Duda musi odpowiedzieć za bezprawie i brak charakteru, bo w przeciwnym razie nie przetrwa nasza niepodległość

Mamy problem z Adrianem. Nie dość, że nie uznaje wyroków Sądu Najwyższego, to jest recydywistą. Tak mówią najlepsi prawnicy, autorytety w tej dziedzinie, jak choćby promotor doktoratu Andrzeja Dudy, prof. Jan Zimmermann: ”Andrzej Duda złamał konstytucję wielokrotnie”.

Odpowie za wszystkie swoje przewinienia, a ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, koordynatora służb specjalnych, ”będzie tylko jednym z zarzutów”.

Duda i jego przedstawiciele otwarcie zapowiedzieli, że nie zastosują się do wyroku Sądu Najwyższego.

Toteż w kraju mamy oficjalnie bezprawie. Prezydent, który nie przestrzega prawa i depcze Konstytucję.

Nie tylko Trybunał Stanu dla Dudy, ale zwykła wokanda. Tego w historii jeszcze nie przeżywaliśmy. Taka plaga egipska dotknęła Polskę.

I nie pomoże Dudzie to, że Polska wyjdzie z Unii Europejskiej. Bo wyjdzie, kierunek jest już jasny. Beknie Duda – kraty są mu pisane, abyśmy przetrwali jako niepodległy organizm.

Więcej >>>

Biały Dom zapowiada wycofanie się USA z porozumienia klimatycznego

Ireneusz Sudak, mo, 01 czerwca 2017

Biały Dom ogłosił, że wycofa USA z przełomowego porozumienia paryskiego, które ma przeciwdziałać globalnemu ociepleniu.

Biały Dom ogłosił, że wycofa USA z przełomowego porozumienia paryskiego, które ma przeciwdziałać globalnemu ociepleniu. (Susan Walsh (AP Photo/Susan Walsh, File))

Biały Dom ogłosił, że wycofa USA z przełomowego porozumienia paryskiego, które ma przeciwdziałać globalnemu ociepleniu – podaje CNN. Stany Zjednoczone będą jednym z trzech krajów na świecie, które nie będzie przestrzegać porozumienia.

Jak podaje amerykańska telewizja informacyjna CNN, powołując się na źródła w Kongresie, dziś po południu Biały Dom rozpoczął informowanie kongresmenów o planowanym wycofaniu się USA z umowy. Nie znamy jeszcze szczegółów. Przemówienie w tej sprawie Donald Trump zapowiedział na godz. 15 czasu waszyngtońskiego (godz. 21 czasu polskiego).

Informację o tym, że USA formalnie wycofają swój udział w podpisanym w grudniu 2015 r. porozumieniu paryskim, już w niedzielę podał serwis internetowy Axios – to nowa strona założona przez współtwórcę portalu Politico. Tę samą informację przekazały później agencje informacyjne Associated Press i Reuters, powołując się na własne źródła.

Wczoraj na Twitterze Trump ogłosił, że w ciągu kilku dni ogłosi swoją decyzję. „Ogłoszę moją decyzję w sprawie porozumienia paryskiego w ciągu następnych kilku dni. UCZYNIĆ AMERYKĘ ZNOWU WIELKĄ!”.

I will be announcing my decision on the Paris Accord over the next few days. MAKE AMERICA GREAT AGAIN!

Wycofując się z porozumienia paryskiego, Donald Trump postąpił na przekór najbardziej zaufanym doradcom: sekretarzowi obrony Jamesowi Mattisowi, sekretarzowi stanu Reksowi Tillersonowi i swojej córce Ivance Trump, którzy namawiali go, by tego nie robił.

Którą ścieżkę wybierze Trump?

Teraz możliwe są dwa scenariusze. Dłuższy, polegający na wypowiedzeniu umowy paryskiej – wtedy przestanie ona obowiązywać w 2020 r., akurat w trakcie następnej kampanii prezydenckiej.

Krótszy, ale możliwie trudniejszy, to wprowadzenie do wypowiedzenia przez USA ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu. Wtedy umowa przestałaby obowiązywać już za rok.

