Kiedy kobieta ukrywa się pod ubraniem, to gdy mężczyzna zobaczy jej ciało, nie ma mocnych

WYWIAD
Krystyna Romanowska, 29 czerwca 2017

Mężczyźni lubią, kiedy kobieta pokazuje swoje ciało

Mężczyźni lubią, kiedy kobieta pokazuje swoje ciało (Barbara Niewiadomska)

Mężczyźni lubią, kiedy kobieta bez skrępowania pokazuje swoje ciało, niezależnie jak wygląda. Większość ich fantazji erotycznych dotyczy naturalności i ekspresji.

z seksuologiem i psychoterapeutą ANDRZEJEM GRYŻEWSKIM rozmawia KRYSTYNA ROMANOWSKA

Myśli pan, że kobiety kręci męski striptiz?

– Moje klientki mówią, że tak, jeśli towarzyszy temu ładna oprawa – stonowane światło, ciepło w pokoju, muzyka, estetyczne ubranie. Ale mężczyźni mają tendencję do antystriptizów, czyli falują dla żartów sadełkiem na brzuchu, co kobietom podoba się, hm… tak sobie.

Warto, żeby mężczyzna się dowiedział, co jego partnerka uważa za atrakcyjny striptiz. W gabinecie słyszę, że powinien być dostosowany do partnerów – jeśli mężczyzna na co dzień jest samcem alfa, to kobiecie spodoba się tajemnica, udawane zawstydzenie mężczyzny. A jeśli partner jest wycofany, małomówny, to w striptizie podnieci ją męskość, prowokowanie, uwodzenie.

Zazwyczaj kręci nas to, czego w partnerze jest najmniej. Myślę, że to jest mechanizm ewolucji, która dążyła do jak największej sumy różnorodnych cech.

Striptiz wymaga odwagi.

– Gdy rozmawiam o nim z klientami, wymieniają odmienne umiejętności. Mówią o odwadze, poczuciu humoru, otwartości, rozwiązłości, dominacji, pewności siebie, swobodzie, wolności, umiejętności kuszenia.

Jednak związków, w których kobiety i mężczyźni robią striptiz, jest niedużo. Ba, z badań dotyczących tego, jak śpią Polacy, wynika, że 43 proc. z nich nie pokazuje się partnerowi albo partnerce nago! Boją się, że spojrzy, że się skrzywi, skomentuje.

Czytaj też: Wybieraj dobrze: kotlety czy seks?

A może to pruderia?

– Jeśli chodzi o seks, to owszem, jesteśmy pruderyjni. Widać to po kolejce klientów, którzy czekają na pomoc seksuologa, psychoterapeuty. Bo pruderia jest córką lęku. Przychodzi z nim do mnie 70 proc. klientów. I podczas psychoterapii pracujemy nad lękiem i wstydem dotyczącym wyglądu ciała, odczuwania narastającego podniecenia, a przez to utraty kontroli – ona jest dla wielu osób przerażająca. Moi klienci przyznają, że woleliby zapłacić dużą karę finansową, niż stracić kontrolę i wyjść poza hipotetyczny kanon społeczny.

Profesor Zbigniew Lew-Starowicz przytoczył ostatnio ciekawe badania neurologiczne, z których wynika, że w toku ewolucji u kobiet wykształcił się ośrodek w mózgu odpowiedzialny za kontrolę społeczną. Być może tu leży przyczyna znacznego obniżenia popędu seksualnego kobiet w stałych związkach – to częste zastanawianie się, czy ich ciało, wygląd, zachowanie spełnia normy społeczne, czy nie, co ma bezpośrednie przełożenie na problemy z podnieceniem oraz pożądaniem i w efekcie obniża libido seksualne.

Jaki jest seks osób, które wstydzą się nagości?

– Tacy pacjenci mówią, że mają strategię przekładania seksu na koniec dnia – jest godzina 24, chce im się spać i ona, ta wstydliwa, zaciera ręce, że on już nie kontaktuje, więc seks będzie szybki, nieuważny. On nie będzie się wczuwał, jak partnerka wygląda, ona go pośpieszy i będzie się skupiał na tym, żeby jak najszybciej doprowadzić rzecz do końca. Inne sposoby to gaszenie światła, wchodzenie do łóżka w piżamie i niezdejmowanie jej do seksu.

Pan powiedział: „Ona, ta wstydliwa”. Mężczyźni mają mniej obaw?

– Jeśli mają świadomość swojej nadwagi lub zapadniętej klatki, to unikają nagości. Natomiast wielu mężczyzn z dumą będzie prężyło swojego członka, bez względu na to, jakiej jest długości. Mało tego, będą patrzyli z nadzieją w oczy kobiety, czy ona spogląda z zafascynowaniem i pożądaniem.

A jak jest z chodzeniem nago po domu?

– Mało które pary mają taki zwyczaj. Dam przykład. Jeden z moich klientów skarżył się na przedwczesny wytrysk – mówił, że ledwo partnerka zaczyna go dotykać, on natychmiast reaguje ejakulacją. Zapytałem, czy ma kontakt z cielesnością partnerki. „Tak, oczywiście, ona chodzi przy mnie nago” – zapewnił.

Ale czułem, że kluczy, nie mówi prawdy. Koniec końców okazało się, że on sporadycznie widzi ją rozebraną. Wstydził się o tym opowiedzieć, bo był pierwszy raz u seksuologa i nie chciał wyjść na niedorajdę. „Nie dość, że mam przedwczesny wytrysk, to jeszcze moja żona chodzi po domu okryta i nie mogę zobaczyć jej ciała. Przecież ja mam mercedesa i dużą firmę! Nie mogę pozwolić sobie na to, żeby być niemęskim facetem!” – powiedział. „A w dodatku rzadko uprawiamy seks, tylko raz w miesiącu”.

Przedwczesny wytrysk mężczyzny jest efektem kobiecego wstydu przed nagością?

– To się nierzadko zdarza. Kiedy kobieta ukrywa się pod ubraniem, to gdy mężczyzna zobaczy jej ciało, nie ma mocnych, zareaguje przedwczesnym wytryskiem.

Mężczyźni mówią panu: „Brakuje mi nagości mojej żony”, albo „Żeby się chociaż raz przede mną rozebrała”?

– Oni tęsknią za naturalnością. Lubią, kiedy kobieta bez skrępowania pokazuje swoje ciało bez względu na to, jak ono wygląda. Większość fantazji erotycznych mężczyzn dotyczy swobody i ekspresji. Nie chcą napięcia, poczucia, że jest się na egzaminie. Liczy się dla nich tu i teraz. Nie tęsknią za ciałem, które spełnia określone standardy, tylko za tym, żeby partnerka się rozebrała naturalnie, z lekkim uśmiechem, prowokująco, patrząc mu w oczy. Na sesjach dzielą się ze mną skrywanymi pragnieniami i fantazjami seksualnymi.

Rozmawiają o nich z partnerkami?

– Jedna trzecia mężczyzn dzieli się fantazjami z partnerkami. Ale tylko kilka procent kobiet opowiada partnerom o swoich erotycznych snach i fantazjach. Zwykle boją się, że partner potraktuje je poważnie, będzie zazdrosny, obrazi się.

Tu ważna uwaga – patrzmy na fantazje z dystansem. One lekko i dość niejasno sygnalizują potrzeby psychologiczne. Jeśli kobieta fantazjuje o seksie z czarnoskórym facetem, to nie dlatego, że gardzi 12-centymetrowym członkiem partnera. W tej fantazji chodzi o doświadczenie różnorodności. I wtedy przeniesienie seksu z łóżka na dywan przed kominkiem albo na blat w kuchni wycisza te fantazje u kobiety.

Czego się boi kobieta, która ukrywa ciało przed partnerem?

– Że jej skóra nie jest jedwabista i gładka, że ma zmarszczki, cellulit, fałdki tłuszczu, a on to widzi. Boi się porównania ze standardami narzuconymi przez reklamę, modę, media, słowem – przez kulturę zachodnią.

Mam klientkę, której skóra jest biała, wręcz alabastrowa. Nie chciała pokazywać jej mężczyźnie, bo w modzie jest skóra w kolorze brzoskwini. Jednak kiedy po solarium pokazała się partnerowi, nie był zachwycony. Mimo to ona mu nie wierzy, że jej własny kolor skóry naprawdę mu się podoba.

Inne kobiety uważają się za grube, nie lubią swoich pośladków albo nosów. Co dziesiąta osoba w Polsce krępuje się wyglądem własnych genitaliów. Na międzynarodowych kongresach seksuologicznych obserwuję, jak prężnie rozwija się medycyna estetyczna miejsc intymnych. To kwestia ostatnich lat. Gama usług jest szeroka: wybielanie odbytu, redukcja objętości i napięcia warg sromowych, uwypuklanie kwasem hialuronowym punktu G, wszczepianie błony dziewiczej, laserowa depilacja włosów łonowych.

Na jednej z konferencji lekarz ginekolog zapędził się i powiedział o takim zabiegu: „Baby za tym przepadają”. Tak jest?

– Wśród ludzi korzystających z medycyny estetycznej, w tym medycyny estetycznej miejsc intymnych, jest wiele osób cierpiących na dysmorfofobię, zaburzenie, które polega na nieakceptowaniu swojego ciała.

Dlatego profesjonalne kliniki, żeby oszczędzić sobie kłopotów z wiecznym niezadowoleniem klienta z efektów zabiegów i ewentualnych spraw sądowych, nim podejmą interwencję, wysyłają pacjentów na konsultację do psychoterapeuty. Chodzi o zdiagnozowanie lub wykluczenie tego zaburzenia. Jeśli pacjent je ma, to możliwość zabiegu zostaje zablokowana. To słuszne, u osób z dysmorfofobią zabieg medycyny estetycznej powoduje frustrację zamiast oczekiwanych akceptacji i zadowolenia.

A jakie są kompleksy mężczyzn na punkcie ciała?

– Jeszcze dekadę temu kobiety traktowały swoje ciała w sposób estetyczny, a mężczyźni – funkcjonalnie, czyli nieważne, jak wyglądam, ważne, że działa/działam. Pięć lat temu mieliśmy już mężczyznę emo – zwiewnego i delikatnego, takiego jak bohater filmu „Sala samobójców”. Następnie überseksualnego, czyli zadbanego i oczytanego drwala w typie bohaterów serialu „Gra o tron”.

Mężczyźni zdali sobie sprawę, że trzeba zadbać o estetykę. Słyszę to na siłowni – rozmawiają o wyglądzie, porównują swoje łydki i bicepsy. Wczoraj byłem świadkiem, jak umięśniony bywalec siłowni zachwycał się pięknie wyrzeźbionymi łydkami mniej doświadczonego pakera. „Pokaż mi swoje ćwiczenia, bo też chcę mieć takie łydki” – poprosił.

W ostatnich latach pojawili się u mnie chorzy na anoreksję geje, a teraz z tym samym przychodzą heteroseksualni mężczyźni. Gdyby 10 lat temu ktoś mi powiedział, że to pójdzie w tę stronę, nie uwierzyłbym. To wszystko wynika ze strachu przed tym, jak się wygląda, zwłaszcza tam, gdzie mężczyźni są oceniani – na plaży, na basenie, w siłowni czy saunie.

Boją się, że nie są tak wielcy, tak wyrzeźbieni jak reszta. Myślę, że dobrze zilustruje to fraza: „Mężczyźni zawsze wybiorą to, co wielkie, a nie to, co rozsądne”. Większość moich klientów podpisałaby się pod tym zdaniem obiema rękami.

Czytaj też: Mąż sypia z innymi mężczyznami, ale żonie nie pozwala, mimo że sam nie chce uprawiać z nią seksu. Syndrom królowej pszczół

Bardziej boją się rozebrać na plaży czy przy partnerce?

– Przy kobiecie stres dotyczący ciała jest mniejszy niż przy innych mężczyznach. Bo panowie mają wgraną w osobowość rywalizację z innymi samcami. Za to przy kobiecie się obawiają, że porówna ich członka z członkiem poprzedniego partnera albo z hipotetyczną średnią krajową.

Tylko tej wiosny miałem w gabinecie siedmiu mężczyzn, którzy przyszli do mnie z pytaniem: „Co zrobić z członkiem? Bo jest za krótki, nie taki jak u innych”. Odesłałem ich do urologa, czyli lekarza od męskich narządów płciowych, ale wrócili z komunikatem, że badał ich konował. Wysłałem do następnego – podobny rezultat. Mocno trzymają się swojego lęku, że ich członek jest za mały, niewystarczająco sztywny, za mało sprawny – i nie są w stanie przyjąć opinii eksperta.

Co się w końcu okazało? Kilka miesięcy temu internet został zarzucony reklamą maści na porost penisa. Producent obiecuje, że penis urośnie nawet o kilka centymetrów! A klienci skarżą się, że smarują już kilka miesięcy i nie działa. Boją się, że to z nimi – z ich ciałem – a nie z tym produktem jest coś nie tak.

Im mocniej wcierają, tym bardziej penisa nie ma?

– Mówili mi, że odkąd stosują maść, dzieje się z nimi coś dziwnego. W domu ukrywają genitalia, przemykają z łazienki od razu pod kołdrę w łóżku. Z ciuchów pracowych w domowe też przebierają się w łazience.

I co im pan poradził?

– Aby porozmawiali z partnerką, czy te obawy są wyłącznie w ich głowie, czy partnerka też je podziela. Szkoda przez pięć lat przebierać się ze wstydem w łazience, żeby potem się okazało, że tylko oni mieli problem z ciałem, a partnerka się nim fascynowała.

Jakie są oczekiwania kobiet wobec męskiej nagości?

– Część mężczyzn uważa, że kobiety pragną, by mieli ciało strongmanów. Tymczasem na pana Mariusza Pudzianowskiego kobiety reagują żywiołowo dlatego, że jest osobą publiczną, a nie dlatego, że ma taką muskulaturę. Im zupełnie nie zależy, żeby widać było, iż mężczyzna robi zastrzyki ze sterydów. Tacy mężczyźni są dla kobiet aseksualni.

Niektórym kobietom zależy, żeby było widoczne, że partner ćwiczy, że sport jest mu bliski. Ale nie chodzi tu o to, by być człowiekiem meblem niewychodzącym z siłowni.

Gdybyśmy poluzowali wyśrubowane standardy i pozbyli się lęków, jak zmieniłby się seks?

– Na pewno byłoby go więcej. Przybyłoby też kolorowej i ciekawej bielizny. Jeden z moich klientów chciałby uprawiać z żoną urozmaicony seks i kiedy chodzi po centrach handlowych, zawsze kupuje jej ładną bieliznę. Ona dba o siebie, biega półmaratony – jednak te prezenty od męża odkłada do szuflady. Miała ojca, który dotkliwie krytykował jej kobiecość i zaprzeczał jej zmysłowości. Dlatego teraz, kiedy mąż daje jej bieliznę, uważa, że chce, aby przykryła nią niedoskonałości ciała, które wytykał jej ojciec. A zamiary męża są przeciwne, chce jej ciało odkryć i podkreślić. Jednak powoli z tego rezygnuje. Szkoda, że ludzie często nie mówią sobie wprost, jakie motywacje towarzyszą ich zachowaniom.

Gdy rozmawiam z klientami, którzy mają seks na boku, mówią, że potrzebują urozmaicenia. Może wyzbycie się wstydu w sypialniach zmniejszyłoby liczbę zdrad? Nie wyzerowałaby się, ale byłoby ich mniej.

Pożądanie to stan, w którym puszczają bariery. Czemu wstyd dotyczący ciała trzyma tak mocno?

– Wstyd trzyma mocno, bo wciąż słyszymy z telewizji, na vlogach, od koleżanek, jak ważne jest dbanie o estetykę ciała. Zalewają nas informacje o szczupłej figurze, o nowych metodach odmładzania skóry, o dietach, treningach, o tym, jak mamy się zachowywać, w co się ubierać, co mówić i czym jeździć. A niektórzy roszczą sobie prawo do mówienia, jak mamy się kochać, jak zabezpieczać przed ciążą i jak rodzić.

A co z wychowaniem?

