Marsz Dudy i Morawieckiego w oprawie stanu wojennego

Komentatorzy polityczni nie radzą sobie z zakazem Marszu Niepodległości, jaki został wydany przez ustępującą prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Klapki partyjne – nie wierzę w ideowo – mają nie tylko prawicowi publicyści. Ta polska przywara znana jest od kiedy w Polsce mniej więcej zrozumiano, czym jest podział na lewicę i prawicę, czyli od zawsze.

Czytam, że Gronkiewicz-Waltz cynicznie chce postawić rząd w kłopotliwej sytuacji, a nawet, iż nacjonaliści zostali wprowadzeni do głównego nurtu w wyniku gry między PiS i PO. Raczej polityków tej ostatniej partii nie widziano nigdy na marszach nacjonalistów, a pisowców zawsze było pełno i bronili jeszcze niedawno Marszu Niepodległości.

Spójrzmy na gołe fakty i przypuszczenia, które mogą być nawet pewnikami. Niedawno prezydent Andrzej Duda powiedział, że kalendarz ma tak napięty, że nie znajduje czasu na marsz z nacjonalistami, Mateusz Morawiecki też się od niego odżegnał.

Prezydent Warszawy chciała uzyskać odpowiedź od komendanta policji, jak będzie wyglądało zabezpieczenie marszu. Nie uzyskała, bo nominat Joachima Brudzińskiego nie kwapił się do odpowiedzi. Więc co miała zrobić Gronkiewicz-Waltz?

Mogła machnąć ręką. Większość tak by postąpiła, ale po Gronkiewicz-Waltz przychodzi Rafał Trzaskowski – i zakaz marszu wygląda na jego decyzję. Zresztą jeszcze aktualna prezydent Warszawy w pierwszych słowach uzasadniających zakaz marszu mówiła o konsultacji w sprawie tej decyzji z Trzaskowskim.

A zatem – Trzaskowski niejako zapowiedział, jaki będzie jego stosunek do tego typu imprez nacjonal-neofaszystowskich. Do tego nie trzeba żadnej inteligencji większej od Forrest Gumpa (IQ 72), wystarczy w garderobie zdjąć klapki z oczu. Komunikat Trzaskowskiego brzmi: stop nacjonalistom zza pleców których wyrastają rodzimego chowu naziole.

Trzaskowski musiał zdawać sobie sprawę, że z tej akcji wyniknie reakcja. Jaka? Przede wszystkim organizatorzy zakazanego marszu mogą odwołać się do sądu, tak jak we Wrocławiu, gdzie decyzja zakazu podjęta przez Rafała Dutkiewicza została przez sąd uchylona.

Ba, było to wymuszenie na politykach PiS (Andrzeju Dudzie i Mateuszu Morawieckim), aby ciężar odpowiedzialności za obchody 100. rocznicy wzięli na swoje barki. I od razu prezydent spotkał się z premierem. 4 dni przed 100 rocznicą niepodległości ani Duda ani Morawiecki nie mieli pomysłu na wspólne obchody. Wymyślili to, co tylko PiS potrafi wymyślić – przejąć inicjatywę, zmieniając jej nazwę.

A więc nacjonaliści zostali pozbawieni Marszu Niepodległości, który teraz będzie nazywał się Biało-Czerwonym Marszem, Duda wraz z Morawieckim ponadto nabyli nowe kalendarze i jednak pomaszerują wytyczyną przez nacjonalistów trasą, a nawet jak to oni – wzywają do wspólnoty, czyli wszyscy mogą brać udział w tym naprędce zdefiniowanym kierdelu baranów.

Ale jest problem prawny, bo ustawa o zgromadzeniach w rozdziale 2,  art. 7 mówi o nowym zgromadzeniu, które musi być zgłoszone najpóźniej na 6 dni przed planowaną datą. Czyli z tego wynika, iż nie ma czasu na nowy marsz, może być przez prezydenta i premiera przejęty na siłę zakazany marsz.

