Monthly Archives: Lipiec 2018

Ziobro – kozioł ofiarny prezesa, Morawieckiego i Brudzińskiego

Zwykły wpis

Zbigniew Ziobro ma w Sejmie tylko osiem szabel, nie jest to powalająca siła i nie musi chronić go przed odsunięciem od władzy przez prezesa Kaczyńskiego i jego nominatów. Ziobro buduje swoją moc na frontach prokuratorskim i sądowniczym.

Minister sprawiedliwości miał już iść do rekonstrukcji przy zmianie premiera – z Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego, uciekł spod topora, ale co ma wisieć, nie utonie. Czy ta reguła rewolucyjna znajdzie zastosowanie jeszcze podczas rządów PiS, czy dopiero po zmianie władzy?

W każdym razie Ziobro zasłużył na coś więcej niż tylko Trybunał Stanu. W PiS jest postrzegany jako „regularny psychopata” – o czym pisze w „Newsweeku” Cezary Michalski. Psychopata zbiera materiały nie tylko na opozycję, ale i na swoich, te mogą się przydać, gdy Ziobro znajdzie się pod polityczną pętlą i grunt będzie usuwał mu się spod stóp.

Wygląda na to, że Ziobro nie skończy jak normalny człowiek, albo swoi go posadzą, albo opozycja, która dla dobra Polski będzie musiała ukarać przykładnie takich niszczycieli.

Morawiecki to ciągle królik wyciągnięty z kapelusza przez prezesa. Bez wsparcia aparatu partyjnego nic nie może. Zdaje się, że pozyskał dla swoich celów najpotężniejszą postać w PiS po bogu Kaczyńskim, Joachima Brudzińskiego, a ten w żelaznej garści trzyma aparat PiS w terenie.

Kluczem Mateusza Morawieckiego do usunięcia Ziobry może być wsparcie tatusia Kornela, który kilku posłów wyciągnął z Kukiz ’15, mogliby zastapić owych 8 szabel Ziobro. Oczywiście jeszcze istnieje instytucja „transferu”, która w PiS działa na zasadzie korupcji: będziesz popierał, dostaniesz ciepłe posady dla siebie i rodziny.

Ziobro zawiódł w dziele niszczenia opozycji, źle wybrał cel ataku na „totalną opozycję”. Były sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej Stanisław Gawłowski to bardzo kiepski pomysł, od razu Ziobro powinien się w tym zorientować.

Gawłowski najpierw sam zrzekł się immunitetu, w areszcie wydobywczym nie załamał się, po kilku miesiącach wyszedł i opowiedział, jak CBA chciała go korumpować, gdy siedział. Ziobrze nawet nie pomoże prezes Kaczyński, który zapowiedział rozszerzenie zarzutów prokuratorskich w stosunku do Gawłowskiego.

W ogóle mitem okazała się pisowska formuła publicystyczna „przez 8 lat rządów PO-PSL…” Właśnie za upadek tego mitu Ziobro może beknąć. PiS nie znajduje żadnych haków na poprzedników, elektorat własny może się zniecierpliwioć, bo miał dostać igrzyska, a otrzymuje tylko suchary.

W takich strukturach sekciarsko-mafijnych jak PiS winny musi się znaleźć, Ziobrę szykują na kozła ofiarnego. Miał sadzać wrogów politycznych, a ci wychodzą na wolność z aresztów wydobywczych i jego oskarżają.

Czuć w PiS bojaźń i drżenie, bo po wyborach nie tylko zawiśnie pętla nad Ziobrą, ale przede wszystkim nad Beatą Szydło, poszczególnymi ministrami i nad prezydentem Dudą.

Polska polityka musi się rozprawić ze swoją ciemną stroną, jaką reprezentuje PiS. Partii Kaczyńskiego nie można rozgrzeszać, iż jest przedstawicielką polskiej bylejakosci. Łajdactwo ma być nazwane i osądzone, aby nie ciążyło nad państwowością. W naszych dziejach takie zamiatanie pod dywan skutkowało tym, że traciliśmy niepodległość.

PiS spieprzy paskudny autorytaryzm

Zwykły wpis

„Do wyborów samorządowych w Polsce nie ma ważniejszej sprawy jak zjednoczenie opozycji i odsunięcie PiS od władzy” – powiedział w TOKFM, PRL-owski opozycjonista Adam Michnik, szef „Gazety Wyborczej.

W wywiadzie jakiego udzielił Piotrowi Najasztubowi ocenił: „Mamy do czynienia z czymś bardzo osobliwym. Kiedyś socjologowie będą to opisywali jako moment szaleństwa, któremu sprzyja dodatkowo koniunktura międzynarodowa. Jestem głęboko przekonany, że to szaleństwo gdzieś ma limity. To nie jest koniec żaden. Ja w swoim życiu, dość długim, takich końców przeżyłem kilka” – mówił Adam Michnik, zastanawiając się, co czeka nas w najbliższej przyszłości.

Jednocześnie zwrócił uwagę, że jeżeli np. „człowiek daleki od radykalizmu, jakim jest Kazimierz Marcinkiewicz, kiedyś PiS-owski premier, przez telewizję mówi, iż on widzi, że to zmierza do Majdanu, to znaczy, że jest się czym niepokoić”. Podkreślił w swym wywodzie, że „Jarosław Kaczyński wsiadł na konia, on szarpie lejcami, ale ten koń go nie słucha” – stwierdził Adam Michnik.

„Oni idą jak czołg” – ocenił, „Albo zbudują system autorytarny, faszyzujący, albo to jest droga do przepaści”. Mówił o silnych skojarzeniach z PRL- owską rzeczywistością: „Ludziom, którzy to /PZPR- przyp. red./wypisują, PiS, jego metody, język propagandy, typ jego aktywistów, potęga intelektualna, uroda moralna, ich kwitnące wartości – wszystko to im się kojarzy z PZPR”.

Mówiąc o sytuacji w wymiarze sprawiedliwości ocenił, że poziom intelektualny prokuratorów przypomina mu „tamte czasy”. „Kiedy myśmy rozdawali ulotki ws. Radomia, stawiano nam zarzut zaśmiecania miasta i wzywanie do niepokojów publicznych” – wspominał.

Odnosząc się z kolei do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który w TVP zapowiedział nowe zarzuty dla Stanisława Gawłowskiego, stwierdził, że prezes PiS, „przy całym podziwie dla jego maestrii intelektualnej i szlachetności duszy, czasem szybciej mówi, niż myśli”.

„To się wiąże z jakimś jego kompleksem – stwierdził Michnik. Źródła raczej należy szukać w życiu osobistym, w jego związkach z kobietami albo w braku tych związków. Coś tam jest pokręcone – zastanawiał się na koniec naczelny „Gazety Wyborczej”.

Kasta PiS. Jak matołki opanowały Polskę i nas ośmieszają

Zwykły wpis

>>>

Jak kwitnie nadzwyczajna kasta prokuratorów i sędziów w republice bananowej IV RP.

Część I

Jak kwitnie nadzwyczajna kasta prokuratorów i sędziów w republice bananowej IV RP.

Część II

Jak kwitnie nadzwyczajna kasta prokuratorów i sędziów w republice bananowej IV RP.

Część III – Finał.

„Daliśmy regularnemu psychopacie dostęp do wszystkich materiałów ze śledztw, które można wykorzystać przeciwko naszym działaczom i radnym” – miał ostatnio powiedzieć znajomemu z opozycji jeden z posłów PiS – czytamy w artykule Cezarego Michalskiego na łamach „Newsweeka”. Mowa o słynnym „centralnym rejestrze”, za sprawą którego Ministerstwo Sprawiedliwości uzyskało dostęp do materiałów z prowadzonych postępowań sądowych. Dziś „centralnym rejestrem haków” nazywają go już nie tylko krytyczni wobec prokuratora generalnego sędziowie, ale także działacze PiS, zauważa Michalski. „Psychopatą” zaś miałby być sam Zbigniew Ziobro.

Tymczasem miało być inaczej, i piękniej. Wszak w piątek 20 lipca 2018 r. sejm przyjął kolejne nowelizacje ustaw o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa i prokuraturze, tym samym doprowadzając wreszcie do finału proces niszczenia w Polsce niezawisłych sądów. A wszystko po to, by Zbigniew Ziobro przy pomocy wiernych prokuratorów i posłusznych sędziów zniszczył opozycję. Dlaczego? Jak wyjaśnia Michalski: „Dla Kaczyńskiego jest to kwestia kluczowa. Jego kolejne nowelizacje prawa wyborczego budują układ premiujący najsilniejsze partie. Ma on gwarantować jedność obozu prawicy po jego odejściu, zarazem jednak grozi utworzeniem dwubiegunowego systemu politycznego, w którym wokół PO powstanie koalicja zdolna do odsunięcia od władzy PiS. Dlatego kluczowe – z punktu widzenia prezesa – jest zniszczenie Platformy. To pozwoli zbudować system polityczny znany z Putinowskiej Rosji, gdzie opozycja została zniszczona przez podporządkowane władzy służby, prokuraturę i sądy”.

