PiS rozpoczyna łagodny Polexit
Komisja Europejska wszczyna kolejną procedurę dyscyplinującą. Tym razem dotyczy naruszenia prawa unijnego, a konkretnie: odmowy udziału w programie relokacji uchodźców.
Krótka piłka. Władze PiS dostaną dwa miesiące na na wypełnienie zobowiązań ws. uchodźców, a jak nie dojdzie do porozumienia, KE kieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.
Można spodziewać się nałożenia sankcji w postaci odebrania środków unijnych, separacji władzy PiS od najważniejszych decyzji unijnych, szczególnie ws. kształtowania polityki obronności.
Panie i panowie! PiS wyprowadza Polskę z UE. Ryszard Schnepf, były ambasador Polski w USA, twierdzi, że „to jest póki co jeszcze łagodny początek separacji. Separacji trochę takiej jak w małżeństwie. My chcielibyśmy – polskie władze – żeby Unia Europejska miała jedynie minimalny wpływ na naszą politykę, zwłaszcza wewnętrzną. A z drugiej strony oczekiwalibyśmy, żeby alimenty z Brukseli były wypłacane – żeby środki dalej płynęły”.
A potem – wiadomo – rozwód.
Kto chce żyć z chorym człowiekiem Europy? No, kto?
Acz należy zaznaczyć, iż tym chorym jest obecna władza, która jest antychrześcijańska, za to katolicka po polsku.
Bardzo trafnie ocenia obecnie rządzący wybitny muzyk – geniusz dźwięku – Tomasz Stańko: „to są populiści, okrutne kanalie, wręcz mutanci”.
Nepotyzm PiS in flagranti z córką leśniczego
Szkoda, że „koperta córki leśniczego” dotarła tylko do Mariusza Błaszczaka i została zatrzymana przez czujne oko kamery (medium cool) telewizji Polsat News.
Piszę „szkoda”, choć nie poznalibyśmy tego zjawiska i konkretnie drogi tej koperty córki leśniczego. Został odkryty szlak przemytniczy, tj. nepotyczno-korupcyjny „z rączki do rączki” praktykowany przez polityków PiS. Trzeba będzie uruchomić nowe sposoby kontrabandy.
Jeszcze inaczej: „szkoda”, że Mariusz Błaszczak odkrył śledzące go oko kamery. Bo gdyby tak się nie stało, a Polsat poczekałby z publikacją wideo do czasu awansu „córki leśniczego”, wówczas czarno na białym mielibyśmy ukazaną drogę nepotyzmu PiS, drogę awansów wszelkich Misiewiczów, pań Sadurskich.
Czy szczytem koperty leśniczego byłaby wewnętrzna kieszeń Błaszczaka, czy też „chodzący deficyt” poszedłby z nią do gabinetu Prezesa i tam na ucho poinformowałby, o co chodzi córce leśniczego?
Osiąganie korzyści nieprawnych „na rympał” zyskało nowe oznaczenie semantyczne: „na córkę leśniczego”.
Politycy PiS zostali złapani na gorącym uczynku z „córką leśniczego”. Nepotyzm in flagranti. Złapani nie potrafili zachować się, bo Błaszczak nie powiedział: „przepraszam, ale nie praktykuję tej drogi nepotyzmu łamanego przez korupcję”. Odruchowo kopertę schował do kieszeni, bo zawsze tak robił.
Najprawdopodobniej to nie chodzący deficyt inteligencji zauważył wpadkę, ale jakiś jego inteligentniejszy asystent. Więc zastosowano metodę cofanie do tyłu, wymyśloną jeszcze w epoce slapsticku przez Charliego Chaplina, który dumał na planie, jak zrealizować niebezpieczną scenę z toporem, aby nie narażać siebie na utratę życia.
I taką metodę cofania się do tyłu zaczął Błaszczak, zwrócił list Janowi Szyszko, aby ten nadał mu drogę służbową. Szyszko wszak bez udziału kamery Polsat przyjął jednak do własnej kieszeni kopertę córki leśniczego, więc też cofnął się do tyłu i oddał kopertę córce leśniczego.
No i wszyscy w Polsce zachodzą w głowę: kto jest ową córką leśniczego. Szyszko może zasłaniać się tajemnicą korespondencji. Tak byłoby, gdyby był listonoszem – i nie może zastosować formuły klauzuli sumienia listonosza, bo nie odmówił córce leśniczego.
MocneB.Szydło (2007) broni tułaczy „poniewieranych na świecie”. Krytykuje: bezduszność obojętność bezwzględność polskich instytucji
Chaplin, mój kochany dyktator
Posłanka PO ma sposób na to, jak dowiedzieć się, co napisała „córka leśniczego”. Sprawa staje się oficjalna
Bareja by tego nie wyreżyserował. Jan Szyszko ostentacyjnie załatwiający prywatę u ministra Błaszczaka tuż przed kamerami Polsatu to dla wielu esencja rządów PiS. Skłamie ten, kto powie, że nie interesuje go, kim jest słynna już „córka leśniczego” i co tak naprawdę było w liście. Posłanka PO Agnieszka Pomaska próbuje zaspokoić ciekawość Polaków, szachując ministrów oficjalnym pismem w tej sprawie.
Szybkie przypomnienie. Na kilka chwil przed oficjalnym rozpoczęciem posiedzenia rządu minister Szyszko wręcza ministrowi Błaszczakowi kopertę. I wtedy pada sakramentalne „To jest taka córka leśniczego…”, które wejdzie już do kanonów politycznego słownika. Błaszczak próbuje ratować sytuację, widząc co się święci, ale niezrażony kamerą Polsatu Szyszko brnie dalej.