– Jeśli mieliśmy rodziców, którzy cenzurowali nasze ciało i ubiór, to ma duży wpływ. Jak chcemy wychować dzieci na dorosłych, którzy nie wstydzą się nagości, należy dawać im dużo ciepła, akceptacji, wzmacniać styl ubioru. Jednak największy wpływ mają kultura i trendy, które obecnie panują.

Co symbolizuje ta nieszczęsna piżama?

– Brak zaufania. Zbroję, pancerz. A z drugiej strony – czasem zdarzenia następują za szybko. Dam przykład: przychodzi do mnie klient z zaburzeniami erekcji. Spotykał się krótko z kobietą, randkowali. A potem wskoczyli do łóżka na pełny seks. Jako seksuolog mogę zinterpretować ich relację następująco: odkąd zaczęli się spotykać, zbudowali sobie bezpieczeństwo dotyczące spędzania wspólnego czasu, światopoglądu. Ale w łóżku, w rozbieraniu się czy przebieraniu przy partnerze mają zerowy poziom bezpieczeństwa. Niech mężczyzna nie wymaga wtedy od partnerki, że się przy nim rozbierze jak zawodowa striptizerka i że będzie chodziła przy nim w bieliźnie. On też nie uniknie problemów z erekcją lub przedwczesnym wytryskiem.

Ile czasu buduje się poczucie bezpieczeństwa?

– To nie zależy od czasu. Para może być ze sobą kilkanaście lat i go nie mieć. Mogą się doskonale czuć ze sobą w domu, na siłowni, podczas joggingu czy jakkolwiek spędzając razem czas. Ale w rozbieraniu się czy byciu razem nago takiego wspólnego bezpieczeństwa się nie nauczyli. Nie wiedzą, jak się rozebrać, żeby to było kręcące dla partnera i najmniej stresujące dla kobiety albo na odwrót.

Jak się tego nauczyć?

– Po pierwsze, oboje muszą wiedzieć, że to ważne. Dobrze by było, gdyby mężczyzna sygnalizował: „Bardzo cię kocham, podobasz mi się i chciałbym, żebyś się przede mną rozbierała, bo jest to dla mnie kręcące i podniecające”. Po drugie, kobieta powinna powiedzieć: „Kiedy się rozbieram, nie chcę, żebyś mnie zawstydzał, wyśmiewał, strzelał focha czy kpił. Nie oceniaj mnie. To delikatna sprawa i twój nietakt może zaważyć na naszym życiu seksualnym”. Tu potrzebna jest lekkość, ostrożność, ale też poczucie zabawy.

To nie jest łatwe. Przed drugą osobą występujemy bez pancerza, a to wymaga ogromnej odwagi. Jeśli mężczyzna powie kobiecie: „O, przytyło ci się po świętach”, nie ma co liczyć na rozbierany seans. I to przez najbliższe kilka miesięcy.

Czy rozebranie się przed partnerem jest równoznaczne z akceptacją swojego ciała?

– Na pewno jest to kamień milowy. Może się udać nie za pierwszym razem, ale dopiero za piątym lub dziesiątym. Ale relacje z bliską osobą są tu wiążące – jeśli kobieta widzi pożądanie w męskim oku, buduje się między partnerami poczucie bezpieczeństwa.

Poza tym są sposoby, żeby polubić swoje ciało. Sporo kobiet chodzi teraz na pool dance, czyli taniec na rurze. W otoczeniu kobiet uczą się akceptacji, ekspresji i wnoszą to w życie pary. Podobnie jest także z zumbą, której elementy można pokazać w sypialni.

Mężczyźni też mogą się nauczyć, jak ładnie się rozbierać. Było kilka dobrych filmów o męskich rozbierankach, np. „Magic Mike”, jedynka i dwójka. Panowie, obejrzyjcie sobie!

ROZMAWIAŁA KRYSTYNA ROMANOWSKA

———-

ANDRZEJ GRYŻEWSKI – psycholog, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, założyciel gabinetu CBTseksuolog. Współautor – razem z Przemysławem Pilarskim – książki „Jak facet z facetem. Rozmowy o seksualności”. Specjalizuje się w uzależnieniu od seksu. Miłośnik squasha i dalekich podróży

Tekst pochodzi z „Wysokich Obcasów Extra” nr 6, wydanie z 18.05.2017

Nie chcesz już być singielką? Marzysz o szczęśliwym związku? Wiemy „Jak upolować miłość”

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,22020877,video.html

wysokieobcasy.pl

Macierewicz i Corleone Kaczyński

„Przypadek? Nie sądzę!” – recenzja książki „Macierewicz i jego tajemnice” Tomasza Piątka.`

Oto jak wygląda nepotyzm PiS w zestawieniu z Donaldem Tuskiem.

Poczynając od Szydlo.

Poprzez obatela „głupszego” Czarneckiego.

Dalej: słynna koperta córki leśniczego wręczana przez Szyszkę inistrowi spraw wewnętrznych (czyli od policji) Mariuszowi Błaszczakowi.

Jest lewus Ziobro.

A jakże jest przyjaciółka prezesa o zerowych kompetencjach.

No i Tusk, który synowi nie chciał załatwić posady.

Krótko pisząc. Za Tuska było normalnie, a dzisiaj mafia Corleone Kaczyńskiego kradnie i wymusza, ile się da.

 

Trump, czy Tramp, a może Trampek

Trump, czy Tramp, a może Trampek

Wizyta prezydenta USA w Polsce jest wielce tajemnicza. Proszę zauważyć, iż nie wymieniam imienia i nazwiska, zaraz wytłumaczę dlaczego. Wizyta ta nie jest żadną zasługą Witolda Waszczykowskiego, bo ten może co najwyżej odnieść „sukces” dyplomatyczny 1:27, ani innego specjalisty z Kancelarii Prezydenta, Krzysztofa Szczerskiego, który jest jeszcze innym ewenementem. Kiedyś dwa minięcia się na korytarzach ONZ Andrzeja Dudy i Baracka Obamy oraz jedno ich skrzyżowanie spojrzeń, nazwał trzema spotkaniami na najwyższym szczeblu.

Trump w coś gra – jest to materiał na duży analityczny esej – i Polska jest li tylko narzędziem. Trump gra na niekorzyść świata zachodniego i możliwe, że podczas wizyty w Warszawie jakiś element tego zostanie odsłonięty. Zwraca niecodzienność protokołu wizyty Trumpa – otóż gospodarzem przemówienia Trumpa na placu Krasińskich jest strona amerykańska. I nie chodzi o bezpieczeństwo prezydenta.

Ale zaproszenia polityków na przemówienie i spotkanie z Donaldem Trumpem są także w gestii Kancelarii Prezydenta i kancelarii Sejmu. Ponoć kancelaria Dudy nie zaprosiła nawet Grzegorza Schetyny, wszak lidera największej partii opozycyjnej. Schetyna nazwał to „afrykańskimi zwyczajami”. Trochę się obruszam na takie porównanie, bo nazwałbym to pisowskim apartheidem. Schetyna dostanie zaproszenia z ambasady amerykańskiej. To pominięcie świadczy, jakiego pokroju jest Duda, to istny Adrian.

Schetyna przypomina, jakie były obyczaje, gdy prezydentem był Bronisław Komorowski, a przyjeżdżał do nas Barack Obama: – „Pamiętam zaproszonych marszałków i posłów z PiS. Wtedy wszystko było normalnie. Dzisiaj normalnie nie jest”.

Jeden szczegół z pierwszej wizyty Obamy wbił mi się do głowy – jak to prezes Kaczyński wręczył prezydentowi Obamie list, który dotyczył katastrofy smoleńskiej. Wówczas to znajdowaliśmy się na początku choroby smoleńskiej, która dzisiaj ma postać zarazy.

A teraz wyjaśniam początkowe niewymienienie nazwiska Donalda Trumpa. Kancelaria Sejmu wysłała do posłów – w tym do posła PO Tomasza Cimoszewicza – zaproszenia na przemówienie jakiegoś „Trampa”. Nie dziwię się Cimoszewiczowi, iż napisał na Twitterze: „Dziękuję, nie skorzystam”. Bo przecież nie zna Trampa.

Zapraszają posłów na przemówienie „Trampa” Dziękuję, nie skorzystam.

Znając ogromny ładunek sympatii pisowskiej akurat do tego prezydenta USA, dziwię się, że nie zdrabniają jego nazwiska, jak do kochanki Filon mówi – kochaneczko, tak do „Trampa” pisowcy czują miętę przez rumianek i jest dla nich kochanym Trampkiem.

PiS sam w sobie jest groteską, ich wypowiedzi nie trzeba przetwarzać ani pisać persyflażem, wystarczy cytować. Taka dotknęła ich dyslekcja.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Młodzież Wszechpolska – duma PiS

Maszerują chłopcy, maszerują… Polskę nienawiści nam zbudują.

Młodzież Wszechpolska rośnie w siłę. Ani się człowiek obejrzał, a z niewiele znaczącej grupki „myślących inaczej” nagle objawiła się spora, brunatna siła i jakoś tak ich coraz więcej. Rozmnażają się przez pączkowanie, czy co? Kiedyś można było popatrzeć na nich z politowaniem, nawet z dobrotliwym uśmieszkiem, bo co te dzieciaki mogą? Wyrosną, dojrzeją i zapomną o błędach młodości. Jeszcze nie tak dawno przemykali gdzieś boczkiem, a ich marszowy krok dudnił bardzo niepewnie i bez przekonania. Ciężko im było, bo spotykali się gdzieś tam w ukryciu, społeczeństwo patrzyło krzywym okiem, ale wreszcie los uśmiechnął się do nich. Znalazł się mały człowieczek, który spojrzał na nich przychylnym okiem, łapki wyciągnął, by pogłaskać po główce, utulić w żalu. No i się zaczęło…

„Młodzież Wszechpolska jest ideowym spadkobiercą najlepszych tradycji Obozu Narodowego, przede wszystkim myśli politycznej Romana Dmowskiego oraz innych twórców idei narodowej. Uznajemy, że naród jest najważniejszą wartością doczesną. Pierwsza po Bogu służba należy się własnemu narodowi”.

Poseł K. i spółka czule ich wspierają, są pełni życzliwości i wyrozumiali na maksa. To nic, że jakiś wyrośnięty chłoptyś w glanach przywali komuś, kto ma zdecydowanie „niepolski” wygląd. To nic, że opluje i obrazi dzieciaki emigrantów z Berlina, które przyjechały do Polski na wycieczkę. To nic, że młodziaki z wytatuowanym symbolem Polski Walczącej atakują koderów, jak ostatnio, w Radomiu. To nic, że niszczą pamięć bohaterów, jak np. ostatnio na uroczystych obchodach Poznańskiego Czerwca, paląc race, gwiżdżąc, obrażając każdego, dla kogo ta pamięć tak ważna. To nieistotne. Politycy PiS ich rozumieją i dają swoje wsparcie, tak jak ostatnio gwiazdka Mazurek, która nie widzi nic złego w ataku MW w Radomiu czy Daniel Pieczychlebek, dowódca jednej z jednostek strzeleckich, działającej pod patronatem MON, cały szczęśliwy, że dokopano uczestnikom wycieczki szkolnej z Berlina. PiSiątkom wydaje się, że Młodzież Wszechpolska to taka ich III kolumna, zaraz po obronie terytorialnej Macierewicza i policji w wersji Błaszczaka. Nie zdają sobie sprawy, że wypuścili potwora, który nie zamierza się nikomu podporządkować i przyjdzie czas, gdy to oni znajdą się na celowniku„dzielnych” chłopców i dziewcząt.

„Młodzież Wszechpolska zamierza dokonać odnowy moralnej i narodowej młodego pokolenia, wypowiadając wojnę doktrynom głoszącym samowolę, liberalizm, tolerancjonizm i relatywizm. Pragniemy wyprzeć z życia narodu podłość, fałsz i brud”.

Młodzież Wszechpolska zdobywa kolejne przyczółki, a wszystko dzięki wielkiemu wsparciu Polskiej Instytucji Kościelnej. Od dobrych dwóch lat duchowni nie ukrywają, że patrzą z radością na swoje „dzieciaczki” z butnie wyprężoną piersią, wyprostowana rękę w stylu „heil Hitler”. Toż to siła i nadzieja ich kościoła. Kościoła zamkniętego na drugiego człowieka, pełnego hipokryzji, zakłamania, wielu fobii i nienawiści. MW godnie jest przyjmowana przez hierarchów PIK, organizowane są dla niej msze, gorące powitania na Jasnej Górze. 23 maja 2016 roku zaprosił ich do siebie kardynał Dziwisz. Ponoć było bardzo miło, przyjemnie, a kardynał życzył im wszystkiego dobrego, a nawet pobłogosławił w przyszłej pracy. No i bomba. Mając takie wsparcie z „góry” Młodzież Wszechpolska rozwinęła skrzydła. A to spalili kukłę Angeli Merkel, a to kukłę jakiegoś tam Żyda. Z coraz większym zacięciem i coraz tłumniej maszerują w obronie polskiej Polski, atakują każdego, kto wygląda choć trochę nie tak jak typowy Polak i jacyż są z siebie dumni. Ich marszowy krok dudni coraz donośniej. Idą, niosąc ze sobą tony sloganów o prawdziwym patriotyzmie, kultywując to wszystko, co zupełnie się nie mieści w uniwersalnym systemie etycznym. Ale co tam! Im wolno, bo Bóg ”tego chce”, bo tak im wmawia PIK, bo oni wiedzą lepiej, co dla polskiego narodu dobre.

„Środkami naszej działalności czynimy pracę formacyjną w duchu narodowym i katolickim, aktywną i szeroko prowadzoną walkę z zagrożeniami narodu i Kościoła, a także żywe uczestnictwo w życiu politycznym i społecznym”.

Jeszcze do niedawna wielkim duchem Młodzieży Wszechpolskiej był Jacek Międlar. Fajnie było mieć w swoich szeregach kogoś w sutannie, co to szedł na czele każdego pochodu, wygłaszał płomienne mowy, organizował msze i był takim wspaniałym łącznikiem między Młodzieżą a Bogiem. Sytuacja chyba nieco się zmieniła, gdy Międlar wreszcie wyszedł z kościoła. Plotka głosi, że była to jego samodzielna decyzja, bo jednak przełożeni usiłowali go zatrzymać. No nic, Międlar przestał być księdzem i teraz chłopina ciężko pracuje, by znowu być taki ważnym, taki niezastąpionym dla swoich. Kilka dni temu znowu został zatrzymany na lotnisku w Wielkiej Brytanii. Władze tego kraju uznały, że takiego oszołoma nie chcą u siebie, nawet gdy wpada tylko na kilka godzin. No cóż, antymuzułmańska manifestacja organizacji Britain First w Birmingham odbyła się bez jego udziału, za to wrócił sobie pan Jacek w glorii do Polski i może uda mu się odzyskać status gwiazdy Młodzieży Wszechpolskiej. Międlar nie próżnuje. Produkcja na Twitterze kwitnie, założył też portal wPrawo.pl, gdzie rozwija skrzydła nacjonalisty i miłośnika fobii wszelakich. Wiem jedno, ależ ten Pan Bóg musi ręce załamywać, że ktoś taki wyciera sobie nim usta. Tylko współczuć Bogu takiego wyznawcy.

„Naszą wspólną pracą dążymy do zbudowania katolickiego państwa narodu polskiego, państwa stanowiącego filar europejskiej cywilizacji łacińskiej”. *

Młodzież Wszechpolska już jest symbolem pisowskiej Polski. Młodzi, tacy piękni i zadbani w swej polskości. Biorą z historii, życia, norm etycznych tylko to, co uda się przerobić na własną, nacjonalistyczną papkę. Rozśpiewani, głośni, przekonani, że są siłą narodu, jedyną polską prawdą. Są wielcy, są wspaniali, są dumą pisowszczyzny i Polskiej Instytucji Kościelnej. Dla mnie są zagrożeniem wolnej myśli, państwa otwartego na każdą inność. Są zaprzeczeniem wszystkiego, co stanowi uniwersalną, ponadczasową wartość człowieka. Mam nadzieję, że już niebawem PiS i PIK na własnej skórze poznają skutki działań ich ukochanej Młodzieży. Życzę im tego z całego serca.

