Wystrychnięci przez Dudę

Wystrychnięci przez Dudę

Rzecznik Andrzeja Dudy Krzysztof Łapiński chce nas zdziwić swymi wrażeniami. Przed poniedziałkowym przedstawieniem projektów ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa mówi: – „Mam takie wrażenie, że w tych ustawach znajdą się niektóre postulaty, które zgłaszały kluby opozycyjne, więc to też będzie droga wyjścia do poważnej dyskusji nad poparciem tych ustaw„.

Ciekawe, który z postulatów zgłaszała opozycja? I jak rozumie opozycję Kancelaria Prezydenta? Czy opozycją jest Kukiz ’15? A może opozycją jest już PiS, bo prezes tej partii przyjeżdża do Belwederu na rozmowy o ustawach i przekonuje Dudę do swoich autokratycznych racji.

Łapiński zachwala ustawy, jak wcześniej PiS, które Duda zawetował: – „To będą dobre ustawy, bardzo dobrze przygotowane, bardzo dobrze przepracowane„. Przecieki, które przeniknęły do mediów, wskazują, że ustawy prezydenckie nie różnią się od zawetowanych. Partia rządząca będzie obsadzać swoimi nominatami zarówno Sąd Najwyższy, jak i KRS. PiS chciał dokonać wymiany na swoich natychmiast, Duda rozciąga to w czasie, ale niezbyt odległym, bo kilkumiesięcznym. Wiek emerytalny dotknie jednak I prezes SN Małgorzatę Gersdorf z chwilą publikacji ustaw.

A zatem żaden z postulatów opozycji nie został spełniony. Nie można spełnieniem nazywać przejęcie prerogatyw przez Dudę, który będzie miał większy wpływ na obsadę sędziów w SN i KRS, a nie będzie ich miał Zbigniew Ziobro.

Jarosław Kaczyński w tym kontekście zastanawia się, „czy prezydent jest z nami” w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”, a zatem Łapiński może mieć dobre wrażenie, że „niektóre postulaty opozycji znajdą się w ustawach„, bo prezes PiS mianował siebie opozycją.

Czyżby PiS nie starczało być partią rządzącą, chce być także opozycją? Tak wynika z wrażeń Łapińskiego i Kaczyńskiego. Niedługo Kaczyński może powiedzieć, że „kanalie” i „mordy zdradzieckie” nie dotyczą opozycji i społeczeństwa obywatelskiego, ale pisowców, do których musi przyjeżdżać i przekonywać do swoich racji.

Lipcowe protesty nie odniosły większych skutków, Duda tylko rozładował napięcie. Czy jeszcze raz społeczeństwu obywatelskiemu uda się zmobilizować, aby zaświecić rządzącym do rozumu? Chyba zanadto wierzyliśmy, iż w Dudzie drzemią jakoweś samodzielne odruchy. Niestety, on jest z tych pisowskich niewolników, którzy postępują tak, jak prezes nakazał. Mamy prawo czuć się (mieć wrażenie) wystrychniętymi na dudków, tj. wystrychniętymi przez Dudę.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Program PiS programem narodu?

Program PiS programem narodu?

Prawi i Sprawiedliwi twierdzą, że w wyborach otrzymali legitymację uprawniającą do zmian, ale nie uprawnia ona do obracania Polski w perzynę!

„Naród z partią – partia z narodem”. Kiedyś cała Polska obwieszona była takimi i podobnymi hasłami. Owe zamierzchłe czasy, gdy totalna władza atakowała naród prymitywnymi wytworami propagandy, gdy indoktrynowała społeczeństwo w zawłaszczonych mediach i na ulicznych „nośnikach” (jeszcze nie billboardach) dla wielu współczesnych są prehistorią. A w każdym razie dla wielu Polaków doświadczenia z czasów PRL nie mają żadnego przełożenia na szczelnie otaczającą nas rzeczywistość. Już tylko pasjonaci, niszowi historycy i tacy jak ja analizują program PZPR, szukając analogii i paraleli z innymi totalitaryzmami. Szkoda, bo wyniki tych poszukiwań bywają pouczające. W tym przypadku np. okazało się, że rozdźwięk między deklarowanymi zamierzeniami a ich realizacją był za komuny wyraźnie mniejszy niż w „konkurencyjnym” programie PiS.

Program uchwalony w 2014 roku i opublikowany przed wyborami na partyjnej stronie internetowej, rozpoczyna się od zdania: „U podstaw ideowych programu Prawa i Sprawiedliwości leży szacunek dla przyrodzonej i niezbywalnej godności każdego człowieka”. Zauważyliście? Szacunek dla KAŻDEGO człowieka, nie tylko popierającego obecną przewodnią siłę narodu! Tymczasem publiczne wypowiedzi przedstawicieli totalnej władzy to często kpina z ich własnej preambuły programowej. I nic dziwnego, skoro podpisany pod cytowanym programem Jarosław Kaczyński swój szacunek dla niezbywalnej godności każdego człowieka wyraża subtelnie: „komuniści i złodzieje” lub bardziej stanowczo: „kanalie i mordercy”…

Część spośród uprawnionych do głosowania wybrało PiS, bo ta partia obiecała jakoś tak zrobić, żeby robotnicy, chłopi, inteligencja pracująca i frankowicze byli zdrowi, bogaci i szczęśliwi. Wielu ludzi dało się nabrać na odmienione nagle oblicze partii Kaczyńskiego, która schowała swoich bezczelnych i powszechnie nielubianych arogantów za plecy sympatycznych pań, uśmiechających się na okrągło. Byli tacy, którzy uwierzyli, że w pustej teczce, którą wymachiwała kandydatka na premiera, znajdują się gotowe recepty na wszystkie polskie bolączki. Ale na pytanie sondażowni o motywy swojej decyzji wyborczej niemal wszyscy wyborcy PiS wyjaśniają, że przypadł im do gustu opublikowany tuż przed wyborami program. Ten sam, na który powołuje się teraz totalna władza, demolując instytucje demokratyczne. Ten, w którym pełno jest fragmentów dowodzących wielkiego wyborczego oszustwa.

Po pierwsze – kadry
Wszyscy obserwujemy bezprecedensowy nepotyzm i niespotykane dotąd kolesiostwo widoczne w masowym obsadzaniu przez niedokształconych Misiewiczów intratnych posad, z których uprzednio brutalnie wyrugowano uczciwych fachowców. A co o tym mówi program PiS? „Awans społeczny i pomnażanie majątku powinny przebiegać zgodnie z zasadami moralności i wolą zachowania szacunku dla każdego człowieka. (…) Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości niekompetencja, naruszanie prawa, lekceważenie obywateli lub podwładnych, prywata i kolesiostwo nie będą tolerowane (…). Wyżsi urzędnicy państwowi, muszą spełniać wysokie wymagania kwalifikacyjne potwierdzone odpowiednimi egzaminami w Krajowej Szkole Administracji Publicznej. (…) Przywrócimy rzeczywisty wymiar idei profesjonalnej, apolitycznej kadry urzędniczej. Członkowie korpusu służby cywilnej będą korzystać z ochrony i wsparcia”…

Uchodźcy, obcy i inni
Dla prominentnych przedstawicieli naszej totalnej władzy ludzie innej narodowości to sort najgorszy, jeszcze podlejszy, niż opozycja. To potencjalni terroryści, piąta kolumna, groźni nosiciele obcych obyczajów i głosiciele obcej wiary, to uchodźcy nadgryzieni przez pasożyty… A w programie PiS czytamy: „Naród polski kształtował się i dojrzewał poprzez łączenie we wspólnotę ludzi o różnej przynależności etnicznej. Afirmacja przynależności narodowej oznacza dla nas także pełną gotowość uznania podmiotowości innych wspólnot narodowych”.

Społeczeństwo obywatelskie
Cegła po cegle rozbierane są kolejne fragmenty fundamentów polskiej demokracji. PiS zawłaszcza instytucje państwa i ogranicza prawa organizacji pozarządowych. Równocześnie w programie tej partii przeczytać można: „Państwo jest wartością moralną. (…) Tylko demokracja zapewnia jednostce podmiotowość, czyli bycie obywatelem, tylko w demokracji można budować równowagę sił społecznych, która umożliwia sprawiedliwą politykę i jest też warunkiem praworządności. (…) Zdecydowanie odrzucamy etatyzm, tj. dążenie do upaństwowienia szerokiej sfery życia społecznego. Naprawa [państwa] nie wymaga zmian ustrojowych, [lecz] umocnienia społeczeństwa obywatelskiego”…

Unia Europejska
Z niepokojem obserwujemy wojnę, którą PiS wypowiedział Unii Europejskiej. Widzimy przejawy arogancji i buty, niszczących dobre relacje z sąsiadami i z najsilniejszymi państwami wspólnoty. Natomiast program PiS tak precyzuje stosunek tej formacji do idei, które stanęły u podstaw jednoczenia się Europy: „Nie odrzucamy ich, wręcz przeciwnie, uważamy je za bardzo ważne i godne podtrzymania. Chcemy, aby sferą wolności, równości, solidarności i sprawiedliwości była cała Europa”.