Rząd próbuje się ratować, tłumacząc, że Mariusz Błaszczak zwrócił korespondencję przekazywaną z pominięciem drogi służbowej, ale mleko się rozlało. Poza ogólną krytyką wszyscy dodatkowo zastanawiają się, kim jest „córka leśniczego” i co właściwie tam napisała. Jedną z szczerze zainteresowanych osób jest posłanka PO Agnieszka Pomaska. Ona w przeciwieństwie do zwykłych obywateli ma możliwość sprawdzenia, co tam było. Przynajmniej teoretycznie, bo przecież PiS już nie raz pokazał, że obowiązujące normy (także te prawne) ich nie dotyczą.
Polityk wystosowała do szefa MSWiA oficjalne pismo z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej, jakim – jej zdaniem – jest ta korespondencja.
Przedmiotem niniejszego wniosku czynię dokument przekazany Panu Ministrowi 13 czerwca 2017 roku przez Ministra Środowiska – Pana Jana Szyszkę w toku czynności bezpośrednio poprzedzających posiedzenie rządu. Dokument określony jako „list od córki leśniczego” został złożony w ramach pełnionych obowiązków ministerialnych, z uwagi na co podlega ściśle zakresowi przywołanej ustawy.
Czekamy na rozwój wydarzeń i tłumaczenie ministerstwa.
Szyszko wyjaśnia, co stało się z kopertą od „córki leśniczego” 14 czerwca 2017 (http://www.tvn24.pl)
Referendalne błędy prezydenta Dudy
Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek
Narzucenie konstytucyjnej narracji w kampanii samorządowej spowoduje dezorientację
Prezydent Andrzej Duda ogłosił, że zainicjuje dwa referenda. Pierwsze, dotyczące zmiany konstytucji, ma się odbyć równolegle z wyborami samorządowymi jesienią 2018 r. Drugie, na temat uchodźców, przy okazji wyborów parlamentarnych w 2019 r. W przypadku pierwszego chodzi mu o to, by nową konstytucję pisał lud, a nie elity. W przypadku drugiego – kompletnie nie wiem, o co chodzi, natomiast doskonale rozumiem potencjalne ryzyka, jakie drzemią w tym zgoła absurdalnym pomyśle.
Wynalazki i ciasny garnitur
Ale zacznijmy od początku. Trudno nie mieć wrażenia, że marginalizowany na wszelkie sposoby prezydent próbuje ostatnio w polskiej polityce jakoś zaistnieć. A nawet przejąć inicjatywę. Nie wykorzystuje przy tym ścieżek, jakie daje mu aktualny system konstytucyjny, tylko szuka jakichś spraw nadzwyczajnych, które polityczny żargon określa jako „wynalazki”. Jakie są naturalne ścieżki konstytucyjne? Kreśli je przede wszystkim zasada koabitacji, która mimo że w konstytucji nienazwana, wydaje się mieć w ustawie zasadniczej z 1997 roku wyjątkowe znaczenie. Prezydent jest od tego, by bronić ducha konstytucjonalizmu poprzez kontrolę stanowionego i wykonywanego prawa. Ma do tego instrumenty, choćby takie jak weto. Może również kierować sprawy do Trybunału Konstytucyjnego. W tej roli jednak Andrzej Duda kompletnie się nie sprawdza. Jest powszechnie uważany za notariusza rządzącej partii. Mimo że miał niemal dwa lata na emancypację, nie uczynił nawet jednego kroku, by odciąć polityczną pępowinę łączącą go z macierzystą partią. Zapewne ma tego głęboką świadomość, więc ima się innych metod, by zasymulować niezależność. Ostatnio pożalił się publicznie, że nazywanie prezydenta RP zwierzchnikiem Sił Zbrojnych nie ma sensu, skoro w czasie pokoju głowa państwa wykonuje swoje uprawnienia za pośrednictwem ministra obrony narodowej. W tle tej konstatacji pobrzmiewa refleksja o potrzebie zmiany konstytucji i logika, w myśl której należy zerwać z fikcją albo przekazać w ręce prezydenta faktyczne kompetencje. W przypadku Andrzeja Dudy wygląda to na narzekanie na za ciasny garnitur, który krępuje kompetencyjnie głowę państwa. Prawda jest jednak inna. Prezydent niezmiernie rzadko wykorzystywał dotąd uprawnienia, które już posiada, a w przypadku MON był regularnie ignorowany przez urzędującego ministra. Mamy więc problem nie tyle przyciasnego garnituru, ile jego właściciela.