Jeżeli sąd anuluje zakaz, to będziemy mieli do czynienia z Marszem Niepodległości nacjonalistów przemianowanym przez Dudę i Morawieckiego na Biało-Czerwony Marsz. I jeszcze jeden szczegół: za służby porządkowe odpowiadać ma Wojsko Polskie, bo to one zostało zgłoszone do warszawskiego Ratusza.

Pointując: 100 rocznicę niepodległości mamy w oprawie stanu wojennego, tj. wojskowego. I bodaj o to chodzi PiS, która to partia kroczy drogą znaną już w latach 80. ubiegłego stulecia wytyczoną przez WRON Wojciecha Jaruzelskiego.

 

 

 

Zamieszki, ekstremiści, a policja na chorobowym. Państwo tworzy atmosferę paniki

oże dojść do ataku uczestników Marszu Niepodległości na policję” – informuje warszawski ratusz na podstawie pisma z województwa, a Komenda Stołeczna domaga się zabezpieczeń pod kątem ataku terrorystycznego, bo „nie można wykluczyć zainteresowania środowisk ekstremistycznych”. OKO.press pyta współtwórcę UOP Piotra Niemczyka, czy faktycznie są powody do obaw

Narasta niepewność i chaos przed głównymi obchodami Święta Niepodległości w Warszawie. W środę 7 listopada, na cztery dni przed świętem, ustępująca prezydent Warszawy

Hanna Gronkiewicz-Waltz zdelegalizowała organizowany przez skrajną prawicę Marsz Niepodległości, który co roku przyciągał dziesiątki tysięcy Polaków, w tym również środowiska neonazistowskie, rasistowskie i kibolskiez całego kraju.

Organizatorzy Marszu zapewniają jednak, że zamierzają przejść ulicami Warszawy mimo zakazu. „Apelujemy jeszcze silniej – przyjeżdżajcie na Marsz Niepodległości niezależnie od wszystkiego! Pokażcie, że nie ma siły, która byłaby zdolna nas zatrzymać!” – pisze Młodzież Wszechpolska w oświadczeniu. Dziś o 18:30 Sąd Okręgowy ma rozpatrzyć skargę na decyzję prezydent.

Z jednej strony nacjonalistyczna retoryka siły, z drugiej – państwo, które błądzi w najprostszych sprawach. Atmosfera paniki udziela się urzędnikom, a to ma zły wpływ na bezpieczeństwo.

„Obecne służby nie budują prawidłowej oceny ryzyka” – mówi OKO.press analityk bezpieczeństwa, Piotr Niemczyk.

Dwa marsze czy jeden?

Jeśli Marsz Niepodległości pozostanie nielegalny, narodowcom i uczestnikom ich demonstracji pozostanie forma zgromadzenia spontanicznego (formalnie łatwego do rozwiązania przez policję). Druga możliwość to dołączenie się do zgłoszonej na tej samej trasie marszu prezydenckiego Andrzeja Dudy, organizowanego przez Garnizon Warszawa.

Problem pojawi się, kiedy decyzja Hanny Gronkiewicz-Waltz zostanie uchylona (tak jak stało się to we Wrocławiu) i Marsz Niepodległości pozostanie legalny. Wbrew słowom rzecznika Prezydenta, państwowa uroczystość nie będzie „kasować” demonstracji nacjonalistów.

Zamieszki i terroryści….

Władze na szczeblu wojewódzkim szykują się na zamieszki. Dyrektorka warszawskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor pytana przez OKO.press potwierdza, że mazowiecki wicedyrektor Wydziału Zdrowia zgłosił się do stołecznych szpitali w celu przygotowania wolnych łóżek „bo – jak mówi – może dojść do ataku uczestników Marszu na policjantów”. W żadnym z warszawskich szpitali nie potrafiono nam dokładnie określić, ile łóżek będzie gotowych.