Tamara Olszewska

wyróżnione kursywą cytaty to deklaracja ideowa Młodzieży Wszechpolskiej.

koduj24.pl

Absurdalny wywiad Szyszki. Nagle minister wypala: córka leśniczego to „Inka” [CYTATY]

raq, 30.06.2017

 

Poranna rozmowa w „Sygnałach dnia” zaczęła się od pytania o przyrodę, prowadzący dociekał czy minister środowiska ma takie miejsca, gdzie zaszywa się, „by podumać w samotności, a może z żoną”. Okazało się, że takim miejscem jest Tuczno, więc dziennikarz czujnie dopytał czy Szyszko preferuje spacery, polowania czy leżakowanie.

Kolejny wątek rozmowy, to niedawna 40. rocznica ślubu państwa Szyszków.

Następnie prowadzący audycję zapytał :”czy dużo jest w Polsce takich zupełnie dziewiczych ostępów, takich, gdzie, nie chcę powiedzieć noga ludzka nie stanęła, ale staje bardzo rzadko?”. Minister opowiadał o lasach naturalnych Drawieńskiego Parku Narodowego.

W ten sposób rozmowa doszła do Puszczy Białowieskiej. Minister mówił, że nie rozumie wrzawy i nie obawia się, że może zostać wpisana na listę przyrodniczego dziedzictwa zagrożonego.

W tej chwili Polska broni prawa Unii Europejskiej, odtwarza siedliska, które zostały zniszczone, a w skali światowej zostało to pokazane jako wycinka drzew.

Szyszko podkreślił, że jest to „szkalowanie Polski” i wyraził nadzieję, że zostanie to wyjaśnione.

Szyszko jak płoche zwierzę?

– Panie ministrze, to temat… teraz test przyrodniczy, pytanie przyrodnicze. Jakie zwierzę jest najbardziej płoche? – zaczął prowadzący. Minister Szyszko odpowiedział po chwili zastanowienia, że „najbardziej płochliwymi zwierzętami są te zwierzęta, które mają dobry dystans w stosunku do człowieka”.

Tak prowadzący przeszedł do pytania politycznego: czy minister „czuje się właśnie jak takie płoche zwierzę przed kongresem Prawa i Sprawiedliwości„?

To akurat bardzo rozbawiło Szyszkę, który za chwilę sprostował, że człowieka nie można nazywać zwierzęciem. Dziennikarz tłumaczył, że to takie porównanie. Minister odparł, że takie porównanie kłóci się z filozofią, którą mamy w Polsce. – A filozofia w Polsce polega na tym, że… ta filozofia główna to „Czyńcie sobie ziemię poddaną” – powiedział.

I wreszcie córka leśniczego

Panie ministrze, cała Polska kibicuje »córce leśniczego«, żeby znalazła pracę. Udało się? Ma pan jakieś informacje?

Odpowiedź ministra była, delikatnie mówiąc, zaskakująca. Powiedział, że „córka leśniczego” to legendarna sanitariuszka AK, Danuta Siedzikówna „Inka”. W związku z tym wyraził dumę z tego, że hasło zrobiło taką furorę.

To hasło zrobiło rzeczywiście furorę i muszę powiedzieć, że jestem z tego swego rodzaju naprawdę dumny, dlatego że zwrócono uwagę na zawód leśnika

Chcę panu powiedzieć, że córka leśnika to »Inka« i tej »Ince« postawiliśmy nie tak dawno pomnik, a to była dziewczyna, która pracowała jako córka leśniczego na terenie Nadleśnictwa Narewka, a później na terenie Nadleśnictwa Miłomłyn i tam została aresztowana, a później stracona

I chcę panu powiedzieć, że to jest wielkie dziedzictwo, takie, ja bym powiedział, patriotyczne, ten zawód leśnika. Zawód leśnika, niech pan zauważy, bez żadnego sądu był… jego wymiarem była kara śmierci i to zarówno ze strony naszego agresora z zachodu, jak również ze wschodu

Poseł – posłaniec

Dziennikarz dociekał czy te wszystkie informacje znalazły się w słynnej kopercie, która miała trafić do szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka.

 – Polskie dziedzictwo kulturowe między innymi polega na tym, że o ile ja jako poseł, o ile dostaję coś i prośbę, żeby komuś przekazać, to przekazuję i nie zaglądam do środka, niech mi pan wierzy

 – To skąd pan wie, że to była córka leśniczego?

 – Tu chciałem w pewnym sensie sprostować, bo doszedłem… to najprawdopodobniej, to nie była córka leśniczego, tylko inna, ale zbiegiem okoliczności stało się coś takiego, że rzeczywiście żeśmy wylansowali tę córkę leśniczego, która ma takie ogromne zasługi dla historii Polski

Minister Szyszko powtórzył, że jest z tego dumny i podziękował Polsatowi, którego kamera uchwyciła jego pamiętną wymianę zdań z Błaszczakiem.

A koperta wędruje…

Na koniec wyjaśniła się zagadka, co teraz dzieje się ze słynną kopertą. Minister Szyszko uspokoił, że to, co powinno się dziać, czyli:

Ta koperta prawdopodobnie wędruje teraz oficjalną pocztą do pana ministra Błaszczaka

Pytany o wnioski z tej niezręcznej sytuacji, Szyszko zadeklarował, że „taka forma w Polsce występuje”:

Jak mi pan da taką kopertę, z przyjemnością komuś dostarczę jako poseł

gazeta.pl

Szyszko idzie w zaparte w sprawie córki leśniczego

Szyszko idzie w zaparte w sprawie córki leśniczego

Minister Jan Szyszko znowu kręci w sprawie koperty i córki leśniczego. Przypomnijmy, że na posiedzeniu rządu minister ochrony środowiska – w obecności kamer telewizyjnych – wręczył Mariuszowi Błaszczakowi kopertę. I chociaż do ministerstwa spływają zapytania w tej sprawie, wokół koperty nadal panuje ministerialna zmowa milczenia. Co więcej, minister kręci w tej sprawie, za nic mając utrudnianie dostępu do informacji publicznej.

– „Tośmy pięknie wypromowali zawód leśników. Chodziło o „Inkę”, to była córka leśniczego i innych leśników, którzy zostali rozstrzelani przez Niemców bez sądu, czy zginęli w Katyniu, Miednoje” – tak na antenie Polskiego Radia Jan Szyszko, minister ochrony środowiska próbował – martyrologicznie – wybrnąć ze sprawy koperty dla Błaszczaka.

Owszem, rozstrzelana w 1946 roku bohaterka antykomunistycznego podziemia Danuta Siedzikówna „Inka” była córką Wacława Siedzika, leśniczego z Narewki na Podlasiu. Jednak Szyszko szybko stracił rezon. Kiedy dziennikarz zaczął dociskać ministra – „To o „Ince” tam było?”, minister wpadł we własne sidła. – „Jako poseł dostaję wiele kopert z prośbą o przekazanie. Oddaj pan kopertę tamtemu, a ja nie zaglądam” – powiedział z rozbrajającą szczerością. – „Koperta wędruje teraz oficjalną pocztą do ministra Błaszczaka” – dodał na zakończenie.

Nie podejmujemy się tłumaczenia toku myślenia Szyszki. Gdyby miało chodzić o „Inkę”, musiałaby chyba zmartwychwstać… Cóż, taka mamy sytuację, że żołnierze wyklęci to sztandarowy argument władzy na wszystko. Może nie należy jednak prywaty zasłaniać historią prześladowań antykomunistycznego podziemia?

koduj24.pl

 

Mazurek „pozwala” Wałęsie na udział w kontrmiesięcznicy

Mazurek „pozwala” Wałęsie na udział w kontrmiesięcznicy

W czwartek Lech Wałęsa udostępnił wpis stowarzyszenia „My naród”, które zapowiedziało: „My, Naród razem z Lechem Wałęsą i Władysławem Frasyniukiem na kontrmanifestacji miesięcznicy smoleńskiej 10 lipca 2017, nie może Was zabraknąć. To się dzieje teraz!”. Były prezydent skomentował krótko: „Potwierdzam swoją obecność”.

– „Mamy demokrację, więc każdy może sobie uczestniczyć w tym, w czym chce i gdzie chce” – powiedziała w piątek rzeczniczka PiS Beata Mazurek, komentując tę informację. Dopytywana przez dziennikarzy, czy jeśli Lech Wałęsa będzie blokował miesięcznicę, to można się spodziewać, że policja będzie interweniować, Mazurek stwierdziła, iż „nawet legenda „Solidarności”, nie powinna być ponad prawem, tylko powinna tego prawo przestrzegać”.

Mazurek – z góry, sugerując chęć łamania prawa, co kłóci się z deklaracją, że mamy demokrację – nawiązała do głośnych, czerwcowych wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. W czasie obchodów ostatniej miesięcznicy smoleńskiej kilkadziesiąt osób usiadło w poprzek jezdni. Policja skierowała 91 wniosków do sądu za blokowanie jezdni na drodze marszu. Wśród kontrmanifestujących był min. Władysław Frasyniuk.

– „Mam nadzieję, że nikt nie będzie stał ponad prawem, także pan Wałęsa czy pan Frasyniuk, czy ktokolwiek inny, kto jest osobą znaną czy publiczną” – podkreśliła rzeczniczka PiS. Zaznaczyła jednocześnie, iż ma nadzieję, że policja będzie pilnowała porządku podczas najbliższej miesięcznicy, „tak jak to robiła do tej pory”.

Życzenie to ma posmak dwuznaczności. Dlaczego? Jak opisywali uczestnicy i świadkowie ostatniej kontrmanifestacji, policja sięgała po środki nieprzepisane prawem, to jest blisko dwugodzinne izolowanie wyniesionych z tłumu osób, w otoczeniu kordonu funkcjonariuszy, bez dostępu do adwokata, zaprzeczając, iż są zatrzymani. Brała również od legitymowanych dokumenty tożsamości w sposób niezgodny z przepisami, gdyż na dłuższy czas tracili je z oczu. Sytuację tę opisywała m.in. Ewa Siedlecka, dziennikarka „Polityki”, uczestniczka tamtych wydarzeń.

koduj24.pl

Trump, czy Tramp, a może Trampek

Wizyta prezydenta USA w Polsce jest wielce tajemnicza. Proszę zauważyć, iż nie wymieniam imienia i nazwiska, zaraz wytłumaczę dlaczego. Wizyta ta nie jest żadną zasługą Witolda Waszczykowskiego, bo ten może co najwyżej odnieść „sukces” dyplomatyczny 1:27, ani innego specjalisty z Kancelarii Prezydenta, Krzysztofa Szczerskiego, który jest jeszcze innym ewenementem. Kiedyś dwa minięcia się na korytarzach ONZ Andrzeja Dudy i Baracka Obamy oraz jedno ich skrzyżowanie spojrzeń, nazwał trzema spotkaniami na najwyższym szczeblu.

Trump w coś gra – jest to materiał na duży analityczny esej – i Polska jest li tylko narzędziem. Trump gra na niekorzyść świata zachodniego i możliwe, że podczas wizyty w Warszawie jakiś element tego zostanie odsłonięty. Zwraca niecodzienność protokołu wizyty Trumpa, otóż gospodarzem przemówienia Trumpa na placu Krasińskich jest strona amerykańska. I nie chodzi o bezpieczeństwo prezydenta.

Ale zaproszenia polityków na przemówienie i spotkanie z Donalddem Trumpem są także w gestii Kancelarii Prezydenta i kancelarii Sejmu. Ponoć kancelaria Dudy nie zaprosiła nawet Grzegorza Schetyny, wszak lidera największej partii opozycyjnej. Schetyna nazwał to „afrykańskimi zwyczajami”. Trochę się obruszam na takie porównanie, bo nazwałbym to pisowskim apartheidem. Schetyna dostanie zaproszenie z ambasady amerykańskiej. To pominięcie świadczy, jakiego pokroju jest Duda, toż to istny Adrian.

Schetyna przypomina, jakie były obyczaje, gdy prezydentem był Bronisław Komorowski, a przyjeżdżał do nas Barack Obama: „Pamiętam zaproszonych marszałków i posłów z PiS. Wtedy wszystko było normalnie. Dzisiaj normalnie nie jest”.

Jeden szczegół z pierwszej wizyty Obamy wbił mi się do głowy, jak to prezes Kaczyński wręczył prezydentowi Obamie list, który dotyczył katastrofy smoleńskiej, wówczas to znajdowaliśmy się na początku choroby smoleńskiej, która dzisiaj ma postać zarazy.

A teraz wyjaśniam początkowe niewymienienie nazwiska Donalda Trumpa. Kancelaria Sejmu wysłała do posłów – w tym do posła PO Tomasza Cimoszewicza – zaproszenia na przemówienia jakiegoś „Trampa” . Nie dziwię się Cimoszewiczowi, iż napisał na Twitterze: „Dziekuję, nie skorzystam”. Bo przecież nie zna Trampa.

Znając ogromny ładunek sympatii pisowskiej akurat do tego prezydenta USA, dziwię sie, że nie zdrabniają jego nazwiska, jak do kochanki Filon mówi kochaneczko, tak do „Trampa” pisowcy czują miętę przez rumianek i jest dla nich kochanym Trampkiem.

PiS sam w sobie jest groteską, ich wypowiedzi nie trzeba przetwarzać, ani pisać persyflażem, wystarczy cytować. Taka dotknęła ich dyslekcja.

Wpadka kancelarii Sejmu? Poseł PO: Zapraszają na przemówienie „Trampa”

30.06.2017

Pracownicy kancelarii Sejmu zaliczyli dość przykrą wpadkę ortograficzną. Może o tym świadczyć wpis jednego z posłów PO.

O wpadce kancelarii Sejmu poinformował na Twitterze poseł Platformy Obywatelskiej, Tomasz Cimoszewicz. – Zapraszają posłów na przemówienie „Trampa” Dziękuję, nie skorzystam – napisał parlamentarzysta i syn Włodzimierza Cimoszewicza.

Kancelaria Sejmu zastosowała uproszczony zapis wymowy nazwiska prezydenta USA,zamiast prawidłowej pisowni z języka angielskiego. Być może to zwykła literówka.

Cimoszewicz do sprawy odniósł się też na Facebooku. – Przyszło właśnie z Sejmu powiadomienie o zaproszeniu na przemówienie Prezydenta (uwaga!) „Trampa”. Nie będę już zagłębiał się w szczegóły co to przeinaczenie znaczy i tym bardziej co po angielsku znaczy tramp – napisał poseł PO.

dziennik.pl

 

Porażka rządu Szydło. Bruksela wyrzuca podatek handlowy do kosza

Piotr Miączyński, 30 czerwca 2017

Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta

 

Komisja Europejska uznała w piątek, że podatek handlowy narusza unijne zasady pomocy państwa. Polska musi się wycofać z tych przepisów

Ta decyzja mogła zaskoczyć chyba tylko rząd. Przez długie miesiące przedstawiciele gabinetu Beaty Szydło opowiadali, jak to wesprą drobny polski handel, bo nowy podatek wyrówna szanse małych polskich firm (premier Szydło). A jednocześnie zarobią miliardy na złych, zachodnich sieciach handlowych, które unikają płacenia fiskusowi (minister Henryk Kowalczyk).

Teraz się okazuje, że przepisy trzeba będzie wycofać.

„Podjęta dziś decyzja nakłada na Polskę obowiązek zlikwidowania nieuczciwej dyskryminacji przedsiębiorstw wynikającej z przepisów o podatku od sprzedaży detalicznej i przywrócenia równego traktowania na rynku” – napisała w komunikacie prasowym Komisja.

Bo to zły podatek był

Przypomnijmy, to był jeden z najkrócej obowiązujących podatków w naszej współczesnej historii. Wszedł w życie we wrześniu ubiegłego roku, ale do budżetu nie spłynęła z niego nawet złotówka. Po raz pierwszy sklepy miały go bowiem zapłacić 25 października 2016.

