Morawiecki potrzebny do stworzenia ładu oligarchiczno-klientystycznego

Morawiecki potrzebny do stworzenia ładu oligarchiczno-klientystycznego

Do Ludwika Dorna mam stosunek intelektualny od dawna unormowany, nie powoduje u mnie jakichś głębszych refleksji, bądź nagłych olśnień, że tego czy owego nie zauważyłem, a onże mi niejasności rozświetlił. Zauważam jednak bezsiłę dziennikarzy w stosunku jasnego wytłumaczenia, dlaczego desygnowany został Mateusz Morawiecki do pełnienia funkcji premiera rządu polskiego.

Desygnowany – rzecz jasna – przez Jarosława Kaczyńskiego, a nie przez czerstwe intelektualnie i emocjonalnie ciało PiS o nazwie Komitet Polityczny, czy nawet prezydenta Andrzeja Dudę. Beata Szydło zostałaby wykopana wcześniej, gdyby nie nagłe protesty społeczeństwa obywatelskiego w lipcu, a wraz z nimi zaplecze Andrzeja Dudy dojrzało dla siebie możliwości emancypacyjne. A że to towarzystwo gorszej kategorii intelektualnej nawet w PiS, zostało szybko sprowadzone do swego poziomu przez prezesa Kaczyńskiego. Duda zaś z marnymi możliwościami utemperowany, więc Kaczyński mógł przystąpić do realizacji swego scenariusza budowania trwałych zrębów władzy.

Jak one mają wyglądać, pisze o tym Dorn dla „Magazynu TVN 24”. Pomijam kwestię, dlaczego „żałosna, śmieszna i groteskowa” Szydło musiała odejść, a Kaczyński nie sięgnął po premiera dla siebie. Otóż prezes PiS nie ma żadnego fachowego zaplecza gospodarczego (innego też, ale te inności go nie za bardzo obchodzą), zawsze korzystał z kadr III RP, w latach 2005-07 była to Zyta Gilowska, teraz członek Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku – Morawiecki.

Ponadto III RP szczęśliwie uniknęła zbudowania ładu klienstyczno-oligarchiczego – owego układu – jaki nie ominął krajów naszego regionu, tj. te, które wchodziły do Unii Europejskiej w XXI wieku.

Oligarchia więc funkcjonuje wszędzie w Mitteleuropie, tylko nie w Polsce. Oligarchia zaś zapewnia władzę, bo to ona tworzy rzeczywiste struktury władzy, zaś struktury partyjne są wobec niej służebne, wtórne, politycy są „figurantami politycznymi”.

Oligarchowie tworzą „adopcyjną rodzinę polityczną”, kreując dla aparatu partyjnego synekury, asymilując ich z rozbudzonymi potrzebami finansowymi. Taką operację przeprowadził na Węgrzech Viktor Orban, a Kaczyński falsyfikuje tylko drogę węgierską do dyktatury.

Orban skupił w swoich rękach pełnię władzy. To jeszcze przed Kaczyńskim, wszak sądy nie zostały całkowicie podporządkowane jego woli, a media są w większości nie „zrepolonizowane”. Zadanie przerastało „żałosną, śmieszną i groteskową” Szydło. Jedyny człowiek, który do tej operacji adopcyjnej do tworzenia ładu oligarchiczno-klientystycznego się nadaje to Morawiecki, najbogatszy premier po 1989 roku

Kaczyński procedury adopcyjne przećwiczył poprzez przyswojenie aparatu represji PRL-u, przysposabiał je prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. Przyszedł czas na coś zdecydowanie głębszego – gospodarkę – i zarządzanie nią trwale przez oligarchów. Tak stało się na falsyfikowanych przez Kaczyńskiego Węgrzech, tak jest na Słowacji i w Czechach, gdzie po władzę sięgnął najbogatszy Czech.

