonim konspiracyjny.

W 1942 r. Bratny ukończył kurs podchorążych Armii Krajowej, a rok później był jednym ze współzałożycieli podziemnego pisma „Dźwigary”, związanego z prawicową organizacją podziemną „Pług i miecz”. W 1944 roku opublikował swój debiutancki tomik wierszy pt. „Pogarda”. W czasie okupacji był w grupie żoliborskich przyjaciół, stanowiących trzon Kedywu Kolegium A. Brał udział w wielu akcjach. W Powstaniu Warszawskim walczył na Woli, Starym Mieście i Czerniakowie. Był kilkakrotnie ranny, po kapitulacji Warszawy trafił do oflagu. Do tego momentu droga życiowa Bratnego nie różniła się od przeżyć całego jego pokolenia, które po latach opisał w powieści „Kolumbowie. Rocznik 20”.

Jednak po wyzwoleniu Bratny zachował się inaczej niż większość jego kolegów z konspiracji – zaangażował się po stronie nowej, komunistycznej władzy. W 1949 roku wstąpił do PZPR; uważał, że po wojennej tragedii nie ma innej drogi niż budowa nowej, lepszej rzeczywistości. „Nie ma Boga. Rodzą się, umierają społeczne i polityczne wiary. Wolno człowiekowi wierzyć każdej i każdą zdradzać” – pisał Bratny o swojej wolcie światopoglądowej w wydanym w 1978 roku „Pamiętniku moich książek”.

Swoją najsłynniejsza powieść – „Kolumbowie. Rocznik 20” wydał w 1957 roku, na fali popaździernikowej odwilży. Trzytomowa książka przedstawiała doświadczenie rówieśników autora – ludzi, którzy wchodzili w dorosłe życie w czasie okupacji, konspirowali, walczyli w Powstaniu Warszawskim. Środowisko dawnych AK-owców przyjęło ją z mieszanymi uczuciami.

W latach 1946-1947 Bratny był redaktorem „Pokolenia”, „Nowej Kultury” i „Kultury”. W 1949 ukończył Akademię Nauk Politycznych w Warszawie. Pracował w redakcjach m. in. „Nurt”, „Odrodzenie”, opublikował kilka tomików wierszy i wyborów nowel.

Swoją najsłynniejsza powieść – „Kolumbowie. Rocznik 20” wydał w 1957 roku, na fali popaździernikowej odwilży. Trzytomowa książka przedstawiała doświadczenie rówieśników autora – ludzi, którzy wchodzili w dorosłe życie w czasie okupacji, konspirowali, walczyli w Powstaniu Warszawskim. Środowisko dawnych AK-owców przyjęło ją z mieszanymi uczuciami. Powieść Bratnego pokazywała ich jako bohaterów, prawdziwych patriotów, była jednym z pierwszych opublikowanych w PRL-u tekstów, w który próbował oddać sprawiedliwość pokoleniu Gajcego i Baczyńskiego, autor nie krył jednak krańcowo krytycznej oceny decyzji o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego. Powieść zekranizowana w 1970 roku, przyniosła jednak Bratnemu sławę i uznanie.

W połowie lat 70., kiedy ludzie kultury coraz powszechniej angażowali się po stronie opozycji, Bratny nie krył krytycznego stosunku wobec takich postaw. W roku 1977 w „Kulturze” w felietonie „My teraz” Bratny zaatakował środowiska kulturalne, które podejmują „próby doraźnych interwencji w życie bieżące”. Solidarnościowy zryw lat 80. postrzegał i opisywał jako owczy pęd niewykształconej tłuszczy. Pisarz-narrator „Anioła w butach z ostrogami”, alter ego autora, „patrzył na wszystko z poczuciem upokorzenia, dokuczała bolesna świadomość nieobecności, ale przyjęcie warunków obecności w nieprzytomnym stadzie było dla niego niemożliwe”.

Inne ważne powieści Bratnego to min. „Szczęśliwi torturowani”, „Śniegi płyną”, „Brulion”, „Na bezdomne psy”, „Nagi maj”, „Rok w trumnie”. Ta ostatnia książka, wydana w 1983 roku i uderzająca w etos Solidarności, wzbudziła wiele kontrowersji. Ostatnia książka Bratnego to „Anioł w butach z ostrogami” z 1995 roku – autobiograficzna opowieść, pokazująca losy rodziny na tle zmieniającego się i coraz bardziej nieprzewidywalnego i groźnego świata.

Pod koniec życia Bratny wycofał się z aktywności publicznej, osiadł na Mazurach. „Kilka dni przed śmiercią, spokojnie żegnając się z bliskimi mówił: tak naprawdę umarłem w 1944 roku, mając 20 lat. Reszta to dodatek, bonus i premia, którą dostałem. Większość moich przyjaciół tego nie dostała, choć zasługiwali bardziej niż ja. Wystarczy, bo to naprawdę wobec nich nie w porządku” – powiedziała PAP Julia Bratny.

Pisarz zmarł w niedzielę w wieku 96 lat.(PAP)

autor: Agata Szwedowicz

dzieje.pl

Mazurek: Rekonstrukcja będzie nieco odłożona w czasie

Mazurek: Rekonstrukcja będzie nieco odłożona w czasie

– Pani premier przedstawiła głównie zmiany dot. struktury rządu, czyli zmiany instytucjonalne, w mniejszym stopniu zmiany personalne. To dla nas oznacza jedno, że z całą pewnością rekonstrukcję trzeba przeprowadzić łączenie i będzie ona nieco odłożona w czasie – stwierdziła Beata Mazurek w rozmowie z TVP Info.

300polityka.pl

STAN GRY: Fakt: 4 posłów PO do rządu PiS, Karnowski: Notować nazwiska spinujących dymisję Szydło, Żakowski: Rewolta prawicy napędzana z zewnątrz

— 300LIVE:
Błaszczak: Amnesty International ma wyraźny stempel ideologiczny lewicowy, by nie powiedzieć, że lewacki
WKK: Jestem pewien uczciwości Pawlaka
Błaszczak o kandydacie PiS na prezydenta Warszawy: Decyzje w tej sprawie nie zostały podjęte
Błaszczak o rekonstrukcji: Decyzje zostaną podjęte i następnie przedstawione
Błaszczak: Kaczyński w sobotę mówił, że prawdopodobnie już dziś wróci do pracy
Łapiński: Nie wiem dlaczego temat z aneksem występuje akurat dzisiaj. Nie wiem dlaczego nie poproszono o niego wcześniej
Sellin o rekonstrukcji: Może się to przeciągnąć do końca listopada
Polityczny plan poniedziałku: europosłowie z Timmermansem o sytuacji w Polsce, wizyta prezydenta Iraku
http://300polityka.pl/live/2017/11/06/

— POLITYCZNY PLAN TYGODNIA: Kierownictwo PiS o rekonstrukcji, rząd o CPK, Sejm o handlu w niedziele, debata o Polscehttp://300polityka.pl/news/2017/11/05/polityczny-plan-tygodnia-kierownictwo-pis-o-rekonstrukcji-rzad-o-cpk-sejm-o-handlu-w-niedziele-debata-o-polsce/

— CZTERECH POSŁÓW PO PÓJDZIE DO RZĄDU – Magdalena Rubaj w Fakcie: “Czterech posłów należących do klubu PO prowadzi negocjacje na temat swojego przystąpienia do koalicji PiS z Solidarną Polską i nową partią Jarosława Gowina (56 l.), Porozumieniem – ustalił Fakt. – Każdy tu może być wiceministrem – mówi nam polityk PiS znający kulisy tych negocjacji. Znamy nazwiska tych posłów. Gdybyśmy je wymienili, obie strony zaprzeczą, że taka sytuacja ma miejsce. – Negocjacje są delikatne. Dla nich to nie jest prosta decyzja – tłumaczy nasz rozmówca. Dodaje jednak: – Powiedzmy sobie szczerze: jeśli nie przejdą do nas teraz, to za dwa lata i tak nie znajdą się na listach swojej partii”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/poslowie-po-pojda-do-rzadu-trwaja-tajne-negocjacje/sjyvr2t

— AWANS, LEPSZA EMERYTURA, 100% PENSJI – OTO “KARY” ZA ŚMIERĆ STACHOWIAKA – jedynka Faktu: “Swoim krzywdy nie damy zrobić! Najwyraźniej taką zasadą kierują się przełożeni komendantów policji, którzy ukrywali okoliczności tragicznej śmierci Igora Stachowiaka (†25 l.) na wrocławskim komisariacie. Jak dowiedział się Fakt, zdymisjonowani funkcjonariusze przeszli na spokojne emerytury albo nadal pracują w policji!”
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/wroclaw/wroclaw-kary-dla-komendantow-za-smierc-igora-stachowiaka/jnltqyy

— GOWIN ŁOWI W CENTRUM – Agata Kondzińska w GW: “Porozumienie – to nowa nazwa partii Jarosława Gowina. Ale to też porozumienie wicepremiera z Jarosławem Kaczyńskim obliczone na przyciągnięcie centrowego elektoratu. (…) – Gowin próbuje zachować podmiotowość, dlatego idzie do radia i wypala, że najlepszą kandydatką na prezydenta Krakowa będzie wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz – opowiada poseł PiS. – Ale Gowin wie, gdzie jest linia, której przekroczyć mu nie wolno. Dlatego potem bez mrugnięcia przyznaje, że w Krakowie dobrą kandydatką byłaby posłanka PiS Małgorzata Wassermann i że jego partia ją poprze”. http://wyborcza.pl/7,75398,22608066,uklad-kaczynski-gowin-porozumienie-ma-lowic-wyborcow-centrum.html?disableRedirects=true

— KOŚCIÓŁ ZNA AUTORYTET PŁYNĄCY Z UBÓSTWA, NIE Z UKŁADÓW – abp Ryś na ingresie: “Jest to także „Kościół, który zna wolność i autorytet płynący z ubóstwa, a nie z układów. Kościół, który zużywa się w miłosierdziu, a nie zabezpiecza się ciasno i doraźnie skrojoną sprawiedliwością. Kościół, który świadom swojej niezwykłej roli w dziejach konkretnych ludzi i ich wspólnot w Polsce, Europie, świecie, nie obnosi się swoimi zasługami. Jest jak jego Pan, wybiera ostatnie miejsce”. „Taki Kościół Pan wywyższa. Czyni to także w naszych sercach. Taki Kościół do nas przemawia i nas porywa, fascynuje. Do takiego Kościoła chcemy należeć i taki Kościół chcemy współtworzyć, nawet jeśli nasz grzech, pycha, chciwość raz po raz zniekształca taką jego postać”. http://gosc.pl/doc/4292983.Abp-Rys-Kosciol-Chrystusa-to-taki-ktory-zna-autorytet-plynacy-z

— JACEK KARNOWSKI O TYM, CZEMU SŁUŻY SPIN WOKÓŁ SZYDŁO – ROZHUŚTAĆ EMOCJE: “Ciągłe ożywianie tematu dymisji za pomocą rzekomo pewnych informacji (które oczywiście są jedynie spinem, bo niczym innym być dziś nie mogą) jest więc nie tyle obiegiem informacji, co grą samą w sobie. Moja teoria jest następująca: ludzie realnie zagrożeni rekonstrukcją, możliwą degradacją, utratą wpływów, próbują rozhuśtać sytuację i wywołać większą awanturę. Chcą, by rekonstrukcja była właściwie rewolucją. Wówczas zyskują szansę albo na schowanie swojej porażki w morzu zmian, albo na uratowanie pozycji, albo na takie rozdanie, które w dłuższej perspektywie pozwoli im osiągnąć swoje cele”.

— KARNOWSKI CYTUJE OSOBĘ Z KRĘGÓW RZĄDOWO-PISOWSKICH: “To jest matrix, w którym prawdziwe cele są głęboko ukrywane. Chodzi o nakręcenie emocji, a może i swego rodzaju paniki, o wywołanie spadków w sondażach, wytworzenie atmosfery zagrożenia i niepewności, atmosfery jakiegoś schyłku, i być może wymuszenie w ten sposób zmian, które w normalnych warunkach by nie zapadły”.

— NOTOWAĆ NAZWISKA TYCH, KTÓRZY SPINUJĄ – konkluzja Karnowskiego: “To gra bardzo niebezpieczna. Decyzja o tak ważnej sprawie jak wymiana premiera nie może zapadać pod wpływem medialnego spinu, nakręcania medialnej bańki, budowania atmosfery histerii. I z pewnością nie zapadanie, bo – jak mówi mój informator – matrix coraz bardziej się zacina, produkując fałszywe, łatwo czytelne tony. No i Jarosław Kaczyński takie gry zazwyczaj doskonale czyta, być może obserwując odsłaniającą się na chwilę mapę powiązań. Ale warto nazwiska osób grających w tę nieładną grę skrzętnie notować. Bo później to ci ludzie będą pierwszymi, którzy powiedzą: no nie, taka prawica nie ma szans na kolejne zwycięstwa, trzeba czegoś nowego, trzeba zmian, i to daleko idących”. https://wpolityce.pl/m/polityka/365596-ciagle-ozywianie-tematu-dymisji-premier-szydlo-jest-nie-tyle-refleksem-politycznych-gier-ale-gra-sama-w-sobie

— W POLSCE JEST UCZCIWIEJ NIŻ W 2015 – Marcin Fijołek: “Konstelacja polityczna, jaka z mozołem, czasem z trudem powstaje nad Wisłą odwzorowuje wreszcie „stan posiadania” w społeczeństwie. Polacy o wrażliwości konserwatywnej, o innych niż dotychczas obowiązujące poglądach i myśleniu mają wreszcie realny głos. W mediach (choć bywa niemiłosiernie parciany), w kolejnych korporacjach i środowiskach. Nie zawsze (jeszcze?) jest to w pełni profesjonalne, ale powtórzę: jest o wiele bardziej uczciwie niż jeszcze w roku 2015, gdy mniej więcej połowa Polaków była wyrzucona gdzieś na margines debaty publicznej”.

— SONDAŻE USYPIAJĄ POLITYKÓW DOBREJ ZMIANY – dalej Fijołek: “Kluczowe pytania są jednak zupełnie inne: po pierwsze, czy przechylony świat braku równowagi A.D. 2015 nie ma szans powrotu (na to się nie zanosi), a po drugie: jak korygować wady politycznego świata, który instaluje się w Polsce, a który – nie ukrywajmy – ma też wady, które z tygodnia na tydzień będą bardziej zauważalne przez Polaków. Politycy, którzy znajdą odpowiedzi na te pytania (niezależnie, czy dziś należący do PiS, czy opozycji) będą liczącymi się graczami na arenie politycznej w naszym kraju za 2-3 lata. A może nawet już w drugiej kadencji PiS, na której zaistnienie wiele dziś wskazuje. Dobre sondaże nie powinny usypiać również polityków „dobrej zmiany”. A chyba zbyt często tak się właśnie dzieje”. https://wpolityce.pl/m/polityka/365509-kosmici-zainstalowali-sie-na-stale-oboz-iii-rp-powoli-zaczyna-rozumiec-ze-ta-wladza-jest-na-dluzej-reguly-gry-zaczynaja-byc-uczciwe

— DOMINIKA WIELOWIEYSKA O FALI, JAKĄ MOŻE WYWOŁAĆ WYNIK WYBORÓW W WARSZAWIE: “Starcie w Warszawie jest ważne. W polskiej polityce bywa tak, że wybory wygrywa się falami: fala wzbiera w wyścigu samorządowym, potem są wybory europejskie, a następnie parlamentarne. W obozie anty-PiS Platforma jest najsilniejsza i mimo ataków na prezydent Gronkiewicz-Waltz wciąż jest popularna w Warszawie. Przegrana PO w stolicy byłaby porażką prestiżową i zapewne oznaczałaby, że to nie kandydat lewicy wygra, lecz kandydat PiS. Zwycięstwo obozu Kaczyńskiego w Warszawie byłoby niesamowitą siłą napędową dla partii rządzącej. Dlatego każdy błąd obozu PiS i obozu anty-PiS w mieście będzie miał kardynalne znaczenie w późniejszych wyborach”. http://wyborcza.pl/7,75968,22608009,bitwa-warszawska-czyli-jaki-blad-moze-popelnic-w-stolicy-pis.html

— MAREK BOROWSKI O SYSTEMIE ZJEDNOCZONEJ OPOZYCJI, GDZIE JEDNA PARTIA WYSTAWIA KANDYDATA NA TYM SAMYM MIEJSCU – mówi w GW: “Mam konkretną propozycję, która z jednej strony zapewni opozycji jedność, a z drugiej – autonomię każdego ugrupowania. Partie, które miałyby małe szanse na samodzielne pokonanie progu wyborczego (zwłaszcza przy jego podwyższeniu), wystawiają tylko po jednym kandydacie, zawsze na tym samym miejscu na liście. Np. wszystkie czwarte miejsca na listach ma SLD, wszystkie piąte miejsca ma PSL. Nowoczesna również mogłaby przystać na taki system. Wówczas każda partia na billboardach, w sieci, w ulotkach informuje: chcecie nas poprzeć w ramach zjednoczonej opozycji? Gdziekolwiek mieszkacie, głosujcie na kandydata znajdującego się na tym właśnie miejscu na liście”.

— SAMODZIELNY START PO MOŻE DAĆ ZWYCIĘSTWO PIS-OWI – DALEJ BOROWSKI: “Jeśli Platforma zdecyduje się na start osobno, to może pogrzebać szanse mniejszych partii i dać zwycięstwo PiS-owi. Bo ordynacja premiuje łączenie się partii w koalicje, a tym samym daje szansę na zdobycie większej liczby mandatów niż PiS. Jeszcze rok temu suma sondażowych głosów oddawanych na trzy partie opozycyjne plus SLD była większa niż liczba głosów oddawanych na PiS. To się potem zmieniało, bo PiS poszedł w górę. Teraz wyrównuje się tylko wtedy, gdy do koalicji dołączy Razem.Każda z tych konfiguracji wskazuje na jedno: tylko zjednoczona opozycja może zdobyć lepszy wynik niż PiS. W każdym innym układzie wygrywa Jarosław Kaczyński”. http://wyborcza.pl/7,75968,22601447,marek-borowski-nie-wierze-w-zbawce-na-bialym-koniu-tylko-zjednoczona.html

— NIEMCY INGERUJĄ W WEWNĘTRZNE SPRAWY POLSKI – jedynka GPC.