Organ Błaszczaka
Zmiany w policji sterowanej przez ministra Błaszczaka nie napawają optymizmem. Permanentna wymiana kadry dowódczej obnaża nieporadność i niekompetencję PiS-owskich kadr. Równocześnie przybywa dowodów postępującej brutalizacji działań policji. Co mówi w tej sprawie program PiS? „Przywrócimy przejrzyste, merytoryczne zasady awansu służbowego, dające szansę na obejmowanie stanowisk kierowniczych i dowódczych wykształconym i dobrze przygotowanym oficerom. (…) Wszelkie patologie i zachowania naruszające prawo lub etykę służby będą się spotykały się z surowymi konsekwencjami służbowymi. (…) Nie będzie tolerancji dla nadużywania władzy”…

Organa Ziobry
Prokuratura stała się już dyspozycyjną formacją przewodniej partii, natomiast w obowiązującym programie PiS czytamy: „Wykluczone musi być (…) „ręczne sterowanie” czynnościami prokuratora przez zwierzchników poprzez nieformalne naciski”… Po zaanektowaniu prokuratury rozpoczął się atak na władzę sądowniczą, mimo że program PiS podkreśla szacunek dla niezawisłości sędziowskiej i „niezależność sądów od innych władz”. W kontekście wojenki o wpływy między prezydentem Dudą a ministrem Ziobro zabawnie brzmi taki oto cytat z programu PiS: „Rola Prezydenta Rzeczpospolitej w sprawach sądownictwa nie może być redukowana do funkcji „notariusza” sporządzającego akty nominacji sędziowskich. Głowa państwa powinna uzyskać (…) realny wpływ na funkcjonowanie sądownictwa”. Równie zabawnie brzmi fragment programu o konieczności podporządkowania się wyrokom sądów przez przedstawicieli władzy wykonawczej: „Karygodne – i wymagające stosowania sankcji karnych i służbowych – są zwłaszcza przypadki nierespektowania wyroków sądowych przez urzędników administracji”. A już naprawdę komicznie brzmi fragment programu dotyczący wyłaniania sędziów Trybunału Konstytucyjnego: „SPRZECIWIAMY SIĘ [takiemu] projektowi zmiany kryteriów i trybu wyłaniania kandydatów na sędziów TK, który ma preferować koneksje polityczne oraz poddawać proces wyłaniania kandydatów partykularnym wpływom zamkniętych środowisk prawniczych. Będziemy proponować przeciwny kierunek zmian, realizujący zasadę demokratycznego zgłaszania kandydatów i elementy konkursu w ich ocenie przez Sejm”…

Konstytucja i sądy
Brak miejsca, by wyliczyć wszystkie rozbieżności między zapowiedziami a ich realizacją. Koniecznie jednak muszę przywołać jeszcze jeden fragment programu, który obrazuje rozmiar oszustwa wyborczego partii władzy. Otóż PiS głosi dzisiaj, że zawetowane projekty ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym są absolutnie, bezwzględnie i w oczywisty sposób zgodne z Konstytucją. Tymczasem w programie partyjnym w kilku miejscach mowa jest o konstytucyjnej przeszkodzie realizacji zamierzeń, a jeśli chodzi np. o skład KRS, zdominowany przez sędziów, to zmiana tej sytuacji WYMAGA NOWELIZACJI KONSTYTUCJI. Dlaczego przed wyborami zmiany w sądownictwie wymagały zmiany Konstytucji, a teraz już nie wymagają? Totalna władza odpowiada, że 80 procent społeczeństwa właśnie tego się domaga. Mało kto pyta, czego konkretnie domaga się te 80%? Bo przecież w żadnym kraju sądy ze swej natury nie budzą miłych skojarzeń i zawsze większość pytanych będzie chciało je reformować. Za przyspieszeniem procedur sądowych optuje zapewne sto procent Polaków. A ile procent domaga się przejęcia władzy sądowniczej przez jedną partię? Jak wielu Polaków prosi Zbigniewa Ziobrę o wzięcie pod but sędziów i sądów? Odpowiedź znaleźć można w rankingach popularności tego polityka.

Równie kłamliwy jest argument, że Polacy, wybierając PiS dali zgodę na dowolne decyzje tej partii, w tym na łamanie Konstytucji, a także arbitralne rozstrzyganie, co jest łamaniem prawa, a co dobrą zmianą. Prawi i Sprawiedliwi twierdzą, że w wyborach otrzymali legitymację uprawniającą do zmian. Tyle że w tej legitymacji nie ma zapisu, nawet najdrobniejszym druczkiem, że uprawnia ona do obracania Polski w perzynę. Polacy wybrali PiS ze względu na program oferujący cukierki i fajerwerki. Sondaże wskazują wzrost popularności tej partii, bo miliony mieszkań, miliony aut na prąd, dopłaty do pieców ekologicznych i dobrego węgla, wsparcie tych i owych – a na wszystko kasy starczy, bo nareszcie przestali kraść… Zanim budżet się rozleci, zanim Europa przyłoży Polsce odczuwalne kary, zanim suweren tupnie – może uda im się jakoś dokulać do kolejnych wyborów i zdobyć większość konstytucyjną. A wtedy…

Prawdziwy program PiS brzmi: JUŻ NIGDY NIE ODDAĆ WŁADZY. Wersja oficjalna, opublikowana przed wyborami, którą wielu Polaków mogłoby uznać za swoją, to tylko wabik. W tym nieszkodliwym na oko programie kryją się groźne wirusy. Tym groźniejsze, że opozycja nie dysponuje programem antywirusowym. W dodatku programu PiS, uruchomionego w ostatnich wyborach, nie da się łatwo odinstalować. Takie już ma ustawienia fabryczne.

Andrzej Karmiński

koduj24.pl

Merkel pozostaje na stanowisku kanclerza Niemiec. Socjaldemokraci ogłaszają koniec koalicji

WB, 24.09.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,22419444,video.html?embed=0&autoplay=1
Frakcja Angeli Merkel CDU/CSU wygrała wybory do Bundestagu. Wyniki badania exit poll wskazują na zwycięstwo koalicji chadeków.

Wstępne wyniki wyborów u naszych zachodnich sąsiadów wskazują na zwycięstwo koalicji CDU/CSU (32,5 proc) i czwartą kadencję Angeli Merkel na stanowisku kanclerz Niemiec. Socjaldemokraci dostali 20 proc. głosów, AfD – 13,5 proc, FDP – 10,5 proc., Zieloni – 9,5 proc., a Lewica – 9 proc.

SPD zalicza najgorszy wynik od 1949 roku. Dobry wynik osiągnęły natomiast AfD i liberałowie z FDP, którzy w ubiegłych wyborach nie przekroczyli progu wyborczego. W poprzednich wyborach Unia Angeli Merkel zdobyła ponad 41 proc. głosów, a SPD, pod rządami Sigmara Gabriela – prawie 26 proc.

Wynik Alternatywy dla Niemiec (AfD) oznacza, że pierwszy raz od upadku III Rzeszy w Bundestagu znajdzie się skrajna prawica. Wśród haseł i postulatów partii znajduje się „duma z żołnierzy Wermachtu”, ograniczenie imigracji i przyjmowania uchodźców, deportacje, konserwatywne wartości, antyunijność.

Lider AfD Alexander Gauland po ogłoszeniu wyników powiedział, że jego partia będzie „polować na panią Merkel i innych”. Odbierzemy sobie nasz kraj i nasz naród – dodał.

Koniec „wielkiej koalicji”

Spodziewano się, że CDU/CSU pozostanie w koalicji z SPD, którą zawiązano w 2013 roku. Jednak w pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyników szef Socjaldemokratów Martin Schulz poinformował, że koalicja straciła akceptację Niemców i jego partia ustawi się w opozycji.

