Morawiecki może pomarzyć o niezależności? Marszałek Senatu rozwiewa wszelkie wątpliwości

Nie od dziś wiadomo, że gdy serial planowany przez producentów na jeden sezon przynosi stacji bardzo dużą oglądalność, to bardzo szybko producenci zwracają się do scenarzystów o zmiany w historii tak, by przedłużyć serial o kolejne sezony. Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku ciągnącego się już jak brazylijska telenowela serialu pt. „Rekonstrukcja rządu Beaty Szydło”.

Dziś od rana wszystkie media żyją niemal już pewną wymianą ministrów z najbliższego otoczenia nowego premiera, czyli dymisją Beaty Kempy, Elżbiety Witek i Henryka Kowalczyka i zastąpienie ich przez Pawła Szrota, Michała Dworczyka oraz Marka Suskiego. Według najnowszych plotek Beata Kempa ma natomiast zostać pełnomocnikiem rządu ds. uchodźców. I choć takowych w Polsce nie ma, nie będzie pewnie miała problemu z pobieraniem 13 tys. złotych pensji ministerialnej, by upewnić się, że nadal ich w Polsce nie ma.

Tymczasem dziś wywiadu dla „Rzeczpospolitej” udzielił marszałek Senatu Stanisław Karczewski, który zapowiedział, że dotychczasowe plany zakończenia serialu i głębokiej rekonstrukcji rządu Beaty Szydło (w której zamieniła się miejscami z premierem Morawieckim) w styczniu są już nieaktualne. Okazuje się bowiem, że zmiany muszą zostać znacznie szerzej skonsultowane.

Nie jest pewne, czy rekonstrukcja będzie w styczniu. Zmiana może nastąpić później. Możliwe, że konsultacje będą wymagały dłuższego czasu. O rekonstrukcji, która nastąpiła, mówiliśmy od lipca. Zmiany potrzebują czasu, namysłu, ustaleń, negocjacji. Dalsza rekonstrukcja może być również głęboką zmianą, o czym mówił niedawno w wywiadzie telewizyjnym prezes Jarosław Kaczyński. Rząd Mateusza Morawieckiego powstanie po ustaleniu z prezesem Kaczyńskim i po ustaleniach politycznych  – powiedział Karczewski Jackowi Nizinkiewiczowi.

Stwierdził także, że o stworzeniu autorskiego gabinetu nowy premier może pomarzyć – w jego przekonaniu ma to być rząd, będący wynikiem ustaleń z Jarosławem Kaczyńskim i po ustaleniach politycznych. Deklaruje także, że premier Morawiecki będzie tak samo niezależny jak Beata Szydło. O tym, jak niezależna była poprzednia premier niech świadczy chociażby to, że nie mogła nawet zdecydować o tym, w jaki sposób i kiedy poda się do dymisji.

Pośród wielu innych pytań, jakie Jacek Nizinkiewicz zadał jeszcze politykowi PiS, jedno zasługuje na większą uwagę. Otóż padło pytanie o niekonstytucyjność skracania kadencji sędziów Krajowej Rady Sądownictwa oraz I Prezes Sądu Najwyższego. Marszałek Karczewski, zupełnie ignorując płynące z całego świata uwagi w tym zakresie, apele autorytetów prawniczych i organizacji pozarządowych, z rozbrajającą szczerością przyznał, że prezydent jako prawnik skonsultował to z prezesem PiS, też prawnikiem (który w wolnej Polsce nigdy tego zawodu nie uprawiał) i uznali, że ustawy są ok. Bo prezes PiS to najwyższa wyrocznia i najwyższy autorytet.

Pozostaje tylko spuścić kurtynę milczenia.

Źródło: Rzeczpospolita 

crowdmedia.pl

Morawiecki robi z Polski grajdół

Morawiecki robi z Polski grajdół

Radosław Sikorski nazywając Beatę Szydło i Jarosława Kaczyńskiego wrednymi – odpowiednio: babsztylem i dziadygą – nie wpisuje się w wysoką kulturę debaty. Dawno jej niestety nie mamy. I nie dlatego, że prezes PiS jest specjalistą od kanalii, mord zdradzieckich, gorszego sortu (katalog inwektyw wielce imponujący), lecz dlatego, że media misyjne (TVP i radio publiczne) zostały szczujnią, w których dziennikarze szczekają na tych, którzy nie zgadzają się na demolowanie państwa i demokracji.

W Polsce nie mamy rozmowy, nie mamy debaty, a jedynie sianie nienawiści, wrogości w przestrzeniach, które były wcześniej wspólne, lecz obecnie są zawłaszczone, skradzione. Zwycięska partia skradła społeczeństwu jego media. Zwycięska partia skradła język polski, bezczeszcząc go, na każdym rogu zdania i akapitu wystawiając na pośmiewisko. Stało to, co w pierwszym rzędzie czynią totalitaryzmy, przywłaszczając język poprzez jego intensywne zwyrodnienie, skarlenie.

Sikorski w rozmowie Konradem Piaseckim w Radiu Zet powiedział o wiele ważniejsze komunikaty niż w forma odwróconych inwektyw Kaczyńskiego, mianowicie: – „Wiedzą, że PiS wygrało fuksem. 38% normalnie nie daje samodzielnej większości”. Ta mniejszość pisowska urządza się na wspólnym, jest to szabrowanie naszego. A złodziej, który wie, że jest złodziejem, nie dopuści, aby być sądzonym za swojej czyny.

Stawiam tezę, że nie oddadzą dobrowolnie władzy – po żadnych wyborach. Dlatego mamy takiego kulawego poloneza wokół ordynacji wyborczej. Unia Europejska nie będzie w tej sprawie niema, zajmie głos. Sikorski: – „Może się to skończyć Polexitem. Na pewno wypychaniem nas do przedsionka”.

Dla partyjnych interesów, ale przede wszystkim, aby chronić własną skórę, wyprowadzą nas z Unii Europejskiej. Mateusz Morawiecki po swojej ucieczce ze szczytu unijnego powiedział, że „w Europie nie jesteśmy żadnymi petentami”. Co to znaczy? Że nie będzie rozmawiał z innymi przywódcami europejskimi?

Morawiecki jest króciutko premierem, a już dał się poznać z bardzo kiepskiej strony. Odebranie niezależności sądownictwu polskiemu uzasadnia tym, że nie zostało ono zreformowane po 1989 roku. Ależ właśnie jako jedno z pierwszych zostało zreformowane, o czym ciągle mówią takie autorytety jak prof. Adam Strzembosz czy promotor Andrzeja Dudy prof. Jan Zimmermann. I zostało takie sądownictwo wpisane do Konstytucji.

Raczej nas nie obchodzi, kto jest prezesem banku. Przykład Morawieckiego pokazuje, że zostać może ktoś tak marny intelektualnie i charakterologicznie. Prezes banku to nie intelektualista. Przykład Morawieckiego pokazuje wyalienowanie banksterskich elit. Ten beneficjant III RP wysoko opłacany, bogaty nuworysz, spełnia się obecnie politycznie za wszelką cenę.

Powie każda bzdurę, brednię, aby zadowolić swego promotora politycznego Jarosława Kaczyńskiego. Na samym początku swego urzędowania jako premier Morawiecki wmawia publice, że białe nie jest białe. Wcale nie przeszkadzałoby mi, gdyby z ojcem swym Kornelem podyskutował o wyższości woli suwerena nad prawem. Niech sobie bredzą, lecz te rodzinne rozhowory Morawieckich stają się wykładnią polityczną w Polsce (wykładnią bezprawia).

Morawiecki szybciej skończy niż nam się wydaje, szybciej skończy niż Beata Szydło. I będzie z tego większa sromota niż sławetne 1:27. Tylko dlaczego ten człowiek czyni to na koszt Polski?

Morawiecki gra o bezprawie dla PiS. Chodzi o to, aby nie zdarzyło się, jak z sędzią Igorem Tuleyą, który dzisiaj pokazał takim marnym postaciom jak Morawiecki, czym jest profesjonalizm, czym jest prawo, a wreszcie czym jest niezłomność. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił decyzję stołecznej prokuratury umarzającej śledztwo dotyczące tego, jak PiS uchwalał budżet na bieżący rok w Sali Kolumnowej (znowu po ucieczce z sali sejmowej). Prokuratura ma sprawdzić, czy posłowie PiS składali fałszywe zeznania. – „Pogwałcono aksjologię państwa republikańskiego” – uzasadniał sędzia Tuleya.

I tego się boją Morawiecki, Duda, Szydło, Kaczyński. Boją się prawa, więc w imię swego bezprawia będą degradować Polskę, będą narażać nas na Polexit. Taki ich grajdół.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Prawnicy z UJ apelują do Dudy o niepodpisywanie ustaw o SN i KRS

Prawnicy z UJ apelują do Dudy o niepodpisywanie ustaw o SN i KRS

– „Wzywamy Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, członka wspólnoty akademickiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby nie dopuścił do wejścia w życie uchwalonych ustaw. Wzywamy Pana Prezydenta, aby w tej trudnej chwili wypełnił swoją powinność strażnika Konstytucji i dotrzymał złożonej Narodowi przysięgi prezydenckiej” – czytamy w przyjętej dziś przez Radę Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego uchwale.

To jeden z wielu apeli środowisk prawniczych i organizacji pozarządowych do Andrzeja Dudy w sprawie ustaw o SN i KRS. Trzeba zaznaczyć, że ta uchwała została przyjęta przez macierzystą uczelnię prezydenta. Duda ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1996 r., a później kontynuował tam pracę naukową.

W uchwale czytamy ponadto: – „Nieuzasadnione niczym usunięcie części sędziów Sądu Najwyższego przez obniżenie ich wieku emerytalnego, wprowadzenie nadzwyczajnego środka zaskarżenia  prawomocnych orzeczeń, który ma być rozpatrywany z udziałem ławników obsadzanych w procedurze politycznej, reforma postępowań dyscyplinarnych, która stwarza możliwości nacisku na sędziów, poddanie Krajowej Rady Sądownictwa bezpośredniemu wpływowi polityków, nie są sposobami naprawienia sądownictwa, natomiast niszczą największe jego wartości, jakimi są niezależność sądów i sędziowska niezawisłość. Rozwiązania te są sprzeczne z obowiązującą Konstytucją RP”.

Za przyjęciem uchwały głosowało 67 członków Rady, przeciwko było 6, a 8 wstrzymało się od głosu.

koduj24.pl

Morawiecki robi z Polski grajdół

Radosław Sikorski nazywając Beatę Szydło i Jarosława Kaczyńskiego wrednymi – odpowiednio: babsztylem i dziadygą – nie wpisuje się w wysoką kulturę debaty. Dawno jej niestety nie mamy. I nie dlatego, że prezes PiS jest specjalistą od kanalii, mord zdradzieckich, gorszego sortu (katalog inwektyw wielce imponujący), lecz dlatego, że media misyjne (TVP i radio publiczne) zostały szczujnią, w których dziennikarze szczekają na tych, którzy nie rządzą i nie zgadzają się na demolowanie państwa i demokracji.

W Polsce nie mamy rozmowy, nie mamy debaty, a jedynie sianie nienawiści, wrogości w przestrzeniach, które były wcześniej wspólne, lecz obecnie są zawłaszczone, skradzine. Zwycięska partia skradła społeczeństwu jego media. Zwycięska partia skradła język polski beszczeszcząc go, na każdym rogu zdania i akapitu wystawiając na pośmiewisko. Stało to, co w pierwszym rzędzie czynią totalitaryzmy, przywłaszczając język poprzez jego intensywne zwyrodnienie, skarlenie.

Sikorski w rozmowie Koradem Piaseckim w Radiu Zet powiedział o wiele ważniejsze komunikaty niż w forma odwróconych inwektyw Kaczyńskiego, mianowicie:  „wiedzą, że PiS wygrało fuksem. 38% normalnie nie daje samodzielnej większości”. Ta mniejszość pisowska urządza się na wspólnym, jest to szabrowanie naszego. A złodziej, który wie, że jest złodziejem, nie dopuści, aby być sądzonym za swojej czyny.

Stawiam tezę, że nie oddadzą dobrowolnie władzy – po żadnych wyborach. Dlatego mamy takiego kulawego poloneza wokół ordynacji wyborczej. Unia Europejska nie będzie w tej sprawie niema, zajmie głos. Sikorski: „Może się to skończyć Polexitem. Na pewno wypychaniem nas do przedsionka”.

Dla partyjnych interesów, ale przede wszystkim, aby chronić własną skórę, wyprowadzą nas z Unii Europejskiej. Mateusz Morawiecki po swojej ucieczce ze szczytu unijnego powiedział, że „w Europie nie jesteśmy żadnymi petentami”. Co to znaczy? Że nie będzie rozmawiał z innymi przywódcami europejskimi?

Morawiecki jest króciutko premierem, a już dał się poznać z bardzo kiepskiej strony. Odebranie niezależności sądownictwu polskiemu uzasadnia tym, że nie zostało ono zreformowane po 1989 roku. Ależ właśnie jako jedno z pierwszych zostało zreformowane, o czym ciągle mówią takie autorytety jak prof. Adam Strzembosz, czy promotor Andrzeja Dudy prof. Jan Zimmermann. I zostało takie sądownictwo wpisane do konstytucji.

Raczej nas nie obchodzi, kto jest prezesem banku. Przykład Morawieckiego pokazuje, ze zostać może ktoć taki  marny intelektualnie i charakterologicznie. Prezes banku to nie intelektualista. Przykład Morawieckiego pokazuje wyalienowanie banksterskich elit, ten beneficjant III RP wysoko opłacany, bogaty nuworysz, spełnia się obecnie politycznie za wszelką cenę.

Powie każda bzurą, brednię, aby zadowolić swego promotora politycznego Jarosława Kaczyńskiego. Na samym początku swego urzędowania jako premier Morawiecki wmawia publice, że białe nie jest białe. Wcale nie przeszkadzałoby mi, gdyby z ojcem swym Kornelem podyskutowal o wyższości woli suwerena nad prawem. Niech sobie bredzą, lecz te rodzinne rozhawory Morawieckich stają się wykładnią polityczną w Polsce (wykładnią bezprawia).

Morawiecki szybciej skończy niż nam się wydaje, szybciej skończy niż Beata Szydło. I będzie z tego wieksza sromota niz sławetne 1:27. Tylko dlaczego ten człowiek czyni to na koszt Polski?

Morawiecki gra o bezprawie dla PiS. Chodzi o to, aby nie zdarzyło się, jak z sędzią Igorem Tuleyą, ktory dzisiaj pokazał takim marnym postaciom jak Morawieckim, czym jest profesjonalizm, czym jest prawo, a wreszcie czym jest niezłomność. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił decyzję stołecznej prokuratury umarzającej śledztwo dotyczące tego, jak PiS uchwalał budżet na bieżący rok w Sali Kolumnowej (znowu po ucieczce; z sali sejmowej). Prokuratura ma sprawdzić, czy posłowie PiS składali fałszywe zeznania. „Pogwałcono aksjologię państwa republikańskiego” – uzasadniał sędzia Tuleya.

I tego sie boją Morawiecki, Duda, Szydło, Kaczyński. Boją się prawa, więc w imię swego bezprawia będą degradować Polskę, będą narażać nas na Polexit. Taki ich grajdół.

 

Prokuratura Zbigniewa Ziobry ma problem. Marszałek Kuchciński dopuścił się przestępstwa?

Na początku sierpnia tego roku, Prokuratura Krajowa, której przewodzi prawa ręka Zbigniewa Ziobry, czyli prokurator Zbigniew Święczkowski poinformowała, że nie doszło do złamania prawa w Sejmie podczas głosowania nad ustawą budżetową na 2017 rok w Sali Kolumnowej. Wniosek w tej sprawie złożyły m.in. Platforma Obywatelska, Nowoczesna a prokuratura sprawę umorzyła.

Przypomnijmy, do przeniesienia obrad Sejmu do Sali Kolumnowej doszło 16 grudnia 2016 r., gdy posłowie opozycji zablokowali sejmową mównicę, uniemożliwiając tym samym marszałkowi Sejmu Markowi Kuchcińskiemu prowadzenie obrad. Zrobili to w proteście przeciwko wykluczeniu z obrad posła Platformy Obywatelskiej Michała Szczerby. W Sali Kolumnowej posłowie głosowali przez podniesienie ręki, głosy liczyli posłowie PiS. Zdaniem opozycji obrady były nielegalne, ponieważ nie wpuszczono na nie niektórych ich posłów, nie dopuszczano ich do głosu i nie można było stwierdzić, czy było kworum. Co więcej Dziennikarze „Faktów” TVN policzyli, że w Sali Kolumnowej głosowało o 9 posłów mniej, niż zapisano w protokole.

Samo doniesienie dotyczyło „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych oraz działania na szkodę interesu publicznego przez funkcjonariuszy publicznych”, za co grozi do trzech lat więzienia osobom decyzyjnym, w tym przede wszystkim marszałkowi Sejmu Markowi Kuchcińskiemu. Według Platformy i Nowoczesnej oprócz marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego prawo złamał też minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński oraz nieustalona grupa posłów. Poseł PO Krzysztof Brejza opublikował 16 grudnia na Facebooku nagranie, na którym jego zdaniem ci dwaj ostatni podpisują listę obecności dopiero po zakończeniu obrad.

Tak jak należało się spodziewać, Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała, że „Przeniesienie obrad z sali plenarnej do Sali Kolumnowej było zgodne z prawem i konieczne do zapewnienia sprawnej pracy Sejmu. Przedstawiciele wszystkich sejmowych stronnictw i niezrzeszeni mieli pełną swobodę udziału w tych obradach(…) Wszyscy posłowie mieli pełną swobodę udziału w posiedzeniu Sejmu przeniesionym do Sali Kolumnowej. […] Przed wyznaczoną godziną wznowienia posiedzenia Sejmu główne wejście do Sali Kolumnowej zostało udostępnione wszystkim posłom, a możliwość udziału w posiedzeniu nie była im ograniczana. Takim ograniczeniem nie było zamknięcie – z uwagi na konieczność zapanowania nad porządkiem – dwóch bocznych wejść do sali, o czym posłowie byli informowani przez Straż Marszałkowską” – napisali podwładni prokuratora Święczkowskiego. Wydawało się, że sprawa jest zamknięta i skandaliczna decyzja szefostwa PiS pozostanie bezkarna. Dziś okazuje się, że wcale tak być nie musi.

