PiS rozpoczyna łagodny Polexit

Komisja Europejska wszczyna kolejną procedurę dyscyplinującą. Tym razem dotyczy naruszenia prawa unijnego, a konkretnie:  odmowy udziału w programie relokacji uchodźców.

Krótka piłka. Władze PiS dostaną dwa miesiące na na wypełnienie zobowiązań ws. uchodźców, a jak nie dojdzie do porozumienia, KE kieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

Można spodziewać się nałożenia sankcji w postaci odebrania środków unijnych, separacji władzy PiS od najważniejszych decyzji unijnych, szczególnie ws. kształtowania polityki obronności.

Panie i panowie! PiS wyprowadza Polskę z UE. Ryszard Schnepf, były ambasador Polski w USA, twierdzi, że „to jest póki co jeszcze łagodny początek separacji. Separacji trochę takiej jak w małżeństwie. My chcielibyśmy – polskie władze – żeby Unia Europejska miała jedynie minimalny wpływ na naszą politykę, zwłaszcza wewnętrzną. A z drugiej strony oczekiwalibyśmy, żeby alimenty z Brukseli były wypłacane – żeby środki dalej płynęły”.

A potem – wiadomo – rozwód.

Kto chce żyć z chorym człowiekiem Europy? No, kto?

Acz należy zaznaczyć, iż tym chorym jest obecna władza, która jest antychrześcijańska, za to katolicka po polsku.

Bardzo trafnie ocenia obecnie rządzący wybitny muzyk – geniusz dźwięku – Tomasz Stańko: „to są populiści, okrutne kanalie, wręcz mutanci”.

Więcej >>>

 

Nepotyzm PiS in flagranti z córką leśniczego

Szkoda, że „koperta córki leśniczego” dotarła tylko do Mariusza Błaszczaka i została zatrzymana przez czujne oko kamery (medium cool) telewizji Polsat News.

Piszę „szkoda”, choć nie poznalibyśmy tego zjawiska i konkretnie drogi tej koperty córki leśniczego. Został odkryty szlak przemytniczy, tj. nepotyczno-korupcyjny „z rączki do rączki” praktykowany przez polityków PiS. Trzeba będzie uruchomić nowe sposoby kontrabandy.

Jeszcze inaczej: „szkoda”, że Mariusz Błaszczak odkrył śledzące go oko kamery. Bo gdyby tak się nie stało, a Polsat poczekałby z publikacją wideo do czasu awansu „córki leśniczego”, wówczas czarno na białym mielibyśmy ukazaną drogę nepotyzmu PiS, drogę awansów wszelkich Misiewiczów, pań Sadurskich.

Czy szczytem koperty leśniczego byłaby wewnętrzna kieszeń Błaszczaka, czy też „chodzący deficyt” poszedłby z nią do gabinetu Prezesa i tam na ucho poinformowałby, o co chodzi córce leśniczego?

Osiąganie korzyści nieprawnych „na rympał” zyskało nowe oznaczenie semantyczne: „na córkę leśniczego”.

Politycy PiS zostali złapani na gorącym uczynku z „córką leśniczego”. Nepotyzm in flagranti. Złapani nie potrafili zachować się, bo Błaszczak nie powiedział: „przepraszam, ale nie praktykuję tej drogi nepotyzmu łamanego przez korupcję”. Odruchowo kopertę schował do kieszeni, bo zawsze tak robił.

Najprawdopodobniej to nie chodzący deficyt inteligencji zauważył wpadkę, ale jakiś jego inteligentniejszy asystent. Więc zastosowano metodę cofanie do tyłu, wymyśloną jeszcze w epoce slapsticku przez Charliego Chaplina, który dumał na planie, jak zrealizować niebezpieczną scenę z toporem, aby nie narażać siebie na utratę życia.

I taką metodę cofania się do tyłu zaczął Błaszczak, zwrócił list Janowi Szyszko, aby ten nadał mu drogę służbową. Szyszko wszak bez udziału kamery Polsat przyjął jednak do własnej kieszeni kopertę córki leśniczego, więc też cofnął się do tyłu i oddał kopertę córce leśniczego.

No i wszyscy w Polsce zachodzą w głowę: kto jest ową córką leśniczego. Szyszko może zasłaniać się tajemnicą korespondencji. Tak byłoby, gdyby był listonoszem – i nie może zastosować formuły klauzuli sumienia listonosza, bo nie odmówił córce leśniczego.

Mocne❗️B.Szydło (2007) broni tułaczy „poniewieranych na świecie”. Krytykuje: ➡️bezduszność ➡️obojętność ➡️bezwzględność polskich instytucji

Chaplin, mój kochany dyktator

J.SZ., 31 stycznia 2008

Vivarto

„Brzdąc”, „Gorączka złota”, „Dyktator” – na polskie ekrany wchodzą od dziś trzy cyfrowo odrestaurowane klasyczne filmy Charlie Chaplina. To ambitne dystrybucyjne przedsięwzięcie wprowadza firma Vivarto

Brzdąc (1921) to pierwszy długi (50 min) film Chaplina, „z uśmiechem i być może łzą” – jak głosi otwierający go napis. Włóczęga Charlie opiekuje się małym chłopcem (znakomity sześciolatek Jackie Coogan), którego chce mu odebrać i policja, i opieka społeczna (gdy to w końcu robią, widownia nieuchronnie płacze). Bohaterowie stanowią idealny duet – brzdąc wybija szyby na wybranej ulicy, a za chwilę idzie tamtędy Charlie, który jest… szklarzem.

Chaplin popisuje się tu znakomitymi pomysłami: noga Charliego leżącego w łóżku wyłazi przez dziurę w kocu; gdy Chaplin wstaje, zarzuca koc na siebie niczym poncho, w dziurę wkładając tym razem głowę. Albo scena z noclegowni: złodziej wyciąga z kieszeni Charliego monetę. Ten, zdziwiony, że miał jakieś pieniądze, sam wkłada rękę złodzieja do swej drugiej kieszeni – może tam też coś znajdzie?

Gorączka złota (1925) – w tym arcydziele Charlie jest jednym z poszukiwaczy złota w Klondike, roku 1898. W finale zostaje milionerem. Parę scenariuszowych pomysłów dowodzi geniuszu Chaplina. Oto Charlie i Big Jim (Mack Swain), uwięzieni wśród śniegów, w chacie stojącej nad przepaścią, i śmiertelnie głodni, jedzą but: gwoździki traktują jak ości, a sznurówki jak makaron (but i sznurówki były z lukrecji, więc aktorów po zdjęciach solidnie przeczyściło). W innym fragmencie Charlie, zamiast przemówić do ukochanej (Georgia Hale), o której roi sobie, że przyszła do niego na kolację, wykonuje taniec dwóch bułeczek nadzianych na widelce. W 1942 roku Chaplin opracował ten film na nowo – usunął napisy i zastąpił je mówionym przez siebie komentarzem.

Dyktator (1940) to satyra na Hitlera (Hitler i Chaplin urodzili się w tym samym roku – 1889 i obaj wyszli z biedy). Charlie gra dwie role: dyktatora państwa Tomania, niejakiego Adenoida Hynkla i łudząco doń podobnego żydowskiego fryzjera, który, kontuzjowany podczas I wojny światowej i cierpiący na amnezję, wraca do Tomanii. Ponieważ Hynkel prześladuje Żydów, fryzjer trafia do obozu, z którego jednak ucieka. Strażnicy aresztują Hynkla, a fryzjer, wzięty omyłkowo za dyktatora, wygłasza przemówienie sławiące wolność, miłość bliźniego i braterstwo wszystkich ras.

W najsłynniejszej scenie filmu Hynkel podbija globus niczym piłkę plażową – nogą, głową, tyłkiem. Gdy Chaplin realizował „Dyktatora”, USA nie przystąpiły jeszcze do wojny, więc mu ten film odradzano. Gdy dowiedział się o klęsce Francji, chciał przerwać zdjęcia. Potem mówił, że gdyby wiedział o obozach zagłady, nie nakręciłby tej komedii. Podobno Hitler oglądał „Dyktatora”, nawet dwukrotnie. I śmiał się.

O „Brzdącu”(wchodzi do kin 1 lutego), „Dyktatorze” (15 lutego) „Gorączce złota” (29 lutego), ich pozornym komizmie, kulisach powstania, relacjach z ojcem i zaletach bycia córką geniusza opowiadała Marioli Wiktor na festiwalu w Cannes Geraldine Chaplin.

Mariola Wiktor: Ciężko być córką Charliego Chaplina?

Geraldine Chaplin: Ależ skąd (śmiech) Wprawdzie nie miałam innego wyjścia, ale to nie jest dla mnie żadna trauma. Moje nazwisko otwiera wszystkie drzwi. Nie dlatego, że stoją za nim wielkie pieniądze albo władza. Ojciec był kochany przez ludzi. Zarówno przez widzów, którzy mogli się identyfikować ze śmiesznym człowieczkiem w meloniku i za dużych butach, jak i przez kolegów i ekipę z filmowego planu.

Nigdy nie czułam się córką posągowego człowieka, której by taka sytuacja ciążyła. To było zdumiewające i wspaniałe, że jakaś cząstka tej miłości i ludzkiej sympatii spływała także na mnie oraz na moje rodzeństwo. Kiedy jako ośmioletnia dziewczynka zadebiutowałam w filmie ojca „Światła rampy”, każdy chciał mi nieba przychylić na planie. Nigdy nie zapomnę tej życzliwości zupełnie obcych ludzi.

Inspiracją wielu komedii Chaplina były tragiczne wydarzenia, także z własnego życia.