Inną możliwością dla partii Merkel jest sojusz z FDP i Zielonymi. Ta potencjalna koalicja nazywana jest „Jamajką”, ponieważ miałyby ją stworzyć partie, których kolory to czarny, żółty i zielony, takie jak na fladze Jamajki. Proces tworzenia koalicji może potrwać wiele miesięcy.

Wybory do Bundestagu

Od ósmej rano 61,5 miliona uprawnionych do głosowania mieszkańców Niemiec wybierało nowy Bundestag i tym samym decydowało, kto będzie rządził krajem przez najbliższe cztery lata.

Ostatnie badanie przed wyborami wskazywało, że 56 procent ankietowanych chciało aby Angela Merkel pozostała na stanowisku kanclerza. 32 proc. – by zastąpił ją Martin Schulz.

Martin Schulz razem z żoną zagłosowali w rodzinnym mieście kandydata SPD na kanclerza w Wuerselen, pod Akwizgranem, w Nadrenii Północnej-Westfalii. – Nawet podczas wczorajszego wieczoru wyborczego okazało się, że nie wszyscy jeszcze zdecydowali na kogo zagłosują. Tak więc i w dniu wyborów nie wiadomo co zrobią za swoimi głosami – powiedział po oddaniu głosu Martin Schulz.

W poprzednich frekwencja w wyborach wyniosła 72 procent. Do godziny 12-ej frekwencja w kilku landach była niższa niż rok temu.

Oto skutki afery z reparacjami. Będziemy jeździć z paszportem na Open’era? [MAKE POLAND GREAT AGAIN]

gazeta.pl

Waldemar Kuczyński:

Tu jest pokazany prawdziwy,.entuzjastyczny stosunek PiS i jego poputczykow do NSDAP – bis.To ich pobratymcy.

 

 

Uwaga! Sejm znowu otoczony barierkami. Chyba władza nie spodziewa się entuzjazmu społeczeństwa po prezentacji ustaw

Wystrychnięci przez Dudę

Rzecznik Andrzeja Dudy Krzysztof Łapiński chce nas zdziwić swymi wrażeniami. Przed poniedziałkowym przedstawieniem projektów ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa mówi: „Mam takie wrażenie, że w tych ustawach znajdą się niektóre postulaty, które zgłaszały kluby opozycyjne, więc to też będzie droga wyjścia do poważnej dyskusji nad poparciem tych ustaw”.

Ciekawe, który z postulatów zgłaszała opozycja? I jak rozumie opozycję Kancelaria Prezydenta? Czy opozycją jest Kukiz ’15? A może opozycją jest już PiS, bo prezes tej partii przyjeżdża Pałacu Prezydenckiego na rozmowy o ustawach i przekonuje Dudę do swoim autokratycznych racji.

Łapiński zachwala ustawy, jak wcześniej PiS, które Duda zawetował: „To będą dobre ustawy, bardzo dobrze przygotowane, bardzo dobrze przepracowane”. Przecieki, które przeniknęły do mediów, wskazują, że ustawy prezydenckie nie różnią się od zawetowanych. Partia rządząca będzie obsadzać swoimi nominatami zarówno Sąd Nawyższy, jak i KRS. PiS chciał dokonać wymiany na swoich natychmiast, Duda rozciąga to w czasie, ale niezbyt odległym, bo kilkumiesięcznym. Wiek emerytalny dotknie jednak I prezes SN Małgorzatę Gersdorf z chwilą publikacji ustaw.

A zatem żaden z postulatów opozycji nie został spełniony, nie można spełnieniem nazywać przejęcie prerogatyw przez Dudę, który będzie miał większy wpływ na obsadę sędziów w SN i KRS, a nie bedzie ich miał Zbigniew Ziobro.

Jarosław Kaczyński w tym kontekście zastanawia się, „czy prezydent jest z nami” w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”, a zatem Łapiński może mieć dobre wrażenie, że niektóre postulaty opozycji znajdą się w ustawach”, bo prezes PiS mianował siebie opozycją.

Czyżby PiS nie starczało być partią rządzącą, chce być także opozycją? Tak wynika z wrażeń Łapińskiego i Kaczyńskiego. Niedługo Kaczyński może powiedzieć, że „kanalie” i „mordy zdradzieckie” nie dotyczą opozycji i społeczeństwa obywatelskiego, ale pisowców, do których musi przyjeżdżać i przekonywać do swoich racji.

Lipcowe protesty nie odniosły większych skutków, Duda tylko rozładował napięcie. Czy jeszcze raz społeczeństwu obywatelskiemu uda się zmobilizować, aby zaświecić rządzącym do rozumu. Chyba zanadto wierzyliśmy, iż w Dudzie drzemią jakoweś samodzielne odruchy. Niestety, on jest z tych pisowskich niewolników, którzy postępują tak, jak prezes nakazał. Mamy prawo czuć się (mieć wrażenie) wystrychniętymi na dudków, tj. wystrychniętymi przez Dudę.

Bereś/Burnetko: Nasze postulaty wrześniowe

Bereś/Burnetko: Nasze postulaty wrześniowe

Jarosława Kaczyńskiego trzeba wszelkimi legalnymi środkami odsunąć od władzy. Polska z nim u władzy prędzej czy później straci suwerenność. Co gorsza: narodowo-socjalistyczna indoktrynacja z każdym dniem infekuje coraz mocniej mentalność Polaków i my, liberalni demokraci, mamy coraz mniejsze szanse na zwycięstwo. Ale walczyć trzeba. Zacznijmy przynajmniej stawiać sprawy bez ogródek – piszą Witold Bereś i Krzysztof Burnetko. Publikujemy ich oskarżycielski tekst, uznając, że jest to ważny głos w debacie na temat tego, co dzieje się w Polsce.

„Zbrodnią jest oskarżenie o sianie zamętu (…) gdy jednocześnie bezwstydnym knowaniem narzuca się w oczach całego świata panowanie nieprawości. Zbrodnią jest wprowadzanie w błąd i używanie do nikczemnej roboty opinii publicznej, którą się wypaczyło i doprowadziło do obłędu”. To o Polsce? Nie.
Napisał to Emil Zola w styczniu 1898 roku. J’accuse („Oskarżam”) to list otwarty do prezydenta Francji broniący niewinnie skazanego Alfreda Dreyfusa. Ale w gruncie rzeczy – opis podłości i władz, i części ówczesnej opinii publicznej.

Postulat 1. Opisać zagrożenia

Blisko 120 lat po aferze Dreyfussa Polska nie ma jeszcze swojej niewinnej ofiary. Ale dewastacja państwa trwa. Prawo przestaje znaczyć prawo, a staje się narzędziem służącym władzy. Ideologię Ludu Smoleńskiego (bo rządzi Polską więcej niż partia PiS) można nazwać „nacjonalizmem martyrologicznym”:

koktajlem narodowego socjalizmu, religijnego fundamentalizmu i samoudręczenia. Do tego należy dopisać niszczenie związków z naszymi dotychczas sojusznikami.

Czy wystarczy pocieszenie, że wielkie demokracje też mają z tym kłopoty? Lub że kiedyś skończą się pieniądze w kasie państwa? Nie. Bo stawką jest dziś nie tylko materialne powodzenie obywateli. Zresztą od biedy można zgodzić się na chaos gospodarczy, zaglądanie ludziom do łóżka, a nawet polityczne fałszerstwa. Nie z takich kłopotów demokracje wychodzą.

Gorzej, że na naszych oczach kruszeją filary bezpieczeństwa. Unia Europejska stoi przed zakrętami, które mogą ją wykoleić. Nie wiadomo, gdzie jest USA. Lada chwila może się zacząć gospodarczy zmierzch. Na koniec zostaniemy sami w Europie naprzeciw Moskwy, zamiast – jak nam się udawało przez ćwierć wieku – między UE a ULB (Ukraina-Litwa-Białoruś, geopolityczne marzenie Giedroycia).

W końcu możemy przestać być członkiem UE – przy tej polityce rządu Polexit z czasem zostanie zaakceptowany przez większość rodaków, a i pozostałe kraje Unii przyjmą go z ulgą. Już dziś polska polityka zagraniczna i wewnętrzna de facto służą unijnym siłom odśrodkowym. Jeśli dodać do tego niestabilność Ukrainy i agresywność Rosji, to rychło może się zdarzyć, że nasza suwerenność zostanie zagrożona.

Europa nam nie pomoże. Chyba, że ktoś wierzy w formacje dronów, obronę terytorialną oraz węgierską marynarkę wojenną jako sojusznika.