Morawiecki będzie tworzył układ, który zapewni PiS władzę na trwałe. Ten rodzaj ustroju i ładu kapitalistycznego jest tworzony w Polsce. Trudny do przewrócenia przez opozycję polityczną i obywatelską, gdyż te będą minimalizowane przez państwo PiS. Ów ład został w skrajnej postaci przećwiczony na Ukrainie Janukowycza, a obecnie odradza się w innej modyfikacji personalnej za sprawą Poroszenki.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Morawiecki potrzebny do stworzenia ładu oligarchiczno-klientystycznego

Do Ludwika Dorna mam stosunek intelektualny od dawna unormowany, nie powoduje u mnie jakichś głębszych refleksji, bądź nagłych olśnień, że tego czy owego nie zauważyłem, a onże mi niejasności rozświetlił. Zauważam jednak bezsiłę dziennikarzy w stosunku jasnego wytłumaczenia, dlaczego desygnowany został Mateusz Morawiecki do pełnienia funkcji premiera rządu polskiego.

Desygnowany – rzecz jasna – przez Jarosława Kaczyńskiego, a nie przez  czerstwe intelektualnie i emocjonalnie ciało PiS o nazwie Komitet Polityczny, czy nawet prezydenta Andrzeja Dudę. Beata Szydło zostałaby wykopana wcześniej, gdyby nie nagłe protesty społeczeństwa obywatelskiego w lipcu, a wraz z nimi zaplecze Andrzeja Dudy dojrzało dla siebie możliwości emancypacyjne. A że to towarzystwo gorszej kategorii intelektualnej nawet w PiS, zostało szybko sprowadzone do swego poziomu przez prezesa Kaczyńskiego. Duda zaś z marnymi możliwościami utemperowany, więc Kaczyński mógł przystąpić do realizacji swego scenariusza budowania trwałych zrębów władzy.

Jak one mają wyglądać, pisze o tym Dorn dla „Magazynu TVN 24”. Pomijam kwestię, dlaczego „żałosna, śmieszna i groteskowa” Szydło musiała odejść, a Kaczyński nie sięgnął po premiera dla siebie. Otóż prezes PiS nie ma żadnego fachowego zaplecza gospodarczego (innego też, ale te inności go nie za bardzo obchodzą), zawsze korzystał z kadr III RP, w latach 2005-07 była to Zyta Gilowska, teraz członek Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku – Morawiecki.

Ponadto III RP szczęśliwie uniknęła zbudowania ładu klienstyczno-oligarchiczego – owego układu – jaki nie ominął krajów naszego regionu, tj. te, które wchodziły do Unii Europejskiej w XXI wieku.

Oligarchia więc funkcjonuje wszędzie w Mitteleuropie, tylko nie w Polsce. Oligarchia zaś zapewnia władzę, bo to ona tworzy rzeczywiste struktury władzy, zaś struktury partyjne są wobec niej służebne, wtórne, politycy są „figurantami politycznymi”.

Oligarchowie tworzą „adopcyjną rodzinę polityczną”, kreując dla aparatu partyjnego synekury, asymilując ich z rozbudzonymi potrzebami finansowymi. Taką operację przeprowadził na Węgrzech Viktor Orban, a Kaczyński falsyfikuje tylko drogę wegierską do dyktatury.

Orban skupił w swoich rękach pełnię władzy. To jeszcze przed Kaczyńskim, wszak sądy nie zostały całkowicie podporządkowane jego woli, a media są w większości nie „zrepolonizowane”. Zadanie przerastało „żałosną, śmieszną i groteskową” Szydło. Jedyny czlowiek, który do tej operacji adopcyjnej do tworzenia ładu oligarchiczno-klientystycznego się nadaje to Morawiecki, najbogatszy premier po 1989 roku

Kaczyński procedury adopcyjne przećwiczył poprzez przyswojenie aparatu represji PRL-u, przysposabiał je prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. Przyszedł czas na coś zdecydowanie głębszego – gospodarkę – i zarządzanie ją na trwale przez oligarchów. Tak się stało się na falsyfikowanych przez Kaczyńskiego Węgrzech, tak jest na Słowacji i w Czechach, gdzie po władzę siegnał najbogatszy Czech.

