Trzy najlepsze miejsca na oglądanie zorzy polarnej

Zimą na północy podobno łatwo wpaść w depresję z powodu niedostatecznej ilości światła słonecznego. Natura jednak znalazła sposób na wynagrodzenie tych zimnych, ciemnych miesięcy. Im dalej na północ i im bardziej dziko, tym łatwiej zauważyć zorzę polarną. To niesamowite zjawisko jest powodem i pretekstem dla wielu turystów do odwiedzenia zimnej północy. Oto kilka ciekawych hoteli, których lokalizacja umożliwia jego obserwację.

 

[url=http://shutr.bz/1c0TwEW] Aurora borealis [/url]
Aurora borealis • Shutterstock

Północ zachwyca dzikością i niedostępnością. Ale to właśnie one sprawiają, że kraje północne są coraz częściej odwiedzane przez Polaków. Norwegia, Islandia czy Finlandia nie są już tak ”odległe”, jak jeszcze kilka lat temu. A niezywkłe hotele kuszą i tych bardziej wymagających turystów.

Sorrisniva Igloo Hotel, Norwegia

Hotel Sorrisniva znajduje się na naprawdę dalekiej północy, w Norwegii, w pobliżu miejscowości Alta, która swoją nazwę wzięła od przepływającej przez nią rzeki. Ponieważ jest w całości zbudowany z lodu działa tylko w sezonie zimowym, od października do kwietnia.

Hotel jest co roku budowany na nowo, a wraz z igloo służącym przyjezdnym za hotel, powstaje lodowa kaplica i galeria. Goście śpią na łóżku zbudowanym ze śniegu i pokrytym naturalnymi futrami zwierząt, jak prawdziwi Eskimosi. Temperatury w pokojach hotelowych wynoszą około -5 stopni Celsjusza. Ogrzać można się w tradycyjnej saunie parowej.

Jednym z niewielu permanentnie działających budynków w Sorrisniva jest zbudowana z drewna restauracja, w której serwuje się tradycyjne norweskie jedzenie. Można skosztować tutaj steka z renifera i dań ze świeżego łososia. Nie należy być zbyt wybrednym.

Sorrisniva jest oddalona od większych miejskich ośrodków, dlatego jest to idealne miejsce do obserwowania zorzy polarnej. Jedzenie dociera tutaj regularnie, ale raczej nie zjemy na śniadanie melona z szynką parmeńską. Możemy za to liczyć na niezłą jajecznice.

Hotel Kakslauttanen, Finlandia

Hotel Kakslauttanen znajduje się w górzystym rejonie Saariselkä w Laponii. Moim zdaniem jest to najlepsze miejsce do oglądania zorzy polarnej. Można bowiem po prostu położyć się na plecach w wygodnym (ciepłym!) łóżku i przez przezroczysty sufit szklanego igloo obserwować niebo.

Istnieje kilka opcji zakwaterowania w ośrodku, ale to właśnie ten jest najpopularniejszy. Słusznie. Na terenie hotelu znajdują się cztery restauracje. Dwie z nich w tradycyjnych, lapońskich chatach. Za dnia można pobiegać po okolicy na nartach, lub wybrać się na spacer w rakietach śnieżnych.

Goście hotelu mają dostęp do wszystkich potrzebnych sprzętów, a także możliwość skorzystania z organizowanych dla grup wycieczek psim zaprzęgiem lub saniami ciągniętymi przez renifery. Amatorzy wędkowania mogą wypożyczyć wędki i spędzić trochę czasu sam na sam z (prawie) podbiegunową naturą i specjalnie wyrytym przeręblem.

Hotel Budir, Islandia

Islandia to jeden z najbardziej dziewiczych krajów na świecie. Połacie zupełnie dzikich terenów obfitują w spektakularne widoki. Półwysep Snaefellsnes to jedno z najpiękniejszych miejsc na wyspie. Romantyczny Hotel Budir to ulubiona lokalizacja Islandczyków z Reykjaviku.