Uzasadnienie delegalizacji Marszu powołuje się również na pismo Komendy Stołecznej Policji z 30 października, w którym komendant prosi o dodatkowe zabezpieczenia pod kątem ataku terrorystycznego oraz ustawienie betonowych barier, uniemożliwiających wjazd pojazdów na trasę demonstracji.

Według Policji, „nie można wykluczyć zainteresowania środowisk ekstremistycznych” wydarzeniem. Nie wiadomo jednak, o jakie konkretnie środowiska chodzi.

…w Warszawie brakuje patroli

Emocje podsyca fakt, że wielu policjantów przechodzi na zwolnienia chorobowe w związku z zaostrzającym się przez brak porozumienia z MSWiA protestem służb mundurowych. Jak informują związkowcy, są w kraju komisariaty, jak ten w Kostrzynie nad Odrą, gdzie pracuje już tylko kadra kierownicza, a według „Gazety Wyborczej” w Warszawie na przyjazd patrolu czeka się pięć godzin ponieważ… po całym mieście jeżdżą tylko dwa radiowozy.

Ewa Gawor z warszawskiego ratusza podkreśla, że choć liczbę policjantów potrzebnych do ochrony Święta Niepodległości określa nie miasto, a Policja, to do ochrony miesięcznic smoleńskich kierowano 2-3 tys. funkcjonariuszy, choć uczestniczyło w nich ok. 1,5 tys. manifestantów. Komenda Stołeczna Policji uspokaja OKO.press, że podczas „Akcji Znicz” jedynie 6 proc. warszawskich policjantów było na zwolnieniu. Szczegółowe dane dotyczące absencji (z podziałem na wydziały – obchody będą bowiem chronione przede wszystkim przez oddziały prewencji) obiecała udostępnić OKO.press Komenda Główna, jednak nasza prośba pozostaje bez odpowiedzi od 5 listopada. Również przedstawiciele stołecznego Biura Bezpieczeństwa nie mieli okazji spotkać się z komendantem.

Poczucia bezpieczeństwa nie wzmacnia fakt, że najwyższe władze państwowe zdają się błądzić we mgle nawet w najprostszych sprawach – jak ustanowienie dnia wolnego 12 listopada. Decyzję w tej sprawie Sejm podjął na pięć dni przedjednorazowym „świętem”.

A co dopiero w kwestiach tak poważnych, jak zapewnienie bezpieczeństwa na wydarzeniu z dziesiątkami tysięcy ludzi.

Współzałożyciel UOP ocenia zagrożenie

Analityk bezpieczeństwa Piotr Niemczyk w rozmowie OKO.press zauważa, że „obecne służby nie budują prawidłowej oceny ryzyka”, a

pochopnie upubliczniane informacje o zagrożeniu terrorystycznym mają na bezpieczeństwo ujemny wpływ.

„Poprzednio o zagrożeniu terrorystycznym informowano, gdy w Sejmie, podczas protestu osób z niepełnosprawnościami, trwało zgromadzenie NATO. Szef komisji ds. służb specjalnych twierdził, że chodziło o niepotwierdzone informacje o zaminowaniu promów w Świnoujściu” – mówi współzałożyciel UOP.

„Osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo nieodpowiedzialnie wypisują rzeczy, które nie mają poparcia w faktach. Podczas Marszu Niepodległości z dużym prawdopodobieństwem może dojść do chuligańskich czynów, ale nie wymaga to mobilizacji wszystkich szpitali w województwie” – dodaje Niemczyk.

Czy zatem jest się czego bać? Zdaniem eksperta bardziej powinien martwić nas brak policjantów, którzy na co dzień zapewniają nam bezpieczeństwo, patrolując ulice, interweniując w sytuacjach zagrożenia czy wykrywając kradzieże.

oko.press

 

GDULA: CYNICZNA ZAGRYWKA HGW

Hanna Gronkiewicz-Waltz chce postawić rząd w trudnej sytuacji. Ale nie zapominajmy, że to gra między PiS i PO wprowadziła nacjonalistów do głównego nurtu.