Jak piszą w swojej analizie Aleksandra Gawlikowska-Fyk i Marek Wąsiński z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, nie jest jednak jasne, czy w przypadku tego drugiego wariantu Trump nie musiałby uzyskać większości dwóch trzecich głosów w Senacie, co mogłoby znacznie zmniejszyć swobodę działania.

– Dla Polski decyzje USA nie będą miały wielkiego znaczenia, bo w tym zakresie jesteśmy zależni od ustaleń na poziomie Unii Europejskiej, a te mogą być co najwyżej zaostrzane. Trump nie jest w stanie odwrócić trendu w kierunku dekarbonizacji, zarówno w Europie, jak i na świecie – mówił „Gazecie Wyborczej” Aleksander Śniegocki, kierownik Projektu Energia i Klimat w think tanku WISE-Europa.

Podpisane w grudniu 2015 r. porozumienie paryskie to pierwsza umowa międzynarodowa, która zobowiązuje wszystkie państwa do działań na rzecz ochrony klimatu. Wzywa ona państwa do ograniczenia ocieplenia do 2 st. C w porównaniu z czasami sprzed wybuchu rewolucji przemysłowej, a najlepiej utrzymanie go na poziomie maks. 1,5 st.

Umowa weszła w życie 4 dni przed wygranymi przez Donalda Trumpa wyborami prezydenckimi.

W przyszłym roku kolejny szczyt klimatyczny odbędzie się w Katowicach. Przewodniczyć mu będzie polski minister środowiska Jan Szyszko.

Porozumienie paryskie zostało zawarte na konferencji klimatycznej w grudniu 2015 roku. Jego celem jest zahamowanie groźnych dla ludzkości i innych gatunków zmian klimatu. Podpisało je 195 krajów. Co ustaliły?

  1.  Wezwanie do ograniczenia ocieplenia do 2 st. C w porównaniu z czasami sprzed wybuchu rewolucji przemysłowej w XVIII w., a najlepiej utrzymanie go na poziomie maks. 1,5 st. Obecnie ludzkość emituje ok. 36 mld ton CO2 rocznie. Jeśli strony dotrzymają zobowiązań, do 2030 r. emisja ta wzrośnie do 55 mld ton. Według porozumienia, by globalne ocieplenie było nie wyższe niż 2 st. C, roczna emisja CO2 w 2030 r. nie może przekroczyć 40 mld ton. Potem powinna zacząć ostro spadać.
  2. Dokument wzywa też ONZ-owski Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu, by do 2018 r. zaproponował scenariusz redukcji emisji, zgodnie z którym ocieplenie nie przekroczy 1,5 st.
  3. Wezwanie sygnatariuszy, by co pięć lat od jego wejścia w życie pokazywali, jak redukują emisję CO2, i odnawiali (najlepiej zaostrzali) cele redukcyjne.
  4. Potwierdzenie powołania funduszu zasilanego od 2020 r. przez państwa rozwinięte łączną kwotą 100 mld dol., który ma wesprzeć w walce ze zmianami klimatu państwa rozwijające się.
  5. Wezwanie stron, by jeszcze przed 2020 r. podjęły działania na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych, np. ratyfikując aneks do protokołu z Kioto (czego w imieniu Polski odmówił prezydent Duda).
  6. Stwierdzenie, że różne państwa mają różne zobowiązania co do redukcji emisji gazów. Wynikają one m.in. z ich rozwoju gospodarczego. Dojście do szczytu emisji może państwom rozwijającym się zająć więcej czasu.
  7. Redukcja emisji gazów cieplarnianych ma się zacząć jak najszybciej, a w drugiej połowie wieku świat powinien przestawić gospodarkę na tzw. zeroemisyjność. Krajowe gospodarki mają wtedy emitować taką samą ilość gazów cieplarnianych, jak przyroda i ewentualne nowe technologie ich pochłaniania będą ściągać z powietrza.

wyborcza.pl

PiS już otwarcie zmienia demokrację konstytucyjną w pisokrację

Komentarze obozu trzymającego władzę wobec werdyktu Sądu Najwyższego w sprawie Andrzeja Dudy dowodzą jasno – i to chyba nawet ostatnim naiwnym, którzy mieli jeszcze złudzenia – jaki jest cel tej ekipy.