Mimo tego, że jest znacznie oddalony od cywilizacji, ze stolicy można do niego dojechać w dwie godziny piękną trasą, na której możemy spotkać przebiegające po okolicznych pagórkach i równinach hordy włochatych kuców islandzkich i zobaczyć pojedyncze, kolorowe domki typowe dla Islandii.

Budir to niewielki hotel butikowy, w którym można wypocząć na naprawdę wysokim poziomie. Tutejsza restauracja uchodzi za jedną z najlepszych w kraju, a lokalizacja i urok hotelu sprawiają, że dość często organizowane są tu wesela. To piękne miejsce warto odwiedzić zarówno zimą, żeby wieczorami relaksować się oglądając rozświetlone niebo, jak i latem, podczas najdłuższych dni roku, kiedy można tańczyć o północy w świetle niezachodzącego słońca.

naTemat.pl

 

„Happy” Pharrella nagrane w Kijowie. Protestujący pokazują, że mimo wszystko są szczęśliwi

Mówienie o jakimkolwiek szczęściu czy radości w kontekście wydarzeń na Ukrainie może wydawać się po prostu niewłaściwe. Ale Gosia i Leszek, Polacy, którzy w lutym spędzili trochę czasu w Kijowie, postanowili pokazać, że Ukraińcy – nawet teraz – potrafią być „happy”.

 

"Happy" Pharrella Williamsa w wykonaniu protestujących na Ukrainie, w Kijowie
„Happy” Pharrella Williamsa w wykonaniu protestujących na Ukrainie, w Kijowie • Fot. YouTube/Leszek molski

Piosenka Pharrella Williamsa podbiła serca ludzi z całego świata. Od lat chyba nie było w muzyce utworu, który od razu wypełnia pozytywną energią i chęcią do życia. Mówienie o tych rzeczach w kontekście walk na Ukrainie wydaje się całkowicie odrealnione i po prostu złe. Ale nie dla wszystkich. Jak ulał pasują tutaj pierwsze słowa piosenki, czyli „to, co powiem, może wydać Wam się szalone”.

Gosia i Leszek, jak sami piszą, spędzili z prostującymi kilka dni. W tym czasie nagrali teledysk inspirowany „Happy” Pharrella Williamsa. Udział wzięło wiele osób: młodzi manifestujący na Majdanie, nieco starsi wyposażeni w kije, ludzie niosący flagi. Znakomita większość z nich jednak się uśmiecha.

Protestujący w Kijowie robią "Happy" do piosenki Pharrella Williamsa
Protestujący w Kijowie robią „Happy” do piosenki Pharrella Williamsa•YouTube/leszek molski

Pod koniec filmiku Ukraińcy mówią też, czego potrzebują, by być szczęśliwymi.
– Chcę, by Ukraina była krajem wolnym, prawdziwie demokratycznym i dobrze prosperującym – mówi jedna z nich. Kolejna osoba dodaje zaś: – Walczymy o podstawową, fundamentalną godność człowieka, o honor. Nasz rząd to banda gangsterów.

W ten sposób Gosia i Leszek, z dozą uśmiechu, pokazali inną stronę ukraińskiego dramatu. Naprawdę warto nie tylko obejrzeć, ale i posłuchać, co Ukraińcy mówią – na szczęście film wyposażono w napisy, więc nikt nie powinien mieć problemu z ich zrozumieniem. Polakom gratulujemy ciekawego pomysłu.

 

 

naTemat.pl

 

„Syjoniści do Izraela”. Czyli, jak towarzysze szukali wroga

– Nie chcemy, aby w naszym kraju powstała piąta kolumna! – te słowa Władysława Gomułki rozpoczęły antysemicką kampanię, która osiągnęła apogeum w marcu 1968 roku.

 

Fot. „Newsweek Historia”

„Z Andrzejem oczekujemy na odpowiedź z paszportowego. Jeżeli tylko dostaniemy, nie będę tutaj siedział tydzień dłużej, wyjadę jak stoję. Żyję nadzieją, że w myśl ostatniego przemówienia Gomułki zezwolą wyjechać. Jestem Żydem i jedynym moim marzeniem i obowiązkiem jest żyć w Izraelu”. To list studenta medycyny z Łodzi przechwycony przez urząd cenzury latem 1967 roku.