– To prawda. Ojciec uważał, że tragedia i komedia nie tylko się nie wykluczają, ale wynikają z siebie. Myślę, ze nie wszyscy miłośnicy jego wczesnych filmów, jak np. „Brzdąca”, wiedzą, że za jego powstaniem kryją się dramatyczne przeżycia. Zaledwie kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć zmarło pierwsze dziecko Charliego z małżeństwa z Mildred Harris. Chłopczyk żył tylko trzy dni. Niedługo po jego pogrzebie tata rozpoczął castingi, które miały wyłonić odtwórcę roli tytułowej. Najpierw porzuconego niemowlęcia, a później kilkuletniego chłopca, którego rewelacyjnie zagrał Jackie Coogan.

Z kolei jeden z najśmieszniejszych epizodów z „Gorączki złota”, kiedy Charlie i „Wielki” Jim zostają odcięci od świata przez śnieżną zadymkę i zamknięci w opustoszałym domu bezskutecznie próbują znaleźć coś do zjedzenia, to nie jest pomysł wzięty z wyobraźni. Jest tam pamiętna scena, w której Charlie w oczach głodnego Jima zamienia się w kurczaka, a sam gotuje i zjada swój but. Przed laty zasypana śniegiem grupa poszukiwaczy złota w górach Sierra Nevada dopuściła się aktów kanibalizmu. To zdarzyło się naprawdę, choć widzowie zaśmiewają się do łez właśnie w tym epizodzie.

Mnie z kolei wbiła się w pamięć scena z filmu „Chaplin” w reżyserii Richarda Attenborough, w której Charlie grany przez Roberta Downeya jr. zmywa makijaż po występie.

– To zrzucanie maski pokazuje inne oblicze Charliego. Jest metaforą iluzorycznego komizmu jego bohaterów. Ojcu bardzo zależało na tym, aby każda komedia miała drugie dno, a postaci nie były jednowymiarowe. Mnie i rodzeństwu wpoił głębokie przekonanie, któremu jestem wierna do dziś, że obok rozrywki istnieje także sztuka, a kino powinno łączyć oba te poziomy. Proszę zwrócić uwagę na to, jak ewoluowała twórczość Chaplina. Debiutował prostymi, opartymi na gagach komediami slapstickowymi, a później, np. w „Dyktatorze”, portretując szaleństwo Hitlera, sięgnął po ostrą satyrę polityczną.

Pani oraz bracia i siostry często grywaliście epizody w filmach ojca. Jak je pani wspomina?

– To naprawdę były miniepizody. Takie rodzinne projekty W „Światłach rampy” właściwie tylko mignęłam na ekranie, ale na planie poznałam samego Bustera Keatona. Nie przypuszczałam wtedy, że jako dorosła aktorka zagram w filmie z archiwalnym, niestety, Mistrzem. Nazywał się „Sypialnia Bustera”, a wyreżyserowała go Rebecca Horn. Do „poważniejszych” moich chaplinowskich ról zaliczam „Hrabinę z Hongkongu”. Która z 18-letnich dziewcząt mogła wtedy marzyć o tańcu z boskim Marlonem Brando? To nic, że miałam mu zadać tylko jedno pytanie: „Czy wierzysz w nieśmiertelność duszy?” (śmiech). Już wtedy zachwycał mnie fakt, ze ojciec lepiej niż Brando wiedział, jak Brando ma zagrać. Był nim bardziej niż on sam. Lubił pokazywać aktorom, jak mają się poruszać, mówić, ogrywać rekwizyty. Był takim małym dyktatorem na planie, w najlepszym tego słowa znaczeniu.

A jednak słyszałam, że Charlie Chaplin nie chciał, aby jego dzieci wyrosły na zawodowych aktorów. Dlaczego?

– Wolał abyśmy wybierali takie zawody, jak lekarz, adwokat, nauczyciel. Myślę, że nie chciał wywierać na nas żadnej presji i miał świadomość wszystkich blasków i cieni tej profesji. Pokazał nam trochę kulis – po to, abyśmy mogli bardziej świadomie dokonać wyboru. Był maksymalista. Uważał, ze w zawodach artystycznych nie ma taryfy ulgowej. To ciężka praca. Jeżeli ktoś decyduje się na bycie aktorem albo baletnicą, to w stu procentach. Byłam bliska załamania, gdy bez większego rezultatu próbowałam zostać tancerką. Powiedział mi wtedy, że jeśli ja sama nie uwierzę, że jestem dobra, nikt inny tym bardziej nie da temu wiary.

Przełomem w pani życiu okazała się rola w filmie „Doktor Żywago”. Dostała ją pani za nazwisko?

– (śmiech) Tak, choć ojciec mi jej nie załatwił. Reżyser David Lean zobaczył mnie na zajęciach w Royal Ballet Academy i zaprosił na plan. Dostałam rolę i połknęłam bakcyla. Zrozumiałam, że do baletu po prostu się nie nadaję, ale aktorka może kiedyś się stanę. Kiedy ojciec powiedział, że byłam najlepsza, to było coś Nigdy nie zapomnę tej chwili.

Geraldine Chaplin – urodzona w 1944 r., aktorka, córka Charliego Chaplina i jego czwartej żony, młodszej o 37 lat Oony O’Neill, córki dramaturga Eugene’a O’Neilla. W Londynie uczyła się w Królewskiej Akademii Baletu (w Paryżu tańczyła w „Kopciuszku”). W kinie debiutowała w ojcowskich „Światłach rampy” (1952). Karierę zaczęła od roli Toni w „Doktorze Żywago” (1965) Davida Leana („Potrafił odejść na bok, usiąść pośród płatków padającego śniegu i patrzeć w dal, czasem przez trzy dni, żeby znaleźć inspirację”) według powieści Pasternaka. Potem była m.in. aktorką Richarda Lestera jako królowa Anna Austriaczka w „Trzech muszkieterach”, Carlosa Saury, którego była żoną – „Mrożony peppermint” (1967), „Anna i wilki” (1973), „Nakarmić kruki” (1977) i „Mama ma 100 lat” (1979), Roberta Altmana (mówił jej: „Odrzuć scenariusz. Teraz myśl, kim jesteś, gdzie jesteś, kogo lubisz, kogo nie lubisz…”) – „Nashville” (1975), „Buffalo Bill i Indianie” (1976), jako mistrzyni w strzelaniu Annie Oakley, i „Dzień weselny” (1978), Claude’a Lelouche’a – „Jedni i drudzy” (1981), Alaina Resnais – „Życie jest powieścią” (1983), Richarda Attenborough „Chaplin” (1992), gdzie zagrała swoją babkę, Martina Scorsese – „Wiek niewinności” (1993), i Pedro Almodóvara („W każdej chwili ogarniał całość. Mówił np. – Kolor tej książki na półce tu nie pasuje. Postawmy ją gdzie indziej. Ta sukienka do wymiany, tamten rekwizyt też”) – „Porozmawiaj z nią” (2002), gdzie jest nauczycielką baletu.

wyborcza.pl

Posłanka PO ma sposób na to, jak dowiedzieć się, co napisała „córka leśniczego”. Sprawa staje się oficjalna

14 czerwca 2017

 

 

Bareja by tego nie wyreżyserował. Jan Szyszko ostentacyjnie załatwiający prywatę u ministra Błaszczaka tuż przed kamerami Polsatu to dla wielu esencja rządów PiS. Skłamie ten, kto powie, że nie interesuje go, kim jest słynna już „córka leśniczego” i co tak naprawdę było w liście. Posłanka PO Agnieszka Pomaska próbuje zaspokoić ciekawość Polaków, szachując ministrów oficjalnym pismem w tej sprawie.

Szybkie przypomnienie. Na kilka chwil przed oficjalnym rozpoczęciem posiedzenia rządu minister Szyszko wręcza ministrowi Błaszczakowi kopertę. I wtedy pada sakramentalne „To jest taka córka leśniczego…”, które wejdzie już do kanonów politycznego słownika. Błaszczak próbuje ratować sytuację, widząc co się święci, ale niezrażony kamerą Polsatu Szyszko brnie dalej.

Rząd próbuje się ratować, tłumacząc, że Mariusz Błaszczak zwrócił korespondencję przekazywaną z pominięciem drogi służbowej, ale mleko się rozlało. Poza ogólną krytyką wszyscy dodatkowo zastanawiają się, kim jest „córka leśniczego” i co właściwie tam napisała. Jedną z szczerze zainteresowanych osób jest posłanka PO Agnieszka Pomaska. Ona w przeciwieństwie do zwykłych obywateli ma możliwość sprawdzenia, co tam było. Przynajmniej teoretycznie, bo przecież PiS już nie raz pokazał, że obowiązujące normy (także te prawne) ich nie dotyczą.

Wygląda na to,że muszę zmienić adresata.Ale przynajmniej Min.Błaszczak potwierdził, że koperta od Ministra Szyszko miała charakter służbowy

 

Polityk wystosowała do szefa MSWiA oficjalne pismo z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej, jakim – jej zdaniem – jest ta korespondencja.

Przedmiotem niniejszego wniosku czynię dokument przekazany Panu Ministrowi 13 czerwca 2017 roku przez Ministra Środowiska – Pana Jana Szyszkę w toku czynności bezpośrednio poprzedzających posiedzenie rządu. Dokument określony jako „list od córki leśniczego” został złożony w ramach pełnionych obowiązków ministerialnych, z uwagi na co podlega ściśle zakresowi przywołanej ustawy.

Czekamy na rozwój wydarzeń i tłumaczenie ministerstwa.

naTemat.pl

Szyszko wyjaśnia, co stało się z kopertą od „córki leśniczego” 14 czerwca 2017 (http://www.tvn24.pl)

Referendalne błędy prezydenta Dudy

Marginalizowany dotąd prezydent Andrzej Duda próbuje zaistnieć w polsk...
Marginalizowany dotąd prezydent Andrzej Duda próbuje zaistnieć w polskiej polityce.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Narzucenie konstytucyjnej narracji w kampanii samorządowej spowoduje dezorientację

 

Prezydent Andrzej Duda ogłosił, że zainicjuje dwa referenda. Pierwsze, dotyczące zmiany konstytucji, ma się odbyć równolegle z wyborami samorządowymi jesienią 2018 r. Drugie, na temat uchodźców, przy okazji wyborów parlamentarnych w 2019 r. W przypadku pierwszego chodzi mu o to, by nową konstytucję pisał lud, a nie elity. W przypadku drugiego – kompletnie nie wiem, o co chodzi, natomiast doskonale rozumiem potencjalne ryzyka, jakie drzemią w tym zgoła absurdalnym pomyśle.