— PIS SIĘ OBURZYŁ, BO NIEMKA BRONIŁA POLSKI – Bartosz T. Wieliński w GW:“Gdzie w tych słowach wspieranie opozycji? Von der Leyen w półtoraminutowej wypowiedzi powtórzyła polskie stanowisko co do reform UE: nic o nas bez nas. Broniła Polski i całego regionu przed zachodnim besserwisserstwem, przed tymi, którzy najchętniej dalej traktowaliby Wschód jako ubogich krewnych. Za takie słowa niemieckiej polityk należą się podziękowania”. http://wyborcza.pl/7,75968,22607925,pis-sie-oburzyl-bo-niemka-bronila-polski.html

— KULTURA LIBERALNA O PLAKACIE TRZASKOWSKIEGO Z TWITTERA: “Platforma Obywatelska intenstywnie „wspiera” swojego kandydata na prezydenta Warszawy. Majstersztyk marketingu politycznego i czarny pas w obsłudze programów graficznych”. https://www.facebook.com/KulturaLiberalna/posts/1239493999489089

— MICHAŁ KARNOWSKI O PLAKACIE TRZASKOWSKIEGO: “PO próbuje powtórzyć ten koszmarny sposób uprawiania polityki, który pamiętamy z jej rządów w Polsce. Gdy wychodzą na jaw afery pogrążające ją, to mówi: „PiS też”. Doszło do absurdu, bo wypuszczono plakat, z którego wynika, że Patryk Jaki, człowiek, który odsłania ogrom zła i stara się pomóc tym mieszkańcom, a Trzaskowski oskarża go, że to on doprowadził do tej złodziejskiej reprywatyzacji w Warszawie”. https://wpolityce.pl/polityka/365621-michal-karnowski-w-bez-retuszu-po-probuje-powtorzyc-w-warszawie-koszmarny-sposob-uprawiania-polityki-ktory-pamietamy-z-8-lat-jej-rzadow

— NIKT Z PLATFORMY NIE INTERESOWAŁ SIĘ SPRAWĄ BRZESKIEJ I LOKATORAMI – pisze Joanna Lichocka w GPC: “Odrażające są próby wybielania się polityków PO z odpowiedzialności za złodziejską reprywatyzację. Także za los zwykłych warszawiaków, ofiar rządów tej partii. Nikt z PO nie interesował się sprawą Jolanty Brzeskiej, nikt nie wystąpił w obronie wyrzucanych lokatorów – mimo że ci zwracali się wielokrotnie do ratusza o pomoc. Żaden z działaczy i urzędni- ków PO nie powiedział „stop” oddawaniu kamienic wraz z ludźmi. Dziś także żaden nie okazuje skruchy. Więcej, zdemoralizowani politycy PO próbują powiązać śp. pre- zydenta Lecha Kaczyńskie- go z procederem, który kwitł za ich rządów”.

— MACIEREWICZ UDERZA ANEKSEM W DUDĘ – jak mówi w DoRzeczy: “Jest tu za to inny problem – prezydent Andrzej Duda powinien przekazać ten aneks jako materiał dowodowy do szefa SKW. Trudno zrozumieć dlaczego pan prezydent utrudnia działania służbom. Istotą problemu jest więc nie brak publikacji, ale to, że aneks znajduje się nie tam gdzie być powinien”.

— MACIEREWICZ O KSIĄŻCE PIĄTKA: “Ta książka nie zawiera żadnych sensownie powiązanych faktów – oświadczył. – Jej jasno sformułowanym przez autora celem jest atak na ministra obrony, który rozbudowuje wojsko polskie, a zwłaszcza tworzy WOT. Książka pana Piątka jest środkiem do celu, którym jest uniemożliwienie działań na rzecz bezpieczeństwa państwa”.

— MACIEREWICZ O NOMINACJACH GENERALSKICH: “Uważam, że źle się stało, iż pan prezydent zablokował proces nominacji generalskich. Polska armia musi być rozbudowywana i potrzebuje nowych dowódców operacyjnych”. https://tygodnik.dorzeczy.pl/46240/Rosjanie-moga-nam-grozic-ale-nie-zagrozic.html

— PREZYDENT NIE JEST NOTARIUSZEM DECYZJI MON – Paweł Soloch w DGP: “Prezydent podnosił tę kwestię podczas dyskusji o referendum konstytucyjnym. Przypomnę także ostatnie słowa prezydenta, że nie wszystkie decyzje ministra będzie akceptował. To oczywiste, że prezydent nie jest notariuszem decyzji ministra. Minister musi brać pod uwagę oczekiwania i opinie zwierzchnika sił zbrojnych. Dziś wyjściem są rozwiązania kompromisowe, ale nie wykluczałbym także rozwiązań ustawowych pozwalających usprawnić te relacje”.

— PREZYDENT NIE ODRZUCIŁ WNIOSKÓW – dalej Soloch: “Nie wyobrażam sobie, byśmy nie osiągnęli kompromisu. Prezydent nie odrzucił wniosków. Czekamy na informacje ze strony MON oraz na postęp prac nad reformą kierowania i dowodzenia”. http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/561869,na-nominacje-generalskie-jeszcze-sobie-poczekamy-soloch-wywiad-szef-bbn.html

— SZYSZKO KONTRATAKUJE W NASZYM DZIENNIKU: NIE ULEGNIEMY LEWICOWEJ PRESJI: “To ma związek ze światopoglądem lansowanym w Europie Zachodniej, czyli przez nurt lewicowo-liberalny, który uważa, że człowiek jest największym wrogiem zasobów przyrodniczych, a najwyższą formą ochrony środowiska jest niewycinanie drzew i zrezygnowanie z polowań na zwierzęta. (…) to coś zupełnie innego niż jest wpisane w polską tradycję, mentalność zgodną z Bożym wskazaniem: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Chodzi o takie korzystanie z zasobów przyrodniczych, aby służyły człowiekowi, aby stymulowały rozwój gospodarczy, ale jednocześnie, aby tych zasobów nie ubywało”. http://wp.naszdziennik.pl/2017-11-06/283533,nie-ulegniemy-lewicowej-presji.html

— RYCZAŁTOWO ZABLOKOWALIŚMY WSZELKIE TEORIE SPISKOWE A REWOLTA BYŁA NAPĘDZANA Z ZEWNĄTRZ – Jacek Żakowski w GW: “Warto tę historię głośno przypominać, bo wiele wskazuje, że najdalej idące wnioski wyciągnął z niej Putin. A my (cały Zachód), zadufani w sobie, kompletnie się zagapiliśmy. I jeszcze zablokowaliśmy naszą czujność, ryczałtowo dezawuując wszelkie teorie spiskowe. Słono już za to płacimy, a do zamknięcia rachunku daleko. (…) Ale jest też coraz więcej poszlak, że rewolta w USA, Polsce, Czechach, we Francji, na Węgrzech – podobnie jak sto lat temu – była napędzana z zewnątrz. Do tego też nie wolno było dopuścić. Teraz nie wolno tego odpuścić. Pamiętając, co było sto lat temu i co z tego wynikło, musimy przestać się łudzić, że to się nie dzieje”. http://wyborcza.pl/7,75968,22607816,rewolucja-dzis-wieczorem.html

— NIE TAKIE TE EMERYTURY STRASZNE JAK JE PLATFORMA MALOWAŁA – Bartek Godusławski, Grzegorz Osiecki na jedynce DGP: “Do ZUS zgłosiło się mniej uprawnionych do emerytury w ramach obniżonego wieku. Dzięki temu państwo do końca roku może oszczędzić nawet 500 mln zł. (…) ZUS wystawił już pierwszy rachunek finansom publicznym za obniżkę wieku emerytalnego. Dotychczasowy koszt wypłat świadczeń dla kobiet, które mogą znów przejść na emeryturę w wieku 60 lat i mężczyzn po ukończeniu 65. roku życia, to w październiku nieco ponad 400 mln zł, czyli o 40 proc. mniej, niż przewidywał zakład. Wstępne szacunki mówiły bowiem, że trzeba będzie na ten cel wysupłać przynajmniej 700 mln zł. To pokazuje, że już na starcie udało się odnotować oszczędności na realizacji obietnicy wyborczej”. http://gospodarka.dziennik.pl/praca/artykuly/561856,nie-takie-emerytury-straszne-jak-je-platforma-malowala.html

— DORWAĆ SZAREGO – jedynka GW: “W sierpniu szef MSWiA Mariusz Błaszczak zaliczył podinspektora Andrzeja Szarego do „totalnej opozycji”. Policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych właśnie doniosło na niego do prokuratury”. http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,22608140,dorwac-szarego-policyjny-zwiazkowiec-krytykowal-ministra.html

— KRZYSZTOF SZCZERSKI O DWÓCH TYPACH POPULIZMU EUROPEJSKIEGO: MARGINESU I INSTYTUCJONALNYM – pisze w RZ: “Mamy bowiem w Europie do czynienia z pojawieniem się zjawiska podwójnej pętli populizmu. Jest populizm marginesu, który zdobył w różnych krajach europejskich od kilku do kilkunastu procent poparcia. W niektórych krajach niemal wystarcza to do objęcia władzy, ale w efekcie tworzenia koalicji systemowych ten populizm marginesu na razie przegrywa. Jest on jednak obecny w większości krajów europejskich. Mamy także do czynienia z drugim typem populizmu: populizmem instytucjonalnym. Jego przedstawiciele z racji przynależności do głównego nurtu mają prawo do legitymizowanych wypowiedzi. Ten rodzaj populizmu jest nawet bardziej niszczący dla jedności rynku, instytucji, prawa i budżetu europejskiego, ponieważ inaczej niż populizm marginesu, uznawany jest za dopuszczalny i reformatorski. W nim pojawiają się pomysły zagrażające jedności prawa, instytucji, rynku i budżetu albo zagrażające wolności przepływu osób, usług, handlu czy kapitału. Czynione jest to w imię walki z rzekomym dumpingiem socjalnym na rynku albo po prostu w imię protekcjonizmu i narodowych interesów sprzecznym z ideą, np. wspólnego bezpieczeństwa energetycznego”.

300polityka.pl

PiS i Kukiz ’15 w symbiozie PiKuS-ia

PiS i Kukiz '15 w symbiozie PiKuS-ia

Nie pojmuję, dlaczego Jarosław Kaczyński godzi się na terminologię dotyczącą jego ugrupowania w parlamencie – Zjednoczona Prawica? Z iloma procentami PiS się zjednoczył? Ile procent przyniósł Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin? Ten pierwszy ze dwa, a Gowin podejrzewam, że nawet jednego procenta nie dorzucił.

W tym zjednoczeniu widzę fałsz. Jest zjednoczenie, lecz nie z podmiotami wyżej wymienionymi. Na razie istnieje zjednoczenie nienazwane, acz realne, mianowicie PiS z ugrupowaniem Kukiz ’15. O! – i to jest zjednoczona prawica, której nazwę można odczytać z dwóch dodanych do siebie członów PiS i Kukiz, a dające nomenklaturę – PiKuS. PiS w ten sposób wchłania 10 procent Kukiza.

Do takiego zjednoczenia może dojść jeszcze przed wyborami samorządowymi, bo część posłów Kukiza oznajmiło, iż w opozycji do kandydatury PO na prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, PiS i Kukiz powinni wystawić wspólnego kandydata Jakiego bądź Karczewskiego.

PiKuŚ – tak dla zgrabności nazwijmy owo zjednoczenie – jest realne. I mają prawo sądzić, że dla nich wszystko będzie pikusiem. Taka forma myślenia, nie tylko politycznego. Opozycja – pikuś, sądownictwo – pikuś, media – pikuś.

Dla PiKuS-ia wszystko jest pikusiem, wszystko przegłosują, a nawet może się zdarzyć, że sondaże pokażą, że Trzaskowski już w pierwszej turze głosowania weźmie więcej niż 50 procent plus jeden głos. Co wówczas może w Sejmie zrobić PiKuŚ? Ano, nie dopuścić do wyborów samorządowych, bo dla nich głosowanie w Sejmie będzie pikusiem.

Dla PiKuS-ia wszystko jest pikusiem, wszystko przegłosują…

Ba, już moralność mamy pikusiową. Moralność to pikuś. Oto w TVP będą prowadzone przez Krzysztofa Ziemca szkolenia z… etyki dziennikarskiej. Jaka to etyka może być? Tylko pikusiowa. Etyka to pikuś. Będzie to zatem moralność dobrej zmiany taka sama, jaka była poprzednio – tylko jeszcze lepsza i przede wszystkim na odwrót. Taki pikuś.

Inne zdarzenia z ostatnich dni to także powstanie polityki zagranicznej pikusiowej. Pojechał Witold Waszczykowski na Ukrainę i otworzył kolejny front walki z sąsiadami. Bo dla pisowskiej Polski nasi sojusznicy to pikuś. Polska jest wielkością samą w sobie, reszta to pikuś. Waszczykowski znajduje się na wszelkich możliwych frontach. Jest pisowską twarzą na salonach dyplomatycznych, jest frontmanem PiKuS-ia.

Polska to będzie pikuś, a załatwienie na amen demokracji także pikuś. Taką mamy symbiozę w kraju PiKuS-ia, wszystko im lata (Lotto), bo mogą przegłosować wszystko.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Dwie partie i bilans energetyczny – matematyka sprzedawców lodów

Matematyka ma w polityce swoje miejsce – jak z matematyką często bywa w potocznej świadomości – do opisu sytuacji. Najczęściej wyobrażamy sobie, że chodzi o statystykę – te wszystkie procenty poparcia, analizy trendów i podobne rzeczy. Rzadziej uświadamiamy sobie, że za metodologią badań sondażowych stoją matematyczne pojęcia skomplikowane ponad wysiłek, który chcielibyśmy sobie fundować, by rzecz zrozumieć naprawdę, potrafiąc np. odróżnić badania solidne od niesolidnych. Jednak niemal nigdy nie wiemy, że dobrze już znana teoria chaosu, mniej zbadana i wciąż rozwijana teoria złożoności i kilka innych matematycznych konstrukcji potrafią nie tylko opisać, ale i dobrze wyjaśnić istotne mechanizmy ludzkich zachowań w politycznych systemach, bo te mechanizmy są wysoce przewidywalne przy całej nieprzewidywalności człowieka i ludzkich zbiorowości. Jeden z takich bardzo prościutkich modeli chcę tu przywołać. Bo zrozumieć znaczy również móc zmienić

Model

Wyobraźmy więc sobie plażę długości 400 metrów. Leżą na niej plażowicze rozmieszczeni równomiernie. Są też równomiernie spragnieni lodów. Na plaży jest dwóch sprzedawców. Sprzedają identyczne lody na identycznych patykach, w identycznej cenie. Są pazerni i chcą sprzedać jak najwięcej, konkurują więc między sobą. Plażowicze są zaś wyłącznie leniwi i nie mają innych cech – lubią leżeć, nie lubią chodzić i niczego więcej o nich nie wiemy. Wybierają więc zawsze tego sprzedawcę, który jest najbliżej. Problemem jest, gdzie wzdłuż linii plaży ustawią się sprzedawcy. Nie, gdzie stać powinni, ale w które miejsca zaprowadzi ich ewolucja tego prościutkiego układu.

Otóż oczywiście powinni stanąć w odległości 200 metrów od siebie – każdy w środku swojej 200 metrowej połówki plaży, a więc po 100 metrów od końców. Wtedy maksymalny dystans, jaki będą mieli do przejścia plażowicze, wyniesie 100 metrów, a każdy ze sprzedawców będzie miał dla siebie dokładnie połowę rynku. Rzecz w tym jednak, że pomimo niewątpliwej optymalności, jest to układ niestabilny.

Wystarczy, że któryś ze sprzedawców przesunie się w stronę konkurenta, np. o 10 m i wejdzie w ten sposób na jego rynek, a natychmiast dostanie jego część, nie tracąc rynku własnego, bo choć plażowicze z końca będą teraz mieli 110 metrów do przejścia, to jednak nadal ten sam sprzedawca będzie dla nich najbliższy. Pazerny sprzedawca zarobi w ten sposób 5 metrów plaży (będzie miał 110 metrów za sobą, a przed sobą połowę dystansu do drugiego sprzedawcy, zatem 95 metrów, czyli w sumie 205). Jedyną skuteczną reakcją konkurenta, który 5 metrów straci, jest zrobić to samo – podejść bliżej do drugiego sprzedawcy.

W rezultacie tego procesu po szeregu takich posunięć obaj sprzedawcy znajdą się dokładnie w środku plaży. Maksymalny dystans do przejścia zwiększy się dla plażowiczów dwukrotnie. Co interesujące, sprzedawcy będą mieli dokładnie te same rynki i żadnej korzyści nie osiągną. Straty odniosą wyłącznie plażowicze. Co interesujące najbardziej, właśnie ten układ, wysoce nieoptymalny dla plażowiczów – z dwójką sprzedawców w tym samym miejscu na środku – okazuje się najbardziej stabilny. Każdy sprzedawca, który przesunie się o krok z tego miejsca, natychmiast traci. Model dąży więc nieubłaganie właśnie do tego stanu.

Jeśli obaj sprzedawcy staną na jednym z końców plaży, wtedy też – oczywiście – każdy z nich dysponuje połową rynku, bo klienci ich nie rozróżniają i wybiorą losowo, niektórzy z nich po pokonaniu dystansu aż 400 metrów. Ten układ jest jednak niestabilny – i to skrajnie. Ten ze sprzedawców, który przesunie się w stronę środka choćby o metr, dostanie niemal całą plażę, pozostawiając konkurentowi jedynie półmetrowy margines.

Gdziekolwiek staną sprzedawcy, chciwość każe przynajmniej jednemu z nich – na pewno zaś temu, który aktualnie traci – zbliżyć się do drugiego. Cała dwójka będzie się zaś zawsze przesuwać w stronę środka. Proste. I nieuchronne.

Model można komplikować. Np. dodając do płaskiej plaży wzgórza, czy też wydmy, efektywnie zwiększające wysiłek plażowiczów. Nic się nie zmieni w logice. Wystarczy zastąpić metry „metrami przeliczeniowymi” lub np. kaloriami potrzebnymi do pokonania dystansu i choć ów środek – miejsce spotkania sprzedawców – przesunie się odpowiednio do tego, logika pozostanie dokładnie ta sama. Zaskakujące jest jednak to, że również zmiany opisu bodźców warunkujących zachowania sprzedawców i plażowiczów, nie zmieniają na ogół w żaden sposób dynamiki układu. Mogą być źródłem „lokalnych drgań” w systemie, ale nie naruszą kształtu przestrzeni zdarzeń, której matematyczny model zamienia plażę na powierzchnię wygiętą na kształt U, a sprzedawcy będą na tej powierzchni jak kulki, które do środka stoczą się zawsze. Komplikacje systemu będą jak zmarszczki na powierzchni U. Owszem, wprowadzą lokalne turbulencje, kulki jednak i tak stoczą się tam, gdzie się stoczyć muszą. Zmiana warunków opisujących motywacje może zmodyfikować przestrzeń globalnie, a nie tylko dodając „zmarszczek” – dno siodłowatego U może się przesunąć, ale i tak będzie istniało i kulki spotkają się właśnie tam. Trzeba by się nieźle nakombinować, by kształt U zmienił się w W – z dwoma „siodłami” satysfakcjonującymi plażowiczów.

Logika modelu jest tak przemożna, że nie potrzebujemy niczego mierzyć, spoglądając na plażę z oddali bujającego się leniwie na falach materaca i z jakichś powodów zainteresowani, gdzie dokładnie plaża ma środek – wystarczy spojrzeć, gdzie stoją sprzedawcy. Gdyby sprzedawca był jeden, może stać gdziekolwiek – np. w wygodnym cieniu. Jeśli jest ich wielu – nie tylko dwójka – ustawią się w środku z dokładnością do rozmiarów własnego ciała.