Jak poinformował na swoim Twitterze poseł PO, Michał Szczerba Sąd Okręgowy w Warszawie właśnie rozpatrzył jego zażalenie na decyzję Prokuratury Okręgowej, uchylając w całości postanowienie o umorzeniu śledztwa.,

Co to oznacza? To, że sprawa musi wrócić do prokuratury i śledztwo w tej sprawie powinno toczyć się dalej, pod kątem zarzutów zgłoszonych przez zawiadamiających. Prokuratura powinna jeszcze raz sprawdzić, czy nie zostało naruszone prawo przez marszałka Kuchcińskiego, a następnie wystąpić o uchylenie mu immunitetu, celem postawienia stosownych zarzutów. Tym samym Zbigniew Ziobro ma duży problem, bo sprawy nie da się tak łatwo zamieść pod dywan. Po raz kolejny też upada mit o rzekomym „puczu” jaki miał się odbyć wówczas w Sejmie – może się bowiem okazać, że jedynym funkcjonariuszem państwa, który złamał wówczas prawo była druga osoba w państwie czyli marszałek Sejmu.

crowdmedia.pl

Morawiecki: „Nie dostaliśmy Krwawego Kociołka, bo wymiar sprawiedliwości był kontynuacją komunizmu”. Było odwrotnie

W 47. rocznicę masakry robotników w Gdyni przez władze PRL premier Mateusz Morawiecki mówił, że Stanisław Kociołek – wicepremier PRL obwiniany za masakrę – nie został skazany, bo „taki był wymiar sprawiedliwości” w III RP. Nie został skazany właśnie dlatego, że w III RP skazywano na podstawie dowodów, a nie domniemań. To nie były komisje Jakiego

„Poczekaj draniu, my cię dostaniem – tak śpiewaliśmy. Ale nie dostaliśmy go” – mówił 17 grudnia w Szczecinie Mateusz Morawiecki. Cytat ze znanej piosenki „Ballada o Janku Wiśniewskim” (w wykonaniu Kazika można jej posłuchać tutaj) dotyczył Stanisława Kociołka, wicepremiera PRL, który odegrał aktywną rolę w wydarzeniach Grudnia 1970.

Jak przypomniał, w 2013 roku – po blisko 20 latach – sąd pierwszej instancji uniewinnił Stanisława Kociołka. W 2014 roku Sąd Apelacyjny utrzymał tę decyzję.

Morawiecki: „Nie dostaliśmy go, bo taka była III Rzeczpospolita, taki był wymiar sprawiedliwości III RP, wymiar sprawiedliwości, który w dużym stopniu był kontynuacją poprzedniego systemu, tego systemu, z którego wywodził się kat Trójmiasta, jak brzmią słowa tej samej piosenki”.

Morawiecki nie ma racji: Kociołka nie skazano właśnie dlatego, że sądy w III RP skazywały na podstawie dowodów. W procesie karnym nie dające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego. A tych wątpliwości w sprawie Kociołka nie brakowało.

Grudzień 1970 – tak się zaczęło

W krajach socjalistycznych ceny w sklepach na podstawowe towary ustalało państwo (co nie znaczy, że można je było po tych cenach kupić). 12 grudnia 1970 roku władze PRL wprowadziły podwyżkę. Podczas „Dziennika Telewizyjnego” o 19:30 spiker odczytał – jako komunikat PAP – uchwałę Rady Ministrów o procentowych wskaźnikach, jak to zostało powiedziane, „zmiany cen detalicznych całego szeregu wyrobów”. Według historyka Michała Paziewskiego operacja obejmowała 66 proc. ogólnej wartości towarów dostarczanych na rynek, spośród których 46 proc. stanowiły artykuły konsumpcyjne pierwszej potrzeby. Nowe ceny oznaczały spadek stopy życiowej o 10-15 proc.

Od 14 do 18 grudnia protesty przeciw podwyżce wybuchły w Trójmieście, Elblągu, Słupsku i Szczecinie. We wtorek 15 grudnia w Gdańsku tłum oblegał i podpalił gmachy Komitetu Wojewódzkiego PZPR i Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Strajkowały trzy gdańskie stocznie oraz wiele mniejszych zakładów.

Stanisław Kociołek, wówczas wicepremier PRL, a przedtem sekretarz partii w Trójmieście, przyjechał do Gdańska 14 grudnia, opuszczając obradujące w Warszawie VI Plenum KC PZPR. „Przed 16.00 Kociołek, Alozjy Karkoszka [sekretarz KW PZPR] i płk Roman Kolczyński [komendant wojewódzki MO w Gdańsku] podjęli decyzję o skierowaniu na ulice Gdańska pododdziałów zwartych MO, ściągniętych ze Słupska i Elbląga, wspieranych przez siły wojskowe” – pisał w artykule „Gdańsk ’70. Zbrodnia nieukarana i bitwa o pamięć” historyk Sławomir Cenckiewicz. Późnym wieczorem w Gdańsku odbyła się narada – w której uczestniczyli m.in.: jeden z najbliższych współpracowników Gomułki Zenon Kliszko, członek Biura Politycznego, a także szef Centralnej Rady Związków Zawodowych Ignacy Loga-Sowiński oraz wiceminister obrony narodowej gen. Grzegorz Korczyński. To oni wydawali na miejscu dyspozycje.

15 grudnia rano w Warszawie – w obliczu narastających demonstracji – I Sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka podjął decyzję o użyciu broni. W posiedzeniu Kociołek, który był w Gdańsku, nie brał udziału. Gomułka określił zasady użycia broni palnej:

W obliczu brutalnego pogwałcenia porządku publicznego, masakrowania milicjantów, palenia gmachów publicznych itp. należy użyć broni wobec napastników, przy czym strzelać w nogi.

15 grudnia podczas regularnej bitwy w Gdańsku zginęło 7 osób, a kilkaset zostało rannych.

Apel Kociołka i zabójcza blokada

Wieczorem 16 grudnia Kociołek apelował do robotników Trójmiasta w radiu i telewizji o podjęcie pracy. Mimo to 17 grudnia rano doszło w Gdyni do masakry: milicja i wojsko otworzyły ogień do robotników idących do pracy na wysokości stacji Gdynia Stocznia. Zginęło 18 osób. Historyk z IPN Piotr Brzeziński pisał w artykule „Gdyński Grudzień ’70”:

„Sama lokalizacja blokady budzi podejrzenia o umyślne wywołanie masakry. Mimo że celem blokady było zagrodzenie dostępu do stoczni, ustawiono ją tuż za przystankiem kolejowym, a więc aż kilometr od stoczni.

Przystanek Gdynia Stocznia był wtedy ważnym węzłem komunikacyjnym. W pobliskich zakładach pracowało ponad 30 tys. ludzi. Z powodu rozpoczętego w 1969 roku remontu trakcji elektrycznej musieli przesiadać się tutaj nie tylko oni, lecz wszyscy pasażerowie Szybkiej Kolei Miejskiej, także ci jadący do Gdańska i Wejherowa. Kolejki kursowały w odstępie kilku minut, dowożąc po około 1 tys. osób.

Takie zagęszczenie ludzi, w połączeniu z panującym 17 grudnia zamieszaniem, musiało wywołać panikę wśród zgromadzonego na peronie tłumu. Ludzie zamiast spokojnie przejść – zawieszonym ponad peronem pomostem lub wprost przez torowisko – w stronę ul. Czerwonych Kosynierów (obecnie ul. Morska), ruszyli prosto pod karabinowe lufy.

Potężniejący tłum napierał na stojących na pomoście ludzi, nie dostrzegając zagrożenia. Było jeszcze ciemno. (…) Stłoczeni na peronie ludzie byli zdezorientowani. Kazali iść do pracy, to poszliśmy – wspominał Stanisław Stenka – nie wiedzieliśmy, że tam będą strzelać (…) No, a jak mieli ludzie nie iść do pracy; skoro wieczorem w telewizji pan Kociołek tak mocno o to apelował? To skąd można było wiedzieć, czy to, co teraz mówią, jest prawdziwe?”.

Czy Kociołek wiedział o blokadzie? Potwierdził rozkaz strzelania? Nie wiadomo.

Prof. Antoni Dudek, historyk z UJ, mówił 1 lipca 2014 „Wyborczej”, że ukarano tylko rękę, a głowa pozostała bezkarna. Jego zdaniem sąd mylnie ocenił rolę Kociołka. „On wiedział o blokadzie stoczni. Nie ma twardych dowodów na piśmie, bo decyzję podjął Kliszko. Ale on nie działał sam, Kociołek wiedział o tym. Robił, co chciał Kliszko, bo wiedział, że on jest najważniejszy”.

Prof. Andrzej Friszke komentował wtedy inaczej: „Trudno jest osądzić zbrodnię po 44 latach. Pierwszoplanowe postacie nie żyją, świadkowie nie pamiętają szczegółów. Ludzie mają prawo powiedzieć: »Nie ma sprawiedliwości, bo nie ma winnych«. Proces Grudnia mógł trwać krócej. Po co było przesłuchiwać tysiąc świadków? To porażka sprawiedliwości”.

Po latach w sądzie jeden ze świadków zeznał, że Kociołek potwierdził rozkaz strzelania do demonstrantów wydany z Warszawy. 

W 2000 roku ukazała się książka o protestach pióra gdańskiej historyczki Bogumiły Danowskiej („Grudzień 1970 roku na wybrzeżu gdańskim”, Wydawnictwo Diecezji Pelplińskiej „Bernardinum”, Pelplin 2000). Danowska przeczytała kilometry archiwaliów i całą bibliotekę książek i artykułów, jakie wcześniej na temat Grudnia powstały. Dotarła do akt procesowych z lat 90., rozmawiała z niektórymi żyjącymi aktorami wydarzeń (m.in. z ówczesnym wicepremierem Kociołkiem) i przestudiowała zeznania świadków, a swoją książkę zilustrowała nie tylko skomplikowanymi planami sytuacyjnymi operacji wojska i milicji w Trójmieście, ale nawet oryginalnymi protokołami z oględzin zwłok zabitych demonstrantów.

Według historyczki

nie sposób w ostateczny sposób ustalić, kto jest bezpośrednio odpowiedzialny za wydanie rozkazu strzelania wobec robotników. Wicepremier Kociołek? Generał Wojciech Jaruzelski, wówczas dowódca armii?

Ogólne dyspozycje wydawał Gomułka. Najprawdopodobniej decyzja zapadła kolektywnie, ale kto w takim razie wchodził w skład tego gremium?

Nie wiadomo, a ci, którzy wiedzieli, udzielają sprzecznych odpowiedzi. Także dokumenty były często wzajemnie sprzeczne i pozostawiały wiele przestrzeni dla domysłów i hipotez. 

Danowska sądzi, że w decydującym momencie Gomułka został celowo wprowadzony w błąd przez wspieranych przez ZSRR konkurentów wewnątrz partii, którzy w rozlewie krwi widzieli szansę na skompromitowanie niewygodnego pierwszego sekretarza i jego ekipy.

Kociołek zapłacił infamią

Kociołek zapłacił za to telewizyjne wystąpienie karierą i dożywotnią infamią. Został powszechnie uznany za odpowiedzialnego za masakrę i nawet dla towarzyszy z partii stał się zbyt skompromitowany. Do końca życia jednak odrzucał oskarżenia, zaprzeczając, jakoby celowo wysłał robotników pod lufy karabinów.

Na grudniowym plenum partii w 1970 roku towarzysze z ekipy Gomułki – Zenon Kliszko oraz Ignacy Loga-Sowiński – próbowali osadzić Kociołka na stanowisku I Sekretarza, ale okazał się zbyt skompromitowany. W wywiadzie-rzece „Przerwana Dekada” Edward Gierek, który zastąpił Gomułkę jako I sekretarz PZPR, mówił:

Kociołek był obecny w Gdańsku w czasie robotniczych rozruchów i jego rola w rzezi gdyńskiej wówczas dla mieszkańców Wybrzeża nie była jasna.

Skompromitowany Kociołek został „zesłany w ambasadory” – mianowano go ambasadorem PRL w Brukseli.

Wracając do Morawieckiego i IV RP: argument, że Kociołek nie został skazany za swój udział w masakrze w Gdyni, nie świadczy źle o sądach III RP. Udział Kociołka w wydarzeniach nie ulegał wątpliwości i on sam mu nie zaprzeczał. Zaprzeczał jednak, że wydał rozkaz użycia broni.

Wbrew tezie Morawieckiego o komunistycznym charakterze sądów III RP, były one zupełnie inne. Inaczej niż w procesach politycznych w PRL, skazywały na podstawie dowodów, rozstrzygając wątpliwości na korzyść oskarżonego. Tych wątpliwości było dużo. Dlatego Kociołek – tuż przed śmiercią, zmarł w 2015 roku – został uniewinniony. 

 

oko.press

Prokuratura ma wznowić śledztwo w sprawie wydarzeń w Sejmie w grudniu 2016. Sąd nie zgadza się, by je umorzyć

Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił w poniedziałek decyzję stołecznej prokuratury umarzającej śledztwo dotyczące tego, jak PiS uchwalał budżet na ten rok. Prokuratura ma sprawdzić, czy posłowie PiS składali fałszywe zeznania. „Pogwałcono aksjologię państwa republikańskiego” – mówił sędzia Igor Tuleya.

Ponowne śledztwo prokuraturze nakazał sędzia Igor Tuleya. Uzasadnienie tego orzeczenia będzie dopiero sporządzone. W ustnym uzasadnieniu decyzji sędzia Tuleya mówił: „W uzasadnieniu zaskarżonego postanowienia o umorzeniu wielokrotnie pojawiają się sformułowania noszące znamiona cech o charakterze politycznym, a nie prawnym”.

Tuleya podkreślał, że uzasadnienie umorzenia skupia się na „prezentowaniu negatywnych ocen działań posłów opozycyjnych” oraz na „poszukiwaniu usprawiedliwienia dla działań obecnej większości parlamentarnej”.

Śledztwo, które umorzono, dotyczyło głosowania z 16 grudnia 2016r. Posłowie PO zablokowali mównicę w sali plenarnej Sejmu, broniąc w ten sposób wykluczonego z obrad Sejmu posła Michała Szczerby z PO. Był to też protest przeciwko planom wprowadzenia ograniczeń dla dziennikarzy w Sejmie.

PiS w odpowiedzi na blokadę mównicy przeniósł obrady do Sali Kolumnowej. Najpierw odbyło się w niej posiedzenie klubu PiS, na którym śpiewano kolędy i dzielono się opłatkiem, ale zaraz po tym zaczęto procedować uchwalanie budżetu na 2017 r. Wejście na Salę Kolumnową było utrudnione. Posłowie opozycji mieli też ograniczony dostęp do stołu marszałka Sejmu w Sali Kolumnowej, przez co nie mogli zgłaszać wniosków formalnych.

Przeczytaj też:

Kuchciński wielokrotnie łamał wczoraj Regulamin Sejmu. Za 16 grudnia grożą mu trzy lata więzienia

DANIEL FLIS  17 GRUDNIA 2016

Stołeczna prokuratura okręgowa w sierpniu tego roku umorzyła jednak śledztwo. Uznała, że obrady były prowadzone prawidłowo, a przeniesienie ich do Sali Kolumnowej było zgodne z prawem. Śledztwo toczyło się w kierunku ewentualnego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków oraz działania na szkodę interesu publicznego. Zawiadomienie złożyli posłowie PO i Nowoczesnej. Zarzucali, że w Sali Kolumnowej nie było kworum.

Prokuratura uznała, że kworum było, że w głosowaniach brało co najmniej 236 posłów. Nie dopatrzyli się też nieprawidłowości w tym, że obrady przeniesiono. Zażalenie na decyzję o umorzeniu do sądu złożyli Ryszard Petru, Michał Szczerba, Krzysztof Brejza i Cezary Tomczyk.

W poniedziałkowym orzeczeniu sądu ważne są zalecenia sędziego Tuleyi. Prokuratura ocenić zeznania posłów PiS, którzy mówili, że posłowie opozycji mieli dostęp do Sali Kolumnowej i mogli się po niej przemieszczać. Zeznała tak m.in. Beata Mazurek, rzecznik PiS. Sędzia Igor Tuleya w orzeczeniu mówił, że treść zeznań posłów PiS sprzeczna jest z nagraniami z monitoringu i z zeznaniami posła PiS i wice marszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego. „Posłowie [opozycji-red.] byli blokowani zgodnie z planem i premedytacją. To wynika z zeznań Terleckiego. To kłamstwo, że mogli się przemieszczać. Kłóci się to z zeznaniami Terleckiego”.

Jak podaje „Rzeczpospolita”, sędzia miał też wątpliwości co do sposobu, w jaki uchwalono budżet.

„Pogwałcono aksjologię państwa republikańskiego. Przebieg posiedzenia z 16 grudnia 2016 r. ma bezpośrednie znaczenie dla oceny legalności procesu legislacyjnego” – uzasadniał sędzia.

„Rz” podaje, że sąd ma też wątpliwości, czy ustawy uchwalono wymaganą większością głosów. „Listy obecności podpisywano także po głosowaniach, wśród podpisujących był minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński. Sąd rozumie, że w kraju są równi i równiejsi, ale wypadałoby to wyjaśnić” – mówił sędzia.

Padły też mocne słowa pod adresem prokuratury. Tuleya: „Sąd, akceptując tę decyzję prokuratury [o umorzeniu-red.], akceptowałby łamanie prawa, jakie dokonało się w Sali Kolumnowej. Zaakceptowałby też podeptanie zasad przyzwoitości”.

„Rz” podaje też, że według sędziego Tulei wykluczenie z obrad posła Szczerby nie było uzasadnione. „Z zeznań marszałka wynika, że od dawna miał oko na posła Szczerbę, który wielokrotnie łamać miał regulamin, a jego wystąpienie – skądinąd na temat, bo chodziło o poprawkę do ustawy budżetowej – było pretekstem, a wykluczenie dostał „za całokształt”” – uznał sędzia.

Kolejny zarzut sędziego wobec prokuratury, która twierdziła, że wszyscy posłowie byli powiadomieni smsami o zmianie sali. Tuleya: „W Sali Kolumnowej przed obradami było posiedzenie klubu PiS i posłowie tej partii zostali wtajemniczeni w plan przenosin; opozycja dowiedziała się o wszystkim później. Prokuratura nie wyjaśniła, kto i kiedy podjął decyzję, a np. Krystyna Pawłowicz zeznająca w prokuraturze mówiła, że plan znany był tego dnia od rana. Szukano tylko pretekstu, którym stała się blokada mównicy”.

„Rz” pisze, że dowodami na blokowanie dostępu posłom opozycji do stołu marszałkowskiego są zeznania Terleckiego – mówił, że było to po to, by nie blokowano obrad, a inni posłowie mówili, że z przodu miały siedzieć posłanki PiS, potem starsi posłowie, a z tyłu młodzi, za którymi ustawiono trzy rzędy krzeseł jako blokadę dla opozycji. Tuleya: „Gdy jakimś sposobem do tej strefy dostała się posłanka PO Elżbieta Radziszewska, ktoś zapytał na głos: „kto tu wpuścił tę babę?””.

I jeszcze jedno zdanie z uzasadnienia Tuleyi:

„Nie ma racji poseł Kornel Morawiecki, zeznając w prokuraturze, że zdarzenia z grudnia to tylko sprawa Sejmu. Dziś sąd jest jeszcze sądem wolnym i tutaj się mówi wprost. Nie można zaakceptować takiego łamania prawa”.

Uchylając decyzję o umorzeniu śledztwa, sąd nakazał prokuraturze wszcząć śledztwo w sprawie podejrzenia złożenia fałszywych zeznań przez polityków PiS. Wątpliwości sądu budzą ma m.in. zeznania posłów Andrzeja Melaka, Beaty Mazurek, Macieja Wąsika i Dominika Tarczyńskiego. Tuleya: „Może znajdzie się jeden sprawiedliwy w prokuraturze i pochyli się nad tą sprawą”.

 

oko.press

Schetyna: Jeżeli Kuchciński nie poda się do dymisji, na początku stycznia złożymy wniosek o jego odwołanie

Schetyna: Jeżeli Kuchciński nie poda się do dymisji, na początku stycznia złożymy wniosek o jego odwołanie

– Jeżeli marszałek Kuchciński nie wyciągnie wniosków z tej decyzji, nie poda się do dymisji, na początku stycznia złożymy wniosek o jego odwołanie – mówił Grzegorz Schetyna na briefingu w Kielcach.

