Piotr Miączyński

Polacy będą niedługo zarabiać 30 proc. więcej. Dlaczego poseł Abramowicz upadł na głowę?

17 kwietnia 2017

Fot. Wojciech Olkuśnik / AG

Poseł PiS zaprezentował Polskiej Agencji Prasowej pomysł, który doprowadzi do ruiny polskie firmy.

– W przyszłym tygodniu zostanie zaprezentowany projekt, który obniży pozapłacowe koszty pracy i podniesie zarobki Polaków o 25-30 proc. – zapowiedział PAP przewodniczący parlamentarnego zespołu na rzecz wspierania przedsiębiorczości i patriotyzmu ekonomicznego Adam Abramowicz (PiS).

Dziś pozapłacowe koszty pracy wynoszą ponad 60 proc. Pomysł Abramowicza ma je zbić do 20-25 proc. Różnica ma zostać w kieszeni pracownika.

– Ktoś, kto zarabia dziś na rękę np. 3 tys. zł, po zmianach otrzymałby 3 tys. 750 zł – poinformował poseł. Firma płaciłaby jeden podatek w wysokości 25 proc. od całego funduszu płac.

Przewidziane jest też obniżenie składek ZUS do 550 zł. W przypadku małej działalności gospodarczej wszystkie obciążenia pobierane przez państwo, zarówno składkowe, jak i podatkowe, miałyby wynieść 15 proc. od przychodu. Fajnie, prawda?

Któż nie chciałby dostać dzięki cudownemu pomysłowi posła PiS dodatkowych kilka stówek, a może nawet i kilku tysięcy?

Jak za to jednak zapłacić?

Abramowicz ma na to pomysł. – Dziś z CIT budżet otrzymuje ok. 30 mld zł, co jest bardzo niską kwotą, jeśli spojrzeć na obroty firm. Są korporacje, które w Polsce nie płacą latami podatku, głównie zagraniczne, ale także krajowe (…). My proponujemy prosty, powszechny, uczciwy podatek – jeden dla wszystkich – mówił PAP Abramowicz.

Ile? Poseł wyjaśnił, że w przypadku osób prawnych zmiana zakłada wprowadzenie zakazu odliczania kosztów uzyskania przychodów z jednoczesnym podatkiem przychodowym w wysokości 1,5 proc. Co to znaczy? Dla czytających bez zrozumienia: będzie ciężko.

Ale wyjaśnię. Jak ktoś kupi cymbały za granicą, to podatku od przychodu nie zapłaci. Zrobi to RAZ, jak sprzeda te cymbały posłowi Abramowiczowi.

Teraz jak chcemy te cymbały wyprodukować w Polsce, to trzeba kupić drewno, pałeczki, struny, kołki, materiały do pakowania i od każdej tej transakcji uczestnicy opłacają podatek od przychodu. Później te cymbały trafiają do hurtowni (podatek od przychodu) i w końcu do sklepu (kolejny podatek od przychodu).

Sklep sprzedaje cymbały posłowi Abramowiczowi (następny podatek od przychodu). Polskie cymbały są rzecz jasna droższe niż zagraniczne. Bo im bardziej produkt powstaje w Polsce, tym większe podatki się w takim przypadku od niego płaci.

PiS udało się już rozwalić Trybunał Konstytucyjny, chce rozwalić sądy, teraz bierze się do podatków. Jak ktoś się jeszcze nie boi, to w tym przypadku powinien.

Nie wszystkich będzie na to stać – w „Temacie dnia” prof. Blikle o „dusigroszach” i sezonie na podwyżki

 

wyborcza.pl

Szwejk Macierewicz, panie Pelagie i armia Misiewiczów

Szwejk Macierewicz, panie Pelagie i armia Misiewiczów

Czy można sobie wyobrazić bitwę wojenną, w której ginie 30 generałów i 300 oficerów? Bitwę faktycznie trudno sobie wyobrazić, więc to samo pytanie dotyczące strat tej samej wielkości dowódców dotyczyć powinno całej kampanii wojennej.

Przy takich stratach przegrywa się wojny. Jeżeli 30 generałów i 300 oficerów osadzonych jest w obozach jenieckich, w oflagach, są traktowani jako trofea zwycięzców i wykorzystywani podczas triumfalistycznych uroczystości – defilad, parad – zwycięzców.

Czy ktoś pamięta, ilu niemieckich generałów i wyższych oficerów miało rzucać sztandary na Placu Czerwonym przed Stalinem (do czego zresztą nie doszło)? Albo: jakie były straty wśród wojskowych zamordowanych w Katyniu 1940 roku?

Podobne duże straty poniosło – i ponosi – Wojsko Polskie pod władaniem ministra Antoniego Macierewicza. To są straty wojenne – 30 generałów i 300 oficerów – na wojnie zabici i ranni niezdolni do pełnienia obowiązków żołnierzy na polu bitwy są tak samo traktowani, zostali wyeliminowani.

Takie są „osiągnięcia” Macierewicza w pustoszeniu obronności Polski. Można te wielkości przełożyć z generałów i oficerów na polityków PiS. Ginie (podaje się do dymisji) 30 „generałów” Komitetu Politycznego PiS i 300 polityków tej partii szczebla lokalnego – do czego to można porównać?

To tak jakby pułkownikowi Clausowi von Stauffenbergowi udał się zamach stanu (Operacja Walkiria) w Wilczym Szańcu w 1944 roku.

Więc zadam pytanie: Czy jeszcze mamy Wojsko Polskie? Inne liczby mogą uzmysłowić zasadność tego pytania. Aby wyszkolić generała potrzeba 10 lat na jego nauki na wyższych uczelniach polskich i zagranicznych. Kto zastąpił tych generałów i oficerów? Jacyś niedouczeni Misiewicze. Te straty przez specjalistów są nazywane czarną dziurą wśród kadry wojskowej.

Straty w ludziach są najważniejsze, ale równoległe są straty w sprzęcie i programach badań naukowych na rzecz obronności państwa. Nie mielibyśmy wiedzy, gdyby nie determinacja innych. Ministerstwo Obrony w ogóle nie publikowało danych o sprzęcie i o programach dotyczących obronności, gdyby nie nieustanne interpelacje Tomasza Siemoniaka, byłego ministra obrony narodowej.

Dane o projektach publikuje Dziennik Zbrojny i są one przerażające. Komentarz jest następujący: „Macierewicz może opuścić pełnione stanowisko, ale wyrządzone szkody są nieodwracalne.” Projekty są opóźnione o kilkadziesiąt miesięcy, a rekordzista – projekt modułu ogniowego 155 mm kryptonim Kryl – aż 56 miesięcy.

To, że resortem obrony kieruje Szwejk (jest to bardzo pogodne porównanie Macierewicza) świadczy projekt prototypu radaru wielofunkcyjnego kierowania ogniem Wisła, który został skierowany do wykonawcy nie mającego zdolności seryjnej produkcji. Do nie tej fabryki.

Pamiętacie jeden charakterystyczny dzień z życia ministra Szwejka, gdy rozwalił pancerne BMW pod Toruniem? Jego dzień składał się z wykładu na uczelni Rydzyka i gali na cześć Człowieka Wolności Kaczyńskiego.

Jego zastępcą jest wiceminister Bartosz Kownacki, który mówiąc o wojsku przypomina panią Pelagię graną przez niezapomnianego Bogdana Smolenia w słynnym skeczu kabaretu Tey. Tacy ludzie odpowiadają za naszą obronność? Nie!

Takie Szwejki, panie Pelagie, armie Misiewiczów z nadwagą niszczą naszą obronność, jak wrogowie podczas najkrwawszych kampanii, gdy traciliśmy niepodległość. Straty Ukrainy w wojnie hybrydowej z Moskwą są mniejsze niż hybrydowa działalność Szwejka Macierewicza, jego pań od „bombek” i armii Misiewiczów z nadwagą.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Błaszczak chce umieszczać uchodźców w obozach kontenerowych za drutem kolczastym

LUDMIŁA ANANNIKOVA, 12 kwietnia 2017

Bez lekarza. Czeczeńskie dzieci na dworcu w Brześciu. Wiele z nich choruje z zimna. Miesiącami nie mają dostępu do opieki lekarskiej. Pomagają tylko organizacje pozarządowe

Bez lekarza. Czeczeńskie dzieci na dworcu w Brześciu. Wiele z nich choruje z zimna. Miesiącami nie mają dostępu do opieki lekarskiej. Pomagają tylko organizacje pozarządowe (Fot. Jędrzej Nowicki)

Szef MSWiA w rządzie PiS pomysł tłumaczy „masowym napływem” imigrantów do Polski. Ale statystyki żadnego napływu nie potwierdzają. – To dehumanizacja tych ludzi – mówią obrońcy praw człowieka.

Bilal i Nina z Czeczenii są u nas od trzech lat. Z dwoma córkami uciekli przed torturami i prześladowaniami. Cokolwiek się wydarzyło w Czeczenii – strzelanina, zamach – „przesłuchiwały” ich służby. Byli torturowali prądem, bici, oprawcy grozili ich dzieciom. Do Polski przyjechali w 2014 r. Już na granicy złożyli wniosek o status uchodźcy. Tylko na jeden dzień pojechali do ośrodka dla cudzoziemców, żeby się zameldować. Kolejną noc spędzili już u znajomych, a potem wynajęli mieszkanie.

>> Uchodźcy mają czekać za kratami. Obrońcy praw człowieka krytykują projekt Błaszczaka

MSWiA: Uchodźcy pod nadzorem

To przeszłość. Dziś koczowaliby na granicy polsko-białoruskiej tak jak setki Czeczenów, którym polska straż graniczna nie pozwala złożyć wniosku o status uchodźcy. A wkrótce uciekinierom ze Wschodu będzie jeszcze ciężej. MSWiA przygotowało rozporządzenie w sprawie strzeżonych ośrodków i aresztów dla cudzoziemców. Na ich mocy możliwe będzie umieszczanie uchodźców pod nadzorem, w kontenerach otoczonych drutem kolczastym. Jeśli rozporządzenie wejdzie w życie, a Sejm przyjmie ustawę o zasadach ochrony międzynarodowej cudzoziemców, pod klucz trafią niemal wszyscy uchodźcy szukający schronienia w Polsce, również rodziny z dziećmi. Obecnie izolacja jest dozwolona tylko w szczególnych przypadkach, np. gdy nie można ustalić tożsamości cudzoziemca.

Zdaniem Marty Górczyńskiej z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka warunki w strzeżonych kontenerach będą bliskie więziennym. – Zakwaterowanie w nich rodzin trudno uznać za humanitarne – mówi prawniczka. Przypomina, że uchodźcy to nie przestępcy.

>> Czeczeni zarzucają straży granicznej brutalny atak. „Brawo. Dwie pały i deport”. Co się stało w ośrodku w Białej Podlaskiej?

Błaszczak: Masowy napływ uchodźców

Jak zmiany tłumaczy resort? Twierdzi, że trzeba zamykać uchodźców w kontenerach wskutek „masowego napływu uchodźców i migrantów do krajów europejskich basenu Morza Śródziemnego” i w związku z koniecznością „zapewnienia dodatkowych pokoi”, kiedy zjawią się w Polsce.

Jednak uchodźcy do nas nie dotarli. Co więcej, rząd PiS zapowiada, że na ich przyjęcie np. z Syrii nigdy się nie zgodzi. Do Polski przyjeżdżają głównie z Czeczenii. I to w nich wymierzone są restrykcje. Choć nie ma tu mowy o masowym napływie – wg HFPC w pierwszych trzech miesiącach br. w Polsce wnioski o nadanie statusu uchodźcy objęły 972 osoby. Rok wcześniej w takim samym okresie wnioskami było objętych 2356 osób.

– Obowiązkiem państwa jest chronić osoby objęte procedurą. Tymczasem polski rząd odbiera im prawa. To postępująca dehumanizacja uchodźców – mówi Górczyńska.

– Ci ludzie uciekają przed prześladowaniami. Są po traumie, potrzebują stabilizacji i bezpieczeństwa – mówi Piotr Bystrianin z fundacji Ocalenie. – Umieszczenie ich w kontenerach, za kratami pogłębi ich traumę. W ośrodkach strzeżonych dochodzi do nadużywana siły. Oczywiste jest, że to gra polityczna nastawiona nie tylko na wskazanie wyimaginowanego wroga, ale także na odstraszanie uchodźców – dodaje.

>> Głowacki: Bóg zesłał uchodźców, żeby nam poprawić samopoczucie. Zawsze myśmy błagali, to teraz możemy nie wpuszczać

PiS zaprowadzi Polskę przed sądy

Postępowanie władz może narazić Polskę na pozwy o odszkodowania przed międzynarodowymi sądami – pisze Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, powołując się na wyroki w sprawach Belgii i Wielkiej Brytanii.

W marcu strzeżone kontenery w strefach tranzytowych ustawili Węgrzy. Uchodźcy mają w nich czekać na rozpatrzenie wniosków azylowych. Pomysł skrytykowali Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka i Wysoki Komisarz ds. Uchodźców. – Detencja cudzoziemców powinna być środkiem ostatecznym, nie może być wyrazem polityki wobec uchodźców ani naruszać ich godności – mówi Aleksandra Górecka z AI. Nigdzie w Europie z wyjątkiem Węgier nie stosuje się już kontenerów do pozbawienia cudzoziemców wolności.

***

Ludmiła Anannikova: Interesują Cię tematy związane z polityką społeczną, mniejszościami, dyskryminacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!

Zobacz: Pozwólmy ludziom pomagać innym – ks. Sowa w „Temacie dnia” o pomocy uchodźcom

 

wyborcza.pl

Ks. Sowa ostro do Błaszczaka: polecam mu kilka miejsc w Polsce, gdzie sprawdziły się druty kolczaste

17 kwietnia 2017

Duchowny w programie „Rzeczpospolitej” o nazwie #RZECZoPOLITYCE komentował w ten sposób słowa szefa MSWiA, który stwierdził, że na Węgrzech sprawdziło się zamykanie uchodźców w… kontenerach ogrodzonych drutem kolczastym.

– Panu ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi polecam kilka miejsc w Polsce, gdzie są jeszcze druty kolczaste, które się sprawdziły swego czasu – tak do zwrócił się do ministra ks. Kazimierz Sowa.

 

– Wiem, że to radykalne podejście, ale nie chce mi się wierzyć, aby ludzie, którzy mają dobrą wolę, chcieli zamykać ludzi w kontenerach. Jest mi wstyd, że ktoś taki jest ministrem spraw wewnętrznych i administracji – kontynuował.

 

Według księdza niechęć Polaków do przyjmowania uchodźców wynika z tego, że zostali zmanipulowani. A państwo, skoro nie chce przyjmować uchodźców, powinno znacznie bardziej pomagać na Bliskim Wschodzie.

Umieszczanie uchodźców w obozach w Polsce za drutem kolczastym zaproponował kilka dni temu właśnie Błaszczak. W tej sprawie powstał już nawet projekt rozporządzenia. Według obecnych przepisów izolację można zastosować w określonych przypadkach – np. jeśli nie jest znana tożsamość danej osoby. Szef MSWiA podkreślił, że takie rozwiązanie sprawdziło się na Węgrzech.

Źródło: Rzeczpospolita

naTemat.pl

Reforma edukacji lekcji religii nie dotyczy? Zmiany będą przeprowadzane spokojnie i powoli

Małgorzata Zubik, 17 kwietnia 2017

Lekcja religii

Lekcja religii (Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta)

W myśl założeń reformy edukacji uczniowie klas siódmych będą po wakacjach uczyć się według nowych podstaw programowych. I z nowymi podręcznikami, ale nie na wszystkich zajęciach. Lekcje religii poczekają na nowy program i książki.

– We wrześniu w siódmej klasie uczniowie będą uczyć się religii z książek do klas pierwszych gimnazjum – mówi nauczycielka religii ze Śląska. – Za rok, w klasie ósmej, będziemy pracować z książkami do klas drugich gimnazjalnych. Episkopat przygotuje zmiany w programie na spokojnie.

Reforma edukacji wydłuży naukę w szkole podstawowej o dwa lata. We wrześniu siódme klasy będą uczyć się według nowych podstaw programowych, które obejmą też klasy czwarte oraz pierwszaków. Zmiany w szkolnictwie wprowadzane są w ekspresowym tempie, pisanie podstaw również odbyło się w pośpiechu, wydawnictwa na szybko napisały nowe podręczniki. Oficyny, które złożyły wnioski o dopuszczenie książek do użytku w szkole, czekają na opinie rzeczoznawców. Szkoły muszą zdążyć z kupnem podręczników na 1 września.

Porozmawiajmy o edukacji! Rodzice i eksperci przed Ministerstwem Edukacji Narodowej

Reforma edukacji: wersja spokojna

W zupełnie innym tempie będą wprowadzane zmiany na lekcjach religii. Tu terminy narzucane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej nie mają znaczenia.

Podstawy programowe przygotowuje specjalny zespół ekspertów powołany przez przewodniczącego Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski biskupa Marka Mendyka. Pracuje od lutego. Potem będzie etap recenzowania przez uznanych katechetów i pedagogów, następnie konsultacje wśród biskupów. Biskupi przekażą tekst podstawy do skonsultowania swoim wydziałom katechetycznym. Na końcu trafi on pod obrady KEP, która podejmie w tej sprawie uchwałę.

Dokument, który ustali, czego będą uczyć katecheci, ma być związany z tym, co wprowadza do szkół nowa podstawa programowa MEN. – Religia jest przedmiotem szkolnym i winna wypełniać także założenia kształcenia ogólnego. Chodzi też o korelację między przedmiotami, zwłaszcza językiem polskim, historią, wiedzą o społeczeństwie a religią – tłumaczy ks. Piotr Tomasik z Konferencji Episkopatu Polski.

Na to wszystko potrzeba czasu. W KEP przewidują, że dokument będzie gotowy na wiosnę 2019 r. – Tempo prac jest podobne jak przy poprzedniej reformie, rozpoczęła się ona w roku 1999, a podstawy uchwalono w czerwcu 2001 r. – precyzuje ks. Tomasik. Gdy podstawa i nowe programy będą gotowe, trzeba będzie jeszcze przygotować podręczniki.

wyborcza.pl

, 17 KWIETNIA 2017

„Killer” caracali, teoretyk smoleńskiego spisku, ekspercki Nikodem Dyzma. Dr Berczyński w pełnej krasie

Niewiele o nim wiadomo. W zasadzie tyle, ile sam chciał ujawnić. Ale i tu są niejasności i białe plamy. Niektórzy zarzucają mu kłamstwa na własny temat. Podaje się za specjalistę od lotnictwa, ale to raczej wątpliwe. Mimo to udało mu się zostać główną twarzą „smoleńskiego zamachu”. Wymagało to innych kwalifikacji

 

Dr Wacław Berczyński (na zdjęciu obok rzeczniczki MON, major Anny Peziol – Wojtowicz), przewodniczący podkomisji smoleńskiej, obecnie główny teoretyk zamachu. Właśnie przeżywa najważniejszych pięć minut swego życia. Ale stoper w ręku trzyma szef MON Antoni Macierewicz. I to on zdecyduje, kiedy czas dr. Berczyńskiego się skończy. Zwłaszcza po wpadce z „Caracalami”.

„Ja też byłem w PZPR i co w tym złego?”

Tak powiedział Berczyński w grudniu 2015 r. na spotkaniu opłatkowym amerykańskiej Polonii w Filadelfii. Chwilę wcześniej pochwalił się, że będzie szefem Podkomisji do Ponownego Zbadania Katastrofy Smoleńskiej. Jego słowa – odpowiedź na zarzut, że Antoni Macierewicz „jednych ubeków uznaje za swoich, a innych tępi” – wzbudziły konsternację.

Członkiem partii został już w 1968 r. Magdalenie Rigamonti, która zwróciła uwagę, że był nawet w egzekutywie PZPR, wyjaśniał: „Przez bardzo krótki okres. Po to, żeby rozbijać to od wewnątrz, bo wtedy byłem też szefem ‚Solidarności’ w moim instytucie”.