Dwie partie na wolnym rynku

Ów prymitywnie prosty model opisuje oczywiście logikę zachowania polityków w dwupartyjnym systemie i wyjaśnia, dlaczego partie muszą się do siebie zbliżać programowo, z czasem stając się nie do odróżnienia. Aborcja, „kompromis aborcyjny”, polityka wobec problemu uchodźców, emerytury mundurowych, przywileje górników – niezmienność polityki w tych i wielu innych kwestiach, pomimo rozmaitych politycznych wojen i zmian frontów, ma oczywiście właśnie takie źródła. Wiemy, że tak jest i narzekamy na to. Czasem czujemy, że tak być musi, ale rzadko uświadamiamy sobie, z jakim mechanizmem mamy tu do czynienia.

Mechanizm jest zaś w istocie ten sam. Skoro większość Polaków jest przeciw przyjmowaniu uchodźców – kombinuje Schetyna, lider „liberalnej” PO – należy „zmodyfikować przekaz” i przesunąć się „odważnie” o 50 m w stronę PiS na plaży: PO zademonstruje więc sprzeciw wobec obowiązkowych kwot uchodźców, będzie się domagała „pomocy w miejscu powstawania problemu”, zażąda uszczelnienia granic Unii itd. W stosunku do lodziarzy tylko jedno rozróżnienie jest istotne: nie wolno mówić identycznie, bo nie o to chodzi, żeby się fizycznie zespolić z konkurentem, należy pozostać „innym lodziarzem”, chodzi tylko o to, żeby stanąć w tym samym miejscu.

Motywacje ludzi w wyborach są oczywiście bardziej złożone niż proste lenistwo plażowiczów. To jest zresztą interesujące zwłaszcza dla tych z nas, którzy szukają możliwości przełamania obezwładniającej logiki konwergencji i szukają przestrzeni o kształcie raczej W niż U. Niektórzy wyborcy są więc przywiązani do tradycji i zwracają uwagę na ubiór sprzedawcy – są w stanie nałożyć drogi, byleby dojść do tego w niebieskiej koszulce, albo w czerwonej. Faceci polecą do pięknej dziewczyny – i nie będą im straszne żadne wydmy po drodze.

Cóż, W nie jest tak łatwo osiągalne, w polityce wolno nawet więcej niż na plaży – w sytuacji konkurencji z dziewczyną drugi sprzedawca natychmiast zmieni płeć, a potrafi to robić na zawołanie. Widzieliśmy Millera cudownie zamienionego w Ogórek, a choć nie na wiele się to zdało, to klęska nie brała się nie tyle z nieadekwatności modelu, co z braku danych o plażowiczach, których zamroczony upałem i porażony wdziękami Leszek Miller po prostu nie był w stanie dostrzec. Tak, czy owak najważniejsze w tych rozważanych odstępstwach od modelu jest zrozumieć, że zmiana płci, barw, czegokolwiek – wszystko to tłumaczy się jednak wciąż na ten sam element modelu sprzedawcy: na kroki w stronę konkurenta lub w stronę środka. „Metry przeliczeniowe”, kalorie, cokolwiek – logika jest wciąż ta sama. I kształt U też.

Patrii może być więcej niż dwie. Stanie się z nimi to samo, co dzieje się ze sprzedawcami. Logika przestrzeni każe każdemu próbować wejść na rynek sąsiada – sprzedawcy uformują się w „roje”, niemal na pewno elementem ewolucji będą dwa takie, które w końcu zleją się w jeden – na środku plaży.

Energetyczny potencjał zmian

Jest ujemny.

Stabilny stan dynamicznego układu – tym w istocie jest bliźniacze podobieństwo dwóch konkurujących ze sobą partii politycznych. Utrzymanie układu optymalnego ze sprzedawcą w środku swojej połówki plaży wymagałoby utrzymania stanu nierównowagi, a to z kolei żąda energii – tak to bywa w świecie fizyki, o czym na ogół wiemy, oraz w świecie matematyki, o czym już słyszało tylko niewielu z nas.

Przywykliśmy wierzyć, że nieregulowany rynek prowadzi do stanu równowagi. Owszem, stabilny stan jest względną równowagą dynamicznego układu. Równowaga nie oznacza jednak optimum, jak to już widzimy wyraźnie. „Niewidzialna ręka rynku” jest z punku widzenia leniwych plażowiczów przekleństwem, nie błogosławieństwem.

Na plaży trzeba by było przepisu, który każe sprzedawcom dostać np. koncesję na handel i związania tej koncesji z wyraźnie określonym miejscem, albo kawałkiem plaży. Sprzedawcy nie są tym jednak zainteresowani. Im bez różnicy. Owszem, gdyby byli empatyczni wobec klientów, mogliby dojść między sobą do porozumienia w tej kwestii. Jest jednak naiwnością zakładać u sprzedawców cokolwiek poza chciwością. Chcą zarobić, po to się na plaży zjawiają i tylko tego możemy być pewni. Nie wykluczając ich empatii, nie wolno jednak na niej polegać – system musi działać również wtedy, kiedy sprzedawcy to dranie. Draństwo sprzedawców nie jest właściwie wadą, podobnie jak cynizm polityków – jest cechą potrzebną w konkurencji.

Źródłem zmian – np. twórcami przepisów o koncesjach – mogą zatem być wyłącznie plażowicze. Ale w prostym modelu plaży to się nigdy nie zdarzy, a powodem tej pewności jest fakt, że utrzymanie stanu nierównowagi wymaga energii. Plażowicze zaś – jako się rzekło – są wyłącznie leniwi. Prawo trzeba by ustalić i wprowadzić. Trzeba by podnieść się z koca, przejść do sąsiada, kilka rzeczy uzgodnić, np. zebrać się w jednym miejscu. Trzeba by przejść dystans znacznie większy od tego wymaganego, by dostać upragnionego loda. A potem jeszcze trzeba by się wciąż podnosić, by wypełnienia prawa pilnować. To się więc nie zdarzy. Bo to się nikomu nie opłaca.

Co również wyjaśnia – wbrew przekonaniom tak częstym, że już obiegowym – dlaczego na ogół daremne są wyczekiwania „wkurwu” w wyniku naruszenia jakichś istotnych interesów wyborców i następującej potem mobilizacji. Psychologia – już nie sama matematyka – zna przynajmniej równie częste zjawiska odwrotne: silny deficyt potrafi paraliżować bardziej niż niewielki, a kluczowy okazuje się nie „wkurw”, tylko inny warunek konieczny: świadomość, że zmiany są realne i niezbyt trudne. Spodziewany wydatek energii – to się liczy. Energetyczny bilans. Do jego nieświadomej, ale wciąż prowadzonej i bardzo precyzyjnej kalkulacji przygotowała nas ewolucja w ekstremalnie trudnych warunkach walki o przetrwanie. Nie byłoby nas na świecie, gdybyśmy nie umieli kalkulować opłacalności wydatków energii. Na sawannie, gdzie walczyliśmy o przeżycie, nie było ani partii, ani sprzedawców lodów, żyliśmy w grupach nieporównanie mniejszych niż dzisiejsze społeczności, do których ewolucyjnie przystosowani jesteśmy słabo. Ukształtowani w ten sposób nie podniesiemy się z koca na plaży, ani nie zrobimy rewolucji, która zniosłaby polityczny układ dwóch partii – jeśli powodem ma być racjonalna potrzeba skrócenia drogi do faceta z lodami.

Spokojnie, to tylko fikcja

A dowodem fikcji jest PiS. Przypuszczam, że trochę to się wyda skomplikowane… Chodzi w każdym razie o to, że mamy inne powody niż sama tylko ochota na lody.

Dość długi cytat pozwolę sobie zaprezentować w nadziei wybaczenia nielubianej matematyki, którą tu zasunąłem niczego się niespodziewającym ofiarom. Autorką jest Chantal Delsol, francuska antropolożka, uczennica Arendt co prawda, ale równocześnie „prawaczka”, widząca w oświeceniowej tradycji praw człowieka i ładu społecznego opartego na autonomicznej wolności jednostki źródło współczesnych zagrożeń totalitarnych. Celowo cytuję akurat tę skądinąd dość obcą mi konserwatystkę i akurat taki fragment, który mimo to jest szalenie mi bliski (Czym jest człowiek? Kurs antropologii dla niewtajemniczonych):

Jakieś 100 000 do 80 000 lat temu neandertalczycy zaczęli grzebać swoich zmarłych, choć prawdopodobnie robili to w sposób niesystematyczny. Sprawienie pochówku to nie tylko przykrycie zwłok, ale również rytuał: zmarły zostaje ułożony w specjalny sposób, otacza się go pewnymi przedmiotami, ubiera się go lub przystraja. Te rytuały świadczą o pewnym wyobrażeniu śmierci, być może zaświatów, w każdym razie – o pewnym wyobrażeniu człowieka. W grocie Szanidar w Kurdystanie (60 000 lat p.n.e.) znaleziono szczątki siedmiu osób, w tym dziecka. Ich zwłoki zostały umieszczone na łożu z kwiatów. […] Dlaczego paleontolodzy uznają, że duża małpa staje się człowiekiem, kiedy zaczyna grzebać swoich bliskich? Ponieważ prawdopodobnie wtedy pojawia się świadomość śmierci, zdziwienie i smutek z jej powodu. Pytanie, które rodzi się w mózgu tej istoty, jest bardzo ważne. Można wręcz powiedzieć, że stanowi już podstawowe pytanie, na które nigdy nie udzielono pewnej odpowiedzi. Inaczej mówiąc, kiedy około 100 000 lat temu neandertalczycy po raz pierwszy grzebią swoich zmarłych, rodzi się pytanie, którego nie pozbędzie się żadna cywilizacja. Oto prastare włochate zwierzę dotyka palcem najwyższej tajemnicy. Wskazuje na gordyjski węzeł, którego nie zdoła rozwiązać żadne późniejsze wyrafinowanie. […] O czym więc świadczy świadomość śmiertelności? Jednocześnie o świadomości bycia sobą i o świadomości tego, że jako istoty jednostkowe żyjemy w czasie. Bycie sobą to bycie tym szczególnym, odróżnionym bytem, który odróżnia właśnie owo podążanie w przepaść od własnych narodzin do własnej śmierci. Jeżeli dowiaduję się, że muszę umrzeć samotnie w przeznaczonej mi godzinie, to znaczy, że istnieję jako byt samotny. Idea własnej śmierci odkrywa przed człowiekiem tę samotność i tę jedyność, ponieważ widzi on dobrze, czego mu brakuje. […] Odkrywając pewność własnej śmierci, człowiek odkrywa swoje znaczenie. […] Dowiaduje się, że jego śmierć oznacza zniknięcie pewnego punktu widzenia na świat. […] Wyrafinowane zwierzę, które zrytualizuje własną śmierć, stworzy następnie kosmogonie.

I to nie tylko te z Księgi Rodzaju, ale również teorie względności, kwantów i wielkiego wybuchu. I nie tylko kosmogonie, ale człowiek stworzył również Facebooka i systemy partyjne…

Otóż jeśli człowiek ma się nie poddać przemożnej logice modelu sprzedawcy lodów i ma przezwyciężyć własną, ukształtowaną ewolucyjnie skłonność do kierowania się prostym optimum bilansu energetycznego, to może polegać wyłącznie na tym, co go wyróżnia jako człowieka właśnie. Niewątpliwie ani rytualne grzebanie zmarłych, ani malowanie na ścianach Lascaux energetycznie optymalne nie było. Tę stratę energii człowiek akceptuje w imię realizacji potrzeb specyficznego, innego rodzaju. Człowiek potrzebuje mianowicie przede wszystkim sensu własnej, ograniczonej egzystencji.

Wracając na plażę – nie da się, jak widzieliśmy, apelować do plażowiczów o stworzenie prawa, które by kazało stać sprzedawcom lodów w optymalnych miejscach, ponieważ potrzebny do tego wysiłek znacznie przekroczy ten, po którym loda dostaje się przy skrajnie niekorzystnym położeniu. Należy zaniechać argumentacji apelującej do tak pojmowanych potrzeb, należy apelować do innych potrzeb człowieka. Jakich?

Delsol wskazałaby je chętnie. Powiedziałaby o trosce o ciągłość ludzkiej egzystencji być może. Tej egzystencji, która przekracza indywidualną egzystencję człowieka – przez Delsol cenioną umiarkowanie. Z tej perspektywy warto byłoby nachodzić się po naszej plaży teraz – ponad bieżącą opłacalność – po to wyłącznie, by następni plażowicze, przyszłe pokolenia, że tak powiem, miały po swoje lody bliżej. Albo w trosce o wspólnotę – ona również jednostkę przekracza. Jeśli wspólnota plażowiczów zacznie dla nich stanowić wartość osobną i osobny cel, wart sam w sobie chodzenia po kostki w piachu – wtedy kalkulacja wydatku energetycznego daje zgoła inny wynik, bo po drugiej stronie równania stoi już co innego niż tylko odległość od sprzedawcy. Trudno powiedzieć, co mianowicie, ale na pewno coś innego. Tak, czy owak trudna do zdefiniowania, dla mnie bardzo prawicowa Delsol odwołałaby się do wartości wspólnotowych i należy zauważyć tu rzecz niezwykle ważną. Istnienie takich wartości wśród ludzi na plaży potrafi mianowicie natychmiast unieważnić logikę modelu sprzedawców, bo on zakłada wyłącznie indywidualny interes i indywidualne motywacje.

Przy tej okazji kolejny fragment Delsol wyjaśni, dlaczego ci spośród ludzi w Polsce rzeczywiście myślących i w dodatku – w co nam trudno uwierzyć – myślących po PiS-owsku konserwatywnie, uważają szczerze, że bronią kultury przed nihilizmem zachodniego indywidualizmu i niepuste racje za nimi stoją, a nie wyłącznie nienawistny bełkot. Coś rzeczywistego próbują oferować być może. Pisze Delsol (Nienawiść do świata. Totalitaryzmy i ponowoczesność):

Z punktu widzenia wynaturzonego Oświecenia francuskiego, historia ludzi jest powieścią, której autorami jesteśmy my sami.(…) Zastąpienie metafizyki historią jest swoiste dla nowoczesności. W społeczeństwach totalitarnych kondycja ludzka była dekretowana przez krwawą władzę. Dziś piszą ją prawomyślne elity. Politycznie poprawne – chciałoby się rzec. [P.K.]

(…) Dlatego twierdzi się, że można skodyfikować całość ludzkiego poznania. Komunizm mówił, że zawrze całą ludzką wiedzę w jednej książce. Dziś słyszymy, że całą wiedzę zawiera Google. Jeśli świat ludzki jest powieścią, którą sami piszemy, to panujemy nad jego złożonością i prostotą. Bóg Biblii znał świat, ponieważ go stworzył. Dziś świat tworzymy my – a zatem mamy go w rękach…

(…)Wraz z zalewem ideologii emancypacyjnej nasz świat opuścił zdrowy rozsądek, to jest zdolność widzenia oczywistości i truizmów. (…) Skutkiem tryumfalnego marszu emancypacji okazało się zepchnięcie zdrowego rozsądku w otchłań zapomnienia, na śmietnik historii.

(…)Dominująca obiegowa ideologia przeczy (…) twierdzeniom stanowiącym gwarancję starego świata, którego należy się czym prędzej pozbyć, by znaleźć się w świecie przyszłym, w którym wilki nie będą już mięsożerne(…), w którym całkowity zakaz różnic poziomów w edukacji uniemożliwi jakiekolwiek porównania, w którym propaganda szkolna nawróci wszystkie dzieci pochodzenia cudzoziemskiego na laickość w sensie francuskim, bliską wojującemu ateizmowi, i w którym autorytet rodzicielski, nazbyt często nadużywany, nie będzie już potrzebny.

(…) Relatywizm, wedle którego wszystko jest dozwolone, to jedynie przynęta. Zachwala szał niszczenia, gdyż zawsze jest atrakcyjny. Nie mówi się jednak, że jest on jedynie narzędziem, przy pomocy którego prawie potajemnie narzuca się nowe konstrukcje, niekiedy bardziej opresyjne niż świat, który porzucamy.

Nie każdy zestaw celów i wartości indywidualnych zadziała jednak tak samo, jak potrzeba lodów i być może niekoniecznie trzeba wybierać wartości wspólnotowe. Inne potrzeby – wystarczająco silne – mają szanse przekształcić powierzchnię U w W. Sam mam inne preferencje aksjologiczne, ulubione wartości Delsol, owszem, cenię, ale nie wtedy, kiedy one – zgodnie z konsekwentną postawą aksjologicznego konserwatyzmu – wykluczają wartości wyemancypowanej jednostki. Powiedziałbym zatem plażowiczom o godności, którą obraża arogancja sprzedawców, widzących w nich wyłącznie obiekty i ignorujących ich potrzeby. Powiedziałbym może o sprawiedliwości naruszonej specjalnym statusem aroganckich sprzedawców. Na pewno nie proponowałbym jednak dealu polegającego na skróceniu koniecznej do przejścia drogi – bo byłaby to jawnie nieprawdziwa oferta.

Ludzie potrzebują sensu – a nie tylko sam bym tego chciał i chce tego cytowana Chantal Delsol. Czytamy zdania Delsol o włochatym zwierzęciu dotykającym palcem najwyższej tajemnicy, o gordyjskich węzłach nie do rozwiązania, o duchowych sekretach egzystencji – dlatego to wszystko czytamy z takim zainteresowaniem, że sami szukamy sensu. Zawsze słuchaliśmy o tym sag przy ogniskach, jeszcze zanim umieliśmy czytać.

Do publicystów i dziennikarzy

Tych oczywiście, którzy jeszcze nie zasnęli…

W dzisiejszej Polsce tylko PiS opowiada sagi. Niekoniecznie umie je opowiadać – są koszmarnie wykręcone i głęboko niemoralne – ale PiS przynajmniej próbuje. Nie tylko próbuje – własnym koszmarnym etosem zdołał wygnieść w przestrzeni zdarzeń siodłowate zagłębienie na tyle duże, że ciągnie w nie wszystkich innych.

Nie da się liczyć na polityków i partie. Są sprzedawcami lodów, takie są ich nieprzekraczalne dla nich samych ograniczenia. Liczyć być może da się na media, organizujące świadomość plażowiczów.

Nie opowiadajcie nam o lodach na patyku. O rozsądnie rozważonych kalkulacjach odległości do pokonania. O tym, czy one działają efektywnie, czy nie. Czy zapewniają nam komfort na plaży. Ani o ciepłej wodzie i powrocie błogiej normalności. Może i tego chcemy, ale w tym akurat celu nie opłaca się nam nawet podnieść tyłków z koca. Opowiadajcie sagi o wartościach.

To może być spóźniony apel, bo sami już możecie być sprzedawcami. Przez pokolenia żyliście w świecie, który od sag stronił, każąc zresztą unikać – jako zbyt skomplikowanych – nawet tak skrajnie wyzutych z aksjologii lektur, jak ten fragment powyżej, poświęcony mechanicznym aspektom socjologii ujętej w model plaży. Od pokoleń was, przekonanych, że treść musi być prymitywnie prosta, by dotarła do odbiorcy, zastępują inni – ci, do których swoje proste treści adresowaliście.

Jeśli jednak jeszcze jakimś cudem przeżył wśród was ktoś, kto umie opowiadać sagi, niech je opowiada. Nie wyjdziemy bez nich z dołka wygniecionego przez PiS.

https://obywatelerp.org/dwie-partie-i-bilans-energetyczny-matematyka-sprzedawcow-lodow/

Tak jest.