 

Tomczyk: Żądamy dymisji Kuchcińskiego

– Dzisiaj chcę w imieniu całej Platformy powiedzieć, że żądamy dymisji marszałka Kuchcińskiego. Po słowach sądu, decyzji sądu odnośnie decyzji prokuratury wiemy już co się działo na Sali Kolumnowej, wiemy że nie działo się nic dobrego. Wiemy że za ten chaos odpowiada marszałek Kuchciński. Powinien ponieść za to odpowiedzialność jak najszybciej. Odpowiedzialność polityczną i w przyszłości prawną – stwierdził Cezary Tomczyk na briefingu w Sejmie.

 

Tomczyk: Sąd w całości uchylił decyzję prokuratury w sprawie umorzenia postępowania ws. Sejmu w Sali Kolumnowej

– 10 minut temu sąd okręgowy w Warszawie uchylił w całości decyzję prokuratury która polegała na umorzeniu tej sprawy. Jesteśmy w nowym stanie prawnym polegającym na tym że sąd w całości uchylił decyzję prokuratury. Podtrzymujemy stanowisko że obrady Sejmu w Sali Kolumnowej były nielegalne – stwierdził Cezary Tomczyk na briefingu w Sejmie.

 

Morawiecki: Nie jesteśmy w Europie żadnymi petentami

– Wszyscy wiedzieliśmy że KE zamierza ten artykuł uruchomić ponieważ komisja to powiedziała. Jak najbardziej wiedziałem ponieważ KE się z tym nie kryła. Nie prosiłem nikogo o to, aby nie uruchamiać artykułu 7, ponieważ nie jesteśmy w Europie żadnymi petentami i nikogo nie prosimy o to, żeby zgodził się na reformowanie przez nas wymiaru sprawiedliwości – stwierdził Mateusz Morawiecki w Radiu Szczecin. Jak dodał:

„Wskazywałem naszym partnerom we Francji, prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, że 15 lat po II wojnie światowej Francuzi wychodzili spod podobnego bardzo systemu, totalitarno-kolaboranckiego takiego, jakim był rząd Vichy. Premier Michael Debre, podczas prezydentury Charlesa de Gaulla, kiedy wrócił do władzy w 1958 r. Dokładnie przeprowadził bardzo podobną reformę, głęboko zmieniając strukturę ichniego KRS-u w taki sposób, że większość w tym KRS-ie nie stanowili sędziowie. I uwaga: powołując również izbę dyscyplinarną. Można powiedzieć że wzorujemy się na dobrych przykładach francuskich”

 

Szymański: Zapewniam, że powody były bardzo poważne i premier je przedstawił

– Premier Morawiecki wyjaśnił, że są to bardzo ważne powody. Pamiętajmy, że premier otrzymał poparcie z Sejmu z wtorku na środę, w czwartek wcześnie rano wyjechał na szczyt Rady Europejskiej, i to jest moment niezwykle poważny dla zmiany sytuacji – w kraju, w kancelarii… – mówił Konrad Szymański w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM, pytany o wcześniejszy wyjazd z unijnego szczytu. Jak dodał:

„Zapewniam, że powody były bardzo poważne i premier je przedstawił. Natomiast ważniejsze dla mnie jest co innego. Ważniejsza jest dla mnie dyskusja o Brexicie. Dokończmy, bo to jest istotne. Premier Morawiecki rano zapoznał się jeszcze raz z finalnym brzmieniem konkluzji w sprawie Brexitu. Wyraził przekonanie, że możemy je poprzeć, te konkluzje są faktycznie bardzo dobre dla Polski, ponieważ realizują wszystkie nasze oczekiwania w sprawie Brexitu, w związku z czym polskie interesy rano tego dnia były zabezpieczone w 100 procentach. Co więcej, otrzymaliśmy jasny przekaz, że nikt nie będzie zmieniał tych konkluzji, w związku z czym, premier Morawiecki uznał, że może spokojnie, 90 minut wcześniej wylecieć z Brukseli, z powodu ważnych powodów krajowych”

– Gdyby chodziło o coś innego, to pewnie by wskazał na jakieś inne powody. Natomiast w tej sprawie, nie jest prawdą, że w jakikolwiek sposób polskie interesy, w sprawie Brexitu, mogły być zagrożone. Wszystko było załatwione rano, tak jak to często się zdarza, mieliśmy jasną decyzję innych szefów rządu, że nie będzie wprowadzania żadnych innych poprawek do konkluzji. I w ten sposób premier Morawiecki, nie tylko brał udział w całym szczycie, ale również zabezpieczył polskie interesy w sprawie Brexitu. To jest absolutnie burza w szklance wody – argumentował.

 

Gowin dla 300: Morawiecki raczej będzie szanowany niż kochany

– Dla mnie rozwiązaniem optymalnym i najbardziej naturalnym jest to, że na czele rządu stoi lider głównej partii obozu rządowego. Ale ponownie PiS zdecydował się na inny wariant, na pozostawienie Jarosława Kaczyńskiego w roli politycznego patrona rządu. Przyjmuję to do wiadomości i mogę powtórzyć słowa prezydenta Dudy skierowane pod adresem Mateusza Morawieckiego – że jest moim premierem – stwierdził Jarosław Gowin w rozmowie z 300POLITYKĄ. Jak dodał:

„Uważam, że w PiS-ie w błyskawicznym tempie zbuduje sobie pozycję co najmniej równie mocną, jak miała premier Szydło. Chociaż trochę inną, bo premier Szydło była przez wyborców i działaczy PiS-u kochana. Mateusz Morawiecki będzie raczej szanowany niż kochany. Ale w połączeniu ze zdecydowanym wsparciem, jakiego udziela mu Jarosław Kaczyński, na pewno będzie samodzielnym premierem”

Cała rozmowa 300POLITYKI z Gowinem

 

Sikorski o opozycji: PiS ma około 40%, nie-PiS ma 60%. Jak się zjednoczą, to wygrają. Jak się nie zjednoczoną, to przegrają

– Mieliśmy demokratyczne wybory w Nowoczesnej. Chciałbym zobaczyć takie wybory w PiS. Mieliśmy kolejne dobre przemówienie Schetyny z poważnymi, przekonującymi propozycjami programowymi. To bardzo proste. PiS ma około 40% co oznacza że nie-PiS ma 60%. Jak się zjednoczą, to wygrają. Jak się nie zjednoczoną, to przegrają – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

 

Sikorski: Może się to skończyć Polexitem. Na pewno wypychaniem nas do przedsionka

– Tam wszyscy wiedzą że PiS wygrało fuksem. 38% normalnie nie daje samodzielnej większości – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet, pytany czy Angela Merkel machnęła ręką na ekipę PiS. – Może się to skończyć Polexitem. Na pewno wypychaniem nas do przedsionka – formalnie jesteśmy członkiem UE, ale prawdziwe decyzje zapadają w grupie euro i nie tylko – mówił dalej.

 

Sikorski: Też bym sobie życzył, by KE nie uruchomiła art. 7. Ale żeby nie uruchomiła muszą się zmienić fakty

– Wszyscy jesteśmy patriotami. Też bym sobie życzył, by KE nie uruchomiła art. 7. Ale żeby nie uruchomiła muszą się zmienić fakty. Jesteśmy suwerennym krajem i czołgów nie wyślą. Natomiast po to żeby znaczyć coś w różnych ciałach międzynarodowych, ale chociażby np. w relacjach z Ukrainą. Wtedy gdy za polskiej prezydencji domykaliśmy umowę stowarzyszeniową UE-Ukraina, mieliśmy instrument nacisku na Ukrainę żeby załatwiać różne sprawy bilateralne, np. wyrwałem im z gardła to że we Lwowie wreszcie powstał dom dla polskiej mniejszości. Wyrywało się jakieś kościoły. A dzisiaj gdy widzi się że Polska zupełnie nic nie może, to jest też bezużyteczna dla Ukrainy i stąd ukraińscy politycy jeżdżą do Berlina, a nie Warszawy – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodał, w wyniku polityki koncentrowania władzy w rękach Kaczyńskiego dla Polaków będzie mniej pieniędzy.

 

Sikorski o Morawieckim: Jeśli pomysłem politycznym jest to, by zamknąć fronty konfliktu z Europą, to będę mu kibicował

– Trzymam kciuki za nowego premiera. Jeśli politycznym pomysłem na Mateusza Morawieckiego jest to aby zamknąć fronty konfliktu z Europą, to będę mu kibicował bo to są bezsensowne walki. KE mówi nam: słuchajcie, umawialiśmy się na pewne zasady i wedle opinii życzliwych wam ale niezależnych instytucji: Komisji Weneckiej, PE i naszej wy te zasady łamiecie, opamiętajcie się – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

 

Sikorski: Prezes Kaczyński jest wrednym dziadygą

– W polityce czasami mówi się rzeczy twardo. Koledzy z PiS-u wykluczają nas ze wspólnoty, mówią per zdrajcy, zdradzieckie mordy i to w Sejmie a nie na Twitterze. Mógłby pan zacytować całość tej wypowiedzi [o wrednym babsztylu]. Chodziło o to że premier Szydło z trybuny sejmowej zarzucała opozycji kradzież w postaci VAT-u i jest osobą która doprowadziła do niesłusznego oskarżenia młodego człowieka o spowodowanie wypadku. To wredne zachowanie – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodał:

„Uważam że prezes Kaczyński jest wrednym dziadygą. Opinia o kimś że jest wredny jest daleko łagodniejszą formą niż powiedzenie o kimś że ktoś jest zdrajcą, bo powiedzenie o kimś że jest zdrajcą wyklucza ze społeczności i kończy dyskusję”

– My byliśmy przez lata oskarżani o współudział w zamachu, w morderstwie prezydenta którego nie było. Proszę zacząć od tych którzy zbrutalizowali język polskiej debaty publicznej– mówił dalej były szef MSZ.

 

Szczerski o ustawach sądowych: PAD ogłosi decyzję osobiście. To raczej kwestia dni niż tygodni

– Prezydent ogłosi swoją decyzję osobiście. Nie spodziewałbym się żeby to było za jakiś dłuższy czas. To raczej kwestia dni niż tygodni dlatego że prezydent jest wnioskodawcą tych projektów. To co musi tylko dokonać po rekomendacjach swoich prawników, którzy uczestniczyli w procesie legislacyjnym, to sprawdzić które ustawy wróciły do niego z parlamentu są zgodne z jego intencją jako wnioskodawcy – mówił Krzysztof Szczerski w „Sygnałach dnia” PR1, pytany o ustawy o SN i KRS.

 

Szczerski: Prezydent oczekuje nie fazowania, tylko kompleksowej rekonstrukcji

– Wiem że prezydent raczej oczekuje nie takiego fazowania rekonstrukcji, tylko zmiany jeśli ona ma nastąpić, pewnej kompleksowej rekonstrukcji, czy ustawienia tego rządu tak jak sobie premier Morawieckiego tego życzył czy oczekiwał wraz z zapleczem partyjnym, Zjednoczoną Prawicą i żeby to była jedna duża zmiana personalna w rządzie niż takie fazowanie tej rekonstrukcji. Teraz premier – jak rozumiem – pracuje wraz z Zjednoczoną Prawicą, swoim zapleczem nad kształtem personalnym. Prezydent daje ten czas premierowi Morawieckiemu ale poza tą zmianą która ma być zmianą funkcjonalną, oczywistą że chodzi o najbliższe osoby w sensie codziennej pracy, to później ci ministrowie działowi powinni być zmienieni w dużej grupie i jednorazowo – mówił Krzysztof Szczerski w „Sygnałach dnia” PR1.

300polityka.pl

Wejdźcie na pole bitwy, przyjmujcie ciosy. Wtedy będziecie mogli oceniać – 300POLITYKA u Jarosława Gowina

– Nigdy nie zapomnę wizyty pewnego ważnego polityka w gabinecie ministra sprawiedliwości, którego to gabinetu byłem wtedy gospodarzem. Był to okres, kiedy starałem się skonsolidować sądy. Ów polityk położył mi na stole kartkę z listą sądów i powiedział: “Tych sądów nie ruszaj, bo tam są nasi prezesi”. Natychmiast po jego wyjściu wrzuciłem tę kartkę do niszczarki.

*****

– Ludzie, którzy mnie pamiętają z czasów, zanim wszedłem do polityki, pytają mnie naprawdę życzliwie, z sympatią: “Co stało się z tym wyrafinowanym intelektualistą, delikatnym i subtelnym?”. Cóż, teraz jestem twardym politycznym zabijaką z bliznami na twarzy. Nic na to nie poradzę. Ktoś musi to robić. Jestem takim Fortynbrasem z wiersza Herberta, który zajmuje się przetykaniem kanałów ściekowych. Na tym polega polityka. Też bym wolał być Hamletem, ale te cholerne ścieki ciągle są zatkane.

*****

– Nieszczęście z Trybunałem zaczęło się wcześniej, pod koniec poprzedniej kadencji. My próbowaliśmy to naprawić. Być może za dobrze nam poszło i przywracając wajchę do pionu, przesunęliśmy ją z kolei zbyt mocno w drugą stronę. To wszystko jednak jest do naprawienia.

*****

Zgodzi się pan z tezą Sroczyńskiego, że premier Morawiecki może stanąć na czele prawicy w przyszłości? Został namaszczony?
– To zdecydowanie przedwczesne. Niedźwiedź może nie hasa po lesie, bo go boli kolano, ale ma dużo sił i wciąż wielką siłę woli. I dlatego uważam, że pytanie o następstwo w PiS-ie jest przedwczesne.

*****

Logo sam pan projektował?
– Aż tak złe? Co za złośliwość dziennikarska… Logo projektował znany grafik.
Adam Bielan!
– Nie, nie. Znany i wzięty.
Naprawdę?
– Tak. Szczerze przyznam, że na widok logo o mało co się nie przewróciłem. Był już jednak za późno, żeby zmieniać. Ostatecznie ogłosiliśmy, że to logo wydarzenia, kongresu, a logo partii będzie… Tak na co dzień pan musi te złośliwości znosić [do Olecha]?
Olech: Niestety. Dzień w dzień.
Porozumienie. Porozumienie Centrum inspirowało?
– Nie. Moją propozycją było “Konserwatyści 2.0”.
Trzeba było.
– Okazało się, że koleżanki i koledzy uznali, że ta nazwa nas zamyka. Ja uważam, że nie, i co więcej – Polacy i w ogóle Polska są w takim momencie, gdy idee i nostalgie konserwatywne, taka konserwatywna wrażliwość to coś, co może przyciągać.

*****

Jarosław Gowin wita nas może nie obolały, jak grający go w “Uchu Prezesa” Andrzej Seweryn, ale wyraźnie zamyślony i strapiony. Z podłączonych do laptopa głośników wydobywają się harmonijne dźwięki muzyki barokowej. Na początku jeden z koncertów Bacha, potem Jordi Savall.

Prawie jak w gabinecie Tuska ten Bach – zaczepiamy.
– Ale nie ma tu kwiatka od premiera Millera.
I włączonego telewizora z Eurosportem.
– Nie ma w co kopać. Ale od Leszka Millera dostałem książkę z bardzo miłą dedykacją i też wielokrotnie rozmawialiśmy. Jest bardzo ciekawym rozmówcą. Uważam, że to jeden z tych ludzi w Polsce, którzy najlepiej rozumieją mechanizmy polityczne.
To na pewno. Kanclerz.
– Kanclerz.
Kiedyś Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej sugerował, że jego teczka jest w Moskwie.
– Ale, jak może panowie pamiętacie, do spotkania prezesa Kaczyńskiego z Leszkiem Millerem – i to nawet w obecności mediów – też kiedyś doszło.
W sprawie sfałszowanych wyborów?
– Tak właśnie.

*****

Gabinet wicepremiera i ministra nauki nie należy do najbardziej okazałych. Jest tak wąski i niespektakularny, że w zasadzie można poczuć się w nim jak w tramwaju. Siadamy przy wąskim stole do spotkań.

Czy to prawda, że w tym gabinecie podejmował pan Grzegorza Schetynę? Że prowadzi pan z nim dialog, że jest pan łącznikiem?
– W tym gabinecie podejmowałem wszystkich liderów klubów i partii opozycyjnych, tak więc owszem, od czasu do czasu spotykam się także z Grzegorzem Schetyną, ale to nie znaczy, że jestem łącznikiem. Po prostu utrzymywanie kontaktów między liderami poszczególnych ugrupowań ponad podziałami rząd-opozycja uważam za normalną i pożądaną praktykę demokratyczną.
Tylko gdyby tak prześledzić, to okazałby się pan jedynym ministrem, który utrzymuje takie relacje.
– Gdyby tak było…
To pozytywne, pewna wartość polityczna być taką osobą, z którą każdy rozmawia.
– Nie ukrywam, że doprowadziłem wtedy do negocjacji z Ryszardem Petru, np. w sprawie… Dlaczego uśmiecha się pan złośliwie?
No świetnie to się dla niego skończyło…
– Cóż mogę na to poradzić… W sprawie zakończenia okupacji sali sejmowej zdarzało mi się pełnić wspomnianą rolę łącznika między prezesem Kaczyńskim a Grzegorzem Schetyną. Tak, czasami odgrywam więc taką rolę, ale w tym nie ma chyba niczego nienaturalnego.

*****

Czy zmieni się układ, jeżeli chodzi o koalicjantów wewnątrz prawicy?
– Nie. Ustaliliśmy że obie partie, dwa mniejsze człony Zjednoczonej Prawicy, zachowają swój dotychczasowy stan posiadania.
Czyli będzie miał pan, jako Porozumienie, jednego ministra konstytucyjnego?
– Umowa przewiduje, że będzie to dwóch ministrów.
Za minister Streżyńską?
– Kto konkretnie będzie tym ministrem i w jakim resorcie, to już pozostawiam do decyzji premiera Morawieckiego.
Jadwiga Emilewicz w środowisku.
– Przedstawiłem pulę kilku możliwych rozwiązań i bynajmniej nie sprowadzały się one do jednego nazwiska. Chociaż Jadwigę Emilewicz rzeczywiście uważam za polityczne odkrycie tej kadencji. To wybitnie uzdolniona osoba i na pewno będzie w przyszłości piastowała wiele ważnych funkcji.
Jeszcze pozostaje chyba problem z Beatą Kempą, która przestanie w naturalny sposób szefową KPRM.
– Na pewno Solidarna Polska zachowa stanowisko członka Rady Ministrów dla drugiej osoby oprócz Zbigniewa Ziobry. Kto to będzie, pozostawiam do ustaleń.
Duży resort, żeby zrównoważyć pana premierostwo. Bo Ziobro nie jest wicepremierem.
– Każdy z nas, ja i minister Ziobro, indywidualnie negocjujemy warunki współpracy z premierem Morawieckim. Przypomnę też, że Porozumienie ma więcej posłów niż Solidarna Polska. Ale uważam jednocześnie, że – niezależnie od liczby posłów – powinien być pewien wspólny parytet dla obu mniejszych partii.