Pobór musiał być zawieszony na skutek decyzji Komisji Europejskiej z połowy września, która długie miesiące ostrzegała rząd, że danina jest źle konstruowana. Mimo że resort finansów i jego już były szef Paweł Szałamacha doskonale wiedzieli, że Unia zakwestionuje podatek, robili dobrą minę do złej gry.

W piątek Komisja uznała, że polski podatek w sektorze detalicznym narusza unijne zasady pomocy państwa, bo preferuje sklepy o niższych przychodach, a to w UE nielegalne. Danina miała dwie stawki. Pierwsza wynosiła 0,8 proc., a druga – 1,4 proc. Kwota wolna? 17 mln zł miesięcznie (204 mln zł rocznie).

Taka konstrukcja biła w zachodnie sieci handlowe.

„Komisja nie kwestionuje prawa Polski do decydowania o swoim systemie podatkowym ani o celach poszczególnych podatków i opłat. Jednak system ten musi być zgodny z prawem Unii, w tym z zasadami pomocy państwa, i nie może faworyzować w sposób nieuzasadniony wybranych przedsiębiorstw” – napisano w komunikacie prasowym.

Czytaj też: Które sieci handlowe płacą w Polsce największe podatki od zysków? Mamy listę

Co będzie dalej z podatkiem handlowym?

PiS, przynajmniej oficjalnie, na niego liczył. W założeniach do projektu budżetu państwa na przyszły rok rząd pisze: „W 2018 r. spodziewane są wpływy z zawieszonego obecnie podatku od handlu detalicznego”.
Podatek miał przynosić 1,6 mld zł rocznie.

Co teraz? Oficjalnej decyzji jeszcze nie ma. Gabinet Beaty Szydło ma kilka opcji.

Pierwsza to całkowite odpuszczenie sklepom. Oznaczałoby ono jednak porażkę wizerunkową i niespełnienie jednej z głównych obietnic wyborczych.

Poza tym mimo że sytuacja budżetu jest w tym momencie dobra, to nadal potrzebuje on gigantycznych pieniędzy. Od 1 października obowiązywać będzie obniżony wiek emerytalny. Koszt to 55 mld zł w pięć lat. Tylko w tym roku uprawnienia emerytalne uzyska dodatkowo 331 tys. osób.

Wprowadzenie podatku łatwe jednak też nie jest. Zgodnie ze wskazówkami Komisji rząd może, tak jak zrobili Węgrzy (ich podatek od handlu też został zakwestionowany przez KE), wprowadzić podatek liniowy dla wszystkich małych i dużych sklepów. Adam Abramowicz (PiS) proponował, aby wynosił 1,2 proc. obrotu (zaliczki byłyby wliczone do rocznego rozliczenia podatkowego PIT lub CIT).

Może też, jak PiS chciał zaraz po wyborach, uzależnić podatek od kryteriów powierzchniowych. Podatek (np. 2 proc. od obrotu) płaciły sklepy powyżej 250 m kw. powierzchni. To było dobre dla budżetu (wpływy szacowano na 3-3,5 mld zł rocznie), ale nie dawało żadnego wsparcia polskim firmom (ich sklepy mają często powyżej 250 m kw.).

Co na to wszystko polskie sklepy?

Obie idee budzą furię polskich środowisk handlowych.
– Jeżeli wersja podatku ze skalą progresywną nie może wejść w życie, na inne rozwiązania się nie zgadzamy i nie ustąpimy – komentuje Waldemar Nowakowski, prezes Polskiej Izby Handlu. I tłumaczy, że podatek liniowy na poziomie np. 1 proc. sprawi, że obciążenie handlu niezależnego wzrośnie pięciokrotnie.

– Skorzystają na tym jedynie sieci dyskontów, bo ich rentowność to ok. 3-4 proc., a mniejszych sklepów to 0,5-1,5 proc. Zatem po zapłaceniu podatku liniowego tylko dyskonty nadal będą dochodowe. Spowoduje to likwidację tysięcy sklepów, miejsc pracy i spadek przychodów budżetowych większy niż planowane zyski z podatku od handlu. Czy tak ma wyglądać wyrównanie szans, o którym mówił rząd? Nie ma i nie będzie zgody branży na takie rozwiązania – twierdzi Nowakowski.

Co na to wszystko resort finansów?

– Po otrzymaniu ostatecznej pisemnej decyzji Komisji Europejskiej w sprawie podatku od sprzedaży detalicznej uważnie ją przeanalizujemy i dopiero wówczas będziemy mogli precyzyjnie odnieść się do sprawy. Polska w dalszym ciągu podtrzymuje przedstawione Komisji Europejskiej argumenty przeczące selektywnemu charakterowi podatku. Obecnie nie została podjęta decyzja co do zakresu kontynuowania prac nad opodatkowaniem handlu – twierdzi ministerstwo.

wyborcza.pl

PIĄTEK, 30 CZERWCA 2017

Nowoczesna zadaje PiS-owi 4 pytania przed sobotnim kongresem

13:42

Nowoczesna zadaje PiS-owi 4 pytania przed sobotnim kongresem

Nowoczesna oczekuje, że na organizowanym przez PiS w sobotę kongresie programowym partia ta odpowie na cztery „ważne dla Polsków pytania”. – PiS spotyka się pod hasłem „Polska jest jedna”, tymczasem wciąż dzieli Polaków – mówiła Katarzyna Lubnauer.

– Dzielą nas na lepszy i gorsz sort, mówią, że proponują dla Polski racjonalne działania a wprowadzają jedynie emocje i ideologię, mówią że są za tolerancją, a podsycają negatywne emocje wobec cudzoziemców – mówiła dalej szefa klubu Nowoczesnej. Te cztery pytania to:

  • Czy PiS wybiera program wsparcia rodzin stawiający na aktywność, czy uzależnienie od zasiłków od państwa?
  • Jakie stanowisko ma PiS w sprawie uchodźców?
  • Czy jest za legalizacją związków partnerskich?
  • Czy jest za Polską w strefie waluty euro?
11:43

 

PAD: Są zaplanowane ogromne, niewyobrażalne pieniądze na modernizację polskiej armii

– Jest chyba dla wszystkich jasne i nie jest żadną tajemnicą, że bezpieczeństwo najbardziej będziemy mieli gwarantowane wtedy, kiedy będą spełnione dwa warunki. Kiedy będziemy mieli uzbrojenie i wszelkie systemy na najwyższym światowym poziomie, jeżeli chodzi o ich nowoczesność i wydajność i jeżeli będą one nasze. To znaczy, że tylko my będziemy wiedzieli, w jaki sposób doszliśmy do takich wyników i jakie są rzeczywiste możliwości tego, co posiadamy. Czyli wtedy, kiedy nie będą to produkty, do których klucze ma także kto inny – stwierdził prezydent Andrzej Duda na konferencji „Nowoczesny przemysł obronny RP zasadniczym segmentem systemu bezpieczeństwa państwa”. Jak dodał:

„Tego się nie da do końca zrealizować. Będziemy mieli produkty, które będziemy nabywali czy to wyprodukowane przez kogoś innego, czy to poprzez nabywanie licencji, ale istotne jest to, żebyśmy także i partycypowali w tym możliwie największym stopniu na zasadzie offsetu dostępu do technologii i wszelkich możliwych tutaj rozwiązań. Przede wszystkim są potrzebne pieniądze. Czy one są? Tak, proszę państwa. One są. Są zaplanowane ogromne, niewyobrażalne pieniądze na modernizację polskiej armii. W zeszłym roku, pod koniec roku został zawarty rekordowy w historii polskiej zbrojeniówki kontrakt na dostawę modułów ogniowych Regina. 4,5 mld zł – czy to najwyższy kontrakt, jaki jest możliwy? Nie. Są możliwe wyższe kontrakty. Problem polega na tym, że potrzebujemy nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego, naszego polskiego, który będzie dobrze zarządzany, który będzie dobrze się rozwijał i który będzie przemysłem innowacyjnym”

10:36

 

Schetyna o komisji weryfikacyjnej: Urząd miasta musi być reprezentowany przez urzędników, którzy mają wiedzę

– Urząd miasta musi być reprezentowany przez urzędników, którzy mają wiedzę i którzy zdemoluję te kłamstwa, które słyszymy od kilku dni, głównie w TVP – mówił Grzegorz Schetyna w „Salonie politycznym Trójki”. Jak podkreślił, przedstawiciele urzędu miasta powinni być na rozprawach jako strona i będzie namawiał do tego Hannę Gronkiewicz-Waltz.

10:22

 

Schetyna: Ma być ustawka i pokazanie, że cały kraj popiera PAD i rząd PiS. Ma to zobaczyć Trump. To afrykańskie zwyczaje

– Na razie żaden [udział], z tego co się zanosi, bo nie otrzymałem zaproszenia od prezydenta Dudy [na spotkanie z Donaldem Trumpem]. To nieprawda i kompromitujący głos, który trudno w ogóle zrozumieć. Zaprasza prezydent Duda, KPRP. Rozumiem, że ambasador USA czy strona amerykańska może zaprosić swoich gości, ale trudno sobie wyobrazić, żeby zapraszała całą opozycję. Umówiłem się dzisiaj na prośbę ambasadora. Będziemy pewnie o tym rozmawiać – mówił Grzegorz Schetyna w „Salonie politycznym Trójki”. Jak dodał:

„Pamiętam, jak w 2014 r. kancelaria prezydenta Komorowskiego organizowała spotkanie z prezydentem Barackiem Obamą. Pamiętam zaproszonych marszałków i posłów z PiS. Wtedy wszystko było normalnie. Dzisiaj normalnie nie jest (…) To ma być ustawka i pokazanie tego, że cały kraj, cała Polska popiera prezydenta Dudę i rząd PiS. Ma to zobaczyć prezydent USA. To raczej afrykańskie zwyczaje”

10:00

 

Szyszko dziękuje Polsatowi za ujawnienie sprawy „córki leśniczego”

– To hasło [córka leśniczego] zrobiło rzeczywiście furorę i muszę powiedzieć, że jestem z tego swego rodzaju naprawdę dumny, dlatego że zwrócono uwagę na zawód leśnika. Chcę panu powiedzieć, że córka leśnika to „Inka” i tej „Ince” postawiliśmy nie tak dawno pomnik, a to była dziewczyna, która pracowała jako córka leśniczego na terenie Nadleśnictwa Narewka, a później na terenie Nadleśnictwa Miłomłyn i tam została aresztowana, a później stracona. I chcę panu powiedzieć, że to wielkie dziedzictwo, takie, ja bym powiedział, patriotyczne ten zawód leśnika. Zawód leśnika, niech pan zauważy, bez żadnego sądu był… jego wymiarem była kara śmierci i to zarówno ze strony naszego agresora z zachodu, jak również ze wschodu – mówił Jan Szyszko w „Sygnałach dnia” PR1.

– Nie wiem, dlatego że polskie dziedzictwo kulturowe… Między innymi polega na tym, że o ile ja jako poseł, o ile dostaję coś i prośbę, komuś żeby przekazać, to przekazuję i nie zaglądam do środka, niech mi pan wierzy – mówił dalej, pytany o słynną już kopertę.

„Właśnie tu chciałem w pewnym sensie sprostować, bo doszedłem… To najprawdopodobniej to nie była córka leśniczego, tylko inna, ale zbiegiem okoliczności stało się coś takiego, że rzeczywiście żeśmy wylansowali tą córkę leśniczego, która ma takie ogromne zasługi dla historii Polski. I z tego jestem w gruncie rzeczy… I dziękuję, no, Polsatowi w gruncie rzeczy, który to ujawnił. Ale ujawnił coś, co było dla mnie taką oczywistością, że, wie pan, ja sobie nie wyobrażam, żeby o ile pan spotka kogoś jako poseł czy jako też przyjaciel, mówi: oddaj pan coś, taką kopertę, i takie koperty są bardzo często i w Sejmie, i gdzieś indziej, daj tam tą kopertę tamtemu. I ja to przekazuję, ale naprawdę nie zaglądam do środka, niech pan mi wierzy”

– Teraz z tą kopertą dzieje się to, co się powinno dziać. Ta koperta prawdopodobnie wędruje teraz oficjalną pocztą do ministra Błaszczaka (…) Dziękuję za to pytanie, ale jako poseł dostaję mnóstwo próśb o to, żeby przekazać różnego rodzaju informacje różnym osobom i rzeczywiście one są w kopertach – dodał.

300polityka.pl

PIĄTEK, 30 CZERWCA 2017

Siemoniak: Kolejny raz mamy do czynienia z wielkim oszustwem Macierewicza

Siemoniak: Kolejny raz mamy do czynienia z wielkim oszustwem Macierewicza

– Poprosiliśmy o tę konferencję, bo być może w zgiełku różnych wydarzeń umknęła opinii publicznej posiedzenie komisji obrony w ubiegłym tygodniu, gdzie rozmawialiśmy o wykonaniu budżetu przez resort Antoniego Macierewicza w 2016 roku i okazało się na tym posiedzeniu, że kolejny raz mamy do czynienia z wielkim oszustwem Macierewicza, który wielokrotnie mówił o tym, że budżet został wykonany w całości, że rzekomo jest po raz pierwszy, choć to też nieprawda, bo w 2014 również był wykonany w blisko 100%. Na posiedzeniu komisji MON i NIK musieli przyznać, że na wykonaniu tego budżetu ciąży wielki napis zaliczek na 9 mld zł udzielonych przez Macierewicza różnym firmom tylko po to, by fikcyjnie, na papierze pokazać, że ten budżet został wykonany. Mamy do czynienia z zahamowaną modernizacją, bo tak naprawdę z nowych zakupów, które zostały podjęte przez nowy rząd, to tylko samoloty dla VIP-ów, natomiast nie zakupiono żadnego sprzętu, skierowano miliardy do różnych firm, a jedyne rzeczy, które przynoszą rezultaty, to decyzje w poprzednich latach – mówił Tomasz Siemoniak na briefingu w Sejmie.

300polityka.pl

M. BŁASZCZAK: NIKT NIE STOI PONAD PRAWEM, JAKKOLWIEK SIĘ NAZYWA

Nikt nie stoi ponad prawem, jakkolwiek się nazywa – powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak odnosząc się do zapowiedzi byłego prezydenta Lecha Wałęsy, że 10 lipca pojawi się on w Warszawie na manifestacji, której celem będzie zakłócenie modlitewnego spotkania ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej.

Od kilku miesięcy na Krakowskim Przedmieściu pojawiają się grupy osób, które próbują zakłócać te uroczystości.

– Mówię stanowczo i wyraźnie nikt nie jest ponad prawem wszyscy są zobowiązani do przestrzegania prawa. […]Póki rządzi Prawo i Sprawiedliwość wszyscy są równi wobec prawa. Rzeczywiście poprzednio było tak, że byli równi i równiejsi, te czasy już się skończyły – podkreślił minister Mariusz Błaszczak.

Ostatnio do osób przeszkadzających w modlitwie na Krakowskim Przedmieściu dołączył działacz opozycji z czasów PRL i były przewodniczący Unii Wolności Władysław Frasyniuk. Obecnie Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ bada czy nie naruszył on nietykalności cielesnej jednego z policjantów podczas czerwcowej miesięcznicy.

Do podobnych skandaliczny zakłóceń dochodziło również w Krakowie, gdzie manifestanci m.in. przeszkadzali Jarosławowi Kaczyńskiego w odwiedzeniu grobu śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.

radiomaryja.pl

PIĄTEK, 30 CZERWCA 2017

STAN GRY: Kondzińska: PiS – pieniądze i spokój, Mączyński: PiS nie chce wojny z Solorzem, Krzyżak: Trick PiS z aborcją, Fakt: PO-N ma 40%

— KACZYŃSKI PRZERAZIŁ SIĘ SONDAŻU? PIS SAM GO ZAMÓWIŁ– jedynka Faktu.

— OPOZYCJA WYGRYWA – Fakt: “Badanie, do którego wyników dotarliśmy, wykonała jedna z prestiżowych sondażowni w dniach 14-16 czerwca. Ale wcale nie był to zwykły sondaż preferencji partyjnych. Grupę 1000 Polaków zapytano, jak wyglądałyby wyniki wyborów, gdyby Platforma Obywatelska i .Nowoczesna wystawiły wspólną listę w wyborach parlamentarnych. Rezultat wywołał w PiS zarówno zdziwienie jak i niepokój. Otóż w tym badaniu obśmiewana i cherlawa opozycja… wygrywa wybory!”.