Szał referendalny
Najnowszym (i niespodziewanym) wynalazkiem prezydenta Andrzeja Dudy są pomysły referendalne. Pomijając problem sposobu ogłoszenia pierwszego z nich, który wprawił w osłupienie całą klasę polityczną, trudno go zakwalifikować inaczej niż jako ekstremalną formę populizmu. Według Andrzeja Dudy wizja konstytucji powinna wyjść od suwerena, a nie od elit. To lud – zdaniem prezydenta – powinien rozstrzygnąć, czy winniśmy mieć w Polsce system prezydencki czy np. parlamentarno-gabinetowy. Z Senatem czy bez. Czy głowa państwa winna być wybierana w wyborach bezpośrednich czy przez Sejm, etc. Gdzie i kiedy – pozwolę sobie spytać pana prezydenta – głowa państwa widziała konstytucję pisaną przez lud? I skąd wiara, że lud w tych sprawach ma, bądź kiedykolwiek mieć będzie wyrobione zdanie? Bałamutność pomysłu polega również na tym, że to nikt inny, tylko elity zapewniają o potrzebie delegowania takiej kompetencji na lud i elity będą narzucały ton debacie. Ergo, tworzymy szeroką sferę dla manipulacji politycznej w wykonaniu dysponentów władzy przy użyciu posłusznych im mediów. To sfera otwarta również dla opozycji, która będzie musiała się przebijać ze swoim komunikatem. Rzecz jasna to przebijanie się będzie możliwe wyłącznie przy użyciu nadzwyczaj uproszczonych schematów, a to nie posłuży ani edukacji, ani wysublimowaniu debaty. Jeśli do tego jeszcze dodamy narzucenie narracji konstytucyjnej w trakcie kampanii samorządowej, wyjdzie bełkot i masowa dezorientacja. Zamiast koncentrować się na tematyce samorządowej, suweren będzie musiał słuchać o wyższości modelu kanclerskiego nad prezydenckim.
Jeszcze gorzej oceniam pomysł na referendum w sprawie uchodźców. Po pierwsze, przeprowadzenie go równolegle z wyborami parlamentarnymi jednoznacznie sprofiluje merytorykę debaty wyborczej. Przy prawdopodobnym poziomie jej agresywności (miejmy nadzieję, że tylko retorycznej) boję się, by nie stała się witryną dla eksplozji polskiej ksenofobii. Łatwo sobie wyobrazić, że skrajne partie zastosują retorykę bardzo radykalną. Partie środka będą musiały się do niej dostosować. Emocje mogą, a pewnie i muszą sięgnąć zenitu. Nie wyjdzie to na dobre polskiej polityce ani nie przysłuży się polskiemu wizerunkowi. A jeśli na fali społecznych emocji dojdzie do jakichś brutalnych zdarzeń, wina będzie obciążała wyłącznie inicjatora debaty, czyli pana prezydenta.
Mizeria referendów
Czy głowa państwa nie boi się odpowiedzialności? Osobną sprawą jest, że zapowiedź referendum w sprawie przyjmowania uchodźców może się stać swoistym alibi dla rządzących, którzy otrzymują argument, by wstrzymać wszelkie działania w tej kwestii do czasu referendum. Taki pretekst jest im bardzo na rękę. Mogą się zasłonić oczekiwaniem na rzekomą wolę ludu, a w praktyce (tak wynika z kalendarza) przerzucić problem na kolejną ekipę rządową, która wyłoni się po wyborach. Tylko czy Europa wykaże tyle cierpliwości? Tego nie jestem pewien.
Nie jestem, o czym wielokrotnie na tych łamach pisałem, wielbicielem referendów. W systemie demokracji pośredniej, który ma w Polsce dominującą tradycję, odwoływanie się do referendów to najczęściej ucieczka klasy politycznej przed odpowiedzialnością za rozwiązywanie trudnych kwestii. Na dodatek są sprawy, których nie powinno się testować w referendach. To kwestie głęboko osadzone w systemie przyjętych wartości. Solidarność europejska do nich właśnie należy. Pomóc w kwestii relokacji uchodźców po prostu musimy. Podobnie jak nie unikniemy konieczności wypracowania narodowej strategii dotyczącej kwestii migracyjnych. To elementarny obowiązek rządu i nikt go z niego nie zwolni.
Czemu ten wpis zniknął?
„Duda nie uczynił kroku, by odciąć polityczną pępowinę. Szuka metod, by symulować niezależność”
Prezydent Andrzej Duda najpierw zaproponował referendum ws. konstytucji. Teraz chce już dwóch głosowań. Referendum dotyczące uchodźców miałoby się odbyć w 2019 roku, razem z wyborami parlamentarnymi. Konstytucyjne – listopadzie przyszłego roku, razem z wyborami samorządowymi.
Dla Bogusława Chraboty pomysłami referendalnymi „marginalizowany na wszelkie sposoby” Andrzej Duda chce zaistnieć i pokazać, że jest politykiem samodzielnym, niezależnym. Bo postrzegany jest jako „notariusz rządzącej partii”.
„Mimo, że miał niemal dwa lata na emancypację, nie uczynił nawet jednego kroku, by odciąć polityczną pępowinę łączącą go z macierzystą partią. Zapewne ma tego głęboką świadomość, więc ima się innych metod, by zasymulować niezależność” – ocenia redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.
Niebezpieczeństwa
Chrabota oba prezydenckie pomysły krytykuje. Nie tylko dlatego, że mają być połączone z wyborami. Dyskusja referendalna może więc zdominować kampanie wyborcze. To niebezpieczne, szczególnie w wypadku pytań dotyczących przyjmowania imigrantów.
„Przy prawdopodobnym poziomie agresywności kampanii wyborczej (miejmy nadzieję, że tylko retorycznej) boję się, by nie stała się witryną, dla eksplozji polskiej ksenofobii” – przyznaje publicysta.
Szefowi „Rzeczpospolitej” nie podoba się też to, że Andrzej Duda chce poddawać ocenie obywateli materie wyjątkowo skomplikowane.
„Gdzie i kiedy – pozwolę sobie spytać pana prezydenta – głowa państwa widziała konstytucję pisaną przez lud? I skąd wiara, że lud w tych sprawach ma, bądź kiedykolwiek mieć będzie wyrobione zdanie?” – pyta Chrabota.
Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
14.07.2016
XVII Międzynarodowa Wystawa Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów SACROEXPO
W Kielcach właśnie odbywa się Sacroexpo – największe targi branży sakralnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Bierze w nich udział 270 wystawców z 13 krajów. Uczestnicy mogą nie tylko poznać najnowsze trendy w sztuce sakralnej i dewocjonaliach, ale też m.in. obejrzeć pokaz mody kościelnej
Kiedy władza chce czytać nam w oczach
Witold Głowacki, 14 czerwca 2017
Zdjęcie Władysława Frasyniuka wynoszonego przez policję z kontrmanifestacji podczas tzw miesięcznicy smoleńskiej obiegło świat niemal równolegle z wiadomością o zatrzymaniu w Moskwie Aleksieja Nawalnego. Z pewnością nie poprawi to wizerunku rządzącego Polską obozu.
Osobiście nie zamierzam jednak ulegać obustronnej histerii co do sprawy Frasyniuka. Nie zamierzam z kilku powodów. Nie ma tu mowy o żadnym zamachu na uświęconą tradycję czy uroczystość religijną – bo ani w katolicyzmie, ani w polskiej obyczajowości nie ma żadnego zwyczaju publicznego comiesięcznego wspominania zmarłych w formie naładowanego polityką wiecu – zwłaszcza w siedem lat po ich śmierci. Nie był to też jednak żaden popis szczególnej opresyjności policji, funkcjonariusze działali bez kasków i tarcz, nie zachowywali się brutalnie, jedyne co rzucało się w oczy, to fakt, że było ich zdecydowanie zbyt wielu, jak na dość skromną liczbę uczestników obu manifestacji.
Całe sobotnie zajście to przede wszystkim namacalny dowód na to, jakim bublem była nowelizacja ustawy o zgromadzeniach publicznych przegłosowana przez PiS. Przy okazji – ten gniot jeszcze wielokrotnie odbije się władzy czkawką.
Przykry kawał, jaki Frasyniuk zrobił władzy w sobotę, znacznie prędzej mnie natomiast bawi niż przeraża. Za to jeśli ktoś ma mnie w tym momencie niepokoić, to tym kimś jest zdecydowanie bardziej szef MSW Mariusz Błaszczak.
Niepokoi mnie, że minister Błaszczak ogłasza, że ujrzał „nienawiść” w oczach uczestników kontrmanifestacji i z tego wyciąga wniosek, że „gotowi by byli na nas się rzucić”. Szczerze mówiąc nie bardzo chcę, żeby jakiś skuszony tymi słowami zwierzchnika policjant próbował czytać w moich oczach. W podstawówce dostawałem do dzienniczka liczne uwagi w rodzaju „uczeń się arogancko patrzy”, nie chcę więc myśleć, czym mogłoby się to skończyć dzisiaj, zwłaszcza, że mam raczej ciemną karnację i zarost na twarzy.
Niepokoi mnie również to, że minister Błaszczak ogłasza, że Przystanek Woodstock jest wielkim zagrożeniem, bo odbywać się będzie przy zachodniej granicy, za którą czają się już nie krzyżaccy Niemcy, lecz islamscy terroryści. Wolałbym, żeby minister choćby odrobinę bardziej realistycznie oceniał rzeczywistość, w przeciwnym wypadku jego resort coraz łatwiej będzie pomylić z ministerstwem obrony narodowej.
Niepokoi mnie to, że minister Błaszczak próbuje tłumaczyć śmierć w wyniku tortur na wrocławskim komisariacie tym, że „ten policjant został zatrudniony za rządów koalicji PO-PSL”. Ja rozumiem, że „przez osiem ostatnich lat” i tak dalej, ale chciałbym też, żeby minister ze swojej strony rozumiał, że od ponad półtora roku nie jest już w opozycji.
Niepokoi mnie wreszcie fakt, że minister Błaszczak jest w stanie przez kilka minut odmawiać Konradowi Piaseckiemu odpowiedzi na pytanie o sprawę Igora Stachowiaka, a następnie próbuje sam sobie zadać całkiem inne pytanie.
Niepokoi mnie to, bo widzę, do czego przyzwyczaił się minister w kontaktach z usłużnymi propagandzistami. I widzę, że chciałby wymuszać takie same standardy w rozmowie z prawdziwym dziennikarzem.
Skoro mamy sobie spoglądać w oczy, to wyznam, że w oczach ministra widziałem jak dotąd głównie pustkę. Ale dziś zaczynam w nich widzieć coś groźniejszego.
TK sparaliżowany przez PiS, sądy stosują wprost konstytucję. Resort Ziobry grozi sędziom
Kto jest najgorszym ministrem w rządzie PiS? Polacy ocenili władzę
Wojsko traktowane jak prywatny folwark! Nie tylko w kłamaniu Macierewicz nie ma żadnych hamulców. 2,4mln przepalonych na wojskowe „taxi”!
Z Platformy zeszło powietrze
Cztery powody, dla których wiosenne wzrosty PO w sondażach okazały się krótkotrwałe.
Najnowsze badania, zarówno telefoniczny IBRiS, jak i przeprowadzany w domach ankietowanych CBOS, przynoszą te same wieści – za sprawą spadku notowań PO zwiększa się przewaga PiS. Jak się można było domyślać, wiosenne wzrosty sondażowe PO, która w tym i owym badaniu dogoniła, a nawet przegoniła partię rządzącą, okazały się krótkotrwałe.