Morawiecki będzie tworzył uklad, który zapewni PiS władzę na trwałe. Ten rodzaj ustroju i ładu kapitalistycznego jest tworzony w Polsce. Trudny do przewrócenia przez opozycje polityczną i obywatelską, gdyż te beda minimalizowane przez państwo PiS. Ów ład został w skrajnej postaci przećwiczony na Ukrainie Janukowycza, a obecnie odradza się w innej modyfikacji personalnej za sprawą Poroszenki.

 

Ludwik Dorn: Morawiecki będzie gwarantem „nowego ładu”. Polska idzie śladem Węgier

Maciej Orłowski, 

8 grudnia 2017, desygnacja Mateusza Morawieckiego na premiera RP.

8 grudnia 2017, desygnacja Mateusza Morawieckiego na premiera RP. (Fot. Alik Keplicz / AP Photo)

„Jarosław Kaczyński postanowił pójść drogą Orbana: zbudować w oparciu o władzę polityczną nieformalny układ oligarchiczno-klientystyczny. Do tego premier Morawiecki nadaje się idealnie” – pisze dla „Magazynu TVN 24” Ludwik Dorn.

Dorn?to jeden ze współzałożycieli Prawa i Sprawiedliwości i wieloletni wiceprezes tej partii, swego czasu zwany „trzecim bliźniakiem”. Był szefem Klubu Parlamentarnego PiS, wicepremierem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz marszałkiem Sejmu.?W 2007 r. został zawieszony w prawach członka PiS, a następnie usunięty z partii. W wyborach 2011 r. jako „przyjaciel ludu PiS-owskiego” wszedł do Sejmu z list Prawa i Sprawiedliwości, ale ponownie do tej partii nie wstąpił. W ostatnich wyborach – bezskutecznie – próbował sił z list Platformy Obywatelskiej.

http://wyborcza.pl/7,75248,22763044,ludwik-dorn-polska-jak-wegry-morawiecki-jest-gwarantem-nowego.html

Jarosław Kaczyński postanowił pójść drogą Orbana: zbudować w oparciu o władzę polityczną nieformalny układ oligarchiczno-klientystyczny i dokooptować do niego istotne części elit gospodarczych i finansowych. Do tego premier Morawiecki nadaje się idealnie. Jako „bankster” z elit III RP został politycznie adoptowany przez Kaczyńskiego i teraz może wiarygodnie mówić: idźcie drogą, którą ja przetarłem, a na tym nie stracicie. Dla Magazynu TVN24 Ludwik Dorn.

 

https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/bankier-na-czele-rzadu-ma-stworzyc-uklad-ktory-bedzie-sluszny,129,2299

Bodnar: Władza spycha obywatela na kolana

Fotorzepa, Robert Gardziński
Zmian wprowadzanych w wymiarze sprawiedliwości nie da się pogodzić z konstytucją – uważa Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.

Jak jest opinia rzecznika praw obywatelskich o prezydenckim projekcie ustawy o Sądzie Najwyższym?

Dr Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich: Większość moich uwag przedstawiłem panu prezydentowi już na początku listopada. Jednocześnie na bieżąco staram się obserwować proces legislacyjny i sukcesywnie przedstawiać opinie dotyczące  kolejnych projektowanych zmian. Ogólnie rzecz biorąc są one krytyczne, ale rzeczowe, poparte argumentami prawnymi i troską o ochronę elementarnych praw obywateli, w tym prawa do niezależnego i niezawisłego sądu.

Jak pan ocenia zmiany w zakresie wieku emerytalnego sędziów?

Można ustalić go na poziomie 65 lat, tak jak jest to w niektórych państwach członkowskich Unii Europejskiej, ale nie w odniesieniu do obecnych sędziów, którzy  aktualnie orzekają, bo to stwarza zagrożenie dla ich niezależności. Takie rozwiązania mogłyby natomiast dotyczyć dopiero nowo powoływanych sędziów.

Można też skrócić kadencję I Prezes Sądu Najwyższego?