— WYNIK SONDAŻU WG FAKTU: PO-N 40, PIS 36, KUKIZ 9, SLD 6, PSL 5.

— ANTY-PIS MIAŁBY 244 MANDATY – Fakt: “To pierwsze badanie od dawna, w którym PiS – nawet w koalicji z Kukiz’15! – nie ma większości w Sejmie. Wszystko dlatego, że próg wyborczy przekroczyłyby także SLD i PSL. Koalicję rządową mogłyby stworzyć siły anty-PiS z 244 mandatami. Sam klub PiS liczyłby tylko 172 posłów. Nie wszystkich w partii rządzącej jednak te wyniki smucą. – Największym problemem ostatnio stało się przekonanie, że nie mamy z kim przegrać – mówi nam współpracownik prezesa Jarosława Kaczyńskiego (68 l.)”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/alert-w-pis-opozycja-wygrywa/25shvr5

— PIS TO “PIENIĄDZE I SPOKÓJ” – jak pisze w GW Agata Kondzinska: “– Jak najmniej wątków światopoglądowych. Chcemy dać sygnał, że mamy pomysł na cywilizacyjny rozwój kraju – mówi polityk PiS. – Jest nowe rozwinięcie nazwy naszej partii. Teraz PiS znaczy „Pieniądze i Spokój”. Czyli chwalimy się dobrymi wskaźnikami gospodarczymi, 500 plus i lepszą ściągalnością VAT – słyszymy od działaczy. Co oznacza spokój? – Są jeszcze dwie trudne sprawy, które musimy przeprowadzić: reforma sądów powszechnych i dekoncentracja rynku medialnego – mówi osoba z otoczenia Kaczyńskiego.

— WICEMINISTER KULTURY O DEKONCENTRACJI MEDIÓW – cytowany przez Kondzińską: “. Nad dekoncentracją mediów w Ministerstwie Kultury pracuje specjalny zespół: – Jeszcze jesteśmy na etapie analiz, ale mam nadzieję, że założenia do ustawy będę mógł zaprezentować jeszcze przed wakacjami sejmowymi [zaczynają się 8 lipca], a ustawa będzie gotowa do końca roku – mówi „Wyborczej” Marek Lewandowski, wiceminister kultury”. http://wyborcza.pl/7,75398,22030680,pis-to-dzis-pieniadze-i-spokoj-partia-organizuje-w-sobote.html

— ABORCJA PRZEZ TRYBUNAŁ – Tomasz Krzyżak w RZ: “Jarosław Kaczyński przynajmniej na jakiś czas zadowoli środowiska pro-life, które nie będą musiały uruchamiać kosztownej machiny zbierania podpisów, bo ich postulat zostanie spełniony. Usatysfakcjonowani będą także biskupi, którzy również oczekują, że PiS coś w tej sprawie zrobi. Zadowolony będzie też konserwatywny elektorat. Proaborcjonistom prezes będzie mógł spokojnie powiedzieć, że to nie on zmienił prawo, tylko TK. Zyska też dodatkowy argument, by odrzucić szykowany już obywatelski projekt w sprawie liberalizacji aborcji. Droga to nieco pokrętna, ale cel zostanie osiągnięty. I nawet jeśli PiS wybory przegra, to kolejnej władzy bardzo trudno będzie przeprowadzić proces łagodzenia przepisów”.

— ABORCJA ZNÓW W SEJMIE – Agata Kondzińska w GW: “Według Siarkowskiej PiS nie chce dyskusji o aborcji w Sejmie. Dlatego – jak twierdzi posłanka – pisze wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Chce, by zbadał, czy możliwość przerywania ciąży ze względu na upośledzenie lub chorobę płodu jest zgodna z konstytucją. Pod wnioskiem podpisało się ok. 100 posłów. – Nie ma gwarancji, że Trybunał rozpatrzy sprawę szybko. To może być pretekst dla PiS, by do czasu rozstrzygnięcia w TK nie zajmować się aborcją – mówi Siarkowska”. http://wyborcza.pl/7,75398,22030143,aborcja-znow-w-sejmie-nowy-projekt-ustawy-zaostrzajacej-przepisy.html

— PIS ZAMRAŻA PRACE NAD USTAWĄ O ABONAMENCIE – Piotr Miączyński na jedynce GW: “Ustawa miała zostać uchwalona jeszcze w te wakacje. Jak wynika z informacji „Wyborczej”, prace zostają zamrożone. Abonament bije w sondaże. Powód? Są trzy. PiS  boi się wściekłości wyborców, zwłaszcza na prowincji, gdzie jest sporo zwolenników obecnego rządu. Dla nich 22,70 zł miesięcznie to spore pieniądze”

 W PIS JEST FRAKCJA PRZECIWNA KURSKIEMU – Miączyński: “W PiS silna jest frakcja przeciwników obecnego szefa TVP Jacka Kurskiego. Uważają oni, że polityka informacyjna TVP jest obecnie zbyt jednostronna i odstrasza wyborców centrowych oraz lewicowych. Liczą, że problemy finansowe publicznej telewizji wysadzą Kurskiego z siodła. I że to nastąpi jeszcze przed rozpoczęciem kampanii do wyborów samorządowych, aby TVP miało szansę na nowe otwarcie. Chcą więc tak spowalniać prace, aby publiczna telewizja zaczęła się dramatycznie dusić bez pieniędzy, za co można by obwinić Kurskiego. Już dziś kondycja finansowa TVP jest mocno nadwerężona”.

— NIE IŚĆ NA WOJNĘ Z SOLORZEM – dalej Miączyński w GW: “Wreszcie – co również PiS bierze pod uwagę – uszczelnienie abonamentu oznaczałoby pójście na wojnę z Zygmuntem Solorzem. To jego Cyfrowy Polsat straciłby najwięcej na uszczelnieniu ustawy, bo platforma cyfrowa jest bardzo silna na prowincji. Polsat na razie w starciu między PiS a PO jest neutralny.  To po nastąpieniu na nogę Solorzowi mogłoby się zmienić”. http://wyborcza.pl/7,155287,22030100,pis-nagle-zamraza-prace-nad-ustawa-uszczelniajaca-abonament.html

— JESZCZE MAMY WOLNE MEDIA – Bartosz T. Wieliński w GW: “Czy trwająca ponad ćwierć wieku epoka wolności słowa i dziennikarskiego pluralizmu dobiega powoli końca? Pójdziemy śladem Rosji i Turcji? Mimo że Polska jest członkiem Unii Europejskiej, taki scenariusz nie jest wykluczony. Na rządzonych przez Viktora Orbána Węgrzech od roku nie ma już ani jednej niezależnej gazety”. http://wyborcza.pl/7,75968,22030981,jeszcze-mamy-wolne-media-ale-ostrzezen-jest-coraz-wiecej.html

— PREZYDENT WIEDZIAŁA? – tytuł na jedynce RZ.

— PREZYDENT ZLEKCEWAŻYŁA KOMISJĘ – Fakt.

— GWÓŹDŹ DO POLITYCZNEJ TRUMNY HGW – jedynka GPC.

— TA AFERA TO ICH KOMPROMITACJA – pisze w Fakcie Magdalena Rubaj obok zdjęć Bondaryka i Tuska: “Pewnie wiele z tego, co opowiadał przed komisją śledczą ds. afery Amber Gold Marcin P. (33 l.) nie było prawdą. Jednak znaczną część faktów potwierdzają dokumenty i inne dowody będące w posiadaniu komisji. I wcale nie Michał Tusk (35l.), a Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego staje się czarnym charakterem afery. Według posłów z sejmowej komisji śledczej wiele wskazuje na to, że ktoś „dał czas” Marcinowi P. na wyprowadzenie majątku, a działania ABW w sprawie Amber Gold są co najmniej zastanawiające. – Dlaczego służby przesłuchiwały świadków, a nie było na początku podsłuchu, obserwacji, zabezpieczenia billingów, blokowania kont czy zabezpieczania majątku? To była prowizorka! – mówi szefowa komisji Małgorzata Wassermann (39l.) z PiS”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/komisja-w-sprawie-amber-gold-afera-amber-gold/nhsnk9g

— W KAMIENICACH MIESZKAŁ NIEOŚWIECONY PLEBS – Sławomir Jastrzębowski w SE: “Tymczasem sama Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że nie była informowana, ale wystąpienia przez komisją w roli świadka boi się jak diabeł święconej wody. Wytłumaczenie może być proste: w kamienicach mieszkał nieoświecony plebs, a on może przecież mieszkać pod mostem”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/slawomir-jastrzebowski-bo-w-kamienicach-mieszka-nieoswiecony-plebs_1006610.html

 PLICHTA REALIZOWAŁ NIE SWÓJ PLAN? – Marek Suski w SE: “Ma pan rację, że nie wygląda na głównego budowniczego. Ale już na jakiegoś realizatora planu to tak. Więc my również zadajemy sobie to pytanie”.

— PO TRUPIE LOT – dalej Suski: “- Marcin P. powiedział, że Tusk przesyłał mu poufne informacje. Czyli pewnie chodziło o pieniądze. Znał też plan przejęcia rynku lotów cywilnych w Polsce i sprzedaży tego zagranicznemu inwestorowi po trupie LOT. Więc w jakimś sensie świadomie uczestniczył w realizacji takiego planu”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/marek-suski-dla-super-expressu-dziwne-zbiegi-okolicznosci_1006605.html

 W INTERESIE PAŃSTWA JEST, BY PIS ZMIENIŁ SIĘ NA LEPSZE – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “Polska nie może sobie pozwolić na zmarnowanie najbliższych lat. Bez względu na to, czy lubimy Jarosława Kaczyńskiego czy nie, w interesie państwa jest, by PiS zmienił się w wyniku kongresu na lepsze. By postanowił zakończyć wojnę polsko-polską. Pytanie tylko, czy sam PiS będzie potrafił w takim postanowieniu wytrwać”. http://www.rp.pl/Komentarze/170628855-Michal-Szuldrzynski-Czy-PiS-wytrwa-w-pokoju.html?template=restricted

— POLSKA PODOBNO PROWADZI POLITYKĘ PRORODZINNĄ – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Polska podobno prowadzi politykę prorodzinną. Zależy nam na zasypywaniu demograficznej przepaści. Zapewne właśnie w jej ramach minister Radziwiłł zlikwidował rozporządzenie o standardach opieki okołoporodowej i deklaruje, że teraz będą wynikały one z zarządzenia, czyli dokumentu, który jest tylko wskazówką, a nie obowiązującą regulacją. W dodatku nikt nie wie, kiedy to zarządzenie powstanie”. http://www.rp.pl/Komentarze/170628843-Zuzanna-Dabrowska-Masz-kase-masz-dziecko.html

— CZŁOWIEK GOWINA DOSTAŁ FUCHĘ ZA 50 TYS – SE: “Kolejna dobra zmiana w spółce Skarbu Państwa! Grzegorz Kądzielawski (32 l.), który do niedawna był szefem gabinetu politycznego wicepremiera Jarosława Gowina (56 l.), został wiceprezesem w Grupie Azoty z siedzibą w Tarnowie. Zarobi tam miesięcznie nawet ponad 50 tys. zł!” http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/czowiek-gowina-dosta-fuche-za-50-000-z_1006612.html

 JAK NIE ZEPSUĆ MIESZKANIA PLUS – Maciej Bednarek w GW: “Nie ma jeszcze ustawy regulującej program „Mieszkanie plus”, mimo to inwestycje ruszają. Jaka jest gwarancja, że program będzie tani, odporny na naciski polityczne, a osiedla nie zmienią się w odcięte od świata getta?”. http://wyborcza.biz/biznes/7,147758,22028744,jak-nie-zepsuc-programu-mieszkanie-plus.html

 NIEMCY KUSZĄ BUDOWĄ U-BOTÓW W SZCZECINIE – RZ: “Szczecińska lokalizacja przyszłej firmy jest nieprzypadkowa. Niemiecki producent ocenił, że aktywa państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ) w Zachodniopomorskiem ze względów logistycznych nadawałyby się idealnie do współpracy z kompleksem stoczniowym w Kilonii. Dyrektor Schön podkreśla, że utworzenie nowej stoczni w Szczecinie to niejedyna rozważana opcja: w grę wchodzi zaadaptowanie do podwodnych technologii istniejącej Stoczni Remontowej Gryfia (dziś w grupie PGZ), ale też innej wskazanej przez polskie władze firmy okrętowej z Wybrzeża”. http://www.rp.pl/artykul/1327582-Niemcy-kusza-U-bootami-ze-stoczni-w-Szczecinie.html

— 17 LAT TEMU:
Prof. Andrzej Zoll został Rzecznikiem Praw Obywatelskich.
Prof. Leon Kieres złożył ślubowanie przed Sejmem RP jako pierwszy prezes Instytutu Pamięci Narodowej i rozpoczął urzędowanie.

300polityka.pl

Wyciekł wewnętrzny sondaż PiS: Zjednoczona opozycja wygrywa

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Według sondażu przeprowadzonego na zlecenie partii rządzącej, gdyby PO i Nowoczesna wystawiły wspólne listy w wyborach parlamentarnych, pokonałyby PiS.

Jak pisze Fakt.pl, w sondażu, który jedna z „prestiżowych sondażowni” przeprowadziła w dniach 14-16 czerwca na drupie 1000 Polaków, jak wyglądałyby wyniki wyborów, gdyby PO i .Nowoczesna wystawiły wspólną listę w wyborach parlamentarnych.

Dziennik pisze, że taka koalicja dałaby ugrupowaniom opozycyjnym 40-proc. poparcie, czyli 244 mandaty, a to dzięki temu również, że próg wyborczy przekroczyłyby także SLD (6 proc.) i PSL (powyżej 5 proc.).

PiS z kolei uzyskałoby poparcie na poziomie 36 proc., co daje mu 172 mandaty. Nawet gdyby połączyło siły z Kukiz’15, który zyskał poparcie 9 pkt. proc., te dwa połączone ugrupowania miałyby tylko 205 mandatów.

Do parlamentu według tego sondażu nie dostałyby się Wolność i razem – po 2 proc. wskazań.

Więcej – Fakt.pl

rp.pl

Stanisław Skarżyński

Nacjonaliści niezłomni, co na niepełnosprawnych, kobiety i dzieci polują

30 czerwca 2017

18.06.2016 Lodz , ul Piotrkowska . Kibice i zawodnicy fetuja awans RTS Widzew do III ligi .

18.06.2016 Lodz , ul Piotrkowska . Kibice i zawodnicy fetuja awans RTS Widzew do III ligi . (Fot . Marcin Stepien / Agencja Gazeta)

Kibole i rasiści przecież nie po to pomagali PiS zdobyć władzę, żeby prawdziwy Polak nie mógł w swoim kraju pluć „podludziom” w twarz, kiedy mu przyjdzie na to ochota

Uderzające jest to, kogo atakują dziś prawicowe bojówki. O kulach porusza się Kinga Kamińska, oblana piwem przez czterech „odważnych i niezłomnych” na schodach do warszawskiego metra. Również w Warszawie za trzema młodymi chłopakami poszło aż sześciu – tak się właśnie przedstawili – „nacjonalistów”, żeby zapowiedzieć, że „jeszcze raz pojawisz się na Mokotowie, to cię zajebiemy”.

W Sopocie objawiło się żywe przedmurze chrześcijaństwa. To 59-latek, który komunikatem „czarna nie wchodzi” chciał powtrzymać kobietę z ciemnoskórym dzieckiem na rękach przed wejściem do kościoła. Rzucił się do ucieczki, kiedy na miejscu zjawili się policjanci.

W Radomiu jednego członka KOD biło czterech typów z Młodzieży Wszechpolskiej. W Lublinie dorosły mężczyzna zdobył się na bohaterski akt naplucia licealistce z zagranicy w twarz.