W czerwcowych badaniach PiS ma 42 proc. (rekord kadencji, CBOS) i 33 proc. (IBRiS), Platforma odpowiednio 21 i 25 proc.
Co się stało?
Po pierwsze, skończył się efekt Tuska. W marcu, gdy PiS „poszedł na druty” (prawa autorskie do tej pięknej i jakże stosownej frazy ma Jacek Saryusz-Wolski) i próbował zablokować drugą kadencję Donalda Tuska, Grzegorz Schetyna symbolicznie abdykował, a liderem opozycji został przewodniczący Rady Europejskiej.
Polacy nie deklarowali wówczas głosowania na istniejącą PO, lecz na PO wyobrażoną. Ówczesne sondaże pokazywały potencjał opozycji, nie jej realny stan posiadania, co nie mogło trwać wiecznie. Po paru miesiącach karnawału wyborców opozycyjnych dopadł kac. Donald jest w Brukseli, nie wiadomo, czy wróci, a w menu zostali Grzegorz i Ryszard.
Po drugie, Schetyna popełnił błąd, wdając się w dyskusję z PiS. Odpowiedział na postawione mu pytania, m.in. o uchodźców, i zrobił to tak niezręcznie, jak się tylko dało. Kalkulacja była słuszna – nie da się w Polsce w najbliższym czasie wygrać wyborów, deklarując poparcie dla przyjęcia uchodźców – ale wykonanie kulało. Ruch Schetyny był nieprzygotowany i wymuszony przez PiS.
Przewodniczący PO pochopnie uznał przy tym, że Nowoczesna już padła, a jego partia po przejęciu elektoratu opozycyjnego jest w stanie pójść na prawo i zabrać część wyborców PiS. Nie jest. A część liberalnych wyborców wróciła do Nowoczesnej, dając tej partii nadzieję na przeżycie kolejnych miesięcy.
Po trzecie, fundamenty poparcia dla PiS są wciąż bardzo mocne. 500 zł rozdajemy, uchodźców nie chcemy – przekaz to prosty, ale wciąż przemawia do znacznej części Polaków. Dane z gospodarki są niezłe, nastroje po przednówku się poprawiają, telewizja publiczna wszystko odpowiednio naświetla. PiS wycofał się z dwóch pomysłów uderzających w samorządy, zaś atak na Sąd Najwyższy nie grozi utratą wyborców. Niebezpieczniejsza dla PiS – bo wyborcy są na to wyczuleni – wydaje się sprawa byłej szefowej Kancelarii Prezydenta Małgorzaty Sadurskiej, która postanowiła sprawdzić się w biznesie za 90 tys. miesięcznie, ale siły tego bodźca sondaże jeszcze nie zdążyły wykazać. Wydaje się przy tym, że opinia publiczna nie obciążyła polityków PiS odpowiedzialnością za tortury we wrocławskim komisariacie.
Po czwarte, Smoleńsk wrócił w nowym wcieleniu – już nie wybuch, lecz ekshumacje są na pierwszym planie – a tu PO nie ma odpowiedzi, bo na podmienianie ciał nie ma odpowiedzi.
PiS, na to wygląda, odparł pierwszy poważniejszy atak opozycji w tej kadencji, a kryzys sondażowy nie okazał się na tyle groźny, by wymusić choćby większą rekonstrukcję rządu. Jarosław Kaczyński znów dostał trochę czasu.
STAN GRY: GW: Taśmy nie pochodzą ze śledztwa, Chrabota: Prezydent symuluje niezależność
— 300LIVE: Bielan o Trumpie w Warszawie, Mucha o publicznym spotkaniu Trumpa i Dudy oraz terminie referendum, polityczny plan dnia: http://300polityka.pl/live/2017/06/14/
— 3 lata temu wybuchła tzw. afera podsłuchowa.
— KTO STOI ZA AFERĄ PODSŁUCHOWĄ – Wojciech Czuchnowski na jedynce GW: “– Wypuszczenie tych nagrań to zaplanowany ruch. W ten sposób ich dysponenci chcą pokazać, że mają haki na opozycję i nie powiedzieli ostatniego słowa. Nieprzypadkowo w tych podsłuchach pojawia się np. nazwisko Ryszarda Petru – mówi były oficer służb specjalnych badający w latach 2014-15 tzw. aferę podsłuchową, która pomogła PiS wygrać wybory. Jest pewien, że taśm jest „znacznie więcej”. – Prawdziwi sprawcy afery podsłuchowej czują się dzisiaj bezkarni. Śledztwo zaledwie się o nich otarło. Służbami kierują ich koledzy, a rządzi partia, która najbardziej skorzystała na aferze – tłumaczy informator „Wyborczej”.