Migowy?

spasiba tawariszcz.😜

Takie tam codzienne wisizmy.

Błaszczak: W PRL był reżim, teraz mamy prawo

Błaszczak: W PRL był reżim, teraz mamy prawo

Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak pytany w Radiu Zet o różnice w podejściu do społecznych protestów teraz i w czasach PRL, odpowiedział: – „Wtedy był reżim. Teraz mamy do czynienia z państwem demokratycznym, w którym jest ustanowione prawo i jest policja, która stoi na straży przestrzegania tego prawa”. Dalsza część rozmowy obfituje w jeszcze bardziej kuriozalne wypowiedzi szefa MSWiA.

Błaszczak został także zapytany, dlaczego policja spisuje osoby, które spontanicznie przychodzą na miejsce samospalenia Piotra Szczęsnego. Według niego, było to zgromadzenie nielegalne. – „Przepis mówiący o zgromadzeniu spontanicznym w ocenie mojej, ale także policji, jest nadużywany przez niektórych demonstrujących” – stwierdził Błaszczak.

Bezczelnie w tym kontekście dodał, że w Polsce „wolność zgromadzeń nie jest niczym zagrożona”. A spisywanie ma na celu nic innego, jak tylko „zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim demonstrującym”. – „Ale potem ci wszyscy ludzie są wzywani przez sądy za to, że np. krzyczą coś przez megafony i zakłócają w ten sposób ciszę” – zauważył prowadzący program Konrad Piasecki. – „Jeżeli zakłócają, to przecież na tym też polega porządek prawny…” – odparł minister. – „Ale wie pan, że w PRL-u też tak bywało: kogoś karano nie za to, że krzyczy: „Precz z komuną!”, tylko za to, że zakłóca porządek. Nie za to, że rozrzuca ulotki z hasłami antyrządowymi, tylko za to, że śmieci” – nie odpuszczał dziennikarz. – „W PRL [tak] było, bo był PRL, był reżim” – powiedział Błaszczak.

Szef MSWiA stwierdził też, że „opozycja cierpi, że na ulicy nie dochodzi do awantur. Tak bardzo chcieliby mieć jakąś awanturę. Stąd tak się skoncentrowali na człowieku, który popełnił samobójstwo na pl. Defilad, bo bardzo był im potrzebny ktoś taki”. Dla Błaszczaka Piotr Szczęsny, który podpalił się przed Pałacem Kultury, „przyjął za dobrą monetę propagandę, manipulację, nieprawdę, która jest sączona”. Dodał, że nic nie dzieje się w Polsce, co by uzasadniało tego rodzaju czyny.

To wszystko – zdaniem Błaszczaka – wina opozycji, która nakręca spiralę nienawiści. Ale nie tylko „totalna opozycja” – jak nieustannie powtarza Błaszczak – jest winna. Dostało się również Amnesty International, która w swoim raporcie napisała o usuwaniu siłą protestujących np. na miesięcznicach smoleńskich, nieuzasadnionym legitymowaniu i przetrzymywaniu, nakładaniu mandatów, wszczynaniu wobec nich postępowań, zastraszaniu poprzez nachodzenie ich przez funkcjonariuszy w domach czy inwigilowanie. Co na to Błaszczak? – „Amnesty International sama jest bardzo mocno upolityczniona. Być może jest zaślepiona, dlatego że ta organizacja ma bardzo taki wyraźny stempel ideologiczny, lewicowy, żeby nie powiedzieć lewacki”. Nie sposób się nie zastanawiać, czy on naprawdę wierzy w to, co mówi?

koduj24.pl

PiS i Kukiz ’15 w symbiozie PiKuS-ia

Nie pojmuję, dlaczego Jarosław Kaczyński godzi się na terminologię dotycząca jego ugrupowania w parlamencie -Zjednoczona Prawica? Z iloma procentami PiS się zjednoczył? Ile procent przyniósł Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin? Ten pierwszy ze dwa, a Gowin podejrzewam, że nawet jednego procenta nie dorzucił.

W tym zjednoczeniu widzę fałsz. Jest zjednoczenie, lecz nie z podmiotami wyżej wymienionymi. Na razie istnieje zjednoczenie nienazwane, acz realne, mianowicie PiS z ugrupowaniem Kukiz ’15. O! – i to jest zjednoczona prawica, której nazwę można odczytać z dwóch dodanych do siebie członów PiS i Kukiz, a dające nomenklaturę – PiKuS. PiS w ten sposób wchłania 10 procent Kukiza.

Do takiego zjednoczenia może dojść jeszcze przed wyborami samorządowymi, bo część posłów Kukiza oznajmiło, iż w opozycji do kandydatury PO na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowskiego, PiS i Kukiz powinni wystawić wspólnego kandydata Jakiego, bądź Karczewskiego.

PiKuŚ – tak dla zgrabności nazwijmy owo zjednoczenie – jest realne. I mają prawo sądzić, że dla nich wszystko będzie pikusiem. Taka forma myślenia, nie tylko politycznego. Opozycja – pikuś, sądownictwa – pikuś, media – pikuś.

Dla PiKuS-ia wszystko jest pikusiem, wszystko przegłosują, a nawet może się zdarzyć, że sondaże pokażą, że Trzaskowski już w pierwszej turze głosowania weźmie więcej niż 50 procent plus jeden głos. Co wówczas może w Sejmie zrobić PiKuŚ? Ano, nie dopuścić do wyborów samorządowych, bo dla nich głosowanie w Sejmie będzie pikusiem.

Ba, już moralność mamy pikusiową. Moralność to pikuś. Oto w TVP będą prowadzone przez Krzysztofa Ziemca szkolenia z… etyki dziennikarskiej. Jaka to etyka może być? Tylko pikusiowa. Etyka to pikuś. Będzie to zatem moralność dobrej zmiany taka sama, jaka była poprzednio – tylko jeszcze lepsza i przede wszystkim na odwrót. Taki pikuś.

Inne zdarzenia z ostatnich dni to także powstanie polityki zagranicznej pikusiowej. Pojechał Witold Waszczykowski na Ukrainę i otworzył kolejny front walki z sąsiadami. Bo dla pisowskiej Polski nasi sojusznicy to pikuś, Polska jest wielkością samą w sobie, reszta to pikuś. Waszyczkowski znajduje się na wszelkich możliwych frontach. Jest pisowską twarzą na salonach dyplomatycznych, jest frontmanem PiKuS-ia.

Polska to będzie pikuś, a załatwienie na amen demokracji także pikuś. Taką mamy symbiozę w kraju PiKuS-ia, wszystko im lata (Lotto), bo mogą przegłosować wszystko.

Przeciąganie liny w Kukiz ’15. Albo wystawią swojego kandydata na prezydenta Warszawy albo… poprą kandydata PiS

Jarosław Karpiński, 05 listopada 2017

O cichej współpracy PiS i ruchu Pawła Kukiza mówi się od dawna, ale czy przeniesie się ona na warszawskie podwórko? Poseł Kukiz’15 Adam Andruszkiewicz nie wykluczył sojuszu z PiS „w celu przeciwstawienia się zjednoczonej opozycji” w Warszawie.

Andruszkiewicz zauważył w programie Woronicza 17 w TVP Info że jeżeli dojdzie do zmiany ordynacji wyborczej, a wspólnym kandydatem PO, Nowoczesnej i PSL będzie Rafał Trzaskowski, to być może Kukiz‘15 nawiąże współpracę ze Zjednoczoną Prawicą w sprawie wystawienia odpowiedniego kontrkandydata.

– Przy zmianie ordynacji być może wspólnie dogadają się. Jeżeli tak będzie, to jest duże zagrożenie, że Rafał Trzaskowski może wygrać i być może wtedy będzie trzeba rozważyć, aby Kukiz‘15 ze Zjednoczoną Prawicą również podjął współpracę, żeby wystawić taką osobę, która wygra – stwierdził Andruszkiewicz , który jest liderem stowarzyszenia Endecja, budowanego przez narodowo-konserwatywne skrzydło Kukiz’15.

Ale jak poinformował prawicowy portal niezależna.pl ruch Kukiz’15 zamierza wystawić w walce o fotel prezydenta Warszawy jednego ze swoich najbardziej rozpoznawalnych posłów. Chodzi o przedsiębiorcę branży browarniczej Marka Jakubiaka. Ale wcześniej spekulowano,że kukizowcy wystawią wicemarszałka Sejmu Stanisława Tyszkę. Jaką decyzję podejmie Paweł Kukiz, któremu klub i cały ruch rozłażą się ostatnio w szwach?

naTemat.pl

Krzysztof Ziemiec poprowadzi szkolenie z… etyki dziennikarskiej

Pracownicy takich serwisów informacyjnych, jak „Teleexpress” czy „Panorama” odbędą szkolenia z etyki dziennikarskiej. Jak informuje „Gazeta Wyborcza” poprowadzi je prezenter „Wiadomości” w TVP, Krzysztof Ziemiec. Taką decyzję podjęła dyrekcja Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, która jest organizatorem przedsięwzięcia.

W obowiązkowych szkoleniach z zakresu zasad etyki dziennikarskiej, przepisów dotyczących nieuprawnionego przekazu handlowego i prawa do wizerunku mają uczestniczyć wszyscy pracownicy Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, której podlegają m.in. „Wiadomości” „Panorama”, „Teleexpress” oraz stacja TVP Info. Jednym z prelegentów, który poprowadzi wykłady z etyki, będzie Krzysztof Ziemiec. Znany prezenter telewizyjnej Jedynki w komentarzu dla Onetu jednoznacznie nie potwierdza jednak udziału w szkoleniach i podkreślił, że do tej pory nie odbyło się jeszcze żadne z nich – Ja też nie jestem ich organizatorem, także o szczegóły proszę pytać szefostwo Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, a nie mnie – oznajmił.

Niechlubne występy Krzysztofa Ziemca

Wybór dziennikarza na specjalistę od etyki zawodowej może szokować w świetle dotychczasowych wpadek w jego karierze. Ziemiec niejednokrotnie w wydaniu „Wiadomości” powoływał się na niesprawdzone lub fałszywe informacje, twierdząc na przykład, że sprawcami styczniowego zamachu w kanadyjskim Quebecu byli muzułmanie. Warto dodać, że przed emisją wieczornego wydania programu, podejrzenia wobec wyznawców islamu zostały oficjalnie wycofane. Kłamstwa na wizji padły też podczas omówienia sprawy Lecha Wałęsy oskarżonego o współpracę z SB oraz publikacji materiału o „obskurnym” festiwalu Woodstock organizowanym przez Jerzego Owsiaka. To jednak nie przeszkodziło Ziemcowi w kontynuowaniu kariery, a tym bardziej w wytypowaniu go na eksperta od standardów dziennikarskich.

Pokłosie hejtu na rezydentów

Według „Gazety Wyborczej” bezpośrednim impulsem do organizacji szkoleń dziennikarskich jest publikacja Ziemowita Kossakowskiego na stronie TVP Info. Dziennikarz opisał w swoim tekście prywatne życie protestujących lekarzy-rezydentów, zarzucając im, że narzekają na zarobki, a tak naprawdę żyją ponad stan, „jedzą kawior” i rekreacyjnie podróżują po egzotycznych krajach. Szkalujący artykuł okazał się w dużej mierze niezgodny z prawdą, m.in. dlatego, że przedstawił jedną z protestujących lekarek jako bogatą lekarkę spędzającą wakacje w Tanzanii i Kurdystanie. W rzeczywistości dr Katarzyna Pikulska wybrała się tam jako wolontariuszka w ramach misji humanitarnej.

Materiał Kossakowskiego wzbudził powszechne oburzenie i został uznany za pogwałcenie zasad etyki dziennikarskiej. Dziennikarz został zawieszony, a Samuel Pereira, szef TVP Info, przeprosił Pikulską za publikację nieprawdziwych informacji. Mimo to kontrowersyjny artykuł nie został natychmiast zdjęty ze stron stacji.

newsweek.pl

Najmądrzejsza opozycja głupsza od najgłupszego rządu [OPINIA]

Bartek Godusławski, Dziennik Gazeta Prawna, 06.11.2017

Polityka© ShutterStock Polityka

 

„Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?”. Słowa te wypowiedział legendarny trener Kazimierz Górski po blamażu polskiej reprezentacji na mundialu w Korei Południowej i Japonii. Pytanie to często wraca w debacie publicznej.

Pada, gdy rządowe fotele zamienia się na opozycyjne ławy sejmowe, i odwrotnie – opozycyjne trwanie zamienia się na sprawowanie władzy. W kampanii wyborczej była „Polska w ruinie”. PiS szedł więc po zwycięstwo z hasłem odbudowy. Udało się szybko, bo już po kilku miesiącach ruiny w propagandzie nie było. Gdy ta zniknęła, pojawiło się „wystarczy nie kraść”. Proste i trafiające do wyobraźni hasło tłumaczące wzrost dochodów budżetowych i wartości notowanych na giełdzie spółek Skarbu Państwa. Dlatego teraz PO odpłaca się PiS pięknym za nadobne. Celem propagandy politycznej znów są gospodarka i finanse publiczne, a oskarżenie o pudrowanie rzeczywistości budżetowej pada pod adresem wicepremiera Mateusza Morawieckiego.

Brytyjski polityk, były premier Benjamin Disraeli ujął to zgrabnie, mówiąc, że istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa i statystyki. To ostatnie jest ulubionym kłamstwem polityków. Sprawnie żonglując liczbami, można udowodnić, że polityka fiskalna jest dzisiaj najlepsza od dekady albo że rząd sprowadza na nas problemy, które dadzą o sobie znać, gdy koniunktura się ochłodzi. To prawda i to prawda. Mówienie dzisiaj, że PiS „nie dał rady”, bo nadwyżki budżetowe mają się na koniec roku zmienić w deficyt, to populistyczny rewanż PO za równie populistyczną ruinę i grabież. Rewanż bezsensowny, podobnie jak bezpodstawne były tamte zarzuty. Tym bardziej że ze względu na warunki makroekonomiczne w Polsce i na świecie porównywanie polityki gospodarczej poprzedniej i obecnej ekipy jest właściwie niemożliwe. Czasy wielkiego kryzysu gospodarczego musielibyśmy bowiem zestawić z najlepszą od lat sytuacją w Polsce i naszym otoczeniu.

Absurdalnie brzmi więc też robienie PO zarzutu z tego, że nie zasypywała na siłę deficytu i nie przykręcała śruby przedsiębiorcom, bo właśnie dzięki temu nie wpadliśmy w recesję. Mało rozsądne jest też mówienie, że notowana od czterech miesięcy górka w budżecie to kreatywna księgowość, a prawdę obnaży koniec roku, gdy w kasie państwa zaświecą pustki.

Mateusz Morawiecki od początku studził budżetowy optymizm i nigdy nie dopuszczał nawet myśli, że górka będzie się utrzymywała po dziewięciu miesiącach, a co dopiero na koniec grudnia. Sam zresztą wie, że pomógł tegorocznym statystykom, przyspieszając zwroty VAT w grudniu 2016 r., a dziurę budżetową w dużej mierze zasypał też zysk z NBP. To nie zmienia jednak faktu, że nawet jeśli na koniec roku pojawi się deficyt, to będzie znacznie – może nawet o połowę – mniejszy niż ustawowy limit 59,3 mld zł. Bardzo dobra kondycja finansów publicznych jest widoczna gołym okiem, co nie znaczy, że są w tym jakieś szczególne zasługi obecnego rządu. Podobnie jak w latach 2006–2007 PiS ma teraz szczęście do globalnej koniunktury, która napełnia budżet dochodami. Ma też jedn ak wymierne sukcesy w uszczelnieniu systemu podatkowego. Gdy w rachunku uwzględnimy jeszcze słabe wydatki inwestycyjne, to mamy budżet w najlepszej formie od lat. Opozycja zaś punktuje Morawieckiego za odkrycie, że będzie w nim deficyt. Chociaż prawdziwa krytyka należy się wprowadzaniu nowych i sztywnych pozycji wydatkowych, które odbiją się czkawką, gdy przyjdzie spowolnienie wzrostu. To zaś prędzej czy później się pojawi i przez pogarszającą się demografię, brak rąk do pracy może z nami pozostać na dłużej. Na razie jednak wciąż aktualne są słowa Marka Belki: „najmądrzejsza opozycja jest głupsza od najgłupszego rządu”.

 

dziennik.pl

Waszczykowski na frontach

6.11.2017
poniedziałek

Posiadający pokaźne portfolio specyficznych „osiągnięć” minister Waszczykowski nie ustaje w wysiłkach. Z braku odpowiednio silnej konkurencji poprawia już tylko własne rekordy, które wydawały się nie do pobicia.

Pisowska Polska jest krajem, w którym cała energia dyplomacji (jeśli oczywiście to, co robi Waszczykowski, dyplomacją można nazwać) idzie w kierunku walki i pogarszania relacji z sojusznikami czy państwami zaprzyjaźnionymi. Jest to niewątpliwy wkład „dobrej zmiany” do przyszłych podręczników stosunków międzynarodowych. Te obecne zachowawczo nakazują pielęgnować dobre relacje i pogłębianie sojuszy.

Konfliktowanie się z Unią Europejską jako całością nie dałoby obecnej ekipie pełnej satysfakcji bez pogorszenia stosunków z jej najważniejszymi członkami – o ile jeszcze prezydent Macron dał jakieś preteksty wypowiedziami w kampanii wyborczej, o tyle powściągliwych i dążących za wszelką cenę ułożenia sobie relacji z nową ekipą w Warszawie Niemców trzeba było napiętnować reparacjami, których owi źli ludzie płacić nie chcą bez gadania.

A co do gadania – to minister Macierewicz wspiera właśnie rządową ofensywę na froncie zachodnim, musztrując swoją niemiecką odpowiedniczkę Ursulę von der Leyen za wypowiedzi w telewizyjnym talk show, które nie były zgodne z linią polityczną PiS.

Z formuły telewizyjnej skorzystał także nasz minister spraw zagranicznych, obwieszczając, że właśnie zaczyna sporządzać czarną listę ukraińskich polityków, którzy nie będą wpuszczani na terytorium RP. To kolejne novum – znacie przypadek obłożenia sankcjami obywateli/polityków zaprzyjaźnionego państwa? Ja słyszę o czymś takim po raz pierwszy.

Zaraz po otwarciu frontu ukraińskiego pan Waszczykowski udał się osobiście na jego pierwszą linię, na naradę konsularną do Konsulatu RP we Lwowie. Nie pojechał tam sam – naradę współprowadziła Beata Mazurek, rzeczniczka partii rządzącej… Jaką rolę na takiej naradzie odgrywa Mazurek i po co tam pojechała, znając jej temperament i „zręczność” wypowiedzi, wolę nawet nie pytać.

Nie będę zadawał retorycznego pytania, komu służy polityka konfliktu z naszymi sąsiadami, bo przecież każdy rozsądny człowiek to wie. Warianty polityki bez przyjaznych granic testowaliśmy przez stulecia, zawsze z tym samym skutkiem.