*****

Morawiecki raczej będzie szanowany niż kochany

Pan należał do osób, które uważały, że Jarosław Kaczyński powinien zostać premierem.
– Tak.
No i nie został premierem. Został Mateusz Morawiecki.
– Dla mnie rozwiązaniem optymalnym i najbardziej naturalnym jest to, że na czele rządu stoi lider głównej partii obozu rządowego. Ale ponownie PiS zdecydował się na inny wariant, na pozostawienie Jarosława Kaczyńskiego w roli politycznego patrona rządu. Przyjmuję to do wiadomości i mogę powtórzyć słowa prezydenta Dudy skierowane pod adresem Mateusza Morawieckiego – że jest moim premierem.
Czy on będzie miał to, czego oczekiwano od Beaty Szydło? Że będzie podejmował decyzje. To oczekiwanie, które było niespełnione wobec Szydło. Przecież ona nie podejmowała decyzji nie dlatego, że nie chciała, nie potrafiła, tylko że nie mogła. Wbrew pozorom on ma jeszcze słabszą pozycję polityczną niż premier Szydło, bo ona była wiceprezesem PiS-u, z serca PiS-u.
– Uważam, że w PiS-ie w błyskawicznym tempie zbuduje sobie pozycję co najmniej równie mocną, jak miała premier Szydło. Chociaż trochę inną, bo premier Szydło była przez wyborców i działaczy PiS-u kochana. Mateusz Morawiecki będzie raczej szanowany niż kochany. Ale w połączeniu ze zdecydowanym wsparciem, jakiego udziela mu Jarosław Kaczyński, na pewno będzie samodzielnym premierem.

*****

W naszym obozie nie ma nikogo, kto z równą swobodą jak premier Morawiecki mógłby szukać zrozumienia dla naszych argumentów u partnerów unijnych

Mówi się o tym, że to ma być chęć złagodzenia naszych stosunków z UE. Nie uważa pan jednak, że w takich zapalnych kwestiach jak sądy i tak nic się zmieni? Senat już przyjął te ustawy i zmiana szefa rządu nie wpłynie na to, że te stosunki będą lepsze.
– Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy się wycofać z przyjętych ostatnio ustaw o sądownictwie. Wolne są od zastrzeżeń, które poprzednio dość powszechnie były formułowane, czyli sprzeczności z Konstytucją. Mam świadomość, że premier Morawiecki wchodzi do gry na stadionach europejskich na niełatwej pozycji, ale w dyplomacji bardzo dużo zależy od osobistych kontaktów. A to, jeżeli chodzi o sprawy międzynarodowe, jest dużym atutem Mateusza Morawieckiego. Uważam, że w naszym obozie politycznym nie ma nikogo, kto z równą swobodą jak on mógłby szukać zrozumienia dla naszych argumentów u partnerów unijnych.
A KE? Ma stanąć sprawa art. 7. Pomimo tego, że Morawiecki był, spotykał się, KE dalej z tym idzie.
– Liczę się z tym poważnie, ale to nie jest żadne wielkie nieszczęście. Jak porównać sytuację wewnętrzną Polski z sytuacją wewnętrzną różnych krajów zachodniej Europy, to nasza jest dużo bardziej stabilna, prawo jest dużo lepiej respektowane, hasła ksenofobiczne są zdecydowanie bardziej marginalne niż w Niemczech czy Francji.
To wszystko prawda, tylko samo poczucie tego, że jesteśmy wiecznie przez kogoś skrzywdzeni, nie jest żadnym faktem w polityce, bo pewien proces będzie się dział i będziemy takim krajem, jakim była Austria…
– Nie sądzę, żeby się tak stało. Bronią nas świetne wyniki gospodarcze i zdecydowane poparcie dla naszej polityki.

*****

Uważa pan, że to dobra zmiana?
– Tak, ponieważ druga część kadencji będzie stała wobec innych wyzwań, przyspieszenia gospodarczego, konieczności ułożenia sobie na nowo relacji z UE. Na pewno musimy przezwyciężyć bariery czy blokady, które pojawiły się we współpracy między poszczególnymi ministerstwami. Nie ukrywam też, że bardzo ucieszyło mnie w exposé położenie nacisku na potrzebę szukania porozumienia, dialogu, zasypywania podziałów.
Po czym wystąpił marszałek Terlecki i zasypał te podziały łopatą…
– To nie jest pierwszy raz, gdy z marszałkiem Terleckim mamy odmienne podejście, ale myślę, że premier Morawiecki poradzi sobie z przerzucaniem pomostów między obozem rządowym a przynajmniej umiarkowaną, rozsądniejszą częścią opozycji.
To Rafał Matyja napisał, i coś jest na rzeczy, że exposé można oceniać dobrze, źle, raczej pewnie dobrze, natomiast ma się ono nijak do polityki PiS-u. Nie ma mowy o wspólnocie.
– Mateusz Morawiecki jest bardzo silną osobowością. Jarosław Kaczyński na pewno zdaje sobie sprawę, na kogo postawił, i musi liczyć się z tym, że premier reprezentuje bardziej umiarkowane podejście do polityki, w tym również do opozycji.
Nie będzie takiego oczekiwania, że znowu polityka mimo wszystko będzie się działa na Nowogrodzkiej? I tak Zbigniew Ziobro będzie jeździł na Nowogrodzką.
– Jest polityka rządowa, jest też polityka wewnątrzkoalicyjna. Nie ma w tym nic nienaturalnego, że Zbigniew Ziobro czy ja będziemy konsultowali jako liderzy partii rozmaite decyzje z liderem trzeciej najważniejszej partii koalicyjnej. Natomiast tak jak przesadne były opinie o ubezwłasnowolnieniu premier Szydło przez – umownie mówiąc – Nowogrodzką czy ministrów, którzy traktowali Jarosława Kaczyńskiego jako arbitra i punkt odniesienia wewnątrzrządowych kontrowersji, w takim samym stopniu przesadne są obawy, że Mateusz Morawiecki nie będzie realnym ośrodkiem podejmowania decyzji rządowych.

*****

Na czym polegają pana relacje z PiS-em? Z jednej strony ma pan podobno dużą osobistą sympatię Jarosława Kaczyńskiego, i w ogóle pana środowisko jest potrzebne PiS-owi, żeby ekspandować w tę stronę centrum. Ale z drugiej strony oni zdają sobie sprawę z pana kontaktów z prezydentem, to ich irytuje, że wiele rzeczy się Panu nie podoba i tego typu wypowiedzi jak Terleckiego o pana reformie. Na czym polega ta relacja? Jakaś taka trudna do opisania.
– W PiS-ie są do nas bardzo różne podejścia. To naturalne, bo każde środowisko jest zróżnicowane nawet w obrębie jednego nurtu, także w ramach PiS-u możliwe są bardzo różne relacje. Przykładowo: tzw. Zakon PC. Mariusz Błaszczak, który w imieniu Jarosława Kaczyńskiego odczytywał jego list podczas naszego partyjnego kongresu – mówił, że bardzo się cieszy, i na pewno mówił to szczerze, że obóz Zjednoczonej Prawicy otwiera się na nowe środowiska, bo to nas wszystkich wzmacnia. Z drugiej strony Adam Lipiński, z tego samego środowiska, mocno się zaangażował, żeby dwie panie posłanki, wchodzące niegdyś w skład koła republikańskiego, od nas odciągnąć.
Adam Lipiński?
– Tak. Bardzo się cieszę z postawy, którą reprezentuje minister Błaszczak. Ale też ze zrozumieniem podchodzę do postawy, którą przyjął minister Lipiński, ponieważ polityka jest naturalną sferą rywalizacji. Myślę natomiast, że po okresie pewnej niepewności co do moich intencji, wywołanej moim poparciem dla prezydenckiego weta, w PiS w tej chwili dominuje przekonanie, że jesteśmy solidarnym partnerem, a współpracę w ramach obozu Zjednoczonej Prawicy traktujemy poważnie, jako wybór strategiczny. Równocześnie chyba też wszyscy w PiS przyjmują do wiadomości, że nie zamierzamy się roztapiać wewnątrz tej partii. Jedni przyjmują to z ulgą, inni z rozczarowaniem. Na szczeblach lokalnych nasi działacze bardzo często słyszą głosy, czasami wręcz podszyte nutką żalu: “Dlaczego wy jesteście osobno? Dlaczego nie wejdziecie do PiS-u? Przecież tak dobrze nam się współpracuje”. Różnie bywa. Współpraca współpracą, ale politycznie poszliśmy innymi ścieżkami.
Nawet Jarosław Kaczyński ma podobno pamiętać to, że po katastrofie smoleńskiej Pan był w Platformie.
– To wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne. Jeżeli chodzi o katastrofę smoleńską, to chyba nikt z ludzi PiS-u nie może mi niczego zarzucić. Moje komentarze w tej sprawie były jednoznaczne. Zresztą w ogóle, kiedy byłem politykiem Platformy, należałem do tych, którzy do PiS-u odnosili się z szacunkiem. Zresztą dziś podobnie odnoszę się do opozycji.

******

Czy PiS pójdzie za daleko?

Jest pan w stanie sobie wyobrazić, że coś się może wydarzyć, że PiS może pójść tak daleko, że już pan tego nie wytrzyma?
– Teoretycznie mogę to sobie wyobrazić bardzo łatwo. W praktyce wiem, że w tej koalicji jest silna determinacja, by nie tylko przetrwać do końca 2019 roku, ale też wspólnie stanąć wtedy do kolejnych wyborów. Nie wiem, czy zwróciliście panowie uwagę na ten fragment listu Jarosława Kaczyńskiego do Porozumienia, w którym mówił, że trzeba zachować jedność za wszelką cenę. To była wyraźna deklaracja gotowości do kompromisów, która musi cechować wszystkich.

*****

Opozycja beznadziejna, nie totalna

– Moi koledzy z PiS-u lubią nazywać opozycję totalną, ja nazwałbym ją raczej beznadziejną. Rzeczywiście nasz rząd ma duże szczęście, że naprzeciwko stoi taka, a nie inna konstelacja partii opozycyjnych. Przestrzegam jednak wszystkich zwolenników Zjednoczonej Prawicy przed myśleniem, że wynik wyborczy w 2019 roku jest już przesądzony.

*****

Jeżeli komuś się wydaje, że potem będzie politycznie sterował tymi sędziami, to jest w grubym błędzie

Pytamy Gowina o wątpliwości co do reformy sądownictwa.
– 8:7 czy 9:6 – nie ma tu, moim zdaniem, żadnej różnicy. To i tak będą sędziowie. Niezależnie od tego, czy zostaną wybrani przez obóz rządowy, czy opozycję, to wszyscy albo ogromna ich większość będzie zachowywać się niezależnie. Nie kruszyłbym kopii o takie sprawy. Ważne, żeby wybór dokonywał się w sposób pluralistyczny. Z mojego punktu widzenia równie dobrze mogłoby być to nie 9:6, a 6:9, czy 7:8. Jeżeli komuś się wydaje, że potem będzie politycznie sterował sędziami, to jest w grubym błędzie. W Polsce oczywiście są sędziowie, którzy gotowi są działać czy dawać się wykorzystywać do celów politycznych. Nigdy nie zapomnę wizyty pewnego ważnego polityka w gabinecie ministra sprawiedliwości, którego to gabinetu byłem wtedy gospodarzem. Był to okres, kiedy starałem się skonsolidować sądy. Ów polityk położył mi na stole kartkę z listą sądów i powiedział: “Tych sądów nie ruszaj, bo tam są nasi prezesi”. Natychmiast po jego wyjściu wrzuciłem tę kartkę do niszczarki, więc nie mogę dziś powiedzieć, o kogo chodzi. Niestety wiem, że są “nasi” prezesi, natomiast ogromna większość sędziów to sędziowie niezależni.
Nie ma pan poczucia, że też swoimi działaniami i głosami, obecnością polityczną współprowadził pan do tego, że TK stał się dysfunkcjonalny czy przestał być instytucją taką, jaką był?
– Nieszczęście z Trybunałem zaczęło się wcześniej, pod koniec poprzedniej kadencji. My próbowaliśmy to naprawić. Być może za dobrze nam poszło i przywracając wajchę do pionu, przesunęliśmy ją z kolei zbyt mocno w drugą stronę. To wszystko jednak jest do naprawienia.
W jaki sposób?
– Poprzez nową Konstytucję. W ogóle uważam, że III RP to jest czaszka, która się już nie uśmiechnie. Wiele fundamentalnych instytucji III RP przestało odgrywać rolę państwowotwórczą. Trzeba wymyślić porządek państwa na nowo.
Nie ma pan wrażenia, że dyskusja o nowej Konstytucji to widmo, które się pojawia?
– W tej kadencji na pewno nie ma sensu uchwalać nowej Konstytucji. Warto jednak rozpocząć dyskusję. Może w przyszłym parlamencie skala konfliktów politycznych będzie już mniejsza i uda się zbudować większość konstytucyjną wokół jakichś kompromisowych rozwiązań. Bo Konstytucja musi opierać się na fundamencie kompromisu i porozumienia.

*****

Fundamentem waszego poparcia jest co? To, że rząd skutecznie zagrał na niechęci do imigrantów i 500+. Tak mówią obserwatorzy, nawet wam życzliwi.
– Myślę, że to bardzo niesprawiedliwe. Przywróciliśmy znaczenie procedurom demokratycznym. Polacy przekonali się, że ich głos się liczy; że jest rząd, który realizuje wyborcze zapowiedzi. Można te zapowiedzi oceniać lepiej lub gorzej. Wolałbym akurat, żebyśmy jednej z nich nie zrealizowali, mam na myśli obniżenie wieku emerytalnego. Jednak, czy to się komuś podoba, czy nie, to z żelazną konsekwencją realizujemy nasze obietnice i wielu Polaków to docenia. Mamy dziś wyższe poparcie, niż mieliśmy w wyborach. Trzeba oczywiście zapytać, kto do nas dołączył, a kto odszedł, bo na pewno jest grupa wyborców środka, którzy są rozczarowani pewnym stylem uprawiania polityki, kwestią Trybunału, Sądu Najwyższego – i tych utraciliśmy. Kto zatem dołączył? Moim zdaniem to nie jest tylko elektorat socjalny; to także elektorat tych, którzy uważają, że wreszcie Polską rządzi ktoś wiarygodny.
Jaka jest Polska po dwóch latach waszych rządów?
– Odpowiem przekornie: to Polska w budowie. To, co na sztandarach niósł Donald Tusk, a co było wtedy maskaradą, bo Polska za Tuska była Polską w stagnacji. Teraz trwa budowa, następują dynamiczne zmiany. Lepsze czy gorsze – to pokaże czas, ale na pewno dzisiejsza Polska wzięła się za bary z wyzwaniami, które stoją przed współczesnym państwem położonym w środku Europy, i to w bardzo niestabilnych czasach. Polska odzyskała sprawczość – to dla mnie wielka wartość.

******

Tusk też jest martwą czaszką

– Dla mnie, jako byłego polityka Platformy, jest coś bardzo dojmującego w tym, że przez osiem poprzednich lat państwo patrzyło przez palce, jak Polska jest okradana na dziesiątki miliardów rocznie. Na grube miliardy.
Nie wydaje się panu, że to czyni powrót Donalda Tuska do polskiej polityki prawie niemożliwym? Że on nie będzie chciał, bo nie ma po co?
– Do niedawna uważałem, że w 2020 roku Tusk wróci, ale teraz widać, że afera reprywatyzacyjna i VAT to kwestie, które nie pozwolą mu odzyskać wiarygodności. Jeżeli powiedziałem o III RP, że ta czaszka już się nie uśmiechnie, to Tusk też jest martwą czaszką. Pytanie, czy taką martwą czaszką nie jest Platforma.
Też tak myśleliśmy, ale zobaczyliśmy kongres i w miarę sensowne wystąpienie Schetyny, kandydaturę Trzaskowskiego i jednak może ta Platforma może nie jest takim trupem.
– Musi upłynąć jeszcze kilka lat, żeby Polacy odzyskali zaufanie do szyldu PO, i musi pojawić się grupa zupełnie nowych polityków. Nie mam jednak na myśli tych młodych, o których nie wiem dlaczego mówi się “młodzi gniewni”. Są oni uwikłani w bezwład rządów Platformy nie mniej niż starsze pokolenie.
Chyba jest pan niesprawiedliwy, bo pan był uwikłany bardziej niż Nitras i Trzaskowski.
– Niż Trzaskowski? Z tym się nie zgodzę. Nitras – to akurat tak. Oczywiście czuję się współodpowiedzialny i powiedziałem o tym przed chwilą. Ale wychodziłem z Platformy w momencie, gdy miała premiera, prezydenta, 16 marszałków województw, zmasowane poparcie mediów, zagranicy i wysoką przewagę w sondażach. Wszystko wskazywało na to, że będzie rządzić dalej. Uważam, że podejmując takie ryzyko polityczne, zmazałem dużą część moich grzechów.

*****

Tusk ożywiał się tylko, gdy mowa była o sondażach

Czym się różni, jak pan uprawia politykę z Jarosławem Kaczyńskim od uprawiania z Donaldem Tuskiem? Jakby to były dwa obrazki, to czym się one różnią?
– Gdybym miał powiedzieć, jak wygląda typowa rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim, to miałbym na myśli 5-, 6-godzinną dyskusję. O sprawach bieżącej polityki, o książkach, o polskiej historii, a trzon tych rozmów dotyczy spraw programowych. Gdy próbuję sobie przypomnieć typową rozmowę z Donaldem Tuskiem, to ona trwała pół godziny, była pełna błyskotliwych uwag ze strony Tuska, bo to był bardzo błyskotliwy umysł, ale tak naprawdę ożywiał się tylko w jednym momencie – gdy rozmowa schodziła na sondaże. Dwa zupełnie różne podejścia do polityki. Dla Tuska polityka to surfowanie po falach popularności. Chodziło o to, żeby za każdym razem być na szczycie fali. Dla Kaczyńskiego polityka to uparte dążenie do przodu, nawet jeżeli zalewają nas fale. Powietrza już czasem w płucach brak, nadchodzi nowa fala, ale wciąż idzie się do przodu. Nie chcę idealizować Kaczyńskiego, bo mieliśmy niemało sporów i na pewno będziemy mieli kolejne, zwłaszcza jeżeli chodzi o pewne metody działania, pewien rys jakobinizmu. Co do metod, to bardzo się różnimy, ale on jest przykładem klasycznego podejścia do polityki. Mnie takie podejście dużo bardziej odpowiada. Natomiast Tusk był typowym politykiem ponowoczesnym.
Dlatego że patrzył na słupki i kalkulował?
– Kalkulacja jest konieczna i nie twierdzę, że z Jarosławem Kaczyńskim nigdy nie rozmawiamy o słupkach. Tylko w jego przypadku poparcie i władza są tylko środkiem. Cel jest inny. Dla Tuska władza była celem samym w sobie, a to zasadnicza różnica.