Jest i zagrożenie, nazwijmy je, cywilizacyjne: w zastraszającym tempie postępuje indoktrynacja społeczeństwa. Lud Smoleński, niczym stalinowscy inżynierowie dusz, używając kłamstw, buduje zastępy janczarów, dla których Kaczyński jest Bogiem, a Polacy – narodem wybranym.

Postulat 2. Pokazać winnych

Kto jest winny temu szaleństwu? Nie ma zgody na równoważenie winy dekonstrukcji państwa. Dziennikarze, czasami chorobliwie szukający bezstronności zamiast rzetelności, mówią o prawdzie, która ponoć leży pośrodku.

Nie.

Jak mawiał Władysław Bartoszewski, prawda leży tam, gdzie leży. Od siebie dodamy – winni są tam, gdzie są. A na pewno nie można równoważyć win dzisiejszej władzy potknięciami poprzednich ekip. To tak, jakby tak samo karać za przypadkowy niedopałek w bibliotece i za rozlanie w niej benzyny i wrzucenie zapalonej zapałki.

Winny jest szeroko rozumiany obóz Ludu Smoleńskiego. Politycy, ale i akolici władzy. Intelektualiści. Dziennikarze. Kościół katolicki. Również ci, którzy tę wspólnotę budowali, a dzisiaj z przerażeniem patrzą, co robi wyhodowany przez nich potwór.

Jarosława Kaczyńskiego oskarżamy o leczenie własnego poczucia winy za śmierć brata nienawiścią do całej III RP. Dlatego III RP pragnie ukarać – zamiast siebie. Siebie, bo to on – wie o tym doskonale – zawsze chował się za plecami innych, równocześnie chcąc mieć ciastko, zjeść je i nie płacić za nie.

Nie chodzi o dzisiejsze zawiadywanie państwem z tylnego siedzenia przy jednoczesnym zmuszaniu kierowcy do popełniania przestępstw, choć to mieści się w definicji sprawstwa kierowniczego. Zasadne jest pytanie, czy działania władzy wyczerpują znamiona zdrady stanu, a zwłaszcza zapis w :odeksie karnym: „Kto, mając na celu (…) zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej”. (Bo czyż nie przemocą zmieniana jest Polska?). Jednak najpaskudniej pachnie używanie brata jako tarana osobistych projektów.

Ale choć to Kaczyński jest Głównym Złym, to lista wspólników niszczących Polskę jest długa.

Antoniego Macierewicza oskarżamy o wysługiwanie się de facto interesom obcych mocarstw. Czy tylko w tym znaczeniu, że jest pożytecznym naiwniakiem moskiewskim? Może. Gorzej, jeśli działałby w sposób cyniczny. Tym powinna się zająć niezależna (kiedyś) Służba Kontrwywiadu Wojskowego.

Na liście wspólników ewentualnej zdrady stanu powinien się znaleźć Zbigniew Ziobro, uprawiający politykę w imię osobistej zemsty za rzekome krzywdy rodzinne. I premier Szydło, bo to jej podpis decydował o niepublikowaniu prawomocnych decyzji Trybunału Konstytucyjnego. I prezydent Duda z powodów oczywistych. Nawet zasadne weta tych postępków nie wymażą.

Po pierwsze jednak – ich winę musiałby uznać sąd czy Trybunał Stanu po uczciwym procesie (zapewne mec. Giertych niektórych broniłby nader spektakularnie). Jasne jest też, że ci, którzy przejdą na stronę poszanowania konstytucji, będą liczyć na łagodniejsze traktowanie.

Osobną kategorią są dziennikarze TVP, zwłaszcza informacyjni. Porównywanie ich do Urbana stanu wojennego zawyża ich wartość. Piętno żenady, które dobrowolnie wzięli na siebie, jest wystarczającym wstydem w historii mediów, by – niezbędne – dożywotnie wykluczenie ich z pracy w mediach publicznych miało jakieś większe znaczenie.

Paliwa systemowi nienawiści dostarczyło wielu intelektualistów. Owszem, dwoje nawróconych – prof. Bugaj i prof. Staniszkis – to już coś. Ale inni dalej brną w zaprzaństwo. Symbolem jest tu wielki poeta Jarosław Marek Rymkiewicz. Wiemy, poetów najwyżej można wygnać z miasta. Ale kompensowanie poczucia niedostatecznego docenienia własnej twórczości sianiem nienawiści przez szczucie na inaczej myślących – musi zostać napiętnowane. Tym bardziej, że goni za nim peleton sfrustrowanych intelektualistów, już zupełnie zapomnianych.

Oskarżamy też Kościół hierarchiczny. O koniunkturalizm. O upolitycznienie kazań. O brak świadectwa wiary. O pazerność na frukty płynące z sojuszu ołtarza z tronem. O podsycanie antysemityzmu. I załóżmy na chwilę, że to my, przeciwnicy Ludu Smoleńskiego, nie mamy racji. Księga cytuje Chrystusa w Kazaniu na Górze: „Błogosławieni pokój czyniący”. Czy wy, ludzie Kościoła, czynicie wszystko, aby zaprowadzić pokój? Czy los innych, choćby i błądzących, was jeszcze obchodzi?

Opisujemy te sprawy, by wreszcie ktoś zaczął nazywać rzeczy po imieniu. Lecz najbardziej interesuje nas przyczyna tego szaleństwa, jego konsekwencje i nasze ewentualne próby przeciwdziałania.

Postulat 3. Odkłamać Mit Smoleński

Mitem założycielskim Ludu jest katastrofa smoleńska. W tle pojawia się antyrosyjskość. Lecz choć już raport Jerzego Millera wskazał na błędy rosyjskich kontrolerów, to od błędów do oskarżenia Kremla o zamach na Polskę – droga daleka. Więc pamiętając o moskiewskich grzechach, nie tam należy szukać winnych. A już na pewno nieodpowiedzialnością jest stawianie oskarżeń na podstawie imaginacji Macierewicza.

Równocześnie pomija się kwestię odpowiedzialności trzech osób. To pierwszy pilot TU154M, kapitan Arkadiusz Protasiuk, poddał się presji. To jego przełożony, generał Andrzej Błasik, człowiek, który walczył o stanowisko i chciał się głowie państwa przypodobać. To tłumaczy, dlaczego w kabinie słyszymy na minutę przed katastrofą słowa, komendę właściwie, „Zmieścisz się śmiało”. Czy to gen. Błasik? A kto inny miałby prawo tak się wymądrzać, jak nie Dowódca Sił Powietrznych?

To wreszcie bezpośredni zwierzchnik generała, prezydent Lech Kaczyński, który nad grobami pomordowanych w Katyniu chciał zacząć kampanię wyborczą, a nie był w stanie wydać prostej zgody na inne miejsce lądowania „tutki”. Jeszcze 11 minut przed katastrofą jego podwładny informuje pilotów, że „na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy”.

Żaden z nich przed ziemskim sądem już nie stanie. My też ich nie oskarżamy. Nie chcemy nawet obłożenia ich infamią jako współwinnych tragedii. Ale żądamy zaprzestania wynoszenia na pomniki i sakralizacji tych biografii.

10 kwietnia 2010 roku, kiedy ludzie zdali sobie sprawę ze skali tragedii, ruszyli pod Pałac na Krakowskim Przedmieściu. Ale dzisiejsza narracja mówiąca o dniach wspólnego przeżywania katastrofy to pobożne życzenia. Katastrofa stała się dla Ludu Smoleńskiego katalizatorem nienawiści, a potem pożywką dla niej.

Wielu to rozumie. Dlatego nie dziwi, że u stóp Wawelu stają demonstracje, a na Krakowskim Przedmieściu obywatele protestują przeciwko histerycznym miesięcznicom.

A tak na marginesie: katastrofa zdarzyła się w Smoleńsku. Czy Jarosław Kaczyński choć raz po roku 2010 pojechał tam złożyć kwiaty?

* * *

Media podawały, że w noc poprzedzającą feralny lot prezydent Lech Kaczyński do późnych godzin pił alkohol. Tak twierdzą, nie przedstawiając dowodów materialnych, również nasi informatorzy. Faktem jest, że tego wieczoru towarzyszyli prezydentowi minister Maciej Łopiński oraz dyrektor Sekretariatu Prezydenta RP, Zofia Kruszyńska-Gust. Faktem jest też, że następnego dnia rano prezydent spóźnił się drastycznie na samolot, a pani dyrektor w ogóle nie dotarła na lotnisko. Być może to zbieg okoliczności, ale dlaczego nikt nigdy nie odniósł się jasno do tych pogłosek? Jakie są ustalenia prokuratury, która pewnie przesłuchiwała BOR-owców? Dlaczego pani Kruszyńska-Gust tak kluczy w wypowiedziach na temat wieczoru 9 kwietnia? Dlaczego nigdy wiarygodnie nie wyjaśniła przyczyn nieprzybycia na samolot?