Wielki światowy konflikt dotknął tych dwóch braci z Łodzi i wielu innych z całej Polski, gdy 5 czerwca 1967 r. wojska izraelskie zaatakowały Egipt. Konflikt nazwano później wojną sześciodniową. Egipt wsparły militarnie Jordania i Syria. Po dwóch dniach lotnictwo państw arabskich przestało istnieć, a wojska egipskie w popłochu wycofywały się na drugi brzeg Kanału Sueskiego po przegranej bitwie na półwyspie Synaj. 10 czerwca izraelskie kolumny pancerne dotarły na przedpola Damaszku.

Wtedy do akcji włączył się Kreml. Premier Aleksiej Kosygin skorzystał z gorącej linii łączącej go z Białym Domem. Jego ówczesny lokator prezydent Lyndon B. Johnson usłyszał, że o ile ofensywa izraelska nie zostanie zatrzymana, Związek Radziecki podejmie „odpowiednie środki”, łącznie z przystąpieniem do wojny. Ponieważ na Morzu Śródziemnym nieopodal brzegów Izraela stacjonowała amerykańska V Flota, spełnienie tej groźby mogłoby przeistoczyć konflikt z lokalnego w globalny.

Zakonspirowany wróg
9 czerwca 1967 r. odbyło się w Moskwie posiedzenie Doradczego Komitetu Politycznego Państw Stron Układu Warszawskiego. Zebrani przywódcy zadecydowali o zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Izraelem przez państwa członkowskie Układu Warszawskiego. Ze wspólnego frontu wyłamała się tylko Rumunia. Dziesięć dni później Gomułka, I sekretarz PZPR, w przemówieniu transmitowanym przez radio i telewizję oznajmił, że Izrael ma w Polsce ukrytych sprzymierzeńców, a sympatia dla niego jest równoznaczna ze zdradą Polski.

„Władze państwowe – mówił pierwszy sekretarz – traktują jednakowo wszystkich obywateli Polski Ludowej bez względu na ich narodowość. […] Ale nie chcemy, aby w naszym kraju powstała piąta kolumna (oklaski). Nie możemy pozostać obojętni wobec ludzi, którzy w obliczu zagrożenia pokoju światowego, a więc również bezpieczeństwa Polski i pokojowej pracy naszego narodu, opowiadają się za agresorem, za burzycielami pokoju i za imperializmem. Niech ci, którzy odczuwają, że słowa te są skierowane pod ich adresem – niezależnie od ich narodowości – wyciągną z nich właściwe dla siebie wnioski”.

Socjolog Jan Szczepański zapisał tego dnia w dzienniku: „Dziś w W-wie zebrał się VI Kongres Związków Zawodowych, starannie wyreżyserowana wielka szopka z przeszło 1500 uczestników. Na otwarcie Gomułka wygłosił przemówienie, które przejdzie do historii, rozpali w Polsce falę nacjonalizmu i antysemityzmu. Było prawie w całości poświęcone konfliktowi izraelsko-arabskiemu, dało tendencyjny opis dziejów powstania państwa Izrael i ostry atak na tych Żydów w Polsce, którzy opowiedzieli się po stronie Izraela”.

Słowa Gomułki nie budziły wątpliwości: wszyscy Żydzi są zakonspirowanymi wrogami. Passus przyrównujący żydowską mniejszość do hitlerowskiej piątej kolumny w druku się jednak nie znalazł, wykreślony po naciskach członków Biura Politycznego KC. Zapadł jednak w pamięć widzów i radiosłuchaczy. Natychmiast stał się zwrotem popularnym, chętnie używanym w słownych napaściach na Żydów.