Dodajmy, w ślad za publicystą „Newsweeka”, że cena za stworzenie tych możliwości była ogromna. PiS zapłaciło za to „masowymi protestami, sondażowymi nurkowaniami, wreszcie totalną marginalizacją w Europie”. Kaczyński uznał, że taki słony rachunek za zniszczenie opozycji gotów jest uiścić. Tyle, że postawił najwyraźniej nie na tego człowieka, co trzeba. Teraz Kaczyński z Brudzińskim i Morawieckim zastanawiają się, jak Ziobrę usunąć. Nic dziwnego, że wspomnianego 20 lipca – choć teoretycznie powinien promienieć – prokurator generalny i minister sprawiedliwości w jednej osobie w sejmie wyglądał – mówiąc delikatnie – raczej nietęgo. Oto bowiem jeszcze tego samego dnia – niczym znak z zaświatów – pojawił się na sejmowej mównicy sekretarz generalny PO Stanisław Gawłowski. Zamiast siedzieć w „areszcie wydobywczym”, przemówił do posłów partii rządzącej: –„Byłem w miejscu, do którego wielu z was niedługo trafi. Czekają tam na was. Nie będzie wam łatwo” – cytuje Michalski. W czasie wystąpienia Gawłowskiego Ziobro siedział w ostatniej z rządowych ław, ukryty za plecami Beaty Szydło.

W szeregach PiS rośnie niepokój. Bo Ziobro zadania zniszczenia opozycji na modłę putinowską nie wykonał. Jak powtarzają sobie na sejmowych korytarzach posłowie i posłanki PiS: „CBA zatrzymuje, ale Ziobro jakoś nie skazuje”. Zbigniew bynajmniej nie zmarnował jednak ostatnich lat. Wykorzystał ten czas… do zgromadzenia informacji pozwalających szantażować PiS. „Wyszło to na jaw przy okazji starcia z Mateuszem Morawieckim, który próbował się Ziobry pozbyć podczas rekonstrukcji rządu. Okazało się jednak, że ten dysponuje materiałami z „rozwojowego śledztwa” w sprawie udzielania kredytów walutowych przez bank BZ WBK w czasach, gdy Morawiecki był jego prezesem” – czytamy w portalu. Obro – przypomina Michalski – ma zastępy wiernych prokuratorów, których awansował i wyposażył w przywileje oraz wysokie pensje; mianowanych przez siebie prezesów, wiceprezesów i naczelników wydziałów ponad jednej trzeciej sądów, członków KRS, a wkrótce także dublerów sędziów Sądu Najwyższego. Nie wspominając już o „swoich” w licznych spółkach skarbu państwa. A przypomnijmy, że Ziobro ma zaledwie ośmiu posłów i dwóch senatorów w parlamencie. Mimo tego, stał się niebezpiecznym graczem. PiS ma się czego bać.

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej zgodził się na przyjazd do Smoleńska polskich prokuratorów wraz z ekspertami i oględziny szczątków Tu-154M – informuje portal wPolityce.pl.

Data wyjazdu polskich prokuratorów i ekspertów do Smoleńska nie jest jeszcze znana. Z informacji portalu wynika, że trwają ustalenia dotyczące zarówno terminu jak i składu polskiej delegacji oraz zakresu czynności, jakie prowadzone będą na miejscu. Dziennikarz Marek Pyza pisze, że może chodzić o najbliższe tygodnie.

Portal podaje, że do polskich władz przesłane zostało pismo „zastępcy kierownika Wydziału Śledczo – Dochodzeniowego Do Szczególnie Ciężkich Przestępstw Przeciwko Osobom i Bezpieczeństwu Publicznemu Głównego Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej I.I. Zipunnikowa nr 201/355051-10 z dnia 16 marca 2018 roku w trybie odpowiedzi na zapytania Prokuratury Krajowej Polski o okazaniu pomocy prawnej z dnia 17 maja 2017 roku oraz 16 stycznia 2018 roku w sprawie karnej PK III 1 Ds.2016”.

W nim polska strona poinformowana miała zostać o możliwości przybycia polskich organów do Rosji. Zaproponowano także uzgodnienie terminu ich przybycia celem uczestnictwa w dodatkowych oględzinach agregatów, podzespołów i elementów konstrukcyjnych Tu-154M, który rozbił się w katastrofie 10 kwietnia 2010 roku.

Morawieccy to niestety Targowica

Zwykły wpis

Co za patologia. Wolni i Solidarni.

„Jest dla mnie absolutnym skandalem, że prawo w Polsce zmienia się po to, żeby konkretna osoba, znajoma Ministra Sprawiedliwości, jego były współpracownik w rządzie, a obecnie osoba temu Ministrowi podległa, miała szansę kierować Sądem Najwyższym” – komentuje Marcin Matczak, konstytucjonalista, profesor Uniwersytetu Warszawskiego

W artykule Janusza Schwertnera czytamy o prof. Małgorzacie Manowskiej, dyrektorce Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury prawdopodobnej kandydatce na I Prezes Sądu Najwyższego.

Autor pisze:

„Dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury może wrócić do orzekania, a tym samym – ubiegać się o pracę sędziego Sądu Najwyższego (co za tym idzie – również I Prezesa SN) dzięki zmianie w artykule 77 prawa o ustroju sądów powszechnych.”

Zmiana, o której pisze autor wygląda tak:

Jednostką nadzorowaną przez Ministerstwo Sprawiedliwości jest oczywiście Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury. Oznacza to, że przed tą zmianą prof. Manowska, która jest dyrektorem tej Szkoły, nie mogłaby zostać sędzią SN, a więc i Prezesem SN. Przepis, który jej to uniemożliwiał, obowiązywał od 2012 roku i nagle został zmieniony na ostatnim posiedzeniu Sejmu – przez wykreślenie zaznaczonych powyżej słów.

Podkreśla się to zresztą otwarcie w uzasadnieniu do tej zmiany:

Nie wiem, dlaczego tak się nie stało, ale moim zdaniem informacja ta powinna była trafić na pierwsze strony gazet i czołówki serwisów informacyjnych. Sędziego do SN wybiera niby niezależna KRS, kandydatów na Prezesa SN wybiera Zgromadzenie Ogólne niby niezależnego sądu, a my na długie miesiące przed tymi decyzjami mamy:

  • informacje prasowe o możliwym kandydowaniu prof. Manowskiej na stanowisko I Prezes SN,
  • pochlebne wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości (Ł. Piebiak) o kandydatce,
  • zmianę prawa, która umożliwia kandydatce złożenie wniosku do KRS w sprawie jej powołania do SN, a która nie jest uzasadniona, bo KSSiP jest nadzorowana przez Ministerstwo, a więc od niego zależna, a przecież sędzia powinien być niezależny,
  • informację, że kandydatka złożyła do KRS wniosek o powołanie jej do SN.

Nie trzeba być Sherlockiem, żeby rozwikłać tę zagadkę. Jest dla mnie absolutnym skandalem, że prawo w Polsce zmienia się po to, żeby konkretna osoba, znajoma Ministra Sprawiedliwości, jego były współpracownik w rządzie, a obecnie osoba temu Ministrowi podległa, miała szansę kierować Sądem Najwyższym. Sądem, który jest elementem władzy „niezależnej i odrębnej od innych władz”, zgodnie z art. 173 Konstytucji.

Jeżeli prof. Manowska zostanie Prezesem SN, będzie to oznaczać, że obsadzenie kluczowego stanowiska w polskim sądownictwie zaplanowano poza władzą sądowniczą, przez władzę ustawodawczą i wykonawczą. A bajki o istniejącym w Polsce trójpodziale władzy będzie można opowiadać dzieciom.

Tekst ukazał się na blogu UR – marcinmatczak.pl.

Krystyna Pawłowicz, powszechnie znana jako „profesor Pawłowicz” znów ruszyła do ataku. Tym razem rzuciła się na Draginję Nadażdin – etnolożkę, szefową polskiego oddziału Amnesty International – za jej rzekomo naganne zachowanie podczas demonstracji AI razem z fundacją Panoptykon przeciwko inwigilacji policji. Oczywiście słówka „naganne” pani Pawłowicz bynajmniej nie użyła.

https://twitter.com/PolskaPartia/status/1024035072645783552

Uczestnicy manifestacji  w 2016 roku przed Pałacem Prezydenckim krzyczeli „Duda na Wawel”, a Nadażdin nie zareagowała odpowiednio szybko i miała się rzekomo z owych haseł śmiać. Szefowa polskiego oddziału AI w rozmowie z „Rzeczpospolitą” temu zaprzeczyła. Jak wyjaśniała w „Rzp” w rozmowie z Robertem Mazurkiem: – „Może mogłam zareagować szybciej, od razu zrobić poważną minę i przerwać, ale „na pierwszy rzut ucha” nie wiedziałam, o co tym ludziom chodzi. Dziś wykorzystuje się to do dyskredytowania naszego protestu i całej Amnesty International, nie mówiąc o mnie”.

Powód pretensji i gniewu krewkiej posłanki Pawłowicz jest nieco inny: otóż AI „pozwoliła sobie zaprotestować” przeciwko użyciu gazu przez policję podczas manifestacji, która odbyła się w czwartek wieczorem przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie pod Pałacem Prezydenckim. Przypomnijmy: mundurowi bez uprzedzenia w nocy z 26 na 27 lipca rozpylili na protestujących gaz pieprzowy. Protest był reakcją na podpisanie przez Andrzeja Dudę ustaw sądowych. „Gaz rozpylony na protestujących bez uprzedzenia może naruszać zakaz tortur” – napisało wówczas w oświadczeniu AI.