Warto przypomnieć wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Andreasa Baki przeciwko Węgrom. Tam dzięki zmianie konstytucji przekształcono Sąd Najwyższy w Kurię – czyli w inną instytucję, ale o dokładnie tych samych kompetencjach – i w tym samym skrócono kadencję przewodniczącego. Trybunał uznał jednak, że nie powinno do tego dojść. Czy chcemy by w sprawie przeciwko Polsce też wypowiadał się ETPC? Bo taki wyrok nas prawdopodobnie może czekać po wprowadzeniu tej zmiany. Niezależnie od tego, że – moim zdaniem – nie da się ona pogodzić również z polską konstytucją. Moim zdaniem sytuacji nie zmienia, że Prezydent może indywidualnie wyrazić zgodę na przedłużenie kadencji I Prezes Sądu Najwyższego.

Stworzenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej to dobry pomysł?

W przypadku stworzenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej oraz Spraw Publicznych, szczególną uwagę należy zwrócić na drugi trzon tej nazwy – sprawy publiczne. To ona będzie orzekać m.in. o  kwestiach z zakresu radiofonii i telewizji,  energetyki, telekomunikacji, ale przede wszystkim z zakresu ważności wyborów czy referendów. Ta nowa izba  zostanie zbudowana od początku, spośród nowych sędziów, którzy zostaną albo oddelegowani do Sądu Najwyższego, albo zostaną powołani na nowo, albo zostaną poprzesuwani z innych izb. Ale nie będzie żadnego sędziego z aktualnej Izby Prawa Pracy i Zabezpieczenia Społecznego oraz Spraw Publicznych, którzy dotychczas zajmowali się w sposób odpowiedzialny tego typu sprawami. Np. tak fundamentalną sprawą jak stwierdzenie ważności referendum akcesyjnego do Unii Europejskiej.

W jaki sposób będzie działała zbudowana od nowa, na podstawie nowej ustawy Izba Kontroli Nadzwyczajnej oraz Spraw Publicznych, to jest ważne, ale i pełne niepokoju pytanie. Szkoda, że nie skorzystano z możliwości konsultacji i debaty w tym zakresie.

A uprawnienia Izby Dyscyplinarnej oraz Rzecznika Dyscyplinarnego?

Przyznanie tak daleko idących uprawnień Izbie Dyscyplinarnej budzi poważne wątpliwości, czy zasada autonomii Sądu Najwyższego nie zostanie w ten sposób naruszona. Ponadto poprawki, które zostały zaproponowane w toku ostatnich prac przewidują, że Nadzwyczajnym Rzecznikiem Dyscyplinarnym może stać się prokurator: prokurator powoływany przez prezydenta albo – jeżeli prezydent nie podejmie w odpowiednim terminie decyzji – przez ministra sprawiedliwości. Czyli będziemy mieli sytuację, w której to prokuratorzy będą prowadzili postępowania dyscyplinarne w stosunku do sędziów, co samo w sobie zagraża autonomii i niezależności sędziowskiej.

A jak pan ocenia prezydencki projekty o KRS?

Jest to w praktyce propozycja odebrania władzy sądowniczej uprawnienia do wyboru sędziów pełniących funkcję członków KRS i przekazania go władzy ustawodawczej. Prowadzi to wprost do niedopuszczalnej ingerencji władzy wykonawczej w zarządzanie wymiarem sprawiedliwości, a w konsekwencji do naruszenia Konstytucji RP.  Godzi też w zasadę trójpodziału i równowagi władz.

O czym świadczy procedura zgłaszania kandydatów-sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, jak również to, że Prezydium Sejmu będzie decydowało o tym, nad którymi kandydatami będzie się głosowało, i to, że to Sejm będzie dokonywał tego wyboru?

Zarówno sama procedura zgłaszania kandydatów-sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, jak również to, że Prezydium Sejmu będzie decydowało o tym, nad którymi kandydatami będzie się głosowało, i to, że to Sejm będzie dokonywał tego wyboru, dokonuje owego zachwiania równowagi instytucjonalnej między różnymi rodzajami władzy.