Określenie piąta kolumna ma sens złowrogi, zarzuca zdradę. Pochodzi z czasów hiszpańskiej wojny domowej (1936-1939). Mówiono wówczas o czterech kolumnach wojsk idących na republikański Madryt, piąta, zwolenników gen. Franco, miała znajdować się w stolicy. W okresie II wojny w ten sposób nazywano dywersantów niemieckich, którzy atakowali z ukrycia. Nic dziwnego, że porównanie Żydów mieszkających w Polsce do piątej kolumny jednych szokowało, innych, po cichu liczących na antyżydowską czystkę w elitach władzy, cieszyło.

Co sprawiło, że I sekretarz partii tak daleko posunął się w oskarżeniach? „Trudno powiedzieć – pisze Jerzy Eisler, autor fundamentalnej pracy „Polski Rok 1968” – czy była to tylko niezręczność, czy ewentualnie ktoś podsunął Gomułce wyrażenie »piąta kolumna«, czy też było ono w pełni świadomie użyte przez I sekretarza”.

Najbliżsi współpracownicy Gomułki wspominają go jako człowieka gwałtownego, niechętnie słuchającego rad i skłonnego do improwizacji w kwestiach politycznych. Wiadomo, że czerwcowego wystąpienia nie skonsultował z Biurem Politycznym. O kształcie przemówienia z 19 czerwca prawdopodobnie zadecydowała nie polityczna strategia, lecz krasomówczy zapał. Jednak żydowskiego zagrożenia pierwszy sekretarz nie wymyślił sam. Tak silną nerwową reakcję coś musiało wywołać. Pytanie: co?

Hipotezy dotyczące zachowań i decyzji Władysława Gomułki przedstawiamy w marcowym numerze miesięcznika ”Newsweek Historia”.

naTemat.pl 

 

„To jest już wojna, ale nie wojna domowa. To wojna między władzą a ludźmi Ukrainy” [WYWIAD]

Joanna Berendt

 

20.02.2014
– To nie jest wojna domowa, tylko wojna między władzą a ludźmi Ukrainy. Alternatywnie mógłbym to też nazwać terroryzmem, bo władza dopuszcza się aktów terroryzmu wobec własnych ludzi. Jestem przerażony – tak ostatnie wydarzenia na Ukrainie komentuje Ihor Kozyi z ukraińskiego Institute for Euro-Atlantic Cooperation. W rozmowie z Gazeta.pl opowiada, czego możemy spodziewać się w najbliższej przyszłości.
Najkrótszy rozejm w historii. Znów walki na Ukrainie [RELACJA NA ŻYWO] >>Joanna Berendt: Co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilkunastu godzin w Kijowie?Ihor Kozyi: – Sytuacja zmieniła się na gorsze. W skrócie – stało się po prostu bardziej niż kiedykolwiek oczywiste, że u władzy mamy ludzi, którzy chcą u tej władzy pozostać za wszelką cenę – nawet jeżeli to oznacza, że ulice miast będą spływać ludzką krwią.

Co można by zrobić?

– Najlepszym wyjściem byłoby, gdyby parlamentarzyści doszli do jakiegoś porozumienia, które uspokoiłoby nastroje. Ale według mnie nie ma co liczyć na to, że tak się stanie. Parlament to w dużej mierze Partia Regionów i na razie obserwuję, jak jej członkowie w popłochu opuszczają Kijów. A reszta po prostu się boi.

Premier Donald Tusk mówił wczoraj, że być może obserwujemy na Ukrainie pierwsze godziny wojny domowej. Czy tak właśnie jest?

– Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wojna domowa to konflikt zbrojny, w którym stronami są obywatele danego państwa. U nas obywatele stoją tylko po jednej stronie. Po drugiej mamy bandę kryminalistów – czyli władzę. Nie nazwałbym tego więc wojną domową.

Jakby pan to więc nazwał?

– Żeby była jasność – to jest już wojna. Po ostatnich dwóch dniach, zwłaszcza po ostatnim poranku, możemy już mówić o pełnym konflikcie zbrojnym. Tyle że nie jest to wojna domowa, tylko wojna między władzą a ludźmi Ukrainy. Alternatywnie mógłbym to też nazwać terroryzmem – władza dopuszcza się bowiem aktów terroryzmu wobec własnych ludzi. Jestem przerażony.

