Próby zamachu PiS na wolne media

PiS nie ma pomysłu, jak ugryźć wolne media, bo te patrzą władzy na ręce i co rusz ujawniają jakąś aferę, a z tymi jest tak, iż co zostanie podniesiony jakiś kamień, wypełza spod niego pisowska korupcja. Takiej aferalnej partii u władzy dotychczas nie mieliśmy.

A przy tym wzrasta prymitywizm działania polityków PiS. Kiedyś wiceprezes tej partii Adam Lipiński zapraszał do siebie Renatę Beger, aby ją przekupić posadą, dzisiaj niezbyt lotny szef kancelarii Mateusza Morawieckiego Michał Dworczyk jedzie na Śląsk, aby skorumpować lokalnego polityka Kałużę i od razu wiadomo za ile go kupił.

Ani Dworczyk w związku z tym nie dostaje rumieńców na twarzy, ani premier, któremu przyglądając się coraz bardziej stwierdzam, że to typowy polityk słup. Był słupem jako prezes w banku z grupy Santander, dzisiaj jest słupem Kaczyńskiego. Gdy jednak jakiś dziennikarz trochę pociągnie go za język, sypie się jego pojęcie o wolności, demokracji i najczęściej mamy do czynienia z osobnikiem o nadymanym ego.

Donald Tusk określił go osobą nie wychylającą się ze swoim zdaniem. Taka trusia, która czeka okazji, aby się nadymać. Przypomina ropuchę dostającą wzdęcia podgardla. Jego braki wiedzy o demokracji wychodzą na każdym kroku, ale też braki charakterologiczne. O mediach był rzec, iż „80 proc. mediów znajduje się w rękach naszych przeciwników”.

Czyli wolne media są we wrogich rękach, bo niepisowskich. Definicja wroga dla Morawieckiego jest oczywista, to ktoś niezwiązany emocjonalnie i ideowo z PiS. Wrogiem dla Morawieckiego jest 80 proc. Polaków (19 proc. zagłosowało na PiS), który to odsetek został z automatu przeniesiony na media. Od początku PiS kombinuje, jak tych 80 proc. zniewolić, uczynić sobie posłusznymi. Przez 3 lata nie wiedzą jak ugryźć wolne media, jak sprowadzić je do niskiego poziomu dawnych mediów publicznych, TVP i radia. Próbują to osiągnąć poprzez zastraszanie i manipulowanie.

TVN wyemitował reportaż o neofaszystach świętujących urodziny Hitlera, którym nic się nie dzieje w państwie rządzonym przez PiS. Więc politycy PiS i ich media wykombinowali, iż autorzy reportażu zrobili z neofaszystami ustawkę.

Refleksja. Jak neofaszystów można namawiać na neofaszyzm? Nie ma takiej opcji, problemem dla dziennikarza jest, aby zgodzili się neofaszyści, by ich rytuały filmować. Gdy reportaż został wyemitowany, a Polska zobaczyła, iż neofaszyzm w państwie PiS ma się całkiem dobrze, wkraczają wówczas media pisowskie, służby państwa i stosują metodę „na złodzieja”.

Złodziej złapany na gorący uczynku odwraca uwagę i wskazuje na tego, którego okradł. W tej metodzie jest dążenie do tego, aby propagandowo rozegrać TVN, najpierw zastraszyć, a nastepnie – gdy opinia publiczna zostanie przewekslowana – postarać się przejąć media.

Operator reportażu o neofaszystach Piotr Wacowski jest szykanowany przez ABW. Otóż wręczono mu pismo, aby stawił się w charakterze podejrzanego o propagowanie faszyzmu. Nawet wskazano mu zarzuty, mianowicie z art. 256 par. 1 Kodeksu karnego (propagowanie nazizmu, zagrożone karą od grzywny do dwóch lat więzienia). Logika tego jest mniej więcej taka, że podobny zarzut możnaby postawić np. reżyserowi filmu o wrześniu 1939, ABW mogłoby wręczyć wezwanie na przesłuchanie, bo jest podejrzany o propagowanie napaści hitlerowców na Polskę.