„Jakaś Draginja Nadażdin z Serbii kieruje polskim !odwłokiem lewackiej międzynarodówki Amnesty International Obraża prezydenta RP i demokratycznie wybrane władze PL.Szczuje nas na siebie Wracaj kobieto do siebie bronić tam praw i wolności osób torturowanych” [pisownia oryginalna – red.] – cytuje posłankę portal NaTemat. Jak przypomina portal, „nie ma obecnie żadnych informacji na temat tego, by ktokolwiek w Serbii był torturowany, co sugerowała we wpisie Pawłowicz. Wojna na Bałkanach i konflikt kosowski zakończyły się 20 lat temu”.

W „Do Rzeczy” wywiad z Morawieckim, z którego dowiecie się, że „Rosja nie prowadzai agresywnej polityki”, a wojna na Ukrainie, to „wojna domowa”.

Waldemar Mystkowski pisze o Morawieckich.

Dzisiaj obydwaj zachowują się jak Targowica.

Wywiad z Kornelem Morawieckim opublikowany w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy” wyjawia, o czym tatuś Morawiecki z synem Mateuszem rozmawiają przy stole rodzinnym. Dowiadujemy się więc, jak jest wykuwana polityka polska – oprócz rzecz jasna łoża boleści prezesa Kaczyńskiego, który zrywa się na silnych antybiotykach i bieży pod opieką ochroniarzy do mediów, aby popluć na tego i owego.

Morawieccy to zaiste ciekawy przypadek psychologiczny. Przypadek nietypowy, bo wielce zdeformowany. Narracyjnie rzecz ujmując, Kornel Morawiecki w PRL byłby typowym produktem tamtego czasu, a jego „Solidarność Walcząca” nie tyle walczyła z komuchami, co z „Solidarnością”. Takich ludzi w historii i w narracji nazywamy zakałami.

Odprowadzałem na dworzec swoich kolegów z opozycji, którzy w stanie wojennym nie wytrzymywali presji, jeden był poetą, drugi plastykiem, a trzeci zwykłem cwaniaczkiem.  I taka też jest cała kombatanckość starszego Morawieckiego – wziąć nogi za pas, nie odpowiadać za innych. Wyobraźmy sobie, że z Polski wybywają w taki właśnie sposób Lech Wałęsa, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Tadeusz Morawiecki, Waldemar Kuczyński i inni.

To gdzie byśmy dzisiaj w historii tkwili? Albo przed Mongolią, albo za Mongolią. I takie są historycznie zasługi Kornela Morawieckiego – za albo przed Mongolią. Lecz Morawiecki to cwaniaczek, jakich w Polsce mało. Potrafił tak wypromować się na opozycyjności, jak mało kto. Ba, uważam, że do niego należy rekord gołosłowia walki z komuną. Wszak swego syna Mateusza, który ma średnie zdolności intelektualne, umieścił w jednej z korporacji bankowych jako twarz Polski suwerennej.

Zastanawiałem się, na czym polega fenomen Mateusza Morawieckiego. Wszak słyszę, jak się wypowiada, co ma do powiedzenia – i niestety stwierdzam, że to przeciętniak, a gdy zostaje dociśnięty, to wychodzą mu braki niegodne zajmowanego stanowiska, które sprawuje. Jak to się dzieje, że taki przeciętniak został największym beneficjentem III RP?

Nikt – a w każdym razie nie znajduję podobnej kariery – niezasłużenie nie zrobił jej w III RP i tak się wysoko wywindował na legendzie innych. Mateusz Morawiecki zarobił dziesiątki milionów w III RP i omamił prezesa Kaczyńskiego, a ten z braku laku zrobił z niego premiera. Powiedzieć o premierze Morawieckim Nikodem Dyzma, to nic nie powiedzieć, bo popularny pisarz z międzywojnia swego nuworysza na końcu powieści fabularnie kompromituje, nie daje mu szansy zatopienia II Rzeczpospolitej.

A co dzieje się dzisiaj? Dyzma Morawiecki robi krok dalej, jako premier kompromituje Polskę. Jego tatuś Kornel Dyzma w wywiadzie dla prawicowego tygodnika wyjawia, o czym rozmawiają przy stole rodzinnym i jaka czeka nas przyszłość, gdy będzie dalej rządzić formacja polityczna, której lider w stanie wojennym zaspał na jego rozpoczęcie, zaś ojciec obecnego premiera spłoszył się, gdy Jaruzelski tupnął.

O Kornelu Morawieckim nie raz pisałem, jest wielce cwany i zwyczajnie nie za bardzo rozumiejący uwarunkowania polityki. Jeden szczegół z wywiadu zdradza, dokąd jesteśmy prowadzeni, a jesteśmy prowadzeni na rzeź geopolityczną. Wg tatusia premiera, Rosja nie prowadzi agresywnej polityki, wojna hybrydowa na Krymie i w Donbasie to wojna domowa w Rosji, a sankcje Unii Europejskiej nałożone na Rosję są niesprawiedliwe dla Putina. Taki człowiek jak Kornel Morawiecki jednak zaistniał w przestrzeni publicznej. Niewiele zrozumiał z I Rzeczpospolitej, a przede wszystkim z myśli politycznej dotyczącej Wschodu, z którą zmagali się tacy giganci, jak Józef Piłsudski i Jerzy Giedroyc.

Niespecjalnie interesuje mnie niedyspozycja intelektualna starszego Morawieckiego, a także to ,co przekazał synowi Mateuszowi, ale interesuje mnie Polska, lecz nie taka, jaką realizuje premier, bo on co rusz przewraca się niemal w każdej sferze, w której wypowiada się. Rozmowa z Kornelem Morawieckim daje wgląd w rozmowy rodzinne z synem Mateuszem.

Z grubsza tak rozmawiali o Rosji targowiczanie Szczęsny Potocki z Franciszkiem Branickim i taki jest sens i wymiar rozmów starszego i młodszego Morawieckich. Jeden wzrósł na opozycyjności innych w PRL – Wałęsy, Michnika i podobnych. Drugi jest największym beneficjentem prosperity III RP. Dzisiaj obydwaj zachowują się jak Targowica. Jeżeli ten idiom historyczny miałby jeszcze raz zwyciężyć, to Morawieccy zastąpią niesławne postacie I Rzeczpospolitej.

Przy stole u Morawieckich

Zwykły wpis

Wywiad z Kornelem Morawieckim opublikowany w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy” wyjawia, o czym tatuś Morawiecki z synem Mateuszem rozmawiają przy stole rodzinnym i wg jakiego strychulca intelektualnego jest wykuwana polityka polska – oprócz rzecz jasna łoża boleści prezesa Kaczyńskiego, który zrywa się na silnych antybiotykach i bieży pod opieką ochraniarzy do mediów, aby popluć na tego i owego, ale rozrzut plwociny ma zwykle imponujuący, który dosiega nas wszystkich.

Morawieccy to zaiste ciekawy przypadek psychologiczny . Przypadek nietypowy, bo wielce zdeformowany. Narracyjnie rzecz ujmując Kornel Morawiecki  w PRL były typowym produktem tamtego czasu, a jego „Solidarność Walcząca” nie tyle walczyła z komuchami, co z „Solidarnością”. Takich ludzi w historii i w narracji nazywamy zakałami, a ta niewiele potrafi, ale swojemu napluć do zupy owszem.

Starszy Morawiecki niczego nie wniosł do opozycji w PRL, lecz w kanapkę pluł, jak ów kelner w „Zaklętych rewirach”. Morawiecki pluł na „Solidarność”, a gdy zdarzyła się okazja wybył z PRL. Tak komuchy postępowali z tymi, którzy sobie nie radzili z presją i takim słabeuszom wręczali paszporty. Dawali ten wielce pożądany, aby wybywali z kraju, podobną kombatanckość Morawieckich kapitalnie opisał Sławomir Mrożek w „Monizie Clavier”.

Na dworzec tez odprowadzałem swoich kolegów z opozycji, którzy w stanie wojennym nie wytrzymywali presji, jeden był poetą, drugi plastykiem, a trzeci zwykłem cwaniaczkiem.  I taka też jest cała kombatanckość starszego Morawieckiego – wziąć nogi za pas, nie odpowiadać za innych. Wyobraźmy sobie, że z Polski wybywają w taki właśnie sposób Lech Wałęsa, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Tadeusz Morawiecki, Waldemar Kuczyński i inni.

To gdzie byśmy dzisiaj w historii tkwili? Albo przed Mongolią, albo za Mongolią. I takie są historycznie zasługi Kornela Morawieckiego – za, albo przed Mongolią. Lecz Morawiecki to cwaniaczek, jakich w Polsce mało. Potrafił tak wypromować się na opozycyjności, jak mało kto. Ba, uważam, że do niego należy rekord gołosłowia walki z komuną. Wszak swego syna Metausza, który ma średnie zdolności intelektualne, umieścił w jednej z korporacji bankowych jako twarz Polski suwerennej.

Zastanawiałem się, na czym polega fenomen Mateusza Morawieckiego, wszak słyszę, jak się wypowiada, co ma do powiedzenia – i niestety stwierdzam, że to przeciętniak, a gdy zostaje dociśniety, to wychodza mu braki niegodne zajmowanego stanowiska, które sprawuje. Jak to się dzieje, że taki przeciętniak został największym beneficjentem III RP?