Prezydent RP (nie wspominając o koordynatorze służb specjalnych, ministrze sprawiedliwości i rzeczniczce partii rządzącej) wprost zakwestionował wyrok samego Sądu Najwyższego (dotyczący, co ma dodatkowy smaczek, ułaskawienia przez tegoż prezydenta tegoż koordynatora jeszcze w toku procesu sądowego).

Co więcej, przedstawiciele Andrzeja Dudy zapowiedzieli otwarcie, że nie zastosuje się on do werdyktu.

Chodzi na dodatek o to, że sędziowie uznali za niezgodne z prawem akurat takie działanie prezydenta, które nie tylko burzyło obowiązującą w państwie logikę ustrojową i proceduralną, ale też miało jednoznacznie polityczny charakter (ułaskawienie niedawnego partyjnego towarzysza). A wreszcie naruszało dobre obyczaje choćby poprzez sugerowanie, że proces o przekroczenie uprawnień przez Kamińskiego i jego podwładnych z Centralnego Biura Antykorupcyjnego ma „wymiar polityczny”, a prezydent poprzez ułaskawienie chce tylko „uwolnić wymiar sprawiedliwości od oceny dotyczącej polityczności”.

Sąd Najwyższy ponad prawem?

Teraz Andrzej Duda tłumaczy się równie żenująco, znowu skrajnie populistycznie i niebezpiecznie. Oto urzędnicy kancelarii głowy państwa oznajmili arbitralnie w jego imieniu, że „uchwała podjęta przez SN nie ma należytej podstawy prawnej”. I dodali, że „Polska potrzebuje demokracji, a nie sędziokracji”. Ba, ponownie zapowiedzieli stosowną zmianę konstytucji.

Tezę, że „Sąd Najwyższy sam stawia się ponad prawem”, podchwycił oczywiście bezprawnie ułaskawiony Kamiński, a sekundanta znalazł w ministrze sprawiedliwości. Sąd zaatakowała nawet pani rzeczniczka partii. Wypowiedzi te dowodzą jednak albo nieuctwa, albo zaplanowanej arogancji.

Aż wstyd przecież przypominać, że jednym z uznanych fundamentów cywilizowanej demokracji jest trójpodział władz (z istotną rolą tej sądowniczej właśnie). Czy też wyjaśniać, że prezydent państwa jest jego prezydentem, a nie sędzią, więc o ile może na mocy konstytucji łagodzić kary czy je darować, o tyle nie w jego mocy jest decydowanie o winie – bo to należy do sędziów właśnie. Chyba że chce sprawować władzę niczym dyktator sam stanowiący prawa i ferujący wyroki?

Najprawdopodobniej zachodzi zatem ewentualność druga: że mamy do czynienia z cyniczną butą właśnie. Wszak opowieści o potrzebie demokracji czy obelgi w rodzaju „sędziokracji” idealnie współbrzmią z narastającą frazeologią o nadrzędnej ponad wszystko woli suwerena czy wszechwładnej i nietykalnej sędziowskiej kaście, którą trzeba przywołać do porządku.

W rzeczywistości jest to jednakże podważanie istoty obowiązującego w RP ustroju – nie tylko na poziomie dotyczącym sądów, ale całego porządku państwa i konstytucji. „Demokratyczne państwo prawa” ma być zastąpione pisokracją.

Ponadto jest to jawne, bo pochodzące od prezydenta, czyli – symbolicznie przynajmniej – pierwszego obywatela RP, przyzwolenie na negowanie wyroków i innych decyzji podejmowanych w majestacie państwa.

Potem więc trudno się będzie dziwić choćby temu, że powagę rozpraw mogą zakłócać awanturnicy szarpiący się z policjantami i próbującymi wyrwać im broń. Nie mówiąc już o tym, że kiedyś ktoś może uznać, że także niejaki Andrzej Duda pełnił swój urząd „bez należytej podstawy prawnej” i uchwałą lub ustawą uznać jego wybór za niebyły.

polityka.pl

Polexit na uchodźcę

1.06.2017
czwartek

Fantazmatyczny uchodźca, klejony z pisowskich lęków, jest dobry nie tylko po to, by straszyć nim Polaków. Ale także po to, by wyprowadzić Polskę z Unii.