To jest jedna z prób oskarżenia niezależnych mediów, by je sobie podporządkować. Na szczęście twardo o tej pisowskiej chęci zamachu na wolne media wypowiedziała się ambasador USA Georgette Mosbacher, która mówiła o wielkiej sympatii do Polski, jaka jest w Kongresie USA, ale może ją zepsuć jedna rzecz: „zamach na wolne media”.

 

 

Morawiecki i Czabański krytykują media prywatne: 80 proc. w rękach naszych przeciwników, propaganda większa niż w PRL

– 80 proc. mediów wszystkich jest w rękach naszych przeciwników politycznych, którzy we wściekły sposób nas atakują – stwierdził premier Mateusz Morawiecki, zaznaczając, że „musimy też uważać, żeby nie otwierać wszystkich frontów na raz”. Za tę wypowiedź skrytykowali go niektórzy dziennikarze. – Nie widziałem przez te lata tak propagandowych i tak trzymanych na krótkim pasku mediów, jak obecnie media komercyjne – ocenił Krzysztof Czabański, szef Rady Mediów Narodowych.

Czytaj więcej na: https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/mateusz-morawiecki-80-proc-mediow-w-rekach-naszych-przeciwnikow-politycznych-nie-mozemy-otwierac-wszystkich-frontow-na-raz

 

Podczas środowej wizyty w Sejmie ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher mówiła posłom na temat relacji polsko-amerykańskich. Zdaniem polityków opozycji dyplomatka ostrzegła, że „zamach na wolne media” może zepsuć wzajemne relacje. Mosbacher podniosła również temat wiz dla Polaków, którzy chcą wyjechać do USA.

 

radiozet.pl

Donald Tusk wzywa do akceptacji porozumienia ws. brexitu

24.11.2018

onet.pl

 

Rząd uderza w TVN. ABW w domu operatora stacji za „urodziny Hitlera”

Wojciech Czuchnowski, 

 

Po nagonce prorządowych mediów i atakach polityków PiS na TVN za wyemitowanie reportażu o neofaszystach świętujących urodziny Hitlera do akcji wkraczają służby specjalne. W piątek funkcjonariusze ABW wręczyli operatorowi stacji Piotrowi Wacowskiemu pismo, by stawił się na przesłuchanie w charakterze podejrzanego o propagowanie faszyzmu.

Dwaj funkcjonariusze Agencji przyszli do domu Wacowskiego w piątek ok. godz. 20.15. Jego mieszkanie musiało być obserwowane, bo dosłownie parę minut wcześniej wrócił z pracy. W czwartek operator dostawał SMSy, że ma się skontaktować z ABW, ale nie były podpisane, więc na nie nie odpisywał. Teraz mówi „Wyborczej”, że nie chce się wypowiadać bez konsultacji z prawnikiem. Przesłuchanie połączone z postawieniem Wacowskiemu zarzutów z art. 256 par. 1 Kodeksu Karnego (propagowanie nazizmu, kara od grzywny do dwóch lat więzienia) ma się odbyć 29 go listopada.

Neofaszysta mówi o reklamówce z pieniędzmi

Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura okręgowa w Gliwicach. To trzecie postępowanie związane z wyemitowanym w styczniu 2018 r. reportażem TVN o polskich neofaszystach. Pierwsze objęło negatywnych bohaterów filmu. Ale dwa pozostałe dotyczą już autorów materiału. To dwoje dziennikarzy, którzy – podszywając się pod zwolenników ideologii nazistowskiej – przeniknęli do wnętrza zakonspirowanych i niebezpiecznych grup neofaszystów ze Śląska. Reportaż zaszokował opinię publiczną. Nawet politycy PiS, którzy wcześniej bagatelizowali zjawisko faszymu jako marginalne, domagali się ukarania przedstawionych w filmie TVN osób.

wyborcza.pl

 

 

 

Odprysk afery KNF: Rodzina PiS na naszym!