Jak ujawniło „Wprost”, w PRL żył – jak na tamte czasy – dostatnio. Na wakacje jeździł do Turcji, Grecji, Włoch, Libanu, Afganistanu i Indii. Czyli w miejsca, które przeciętny Kowalski, mógł zobaczyć co najwyżej w PRL-owskiej telewizji (od 1971 r. – nawet w kolorze).

W 1981 r., gdy ostatecznie rozstał się z PZPR, był młodym doktorem zatrudnionym w Katedrze Mechaniki Technicznej Politechniki Łódzkiej. Wymarzył sobie staż w Kanadzie, ale tym razem pozwolenia na wyjazd nie dostał – być może ze względu na swoje zaangażowanie w „Solidarność”.  Ale ostatecznie wyjechał z rodziną z Polski.

Przeczytaj też:

„Podpisałem, ale się nie zaciągałem”. Piotrowicz przez weekend zmienił dwa fakty w swojej biografii

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  12 GRUDNIA 2016

„Wacek zawsze kolekcjonował wielkich”

W tym punkcie zaczyna się tajemniczy rozdział biografii Berczyńskiego. Przez Włochy dotarł do Kanady, a potem do Filadelfii w USA.

W Kanadzie – ale wiemy to tylko z jego relacji – miał krótko pracować jako assistant professor na Uniwersytecie Concordia w Montrealu. I – równolegle – w Canadair, nieistniejącej już firmie produkującej samoloty. Po dwóch latach – jak sam mówi – „kupił mnie Boeing”. Miał tam pracować jako konstruktor.

W Filadelfii wspólnie z żoną tworzył coś na kształt „domu otwartego”, bądź salonu. Swoim gościom przedstawiał się jako „solidarnościowy” emigrant. „Wacek zawsze kolekcjonował wielkich” – mówił dziennikarce „Wprost” jeden ze znajomych Berczyńskiego. „Zapraszał wybrane osoby na spotkania z odwiedzającymi USA ciekawymi Polakami, a potem w Polsce odwiedzał, kogo się dało. I Wacek mógł się chwalić, że jest na ‚ty’ z Michnikiem czy Gronkiewicz-Waltz”.

Według słów Berczyńskiego, Michnik wypiera się, by kiedykolwiek u niego gościł. „Piliśmy razem wódkę, a on się teraz nie przyznaje, że mnie zna. Był u mnie w domu, był gościem”.

OKO.press Adam Michnik mówi, że nie przypomina sobie, by spotkał Berczyńskiego, a na pewno nie był u niego w domu. „Nie wykluczam, że Berczyński przyszedł na jakieś spotkanie ze mną, ale go nie pamiętam”.

Michnik potwierdza, że Berczyński chciał się z nim zobaczyć już po przyjeździe do Polski, jako szef podkomisji smoleńskiej. Naczelny „Wyborczej” odmówił.

Konstruktor czy inżynier oprogramowania?

Zawodowe wątki biografii Berczyńskiego budzą wiele wątpliwości. Internetowe śledztwo w sprawie eksperta Macierewicza przeprowadzili użytkownik Twittera o nicku The Foe oraz bloger Starosta Melsztyński.

Wskazali, że nie ma żadnego śladu po publikacjach Berczyńskiego z okresu, gdy pracował na uczelni w Montrealu. Kwestionowali również, że był konstruktorem lotniczym. Ich zdaniem w Boeingu pracował tylko jako inżynier oprogramowania.

I to chyba niezbyt ambitny, bo nie awansował zbytnio w ciągu całej kariery w tej firmie.

Dwa miesiące po wpisie blogera, komentarz zamieścił użytkownik o nicku Waclaw Berczynski. Zaręczał, że Berczyński pracował we wszystkich wymienionych firmach i może to udowodnić. A w szufladzie trzyma artykuły, które napisał w okresie, gdy był assistant professor w Kanadzie. Do listy sukcesów dodał powołanie do Future Combat System,  – programu rozwijania armii amerykańskiej.

„Ponieważ Boeing chciał najlepszych, więc pracowałem z NASA, AVCOM itd.” – pisał.

„Oczywiście musiałem mieć i miałem security clearence czyli dostęp do tajemnic i tajnych miejsc. Nie będę ich wymieniał. Muszę dodać, że płacili mi znacznie lepiej niż 60-70 tys. za rok. Nie napiszę ile, żeby nie psuć niektórym wrednym czytelnikom humoru”.

W rozmowie z „Wprost” Berczyński potwierdził, że to on był autorem komentarza na blogu Starosty Melsztyńskiego.

Jednak ostatnie złudzenia co do rzeczywistego charakteru pracy Berczyńskiego w Boeingu rozwiał publicysta lotniczy Michał Setlak z „Przeglądu lotniczego”. Zwrócił się wprost do amerykańskiej firmy z pytaniem, na jakim stanowisku był zatrudniony ekspert Macierewicza.

Odpowiedź Boeinga była klarowna: rzekomy konstruktor pracował jako informatyk programista.

Ekspert od wypadków, co nigdy wypadku nie badał

Berczyński nigdy nie badał katastrofy lotniczej. Co prawda przy różnych okazjach podkreślał, że robił to jako przedstawiciel Boeinga w Corpus Christi Army Depot – cywilno-wojskowym przedsiębiorstwie, które zajmuje się obsługą techniczną śmigłowców wojsk lądowych USA. Ale tutaj jego dokonania sprawdził płk Piotr Łukasiewicz, były dowódca oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych.

„Nie udało mi się znaleźć żadnego potwierdzenia, iż pan Berczyński był akredytowanym członkiem jakiejkolwiek komisji badania wypadków lotniczych armii Stanów Zjednoczonych” – powiedział w rozmowie z „Polska The Times” zatytułowanej „Jedni wiedzą, co mówią, a drudzy mówią, co wiedzą”. Płk Łukasiewicz przypuszcza więc, że

rola Berczyńskiego sprowadzać się musiała do oceny technicznej uszkodzonych śmigłowców. Wskazywania, które z nich nadają się jeszcze do naprawy, a które powinny iść na złom. A to nie ma nic wspólnego z tak złożonym badaniem, jakim jest ocena przyczyn wypadku rządowego Tupolewa 10 kwietnia 2010 r.

Berczyński trzymał się swojej wersji. Jeszcze w 2012 r. Radiu Maryja powiedział, że, jego doświadczenie zawodowe obejmuje „styczność z ustaleniami na temat różnych wypadków lotniczych”.

Berczyński musi mieć świadomość, że przez kilka ostatnich lat wprowadzał polską opinię publiczną w błąd.

Przeczytaj też:

Katastrofa smoleńska. 24 teorie spiskowe

ZUZANNA PIECHOWICZ  6 LIPCA 2016

„Witamy nowego eksperta”

Jak Berczyński trafił pod skrzydła Macierewicza? Przypadkiem. Napisał list do prof. Wiesława Biniendy, pracującego od lat w USA, gdy ten – już jako ekspert macierewiczowskiego Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M – zaczął głosić koncepcje sprzeczne z wnioskami komisji Millera, m.in. uznał, że doszło do wybuchu na skrzydle. „On profesor, ja profesor, miałem nadzieję, że nawiążemy kontakt” – mówił Rigamonti Berczyński. Napisał Biniendzie, że się z nim zgadza.

Potem zadzwonił do niego inny ekspert Zespołu, dr Kazimierz Nowaczyk, z pytaniem, czy dałby telefoniczny komentarz podczas konferencji ekspertów Macierewicza. Gdy się zgodził, przyszły szef MON miał powiedzieć: „Witamy nowego eksperta”.

Berczyński zaczął się wypowiadać o zamachu tak, jak należy. „Pierwsze, co sobie pomyślałem, to to, że niemożliwe jest, by samolot, spadając, jak twierdzono, z wysokości 20 metrów, z prędkością około 250 km/h, rozpadł się w ten sposób” – mówił Radiu Maryja.

Od razu podejrzewałem, że okoliczności musiały być jakieś inne, niż podawano”.

Powtarzał, że rzeczywistą przyczyną katastrofy rządowego Tu-154M był wybuch.

Przeczytaj też:

Rozwiązanie zagadki 60 metrów. Nobel od Macierewicza dla OKO.press

PIOTR PACEWICZ  22 PAŹDZIERNIKA 2016

Zadanie wykonane, panie ministrze!

Tę tezę w bardzo rozbudowanej wersji ogłosiła 10 kwietnia 2017 r. prowadzona przezeń podkomisja smoleńska.

Najpierw kontrolerzy z wieży na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj celowo błędnie naprowadzali samolot na pas. Gdy jednak tupolew był blisko tragicznego upadku, na pokładzie wybuchły ładunki wybuchowe. Już nie jeden, ale kilka: na skrzydłach, w centropłacie i kabinie. I nie jakiś „zwykły” trotyl, którego szukano wcześniej, ale ładunki termobaryczne. Jako dowód przedstawiono eksperyment z wysadzeniem w powietrze quasi-kadłuba samolotu, w którym jednak nie było okien, co miało kluczowe znaczenie, bo inaczej wypadłyby szyby (które w prawdziwym tupolewie w wielu fragmentach kadłuba ocalały)

Tak czy inaczej Berczyński spełnił zadanie, które postawił przed nim jego patron.

To dzięki niemu Macierewicz może teraz przechwalać się w prawicowych mediach, że powołana przezeń podkomisja naukowo udowodniła, że wybuch był.

Przeczytaj też:

Brakujące okna, czyli wielka wpadka wybuchowej podkomisji Antoniego Macierewicza

ROBERT JURSZO  14 KWIETNIA 2017

„Killer” caracali

Jako Nikodem Dyzma w świecie ekspertyz lotniczych, Berczyński poczuł się wyjątkowo pewnie i dał temu nieoczekiwany wyraz w wywiadzie dla „Wprost”.

„Nie wiem, czy pani wie, ale to ja wykończyłem caracale. Pamiętam, jak przeczytałem o tych caracalach, o tym, że polski rząd zamierza je kupić, to mi włosy stanęły dęba”. I dodał, że

to on przekonał Antoniego Macierewicza, by zrezygnował z zakupu francuskich śmigłowców wojskowych. Szef MON miał mu powiedzieć: „Bądź moim pełnomocnikiem w sprawie śmigłowców”.

Faktycznie, w październiku 2016 r. Macierewicz zrobił go prezesem rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi. Berczyński powiedział Rigamonti, że jego wynagrodzenie z tego tytułu wynosi zaledwie 3 tys. zł („zaręczam pani, że nie robię tego dla pieniędzy”).

Tym razem Berczyńskiego poniosło. Od jego rewelacji odciął się szybko MON. W oświadczeniu resort napisał, że szef podkomisji „nie miał żadnych podstaw do wpływania na kształtowanie się decyzji” o rezygnacji z zakupu śmigłowców, która „nastąpiła na skutek niewywiązania się z zobowiązań offsetowych przez stronę francuską”.

Przeczytaj też:

„Wykończyłem Caracale”. A teraz Berczyński wykańcza Macierewicza

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  15 KWIETNIA 2017

Medialny niezgraba

Jest przy tym wszystkim Berczyński niezaradny w kontakcie z mediami.

Nie chce z nimi rozmawiać. Nie bardzo wie, jak się zachować w obecności dziennikarzy. Na ich pytania często odpowiada pokrętnie, jąkając się i zacinając.

Konferencję prasowa Berczyńskiego 6 kwietnia 2017 „Wyborcza” – nie bez racji – nazwała „kuriozalną” (patrz wyżej – zdjęcie z rzeczniczką MON). Mówił niewiele ponad minutę: że „komisja wykonała wiele prac”, „część bardzo zaawansowanych” i że pracuje „bez żadnych założeń”. Po czym zaprosił na prezentację ustaleń podkomisji na 10 kwietnia. I – dosłownie – uciekł przed dziennikarzami, nie pozwalając na zadanie jakichkolwiek pytań.

Po prezentacji filmowej wyników pracy podkomisji 10 kwietnia znowu dziennikarze nie mogli zadawać pytań, wbrew zapowiedzi z 6 kwietnia. Ostatecznie skończyło się na internetowym wideoczacie na  gościnnym portalu niealezna.pl.

Przyjęta przez podkomisję formuła kontaktu z mediami robi wrażenie jakby Berczyński, i inni członkowie podkomisji, obawiali się spotkania z dziennikarzami „oko w oko”.

Szef zespołu ekspertów Macierewicza ma też kłopot z artykulacją czytelnego komunikatu w sprawie bezpośredniej przyczyny katastrofy Tupolewa. Pytany o to, czy na pokładzie Tupolewa był wybuch, raz odpowiada, że jest to „bardzo możliwe”, innym razem, że „prawie pewne”, a przy kolejnej okazji, że jest o tym „w stu procentach przekonany”.

OKO.press

Był raz doktor Berczyński

Lotny jak kamień młyński

Na czele staruchów

Szukał termowybuchów

By sens życia znalazł Kaczyński

 

Szwejk Macierewicz, panie Pelagie i armia Misiewiczów

Czy można sobie wyobrazić bitwę wojenną, w której ginie 30 generałów i 300 oficerów? Bitwę faktycznie trudno sobie wyobrazić, więc to samo pytanie dotyczące strat tej samej wielkości dowódców dotyczyć powinno całej kampanii wojennej.

Przy takich stratach przegrywa się wojny. Jeżeli 30 generałów i 300 oficerów osadzonych jest w obozach jenieckich, w oflagach, są traktowani jako trofea zwycięzców i wykorzystywani podczas triumfalistycznych uroczystości – defilad, parad – zwycięzców.

Czy ktoś pamięta, ilu niemieckich generałów i wyższych oficerów miało rzucać sztandary na Placu Czerwonym przed Stalinem (do czego zresztą nie doszło)? Albo: jakie były straty wśród wojskowych zamordowanych w Katyniu 1940 roku?

Podobne duże straty poniosło – i ponosi – Wojsko Polskie pod władaniem ministra Antoniego Macierewicza. To są straty wojenne – 30 generałów i 300 oficerów – na wojnie zabici i ranni niezdolni do pełnienia obowiązków żołnierzy na polu bitwy są tak samo traktowani, zostali wyeliminowani.

Takie są „osiągnięcia” Macierewicza w pustoszeniu obronności Polski. Można te wielkości przełożyć z generałów i oficerów na polityków PiS. Ginie (podaje się do dymisji) 30 „generałów” Komitetu Politycznego PiS i 300 polityków tej partii szczebla lokalnego – do czego to można porównać?

To tak jakby pułkownikowi Clausowi von Stauffenbergowi udał się zamach stanu (Operacja Walkiria) w Wilczym Szańcu w 1944 roku.

Więc zadam pytanie: Czy jeszcze mamy Wojsko Polskie? Inne liczby mogą uzmysłowić zasadność tego pytania. Aby wyszkolić generała potrzeba 10 lat na jego nauki na wyższych uczelniach polskich i zagranicznych. Kto zastąpił tych generałów i oficerów? Jacyś niedouczeni Misiewicze. Te straty przez specjalistów są nazywane czarną dziurą wśród kadry wojskowej.

Straty w ludziach są najważniejsze, ale równoległe są straty w sprzęcie i programach badań naukowych na rzecz obronności państwa. Nie mielibyśmy wiedzy, gdyby nie determinacja innych. Ministerstwo Obrony w ogóle nie publikowało danych o sprzęcie i o programach dotyczących obronności, gdyby nie nieustanne interpelacje Tomasza Siemoniaka, byłego ministra obrony narodowej.

Dane o projektach publikuje Dziennik Zbrojny i są one przerażające. Komentarz jest nastepujący: „Macierewicz może opuścić pełnione stanowisko, ale wyrządzone szkody są nieodwracalne.” Projekty są opóźnione o kilkadziesiąt miesięcy, a rekordzista – projekt modułu ogniowego 155 mm kryptonim Kryl – aż 56 miesięcy.

To, że resortem obrony kieruje Szwejk (jest to bardzo pogodne porównanie Macierewicza) świadczy projekt prototypu radaru wielofunkcyjnego kierowania ogniem Wisła, który został skierowany do wykonawcy nie mającego zdolności seryjnej produkcji. Do nie tej fabryki.

Pamiętacie jeden charakterystyczny  dzień z życia ministra Szwejka, gdy rozwalił pancerne BMW pod Toruniem? Jego dzień składał się z wykładu na uczelni Rydzyka i gali na cześć Człowieka Wolności Kaczyńskiego.

Jego zastępcą jest wiceminister Bartosz Kownacki, który mówiąc o wojsku przypomina panią Pelagię graną przez niezapomnianego Bogdana Smolenia w słynnym skeczu kabaretu Tey. Tacy ludzie odpowiadają za naszą obroność? Nie!

Takie Szwejki, panie Pelagie, armie Misiewiczów z nadwagą niszczą naszą obronność, jak wrogowie podczas najkrawawszych kampanii, gdy traciliśmy niepodległość. Straty Ukrainy w wojnie hybrydowej z Moskwą są mniejsze niż hybrydowa działalność Szwejka Macierewicza, jego pań od „bombek” i armii Misiewiczów z nadwagą.

„Brakuje u nas kompetentnych osób mogących kierować siłami zbrojnymi”. Przerażająca analiza byłego generała

17 kwietnia 2017

d czasów samodzielności strategicznej brakuje u nas kompetentnych osób mogących odpowiedzialnie stanąć na czele i kierować siłami zbrojnymi planując ich kompleksowy rozwój w celu wypełnienia ich konstytucyjnego zadania – zapewnienia bezpieczeństwa i rozwoju kraju. Stojąca obecnie na czele MON partyjna ekipa z PiS jest tego jaskrawym przykładem – pisze Marek K. Ojrzanowski, generał brygady w stanie spoczynku

Siły zbrojne w każdym państwie stanowią jego najważniejsze ogniwo w systemie bezpieczeń- stwa, świadczą o jego potędze i pozycji na arenie międzynarodowej, w sferze kulturowej są niewyczerpalną skarbnicą imponderabilii najwyższych wartości stanowiących fundament tożsamości narodu i społeczeństwa decydujący o jego przetrwaniu, interesach i rozwoju. Owe wartości determinują wymagania stawiane przed jego członkami – żołnierzami – niezależnie od szczebla, wypływającymi w istocie z jednego źródła: gotowości w razie zagrożenia do oddania swych wszystkich sił i również życia do ich obrony – ojczyzny, kraju, rodziny, przyjaciół. Niezależnie też od charakteru armii składającej się z poborowych, czy z zawodowych ochotników, kierujący nimi oficerowie legitymować się muszą najwyższymi wartościami osobowymi, jak poświęcenie, odwaga, odpowiedzialność oraz wymaganym wykształceniem, doskonalonym permanentnie w miarę zajmowania wyższych stanowisk.

Tym samym stanowią oni elitę społeczną, elitę elit, gdyż niezależnie od umiejętności pracy z grupami podwładnych o zróżnicowanych cechach charakterologicznych, muszą równocześnie legitymować się zdolnościami motywacyjnymi, edukacyjnymi i dydaktycznymi, znajomością języków obcych nieodzowną podczas współdziałania z sojusznikami, na wyższych zaś szczeblach z obyciem z mediami, politykami i dyplomatami.

 

Edukacja generała zajmuje 10 lat
Nic więc dziwnego, że jak wykazały przeprowadzone kilka lat temu badania socjologiczne w Stanach Zjednoczonych, generałowie sił zbrojnych okazali się najwyżej wykształconą warstwą społeczną. Pozostali oficerowie, z uwagi na system permanentnego doskonalenia kursowego i akademickiego, znaleźli się w nieodległej czołowej grupie.

I u nas jest podobnie. W dorobku służbowym generała edukacja zajmuje około 25–30 proc. czasu służby (przeciętnie 10 lat) oraz obejmuje wyższe uczelnie krajowe i zagraniczne oraz gamę różnorodnych kursów specjalistycznych. Jest to niezbędne do zrozumienia istoty współczesnych zagrożeń i konfliktów, dowodzenia podległymi strukturami i wspólnego w wymiarze sojuszniczym oraz koalicyjnym wykonywania zadań, zarówno na wewnętrznych, jak i na odległych o tysiące kilometrów od kraju teatrach działań.