Nie można w ten sposób naruszać Konstytucji. Pamiętajmy, że dotychczasowe rozwiązania nie wzięły się znikąd.

Pamiętajmy, jaki wpływ KRS ma na powoływanie nowych sędziów, na weryfikowanie tych osób, które się zgłoszą na wolne stanowiska sędziowskie. To wszystko ma przecież bezpośrednie przełożenie na życie i konkretne sprawy zwykłych obywateli.

Czy prezydenckie ustawa o Sądzie Najwyższym i KRS naruszają standardy niezależności sądownictwa?

Procedowane w parlamencie projekty niosą ze sobą ogromne zagrożenie dla niezależności sądownictwa.

I warto o tym głośno mówić, abyśmy w końcu powszechnie zdali sobie sprawę, że dyskutujemy o kwestiach fundamentalnej wagi dla całego społeczeństwa i przyszłości kraju.

Wszyscy dostrzegamy potrzebę zreformowania polskiego wymiaru sprawiedliwości. Ale nie możemy tej reformy zaczynać od niszczenia dorobku 100-lecia Sądu Najwyższego oraz największych tradycji naszej państwowości.

Pamiętajmy, że niezależność sądownictwa ma tak naprawdę służyć obywatelom. Bo na tym właśnie polega siła sądów – że interweniują, kiedy obywatelowi trzeba pomóc, kiedy trzeba stanąć po jego stronie w starciu z machiną państwa, kiedy trzeba równoważyć, a często ograniczyć wpływ władzy publicznej na możliwości korzystania z naszych wolności i praw obywatelskich.

Czy proces legislacyjny w temacie ustaw sądowych wyczerpuje znamiona demokratycznej debaty i wysokiej jakości stanowienia prawa poprzedzonej konsultacjami społecznymi?

Już dwa tygodnie temu grupa 28 organizacji pozarządowych wezwała Sejm do zaprzestania prac nad ustawą o Sądzie Najwyższym oraz o Krajowej Radzie Sądownictwa. W zeszłym tygodniu odbyło się także nieformalne wysłuchanie publiczne, gdzie w podobnym tonie uczestnicy protestowali przeciwko projektowi ustawy o Sądzie Najwyższym oraz ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Głosy sprzeciwu były wyrażane w różnych innych forach – przez organy adwokatury, radców prawnych, stowarzyszenia sędziowskie. W postaci opinii Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Niestety, wszystkie te apele pozostały bez odzewu. Nie ma czasu na merytoryczną dyskusję, odniesienie się do konkretnych uwag, wysłuchanie ekspertów. Wszystko dzieje się w niezwykłym pośpiechu, a wręcz w trybie nocnym. Tak ważne kwestie, dotyczące fundamentalnych kwestii ustroju państwa nie powinny być procedowane w takich warunkach. Obywatele zasługują na reformę przeprowadzoną w rzetelny sposób.

Tak na marginesie – często słyszymy, że „brudy trzeba prać we własnym domu a nie za granicą”, tylko jak to zrobić kiedy pralka (system konsultacji) kompletnie nie działa?

Czy zmiany w SN i KRS są zmianami o charakterze ustrojowym i czy są łamaniem konstytucji?

Już półtora roku temu, 8 marca 2016 r., na rozprawie przed Trybunałem Konstytucyjnym mówiłem o tym, że zapewnienie praw i wolności człowieka i obywatela to jest jedno z zadań państwa. Jasno wskazywałem, że na naszych oczach zmienia się ustrój państwa – przyjmowane są ustawy, które de facto prowadzą do zmiany charakteru działania instytucji kontroli oraz równoważenia się władz – tych instytucji, które mają gwarantować zasadę trójpodziału władz.

Czyli, że już półtora roku temu można było zaobserwować początek procesu likwidowania mechanizmów ochrony praw obywatelskich.
Niestety, obecnie dotyczy to Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa, a w konsekwencji – wszystkich sądów administracyjnych i sądów powszechnych. Ta zmiana dokonywana jest tylko i wyłącznie mocą ustaw, a nie mocą zmiany Konstytucji.