To nie 10-godzinne zeznania w prokuraturze miliardera i bankiera Leszka Czarneckiego stały się najważniejszym tematem ostatnich godzin wokół afery z Komisją Nadzoru Finansowego. Przyćmiło je ujawnienie, że prezes Narodowego Banku Polskiego dał pracę synowi ministra koordynatora służb Mariusza Kamińskiego. Dokładnie sześć lat temu znajdujące się wówczas w opozycji PiS postulowało utworzenie Centralnego Rejestru Oświadczeń o zarobkach osób zatrudnionych w administracji rządowej i spółkach Skarbu Państwa. Miał być to sposób na walkę z nepotyzmem. Z planów nic nie wyszło, a w buty krytykowanej wówczas władzy PiS weszło jak w swoje!

Przy okazji wybuchu afery z KNF najpierw okazało się, że w NBP posadę wicedyrektora dostała żona Marka Chrzanowskiego – tego samego, który tydzień temu złożył rezygnację z funkcji przewodniczącego KNF. A teraz wyszło na jaw, że dzięki prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu, Kacper Kamiński od lipca tego roku pracuje… w Banku Światowym w Waszyngtonie jako doradca Katarzyny Zajdel-Kurowskiej, delegowanej przez NBP wicedyrektor wykonawczej.

Kamiński to syn… ministra Kamińskiego. Jego matką jest Anna Kasprzyszak, od niedawna… dyrektor departamentu edukacji w NBP. Ba, przełożona… wicedyrektor Chrzanowskiej! Jaki ten świat jest mały, prawda? W czwartek rzeczniczka PiS Beata Mazurek zapewniała, że władze PiS nie miały pojęcia o zatrudnieniu Kacpra Kamińskiego.

„Mój syn ukończył wyższe studia prawnicze (specjalizacja prawo gospodarcze). Przez ostatnie 3,5 roku był zatrudniony w Parlamencie Europejskim, w Brukseli, jako doradca Komisji Budżetowej. Zatrudnienie to uzyskał w drodze konkursu, przeprowadzonego zgodnie z procedurami Parlamentu Europejskiego, przez jego pracowników. W związku z propozycją pracy w Banku Światowym zrezygnował z wcześniejszej posady” – tak Mariusz Kamiński bronił syna w „Gazecie Wyborczej”.

Kacper Kamiński w trakcie studiów na prywatnej uczelni (w 2010 r.) został radnym powiatowym PiS w Otwocku. Gdy został magistrem, pracował w spółce Srebrna, związanej z PiS. Potem wyjechał do Brukseli i pracował we frakcji, w której współrządzi PiS. Z ramienia tej frakcji został doradcą w Komisji Budżetowej! A teraz z rekomendacji przyjaciela Jarosława Kaczyńskiego zarabia w Waszyngtonie ok. pół miliona złotych rocznie…

Dzieci polityków mogą liczyć na więcej

Czasy się zmieniają. Ludzie – nigdy. Szczególnie ci zajmujący się polityką. Dekadę temu ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak tłumaczył swoich kolegów z PSL, którzy bez żenady zatrudniali dzieci na dobrze płatnych stanowiskach państwowych. Jego zdaniem to miało być lepsze od zsyłek za granicę, np. na Syberię. Teraz rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska stawia sprawę podobnie: dla swoich tylko ciepłe posadki albo bezludna wyspa. Wskazujemy trzecią drogę: zamiast zsyłek wysyłka CV i normalny proces rekrutacyjny. Taki, przez który przechodzą zwykli Polacy starający się o pracę!

Waldemar Pawlak w 2008 r. w Polskim Radiu: Powinno cieszyć, kiedy dzieci wykazują podobne zainteresowania i chcą iść w ślady rodziców. Jeśli są to ludzie, którzy zawodowo zajmują się takimi sprawami, to gdzie mają pracować? Czy za granicą, czy mają być wysyłani za granicę? Były takie czasy, gdy zsyłano ludzi na Syberię za to, że kontynuowali patriotyczne działania swoich poprzedników.