Nie jestem naiwny, wiem, że obecna ekipa nie prowadzi żadnej polityki zagranicznej – prowadzi politykę propagandy na użytek wewnętrzny, wchodząc w idiotyczne (często prowokowane przez siebie) spory, najczęściej na tyle pomnikowo-historyczne, że nasi partnerzy, przyzwyczajeni do rozmowy o interesach i przyszłości, nie bardzo potrafią reagować. Po zaspokojeniu potrzeb uczuciowych wyborcy antyniemieckiego przyszedł czas na połechtanie silnej w PiS i okolicach frakcji „antybanderowskiej”.

O ile Niemcy, jak się wydaje, zamierzają przeczekać wyskoki naszego obecnego rządu, o tyle w przypadku relacji polsko-ukraińskich szkody mogą być rychłe i duże. Ukraina nie jest państwem tak stabilnym jak nasz zachodni sąsiad, a na pewno Ukraińcy są nieporównanie wrażliwsi w kwestiach tożsamościowych i historycznej dumy – co jest naturalne i zrozumiałe w kontekście ich dziejów ostatnich lat i dekad. Ciosy na Zachód mogą trafiać w próżnię, te na wschód – w czułe punkty. Historia XX wieku, w tym naszych wzajemnych relacji, nie jest przetrawiona po obu stronach Bugu – niemniej podnoszenie sporu o historię do rangi powodu dla sankcji jest kolejnym szaleństwem tego rządu. Szaleństwem o przewidywalnych skutkach.

marcincelinski.blog.polityka.pl

Staniszkis: Społeczeństwo się odbuduje i wymiecie tych PiS-owców z Dudą na czele

My to przeżyjemy jako naród. Społeczeństwo się odbuduje i wymiecie tych PiS-owców z Dudą na czele – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Wprost” prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog.

Jak mówi w wywiadzie dla „Wprost”prof. Staniszkis, pojednanie czy chociażby zażegnanie konfliktów w społeczeństwie i na scenie politycznej, będzie bardzo trudne.

Moim zdaniem wymagałoby to pociągnięcia do odpowiedzialności za drastyczne łamanie konstytucji. Poza tym PiS musiałby zrezygnować z używania konfliktu jako metody politycznej integrowania własnego obozu i wydobywania ze społeczeństwa tego, co na wschodzie nazywają „właściwym istnieniem” – mówi Staniszkis.

Zdaniem socjolog, za łamanie konstytucji odpowiedzialny jest prezydent Andrzej Duda, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i wszyscy politycy, którzy nie przestrzegają zasad i procedur ustanowionych w konstytucji.

Ziobro lekceważy prawo – stwierdza Staniszkis. – Chociażby przy sprawie asesorów. Ziobro zlekceważył procedury, wysłał dokumenty przyszłych asesorów z błędami i w rezultacie KRS odmówiła ich powołania. Jeżeli chodzi o wymiar sprawiedliwości trzeba być fundamentalistą – dodaje.

dziennik.pl

Święczkowski i jego żona to normalność bylejakości

Święczkowski i jego żona to normalność bylejakości

Po co potrzebna PiS tzw. reforma sądownictwa? Albo inne reformy: edukacji, a niedługo medialna? Nie tylko, aby spełniać wolę prezesa i jego wizje. Gdyby nie było Kaczyńskiego, na jego miejscu zjawiłby się ktoś inny. Może nawet o innych parametrach ideologiczno-mentalnych, ale który spełniałby wolę suwerena, a przynajmniej suweren sądziłby, że tę wolę spełnia.

Winą suwerena nie jest, że on taki jest, ale wina jest po stronie elit, że suwerena nie uczyniły innym. I wcale nie chodzi o materię – czyli ekonomię wprost – ale o rzeczy o wiele subtelniejsze, które nazwać należy cywilizacyjnymi, a w życiu społeczno-politycznym – czynnikami demokratycznymi.
Demokracja to kohabitacja różnorodności w ramach procedur. Nauka trudna i bodaj dla Polaków dotychczas nieosiągalna. Po raz pierwszy w historii wydawało się, że Polska normalnieje, co w naszych warunkach można byłoby nazwać cudem.

Winą suwerena nie jest, że on taki jest, ale wina jest po stronie elit, że suwerena nie uczyniły innym…

Tym było 25 lat po roku 1989. To był cud. Ale cudów nie ma i Polska wróciła do swego miejsca, swego koryta, rynsztoku, do swojej bylejakości, kołtuństwa. Wyrwało nam się na nienormalność, zdaje się że to już mamy za sobą. Suweren jest jaki jest, elity zaś mamy nadal próżniacze, leniwe, po polsku bylejakie, nawet nie potrafią imitować tego, w czym inni są oryginalni. Aby być oryginalnym, trzeba nauczyć się imitować, czyli posiąść wiedzę. Z tym też mamy problem. Po cudzie 25 lat, przyszła normalność w postaci PiS.

Czy potrafimy zdobyć się na kolejny cud, pokonać PiS i kreować elity nieleniwe, niekołtuńskie, a te wzięłyby się za suwerena i sprawiłyby mu solidną edukację, wychowanie, czyli pozytywistyczną pracę u podstaw? Gdy patrzę na opozycję, to nie liczę na cud. Opozycja różni się od PiS i to zasadniczo, ale tak samo jest leniwa, kołtuńska, nie chce jej się wypracować zgody, która także jest kohabitacją w ramach opozycyjności.

Wyszedłem od pytania: po co PiS reforma sądownictwa? I proszę, jak na dłoni widać „po co” w przypadku małżeństwa Święczkowskich. Święczkowski to niesławna postać IV RP z lat 2005-2007, był szefem ABW i „wsławił się” tym, że Barbara Blida dokonała „samobójstwa”. Już wtedy było widać, że „samobójstwo” jest szyte grubymi nićmi i to rękami bynajmniej nie Blidy.

Święczkowskiego zobaczyłem w telewizorze, jak dukał przed komisją śledczą. Pytałem, kto to zacz, który kompletnie nie nadaje się do czegokolwiek. Nie dlatego, że niekumatego udawał przed komisją. O, nie!

A dzisiaj ten ktoś jest prokuratorem krajowym. Jakie więc możemy mieć organa oskarżania, ścigania? Jakby tego było mało, żona Święczkowskiego została prezesem Sądu Rejonowego w Sosnowcu. PiS-owi nawet brakuje partyjnych kadr, sięgają po rodziny.

…”nie matura, a chęć szczera…” PiS zamienia na: „nie matura, a rodzina”…

Komusze „nie matura, a chęć szczera…” PiS zamienia na: „nie matura, a rodzina”. Ten nepotyzm nie jest przypadkowy. Polska po cudzie 25 lat „normalnieje”. Obsuwa się na margines cywilizacji, a demokracja jest przeszkodą, jest zbędna, bo trzeba w niej szanować kogoś o innych poglądach. Procedury zaś przeszkadzają „racji po naszej stronie”.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Polska jest zagrożona faszyzmem. A Kościół daje na to przyzwolenie

Aleksandra Pawlicka, Newsweek Polska, 06.11.2017

© photo: Wojciech Pacewicz/PAP, Grzegorz Skowronek/Agencja Gazeta

 

To, co robi PiS przypomina Niemcy lat 30. III Rzesza miała nadczłowieka. My mamy Nadpolaka i mit superpaństwa, które wstaje z kolan – mówi „Newsweekowi” Jolanta Urbańska, częstochowska radna PO, szefowa Stowarzyszenia Demokratyczna RP.

Czy naprawdę Polska jest zagrożona faszyzmem?

A nie? To, co robi PiS jest działaniem faszystowskim: szerzenie mowy nienawiści, zakłamywanie historii, straszenie obcym w jednym z najbardziej homogenicznych krajów świata, gdzie z braku obcego, obcym staje się kobieta aborcjonistka, homoseksualista, człowiek myślący inaczej. „Polska dla Polaków” i „Wielka Polska katolicka” – to, co PiS i akolici sączą dzień za dniem, sposób w jaki przyzwyczają do tego ludzi, tępiąc ich czujność, przypomina Niemcy lat 30. III Rzesza miała nadczłowieka. My mamy Nadpolaka i mit superpaństwa, które wstaje z kolan.

Próbowała pani zamówić na Jasnej Górze mszę za Polskę wolną od faszyzmu.

I się nie udało. A intencje miałam czyste, nie było w tym, jak próbują mi niektórzy zarzucić nawet cienia prowokacji. Po prostu uważam, że Jasna Góra, nieważne czy jest się osobą wierzącą, innowiercą czy agnostykiem jest dobrem i dziedzictwem narodowym i każdy ma tam prawo wejść, bo nie jest to własność paulinów, a tym bardziej PiS.

W jaki sposób pani odmówiono?

Msze w jasnogórskim klasztorze zamawia się w specjalnym okienku przy wejściu. Intencję trzeba wypisać na specjalnej klasztornej kartce, co też zrobiłam. Chciałam zamówić mszę indywidualną za tę jedną intencję, co jest dość drogie, a nie dołączyć się do intencji zbiorowej.

Dość drogie, to znaczy ile?

Byłam przygotowana na tysiąc złotych, choć nie wiem, czy to by wystarczyło.

Tysiąc złotych nie przekonało paulina?

To była zakonnica. Najpierw długo oglądała kartkę z moją intencją, a potem z kimś się konsultowała, aż w końcu odrzuciła mi tę kartkę z niechęcią, oświadczając, że w Polsce nie ma faszyzmu. Podarowała jeszcze obrazek Matki Boskiej i powiedziała, żebym poszła wrzucić pieniądze do skrzynki w bazylice, a wtedy mogę sobie wymówić intencję, jaką chcę.

© Dostarczane przez Newsweek Polska

Jest pani znaną nie tylko w Częstochowie bojowniczką o delegalizację ONR.

Ale w intencji nie było napisane, kto ten faszyzm reprezentuje. Po prostu – za ojczyznę wolną od faszyzmu. Co do delegalizacji ONR, to prawda wnioskowałam o delegalizację ONR, bo organizacja była zarejestrowana tu, w częstochowskim pustostanie przeznaczonym do generalnego remontu. Interpelacją z 4 maja udało mi się wykurzyć ich z Częstochowy. Przenieśli się do Krakowa, ale tak naprawdę zaczynają się rozpraszać i rejestrować w różnych miastach. Dostarczyłam też policji zdjęcia, filmy i listy ludzi z całej Polski dokumentujące zachowania narodowców. Czynności sprawdzające policja ma zakończyć w listopadzie.

Co jest w tych materiałach?

Uczestniczę jako obserwator, we wszystkich quasi-pielgrzymkach narodowców.W styczniu byli to kibole, skrajnie nacjonalistyczna pielgrzymka, i na własne oczy widziałam, jak paulini pomagają wieszać banery z krzyżami celtyckimi i falangami na murach jasnogórskich. Było ich tak dużo, że murów w ogóle nie było widać. W kwietniu mieliśmy Wszechpolaków i ONR. Namioty z gadżetami patriotycznymi w jasnogórskim parku i rasistowskie okrzyki wznoszone już na terenie klasztoru, w obecności paulinów. Nie mówiąc o racach, hajlowaniu i przemarszach w zwartym szyku, dowodzonym przez przywódcę. Prokurator w czasie długiej rozmowie przyznał, że zgromadzony przez mnie materiał, może być materiałem dowodowy do postawienie zarzutu o łamanie artykułu 13 Konstytucji RP.

Który mówi o zakazie istnienia partii i organizacji odwołujących się do praktyk nazistowskich, faszystowskich i komunistycznych.

Przeczytałam uważnie deklarację programową ONR i wypisałam sobie, co oni stawiają sobie za cel: homogeniczność etniczną; Polskę katolicką, walkę z wrogiem, którym jest komunista, homoseksualista, Żyd. Rasizm i wykluczenie są w Polsce karalne. ONR-owcy nazywają siebie patriotami, ale to są skrajnie antydemokratyczni szowiniści.

Kiedy rozpoczęła Pani tę batalię?

W styczniu ubiegłego roku, gdy zobaczyłam jak brunatnieje Jasna Góra i jak brunatnieje Polska. Zaczęłam chodzić, obserwować, dokumentować.

Nie boi się pani?

W ogóle. Zdążyłam się uodpornić na hejt, który wartkim rynsztokiem płynie w moją stronę.

Od czasu do czasu ujawnia pani na FB otrzymywanie pogróżki: „Żydówo, pierdolisz farmazony” czy „Czas kiedy posprzątamy śmieci z naszej Ojczyzny bliski”. Albo ostatnio: „Witam pani Jolu – czy zeżarła pani sabatową kolację? Czy do macy dodaje się krew małych dzieci?”… „mam nadzieję, że spakuje pani manele i wyjedzie do i-sra-Ela”.

Jeśli to upubliczniam to nie po to, aby robić z siebie męczennicę, bo to ostania rzecz, jakiej bym w życiu chciała, ale pragnę pokazać, że pisząc takie rzeczy, autorzy łamią prawo.Twierdzą, że nie są antysemitami, a są. Nacjonalistami – a są. Rasistami – są. Mam to wypisane w postach czarno na białym. Upubliczniam je dla dokumentacji poziomu nacjonalistycznej narracji.

© Dostarczane przez Newsweek Polska

Był jakiś szczególnie trudny moment?

Gdy powiedziałam publicznie, że wśród żołnierzy wyklętych byli też bandyci. 1 marca zorganizowałam akcję w centrum Częstochowy upamiętniającą ofiary żołnierzy wyklętych. Zapaliliśmy 187 świeczek. Te ofiary to nie byli UB-ecy, donosiciele i zdrajcy, tylko dzieci. Większość ofiar żołnierzy wyklętych to były osoby poniżej 14 roku życia.

W tym samym czasie w Kościele w centrum miasta odprawiano mszę świętą, o czym nie wiedziałam, w intencji żołnierzy wyklętych. Ja miałam problemy z zarejestrowaniem tego wydarzenia. Myślę, że donatorzy tamtej mszy nie. Gdy „kwiat patriotyzmu” wyszedł z kościoła, to musiała interweniować policja, bo próbowali nas atakować.

Kościół daje przyzwolenie na zachowania faszystowskie?

Jeśli przyjmuje intencje na msze za żołnierzy wyklętych, a nie przyjmuje w intencji Polski wolnej od faszyzmu, jeśli pozwala flagom z falangą powiewać w kościołach, jeśli błogosławi quasi patriotyczne pielgrzymki to w mojej ocenie Kościół wręcz popiera faszyzm.

Czuje się pani okradziona z patriotyzmu?

Zabrali nam przestrzeń, zabrali nam prawo do zdroworozsądkowego patriotyzmu, patriotyzmu obowiązku, pracy, budowania, a nie niszczenia i postrzegania drugiego człowieka jak wroga. Zabrali nam prawo do tego, aby czuć się dobrze w swoim własnym kraju. To, że prowadzimy tę rozmowę to najlepszy dowód na to, że Polska zwariowała, bo to oni powinni być kuriozum, a w tej chwili my z naszym systemem wartości stajemy się kuriozum. Nie mówimy o nich jako o sensacji, tylko sensacją jest krytykowanie ich. Przecież to jest szaleństwo. Szaleństwo, które może doprowadzić do powtórzenia nocy kryształowej. W innym wydaniu, z innym wrogiem, ale z tym samem potencjałem nienawiści i agresji.

© Dostarczane przez Newsweek Polska

Zaczyna się od przyzwolenia na bezkarność?

To daje poczucie siły i sprawczości. Pani Helcyk, pan Międlar, ONR-owcy maszerujący ulicami polskich miast. W zeszłym roku byłam 11 listopada w stolicy. Stałam na rondzie de Gaulle’a. Policja odgrodziła nas zasiekami, obserwowała i nagrywała. Nas, stojących jak sieroty, jak zwierzęta zamknięte w klatce, a nie tych, co przechodzili obok z okrzykami nienawiści na pyskach. My walczymy naszymi metodami: demokratycznymi, zgodnymi z prawem, fair play, a po drugiej stronie jest tylko bejsbolowa pałka i ta prymitywna narracja żerująca na najniższych instynktach drzemiących w każdym człowieku.

Wybiera się pani w tym roku 11 listopada do Warszawy?

Oczywiście. Dopóki starczy mi sił, będę przeciwstawiać się temu, na co nie ma we mnie zgody i co infekuje mój kraj, moich rodaków. Gdy jeździłam na miesięcznice, zdarzyło mi się, że kobieta z różańcem w ręku zwyzywałam mnie, przepraszam za cytat, od „czerwonej kurwy”. Jak osoba z krzyżem w ręku może mówić takie rzeczy? Pytam: Jak?

newsweek.pl

Coraz bliżej do rekonstrukcji rządu planowanej na połowę listopada.

Nie wiadomo, którzy z ministrów odejdą ani czy czeka to premier Beatę Szydło. Według sondażu IBRiS, gdyby miało to zależeć od respondentów, szefowa rządu straciłaby stanowisko. Jej odejścia chce ponad 50 proc. badanych.

Szydło oddała sie do dyspozycji prezesa PiS. Połowa Polaków chce wymiany premiera. SONDAŻ

Czy powinno dojść do zmiany obecnego premiera? – o to Polaków zapytał IBRiS.

„Według sondażu, gdyby miało to zależeć od respondentów, szefowa rządu straciłaby stanowisko. Jej odejścia chce ponad 50 proc. badanych.”, pisze we wnioskach „Rzeczpospolita”, na której zlecenie powstało badanie.

Na pytanie, czy powinno dojść do zmiany obecnego premiera, 29,9 proc. odpowiedziało „zdecydowanie się zgadzam”, a 20,6 proc. – „raczej się zgadzam”.

„Raczej się nie zgadzam” uznało 16,2 proc. badanych, a „zdecydowanie się nie zgadzam” – 19,6 proc.

13,7 proc. odpowiedziało z kolei „nie wiem, trudno powiedzieć”.

Jak podaje Newsweek.pl Szydło bierze pod uwagę swoje odwołanie. Rozmówca z otoczenia szefowej rządu: – Beata przez pośredników przekazała prezesowi, że oddaje się do jego dyspozycji. W razie decyzji o zmianie premiera sama poda się do dymisji, nie trzeba będzie jej odwoływać. Wygląda, że jest pogodzona z losem.

dziennik.pl

Na nominacje generalskie jeszcze sobie poczekamy. Szef BBN: Prezydent nie jest notariuszem decyzji ministra

Prezydent Duda nie będzie akceptował wszystkich decyzji ministra Macierewicza – mówi „DGP” szef BBN Paweł Soloch.

Czy prezydent wręczy nominacje generalskie 11 listopada?

Na dziś nie zostały wypracowane rozwiązania systemowe i rozstrzygnięte kwestie kadrowe. Zwierzchnik sił zbrojnych nie ma całości informacji, które chciał otrzymać ze strony MON. Nominacje były wręczane także w Dniu Podchorążych czy Żołnierzy Wyklętych. Ważniejsze od przywiązywania się do dat są racjonalnie wypracowane decyzje.

O jakie informacje prezydent się zwracał do ministra Macierewicza?

Dotyczące m.in. tych kilkunastu wniosków awansowych dla oficerów…

…czyli mówiąc wprost – ich teczek opisujących przebieg kariery?