— OBECNE TAŚMY NIE POCHODZĄ ZE ŚLEDZTWA – dalej Czuchnowski: “Źródłem nagrań nie są akta śledztwa i procesu w sprawie afery podsłuchowej. Nie ma ich na płytach, które w 2015 r. znaleźli agenci CBA prowadzący tajną operację dotyczącą innej sprawy. Nie odnotował ich też w swoich zapiskach Łukasz N. – kelner, który miał na zlecenie biznesmena Marka Falenty zakładać podsłuchy w warszawskich restauracjach podczas imprez z udziałem polityków PO. – Potwierdza się to, co podejrzewaliśmy – ogon machał psem. Falenta był tylko pośrednim ogniwem. To nie on zainspirował Łukasza N., to kelner podsunął mu pomysł w taki sposób, by Falenta myślał, że wszystkim kieruje – tłumaczy jeden z naszych rozmówców. – Kelnerzy przekazywali Falencie tylko część podsłuchów. Komplet dostali ci, którzy mają je do dzisiaj i przekazują zaufanym mediom”.http://wyborcza.pl/7,75248,21958198,siatka-mariusza-kaminskiego-kto-stoi-za-afera-podsluchowa.html
— WARSZAWA NADAL MOŻE WCISNĄĆ HAMULEC I IŚĆ Z UE NA JAKIŚ KOMPROMIS – Bartosz T. Wieliński w GW: “Pojawiają się też dalej idące rozwiązania, np. uzależnienie wypłat z unijnej kasy od przestrzegania wspólnotowych zasad. Rząd Beaty Szydło powinien się zastanowić, czy naprawdę tego chce. Wciąż może zawrzeć dobry kompromis: dla siebie, dla Polski, wreszcie dla Europy”. http://wyborcza.pl/7,75968,21957790,polski-rzad-wciaz-moze-uratowac-twarz.html
— PREZYDENT SYMULUJE NIEZALEŻNOŚĆ – Bogusław Chrabota w RZ: “Prezydent jest od tego, by bronić ducha konstytucjonalizmu poprzez kontrolę stanowionego i wykonywanego prawa. Ma do tego instrumenty, choćby takie jak weto. Może również kierować sprawy do Trybunału Konstytucyjnego. W tej roli jednak Andrzej Duda kompletnie się nie sprawdza. Jest powszechnie uważany za notariusza rządzącej partii. Mimo że miał niemal dwa lata na emancypację, nie uczynił nawet jednego kroku, by odciąć polityczną pępowinę łączącą go z macierzystą partią. Zapewne ma tego głęboką świadomość, więc ima się innych metod, by zasymulować niezależność”. http://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/306139855-Referendalne-bledy-prezydenta-Dudy.html?template=restricted
— CZY PIS UKRADNIE NAM WYBORY? – Marek Beylin w GW: “Jest też możliwy inny wariant. PiS, wiedząc, że przegra, dokonuje wyborczych fałszów i tak zmienia wynik wyborów. A podległy mu SN odrzuca protesty wyborców i przyklepuje całą operację. (…) Oczywiście najpierw PiS będzie najpewniej próbował rozjechać opozycję za pomocą służb, śledztw, usłużnych sędziów. Tyle że takie specoperacje bardziej wkurzają wyborców, niż przywiązują ich do władzy. Gdy zawiodą, wychynie problem wyborów”. http://wyborcza.pl/7,75968,21956218,czy-pis-ukradnie-nam-wybory.html
— DLA SZEFA MON CASA JAK TAXI – Fakt: “Dla szefa MON, Antoniego Macierewicza (69 l.), nie ma rzeczy niemożliwych. Nie może gdzieś dojechać limuzyną? To doleci na miejsce casą! To właśnie ten minister najczęściej korzysta z przelotów tym wojskowym samolotem. Choć „korzysta” to złe słowo. On z transportowca Sił Powietrznych zrobił sobie własną taksówkę! Od początku kadencji czyli od listopada 2015 r. minister Antoni Macierewicz latał samolotem CASA aż 112 razy!” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/antoni-macierewicz-lata-casa-jak-taksowka/lls7j20
— SADURSKA NIE MIAŁA NAWET ROZMOWY KWALIFIKACYJNEJ – tytuł w Fakcie.
— O CÓRCE LEŚNIKA I SADURSKIEJ – Tomasz Walczak w SE: “Wszyscy pragniemy większej przejrzystości życia publicznego i być może minister Szyszko właśnie ten postulat spełnił. Jeśli to nowa świecka tradycja, to ciekaw tylko jestem, kto, komu i kiedy przekazał kopertę z CV Małgorzaty Sadurskiej, mówiąc: „To taka. szefowa Kancelarii Prezydenta. Prosiła, żebyś przeczytał”. W imię jawności, proszę wziąć przykład z ministra Szyszki i wyjść z szafy”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/tomasz-walczak-co-minister-przyniosl-w-kopercie_1001946.html
— POWOLNE CIĘCIA ETATÓW NAUCZYCIELSKICH – RZ: “Reforma edukacji to dla samorządów problem nie tylko finansowy i organizacyjny, ale także polityczny. Samorządowcy obawiają się bowiem, że zwalniając duże grupy nauczycieli w przyszłym roku, zaszkodzą sobie przed zbliżającymi się wyborami lokalnymi. Dlatego zamiast zwalniać, wolą obniżyć nauczycielom wymiar etatu. Z danych zebranych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego wynika, że od września 2017 r. aż 10 tys. nauczycieli nie będzie miało pełnego etatu. To o 4 tys. więcej niż tych, którzy według szacunków związkowców utracą zatrudnienie”.