Nikt – a w każdym razie nie znajduję podobnej kariery – niezałużenie nie zrobił jej w III RP i tak się wysoko wywindował na legendzie innych. Mateusz Morawiecki zarobił dziesiątki milionów w III RP i omamił prezesa Kaczyńskiego, a ten z braku laku zrobił z niego premiera. Powiedzieć o premierze Morawieckim Nikodem Dyzma, to nic nie powiedzieć, bo popularny pisarz z międzywojnia swego nuworysza na końcu powieści fabularnie kompromituje, nie daje mu szansy zatopienia II Rzeczpospolitej

A co dzieje się dzisiaj? Dyzma Morawiecki robi krok dalej, jako premier kompromituje Polskę. Jego tatuś Kornel Dyzma w wywiadzie dla prawicowego tygodnika wyjawia, o czym rozmawiają przy stole rodzinnym i jaka czeka nas przyszłość, gdy będzie dalej rządzić formacja polityczna, której lider w stanie wojennym zaspał na jego rozpoczęcie, zaś ojciec obecnego premiera spłoszył się, gdy Jaruzelski tupnał.

O Kornelu Morawieckim nie raz pisałem, jest wielce cwany i zwyczajnie nie za bardzo rozumiejący z uwarunkowań polityki. Jeden szczegół z wywiadu zdradza, dokąd jesteśmy prowadzeni, a jesteśmy prowadzeni na rzeź geopolityczną.

Wg tatusia premiera Rosja nie prowadzi agresywanej polityki, wojna hybrydowa na Krymie i w Donbasie to wojna domowa w Rosji, a sankcje Unii Europejskiej nałożone na Rosję są niesprawiedliwe dla Putina. Taki człowiek jak Kornel Morawiecki jednak zaistniał w przestrzeni publicznej, niewiele zrozumiał z I Rzeczpospolitej, a przede wszyedtkim z myśli politycznej dotyczacej Wschodu, z którą zmagali się takie giganty, jak Józef Piłsudski i Jerzy Giedroyc.

Niespecjalnie interesuje mnie niedyspozycja intelektualna starszego Morawieckiego, a także to co przekazał synowi Mateuszowi, ale interesuje mnie Polska, lecz nie taka, jaką realizuje premier, bo on co rusz przewraca się niemal w każdej sferze, w której wypowiada się. Rozmowa z Kornelem Morawieckim daje wgląd w rozmowy rodzinne z synem Mateuszem.

Z grubsza tak rozmawiali o Rosji targowiczanie Szczęsny Potocki z Franciszkiem Branickim i taki jest sens i wymiar rozmów starszego i młodszego Morawieckich. Jeden wzrósł na opozycyjności innych w PRL – Wałęsy, Michnika i podobnych – drugi jest największym beneficjentem prosperity IIII RP. Dzisiaj obydwaj zachowują się jak Targowica. Jeżeli ten idiom historyczny miałby jeszcze raz zwyciężyć, to Morawieccy zastąpią niesławne postacie I Rzeczpospolitej.

Kaczyńskiemu gnije

Zwykły wpis

>>>

>>>

Smród rozkładającej się Polski, jak smród sowieckich onuc.

vald2

3 felietony Waldemara Mystkowskiego.

Jarosław Kaczyński obudził się z medialnej śpiączki, od razu pojawiły się rozliczne znaki zapytania. Jak głęboko był uśpiony i jak głęboko sięgają jego macki? A że sięgają, nie trzeba nikogo przekonywać, bo IV RP lat 2005-2007 to był kraj, gdy zbliżyliśmy się do standardów republiki bananowej. Teraz dłużej trwa ten niezachodni standard, więc można mniemać, że tamte rekordy padły, mamy do czynienia z nowymi.

Podczas wywiadu w TVP prezes był puścić farbę o pośle Platformy Obywatelskiej, Stanisławie Gawłowskim, informując publikę, iż dostanie nowe zarzuty, a nawet podał termin jego przesłuchania przez prokuraturę.

Patrząc na sylwetkę Kaczyńskiego, nie tylko fizyczną, ale psychiczną i biograficzną, oceniamy go jako marność. Jak ktoś taki mógł dojść do takiej władzy? Ale tak się zdarza, inne narody też przechodziły przez podobną tandetę swoich przywódców. A prezes PiS pochodzi z magla. Ma taka przypadłość, iż sam z siebie puszcza farbę, gada namiętnie i…

View original post 1 308 słów więcej

Państwo policyjne. Czy to już?

Zwykły wpis

>>>

LIST DO WSZYSTKICH, KTÓRZY CHCĄ WYGRAĆ Z PIS

Wielce Szanowni i mniej szanowni niektórzy politycy, publicyści, historycy, działacze, politolodzy, prawnicy, a także autorzy dziwnych symetrycznych artykułów w prasie.

Trudno wygrać z PiS, kiedy każde zdanie zaczyna się od: „byliśmy głupi”, „popełniliśmy mnóstwo błędów”, „nie dostrzegaliśmy”, „zaniedbaliśmy”. Trudno zyskać wiarygodność i zaufanie wyborców  niezbędne do zwycięstwa, kiedy ciągle się za coś przeprasza i informuje, w czym było się gorszym. Przestańcie to robić. Bo ludzie, którzy nie chcą totalitarnego zamordyzmu, a wbrew rządowej propagandzie jest ich w Polsce sporo, nie potrzebują płaczków, tylko liderów.

Czyli silnych, wyrazistych kobiet i mężczyzn, którzy wypowiedzą na głos ich emocje, uczucia i potrzeby, dzięki którym poczują się ważni i słyszani.

Liderów zaś (pozwólcie, że napomknę o tym skoro jest okazja, kierując te słowa do partyjnych szefów) nie namaszcza się z góry i nie wskazuje palcem. Warto też pamiętać, że lider nie jest guru i nauczycielem swoich rodaków, tylko jednym z nich, a więc nie łaje, nie wychowuje, tylko reprezentuje.

Tak, uważam, że zbyt wielu z was narzeka na swoich czytelników, widzów, wyborców itp., kiedy tylko zdarza się okazja.

Wielce Szanowni i mniej szanowni niektórzy politycy, publicyści, historycy, działacze, politolodzy, prawnicy, a także autorzy dziwnych symetrycznych artykułów w prasie

Trudno jest też wygrać z PiS, jeśli ludzie z nim walczący:

1)  udają i grają (to się czuje!)

2) kombinują cwaniacko, jak coś dla siebie zyskać (to widać!)

3) nie wierzą w to co mówią, a ich działania nie wypływają z serca

4) oprócz wzniosłych uczuć i umiłowania demokracji nie mają (uwaga!) PLANUTak, tak,  niestety nie tylko taktyka, ale i strategia są absolutnie niezbędne.

5) … i – last but not east – są: napędzani tylko z zewnątrz: pragnieniem sławy czy PR-owego sukcesu; niewolnikami sondaży lub klikalności.

Dobra wiadomość jest taka, że wbrew obowiązującej w mediach, nawet centrowych i opozycyjnych, bezmyślnie powtarzanej narracji, że opozycji brak liderów  – liderzy są! I mają moc. A wszystko co trzeba zrobić, to pozwolić im zaistnieć i działać, zamiast torpedować w imię partyjnej lub środowiskowej zawiści (nie mogę przecież pozwolić, żeby błysnął/błysnęła bardziej ode mnie, niech Polska ginie, jeśli to nie ja mam być gwiazdą), która to postawa wśród polityków, publicystów, a nawet, o zgrozo, prawników i społecznych działaczy jest aż nadto częsta.

Wielce Szanowni i mniej szanowni niektórzy politycy, publicyści, historycy, działacze, politolodzy, prawnicy, a także autorzy dziwnych symetrycznych artykułów w prasie

PiS reprezentuje mentalność więzienną, w której nie istnieją pojęcia „kultury” i „braku kultury”, ale wyłącznie słabości i siły. Dlatego nie można tłumaczyć się i przepraszać, być pokornym i uniżonym, strachliwym, rozglądać się po każdej decyzji na boki w poszukiwaniu pozytywnych recenzji i zastanawiać „co ludzie powiedzą”. Przemilczać pewne sprawy ze strachu, żeby nie zostać źle zrozumianym, lub żeby wasze słowa nie zostały celowo przekręcone. Nie można też (uwaga, będzie kontrowersyjnie!) bać się o własną reputację, bo strach przed jej utratą często paraliżuje działanie.

Na to wszystko trzeba machnąć ręką i konsekwentnie robić swoje.

Przyjąć postawę: psy szczekają, karawana jedzie dalej.

I najtrudniejsze – trzeba ignorować PiS, nie odnosić się do jego wypowiedzi, retoryki, nie dyskutować i nie tracić czasu na jałowe spory (z wyjątkiem prostowania kłamstw i mówienia o własnych sukcesach).

A w obliczu przekupywania przez PiS kolejnych grup społecznych (za pożyczone zresztą na ich konto pieniądze), trzeba przeciągać na swoją stronę kolejne grupy społeczne i zawodowe.