Wniosek awansowy zawiera bardzo ograniczone informacje. To naturalne, że prezydent podejmując tak ważne decyzje, powinien dysponować pełniejszą wiedzą na temat oficerów. Chcemy też uniknąć sytuacji, jakie ostatnio miały miejsce w mediach, gdzie żołnierzom wyciągano epizody z przeszłości. Rozmawiamy również o rozwiązaniach organizacyjnych, jak reforma systemu kierowania i dowodzenia. W tym kontekście uważamy, że skoro razem z MON zgadzamy się co do przyszłej roli szefa Sztabu Generalnego w systemie dowodzenia, to nie ma przeszkód, by już dziś podjąć potrzebne decyzje także i wobec jego osoby.

Przecież w nominacjach przesłanych z resortu nie było czwartej gwiazdki dla szefa sztabu gen. Leszka Surawskiego.

Nie chciałbym tego komentować. Na polecenie prezydenta przedstawiliśmy MON swoje sugestie. Do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi. Ale zaznaczę, że najbardziej racjonalne są nominacje, które wynikają z logiki organizacyjnej sił zbrojnych, np. awans dla gen. Sławomira Wojciechowskiego, który został wyznaczony na funkcję dowódcy operacyjnego, a wkrótce dostał kolejną gwiazdkę.

Z logiki organizacyjnej? Pan chyba żartuje. Obecnie ponad 40 pułkowników i generałów jest na stanowiskach, które powinni sprawować wyżsi rangą.

To prawda. Pytanie jest takie, które z tych stanowisk zostaną zachowane i gdzie powstaną nowe w momencie reformy systemu kierowania i dowodzenia (SKiD), która jest obecnie uzgadniana.

W komunikacie BBN z 8 sierpnia stwierdziliście, że nie będzie nominacji, bo trwa reforma SKiD. Minęły trzy miesiące. Na jakim etapie jest ta reforma?

Oczekujemy ustosunkowania się przez MON do przedstawionych przez nas propozycji. Kolejne pismo w tej sprawie wysłaliśmy 9 października.

W którym punkcie nie zgadzacie się z resortem w sprawie SKiD?

Różnica polega m.in. na określeniu roli naczelnego dowódcy. W naszym przekonaniu powinien być odciążony od funkcji bezpośredniego dowodzenia operacją. Jego główna rola powinna polegać na przekładaniu decyzji polityków na strategię wojskową. Przedstawiciele MON zaznaczali, że ich projekt skupił się na sprawach dowodzenia, pomijając poziom kierowania obroną przez prezydenta. A tego nie można rozdzielić. Jeżeli spojrzymy na obronę państwa w szerszym kontekście, uwzględniając wymiar kierowania, to zadaniem naczelnego dowódcy jest nie tylko dowodzenie, ale i doradzanie prezydentowi, bycie łącznikiem między kierownictwem państwa a wojskiem, między siłami NATO a siłami narodowymi. Tych wszystkich zadań nie można połączyć w ramach jednej instytucji, ponieważ stanie się ona dysfunkcjonalna. Stąd nasza propozycja utworzenia dowódcy sił połączonych, który odciążyłby naczelnego dowódcę w zadaniach bezpośredniego dowodzenia.

Przedstawiciele resortu twierdzą, że to niepotrzebne wydłużanie łańcucha dowodzenia i dublowanie funkcji.

Nie ma żadnego dublowania funkcji. Powtórzę, naczelny dowódca działa na styku z władzami państwa i sojusznikami z NATO. Jego rolą jest doradzanie władzom politycznym i przekładanie decyzji politycznych na strategię i plany wojskowe. Natomiast dowódca sił połączonych jest bezpośrednim wykonawcą decyzji naczelnego dowódcy. To naczelny dowódca jest jednoznacznym przełożonym i decydentem wojskowym, który m.in. wydziela siły i środki dla dowódcy sił połączonych.

Te różnice nie wydają się nie do przezwyciężenia. Tymczasem od kilku miesięcy mamy klincz. Wydaje się, że SKiD jest tylko pretekstem, dzięki któremu ośrodek prezydencki i resort obrony mogą się publicznie łajać w mediach.

Dla armii taka sytuacja jest na dłuższą metę niekorzystna. Musimy szukać rozwiązań na dwóch poziomach, o których mówiłem: strukturalnym i personalnym.

Czyli potwierdza pan, że prezydent naciska na dymisję ministra?

Nie, mówię o nominacjach na dowódców.

Czy zostały sformułowane jakieś zarzuty w stosunku do gen. Kraszewskiego? Podległa ministrowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego zakwestionowała jego poświadczenie bezpieczeństwa dające dostęp do niejawnych dokumentów.

Prezydent nadal nie ma informacji o powodach wszczęcia postępowania wobec generała. Jakiś czas temu minister Macierewicz stwierdził, że szef SKW przesłał precyzyjne informacje w tej sprawie. Po sprawdzeniu okazało się, że chodziło jedynie o kilkuzdaniowe pismo informujące o wszczęciu postępowania. Postępowanie trwa piąty miesiąc, sytuacja staje się kuriozalna.

Mówi pan też o problemach strukturalnych.

Obecne uwarunkowania prawne powodują, że decyzje muszą zapadać na zasadzie porozumienia. To sprawia, że współpraca prezydenta i ministra jest niezbędna. Natomiast musimy pamiętać, że jest tylko jeden zwierzchnik sił zbrojnych.

To rozwiązanie działa lepiej lub gorzej od 20 lat, ale bez zmiany konstytucji w tej materii niewiele się zmieni. Na zmianę konstytucji się nie zapowiada, więc zastanawiam się, w jaki sposób relacje prezydenta i ministra obrony mogłyby wyjść na prostą.

Prezydent podnosił tę kwestię podczas dyskusji o referendum konstytucyjnym. Przypomnę także ostatnie słowa prezydenta, że nie wszystkie decyzje ministra będzie akceptował. To oczywiste, że prezydent nie jest notariuszem decyzji ministra. Minister musi brać pod uwagę oczekiwania i opinie zwierzchnika sił zbrojnych. Dziś wyjściem są rozwiązania kompromisowe, ale nie wykluczałbym także rozwiązań ustawowych pozwalających usprawnić te relacje.

Załóżmy, że do przyjęcia waszego punktu widzenia przez resort obrony, który pan nazywa kompromisem, nie dojdzie. To znaczy, że przez najbliższy rok, dwa nie będzie w Wojsku Polskim nominacji generalskich?

Nie wyobrażam sobie, byśmy nie osiągnęli kompromisu. Prezydent nie odrzucił wniosków. Czekamy na informacje ze strony MON oraz na postęp prac nad reformą kierowania i dowodzenia.

dziennik.pl

Reforma sądów jeszcze w tym roku? Prezydenta i PiS dzielą dziś dwie kwestie

Kluczowe różnice zdań między PiS a prezydentem wciąż nie są ostatecznie wyjaśnione. Od porozumienia w sprawie wyboru sędziów do KRS i zakresu zmian w Sądzie Najwyższym zależy kształt reformy sądownictwa.

– Jestem optymistą co do tego, że uda się porozumieć i z taką intencją z polecenia prezydenta do tych rozmów zasiadłem – mówi DGP Paweł Mucha, wiceszef Kancelarii Prezydenta. W piątek na temat ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym rozmawiał ze Stanisławem Piotrowiczem z PiS.

Dowartościować opozycję

Prezydenta i PiS dzielą dziś dwie kwestie. Pierwsza to zakres zmian personalnych w Sądzie Najwyższym. Druga to metoda wyboru sędziów członków Krajowej Rady Sądownictwa przez Sejm. W tej ostatniej kwestii prezydent Duda domaga się mechanizmu wyboru, który zagwarantuje także miejsca w KRS dla sędziów wskazanych przez opozycję.

PiS proponuje, także w związku z tym, rozwiązanie zakładające trzy kroki. Zakłada ono, że w pierwszym kroku wyboru sędziów KRS dokonywałby Sejm większością trzech piątych głosów izby, co wymagałoby porozumienia PiS przynajmniej z jednym opozycyjnym klubem. Gdyby to się nie udało, wybór w ramach drugiego podejścia także miałby się odbyć większością trzech piątych, ale już z gwarancją, że przynajmniej część składu będzie pochodziła ze wskazania posłów opozycji, czyli z parytetem. Gdyby nie udało się wyłonić sędziów do KRS także w ten sposób, to ostatni krok zakłada, że wyboru dokonają posłowie, ale już większością zwykłą, a nie kwalifikowaną, choć nadal będzie zagwarantowana pula miejsc dla sędziów wskazanych przez opozycję.

W zależności od wariantu parytet dla sędziów wskazanych przez opozycję miałby wynieść pięć lub sześć miejsc na 15 sędziów członków KRS. – To duży gest w stronę opozycji – komentuje Stanisław Piotrowicz z PiS.

W ten sposób rządzący planują wyjść naprzeciw postulatom prezydenta, który zażądał gwarancji, że w składzie KRS znajdą się również kandydaci wskazani przez inne partie. To dlatego Andrzej Duda chce, by podstawowy wybór był dokonywany większością trzech piątych głosów. W swoim projekcie ustawy zaproponował, że jeśli tak się nie uda wybrać członków KRS, to awaryjny mechanizm wyboru opierałby się na zasadzie „jeden poseł, jeden głos”. Zakłada on, że wszystkich 15 członków KRS byłoby wybieranych jednocześnie, ale każdy z posłów mógłby zagłosować tylko na jednego kandydata. Czyli wybór jednego kandydata gwarantowałoby co najmniej 30 głosów. W efekcie PiS przy pomocy posłów niezależnych byłby w stanie wybrać ośmiu członków, podczas gdy siedmiu mogłaby wskazać opozycja.

PiS kwestionuje jednak to rozwiązanie wskazując, że wybrani sędziowie powinni mieć za sobą poparcie większości izby, a nie 30 posłów. Wcześniej ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego proponowało, by zamiast zasady „jeden poseł, jeden głos” wyboru dokonał większością trzech piątych Senat. Na to jednak nie godzi się prezydent wskazując, że taką większością w Senacie dysponuje PiS.

Opozycja w tej sprawie jest podzielona. Prezydent ma wsparcie Kukiz’15 i przynajmniej w części postulatów PSL. Natomiast Nowoczesna i Platforma Obywatelska konsekwentnie kwestionują jako niekonstytucyjne wprowadzenie wyborów sędziów do KRS przez posłów, a nie jak dziś przez sędziów.

Reforma jeszcze w tym roku?

Kolejną sporną sprawą jest kwestia zmian personalnych w Sądzie Najwyższym. Pierwotnie PiS proponował automatyczną dymisję wszystkich sędziów w SN. Prezydent wprowadził jednak zasadę, że posadę stracą ci, którzy ukończyli 65 lat, choć mogą zwrócić się do prezydenta, by pozwolił im pełnić funkcję dalej. I właśnie w odniesieniu do tego przepisu wątpliwości ma PiS. Gdyby dziś wszedł w życie, to z SN odeszłoby prawie 40 proc. sędziów, o ile prezydent nie zdecydowałby inaczej. W tej grupie jest I prezes SN Małgorzata Gersdorf. PiS chciałby tymczasem, by po wejściu w życie nowych przepisów odeszło jak największe grono sędziów. – Chcemy, by w SN powiało świeżym powietrzem. Reforma dla reformy nas nie interesuje. Jeśli po zmianach okaże się, że trzonem tego sądu będą dotychczasowi sędziowie, to znaczy, że reformy nie będzie – mówi Stanisław Piotrowicz. Nie wiadomo w tej chwili, na ile skłonny do kompromisu w tej kwestii – i czy w ogóle – będzie prezydent.

– Jesteśmy zdeterminowani, by zakończyć prace nad poprawkami w miarę szybko, raczej w ciągu dni, a nie tygodni. Ostatecznego zatwierdzenia tych rozwiązań dokona prezydent, a ze strony PiS prezes tej partii – mówi „DGP” minister Mucha.

Jeśli faktycznie porozumienie na szczeblu technicznym zostanie szybko zawarte, obie ustawy mogą być przyjęte przed świętami.

Dwa warianty rekonstrukcji rządu nadal możliwe

Najdalej na początku grudnia zapadną decyzje co do kształtu rekonstrukcji rządu. Nadal możliwy jest wariant z prezesem Jarosławem Kaczyńskim jako premierem. – Premier Szydło zadeklarowała pełną lojalność, co oznacza, że jeśli zapadnie decyzja o zmianie szefa rządu, nie będzie się sprzeciwiać – mówi polityk związany z Nowogrodzką. Od tego będzie zależało z kolei, jak duże będą zmiany w gabinecie. – Jeśli na czele rządu stanie prezes, to wszyscy niepewni ministrowie zostaną wymienieni, jeśli premierem pozostanie Szydło, wówczas zmiany będą mniejsze – dodaje. W tym drugim przypadku stanowiska straciliby ministrowie cyfryzacji, infrastruktury, środowiska i prawdopodobnie spraw zagranicznych.

dziennik.pl

Nowy think tank z Ludwikiem Dornem i Janem Rokitą

Rzeczpospolita, Michał Kolanko, 06.11.2017

© Fotorzepa, Jakub Ostałowski

 

Na bazie „Nowej Konfederacji” powstaje think tank, który ma przełamywać „barbarzyństwo specjalizacji” w polskiej sferze publicznej.

„Rzeczpospolita” poznała szczegóły projektu, który rozpoczyna swoją działalność w poniedziałek 6 listopada. Powstaje w wyniku przekształcenia „Nowej Konfederacji”, istniejącego od 2013 internetowego miesięcznika idei. Ma łączyć działalność ekspercką z publikacją magazynu w sieci w formie „think-zinu”. – To pierwszy tego typu projekt w Polsce – mówi nam redaktor naczelny „Nowej Konfederacji” Bartłomiej Radziejewski. Jak się dowiadujemy, w przedsięwzięcie zaangażowani są m.in. Ludwik Dorn oraz Jan Maria Rokita, którzy będą jego współpracownikami. Projekt ma trzy główne cele.

– Chcemy komunikować ze sobą po pierwsze specjalistów z różnych dziedzin. Po drugie, chcemy łączyć specjalistów z ludźmi od „całokształtu” – z publicystami, intelektualistami. Po trzecie, teoretyków z praktykami polityki. To jest nasza odpowiedź na fragmentaryzację wiedzy – mówi „Rzeczpospolitej” Radziejewski.

„Nowa Konfederacja” plasuje się ideowo na republikańskiej stronie sceny politycznej. – Jesteśmy jednocześnie propaństwowi, prowolnościowi, prowspólnotowi; jednym słowem: republikańscy. W tej trójcy chodzi o to, by wskazać, że takie przeciwstawianie jak na przykład państwo kontra wolność, wolność kontra wspólnota jest fałszywe. Uważamy, że są to zbyt płaskie, zbyt wypaczające rzeczywistość antynomie – dodaje Radziejewski.

Pierwszy raport przygotowany przez nowy think tank dotyczy kompleksowej propozycji reformy i naprawy systemu danin publicznych. Stworzył go Andrzej Mikosz, były minister skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Raport zawiera szereg postulatów, dotyczących m.in. ulepszeń programu 500+, kwoty wolnej, systemu podatkowego i emerytalnego. „Głównym celem zmian jest przeniesienia ciężarów utrzymania państwa z młodych na starych: wsparcie i odciążenie osób dopiero wchodzących na rynek pracy: 20-, 30-latków, którzy powinni zakładać rodziny, a są blokowani przez nadmierne opodatkowanie pracy, i przeniesienie tych obciążeń na już majętniejszych 45-latków i starszych” – czytamy w streszczeniu publikacji.

„Nowa Konfederacja” będzie ukazywać się nadal, tyle że w poszerzonej formule. – Kontynuujemy wydawanie miesięcznika, w którym będzie też publicystyka i materiały eksperckie. Kontynuujemy publikację komentarzy publicystycznych w internecie, dodajemy komentarze eksperckie i duże ekspertyzy: raporty, analizy – podkreśla Radziejewski.

rp.pl

Macierewicz w „Do Rzeczy”: Rosjanie mogą – co najwyżej – grozić

PAP, 06.11.2017

Warszawa, 24.10.2017. Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz przed posiedzeniem Rady Ministrów, 24 bm. w KPRM w Warszawie. Rząd na posiedzeniu ma zająć się m.in. projektem o szczególnych rozwiązaniach służących realizacji ustawy budżetowej na rok 2018. Dodatkowo ministrowie omawiać będą projekt przewidujący wzrost nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2025 roku. (nlat) PAP/Bartłomiej Zborowski© Bartłomiej Zborowski Antoni Macierewicz

 

Rosjanie mogą – co najwyżej – grozić, ale nie są w stanie nam zagrozić – mówi minister obrony narodowej Antoni Macierewicz w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy”.

Macierewicz pytany w wywiadzie dla tygodnia „Do Rzeczy”, przed kim mamy szansę w tej chwili się obronić odparł: „Jest oczywiste, że gdyby w tej chwili Federacja Rosyjska zdecydowała się użyć całego swojego potencjału (co na szczęście nie jest możliwe), bez wsparcia sojuszników znaleźlibyśmy się w sytuacji nie lepszej niż w 1939 roku” – powiedział Macierewicz.

„Dlatego współdziałanie z wojskami sojuszniczymi, ich obecność w granicach Polski pozostaną niezbędnym warunkiem naszego bezpieczeństwa dopóty, dopóki nie uda się zmodernizować armii i zwiększyć jej liczebności do zakładanych 200 tys. I wówczas trzeba sobie zdawać sprawę, że mówimy jedynie o wojnie konwencjonalnej” – dodał minister.

Jak zaznaczył część wojsk rosyjskich pozostała na Białorusi (po ćwiczeniach Zapad 2017), „ale nie mamy pewności czy to kwestia przedłużenia procesu wycofywania się na wschód, czy może przygotowań do pozostania na stałe”.

Na pytanie czy to oznacza, że czeka nas inwazja odpowiada: „Chodzi o demonstrację siły. Gdyby nie USA i NATO, Polska znalazłaby się pod niesłychaną presją, której zapewne słabszy rząd by nie wytrzymał. A tak Rosjanie mogą – co najwyżej – grozić, ale nie są w stanie nam zagrozić. Boją się reakcji naszych sojuszników”.

„NATO w przyśpieszonym tempie przeprowadza reformę systemu dowodzenia. Warto też pamiętać, że w kierownictwie NATO toczyła się debata, czy batalionowe grupy na flance wschodniej mają być w gotowości bojowej, czy jedynie ćwiczebnej. Przekonaliśmy sojuszników i dzisiaj pełnią one służbę w stanie gotowości do natychmiastowej obrony naszych granic – podkreślił szef MON.

Szef resortu obrony wskazuje także, jak istotna kwestią jest wspieranie Ukrainy. „Niepodległa Ukraina to całkowita zmiana naszej, a także rosyjskiej sytuacji geopolitycznej. Europa i Polska nie miały takiej szansy od 1920 r.” – zauważył minister.

Jak dodał, o ile Polska jest bezpieczna, o tyle Ukraina może czuć się zagrożona rosyjskimi działaniami wojskowymi. Jednocześnie podkreślił, że imprezy sportowe nie są w stanie powstrzymać agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej. „Pamiętajcie, że inwazja na Gruzję miała miejsce w trakcie olimpiady w Pekinie, więc impreza sportowa tutaj niewiele zmienia. Nawet jeśli jest organizowana w Rosji…” – przypomniał minister.