******

Wolałbym, żebyśmy pewnych zapowiedzi wyborczych nie realizowali, ale na dłuższą metę Polska zyska na rządach prawicy

A jak pan czyta, zwłaszcza w liberalnych mediach, że Polska się putinizuje?
– To kompletna bzdura. Zgadzam się z tym, że spór polityczny w Polsce jest zbyt ostry, zbyt brutalny po wszystkich stronach, także po naszej. Ale putinizacja oznacza dla mnie zamianę procedur demokratycznych w fasadę, za którą nie ma nic. Przed chwilą powiedziałem, że my przywróciliśmy sens demokracji w najistotniejszym jej znaczeniu. Głos wyborcy znowu ma znaczenie. Do niedawna Polacy mieli takie poczucie, że wybiorą jednych albo drugich, ale przecież i tak nic się nie zmieni, bo polityka zasadniczo polega na tym, że przed wyborami składa się obietnice, o po wyborach się o nich zapomina. Tymczasem dziś Polską rządzą ludzie, którzy przed wyborami coś zapowiadali i po wyborach to realizują. Jeszcze raz powtarzam: daleki jestem od idealizowania rzeczywistości. Wolałbym, żeby nasz rząd pewnych zapowiedzi wyborczych nie realizował, ale na dłuższą metę polska polityka zyska na rządach Zjednoczonej Prawicy.
Nie ma pan wrażenia, że nazwa partii Porozumienie odnosi się do porozumienia w ramach prawicy, a to nie jest porozumienie narodowe?
– Mówiłem już, że w tym gabinecie gościłem wszystkich liderów opozycji. Konstytucja dla Nauki powstaje w drodze bezprecedensowo szerokiego dialogu i ze środowiskiem akademickim, i z klubami opozycyjnymi. Jestem gotów do dialogu. Nasza nazwa wyrasta z konserwatywnego przekonania o znaczeniu więzi społecznych. Te więzi zostały w Polsce mocno nadszarpnięte, żeby nie powiedzieć, że w wielu obszarach pozrywane. My uprawiamy taką politykę i w taki sposób, żeby z czasem odbudować wspólnotę Polaków.
Ale są Polacy, którzy bardzo mocno czują się wyrzuceni poza nawias.
– Są.
Nazywacie ich kanaliami. Oni biorą to do siebie.
– Nie mówię, że polityka, którą uprawiamy, też nie wystawia tych więzi na szwank. Powtarzam: spór polityczny jest w Polsce zbyt ostry po wszystkich stronach, także po naszej. Niektórzy się śmieją ze mnie, że jestem smutnym Stańczykiem z Krakowa, ale wcale się nie czuję dotknięty tym porównaniem. Stańczyk był mędrcem, a jego smutek wynikał ze świadomości ludzkich wad i słabości. Staram się, mniej lub bardziej udolnie, uprawiać politykę w taki sposób, żeby Polska i Polacy po okresie naszych rządów byli ciut lepsi.

*****

Wobec mafii powinniśmy używać nie tylko kolana, ale i pięści

A jak słyszy pan głosy prawników: o, to niekonstytucyjne, tamto niekonstytucyjne, to naginanie prawa, de facto faktyczna zmiana Konstytucji zwykłymi ustawami, to nie ma pan poczucia, że oni może mają trochę racji? Że jesteście sprawczy, macie siłę, ale czasami odbywa się to trochę kolanem.
– Racja, odbywa się to kolanem. Nawet powiedziałbym, że często odbywa się to kolanem, ale jeżeli chodzi o walkę z mafią VAT-owską czy reprywatyzacyjną, to powinniśmy używać nie tylko kolana, ale i pięści.

*****

Jeżeli coś naruszamy, to pewną estetykę, ale nie fundamentalne wartości konstytucyjne

Ale wtedy państwo przestaje być państwem prawa.
– Dlatego mówiłem o swoich wątpliwościach przy powoływaniu komisji Patryka Jakiego, ale wydaje mi się, że na razie mieścimy się jeszcze w granicach państwa prawa; że ta granica nie została naruszona. Jeżeli coś naruszamy, to pewną estetykę, ale nie fundamentalne wartości konstytucyjne.

*****

Co pan czyta?
– Nowy tom opowiadań Ishiguro. Nie mam tutaj. Ale właśnie skończyłem Rudowłosą, bardzo piękną powieść… Do tego ostatnio Pamuk. Naprawdę staram się czytać. Słowo honoru. Mimo tego, że jestem skrajnie zmęczony, bo w październiku odwiedziłem wszystkie województwa, byłem we wszystkich regionach Polski, to zawsze wożę ze sobą książki.
Jest coś z literatury, o czym rozmawiał pan z Kaczyńskim? Coś podarował, pan mu coś polecił?
– Wielokrotnie polecaliśmy sobie różne książki. To były bardziej książki filozoficzne. Jeżeli chodzi o literaturę, mamy inne gusta. On ceni – tak jak w przypadku państwa – literaturę francuską, ja raczej anglosaską.
Dojeżdża pan co tydzień z Krakowa?
– Nie, ostatnio przez miesiąc w ogóle nie byłem w Krakowie. Każdą sobotę i niedzielę poświęcałem albo na udział w kolejnych inauguracjach roku akademickiego, albo na budowanie nowej partii.
Cierpi pan z tego tytułu?
– Jestem bezdomny. Polityk, który poważnie traktuje swoje powołanie i pracę, skazuje się na bezdomność. Najwięcej czasu w ciągu ostatnich 10 lat spędziłem w pociągach, a odkąd zostałem ministrem – w samochodach. To wysoka cena.

******

Pytanie o cenę osobistą, jak pan płaci za konsekwencje w rodzaju stanowiska redakcji Więzi, za te szyderstwa. Jednak jest pan obiektem niesamowitej ilości takiego złorzeczenia, czasami takiego odzierającego z godności wręcz.
– Mam bardzo twardą skórę. Ktoś, kto nie ma, nie powinien iść do polityki. Mnie jest bardzo trudno wyprowadzić z równowagi. Trudno jest mnie też zranić. Byłem zraniony przez część uwag, które spłynęły na mnie po głosowaniu nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Akurat nie uwagi ze strony środowiska Znaku czy Więzi. Kiedy jednak pewien wybitny i bardzo przeze mnie szanowany ksiądz odmówił udziału w Kongresie Nauki, to było dla mnie bolesne. Jednak, tak jak w przypadku wspomnianej bezdomności, mówię sobie „trudno”. Trzeba i ten kielich goryczy wypić.
Ale oni wszyscy nie mają racji? “Niech jadą?” Jaka myśl panu towarzyszy?
– Czy nie mają racji? To tak, jakby zapytać, kto ma rację w przypadku żołnierza na wojnie, który strzela w ciemność po to, żeby zabić wrogów zagrażających jego ojczyźnie, a być może te pociski trafiają także niewinnych ludzi. Na wojnie przelewa się krew i nigdy się nie wie, czyja to jest krew. Tak samo jest w polityce. Ale powiem tak: „Ucho Prezesa” włożyło mi w usta, że polityków nazwałem „eunuchami”. Nigdy nie mówiłem “eunuchy” o politykach. A czasami jak czytam czy słyszę komentarze tych, którzy stoją poza polityką, wystawiają cenzurki nam, politykom, to myślę sobie: nie macie prawa do tego, żeby nas oceniać. Wejdźcie na pole bitwy, przyjmujcie ciosy. Wtedy będziecie mogli oceniać. I w tym sensie przytłaczająca większość krytycznych wobec mnie komentarzy, które padły w ostatnich tygodniach czy też od momentu, kiedy wszedłem do koalicji, spływa po mnie bez śladu. Kto ma rację? Pan Bóg oceni.
Nie ma pan wrażenia, że ten smutek jest jednak w kontraście z tym, co mówi Morawiecki, że Polska jest lepsza? To wszystko jest optymistyczną wizją i tu nie ma powodu, nie chcemy wpływać na pana nastrój, ale nie ma powodu się aż tak smucić.
– Za każdy udział w polityce płaci się bardzo wysoką cenę. Także cenę moralną. Ludzie, którzy mnie pamiętają z czasów, zanim wszedłem do polityki, pytają naprawdę życzliwie, z sympatią: „Co stało się z tym wyrafinowanym intelektualistą, delikatnym i subtelnym?”. Cóż, teraz jestem twardym politycznym zabijaką z bliznami na twarzy. Nic na to nie poradzę. Ktoś musi to robić. Jestem takim Fortynbrasem z wiersza Herberta, który zajmuje się przetykaniem kanałów ściekowych. Na tym polega polityka. Też bym wolał być Hamletem, ale te cholerne ścieki ciągle są zatkane.

Fot. Agnieszka Popielewicz/Ministerstwo Nauki

300polityka.pl

Tusk: Nie będzie Europy, jakiej pragniemy, jeśli od wewnątrz opanują ją nasi polityczni barbarzyńcy

– Mówiąc wprost: nie będzie Europy, jaką znamy, bez granic i egzekucji prawa i nie będzie Europy, jakiej pragniemy, jeśli od wewnątrz opanują ją nasi polityczni barbarzyńcy. Świadomość, że mamy wspólne granice i terytorium musi nas na nowo połączyć, a nie ostatecznie podzielić. Powinniśmy starać się pogodzić potrzebę bezpieczeństwa z wolnością, potrzebę kontroli z otwartością. Tylko mądra synteza będzie naszym zwycięstwem – mówił przewodniczący Rady Europejskiej na uroczystości z okazji przyznania tytułu honoris causa Uniwersytetu w Pécs. Poniżej całe wystąpienie.

*****

Jakiś czas temu sięgnąłem po książkę mojego ulubionego autora Claudio Magrisa, zatytułowaną „Dunaj”. W pamięci utkwił mocno krótki rozdział poświęcony miastu Pécs, a ściślej mówiąc pochwała miejscowego białego wina, które według włoskiego pisarza bije na głowę czerwone wino z Villány. Mam nadzieję osobiście sprawdzić, czy Magris jest równie wybitnym enologiem, co eseistą. Mój współpracownik dostał już stosowne polecenie i środki finansowe aby umożliwić mi w drodze powrotnej przeprowadzenie tego testu.

Słusznie się jednak drodzy przyjaciele domyślacie, że są także inne powody, dla których z taką radością i satysfakcją przyjąłem to niezwykłe wyróżnienie, jakim uhonorował mnie wasz uniwersytet. Wymienię dwa. Po pierwsze, jako Polak – co oczywiste – kocham Węgry i Węgrów. Nie tylko dlatego, że, jak wiadomo „Polak, Węgier – dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi” lub, w Waszym języku, „lengyel, magyar – két jó barát, Együtt harcol s issza borát, Vitéz s bátor mindkettője, Áldás szálljon mindkettőre”, ale przede wszystkim dlatego, że jak sięgam pamięcią Węgry były dla mojego pokolenia ważnym kulturowym punktem odniesienia dla wielu moich rodaków. Mówiąc najprościej, były namiastką Zachodu, śnionego i nieosiągalnego przez dekady. Węgry były Zachodem w muzyce, filmie, literaturze, w ich politycznych aspiracjach. Pierwszą płytą gramofonową w moim domu były ulubione przez ojca operetki Franza Lehára. Moją ukochaną płytą był z kolei album koncertowy „Locomotive GT in Warsaw”. Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale płyta ta, wydana gdzieś w połowie lat 70-tych, sprzedała się w Polsce w niewiarygodnej liczbie 750 tysięcy egzemplarzy. W tym samym czasie chodziliśmy do kina na wszystko, co nosiło stempel „węgierskiej nowej fali” i często się spieraliśmy, kto jest dla nas ważniejszy: Antonioni, Andrzej Wajda, Bergman czy też raczej Miklós Jancsó, István Szabó, a może Márta Mészáros.

Jeszcze ważniejsze dla mnie są węgierskie fascynacje literackie. W dzieciństwie András Jelky był dla mnie równie ważny, jak Robinson Crusoe, nie mówiąc już o takich bohaterach dziecięcej wyobraźni jak Ernő Nemecsek, Feri Áts czy János Boka z „Chłopców z placu broni”, najpiękniejszej lekturze obowiązkowej. W dorosłym życiu odkryciem absolutnie wyjątkowym był dla mnie Sándor Márai, którego „Dzienniki” uważam za jedną z najważniejszych książek w całej historii literatury, podobnie jak „Los utracony” Imre Kertésza. A kiedy mówię, że Węgry były dla nas Zachodem w sensie politycznym, to mam na uwadze potęgę października 1956, która przez lata oddziaływała na umysły i wyobraźnię mojego pokolenia i bez której być może nie byłoby polskiej „Solidarności”.

Powód drugi. Jako urodzony w Gdańsku mam wielką słabość do magicznych miast, których historia jest poplątana i niejednoznaczna, nad którymi powiewały różne sztandary i w murach których przez wieki żyli ludzie różnych nacji i różnych religii. Wasz Pécs, mój Gdańsk czy Triest Magris to europejskie mikrokosmosy. Kto poznał ich historię i starał się ją zrozumieć, opierając się pokusie symplifikacji, kto trafnie odczytał symbole i metamorfozy im właściwe, ten łatwiej zbliży się do tajemnicy fenomenu Europy. Jak pisał Milan Kundera w swoim słynnym eseju „Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej”: „Europa Środkowa pragnęła być skondensowanym obrazem Europy w całym bogactwie jej różnorodności, małą arcyeuropejską Europą, zminiaturyzowanym modelem Europy narodów opartej na regule: maksimum różnorodności na minimum przestrzeni”. Czyż nie to właśnie odróżniało Europę od groźnych sąsiadów, którzy budowali swoją potęgę na dokładnie odwrotnej regule: minimum różnorodności na maksimum przestrzeni?

Pragnę przy tym mocno podkreślić, że kiedy mówię, iż Pécs jest dla mnie metaforą Europy, to w moich ustach jest to najwyższej rangi komplement. I nie dlatego, że jestem Europejczykiem z profesji i na formalnym stanowisku, ale dlatego, że jestem nim z najgłębszego przekonania. Tak, przyznaję się do tej swoistej ekstrawagancji: kocham Europę, wierzę w przyszłość i sens Unii Europejskiej i nie będę się tego wypierał tylko dlatego, że nastała chwilowa moda na eurosceptycyzm. Być Europejczykiem to dla mnie powód do dumy.

Wiem, że łatwo się mówi: „być Europejczykiem”, a o wiele trudniej wytłumaczyć, co to w istocie znaczy. Chińczyk, Amerykanin czy Rosjanin nie będzie miał takich tożsamościowych problemów jak obywatel Unii Europejskiej, a wiemy przecież, że tylko Europa jako całość, jako polityczna entity, sprostać może konkurencji ze strony tych potęg. Oczywiście przygniatająca większość z nas bez żadnych problemów definiuje swoją tożsamość na niższych i mniej abstrakcyjnych niż europejski poziomach identyfikacji. Kiedy mówię: „jestem Polakiem”, opisuję siebie jako członka wspólnoty precyzyjnie opisanej i osadzonej w konkretnych emocjach i historii. Zrozumiałe są także dla mnie związki etniczne. Kiedy mówię, że jestem Kaszubą, widzę moich dziadków, moją małą ojczyznę, gdzie wśród lasów i jezior żyją ludzie wciąż jeszcze mówiący swoim dziwnym językiem i pielęgnujący odmienne, im tylko właściwe obyczaje. Kiedy mówię: „jestem Gdańszczaninem”, widzę dom i podwórze gdzie się wychowałem, pierwszą szkołę i barwy mojego ukochanego klubu piłkarskiego, któremu kibicował mój dziadek i ojciec, a teraz mój syn i wnuk. Te trzy tożsamości: narodowa, etniczna i miejska układają się w harmonijną całość, nie muszę ich definiować i analizować, po prostu są we mnie, są mną. Czy pomiędzy tymi tożsamościami jest jeszcze miejsce na tę europejską?

Tak, jest. Chociaż nie mamy jednego języka, chociaż historia częściej nas dzieliła niż łączyła, chociaż nie czujemy łez pod powiekami, kiedy słuchamy „Ody do radości” (inaczej jest, kiedy śpiewam „Jeszcze Polska nie zginęła”), chociaż nie mamy wspólnej piłkarskiej reprezentacji (o, przepraszam, uprzedzano mnie przecież, aby bolesnego tematu piłkarskich reprezentacji narodowych w ogóle nie dotykać), a więc mimo tych wszystkich „chociaż”, to jednak tożsamość europejska istnieje i jest czymś znacznie więcej, niż inne „kontynentalne” tożsamości. Bowiem nie tylko geografia nas łączy. Wszyscy (lub prawie wszyscy) zgodzimy się, że europejskość ma także wymiar kulturowy, polityczny, a nawet aksjologiczny. Zacznijmy jednak od mapy.

Europa to wspólne terytorium i wspólne granice. Mniejsze powierzchniowo niż pokazuje to mapa fizyczna, bo na niej sięgamy aż po Ural, a przecież kiedy myślimy Europa, w wyobraźni widzimy obszar znacznie mniejszy, mniej więcej pokrywający się z Unią Europejską, ze Szwajcarią i Norwegią formalnie „poza”, ale jakoś jednak „in”. Nie chcę dziś prognozować, jak wyglądać będą w przyszłości te granice na wschodzie (kwestia Ukrainy) i na południu (kwestia bałkańska).

Kryzys migracyjny w połączeniu z zagrożeniem płynącym ze strony agresywnych sąsiadów ukazał nam z całą mocą ile znaczy dla dzisiejszych Europejczyków wspólne terytorium i wspólna granica. Paradoksalnie, mimo kłótni i konfliktów w kwestii polityki migracyjnej, uświadomiliśmy sobie, że nasze terytorium i nasze granice to wspólna odpowiedzialność i wspólne dobro, które wymaga ochrony i solidarnego działania wszystkich. Odrzucam wiele argumentów, często niemoralnych, czasem groźnych, które pojawiają się w debacie o otwartości i tolerancji Europy. Nie akceptuję tej agresywnej retoryki, obecnej w dyskusji o uchodźcach i migrantach, która budzi w naszej pamięci obrazy z najgorszej przeszłości. Z drugiej strony nie znajduję usprawiedliwienia dla manifestowanej czasami bezradności w rodzaju „ta fala jest zbyt wielka, aby ją zatrzymać”, albo uległości, niczym w powieści Michela Houellebecq’a. Do dziś pali mnie wstyd za tych, którzy kazali zasłonić fragmenty rzeźb i obrazy ukazujących nagie postaci w jednym z włoskich muzeów, aby nie obrazić uczuć irańskiej delegacji, która składała pierwszą od lat oficjalną wizytę w Europie. Chcę, aby wszyscy wreszcie zrozumieli, że równie oczywiste są potrzeba ochrony granicy zewnętrznej i potrzeba ochrony naszego wnętrza przed rasizmem i ksenofobią.

Mówiąc wprost: nie będzie Europy, jaką znamy, bez granic i egzekucji prawa i nie będzie Europy, jakiej pragniemy, jeśli od wewnątrz opanują ją nasi polityczni barbarzyńcy. Świadomość, że mamy wspólne granice i terytorium musi nas na nowo połączyć, a nie ostatecznie podzielić. Powinniśmy starać się pogodzić potrzebę bezpieczeństwa z wolnością, potrzebę kontroli z otwartością. Tylko mądra synteza będzie naszym zwycięstwem. Lęk przed innymi i niechęć do różnorodności nie mogą zawładnąć nami bez reszty. Jak pięknie brzmią dziś słowa Świętego Stefana, króla Węgier, do swego syna Emeryka: „ubogie i kruche jest państwo, gdzie żyją ludzie jednego tylko języka, jednych obyczajów. Radzę ci więc synu, kieruj się wobec wszystkich dobrymi chęciami i daj im uczciwe warunki bytowania. Niechaj żyją u ciebie w większej wolności aniżeli tam, skąd przybyli”.