Widzę Borysa Budkę na spotkaniu z protestującymi przeciw upolitycznianiu policji związkami zawodowymi policji, wspierającego w imieniu całej zjednoczonej opozycji policjantów opierających się władzy i udzielających im niezbędnych gwarancji  na przyszłość i konkretnej pomocy, Tomasza Siemoniaka, regularnie spotykającego się z wojskowymi i generałami służb specjalnych, omawiającego z nimi reformę i finansowanie polskiej armii po PiS-ie i sposób odbudowania wiarygodności Polski w świecie, Joannę Scheuring – Wielgus dyskutującą, zabiegającą o poparcie środowisk ludzi niepełnosprawnych, Kamilę Gasiuk – Pihowicz, prof. Marcina Matczaka oraz mecenasa Piotra Schramma – zabiegających o stworzenie zawodowej grupy wsparcia i szkoleń dla sędziów, poddawanych w tym nowym, stworzonym przez PiS ustroju wyjątkowo trudnej do zniesienia presji psychicznej życiowej, a nierzadko ordynarnemu szantażowi. Krzysztofa Brejzę prowadzącego parlamentarny lub pozaparlamentarny zespół śledczy do zbadania finansowania PiS, Andrzeja Rozenka i generała Marka Dukaczewskiego – wspierających i dbających o morale niegodziwie potraktowanych przez PiS ludzi służących Polsce zdrowiem i życiem: byłych funkcjonariuszy służb mundurowych (to akurat już robią, ale można by wyraźniej zaakcentować poparcie dla nich), Bartosza Arłukowicza – rozmawiającego z lekarzami i pielęgniarkami o tym, jakie nowoczesne standardy trzeba  (i jak i za co) wprowadzić w służbie zdrowia po wyborach.

Widzę mocny gabinet cieni zjednoczonej opozycji, z prof. Matczakiem jako ministrem sprawiedliwości i jakimś szanowanym przez NATO generałem jako szefem MON, mocną obsadą resortów zdrowia, dyplomacji i edukacji.

Nie można też, jak mam wrażenie w dużym stopniu dzieje się to dziś, pozostawiać w samotności indoktrynowanych przez PiS i bez przerwy poddawanych praniu mózgu ogromnych grup Polek i Polaków.

Trzeba robić okrągłe stoły!

Z lekarzami, policjantami, wojskowymi, dyplomatami, dziennikarzami, górnikami, nauczycielami, niepełnosprawnymi, kobietami, starszymi ludźmi, normalnymi rozsądnymi księżmi – z każdym, kto nie jest fanatykiem i faszystą i z każdym, z kim da się rozmawiać.

Umówmy się, w najszerszym gronie społecznym jak to tylko możliwe, na Polskę po PiS: zasobną, zamożną, nowoczesną, laicką, ale i społeczną, pamiętającą o biednych, słabszych i o prawach człowieka i prawach reprodukcyjnych dla kobiet. Na Polskę z sercem, luzem i poczuciem humoru.

>>>

>>>

Wszystko zaczęło się przed tygodniem, gdy Elżbieta Podleśna, psychoterapeutka z Warszawy, na oknach biura poselskiego Krzysztofa Czabańskiego w Golubiu – Dobrzyniu i Wąbrzeźnie napisała „PZPR”, a na chodniku „Czas na sąd ostateczny”. Policjanci z aż trzech komend ostro wzięli się do pracy i już następnego dnia zatrzymali ją i postawili zarzut propagowania ustroju totalitarnego. Panowie nie patyczkowali się i poddali oskarżoną poniżającym procedurom. Kazali jej np. rozebrać się do naga. Na kamerach dostrzegli też, że w Golubiu – Dobrzyniu jechała pod prąd, ale nie ukarali jej mandatem. Sprawę skierowali do sądu.

W niedzielę grupa Obywateli RP, w ramach solidarności z panią Podleśną, podjechała pod biura Czabańskiego w Toruniu, Chełmnie, Osięcinach i Wąbrzeźnie, oblepili je kartkami z napisem „PZPR” i pojechali na policję, by złożyć doniesienie na samych siebie. Jak mówi Krystyna Malinowska, bydgoszczanka, która przeprowadziła tę akcję w Chełmnie, „Prawdopodobnie popełniłam czyn zabroniony w postaci propagowania ustroju totalitarnego. Moje podejrzenie wobec samej siebie wywodzę z faktu, że taki właśnie zarzut prokurator rejonowy w Wąbrzeźnie Janusz Biewald postawił Elżbiecie Podleśnej, która napisała ‚PZPR’ na biurach poselskich posła Czabańskiego w Wąbrzeźnie i Golubiu-Dobrzyniu”. Policjanci, do których zgłosiła się pani Malinowska wydawali się mocno skonsternowani, „Jeden dopytywał mnie, czy na pewno chcę złożyć na siebie donos. A drugi, czy naprawdę przyjechałam z Bydgoszczy do Chełmna, by nakleić dwie kartki. Potwierdziłam”.

W oklejaniu okien biura posła Czabańskiego wzięli też udział Piotr Pytlakowski, reporter „Polityki” i Wojciech Fusek, były zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Jerzy Sawka, były szef wrocławskiego oddziału „Wyborczej”, przekazał informację na Facebooku, że „Panowie wraz z trójką innych osób pojechali do Radziejowa i na biurze poselskim Krzysztofa Czabańskiego nakleili napis ‚PZPR’. Potem cała piątka udała się na posterunek”.

Co ciekawe, akurat tutaj policjant nie chciał przyjąć zgłoszenia, „tłumacząc, że nie zna żadnego Czabańskiego. Przekonali go jednak argumentami, że za to oni go bardzo dobrze znają, bo Pytlakowski grał z nim w piłkę nożną a Fusek był jego szefem

W godzinach popołudniowych cała grupa wracała już do Warszawy. Czy postawione zostaną im zarzuty, identyczne jak pani Podleśnej, nie wiadomo.  Redakcja „Gazety Wyborczej” usiłowała skontaktować się w tej sprawie z oficerem prasowym komendy w Radziejowie asp. szt. Grzegorzem Dąbrowskim, ale nie odbierał on telefonu.

>>>

Andrzej Karmiński pisze list do szarego policjanta.

zwracam się do Pana w przekonaniu, że nie jest Pan bezmózgim „kulsonem”, który wstąpił w szeregi policji, bo fascynuje go władza, podnieca przemoc i zachwyca okazja narzucenia innym swojej woli za pomocą pały, pięści, buta i służbowego gazu. Zwracam się do Pana, ponieważ mam wrażenie, że niewygodnie Panu w tyralierze ustawionej przeciwko ludziom, którzy legalnie i pokojowo domagają się od rządzących zatrzymania demolki państwa. Wiem, że to nie Pan wyciągał z tłumu wytypowanych demonstrantów, by przylać im w krzakach. Widziałem też, że salutował Pan, gdy protestujący śpiewali hymn narodowy.  Zwracam się zatem właśnie do Pana z prośbą o chwilę refleksji.

Nie wiem, co Panu powiedzieli wysyłając na demonstrację i stawiając naprzeciw tłumu przeciwników obecnej władzy. Myślę, że to samo, co od dawna opowiadają swoim wyborcom i co usiłują wmówić zdumionym Europejczykom. Pewnie kazali Panu bronić Polski przed oszalałymi z nienawiści pogrobowcami reżimu Tuska, którzy do niedawna kradli na potęgę, a po wyborach nie pogodzili się z odsunięciem od koryta i z utratą stołków. Mam nadzieję, że podczas ulicznej służby udało się Panu skonfrontować tę narrację z rzeczywistością. Widział Pan przecież ludzi, przeciw którym Pana wezwano. Już Pan wie, że demonstrantów nie przywożą autobusami. Domyślił się Pan, że nikt ich nie kupił, ani nie wezwał w trybie partyjnego polecenia. Zobaczył Pan, że nie są to ani zorganizowane bojówki, jak twierdzi posłanka Pawłowicz z PiS, ani oszalałe świry, jak uważa marszałek Karczewski z Senatu, ani prowokatorzy, którzy tylko marzą, by oberwać pałą przed kamerą – jak chciałby poseł Jakubiak z Kukiz15.

Widział Pan zgromadzonych ludzi i z pewnością zauważył, że to żadna kasta, żadna elita w futrach i brylantach, tylko najnormalniejsze szerokie spektrum społeczeństwa o rozmaitych poglądach. Na pewno wie Pan, co to jest spektrum, więc tylko przypomnę: chodzi o ludzi rozmaitych zawodów, wszelkich barw politycznych i apolitycznych, różnorodnych, w każdym wieku, niepełnosprawnych i sprawnych, biednych i bogatszych, również takich jak Pana rodzina i znajomi. To po prostu jakiś w miarę reprezentatywny przekrój obywateli, a jeśli coś ich wyróżnia, to nieobojętność na zło, podłość i głupotę. I jeszcze wyróżniają się tym, że lubią swój kraj do tego stopnia, że nie pozwolą go rozpieprzyć.  Widział Pan plansze i transparenty świadczące, że ci ludzie nie zbierają się po to, żeby Polsce zaszkodzić. Słyszał Pan, czego oczekują od władzy. Wie Pan już, że nie chodzi o profity i zaszczyty, tylko o demokrację, o praworządność i o gwarancję nietykalności dla Konstytucji deptanej przez chorych na władzę funkcjonariuszy jednej partii. Pytam więc: – Czy Panu przypadkiem nie chodzi o to samo? Czy nie o to chodzi każdemu przyzwoitemu Polakowi?