Na pewno niezależna (kiedyś) prokuratura winna sprawdzić, jak wyglądały dwadzieścia cztery godziny poprzedzające tragiczny lot, i to w przypadku wszystkich osób, które mogły mieć wpływ na decyzje podejmowane na pokładzie. Czy gdyby nie było tego spóźnienia, Tu-154M wylądowałby, owszem, z perturbacjami, jak lecący wcześniej z dziennikarzami Jak-40, ale nikomu nic by się nie stało?

My twierdzimy, że pęknięcie polskie i tak by się pojawiło – zbyt mocno jest osadzone w naszej kulturze i zbyt mocno potrzebne było politykom Ludu. Nie zmienia to faktu, że katastrofa stała się zamachem – zamachem na zdrowy rozsądek.

Postulat 4. Zerwać z polską obsesją

Po 10 kwietnia 2010 roku popularnością cieszył się wpis na jednym z prawicowym portali: „Bóg chciał, by w Katyniu zginął naród. Bóg chciał, by w Katyniu naród się narodził ze śmierci tych, których dosięgła nienawiść. Przed 70 laty i dziś”.

Stefan Chwin zauważył: „Nasza romantyczna podświadomość sprawia, że wielu z nas wciąż ma wrażenie, że wisi nad nami jakaś metafizyczno-historyczna klątwa. (…) To chyba dlatego stare kłamstwo katyńskie zostało zastąpione przez nowe kłamstwo katyńskie”.

Już w XVII wieku przestrzegającemu przed zaborami królowi Janowi Kazimierzowi szlachta odpowiedziała, że Polska może i upadnie, ale zmartwychwstanie, bo opiekuje się nią Bóg. Potem przyszedł romantyzm oskarżający Boga, że i on staje przeciwko Polakom. Wreszcie Powstanie Warszawskie, którego dowódcy zaklinali się, że zamiast broni wystarczy „święta furia odwetu”.

Lecz żywotność autodestrukcji przeradza się w kpinę, gdy ktoś szuka zamachu na siłę. Świat nam źle życzy! Brak dowodów? Tym gorzej – ktoś przeprowadził zamach perfekcyjnie i dowody usunął.

Do tego ta emfaza w czasie żałoby w 2010: „Polska staje teraz jedną wielką rodziną katyńską”, obrażająca pomordowanych wiosną 1940 roku w Sowietach. Ten język podzielił nas bardziej niż w stanie wojennym. A najgorsze, że wyzwolił znowu irracjonalizm i myślenie spiskowe.

Jeśli jednak Polacy marzą o umartwianiu się po niezawinionej krzywdzie, to może zgodzić się na tę perspektywę? Nie. Choćby dlatego, że nie ma żadnych korzyści, jakie płynęłyby z takiej postawy dla państwa i społeczeństwa.

Postulat 5. Ujawnić prawdę o kulisach władzy

Siłą sprawczą szaleństwa jest Jarosław Kaczyński. Jego skuteczność polityczna uwiarygodnia go w oczach wyznawców. Ale ci, upojeni sukcesami, nie chcą widzieć, że ich guru to inny człowiek niż przed katastrofą. Teraz nie chce sukcesów politycznych, teraz chce ukarania domniemanych winnych śmierci brata. Jego niedawna eksplozja nienawiści w Sejmie wystarcza za każdy dowód.

Gorzej, że dla tego celu gotów jest pociągnąć na dno również swoich ludzi. Bo sam czuje się winny. I nie chodzi tylko o bezpośredni nacisk, jakim była – być może – ostatnia rozmowa braci prowadzona już z pokładu TU-154. Choć i ją trzeba w końcu ujawnić.

Ważniejszy jest nacisk pośredni.

To Jarosław namawiał brata w roku 2000 na przyjęcie stanowiska ministra sprawiedliwości w rządzie Buzka. I to on skłonił go rok później do sprowokowania kryzysu w rządzie i ogłoszenie rzekomego spisku, z którym Lechowi rzekomo nie dano walczyć – wszystko po to, aby budować PiS.

Już wtedy bracia cynicznie szukali mitu założycielskiego nowej Polski. To Jarosław nakłaniał w 2005 roku Lecha, już prezydenta, do zrobienia premierem Kazimierza Marcinkiewicza, a nie jego, Jarosława.

Tak, życzył bratu jak najlepiej. Ale owe życzenia mają podtekst: zawsze służą Jarosławowi. Ktoś zauważył, że jest on Hannibalem Lecterem polityki: nawet brata pożre, aby zbudować przyczółki swej władzy.

Z obchodami katyńskimi w 2010 roku jest kłopot większy. Bo sam Jarosław, wbrew planom, nie pojechał. Że jego wyjazd niczego by nie zmienił? Że ani on, ani inni, nie są winni katastrofie, jeno mgła? Nie trzeba być Freudem, by wiedzieć, co działo się w duszy prezesa, gdy dotarło do niego, że Lech zapłacił za to, w co on sam go wrabiał.

Pojawia się też pytanie o ukryte aspekty wojny prezesa PiS z katastrofą smoleńską.

Oto jest listopad 2007 roku. Antoni Macierewicz nie oddaje nowemu rządowi akt nadzorowanych przez siebie wojskowych specsłużb. Jesienią przenosi z archiwum na ul. Oczki (siedziby „zielonych”) do Biura Bezpieczeństwa Narodowego teczki agentów i figurantów, rzekomo w celu dokończenia weryfikacji. Następnie dochodzi do skopiowania zawartości archiwów na nośniki, które… znikają. I kiedy w roku 2008 musi dokumenty oddać, zwraca tylko ich część, a resztę zostawia w BBN. Pospiesznie zjawia się tam również tuż po katastrofie smoleńskiej, w nocy z soboty na niedzielę, by zabrać oryginały najcenniejszych dokumentów. Dokąd je wywozi? Czy dokumenty te znalazły się w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej? Ale ważniejsze: co takiego zawierają, że Macierewicz ze Smoleńska wyjeżdżał w panice, rezygnując nawet z podjechania na miejsce katastrofy, by pokłonić się ciału prezydenta?

Hipotez jest kilka, mniej lub bardziej fantastycznych. Może są dziś wysoko w PiS agenci WSI? Albo: w archiwach są materiały tyczące FOZZ-u i transferów pieniędzy do Porozumienia Centrum? Albo: są tam dokumenty kompromitujące ojca Kaczyńskich?
Może tak, może nie. My jednak wiemy, że w wojskowych aktach „zaplątała się” część akt operacji „Hiacynt”, prowadzonej w PRL przez Służbę Bezpieczeństwa. Powtarzamy to nie za skandalizującymi mediami, ale za wiarygodnym źródłem, którego nie możemy ujawnić. Rzecz była – i jest – drażliwa, bo stanowiła próbę rozpracowania środowisk homoseksualnych. Czy to te materiały zostały ukryte przez szefa MON?

I najważniejsze – czy można zagwarantować, że dokumenty, które tak łatwo zostały skopiowane, nie wpadły w ręce innych służb?

Czy nie możemy się obawiać, że stan osłabienia polskiej armii, do którego doprowadza minister obrony, a co już zauważył nawet prezydent Ludu Smoleńskiego, jest niepokojący? Czy książka Tomasza Piątka, ujawniająca podejrzany związki szefa MON z kręgami prorosyjskimi (nb. haniebnie zaatakowana przez ministra), nie powinna zapalać świateł ostrzegawczych?

Nie zakładamy, że Antoni Macierewicz jest obcym agentem. Ale historia zna mnóstwo przypadków udanych prowokacji obcych służb. Ta najsławniejsza to podrzucenie przez wywiad SS rzekomych dowodów współpracy marszałka Tuchaczewskiego z III Rzeszą. Został po dwudniowym procesie rozstrzelany, po czym na fali obłąkanej czystki stan dowódczy armii sowieckiej został zmieniony w trzech czwartych, a Niemcy zacierali ręce i weszli w Sowiety jak w masło w 1941 roku.

Tymczasem MON podsumowało już w lutym 2017 roku, że „w Sztabie Generalnym zmiany objęły 90 proc. stanowisk dowódczych, a w Dowództwie Generalnym 82 procent”. Ktoś będzie zacierał ręce?