Wynalazki i ciasny garnitur

Ale zacznijmy od początku. Trudno nie mieć wrażenia, że marginalizowany na wszelkie sposoby prezydent próbuje ostatnio w polskiej polityce jakoś zaistnieć. A nawet przejąć inicjatywę. Nie wykorzystuje przy tym ścieżek, jakie daje mu aktualny system konstytucyjny, tylko szuka jakichś spraw nadzwyczajnych, które polityczny żargon określa jako „wynalazki”. Jakie są naturalne ścieżki konstytucyjne? Kreśli je przede wszystkim zasada koabitacji, która mimo że w konstytucji nienazwana, wydaje się mieć w ustawie zasadniczej z 1997 roku wyjątkowe znaczenie. Prezydent jest od tego, by bronić ducha konstytucjonalizmu poprzez kontrolę stanowionego i wykonywanego prawa. Ma do tego instrumenty, choćby takie jak weto. Może również kierować sprawy do Trybunału Konstytucyjnego. W tej roli jednak Andrzej Duda kompletnie się nie sprawdza. Jest powszechnie uważany za notariusza rządzącej partii. Mimo że miał niemal dwa lata na emancypację, nie uczynił nawet jednego kroku, by odciąć polityczną pępowinę łączącą go z macierzystą partią. Zapewne ma tego głęboką świadomość, więc ima się innych metod, by zasymulować niezależność. Ostatnio pożalił się publicznie, że nazywanie prezydenta RP zwierzchnikiem Sił Zbrojnych nie ma sensu, skoro w czasie pokoju głowa państwa wykonuje swoje uprawnienia za pośrednictwem ministra obrony narodowej. W tle tej konstatacji pobrzmiewa refleksja o potrzebie zmiany konstytucji i logika, w myśl której należy zerwać z fikcją albo przekazać w ręce prezydenta faktyczne kompetencje. W przypadku Andrzeja Dudy wygląda to na narzekanie na za ciasny garnitur, który krępuje kompetencyjnie głowę państwa. Prawda jest jednak inna. Prezydent niezmiernie rzadko wykorzystywał dotąd uprawnienia, które już posiada, a w przypadku MON był regularnie ignorowany przez urzędującego ministra. Mamy więc problem nie tyle przyciasnego garnituru, ile jego właściciela.

Szał referendalny

Najnowszym (i niespodziewanym) wynalazkiem prezydenta Andrzeja Dudy są pomysły referendalne. Pomijając problem sposobu ogłoszenia pierwszego z nich, który wprawił w osłupienie całą klasę polityczną, trudno go zakwalifikować inaczej niż jako ekstremalną formę populizmu. Według Andrzeja Dudy wizja konstytucji powinna wyjść od suwerena, a nie od elit. To lud – zdaniem prezydenta – powinien rozstrzygnąć, czy winniśmy mieć w Polsce system prezydencki czy np. parlamentarno-gabinetowy. Z Senatem czy bez. Czy głowa państwa winna być wybierana w wyborach bezpośrednich czy przez Sejm, etc. Gdzie i kiedy – pozwolę sobie spytać pana prezydenta – głowa państwa widziała konstytucję pisaną przez lud? I skąd wiara, że lud w tych sprawach ma, bądź kiedykolwiek mieć będzie wyrobione zdanie? Bałamutność pomysłu polega również na tym, że to nikt inny, tylko elity zapewniają o potrzebie delegowania takiej kompetencji na lud i elity będą narzucały ton debacie. Ergo, tworzymy szeroką sferę dla manipulacji politycznej w wykonaniu dysponentów władzy przy użyciu posłusznych im mediów. To sfera otwarta również dla opozycji, która będzie musiała się przebijać ze swoim komunikatem. Rzecz jasna to przebijanie się będzie możliwe wyłącznie przy użyciu nadzwyczaj uproszczonych schematów, a to nie posłuży ani edukacji, ani wysublimowaniu debaty. Jeśli do tego jeszcze dodamy narzucenie narracji konstytucyjnej w trakcie kampanii samorządowej, wyjdzie bełkot i masowa dezorientacja. Zamiast koncentrować się na tematyce samorządowej, suweren będzie musiał słuchać o wyższości modelu kanclerskiego nad prezydenckim.

Jeszcze gorzej oceniam pomysł na referendum w sprawie uchodźców. Po pierwsze, przeprowadzenie go równolegle z wyborami parlamentarnymi jednoznacznie sprofiluje merytorykę debaty wyborczej. Przy prawdopodobnym poziomie jej agresywności (miejmy nadzieję, że tylko retorycznej) boję się, by nie stała się witryną dla eksplozji polskiej ksenofobii. Łatwo sobie wyobrazić, że skrajne partie zastosują retorykę bardzo radykalną. Partie środka będą musiały się do niej dostosować. Emocje mogą, a pewnie i muszą sięgnąć zenitu. Nie wyjdzie to na dobre polskiej polityce ani nie przysłuży się polskiemu wizerunkowi. A jeśli na fali społecznych emocji dojdzie do jakichś brutalnych zdarzeń, wina będzie obciążała wyłącznie inicjatora debaty, czyli pana prezydenta.

Mizeria referendów

Czy głowa państwa nie boi się odpowiedzialności? Osobną sprawą jest, że zapowiedź referendum w sprawie przyjmowania uchodźców może się stać swoistym alibi dla rządzących, którzy otrzymują argument, by wstrzymać wszelkie działania w tej kwestii do czasu referendum. Taki pretekst jest im bardzo na rękę. Mogą się zasłonić oczekiwaniem na rzekomą wolę ludu, a w praktyce (tak wynika z kalendarza) przerzucić problem na kolejną ekipę rządową, która wyłoni się po wyborach. Tylko czy Europa wykaże tyle cierpliwości? Tego nie jestem pewien.

Nie jestem, o czym wielokrotnie na tych łamach pisałem, wielbicielem referendów. W systemie demokracji pośredniej, który ma w Polsce dominującą tradycję, odwoływanie się do referendów to najczęściej ucieczka klasy politycznej przed odpowiedzialnością za rozwiązywanie trudnych kwestii. Na dodatek są sprawy, których nie powinno się testować w referendach. To kwestie głęboko osadzone w systemie przyjętych wartości. Solidarność europejska do nich właśnie należy. Pomóc w kwestii relokacji uchodźców po prostu musimy. Podobnie jak nie unikniemy konieczności wypracowania narodowej strategii dotyczącej kwestii migracyjnych. To elementarny obowiązek rządu i nikt go z niego nie zwolni.

rp.pl

 

Czemu ten wpis zniknął?

„Duda nie uczynił kroku, by odciąć polityczną pępowinę. Szuka metod, by symulować niezależność”

red. As, 14.06.2017

Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda

Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda (Źródło: Kuba Atys/ Agencja Gazeta)

„Gdzie i kiedy – pozwolę sobie spytać pana prezydenta – głowa państwa widziała konstytucję pisaną przez lud?” – pyta prezydenta Bogusław Chrabota. Szef „Rzeczpospolitej” krytykuje referendalne pomysły Dudy.

Prezydent Andrzej Duda najpierw zaproponował referendum ws. konstytucji. Teraz chce już dwóch głosowań. Referendum dotyczące uchodźców miałoby się odbyć w 2019 roku, razem z wyborami parlamentarnymi. Konstytucyjne –  listopadzie przyszłego roku, razem z wyborami samorządowymi.

Dla Bogusława Chraboty pomysłami referendalnymi „marginalizowany na wszelkie sposoby” Andrzej Duda chce zaistnieć i pokazać, że jest politykiem samodzielnym, niezależnym. Bo postrzegany jest jako „notariusz rządzącej partii”.

„Mimo, że miał niemal dwa lata na emancypację, nie uczynił nawet jednego kroku, by odciąć polityczną pępowinę łączącą go z macierzystą partią. Zapewne ma tego głęboką świadomość, więc ima się innych metod, by zasymulować niezależność” – ocenia redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.

Niebezpieczeństwa

Chrabota oba prezydenckie pomysły krytykuje. Nie tylko dlatego, że mają być połączone z wyborami. Dyskusja referendalna może więc zdominować kampanie wyborcze. To niebezpieczne, szczególnie w wypadku pytań dotyczących przyjmowania imigrantów.

„Przy prawdopodobnym poziomie agresywności kampanii wyborczej  (miejmy nadzieję, że tylko retorycznej) boję się, by nie stała się witryną, dla eksplozji polskiej ksenofobii” – przyznaje publicysta.

„Premier Szydło podrzuciła Zachodowi plan czystek etnicznych, deportacji, segregacji religijnej” – ocenia Jerzy Baczyński

Szefowi „Rzeczpospolitej” nie podoba się też to, że Andrzej Duda chce poddawać ocenie obywateli materie wyjątkowo skomplikowane.

„Gdzie i kiedy – pozwolę sobie spytać pana prezydenta – głowa państwa widziała konstytucję pisaną przez lud? I skąd wiara, że lud w tych sprawach ma, bądź kiedykolwiek mieć będzie wyrobione zdanie?” – pyta Chrabota.