Europa to także fenomen kulturowy. Mój serdeczny przyjaciel, gdański pisarz Stefan Chwin, pisał w odpowiedzi na esej wspomnianego już Milana Kundery: „[…] jeśli ktoś mnie pytał o zasadę jedności Europy, szukałem jej […] w strukturze przestrzennej europejskich miast. Bo każdy, kto zwiedził na świecie wiele miast, w jakiejś chwili spostrzega, że europejskie miasta – inaczej niż na przykład miasta azjatyckie czy afrykańskie – mają podobnie zorganizowaną przestrzeń, bez której nie byłyby europejskimi miastami. Symbolicznym centrum europejskiego miasta jest Ratusz i Katedra. Miasta wielkiej Rosji, wznoszone wokół warowni kniazia, murów »kremla«, pałacu Gubernatora czy komitetu Partii, zwykle Ratusza nie mają. Ta różnica ma z pewnością głębsze znaczenie. Ratusz i Rynek to znak firmowy Europy, tak jak jej znakiem firmowym były wieże Katedry widoczne nad miastami z odległości wielu kilometrów.” Ja dodałbym do tego krajobrazu Uniwersytet. Teraz zrozumiecie, dlaczego z takim przekonaniem powiedziałem na początku naszego spotkania, że Pécs to metafora Europy. Jeśli bowiem zgodzimy się, że główne znaki europejskiego miasta to Rynek, Ratusz, Uniwersytet i Katedra, to miasto z najstarszym węgierskim uniwersytetem i w nazwie mające 5 kościołów, na miano metafory Europy zasługuje po wielokroć.

Europejczyk bez trudu rozpozna to, co wspólne dla Portugalczyka, Litwina, Szweda i Chorwata. Wspólne w ładzie przestrzennym i architekturze, muzyce i malarstwie, obyczaju i doświadczeniu metafizycznym. Tak różni i kolorowi, niejednoznaczni i skomplikowani, wszyscy rozumiemy Biblię, Homera, Cycerona, Cervantesa, Dantego, Szekspira. Odnajdziemy samych siebie w muzyce Bacha, Szopena i Liszta, w obrazach Piero della Franceski i Vermeera. I wszyscy dobrze czujemy się w miastach, w których bez trudu odnajdziemy rynek orientując się na widoczne z daleka wieże katedry i ratusza. Jeśli chronić chcemy nasze terytorium, to dlatego właśnie, że wyznaczają je nie tylko granice, ale także symbole naszej kultury. Pamiętajmy o tym w zbliżającym się 2018 roku, który będzie Europejskim Rokiem Dziedzictwa Kulturowego.

Jest też Europa, tak jak ja chciałbym ją widzieć, wspólnotą politycznych wartości, wśród których wolność zawsze stawiał będę na pierwszym miejscu. Nie wszyscy uznają tę hierarchię za właściwą. Wiem, jak żywa, a czasem brutalna jest dzisiejsza debata publiczna, także tu, na Węgrzech i w moim kraju, na temat katalogu politycznych wartości.

W tej sprawie zamierzam być jednak wyjątkowo uparty; ktoś powie może: anachroniczny. Nic jednak na to nie poradzę, że dla mnie wciąż najważniejszymi wartościami europejskimi są prawa człowieka i obywatela, wolność słowa i sumienia, rządy prawa i szacunek dla praw mniejszości. W moim rozumieniu gwarancją, jedyną, jaką znam, przetrwania tych wartości, jest kwestionowana w tylu miejscach na świecie liberalna demokracja. Niedoskonała, krucha, wymagająca ciągłych starań i opieki. Niedoceniana i gwałcona, czasem bezbronna, ale – jeśli podobnie jak ja wolność stawiacie na pierwszym miejscu – bezalternatywna.

Europa jest i ma szanse być także w przyszłości najlepszym miejscem na Ziemi. Unikatowym, niepowtarzalnym terytorium wolności i kultury. Warunkiem jej przetrwania jest nasza solidarność ponad różnicami i naturalnym konfliktem interesów. Uniwersytet w Pécs jest najlepszym miejscem, aby to europejskie wyznanie wiary wygłosić z pełnym przekonaniem. Co niniejszym czynię. Dziękuję.

300polityka.pl

STAN GRY: Do Rzeczy opisuje dzień Kaczyńskiego, Zaremba o lepszej atmosferze dla PAD, GPC o groźbach ideologicznej cenzury w Internecie, Karnowski: Nie ma powrotu III RP

— WYDAWCY INTERNETOWI RAZEM PRZECIW PODATKOWI OD LINKÓW – Wirtualne Media: “Jesienią Komisja Europejska zaproponowała zmiany w prawie autorskim, które wprowadzają tzw. „podatek od linków”, czyli opłatę od publikacji odnośników chronionych prawem autorskim. Polscy wydawcy internetowi sprzeciwiają się tym zmianom i apelują do rządu o wsparcie. – Należy zachować wolny i otwarty charakter internetu, który służy wszystkim obywatelom, bez względu na ich status materialny i przekonania – piszą w liście m.in. Tomasz Machała, Przemysław Pająk i Łukasz Mężyk”.
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/podatek-od-linkowania-sprzeciw-wydawcow-internetowych-apel-do-rzadu#

— GPC W DUCHU GŁOSU INTERNETOWYCH WYDAWCÓW MOCNO O NET NEURALITY – jak pisze Michał Kuź: “Cenzorskie ustawy popiera zaś kartel SDP-CDU. Internet nadal jest narzędziem, dzięki któremu w zoligarchizowanym świecie zwykli ludzie mogą odzyskać głos, a często nawet zdobyć majątek. Żelazne prawo oligarchii coraz bardziej jednak temu zagraża”. http://gpcodziennie.pl/76484-konieczegalitarnyminternetem.html

— KANAPKI Z ALMETTE I JAJECZNICA – DZIEŃ Z ŻYCIA KOMENDANTA – WOJCIECH WYBRANOWSKI W DO RZECZY O DNIU KACZYŃSKIEGO: “Dla futrzanych przyjaciół Kaczyński ma czas w zasadzie dopiero późnym wieczorem. Zwyczajny, roboczy dzień Naczelnika wypełniony jest bowiem spotkaniami, naradami i obowiązkami parlamentarnymi. Zaczyna się zwykle ok. dziewiątej rano szybką herbatą i śniadaniem, które prezes PiS robi sobie sam, plotki mówią o kanapkach z serkiem Almette i jajecznicy. Później przyjeżdża samochód z kierowcą i ochroną. Kierowców, których jest dwóch, lider rządzącej partii traktuje jak przyjaciół, bywa na uroczystościach w ich rodzinach, pamięta – jak mówią nasi rozmówcy – imiona ich dzieci, interesuje się sytuacją rodzinną. Ponoć zawsze siada na przednim siedzeniu. – Jeszcze niedawno bardzo dużo jeździł po Polsce i lubił to robić, nawet kilkugodzinna podróż w nocy nie była dla niego problemem. Jak udawaliśmy się pod Berlin na spotkanie z kanclerz Merkel, upierał się, żeby jechać samochodem – mówi nam człowiek z najbliższego otoczenia Kaczyńskiego”. https://dorzeczy.pl/kraj/50418/Dzien-z-zycia-Komendanta.html

— TO WŁAŚNIE IV RP: SĄDOWNICTWO POD NADZOREM POLITYKÓW, PARTYJNA KONTROLA WYBORCZA, BEZ HANDLU W NIEDZIELĘ – jedynka DGP.

— WEJDŹCIE NA POLE BITWY, PRZYJMUJCIE CIOSY, WTEDY BĘDZIECIE MOGLI OCENIAĆ – 300POLITYKA U JAROSŁAWA GOWINAhttp://300polityka.pl/news/2017/12/17/wejdzcie-na-pole-bitwy-przyjmujcie-ciosy-wtedy-bedziecie-mogli-oceniac-300polityka-u-jaroslawa-gowina/

— POLITYCZNY PLAN PRZEDŚWIĄTECZNEGO TYGODNIA: Polityczny plan tygodnia: Senat o ordynacji, spotkanie PAD-Hermeliński, polsko-brytyjskie konsultacje międzyrządowe http://300polityka.pl/news/2017/12/17/polityczny-plan-tygodnia-senat-o-ordynacji-spotkanie-pad-hermelinski-polsko-brytyjskie-konsultacje-miedzyrzadowe/

— GPC O JĘZYKU MORAWIECKIEGO – ROBI RÓŻNICĘ – Piotr Lisiewicz: “„Poczekaj, draniu, my cię dostaniem” – te słowa o Stanisławie Kociołku, pochodzące z ballady o Janku Wiśniewskim, przytoczył wczoraj premier Mateusz Morawiecki. Przypomniał, że Kociołek został uniewinniony: „Nie dostaliśmy go, bo taka była III Rzeczpospolita, taki był wymiar sprawiedliwości III RP, który w dużym stopniu był kontynuacją poprzedniego systemu, z którego wywodził się kat Trójmiasta”. To kolejna wypowiedź nowego premiera, która „robi różnicę”. http://gpcodziennie.pl/76482-jezykmorawieckiego.html

— PREZYDENT PRZEGRAŁ ROZGRYWKĘ O MON, ALE SIĘ CIESZY – Piotr Zaremba w DGP: “Miodowy miesiąc Morawieckiego to w jakiejś mierze miodowy miesiąc nowej kohabitacji pisowskiego prezydenta z jego obozem. Choć otwartą pozostaje kwestia, czy „więź pokoleniowa” wystarczy, aby okazało się to trwałe. Każdy, kto zna Macierewicza, wie, że cofnął się chwilowo. Starcia MON z prezydenckimi poglądami i wpływem na armię znów się zaczną. Gdyby to zależało od Morawieckiego, sam wymieniłby tego ministra. Zarzucał mu – słusznie – chaos i kunktatorstwo, przede wszystkim niewydawanie pieniędzy na obronność. Ale jeśli odrzucimy fantastyczny scenariusz zaskoczenia, że w styczniu nowy premier pozbywa się jednak krnąbrnego ministra, to prezydent i tak zostanie poddany nowym próbom cierpliwości”.

— CZUŁO SIĘ ENTUZJAZM I KACZYŃSKIEGO I DUDY – pisze Zaremba: “Gdy śledziło się debatę nad exposé nowego premiera w Sejmie, można było odnieść wrażenie na podstawie mowy ciała, gestów, mimiki, że Jarosław Kaczyński zachowywał się inaczej, niż kiedy śledził wystąpienie swojej poprzedniej nominatki. Gdy oklaskiwał nowego szefa rządu, czuło się entuzjazm. Ale była też inna osoba, która tak się zachowywała – Andrzej Duda, dla którego specjalnie przesunięto czas exposé, aby mógł je śledzić z loży. Prezydent omal się nie zrywał z miejsca w pewnych momentach. Można powiedzieć, że nowy premier pogodził go z jego dawnym obozem. Są już symptomy tej zmiany, choćby zgoda na końcowy kształt sądowych ustaw”.

— ATMOSFERA KORZYSTNIEJSZA DLA DUDY – konkluzja Zaremby: “Nie oznacza to dla Andrzeja Dudy trwałych gwarancji, choć zmiana atmosfery na korzystniejszą dla prezydenta stała się faktem”.  http://www.dziennik.pl/

— NIE BĘDZIE JUŻ POWROTU DO III RP – Jacek Karnowski: “W całej sprawie najważniejsze jest jednak co innego: otóż nie ma już powrotu do III RP. Już nie będzie jak było, niezależnie od tego, kto wygra. Albo czekają nas długie rządy IV RP, budowa nowej Polski, albo nadwiślański rodzaj zapateryzmu. Wariant pośredni, czyli „to, co było”, jest już niemożliwy. Także dlatego, że III RP nie doceniała prawicy. Uważała, że w pełni kontroluje sytuację, że zasoby obozu niepodległościowego pozwalają mu najwyżej na przetrwanie, a na pewno nie na zwycięstwo. Jeśli fortuna się odwróci, III RP wyciągnie wnioski, i drugi raz podobnego błędu nie popełni. Nie tylko wsadzi do więzień przeciwników politycznych, ale także zadba, by po prawej stronie nie został kamień na kamieniu”. https://wpolityce.pl/m/polityka/372273-nie-ma-juz-powrotu-do-iii-rp-juz-nie-bedzie-jak-bylo-niezaleznie-od-tego-kto-wygra-boj-o-polske

— JACEK ŻAKOWSKI UWAŻA, ŻE KACZYŃSKI SIĘ BARDZIEJ BOI PIS-U NIŻ OPOZYCJI: “Jarosław Kaczyński nie boi się PO, Nowoczesnej, ani żadnej opozycyjnej partii. Nie bardzo boi się ruchów protestu a nawet zamieszek. Niezbyt boi się Brukseli, Berlina, Moskwy czy Waszyngtonu. Chyba nie boi się nawet odpowiedzialności i kary po utracie władzy, bo raczej nie wyobraża sobie, że może stracić władzę. Prezes PiS-u poważnie boi się głównie PiS-u. Coraz więcej wskazuje, że ten lęk coraz dokuczliwiej spędza Kaczyńskiemu sen z powiek”.

— ŻAKOWSKI O “NASYCENIU ŚWIRNIĄ”: “Ponieważ osób stale zajmujących się polityką jest relatywnie mało, a PiS kadrowo zawłaszczył praktycznie całe państwo, do czego potrzeba było wielu tysięcy osób, gwałtownie nabierające masy cielsko „dobrej zmiany” zostało bardzo obficie nasycone świrnią. Po dwóch latach to świrnia stała się w wielu obszarach dominującą grupą. A jej idolem stał się Antoni Macierewicz wespół z posłanką Pawłowicz. Kaczyńskiemu świrnia jest w „zjednoczonej prawicy” potrzebna, nie tylko żeby nie znalazła sobie odrębnego politycznego wyrazu, ale też żeby widoczne stało się „umiarkowanie” pisowskiego centrum na czele z Prezesem. https://opinie.wp.pl/jacek-zakowski-czy-pis-sie-siebie-boi-6198658873174145a

— W LOKALNEJ GW REPORTAŻ O “PODWÓRKU MORAWIECKIEGO”: “Elżbieta pamięta: był wysoki, chudy, przygarbiony. Mijała go czasem, gdy stał w bramie przy ul. Kilińskiego. Zapewnia, że kilkunastoletni Mateusz Morawiecki był niczym skóra zdjęta z ojca. Wiadomość, że Mateusz Morawiecki zostanie premierem Polski, bardzo ucieszyła Władysława Frasyniuka. Jego zdaniem doprowadzi to do konfliktu, który rozwali partię. Wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości Adam Lipiński żałował z kolei, że to nie Kaczyński został premierem. A kobiecie, która otwiera drzwi do kamienicy przy ul. Kilińskiego, jest to obojętne: – Zobaczymy. Póki co nic dobrego z tej polityki nie wynika. Ani jak rządzi jedna, ani druga strona”. http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,22785406,podworko-premiera-morawieckiego-reportaz.html

— ADAM LESZCZYŃSKI UWAŻA, ŻE UŻYTE PRZED MORAWIECKIEGO PORÓWNANIE DO VICHY BYŁO OBRAŹLIWE: “Porównanie Morawieckiego jest także obraźliwe dla polskich sędziów – w tym sędziów Sądu Najwyższego – których porównał do nazistowskich kolaborantów, wcielających w życie antysemickie ustawodawstwo i wysyłających Żydów do niemieckich obozów zagłady. Nic dziwnego, że Macron tego nie skomentował”. https://oko.press/porownujac-rezim-vichy-prl-morawiecki-obrazil-jednoczesnie-polakow-francuzow-porownanie-zreszta-niezbyt-trafne/

— SENATOR PĘK ZA TERLECKIEGO NA CZELE KRAKOWSKIEGO PIS: http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/564869,terlecki-przestal-byc-przewodniczacym-pis-w-krakowie.html

— KAZIMIERZ KURZ O DRYFIE W KIERUNKU ROSJI: “Kiedy posłowie uchwalali ostatnią ustawę o sądownictwie, działo się coś najgorszego – jakby siekierą odcinali linę cumującą statek od lądu. Stało się! Polska poczęła swój dryf ku rosyjskim golfstromom”. http://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35055,22781750,kazimierz-kutz-teraz-laluch-za-mrowe-i-zacznie-sie-drugi.html

— TOMASZ KRZYŻAK O CHAOSIE W PIS NA TLE UCHWAŁY O REFORMACJI – pisze w RZ: “Zabrakło w tej sprawie wyczucia, dalekowzroczności, zimnej krwi. Jeden głos spowodował, że w szeregach partii rządzącej pojawił się chaos. Po raz kolejny okazało się, że Jarosław Kaczyński stworzył partię wodzowską, w której brak miejsca na samodzielne myślenie, i nawet w tak prostej sprawie posłowie pójdą za głosem lidera lub namaszczonego przez niego wodza. Pół biedy, jeśli w tej sprawie było to działanie nieświadome. Gorzej byłoby, gdyby w głowach parlamentarzystów PiS pojawiło się proste zestawienie: Luter, protestantyzm, Niemcy. A jak wiadomo, z Niemcami poprawnych stosunków nie ma, więc nie ma co upamiętniać ich religii. Swoją drogą nieprzyjęcie uchwały z pewnością zostało zauważone w krajach protestanckich i nie ma wątpliwości, że będzie odebrane źle”.

— ODRZUCAJĄC DZIEDZICTWO REFORMACJI, ODRZUCAMY NAUCZANIE JANA PAWŁA – pisze Krzyżak: “I tak naprawdę odrzucając dziedzictwo reformacji, odrzucamy nauczanie Jana Pawła. A jeśli chcemy – tak jak posłanka Siarkowska – „by wśród chrześcijan panowała jedność”, to musimy o nią zabiegać – także poprzez tego typu uchwały. Chyba że wychodzimy z założenia, iż poza katolikami nie ma już żadnych chrześcijan. Jeśli tak ma wyglądać rechrystianizacja Europy, o której ostatnio mówił premier Morawiecki, to większych sukcesów w tej dziedzinie nie będzie. Lepiej, by ten obszar politycy zostawili duchownym”. http://www.rp.pl/Polityka/312179945-Krzyzak-Ekumenizm-wedlug-PiS.html

— TOMASZ TERLIKOWSKI MOCNO O ZABLOKOWANIU PRZEZ SIARKOWSKĄ I PIS UCHWAŁY WS REFORMACJI: “Zablokowanie uchwały Sejmu w 500. rocznicę Reformacji to potężny błąd. Polska zawsze była krajem wielowyznaniowym, protestantyzm jest wpisany w jej historię i historię polskiego parlamentaryzmu. Polska prawica nie może o tym zapominać”. http://malydziennik.pl/reformacja-powinna-byc-upamietniona-zablokowanie-tego-aktu-przez-prawice-to-gorzej-niz-zbrodnia-to-blad,9388.html

— KAZIMIERZ MICHAŁ UJAZDOWSKI O MODELU PIS – pisze w RZ: “Prawo i Sprawiedliwość stworzyło nowy model władzy: opartej na panowaniu jednego ugrupowania, nieefektywnej i tymczasowej”.