Postulat 6. Zapobiec rozlewowi krwi

Znaleźliśmy się – w Polsce i świecie – w przededniu cywilizacyjnego tąpnięcia. Tymczasem nastroje większości społeczeństwa przypominają te z lata 1939 roku, o których pisał Kazimierz Wyka: „Ku jesieni szły miesiące. Spokojne były zabawy mieszkańców tej ziemi, spokojna i naiwna ich wiara w instytucje, które miały ich uchronić w straszliwej przygodzie. Szli ślepi i ufni”. Tak jak wtedy, wyglądają dzisiejsze buńczuczne pohukiwanie min. Morawieckiego, że będziemy potęgą gospodarczą świata, i min. Macierewicza, że polska armia jest gwarancją naszej obrony.

Przed zwycięstwem PiS nikt nie wyobrażał sobie, że dojdzie do drastycznego łamania konstytucji. Tak, brak wyobraźni to cecha przyzwoitych demokratów. Bo jakże: w biały dzień bezwstydnie łupić? Co będzie dalej? Jak mawia Jack Reacher, bohater thrillerów Lee Childa: „Licz na najlepsze, szykuj się na najgorsze”.

Wyobraźmy sobie naszą drogę do powrotu demokracji jak rwącą rzekę, którą płyniemy pod prąd. Po drodze napotkamy skalne progi, ale prawdziwe wyzwanie czeka w finale. Bo nawet jeśli opozycja będzie zjednoczona, PiS słabszy i dojdzie do uczciwych wyborów (choć próby manipulowania ordynacją już się pojawiają) i zwycięskich, to czy ktoś wierzy, że Lud Smoleński tak po prostu odda władzę? Że jeśli dziś bajdurzy o promieniach śmierci uderzających w TU-154, to nie ogłosi, że przegrane wybory są sfałszowane? Nie wyśle fanatycznych tłumów na ulicę? Wreszcie: że prezydent zaprzysięgnie rząd, skoro wprawdzie podpisał w końcu słynne dwa weta, ale wcześniej nie zaprzysiągł legalnie wybranych sędziów TK?

Oby nie groził nam czas krwi na ulicach. Tylko że Polska, nawet osamotniona, nie leży na pustyniach Marsa. W dodatku nacjonalizm przybiera na sile w całej Europie.

Dlatego należy przeć do jak najszybszego odsunięcia od władzy tandemu Kaczyński-Macierewicz. Tak, może przegramy wybory – niezależnie od tego, kiedy się one odbędą. Bo jaką mamy gwarancję, że nawet jeśli się przekona do pójścia do urn choćby część niegłosujących zwykle obywateli, to nie poprą oni właśnie PiS? Niewykluczone, że narodowo-socjalistyczna mentalność polska, którą uwolniły rządy PiS, będzie nie do przezwyciężenia. Lecz walcząc z Ludem Smoleńskim, walczymy nie tylko o demokrację, wolność i zapobieżenie przemocy. Nie tylko o istnienie Polski, i to dosłowne. Ale i o prawa, także te należące się nam – a niechby nawet – jako mniejszości.

Czy jesteśmy za kompromisem? Tak. Ale nie jesteśmy za głupotą i bezkarnością.

Z rzeszami tych, którzy poddali się praniu mózgów, trzeba rozmawiać. Co nie znaczy, że będziemy tłumaczyć, że rozumiemy ich zagubienie. Lecz co do tych polityków, którzy uparcie trwają w dziele dewastacji państwa – jego legislacji, administracji, ale też zasobów naturalnych w postaci choćby Puszczy Białowieskiej – sprawa jest jasna: muszą stanąć przed sądami. Nie wolno powtórzyć błędu darowania win w imię spokoju społecznego.

Postulat 7. Usunąć Kaczyńskiego

Panie pośle Kaczyński, nigdy nie byliśmy zwolennikami Pańskiej, ani Pana brata polityki. Jednak kiedyś stały za nią jakieś wartości. I wielu rzeczy Panowie nigdy byście nie zrobili. Dziś, bez brata, działa Pan bez hamulców. Sam Pan przyznawał, że po tragedii smoleńskiej brał Pan leki zmieniające percepcję i aktywność. Czy nadal bierze Pan je lub inne, które mogą mieć wpływ na Pana decyzje polityczne? A może ktoś Pana szantażuje? Czy interesuje Pana cokolwiek poza zemstą?

Panie pośle – czas się wycofać z polityki. Zdecydowanie i ostatecznie. Niech Pan odejdzie na emeryturę. Choćby po to, by swym działaniem przestać obrażać pamięć brata.

Nigdy nie będziemy głosować na PiS. Ale jest nadzieja, że bez Pana partia ta będzie się kierować poglądami, a nie szaleństwem. A jeśli Pan tego nie uczyni, to, miejmy nadzieję, ktoś u was pójdzie po rozum i usuną Pana partyjni koledzy, widząc, że nie dobro Polski ma Pan na celu. I że nie ich interes, nawet nie swój interes, a tylko obłęd Pana prowadzi.

Wygląda na to, że nasza Ojczyzna będzie już nieodwołalnie podzielona na dwa plemiona. Ale jeśli wykluczymy z polityki działania irracjonalne, może uratujemy byt państwowy.

* * *

Dlaczego piszemy współczesne J’accuse?
Bo dosyć mamy błota, w którym tonie Polska. Atmosfery, w której znajomi ściszają głos i wynoszą komórki do drugiego pokoju. Nie chcemy w telewizji propagandy i nienawiści.

Już to mieliśmy. Nazywało się PRL i wydawało się, że nigdy z tym nie wygramy. Stało się inaczej – zadecydował zbieg okoliczności, ciężka praca opozycji, mądrość liderów obu stron. I nagle berliński Mur pada, sowieckie wojska wychodzą bez strzału, my wchodzimy do NATO, a do Paryża jedziemy bez granicznych kontroli, by zapłacić kartą kredytową za bilet do Luwru.

To wszystko mamy stracić? Bo garstka cwaniaków wykorzystuje fobie narodowe? Bez walki? Bo nie wypada?

To nie będzie łatwe. I potrwa. Ale zacząć trzeba od rzeczy podstawowej: powiedzenia, że król jest nagi, a PiS – moralnie współodpowiedzialny za katastrofę smoleńską i odpowiedzialny całkowicie – za jej następstwa.

Ale też trzeba prawdy o nas: gdyby Polacy chcieli powstrzymania Ludu Smoleńskiego, sondaże by wyglądały inaczej. Pomyślmy: ginie młody chłopak na komisariacie, rządzący starają się to zatrzeć – a opinia w sondażach udziela władzy wsparcia. Wychodzą setki tysięcy ludzi na ulice w proteście – a w sondażach wsparcie jeszcze większe.

Można zwalać nasze porażki na liberalną opozycję, że nie umie wspólnie uderzyć w zło dziejące się w państwie, ale trzeba też powiedzieć: większość rodaków się na to godzi, a ogromna część – pochwala to.

Możliwe więc, że wygra bogoojczyźniane podejście do narodowej historii oraz nienawiść do idei europejskiej i Innego. Lecz przynajmniej podejmijmy walkę.
I nie zwlekajmy.

Witold Bereś, Krzysztof Burnetko

Autorzy w PRL wydawali podziemne pismo „Promieniści”, a następnie byli dziennikarzami „Tygodnika Powszechnego” Jerzego Turowicza oraz korespondentami Radia Wolna Europa. Wspólnie napisali kilkanaście książek – m.in. „Tylko nie o polityce” (Instytut Literacki Jerzego Giedroycia) oraz „Marek Edelman. Życie. Do końca” (Agora). Założyli portal Polska ma Sens.

Tekst ukazał się wcześniej na stronie obywatelerp.org

wiadomo.co

NIEDZIELA, 24 WRZEŚNIA 2017

Kaczyński: Spotkanie z PAD pokazało, że możemy rozmawiać, jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań

Kaczyński: Spotkanie z PAD pokazało, że możemy rozmawiać, jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań

– Spotkanie z prezydentem pokazało, że możemy rozmawiać, jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań. Czy da się je sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika, który pozwoliłby posunąć sprawę reformy sądownictwa naprzód, tego dziś nie wiem. Zobaczymy, co dokładnie zaproponuje prezydent – mówi Jarosław Kaczyński w rozmowie z „Sieci prawdy”.