Doskonalenie zawodowe oficera jest rozłożone w czasie, niezmiernie kosztowne i od samego kształconego wymaga ogromnego zaangażowania, determinacji. Spełnienie tych wymagań przynosi wymierne efekty i jak pokazują ostatnie wydarzenia, są powodem do dumy: polscy oficerowie zajmują eksponowane stanowiska w NATO, perfekcyjnie organizują i zabezpieczają ważne przedsięwzięcia jak szczyt NATO w Warszawie, Światowe Dni Młodzieży, wielkie ćwiczenia sojusznicze (Anakonda 2016), dowodzenie sojuszniczymi formacjami wojsk specjalnych.

Przykład Misiewicza jest porażający
Co się więc takiego dzieje, że ta elita elit, generałowie i oficerowie starsi, doświadczają obecnie exodusu z armii (30 generałów i 300 oficerów) powodując czarną dziurę kadrową w siłach zbrojnych, której nie da się zastąpić i której skutki odczuwać będziemy przez długie lata? Czy kierownictwo MON zdaje sobie sprawę ze szkody jaką owa dziura spowoduje w systemie dowodzenia wojska i odpowiedzialności jaką za to ponoszą?

Cywilna kontrola nad wojskiem jest warunkiem sine qua non demokracji, może więc pytanie należy postawić inaczej. Czy cywile desygnowani do sprawowania tej kontroli, mają właściwe kwalifikacje, przygotowanie i wykształcenie, aby de facto kierować siłami zbrojnymi i znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia z generałami i pułkownikami na kierowniczych stanowiskach?

Gen. Marek Ojrzanowski

Młokosowi bez wykształcenia zezwala się na zajmowanie poważnych stanowisk przy boku ministra ON, w zarządzie największego w Polsce konsorcjum zbrojeniowego i do tego pomiatania generałami. Czy na tym ma polegać demokratyczna kontrola nad siłami zbrojnymi?

Czy ich przygotowanie do sprawowanych funkcji w MON również obejmuje dziesięciolecie szkoleń akademickich, kursowych, doskonalących w najwyższych uczelniach w kraju i za granicą? Niestety nie, przykład osławionego Bartłomieja Misiewicza jest wprost porażający: młokosowi bez wykształcenia zezwala się na zajmowanie poważnych stanowisk przy boku ministra ON, w zarządzie największego w Polsce konsorcjum zbrojeniowego i do tego pomiatania generałami.

Czy na tym ma polegać demokratyczna kontrola nad siłami zbrojnymi? Przykład sławetnego rzecznika prasowego ministra ON jest wybitnie jaskrawy i symptomatyczny dla występującego tu szerszego problemu: adekwatnego kierowania siłami zbrojnymi przez cywilnych urzędników sprawujących swoje funkcje z mandatu politycznego.

Dla działań wojskowych wojna z terroryzmem stanowiła przełom
Aby lepiej zrozumieć ów problem cofnijmy się kilkanaście lat do tyłu, do czego sprzyjającą okazją będzie obchodzona właśnie 18 rocznica wstąpienia Polski do NATO, czynnika koronującego transformację WP wynikającą z ustrojowych przemian w kraju. Dwa lata po uzyskaniu sojuszniczego członkostwa wschodzący XXI wiek zszokował świat z centralizowanym atakiem terrorystycznym na Stany Zjednoczone przeprowadzonym w nowych warunkach – erze globalizacji. Po ujawnieniu sprawców i ich sieciowych powiązań mających miejsce praktycznie na całym świecie, prezydent USA ogłosił globalną wojnę z terroryzmem, do której natychmiast przystąpił Pakt Północnoatlantycki deklarując po raz pierwszy w swojej historii zastosowanie art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego. Swoją pomoc zaoferowały również państwa z poza paktu, do praktycznego udziału w działaniach przystąpiła też Polska.

Działania wymierzone przeciw terrorystom miały funkcjonalnie zróżnicowany charakter adekwatny do ery globalizacji. Obejmowały one kroki w sferze cybernetycznej poprzez śledzenie i analizę przepływu informacji, w razie potrzeby blokując internetowe strony ugrupowań terrorystycznych. Ponadto poprzez operacyjne działania wywiadowcze prowadzono inwigilację siatek i powiązań sieciowych terrorystów oraz rozpoznanie i blokadę ich źródeł finansowania i kont bankowych.

Natomiast dla samych działań wojskowych wojna z terroryzmem stanowiła rewolucyjny wręcz przełom zmieniający dotychczasowe sposoby wykorzystania bojowego sił zbrojnych. Najpierw, okazało się nader wyraźnie, że dla terrorystów nawet najbardziej nowoczesne i dysponujące najpotężniejszym potencjałem militarnym siły zbrojne nie stanowią żadnej przeszkody. Są oni w stanie je ominąć i wykorzystując zwykłe techniczne środki wraz z powszechnym dostępem do sieciowej komunikacji mogą przeprowadzić śmiercionośny atak na najlepiej strzeżone obiekty państwa o statucie supermocarstwa. Oczywistym było, że taki atak nie mógł pozostać bez odpowiedzi i w krótkim czasie owo supermocarstwo – USA, przystąpiło do kontrakcji przy zastosowaniu równie niekonwencjonalnych sposobów prowadzenia działań kinetycznych, które przyniosły spektakularne sukcesy.

Świetnie skoordynowana i przeprowadzona kampania

Po 10 tygodniach intensywnej kampanii w Afganistanie w 2001 roku prowadzonej głównie przy użyciu sił powietrznych doskonale skoordynowanych z działaniami na lądzie sił specjalnych wykorzystujących do łączności terminale satelitarne i współdziałających z lokalnymi siłami Sojuszu Północnego, zasadnicze zgrupowania talibów zostały rozbite i rozproszone. Podobnie w 2003 roku w Iraku po 6 tygodniowej świetnie skoordynowanej i przeprowadzonej kampanii koalicyjnej siły irackie zostały całkowicie pokonane, a cały obszar kraju został wzięty pod kontrolę sił koalicyjnych. Straty wojsk sprzymierzonych w stosunku do strat przeciwnika w obu wypadkach były minimalne.

Wyciągając wnioski z obu kampanii, kwatera główna NATO z inicjatywy Stanów Zjednoczonych podjęła na szczycie w Pradze w 2002 roku decyzję o transformacji sił zbrojnych sojuszu rozwijaną następnie na kolejnych szczytach. Ogólnie polegała ona na tym, aby przy maksymalnym wykorzystaniu zdobyczy technologicznych zmienić charakter sił zbrojnych ze statycznych i przeznaczonych do lokalnych działań, na siły lekkie, mobilne i zdolne do działań na oddalonych od macierzystego kraju teatrach. Obrazowym czynnikiem transformacji był tzw. wskaźnik Robertsona, postulujący przeznaczanie na potrzeby sił zbrojnych 2 proc. krajowego PKB, z których 20 proc. powinno być wydzielone na modernizację, same zaś siły zbrojne powinny w wojskach lądowych posiadać 40 proc. sił mobilnych (w siłach powietrznych 50 proc, z których 8 proc. (w siłach powietrznych 10 proc) powinno brać udział w operacjach lub być utrzymywanych w stanie wysokiej gotowości.

Raport obnażył wiele mankamentów WP
Sprawujący ówcześnie w Polsce władzę polityczną rząd z ramienia SLD odpowiadając na transformacyjne wyzwania NATO podjął decyzję w wymiarze praktycznym o skierowaniu do Afganistanu i Iraku kontyngentów sił WP, zaś w wymiarze koncepcyjnym o przeprowadzeniu pierwszego w historii wojska Strategicznego Przeglądu Obronnego (SPO). Jego celem było zdiagnozowanie stanu polskich sił zbrojnych, po czym w oparciu o analizę potencjalnych zagrożeń określenie kierunków jego rozwoju na najbliższe 15 lat.

Sam Przegląd od początku budził kontrowersje, gdyż w kraju nie było tradycji jego przeprowadzania, po za tym mając nieugruntowane zasady demokratyczne, przewidywano wystąpienie obaw u wielu środowisk politycznych, jakie mogły być wywołane ujawnieniem niekorzystnych ich zdaniem opinii o stanie wojska, a za tym w konsekwencji, spowodować niechęć do wdrażania proponowanych reform, jak i deprecjonować całość wyników SPO. Tak też się stało. Raport ukończonego w 2006 roku SPO obnażył wiele mankamentów WP, wśród których naczelne miejsce zajmowało wydatne niedoinwestowanie niepozwalające na osiągniecie wymaganych standardów NATO.

Polski żołnierz, trzy razy mniej jadł, szkolił się, strzelał
Główną i systemową bolączką był niski stopień finansowania sił zbrojnych, którego wskaźnik stosunku budżetu wydawanego na wojsko w przeliczeniu na jednego żołnierza, wynosił jedną trzecią średniej w NATO (bez uwzględnienia Stanów Zjednoczonych). Obrazowo pokazywało to, że polski żołnierz, trzy razy mniej jadł, szkolił się, strzelał, latał i pływał, niż jego przeciętny kolega z sojuszu. Kolejną istotną słabością była chaotyczna i nieprzystająca do współczesnych wymagań infrastruktura wojska. Substancja koszarowa była zdekapitalizowana, jednostki wojskowe nie posiadały pełnych stanów osobowych, niektóre stanowiły zwykłe kadłuby, poza nazwą posiadające okrojony sztab i szczątkowe pododdziały, braki występowały również w
wyposażeniu bojowym, którego duża część była niesprawna lub przebywała w zakładach
remontowych na trwających latami naprawach.

Gen. Marek Ojrzanowski

Wydawać by się mogło, że mając w ręku narzędzie kompleksowo diagnozujące stan wojska i wykazujące wyraźne kierunki jego modernizacji poparte konkretnymi wyliczeniami i symulacjami, wystarczałoby zawinąć rękawy i nie oglądając się na nic zabrać się do roboty. Tymczasem nic z tych rzeczy

Raport SPO wyliczył, że do likwidacji nawisu remontowego i skonsolidowania struktur wojskowych poprzez wyeliminowanie występujących braków należałoby wydać astronomiczną sumę około 50 miliardów złotych. W swoich rekomendacjach raport SPO, uwzględniając uwarunkowania budżetowe, postulował kilka wariantów rozłożonej w czasie modernizacji wojska, obejmującej m.in. usprawnienie struktur organizacyjnych, uzawodowienie, modernizację techniczną, reformę szkolnictwa wojskowego. Wydawać by się mogło, że mając w ręku narzędzie kompleksowo diagnozujące stan wojska i wykazujące wyraźne kierunki jego modernizacji poparte konkretnymi wyliczeniami i symulacjami, wystarczałoby zawinąć rękawy i nie oglądając się na nic zabrać się do roboty. Tymczasem nic z tych rzeczy.

Ale wybory wygrało PiS
Jesienią 2005 roku wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość i po kilku miesiącach nowy minister ON Aleksander Szczygło wyrzucił raport SPO do kosza. Ponad dwuletni wysiłek kilkudziesięciu osób pracujących bezpośrednio przy Przeglądzie oraz około półtora tysiąca współpracujących, jak i kilkumilionowe poniesione koszty zastały zmarnowane. W tym miejscu można by zadać pytanie, jakie to ważne powody kierowały ministrem Szczygło podczas rezygnacji z SPO, i czy w jego miejsce przedstawił inny, lepszy plan rozwoju Sił Zbrojnych RP?

Gen. Marek Ojrzanowski

Dokonał czystki wśród wyższych kadr wojskowych. Była ona głównie wymierzona w generałów i starszych oficerów, którzy mieli za sobą specjalistyczne studia w Związku Radzieckim.

Znając naturę partii PiS odpowiedź jest oczywista. Zrezygnowano z SPO dlatego, że powołany i zrealizowany został przez ekipę stworzoną za poprzednich rządów, które sprawował Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zamiast postępowego SPO, rząd PiS wprowadził do wojska…destrukcję – proces, na którym, co widzimy obecnie na własne oczy, ta partia zna się najbardziej. Wiceminister ON Antoni Macierewicz rozwiązał WSI i zdemolował służby wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, zaś jego szef Aleksander Szczygło pod szyldem odmładzania kadr dokonał czystki wśród wyższych kadr wojskowych. Była ona głównie wymierzona w generałów i starszych oficerów, którzy mieli za sobą specjalistyczne studia w Związku Radzieckim. Zwolniono i zmuszono od odejścia z wojska około 50 generałów i 150 pułkowników.

Generałowi Błasikowi wyrządzono ogromną krzywdę
Spowodowało to ogromną wyrwę w systemie dowodzenia siłami zbrojnymi, która w dużym stopniu przyczyniła się do najtragiczniejszych w swym wymiarze katastrof w lotnictwie wojskowym. W 2007 roku zwolniono ze stanowiska doświadczonego dowódcę Sił Powietrznych gen. broni Stanisława Targosza powołując na jego miejsce pośpiesznie awansowanego przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego gen. Andrzeja Błasika przesuwając go o kilka szczebli dowodzenia w górę. W owym czasie sytuacja w Siłach Powietrznych nie była najlepsza. Od kilku lat było ono prześladowane powtarzającymi się katastrofami samolotów i śmigłowców oraz niedociągnięciami w dyscyplinie i szkoleniu.

Generałowi Błasikowi wyrządzono ogromną krzywdę, gdyż nie miał on szans na właściwe przygotowanie się do swoich nowych obowiązków, w tym na właściwe rozpoznanie skali negatywnych trendów i skuteczne im przeciwdziałanie, co w konsekwencji doprowadziło za jego kadencji do dwóch bliźniaczo podobnych katastrof lotniczych. Politycy też nie pozostają tu bez winy, ponieważ podczas wykonywania lotów samolotami wojskowymi pozwalali sobie na ingerowanie w zachowanie pilotów, co stanowiło ewidentne naruszenie obowiązujących procedur. Sam zaś minister ON Aleksander Szczygło odwołał szkolenie załóg samolotów TU-154 na trenażerach, tylko z tego powodu, że odbywały się w Moskwie.

Kolejny ministrem z wykształcenia i zawodu… lekarz psychiatra
Po wyborach w 2007 roku i objęciu rządów przez Platformę Obywatelską ministrem obrony narodowej został Bogdan Klich, z wykształcenia i zawodu lekarz psychiatra, który podobnie jak i jego poprzednik nie mógł pochwalić się odbyciem ani jednego dnia służby wojskowej. Ani on, ani cały rząd nie mieli serca do wojska i nie wnikali w jego sprawy, praktycznie utrwalając negatywne trendy i postępującą degradację jego zdolności bojowych.

Odnosiło się wrażenie, że bieżące sprawy bez reszty zdominowały MON usuwając na bok wszystko, co wymagało dogłębnego i perspektywicznego podejścia. Ponadto okres ten charakteryzował się ciągłą rywalizacją z obozem prezydenckim wywodzącym się z PiS, jak i ustawicznym borykaniem się z bieżącymi problemami polskich kontyngentów wojskowych w Iraku i Afganistanie. Kilka miesięcy po objęciu rządów przez nową władzę wydarzyła się katastrofa wojskowej Casy pod Mirosławcem, a kilkanaście miesięcy później niemal w identycznych warunkach i z identycznych przyczyn rozbił się rządowy TU-154 pod Smoleńskiem.

Gen. Marek Ojrzanowski

Ta katastrofa stanowiła apogeum nieprawidłowości w funkcjonowaniu Sił Powietrznych, do czego przyczynili się wydatnie politycy, którzy swoją arogancją i brakiem kompetencji tylko utrwalali taki stan.

Ta katastrofa stanowiła apogeum nieprawidłowości w funkcjonowaniu Sił Powietrznych, do czego przyczynili się wydatnie politycy, którzy swoją arogancją i brakiem kompetencji tylko utrwalali taki stan. Światło dzienne ujrzała rażąca słabość kierownictwa MON, zarówno wojskowego jak i cywilnego, którzy urbi et orbi zapewniali po katastrofie Casy o wyciągnięciu wniosków i nie dopuszczeniu więcej do podobnych wypadków, co okazało się jedynie myśleniem życzeniowym (przysłowiowym wishful thinking) i obnażyło ich niekompetencję.

Deprecjonowali przydatność i zdolność bojową Wojska Polskiego
Innym istotnym wydarzeniem był potężny wstrząs jaki w politycznym składzie rządu wywołała w roku 2008 sierpniowa agresja Rosji na Gruzję. Politycy zareagowali przestrachem i od tej pory zaczęli głośno mówić o potrzebie sprowadzenia do Polski jednostek NATO. Deprecjonowali tym samym wobec opinii publicznej przydatność i zdolność bojową Wojska Polskiego. Zapomnieli przy tym o dwóch istotnych sprawach. Po pierwsze, że Rosja szykuję agresję na Gruzję wiadomo było od dawna. Świadczyły o tym przygotowania wojskowe polegające na koncentracji wojsk w obszarach przygranicznych jak i liczne prowokacje w rejonach separatystycznych utrzymujących od dziesięcioleci stan napięcia. A po drugie, ulegając owym prowokacjom wojowniczy prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili pierwszy zaatakował separatystyczną Osetię Południową, mając świadomość, że jest to równoznaczne z wypowiedzeniem wojny Rosji i jej działaniem odwetowym. Nie było tu bezpośredniego powodu aby łączyć sprawę bezpieczeństwa Gruzji z bezpieczeństwem Polski i podważać przy tym własne możliwości obronne odwołując się do „mitycznych” jednostek NATO. Polska wtedy już od 9 lat była członkiem sojuszu, więc każda jednostka wojskowa Sił Zbrojnych RP była jednostką NATO, należało więc wypełniać sojusznicze wymogi przekazywane przez Kwaterę Główną w corocznych sprawozdaniach oraz przeprosić się z raportem SPO.

Zmiany charakteryzowały się brakiem myśli przewodniej i chaosem
Jednak prawdziwa przyczyna niedostatków we wszelkich aspektach działaniach wojska brała się w istocie z jednego powodu: nieprzeprowadzenia faktycznej reformy Sił Zbrojnych. Brak reformy wyraźnie odczuwalny była w dwóch wymiarach: organizacyjno-funkcjonalnym i modernizacyjnym. Po historycznych parlamentarnych wyborach 4 sierpnia 1989 roku Polska przystąpiła do głębokiej transformacji ustrojowej i kreacji własnej, zorientowanej na demokratyczną, drogi rozwoju.

Przedstawiciele nowej elity politycznej rozpoczęli przebudowę Wojska Polskiego w pierwszej kolejności zapewniając jego demokratyzację. Wprowadzono cywilną kontrolę nad wojskiem obsadzając cywilnymi politykami Ministerstwo Obrony Narodowej, wyprowadzono partię polityczną (PZPR) ze struktur wojska i zlikwidowano korpus oficerów politycznych. Zmiany te przeprowadzono bez większych problemów. Natomiast na sprawy organizacyjno-funkcjonalne wpływ miały istotne wydarzenia i procesy zachodzące w kraju i za granicą, przede wszystkim: rozwiązanie Układu Warszawskiego i ZSRR w 1991 roku, zakończenie wojny w Zatoce Perskiej (lipiec 1991), przestąpienie Polski do Traktatu o konwencjonalnych siłach w Europie – CFE (1992), w kraju zaś przestawianie gospodarki na tory rynkowe, co spowodowało drastyczne obniżenie budżetu wojskowego.

Gen. Marek Ojrzanowski

Rozwiązywano, po czym po krótkim czasie powoływano te same jednostki wojskowe, podobnie jak piony funkcjonalne i szkoleniowe.

W tych warunkach, mimo, że oficjalnie mówiono o reformie, bądź też reorganizacji czy restrukturyzacji, przeprowadzane zmiany charakteryzowały się brakiem myśli przewodniej i chaosem. Rozwiązywano, po czym po krótkim czasie powoływano te same jednostki wojskowe, podobnie jak piony funkcjonalne i szkoleniowe. Ograniczenia budżetowe spowodowały drastyczne obniżenie stanów osobowych, co doprowadzało do powstawania jednostek o niepełnych składach i kadłubowych, również wiele z nich uległo likwidacji. Skończył się też dopływ części zamiennych i serwisowania za wschodnią granicą, za które teraz w Federacji Rosyjskiej trzeba było płacić w twardej walucie.