Hanna Gronkiewicz-Waltz zakazała marszu nacjonalistów 11 listopada. Dla części osób stała się dzięki temu nowym apostołem antyfaszyzmu. Ja jakoś nie mogę się przekonać.

Nie chcę wpaść w nastrój rozliczeń w stylu, a gdzie HGW była 11.11.11, gdy blokowaliśmy tzw. marsz niepodległości, ale tak zupełnie abstrahować od timingu chyba nie można? Prezydent miała długie 7 lat na ocknięcie się i zrozumienie, jaki pochód chodzi po ulicach stolicy w listopadzie. W dodatku przez 4 lata z tych 7 rządzili jej koledzy i koleżanki z PO, którzy mieli pełną kontrolę nad aparatem przymusu i niemałe wpływy w sferze sądownictwa. Dlaczego wtedy nie wyoutowała się jako antyfaszystka i nie zrobiła wszystkiego, żeby marsz zablokować?

Bardzo łatwo na to pytanie odpowiedzieć. Bo wtedy to Platforma musiałaby się zająć ogarnięciem sytuacji. A dziś? Dziś oczywiście musi to zrobić Prawo i Sprawiedliwość. Zakaz Marszu to cyniczna zagrywka, żeby postawić rząd w trudnej sytuacji. HGW i reszta PO nie jest taka głupia, żeby nie rozumieć, jak zadziała zakaz.

Do Warszawy przyjedzie 60 tysięcy wkurzonych nacjonalistów, żeby pokazać, że nie boją się władzy. I to nie HGW będzie się z nimi mordować, tylko chłopaki od Brudzińskiego. Jeśli pozwolą Marszowi przejść przez miasto, będzie można mówić, że chronią faszystów i oddają im Polskę. Jeśli będzie wojna uliczna, to tylko potwierdzi, że uczestnicy Marszu to ekstremiści i należy ich zbanować. A PO wystawi potem pierś do dekoracji orderem obrońców demokracji i zgarnie pod swoje skrzydła wszystkich, którzy boją się skrajności w polityce.

Odpowiedzią PiS-u na tak zastawioną pułapkę jest deklaracja prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego o zorganizowaniu pochodu państwowego na trasie Marszu godzinę później, niż chcieli to zrobić narodowcy. Dziś obserwujemy więc zamieszanie, bo nie wiadomo, jak ostatecznie będzie wyglądał przemarsz. Zapewne wszystko się przemiesza i prezydent z premierem pójdą razem z nacjonalistami.

Nie wiem, czy PiS będzie tą samą partią, gdy przespaceruje się z ONR-em i kibolami między rondem Dmowskiego i Stadionem Narodowym, ale szczerze mówiąc, wolałbym się tego nie dowiadywać. A przed zagrywką HGW z zakazaniem Marszu na podobny spacer nie było szans.

Natomiast skrajna prawica raczej zaciera ręce. Spacer z premierem i prezydentem raczej nie zaszkodzi, bo można zyskać trochę powagi i stateczności, a przy okazji swoje race odpalić. I będą to race na centralnym wydarzeniu obchodów stulecia niepodległości. Lepszego prezentu nie można było dostać.

Gra między PiS i PO wprowadziła nacjonalistów do głównego nurtu. Jeśli ktoś jest prawdziwym antyfaszystą, to im powinien powiedzieć No pasarán!

krytykapolityczna.pl

 

 

Święto nieudolności

Jeszcze niedawno politycy prawicy rozważali delegalizowanie ONR po pokazaniu przez TVN, jak narodowcy potrafią obchodzić urodziny Hitlera. Pół roku później prezydent zaprasza na marsz współorganizowany przez ONR. Następnie się wycofuje. Po czym po jego zdelegalizowaniu przez prezydentkę Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz próbuje go przejąć od narodowców, czyli gwarantuje sobie i nam wszystko to, czego w ostatniej chwili chciał uniknąć. Agresji na ulicach Warszawy.

