Maria Nurowska – „Mój przyjaciel agent bawidamek”

W ostatnim numerze „Polityki” Justyna Sobolewska napisała w recenzji mojej książki o Kuklinskim „Mój przyjaciel zdrajca”, zatytułowanej „Agent bawidamek”, że „w filmie Pasikowskiego Kukliński niewiele mówi, inaczej niż w książce Nurowskiej, która jest stylizowana na gawędę i bez porównania ciekawiej wypada, gdy milczy.” Jest ogólnie przyjęte, że autorzy nie polemizują z recenzentami nawet wtedy, gdy uważają ich sądy za krzywdzące. Ale tym razem zrecenzowany został bohater opowieści, który jednak zechciał mówić.

 

Okładka książki Marii Nurowskiej "Mój przyjaciel zdrajca"
Okładka książki Marii Nurowskiej „Mój przyjaciel zdrajca”

Ja nagrałam jego zwierzenia na dwunastu kasetach, z których tylko część weszła do książki, inaczej zrobiłaby się z tego opowieść – rzeka. Starałam się wybrać te fragmenty, które składają się na obraz mojego bohatera, niestety nie odpowiadający oczekiwaniom pani recenzentki. Wolałaby, aby Kukliński miał inny życiorys, był przykładnym ojcem i mężem, jak u Pasikowskiego, nie przesiadywał w warszawskim Spatifie i nie interesował się innymi kobietami, poza własną żoną.

Pani Sobolewska dowiedziała się z mojej książki o Kuklińskim, trochę o jego działalności wojskowej, która miejscami ją nudziła, a trochę o romansach, „szlafroczki, powłóczyste spojrzenia”, pewnie chodziło jej o żonę dowódcy pułku w Pile, w którym jakiś czas służył mój bohater. Rudowłosa pułkownikowa wprowadziła w życie młodego podówczas Kuklińskiego. I tak jakoś było, że to kobiety o niego zabiegały, na potańcówce potrafiły go wypatrzyć nawet gdy stał pod ścianą, za plecami innych.

Tyle, że nie o tym była „gawęda” Kuklińskiego, ale o wędrówce przez wszystkie szczeble wojskowej kariery i dojrzewaniu do najważniejszej decyzji, jaką przyszło mu podjąć. Kukliński „nie obudził się” w 1972 roku, kiedy postanowił rozpocząć współpracę z Amerykanami, bardzo szybko nabrał wątpliwości czy naprawdę służy w tym wojsku, w którym składał przysięgę. Kiedy dotarło do niego, że struktura każdego wojska jest taka, iż nie może ono działać wbrew doktrynie wojennej, jego myśli, jego dążenia szły w tym kierunku, aby to wojsko nie dostało rozkazów samobójczych dla jego narodu.

Według jego słów: „nasi żołnierze, którzy strzelali do robotników na Wybrzeżu, rzygali, chorowali, ale nie mieli wyjścia, a ci, co w 68 roku wchodzili do Czechosłowacji i napotykali żywe barykady?” Przedtem Pułkownik nie miał odpowiedniej wiedzy i dostępu do najtajniejszych dokumentów Układu Warszawskiego, a kiedy to się stało, postanowił rzucić na szalę swój los i los swojej rodziny.

Ukarali go za to niedawni sojusznicy, jego synowie zapłacili życiem za działalność ojca, ukarała go i każe do tej pory wolna Polska, o której marzył. To marzenie się spełniło, tyle że wolna Ojczyzna nie stała mu się matką, ale macochą. Czasami myślę, że jesteśmy jakimś schizofrenicznym narodem, skoro nie umiemy odnaleźć się w naszej wolności. Dla połowy moich rodaków Pułkownik jest bohaterem, dla drugiej połowy zdrajcą, mimo że zdradził państwo ościenne, a jego starania, aby Polska wstąpiła do NATO bardzo się do tego przyczyniły.

naTemat.pl

Dodaj komentarz