Kadrę zawodową bezpowrotnie utracono
Wśród rozwiązywanych jednostek na pierwszy ogień poszły jednostki rakietowe (począwszy od brygad rakiet operacyjno-taktycznych wyposażonych w rakiety Scud), gdyż uznano, że skoro nie posiadamy do nich bojowych głowic, a podczas wojny w Zatoce Perskiej wykazały się marną skutecznością, do tego były zestrzeliwane przez amerykańskie rakiety Patriot, są one bezwartościowe. Nie wzięto w ogóle pod uwagę, że były to jednostki o wysokiej kulturze technicznej, których kadra zawodowa była wysokiej klasy specjalistami. Bezpowrotnie je utracono. Zobowiązania CFE spowodowały masowe wycofywanie z użycia sprzętu niemieszczą- cego się w uzgodnionych limitach.

Nie było kompleksowo opracowanego planu reformy wojska, na wprowadzane zmian w WP większy wpływ miały czynniki zewnętrzne i częste rotacje w kierownictwie MON aniżeli przemyślana i trwała, ponad politycznymi sporami, adekwatna koncepcja. Najogólniej punktem wyjścia przy projektowaniu modelu wojska powinien być jasno zdefiniowany interes narodowy, wypadkowa megatrendów rozwojowych (i zagrożeniowych) w skali globalnej, regionalnej i lokalnej, zobowiązania sojusznicze oraz wysokość i trwałość budżetowania. Ponieważ siły zbrojne powinny mieć uniwersalny charakter i być zdolne do działania wspólnego, zgodnie z zasadą połączoności – całością sił, jak i poszczególnymi częściami, aż do pojedynczego żołnierza włącznie, ich projektowanie powinno ogólnie obejmować dwa podejścia: od góry (top down), a więc wychodząc od uzgodnionego politycznie pułapu, rodzajów i charakteru wojska oraz od dołu (bottom up), wychodząc od pożądanej sylwetki pojedynczego żołnierza (marynarza, pilota, itd.), czyli, jak powinien on być fizycznie i psychicznie sprawny, motywowany i wyposażony.

Te dwa podejścia powinny się w pewnym punkcie spotkać, dając kompromisowy, obiektywny model wojska, do którego powinno się dojść w założonym pułapie czasowym. Uniwersalny charakter wojska (zdolność do działań na terytorium kraju, jak i poza nim, samodzielnie i wspólnie z sojusznikami i koalicjantami) powinna być zapewniona poprzez wprowadzenie modułowej struktury organizacyjnej. W strukturze modułowej, podobnie jak z klockami lego, można w zależności od potrzeb budować określoną konstrukcję najlepiej przystosowaną do zakładanych działań. Moduły, już od najniższych szczebli: drużyna, pluton, klucz, okręt, są przygotowane do działań samodzielnie i w dowolnej konfiguracji. Dla przykładu, modułowa brygada wojsk lądowych, mogłaby się składać z: dwóch batalionów zmechanizowanych, dwóch batalionów czołgów, dywizjonu artylerii i dywizjonu śmigłowców, do tego również batalion dowodzenia i batalion logistyczny. W ramach samej brygady można wtedy dowolnie konfigurować grupy (zespoły) zadaniowe, podobnie jak w strukturze wyższej, gdyby brygady wchodziły w skład dywizji. Do tego celu, rozpisanego na etapy, należało przystąpić począwszy od projektowania pojedynczego żołnierza, wozu bojowego, samolotu, okrętu zapewniając trwałość budżetowania i odporność na polityczne zawirowania.

Energię zużywali na bezpłodne partyjne waśnie
Przełom, jakim było przejście od systemu posowieckiego do niezależnego i prozachodniego stwarzał ku temu doskonałą okazję. Tak się jednak nie stało, elitom politycznym odpowiedzialnym za bezpieczeństwo państwa i jego siły zbrojne zabrakło wyobraźni i determinacji, energię swoją zużywali na forsowanie spraw partykularnych i bezpłodne partyjne waśnie. W czasie pierwszej dekady od uzyskania niepodległości w 1989 r. nie zrobiono również nic w zakresie modernizacji zasadniczego uzbrojenia WP. Nowe wzory sprzętu zaczęto wprowadzać dekadę później: haubica Krab od 1999 r., samoloty F-16 i pociski przeciwpancerne Spike od 2003 r. i transportery opancerzone Rosomak od 2004 r.

Gen. Marek Ojrzanowski

Wdrażane uzbrojenie jest fragmentaryczne, nie zapewnia uzyskania trwałych zdolności bojowych ani skutecznego współdziałania z masą pozostającego nadal na uzbrojeniu posowieckiego wyposażenia. Również nie rozwiązuje ono głównych problemów bezpieczeństwa kraju

Do tej pory, pomimo, że od pierwszych zamówień upłynęły już prawie dwie dekady, nie wprowadzono nic innego (poza Nadbrzeżnym Dywizjonem Rakietowym w 2013 r.). W tym miejscu jednak, rodzi się następujące pytanie: czy wprowadzane nowe rodzaje uzbrojenia i ich ilość jest adekwatna do potrzeb bezpieczeństwa kraju i zadań wynikających z sojuszniczych zobowiązań? Trudno jest na nie udzielić odpowiedzi, gdyż nadal brakuje kompleksowego planu rozwoju wojska, jego docelowej wizji i myśli przewodniej jego modernizacji. Wdrażane uzbrojenie jest fragmentaryczne, nie zapewnia uzyskania trwałych zdolności bojowych ani skutecznego współdziałania z masą pozostającego nadal na uzbrojeniu posowieckiego wyposażenia. Również nie rozwiązuje ono głównych problemów bezpieczeństwa kraju w wymiarze strategicznym: obrony przestrzeni powietrznej, obrony przeciwrakietowej, mobilności wojsk lądowych, modernizacji marynarki wojennej, kompleksowego systemu rozpoznania i dowodzenia (C4ISR) oraz obrony cybernetycznej.

To nie reforma, a destrukcja
Od początków transformacji ustrojowej minęły już prawie trzy dekady, wojsko zmieniło
swój charakter stając się armią zawodową, zmianie uległy uwarunkowania międzynarodowe,
zaś trwające od jesieni 2015 roku rządy Prawa i Sprawiedliwości przynoszą wojsku kolejną rewolucję. Owa rewolucja nie jest rewolucją w sprawach wojskowych wprowadzaną w życie w latach 90-ych przez główne armie świata, nie jest też transformacją wojskową wprowadzaną przez NATO po atakach terrorystycznych z początku XXI wieku, nie jest też rewolucją w pozytywnym znaczeniu. Jest natomiast destrukcją. No bo jak inaczej nazwać celową i szeroko zakrojoną czystkę kadrową w wojsku mającą na celu pozbycie się oficerów mianowanych podczas rządów PO, czy pamiętających wprowadzoną trzy lata temu reformę systemu dowodzenia – według słów ministra ON Antoniego Macierewicza? Do tego dochodzi tworzenie wojsk obrony terytorialnej funkcjonującej poza siłami zbrojnymi i podporządkowanej bezpośrednio ministrowi ON, wycofanie udziału polskich żołnierzy ze struktur dowodzenia Eurokorpusu, zdekompleto wanie 11. DKPanc poprzez przesunięcie batalionów czołgów uzbrojonych w Leopardy do centralnej Polski i w to miejsce skierowanie tam przestarzałych czołgów T-72.

Znów upartyjniono wojsko
Tak się dzieje w sferze operacyjnej, w sferze wartości moralnych zaś: skrajne upolitycznienie i upartyjnienie wojska poprzez wykorzystywanie go do prywatno-religijnej i w istocie obłudnej sprawy smoleńskiej poprzez udział miesięcznicach i apelach, zlikwidowanie zasad działania kadrowego poprzez awansowanie i mianowanie kogokolwiek bez względu na kwalifikacje i zasługi, wymuszanie na żołnierzach łamania zasad regulaminowych poprzez składanie nieuzasadnionych hołdów osobom nieuprawnionym, podważanie powagi i wiarygodności urzędu MON poprzez kłamliwe i obraźliwe wypowiedzi osób z kierownictwa resortu obrony. Potwierdza to tezę, że od czasów samodzielności strategicznej brakuje u nas kompetentnych osób mogących odpowiedzialnie stanąć na czele i kierować siłami zbrojnymi planując ich kompleksowy rozwój w celu wypełnienia ich konstytucyjnego zadania – zapewnienia bezpieczeństwa i rozwoju kraju. Stojąca obecnie na czele MON partyjna ekipa z PiS jest tego jaskrawym przykładem.

To mówią lata doświadczenia

Marek K. Ojrzanowski – karierę wojskową rozpoczął w 1969 r. Absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii w Toruniu. Ukończył m.in. kurs dowódców dywizjonów rakiet taktycznych i przeszkolenie w Leningradzie. W 1982 r. ukończył Akademię Sztabu Generalnego w Warszawie, a potem kurs taktyczno-operacyjny integracji z NATO. W latach 1999-2000 studiował w Akademii Wojennej Wojsk Lądowych Stanów Zjednoczonych. W swojej wojskowej karierze był m.in. dowódcą 7 dywizjonu rakiet taktycznych. Kierował także polskim kontyngentem w Libanie i Iraku. Dowodził 12 Brygadą Zmechanizowaną. A w latach 2008-2011 pełnił funkcję Narodowego Przedstawiciela Łącznikowego w ACT Norfolk w USA. Autor książki „Baczność! Spocznij! Meandry i wyzwania”. Obecnie generał brygady w stanie spoczynku.

naTemat.pl

Problemy z realizacją prac rozwojowych

2017-04-14   

   Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej w dniu 8 lutego 2017 roku przedstawiona została informacja Ministra ON na temat realizowanych programów badań naukowych na rzecz obronności państwa. Niestety, podczas spotkania nie zaprezentowano danych dotyczących postępu rzeczowego i finansowego obecnie wykonywanych prac rozwojowych, a mają one kluczowe znaczenie z punktu widzenia rozwoju polskiej armii i osiągnięcia celów Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP (PMT). Informacje na ten temat poznaliśmy dopiero dzięki odpowiedzi udzielonej przez sekretarza stanu w MON Bartosza Kownackiego na interpelację złożoną przez posła Tomasza Siemoniaka. Okazuje się, że żaden z projektów których dotyczyło zapytanie nie jest realizowanych zgodnie z początkowym harmonogramem, a w przypadku niektórych projektów opóźnienie liczone jest już w latach.

Poniżej omówiono kolejno wszystkie projekty których dotyczyło w/w zapytanie poselskie.

Prototyp radaru P-18PL wstępnego wskazywania celów pracującego w paśmie metrowym, ze skanowaniem fazowym w dwóch płaszczyznach dla zestawów rakietowych obrony powietrznej

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

„Projekt został zgłoszony przez Ministra Obrony Narodowej do realizacji w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) w dniu 9 maja 2012 r. [konkurs 3/2012 – red.] pomimo braku podstaw formalnych tj. Wstępnych Założeń Taktyczno-Technicznych (WZTT). Zgodnie z wnioskiem MON, Dyrektor NCBR zawarł umowę na realizację projektu w dniu 19 grudnia 2012 roku. Aktualnie realizowany jest I etapu projektu, w ramach którego opracowywany jest projekt techniczny. Zgodnie z obowiązującym aneksem nr 3 zakończenie projektu zaplanowano na dzień 18 czerwca 2018 r. (termin pierwotny – 18 grudnia 2016 r.). Powstałe od czerwca 2013 r. opóźnienia w realizacji projektu ocenia się aktualnie na ok. 18 miesięcy. Wynikają one z przeprowadzonego w okresie 21 listopada 2014 r. – 1 czerwca 2016 r. (18 miesięcy) – zgodnie z decyzją nr 59/MON* Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 lutego 2014 r. – przeglądu krytycznego projektu, w ramach którego przedstawiciele resortu obrony narodowej sformułowali rekomendacje mające na celu dostosowania go do potrzeb Sił Zbrojnych RP. Brak uzgodnień i zatwierdzenia w resorcie obrony narodowej dokumentów opracowanych przez wykonawcę projektu w tym Założeń Taktyczno-Technicznych oraz Programu Badań Wstępnych i Programu Badań Kwalifikacyjnych wynika z faktu braku WZTT w momencie uruchomienia projektu”.

*) Decyzja nr 59/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 lutego 2014 r. w sprawie wytycznych dotyczących planowania i realizacji w resorcie obrony narodowej czynności nadzoru nad projektami dotyczącymi obronności i bezpieczeństwa państwa realizowanymi poza resortem obrony narodowej (Dz. Urz. MON, poz. 74).

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 19 grudnia 2012 roku.
  • Wykonawca: BUMAR Elektronika S.A. (obecnie PIT-RADAWAR S.A.) oraz Wojskowa Akademia Techniczna.
  • Początkowy termin zakończenia: 18 grudnia 2016 roku.
  • Aktualny termin zakończenia: 18 czerwca 2018 roku.
  • Opóźnienie: 18 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 42,7 mln PLN (w tym 36,7 mln PLN dofinansowania).
  • Wykonanie finansowe: 76%.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie prototypu mobilnego radaru wstępnego wskazywania celów pracującego w paśmie metrowym, ze skanowaniem fazowym wiązki w dwóch płaszczyznach dla zestawów rakietowych Obrony Powietrznej, będącego wersją rozwojową aktualnie eksploatowanego radaru P-18.

Główne etapy (wg początkowych wymagań):

  • Etap I. Opracowanie założeń dla radaru wstępnego wskazywania celów (opracowanie: koncepcji operacyjnego wykorzystania radaru, założeń taktyczno technicznych (ZTT) do realizacji pracy rozwojowej, projektu koncepcyjnego, zakresu badań prototypu).
  • Etap II. Opracowanie prototypu (Określenie Założeń Projektowania, Opracowanie Projektu Wstępnego, Opracowanie Projektu Technicznego, wykonanie prototypu oraz jego dokumentacji technicznej).
  • Etap III. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych prototypu (Badania Wstępne, Badania Kwalifikacyjne, Rewizja Dokumentacji Technicznej).

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany na rzecz Wymagań Operacyjnych (WO) „Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy (PZR) Bliskiego Zasięgu kr. Narew” oraz „Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy (PZR) Średniego Zasięgu kr. Wisła”.

„Zestawy Rakietowe Obrony Powietrznej (ZROP) pełnią szczególną rolę w systemie Obrony Powietrznej RP, lecz ich efektywność bojowa uzależniona jest od zdolności do przetrwania na współczesnym polu walki. Zastosowanie w ZROP radaru wstępnego wskazywania celów pracującego w paśmie metrowym ułatwia wykrywanie celów o zmniejszonej powierzchni skutecznej odbicia radiolokacyjnego oraz rakiet balistycznych, utrudnia zakłócania i zastosowanie pocisków przeciwradiolokacyjnych (brak zasobników i rakiet na to pasmo częstotliwości), a przede wszystkim pozwala zmniejszyć do minimum czas promieniowania radarów wielofunkcyjnych kierowania ogniem [PZR Narew i Wisła – red.] wydatnie zwiększając ich żywotność. Dlatego zakłada się wyposażenie każdego ZROP w taki radar”.

Prototyp systemu radiolokacji pasywnej na potrzeby zestawów rakietowych obrony przeciwlotniczej 

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

„Projekt został zgłoszony przez Ministra Obrony Narodowej do realizacji w NCBR w dniu 9 maja 2012 r. [konkurs 3/2012 – red.] pomimo braku podstaw formalnych tj. Wstępnych Założeń Taktyczno-Technicznych. Zgodnie z wnioskiem MON, Dyrektor NCBR zawarł umowę na realizację projektu w dniu 18 grudnia 2012 r. Aktualnie realizowany jest projekt techniczny w tym wykonanie prototypu stacji PET/PCL oraz 3 stanowisk laboratoryjnych. Zgodnie z obowiązującym aneksem nr 3 zakończenie projektu zaplanowano na dzień 17 czerwca 2018 r. (termin pierwotny – 17 grudnia 2016 r.). Powstałe od września 2013 r. opóźnienia w realizacji projektu ocenia się aktualnie na ok. 18 miesięcy. Wynikają one z przeprowadzonego w okresie 21 listopada 2014 r. – 1 czerwca 2016 r. (18 miesięcy) – zgodnie z decyzją nr 59/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 lutego 2014 r. – przeglądu krytycznego projektu. W ramach ww. przeglądu przedstawiciele resortu Obrony Narodowej w celu dostosowania go do potrzeb Sił Zbrojnych RP sformułowali rekomendacje związane z rozszerzeniem jego zakresu o dodatkowe systemy wykrywania promieniowania radarowego ELINT (Electronic Intelligence), opancerzenie kabiny pojazdu, oprogramowanie i sprzęt do rejestracji sygnałów z odbiorników cyfrowych oraz dodatkowe źródła zasilania”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 18 grudnia 2012 roku.
  • Wykonawca: PIT-RADAWAR S.A. oraz Politechnika Warszawska i AM Technologies Polska Sp. z o.o. Sp.k.
  • Początkowy termin zakończenia: 17 grudnia 2016 roku.
  • Aktualny termin zakończenia: 17 czerwca 2018 roku.
  • Opóźnienie: 18 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 45 mln PLN (w tym 38,7 mln PLN dofinansowania).
  • Wykonanie finansowe: 86%.

PET-PCL-Fot.AM Technologies

Wizualizacja projektowanego systemu PCL/PET. Grafika AM Technologies Sp. z o.o. Sp.k.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie systemu lokalizacji pasywnej bazującego na radarach pasywnych na potrzeby ZROP nowej generacji (kr. Narew, Wisła, Wisłoka) do poziomu umożliwiającego jego wdrożenie w SZ RP. System ma umożliwić lokalizację obiektów powietrznych z wykorzystaniem promieniowania elektromagnetycznego lokalnych emiterów – technologii PCL (Passive Coherent Location), jak też promieniowania generowanego przez obiekty powietrzne – czyli technologii PET (Passive Emitter Tracking) np. bezzałogowych statków powietrznych wykonanych z kompozytów, o małych sygnaturach radiolokacyjnej i termicznej.

Główne etapy (wg początkowych wymagań):

  • Etap I. Opracowanie założeń systemu lokalizacji pasywnej dla ZROP (opracowanie koncepcji operacyjnego wykorzystania systemu pasywnej radiolokacji, dokonanie analizy możliwości implementacji systemu lokacji pasywnej wspólnie z systemem łączności oraz instalacji systemu na wspólnym maszcie i w kontenerze radiolinii lub opcjonalnie w połączeniu ze stacją wczesnego wykrywania, opracowanie: analizy wymagań na system łączności i możliwości ich minimalizacji, założeń taktyczno technicznych (ZTT), projektu koncepcyjnego, zakresu badań prototypu).
  • Etap II. Opracowanie prototypu (Określenie Założeń Projektowania, Opracowanie Projektu Wstępnego, Opracowanie Projektu Technicznego, wykonanie prototypu oraz jego dokumentacji technicznej).
  • Etap III. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych prototypu (Badania Wstępne, Badania Kwalifikacyjne, Rewizja Dokumentacji Technicznej).

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany na rzecz Wymagania Operacyjnego (WO) „Przeciwlotniczy i Przeciwrakietowy Zestaw Rakietowy Średniego Zasięgu kr. Wisła, Wisłoka i Narew”.

„Zestawy Rakietowe Obrony Powietrznej (ZROP) pełnią szczególną rolę w systemie Obrony Powietrznej RP, lecz ich efektywność bojowa uzależniona jest od zdolności do przetrwania na współczesnym polu walki. W istotny sposób żywotność ZROP jest w stanie podnieść system pasywnej radiolokacji. Dlatego zakłada się wyposażenie każdego ZROP w taki system”.