  • Hanna Gronkiewicz-Waltz zdecydowała się zdelegalizować marsz narodowców, uzasadniając to agresją uczestników, z którą ani policja, ani władze nie są w stanie sobie poradzić
  • Prezydent Andrzej Duda z premierem Mateuszem Morawieckim postanawiają w to miejsce zorganizować swój marsz
  • Narodowcy zapowiadają, że swoich planów nie zmienią

Święto Niepodległości, o którym wiadomo od stu lat, że się odbędzie, stało się świętem nieudolności i to za 200 mln złotych, z których wciąż się nikt nie wytłumaczył. Nie dość, że nie znaleziono na tę rocznicę żadnego pomysłu, nie przygotowano żadnego programu, to skompromitowano tę rocznicę i jeszcze jeden dzień, jakby mało było samego 11 listopada. Stracono okazję na powiedzenie czegoś ciekawego o własnej historii, choć jeśli miałoby to być na poziomie filmu „Smoleńsk”, to może lepiej, że stracono tę okazję.

Rocznice w Polsce nawet bez PiS-u obchodzono na smutno, siermiężnie, same przemówienia, wieńce plus warty honorowe. I do domu. Jakby w kraju panował stan wojenny. A teraz ma nie być nawet jakby, tylko władza radośnie organizowała nam prawdziwy.

Czytaj więcej: Andrzej Stankiewicz – prezydent w objęciach narodowców

Zdelegalizować ONR, iść w marszu z nim, a może przeciwko?

Prezydent najpierw wymyślił, że owszem, warty, wieńce i przemówienia będą, ale najważniejszą częścią imprezy będzie to, co dotąd nas na świecie najbardziej kompromitowało i co było zaprzeczeniem świętowania i patriotyzmu, skoro zamiast świętować dewastowano miasto i zamiast patriotyzmu były rasistowskie okrzyki i faszystowskie znaki. I to prezydent chciał uczynić głównym wydarzeniem stulecia niepodległości. Najlepszy znawca PiS-u chory na paranoję by na to nie wpadł.

Przy okazji przypomnijmy, że nie tak dawno dziennikarze śledczy TVN pokazali, że narodowcy nie tylko potrafią krzyże celtyckie prezentować na marszach niepodległości, ale nawet przebierać w mundury SS i organizować urodziny Hitlera. Nawet to nie było wystarczającym wstrząsem, żeby władza zaczęła dystansować się wobec takich środowisk. Padło parę słów krytycznych. Patryk Jaki nawet chciał delegalizować ONR. Żeby pół roku później prezydent wszystkich z marszu ONR-owców zrobił główne wydarzenie rocznicy stulecia niepodległości.

Zapraszam państwa do walki z ONR

Gdy prezydent Duda się z tego równie zaskakująco wycofał, prezydentka Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała stop i zdelegalizowała marsz. Na jaki pomysł wtedy wpadł prezydent Duda z premierem Morawieckim?

„Zakaz marszu w rządzie odebrano jako prezent” donosi „Gazeta Wyborcza”. Władze na miejsce marszu narodowców zorganizują swój, pójdą tą samą trasą i wszystkich serdecznie zapraszają.

Nie trudno było przewidzieć, a przynajmniej wykluczyć, że narodowcy i tak przyjdą, bo nie dadzą tak potulnie ukraść sobie show, który zabrała im liberalna opozycja. Gdyby mieli się rozejść teraz do domu, bo im Hanna Gronkiewicz-Waltz kazała, to nie byliby narodowcami, kibolami i zadymiarzami, tylko młodzieżówką PO.

Duda poprowadzi ludzi, tak jak chciał, w marszu z łysą młodzieżą tylko przeciwko narodowcom. Zamiast uniknąć starć na ulicach Warszawy, prezydent z premierem zadowoleni, że dostali prezent, zagwarantowali je sobie. To jak zaprosić ludzi do wejścia pod pociąg.

onet.pl