Czy zmiany w sądownictwie proponowane przez prezydenta, i poprawiane przez PiS, usprawnią funkcjonowanie sądownictwa i przyspieszą prace sądów?

Wymiar sprawiedliwości wymaga zmian. Mamy problem z przewlekłością postępowań, ogromną liczbą spraw przypadających na jednego sędziego. To też trudności z  doręczeniami przesyłek, z biegłymi sądowymi. Należy również zapewnić większą jawność postępowań dyscyplinarnych, zastanowić się nad wprowadzeniem instytucji sędziów pokoju.  To też kwestie dotyczące relacji sędziów ze stronami postępowania.

Reforma wymiaru sprawiedliwości to mnóstwo różnych, drobnych spraw organizacyjnych, które muszą być poprawiane. Tymczasem skupiamy się niemal wyłącznie na przeprowadzeniu wymiany kadrowej w KRS i SN. Obawiam się, że może to nie przełożyć się na większą efektywność, co z punktu widzenia obywatela jest ogromnie ważne.

Europejska Sieć Rad Sądownictwa wyraża głębokie zaniepokojenie informacjami o „reformach” sądownictwa w Polsce. Do czego prowadzą procedowane zmiany w parlamencie i jak powinien zachować się teraz prezydent Duda?

W moim przekonaniu ustawy w obecnym kształcie nie powinny zostać przyjęte przez parlament, właśnie ze względu na to, jak bardzo zaproponowane projekty ingerują w niezależność sądownictwa, w jaki sposób naruszają fundamentalne zasady konstytucyjne i de facto prowadzą do zmiany ustroju państwa. Apelowałem więc do Prezydenta, aby ze względu na stopień ingerencji dokonanej przez komisję sejmową rozważył możliwość wycofania swoich projektów ustaw, na co jako wnioskodawca miał czas do zakończenia drugiego czytania projektów.

Na rok przed wyborami dochodzi również do zmiany ordynacji wyborczej, PKW, Komisji Wyborczej.

Jeśli ktoś jednocześnie stara się zmienić kodeks wyborczy, powołać nową strukturę organizującą wybory i podporządkować sobie sąd, który będzie je zatwierdzał, to każdemu polskiemu obywatelowi powinna zapalić się czerwona lampka. Nie mówiąc już o obserwatorach międzynarodowych.
Byłoby to odejście od dotychczasowego, wypracowanego przez wiele lat z udziałem wszystkich sił politycznych, sędziowskiego modelu wyborczego, opartego na bezstronności, apolityczności i profesjonalizmie.

Na rzecz modelu, który do tego stopnia deformuje mechanizmy i instytucje wyborcze, jak również wzmacnia pozycję partii rządzących, że może nie być w stanie zagwarantować wolnych wyborów, a tym samym realizacji praw wyborczych obywateli. Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę zakładany krótki czas realizacji zmian.

Co w tych zmianach razi najbardziej?

Najbardziej oburza mnie fakt, że w ogóle pojawiły się propozycje mogące w praktyce ograniczyć lub wręcz uniemożliwić udział w wyborach wielu osobom z niepełnosprawnością. To tak jakby ktoś wieloletni dorobek w tym zakresie kolejnych Rzeczników Praw Obywatelskich i organizacji społecznych próbował wyrzucić na śmietnik, cofając o krok naszą cywilizację.

„Aparat państwa rośnie każdego dnia w siłę. Rośnie poprzez szczególne uprawnienia policji, prokuratury oraz służb specjalnych. Poprzez ich skuteczność działania, wykorzystywanie nowoczesnych technologii, poprzez hierarchiczne podporządkowanie” – powiedział pan w Sejmie. Do czego to prowadzi?