Prototyp radaru wielofunkcyjnego kierowania ogniem ze skanowaniem fazowym wiązki w dwóch płaszczyznach dla zestawu rakietowego obrony powietrznej krótkiego zasięgu (ZROP-KZ), kryptonim Narew

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

„Projekt został zgłoszony przez Ministra Obrony Narodowej do realizacji w NCBR w dniu 9 maja 2012 r. [konkurs 3/2012 – red.] pomimo braku podstaw formalnych tj. Wstępnych Założeń Taktyczno-Technicznych. Zgodnie z wnioskiem MON, Dyrektor NCBR zawarł umowę na realizację projektu w dniu 19 grudnia 2012 r. Aktualnie realizowany jest projekt techniczny. Zgodnie z obowiązującym aneksem nr 1 zakończenie projektu zaplanowano na dzień 18 grudnia 2018 r. (termin pierwotny – 18 grudnia 2017 r.). Powstałe od czerwca 2013 r. opóźnienia w realizacji projektu ocenia się aktualnie na ok. 8 miesięcy. Wynikają one z przeprowadzonego w okresie 21 listopada 2014 r. – 1 czerwca 2016 r. (18 miesięcy) – zgodnie z decyzją nr 59/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 lutego 2014 r. – przeglądu krytycznego projektu. Dodatkową przyczyną opóźnień są problemy techniczne, związane z integracją dużej liczby modułów nadawczych w ograniczonej przestrzeni anteny, chłodzeniem struktury promieniującej, niezawodnością modułów nadawczo-odbiorczych, wysokim masztem antenowym oraz niedoszacowaniem kosztów prac”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 19 grudnia 2012 roku.
  • Wykonawca: BUMAR Elektronika S.A. (obecnie PIT-RADAWAR S.A.).
  • Początkowy termin zakończenia: 18 grudnia 2017 roku.
  • Aktualny termin zakończenia: 18 grudnia 2018 roku.
  • Opóźnienie: 8 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 65 mln PLN (w tym 64,9 mln PLN dofinansowania).
  • Wykonanie finansowe: 48%.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie prototypu radaru wielofunkcyjnego w paśmie C z anteną aktywną sterowaną fazowo w dwóch płaszczyznach (AESA).

Główne etapy (wg początkowych wymagań):

  • Etap I. Opracowanie założeń dla radaru wielofunkcyjnego (opracowanie: koncepcji operacyjnego wykorzystania radaru, założeń taktyczno technicznych (ZTT), projektu koncepcyjnego, zakresu badań prototypu).
  • Etap II. Opracowanie prototypu (Określenie Założeń Projektowania, Opracowanie Projektu Wstępnego, Opracowanie Projektu Technicznego, wykonanie prototypu oraz jego dokumentacji technicznej).
  • Etap III. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych prototypu (Badania Wstępne, Badania Kwalifikacyjne, Rewizja Dokumentacji Technicznej).

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany na rzecz Wymagania Operacyjnego (WO) „Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy (PZR) Bliskiego Zasięgu kr. Narew”.

Opracowanie prototypu radaru wielofunkcyjnego kierowania ogniem ze skanowaniem fazowym wiązki w dwóch płaszczyznach dla zestawu rakietowego obrony powierznej średniego zasięgu (ZROP-SZ), kryptonim Wisła

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

„Projekt został zgłoszony przez Ministra Obrony Narodowej do realizacji w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) w dniu 9 maja 2012 r. [konkurs 3/2012 – red.] pomimo braku podstaw formalnych tj. Wstępnych Założeń Taktyczno-Technicznych. Zgodnie z wnioskiem MON, Dyrektor NCBR zawarł umowę na realizację projektu w dniu 19 grudnia 2012 r. Termin zakończenia umowy zaplanowano na 18 grudnia 2020 r. Aktualnie trwa wykonanie I etapu, pn.: „Opracowanie projektu koncepcyjnego”, w ramach którego ma miejsce realizacja zadania pn.: „Opracowanie projektu wstępnego radaru oraz wykonanie i badania laboratoryjne modeli kluczowych zespołów”. W lutym 2017 r. Wykonawca przesłał do NCBR raport z zakończenia tego etapu oraz sprawozdanie merytoryczne wraz ze Studium Wykonalności. Aktualnie trwa ocena tych dokumentów przez Zespół Nadzorujący NCBR. Opóźnienie realizacji projektu ocenia się na ok. 24 miesiące. Wynika ono z podobnego do powyższych powodu, tj. w ramach trwającego w okresie 21 listopada 2014 r. – 1 czerwca 2016 r. przeglądu krytycznego przedstawiciele resortu Obrony Narodowej sformułowali rekomendacje dla dalszej realizacji projektu, które wymagają wdrożenia, celem dostosowania projektu do potrzeb Sił Zbrojnych RP. Aktualnie projekt nie jest realizowany zgodnie z harmonogramem, ze względu na zidentyfikowane na I etapie problemy związane z brakiem zdolności Wykonawcy projektu do produkcji seryjnej modułów nadawczo-odbiorczych (MNO). Ponadto, w związku z trwającymi w resorcie Obrony Narodowej pracami związanymi z pozyskaniem zestawów rakietowych kr. „Wisła” wykonawca przeniósł wysiłek na obszary związane z przetwarzaniem sygnałów i sterowanie radarem, które posiadają charakter bardziej uniwersalny i możliwy do wykorzystania w innych aplikacjach z anteną typu AESA. Biorąc powyższe pod uwagę analizowane jest możliwość ograniczenia zakresu projektu do demonstratora technologii”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 19 grudnia 2012 roku.
  • Wykonawca: BUMAR Elektronika S.A. (obecnie PIT-RADAWAR S.A.).
  • Początkowy termin zakończenia: 18 grudnia 2020 roku.
  • Teoretyczny aktualny termin zakończenia: 18 grudnia 2022 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON).
  • Opóźnienie: 24 miesiące.
  • Początkowa wartość projektu: 155 mln PLN (w tym 155 mln PLN dofinansowania).
  • Wykonanie finansowe: 10%.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie prototypu radaru wielofunkcyjnego w paśmie X lub C z anteną aktywną sterowaną fazowo w dwóch płaszczyznach (AESA).

Radar-Patriot-360-fot.TD

W sytuacji, kiedy planuje się zakup systemu Patriot i mających wejść w jego skład radarów wielofunkcyjnych kierowania ogniem z antenami AESA celowość samodzielnego opracowania tego typu stacji na potrzeby programu Wisła wydaje się wątpliwa. Fot. Tomasz Dmitruk/Dziennik Zbrojny.

Główne etapy (wg początkowych wymagań):

  • Etap I. Opracowanie założeń dla radaru wielofunkcyjnego (opracowanie: koncepcji operacyjnego wykorzystania radaru, opracowanie studium wykonalności (w tym określenie możliwości wykonania radaru w paśmie X oraz uwarunkowań ekonomicznych), założeń taktyczno technicznych (ZTT), projektu koncepcyjnego, zakresu badań prototypu).
  • Etap II. Opracowanie prototypu (Określenie Założeń Projektowania, Opracowanie Projektu Wstępnego, Opracowanie Projektu Technicznego, wykonanie prototypu oraz jego dokumentacji technicznej).
  • Etap III. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych prototypu (Badania Wstępne, Badania Kwalifikacyjne, Rewizja Dokumentacji Technicznej).

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany na rzecz Wymagania Operacyjnego (WO) „Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy (PZR) Średniego Zasięgu kr. Wisła”.

Nowy, pływający bojowy wóz piechoty kryptonim Borsuk

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Projekt został wybrany do dofinansowania przez NCBR w ramach konkursu nr 5/2014 w zakresie „badań naukowych i prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa”. Realizacja projektu znajduje się na etapie Projektu Wstępnego. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 18 miesięcy, a jego najważniejszymi przyczynami są:

  • „Rozpoczęcia realizacji projektu przez NCBR w 2013 r. bez podstaw merytorycznych w postaci zatwierdzonych WZTT.
  • Objęcie projektu formalnym nadzorem Koordynatora z MON w czerwcu 2015 roku.
  • Realizację projektu rozpoczęto w trakcie początkowej fazy analityczno-koncepcyjnej dla bojowych wozów piechoty na podwoziu UMPG kr. Borsuk.
  • Opóźnionego zakończenia fazy analityczno-koncepcyjnej związanej z długotrwałym procesem kwalifikowania w MON zadania do obszaru podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa (PIBP), co spowodowało, że zatwierdzone WZTT przekazano Wykonawcy w październiku 2016 roku”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 24 października 2014 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – lider Huta Stalowa Wola S.A.
  • Początkowy termin zakończenia: 23 października 2019 roku.
  • Teoretyczny aktualny termin zakończenia: 23 kwietnia 2021 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON).
  • Opóźnienie: 18 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 75 mln PLN (w tym 62 mln PLN dofinansowania).
  • Wykonanie finansowe: 89% (wg. danych MON nie potwierdzonych przez NCBR).

Pozostali uczestnicy konsorcjum

Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne S.A., Wojskowe Zakłady Elektroniczne S.A., Wojskowe Zakłady Inżynieryjne S.A., Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej, Wojskowa Akademia Techniczna, Akademia Obrony Narodowej, Politechnika Warszawska, Ośrodek Badawczo Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych OBRUM i Rosomak S.A.

Założenia

Celem projektu jest pozyskanie nowego bojowego wozu piechoty (BWP) charakteryzującego się zdolnością pokonywania szerokich przeszkód wodnych pływaniem, dużą manewrowością oraz zdolnością do działania w różnych warunkach terenowych i klimatycznych oraz transportowalnością. Konstrukcja nowego BWP powinna zapewnić możliwość transportu drużyny piechoty oraz zabudowy systemu uzbrojenia zasadniczego z armatą kalibru od 30 do 40 mm zintegrowanego z ppk Spike.

Główne etapy (wg pierwotnych wymagań konkursu 5/2014 zakładających wykonanie projektu przez 36 miesięcy. Do wiadomości publicznej nie podano podziału na etapy przyjętego ostatecznie w umowie, w której czas realizacji projektu wydłużono do 60 miesięcy):

  • Etap I. Opracowanie i uzgodnienie projektu Założeń Taktyczno-Technicznych (ZTT).
  • Etap II. Opracowanie projektu koncepcyjnego wykonanie modelu platformy sprawdzenie podstawowych wymagań funkcjonalnych.
  • Etap III. Wykonanie prototypu i integracja z wieżą bezzałogową (zakup gotowej wieży bezzałogowej).
  • Etap IV. Opracowanie i uzgodnienie projektu Programu Badań.
  • Etap V. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych.
  • Etap VI. Wykonanie dokumentacji konstrukcyjnej (w tym dokumentacji do produkcji seryjnej) i eksploatacyjnej.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany w ramach PMT w zakresie programu operacyjnego „Modernizacja Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych”. Jego rezultatem ma być opracowanie nowych bojowych wozów piechoty, które zastąpią obecnie eksploatowane przez Wojska Lądowe BWP-1 (na stanie ok. 1268 egzemplarzy wg. danych z Military Balance 2017). BWP-1 to wozy już wyeksploatowane i przestarzałe, mimo to nadal stanowią podstawowe wyposażenie polskich batalionów zmechanizowanych.

Wóz Wsparcia Bezpośredniego kryptonim Gepard

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Projekt został wybrany do dofinansowania przez NCBR w ramach konkursu nr 4/2013 w zakresie „badań naukowych i prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa”. Realizacja projektu znajduje się na etapie Określenia założeń do projektowania. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 24 miesiące, a jego najważniejszymi przyczynami są:

  • „Rozpoczęcia realizacji projektu przez NCBR w 2013 r. bez podstaw merytorycznych w postaci zatwierdzonych WZTT i w sytuacji początkowej realizacji etapu fazy analityczno-koncepcyjnej.
  • Objęcie projektu formalnym nadzorem Koordynatora z MON w kwietniu 2015 roku.
  • Redefiniowanie w 2016 roku Wymagań Operacyjnych (WO) i konieczność częściowego powtórzenia fazy analityczno-koncepcyjnej oraz aktualizacji przez Wykonawcę dokumentów w odniesieniu do redefiniowanych WO”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 23 grudnia 2013 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – lider Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych OBRUM Sp. z o.o.
  • Początkowy termin zakończenia: 22 grudnia 2018 roku.
  • Teoretyczny aktualny termin zakończenia: 22 grudnia 2020 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON).
  • Opóźnienie: 24 miesiące.
  • Początkowa wartość projektu: 100 mln PLN.
  • Wykonanie finansowe: 32% (wg. danych MON nie potwierdzonych przez NCBR).

Pozostali uczestnicy konsorcjum

PIT-RADWAR S.A., Wojskowa Akademia Techniczna, Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej.

Założenia (konkursowe przed redefinicją Wymagań Operacyjnych)

Celem projektu jest opracowanie, wdrożenie i przeprowadzenie badań prototypu Wozu Wsparcia Bezpośredniego (WWB) z wieżą uzbrojoną w armatę kalibru 120 mm na amunicję standardu NATO z automatem ładowania, umieszczonym w tylnej części. Podwozie bazowe WWB wg. projektu stanowić będzie Uniwersalna Modułowa Platforma Gąsienicowa (UMPG).

Główne etapy (wg pierwotnych wymagań konkursu 4/2013 zakładających wykonanie projektu w czasie 42 miesięcy, przed redefinicją Wymagań Operacyjnych):

  • Etap I. Opracowanie i uzgodnienie projektu Założeń Taktyczno-Technicznych (ZTT).
  • Etap II. Opracowanie projektu koncepcyjnego wykonanie modelu platformy sprawdzenie podstawowych wymagań funkcjonalnych.
  • Etap III. Wykonanie prototypu i integracja z wieżą.
  • Etap IV. Opracowanie i uzgodnienie projektu Programu Badań.
  • Etap V. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych.
  • Etap VI. Wykonanie dokumentacji konstrukcyjnej (w tym dokumentacji do produkcji seryjnej) i eksploatacyjnej.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany w ramach PMT w zakresie programu operacyjnego „Modernizacja Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych”. Jego rezultatem ma być opracowanie wozów wsparcia bezpośredniego, które zastąpią obecnie eksploatowane przez Wojska Lądowe czołgi T-72 (na stanie ok. 505 egzemplarzy wg. danych z Military Balance 2017) oraz czołgi PT-91 Twardy (ok. 233 egzemplarzy).

Nowy kołowy transporter opancerzony (NKTO)

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Projekt został wybrany do dofinansowania przez NCBR w ramach konkursu nr 4/2013 w zakresie „badań naukowych i prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa”. Realizacja projektu została wstrzymana w fazie koncepcji. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 40 miesięcy, a jego najważniejszymi przyczynami są:

  • „Projekt uruchomiony w NCBR w 2013 r. na wniosek MON poza Programem Operacyjnym, bez podstaw merytorycznych w postaci WZTT.
  • NCBR wstrzymało finansowanie projektu do czasu wypracowania w MON (SG WP) stanowiska o celowości realizacji projektu”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 23 grudnia 2013 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – lider Rosomak S.A.
  • Początkowy termin zakończenia: 23 października 2019 roku.
  • Teoretyczny aktualny termin zakończenia: 23 luty 2023 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON). Realizację projektu wstrzymano.
  • Opóźnienie: 40 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 55,5 mln PLN (w tym dofinansowanie 45,3 mln PLN).
  • Wykonanie finansowe: 7% (wg. danych MON nie potwierdzonych przez NCBR). Dalsze finansowanie wstrzymane.

Pozostali uczestnicy konsorcjum

Huta Stalowa Wola S.A., Polski Holding Obronny Sp. z o.o., Wojskowe Zakłady Inżynieryjne S.A., Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne S.A., Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej

Założenia (konkursowe)

Celem projektu było zbudowanie nowoczesnej kołowej platformy opancerzonej z napędem w konfiguracji 8×8 (z napędem na wszystkie koła), z możliwym wariantem wykonania 6×6 (z napędem na wszystkie koła). Pojazd w wersji bojowej miał posiadać możliwość zainstalowania wieży bezzałogowej ZSSW oraz transportu drużyny zmechanizowanej/zmotoryzowanej.

Główne etapy (wg pierwotnych wymagań konkursu 4/2013 zakładających wykonanie projektu w czasie 36 miesięcy):

  • Etap I. Opracowanie i uzgodnienie projektu Założeń Taktyczno-Technicznych (ZTT).
  • Etap II. Opracowanie projektu koncepcyjnego wykonanie modelu platformy sprawdzenie podstawowych wymagań funkcjonalnych.
  • Etap III. Wykonanie prototypu.
  • Etap IV. Opracowanie i uzgodnienie projektu Programu Badań.
  • Etap V. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych.
  • Etap VI. Wykonanie dokumentacji konstrukcyjnej (w tym dokumentacji do produkcji seryjnej) i eksploatacyjnej.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt realizowany poza programem operacyjnym „Modernizacja Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych”. Jego rezultatem miło być opracowanie nowej platformy kołowych transporterów opancerzonych, które mogłyby być w przyszłości produkowane zamiast KTO Rosomak z pełnymi prawami do modyfikacji i eksportu (w przypadku KTO Rosomak do produkcji w Polsce, wykonywania modyfikacji i eksportu wymagane są stosowne licencje).

 Nowy lekki opancerzony transporter rozpoznawczy LOTR

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Projekt został wybrany do dofinansowania przez NCBR w ramach konkursu nr 4/2013 w zakresie „badań naukowych i prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa”. Realizacja projektu znajduje się na etapie określenia założeń do projektowania. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 34 miesiące (obecnie opóźnienie wynosi 6 miesięcy w stosunku do aneksu nr 3), a jego najważniejszymi przyczynami są:

  • „Rozpoczęcia realizacji projektu przez NCBR na podstawie wniosku MON w 2013 r. bez zatwierdzonych WZTT i w sytuacji realizacji dopiero początkowej fazy analityczno-koncepcyjnej.
  • Objęcie projektu formalnym nadzorem Koordynatora z MON w grudniu 2014 roku.
  • Opóźnione zakończenie fazy analityczno-koncepcyjnej związanej z długotrwałym procesem kwalifikowania w MON zadania do obszaru podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa (PIBP), co spowodowało, że zatwierdzone WZTT przekazano Wykonawcy w marcu 2016 roku”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 23 grudnia 2013 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – lider AMZ- KUTNO Sp. z o.o.
  • Początkowy termin zakończenia: 22 grudnia 2016 roku.
  • Teoretyczny aktualny termin zakończenia: 22 października 2019 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON).
  • Opóźnienie: 34 miesiące.
  • Początkowa wartość projektu: 28,9 mln PLN (w tym dofinansowanie 26 mln PLN).
  • Wykonanie finansowe: 80% (wg. danych MON nie potwierdzonych przez NCBR).

Pozostali uczestnicy konsorcjum

Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii, Wojskowy Instytut Łączności, Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia.

Założenia (konkursowe)

Celem projektu jest pozyskanie pływającego pojazdu kołowego dwu-trzy osiowego (z dostępnych danych wynika, że przyjęto układ napędu 4×4) z niezależnym zawieszeniem oraz napędem na wszystkie koła.

Główne etapy (wg pierwotnych wymagań konkursu 4/2013 zakładających wykonanie projektu w czasie 36 miesięcy):

  • Etap I. Opracowanie i uzgodnienie projektu Założeń Taktyczno-Technicznych (ZTT).
  • Etap II. Opracowanie projektu koncepcyjnego wykonanie modelu platformy sprawdzenie podstawowych wymagań funkcjonalnych.
  • Etap III. Wykonanie prototypu i integracja z systemami.
  • Etap IV. Opracowanie i uzgodnienie projektu Programu Badań.
  • Etap V. Przeprowadzenie badań kwalifikacyjnych.
  • Etap VI. Wykonanie dokumentacji konstrukcyjnej (w tym dokumentacji do produkcji seryjnej) i eksploatacyjnej.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany w ramach PMT w zakresie programu operacyjnego „Rozpoznanie patrolowe”. Jego rezultatem ma być opracowanie lekkiego opancerzonego transportera rozpoznawczego kryptonim Kleszcz, który zastąpi obecnie eksploatowane przez Wojska Lądowe wozy BRDM-2 (na stanie ok. 237 egzemplarzy wg. danych z Military Balance 2017).