300polityka.pl

Prezes PiS w „Sieciach” pyta: „Czy prezydent jest z nami?”. I mówi o przyszłości Szydło

mk, 24.09.2017

Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda

Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

W poniedziałkowym wydaniu tygodnika „Sieci” ukaże się wywiad z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Polityk ma odnieść się w rozmowie m.in. do reformy sądownictwa i ewentualnych zmian w rządzie.

„Czy prezydent jest z nami?” – to pytanie stawiane przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego znajdzie się na okładce poniedziałkowego wydania tygodnika „Sieci”. Wywiad z politykiem przeprowadzony przez Jacka Karnowskiego dotyczy m.in. roli prezydenta Andrzeja Dudy, reformy sądownictwa i zmian w rządzie.

– W listopadzie dokonamy oceny całego rządu i wówczas zapadną decyzje. Ale na razie, patrząc na ogólne wyniki, mogę powiedzieć: jest dobrze – mówi Jarosław Kaczyński.

– Sondaże rzeczywiście są dobre. Bo gospodarka szybko się rozwija, dotrzymujemy przyrzeczeń, w wielu miejscach sytuacja się poprawia. Ale podtrzymuję to, co mówiłem w czasach, gdy nasze wyniki były gorsze: do sondaży nie należy przywiązywać nadmiernej wagi – twierdzi prezes PiS. Jak dodaje, partia „cieszy się” z najnowszych sondaży, ale zdaje sobie sprawę, że najważniejsze są wyniki wyborów.

–  Dziś z badań opinii publicznej wynika, że wygralibyśmy wybory z dużą łatwością, ale to nie oznacza, że jeśli będziemy popełniali błędy, jeśli nie będziemy ciężko pracowali, a jedynie „w polu leżeli”, to na pewno wygramy. Może być różnie. Warto o tym przypominać, bo są w naszej partii ludzie, którzy uważają, że jest dobrze i będzie już zawsze dobrze. To niebezpieczne myślenie – podkreśla.

Sondaż: PiS na czele

Prawo i Sprawiedliwość zdecydowanie prowadzi w nowym, opublikowanym w piątek sondażu Instytutu Badań Pollster dla se.pl oraz Nowej TV. Partia rządząca utrzymuje wysokie poparcie – oddanie głosu na nią deklaruje aż 36 proc. badanych. Platforma Obywatelska mogłaby liczyć na 23 proc. głosów.

Dwa kolejne ugrupowania opozycyjne – Kukiz’15 i Nowoczesna – zdobyłyby odpowiednio 11 i 10 proc. głosów. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

 

gazeta.pl

Rzecznik Dudy podgrzewa atmosferę: Mam wrażenie, że w ustawach znajdą się postulaty opozycji

mk, IAR, 24.09.2017

Krzysztof Łapiński

Krzysztof Łapiński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jutro prezydent Andrzej Duda przedstawi projekty ustaw dotyczących Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Jak mówił dziś prezydencki rzecznik Krzysztof Łapiński, w projektach mogą znaleźć się niektóre z propozycji partii opozycyjnych.

W Kancelarii Prezydenta powstały dwie ustawy – o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Projekty mają zostać przedstawione w poniedziałek. Dwie ustawy o KRS i SN, autorstwa klubu PiS, uchwalone przez parlament, Andrzej Duda zawetował w lipcu.

Wówczas zapowiedział, że w ciągu dwóch miesięcy przedstawi własne propozycje.

– Mam takie wrażenie, że w tych ustawach znajdą się niektóre postulaty, które zgłaszały kluby opozycyjne, więc to też będzie droga wyjścia do poważnej dyskusji nad poparciem tych ustaw – zapowiedział dziś w „Kawie na ławę” w TVN24 rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński. – To będą dobre ustawy, bardzo dobrze przygotowane, bardzo dobrze przepracowane – dodał. Zapewnił, że ostatnie wydarzenia, czyli m.in. zamieszanie wokół prof. Michała Królikowskiego, nie miały wpływu na proces ich tworzenia.

– To Kancelaria Prezydenta przygotowała ustawy i nie przejmujemy się tym, co się dzieje. To, czy komuś stawia się zarzuty czy nie stawia, to nie jest rola Kancelarii, są odpowiednie służby – podkreślił Łapiński.

Spotkanie Duda-Kaczyński w Belwederze

W piątek podczas spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim prezes PiS przekazał na piśmie postulaty Zjednoczonej Prawicy dotyczące reformy sądownictwa. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

Rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński komentował wówczas, że – w jego ocenie – spotkanie było „dobre, merytoryczne” i upłynęło w „dobrej atmosferze”. Postulaty te miały być przeanalizowane przez prawników pod kątem zgodności „z duchem tych ustaw”. Prezydent miał zdecydować, które z propozycji można włączyć do przygotowywanych projektów.

W rozmowie z dziennikarzami rzecznik przypomniał jednak deklaracje prezydenta, że nie zaakceptuje żadnych zapisów, przez które wcześniej ustawy wetował.

– Skoro [prezydent] zawetował ustawę między innymi dlatego, że minister sprawiedliwości nie powinien mieć wpływu na wybór składu Sądu Najwyższego, ani nie powinien określać regulaminu tego sądu, to trudno, aby teraz zmienił zdanie i to wpisał – mówił Krzysztof Łapiński.

Doszło do porozumienia?

Z nieoficjalnych informacji „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński zawarli kompromis w sprawie ustaw o sądownictwie.

I tak w ustawie o KRS nie byłoby skracania kadencji członków Rady, a nowe osoby miałyby być wybierane większością trzech piątych głosów posłów. Gdyby Sejm nie potrafił zdecydować – decyzja należałaby do prezydenta.

Sędziowie Sądu Najwyższego przechodziliby na emeryturę po osiągnięciu 65. roku życia. Jak zauważa „DGP”, oznaczałoby to automatyczne wygaszenie mandatu I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf, która 65 lat skończy w listopadzie. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

gazeta.pl

Żulczyk celnie o ostatniej wypowiedzi Pawłowicz. Nie dajcie się sprowokować.

Pawłowicz napisała o samobójstwie 14-letniego Kacpra. Oburzeni internauci żądają „medialnego bojkotu” posłanki PiS

Wprost, 24.09.2017

Krystyna Pawłowicz© DAREK NOWAK / FOTONEWS Krystyna Pawłowicz

 

Krystyna Pawłowcz dodała na Facebooku wpis w sprawie samobójstwa 14-letniego Kacpra. „Lewaccy ideolodzy patologii obyczajowych odwracają kota ogonem i fałszywie, bezczelnie lamentują nad »morderczą nietolerancją« rówieśników. Nie siejecie patologii, nie będzie jej śmiertelnego żniwa” – napisała. Na post zareagował ostro lider partii Razem Adrian Zandberg.

Sprawę śmierci 14-letniego Kacpra z Gorczyna w województwie łódzkim nagłośnił pisarz Jacek Dehnel oraz NOWA TV. Nastolatek był prześladowany przez rówieśników. We wrześniu chłopiec rozpoczął naukę w nowej szkole w Łasku. Do poprzedniego gimnazjum nie chciał chodzić, ponieważ był szykanowany przez innych uczniów. O tym, że nastolatek jest prześladowany wiedzieli zarówno nauczyciele, jak i dyrekcja szkoły, jednak nikt nie podjął w tej sprawie żadnych działań. Rodzina Kacpra mówi, że 14-latek był grzecznym chłopcem. – Gnębili go z różnych powodów: że miał inną orientację, że inaczej się ubierał. Mój syn był za wrażliwy na te czasy. W porę nie zareagował żaden z pedagogów, a przecież problemy nastolatka nie pojawiły się z dnia na dzień – mówiła w rozmowie z NOWA TV matka chłopca. Jego dziadek dodał, że Kacper był dla innych niewygodny, ponieważ w porównaniu do pozostałych uczniów był bardzo grzecznym chłopcem. W nowym gimnazjum Kacper również stał się obiektem drwin. 14-latek nie zniósł dręczenia oraz szykan i popełnił samobójstwo.

„Mordercza nietolerancja”

Do sprawy samobójstwa chłopca odniosła się posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. „Liberalno-lewackie środowiska najpierw propagują wśród dzieci i młodzieży podatnych na różne niestandardowe zachowania – nienaturalne postawy i relacje, a potem, gdy te zaburzone zachowania są przez rówieśników brutalnie wytykane,i w skrajnych sytuacjach kończą się tragicznie, to lewaccy ideolodzy patologii obyczajowych odwracają kota ogonem i fałszywie, bezczelnie lamentują nad »morderczą nietolerancją« rówieśników” – uważa.