1.

Jak już pisałem: gdyby cynizm był wszystkim, PiS miałby zawsze rację. Do tej pory sądziłem, że partia władzy wykorzystuje uchodźców, by mobilizować wyborców do popierania rządu. Za każdym razem, gdy światło dzienne ogląda jakaś pisowska afera, straszenie uchodźcami wraca jak bumerang. Gdy się okazuje, że pisowski rząd tuszował tortury, do jakich doszło we wrocławskim komisariacie, pojawiają się uchodźcy. Gdy opinia publiczna dowiaduje się, że koledzy z Sycowa, rodzinnej miejscowości Beaty Kempy, robili zawrotne kariery w policji, na ratunek wzywani są uchodźcy. Krótko: straszenie uchodźcami ma nie tylko przykrywać pisowskie przekręty i nadużycia władzy, ale także mobilizować wyborców do popierania ekipy Szydło.

2.

Sęk w tym, że to tylko jedna strona medalu. Druga jest równie przerażająca co cynizm i krótkowzroczność zastępują przyzwoitość i rozsądek. Otóż pisowski rząd wykorzystuje uchodźców także w tym celu, by iść na zwarcie z Unią Europejską. I w konsekwencji przygotować grunt do Polexitu.

Co więcej: w zasadzie już mu się to udało, jeśli przyjrzymy się danym, jakie zaprezentował CBOS. Czy powinniśmy przyjąć uchodźców z krajów muzułmańskich, „jeżeli Polsce groziłaby utrata pieniędzy z funduszy unijnych”: 65 proc. badanych mówi, że zgadza się, by Polsce odebrać fundusze.

To pokazuje, że pisowska polityka strachu działa. Że przygotowanie do Polexitu idzie pełną parą. I że skoro już i tak nachapaliśmy się kasy, to teraz można się z Unii zabierać, bo Europa chce nam tylko podsyłać – to najnowsza narracja pisowskich tytanów myśli – uchodźców, gender i gejów.

3.

W Europie nikt po Polsce nie będzie płakał. Ba, mam przeczucie graniczące z pewnością, że takie kraje jak Holandia, Włochy, Estonia czy nawet Węgry odetchną z ulgą, że Polacy na własne życzenie zwracają Europie bilet, by za sprawą swojego prawicowego rządu wskoczyć w objęcia putinowskiej Rosji.

 

makowski.blog.polityka.pl

Data referendum prezydenta Dudy prawie pewna. Do urn mamy pójść 11 listopada 2018 roku

Kancelaria Prezydenta po spotkaniu z Państwową Komisja Wyborczą mówi, że data referendum o ustroju państwa jest już w pewnym sensie pewna. Wyznaczono je na 11-ego listopada 2018.

TVN24.pl

przeciw prezydenckiej pogardzie dla prawa

 

Jak prezydent Gdańska rozczarował Błaszczaka

Jak prezydent Gdańska rozczarował Błaszczaka

„Pod kierownictwem Mariusza Błaszczaka ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji zajmuje się wszystkim tylko nie dbaniem o bezpieczeństwo Polek i Polaków. Minister i jego ludzie, a to postraszą nas uchodźcami, a to sprawdzą kto jest prawdziwym Polakiem, a to zlekceważą przypadek śmierci na komisariacie we Wrocławiu. Niedawno wiceminister Sebastian Chwałek zainteresował się, jak spędzam swój czas wolny. Polecił szefowej Regionalnej Izby Obrachunkowej w Gdańsku zbadać, ile gdański samorząd wydał na mój udział w Marszu Wolności 6 maja w Warszawie.

Rozczaruję pana ministra – wyjazd opłaciłem z własnych pieniędzy.”