Dywizjonowy moduł ogniowy 155 mm armatohaubic samobieżnych kryptonim Kryl

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Projekt został wybrany do dofinansowania przez NCBR w ramach konkursu nr 1/2011 w zakresie „badań naukowych i prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa”. Realizacja projektu znajduje się w fazie opracowania koncepcji systemu, w tym: opracowanie Projektu Koncepcyjnego, Analizy Techniczno-Ekonomicznej i projektu ZTT. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 56 miesięcy, a jego najważniejszą przyczyną jest „nieakceptowalna, niska staranność i jakość przygotowanych przez Wykonawcę dokumentów merytorycznych. Powoduje to brak możliwości ich akceptacji przez Zespół Nadzorujący NCBR oraz przez resort obrony narodowej, a w konsekwencji uniemożliwia to realizację kolejnych etapów projektu”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 28 grudnia 2011 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – lider Huta Stalowa Wola S.A.
  • Początkowy termin zakończenia: 27 grudnia 2015 roku.
  • Teoretyczny aktualny termin zakończenia: 27 sierpnia 2020 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON).
  • Opóźnienie: 56 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 28,2 mln PLN (w tym dofinansowanie 28,2 mln PLN).
  • Wykonanie finansowe: 90% (wg. danych MON nie potwierdzonych przez NCBR).

Pozostali uczestnicy konsorcjum

Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej, Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia, Wojskowa Akademia Techniczna, WB Electronics S.A.; JELCZ Sp z o.o., AMZ-Kutno Sp z o.o.

KrylnaMSPO14fotMC

Choć premiera armatohaubicy Kryl miała miejsce podczas kieleckiego MSPO w 2014 roku, to do dziś projekt ten nie jest zakończony. Fot. Mariusz Cielma/Dziennik Zbrojny

Założenia

Celem projektu jest pozyskanie dla SZ RP dywizjonowego modułu ogniowego 155 mm armatohaubic samobieżnych na podwoziu kołowym.

Główne etapy (wg pierwotnych wymagań konkursu 1/2011 zakładających wykonanie projektu w czasie 48 miesięcy):

  • Etap I. Opracowanie projektu koncepcyjnego, analizy techniczno-ekonomicznej, projektu, Założeń Taktyczno-Technicznych do realizacji pracy rozwojowej (programu strategicznego).
  • Etap II. Opracowanie prototypu 155 mm haubicy samobieżnej na podwoziu kołowym.
  • Etap III. Przeprowadzenie badań wstępnych i kwalifikacyjnych, opracowanie dokumentacji do produkcji seryjnej.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt jest realizowany poza programami operacyjnymi PMT. Jego rezultatem ma być opracowanie dywizjonowego modułu ogniowego 155 mm armatohaubic samobieżnych kryptonim Kryl, który zastąpi obecnie eksploatowane przez Wojska Lądowe samobieżne armatohaubice Dana (na stanie ok. 111 egzemplarzy wg. danych z Military Balance 2017).

Zdalnie sterowany system wieżowy 30 mm ZSSW-30

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Praca rozwojowa finansowana z PMT i nadzorowana przez Inspektorat Uzbrojenia. Realizacja projektu znajduje się w fazie projektu technicznego i badania prototypu. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 13 miesięcy, a jego najważniejszymi przyczynami są:

  • „Nieprzewidziane trudności techniczne związane z integracją elementów systemu kierowania ogniem i systemu ogniowego.
  • Wydłużenie czasu realizacji badań spowodowane koniecznością rozszerzenia badań trwałościowo-niezawodnościowych.
  • Decyzja o wprowadzeniu na etapie badań wstępnych nowoopracowanych polskich przyrządów obserwacyjno-celowniczych (polonizacja SpW)”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 29 marca 2013 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – Huta Stalowa Wola S.A. i WB Electronics S.A.
  • Początkowy termin zakończenia: 30 listopada 2016 roku (podawany przez IU w sierpniu 2015 roku)*.
  • Aktualny termin zakończenia: 30 grudnia 2017 roku (wynikający z opóźnienia podanego przez MON). Na pytanie redakcji o zakończenie realizacji tego projektu, IU odpowiedział (14 kwietnia br.), że planowany termin to IV kwartał 2017 roku.
  • Opóźnienie: 13 miesięcy*.
  • Wartość projektu: ok. 88 mln PLN (po aneksie nr 2).
  • Wykonanie finansowe: 55%.

*) W odpowiedzi na interpelację podano 13 miesięczne opóźnienie projektu. Pierwotnie jednak mówiono o zakończeniu projektu w kwietniu 2015 roku, co oznaczałoby, że faktycznie jego realizacja opóźniona jest o 32 miesiące.

Rosomak z ZSSW-30

Jedne z pierwszych testów bezzałogowej wieży ZSSW-30 przeprowadzono 19 maja 2015 roku, kiedy też odbyła się publiczna prezentacja jej możliwości. Fot. Kadr z materiału „Naszaarmia.pl”.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie prototypu i dokumentacji produkcyjnej zdalnie sterowanego systemu wieżowego kalibru 30 mm na potrzeby KTO Rosomak oraz nowych bojowych wozów piechoty kr. Borsuk. Podstawowe uzbrojenie wieży stanowi armata automatyczna ATK Mk44 Bushmaster II kalibru 30 mm. Dodatkowo wieża uzbrojona jest w karabin maszynowy UKM-2000C kalibru 7,62 mm oraz zdwojoną wyrzutnię przeciwpancernych pocisków kierowanych Rafael Spike-LR. ZSSW zintegrowany z KTO przeznaczony jest do zwalczania, niszczenia lub obezwładniania w różnych warunkach klimatycznych, niezależnie od pory doby celów lekko i silnie opancerzonych oraz innych obiektów przeciwnika, w tym jego infrastruktury oraz do wsparcia ogniowego pododdziałów w czasie prowadzenia działań bojowych.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt realizowany jest w ramach PMT w zakresie programu operacyjnego „Kołowe Transportery Opancerzone Rosomak”. Jego rezultatem ma być opracowanie wieży bezzałogowej na potrzeby KTO Rosomak (część wozów już wyprodukowano i oczekują na instalację wieży) oraz nowych bwp kr. Borsuk. Podpisany równolegle z umową na pracę rozwojową kontrakt ramowy na produkcję przewiduje dostawę 208 egzemplarzy wieży ZSSW-30, które mają zostać zainstalowane na podwoziu KTO Rosomak.

Mobilny zestaw radaru obrony przeciwlotniczej bliskiego zasięgu z nadajnikiem półprzewodnikowym kryptonim Bystra

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Praca rozwojowa finansowana z PMT i nadzorowana przez Inspektorat Uzbrojenia. Realizacja projektu znajduje się w fazie projektu technicznego. Z wynikiem pozytywnym zakończono badania kwalifikacyjne prototypu.Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 33 miesiące, a jego najważniejszymi przyczynami są:

  • „Problemy techniczne prototypu ujawnione w trakcie badań wstępnych.
  • Warunki atmosferyczne mające wpływ na możliwość przeprowadzenia badań kwalifikacyjnych z udziałem środków latających.
  • Problemy w zapewnieniu amunicji moździerzowej 120 mm i w wydzieleniu poligonu do przeprowadzenia badań z udziałem artylerii”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 2011 rok.
  • Wykonawca: PIT-RADWAR S.A.
  • Początkowy termin zakończenia: 31 października 2014 roku.
  • Aktualny termin zakończenia: 31 lipca 2017 roku.
  • Opóźnienie: 33 miesiące.
  • Wartość projektu: brak danych.
  • Wykonanie finansowe: 98%.

Bystra-fot.PIT-RADWAR S.A.

Prototyp stacji radiolokacyjnej Bystra zakończył już badania kwalifikacyjne z wynikiem pozytywnym, co daje nadzieję, że wkrótce podpisana zostanie umowa na produkcję seryjną. Fot. PIT-RADWAR S.A.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie i przygotowanie do produkcji mobilnego zestawu radaru obrony przeciwlotniczej bliskiego zasięgu z nadajnikiem półprzewodnikowym kryptonim Bystra. Stacja ma zostać wyposażona w nowoczesną anteną aktywną AESA (Active Electronically Scanned Array), pracującą w paśmie C, z rozproszonym nadajnikiem półprzewodnikowym. Jej parametry techniczne mają umożliwiać wykrywanie szerokiego spektrum celów powietrznych, poczynając od samolotów oraz bezpilotowych aparatów latających UAV, po śmigłowce (również w zawisie, dzięki dodatkowej przystawce antenowej), pociski manewrujące, rakiety przeciwradarowe, a nawet pociski moździerzowe.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt realizowany jest w ramach PMT w zakresie programu operacyjnego „System obrony powietrznej”. Przed redefinicja PMT (w 2016 roku) planowano w latach 2018-2022 pozyskanie 19 stacji radiolokacyjnych Bystra (obecnie plany te są niejawne), które mają być elementem aktywnego rozpoznania radiolokacyjnego dla naziemnych systemów obrony przeciwlotniczej bliskiego zasięgu, takich jak zestawy Poprad i Pilica, realizujących osłonę przed środkami napadu powietrznego przeciwnika.

Zaawansowane Indywidualne Systemy Walki (ZISW) Tytan

Stan realizacji (wg. informacji przedstawionych w odpowiedzi na interpelację)

Praca rozwojowa finansowana z PMT i nadzorowana przez Inspektorat Uzbrojenia. Realizacja projektu znajduje się w fazie projektu technicznego. Opóźnienie w projekcie w stosunku do pierwotnej umowy szacowane jest przez MON na 25 miesięcy, a jego najważniejszą przyczyną jest „konieczność uwzględnienia zweryfikowanych wymagań SZ RP w zakresie cyberbezpieczeństwa oraz ochrony balistycznej hełmu kuloodpornego wymusiła podpisanie aneksu do realizowanej umowy, w którym ustalono termin zakończenia pracy na listopad 2019 roku”.

Podstawowe informacje

  • Data rozpoczęcia projektu: 26 czerwca 2014 roku.
  • Wykonawca: Konsorcjum – lider Przemysłowe Centrum Optyki S.A.
  • Początkowy termin zakończenia: październik 2017 roku.
  • Aktualny termin zakończenia: listopad 2019 roku.
  • Opóźnienie: 25 miesięcy.
  • Początkowa wartość projektu: 89,96 mln PLN.
  • Wykonanie finansowe: 47%.

Pozostali uczestnicy konsorcjum

Polski Holding Obronny Sp. z o.o., PIT-RADWAR S.A., Fabryka Broni Łucznik-Radom Sp. z o.o., Maskpol S.A., WB Electronics S.A., MESKO S.A., ZM Dezamet S.A., RADMOR S.A., ZM Tarnów S.A, Wojskowa Akademia Techniczna, Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej oraz Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologii.

Założenia

Celem projektu jest opracowanie i przygotowanie do produkcji Zaawansowanego Indywidualnego Systemu Walki (ZISW) Tytan. Zgodnie z pierwotnymi wymaganiami ZISW Tytan składać się miał z sześciu podsystemów: systemu uzbrojenia, systemu C4I (system dowodzenia i łączności), systemu obserwacji i rozpoznania, systemu ochrony, umundurowania i systemu przenoszenia. Składowe poszczególnych podsystemów miały być następujące:

  • podsystem uzbrojenia: karabinek samoczynny 5,56-mm, granatnik podwieszany 40-mm, pistolet wojskowy 9-mm, nóż-bagnet, nowe wzory amunicji strzeleckiej i do granatnika, granaty ręczne;
  • podsystem C4I: indywidualny komputer (rdzeń podsystemu) z oprogramowaniem wsparcia dowodzenia i nawigacją inercyjną, radiostacja indywidualna, system zasilania;
  • podsystem obserwacji i rozpoznania: celowniki (termowizyjne, noktowizyjne, kolimatory), wyświetlacz nahełmowy, system kamer;
  • podsystem ochrony: kamizelki ochronne w różnych konfiguracjach, hełm, maska przeciwgazowa, ochronniki;
  • podsystem umundurowania: ubiór bojowy w nowym kamuflażu, odzież termoaktywna;
  • podsystem przenoszenia: zasobniki, dodatkowe oporządzenie.

Znaczenie dla realizacji PMT

Projekt realizowany jest w ramach PMT w zakresie programu operacyjnego „Indywidualne wyposażenie i uzbrojenie żołnierza – Tytan”. Podpisany równolegle z umową na pracę rozwojową kontrakt ramowy na produkcję przewidywał dostawę od 2018 roku 14 tysięcy zestawów ZISW Tytan. Obecne plany Inspektoratu Uzbrojenia zakładają rozpoczęcie produkcji w 2020 roku.

ZISW Tytan fot. PHO

Wprowadzenie w 2016 roku przez MON zmiana wymagań w zakresie cyberbezpieczeństwa oraz ochrony balistycznej hełmu doprowadziła do przesunięcia terminu zakończenia pracy rozwojowej ZISW Tytan aż o 2 lata. Fot. PHO Sp. z o.o.

Podsumowanie

  W udzielonej przez wiceministra Kownackiego odpowiedzi na interpelację napisano dodatkowo, że w zakresie prac rozwojowych dotyczących opracowania radaru P-18PL, systemu radiolokacji pasywnej PET/PCL oraz radaru dla ZROP-KZ Narew, „aktualnie w resorcie obrony narodowej podjęte zostały działania naprawcze zmierzające do procedowania wszystkich prac tego typu w oparciu o obowiązujące uwarunkowania prawne, mające w finale doprowadzić do pozyskania sprzętu wojskowego odpowiadającego oczekiwaniom i wymaganiom SZ RP, a nie możliwościom czy interesom potencjalnego wykonawcy lub producenta. W tym celu opracowane zostały WZTT precyzujące szczegółowo wymagania stawiane przez SZ RP. Obecnie trwa proces ich uzgodnień. Zatwierdzenie WZTT umożliwi realizację poszczególnych projektów zgodnie z oczekiwaniami SZ RP jak i procedurami obowiązującymi w resorcie ON”.

Opisany powyżej stan realizacji prac rozwojowych, z których większość ma istotne znaczenie dla osiągnięcia celów PMT nie napawa optymizmem. Wszystkie projekty są bowiem opóźnione od 8 miesięcy, aż do rekordowych 56 miesięcy w przypadku armatohabic Kryl. Przyczyny opóźnień są różne i wynikają z nieterminowego lub niezgodnego z wymaganiami wykonywania projektów przez wykonawców, ale niepokojąco często także z przyczyn zależnych od zamawiającego. Mowa tu o nieprzekazywaniu wykonawcom na czas stosownych wymagań lub zmianie tych wymagań już w trakcie realizacji projektów. Jak destrukcyjnie na harmonogramy realizacji projektów wpływają takie zmiany widać choćby po takich projektach jak opracowanie WWB Gepard, czy ZISW Tytan, gdzie redefinicja wymagań spowodowała wydłużenie czasu realizacji o ok. 2 lata.

Odnosząc się do przebiegu wykonania wybranych projektów, warto zwrócić uwagę na projekt opracowania nowego bojowego wozu piechoty kr. Borsuk. Jak dotąd informowano, że jest on realizowany zgodnie z planem. Z odpowiedzi na interpelację dowiadujemy się jednak, że to priorytetowe zadanie (szef MON Antoni Macierewicz wskazał modernizację Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych jako jeden z pięciu najważniejszych priorytetów) jest niestety już opóźnione o ok. 1,5 roku. Jeszcze gorzej wygląda realizacja drugiego projektu dotyczącego modernizacji WPiZ, czyli opracowania WWB Gepard. Ze względu na priorytetowe znaczenie, oba te projekty (oraz projekt wieży bezzałogowej ZSSW-30) powinny zostać objęte szczególnym nadzorem ze strony resortu obrony narodowej i być może należy także zwiększyć poziom ich finansowania, o ile przełoży się to na przyśpieszenie prac, lub zminimalizowanie ryzyk, lub też pozwoli na osiągnięcie lepszych rezultatów.

Warto także zwrócić uwagę na zawieszenie realizacji pracy rozwojowej dotyczącej opracowania nowego kołowego transportera opancerzonego NKTO. Rezygnacja z tego projektu spowoduje, że za kilka lat ponownie będzie istniała konieczność negocjacji z fińską firmą Patria licencji na produkcję i modyfikacje KTO Rosomak. Jednocześnie można mieć wrażenie, że łatwiej jest uruchomić realizację projektu rozwojowego, niż ją w uzasadnionych przypadkach  przerwać.

Zdziwienie może budzić także poziom zrealizowanych wydatków w projekcie związanym z opracowaniem nowego lekkiego opancerzonego transportera rozpoznawczego kr. Kleszcz. Choć znajduje się on na bardzo wczesnym etapie realizacji, wykonawcy przekazano już 80% zaplanowanych na ten cel środków.

Oceniając przebieg i rezultaty opisanych powyżej projektów wydaje się, że cały system zlecania, monitorowania i finansowania badań naukowych i prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa jest nieefektywny i powinien zostać zreformowany. Można także zwrócić uwagę, że prace rozwojowe zlecane i nadzorowane bezpośrednio przez Inspektorat Uzbrojenia przebiegają sprawniej, niż te wykonywane za pośrednictwem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Zdaniem autora za często zleca się prace rozwojowe na sprzęt wojskowy który na świecie został już opracowany, a za rzadko korzysta się z pozyskiwania gotowych technologii, co mogłoby znacząco przyśpieszyć realizację projektów i jednocześnie obniżyć ryzyko ich niepowodzenia (gotowe technologie próbuje się nabywać jedynie w ramach offsetu). Oczywiście to będzie więcej kosztowało i może wiązać się z ograniczeniami eksportowymi, ale czy Polskę stać na finansowanie projektów które ciągną się latami i nie kończą się wdrożeniem do produkcji?

Jak dostrzega samo kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w zakresie realizacji prac rozwojowych konieczne jest pilne podjęcie działań naprawczych, ale nie powinno się ich ograniczać tylko do pierwszych z trzech opisanych projektów. Wydatki na badania naukowe i prace rozwojowe zgodnie z wymaganiami określonymi w art.7 ust. 3b ustawy z dnia 25 maja 2001 roku „o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych RP” stanowią 2,5% łącznych wydatków na obronność w danym roku. W 2017 roku na ten cel planuje się przeznaczyć kwotę 928,8 mln PLN. To istotne środki finansowe i byłoby dobrze, aby zostały efektywnie wykorzystane.

Tomasz Dmitruk

dziennikzbrojny.pl

 

403 dzień, a wyrok wciąż nieopublikowany. Pikieta niezłomnie pod Obronimy demokrację!

Wojciech Maziarski (Gazeta Wyborcza) skomentował pisowską ustawę dotyczącą przejęcia sądów.

Czy Macierewicz za to beknie? Chaos w wojskowych projektach

14/04/2017

Podczas gdy cała Polska żyje sprawą Misiewicza i relacji Macierewicz-Kaczyński, w cieniu całego zamieszania światło dzienne ujrzały dane o stanie realizowanych programach badań naukowych na rzecz obronności państwa. Okazuje się, że wiele kluczowych dla rozwoju polskiej armii projektów napotkało liczne bariery biurokratyczne i techniczne, przez co mamy obecnie do czynienia z opóźnieniami liczonymi już nie tylko w miesiącach, ale i latach. Macierewicz może opuścić pełnione stanowisko, ale wyrządzone szkody są nieodwracalne.

W związku z tragicznym obrazem sytuacji Ministerstwo Obrony próbowało unikać publikowania szczegółowych informacji o postępie prac, do których zostało zmuszone dopiero przez interpelację posła, byłego ministra obrony, Tomasza Siemoniaka.

Już za poprzedniego rządu rozpoczęto prace rozwojowe nad takimi kluczowymi zadaniami jak radary na potrzeby różnych elementów polskiej obrony przeciwlotniczej, nowe wozy bojowe i transportery opancerzone.

Jawna niekompetencja w MON?