Po co nam referenda? „Politycy wolą chować się za plecami obywateli”

http://www.gazeta.tv/plej/19,138242,21953968,video.html

Zobacz także

TOK FM

Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach

14.07.2016

XVII Międzynarodowa Wystawa Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów SACROEXPO

XVII Międzynarodowa Wystawa Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów SACROEXPO Fot. materiały prasowe

W Kielcach właśnie odbywa się Sacroexpo – największe targi branży sakralnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Bierze w nich udział 270 wystawców z 13 krajów. Uczestnicy mogą nie tylko poznać najnowsze trendy w sztuce sakralnej i dewocjonaliach, ale też m.in. obejrzeć pokaz mody kościelnej

  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach
  • Tysiące księży, złoto, przepych i pokaz mody liturgicznej. Wielkie targi Sacroexpo w Kielcach

gazeta.pl

Kiedy władza chce czytać nam w oczach

Witold Głowacki, 14 czerwca 2017

Zdjęcie Władysława Frasyniuka wynoszonego przez policję z kontrmanifestacji podczas tzw miesięcznicy smoleńskiej obiegło świat niemal równolegle z wiadomością o zatrzymaniu w Moskwie Aleksieja Nawalnego. Z pewnością nie poprawi to wizerunku rządzącego Polską obozu.

Osobiście nie zamierzam jednak ulegać obustronnej histerii co do sprawy Frasyniuka. Nie zamierzam z kilku powodów. Nie ma tu mowy o żadnym zamachu na uświęconą tradycję czy uroczystość religijną – bo ani w katolicyzmie, ani w polskiej obyczajowości nie ma żadnego zwyczaju publicznego comiesięcznego wspominania zmarłych w formie naładowanego polityką wiecu – zwłaszcza w siedem lat po ich śmierci. Nie był to też jednak żaden popis szczególnej opresyjności policji, funkcjonariusze działali bez kasków i tarcz, nie zachowywali się brutalnie, jedyne co rzucało się w oczy, to fakt, że było ich zdecydowanie zbyt wielu, jak na dość skromną liczbę uczestników obu manifestacji.

 

Całe sobotnie zajście to przede wszystkim namacalny dowód na to, jakim bublem była nowelizacja ustawy o zgromadzeniach publicznych przegłosowana przez PiS. Przy okazji – ten gniot jeszcze wielokrotnie odbije się władzy czkawką.

 

Przykry kawał, jaki Frasyniuk zrobił władzy w sobotę, znacznie prędzej mnie natomiast bawi niż przeraża. Za to jeśli ktoś ma mnie w tym momencie niepokoić, to tym kimś jest zdecydowanie bardziej szef MSW Mariusz Błaszczak.

Niepokoi mnie, że minister Błaszczak ogłasza, że ujrzał „nienawiść” w oczach uczestników kontrmanifestacji i z tego wyciąga wniosek, że „gotowi by byli na nas się rzucić”. Szczerze mówiąc nie bardzo chcę, żeby jakiś skuszony tymi słowami zwierzchnika policjant próbował czytać w moich oczach. W podstawówce dostawałem do dzienniczka liczne uwagi w rodzaju „uczeń się arogancko patrzy”, nie chcę więc myśleć, czym mogłoby się to skończyć dzisiaj, zwłaszcza, że mam raczej ciemną karnację i zarost na twarzy.

Niepokoi mnie również to, że minister Błaszczak ogłasza, że Przystanek Woodstock jest wielkim zagrożeniem, bo odbywać się będzie przy zachodniej granicy, za którą czają się już nie krzyżaccy Niemcy, lecz islamscy terroryści. Wolałbym, żeby minister choćby odrobinę bardziej realistycznie oceniał rzeczywistość, w przeciwnym wypadku jego resort coraz łatwiej będzie pomylić z ministerstwem obrony narodowej.

Niepokoi mnie to, że minister Błaszczak próbuje tłumaczyć śmierć w wyniku tortur na wrocławskim komisariacie tym, że „ten policjant został zatrudniony za rządów koalicji PO-PSL”. Ja rozumiem, że „przez osiem ostatnich lat” i tak dalej, ale chciałbym też, żeby minister ze swojej strony rozumiał, że od ponad półtora roku nie jest już w opozycji.

Niepokoi mnie wreszcie fakt, że minister Błaszczak jest w stanie przez kilka minut odmawiać Konradowi Piaseckiemu odpowiedzi na pytanie o sprawę Igora Stachowiaka, a następnie próbuje sam sobie zadać całkiem inne pytanie.

Niepokoi mnie to, bo widzę, do czego przyzwyczaił się minister w kontaktach z usłużnymi propagandzistami. I widzę, że chciałby wymuszać takie same standardy w rozmowie z prawdziwym dziennikarzem.

Skoro mamy sobie spoglądać w oczy, to wyznam, że w oczach ministra widziałem jak dotąd głównie pustkę. Ale dziś zaczynam w nich widzieć coś groźniejszego.

Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/opinie/komentarze/a/kiedy-wladza-chce-czytac-nam-w-oczach,12178078/

 

TK sparaliżowany przez PiS, sądy stosują wprost konstytucję. Resort Ziobry grozi sędziom

Łukasz Woźnicki, 14 czerwca 2017

Minister Zbigniew Ziobro i wiceminister Marcin Warchoł podczas konferencji prasowej

Minister Zbigniew Ziobro i wiceminister Marcin Warchoł podczas konferencji prasowej (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uniewinnił dwie osoby skazane po prowokacji CBA. Uznał, że dowody zdobyte z naruszeniem prawa nie mogą być dopuszczone w procesie, chociaż przepisy przyjęte przez PiS na to pozwalają.

Tak sądy stosują tzw. rozproszoną kontrolę konstytucyjną i wyręczają sparaliżowany przez PiS Trybunał.

– Rozproszona kontrola konstytucyjna może mieć fundamentalne znaczenie dla obrony praw i wolności obywateli – mówił w marcu w Katowicach sędzia Dariusz Zawistowski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa. Debatowało tam blisko tysiąc przedstawicieli zawodów prawniczych. Zastanawiali się, co dalej po sparaliżowaniu przez PiS Trybunału Konstytucyjnego. Doszli do wniosku, że rolę TK muszą przejąć sądy.

– Sądy mogą samodzielnie oceniać zgodność przepisu z konstytucją na użytek konkretnej sprawy – mówiła prof. Ewa Łętowska. Pozwala na to konstytucja. Jej art. 8 ust. 2 mówi, że „przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio”, a art. 178 ust. 1 – że sędziowie podlegają tylko konstytucji i ustawom. Zapadające w ostatnich miesiącach wyroki wskazują, że to działa – sądy już stosują konstytucję wprost.

Trybunał Konstytucyjny stał się narzędziem rozgrywki politycznej – w „Temacie dnia” RPO o grze wokół ustawy o KRS

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21940422,video.html

Sądy wyręczają Trybunał Konstytucyjny

Jeden z takich wyroków zapadł przed Sądem Apelacyjnym we Wrocławiu. Sędziowie wydali go pod koniec kwietnia, niedawno opublikowano uzasadnienie (opisała je „Rzeczpospolita”). Dotyczył dwóch wrocławskich architektów zatrzymanych przez CBA w 2007 r. Przyjęli 200 tys. zł od klienta, który współpracował z agentami. Pieniądze miały być pierwszą ratą łapówki dla rzekomo skorumpowanych urzędników i przyspieszyć zmianę planu zagospodarowania przestrzennego umożliwiającą budowę osiedla.

Sprawa toczyła się blisko dziesięć lat. Obrońcy przekonywali, że zarzuty są wynikiem zbyt daleko idącej prowokacji. W 2014 r. sąd uniewinnił oskarżonych. Ale po apelacji prokuratury wyrok uchylono. W 2016 r. mężczyźni zostali skazani na trzy lata więzienia i 100 tys. grzywny za powoływanie się na wpływy korupcyjne w magistracie.

Gdy zapadały te wyroki, zmieniały się przepisy i podejście do tzw. owoców zatrutego drzewa, czyli dowodów zdobytych dzięki złamaniu prawa (np. za pomocą prowokacji albo podsłuchów). W kwietniu 2016 r. weszła w życie przygotowana przez PiS nowelizacja kodeksu postępowania karnego, która je zalegalizowała (z wyłączeniem kilku sposobów ich uzyskania).

Wrocławski sąd sam zbadał, czy dowody z prowokacji mogą być wykorzystane przeciw oskarżonym. Uznał, że architekci byli podżegani do czynów korupcyjnych przez klienta współpracującego z CBA i że doszło do niedopuszczalnej prowokacji. Stwierdził, że dowody uzyskano z naruszeniem Konstytucji RP i ratyfikowanej przez Polskę europejskiej konwencji praw człowieka gwarantującej prawo do rzetelnego procesu. Uniewinnił architektów.

„Gratulacje dla sądu apelacyjnego we Wrocławiu!” – napisał na FB konstytucjonalista, prof. UW Marcin Matczak. „To, że przy braku niezależnego TK nie ma kto stwierdzić niekonstytucyjności przepisów, nie oznacza, że sądy będą te niekonstytucyjne przepisy stosować przeciw obywatelom” – dodaje.

Wrocławski wyrok nie jest jedyny. W marcu na art. 8 konstytucji powoływał się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu, a także Sąd Okręgowy w Częstochowie.

Resort Zbigniewa Ziobry straszy: Odpowiedzialność dyscyplinarna i karna

Ministerstwo Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry uważa, że sędziowie nie mogą tego robić. Wiceminister Marcin Warchoł, komentując w „Rzeczpospolitej” wrocławski wyrok, stwierdził, że nie mają one kompetencji do kontroli konstytucyjności ustawodawstwa. „W niniejszym wypadku otwarta pozostaje kwestia nie tylko odpowiedzialności dyscyplinarnej, ale i karnej” – dodał. Czy minister chce karać sędziów SA? Na jakiej podstawie? – zapytaliśmy resort, ale dotąd nie mamy odpowiedzi.

– To słowa skandaliczne. Straszenie sędziów dyscyplinarnymi czy karnymi postępowaniami w demokratycznym państwie prawa jest niedopuszczalne – mówi sędzia Waldemar Żurek, rzecznik KRS, która stoi na straży niezależności sądów.