Ale z drugiej strony w wielu miejscach milicja czy przedstawiciele wojska czują podobnie i przechodzą na stronę Majdanu. Może to znak, że coś zmienia się na lepsze?

– Być może jest to jakiś powód do optymizmu. Z drugiej strony proszę nie zapominać, że mamy bardzo potężnego sąsiada, który niezależnie od tego, co mówi, ma u nas interesy i nie pozostawi nas samym sobie. Sprawa jest jednak skomplikowana, bo na razie nie ma dowodów na to, że rosyjskie służby są zaangażowane w ten konflikt.

Z drugiej strony szef ukraińskiej służby bezpieczeństwa szkolił się właśnie w rosyjskich służbach – nie radzieckich, tylko rosyjskich. I ktoś nagle postanowił go awansować w strukturach. Nie mogę sobie tego wytłumaczyć inaczej, niż jako próbę Kremla usadzenia u nas swoich agentów, którzy mieliby doprowadzić do zamachu na niepodległość Ukrainy. Ale zobaczymy, co się wydarzy w przyszłości.

Jak powinny w tej sytuacji zareagować Unia Europejska czy Stany Zjednoczone?

– Ich reakcja mogłaby być kluczowa. Zwłaszcza jeżeli chodzi o Stany. Powinny zostać ogłoszone natychmiastowe ostre sankcje finansowe dla władz Ukrainy i wszystkich, którzy ją w tym kraju wspierają. Aby uniemożliwić dalszy proces zbrojenia się sił Janukowycza. Bo jakikolwiek arsenał zostanie wykorzystany przeciwko ludziom.

Na razie prezydent Janukowycz zapowiedział, że wprowadzi stan wyjątkowy.

– I pewnie się tak stanie i w świetle prawa nawet będzie się to wydawało legalne – jak wiele innych działań prezydenta z ostatnich lat, które w żadnej normalnej demokracji legalne by nie były.

A co dla Ukraińców będzie oznaczać stan wyjątkowy?

– Ciężko powiedzieć. Stan wyjątkowy w założeniu ma utrudnić ludziom prowadzenie wszelkich zorganizowanych akcji – a więc godzina policyjna, zamknięcie czy ograniczenie działania komunikacji miejskiej, być może ograniczenia także w telekomunikacji Ciężko powiedzieć. Wiem jednak, że cokolwiek to będzie, nie zostanie to pozostawione bez reakcji ze strony Majdanu.

Co ma pan na myśli?

– Że pewnie doprowadzi to do wzmożenia działań partyzanckich. Co z kolei sprowokuje jeszcze bardziej brutalną odpowiedź ze strony władz i wszystkich, którzy nadal dla niej pracują.

I gdzie to doprowadzi?

– Dobre pytanie. Ludzie na Majdanie deklarują, że będą na barykadach siedzieć do końca. Do absolutnego końca. Nie wiem, co to może oznaczać.

TOK FM

Unia karze winnych przemocy na Ukrainie. Zamraża konta i cofa wizy

Wszyscy ministrowie UE zgodzili się na wprowadzenie natychmiastowych sankcji skierowanych przeciwko osobom „odpowiedzialnym za przemoc” na Ukrainie – powiedziała agencji Reutera szefowa włoskiej dyplomacji, Emma Bonino. Jak dodała, „powinny one wejść w życie w ciągu kilku godzin”, a decyzja o zamrożeniu kont i anulowania wiz wjazdowych do UE zapadła po rozmowach z szefami polskiej, francuskiej i niemieckiej dyplomacji, którzy rozmawiali w czwartek z prezydentem Wiktorem Janukowyczem w Kijowie.

Do godz. 16. czasu polskiego trwały rozmowy między prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem a przebywającymi w Kijowie w imieniu UE ministrami: Radosławem Sikorskim, Frankiem-Walterem Steinmeierem oraz Laurentem Fabiusem. W momencie, gdy się kończyły, w Brukseli zbierali się szefowie dyplomacji pozostałych 25 państw Unii.