Z odpowiedzi ministerstwa wyłania się chaos organizacyjny. Projekty są opóźnione o kilkadziesiąt miesięcy od pierwotnych harmonogramów, a rekordzista – dywizjonowy moduł ogniowy 155 mm armatohaubic samobieżnych kryptonim Kryl – 56 miesięcy. Większość z nich już w 2016 roku miała mieć przygotowane projekty techniczne, jednak realizacja cały czas odsuwa się w czasie.

Za opóźnienia resort wini głównie rozpoczęty przez poprzedni rząd, a trwający aż półtora roku  (21 listopada 2014 r. – 1 czerwca 2016 r. ) przegląd projektów, “w ramach którego przedstawiciele resortu obrony narodowej sformułowali rekomendacje mające na celu dostosowania ich do potrzeb Sił Zbrojnych RP”.

Jednak to nie jedyne problemy MON. W projektach roi się od opóźnień w przyjmowaniu podstawowej dokumentacji takiej jak Wstępne Założenia Taktyczno-Techniczne (WZTT). Problemy sprawia także wywiązywanie się wykonawców ze zobowiązań. W przypadku prototypu radaru wielofunkcyjnego kierowania ogniem – kryptonim Wisła okazało się, że wykonawca nie ma zdolności do seryjnej produkcji opracowanego sprzętu. Inny radar o kryptonimie Narew ma trudności z niedoszacowanymi kosztami prac i technicznymi trudnościami z integracją dużej ilości modułów w ograniczonej przestrzeni anteny.

Ministerstwo argumentuje, że prowadzi prace naprawcze, które doprowadzą do “pozyskania sprzętu wojskowego odpowiadającego oczekiwaniom i wymaganiom Sił Zbrojnych RP, a nie możliwościom czy interesom potencjalnego wykonawcy lub producenta”.

Jednak w konsekwencji MON zaczął zmieniać wymagania względem projektów w czasie ich trwania, co automatycznie zaowocowało dodatkowymi opóźnieniami (np. przy projekcie nowego Wozu Wsparcia Bezpośredniego – kryptonim Gepard – 2 lata).

Obecna sytuacja w pracach naukowych jasno wskazuje, że przed Polską długa droga, aby móc technicznie konkurować z innymi dużymi państwami. Podczas gdy minister obiecuje tysiące dronów czy kolejne fikcyjne międzynarodowe konsorcja, to właśnie polska myśl techniczna płaci cenę za zaniedbania władzy. Powstały chaos wymaga jak najszybszej naprawy, ponieważ prowadzone projekty są strategiczne z punktu widzenia modernizacji polskich sił zbrojnych, a każdy rok opóźnienia oznacza nie tylko większe koszty, ale również osłabienie bezpieczeństwa Polski. Widać wyraźnie, że nadzór nad pracami badawczymi zawiódł i wymaga zmian, jednak czy armia pogrążona w czystkach kadrowych i z kierownikiem zajętym polityczną wojną jest do tego zdolna?

źródło: DziennkiZbrojny

Macierewicz niezłomny. Nałgał nawet w życzeniach wielkanocnych dla żołnierzy i obywateli

Syanisław Skarżyński, 17.04.2017

Antoni Macierewicz z okazji Świąt Wielkiej Nocy postanowił złożyć życzenia generałom, paniom i panom oficerom, żołnierzom oraz wszystkim obywatelom. Kolorowe wideo pojawiło się na stronie Ministerstwa Obrony. Niestety, opowieści ministra z filmu nie są zgodne z prawdą – szczególnie tam, gdzie minister Antoni Macierewicz ogłosił, że armia przez niego zmieniana nie traci doświadczonych oficerów.

To nieprawda – z armii Macierewicza dowódcy odchodzą w takim tempie, jakby Polska toczyła bardzo krwawą wojnę. Część została przez Macierewicza zdymisjonowana osobiście (jak gen. Patalong, szef Wojsk Specjalnych), ale wielu odeszło z powodu braku możliwości zaakceptowania tego, co PiS wyprawia w armii.

OKO.press

PONIEDZIAŁEK, 17 KWIETNIA 2017

Polityczny plan tygodnia: przesłuchanie Tuska, aktualizacja ratingu, Sejm o KRS, wizyta Barniera, wybory we Francji

W środę w Warszawie Donald Tusk zostanie przesłuchany przez prokuraturę. Chodzi o śledztwo przeciwko byłym szefom SKW w sprawie podjęcia bez zgody władz współpracy z rosyjską FSB. Były polski premier przyjedzie do stolicy pociągiem, na dworcu ma odbyć się jego huczne powitanie.

Sejm w tym tygodniu zbiera się w czwartek, na dwudniowym posiedzeniu. W jego trakcie odbędzie się m.in. I czytanie projektu ustawy o służbie zagranicznej. Sejmowa komisja rozpatrzy rządową propozycją dot. zmian w KRS, natomiast komisja śledcza ds. Amber Gold przesłucha kolejnych świadków.

Ten tydzień to także protest sędziów, wizyta w Polsce głównego negocjatora ds. Brexitu ze strony UE, aktualizacja ratingu Polski przez S&P oraz I tura wyborów prezydenckich we Francji. Być może także w tym tygodniu PiS pokaże projekt, który “podniesie zarobki Polaków o 25-30%”. Zapowiadał to przed świętami Adam Abramowicz z PiS.

*****

Przesłuchanie Tuska. Donald Tusk jako świadek stawi się w środę na przesłuchaniu w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej. Chodzi o śledztwo warszawskiej Prokuratury Okręgowej przeciw byłym szefom SKW w sprawie podjęcia bez zgody władz współpracy z rosyjską FSB. Do Warszawy były polski premier przyjedzie pociągiem – na dworcu w Warszawie ma odbyć się jego huczne powitanie. Pierwotnie do przesłuchania miało dojść w marcu, ale wtedy Tusk miał zaplanowaną wizytę w Parlamencie Europejskim.

Tydzień PAD. W środę o 13:00 prezydent Andrzej Duda złoży wizytę w 12. Bazie Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu. W czasie wizyty PAD spotka się z kadrą dowódczą jednostki, która przedstawi szczegóły funkcjonowania bazy oraz zaprezentuje sprzęt będący na jej wyposażeniu. Złoży także wieniec przed pomnikiem poświęconym pamięci ofiar katastrofy samolotu CASA. Tego samego dnia prezydent spotka się z mieszkańcami Wałcza – o 16:00 oraz Oborników – o 18:30. Z kolei w sobotę Para Prezydencka rozpocznie wizytę w Meksyku.

Amber Gold. W środę o 10:00 sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold przesłucha Krzysztofa Kapisa, byłego Dyrektora Departamentu Lotnictwa w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, a także Marka Kachaniaka, byłego Dyrektora Departamentu Lotnictwa w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.

TK. W czwartek o 10:00 Trybunał Konstytucyjny ogłosi orzeczenie dotyczące skargi konstytucyjnej w sprawie zasad zawieszenia biegu przedawnienia występku ściganego z oskarżenia prywatnego, a tego samego dnia o 12:00 – orzeczenie dot. wniosku RPO w sprawie środków prawnych w kampaniach referendalnych.

Sejm o służbie zagranicznej. W czwartek lub piątek Sejm zajmie się – w ramach I czytania – projektem nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej. Propozycja MSZ wprowadza “negatywną przesłankę zatrudnienia w służbie zagranicznej dotyczącej osób które w okresie do 31 lipca 1990 r. pracowały bądź pełniły służbę albo były współpracownikami organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu tzw. ustawy lustracyjnej”. Wygaśnięcie stosunków pracy tych osób ma nastąpić z mocy prawa. Projekt wprowadza też 6-miesięczny okres przejściowy, w którym dokonany zostanie kompleksowy przegląd kadr służby zagranicznej oraz zaproponowane zostaną nowe warunki pracy i płacy bądź nastąpi rozwiązanie stosunku pracy z mocy prawa.

Wizyta Barniera. W czwartek na zaproszenie polskiej strony do Warszawy przyjeżdża główny negocjator ds. Brexitu ze strony UE Michel Barnier, który spotka się z premier Beatą Szydło. Ma też rozmawiać z Konradem Szymańskim oraz wziąć udział w posiedzeniu sejmowej komisji ds. UE – zaplanowano je na 13:30. Jak podawały media, ma spotkać się również z przedstawicielami środowisk gospodarczych.

Protest sędziów. W czwartek odbędzie się kilkudziesięciominutowa przerwa sędziów w rozpatrywaniu spraw. Formalnie nie jest to protest – bo sędziowie nie mają do niego prawa – ale w praktyce środowiska sędziowskie w ten sposób chcą powiedzieć ”nie” zmianom w sądownictwie forsowanym przez PiS. W czasie przerwy sędziowie mają uczestniczyć w półgodzinnym zebraniu. – Sędziowie mają prawo do zrobienia półgodzinnej przerwy przy 8 godzinach spędzonych na sali rozpraw – argumentują.

Komisja o KRS. W czwartek o 19:00 sejmowa Komisja Sprawiedliwości rozpatrzy rządowy projekt dot. KRS. Propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości zakłada m.in. wygaszenie członków obecnej rady KRS po upływie 30 dni od dnia wejścia w życie ustawy. Kolejna zmiana to utworzenie dwóch nowych organów KRS: Pierwszego i Drugiego Zgromadzenia Rady. Zmienią się także przepisy dotyczące wyboru sędziów do KRS – zgodnie z projektem, będzie robić to Sejm.

Aktualizacja ratingu Polski. W tym roku Standard & Poor’s – jedna z trzech największych agencji ratingowych dokona dwóch przeglądów ratingu Polski. Pierwszy nastąpi już za kilka dni – dokładnie w piątek. W trakcie ostatniego przeglądu S&P – w grudniu ubiegłego roku – agencja nie zmieniła oceny wiarygodności kredytowej naszego kraju. Podniosła za to perspektywę ratingu Polski do poziomu stabilnego.

Wybory we Francji. W niedzielę we Francji odbędzie się I tura wyborów prezydenckich. Mandat urzędującego prezydenta wygasa bowiem 15 maja o północy. Według ostatnich badań, do II tury – która odbędzie się 7 maja – przejdą Emmanuel Macron i Marine Le Pen.

 300polityka.pl

CZWARTEK, 13 KWIETNIA 2017

„Chodźmy z Tuskiem”. Warszawiacy powitają szefa RE na Dworcu Centralnym w Warszawie

Na środę, 19 kwietnia zaplanowano przesłuchanie Donald Tuska w warszawskiej prokuraturze. Z tego powodu rano – na warszawskim Dworcu Centralnym – ma odbyć się powitanie byłego polskiego premiera. Event udostępnił na Facebooku Paweł Graś, jeden z najbliższych współpracowników szefa RE.

– PiS zrobił Donaldowi Tuskowi prezent na 60 urodziny i postanowił złożyć mu życzenia, ale miejsce wybrał nie najlepsze – w prokuraturze. My chcemy zaśpiewać „Sto lat” jak tylko przyjedzie na Dworzec Centralny! – zachęcają organizatorzy na FB.

Pociąg dojeżdża do Warszawy o 10:40.

Stanisław Skarżyński

Na syryjskiej rampie

17 kwietnia 2017

Syria

Syria (Uncredited / AP)

Mogły biegać po podwórku w Łodzi, huśtać się na trzepaku w Gnieźnie albo kraść cukierki w sklepie w Lublinie. Cholerna szkoda, że tak się nie stało.

O niczym nie da się myśleć po zdjęciach dzieci zagazowanych na początku miesiąca w Syrii.

„Jest prawo obozu, że ludzi idących na śmierć oszukuje się do ostatniej chwili. Jest to jedyna dopuszczalna forma litości” – pisał tuż po drugiej wojnie światowej Tadeusz Borowski, pisarz, były więzień Auschwitz w opowiadaniu „Proszę państwa do gazu”.

Po sześciu latach rzezi w Syrii wiemy już, że świat, Europa i Polska w XXI wieku okazały się zdolne do postępu nawet w stosunku do osiągnięć nazistowskich Niemiec.

My Syryjczyków nie oszukujemy ani trochę – i to właśnie ten postęp. Pół biedy, gdybyśmy byli tacy sami jak ci, co rozładowywali transporty na rampie w Oświęcimiu: nie lubili ofiar, wyżywali się na nich, a ich wyznaniem, kształtem nosa, dietą i odcieniem skóry usprawiedliwiali siebie i wybielali świat, żeby wierzyć, że nie jest taki potworny, jaki jest.

Niestety: mamy więcej, lepiej liczymy i w efekcie nie uważamy już za warte zachodu ani siebie, ani ofiar już oszukiwać.

„Proszę państwa do gazu” to paradoks, bo te właśnie słowa na rampie nie były mówione. Kłamało się: „«Idź, ojciec – mówię – wykąp się w łaźni, a potem pogadamy, widzisz, że teraz nie mam czasu.» I ojciec poszedł do komory” –opowiadał Mojsze, a gaz woziła, dla niepoznaki, karetka Czerwonego Krzyża.

A teraz na żywo właściwie oglądamy relację z tego, jak się układa obok siebie te martwe dzieci, które Białe Hełmy wyciągają z gruzów.

Je Borowski też opisał, takich właśnie używało się na podpałkę w krematorium: „bierzemy cztery dzieciaki z włosami, przytykamy głowy do kupy i podpalamy włosy. Potem pali się samo” – opowiadał członek sonderkomando.

Syria jest dziś jednym wielkim obozem zagłady, a nie tylko rzeczywista pomoc świata dla niej jest beznadziejnie słaba i dalej słabnie, ale do głosu coraz częściej dochodzą ci, którzy uważają, że nawet nie warto udawać, że się pomaga.

Borowski na FB

Prawdziwa pomoc nigdy nie była w modzie, ale teraz idzie o udawanie, o to by choć bezradna hipokryzja była minimum etycznym i politycznym. To była postawa Platformy Obywatelskiej pod rządami Ewy Kopacz, która w czasie kampanii wyborczej zgodziła się dobrowolnie przyjąć kilka tysięcy spośród kilku milionów uchodźców uciekających przed wojną, głodem i gazem.

Okazało się, że to był polityczny błąd, bo Polki i Polacy są gotowi albo się oszukiwać tak, by za to nie zapłacić nawet grosza, albo – co gorsza – w ogóle ani siebie, ani ofiar nie oszukiwać.

Pół biedy ci pierwsi, którzy znaleźli tańszy sposób oszukiwania siebie i innych.

Dobrym przykładem jest Paweł Kukiz, któremu chyba naprawdę wydaje się, że wmawiając Polkom i Polakom, że muzułmanie są z definicji niebezpieczni, zgromadzi wokół siebie wyborców. Dla niego i jemu podobnych Syryjczycy to nie są prawdziwi ludzie, którzy cierpią i umierają, ale stereotypowe figury, używane tylko zgodnie z myślowymi schematami.

Prowadzi to do scen absurdalnych, takich jak ta, gdy Kukiz w „Kropce nad i” w TVN24, podczas debaty o zakazie aborcji z gwałtu obruszył się: „Ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji, żeby kobieta zgwałcona przez kilku uchodźców nie mogła usunąć tej ciąży”.

Podobny do niego jest Witold Waszczykowski, który nie jest w stanie uwierzyć, że zło może wyglądać inaczej, niż on je sobie wyobraża i za każdym razem, gdy wspomni się mu o syryjskich i irackich uchodźcach przypomina, że oni mają telefony komórkowe – tak jakby w drugiej dekadzie XXI wieku smartfon był takim samym wyznacznikiem bogactwa i luksusu, jak na początku lat 90. ubiegłego stulecia, gdy Witold Waszczykowski poznawał kapitalizm i spotykał biznesmenów dźwigających czterokilogramowe walizki Mobira Cityman ze słuchawką na kablu, za połączenia z których stawki podawane były w dolarach.

Ministrowi spraw zagranicznych nie mieści się po prostu w głowie, że dostęp do takiego dobrodziejstwa cywilizacji, jakim jest internet, mogą mieć dziś lekarze przyjmujący zagazowane dzieci do szpitali w Syrii; że postęp spowodował, że opowiadania współczesnego Borowskiego ze współczesnej rampy lecą dziś na żywo, na Facebooku i Twitterze.

W ich przypadku tragedia Syrii jest skutkiem ubocznym ograniczonej wyobraźni, braku wiedzy i zdolności do weryfikacji schematów, które pozwalają dojść do wygodnych dla siebie wniosków i nie konfrontować się z przerażającą rzeczywistością.

Ignorancja

Gorzej, że z biegiem czasu w gronie wygodnickich ignorantów coraz wyraźniej dostrzec można tylko podszywających pod głupców polityków i obywateli, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje w Syrii i jakie są skutki tej wojny, ale doskonale pamiętają badania postaw Polek i Polaków podczas sporów o Jedwabne, „Złote Żniwa” i „Pokłosie” i wiedzą, że nienawiść jest narzędziem politycznym.

Wobec braku wewnętrznych zróżnicowań społecznych – Polska nazistom i stalinowcom zawdzięcza swoją jednolitość etniczną – wróg jest dla nich na wagę złota.

Z politycznego punktu widzenia mają rację – opowiadając głupstwa o „pomaganiu na miejscu” i „politycznej presji na rozwiązanie konfliktu w Syrii” można nic nie robić, a kiedy Syria będzie dogorywać na żywo, a uchodźcy tonąć setkami, to tylko silniejsza będzie stawać się więź wspólnictwa tych, którzy to mówią, z ich wyborcami.

Z politycznego punktu widzenia – i znamy to choćby z „Makbeta” – przyzwolenie na cierpienie jest sposobem na utrzymanie poparcia: wspólnie dokonawszy zbrodni (królobójstwa czy zaniechania pomocy Syryjczykom, to wszystko jedno) otwiera się równię pochyłą – ci, którzy dwa lata temu wygrywali wybory na hasłach, że nie wolno otworzyć drzwi dla muzułmanów, bo to ludzie źli i niebezpieczni z natury, dziś muszą, więźniowie wspólnictwa, konsekwentnie udawać, że ich ówczesne decyzje nic nie mają wspólnego ze zdjęciami zagazowanych dzieci.

A tak oczywiście nie jest. Z etycznego punktu widzenia to oni mają właśnie krew tych syryjskich dzieci na rękach. To oni – a za nimi my wszyscy, bo jako naród wybraliśmy ich w demokratycznych wyborach – odpowiadają na te rzędy martwych dzieci, układanych jedno obok drugiego.

Gdybyśmy, zamiast liczyć euro, nie spieprzyli sprawy i w imię wyciągnięcia wniosków z literatury lagrowej pokonali strach przed obcością, wysłali tam statki i otworzyli granice to tych dzieci mogłoby na początku kwietnia po prostu tam nie być.

Biegałyby sobie po podwórku w Łodzi, huśtały się na trzepaku w Gnieźnie albo kradły cukierki w sklepie w Lublinie. Cholerna szkoda, że tak się nie stało.

To nic

Im to już dziś wszystko jedno, a my z tym zostaliśmy. „To nic, że idę do gazu. Tak widać trzeba. Ale jak się skończy wojna i ty przeżyjesz…” „Nie wiem, Toleczka, czy przeżyję” – przerwałem mu. „Przeżyjesz – dorzucił z uporem – i pojedziesz do mojej matki. Po wojnie na pewno nie będzie granic, nie będzie państw, nie będzie obozów, ludzie nie będą się zabijać. (.) Pojedziesz do mojej matki i powiesz jej, że zginąłem. Żeby nie było granic. Ani wojny. Ani obozów. Powiesz?” „Powiem” – próbował Borowski w „U nas w Auschwitzu”.

Powiedział. I co z tego, skoro to wszyscy olali.

wyborcza.pl

Narodziny w trumnie. Makabryczne odkrycie na cmentarzu we Włoszech

Joanna Grabowska, 17 kwietnia 2017

Szkielety znalezione przez włoskich archeologów w zbiorowym grobie na średniowiecznym cmentarzu w Apeninach Północnych. Kobiety (A) oraz prawdopodobnie jej dzieci: w wieku 12 lat (B), trzech lat (C) oraz 38-40-tygodniowego płodu (D).