Sama KRS zaskarżyła w Trybunale Konstytucyjnym nowelizację kodeksu postępowania karnego, która zalegalizowała owoce zatrutego drzewa. Ale w marcu wycofała wniosek, bo prezes TK Julia Przyłębska dopuściła do orzekania trzech dublerów sędziów wybranych przez PiS na prawomocnie obsadzone miejsca. – Doktryna prawa wskazuje, że w przypadkach wyroków wydanych przez dublerów możemy mieć do czynienia z orzeczeniami nieistniejącymi. Taka sytuacja może doprowadzić do chaosu prawnego – mówi Żurek.

Rzecznik KRS nazywa niedawne wyroki, w których sądy bezpośrednio odwołują się do konstytucji, „jaskółkami”. – Rozproszona kontrola konstytucyjna to dziś jedyne rozwiązanie. Trybunał jest atrapą konstytucyjnego organu. Sądzę, że tylko tym sposobem możemy ochronić wartości konstytucyjne – mówi.

wyborcza.pl

Kto jest najgorszym ministrem w rządzie PiS? Polacy ocenili władzę

 

Wojsko traktowane jak prywatny folwark! Nie tylko w kłamaniu Macierewicz nie ma żadnych hamulców. 2,4mln przepalonych na wojskowe „taxi”!

Kolejne sondaże pokazują, że niedawny remis PO z PiS był swego rodzaju iluzją

Z Platformy zeszło powietrze

Cztery powody, dla których wiosenne wzrosty PO w sondażach okazały się krótkotrwałe.

 

Najnowsze badania, zarówno telefoniczny IBRiS, jak i przeprowadzany w domach ankietowanych CBOS, przynoszą te same wieści – za sprawą spadku notowań PO zwiększa się przewaga PiS. Jak się można było domyślać, wiosenne wzrosty sondażowe PO, która w tym i owym badaniu dogoniła, a nawet przegoniła partię rządzącą, okazały się krótkotrwałe.

W czerwcowych badaniach PiS ma 42 proc. (rekord kadencji, CBOS) i 33 proc. (IBRiS), Platforma odpowiednio 21 i 25 proc.

Co się stało?

Po pierwsze, skończył się efekt Tuska. W marcu, gdy PiS „poszedł na druty” (prawa autorskie do tej pięknej i jakże stosownej frazy ma Jacek Saryusz-Wolski) i próbował zablokować drugą kadencję Donalda Tuska, Grzegorz Schetyna symbolicznie abdykował, a liderem opozycji został przewodniczący Rady Europejskiej.

 

Polacy nie deklarowali wówczas głosowania na istniejącą PO, lecz na PO wyobrażoną. Ówczesne sondaże pokazywały potencjał opozycji, nie jej realny stan posiadania, co nie mogło trwać wiecznie. Po paru miesiącach karnawału wyborców opozycyjnych dopadł kac. Donald jest w Brukseli, nie wiadomo, czy wróci, a w menu zostali Grzegorz i Ryszard.

Po drugie, Schetyna popełnił błąd, wdając się w dyskusję z PiS. Odpowiedział na postawione mu pytania, m.in. o uchodźców, i zrobił to tak niezręcznie, jak się tylko dało. Kalkulacja była słuszna – nie da się w Polsce w najbliższym czasie wygrać wyborów, deklarując poparcie dla przyjęcia uchodźców – ale wykonanie kulało. Ruch Schetyny był nieprzygotowany i wymuszony przez PiS.

Przewodniczący PO pochopnie uznał przy tym, że Nowoczesna już padła, a jego partia po przejęciu elektoratu opozycyjnego jest w stanie pójść na prawo i zabrać część wyborców PiS. Nie jest. A część liberalnych wyborców wróciła do Nowoczesnej, dając tej partii nadzieję na przeżycie kolejnych miesięcy.

Po trzecie, fundamenty poparcia dla PiS są wciąż bardzo mocne. 500 zł rozdajemy, uchodźców nie chcemy – przekaz to prosty, ale wciąż przemawia do znacznej części Polaków. Dane z gospodarki są niezłe, nastroje po przednówku się poprawiają, telewizja publiczna wszystko odpowiednio naświetla. PiS wycofał się z dwóch pomysłów uderzających w samorządy, zaś atak na Sąd Najwyższy nie grozi utratą wyborców. Niebezpieczniejsza dla PiS – bo wyborcy są na to wyczuleni – wydaje się sprawa byłej szefowej Kancelarii Prezydenta Małgorzaty Sadurskiej, która postanowiła sprawdzić się w biznesie za 90 tys. miesięcznie, ale siły tego bodźca sondaże jeszcze nie zdążyły wykazać. Wydaje się przy tym, że opinia publiczna nie obciążyła polityków PiS odpowiedzialnością za tortury we wrocławskim komisariacie.

Po czwarte, Smoleńsk wrócił w nowym wcieleniu – już nie wybuch, lecz ekshumacje są na pierwszym planie – a tu PO nie ma odpowiedzi, bo na podmienianie ciał nie ma odpowiedzi.

PiS, na to wygląda, odparł pierwszy poważniejszy atak opozycji w tej kadencji, a kryzys sondażowy nie okazał się na tyle groźny, by wymusić choćby większą rekonstrukcję rządu. Jarosław Kaczyński znów dostał trochę czasu.

polityka.pl

http://natemat.pl/210323,minister-blaszczak-zwrocil-korespondencje-otrzymana-dzis-od-ministra-szyszki-trwa-ratowanie-wizerunkowej-katastrofy

https://opinie.wp.pl/prof-andrzej-friszke-jaroslaw-kaczynski-przekroczyl-kolejna-bariere-6133089098651265a

ŚRODA, 14 CZERWCA 2017

STAN GRY: GW: Taśmy nie pochodzą ze śledztwa, Chrabota: Prezydent symuluje niezależność

300LIVE: Bielan o Trumpie w Warszawie, Mucha o publicznym spotkaniu Trumpa i Dudy oraz terminie referendum, polityczny plan dnia: http://300polityka.pl/live/2017/06/14/

3 lata temu wybuchła tzw. afera podsłuchowa.

KTO STOI ZA AFERĄ PODSŁUCHOWĄ – Wojciech Czuchnowski na jedynce GW: “– Wypuszczenie tych nagrań to zaplanowany ruch. W ten sposób ich dysponenci chcą pokazać, że mają haki na opozycję i nie powiedzieli ostatniego słowa. Nieprzypadkowo w tych podsłuchach pojawia się np. nazwisko Ryszarda Petru – mówi były oficer służb specjalnych badający w latach 2014-15 tzw. aferę podsłuchową, która pomogła PiS wygrać wybory. Jest pewien, że taśm jest „znacznie więcej”. – Prawdziwi sprawcy afery podsłuchowej czują się dzisiaj bezkarni. Śledztwo zaledwie się o nich otarło. Służbami kierują ich koledzy, a rządzi partia, która najbardziej skorzystała na aferze – tłumaczy informator „Wyborczej”.

OBECNE TAŚMY NIE POCHODZĄ ZE ŚLEDZTWA – dalej Czuchnowski: “Źródłem nagrań nie są akta śledztwa i procesu w sprawie afery podsłuchowej. Nie ma ich na płytach, które w 2015 r. znaleźli agenci CBA prowadzący tajną operację dotyczącą innej sprawy. Nie odnotował ich też w swoich zapiskach Łukasz N. – kelner, który miał na zlecenie biznesmena Marka Falenty zakładać podsłuchy w warszawskich restauracjach podczas imprez z udziałem polityków PO. – Potwierdza się to, co podejrzewaliśmy – ogon machał psem. Falenta był tylko pośrednim ogniwem. To nie on zainspirował Łukasza N., to kelner podsunął mu pomysł w taki sposób, by Falenta myślał, że wszystkim kieruje – tłumaczy jeden z naszych rozmówców. – Kelnerzy przekazywali Falencie tylko część podsłuchów. Komplet dostali ci, którzy mają je do dzisiaj i przekazują zaufanym mediom”.http://wyborcza.pl/7,75248,21958198,siatka-mariusza-kaminskiego-kto-stoi-za-afera-podsluchowa.html

WARSZAWA NADAL MOŻE WCISNĄĆ HAMULEC I IŚĆ Z UE NA JAKIŚ KOMPROMIS – Bartosz T. Wieliński w GW: “Pojawiają się też dalej idące rozwiązania, np. uzależnienie wypłat z unijnej kasy od przestrzegania wspólnotowych zasad. Rząd Beaty Szydło powinien się zastanowić, czy naprawdę tego chce. Wciąż może zawrzeć dobry kompromis: dla siebie, dla Polski, wreszcie dla Europy”. http://wyborcza.pl/7,75968,21957790,polski-rzad-wciaz-moze-uratowac-twarz.html

PREZYDENT SYMULUJE NIEZALEŻNOŚĆ – Bogusław Chrabota w RZ: “Prezydent jest od tego, by bronić ducha konstytucjonalizmu poprzez kontrolę stanowionego i wykonywanego prawa. Ma do tego instrumenty, choćby takie jak weto. Może również kierować sprawy do Trybunału Konstytucyjnego. W tej roli jednak Andrzej Duda kompletnie się nie sprawdza. Jest powszechnie uważany za notariusza rządzącej partii. Mimo że miał niemal dwa lata na emancypację, nie uczynił nawet jednego kroku, by odciąć polityczną pępowinę łączącą go z macierzystą partią. Zapewne ma tego głęboką świadomość, więc ima się innych metod, by zasymulować niezależność”. http://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/306139855-Referendalne-bledy-prezydenta-Dudy.html?template=restricted

CZY PIS UKRADNIE NAM WYBORY? – Marek Beylin w GW: “Jest też możliwy inny wariant. PiS, wiedząc, że przegra, dokonuje wyborczych fałszów i tak zmienia wynik wyborów. A podległy mu SN odrzuca protesty wyborców i przyklepuje całą operację. (…) Oczywiście najpierw PiS będzie najpewniej próbował rozjechać opozycję za pomocą służb, śledztw, usłużnych sędziów. Tyle że takie specoperacje bardziej wkurzają wyborców, niż przywiązują ich do władzy. Gdy zawiodą, wychynie problem wyborów”. http://wyborcza.pl/7,75968,21956218,czy-pis-ukradnie-nam-wybory.html

DLA SZEFA MON CASA JAK TAXI – Fakt: “Dla szefa MON, Antoniego Macierewicza (69 l.), nie ma rzeczy niemożliwych. Nie może gdzieś dojechać limuzyną? To doleci na miejsce casą! To właśnie ten minister najczęściej korzysta z przelotów tym wojskowym samolotem. Choć „korzysta” to złe słowo. On z transportowca Sił Powietrznych zrobił sobie własną taksówkę! Od początku kadencji czyli od listopada 2015 r. minister Antoni Macierewicz latał samolotem CASA aż 112 razy!” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/antoni-macierewicz-lata-casa-jak-taksowka/lls7j20

SADURSKA NIE MIAŁA NAWET ROZMOWY KWALIFIKACYJNEJ – tytuł w Fakcie.