W takiej formie zareagował prezydent Gdańska Paweł Adamowicz na pilne pismo Regionalnej Izby Obrachunkowej w Gdańsku, domagającej się wyjaśnienia wątpliwości co do tego kto, ile i za co zapłacił przy okazji organizacji „Marszu Wolności” 6 maja w Warszawie. Podobne żądania otrzymało wielu samorządowców.

Niepokój i zamieszanie widoczne po stronie rządzących, a wywołane Marszem Wolności, który odbył się 6 maja w Warszawie, pokazały wyraźnie, że zrobił on pożądane wrażenie.  Pamiętamy spór o to, ile osób przeszło ulicami stolicy. Władze Warszawy liczbę demonstrantów oszacowały na 90 tys., policja na zaledwie 12 tys. „Ja rozumiem, że ‚domofon’ wymaga, ale nie róbcie sobie jaj:-)” – komentował wówczas policyjne szacunki jeden z internautów.

Poseł PiS Józef Leśniak postanowił zawiadomić śledczych o tym, że urzędnicy gminni mogli sfinansować dowóz osób na opozycyjny „Marszu Wolności” do stolicy i w ten sposób złamali prawo. Wtedy do działania przystąpił resort Mariusza Błaszczaka. Do Regionalnych Izb Obrachunkowych rozesłano stosowne pisma, a te zażądały, by pilnie i natychmiast samorządowcy złożyli wyjaśnienia. Prezydent Gdańska postanowił wyjaśnić publicznie, że nie ma nic do ukrycia.

https://www.facebook.com

„Nie mogą znaleźć innych powodów, by się przyczepić, to szukają w prostacki sposób”, „Będą z każdej strony Pana atakować z nadzieją, że w końcu znajdą haka. Powodzenia Panie Prezydencie” – komentują mieszkańcy Gdańska. „PiS nie lubi i nie ufa samorządom, zrobią wiele, by nam dokuczyć” – podsumował Adamowicz.

koduj24.pl

CZWARTEK, 1 CZERWCA 2017

Pigułki „dzień po” tylko na receptę. Senat przyjął ustawę

17:531 godz. temu

Pigułki „dzień po” tylko na receptę. Senat przyjął ustawę

Senatorowie przyjęli bez poprawek nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, zgodnie z którą pigułki “dzień po” będą sprzedawane tylko na receptę. Teraz ustawa trafi do prezydenta.

16:11

Nowoczesna przedstawiła kluczowe elementy programu Aktywna Rodzina

Dzisiaj z okazji Dnia dziecka posłowie z klubu poselskiego Nowoczesna gościli w Sejmie grupę dzieci i młodzieży. Podczas wspólnej z gośćmi konferencji prasowej Ryszard Petru oraz Paulina Hennig-Kloska przedstawili kluczowe elementy przygotowanego przez Nowoczesną prorodzinnego programu Aktywna Rodzina.

Jak podkreślali, porównując program Aktywna Rodzina z socjalnym programem PiS widać, że jest on:

  • adresowany dla wszystkich dzieci, ulga podatkowa przysługuje na każde dziecko
  • stanowi dla rodziców zachętę do aktywności zawodowej,
  • stanowi dużo mniejszy koszt dla budżetu państwa
  • okres wsparcia dla dziecka jest niezależny od wieku rodzeństwa
  • jest sprawiedliwy, rodziny najbogatsze nie będą otrzymywały wsparcia natomiast taką pomoc dostaną np. matki samotnie wychowujące dziecko

.@hennigkloska dzieci są szczęśliwe również kiedy mama czuje się spełniona zawodowo, zachęcam młode mamy by się spełniały

14:07

Schetyna: Szydło powinna natychmiast zdymisjonować Kamińskiego i Wąsika

Kwestia wczorajszej uchwały Sądu Najwyższego dotyczy kilku polityków. Chcę powiedzieć o dwóch: o ministrach Kamińskim i Wąsiku, dwóch posłach PiS-u którzy wczoraj z ławy rządowej wrócili na oskarżonych. Oczekujemy tutaj zaangażowania i rzetelnych uczciwych decyzji ze strony premier Szydło. Powinna natychmiast zdymisjonować obu polityków – stwierdził Grzegorz Schetyna na briefingu w Łodzi, dodając, że „prawomocne skazanie w I instancji potwierdza poważne łamanie prawa”.