— UJAZDOWSKI UWAŻA, ŻE PIS DĄŻY DO DEFORMACJI WYBORÓW: “Wprawdzie wiele wskazuje na to, że PiS dąży do deformacji wyborów, ale opozycja wciąż dysponuje potencjałem i zasobami, które pozwalają na skuteczną rywalizację wyborczą”. http://www.rp.pl/Publicystyka/312179958-Ujazdowski-Monopol-i-prowizorka.html&cid=44&template=restricted

— ORDYNACJA ODDALIŁA WSPÓLNE LISTY OPOZYCJI – uważa Zuzanna Dąbrowska w RZ: “To oznacza, że konieczność tworzenia wspólnych list opozycji się oddaliła. Dlatego Grzegorz Schetyna bez obaw może wzywać Nowoczesną do zjednoczenia (tak chyba trzeba odczytywać słowa o wspólnym prezydium obu klubów parlamentarnych). Nie musi się martwić, że Nowoczesna weźmie jego słowa poważnie… Dyskusje opozycji na temat ścisłej współpracy to gra podwórkowa. Kto głośniej krzyknie „palec pod budkę!”, temu łatwiej się będzie tłumaczyć przed wyborcami, że przecież chciał zjednoczenia i innych głośno namawiał. W tej konkurencji pierwszy na podwórku jest niezmiennie Grzegorz Schetyna, bo wie, że PO połknąć może każdą partię i wcale się przy tym nie zakrztusi. Bo jest duża, bo ma struktury i pieniądze. A Nowoczesna? Dobrze wie, że musi lawirować i chować się po kątach, żeby nie posłużyć jako przystawka na jedno kłapnięcie”. http://www.rp.pl/Komentarze/312179938-Dabrowska-Duzy-musi-wiecej.html&cid=44&template=restricted

— POLSKA STOI WS WYBORU EUROPY – Witold Gadomski w GW: “Mówiąc językiem konkretów, a nie ideologii: Polska stoi wobec wyboru, który zapewne zadecyduje o naszej dalszej drodze rozwoju do końca XXI w. Możemy się znaleźć w integrującej się gospodarczo i finansowo, a w konsekwencji także politycznie, unii gospodarczej i walutowej (czyli strefie euro) lub poza nią”. http://wyborcza.pl/7,155290,22797777,oto-wybor-na-pokolenia-byc-albo-nie-byc-w-strefie-euro-bez.html

— JACEK ŻAKOWSKI NAMAWIA PAD NA KOLEJNE WETA – jak pisze w GW: “Żadna z tych ustaw nie zawiera nic, co by poprawiło prawo obywateli do sądu. Przeciw wetom przemawia więc tylko chęć przypodobania się przez prezydenta prezesowi i partyjnym kolegom. To kiepski powód, by łamać prezydencką przysięgę i szkodzić swojemu państwu”.
http://wyborcza.pl/7,75968,22795659,szesc-powodow-dla-ktorych-prezydent-powinien-powiedziec-dwa.html

— 300LIVE:
Morawiecki: Nie prosiłem nikogo, aby nie uruchamiać artykułu 7, ponieważ nie jesteśmy w Europie żadnymi petentami
PKW otrzymała informację, że Senat w środę zajmie się kodeksem wyborczym
Szymański: Zapewniam, że powody były bardzo poważne i premier je przedstawił
Gowin dla 300: Morawiecki raczej będzie szanowany niż kochany
Sikorski o opozycji: PiS ma około 40%, nie-PiS ma 60%. Jak się zjednoczą, to wygrają. Jak się nie zjednoczoną, to przegrają
Sikorski: Też bym sobie życzył, by KE nie uruchomiła art. 7. Ale żeby nie uruchomiła muszą się zmienić fakty
Sikorski o Morawieckim: Jeśli pomysłem politycznym jest to, by zamknąć fronty konfliktu z Europą, to będę mu kibicował
Sikorski: Prezes Kaczyński jest wrednym dziadygą
Szczerski o ustawach sądowych: PAD ogłosi decyzję osobiście. To raczej kwestia dni niż tygodni
Szczerski: Prezydent oczekuje nie fazowania, tylko kompleksowej rekonstrukcji
Szczerski: Nie wykluczam, że jeszcze dzisiaj dojdzie do pewnych zmian w bezpośrednim otoczeniu premiera
http://300polityka.pl/live/2017/12/18/

— Janusz Onyszkiewicz kończy dziś 80 lat, Jacek Kozłowski 60.

300polityka.pl

Morawiecki zamiast rozwoju zaoferował powrót do przeszłości. Absurdy retoryki premiera

Morawiecki okłamał Polaków ws. dochodów z VAT

fot. flickr/KPRM

Mateusz Morawiecki jako wicepremier, a teraz jako szef rządu ma za zadanie wprowadzić polską gospodarkę w erę nowoczesności, czwartą rewolucję przemysłową. Jednak zamiast powiewu świeżości, nowych idei, realnej alternatywy w sprawach gospodarczych, usłyszeliśmy podczas expose coś, co było w Polsce znane od dawna. Premier na gruncie idei wrócił bowiem do schematów myślowych powtarzanych nad Wisłą od ponad stulecia, za każdym razem niestety z równie opłakanym skutkiem w postaci przepaści w dochodach między Polska a zachodem kontynentu.

Na czym polegał problem kwiecistej i pełnej wzniosłych celów wizji Morawieckiego, człowieka, któremu braku oczytania i wykształcenia nie można zarzucić?

Problem premiera polega na powrocie od idei superpaństwa. Idei, która legła u podstaw zarówno komunizmu jak i faszyzmu. Idei, która doprowadziła do gospodarczej ruiny nie tylko ustroje totalitarne, ale także II RP, która tylko i wyłącznie z powodu koszmaru wojny zapisała się tak pozytywnie w świadomości społecznej. W końcu mieliśmy także PRL, który również wierzył w zbawienną moc ręki aparatu biurokratycznego, na próżno.

Słuchając premiera miedzy nowomową i sloganami idea superpaństwa pojawia się bowiem jako myśl przewodnia.

„Państwo wraca do gry na poważnie. Do przedsiębiorczych przedsiębiorców dołącza teraz również przedsiębiorcze państwo”

W myśl Morawieckiego to państwo daje bowiem impuls do rozwoju. Nowy premier wierzy, że do sukcesu doliny krzemowej, potęgi gospodarczej Korei, a także Chin i Japonii nie doprowadził wolny rynek, ale staranne prowadzenie biznesu za rękę przez państwo. “Narodowa suwerenność i tradycja są autem w modernizacyjnych zmaganiach” mówił premier wchodząc na tory retoryki wstawania z kolan i aktywnej roli państwa w kształtowaniu gospodarczego interesu.

Interes ten jest bowiem zagrożony przez zagraniczny kapitał. Jakkolwiek ironicznie to brzmi z ust ex-prezesa zagranicznego banku, ale w expose padły następujące słowa:

„Kiedy zagraniczni eksperci mówią o naszej gospodarce, to coraz częściej podzielają nasze diagnozy. O tym, jak bardzo przez 25 lat ostatnich uzależniliśmy się od zagranicznego kapitału. Najgłośniejszy ekonomista świata Thomas Piketty powiedział – przepraszam za jeden anglicyzm – „foreign owned countries” – jesteście krajem w posiadaniu zagranicy. „

Diagnozę dopełniają słowa:

„Polska polityka rozpięta jest między dwie błędne wizje. Z jednej strony wizja rozwoju zależnego, czyli 25 lat III RP która przewiduje dla Polski jedynie rolę peryferii. Z drugiej strony głosy, że Polska miałaby się odgrodzić murem od reszty świata. My chcemy żeby Polska była wielka. Polska jest częścią Zachodu. A jeśli tak, to musi mieć globalne aspiracje i nie bać się konkurencji. Nie bać się współpracy.”

Natomiast rozwiązaniem na bolączki gospodarki ma być:

„Potrzebujemy zatem państwa i silnej tożsamości, by wyrwać się z roli peryferii we współczesnym kapitalizmie. Dlatego jedną z głównych idei dla planu rozwoju jest wykreowanie polskich firm, jako globalnych championów”.

Nie można powiedzieć, że premier nie ma zupełnie racji. W rozwoju Chin, Japonii, Korei olbrzymią rolę miało państwo, które chroniło i wspierało rodzimy przemysł, aby ten urósł do rangi “championów”. Jednak podejście to działało sprawnie tak długo, jak gospodarka znajdowała się na niskim i średnim poziomie rozwoju, ponieważ potem sztywne podejście, korupcja i układy zaczęły rodzić poważne komplikacje. Japonia pogrążyła się w trwającej dekady stagnacji, ponieważ nie potrafiła odejść od kulturowo uwarunkowanego podejścia do ręcznego sterowania gospodarką. Wydajność pracy w kraju Kwitnącej Wiśni jest bowiem niższa niż w krajach zachodu. Chiny się szybko bogacą, ale mają coraz większe problemy. Kraj z gigantycznymi rezerwami walutowymi i nadwyżkami dochodów w ciągu dekady popadł w głębokie zadłużenie, a możliwość kontynuowania obecnego ręcznie sterowanego modelu rozwoju w perspektywie wieloletniej nie wróży dogonienia dochodem na mieszkańca Zachodu. Chiny mogą być największą gospodarką, ale dzięki liczbie mieszkańców, a nie zasobności poszczególnych obywateli. Równocześnie szybko rozwijająca się wciąż Korea Południowa należy do najbardziej wolnorynkowych gospodarek świata, jednych z niewielu państw, które w polityce budżetowej zbliżają się bardziej do pojęcia “państwa minimum” niż promowanego w Europie państwa socjalnego. Kraj ten w latach 80-tych startując z poziomu Polski, obecnie zostawił nas daleko w tyle.

Morawiecki nie zorientował się, że kreowanie championów jest ważną formą, ale uzupełnienia modelu rozwoju opartego na nie blokowaniu przedsiębiorczości. Własne korporacje są narzędziem realizowania polityki zagranicznej, stąd zwłaszcza Chiny tak bardzo na nie stawiają. Jednak nie zmienia to obrazu, że wolny handel i wolna przedsiębiorczość są podstawą rozwoju wszystkich najbogatszych gospodarek. Nie chodzi tutaj tylko o podatki, ale przyjazne firmom, stabilne, ograniczone ilościowo prawo i sprawny wymiar sprawiedliwości. Wartości w Polsce bagatelizowane, ale które okazały się kluczowe dla sukcesu takich krajów jak Szwecja, która jest bardzo bogate mimo wysokich podatków.

Morawiecki nie ma szans na realizację swoich marzeń o skuteczności skorumpowanej reki państwa bez dania szansy przedsiębiorcom. Zwłaszcza w czasach, gdzie małe start-upy, a nie rządowe inwestycje potrafią zrewolucjonizować świat.

Premier obiecywał wprawdzie przedsiębiorcom bardziej przyjazną biurokrację, uproszczenie systemu podatków i danin wobec państwa, czy zmniejszenie liczby praw i regulacji. Jednak to nie one nadawały ton całemu wystąpieniu. Tym bardziej, że Morawicki jako wicepremier zasłynął wzmacnianiem żelaznego uścisku państwa, a nie jego luzowaniem. Uszczelnianie wiążące się z nakładaniem nowych obowiązków na firmy, kosztująca miliardy repolonizacja, dokręcanie podatkowej śruby kolejnym grupom przedsiębiorców i pracownikom. Kpina z obywatela przy zmianach w kwocie wolnej od podatku. W końcu mamy konstytucję dla biznesu, która choć jest krokiem w dobrą stronę, to pojawiła się w grafiku dopiero po dwóch latach rządów, co pokazuje jak wielki priorytet miała dla władzy. Co więcej, wiele bolączek zostało w konstytucji całkowicie pomiętych. Niestety jej zapisy nie są w żaden sposób godne podkreślenia mianem satysfakcjonujących w obecnych realiach, kiedy równocześnie urzędnicy zmieniają na niekorzyść podatników interpretacje przepisów, a firmy zalewają kolejne kontrole drapieżnego na dodatkowe środki państwa.

Premier Morawiecki nie docenia kluczowego znaczenia dla gospodarki małych i średnich przedsiębiorstw, które reprezentują właśnie polski kapitał, a które są poddawane przez nasze państwo największym represjom. Nie potrzeba wielomiliardowych dotacji państwa, starczy, że politycy przestaną przeszkadzać firmom. W przeciwnym wypadku czeka nas powrót do przeszłości, bandy kolesiów na państwowych stołkach, która uwierzyła, że kreska planisty w gabinecie politycznym ma moc sprawczą dokonania realnej zmiany rzeczywistości.

crowdmedia.pl

Pierwszy unijny szczyt Morawieckiego. Musiał go zastąpić Orban

Zamiast efektu nowości – jest konsternacja. Dobra znajomość angielskiego oraz kontrowersyjne tezy w wywiadach to za mało, by błysnąć w Brukseli. Efektu Morawieckiego nie ma. Za to efektem Kaczyńskiego będą unijne sankcje wobec Polski.

Miał być przełom, ocieplanie wizerunku, nowe otwarcie i Bóg wie co tam jeszcze, ale jest – przepraszam za kolokwializm – „załamka”. Debiut nowego premiera Polski na szczycie UE zakończył się zgrzytem. Mateusz Morawiecki opuścił przywódców UE półtorej godziny przed zakończeniem obrad. W kuluarach plotkowano, że spieszył się, by zdążyć na opłatek PiS. Sam Morawiecki temu zaprzeczył i tłumaczył, że wyjechał z Brukseli wcześniej, bo w kancelarii „czekały na niego pilne, tajne dokumenty”. W rezultacie ważny dokument ze szczytu o przejściu do drugiej fazy negocjacji brexitowych podpisał zamiast niego – w imieniu Polski – Viktor Orban.

Oczywiście można powiedzieć, że to tylko formalność, bo Morawiecki wszystko wcześniej akceptował, ale w polityce europejskiej gesty i symbole liczą się nie mniej niż w krajowej. Dlaczego więc szef rządu, dla którego symbole są tak szalenie ważne, demonstruje swoje désintéressement dla brexitu, od którego przebiegu zależy los miliona Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii?

Bilans debiutu wygląda dość blado. W piątek premier Morawiecki spotkał się krótko z prezydentem Macronem (Francuz pół godziny się spóźnił, co też jest swoistym sygnałem), ale nie przekonał go raczej do racji PiS w sprawie reformy sądownictwa (tym bardziej, że miał sięgać po przykłady z czasów rozliczania się z reżimem Vichy). Do zapowiadanego spotkania z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claudem Junckerem nie doszło – bo premier wcześniej się ewakuował. Juncker, który nie uchodził dotąd wcale za gorącego zwolennika sięgnięcia po art. 7 Traktatu UE prowadzącego do sankcji, otrzymał wyraźny sygnał: „Róbcie co chcecie i tak nas nie zatrzymacie”.

Jak pisze z Brukseli korespondent Deutsche Welle Tomasz Bielecki: „KE przygotowuje się do sięgnięcia po art. 7. Traktatu o UE w przyszłą środę. Chodzi o pierwszy i niezagrożony sankcjami etap procedury z art. 7., w którym Rada UE miałaby większością 22 z 28 krajów Unii stwierdzić poważne ryzyko dla praworządności w Polsce”.

„Oczywiście pierwszy etap procedury nie oznacza jeszcze nałożenia sankcji. Nie sądzę jednak, żeby PiS wycofał się ze swych sztandarowych >>reform<< pod naciskiem Brukseli. Przeciwnie, obawiam się, że to jeszcze bardziej>>utwardzi<< prezesa Kaczyńskiego”

 

W piątek po szczycie UE zarówno kanclerz Merkel, jak i prezydent Macron zgodnie przyznali, że Morawiecki był chyba tego świadom. Zresztą KE nie pozostaje nic innego po niemal dwóch latach żmudnej procedury, w czasie której bezskutecznie próbowała przekonać rząd PiS, by wycofał się z niektórych posunięć w sprawie Trybunału Konstytucyjnego oraz reformy sądownictwa. Bruksela doszła do ściany. Gdyby KE się wycofała, straciłaby wiarygodność w oczach państw członkowskich i zachęciła inne rządy do dość luźnego traktowania unijnych wartości zapisanych w traktatach. Na to nie może sobie pozwolić.

 

Oczywiście pierwszy etap procedury nie oznacza jeszcze nałożenia sankcji. Nie sądzę jednak, żeby PiS wycofał się ze swych sztandarowych „reform” pod naciskiem Brukseli. Przeciwnie, obawiam się, że to jeszcze bardziej „utwardzi” prezesa Kaczyńskiego. Koniec końców może się okazać, że Bruksela zredukuje fundusze dla Polski w przyszłym budżecie UE po roku 2020, bo ich wypłata będzie uzależniona od praworządności. Rachunek za „dobrą zmianę” zapłacimy my wszyscy.

Smutnym przypisem do falstartu Morawieckiego jest pewna zbieżność dat. Jego brukselski debiut miał miejsce niemal równo 15 lat po szczycie w Kopenhadze. 12-13 grudnia w 2002 roku polska delegacja wynegocjowała dobre warunki wejścia Polski do UE. Członkostwo w Unii dało nam szansę na cywilizacyjny skok, z którego skorzystaliśmy. Niestety po 15 latach rząd PiS marginalizuje Polskę w UE i niszczy to wszystko, na co tak długo pracowaliśmy. Za „dobrej zmiany” historia bardzo przyspieszyła, tyle że na wstecznym biegu.

 

newsweek.pl

Karczewski: Ja nie znam słowa „bankster”

Nie jest pewne, czy rekonstrukcja rządu odbędzie się w styczniu – mówi w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
Rzezpospolita: Przez Senat przeszły prezydenckie ustawy o SN i KRS, bez poprawek. Nie za szybko przebiega proces legislacyjny w parlamencie? Stanisław Karczewski, marszałek Senatu: Nie widzę nadmiernego pośpiechu. Mamy określoną ilość czasu na zaopiniowanie ustaw, które podejmuje Sejm. Senatorowie PO skarżą się, że kneblujemy ich w Senacie, ale to nieprawda. Obydwa punkty o KRS i Sądzie Najwyższym podczas plenarnego posiedzenia Senatu zajęły 35 godzin. To rekord. Debatowaliśmy nad tymi punktami trzy dni. Przestrzegam literalnie regulaminu, czego wymagam również od senatorów PO i PIS. Konstytucja jasno mówi o kadencyjności sędziów KRS i pierwszej prezes SN. Można je więc skracać ustawą? Są również opinie prawników, jak również prawników m.in. z Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy, a także analizy samego prezydenta, których dokonywał z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, mówiące, że zapisy tych ustaw nie są sprzeczne z konstytucją. W ustawach nie ma punktów mówiących o tym…

rp.pl

Antoni Macierewicz dokończył właśnie czyszczenie kadr w państwowej zbrojeniówce

Odwołanych prezesów spółek nie uratowały nawet rekordowe wyniki (PCO) czy zasługi dla branży (Rosomak). Prezesi musieli zrobić miejsce dla zaufanych ministra, który traci wpływy i rozprowadza swoich ludzi w branży.

Macierewicz ma świadomość, że sam może stracić stanowisko, a z pewnością straci kontrolę nad zbrojeniówką. Mebluje ją więc po swojemu.

Jakub Orzechowski/Agencja Gazeta

Macierewicz ma świadomość, że sam może stracić stanowisko, a z pewnością straci kontrolę nad zbrojeniówką. Mebluje ją więc po swojemu.

Prezes Ryszard Kardasz z sukcesem zarządzający PCO (Przemysłowe Centrum Optyki) jeszcze miesiąc temu chwalony był przez przedstawicieli resortu za terminową realizację zamówień i wyniki finansowe. Zarządzana przez niego spółka zamknie ten rok sprzedażą na poziomie 250 mln zł i zyskiem ponad 30 mln zł. Z czego część przychodów stanowi eksport, stanowiący piętę achillesową polskiej branży zbrojeniowej.