— REFORMA KOJARZY SIĘ Z POLITYCZNĄ ROZPRAWĄ, ZAMIAST Z USPRAWNIENIEM WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI – Tomasz Pietryga w RZ: “Może to oznaczać, że tym razem reformy zatrzymały jednak wewnętrzne tarcia w obozie władzy i konflikty między ministrami. Pytanie, jak są głębokie. Czy zablokowały proces legislacyjny reformy sądownictwa tylko na chwilę, czy jest to symptom poważniejszych napięć. Nie ulega wątpliwości, że to ostatni moment na wycofanie się PiS z mało zrozumiałych zmian w KRS. Rzuciły bowiem nie najlepsze światło na całą reformę sądownictwa, która coraz bardziej kojarzy się z polityczną rozprawą z trzecią władzą zamiast z usprawnianiem wymiaru sprawiedliwości. A chyba nie o to chodziło autorom zapowiadającym reformy”. http://www.rp.pl/Sedziowie-i-sady/306139936-Zmiany-w-KRS-i-USP-wnioski-z-sejmowego-wieczoru—komentuje-Tomasz-Pietryga.html#ap-1
— ZAMACH NON EST – Agnieszka Kublik w GW: “Czy smoleńska podkomisja w MON porzuca hipotezę zamachową? Już nie wybuch, lecz awaria silnika ma być przyczyną katastrofy smoleńskiej sprzed 7 lat?” http://wyborcza.pl/7,75398,21957424,zamach-non-est-podkomisja-badajaca-katastrofe-smolenska-zmienia.html
Kto jest najgorszym ministrem w rządzie PiS? Polacy ocenili władzę
Przed lipcowym kongresem Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński ma duży ból głowy. Rekonstruować rząd czy jednak wstrzymać się ze zmianami kadrowymi? Najnowszy sondaż IBRiS pokazuje, że co prawda gabinet Beaty Szydło nieco poprawił swój wizerunek w oczach Polaków, ale wciąż znaczna większość jego członków jest oceniana przez wyborców bardzo krytycznie.
Aż jedenastu na dwudziestu członków rządu ma wskaźnik negatywnych ocen w okolicach 50 proc. Przykład idzie z samej góry – pracę szefowej rządu źle ocenia aż 46,7 proc. pytanych (wzrost o 3,7 proc.), podczas gdy 38,2 proc. ma na jej temat dobre zdanie (wzrost o 5,1 proc.). Chociaż krytyka poczynań premier Szydło jest znaczna, i tak nie załapała się nawet do pierwszej siódemki najgorzej ocenianych członków rządu.
7. Anna Zalewska, Beata Kempa
Niskie notowania Zalewskiej to wciąż pokłosie krytykowanej przez ZNP i dużą część rodziców reformy edukacji. Kempie zaszkodziła z pewnością sprawa śmierci Igora Stachowiaka, która na światło dzienne wyciągnęła jej niejasne związki z policjantami z rodzinnego Sycowa i Oleśnicy.
6. Witold Waszczykowski
Tuż przed Kempą i Zalewską znalazł się szef polskiej dyplomacji. Na działania Witolda Waszczykowskiego krytycznie patrzy 51,8 proc. respondentów, przeciwnego zdania jest nieco ponad jedna piąta uczestników badania (22,8 proc.). Humor szefowi MSZ może nieznacznie poprawiać to, że odsetek wskazań negatywnych w porównaniu do poprzedniego sondażu zmalał (o 5,5 proc.), a pozytywnych nieznacznie wzrósł (o 1,9 proc.).
Wiele wskazuje na to, że delikatne wahnięcie in plus Waszczykowski zawdzięcza przyjęciu Polski na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Rząd PiS-u przedstawiał to jako swoje wielkie zwycięstwo dyplomatyczne, chociaż fakty są takie, że starania o to trwały od 2009 roku, a Polska de facto… nie mogła nie zostać wybrana. Po wycofaniu się Bułgarii była bowiem jedynym krajem z grupy państw Europy Środkowej, którym przysługiwało jedno miejsce niestałego członka RB ONZ.
5. Zbigniew Ziobro
Miejsce 5. w niechlubnym rankingu zajął minister sprawiedliwości-prokurator generalny. Aż 52,1 proc. wyborców źle ocenia Zbigniewa Ziobrę (spadek o 6,5 proc.), natomiast niespełna jedna trzecia (31,8 proc.) uważa, że wykonuje swoje zadania jak należy. Ta ostatnia grupa zwiększyła się w porównaniu z poprzednim pomiarem o 3,6 proc.
Niskie notowania Ziobry to konsekwencja bardzo ostro krytykowanych zmian w ustawach o KRS i ustroju sądów powszechnych. Ich przyjęcie doprowadzi do całkowitego upolitycznienia polskiego wymiaru sprawiedliwości. Od miesięcy trwają w tej sprawie protesty środowisk prawniczych i sędziowskich, na które rząd nie zwraca jednak specjalnej uwagi.
4. Konstanty Radziwiłł
Likwidacja rozporządzenia dotyczącego standardów opieki okołoporodowej, konflikt płacowy z pracownikami zawodów medyczny i skandal z nowym wykazem cen leków dla pacjentów po przeszczepach sprawiły, że aż 52,8 proc. wyborców krytycznie ocenia pracę ministra zdrowia. Konstanty Radziwiłł zyskał tym samym 4,2 proc. przeciwników względem poprzedniego badania.
Gwoździem do jego trumny może okazać się niedawne przeforsowanie przez rząd zakazu sprzedaży tzw. pigułek „dzień po” bez recepty. Jak pokazują sondaże, Polacy są temu zdecydowanie przeciwni. Organizacje feministyczne, na czele z „Czarnym protestem”, już zapowiedziały, że sprawy tak nie zostawią. Sytuacji Radziwiłła nie poprawia to, że zaledwie 17,6 proc. respondentów wypowiada się o jego dokonaniach dobrze. Co prawda to wzrost o 2,2 proc., ale i tak mówimy o drugim najniższym wyniku w całym rządzie.