Szkielety znalezione przez włoskich archeologów w zbiorowym grobie na średniowiecznym cmentarzu w Apeninach Północnych. Kobiety (A) oraz prawdopodobnie jej dzieci: w wieku 12 lat (B), trzech lat (C) oraz 38-40-tygodniowego płodu (D). (Anthropological Science)

Zmarła na dżumę, gdy była w zaawansowanej ciąży. Wraz z nią umarło jej nienarodzone dziecko. Dobę lub dwie po pochówku urodziła w grobie. Sensacja? Tylko biologia.

To rzadkie odkrycie archeologiczne – zwane porodem pośmiertnym lub trumiennym – zostało opisane w marcowym wydaniu czasopisma „Anthropological Science”przez grupę naukowców kierowaną przez dr Deneb Cesanę z Uniwersytetu w Genui.

Od kilkunastu lat badają oni średniowieczny cmentarz w Apeninach Północnych w regionie Liguria we Włoszech. Cmentarz znajduje się blisko średniowiecznej noclegowni San Nicolao di Pietra Colice leżącej na jednym ze szlaków pątniczych do Rzymu. Pochowane są na nim m.in. ofiary epidemii dżumy, która wybuchła w Italii w 1347 r.

>>Dzięki średniowiecznej dżumie jesteśmy… zdrowsi

Zarazę przywieźli z Azji na statkach marynarze, m.in. do Genui odległej ok. 70 km od noclegowni San Nicolao. Z portu roznoszona była po okolicy przez wędrowców przemierzających główne szlaki komunikacyjne.

Rozprzestrzenianie się epidemii dżumy w latach 1346-53:

Dżuma w Europie 1346-1353Dżuma w Europie 1346-1353 Anthropological Science

Makabryczny pochówek został odkryty w 2006 roku, ale dopiero teraz go przebadano. W wykopanym dole, bezpośrednio na ziemi, spoczywają kobieta z pośmiertnie narodzonym płodem oraz dwoje dzieci, 12- i trzyletnie. To jedyny grób zbiorowy na tym cmentarzysku.

Badania kości i zębów wykazały, że gdy kobieta umierała, miała 30-39 lat. Mierzyła około 155 cm. Liczne linie zatrzymania wzrostu na kościach są dowodem na to, że praktycznie przez całe dzieciństwo była głodna. Prawdopodobnie kulała z powodu dysplazji jednej z panewek biodrowych. Cierpiała też na choroby dziąseł.

W chwili śmierci była w 38-40 tygodniu ciąży. 12-letnie dziecko (jeszcze nie wiadomo, jakiej płci) było niedożywione i miało szkorbut. W szczątkach kobiety, płodu i dziecka nastoletniego naukowcy odkryli pałeczki dżumy (Yersinia pestis), które doprowadziły do ich śmierci. U zmarłego trzylatka nie znaleźli śladów żadnych chorób.

Zdaniem badaczy mogła to być matka z dwójką dzieci. Ale pewności nie mają. Zastanawiające jest także to, dlaczego śmierć zastała ją na pielgrzymkowym szlaku. Czy wybrałaby się na pieszą pielgrzymkę w zaawansowanej ciąży, mając problemy z chodzeniem i dwójkę małych dzieci?

>>Odkryto szczątki dziecięcych rączek. Naukowcy wstrząśnięci

Poród pośmiertny to zjawisko nie tylko rzadkie, ale też trudne do naukowego udowodnienia w przypadku archeologii. Dochodzi do niego po nagromadzeniu się w jamie brzusznej gazów powstałych w wyniku procesów gnilnych. Po 24-48 godzinach od pochówku wypychają one macicę z płodem poza organizm.

W przypadku odkrycia w Ligurii płód utknął w kanale rodnym. Prawdopodobieństwo, że był to poród pośmiertny, jest więc bardzo duże. W przeszłości zdarzało się jednak bardzo często, że niemowlęta grzebane były po śmierci wraz z ich matkami. Układano je zwykle na piersi i na łonie, ale zdarzało się, że także między nogami. W tym przypadku jednak, główka dziecka skierowana były w przeciwnym kierunku niż głowa matki, co zdaniem badaczy dodatkowo przemawia za porodem pośmiertnym.

By dowiedzieć się więcej o nieszczęsnej kobiecie i dzieciach w jej grobie, naukowcy zamierzają poddać ich szkielety badaniom DNA.

>>Badania szczątków najstarszej Amerykanki. „Miała podłe i krótkie życie”

wyborcza.pl

Polacy chcą zostać w Unii Europejskiej

Polacy chcą zostać w Unii Europejskiej

Czy Polska powinna opuścić Unię Europejską? Polacy nie mają co do tego wątpliwości.Pokazał to wyraźnie ostatni sondaż SW Research wykonany dla serwisu rp.pl. Większość respondentów nie chce rozstania z UE. Przeciwnikami wyjścia Polski z UE zazwyczaj są osoby o dochodach powyżej 5000 zł (82 proc.) i wywodzący się z miast do 20 tysięcy mieszkańców (83 proc.).

Wraz ze wzrostem wieku rośnie odsetek badanych, którzy są przeciwni wyjścia Polski z UE. W najmłodszej grupie jest to 63 proc. ankietowanych, podczas gdy w najstarszej – 82 proc. – zwraca uwagę Piotr Zimolzak z agencji badawczej SW Research. Za tym, że Polska powinna wyjść z UE opowiada się niecałe 13 proc. badanych. Zdania w tej sprawie nie ma 15 proc. ankietowanych.

Wynik ten nie dziwi komentatorów. Uważają, że sytuacja w kraju jest teraz taka, iż zaufanie do instytucji UE w Polsce jest wyższe niż do polskiego rządu, parlamentu czy partii politycznych. I to podwójnie wyższe. Wiary Polaków w UE nie zachwiał nawet Brexit. Komentująca sondaż dr hab. Marta Witkowska, kierownik Zakładu Prawa i Instytucji Europejskich w Instytucie Europeistyki UW podkreśla, że Polacy widzą, jak nasi parlamentarzyści próbują zablokować unijne decyzje. Zauważa, że w Polsce, w porównaniu z innymi państwami Unii Europejskiej, odnotowujemy stosunkowo wysokie wskaźniki poparcia dla Unii.

Ale nie są one już tak wysokie, jak te sprzed lat, gdy Polska aspirowała do członkostwa, gdy nadzieje i oczekiwania napędzały dobre nastroje w opinii publicznej. Ten fakt jest skwapliwie wykorzystywany i otwiera pole do „popisów” np. posłance Pawłowicz, która w swojej krucjacie przeciw UE sięga po różne argumenty: od wytykania komisarzowi unijnemu jego rzekomego alkoholizmu, po sprawdzoną metodę straszenia uchodźcami. Na swoim profilu napisała niedawno: „Unia Europejska obchodzi 60-lecie podpisania Traktatu Rzymskiego, czyli swego powstania. Dorobek rewolucyjny rosyjskich bolszewików padł po 70 latach. Na siłę i złem niczego nie da się utrzymać. Nie wiem, czy Unia ma jeszcze 10 lat, czy mniej, ale twardo posuwa się drogą bolszewickiej (niemieckiej) przemocy. Drogą do swego upadku” A na Twitterze dodała: „Jeszcze raz z naciskiem PRZYPOMINAM: Planowane jesienią unijne ultimatum wobec Polski w sprawie zmuszenia nas do przyjęcia migrantów z Azji i Afryki zaproszonych do Europy przez NIEMCÓW, NIE MA PODSTAW ani w unijnych traktatach, ani w polskiej konstytucji NAKAZUJĄCEJ CHRONIĆ CHRZEŚCIJAŃSKIE dziedzictwo Narodu polskiego, i przekazywać je następnym pokoleniom Polaków. Nie ulegniemy unijnej przemocy i nienawiści do demokratycznych reform w Polsce”.

koduj24.pl

 

Prof. Zbigniew Mikołejko

Bartosz T. Wieliński

Jeśli Erdogan zakładał, że dzięki referendum udowodni światu, iż ma wielkie poparcie, to się przeliczy

17 kwietnia 2017

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan (Lefteris Pitarakis (AP Photo/Lefteris Pitarakis))

Zwycięstwo Erdogana w referendum nie jest wielkie. Za znacznym rozszerzeniem jego kompetencji głosowało 51,3 proc. Turków. To oznacza, że prawie połowa oparła się propagandzie, która przedstawiała przeciwników prezydenta jako zdrajców, i nie dała się zastraszyć niekończącą się falą aresztowań.

Po ogłoszeniu wyników niedzielnego referendum w sprawie wprowadzenia ustroju prezydenckiego premier Turcji triumfalnie ogłosił „otwarcie nowego rozdziału w historii tureckiej demokracji”. Ale wbrew jego słowom pod rządami wszechmocnego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana historia tureckiej demokracji na razie się zakończy. Taki sam los czeka turecką przygodę z Europą. Media już podały, że po zwycięstwie Erdogan podda pod powszechne głosowanie ponowne wprowadzenie kary śmierci. Bez szubienic nie może w końcu być prawdziwego sułtana. Jednak w Europie dla krajów, w których wysyła się ludzi na szafot, nie ma miejsca. Tym bardziej że można się spodziewać, iż w Turcji, jak dawniej, stryczek czeka nie tylko zbrodniarzy, ale też przeciwników politycznych sułtana.

Zwycięstwo Erdogana w referendum nie jest wielkie. Za znacznym rozszerzeniem jego kompetencji głosowało 51,3 proc. Turków. To oznacza, że prawie połowa oparła się propagandzie, która przedstawiała przeciwników prezydenta jako zdrajców, i nie dała się zastraszyć niekończącą się falą aresztowań. W Turcji po zeszłorocznym nieudanym zamachu stanu Erdogan wsadził do więzień prawie 50 tys. ludzi.

Głosujących przeciw zmianom w konstytucji mogło być zresztą więcej niż połowa, bo z Turcji napływają informacje o fałszerstwach na wielką skalę. Jeśli Erdogan zakładał, że dzięki referendum udowodni światu, iż ma wielkie poparcie, to się przeliczył. W nocy w Stambule doszło nawet do sporych protestów. Ale co z tego?

Mimo skromnego wyniku – i to mimo propagandy manipulacji – nie ma raczej nadziei, że Erdogan będzie się liczył ze zdaniem myślących inaczej. Wręcz przeciwnie, przykręci im śrubę. W ciągu roku Erdogan zlikwidował w Turcji niezależne media i przejął kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości. Ma więc pełnię władzy, nie zabierze mu jej opozycja, którą ma pod butem, ani armia, którą po nieudanym puczu wręcz wyczyścił i umeblował po swojemu. Sułtanowie przecież żadnego sprzeciwu nigdy nie tolerowali.

Pamiętam niemiecką kampanię wyborczą z 2005 r. Jej ważnym tematem była europejska przyszłość Turcji. Walczący o przetrwanie socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder już wówczas widział Ankarę w Unii Europejskiej. Dla jego rywalki Angeli Merkel było to nie do przyjęcia. Turcy mieli dostać co najwyżej uprzywilejowane partnerstwo z Unią. O wejściu Turcji do UE dyskutowano tak, jakby to miało nastąpić w nadchodzącej dekadzie. Trzy lata później Joschka Fischer, za rządów Schrödera szef niemieckiej dyplomacji, przekonywał mnie, jak proeuropejska Turcja, której gospodarka tak bujnie się rozwijała, Unię wzbogaci. Wejście do wspólnoty kończyłoby dzieło rozpoczęte po pierwszej wojnie światowej przez Kemala Attatürka, ojca tamtejszej republiki.

Z Fischerem rozmawiałem na krótko przed początkiem globalnego kryzysu. Kończyły się czasy, gdy wydawało się, że historia się zatrzymała. Że zjednoczona Europa będzie się tylko rozszerzać. Że demokracja oznacza dobrobyt i stabilność. Że nie ma od niej odwrotu.

Po 14 latach rządów Erdogana, po zapowiedzi powrotu do kary śmierci, po groźbach, jakie prezydent regularnie wysyła Europie, widać, że dzieło ojca nowoczesnej Turcji zostało zniweczone. Turcja Europy nie wzmocni, Turcja będzie teraz rzucać Europie wyzwanie.

Autorytarni władcy, by się utrzymać na tronach, potrzebują bowiem wrogów wewnątrz i na zewnątrz. Potrzebują, by ich zwalczać, by nimi straszyć, by zwalać na nich winę za swoje niepowodzenia i by dzięki nim mobilizować swoich zwolenników. Z punktu widzenia Erdogana liberalna Europa, tak wrażliwa na demokrację, prawa człowieka, praworządność, doskonale się do tego nadaje. Będzie mógł jeszcze głośniej zarzucać Europejczykom, że mieszają się w wewnętrzne sprawy Turcji i nie okazują mu należnego respektu, wypominać moralne zepsucie oraz tropić spiski.

To nie będą tylko słowa. Służby specjalne mają pod kontrolą kilkumilionową turecką diasporę rozsianą po Europie. Gdy zajdzie potrzeba, mogą wyprowadzić tysiące swoich rodaków na ulice, jak kilka tygodni temu, w przededniu wyborów w Holandii. Był to odwet wobec decyzji holenderskich władz o deportacji tureckiej minister, która złamała wydany przez Hagę zakaz i przyjechała do Rotterdamu na wiec. Zaś z Bułgarii dochodzą informacje o mieszaniu się Ankary w wybory w tym kraju i wykorzystywaniu do tego tureckiej mniejszości.

Erdogan ma też inny argument: syryjskich uchodźców. Na mocy umowy z UE Turcja nie pozwala im przechodzić przez granicę do Grecji. Ale Erdogan już kilka razy groził, że z umowy się wycofa i Europę zaleje setkami tysięcy ludzi. Erdogan razem z Rosją i Iranem zaangażowali się w syryjską wojnę. Nie po to by zakończyć trwający od sześciu lat przelew krwi, tylko by na wojnie skorzystać. W każdej chwili może dorzucić do pieca, zwiększyć humanitarną katastrofę i presję na granice Europy. A nie można zapominać, że Turcja ma jedną z największych armii świata. Jeszcze w latach 90. XX w. zdarzało się, że nad Morzem Egejskim greckie i tureckie samoloty otwierały do siebie ogień. Odgrzanie starych konfliktów nie wydaje się już dziś nieprawdopodobne.

Ochronę przez putinowską Rosją Europie zapewnia NATO, organizacja, którą przed wojną na Ukrainie uważano za zbędną. Przed Erdoganem NATO chronić nie będzie, Turcja jest przecież członkiem Sojuszu. Europa do tej pory w konfliktowych sytuacjach stawiała na dialog, swoją miękką siłę, na wciąganie drugiej strony do współpracy. Sułtan taką taktykę uzna za słabość. Z nim trzeba rozmawiać twardo i zdecydowanie. Tylko czy Unia będzie w stanie tak stawiać sprawę?

To jedyna dobra wiadomość. Być może nadchodzące przemiany w Turcji będą katalizatorem przemian w Europie. Może państwa UE ostatecznie zrozumieją, że we wrogim otoczeniu to Unia musi zapewniać bezpieczeństwo swoim członkom, bo sami z tym sobie nie poradzą. Może nie będzie już żadnych wątpliwości, że wzmacnianie wspólnoty leży w interesie jej członków. A gra na osłabianie Unii to wspieranie jej przeciwników Putina i Erdogana. Przyszłość europejskiej wspólnoty nie wygląda różowo, ale też nie jest beznadziejna.

wyborcza.pl

Pić czy nie pić na zdrowie? Przed czym naprawdę chroni nas alkohol – zbadali angielscy naukowcy

Wojciech Moskal, 17 kwietnia 2017

Czy umiarkowane spożywanie alkoholu ma pozytywny wpływ na nasz organizm?

Czy umiarkowane spożywanie alkoholu ma pozytywny wpływ na nasz organizm? (Marian Vejcik / 123RF)

Umiarkowane ilości alkoholu rzeczywiście mogą nas chronić przed pewnymi chorobami układu krążenia. Ale dokładnie przed którymi? Teraz sprawdzili to naukowcy z Anglii.

Święta to czas, kiedy niejeden i niejedna z nas wychylą (raczej niejedną) lampkę wina do świątecznego posiłku. Oprócz powodów czysto towarzyskich czasami tłumaczymy się, że to dla zdrowia, na lepsze trawienie, ale nie tylko.

>>Jak zmienia nas alkohol. Od wódki rozum krótki?

Naukowcy i lekarze od dawna zastanawiają się nad tzw. francuskim paradoksem, w myśl którego Francuzi, choć niezwykle cenią uroki dobrze zastawionego stołu i spożywają dużo tłustych potraw, relatywnie rzadko umierają z powodu miażdżycy tętnic wieńcowych i zawału serca. Chronić ich przed tym ma właśnie czerwone wino bogate we flawonoidy, zawierające dużo przeciwutleniaczy, które zwalczają szkodliwe wolne rodniki.

Z czasem zaczęto mówić o zaletach nie tylko czerwonego wina, ale generalnie umiarkowanej ilości alkoholu.

Badania pokazywały, że osoby spożywające regularnie umiarkowane ilości alkoholu mają mniejsze ryzyko groźnych schorzeń układu krążenia w porównaniu z abstynentami bądź nadużywającymi alkoholu.

Problem w tym, że z czasem coraz więcej ekspertów zaczynało zgłaszać zastrzeżenia co do metodologii tych badań, a w konsekwencji także do ich wyników. Chodziło np. o to, że nie sprawdzano dokładnie, czy w grupie abstynentów są wyłącznie autentyczni abstynenci. Mogli tam się znaleźć byli alkoholicy, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu, zanim zostali abstynentami.

>>Dlaczego lubimy alkohol?

Jak więc dokładnie wygląda kwestia ochronnego działania alkoholu, postanowili raz jeszcze sprawdzić naukowcy z Cambridge oraz University College w Londynie.

W ich badaniu umiarkowane picie to spożywanie nie więcej niż 14 porcji (112 gramów) alkoholu na tydzień. Przy czym za jedną porcję alkoholu uznali ekwiwalent: połowy pinty mocnego piwa lub cydru (pamiętajmy przy tym, że angielska pinta to nieco ponad pół litra) albo małego kieliszka (25 ml) mocnego alkoholu. W lampce wina (125 ml) znajduje się średnio półtorej porcji alkoholu.

W swoich analizach naukowcy z Cambridge oraz Londynu, posłużyli się danymi zdrowotnymi prawie dwóch milionów Brytyjczyków. Prześledzili ich pod kątem 12 najczęstszych schorzeń i potencjalnych komplikacji ze strony układu krążenia.

„Potwierdziliśmy, że na początku obserwacji wszyscy uczestnicy nie mieli poważniejszych kłopotów z układem krążenia. Z grupy abstynentów usunęliśmy również wszystkie osoby wcześniej nadużywające alkoholu” – piszą autorzy pracy opublikowanej w BMJ („British Medical Journal”).

Po uwzględnieniu wszystkich dodatkowych czynników okazało się, że umiarkowane picie alkoholu rzeczywiście wiązało się z mniejszym ryzykiem chorób układu krążenia, choć nie wszystkich.

„Ochronne działanie stwierdziliśmy w przypadku dławicy piersiowej (ból w klatce piersiowej z powodu niedokrwienia mięśnia sercowego, spowodowany najczęściej wysiłkiem lub stresem), niewydolności serca oraz udaru niedokrwiennego mózgu” – piszą autorzy pracy.

Zarazem jednak bardzo mocno podkreślają, że nie należy absolutnie traktować umiarkowanego picia jako oficjalnie rekomendowanego środka profilaktyki chorób układu krążenia.

>>Jak pić (dla zdrowia), to tylko na emeryturze

„Przede wszystkim, są o wiele lepsze, skuteczniejsze i bezpieczniejsze metody profilaktyki, np. dbanie o aktywność fizyczną czy rzucenie palenia. Po drugie, w przypadku picia bardzo łatwo przekroczyć granicę, a zbyt częste spożywanie alkoholu i w zbyt dużych ilościach może spowodować wiele bardzo ciężkich problemów ze zdrowiem” – ostrzegają angielscy badacze.

Co Grzegorz Turnau wie o winie?

 

wyborcza.pl