Spółka była w tak dobrej formie, że mogła pozwolić sobie na wypłacenie pracownikom 15. pensji. Miała również apetyt i finanse na przejęcie jednego ze swoich prywatnych konkurentów. Dobre oceny to jedno, a potrzeba obsadzenia stanowisk zaufanymi ludźmi to druga sprawa.

W ostatnią środę po południu w programie rady nadzorczej PCO pojawił się nagle dodatkowy punkt – zmiany w zarządzie. – Prezes Kardasz zaczął dzwonić do centrali, ale nikt już nie odbierał od niego żadnych połączeń, więc właściwie pewne było, że postanowili go stuknąć – mówi jedna z osób znająca kulisy odwołania. Rada nie spieszyła się z wykonaniem wyroku. – Zaczekali do godz. 14, aż robotnicy wyjdą z zakładu, bo prezes był lubiany i bali się, że załoga mogłaby go bronić, a oni chcieli to zrobić po cichu – dodaje rozmówca. Godzinę po opuszczeniu zakładu przez pracowników spółka miała już nowego prezesa.

Antoni Macierewicz walczy o wpływy

Prezesem został ekonomista z doktoratem Krzysztof Kluza, człowiek z branżą zbrojeniową związany dopiero od kilku miesięcy. Wraz z prezesem Kardaszem odwołano również dyrektora technicznego Stanisława Natkańskiego i Irenę Rdzanek, dyrektor ekonomiczno-finansową. Ze starego zarządu ostał się tylko Paweł Glica, którego do PCO wstawiono już za czasów nowej ekipy. Zmiana była tak szybka, że jeszcze w niedzielę na stronie internetowej zarząd figurował w starym składzie.

W zeszły piątek pozbyto się również prezesa Adama Janika, który przetrwał wcześniejsze zawieruchy ze względu na sukces, jakim było wprowadzenie do produkcji KTO Rosomak. Janik nie tylko przetrwał wcześniejsze czystki w branży, ale w nowej strukturze dostał więcej kompetencji, bo odpowiedzialny był za trzy firmy. W tym dwie – Bumar i Obrum, uznawane za trudne i ciągle balansujące na finansowej krawędzi.

Adama Janika, który był jednym z najbardziej doświadczonych ludzi w zbrojeniówce, zastąpił Marek Grochowski, absolwent AWF. Pod jego rządami firma będzie musiała zakończyć jeden z najambitniejszych projektów pancernych – modernizację czołgów Leopard. I przygotować ofertę w programie modernizacji czołgów T-72.

Janik, który dawał nadzieję na sprawne pociągnięcie tych programów, został odwołany bez podania przyczyn. Podobnie zresztą odwołano prezesa Kardasza. – Pomiędzy premierem Morawieckim i ministrem Antonim Macierewiczem toczy się mordercza walka o wpływy. Macierewicz, mając świadomość, że sam może stracić stanowisko, a z pewnością straci kontrolę nad zbrojeniówką, mebluje ją po swojemu – tłumaczy osoba z branży.

Piątkowe czyszczenie stanowisk właściwie kończy pewną epokę w zbrojeniówce. W zaledwie dwa lata wymienieni zostali wszyscy dotychczasowi prezesi, poza Elżbietą Wawrzynkiewicz, prezes WZM Poznań. Ale w jej przypadku rada nadzorcza spotkać się ma dopiero w tym tygodniu.

 

polityka.pl

Generał Piotr Pytel odpowiada na oskarżenia Macierewicza: ”To kłamstwa!” I zapowiada pozew

Michał Gostkiewicz

18.12.2017

Generał Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, został zatrzymany i przesłuchany w prokuraturze. Antoni Macierewicz zarzuca mu współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi. Pytel zapowiada: Nie odpuszczę, będzie pozew.

Stawiał pan opór?

Generał Piotr Pytel, były szef SKW: – Mój pies stawiał opór, ale go zamknąłem w kuchni. Ja nie stawiałem, znam procedury i szanuję prawo. Byłem zaskoczony, ale spokojny.

Przychodzą po pana służby specjalne, a pan jest spokojny?

– Żandarmeria Wojskowa. Tak, jestem spokojny. Bo mam świadomość, że prokuratura nic na mnie nie ma. I nie może mieć.

17.10.2014 Warszawa , Sejm . Piotr Pytel - szef Sluzby Kontrwywiadu Wojskowego ( c ) w drodze na zamkniete posiiedzenie komisji do spraw sluzb specjanych dotyczacego zatrzymanych podejrzanych o wspolprace z wywiadem rosyjskim . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
17.10.2014 Warszawa , Sejm. Piotr Pytel – szef SKW w drodze na posiedzenie komisji ds. służb specjalnych (fot. Sławomir Kamiński/AG)

Co czuje żołnierz i oficer służb specjalnych, kiedy Żandarmeria Wojskowa wchodzi mu do domu?

– Współczułbym zwykłemu obywatelowi, który nie ma przeszkolenia czy obycia z takimi sytuacjami, ale nie sobie. Przepraszam, ale np. załatwianie potrzeb fizjologicznych w obecności żandarma, czy jazda w klatce dla aresztanta nie były dla mnie problemem. Dla przeciętnego, niewinnego cywila byłby to pewnie dyskomfort. Ale przyzwyczajajmy się wszyscy.

A tak po ludzku?

– A tak po ludzku, to mi przykro. Trochę zrobiłem dla tego kraju, nie zajmując wysokich stanowisk. O które się zresztą nawet nie ubiegałem.

Przecież był pan szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

– Ale zawsze bardziej pociągała mnie praca w linii. Lubię emocje, ryzyko, a te często są związane z działaniami operacyjnymi. I na tym polu udało mi się sporo zrobić.

Co dokładnie?

– Oczywiście nie będziemy na ten temat nigdy rozmawiać – wspomniałem o tym, bo chcę podkreślić, że taka praca daje wielką satysfakcję i poczucie dumy z efektywnej służby dla Polski. Jestem bardzo wdzięczny krajowi za danie mi szansy pracy w służbach. Myślę, że nie zawiodłem. I żaden areszt czy inne szykany ze strony małych ludzi tej dumy i satysfakcji mi nie odbiorą.

Został pan szefem SKW za rządów PO. Kiedy pana zatrzymano, ze wsparciem pospieszył były szef MON Tomasz Siemoniak i były premier Donald Tusk. Nagle pana nazwisko pojawiło się we wszystkich mediach.

– I było to mało komfortowe. Wiele lat byłem oficerem operacyjnym. Proszę pana, moja praca wymagała systematycznego pozostawania w cieniu. To się staje się drugą naturą. Oczywiście w momencie nominacji na szefa służby wszelka anonimowość się skończyła, ale dalej unikałem prasy. Szef służby specjalnej, pominąwszy sytuacje wyjątkowe, nie powinien wchodzić w kontakt z mediami – z całym szacunkiem dla mediów. To, że przyjąłem zaproszenie do „Kropki nad I”, wynikało z aktualnej, bezprecedensowej sytuacji. To była w pełni świadoma decyzja. Bo nie można milczeć, kiedy jeden człowiek u władzy kłamie w tak odrażający sposób, niszcząc tak wielu ludzi i ich dorobek, wyrządzając przy tym poważne szkody dla bezpieczeństwa militarnego Kraju.

No to po wizycie u redaktor Olejnik nikt na prawicy nie uwierzy, że jest pan bezstronny.

– TVP Info już mi raz nadała tytuł „zajadłego wroga Macierewicza” . Nie dbam o to.

17.10.2014 Warszawa , Sejm . Piotr Pytel - szef Sluzby Kontrwywiadu Wojskowego ( c ) w drodze na zamkniete posiiedzenie komisji do spraw sluzb specjanych dotyczacego zatrzymanych podejrzanych o wspolprace z wywiadem rosyjskim . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
17.10.2014 Warszawa , Sejm. Piotr Pytel – szef SKW w drodze na posiedzenie komisji ds. służb specjalnych (fot. Sławomir Kamiński/AG)

A jest pan zajadłym wrogiem Macierewicza?

– Protestuję w słusznej sprawie. I kiedy widzę zło, które destrukcyjnie wpływa na nasze zdolności obronne, kiedy poniewiera się wartościowymi dla służby ludźmi, to staram się coś z tym zrobić. Obecnie wpływ tego zła ma charakter długofalowy. Ciężko się będzie polskiemu wywiadowi i kontrwywiadowi wojskowemu po tym pozbierać. Zresztą Macierewicz patologizuje funkcjonowanie nie tylko służb, ale i armii. Nie można pozostać wobec tego obojętnym. Dlatego przestałem milczeć, bo sytuacja zmusza do reakcji.

Niejeden rząd RP psuł służby i armię.

– Ale nie mieliśmy, od odzyskania wolności w 1989 roku, sytuacji, w której byłoby tak źle, że osoby, które absolutnie nie powinny się wypowiadać publicznie, czyli oficerowie służb, czują się w obowiązku to robić. Uważam, że musiałem przeciwstawić się obłędnej fali kłamstwa ze strony ministra obrony narodowej. Kłamstwa Macierewicza są bezczelne.

Na przykład?

– Jest ich bardzo wiele. Tu ograniczę się do jego słów, zarzucających mi i generałowi Noskowi, mojemu poprzednikowi, wręcz kolaborację z wrogiem!

Już w 2013 r. niejaki Tomasz Kaczmarek, słynny skompromitowany „agent Tomek”, zarzucał panu współpracę z rosyjskim wywiadem.

– Tak, mówił o rzekomej nielegalnej współpracy SKW z FSB. To zostało rozstrzygnięte w prokuraturze.  Na moją korzyść.

Teraz zarzuty są podobne. Znów dotyczą kierunku rosyjskiego. Czy tego dotyczyło przesłuchanie w prokuraturze?

– Tu nie mogę niestety nic ujawnić. Mogę za to powiedzieć, że na zatrzymaniu i przesłuchaniu sankcje wobec mnie się nie skończyły. Jest dalszy ciąg. Mam dozór policyjny i zakaz opuszczania Polski. Oczywiście to dlatego, że mam zarzuty. Muszę się stawiać na komisariacie raz w tygodniu. To jest szykanowanie. Chyba mają nadzieję, że mnie utemperują. Płonną.

Boi się pan?

– Nie. Choć żyjemy teraz w zupełnie innej rzeczywistości – rzeczywistości państwa autorytarnego, które formułuje wobec funkcjonariuszy służb tego państwa zarzuty podyktowane polityczną potrzebą, a nie oparte na faktach. Jestem też przekonany, że moja sprawa zakończyła by się już dawno, gdyby nie to, że prokuratura obsadziła w roli występującego w niej aktora Donalda Tuska. Poprzez mnie próbuje się uderzać w niego.

gEuropean Council President Donald Tusk arrives for an EU summit at the Europa building in Brussels on Thursday, Dec. 14, 2017. European Union leaders are gathering in Brussels and are set to move Brexit talks into a new phase as pressure mounts on Prime Minister Theresa May over her plans to take Britain out of the 28-nation bloc. (AP Photo/Olivier Matthys)
Donald Tusk (fot. Olivier Matthys/AP)

Obejmując fotel szefa SKW z ręki polityków PO usiadł pan na bardzo gorącym – jak się okazało po zmianie władzy – krześle. SKW to służba stworzona przez Antoniego Macierewicza i od 2015 r. znów mu – jako szefowi MON – podlega.

– Najpierw p.o. szefa był Grzegorz Reszka, a potem na wiele lat szefem został gen. Janusz Nosek. Ja przyszedłem dopiero w 2014 roku. W Janusza walono medialnie jak w bęben, całkowicie bezpodstawnie, zarzucając mu to samo, co mnie. We mnie też, wydaje mi się, że mniej więcej do momentu rozmowy w Sejmie, gdy jeden z posłów PiSu zaproponował mi deal, który zreszą zignorowałem.

Jaki deal?

– Najpierw skonstruował tezę: że ma informacje, jakobyśmy my, jako SKW, zajmowali się Macierewiczem. Użył sformułowań ” kopiecie pod Antonim” i „przecież wiem że kopiecie”. Widocznie miał kiepskich informatorów.

A zajmowaliście się?

– Nie. Nie od tego było SKW. SKW ma ustawowo okresloną niszę, w której działa. Nie wyobrażam sobie szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który by wykonywał jakiekolwiek dyspozycje polityczne, czy usiłowałby w tej sferze działać. To byłoby samobójstwo. Pomijam już fakt, że każde działanie służby było oceniane, już na etapie planowania, pod kątem jego całkowitej zgodności z przepisami prawa. Oczywiście służby absolutnie nie powinny wchodzić w politykę czy nawet się na nią oglądać.

Ale niestety wchodzą. Za każdej władzy.

– Mam na ten temat inne zdanie, ale nie będę tu wypowiadał o innych czasach i innych służbach. Ale teraz na pewno mamy z takim zjawiskiem do czynienia.

Po wyjściu z prokuratury mówił pan, że sprawa jest polityczna. Będzie pan próbował kwestionować zasadność zatrzymania i zarzuty?

– Tak. Skarżę zarówno zatrzymanie jak i zastosowanie środka zapobiegawczego – dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Jestem pewien że gdyby w naszym systemie prawnym była instytucja niezawisłego czynnika, kontrolującego poczynania prokuratury od wewnątrz, nie byłoby tej dowolności z jaką prokuratura stawia zarzuty, nie mając ku temu realnych podstaw. Wyjaśnienie, że w moich działaniach nie było łamania prawa, zajęłoby kilka minut. W państwie prawa ustawodawca zakłada, że funkcjonariusze państwowi i sędziowie będą kierowali się zasadą obiektywizmu. Ale to musiałaby być prokuratura państwa demokratycznego, a nie prokuratura masakrowana przez partię polityczną, która prawo stosuje instrumentalnie, a z drugiej strony w ogóle nie czuje się tym prawem ograniczona.

Rozumiem, że nie może pan ujawnić czego dotyczyły zarzuty wobec pana. Ale czy może pan chociaż powiedzieć, czy mają one związek z umową z FSB ws. przerzucania polskich żołnierzy przez rosyjskie lotniska z Afganistanu do Polski?

– Cała sprawa ma z tą kwestią pośredni związek o tyle, że przesłanką do podjęcia kontaktu z Rosjanami, wówczas partnerem NATO – była konieczność zabezpieczenia alternatywnej drogi powrotu naszych żołnierzy. Decyzje dotyczące tych działań były akceptowane na najwyższych szczeblach Sojuszu Północnoatlantyckiego. I działo się to w czasie, gdy współpraca z Rosją, jeśli chodzi o Afganistan, była czymś oczywistym i niezbędnym. Także jeśli pan pyta, czy moje działania, w których usiłują przypisać mi błędy, były na kierunku wschodnim – odpowiem, że nie mają nic wspólnego ze sprawą przerzutu żołnierzy. Wie pan, ja bym chętnie te zarzuty ujawnił.

No i za to poszedłby pan siedzieć.

– A szkoda, bo przedstawiłbym także krótkie i ostateczne wyjaśnienie całej sprawy w oparciu o jawne przepisy prawa i treść zarzutów. Dla opinii publicznej, dezinformowanej przez Macierewicza. Niestety, w tej sprawie, mając knebel w ustach, muszę czekać. Mogę za to i zamierzam zadziałać w innej sprawie. Również związanej z Antonim Macierewiczem.

11.12.2017 Warszawa , Palac Prezydencki . Uroczyste zaprzysiezenie nowego rzadu pod kierownictwem premiera Mateusza Morawieckiego . Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Antoni Macierewicz podczas zaprzysiężenia rządu Mateusza Morawieckiego (fot. Sławomir Kamiński/AG)

Której?

– Tej, w której miałem rzekomo wydać zezwolenie na produkcję broni dla fundacji Otwarty Dialog. A ja wydawałem w tej sprawie wyłącznie opinię, dotyczącą nie broni, a obrotu wyposażeniem ochronnym,  kamizelkami przeciwodłamkowymi.

Opinię wydawał pan, a koncesję wydała szefowa MSW Teresa Piotrowska. Fundacja narobiła swoją inicjatywą bałaganu

– Nie widzę niczego, co można by zarzucić w tej sprawie pani minister.  A już zarzut próby obalenia dzięki tej broni rządu PiS…

„Generał z zarzutem współpracy z FSB dał zgodę na produkcję broni fundacji, która chce obalić rząd.” To cytat z programu TVP Info z 2 sierpnia 2017 r. pt.

– Zarzut absurdalny, bo w 2014 roku, kiedy wydawałem opinię, tego rządu jeszcze nie było.

To znów cytat: „Wobec gen. Piotra Pytla jest prowadzone śledztwo, stawiane mu są zarzuty w związku z nielegalnym współdziałaniem z FSB (słowa Antoniego Macierewicza za PAP)”. Czyli mamy zarzut: „generale Pytel, współpracował pan z Rosjanami”.

– W tym momencie mówię: będzie pozew.

Pozwie pan Antoniego Macierewicza?

– Tak.  Nie odpuszczę. Nie jestem tu skrępowany tajemnicą, bo wszystkie kłamstwa zostały wypowiedziane publicznie, w pisowskich mediach.

W efekcie nie bardzo ma się pan czym bronić.

– Ale to wszystko kiedyś zostanie ujawnione bądź osądzone. I ja, i wszyscy, którzy pracowali ze mną, jesteśmy spokojni. Działaliśmy w ramach prawa i na podstawie prawa. I nic nam się w materii służbowej i operacyjnej nie wyrwało spod kontroli. Natomiast, wie pan, w obliczu tak absurdalnych i kłamliwych oskarżeń, rzucanych publicznie przez Macierewicza i jego medialnych sprzymierzeńców, tłumaczenie się było by upokorzeniem. Te oszczerstwa nie zasługują na publiczną polemikę.

Ma pan spokojne sumienie?

– W stu procentach.

17.10.2014 Warszawa , Sejm . Piotr Pytel - szef Sluzby Kontrwywiadu Wojskowego ( c ) w drodze na zamkniete posiiedzenie komisji do spraw sluzb specjanych dotyczacego zatrzymanych podejrzanych o wspolprace z wywiadem rosyjskim . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
17.10.2014 Warszawa , Sejm. Piotr Pytel – szef SKW w drodze na posiedzenie komisji ds. służb specjalnych (fot. Sławomir Kamiński/AG)

Piotr Pytel. Funkcjonariusz służb specjalnych, generał brygady. Od 1994 do 1999 r. pełnił służbę w Urzędzie Ochrony Państwa. W latach 1999-2003 był głównym specjalistą RIC Kraków w Generalnym Inspektoracie Celnym. W latach 2003-2008 służył w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W lipcu 2008 rozpoczął pracę w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. W październiku 2013 został p.o. szefa SKW, w styczniu 2014 r – szefem tej służby.

Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej dziennikarz Gazeta.pl, „Dziennika” i „Newsweeka”. Stypendysta Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii. Kocha Amerykę od Alaski po przylądek Horn. Prowadzi bloga Realpolitik, bywa na Twitterze.

 

weekend.gazeta.pl

Adam Strzembosz

Jeżeli wejdą w życie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, rozpocznie się wyraźny proces przekształcania obecnego systemu prawnego w kierunku państwa policyjnego. Wprawdzie poczucie pokrzywdzenia oraz wykluczenia części społeczeństwa przyczyniło się istotnie do zwycięstwa wyborczego koalicji obecnie rządzącej, ale nie usprawiedliwia to w jakiejkolwiek mierze naruszania elementarnych zasad rządzących prawdziwą demokracją.

(http://www.tvn24.pl)