3. Mariusz Błaszczak
Najlepszego czasu nie ma też Mariusz Błaszczak. Szef MSWiA ewidentnie płaci cenę za aferę ze śmiercią Igora Stachowiaka i olbrzymią krytyką, jaka z tego powodu spadła na polską policję i pośrednio także na resort spraw wewnętrznych. 53,3 proc. pytanych jest zdania, że jeden z najbliższych ludzi prezesa PiS źle wywiązuje się ze swoich obowiązków (wzrost o 4,3 proc.). Jego pracy broni co czwarty respondent (26,6 proc., wzrost o 4 proc.).
1. Antoni Macierewicz, Jan Szyszko
Na samym szczycie tego zestawienia znajdują się Antoni Macierewicz i Jan Szyszko. Obaj są źle oceniani przez aż 59,4 proc. Polaków. Obecność szefa MON w tym miejscu dziwić nie powinna, to etatowy lider takich rankingów. Swoje miejsce utrzymał nawet mimo spadku negatywnych ocen o 7,9 proc. wobec ostatniego badania (to zapewne efekt wycofania go z mediów przez partię po aferze z Bartłomiejem Misiewiczem, która skończyła się powołaniem partyjnej komisji).
Pewnym zaskoczeniem jest natomiast obecność ministra środowiska w tym niechlubnym miejscu. W ciągu pół roku odsetek oceniających jego pracę negatywnie wzrósł aż o 28,4 proc. (bezsprzeczny rekord rządu PiS). Ubyło też ludzi popierających Szyszkę (o 4,4 proc.). Obecnie jest ich jedynie 20,8 proc., mniej nawet od wspomnianego Macierewicza, którego dobrze postrzega 24 proc. badanych (wzrost o 8,4 proc.). Jak widać, walka z ekologami i wycinka będącej symbolem narodowym Puszczy Białowieskiej nie popłaca.
Źródło: „Rzeczpospolita”
Grillowe cuda, czyli jak Biedronka i Lidl zmniejszają cenę keczupu i kiełbasy
Siatka Mariusza Kamińskiego. Kto stoi za aferą podsłuchową?
Kolejna śmierć na polskim komisariacie! Nie żyje obywatel Austrii
Kolejna śmierć na polskim komisariacie! Jak ustalił Fakt24, 27 maja na jednym z częstochowskich komisariatów zmarł obywatel Austrii – Herbert Moravec. Z naszych informacji wynika, że mężczyzna przybył do Polski z żoną Marią Heiderer na pogrzeb jej ojca. Kiedy małżeństwo wracało do hotelu przechodzili obok miejsca, w którym odbywał się koncert. Z relacji austriackich mediów wynika, że to właśnie tam miało dojść do zatrzymania pary przez ochronę, a następnie przekazania ich policji. Jak twierdzą austriackie media, gdy mężczyzna konał na komisariacie funkcjonariusze kpili z niego! Mężczyzna zmarł na komisariacie, a sprawa trafiła do polskiej prokuratury.
– Jest prowadzone postępowanie dotyczące śmierci obywatela Austrii. Miało to miejsce na komisariacie 27 maja – potwierdził w rozmowie z Fakt24 przedstawiciel częstochowskiej prokuratury. Sprawa ta jest wielkim dramatem Marii Haiderer, która przybyła do Polski na pogrzeb ojca, a teraz przyjdzie jej pochować męża.
Kiedy małżonkowie wracali z uroczystości pogrzebowych, mieli przechodzić obok terenu, na którym odbywał się koncert (najprawdopodobniej chodzi o imprezę, na której grali m.in. Leszek Możdżer i Artur Rojek). W pewnym momencie para została zaczepiona przez ochroniarza. Z relacji kobiety wynika, że zatrzymujący ich mężczyzna był agresywny i chciał przeszukać jej torebkę. Herbert Moravec – z zawodu radca prawny – który nie znał języka polskiego, widząc agresywną mowę ciała ochroniarza, stanął w obronie żony. Po chwili, leżał już na ziemi, przygnieciony przez kilku pracowników ochrony.
Na miejscu pojawiła się policja, która oznajmiła, że zatrzymuje małżonków na 48 godzin. Już w drodze na komisariat, kobieta miała oznajmić policjantom, że jej mąż jest po zawale. Funkcjonariusze mieli jednak zbagatelizować tę informację. Co więcej, jak wynika z relacji przytaczanej przez kurier.at, kiedy siny mężczyzna walczył o życie, mieli wykpiwać prośby o pomoc. Ze słów Marii Haiderer wynika, że policjanci zdążyli zbadać ją na obecność alkoholu w organizmie (miała mieć 0,2 mg, czyli ok 0,4 promila), a także poinformować małżonków, że jeżeli mąż symuluje, to para będzie musiała ponieść koszty akcji ratowniczej. Kiedy w końcu na miejsce dotarł lekarz, mężczyzna już nie żył. Fakt24 potwierdził, iż faktycznie prowadzone jest śledztwo w tej sprawie. Będziemy na bieżąco monitorowali postępy w śledztwie.
Wniosek posłów PiS dot. wyboru I prezesa SN spadł z wokandy TK
Wniosek posłów PiS dot. wyboru I prezesa SN spadł z wokandy TK
22 czerwca o 10:00 Trybunał Konstytucyjny miał zająć się wnioskiem grupy posłów PiS o zbadanie zgodności z Konstytucją ustawy o Sądzie Najwyższym w zakresie dot. regulaminu w sprawie wyboru kandydatów na I prezesa SN – w praktyce chodzi o legalność wyboru. Wniosek spadł jednak z wokandy, a nowy termin rozprawy nie jest znany.
Wojciech Szacki, POLITYKA INSIGHT