„Nie siejcie patologii, nie będzie jej śmiertelnego żniwa. Nie demoralizujcie dzieci i młodzieży, dajcie im w spokoju, zgodnie z naturą przeżyć ich dzieciństwo i młodość” – dodała na koniec Pawłowicz.

„Hańba dla Sejmu i dla Polski”

Na wpis posłanki ostro zareagował lider partii Razem Adrian Zandberg. „Nie ma słów na bydlactwo, którego dopuściła się dziś Krystyna Pawłowicz. Te podłe słowa o śmierci dziecka to hańba dla Sejmu i dla Polski” – napisał na Twitterze.

Z kolei blogerka kataryna w reakcji na wpis Pawłowicz, zażądała medialnego bojkotu posłanki PiS.

msn.pl

 

Wyjaśnijmy sobie ‚coś’ raz na zawsze: Homoseksualizm nie jest chorobą->’tego’ się nie leczy. Homofobia jest chorobą->’to’ się leczy. Kropka!

Śmierć 14 l. Kacpra: „Lewica nie siałaby patologii do tragedii by nie doszło”- pisze… patologia Człowieczeństwo oblało egzamin 👈 🧐

 

Zapamiętajcie to! Tak myśli i mówi spleśniały od podłości człowiek! Kobieta, niegodna najmniejszej uwagi ani życzliwości! Twarz !!

Zapamiętajcie to! Tak myśli i mówi spleśniały od podłości człowiek! Kobieta, niegodna najmniejszej uwagi ani życzliwości! Twarz !!

 

Antyszczepionkowcy

Lenin

Czy wobec milczenia MEN to jest oficjalne stanowisko PiS ws. samobójczej śmierci Kacpra?

Tomasz Krzyżak: Nie uciekaj, jak Ryszard, przed powiedzeniem prawdy

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Jarosławie sprawiedliwy, doprawdy podziwiam Twoją zdolność do godzenia ognia z wodą.

Dam sobie jednak skrzydło uciąć, że kiedyś to wszystko rozpadnie się w pył. Nie możesz bowiem prowadzić polityki, wzniecając nieustanne konflikty między swoimi ludźmi. Prawdą jest, że Andrzej z Pałacu pokrzyżował nieco plany Twoje i Zbigniewa, a wszystkiemu przyklasnął uczony Jarosław. Miał do tego prawo. Czy chcesz go karać za to, że jest wierny swojemu sumieniu? Napuściłeś na niego marszałka Ryszarda, a przecież już u Syracha napisano, że „złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik”, a „tego, kto się mści, spotka pomsta od Pana”, który grzechy jego zachowa w pamięci. Siewca mówił zaś, że bratu, który zawini względem Ciebie, masz przebaczyć nie „siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”! Odpuszczaj zatem i nie bądź mściwy, bo to droga wiodąca na skraj przepaści.

Jest jeszcze inna sprawa, która, jak się zdaje, na wyżynach niebieskich nie bardzo się podoba, choć jak mi donoszą, zdania są tu podzielone. Rzecz tyczy się tych plakatów, które powiesiliście, by walczyć o sprawiedliwość. I nawet nie chodzi tu o to, że wydaliście na to pieniądze przeznaczone na inny cel. Przyznasz, że głupio to wygląda, jak zlecenie kampanii za dość duże pieniądze dostają ci, którzy jeszcze przed chwilą pracowali u boku Beaty. Nie mogli tej – ponoć słusznej – kampanii zrobić w ramach obowiązków służbowych? Musieli się zwolnić i zrobić to jako firma zewnętrzna? Wszyscy dookoła dostrzegają w tym jakiś zgrzyt. Ty nie?

Albo to uciekanie przed powiedzeniem prawdy. Po co było to chodzenie i opowiadanie, że nie mamy z tym nic wspólnego itp. Pamiętasz, co – wcale nie tak dawno – spotkało nowoczesnego Ryszarda, gdy nie potrafił powiedzieć całej prawdy? Rany liże do dziś. Pewnie powiesz mi, że św. Tomasz z Akwinu twierdził, że od artysty nie wymaga się, by dobrze żył, tylko żeby tworzył dobre dzieła. Nie wiem, czy polityka można porównać do artysty, ale niech będzie. Odpowiem ci zatem tak jak św. Augustyn. Otóż mawiał on, że wielu z tych, którzy wydają się być w środku Kościoła, jest na zewnątrz, a wielu, którzy uważają, że są na zewnątrz, pozostają w środku. Nie generalizuj więc, lecz pierwej patrz na swoje czyny, a potem oceniaj innych.

„Z kim mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni?” – pytał Siewca swoich uczniów i odpowiadał, że podobni są „do dzieci przesiadujących na rynku, które głośno przymawiają jedne drugim”. Przekora, wyniosłość i pycha – oto są przeszkody na Waszej drodze, o które nieustannie się potykacie. Boję się, że z kolejnego upadku możecie się już nie podnieść. Lud Was wprawdzie ceni, ale nie można jego cierpliwości wystawiać na nieustanną próbę. Warto o tym pamiętać.  —Anioł Polak

rp.pl

Nieoficjalnie: Prezydent ustąpił Jarosławowi Kaczyńskiemu ws. reformy KRS i SN

Według informacji „DGP” Andrzej Duda przyjął propozycje prezesa PiS dotyczące reformy KRS i SN.

Po piątkowym spotkaniu w Belwederze z prezydentem Jarosław Kaczyński mówił, że jest „pełen optymizmu”, a „droga do porozumienia jest otwarta”. Dodał, że nie wydaje mu się, żeby droga ta była „specjalnie trudna do przebycia”.

Dziś, dzięki nieoficjalnym informacjom, do których dotarł „Dziennik Gazeta Prawna”, między prezydentem Andrzejem Dudą a Jarosławem Kaczyńskim został zawarty kompromis w sprawie ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym.

Zakłada on, że w ustawie nie będzie skracania kadencji członków KRS, a nowi będą wybierani większością trzech piątych, tak jak chciał wcześniej Andrzej Duda. W razie pata członków KRS ma wskazywać prezydent.

Z kolei w ustawie o Sądzie Najwyższym o wygaszeniu funkcji obecnych sędziów będzie decydowało kryterium emerytalne – wiek dla kobiet i mężczyzn ma wynosić 65 lat. To oznacza, że gdy ustawa wejdzie w życie z automatu zostanie wygaszony mandat I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, która 22 listopada skończy 65 lat.

Taki kształt rozwiązań ma być efektem piątkowego spotkania prezydenta Andrzeja Dudy i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który pojawił się z listą oczekiwań jakie ma PiS wobec projektów. Projekty obu ustaw poznamy w poniedziałek 25 września, potem prezydent ma konsultować je jeszcze publicznie przed wysłaniem do Sejmu.

W lipcu prezydent Andrzej Duda zawetował dwie pisowskie ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Wcześniej na ulicach polskich miast odbywały się wielotysięczne protesty w obronie sądów. Duda podpisał trzecią z kontrowersyjnych ustaw: tę o ustroju sądów powszechnych.

polityka.pl

Andrzej Duda dogadał się z Jarosławem Kaczyńskim. Znamy założenia prezydenckich ustaw o SN i KRS

Między prezydentem Andrzejem Dudą a liderem PiS Jarosławem Kaczyńskim miał zostać zawarty kompromis w sprawie ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym.

Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji zakłada on, że w ustawie nie będzie skracania kadencji członków KRS, a nowi będą wybierani większością trzech piątych, tak jak chciał wcześniej Andrzej Duda. W razie pata, członków KRS ma wskazywać prezydent.

Z kolei w ustawie o Sądzie Najwyższym o wygaszeniu funkcji obecnych sędziów będzie decydowało kryterium emerytalne – wiek dla kobiet i mężczyzn ma wynosić 65 lat. To oznacza, że gdy ustawa wejdzie w życie z automatu zostanie wygaszony mandat I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, która wkrótce kończy 65 lat.

– To kompromis miedzy tym co było w co w projekcie prezydenckim a oczekiwaniami PiS – mówi nasz informator.

O takim wariancie zmian pisał wcześniej na naszych łamach Piotr Zaremba>>>

Taki kształt rozwiązań ma być efektem piątkowego spotkania prezydenta Andrzeja Dudy i prezesa PIS Jarosława Kaczyńskiego, który pojawił się z listą oczekiwań jakie ma PiS wobec projektów. Projekty obu ustaw mamy poznać w poniedziałek, potem prezydent ma konsultować je jeszcze publicznie przed wysłaniem do Sejmu.

dziennik.pl