O CÓRCE LEŚNIKA I SADURSKIEJ – Tomasz Walczak w SE: “Wszyscy pragniemy większej przejrzystości życia publicznego i być może minister Szyszko właśnie ten postulat spełnił. Jeśli to nowa świecka tradycja, to ciekaw tylko jestem, kto, komu i kiedy przekazał kopertę z CV Małgorzaty Sadurskiej, mówiąc: „To taka. szefowa Kancelarii Prezydenta. Prosiła, żebyś przeczytał”. W imię jawności, proszę wziąć przykład z ministra Szyszki i wyjść z szafy”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/tomasz-walczak-co-minister-przyniosl-w-kopercie_1001946.html

POWOLNE CIĘCIA ETATÓW NAUCZYCIELSKICH – RZ: “Reforma edukacji to dla samorządów problem nie tylko finansowy i organizacyjny, ale także polityczny. Samorządowcy obawiają się bowiem, że zwalniając duże grupy nauczycieli w przyszłym roku, zaszkodzą sobie przed zbliżającymi się wyborami lokalnymi. Dlatego zamiast zwalniać, wolą obniżyć nauczycielom wymiar etatu. Z danych zebranych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego wynika, że od września 2017 r. aż 10 tys. nauczycieli nie będzie miało pełnego etatu. To o 4 tys. więcej niż tych, którzy według szacunków związkowców utracą zatrudnienie”.

REFORMA KOJARZY SIĘ Z POLITYCZNĄ ROZPRAWĄ, ZAMIAST Z USPRAWNIENIEM WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI – Tomasz Pietryga w RZ: “Może to oznaczać, że tym razem reformy zatrzymały jednak wewnętrzne tarcia w obozie władzy i konflikty między ministrami. Pytanie, jak są głębokie. Czy zablokowały proces legislacyjny reformy sądownictwa tylko na chwilę, czy jest to symptom poważniejszych napięć. Nie ulega wątpliwości, że to ostatni moment na wycofanie się PiS z mało zrozumiałych zmian w KRS. Rzuciły bowiem nie najlepsze światło na całą reformę sądownictwa, która coraz bardziej kojarzy się z polityczną rozprawą z trzecią władzą zamiast z usprawnianiem wymiaru sprawiedliwości. A chyba nie o to chodziło autorom zapowiadającym reformy”. http://www.rp.pl/Sedziowie-i-sady/306139936-Zmiany-w-KRS-i-USP-wnioski-z-sejmowego-wieczoru—komentuje-Tomasz-Pietryga.html#ap-1

ZAMACH NON EST – Agnieszka Kublik w GW: “Czy smoleńska podkomisja w MON porzuca hipotezę zamachową? Już nie wybuch, lecz awaria silnika ma być przyczyną katastrofy smoleńskiej sprzed 7 lat?” http://wyborcza.pl/7,75398,21957424,zamach-non-est-podkomisja-badajaca-katastrofe-smolenska-zmienia.html

300polityka.pl

Kto jest najgorszym ministrem w rządzie PiS? Polacy ocenili władzę

Przed lipcowym kongresem Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński ma duży ból głowy. Rekonstruować rząd czy jednak wstrzymać się ze zmianami kadrowymi? Najnowszy sondaż IBRiS pokazuje, że co prawda gabinet Beaty Szydło nieco poprawił swój wizerunek w oczach Polaków, ale wciąż znaczna większość jego członków jest oceniana przez wyborców bardzo krytycznie.

Aż jedenastu na dwudziestu członków rządu ma wskaźnik negatywnych ocen w okolicach 50 proc. Przykład idzie z samej góry – pracę szefowej rządu źle ocenia aż 46,7 proc. pytanych (wzrost o 3,7 proc.), podczas gdy 38,2 proc. ma na jej temat dobre zdanie (wzrost o 5,1 proc.). Chociaż krytyka poczynań premier Szydło jest znaczna, i tak nie załapała się nawet do pierwszej siódemki najgorzej ocenianych członków rządu.

7. Anna Zalewska, Beata Kempa

To (mało) elitarne grono otwierają ex-aequo dwie kobiety – minister edukacji Anna Zalewska oraz szefowa Kancelarii Premiera Beata Kempa. Obie są negatywnie oceniane przez 49,1 proc. Polaków, przy czym to u Zalewskiej wzrost w ostatnim półroczu był większy (7 wobec 4,8 proc. u Kempy). Na swoją obronę szefowa resortu edukacji może powiedzieć przynajmniej tyle, że koleżankę z rządu bije także pod względem ocen pozytywnych (31,5 wobec 24,3 proc. i wzrost o 8,1 proc. wobec 3,6).

Niskie notowania Zalewskiej to wciąż pokłosie krytykowanej przez ZNP i dużą część rodziców reformy edukacji. Kempie zaszkodziła z pewnością sprawa śmierci Igora Stachowiaka, która na światło dzienne wyciągnęła jej niejasne związki z policjantami z rodzinnego Sycowa i Oleśnicy.

6. Witold Waszczykowski

Tuż przed Kempą i Zalewską znalazł się szef polskiej dyplomacji. Na działania Witolda Waszczykowskiego krytycznie patrzy 51,8 proc. respondentów, przeciwnego zdania jest nieco ponad jedna piąta uczestników badania (22,8 proc.). Humor szefowi MSZ może nieznacznie poprawiać to, że odsetek wskazań negatywnych w porównaniu do poprzedniego sondażu zmalał (o 5,5 proc.), a pozytywnych nieznacznie wzrósł (o 1,9 proc.).

Wiele wskazuje na to, że delikatne wahnięcie in plus Waszczykowski zawdzięcza przyjęciu Polski na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Rząd PiS-u przedstawiał to jako swoje wielkie zwycięstwo dyplomatyczne, chociaż fakty są takie, że starania o to trwały od 2009 roku, a Polska de facto… nie mogła nie zostać wybrana. Po wycofaniu się Bułgarii była bowiem jedynym krajem z grupy państw Europy Środkowej, którym przysługiwało jedno miejsce niestałego członka RB ONZ.

5. Zbigniew Ziobro

Miejsce 5. w niechlubnym rankingu zajął minister sprawiedliwości-prokurator generalny. Aż 52,1 proc. wyborców źle ocenia Zbigniewa Ziobrę (spadek o 6,5 proc.), natomiast niespełna jedna trzecia (31,8 proc.) uważa, że wykonuje swoje zadania jak należy. Ta ostatnia grupa zwiększyła się w porównaniu z poprzednim pomiarem o 3,6 proc.

Niskie notowania Ziobry to konsekwencja bardzo ostro krytykowanych zmian w ustawach o KRS i ustroju sądów powszechnych. Ich przyjęcie doprowadzi do całkowitego upolitycznienia polskiego wymiaru sprawiedliwości. Od miesięcy trwają w tej sprawie protesty środowisk prawniczych i sędziowskich, na które rząd nie zwraca jednak specjalnej uwagi.

4. Konstanty Radziwiłł

Likwidacja rozporządzenia dotyczącego standardów opieki okołoporodowej, konflikt płacowy z pracownikami zawodów medyczny i skandal z nowym wykazem cen leków dla pacjentów po przeszczepach sprawiły, że aż 52,8 proc. wyborców krytycznie ocenia pracę ministra zdrowia. Konstanty Radziwiłł zyskał tym samym 4,2 proc. przeciwników względem poprzedniego badania.

Gwoździem do jego trumny może okazać się niedawne przeforsowanie przez rząd zakazu sprzedaży tzw. pigułek „dzień po” bez recepty. Jak pokazują sondaże, Polacy są temu zdecydowanie przeciwni. Organizacje feministyczne, na czele z „Czarnym protestem”, już zapowiedziały, że sprawy tak nie zostawią. Sytuacji Radziwiłła nie poprawia to, że zaledwie 17,6 proc. respondentów wypowiada się o jego dokonaniach dobrze. Co prawda to wzrost o 2,2 proc., ale i tak mówimy o drugim najniższym wyniku w całym rządzie.

3. Mariusz Błaszczak

Najlepszego czasu nie ma też Mariusz Błaszczak. Szef MSWiA ewidentnie płaci cenę za aferę ze śmiercią Igora Stachowiaka i olbrzymią krytyką, jaka z tego powodu spadła na polską policję i pośrednio także na resort spraw wewnętrznych. 53,3 proc. pytanych jest zdania, że jeden z najbliższych ludzi prezesa PiS źle wywiązuje się ze swoich obowiązków (wzrost o 4,3 proc.). Jego pracy broni co czwarty respondent (26,6 proc., wzrost o 4 proc.).