Pamięta Pan rotę swojej przysięgi? „Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, świadom podejmowanych obowiązków policjanta, ślubuję: służyć wiernie Narodowi, chronić ustanowiony Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej porządek prawny…”  Jeśli Pan pamięta, to proszę zadać sobie kilka prostych pytań. Na przykład – czy chronić należy ten porządek prawny, który wspierają wszystkie liczące się polskie i zagraniczne gremia prawnicze, czy też powinien Pan stanąć w obronie zdemolowanego prawa, wywróconego na lewą stronę i podporządkowanego jednopartyjnemu monopolowi władzy – prawa popieranego tylko przez rządzących i nieliczną grupę lizusów, którym władza oferuje dziś zaszczyty, stanowiska i podwyższone pensje? Którego porządku prawnego przysięgał Pan bronić? Czy reguł wyznaczonych Konstytucją uchwaloną i potwierdzoną w ogólnonarodowym referendum, której treść nie budziła dotąd niczyich wątpliwości – także prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Czy może powinien Pan stanąć po stronie tej pokracznej wersji demokracji, gdzie Konstytucję można podeptać, kiedy staje się niewygodna, bo przeszkadza w przejęciu pełni władzy? Czy będzie Pan bronił tej Konstytucji, którą Pan zna i którą my znamy, czy tej pogryzmolonej wersji z wyrwanymi kartkami i z dopiskami Kaczyńskiego? I warto również zastanowić się, kto jest tym Narodem, któremu ma Pan wiernie służyć. Czy na pewno suwerenami są Pana szefowie i szefowie ich szefów, a także ich krewni, znajomi i liczni misiewicze na państwowych posadach? Czy bardziej kojarzą się Panu z Narodem zwykli ludzie, których zapewne każą Panu spacyfikować, bo domagają się demokratycznych praw – czy raczej faszyzujący narodowcy, chorzy z nienawiści do myślących i wyglądających inaczej, których przełożeni każą wam hołubić i chronić jako modelowej reprezentacji Polaków?

Wiem, że jest Pan w trudnej sytuacji. W każdej chwili może Pan otrzymać rozkaz ruszenia na demonstrantów. Jeśli kordon policji zaatakowany zostanie kamieniem, jeżeli na czyimś mundurze rozpryśnie się pojemnik z czerwoną farbą, rzucony przez jakiegoś chorobliwie wzmożonego demonstranta (albo prowokatora z glejtem od ministra), może wtedy dojść do wielkiej zadymy o nieobliczalnych skutkach. Czy weźmie Pan w niej udział? Powiadają w waszej formacji, że z rozkazem się nie dyskutuje, ale to nieprawda. Ustawa o policji w art. 58 ust. 2 umożliwia Panu niewykonanie rozkazu. Ba, jest Pan wręcz zobowiązany odmówić wykonania rozkazu lub polecenia przełożonego, a także prokuratora, organu administracji państwowej lub samorządu terytorialnego, jeśli wykonanie rozkazu lub polecenia łączyłoby się z popełnieniem przestępstwa.  Pozostaje więc tylko wyjaśnić sobie: czy podeptanie Konstytucji, rozmontowanie instytucji demokratycznych, notoryczne łamanie ludzkich praw, zawłaszczanie państwa przez jedną grupę trzymającą władzę, bezprawnie rozdzielanie budżetowej kasy między rządzących i ich akolitów, niszczenie więzi z Unią Europejską, łamanie umów międzynarodowych, narażanie bezpieczeństwa kraju,  kpina z polskiej racji stanu i wreszcie wydanie rozkazu  użycia przemocy wobec ludzi, którzy ten nierząd potępiają – czy są to przestępstwa, czy tylko naturalne formy sprawowania władzy przez legalnie wybrany rząd?

Nie oczekuję od Pana jakiejś nadzwyczajnej ofiarności, chociaż ślubował Pan chronić konstytucyjnego porządku prawnego „nawet z narażeniem życia”.  Wystarczyłoby z naddatkiem, gdyby nie zapominał Pan o tym fragmencie przysięgi, gdzie ślubował Pan „strzec honoru, godności i dobrego imienia służby oraz przestrzegać zasad etyki zawodowej”. Bardzo na to liczę. A przy okazji – pamięta Pan, że kiedy zgodnie z procedurą podpisywał formularz aktu ślubowania, szef podał Panu rękę i powiedział „Witam w szeregach policji”? Otóż chcę Panu powiedzieć, że kimkolwiek był człowiek, który przyjął Pana do służby, pewne jest, że to nie był właściciel polskiej policji. Bo policja nie należy ani do faceta, który kompromitował podwładnych przypinając im anielskie skrzydła, ani do komendanta, który zatrudnił policjantów do produkowania konfetti, sypanych z helikoptera na głowę jego szefa, zachwyconego tą lizusowską adoracją. Właścicielem policji nie jest polityk wygrażający kodeksem karnym każdemu, kto jego zdaniem nawołuje, by policja odmawiała wykonania rozkazów. Policja nie jest własnością cymbała, który za nazwanie komucha komuchem grozi dzielnej kobiecie oskarżeniem o propagowanie ustroju komunistycznego. Nie należy również do bałwana, który ubranie postaci Lecha Kaczyńskiego w koszulkę z mądrym i dowcipnym wezwaniem: „Konstytucja, Jędrek!” nazwał „znieważeniem pomnika”. Policja nie jest też własnością peerelowskiego prokuratora, który do dzisiaj nie przeprosił oskarżanych opozycjonistów i nadal kłamie opowiadając, jak to się wtedy narażał.

W szczególności właścicielem Policji nie jest ten facet, który próbuje brać nas obu na krzyk, odłączyć nas od rozumu i zastraszyć.  Nie zazdroszczę Panu ministra, którego starsi koledzy z pomorskiej policji notowali niegdyś za napady i rozboje, a dziś używa Pana do uciszania niezadowolonych obywateli niemal tak, jak używa się pasty do butów.  Z jednej strony straszy Pana karami za odmowę wykonania także tych rozkazów, których wykonać Panu nie wolno, a z drugiej strony mruga do Pana, że jakby co, to jest Pan kryty. To prawda, że obecne władze policyjne i polityczne mają niejaką wprawę w osłanianiu policjantów nadużywających siły i uprawnień. Tyle tylko, że kiedy ktoś uwierzy w swoją bezkarność i złamie prawo, to mają go w garści. Wtedy policjant staje się ich własnością.

Nie pozwólcie na zawłaszczenie siebie ani waszej formacji przez kogokolwiek. Bo tak naprawdę POLICJA JEST NASZA! Pan też jest nasz. I pana koledzy również – tak długo, póki nie sprzedadzą swojego honoru za awans i podwyżkę. A jeśli to zrobią, to po klęsce PiS staną się ofiarami państwa bezprawia. Nie ominie ich lustracja, taka jak podczas poprzedniego powrotu do demokracji. Nie pozostanie bez kary nikt, kto sam łamał prawo lub był wspólnikiem bezprawia. Nie pozostaną w zawodzie tchórze i koniunkturaliści, którzy mogli odmówić wykonywania bezprawnych rozkazów, ale im się nie opłacało, albo się bali. Mam nadzieję, że Pana to nie dotyczy.

Licząc na odważne i rozważne decyzje –

>>>

Waldemar Mystkowski pisze o państwie policyjnym.

Ujawnione przez OKO.press operacyjne działania policji i tajniaków wobec protestów w obronie niezależności sądów w lipcu ubiegłego roku powinny przerażać. Ale nie przerażają.

Dlaczego? Bo tego się spodziewaliśmy. Do inwigilowania protestujących rzuconych zostało tylko w Warszawie przeszło 2 tys. zwykłych policjantów i „niezwykłych” z wydziałów kryminalnych, do walki z przestępczością narkotykową, gospodarczą, itd.

Dotyczy to tylko Warszawy, podobnie z pewnością było w innych miastach, np. w Poznaniu protesty miały większe rozmiary, zresztą jak i w roku bieżącym. Dowiadujemy się o tym po roku i dowiadujemy się szczegółów, w jaki sposób inwigilowani byli liderzy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Nie dziwią też groteskowe raporty, policja przypomina milicję z czasów PRL.

Obecna władza jest żywcem przeniesiona z PRL, mam na myśli choćby ministrów spraw wewnętrznych – z ubiegłego roku Mariusza Błaszczaka i ministra z rządu Mateusza Morawieckiego, Joachima Brudzińskiego. Obydwaj aparatczycy rodem z „Ucha prezesa”, albo z archiwalnych skeczów kabaretu Tey.

Ujawnione dane są wierzchołkiem góry lodowej inwigilacji ubiegłorocznych protestów. To w istocie wierzchołek państwa policyjnego, które ze swej natury jest państwem bezprawia łamiącym Konstytucję.

Jak po upadku PRL utworzony został Instytut Pamięci Narodowej (IPN), tak po upadku PiS powinien powstać Instytut Badania Bezprawia Władzy PiS (IBBWPiS), bo muszą „spisane być czyny i rozmowy”.