Szef MON był także pytany o książkę Tomasza Piątka „Macierewicz i jego tajemnice, czy nie lepiej byłoby sprostować ustalenia tej książki. „Ta książka nie zawiera żadnych sensownie powiązanych faktów” – oświadczył. „Jej jasno sformułowanym przez autora celem jest atak na ministra obrony, który rozbudowuje wojsko polskie, a zwłaszcza tworzy WOT. Książka pana Piątka jest środkiem do celu, którym jest uniemożliwienie działań na rzecz bezpieczeństwa państwa” – ocenił Macierewicz.

msn.pl

Macierewicz nagrodzony za „niezłomną wiarę w Polskę”

Szef MON Antoni Macierewicz, Bohdan Urbankowski oraz twórcy filmu „Niezwyciężeni” zostali laureatami nagrody Towarzystwa Patriotycznego „Żeby Polska była Polską”. Nagrody wręczono podczas gali w Regent Warsaw Hotel.

Antoni Macierewicz otrzymał główną nagrodę za „niezłomną wiarę w Polskę i wytrwałą pracę dla dobra Polaków”.

– Moja historia jest historią olbrzymiej ilości ludzi, z którymi działałem i działam do dziś. Dostaliśmy wielką szansę, by odzyskać niepodległą Polskę. To cud, który na naszych oczach się zdarzył. W ciągu ostatnich 70 lat przeważająca część społeczeństwa przestała już wierzyć, ponieważ cały mechanizm działania naszych przeciwników był nastawiony na to, by zniszczyć ducha Polaków – powiedział szef MON.

– Zawsze czerpaliśmy inspiracje do naszych działań z dokonań wielkich Polaków. Oparciem byli też nasi rodzice. Oni pozwalali nam wierzyć, gdy brakowało nadziei – wspomniał.

– Za każdym razem, gdy wstaję na nuty Pierwszej Brygady, jako narodowiec, wiem że czczę wielki dorobek Józefa Piłsudskiego. Tak samo jak piłsudczycy czczą pamięć generała Józefa Hallera. Wspominam o tym, by pokazać jak wzmacniały się, w tamtym czasie, wspólne dążenia do niepodległości Polski, pomimo różnic – mówił minister.

– To samo wielkie wyzwanie, przed którym stanęło nasze pokolenie, jest tak dramatycznie trudne. Współcześnie, mamy ludzi, którzy mówią, że „polskość to nienormalność”, ludzi którzy wspierają interesy wrogich nam państw, którzy dążą do obalenia rządu RP. (…) Toczy się wciąż walka o to, czy Polska będzie niepodległa i o polskiego ducha – podkreślił Macierewicz.

Zwrócił uwagę, że IPN powstał dzięki takim ludziom jak Jarosław Kaczyński, Piotr Naimski i Jan Olszewski. – Ludziom, którzy sprzeciwili się budowie państwa opartego na powiązaniach agenturalnych. Polski, która miała być zbudowana na agentach Rosji. Dziś walka o polską rację stanu wciąż trwa. Jesteśmy w „ogniu” tego procesu, którego częścią jest odbudowa Polskich Sił Zbrojnych. Sam fakt posiadania silnej armii jest najskuteczniejszym sposobem na uniknięcie wojny – oświadczył.

Statuetkę złotego husarza otrzymał także film zrealizowany przez Biuro Edukacji Instytutu Pamięci Narodowej, „Niezwyciężeni”. W imieniu twórców, reżysera Michała Misińskiego, zespołu Rafała Pękała z IPN oraz Krzysztofa Noworyta, nagrodę odebrał prezes IPN Jarosław Szarek.

– Od połowy września 2017 roku przeżywaliśmy ten film. Film nietypowy, bo nie ma tam aktorów, trwający 4,5 minuty, opowiadający o bohaterskim uczestnictwie naszego narodu w historii XX wieku. Film pokazujący naród, który ostatecznie zwyciężył. Sukcesem tej produkcji jest zarówno treść merytoryczna, jak i wykonanie na najwyższym poziomie technologicznym – mówił podczas gali prof. Jan Żaryn.

– Dla IPN największą satysfakcją jest popularność tego filmu, który przedstawia nasze 50 lat historii, od „wyroku śmierci” w pakcie Ribbentrop-Mołotow, po upadek komuny. Wokół tego filmu będziemy tworzyć wielką akcję edukacyjną. Chcemy, by ta produkcja zachęcała do zgłębienia naszej dumnej historii okresu 1939-89. Zamierzamy pokazać ten film we wszystkich stolicach europejskich – powiedział Prezes IPN.

Nagrodę otrzymał także poeta Bohdan Urbankowski. Wyróżnienie przyznano za: „piękne i mądre księgi pielgrzymstwa polskiego i zwycięskiej walki o polskość”.

– Hasło „niepodległość” zmusza do refleksji. Ile jeszcze tej niepodległości jest do odzyskania? Myśmy odzyskali tylko mały przyczółek tej niepodległości, ten polityczny. Jest przecież jeszcze niepodległość kultury, niepodległość oświaty, niepodległość ekonomii. To jest ogromna praca i to dzisiejsze święto do tego mobilizuje –  powiedział Urbankowski.

Po zakończeniu gali odbył się koncert z udziałem Jana Pietrzaka, Pauliny Grochowskiej, Kasi Novej, Bartłomieja Kurowskiego, Ryszarda Makowskiego oraz Orkiestry Kameralnej Sinfonia Viva pod dyrekcją Tomasza Radziwonowicza.

Nagrodą „Żeby Polska była Polską” Towarzystwo Patriotyczne wyróżnia „ludzi, postawy, dzieła służące Polsce”.

rp.pl

Lwy Waszczykowskiego

5.11.2017
niedziela

Minister Waszczykowski konsekwentnie psuje stosunki Polski z naszymi sąsiadami. To jest jego i PiS polityka zagraniczna – skonfliktować nas ze wszystkimi: Niemcami, Francją, Unią Europejską, Litwą, Ukrainą.

Podczas wizyty we Lwowie Waszczykowski powiedział prasie, że nie rozumie, po co stwarzać sztuczne problemy tam, gdzie lokalne stosunki polsko-ukraińskie mają się dobrze. Słusznie. Ale zaraz potem zahaczył o sprawę dwóch kamiennych lwów, elementu przedwojennej aranżacji cmentarza.

Lwy są zabezpieczone i oczekują w pojemnikach, aż przyjdzie moment na ich powrót na cmentarz obrońców Lwowa podczas wojny polsko-ukraińskiej w 1918 r. i polsko-rosyjskiej w 1920 r. Tymczasem sprawa lwów to właśnie sztuczny problem.

Szef dyplomacji w swoim całkowicie niedyplomatycznym stylu insynuował, że lwy i ludzie tu pochowani komuś przeszkadzają. Takie wypowiedzi zaogniają i tak coraz gorsze stosunki polsko-ukraińskie.

Mamy dziś w Polsce co najmniej milion Ukraińców, którzy próbują u nas zarabiać na lepsze życie. Są Polsce potrzebni, bo płacą tu podatki, a część ima się zajęć, których Polacy nie biorą.

We Lwowie jest silny ośrodek ukraińskich nacjonalistów. Są dobrze zorientowani w sytuacji Ukraińców w Polsce. Wiedzą o coraz częstszych atakach na nich, o bezczeszczeniu ukraińskich miejsc pamięci i cmentarzy w naszym kraju. Żachną się na słowa polskiego ministra, że w Polsce pamięta się o ukraińskich grobach, bo po polskim ministrze mogli się spodziewać słowa na ten temat.

Czy wyobrażamy sobie, jaka byłaby reakcja w Polsce na wizytę ministra spraw zagranicznych Niemiec, podczas której skrytykowałby on brak dostatecznej troski Polaków o niemieckie cmentarze?

Oby deputowani skrajnej prawicy do Bundestagu nie zaczęli się wybierać na wyprawy na ziemie niemieckie przyłączone do Polski po wojnie i wystawiać Polakom cenzurek na ten temat. Nie mówiąc już o delegacjach z putinowskiej Rosji w podobnym celu.

Nacjonalizm musi się liczyć z tym, że zderzy się z innym nacjonalizmem. I że nie będzie to konstruktywne, tylko dodatkowo zaogni stosunki. Niech minister nie udaje, że o tym nie wie.

Dlatego władze ukraińskie nie podejmują ochoczo sugestii obecnego rządu polskiego, by podnieść rangę rozmów o problemach między naszymi krajami.

Chodzi między innymi o rozmowy między polskim IPN a jego ukraińskim odpowiednikiem. Są w stagnacji. Ale czemu? Bo oba instytuty realizują dziś nacjonalistyczne polityki historyczne, polską i ukraińską.

Być może minister chce w ten sposób zademonstrować posłowi Kaczyńskiemu, że mimo wszystko powinien dalej kierować resortem. Ale to nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej. Ta polityka nic na tej wizycie nie zyskuje.

Zyskuje tylko Kreml, który pilnie śledzi – a może i aktywnie wspiera przez swych sympatyków w Polsce – oddalanie się Warszawy i Kijowa od siebie. Wbicie klina między oba nasze państwa jest jednym z głównych celów polityki rosyjskiej w epoce autorytarnego putinizmu. A jej metodą jest rozpalanie emocji nacjonalistycznych w naszych społeczeństwach.

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Starczewska: Zamysł „dobrej zmiany” to wychowanie obywateli posłusznych autorytarnej władzy

Michał Gostkiewicz

06.11.2017

„Dobra zmiana” jest zmianą totalną. Zmienia prawo, sądy, armię i szkołę, bo chce wychować pokolenie ludzi o narodowo-patriotycznym nastawieniu, którymi łatwo będzie manipulować – mówi dr Krystyna Starczewska, opozycjonistka, działaczka KOR-u, założycielka i b. dyrektorka I SLO na Bednarskiej.

Pani dyrektor, dlaczego młodzież szkolna świętuje dzisiaj ważne daty polskiej historii racami, krzykiem i śpiewem, niezależnie, czy czci zwycięstwo, czy porażkę?

Krystyna Starczewska: – Ponieważ słabo tę historię zna. Zresztą, nie tylko młodzież, politycy też. Zanim na przykład podjęli decyzję o uczczeniu Brygady Świętokrzyskiej NSZ, powinni lepiej poznać fakty dotyczące jej działalności,  między innymi fakt współpracy z hitlerowcami.

Po zmianach w programie nauczania będą znać historię jeszcze gorzej?

– Źle będzie się rozpoczynać w szkole po „dobrej zmianie” cały proces nauczania historii. Według nowego programu dzieci z klasy IV szkoły podstawowej, nie znając kontekstu historycznego, będą wkuwać na pamięć biografie dwudziestu wielkich Polaków – od Mieszka I – po żołnierzy wyklętych i bohaterów „Solidarności”. Chodzi chyba wyłącznie o to, by w głowie dziecka utrwaliło się przekonanie, że bohaterowie to tylko Polacy.

01.08.2017 Warszawa . Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez srodowiska narodowe . Fot. Adam Stepien / Agencja Gazeta
Obchody 73. rocznicy Powstania Warszawskiego w Warszawie (fot. Adam Stępień/AG)

Z programu języka polskiego znikają ważne lektury. Historii będziemy uczyć wybiórczo. Podręczniki do wychowania do życia w rodzinie są zgodne z doktryną Kościoła katolickiego. Co my robimy, pani dyrektor?

– Nie „my”, a „dobra zmiana”, która niszczy system edukacji polskich dzieci. Skasowanie gimnazjów oznacza  chaos organizacyjny w szkołach – przez najbliższe dwa lata jedne dzieci będą „szły” starym torem nauki, inne nowym. Oznacza – znowu! – skrócenie edukacji ogólnej ogółu polskiej młodzieży z 9 do 8 lat. Gimnazja miały przecież wyrównywać szanse edukacyjne i z zadania tego się wywiązały, o czym świadczą wyniki międzynarodowych badań poziomu piętnastolatków. Z powodu zmian struktury szkolnictwa wielu nauczycieli straci pracę. A te nieszczęsne, na kolanie robione, podstawy programowe mają wyraźne ideologiczne przesłanie. W spisie lektur dla szkoły podstawowej nie ma prawie literatury powszechnej. Szekspira nie ma! „Antygony” Sofoklesa nie ma. Tylko „My – Polacy” tworzyliśmy kulturę.

Ta polocentryczność to pani zdaniem przypadek, czy zamysł?

– Myślę że zamysł. Do czego innego mogłoby służyć wykreślanie z programu haseł tolerancji i nastawienie nauczania przede wszystkim na akcentowanie „wielkości” Polski we wszelkich dziedzinach? Dlaczego w podstawówce dzieci poznają historię powszechną tylko w tych momentach, gdy łączy się ona z Polską? Dlaczego jest taki nacisk na to, co jest ważne z punktu widzenia specyficznie pojmowanego „patriotyzmu”? Zamysł, o który pan pyta, jest w moim przekonaniu następujący: wychować pokolenie ludzi o narodowo-patriotycznym, a właściwie po prostu nacjonalistycznym nastawieniu, którymi łatwo będzie manipulować. W PRL ideologia była oczywiście inna, ale zamysł dotyczący funkcji szkoły ten sam: szkoła miała wychować obywateli podporządkowanych autorytarnej władzy.

25.08.2017 Katowice . Minister Edukacji Anna Zalewska podczas konferencji ' Dobra Szkola . Start ! ' . Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
Minister edukacji Anna Zalewska (fot. Dawid Chalimoniuk/AG)

Padło w cudzysłowie słowo patriotyzm. Jak go dzisiaj uczyć gimnazjalistów i licealistów, którzy mają potrzebę głośnego, jasnego, szczerego wyrażania swojej miłości do ojczyzny?

– Zacząć powinniśmy od odpowiedzi na pytanie: czym różni się patriotyzm od nacjonalizmu? Patriotyzm nie oznacza zamykania oczu na to, co było w naszym narodzie i w naszej przeszłości nie najlepsze. Oznacza umiejętność krytycznej oceny własnej narodowej przeszłości, aby  unikać w przyszłości popełnianych błędów. Patriotyzm nie oznacza tylko troski o kraj, o naszą dużą ojczyznę, ale także o tę małą – nasz dom, miejscowość, w której mieszkamy, szkołę. Jak uczyć patriotyzmu? Przede wszystkim w działaniu, nie tylko na lekcjach. Z patriotyzmem nierozerwalnie łączy się solidarność i współpraca dla wspólnego dobra. Jeżeli coś jest złe dla mojej małej, czy dużej ojczyzny, co mogę robić, żeby temu złu przeciwdziałać? Co ja – uczeń – mogę robić? Jak mogę działać zarówno dla dobra mojej małej ojczyzny – własnej rodziny, jak i tej większej – szkoły, miasta, w którym mieszkam, Polski? Ale żeby takie postawy kształtować, trzeba pokazać co było pozytywne, a co negatywne w przeszłości, o której dziecko akurat się uczy.

Pod koniec liceum wiele szkół ledwo dobija do końca II wojny światowej – albo i nie. Kiedy uczyć o historii Żydów w Polsce, czy o zamachach z 11 września i naszej post-dwudziestowiecznej rzeczywistości?

– Nauczyciel musi wykorzystywać wszystkie dostępne źródła wiedzy. Historia Żydów na ziemiach polskich to nie tylko Zagłada. Mamy piękną tradycję tolerancji – to do nas przed wiekami prześladowani Żydzi uciekali z innych krajów Europy. Pokażmy te karty naszej historii. Musimy też umieć się przyznać, że w czasie Holokaustu, dokonywanego przez niemieckich nazistów na naszych ziemiach, nie wszyscy Polacy byli solidarni wobec Żydów. Byli tacy, którzy ich ratowali narażając się na śmierć i tacy, którzy donosili na ukrywających się. Musimy umieć zmierzyć się z tą trudną prawdą.

Mam wrażenie, że nie umiemy. Gdybym tylko napisał na Facebooku o zbrodniach Polaków na Żydach albo o polskich obozach dla wrogów władzy ludowej, zaraz ktoś by napisał, że szkaluję naród polski.

– Szkalowali naród ci, którzy donosili Niemcom na Żydów i doprowadzali w ten sposób do śmierci i ich, i rodzin, które ich ukrywały. Nie jest patriotyzmem ukrywanie tego typu negatywnych postępków własnych rodaków. Nie jest patriotyzmem to, co jest sprzeczne z podstawowymi ogólnoludzkimi wartościami, które chcemy przekazywać swoim uczniom. Uczyć prawdy historycznej powinniśmy wszędzie – w czasie wycieczek do muzeów czy miejsc pamięci, w czasie omawiania lektur, czy podczas kontaktów z cudzoziemcami. Trzeba też zapraszać świadków wydarzeń, pielęgnować pamięć.

Obóz rządzący powie, że też pielęgnuje pamięć. Choćby o żołnierzach wyklętych.

– A jacy oni naprawdę byli? Pokażmy obie strony ich historii – dobrą i złą. Czyli prawdę. Także tę o popełnionych przez nich zbrodniach. Prawdę historyczną powinniśmy obecnie przekazywać uczniom jako uzupełnienie nowego szkolnego programu, który tę prawdę pomija. Może trzeba stworzyć alternatywny program nauczania na wzór  Uniwersytetu Latającego z czasów PRL-u. Dziś jest łatwiej, mamy przecież Internet, który wówczas nie istniał – można publikować materiały edukacyjne dla uczniów i nauczycieli uzupełniające wiedzę, której brak w nowych programach szkolnych i nowych podręcznikach.

Uważam, że obecnie są trzy ważne problemy, o których powinniśmy rozmawiać z naszymi uczniami. Po pierwsze: czym jest demokracja? Młodzi ludzie powinni dobrze rozumieć zasady demokracji, żeby móc samodzielnie ocenić wydarzenia, które mają miejsce w dzisiejszej Polsce. W naszym Zespole Szkół uczniowie poznają w praktyce podstawową zasadę ustroju demokratycznego, jaką jest trójpodział władzy. W naszych szkołach mamy władzę ustawodawczą – czyli Sejm Szkolny, władzę wykonawczą – czyli Radę Szkoły pełniącą rolę szkolnego rządu i niezawisły Sąd Szkolny. W każdym z tych organów zasiadają, wybierani w demokratycznych wyborach, przedstawiciele trzech szkolnych stanów – uczniów, nauczycieli i rodziców. To nie zabawa, szkolne demokratyczne władze podejmują decyzję w sprawach istotnych dla funkcjonowania naszych szkół. I chcemy te szkolne instytucje demokratyczne wzmocnić, aby nawet dzieci z młodszych klas podstawówki miały świadomość, że mogą mieć rzeczywisty wpływ na to, co dzieje się w szkole. Współodpowiedzialność za małą ojczyznę, jaką jest szkoła – to pierwszy krok do przyszłej ich obywatelskiej współodpowiedzialności za państwo, czyli do właściwie rozumianego patriotyzmu.

Demokracja – to po pierwsze. A po drugie?