1. Antoni Macierewicz, Jan Szyszko

Na samym szczycie tego zestawienia znajdują się Antoni Macierewicz i Jan Szyszko. Obaj są źle oceniani przez aż 59,4 proc. Polaków. Obecność szefa MON w tym miejscu dziwić nie powinna, to etatowy lider takich rankingów. Swoje miejsce utrzymał nawet mimo spadku negatywnych ocen o 7,9 proc. wobec ostatniego badania (to zapewne efekt wycofania go z mediów przez partię po aferze z Bartłomiejem Misiewiczem, która skończyła się powołaniem partyjnej komisji).

Pewnym zaskoczeniem jest natomiast obecność ministra środowiska w tym niechlubnym miejscu. W ciągu pół roku odsetek oceniających jego pracę negatywnie wzrósł aż o 28,4 proc. (bezsprzeczny rekord rządu PiS). Ubyło też ludzi popierających Szyszkę (o 4,4 proc.). Obecnie jest ich jedynie 20,8 proc., mniej nawet od wspomnianego Macierewicza, którego dobrze postrzega 24 proc. badanych (wzrost o 8,4 proc.). Jak widać, walka z ekologami i wycinka będącej symbolem narodowym Puszczy Białowieskiej nie popłaca.

Źródło: „Rzeczpospolita”

Grillowe cuda, czyli jak Biedronka i Lidl zmniejszają cenę keczupu i kiełbasy

Piotr Miączyński, 14 czerwca 2017

Grill

Grill (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Grill pokazuje, o ironio, jak zażarta jest walka między Biedronką a Lidlem o panowanie na rynku spożywczym. W walce bronią są kurczak czy keczup, a taktyką dokładne śledzenie cen konkurencji.

W czwartek sklepy są nieczynne. Dekadę temu Sejm, bojąc się skutków wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę, uchwalił zakaz handlu w dni ustawowo wolne od pracy. Dziś jest ich 13 w roku.

Dla sieci handlowych ten długi weekend to w tym roku już druga okazja, aby zarobić pieniądze na grillu. Pierwsza w majówkę nie wyszła zbyt spektakularnie, bo pogoda była kiepska.

Tym razem prognozy są nieco lepsze. A jeśli istnieje jakiś archetyp standardowego spędzania wolnego czasu przez Polaka na początku XXI w., to będzie to pewnie „Klan” lub „Na Wspólnej” w telewizorze i grill w ogródku lub na balkonie. O ile co do telenowel mogą być wątpliwości, to co do grilla – nie.

Zakupy na grilla najprawdopodobniej zrobimy w dyskoncie, czyli w Biedronce lub Lidlu. Dlaczego? Te dyskonty Polacy odwiedzają najczęściej. Średnio 13 razy w miesiącu, dla porównania hipermarkety sześć razy – dane Nielsen. To dyskontom najszybciej rośnie sprzedaż artykułów spożywczych (o 7,6 proc., porównując 2016 r. do 2015 r.).

To one korzystają najbardziej na silnym wzroście pensji minimalnej oraz programie 500 plus. One są najbardziej zyskowne – Jeronimo Martins Polska, właściciel Biedronki, według informacji złożonych do Krajowego Rejestru Sądowego regularnie zarabia ponad 1 mld zł rocznie.

Wreszcie to dyskonty najbardziej skorzystały na dobrej, ubiegłorocznej koniunkturze. W 2016 r. sprzedaż w spożywczym koszyku zakupowym wzrosła o 4 proc. Ale sieci dyskontowe zwiększyły w nim swój udział o 2,3 proc., małe sklepy o 1 proc., supermarkety o 0,5 proc., a hipermarkety o 0,2 proc.

Co kupimy na grilla?

Klasyczne menu na długi weekend – na podstawie sklepowych promocji – ułożył instytut badawczy ABR SESTA. Obejmuje ono w pierwszej kolejności kiełbasę (śląską oraz podwawelską), później jest mięso wieprzowe (czyli karkówka), kaszanka oraz udko z kurczaka bez marynaty.

Najczęstszym dodatkiem do grilla są sosy, ketchupy, musztardy i pieczywo. To wszystko Polacy popijają piwem (Tyskie), napojami bezalkoholowymi (coca-cola i sok pomarańczowy). A do tego oczywiście kupują akcesoria takie jak węgiel, podpałka oraz tacki na grilla.

Grill pokazuje, o ironio, jak zażarta, jest walka między Biedronką a Lidlem. W zeszłym roku w podobnym badaniu przeprowadzonym przed długim weekendem (konkretnie majówką) koszyk zakupowy na grilla (12 produktów) w Biedronce kosztował 75,04 zł, a w Lidlu 84,65 zł. Różnica wtedy wynosiła blisko 10 zł. W tym roku, mimo że produktów było więcej (o sześć pozycji), to różnica zmalała do blisko 3 zł. W obu przypadkach grilla można zrobić za niecałą stówkę. W Biedronce będzie to koszt 94,40 zł, w Lidlu zaś zapłacimy 97,25 zł.

Gdzie najtańsze zakupy na grilla?

Gdzie najtańsze zakupy na grilla? ABR SESTA

Aż sześć produktów w obu sieciach miało identyczną cenę: karkówka, pomidory, chleb, piwo, węgiel oraz coca-cola.

Skąd ten trend?

– Mało kto zastanawia się nad ceną drożdży czy np. gumy do żucia, natomiast cenę swojego ulubionego piwa dobrze znamy – zatem wiemy, kiedy jest wyjątkowa okazja do zakupu, a kiedy cena jest regularna. Sieci handlowe dobrze wiedzą, które produkty budują wizerunek cenowy sklepu (klienci je znają i na ich podstawie porównują atrakcyjność cenową konkretnego sklepu), a które produkty mogą służyć do realizacji większej marży (gdyż klienci kupują je rzadko) – mówi Sebastian Starzyński, prezes zarządu instytutu badawczego ABR SESTA.

Kiełbasa grillowa czy szybkokurcząca?

Największe różnice między sklepami (od 23 do 30 proc. w koszyku ABR SESTA) były w cenach kiełbasy oraz kaszanki. Dlaczego?

– Karkówka jest stosunkowo często promowanym produktem przez cały rok, natomiast kiełbasy na grilla to produkty sezonowe – tłumaczy Starzyński.

A im częściej kupujemy dany produkt, tym klienci lepiej pamiętają jego ceny.

Tam, gdzie produkt jest bardziej przetworzony, niską cenę można osiągnąć dzięki składowi. I tak np. keczup Tomatini ma 39 proc. koncentratu pomidorowego, a Mikado z Lidla 72 proc. Różnica w cenie też jest spora. Ten pierwszy kosztuje 2,12 zł, ten drugi 3,32 zł.

Warto zwracać uwagę w takim przypadku na etykiety. W szczególności jeśli kupuje się najtańszą kiełbasę grillową.

W wielu sklepach powinna się ona nazywać „szybkokurcząca” ze względu na szybko odparowującą wodę. Normy na wędliny przestały być obowiązkowe w 2004 r., kiedy przystąpiliśmy do Unii Europejskiej (z wyjątkiem produktów regionalnych). Przed wejściem Polski do Unii do 100 kg mięsa z przyprawami można było dodać nie więcej niż 15 l wody. Teraz producenci dolewają 50 albo nawet 100 l. Producenci takie wyroby określają jako „ekonomiczne”.

Poza tym w kiełbasach coraz częściej zamiast wieprzowiny ląduje tańszy drób. W promocji w Biedronce można np. kupić kiełbasę śląską (!) z kurczaka (oryginalna jest wieprzowa). Cena 6,39 zł za półkilogramowe opakowanie.

Siatka Mariusza Kamińskiego. Kto stoi za aferą podsłuchową?

Wojciech Czuchnowski, 14 czerwca 2017

Mariusz Kamiński

Mariusz Kamiński (SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AG)

Nasi informatorzy: Afera podsłuchowa i nieznane dotąd nagrania to „kombinacja operacyjna” agentów CBA z Wrocławia związanych z Mariuszem Kamińskim, dziś koordynatorem służb specjalnych.

– Wypuszczenie tych nagrań to zaplanowany ruch. W ten sposób ich dysponenci chcą pokazać, że mają haki na opozycję i nie powiedzieli ostatniego słowa. Nieprzypadkowo w tych podsłuchach pojawia się np. nazwisko Ryszarda Petru – mówi były oficer służb specjalnych badający w latach 2014-15 tzw. aferę podsłuchową, która pomogła PiS wygrać wybory. Jest pewien, że taśm jest „znacznie więcej”. – Prawdziwi sprawcy afery podsłuchowej czują się dzisiaj bezkarni. Śledztwo zaledwie się o nich otarło. Służbami kierują ich koledzy, a rządzi partia, która najbardziej skorzystała na aferze – tłumaczy informator „Wyborczej”.

Jak się zaczęła afera podsłuchowa

Wybuchła w czerwcu 2014 r. – niemal dokładnie trzy lata temu. Tygodnik „Wprost” opublikował wtedy pierwsze nielegalne nagrania rozmów szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Gdy nagrania weszły do publicznego obiegu, kolejne „taśmy” ujawniły już media związane z PiS – TV Republika i tygodnik „Do Rzeczy”. Kompromitujące lub ośmieszające rząd podsłuchy wstrząsały opinią publiczną do wyborów w 2015 r.

CZYTAJ TAKŻE: Jak Platforma Obywatelska przegrała z podsłuchami – analiza

Śledztwo prowadzone przez połączone siły Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Śledczego skupiło się na Marku Falencie, biznesmenie z branży węglowej, który miał zlecić kelnerom warszawskich restauracji Sowa & Przyjaciele i Amber Room zakładanie podsłuchów obsługiwanym gościom z kręgu polityki i wielkiego biznesu. Miała to być zemsta za nękanie przez służby i fiskusa firm Falenty.

Akt oskarżenia objął biznesmena, jego szwagra i dwóch kelnerów. W grudniu 2016 r. zapadł wyrok. W pierwszej instancji Falenta został nieprawomocnie skazany na 2,5 roku więzienia, pozostali – na wyroki w zawieszeniu. Kelnerów sąd potraktował łagodniej, bo współpracowali w śledztwie i obciążyli Falentę.