Tymczasem musimy sobie radzić. Musimy uczyć się nowych form oporu pokojowego, aby nie doszło do sytuacji, jak mówi jeden z liderów społeczeństwa obywatelskiego Paweł Kasprzak, gdy „wystarczy, żeby ktoś podstawiony pierdyknął workiem z czerwona farbą w twarz policjanta i zacznie się jatka”.

Musimy wyzbyć się podejrzliwości wobec siebie, bo po takich enuncjacjach o tajniakach umieszczonych pośród nas łatwo o chorą nieufność, a ta może szybko przerodzić się w agresję. Protesty więc winny być podstawą wspólnot, w których ze sobą się rozmawia i bliżej poznaje.

Ogromne znaczenie mają osobowości liderów opozycji. W dalszym ciągu wśród protestujących widzę dużo nadziei, żaru i siły. Po przeszło dwóch latach protestów wobec rządów PiS są to twarze uśmiechnięte, nie naznaczone resentymentem, albowiem tylko wtedy bezprawie i zamordyzm upadną, gdyż boją się otwartości i ludzi gotowych do dialogu.

Będą na nas słać swoich agentów, ale nie lękajmy się ich, zło jest zawsze słabe, bo zło jest tchórzliwe, otacza się kordonami i zamyka w twierdzach, w których jedyną przyszłością jest odejście, śmierć.

>>>

PiS reaktywuje PZPR. Tak ma ta partia dążąca do autorytaryzmu

Zwykły wpis

W niedzielę 29 lipca na biurach poselskich Krzysztofa Czabańskiego w woj. kujawsko-pomorskim ktoś poprzyklejał kartki z napisem „PZPR”. Nieznani sprawcy niebawem stali się znani, bo sami zgłosili się na policję i złożyli oświadczenia o tej samej treści.

Sprawcy donoszą na siebie

Napisali: „Ja, niżej podpisana/y, uprzejmie informuję, że prawdopodobnie popełniłam/em czyn zabroniony w postaci propagowania ustroju totalitarnego (art. 256 par. 1 kk). W dniu 29 lipca 2018 r., w godzinach przedpołudniowych, na siedzibie biura poselskiego Krzysztofa Czabańskiego w miejscowości (tu nazwa) umieściłam/em kartkę formatu A4 z napisem »PZPR«.

Moje podejrzenie wobec siebie samej/ego wywodzę z faktu, że taki właśnie zarzut Prokurator Rejonowy w Wąbrzeźnie Janusz Biewald postawił Elżbiecie Podleśnej, która napisała »PZPR« na biurach poselskich posła Czabańskiego w Wąbrzeźnie i Golubiu-Dobrzyniu. Skoro napis »PZPR« wyczerpuje znamiona art. 256 par. 1 kk, to chociaż moją intencją nie było propagowanie ustroju totalitarnego, ale napiętnowanie totalitarnych zachowań polityków partii rządzącej, nie uchylam się od odpowiedzialności i dlatego sama/sam na siebie uprzejmie donoszę”.

Ulicznicy, czyli jak protestują Polacy

Elżbieta Podleśna protestuje przeciw PiS

Przypomnijmy: Elżbieta Podleśna, psycholożka i psychoterapeutka z Warszawy, napisała niedawno na szybach biur poselskich Czabańskiego w dwóch miejscowościach woj. kujawsko-pomorskiego skrót „PZPR”. Uczyniła to w ramach protestu przeciwko poczynaniom PiS, jako żywo przypominających metody z czasów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Natychmiast po odkryciu tych napisów powołano ekipę dochodzeniowo-śledczą składającą się z najlepszych w rejonie bydgoskim policjantów. Dość szybko zatrzymali sprawczynię, która zresztą wcale się nie ukrywała. Przyznała się do wykonania napisów i wyjaśniła motywy. Postawiono jej zarzut z art. 256 par. 1 kk dotyczący propagowania faszyzmu, komunizmu i wszelkiego totalitaryzmu, co zagrożone jest karą do 2 lat więzienia.

Absurdalne zarzuty prokuratury

Trudno zrozumieć logikę, jaką kierował się prokurator nadzorujący pracę policyjnych dochodzeniowców, stawiając akurat taki zarzut. Podejrzana nie napisała przecież, że popiera PZPR, i nie chwaliła ideologii tej partii. Nie bez powodu napisała „PZPR” na szybach biur posła Czabańskiego. W latach 1967–80 był on aktywnym członkiem tej partii, uważanej wtedy za przewodnią siłę narodu. Nie przeszkadzały mu wydarzenia marca 1968 r., grudnia 1970 r. i czerwca 1976 r. – z PZPR wystąpił dopiero po powstaniu NSZZ Solidarność. Wśród działaczy PiS jest więcej takich osób w przeszłości działających w partii komunistycznej.

– Zarzut wobec Eli Podleśnej jest na tyle absurdalny, że aż sam się prosi o absurdalne kontrakcje – mówi Agnieszka Markowska, jedna z nieznanych/znanych sprawców umieszczania napisów „PZPR” na biurach posła PiS.

Policja użyła gazu wobec protestujących

Solidarność z Elżbietą Podleśną

Napisy umieszczono na biurach poselskich w Toruniu, Chełmnie i Osięcinach. Kartki zostały przylepione w taki sposób, aby nie uszkodzić elewacji budynków i nie zabrudzić szyb. – Nie chcieliśmy, aby oskarżono nas o wandalizm – mówi Tadeusz Jakrzewski, inny nieznany/znany sprawca. – Naszym celem było wyłącznie wykazanie solidarności z Elą Podleśną i pokazanie groteski, w jaką zmienia się rzeczywistość pod rządami PiS.

Jakrzewski i cztery inne osoby (w tym niżej podpisany) zgłosiły się w Komendzie Powiatowej Policji w Radziejowie, aby złożyć doniesienie na siebie samych. Zostaliśmy w sposób wyjątkowo kulturalny przesłuchani, wyjaśniliśmy motywy, po czym nas wypuszczono.

Klementyna Suchanow wyjaśnia, dlaczego pomazała ścianę Sejmu

Znani/nieznani sprawcy

Teraz dalszy scenariusz zależy od decyzji prokuratora. Może postawić zarzuty podobne do tego, jaki usłyszała Elżbieta Podleśna, ale może też umorzyć sprawę z powodu niestwierdzenia przestępstwa. Jedno jest pewne: poseł Czabański, który po zatrzymaniu Elżbiety Podleśnej gratulował policji i ministrowi spraw wewnętrznych sprawności w ujęciu sprawczyni, jak się można domyślać, strasznego przestępstwa, teraz nikomu nie pogratuluje, bo sprawcy zgłosili się sami. W Chełmnie Krystyna Malinowska, uczestniczka ruchu Obywatele RP z Bydgoszczy, w Toruniu Wojciech Konopacki, też z ORP, a w Osięcinach pięć osób z Warszawy. Poza wymienionymi Agnieszką Markowską (urzędniczka), Tadeuszem Jakrzewskim (kulturoznawca) i niżej podpisanym – Beata Geppert (tłumaczka) i Wojciech Fusek (dziennikarz, były zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”).

W niedzielę bydgoszczanka Krystyna Malinowska udała się do Chełmna, gdzie nakleiła na drzwiach biura posła Krzysztofa Czabańskiego dwie kartki z napisem „PZPR”. Po tym wszystkim zrobiła zdjęcie i poszła na policję, by złożyć doniesienie na samą siebie. Jej działanie miało związek z głośną ostatnio sprawą Elżbiety Podleśnej.

Na jednej z dwóch kartek, jakie nakleiła Malinowska na biurze polityka PiS, był dopisek
„Kocham Polskę, ale nie lubię PiS-u”. Kartki przykleiła taśmą klejącą, żeby nie narazić się na zarzut wandalizmu.

– Policjanci byli skonsternowani. Jeden dopytywał mnie, czy na pewno chcę złożyć na siebie donos. Drugi, dzielnicowy, dopytywał, czy naprawdę w niedzielę przyjechałam z Bydgoszczy do Chełmna, by nakleić dwie kartki. Potwierdziłam – powiedziała „Wyborczej”.

„Prawdopodobnie popełniłam czyn zabroniony w postaci propagowania ustroju totalitarnego. Moje podejrzenie wobec samej siebie wywodzę z faktu, że taki właśnie zarzut prokurator rejonowy w Wąbrzeźnie Janusz Biewald postawił Elżbiecie Podleśnej, która napisała ‚PZPR’ na biurach poselskich posła Czabańskiego w Wąbrzeźnie i Golubiu-Dobrzyniu” – napisała.

Malinowska dała się już wcześniej poznać, gdy wytoczyła cywilny proces Jarosławowi Kaczyńskiemu. Poszło o słowa prezesa PiS, który nazwał swoich przeciwników „zdrajcami narodu”. Pozew w kwietniu tego roku odrzucono.

Propagowanie ustroju totalitarnego

Przypomnijmy, że aktywistka Warszawskiego Strajku Kobiet Elżbieta Podleśna tydzień temu na szybie biura poselskiego posła Czabańskiego napisała „PZPR”, a na chodniku: „Czas na sąd ostateczny”. 48-latka usłyszała zarzut propagowania ustroju totalitarnego.

Jak przyznała w rozmowie z naTemat, jej działanie było spowodowane tym, co się działo pod Sejmem.