– Trzeba uświadamiać młodym ludziom, czym nacjonalizm różni się od patriotyzmu. Obecnie istnieje bowiem prawdziwe niebezpieczeństwo radykalizacji młodzieży w odradzających się organizacjach nacjonalistycznych. Trzeba tej tendencji przeciwdziałać już na etapie szkolnym. Przekazywać historyczną prawdę o programie i działaniach ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej, równocześnie rozwijając w uczniach postawę tolerancji i akceptacji dla kulturowej różnorodności.

29.07.2017 Krakow . Rynek Glowny . Manifestacja narodowcow ' Totalna mobilizacja przeciw totalnej opozycji ' . Fot. Katarzyna Bednarczyk / Agencja Gazeta
Manifestacja ONR na Rynku w Krakowie (fot. Katarzyna Bednarczyk/AG)

To jest przygnębiające, że aż 70 proc. polskiego społeczeństwa nie chce przyjmowania w kraju uchodźców. Powinniśmy przekazywać młodzieży prawdę historyczną o losie Polaków, którzy w przeszłości także często byli skazani na los uchodźców i spotykali się z pomocą i życzliwością innych narodów. Tak wysoko notowana w nowym programie polska literatura romantyczna była przecież tworzona przez polskich uchodźców! Nasz Zespół Szkół nosi imię Jam Saheba Digvijai Sinhj – hinduskiego maharadży, który w czasie II wojny światowej przyjął ponad tysiąc polskich dzieci – uchodźców z syberyjskich gułagów, dając im dom, możliwość nauki i opiekę. Polakom uchodzącym z terenów Związku Radzieckiego granicę otworzył Iran – kraj muzułmański.

Już słyszę odpowiedź z internetu: ale my to nie muzułmanie, my nie jesteśmy terrorystami, nasza wiara nie zakłada przemocy, my nie ograniczamy praw kobiet.

– I dlatego nigdy dość przykładów, że bycie muzułmaninem nie oznacza automatycznie, że jest się  terrorystą. Nigdy dość spotkań ludzi różnych kultur i wyznań. Czasem jedno takie spotkanie sprawia, że „inny” przestaje być dla nas „obcym”, który zagraża naszemu bezpieczeństwu. Zaczynamy go rozumieć, współczuć, myśleć o tym, jak można mu pomóc. Do naszych szkół przyjmujemy dzieci uchodźców z różnych krajów, w tym wielu muzułmanów. Marina Hulia, Białorusinka mieszkająca od dwudziestu lat w Polsce, która opiekowała się uczniami czeczeńskimi w naszej szkole, pomaga obecnie czeczeńskim rodzinom koczującym od przeszło roku na dworcu przy przejściu granicznym w Brześciu. Polskie władze odmawiają im starania się o azyl w naszym kraju. Tylko niewielka część tych rodzin została wpuszczona do Polski. Szkoły zrzeszone w Krajowym Forum Oświaty Niepublicznej organizują spotkania dzieci czeczeńskich  z ich polskimi rówieśnikami. Spotkania te prowadzi Marina. Takie bezpośrednie kontakty są bliską mi metodą wychowania i nauczania. Osobisty kontakt z „innym” przynosi na ogół pozytywne rezultaty wychowawcze. Na przykład uczniowie z naszego gimnazjum sami zorganizowali akcję pomocy koleżance z Ukrainy, której rodzina otrzymała nakaz deportacji. Zebrali około 20 tysięcy podpisów  pod protestem przeciwko deportacji ich koleżanki. Poszli z tym protestem pod Urząd ds. Cudzoziemców. i władze wycofały nakaz.

To się chyba nazywa  – w najlepszym rozumieniu tego słowa – solidarność. To ta trzecia ważna sprawa?

– Tak. Nasi uczniowie obcując na co dzień z kolegami z innych krajów zrozumieli – sami! – że uchodźca to nie jest ukryty terrorysta lub ktoś, kto może przenosić zarazki, jak mówi Jarosław Kaczyński. Zrozumieli, że  to człowiek taki sam jak oni! Człowiek, który jednak znalazł się w szczególnie trudnej sytuacji i potrzebuje ich koleżeńskiego wsparcia.

11.10.2005 OPOLE UL. GORZOLKI SZKOLA PODSTAWOWA NR 24 UCZNIOWIE SZKOLY MALUJA SWOJA PANIA NAUCZYCIELKE Z OKAZJI DZIEN EDUKACJI NARODOWEJ N/Z GRAZYNA FILIPOWSKA I KLASA IB FOT. RAFAL MIELNIK / AGENCJA GAZETA
Szkoła podstawowa w Opolu, uczniowie malują swoją panią nauczycielkę (fot. Rafał Mielnik/AG)

Była pani dyrektorem pierwszego w Polsce społecznego liceum – „Bednarskiej”. Jaka w obecnych realiach powinna być rola tych szkół – społecznych?

– Po pierwsze powinniśmy dobrze uczyć! Szkoły społeczne powinny rozwijać zainteresowania uczniów poprzez organizowanie ciekawych zajęć dodatkowych, rozwijać postawy prospołeczne, uczyć krytycyzmu i samodzielnego myślenia. Powinny oczywiście uczyć tak, żeby uczniowie zdali dobrze końcowe egzaminy, ale nie powinny ograniczać się do przekazywania wyłącznie treści zawartych w obowiązujących programach.

A po drugie?

–  Nasze szkoły nie powinny być miejscami wyłącznie dla dzieci z finansowych elit. My w liceum na Bednarskiej podjęliśmy przed laty decyzję o przyjmowaniu na bezpłatne miejsca dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Pierwsi uczniowie przyjęci do szkoły na takich warunkach to byli uciekinierzy z wojny w Czeczenii. Dziś na 350 uczniów w gimnazjum na Raszyńskiej mamy kilkudziesięciu uchodźców. Na miejsca specjalne przyjmujemy też dzieci z domów dziecka i dzieci kierowane przez poradnie z powodu różnego typu niepełnosprawności. Ale gdyby nie subwencja oświatowa, szkoły nie byłoby stać na stypendia dla tych dzieci.

Szkoła społeczna musi się z czegoś utrzymywać.

– Właśnie. Wycofania subwencji obawiają się obecnie dyrektorzy szkół niepublicznych z całej Polski – a rozmawiałam z wieloma z nich. Szkoły niepubliczne nie podlegają samorządom, są niezależne – mają własne organy prowadzące. Ich niezależność może jednak zostać przez „dobrą zmianę” ograniczona. Z kolei nauczyciel, z jakiejkolwiek szkoły, trzy razy się obecnie zastanowi, zanim zrobi „nieprawomyślne” spotkanie na temat nie przewidziany w nowym programie. Przecież jest możliwe, że w obliczu nieuchronnych zwolnień nauczycieli po likwidacji gimnazjów w pierwszym rzędzie pracę stracą ci, którzy  myślą i uczą inaczej niż nakazuje władza. My teraz zastanawiamy się nad tym, jak przeorganizować strukturę naszych szkół, aby nauczyciele nie stracili pracy. I nad tym, jak uczyć, żeby przekazywać uczniom prawdę, a nie obowiązującą ideologię.

04.06.2016 Warszawa , ul Bobrowiecka 9 . Prezes PiS Jaroslaw Kaczynski podczas wystapienia z okazji 4 czerwca - 27 Rocznicy Wolnych Wyborow 1989 . Fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Przemówienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego (fot. Sławomir Kamiński/AG)

Słowo „prawda” lubi wspomniany już przez panią prezes PiS Jarosław Kaczyński. Usłyszałem ostatnio, że ponoć to pani wprowadziła go jako młodego człowieka w szeregi opozycji.

–  To był rok 1977. Pracowałam wtedy w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, w Pałacu Staszica. Jednocześnie działałam w opozycji prowadząc punkt kontaktowy dla ludzi jeżdżących z pomocą dla osób represjonowanych po wydarzeniach w Radomiu. W Instytucie Badań Literackich w Pałacu Staszica pracowała też mama bliźniaków Kaczyńskich. Chodziłam z nią czasem na kawę. Lech i Jarosław odwiedzali swoją mamę w pracy, tak więc znałam ich z widzenia. Któregoś dnia zjawił się w naszym domu Jarosław mówiąc, że chce działać w opozycji. Oczywiście ucieszyłam się z tej deklaracji i poleciłam go Zofii i Zbigniewowi Romaszewskim, którzy organizowali właśnie biuro interwencyjne KOR. Od razu został wysłany do Torunia w sprawie człowieka pobitego przez milicję. Jarosław Kaczyński wspomina o tym w swojej książce: „Porozumienie przeciw monowładzy – z dziejów PC”. Nie jest to zresztą jedyna jego wypowiedź o mnie.

A druga?

– Córka Lecha Kaczyńskiego, Marta, zdawała przed laty do liceum na Bednarskiej, którego byłam wtedy dyrektorką – i nie dostała się. Jarosław napisał, że początkowo sądził, iż stało się tak dlatego, że była słaba z matematyki, ale  szybko został wyprowadzony z błędu. Otóż pewnego dnia – jak opisuje – idąc Krakowskim Przedmieściem, zobaczył swojego znajomego Stefana Starczewskiego, który szedł ze swoją byłą żoną – Krystyną. Jarosław podszedł do nich, żeby się przywitać, ale Krystyna widząc go zaczerwieniła się, odwróciła na pięcie i odeszła. I wtedy zrozumiał, że świadomie skrzywdziła córkę jego brata. Był to, w jego przekonaniu, wyraz zemsty skierowanej przeciwko jego rodzinie za jego ówczesne przekonania i działania polityczne.

Nie wiem, co odpowiedzieć.

– Ja też nie wiedziałam co odpowiedzieć, gdy z redakcji „Polityki” zadzwoniono do mnie z prośbą o komentarz do tych słów Kaczyńskiego. Przede wszystkim nie pamiętałam takiego spotkania z nim na Krakowskim Przedmieściu. A co do samej sprawy nie przyjęcia do szkoły Marty Kaczyńskiej, to mogę powiedzieć tylko jedno – aby uniknąć jakiejkolwiek stronniczości, kandydaci do naszej szkoły byli  podczas egzaminów całkowicie anonimowi. Komisja egzaminacyjna nie znała ich nazwisk – występowali jedynie pod określonymi numerami. Dopiero po ustaleniu wyników egzaminu komisja stwierdzała, kto występował pod określonym numerem. Jarosław uznał jednak, że nie przyjęłam do szkoły Marty celowo, żeby jemu osobiście dowalić. I takie właśnie wyobrażenie o świecie ma ten człowiek – ludzie, którzy nie zgadzają się z nim, są w jego przekonaniu gotowi w różny sposób mścić się na nim i na jego rodzinie.

Czy to dlatego cały projekt „dobrej zmiany” jest tak totalny? Obejmuje przecież nie tylko edukację, ale sądownictwo, wojsko, gospodarkę i ludzkie sumienia.

– Tak. Zmiana najwyraźniej ma być całościowa. Będą promowane i finansowane tylko działania prowadzone przez ludzi, którzy jednoznacznie wspierają obecną władzę sterowaną przez Jarosława Kaczyńskiego.

Jeden z pani dawnych kolegów z KOR zajmuje się armią. I budową Wojsk Obrony Terytorialnej.

– A  do służby w WOT przygotowują młodych ludzi tzw. klasy mundurowe. Ja panu coś opowiem. Rok temu byłam w sanatorium w Konstancinie i pojechałam z koleżanką do Góry Kalwarii obejrzeć rzeźbioną drogę krzyżową wokół kościoła. Podjeżdżamy, a tam tłum. Ludzie czekają na prezydenta Dudę, który ma zaraz przyjechać na kościelną uroczystość.

04.10.2017 Warszawa , Szkola Glowna Handlowa . Prezydenta RP Andrzej Duda podczas uroczystej Inauguracji Roku Akademickiego 2017 / 2018 . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Prezydent Andrzej Duda na inauguracji roku akademickiego 2017 / 2018 na SGH (fot. Sławomir Kamiński/AG)

Porządku pilnują młodzi ludzie płci obojga, ale głównie chłopcy, w mundurach. Z karabinami na plecach. Pytam jednego z nich, czy są harcerzami przebranymi za żołnierzy. „Nie” –  odpowiada mi miły chłopiec – „my jesteśmy uczniami klasy mundurowej”. I tak mu się oczy zapaliły: „I wie pani – my raz w tygodniu jeździmy na poligon. Inni mają lekcje, a my uczymy się strzelać. I mamy obozy, na których przygotowujemy się do służby w oddziałach obrony terytorialnej. Ja już jestem gotowy do służby w tych oddziałach – umiem strzelać!”. Pytam, ile ma lat. Szesnaście. Pierwsza liceum. Służba! Mundur, karabin. Który dzieciak nie będzie chciał skorzystać z takiej propozycji?

Z drugiej strony Polska ze względu na swoje położenie i historię armię mieć musi.

–  Oczywiście musi mieć armię, ale to nie znaczy, że dzieciaki trzeba uczyć strzelania. Problem w tym, że z jednej strony ta obrona terytorialna to jest fikcja – nie wojsko, a z drugiej – to jest rzeczywiście skuteczne oddziaływanie paramilitarne na młodzież. Wracam do sanatorium, włączam TV – na ekranie dzieciaki w mundurach i Macierewicz, który przemawia do młodych ludzi:

„Wy jesteście powołani do największego zaszczytu, jaki może spotkać człowieka. Do przelewania krwi za Ojczyznę. Będziecie bronić Polski przed wrogiem zewnętrznym, jeśli na nas napadnie. I będziecie bronić Polski przed wrogiem wewnętrznym, który już jest!”.

21.05.2017 Rzeszow , Rynek . Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz podczas uroczystej przysiegi zolnierzy 3. Podkarpackiej Brygady Obrony Terytorialnej . Fot. Miroslaw Maciag / Agencja Gazeta
Antoni Macierewicz podczas przysięgi brygady Obrony Terytorialnej (fot. Mirosław Maciąg/AG)

Rany boskie.

– Więc ja pytam: czemu te oddziały obrony terytorialnej mają naprawdę służyć? Wroga zewnętrznego nie będą zdolne odeprzeć. Za to wróg wewnętrzny „już jest” . Przepraszam, ale mnie ci młodzi ludzie w mundurach i z karabinami na plecach skojarzyli się z młodzieńcami z Hitlerjugend.

Mocne porównanie. Nie za mocne?

– W rozporządzeniu MEN napisano, że tam, gdzie uczniowie i rodzice będą tego sobie życzyli, klasy mundurowe muszą być utworzone. A przecież prawie każdy chłopak będzie chciał do takiej klasy należeć. „My jesteśmy mundurowi, dzielni, bronimy Polski. A wy co?”. Co to jest, jak nie rozbudzanie – sprytne – nacjonalizmu? Na dodatek uczniowie klas mundurowych mają dostawać dodatkowe punkty na uczelnie wojskowe i na pokrewne kierunki. Czyli będą mieli ułatwioną drogę do dobrze płatnej specjalizacji. To jest pociągające. Do tego dołączmy jeszcze nagonki na tych, którzy myślą inaczej, robione przez pseudopatriotów w Internecie. Żaden odpowiedzialny nauczyciel, czy z lewa, czy z prawa, nie będzie używał argumentów o takiej sile i tak uproszczonych, jak te, z którymi młodzi stykają się w sieci. A to właśnie tam pseudopatrioci się skrzykują, organizują. To jest atrakcyjne – wyjdziesz na ulicę, inni staną za tobą, będziesz czuł się mocny w grupie chłopaków. Ci, którzy mają rozsądnych rodziców i przyjaciół, będą umieli myśleć inaczej niż większość. Ale nie ma obecnie atrakcyjnej przeciwwagi dla tej większości.

Powiedziała pani „grupa chłopaków”. Badania wskazują na rekordową popularność poglądów prawicowych wśród młodzieży. Czy chłopcy są bardziej konserwatywni?

– Sądzę, że dziewczyny zdają sobie sprawę, że są bardziej zagrożone wprowadzanymi zmianami w duchu konserwatywnym. I czując zagrożenie dla swoich praw potrafią być solidarne. Chłopaki często określają swoją pozycję społeczną według hierarchii. Kto najmocniejszy, ten ma rację i będzie przewodził.

To u młodych samców homo sapiens dość naturalne.

– Ależ nie ma nic złego w byciu przywódcą, tylko zależy w imię czego jesteś tym przywódcą i w jakiej sprawie. Jeśli da im się w szkole możliwość realizacji tych przywódczych dążeń, w ramach funkcjonującego demokratycznego porządku, to szybko się nauczą, że można być silnym na inny sposób niż przez przemoc i nacjonalistyczny, nienawistny sztafaż. Niestety, media, w tym te przesycone nienawiścią media społecznościowe, utrudniają dotarcie z innym przekazem. To niestety jest już wewnętrzna wojna społeczna.

Pani dyrektor, czy pani jeszcze uczy filozofii?

– Tak.

Dlaczego w sieci ludzie pod imieniem i nazwiskiem potrafią rzucać najobrzydliwsze obelgi i nawoływać do nienawiści, jakby byli anonimowi? Niech odpowie mi filozof.

– Nie wiem…  Ale myślę, że może dlatego, że pokazanie twarzy ich umacnia, bo wierzą, ze stanowią większość?  Mówią: „tak, mam takie poglądy i się tego nie wstydzę. I co mi zrobicie?”.

No właśnie, co zrobimy?

– To, co możemy zrobić my, świadomi zagrożenia nauczyciele i pedagodzy, to podjąć pełną mobilizację wychowawczą. Musimy mieć pomysły ciekawsze niż nauka strzelania. Tym bardziej, że taki paramilitarny sposób wychowania młodego pokolenia będzie w najbliższych latach wspierany przez aparat państwa.

Nie będzie łatwo.

– Nie będzie.

02.03.2015 Warszawa . Krystyna Kazimiera Starczewska - filozof , etyk i pedagog , dyrektor Zespolu Szkol ' Bednarska ', prezes Krajowego Forum Oswiaty Niepublicznej . Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Krystyna Starczewska (fot. Franciszek Mazur/AG)

Dr Krystyna Starczewska. Polonistka, filozofka, etyczka i pedagożka, prezeska Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej. W  PRL związana z opozycją demokratyczną, działaczka Komitetu Obrony Robotników (KOR).  W wolnej Polsce współtwórczyni i dyrektorka Zespołu Społecznych Szkół Ogólnokształcących „Bednarska”.

weekend.gazeta.pl

.: „Przez ostatnie osiem lat, Polki i Polacy…”

Milczący marsz pamięci Piotra Szczęsnego

Tomasz Urzykowski, 
„Obudźcie się! Jeszcze nie jest za późno!” – to fragment listu Piotra Szczęsnego, który dokonał samospalenia przed Pałacem Kultury i Nauki. Pod tym hasłem przez centrum Warszawy przejdzie dziś wieczorem marsz, który upamiętni jego czyn.

Marsz rozpocznie się o godz. 16.30 na placu Defilad, w miejscu samospalenia Piotra Szczęsnego…

http://wyborcza.pl/7,75248,22608605,milczacy-marsz-pamieci-piotra-szczesnego.html

Remember, remember the 5th of November!”. Dziś Brytyjczycy świętują #guyfawkesday – święto ludowe obchodzone w rocznicę wykrycia tzw. spisku prochowego, będącego zamachem na życie króla Anglii i Szkocji Jakuba I Stuarta.