Atakowanie słabszych nie jest dowodem siły, ale kompleksów, frustracji, niskiej wiary w siebie oraz ogólnej słabości. „Jesteśmy tchórzami” – tyle nam o sobie powiedzieli nacjonaliści w ostatnim tygodniu.

Wczoraj Radom, dziś Warszawa. „Jeszcze raz pojawisz się na Mokotowie, to cię zaje…my”.

Politycy PiS tłumaczą

Państwo Platformy Obywatelskiej było podobnie słabe i bezradne wobec przestępstw z nienawiści, ale samo wspomnienie Bartłomieja Sienkiewicza, który mówił „idziemy po was” rasistom z Białegostoku oraz próby reakcji Andrzeja Seremeta na kolejne wygłupy prokuratorów stawiają tamte czasy na zupełnie innym poziomie.

Trudno inaczej, niż strachem, wyjaśnić to, co wyprawia dziś Prawo i Sprawiedliwość. Partia idąca do władzy pod hasłem odbudowy państwa, przywrócenia mu siły i podmiotowości nie jest w stanie nawet dostrzec tego, co się dzieje. „To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem” – ogłosiła Beata Mazurek po ataku w Radomiu.

„Nie notujemy wzrostu liczby przestępstw na tle nienawiści rasowej” – opowiadał Mariusz Błaszczak w nowej telewizji PiS o wydarzeniach w Lublinie. Sprawdził to Paweł Cywiński (uchodźcy.info): w 2013 roku wszczęto 719 takich postępowań, a w 2016 roku już 1314.

Bez szacunku elit dla biedniejszych Polska nigdy nie pozbędzie się widma faszyzmu

Władza się boi

Te kłamstwa Błaszczaka, pokrętne wyjaśnienia rzeczniczki, zwalanie odpowiedzialności na Donalda Tuska nie wynikają z tego, że PiS jest po drodze z brunatną falą. Tak było za czasów Platformy Obywatelskiej, bo gdy nacjonaliści wywoływali burdy, to PiS nieodmiennie zwalało je na prowokacje policji i nieudolność władzy.

Dziś już nie jest, tylko PiS jest zakładnikiem nacjonalistów. Naprawdę zwalczając rasistowską przemoc, PiS straci jedną ze swoich najważniejszych grup poparcia, więc wybiera bierność, która również będzie ich kosztować – elektorat środka oczekiwał, że suwerenne państwo, które obiecywał Jarosław Kaczyński, to będzie państwo silne, w którym będzie porządek nawet, jeśli oznacza to, że nie będzie się za bardzo przejmować prawami człowieka.

Prawicowe bojówki są przeciwieństwem porządku i PiS będzie za ten chaos płacić – i to również w tych grupach, które wybaczyłyby mu Trybunał Konstytucyjny i wojnę z Europą.

Jeśli w PiS w ogóle ktoś myśli (co jest raczej wątpliwe) to widać uważają te straty za mniejsze zło niż rozpoczęcie wojny z rasistowską przemocą, która oznaczałaby znalezienie się w tym samym miejscu, w którym była Platforma Obywatelska. PiS pozwala rosnąć brunatnej fali, żeby nie usłyszeć „Kaczor, matole, twój rząd obalą kibole”.

wyborcza.pl

Komisja śledcza do spraw małżeńskiej sypialni. Zbada, gdzie mieszka radny

Remigiusz Jaskot, 30 czerwca 2017

Jakub Mendry - gdy przekazywał rękawice bokserskie Rafałowi Piaseckiemu

Jakub Mendry – gdy przekazywał rękawice bokserskie Rafałowi Piaseckiemu (ŁUKASZ ANTCZAK)

Specjalny zespół zbada, czy jak wymagają przepisy, miejscy radni mieszkają w Bydgoszczy. Jakub Mendry, który przyznał się do przeprowadzki, prawdopodobnie będzie musiał się pożegnać z mandatem. Niektórzy radni tłumaczą, że w domach poza miastem tylko odwiedzają małżonków.

– Nie będę z siebie robił głupka i kręcił. To prawda, że od kilku miesięcy mieszkam w Żołędowie. W Bydgoszczy jestem zameldowany, pracuję, spędzam większość czasu i płacę podatki. To moje centrum życiowe – mówi Jakub Mendry, radny SLD Lewica Razem. Zgodnie z wykładnią sądów administracyjnych to za mało. Nie ma znaczenia meldunek. Kodeks wyborczy mówi o stałym zamieszkaniu w określonej miejscowości, pod oznaczonym adresem, z zamiarem stałego pobytu. Jeśli radny nie mieszka w gminie, z której został wybrany, traci prawo wybieralności, a tym samym powinien stracić mandat. W głosowaniu decyduje o tym rada.

Zaczęło się od Piaseckiego

Przez lata miejscem zamieszkania radnych nikt się nie przejmował. Na sprawę przymykano oko. Temat wypłynął przy okazji afery Rafała Piaseckiego. Kiedy ujawniono nagrania, na których słychać, jak radny znęca się nad żoną, wybuchł skandal. Szukano różnych sposobów, by usunąć Piaseckiego z rady miasta. Ostatecznie, po wielu apelach, radny zrezygnował, ale prezydent Bruski ujawnił, że miał swój pomysł. Chciał, żeby komisarz wyborczy wygasił mandat, bo radny nie mieszkał w Bydgoszczy. Teraz pomysł prezydenta trafił rykoszetem w jego polityczne zaplecze.

Na poprzedniej sesji rady miasta Bogdan Dzakanowski (niezależny) zaproponował powołanie zespołu, który wyjaśniłby, czy radni mieszkają w Bydgoszczy.

– O których radnych chodzi? – zapytał przewodniczący rady Zbigniew Sobociński, a po sali przeszedł szmer.

– Wszystkich – odparł Dzakanowski.

– O, to do końca kadencji będzie co robić – uśmiechnął się Kazimierz Drozd (SLD).

Wniosek o wpisanie pomysłu Dzakanowskiego do porządku dziennego przepadł w głosowaniu, choć poparł go opozycyjny klub PiS.

Zespół, a nie komisja

W tym tygodniu do przewodniczących klubów radnych trafił list od przewodniczącego Sobocińskiego. Stwierdził, że kwestię miejsca zamieszkania trzeba wyjaśnić i poprosił kluby, by delegowały swoich przedstawicieli do specjalnego zespołu. – Powstanie, żeby wyjaśnić sytuację Jakuba Mendrego. Zastanowimy się, w jakich ramach prawnych możemy funkcjonować. Nie mam żadnych narzędzi, by dociekać, kto gdzie mieszka – mówi Sobociński. Jest świadom, że pomysł budzi kontrowersje. – Jestem ostatnim, by bawić się w komisję śledczą. Napisałem list, bo musimy z prawnikami określić, czy możemy się tym zajmować – tłumaczy.

Do zespołu zgłosił się Ireneusz Nitkiewicz (SLD). – Tę sprawę trzeba wyjaśnić. Wiem, że dotyczy kolegów, ale prawa należy przestrzegać. Jeśli ktoś jest radnym, powinien mieszkać na terenie gminy – mówi.

A co, jeśli oprócz Mendrego pojawią się kolejne osoby, co do których są wątpliwości? – Liczę, że zachowają się jak ludzie dorośli. Ale jeśli ktoś wrzuca zdjęcia na Facebooka ze swojego ogrodu i mówi, że tam nie mieszka, to jest to mocno niezręczne dla nas wszystkich To może przerodzić się w farsę – mówi Nitkiewicz. Sceptyczny jest też Mirosław Jamroży (PiS). Uważa, że zespół powinien poprzestać na pisemnych oświadczeniach radnych. – Nie wyobrażam sobie drążenia, kto gdzie mieszka, bo jak mielibyśmy to robić? Mamy przepytywać świadków? – pyta.

Kto kogo odwiedza

Wśród wymienianych nieoficjalnie radnych, którymi w dalszej kolejności mógłby zająć się zespół, jest Alicja Araszkiewicz. Radna PO niedawno weszła do rady w miejsce zmarłej Grażyny Kufel. Wcześniej, jako radna powiatu, reprezentowała mieszkańców Osielska.

– Mieszkam na Szwederowie, przy ul. ks. Skorupki. Gdyby ktoś chciał sprawdzić, zapraszam. Mogę nawet pokazać deklarację śmieciową. W Niemczu odwiedzam męża, to chyba nie jest niedozwolone – mówi. Podobną deklarację składa Jan Szopiński (SLD). – Mieszkam w Bydgoszczy, przy Duracza. Od 1992 nigdy się stamtąd nie przeprowadziłem. Nigdy natomiast nie ukrywałem, że pod Bydgoszczą mieszka moja żona. I ją odwiedzam. Ale mieszkam w Fordonie, na co mam świadków.

Na razie nie wiadomo, czy zespół poprzestanie na badaniu sprawy Jakuba Mendrego. – Wydaje mi się, że nie będzie to tylko moja sprawa. Ale nie zamierzam protestować. Mówię prawdę i nie zamierzam niczego ukrywać. Jeśli będę musiał zapłacić za szczerość, to jestem na to gotowy. Jeśli po to, by zostać w polityce, miałbym kłamać, to wolę z niej odejść – mówi Mendry.

Zgodnie z prawem jedynym organem mogącym stwierdzić brak prawa wybieralności z powodu niezamieszkiwania na terenie gminy i wygaśnięcie mandatu jest rada.

wyborcza.pl

Nowa „gwiazda” PiS

Nowa „gwiazda” PiS

Wolny, do wzięcia, atrakcyjny, młody, – taki jest Dominik Tarczyński, poseł PiS, ze względu na temperament polityczny nazwany przez tygodnik „Polityka” bulterierem partii. Ponoć jest ekstrawagancki i przepada za kobietami.

Dziennikarka „Polityki” Malwina Dziedzic przybliża nam postać tej nowej „gwiazdy” PiS. Dowiadujemy się np., że Tarczyński pozuje na człowieka niezwykle religijnego. Dowodem jest zaangażowanie w protesty przeciwko wystawianiu głośnego spektaklu teatralnego „Klątwa”. Na dodatek – o czym mało kto wie – był w przeszłości asystentem egzorcysty! Organizował także wycieczkę do Watykanu na jedną z uroczystości związanych z osobą papieża Jana Pawła II.

Ale to jedna strona osobowości polityka. Mimo pozornej religijności, wśród kolegów z Sejmu uchodzi za podrywacza i imprezowicza. W kuluarach krążą plotki o tym, jak nagabuje młode posłanki i dziennikarki, zaprasza na kolację, wino. – „Najwyraźniej zakłada, że lepsza zła sława niż żadna” – cytuje jednego z posłów PiS dziennikarka tygodnika. Co na to sam zainteresowany? Sypie dowcipami.

„Fakt” na rozmowę z Tarczyńskim próbował umówić się od dawna, ale poseł nie znalazł czasu. Dopiero po artykule w „Polityce” nieoczekiwanie podjął męską decyzję i oddzwonił. Z uśmiechem na ustach przekonywał, że bardzo podobał mu się tekst, który pojawił się w gazecie. – „Dobry artykuł, ale czym się przejmować? Jaki ma nakład „Polityka” – 20 tysięcy egzemplarzy?” – mówił kpiąco Tarczyński, po czym bagatelizując sprawę dodał: – „Nie dajmy się zwariować, żyjemy, oddychamy, śpimy. Bez przesady…”.

W rzeczywistości nakład „Polityki” wynosi 122 tys. egzemplarzy, ale Tarczyński jak przystało na PiS–owskiego bulteriera musiał wbić szpilę nieprzychylnemu partii pismu. Równie chętnie polityk odpowiada na pytanie o łatkę podrywacza i imprezowicza, której dorobił się w Sejmie. – „Wolny, do wzięcia, atrakcyjny młody poseł” – powiedział o sobie „Faktowi” bez zbędnej skromności. Stanowczo zaprzeczył jednak, gdy pada pytanie o to, czy podrywają go kobiety. – „Gdzie? Mnie? Takiego grubasa…” – dowcipkuje Tarczyński. Na wzmiankę o dużym powodzeniu u kobiet, którym cieszy się Ryszard Kalisz (trudno go przecież określić mianem szczupłego), Tarczyński ripostuje: – „Ja w przeciwieństwie do niego, nie mam jednak jaguara”.

koduj24.pl

Jarosław Kaczyński będzie zeznawał w prokuraturze

Jarosław Kaczyński będzie zeznawał w prokuraturze

Jak informuje RMF, prezes Prawa i Sprawiedliwości w najbliższych tygodniach ma stanąć przed prokuratorem. Kaczyński zostanie przesłuchany jako świadek w postępowaniu, które ma wyjaśnić, czy w grudniu zeszłego roku został znieważony podczas wizyty na Wawelu na grobie brata.

Dziennikarze radia informują, że śledczy chcą się dowiedzieć, w jakim charakterze prezes rządzącej partii przyjechał na Wawel. – „Chodzi o ustalenie, czy zrobił to jako funkcjonariusz publiczny, czy może prywatnie. Od tego zależy, w jakim kierunku pójdzie śledztwo” – czytamy na stronie RMF. Jeszcze nie wiadomo, czy Jarosław Kaczyński zostanie przesłuchany w Warszawie w ramach pomocy prawnej, czy dostanie wezwanie do Krakowa.

Przypomnijmy – 18 grudnia tuż po godzinie 18 demonstrujący próbowali uniemożliwić wjazd kolumny samochodów, wśród których był pojazd prezesa PiS i premier Szydło na Wawel. Protestujący położyli się przed bramą Herbową. Musiała interweniować policja.
(Źródło: RMF FM)

koduj24.pl

Aleksander Hall: O jaki naród walczymy

Foto: AFP

Nie ma jednego, uniwersalnego przepisu na kształtowanie się wspólnoty i włączanie do niej przybyszów z zewnątrz – pisze publicysta.

Badania opinii publicznej wskazują, że wyraźna większość Polaków nie chce w naszym kraju uchodźców i muzułmańskich imigrantów. Propaganda PiS-u okazała się skuteczna. W świadomości wielu z nas zatarło się rozróżnienie pomiędzy uchodźcami i imigrantami ekonomicznymi. Imigranci i uchodźcy znaleźli się w jednym zbiorze, z którym związane są różnorodne zagrożenia i kłopoty.

Nie sądzę, aby w zwalczaniu tych wyobrażeń szczególnie przydatna była argumentacja używana przez niemałą część liberalnych i lewicowych środowisk, opozycyjnych wobec rządów PiS-u.

Odwołuje się ona do przekonania o wyższości społeczeństw wielokulturowych nad homogenicznymi, przywołując jako przykład Stany Zjednoczone i inne państwa Zachodu. Często pada też argument, że agresywne, antyzachodnie postawy, występujące wśród wyznawców islamu stanowią margines i nie mają nic wspólnego z prawdziwym przesłaniem tej religii. Nie wierzę też w skuteczność powoływania się na statystyki, z których wynika, że w zamachach terrorystycznych w Europie Zachodniej ginie znacznie mniej ofiar, niż w wypadkach na polskich drogach.

Propaganda PiS-u, dotycząca zagrożeń związanych z imigrantami i uchodźcami okazała się skuteczna, gdyż celowo łącząc odrębne kwestie: uchodźców i masowej imigracji ekonomicznej do Europy z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, odwołuje się zarówno do bezzasadnych, jak uzasadnionych obaw, rozbudzając nastroje ksenofobiczne.

Aby skutecznie przeciwstawić się propagandzie rządzącej partii nie można kreślić sielankowego obrazu wielokulturowych społeczeństw Zachodu, bo jest on zwyczajnie nieprawdziwy. ani też idealizować świata współczesnego islamu. Wierzę, że do wielu Polaków mogą trafić racjonalne argumenty, niesprzeczne z ich doświadczeniem i odwołujące się zarówno do zdrowego rozsądku.