Powiedziałem to w kontekście pogarszających się relacji państwo – obywatel. Obserwujemy bowiem dzisiaj niespotykane w najnowszej historii kraju dążenie do koncentracji władzy i upolitycznienia struktur państwowych w niemal każdym obszarze ich działania. Pogłębiała się nierównowaga polegająca na tym, że zachwiany zostaje trójpodział władz, że rosną prerogatywy instytucji centralnych i różnych ministrów, natomiast redukowane są wyraźnie możliwości ochrony zagwarantowanych w Konstytucji praw i wolności obywatelskich. Co wynika ze zmiany w  praktyce roli Trybunału Konstytucyjnego, z rozszerzania uprawnień służb specjalnych i Policji, z ograniczania  prawa do demonstracji, czy ze zmian w systemie wsparcia dla organizacji pozarządowych – żeby użyć kilku najbardziej narzucających się przykładów. Znamienny jest też proces podporządkowywania mediów publicznych celom partyjnym, ograniczający wielu grupom obywateli możliwość równoważnego udziału w debacie publicznej. Wchodzimy więc w epokę jednostronnej dominacji państwa. A niestety, doświadczenie i rozum podpowiadają, że tam gdzie „władza wstaje z kolan”, tam próbuje jednocześnie „zepchnąć na kolana” obywatela.

Wchodzimy w etap demokracji reglamentowanej?

Myślę, że realna demokracja nie opiera się tylko na wyborach co cztery lata, lecz przede wszystkim na możliwości permanentnej kontroli poczynań władzy publicznej przez obywateli. Poczynając od prezydenta i rządu a kończąc na wójcie czy sołectwie. Na każdym z tych poziomów obywatele i władza powinni móc patrzeć sobie w oczy. Tylko wtedy będziemy mogli powiedzieć, że budujemy system zrównoważony – społecznie, politycznie i ekonomicznie. A nie system, w którym dumna władza chwali się „silnym państwem”, a bezsilny obywatel ma coraz większy lęk w oczach. To nie jest dobry kierunek. Jako Rzecznik Praw Obywatelskich mam obowiązek o tym przypominać i z tym walczyć w miarę dostępnych mi środków.

rp.pl

Tusk o zmianie premiera: Pogłoski, że to mój człowiek, są przesadzone

Chciałbym wyjaśnić pewne uproszczenia, jakie pojawiają się w komentarzach tuż po wyborze pana Morawieckiego na premiera Polski – mówił Donald Tusk, szef Rady Europejskiej.

Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej

Donald Tusk/Facebook

Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej

Donald Tusk odniósł się do rezygnacji Beaty Szydło z funkcji premiera i desygnowaniu na to stanowisko Mateusza Morawieckiego, wicepremiera w dotychczasowym rządzie. Przedstawiamy najciekawsze cytaty z tej rozmowy w programie „Fakty po Faktach” w TVN24.

O tym, kto ponosi odpowiedź za złą opinię o Polsce:
Skomplikowana sytuacja Polski w Unii Europejskiej, czy szerzej na Zachodzie, nie jest zasługą premier Beaty Szydło. Jeśli mówimy o atmosferze konfliktu, drastycznej różnicy zdań, nieporozumieniach pomiędzy rządem w Warszawie a Europą praktycznie w całości, to autorem tego nie jest premier Szydło. Była wykonawcą, i to dość lojalnym, pewnych zaleceń, które składają się na czytelną strategię polityczną, ale wiadomo, kto jest jej autorem. Prezes PiS Jarosław Kaczyński i partia rządząca przyjęła tę strategię, jeśli nie antyeuropejską, to obok Europy, w poprzek Europy, w poprzek Zachodu.