13:42

Macierewicz: Sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyby poprzednie władze chciały badać katastrofę

Ubolewam nad postawą części polityków i mediów, które robiły wszystko, żeby prawda nie wyszła na wierzch. Raz jeszcze chcę bohaterskim rodzinom tych, którzy polegli w Smoleńsku, za ich wysiłek, upór, wytrwałość i odwagę podziękować – stwierdził Antoni Macierewicz na konferencji. Jak dodał:

„Sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyby poprzednie władze chciały badać katastrofę. Problem polega na tym, a dziś przeżywamy tego konsekwencje, że one badać tego nie chciały, tak dalece, że ówczesny minister obrony Bogdan Klich nie powołał komisji badania wypadków lotniczych lotnictwa państwowego. Zrobił to dopiero po 5 dniach, sprawiając że na miejscu nie było uprawnionych organów państwa polskiego, które mogłyby stanąć na równej stopie z organami, władzami rosyjskimi. Cała reszta była konsekwencją ówczesnej postawy premiera i przedstawicieli rządu”

13:00

Pasionek: W trumnie śp. prezydenta Kaczyńskiego ujawniono fragmenty ciał dwóch innych osób

Doszło do zamiany ciał – Piotra Nurowskiego i Mariusza Handzlika. W 9 przypadkach w trumnach ujawniono części ciała innych osób niż osoba do tej trumny przypisana. W grobie śp. Natalii Januszko ujawniono elementy ciała 5 osób. W grobie Aleksandry Natalii-Świat ujawniono elementy ciała należącej do jednej osoby. W grobie gen. Kwiatkowskiego ujawniono 14 części ciała należących do 7 osób. W trumnie gen. Potasińskiego ujawniono 6 części ciała, należących do 4 innych osób. W trumnie arcybiskupa Chodakowskiego połowę ciała – od pasa w górę, natomiast od pasa w dół znajduje się tam ciało gen. Płoskiego – stwierdził Marek Pasionek na konferencji.

W trumnie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego ujawniono fragmenty ciał dwóch innych osób. Jak na aspiracje poważnego kraju NATO-owskiego, to sposób potraktowania śp. prezydenta, pozwolicie pozostawię bez komentarza – dodał.

Na stronie prokuratury jest już komunikat o stanie śledztwa.

12:33

Pasionek: Do 1 czerwca przeprowadzono 27 ekshumacji, do końca czerwca planowanych jest 6 kolejnych

Do 1 czerwca, do dzisiaj włącznie zespół przeprowadził 27 ekshumacji, do końca czerwca planowanych jest 6 kolejnych. Zgodnie z przyjętym planem, zawieszamy te czynności na okres wakacyjny i do kolejnych ekshumacji wrócimy we wrześniu. Zakładamy przeprowadzenie w tym roku kolejnych 24 ekshumacji. Wedle wstępnych założeń, zakładamy, że proces ekshumacji i sekcji zwłok zostanie zakończony w kwietniu przyszłego roku – stwierdził Marek Pasionek na konferencji, podkreślając, że w działaniach prokuratury nie ma żadnej polityki.

12:19

Pasionek: Nie mamy jeszcze pisemnej opinii biegłych

Na pytanie, czy prokuratura na dzień dzisiejszy dysponuje jakakolwiek pisemną opinią, odpowiadam, że jeszcze nie dysponuje. Biegli, którym pierwotnie termin do jej sporządzenia zakreślono na 4 miesiące, zwrócili się z prośbą o prolongatę tego terminu, podnosząc skomplikowany charakter materii. Na to prokuratura przystała. W czerwcu opinie powinny trafić na biurko prokuratora – stwierdził Marek Pasionek na konferencji.

12:13

Pasionek: Ostatnie informacje nie pochodziły z prokuratury

– Wszystko to, co się w ostatnim czasie wydarzyło, informacje, jakie zostały przekazane mediom, nie były inspirowane bądź też nie pochodziły z prokuratury – stwierdził Marek Pasionek na konferencji.