– Chciałam zwrócić uwagę na to, że metody, które ta władza stosuje, są dokładnie takie, jak w tamtych czasach. Poza tym, chciałam też zwrócić uwagę na to, że ten, kto uważa się za dekomunizatora, to tak naprawdę rewitalizuje tamten czas i bezwzględny sposób działania – powiedziała.

Podleśna opowiedziała też, co się działo po zatrzymaniu przez policję. – Gdy wyszłam z restauracji jako ostatnia klientka, to czekały na mnie trzy nieoznakowane samochody i siedmioro policjantów wysokiego szczebla – powiedziała.

Następnie założono jej kajdanki i przewieziono na przesłuchanie. Wyznała, że czuła się jak w kiepskim filmie Patryka Vegi. Kobietę poddano też poniżającym procedurom, kazano jej rozebrać się do naga. Krystyna Malinowska miała więcej szczęścia, bowiem została wypuszczona, a niedzielny obiad zjadła już w domu.

>>>

PiS szykuje się do rozlewu krwi

Zwykły wpis

Haniebnie Suski nawołuje do rozlewu krwi.

>>>

Policja Polska i Policja Warszawa skarżą się na tt, że protestujący byli wulgarni. Policjantom polskim w gustownych furażerkach i eleganckich podkoszulkach bez żadnych oznaczeń za to z mylącym napisem POLICJA przypomnę kilka rzeczy.

Dość już mam tego gadania, że nie znam prawdziwego życia. I tego głupiego, pogardliwego wyliczania: „Jesteś dziennikarką i mieszkasz w Warszawie, nie znasz prawdziwego życia”. „Stać cię na latte, nie znasz prawdziwego życia”, „Chodzisz do fryzjera, na miłość boską, co ty wiesz o prawdziwym życiu?”, „Co wy w Krakowie, we Wrocławiu wiecie o prawdziwym życiu?”, „Jedźcie na prowincję, to zobaczycie prawdziwe życie”.
Kto i kiedy zdecydował, że prawdziwe życie jest tylko na wsi, w biedzie czy braku wykształcenia i perspektyw, w wielodzietności, nałogach i posiadaniu paru stów miesięcznie na życie? (dla nie potrafiących czytać ze zrozumieniem: nie zrównuję tych rzeczy, po prostu wyliczam). Kto i kiedy uznał, że jeśli jesteś zdolną, utalentowaną, zaradną kobietą, fajnym, mądrym, zamożnym mężczyzną to twoje życie nie jest prawdziwe?

A jakie jest? Nieprawdziwe? Gorsze? Bo kto tak uznał? I dlaczego niby jego opinia ma mieć dla mnie wiążącą moc?

Mówi się tyle o jakiejś wydumanej pogardzie elit dla prostych ludzi – pogardzie, której ja nie widzę, bo znam wielu ludzi z „elit” którzy działają społecznie, pomagają biedniejszym od siebie,takim, których spotkało nieszczęście, choroba, czy wreszcie tym, co dostali od losu na starcie mniej szans.
I znam wielu mieszkańców owych wsi i małych miasteczek, którzy mają wszystko w nosie, biorą zasiłki , bo im się nie chce, oddają się piciu na umór lub zaleganiu całymi dniami przed głupimi serialami.

I nikt mi nie będzie mówił, że to ich życie jest prawdziwe, a nie moje, nasze. Bo to jest dopiero chamstwo, to jest dopiero pogarda!

To nie elita gardzi zwykłym człowiekiem, ale zwykły człowiek gardzi elitą, nie szanuje jej, mówiąc „Ty nie znasz prawdziwego życia”.

Otóż każde życie jest prawdziwe i wartościowe i każde życie ocenia się po tym, co ktoś z nim zrobił.
Ja osobiście nigdy w życiu nie darzyłam nikogo szacunkiem z powodu funkcji, którą pełni: minister, bogaty przedsiębiorca, prezes, nauczyciel, sprzątaczka czy cieć -zawsze było mi wszystko jedno. Szanuję wyłącznie ludzi, a nie ich role społeczne czy sytuacje życiowe.

Zostałam dziennikarką, a moi znajomi są dziennikarzami, pisarzami, biznesmenami, prezesami, sportowcami i prawnikami i nie będę za to przepraszać. Korzyć się przed panią czy panem bezrobotnymi, czy jakimikolwiek innymi. Bo co? Bo ich życie, za które oni są odpowiedzialni, to moja wina? Bo ja jestem utkana z innej materii, taka nieprawdziwa,a oni – o… oni to innego, znają prawdziwe życie?
Oni to dopiero, w przeciwieństwie do nas, ludzi nieprawdziwych, ludzie z krwi i kości?
Bo każdy fajny, mądry, bystry człowiek sukcesu, jakiego znam powinien schować do kieszeni swoją pracę, talent, pracowitość, łut szczęścia, przyzwoitość, przyjaciół, pieniądze i swoje fajne, jak najbardziej prawdziwe życie, żeby oni nie poczuli się gorzej?

(Zresztą: kto powiedział, że mają gorzej?
Znam wielu nieszczęśliwych ludzi „sukcesu” z dużych miast i wielu zadowolonych z życia, mądrych dobrych ludzi ze wsi i małych miasteczek).

Niczyje życie nie jest bardziej czy mniej prawdziwe. Każdy człowiek ma swoje. Prawdziwe jedno życie.
I nie życzę sobie tej obrzydliwej pogardy i braku szacunku jakim jest mówienie mi, że moje życie nie jest prawdziwe.
Zajmijcie się swoim.

PS. Na marginesie, to takie cholernie polskie. Wszędzie na świecie szanuje się ludzi, którzy wbrew niesprzyjającym okolicznościom wyszli z biedy, nałogów, upadku, wyrośli ponad marne, biedne czy po prostu małe środowisko, ograniczonych perspektyw w których się urodzili, kręci się o nich filmy, pisze książki i podziwia. W Polsce hołubi się nędzę materialną, duchową i intelektualną, a zdolnych, mądrych, bogatych się karze i nimi pogardza, mówiąc, że ich życie to jakiś żart, że nie jest prawdziwe.

>>>

https://twitter.com/KoalicjaPON/status/1023133822525861889

PiS wysyła policję i tajniaków na protestujących

Zwykły wpis

Ujawnione przez OKO.press operacyjne działania policji i tajniaków wobec protestów w obronie niezależności sądów w lipcu ubiegłego roku powinny przerażać. Ale nie przerażają.

Dlaczego? Bo tego się spodziewaliśmy. Do inwigilowania protestujących rzuconych zostało tylko w Warszawie przeszło 2 tys. zwykłych policjantów i „niezwykłych” z wydziałów kryminalnych, do walki z przestępczością narkotykową, gospodarczą, itd.

Dotyczy to tylko Warszawy, podobnie z pewnością było w innych miastach, np. w Poznaniu protesty miały większe rozmiary, zresztą jak i w roku bieżącym. Dowiadujemy się o tym po roku i dowiadujemy się szczegółów, w jaki sposób inwigilowani byli liderzy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Nie dziwią też groteskowe raporty, policja przypomina milicję z czasów PRL.

Obecna władza jest żywcem przeniesiona z PRL, mam na myśli choćby ministrów spraw wewnętrznych – z ubiegłego roku Mariusza Błaszczaka i ministra z rządu Mateusza Morawieckiego, Joachima Brudzińskiego. Obydwaj aparatczycy rodem z „Ucha prezesa”, albo z archiwalnych skeczów kabaretu Tey.

Ujawnione dane są wierzchołkiem góry lodowej inwigilacji ubiegłorocznych protestów. To w istocie wierzchołek państwa policyjnego, które ze swej natury jest pańswem bezprawia łamiącym Konstytucję.

Jak po upadku PRL utworzony został Instytut Pamięci Narodowej (IPN), tak po upadku PiS powinien powstać Instytut Badania Bezprawia Władzy PiS (IBBWPiS), bo muszą „spisane być czyny i rozmowy”.

Tymczasem musimy sobie radzić. Musimy uczyć się nowych form oporu pokojowego, aby nie doszło do sytuacji, jak mówi jeden z liderów społeczeństwa obywatelskiego Paweł Kasprzak, gdy „wystarczy, żeby ktoś podstawiony pierdyknał workiem z czerwona farbą w twarz policjanta i zacznie się jatka”.

Musimy wyzbyć się podejrzliwości wobec siebie, bo po takich enuncjacjach o tajniakach umieszczonych pośród nas łatwo o chorą nieufność, a ta może szybko przerodzić się w agresję. Protesty więc winny być podstawą wspólnot, w których ze sobą się rozmawia i bliżej poznaje.

Ogromne znaczenie mają osobowości liderów opozycji. W dalszym ciągu wśród protestujących widzę dużo nadziei, żaru i siły. Po przeszło dwóch latach protestów wobec rzadów PiS są to twarze uśmiechnięte, nie naznaczone resentymentem, albowiem tylko wtedy bezprawie i zamordyzm upadną, gdyż boją się otwartości i ludzi gotowych do dialogu.

Będą na nas słać swoich agentów, ale nie lękajmy się ich, zło jest zawsze słabe, bo zło jest tchórzliwe, otacza się kordonami i zamyka w twierdzach, w których jedyną przyszłością jest odejście, śmierć.

>>>