Joanna Kopcińska w 2018 r. w Radiu Plus: Dzieci polityków są młodymi, wykształconymi, znającymi języki ludźmi, którzy decydują o wyborze własnej drogi życiowej. Nie można dzieci polityków wywieźć na bezludną wyspę tylko dlatego, że polityk dotyka różnych obszarów.

fakt.pl

 

 

Modlitwa Beaty Mazurek: „Sprawa KNF-u jest politycznie zamknięta”. Akurat

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek zaklina rzeczywistość. To, że PiS chce aferze KNF uciąć głowę i sprowadzić ją do jednostkowego wyskoku, nie znaczy, że sprawa jest skończona. Przyglądamy się tym wątkom afery, które mogą mieć polityczne konsekwencje dla obozu rządzącego

PiS nie dopuści do powstania komisji śledczej ds. afery KNF. I robi wiele, by przekonać swoich wyborców, że sprawa się skończyła. OKO.press nie zajmuje się zwykle modlitwami. A taki właśnie charakter ma stwierdzenie rzeczniczki PiS z briefingu prasowego w Sejmie w piątek 23 listopada 2018.


Sprawa KNF-u i tego, co było na taśmach dla nas jest sprawą – z punktu widzenia politycznego – zamkniętą.

Beata Mazurekbriefing prasowy w Sejmie – 23/11/2018

Fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta .


STŁUCZONY FAŁSZOMIERZ. TO POBOŻNE ŻYCZENIE, RZECZYWISTOŚĆ JEST INNA.



W skrócie: szef Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrzanowski złożył bankierowi Leszkowi Czarneckiemu propozycję korupcyjną. Po ujawnieniu 13 listopada nagrania rozmowy Chrzanowskiego i Czarneckiego przez „Gazetę Wyborczą”, szef KNF podał się do dymisji.


Jak pisaliśmy w tekście „Cios nożem mikrofonowym. Jak media PiS próbują tłumaczyć aferę KNF„, obóz rządzący próbuje przekonać opinię publiczną, że nic się nie stało, Chrzanowski działał sam, afera tak naprawdę dotyczy bankiera Leszka Czarneckiego, a wszystko, co należało w tej sprawie zrobić, zostało już zrobione, więc o co to całe halo.

Nic dziwnego, że Prawo i Sprawiedliwość chce sprawę zamknąć jak najszybciej. Nie ma nic gorszego dla rządzącej partii niż ciągnące się afery wytwarzające wrażenie, że „coś jest na rzeczy” jeśli chodzi o korupcję, i sieci powiązań ludzi władzy chciwych na pieniądze.

Tylko że w tym przypadku wola partii rządzącej, by uciąć aferze głowę, może nie wystarczyć. W sprawie KNF – jak mówi Mazurek, unikając słowa „afera” jak ognia – jest wiele wątków, które wymagają wyjaśnienia i którymi zajmują się dziennikarze różnych mediów.

Wymieńmy kilka z nich – te, które mogą mieć polityczne skutki dla Prawa i Sprawiedliwości:

Adam Glapiński: bomba z opóźnionym zapłonem?

To najważniejszy i potencjalnie najgroźniejszy politycznie osobo-wątek afery. Korumpujący Czarneckiego Chrzanowski jest człowiekiem Adama Glapińskiego, prezesa NBP. A Glapiński – człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego.

Obecny szef banku centralnego to postać kluczowa w obozie PiS. To jeden z najbardziej zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego od czasów Porozumiania Centrum. „Współtworzył potęgę finansową tego środowiska” – mówił Witoldowi Gadomskiemu z „Gazety Wyborczej” były polityk PiS. Po przyjściu do NBP Glapiński przeprowadził czystkę kadrową, odsunął doświadczonych specjalistów, wprowadził swoich ludzi.