Morawiecki oczekiwany w Brukseli:
Czekamy na nowego premiera w Brukseli, od razu zapraszam. Prawdopodobnie bez zaproszenia spotkamy się też przy okazji posiedzenia Rady Europejskiej. Z każdym premierem i prezydentem mam okazję w ciągu roku spotykać się wielokrotnie i byłoby wreszcie rzeczą naturalną, gdyby także władze mojej ojczyzny uznawały za celowe współpracować bliżej z rodakiem, który jest szefem Rady Europejskiej. Ale nie chodzi o mnie. Chodzi o relacje pomiędzy Polską, a nawet powiedziałbym szerzej: regionem Europy Środkowo-Wschodniej a tak zwaną starą Europą. Cały czas staram się zszywać te relacje, nawet jeśli Warszawa mi nie zawsze pomaga. Dobrze byłoby, aby wraz z nowym premierem pojawił się jakiś nowy, ale rzetelny znak o zmianie nastawienia do Europy. To na pewno byłoby z korzyścią dla Polski. Nie zgadzam się z moimi oponentami, którzy teraz mają władzę w Warszawie, by pozycja Polski była silniejsza, a nie tak słaba, jak jest dzisiaj.

O swojej współpracy z Morawieckim w przeszłości:
Chciałbym wyjaśnić pewne uproszczenia, jakie pojawiają się w komentarzach tuż po wyborze pana Morawieckiego na premiera Polski. Pogłoski, że człowiek Tuska został premierem, są, delikatnie mówiąc, przesadzone. Chociaż przesadą jest też stwierdzenie, że był moim doradcą. Był uczestnikiem tej Rady [Gospodarczej], którą organizował Jan Krzysztof Bielecki.

O swojej przyszłej współpracy z Morawieckim:
Nie ulega wątpliwości, że liberalne nastawienie gospodarcze [Morawieckiego] i przynajmniej pewne gesty prozachodnie mogą świadczyć o tym, że jakaś intencja poprawy relacji za tą zmianą się czai. Byłoby dobrze. Niezależnie od tego, jak głębokie są różnice i jak wiele rzeczy, które się dzieją choćby dzisiaj w Warszawie, są nieakceptowalne w Europie. Na razie nic się nie zmieniło. Te kłopoty, jakich nawarzono w Warszawie, konkretnie na Nowogrodzkiej, nie zniknęły. Jestem absolutnie gotowy wspólnie z premierami i prezydentami do jak najlepszej współpracy z rządem mojej ojczyzny, jeśli taka gotowość się rzeczywiście pojawi.

Dlaczego Jarosław Kaczyński nie został premierem:
To ucieczka czy niechęć do wzięcia także formalnej odpowiedzialności za władzę. Bo to, że ma władzę, wszyscy wiedzą, że nie ponosi odpowiedzialności politycznej, też wiedzą. W demokracji kluczowe znaczenie ma fakt, że ktoś, kto rzeczywiście rządzi, podlega regułom konstytucyjnym, prawa powszechnego. Także po to, aby nie unikać odpowiedzialności. Bo rządzenie to jest przede wszystkim odpowiedzialność za własne czyny i decyzje. Dzisiaj pełnia władzy jest w rękach człowieka, który za nic nie odpowiada. To na pewno nie jest model, który mi odpowiada, ale nie jestem jedyny.

Beata Szydło ma być wicepremierem w rządzie Morawieckiego:
To rozwiązanie jest z całą pewnością nieortodoksyjne. Rzadko spotykane, ciekawe, niestandardowe rozstrzygnięcie.

O pożegnaniu premier Szydło przez prezydenta Dudę:
Ja bym wolał oczywiście, żeby politycy w Polsce, którzy mają formalną władzę – prezydent, premier – wyrażali nie tylko swoje nastroje, ale także respektowali reguły konstytucje, żeby korzystali ze swoich uprawnień i kompetencji.

O swoim alarmistycznym tweecie o Polsce:
Obchodzę 40. rocznicę angażowania się w sprawy publiczne. Skoro zacząłem jako 20-latek w czasach niesprzyjających takiej działalności, to nie po to, żeby się z tego wycofać tylko dlatego, że komuś się to nie podoba. Można nazwać to w sposób taki nieelegancki, że się wtrącam, ale chcę powiedzieć, że ja się będę angażować w sprawy Polski tak długo, jak będę żył, czy się to komuś podoba czy nie, niezależnie od funkcji, jaką pełnię.

polityka.pl