 

 

 

 

Bez trzech ministrów. Sankcje w trakcie przygotowań

W niecałe dwie godziny osiągnęli porozumienie ws. wprowadzenia sankcji wobec „osób odpowiedzialnych za przemoc na Ukrainie”, o czym poinformowała szefowa włoskiego MSZ, Emma Bonino.

Jak dodała, „decyzja zostanie wprowadzona w życie bardzo szybko, w przeciągu kilku godzin”.

Kilkanaście godzin prac nad tekstem

Spotkanie unijnych ministrów poprzedziły telefoniczne konsultacje Sikorskiego, Fabiusa i Steinmeiera z szefową unijnej dyplomacji Catherine Ashton, która następnie – jako przewodnicząca obrad rozpoczętej w Brukseli Rady UE – zreferowała pozostałym ministrom wyniki spotkania delegacji z Janukowyczem.

Unijni ministrowie byli jednogłośni w swej decyzji. Wszystkich 28 przedstawicieli krajów zgodziło się, że sankcje powinny wejść w życie szybko. Już od rana trwają prace nad dokumentem końcowym, pod którym mają się podpisać szefowie dyplomacji Wspólnoty.

Jak wynika z jeszcze nieoficjalnych doniesień agencji Reutera, która dotarła w czwartkowy poranek do pierwotnego tekstu porozumienia, sankcje mają też przewidywać objęcie Ukrainy embargiem na sprzedaż broni i sprzętu, który może zostać użyty do represji.

Sikorski: To największe użycie siły w Europie w ostatnim czasie

Jak kształt przyjmą sankcje?

W środę źródła dyplomatyczne podawały, że możliwe są przede wszystkim sankcje wizowe, polegające na objęciu zakazem wjazdu urzędników, polityków i innych osób, uwikłanych w przemoc i represje na Ukrainie, jak również zamrożenie należących do nich aktywów finansowych, ulokowanych na terytorium UE.

Rosja: UE i USA „szantażują” Ukrainę

Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow planowane sankcje Unii Europejskiej przyrównał w czwartek do „szantażu”.

– Nasi zachodni partnerzy – UE i USA – całą winą za sytuację obarczają władze Ukrainy. Poczynań ekstremistów nie kwalifikują tak, jak te na to zasługują. Bardzo to nas niepokoi, ponieważ są to podwójne standardy – oświadczył Ławrow, którego cytują agencje Interfax i ITAR-TASS.

 

 

Szef dyplomacji ocenił, że sankcje wizowe wprowadzone przez Stany Zjednoczone wobec przedstawicieli władz Ukrainy odpowiedzialnych za krew na ulicach Kijowa stanowią „dodatkową zachętę dla opozycji, by była nieustępliwa”. – Unia Europejska też usiłuje omówić zastosowanie sankcji. Jednocześnie na Ukrainę przyjeżdżają nieproszone misje. Działania takie przypominają szantaż – oznajmił.

 

Ławrow wyraził też zdumienie z powodu napływających z Waszyngtonu oświadczeń na temat sytuacji na Ukrainie. – Szczególne zdziwienie odczuwamy, gdy anonimowe źródła wyrażają niezadowolenie, że nie mogą dodzwonić się do szefów resortów siłowych Ukrainy – powiedział.

Rosyjski minister oznajmił, że dochodzące z zachodnich stolic żądania przeprowadzenia na Ukrainie wcześniejszych wyborów prezydenckich i parlamentarnych oraz utworzenia koalicyjnego rządu stanowią próbę narzucenia Ukraińcom wyboru na rzecz Unii Europejskiej.

W czwartkowych starciach w Kijowie zginęło według różnych źródeł od kilkunastu do nawet 37 osób. Milicja i demonstrujący używają broni palnej. Ranni liczeni są w setkach.

TVN24.pl

Dodaj komentarz