Zła wola rządu

Nie ma jednego, uniwersalnego przepisu na kształtowanie się narodu i włączania do niego przybyszów z zewnątrz. Te procesy zależą od wielu czynników natury historycznej, kulturowej, ekonomicznej i demograficznej. Muszą one wyglądać inaczej w Stanach Zjednoczonych – państwie założonym przez kolonistów i imigrantów, w Wielkiej Brytanii i Francji – jeszcze niedawno światowych imperiach kolonialnych, czy w niedużych państwach Europy Środkowej, takich jak Węgry czy Słowacja, w których kilkumilionowe narody, o bardzo niskim przyroście naturalnym, mają podstawy by szczególnie troszczyć się o zachowanie swej tożsamości i stylu życia.

My, Polacy mamy podstawy do odczuwania dumy z powodu świetności epoki jagiellońskiej, w której wielonarodowa Rzeczpospolita była w Europie rzadkim przypadkiem tolerancji.

Nie powinniśmy jednak zapominać, że już w znacznie bliższej przeszłości, w epoce kształtowania się nowoczesnych narodów, obejmujących wszystkie stany społeczeństwa, nie potrafiliśmy, i być może nie mogliśmy, rozwiązać problemu narodowego, który okazał się też wielkim problemem II Rzeczpospolitej.

Nie ulega też dla mnie wątpliwości, że fakt, iż w Polsce pod rządami komunistów byliśmy w zasadzie społeczeństwem jednolitym narodowo, ułatwił nam przetrwanie tego okresu i stawianie oporu presji wywieranej przez system.

Wspólnotę polityczną, taką jak naród, znacznie łatwiej jest budować na fundamencie wspólnej tożsamości, wyrażającej się w kulturze, ale nie może ona w ogóle funkcjonować bez respektowania przez jej uczestników, pewnych wspólnych wartości i zasad.

Nie ulega wątpliwości, że między islamem a cywilizacją zachodnią istnieje naturalne napięcie, wynikające z nieuznawania przez islam rozdziału pomiędzy wspólnotą polityczną, a religijną i zasady, że prawo religijne ma obejmować całość życia muzułmanów.

Nie wdając się w rozważania, czy fundamentalizm wyrasta z istoty islamu, czy też jest jedynie jednym z jego nurtów, stwierdzam oczywistość: w obecnej fazie historii fundamentalistyczny, skrajnie wrogi Zachodowi nurt islamu, nie jest żadnym marginesem, ale potężną siłą, mającą bardzo zwolenników wśród wyznawców islamu, także w Europie. Na naszym kontynencie dostarcza religijnego i ideologicznego uzasadnienia dla wrogości do Zachodu w środowiskach o imigracyjnych korzeniach, niezintegrowanych ze społeczeństwami krajów osiedlenia i upośledzonych pod względem ekonomicznym. Ta wrogość niektórych muzułmanów prowadzi do angażowania się w działalność terrorystyczną.

Jest też rzeczą oczywistą, że masowy i niekontrolowany napływ do Europy imigrantów z krajów muzułmańskich będzie zwiększał to zagrożenie.

Gdyby politycy PiS-u ograniczyli się do tych konstatacji nie spotkaliby się z moją krytyką. Gdyby kierowali się rzeczywistą troską o cywilizacyjną przyszłość naszego kontynentu i zmniejszenia na jego terytorium zagrożenia terrorystycznego, ich rząd nie prowadziłby w sprawach migracji i uchodźców polityki separatystycznej, gdyż – jak słusznie zwrócił na to uwagę Bogusław Chrobota w artykule „A kiedy Afrykanin zapuka do twoich drzwi” („Rzeczpospolita” 21 czerwca 2017) – wymagają one wspólnych europejskich działań i planów.

Argumentacja używana przez rząd Beaty Szydło przeciwko przyjęciu nie tylko 7 tysięcy uchodźców, do czego zobowiązał się we wrześniu rząd Ewy Kopacz, ale wszelkich uchodźców muzułmańskich z terenów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej sprowadza się do dwóch punktów. Po pierwsze, wśród uchodźców mogą być terroryści. Po drugie, Polska nie chce powtórzyć błędu Europy Zachodniej, polegającego na naiwnym złudzeniu, że powstaną społeczeństwa multikulturowe. Oba argumenty używane są w złej wierze. Nieliczni uchodźcy, którzy mieliby trafić do Polski, byliby dokładnie sprawdzani i prawdopodobieństwo, że znalazłyby się wśród nich osoby niebezpieczne, jest doprawdy minimalne. Nieporównanie większe niebezpieczeństwo może nam zagrażać ze strony ludzi o złych intencjach, którzy są obywatelami Unii Europejskiej i mogą wjechać do Polski bez żadnej kontroli.

Jest także oczywiste, że Polska nie jest obecnie atrakcyjnym krajem do osiedlania się przez imigrantów z Bliskiego Wschodu i nic nie wskazuje na to, że stanie się nim w bliskiej przyszłości.

Fałszywe poczucie wyższości

Wszystko wskazuje na to, że linia polityczna PiS-u w kwestii uchodźców i propaganda tego ugrupowania, służyć mają celom polityki wewnętrznej: konsolidacji własnej bazy politycznej i poszerzaniu jej poprzez rozbudzanie wśród Polaków strachu, w nadziei, że wielu z nich uzna rządy PiS za najlepszą gwarancję, że naszego kraju nie zaleją obcy, wśród których będą terroryści.Reklama

Wiele już napisano o wysokiej cenie, jaką Polska zapłaci w Unii Europejskiej za politykę prowadzoną w sprawie uchodźców. Jestem przekonany, że tak właśnie będzie, ale dla mnie jeszcze ważniejszy jest inny aspekt polityki PiS-u w sprawie uchodźców. Dotyczy kondycji naszego narodu i jego samooceny. Wspólnota narodowa jest dla mnie wielką wartością. Podzielam pogląd wyrażony kiedyś przez Andrzeja Walickiego, że „we współczesnym świecie nie ma wspólnoty szerszej, a jednocześnie bardziej spójnej, umiejscawiającej jednostkę w równie długim czasie historycznym i w równie szerokiej kulturowej przestrzeni”.

Jestem przekonany, że narody nie potrzebują poprawiać sobie samopoczucia, budując poczucie swojej wartości na poczuciu własnej wyższości nad innymi, zwłaszcza, gdy opiera się to na mitach i fałszywych przesłankach. Przecież każdy naród jest niepowtarzalny i ma unikalną historię. Jest oczywiste, że narody mają swe interesy i ich państwa powinny je realizować. Jest jednak błędem sprowadzanie polityki państwa, jedynie do narodowego egoizmu. Właściwe jest, gdy samoocena narodu budowana jest na realnych faktach, wśród których są także akty bezinteresownej ofiarności i wielkoduszności wobec obcych, znajdujących się w potrzebie. Należy do nich udzielanie azylu. Dobrze jest, gdy polityka państwa sprzyja pobudzaniu i promowaniu pięknych etycznie postaw i działań jego obywateli, a nie ich zniechęcaniu do nich i paraliżowaniu takich działań.

Wartością jest łączenie polskości z tym, co uniwersalne. Wspaniale potrafił to czynić Jan Paweł II. Zachęcał do takiej postawy Tadeusz Mazowiecki, który w swej ostatniej książce wyrażał przekonanie, że tylko ona będzie włączała polskość w debaty uniwersalne.

Zauważmy, że w gruncie rzeczy bardzo niewiele musimy zrobić, aby poprawić o sobie opinię na zewnątrz i poprawić samoocenę: przyjąć bardzo niewielką liczbę uchodźców i umożliwić w naszym kraju leczenie pewnej liczby ofiar wojny. To wstyd, że rząd Prawa i Sprawiedliwości, kierując się wyłącznie kalkulacją wyborczą nie chce zdobyć się na taki gest.

Nie należy dać się nabrać, że chodzi mu o bezpieczeństwo Polaków i cywilizacyjny kształt Europy.

Naszemu narodowi z całą pewnością w obecnej fazie naszej historii nie grozi utrata instynktu samozachowawczego, niedostrzeganie, że cywilizacje mają swe konsekwencje i wpływają na kształt życia zbiorowego, a napięcia pomiędzy nimi mogą prowadzić do tragedii. Natomiast całkiem realne jest inne niebezpieczeństwo, że postawy strachu przed obcymi i niechęci do nich będą się poszerzać, degradując nas jako wspólnotę i powodując w niej dalsze pęknięcia.

Autor jest historykiem i politykiem. W okresie PRL był liderem opozycyjnego Ruchu Młodej Polski

rp.pl

Juliusz Machulski: Rozdźwięk między tym, co prezydent może zrobić, a tym, co człowiek udający prezydenta robi, wywołuje we mnie wielkie rozczarowanie

Angelika Swoboda

30.06.2017

Nie żywię szacunku wobec kogoś, kto okłamał tyle osób. Przecież publicznie powiedział niedawno, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, chociaż w kampanii obiecywał, że będzie – mówi słynny reżyser, autor nowego filmu „Volta”.

Bardzo się pan męczy w dzisiejszej Polsce?

– Jak jest ładna pogoda to nie.

A jak pada?

– Wie pani, czuję ogromny zawód. Od czerwca 1989 roku, kiedy upadł komunizm, każdy dzień był dla mnie świętem. Nie sądziłem, że tego doczekam. I wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Weszliśmy do NATO, potem do Unii Europejskiej. Owszem, nie wszystko jeszcze dobrze funkcjonowało, były braki, ale powoli mogliśmy czuć, że stajemy się Europejczykami.

I nagle się okazało, że nic nie jest dane na zawsze. Że trzeba tę wolność pielęgnować, mądrze o niej mówić i wychowywać kolejne pokolenia. I dbać o obywateli. Mamy gospodarkę rynkową i świetnie, że tak jest, ale państwo powinno mieć świadomość, że nie wszyscy jego obywatele wyszli z transformacji ustrojowej obronną ręką i tworzyć osłonowe programy socjalne. A także troszczyć się o kulturę.

Pana zdaniem się nie troszczyło?

– Bardzo cenię Donalda Tuska, ale jego prowolnorynkowa strategia, że kultura powinna być samowystarczalna, że powinna się sama finansować, była błędem. Ale dziś nie tylko w kulturze źle się dzieje i mamy to, co mamy. Kij w szprychy, ten wóz stanął. Zniknęły dobre obyczaje, chamstwo zostało wprowadzone w przestrzeń publiczną. Jest gloryfikowane. Wyrażenie, że „coś nie wypada” zostało zastąpione przez „nie opłaca się”. Kiedyś szanujący się, zawodowy polityk pewnych rzeczy by nie powiedział, a dzisiaj nie ma oporów. Istnieje tylko jedno kryterium: populistyczne, i jedyna troska – czy się zdobędzie wyborców. I tak się stało, że 18 procent prawicowych Polaków rządzi resztą, udając, że to mandat od całego społeczeństwa. A tak naprawdę to nawet nie jest prawica, bo ekonomicznie to są bolszewicy, tyle że z krucyfiksem.

Juliusz Machulski na planie nowej komedii ''Volta'' (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)Juliusz Machulski na planie nowej komedii ”Volta” (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

 

Co pan ma na myśli?

– Jak rządziła nami komuna, to wiadomo było, że siedzą na rosyjskich bagnetach i czołgach, że Związek Radziecki o wszystkim decyduje, więc mimo wszystko czasami robili wrażenie, że czują się z tym nieswojo. Byliśmy my i oni, ale wszyscy wiedzieli, że ktoś musiał zawiadywać tym całym bałaganem.

Myśmy zawsze byli tacy Polacy złote ptacy, a wszyscy dookoła bez przerwy byli na nas uwzięci, bo taki z nas fajny kraj. I niestety, obecna partia rządząca chyba wierzy w to, czego mnie uczono w szkole dawno temu. Że Polska jest jakimś wyjątkowym krajem, że jesteśmy Chrystusem narodów. Naprawdę. To, co było ową dezynwolturą, swojego rodzaju metaforą wzięli na poważnie i ku temu prą. Sejm koronował Chrystusa na króla Polski, tylko nie wiadomo, gdzie go w poczcie królów polskich umieścić. Czy przed Mieszkiem I, czy za Poniatowskim?

Nadal nie odpowiedział pan na moje pytanie – męczy się pan w Polsce czy nie? Jako ktoś, kto jest za związkami partnerskimi, in vitro i rozdziałem Kościoła od państwa.

– Trochę się męczę. Na przykład jak włączę telewizor i widzę, co oni tam wymyślają właściwie a vista. Początkowo w to nie wierzyłem, że można być aż tak bezczelnym, a teraz przyjmuję do wiadomości. A jednak! Nie wierzyłem, że jesteśmy aż tacy.

Jacy?

– Tacy zaściankowi. Zacofani. Wsteczni. Mało europejscy. Zakompleksieni. Przekonani, że wszyscy się na nas uwzięli. Ale z jakiego powodu? Może pani mi powie?

Przerazili się naszej przebojowości, naszej cudowności?

– A w czym się niby ta nasza cudowność przejawia? Niczego takiego w naszej historii nie znalazłem. Nawet w nowożytność wprowadzili nas zaborcy. Gdyby nie Austriacy czy Prusacy, tobyśmy ciągle z podgolonymi głowami, w kontuszach siedzieli w tych naszych dworkach i polowali na zające. A ponieważ geograficznie byliśmy gdzieś w centrum, to lepiej zorganizowane kraje się nami zajęły. Zawsze powtarzam, że w środku miasta nie może stać pole niczyje, bo jakiś deweloper natychmiast je zagospodaruje. Tak było z rozbiorami. Gdybyśmy byli tacy dobrzy i umieli się rządzić, to my byśmy podbili Rosję czy Niemcy, a nie oni nas. I pokazalibyśmy, że rzeczywiście jesteśmy najlepsi w regionie.

Zgadzam się, że mamy kompleks wyższości, ale nie uważam, że kompletnie nic nam się nie udało.

– Przez ponad tysiąc lat udało się wiele rzeczy. Od XVIII do początku XX wieku było gorzej. A ostatnio przy okrągłym stole udała nam się bezkrwawa rewolucja, co było ewenementem. Byliśmy pierwsi wśród tzw. demoludów, dopiero za nami poszli inni.

Najlepsze określenie Polaków stworzył mój znajomy Bułgar. Powiedział: „Wy to jesteście tacy Ruscy, tylko uważacie się za Francuzów”. I coś w tym jest. Mamy wschodnią mentalność, żebyśmy nie wiem jakie zachodnie ciuchy nosili. Jednak bliżej nam do Moskwy niż Brukseli. Choć rządząca partia chciałaby, żebyśmy nie byli ani tu, ani tu, żebyśmy byli wsobni, endemiczni. Bo my mamy wartości. Tylko jakie? Chrześcijańskie słabo się sprawdzają chociażby w kwestii przyjmowania uchodźców. Widziałem, jak w Boże Ciało ludzie idący w procesji chcieli zlinczować tych, którzy jeździli obok na rolkach. Zresztą podobną sytuację przeżyłem jako dziecko. Ojciec miał moskwicza, jechaliśmy za Łódź, akurat szła procesja. Przez jakiś czas musieliśmy jechać obok. Kopali w drzwi, walili w dach. Już wtedy poznałem, co znaczą polsko-katolickie wartości.

29.08.2016 Lublin . Rezyser Juliusz Machulski na planie zdjeciowym do nowej komedii , pt . Volta .Fot. Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJuliusz Machulski (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Zatem takie zachowania nie są znamienne tylko dla naszych czasów.

– Nie. Choć teraz, jak już powiedziałem, mamy nieco inną odmianę bolszewizmu z krucyfiksem, namaszczoną przez polski Kościół. Wiara jest prywatną sprawą każdego nas, ale Kościół się obecnie panoszy we wszystkich możliwych zakątkach władzy świeckiej. A państwo powinno być sekularne. Owszem, istnieją też państwa wyznaniowe, ale wtedy trzeba to jasno powiedzieć. I nie udawać, że jest świeckie, jak głosi konstytucja. Ale za chwilę i to się zmieni. Władza zmieni konstytucję i będzie porządek.

Na razie prezydent zapowiedział referendum w sprawie zmiany w konstytucji, ale szczegółów nie podał. Mam wrażenie, że nie żywi pan wobec niego szacunku.

– A niby czym sobie zapracował na mój szacunek? Nie żywię szacunku wobec kogoś, kto okłamał tyle osób. Przecież publicznie powiedział niedawno, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, chociaż w kampanii obiecywał, że będzie.