Nazwisko szefa NBP wielokrotnie pada w nagranej przez Czarneckiego rozmowie, a z gabinetu Chrzanowskiego rozmówcy udali się właśnie do Glapińskiego. „W PiS obawiają się, że Giertych [w tym przypadku jako adwokat Czarneckiego] trzyma nagranie z Glapińskim w zapasie” – powiedział Gadomskiemu jeden z rozmówców. Sam Glapiński zapewnia, że nic kompromitującego go w tej rozmowie nie padło, ale kto by nie zapewniał?

Jeśli takie nagranie istnieje, byłoby polityczną bombą, ale nawet bez niego nad centralną postacią obozu władzy zebrały się czarne chmury. Czy Chrzanowski działał w porozumieniu z Glapińskim? Ile władzy Glapiński ma w PiS? Jaki wpływ na politykę państwa ma budowane przez niego w instytucjach finansowych zaplecze?

Krewni i znajomi

„Opowieść o zachłannym obozie władzy staje się coraz bardziej przekonująca” – skomentował rozwój afery KNF Piotr Zaremba, publicysta sympatyzujący z PiS w „Polska The Times”.

Afera pomogła wyświetlić przed opinią publiczną politykę kadrową w NBP i innych instytucjach finansowych. Media donoszą o zatrudnianiu tam bliskich polityków rządzącej partii. Pisaliśmy w OKO.press o synu Mariusza Kamińskiego, zatrudnionym w Banku Światowym: „Bank Światowy obala krętactwa o Kacprze Kamińskim. Ale Sasin kłamie w żywe oczy Olejnik„.

„To co dzieje się wokół NBP to powtórka z „misiewiczów”. Potrzebna jest kontrola NIK-u, który jest jedynym organem władnym kontrolować NBP. Jeśli rutynowe działanie jest odległe, to powinna zapaść decyzja o nadzwyczajnej kontroli NIK” – komentował dla portalu Money.pl Leszek Balcerowicz.

Media ujawniły już wiele innych posad obsadzanych po linii partyjnej lub rodzinnej, wśród nich są: Martyna Wojciechowska (była radna sejmiku mazowieckiego, szefowa departamentu komunikacji i promocji NBP, zasiada w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego), Kamila Sukiennik (szefowa gabinetu Glapińskiego, zasiada również w radzie nadzorczej Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych), Anna Kasprzyszak (dyrektor departamentu edukacji w NBP, była żona Mariusza Kamińskiego), Joanna Chrzanowska (zastępczyni Anny Kasprzyszak, żona Marka Chrzanowskiego. Powiązania między tymi osobami pokazuje infografika „Gazety Wyborczej”.

Marek Suski, szef Gabinetu Politycznego premiera, próbował zbagatelizować osobowy wymiar afery, mówił: „Urzędników są tysiące i trudno brać odpowiedzialność za to, że ktoś popełni jakiś błąd, czy nie będzie prowadził jakichś rozmów, czy nawet nie weźmie łapówki. (… ) My nie obiecywaliśmy, że nagle zmienimy wszystkich urzędników w aniołów. Tym bardziej, że to jest w większości odziedziczony po poprzednikach zespół ludzi”.

Przypomnijmy jednak, że Marek Chrzanowski był akurat urzędnikiem, którego nowa władza nominowała, a nie odziedziczyła. Podobnie jak wiele osób zatrudnionych w NBP.

Wieczny powrót tego samego: SKOK-i

Podczas nagranej przez siebie rozmowy Leszek Czarnecki opowiada, że przyszedł do niego senator Grzegorz Bierecki, twórca SKOK-ów, i chciał w Getin Banku złożyć depozyt o wartości 60-70 mln złotych. Czarnecki miał odmówić, zgłaszając wątpliwości co do źródła pochodzenia pieniędzy, i przekazał sprawę do KNF. Za opisanie tego wątku Bierecki zagroził „Gazecie Wyborczej” procesem.

Grzegorz Bierecki to bohater dziesiątków tekstów dziennikarki OKO.press Bianki Mikołajewskiej (wcześniej „Polityka i „Wyborcza”), która od lat opisuje system SKOK-ów. Bierecki współfinansuje związane z PiS media, a Jarosław Kaczyński poparł go w kampanii wyborczej do Senatu. Afera KNF znów kieruje uwagę opinii publicznej na działalność kas i ich powiązania z instytucjami państwowymi.