12:08

Pasionek: Decyzja o ekshumacjach była konieczna

Mniej więcej rok temu o tej porze podjęliśmy trudną, ale konieczną decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji, w konsekwencji sekcji zwłok wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej. Wówczas tłumaczyłem to rodzinom, z lepszym czy gorszym skutkiem starałem się uczynić to wobec opinii publicznej, uzasadnić merytorycznie, bo niewątpliwie ogromne emocje i trauma i ból będą tej decyzji towarzyszyły, jeżeli chodzi o rodziny. To rzecz zupełnie rozumiała. Chcę to powtórzyć po raz kolejny: była to decyzja bardzo trudna również dla mnie i dla prokuratorów wchodzących w skład zespołu śledczego – stwierdził Marek Pasionek na konferencji, podkreślając, że każda czynność jest omawiana z rodzinami.

300polityka.pl

Dominika Wielowieyska

Za ekshumacje i decyzje o otwieraniu trumien odpowiada prokuratura. W Moskwie w kwietniu 2010 r. nadzorował to prok. Marek Pasionek. Ten sam, który dziś został wyznaczony przez PiS do nadzorowania śledztwa smoleńskiego. Ale jego PiS nie chce ścigać. Będzie ścigał Ewę Kpacz, która jako minister zdrowia nie podejmowała decyzji o ekshumacjach. Marek Pasionek wtedy w 2010 r. nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń do pracy Rosjan. Od śledztwa został odsunięty dopiero w czerwcu 2011 r. Do tego czasu nie zająknął się publicznie, że były jakieś problemy z identyfikacją zwłok. Zastanawiam się dlaczego oburzenie PiS omija prokuratora Pasionka.

Pomieszane szczątki ofiar. Biegły: Nikogo z naszego fachu to nie dziwi. Nikt się nie oburza

Marcin Kozłowski, 01.06.2017

11.04.2010 ROSJA, SMOLEŃSK. MIEJSCE KATASTROFY POLSKIEGO SAMOLOTU PREZYDENTCKIEGO TU - 154 M W LESIE NIEOPODAL LOTNISKA WOJSKOWEGO

11.04.2010 ROSJA, SMOLEŃSK. MIEJSCE KATASTROFY POLSKIEGO SAMOLOTU PREZYDENTCKIEGO TU – 154 M W LESIE NIEOPODAL LOTNISKA WOJSKOWEGO (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Prokuratura Krajowa informuje o kolejnych szczątkach ofiar katastrofy smoleńskiej, które nie znalazły się w odpowiednich trumnach. – Tego typu doniesienia są w przypadku katastrofy smoleńskiej zupełnie normalne – twierdzi w rozmowie z Gazeta.pl lekarz medycyny sądowej.

W trumnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie lotniczej w Smoleńsku, znaleziono fragmenty ciał dwóch innych osób – poinformował dzisiaj na konferencji prasowej prokurator Marek Pasionek. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

To kolejna tego typu informacja, którą potwierdziła w ostatnich dniach Prokuratura Krajowa. Wcześniej pisaliśmy o odnalezieniu szczątków innych osób m.in. w trumnach Aleksandry Natalli-Świat, Natalii Januszko i gen. Bronisława Kwiatkowskiego. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

Ekspert: Moim zdaniem nie popełniono błędu

Informacje o wynikach badań przeprowadzonych po ekshumacjach wywołały oburzenie nie tylko wśród rodzin ofiar, ale i strony rządowej. Ta krytykuje koalicję PO-PSL za chaos, który zdaniem PiS zapanował po katastrofie smoleńskiej.

Jednak zdaniem lekarzy medycyny sądowej, pomieszane fragmenty szczątków to coś, czego trudno było uniknąć w przypadku tak tragicznego zdarzenia, jakim była katastrofa samolotu z 96 osobami na pokładzie.

Z lek. med. Wojciechem Koeppe, lekarzem medycyny sądowej, biegłym, rozmawiał Marcin Kozłowski.

Marcin Kozłowski: Jest pan zaskoczony doniesieniami ws. szczątków ofiar katastrofy smoleńskiej?