Wie pani, ja z racji swojego zawodu oceniam ludzi psychofizycznie. Jak go pokazali w kampanii jako kandydata PiS-u, to wybuchnąłem śmiechem, bo uważałem, że on nie ma szans. Żadnych. Że to wydmuszka. I że będzie spokój.

No i się pan pomylił. Zresztą nie tylko pan.

– Okazało się, że ja nic o tym społeczeństwie nie wiem. I że nie mamy spokoju. I że mamy kogoś, na kogo niektórzy mówią prezydent.

Wie pan, ja źle się czuję, gdy mówią o Andrzeju Dudzie „cienkopis” czy „długopis”. Przecież to prezydent RP.

– Zaraz, zaraz, ja tak nie mówię, ja mam szacunek dla tego urzędu. Czasem się jednak zdarza wypadek przy pracy i na ten urząd zostaje wybrany ktoś, kogo sprawowanie funkcji głowy państwa przerasta. Tak bywa. Ale nikt mnie nie zmusi, żebym miał szacunek dla tego człowieka, który jest antyprezydentem.

)2016 LUBLIN FILM VOLTA FOT DOROTA AWIORKOAndrzej Zieliński jako Bruno Volta i Jacek Braciak jako Dolny w komedii ”Volta” (fot. Dorota Awiorko)

Co się panu tak w nim nie podoba?

– Najbardziej mam do niego żal o to, że sprawując niezależny urząd, nie musząc się bać, bo nawet Kaczyński nie może mu nic zrobić, mógłby czasem stanąć po stronie prawa, a nie pomagał je łamać. Tymczasem on zachowuje się jak  tchórz, człowiek bez właściwości. Z coraz większym poparciem Polaków, co jest dla mnie jakimś tragicznym paradoksem.

Czyli bezpodstawnie się pan go czepia.

– Oczywiście. Całkowicie bezpodstawnie. Ale to jest moje zdanie, które podziela wielu ludzi, których szanuję. Ale rozdźwięk między tym, co prezydent w takim kraju jak Polska może zrobić, a tym, co człowiek udający prezydenta robi, wywołuje we mnie wielkie rozczarowanie. I odczytuję to jako brak charakteru.

W pana nowym filmie „Volta” pojawia się postać Kazimierza Dolnego, ubiegającego się o urząd prezydenta RP. Dolny jest pionkiem w rękach prezesa partii trzymającego realną władzę. O ile mi wiadomo, ten scenariusz napisał pan kilka lat temu.

– Zanim pojawił się Duda. Taki bohater to znak naszych czasów. Antybohaterem z kolei zrobiłem modnego ostatnio spin doktora, czyli płatnego cynika i manipulatora, który potrafi sprawić wrażenie, że ktoś jest lepszy, niż jest. Przekonać, a czasem nabrać większość. Dałem mu w filmie kogoś, kogo przygotowuje do urzędu prezydenta. Wydawało mi się, że im bardziej będzie to ktoś niewiarygodny, tym lepiej dla dramaturgii filmu. Okazało się, że rzeczywistość mnie dogoniła.

Na tym chyba opiera się zwykle talent twórczy?

– Jeżeli to zdolności profetyczne, to wolałbym znać zawczasu numery totolotka. Albo mieć je świadomie. Wie pani, czuję się bardzo z tym krajem związany, czuję się obywatelem Polski.

I jestem jej dobrym ambasadorem za granicą.

 

{12.05.2012 GDYNIA , JULIUSZ MACHULSKI , 37 GDYNIA FILM FESTIVAL , GALA ROZDANIA NAGROD FOT. RAFAL MALKO / AGENCJA GAZETAJuliusz Machulski na festiwalu filmowym w Gdyni (fot. Rafał Malko/Agencja Gazeta)

 

Nie mówi pan źle o Polsce?

– Mówię o niej dobrze zwłaszcza za granicą, a to, co robię, jest najlepszym promowaniem polskości. Mało tego. Ja bym nie potrafił zrobić filmu poza Polską, bo o żadnym innym kraju nie wiem tyle, co o naszym i żaden tak bardzo jak nasz mnie nie obchodzi. Przez dwa lata mieszkałem w Stanach i były wobec mnie podchody miejscowych producentów, ale nie miałem pomysłu na tamten kraj. Wróciłem ze stypendium i natychmiast wymyśliłem „Kingsajz”, tak to działa.

Czuję się Polakiem i uwiera mnie, że oni mi kawałek tej mojej Polski chcą zabrać. A co najmniej sobie ją uzurpują. Póki co nie zabrali nam paszportów, ale próbują zawłaszczyć autorytety. Na szczęście mądrzy ludzie na to nie pozwalają. Gwizdanie na profesora Władysława Bartoszewskiego na Powązkach było hańbą. Ale pocieszam się, że nawet planowana na tysiąc lat Rzesza trwała 12 lat. Choć oczywiście Polska i III Rzesza to nie jest to samo. Póki co jesteśmy w Unii i w NATO.

Wracając do „Volty” – to nie jest film o PiS-ie?

– Nie jest. Akcja toczy się w V RP i tak naprawdę nie wiemy, kto w niej rządzi. To opowieść raczej o charakterach, o fake newsach, o manipulowaniu ludźmi. O pladze naszych czasów. Niestety, nie wszyscy mają Macrona, którego ja bardzo Francuzom zazdroszczę. Cieszę się, że moja córka mieszka we Francji, ma męża Francuza i tam wychowuje dzieci. Mieć takiego prezydenta to prawdziwa frajda. Nie dość, że inteligentny, kompetentny, to jeszcze przystojny. Ale to Francuzi, oni mieli rewolucję dwieście lat wcześniej i bardziej niż my się ze sobą rozliczyli.

A nasz prezydent to taki Kazimierz Dolny z „Volty”?

– Podkreślam – to nie jest film o PiS-ie i Dudzie. Owszem, ktoś może się doszukać podobieństw – pewna wydmuszkowatość czy tromtadracja, które nic za sobą nie niosą. Ale nie chciałbym niczego nazywać po imieniu. Dlatego mam problem z takimi kabaretami jak „Ucho prezesa”.

Dlaczego?

– Bo z jednej strony cieszą Polaków i są zabawne. Ale mam do nich ambiwalentny stosunek, bo nie mam pewności, że jednak nie są rodzajem hołdu. Zajmujemy się tymi nieudolnymi politykami, ergo, są ważni. Mało tego. Pokazujemy też wady nieudolnej opozycji, bo trzeba być fair.

I robi się szopka wielokropka. Pamiętam, że za moich dziecięcych czasów, w latach 60., była szopka noworoczna. Komunistyczny rząd w swojej łaskawości pozwalał się raz w roku z siebie śmiać. Żartowano więc z Gomułki, żartowano z Cyrankiewicza. Dlatego zastanawiam się, czemu służy  „Ucho prezesa”. Czy paradoksalnie nie wzmacnia rządzących? Bo dobrze jest pokazać, że ma się do siebie dystans. Wierzę jednak głęboko, że autorzy nie mają tego na myśli. Że niechcący nie przykładają ręki do utrwalania władzy. Niby o Dudzie mówi się pogardliwie „pan Adrian”, ale co z tego, skoro ma według sondaży ponad 50 procent poparcia społecznego. Tego nie rozumiem i jestem wobec tego bezradny.

Niedawno po raz kolejny oglądałam „Dzień świra”, w którym główny bohater czyta gazetę z tytułem na okładce „Zamach czy wypadek?”. Jak Marek Koterski przewidział to 15 lat temu? A pan skąd wiedział, że będziemy mieli takiego prezydenta niczym Dolny z „Volty”?

– No właśnie, Koterski tego nie wiedział, ale przeczuł. Ale skoro pani tak drąży, to powiem pani, że w 2003 roku zrobiłem spektakl „19. Południk”. Tam w wyborach powszechnych wygrał prezydent populista, który był chamem. Zaczął swoje rządy od obrażenia ambasadora Niemiec, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Miał pomysły na wszystko, na to jak zlikwidować bezrobocie, jak walczyć z przestępczością. Co do bezrobocia, to chciał wybudować mur na wschodniej granicy za pieniądze Unii, w której jeszcze nie byliśmy. Na pytanie dziennikarki, co będzie, jak Unia pieniędzy nie da, padała odpowiedź: „Nie da? To będziemy jej przerzucać tych dziadów z Iraku czy Afganistanu i zobaczymy, czy nie da”. Sam jestem przerażony, że napisałem coś takiego, ale byłem przekonany, że to political fiction. Że jest to tak absurdalne, że się nie wydarzy. Spektakl kończy się podpaleniem Sejmu przez owego prezydenta, żeby zrzucić za to winę na opozycję, i kolejnym rozbiorem, wzdłuż 19. Południka właśnie.

Nie mogę zrozumieć dobrego samopoczucia dzisiejszych rządzących polityków. Przecież ich władza się kiedyś skończy? Nadal będą mieli przecież swoje twarze. Co oni sobie myślą? Najwyraźniej brak wyobraźni.

29.08.2016 Lublin . Rezyser Juliusz Machulski na planie zdjeciowym do nowej komedii , pt . Volta .Fot. Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJuliusz Machulski na planie nowej komedii ”Volta” (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Tak myślę sobie, że to szkoda, iż zrobił pan nową komedię, a rozmawiamy głównie o polityce.

– Wolałbym rozmawiać o filmie, ale ostatnio w ogóle nie da o polityce nie rozmawiać. A było już tak dobrze… Wszystko szło w takim dobrym kierunku. Unia nie służyła nam tylko jako bankomat. Nie mówiliśmy jej, że my wiemy lepiej, bo my mamy idee. Kiedyś byliśmy uczniem, który aspirował do lepszych, chciał się uczyć. Dzisiaj jawimy się jako wszystkowiedzący głupek, pokazujący dwa kciuki w górze na sweetfoci na tle prawdziwych polityków.

Na szczęście myślę, że Europa nie traktuje Polski jako monolit, że umie odróżnić nasz obecny rząd od społeczeństwa polskiego, które ma potencjał, chociażby taki jak Donald Tusk. Mam nadzieję, że w show, który robi PiS, wierzą  tylko maluczcy. Choć nie chcę odbierać PiS-owi tego, że pochylili się nad niezaradnymi. I na kiełbasie wyborczej 500+ wygrali. No i trzeba przyznać, że byli świetnie przygotowani do przejęcia władzy.

Spin doktorów mają dobrych?

– Najlepszych, sądzę, że zagranicznych. Jestem skłonny wierzyć w pogłoski, że tych samych, co Donald Trump.

Nie chce pan chyba powiedzieć, że rządy Platformy były idealnie?

– Już wcześniej napomknąłem, że nie były. A poprzednia ekipa popełniła grzech pychy i zaniechania i dzisiejsza rzeczywistość to poniekąd  jej wina. Byli zadufani i aroganccy. A przede wszystkim nie udało nam się przez te wszystkie lata wyedukować młodych Polaków, nauczyć ich, jak ważne jest społeczeństwo obywatelskie.

Cóż, chyba zaprzepaściliśmy 20 lat wolności w kwestii edukacji, której celem jest dbanie o wolność właśnie. Ale teraz zaczyna się wynurzać powoli z powijaków siła obywatelska. Życzę jej jak najlepiej,  choć sam nie mam temperamentu krzyżowca. Nie jestem aż tak odważny.

Juliusz Machulski. Reżyser, producent filmowy, aktor, scenarzysta i dramaturg. Autor wielu kultowych komedii, m.in. takich jak: „Vabank”, „Kingsajz”, „Kiler”, „Vinci”, „Pieniądze to nie wszystko” czy „Superprodukcja”. Jego najowszy film nosi tytuł „Volta”. Syn Haliny i Jana Machulskich. Jego żona Ewa jest kostiumologiem.

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w „Gazecie Wyborczej”, pracowała też w „Super Expressie” i „Fakcie”. Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi rozmawia także w Radiu Pogoda, kawy i sportowych samochodów.

weekend.gazeta.pl

Błaszczak: Polska nie może przyjmować uchodźców, bo mówią… językiem Jezusa

Błaszczak: Polska nie może przyjmować uchodźców, bo mówią… językiem Jezusa

Trzeba się znaleźć w studiu TVP Info i trzeba być Błaszczakiem, żeby opowiadać podobne rzeczy. Znany ze sprzeciwu wobec przyjmowania do Polski osób z Bliskiego Wschodu, szef MSW posłużył się w dyskusji nowym nieprawdopodobnym wręcz argumentem. Powiedział, że przeszkodą w przyjmowaniu niektórych uchodźców może być to, że mówią… „językiem Jezusa”.

Minister, jak lew bronił stanowiska rządu, który konsekwentnie odmawia przyjmowania uchodźców. Przekonywał, że sami chrześcijańscy biskupi z Bliskiego Wschodu twierdzą, iż „wspólnoty chrześcijańskie” z tego regionu nie chcą być przenoszone do Europy. – „Miałem zaszczyt rozmowy z siostrą zakonną, która pracuje w Aleppo, a pochodzi z miasta Malula. To przy granicy z Libanem. Tam się mówi po aramejsku. Tam mówi się w języku Jezusa Chrystusa. Zabieranie więc tej wspólnoty i rozproszenie jej gdzieś w Europie, byłoby czymś bardzo, ale to bardzo niewskazanym! – przekonywał szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Polscy biskupi, którzy stoją na stanowisku, że Polska powinna wykazać się miłosierdziem i pomóc ludziom uciekającym przed wojną, powinni być mocno zadziwieni słowami Błaszczaka.

Nawiasem mówiąc Malula, o której mówił szef MSWiA, jest niedużą osadą, położoną około godziny drogi od stolicy Syrii – Damaszku. Przed wojną w Syrii mieszkało w niej ok. 5 tys. osób. To wciąż o dwa tysiące mniej niż przewidywana liczba uchodźców, jaka miałaby trafić do Polski. Dwa i pół roku temu Unia Europejska zdecydowała, że do naszego kraju miałoby trafić ok. 7 tys. osób.

koduj24.pl

Prof. Marcin Matczak: obecna władza uprawia paserstwo konstytucyjne

Prof. Marcin Matczak: obecna władza uprawia paserstwo konstytucyjne

Ani afera reprywatyzacyjna i powołana z jej powodu komisja weryfikacyjna, ani cykliczne protesty na Krakowskim Przedmieściu, ani wszystko to, co przynosi „dobra zmiana”, nie pozwalają na obojętność. Wręcz odwrotnie – kolejne środowiska protestują i nie chodzi tylko o polityków. Głos w sprawie postanowił zabrać też prawnik i profesor Uniwersytetu Warszawskiego Marcin Matczak.

Na swoim facebookowym profilu ocenił działania komisji reprywatyzacyjnej i ograniczenia w prawie o zgromadzeniach dot. protestów 10 dnia każdego miesiąca. – „Mam następującą myśl. Zarówno zmiana ustawy o zgromadzeniach, jak i powołanie komisji reprywatyzacyjnej to działania dla każdego normalnego prawnika niekonstytucyjne”. Dodał, że Trybunał Konstytucyjny nie może sprawiedliwie ocenić obu ustaw, bo „został także niekonstytucyjnie przejęty przez władzę”.

Prof. Matczak stwierdził, że obecna władza uprawia „paserstwo konstytucyjne”. Uchwala ona bowiem niekonstytucyjne ustawy i czerpie korzyści z wcześniejszych przestępstw konstytucyjnych. Prawnik przypomniał przy tym o wprowadzeniu sędziów dublerów do TK, nieprawidłowym zaprzysiężeniu wybranych sędziów oraz wadliwy wybór prezes Trybunału.

– „Nie ma innej obrony przed takim działaniem, jak nieposłuszeństwo obywatelskie, które stosują zarówno Hanna Gronkiewicz-Waltz, jak i ludzie protestujący na Krakowskim Przedmieściu” – oświadczył prof. Matczak. – „I niech władza się nie dziwi, że takie postawy są coraz częstsze – ludzie odmawiają legitymacji władzy, która odmawia legitymacji Konstytucji”.

koduj24.pl