Wątek prezydencki: „plan Zdzisława”

W nagraniu pada nazwisko Zdzisława Sokala – to przedstawiciel prezydenta Andrzeja Dudy w KNF i prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. To Sokal miał mieć plan przejęcia banku Czarneckiego za złotówkę. Rodzi to pytania o zaangażowanie zaplecza prezydenckiego w tę sprawę, zwłaszcza, że prezydent publicznie Sokala bronił.

W dodatku, „Rzeczpospolita” ujawniła że Sokala powołano do KNF bez kontrasygnaty premiera, czyli formalnie jest nieważne.

Nadzór finansowy

Dymisja Chrzanowskiego nie załatwia sprawy, jeśli chodzi o wiarygodność nadzoru nad systemem finansowym: „Dziś każdy posiadacz depozytu w polskim banku może się zastanawiać czy ktoś pilnuje bezpieczeństwa moich pieniędzy? Bo sytuacja wygląda mniej więcej tak, jakby, dajmy na to, policjant kierujący ruchem na skrzyżowaniu zszedł ze stanowiska i zaczął negocjować z właścicielem największej limuzyny czy za drobną opłatą ten nie mógłby on mieć zawsze pierwszeństwa. I jakby potem razem poszli omawiać cenę z szefem drogówki. Czy ktoś ma pewność, że na takim skrzyżowaniu nie dojdzie do wypadku? – komentuje dziennikarz ekonomiczny Maciej Samcik.

Niezależność nadzoru finansowego „musi być oczywiście uzupełniona o demokratyczną kontrolę” – mówił z kolei „Gazecie Wyborczej” Andrzej Wojtyna, były członek Rady Polityki Pieniężnej. Na czym miałaby polegać? „Na transparentnym wyjaśnianiu oraz uzasadnianiu podejmowanych decyzji i na dzieleniu się oceną zagrożeń poprzez spotykanie się z analitykami i dziennikarzami, a także z parlamentarzystami”.

W Senacie leży uchwalona przez Sejm ustawa o nadzorze finansowym i ochronie inwestorów na rynku finansowym. Zapewne PiS będzie chciał teraz do niej wprowadzić poprawki i w ten sposób parlament może się stać kolejnym polem bitwy.

Zresztą, ustawa już była przedmiotem starcia między premierem Morawieckim a prezesem Glapińskim. Pisał  o tym portal TVN Konkret24: „Morawieckiemu udało się wprowadzić ważne dla niego poprawki, a zastrzeżenia prezesa NBP nie zostały wzięte pod uwagę”.

Walki frakcyjne w PiS

PiS nie jest monolitem. Niby to wiadomo, ale afera KNF pokazała jak na dłoni podziały w PiS i dała poszczególnym frakcjom dodatkowe atuty. Po raz kolejny widać napięcie między Zbigniewem Ziobrą i Mateuszem Morawieckim. Do tej pory premier przegrywał w walce o wpływ nad nadzorem finansowym – teraz dostał pretekst, by go przejąć i obsadzić własnymi ludźmi.

Mianował nowym szefem KNF „swojego” prof. Jacka Jastrzębskiego, wicedyrektora departamentu prawnego banku PKO BP, banku państwowego, którym kieruje przyjaciel premiera Zbigniew Jagiełło.

Z kolei Ziobro nadzoruje śledztwo w sprawie wizyty Czarneckiego u Chrzanowskiego i wiele wskazuje na to, że ukrył przed Morawieckim informację o korupcji – pisze o tym m.in. „Newsweek”.

Afera KNF wcale się nie zakończyła, pytań, na które trzeba odpowiedzieć jest aż nadto, a zaklęcia rzeczniczki Mazurek nie wystarczą zamiast odpowiedzi.

Chronologia wydarzeń afery KNF (infografika „Gazety Wyborczej”).

oko.press