Jak potrząsnąć naszą klasą polityczną – w „Temacie dnia” wyjaśnia „polityczny symetrysta” prof. Ryszard Bugaj

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21934777,video.html

Nowe nagrania z afery podsłuchowej nie pochodzą ze śledztwa

Nieznane dotąd nagrania z 2014 r. z warszawskiej restauracji Sowa & Przyjaciele od ponad tygodnia emituje TVP Info. Są szeroko komentowane w publicznym radiu i w mediach związanych z obecną władzą.

CZYTAJ TAKŻE: Kolejne nagranie z Sowy i Przyjaciół. Czemu PiS w tej sprawie jest bierne?

Ich głównymi bohaterami są ks. Kazimierz Sowa (były szef religijnego kanału TVN, zaprzyjaźniony z politykami PO) i biznesmen Jerzy Mazgaj. Rozmawiają m.in. z Pawłem Grasiem, byłym szefem kancelarii Donalda Tuska, Włodzimierzem Karpińskim, ówczesnym ministrem skarbu, i gen. Marianem Janickim, byłym szefem BOR.

Źródłem nagrań nie są akta śledztwa i procesu w sprawie afery podsłuchowej. Nie ma ich na płytach, które w 2015 r. znaleźli agenci CBA prowadzący tajną operację dotyczącą innej sprawy. Nie odnotował ich też w swoich zapiskach Łukasz N. – kelner, który miał na zlecenie biznesmena Marka Falenty zakładać podsłuchy w warszawskich restauracjach podczas imprez z udziałem polityków PO.

– Potwierdza się to, co podejrzewaliśmy – ogon machał psem. Falenta był tylko pośrednim ogniwem. To nie on zainspirował Łukasza N., to kelner podsunął mu pomysł w taki sposób, by Falenta myślał, że wszystkim kieruje – tłumaczy jeden z naszych rozmówców. – Kelnerzy przekazywali Falencie tylko część podsłuchów. Komplet dostali ci, którzy mają je do dzisiaj i przekazują zaufanym mediom.

Afera podsłuchowa „kombinacją operacyjną” CBA?

Zdaniem informatorów „Wyborczej” afera podsłuchowa była „kombinacją operacyjną” agentów CBA z Wrocławia związanych politycznie i towarzysko z Mariuszem Kamińskim, założycielem tej służby w 2006 r., a dzisiaj koordynatorem służb specjalnych.

ZOBACZ TAKŻE: Mapa powiązań w aferze podsłuchowej: kto z kim się spotkał, gdzie i ile razy

Z wrocławskimi agentami CBA współpracował Falenta, co wyszło na jaw w trakcie śledztwa i procesu. Biznesmen przekazywał im informacje z podsłuchów, a agenci dawali do zrozumienia, że nie interesuje ich to, jak je zdobył. – Znali źródło, bo Łukasz N. od dawna był współpracownikiem służb. Pracował już dla CBŚ, zanim powstała restauracja Sowa & Przyjaciele – mówi jeden z oficerów służb.

Według tajnych akt śledztwa podsłuchowego Łukasz N. zaczął współpracę z CBŚ w 2010 r. jako kelner w restauracji LemonGrass. Wiedziało o nim CBA. Początkowo nagrywał osoby ze świata przestępczego. Polityków zaczął rejestrować jesienią 2011 r. po kolejnych wyborach wygranych przez PO, gdy w LemonGrass odbyła się impreza zwycięzców.

Wrocławski łącznik Mariusza Kamińskiego

Łącznikiem pomiędzy Wrocławiem a Kamińskim miał być związany z PiS prawnik Martin Bożek. W latach 2006-09 był on podsekretarzem stanu w kancelarii premiera, członkiem komisji weryfikacyjnej ds. WSI Antoniego Macierewicza oraz szefem Zarządu Operacji Regionalnych CBA. Stąd znał agentów z Wrocławia.

Po odejściu Kamińskiego z CBA w 2009 r. Bożek został jego asystentem poselskim. Kandydował też do Sejmu z listy PiS. Nazwisko Bożka wypłynęło w śledztwie podsłuchowym, bo zostawił ślad w mailu. W kwietniu 2014 r. zachęcał swego przyjaciela Leszka Pietraszka, szefa ABW w Katowicach, do kontaktu z Falentą. Pisał, że biznesmen „chce się otworzyć” i że to „poukładany gość”. Przesłuchiwany w tej sprawie w lipcu 2014 r. zaprzeczał, że zna Falentę. Powtórzył to w sądzie 14 października 2016 r.

CZYTAJ TAKŻE: Marek Falenta i działacz PiS spotykali się przed ujawnieniem nagrań polityków

Bożek zeznawał, że „nie miał wiedzy”, iż Falenta „podsłuchuje najważniejsze osoby w państwie”. Powiedział też, że nie pamięta, skąd przed wybuchem afery wiedział o podsłuchach. Jego zdaniem „mówiło się o tym na mieście”.

Zaprzeczył też, by o podsłuchach informował Kamińskiego. Prokuratura odrzuciła wniosek Romana Giertycha, pełnomocnika podsłuchiwanych ministrów, by zbadać billingi telefoniczne Kamińskiego i jego współpracowników.

PiS zrobił czystkę w służbach

Po wygranych przez PiS wyborach Kamiński i jego ludzie przejęli kontrolę nad służbami specjalnymi. Dzisiaj kierują nimi bez wyjątku osoby związane z rządzącą partią. Kamiński został koordynatorem służb specjalnych i tak jak jego zastępca Maciej Wąsik jest posłem PiS. Zaraz po wyborach 2015 r. pod pretekstem ujawnienia tajemnicy służbowej pozbyli się szefa CBA Pawła Wojtunika. Na czele Biura stanął przyjaciel Kamińskiego – Ernest Bejda. Ze służby musieli odejść agenci, którzy tropili sprawców wycieku informacji o podsłuchach. Wrócili za to funkcjonariusze podejrzewani przez Wojtunika o udział w rozpętaniu afery.

CZYTAJ TAKŻE: Układ Mariusza Kamińskiego. Awanse i zwolnienia po aferze podsłuchowej

Sam Bożek trzyma się dziś w cieniu. Jest radnym PiS w Kozienicach i jednym z głównych prawników państwowego dystrybutora prądu ENEA.

Kolejna śmierć na polskim komisariacie! Nie żyje obywatel Austrii

13.06.2017

Kolejna śmierć na polskim komisariacie! Jak ustalił Fakt24, 27 maja na jednym z częstochowskich komisariatów zmarł obywatel Austrii – Herbert Moravec. Z naszych informacji wynika, że mężczyzna przybył do Polski z żoną Marią Heiderer na pogrzeb jej ojca. Kiedy małżeństwo wracało do hotelu przechodzili obok miejsca, w którym odbywał się koncert. Z relacji austriackich mediów wynika, że to właśnie tam miało dojść do zatrzymania pary przez ochronę, a następnie przekazania ich policji. Jak twierdzą austriackie media, gdy mężczyzna konał na komisariacie funkcjonariusze kpili z niego! Mężczyzna zmarł na komisariacie, a sprawa trafiła do polskiej prokuratury.

– Jest prowadzone postępowanie dotyczące śmierci obywatela Austrii. Miało to miejsce na komisariacie 27 maja – potwierdził w rozmowie z Fakt24 przedstawiciel częstochowskiej prokuratury. Sprawa ta jest wielkim dramatem Marii Haiderer, która przybyła do Polski na pogrzeb ojca, a teraz przyjdzie jej pochować męża.

Kiedy małżonkowie wracali z uroczystości pogrzebowych, mieli przechodzić obok terenu, na którym odbywał się koncert (najprawdopodobniej chodzi o imprezę, na której grali m.in. Leszek Możdżer i Artur Rojek). W pewnym momencie para została zaczepiona przez ochroniarza. Z relacji kobiety wynika, że zatrzymujący ich mężczyzna był agresywny i chciał przeszukać jej torebkę. Herbert Moravec – z zawodu radca prawny – który nie znał języka polskiego, widząc agresywną mowę ciała ochroniarza, stanął w obronie żony. Po chwili, leżał już na ziemi, przygnieciony przez kilku pracowników ochrony.

Na miejscu pojawiła się policja, która oznajmiła, że zatrzymuje małżonków na 48 godzin. Już w drodze na komisariat, kobieta miała oznajmić policjantom, że jej mąż jest po zawale. Funkcjonariusze mieli jednak zbagatelizować tę informację. Co więcej, jak wynika z relacji przytaczanej przez kurier.at, kiedy siny mężczyzna walczył o życie, mieli wykpiwać prośby o pomoc. Ze słów Marii Haiderer wynika, że policjanci zdążyli zbadać ją na obecność alkoholu w organizmie (miała mieć 0,2 mg, czyli ok 0,4 promila), a także poinformować małżonków, że jeżeli mąż symuluje, to para będzie musiała ponieść koszty akcji ratowniczej. Kiedy w końcu na miejsce dotarł lekarz, mężczyzna już nie żył. Fakt24 potwierdził, iż faktycznie prowadzone jest śledztwo w tej sprawie. Będziemy na bieżąco monitorowali postępy w śledztwie.

WTOREK, 13 CZERWCA 2017

Wniosek posłów PiS dot. wyboru I prezesa SN spadł z wokandy TK

Wniosek posłów PiS dot. wyboru I prezesa SN spadł z wokandy TK

22 czerwca o 10:00 Trybunał Konstytucyjny miał zająć się wnioskiem grupy posłów PiS o zbadanie zgodności z Konstytucją ustawy o Sądzie Najwyższym w zakresie dot. regulaminu w sprawie wyboru kandydatów na I prezesa SN – w praktyce chodzi o legalność wyboru. Wniosek spadł jednak z wokandy, a nowy termin rozprawy nie jest znany.

300polityka.pl