Milczeć, słuchać – czyli święta krowa Andrzej Duda. Jazda na Beatę Tadlę w szczujni Karnowskich
Jakby Zaremba założył, że w kampanii wyborczej można bezkarnie obiecać wszystko wszystkim i z księżyca brać pieniądze. Bo rozliczać można innych, głównie Komorowskiego, a Duda może wszystko. Jest nietykalny. Jest tak dobry, że jak już łaskawie przyjdzie na jakiś wywiad, to dziennikarze padajcie na kolana i słuchajcie jego złotych myśli.
A Tadla z reżimowej TVP? „Robiła, co mogła: lekceważące spojrzenia, wyraźna niechęć w głosie i traktowanie Dudy z góry jak jakiegoś mydłka” – zobaczył w telewizji były kabareciarz Ryszard Makowski u Karnowskich.
A ja zobaczyłem Beatę Tadlę spokojną i rzeczową. I – jak na telewizyjne standardy – dociekliwą. Z wyjątkiem pytania o referendum w sprawie podatków, którego nie można rozpisać, bo nie przewiduje tego konstytucja, o czym powinna wiedzieć i Tadla, i Duda.
Zobaczyłem dziennikarkę, a nie pisowski stojak pod mikrofon spijający złote myśli polityka.
I Duda następnego dnia nie przyszedł na rozmowę do radia TOK FM. Bo tu musiałby z pewnością odpowiadać na pytania m.in. o SKOK-i.