Lek. med. Wojciech Koeppe: Informacje o odnajdowaniu w trumnach fragmentów ciał innych osób są dla mnie w tym przypadku zupełnie normalne. Na podstawie doniesień medialnych uważam, że błąd nie został popełniony. Rozmawiałem też o tym z kolegami po fachu, nikt się temu nie dziwi. Nikt nie jest oburzony.

Naprawdę?

Chciałbym znaleźć taką osobę, który byłaby w stanie przypasować do każdego ciała każdy fragment. To jest praktycznie niemożliwe. Weźmy pod uwagę rodzaj zdarzenia, liczbę ofiar, a także uszkodzenia wszystkich ciał i obszar, nad którym były rozrzucone. Znajdowały się nie tylko na powierzchni, były też powbijane w podłoże. Szczątków były najprawdopodobniej tysiące.

Jeżeli biegli byli w stanie zidentyfikować szczątki, to można było to zrobić też wtedy.

Tak, tylko to wiązałoby się z badaniami genetycznymi. Trzeba byłoby zebrać wielką liczbę tych drobnych fragmentów i zrobić badania DNA. Trwałoby to Bóg wie ile, nie mówiąc już o kosztach. Mogłoby to wiązać się też z opóźnieniem pogrzebów.

Jak długo mogłoby to trwać?

Wszystko zależy od wydolności jednostki, która przeprowadzałaby badania. Nie wiemy, ile byłoby fragmentów do przebadania. Jeśli rzeczywiście kilka tysięcy, to mogłoby to zająć nawet kilka miesięcy. Badania pojedynczych zwłok trwają zazwyczaj 2-3 tygodnie, w zależności od obłożenia jednostek.

Z jednej strony fragmenty ciał nie leżą we właściwych trumnach, z drugiej – wielomiesięczne oczekiwanie na pogrzeb. Oba warianty bolesne dla rodzin bliskich. Czy można było pańskim zdaniem znaleźć jakieś inne rozwiązanie?

Według mnie jedynym wyjściem byłaby organizacja pogrzebów tych osób, które udało się zidentyfikować. Po przeprowadzeniu badań genetycznych mniejszych szczątków mogłyby być one sukcesywnie dokładane do odpowiednich trumien.

Ekshumacja ciał pary prezydenckiej na Wawelu

http://www.gazeta.tv/plej/19,114927,20977198,video.html

gazeta.pl

Magdalena Merta: Mam tylko jedno oczekiwanie wobec Donalda Tuska i Ewy Kopacz

Jacek Gądek, 01.06.2017

Przylot ostatnich trumien z ciałami ofiar katastrofy pod Smoleńskiem na wojskowe lotnisko Okęcie

Przylot ostatnich trumien z ciałami ofiar katastrofy pod Smoleńskiem na wojskowe lotnisko Okęcie (Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta)

– Bałagan był, ale w Rosji. A w Polsce była zła wola. Dla mnie teraz prokuratura naprawia wielkie zło i wielką podłość – mówi portalowi Gazeta.pl Magdalena Merta, która w katastrofie smoleńskiej straciła męża, wiceministra kultury Tomasza Mertę.

 

Jacek Gądek: Lepiej byłoby zostawić trumny z ciałami tak, jak są, nawet wiedząc, że ciała zostały pozamieniane albo ich fragmenty źle umieszczone? Czy jednak ekshumacje wszystkich ciał i identyfikacje każdego fragmentu ciała są właściwe?

Magdalena Merta: Zawsze i w każdych okolicznościach należy naprawiać zło. Sposób, w jaki potraktowano naszych bliskich, było złem w najczystszej postaci. Prokuratura postępuje teraz właściwie. Decyzja o ekshumacjach mogą się podobać albo nie, jednak to obowiązek prokuratorów.

Po siedmiu latach?

– W 2010 r. ten obowiązek zaniedbano – z woli Rosjan i serwilizmu polskich władz. Nie znaczy to jednak, że każdy następca prawny ma powtarzać ten sam błąd czy wręcz przestępstwo. Osobiście uważam, że każdy fragment ludzkiego ciała powinien wrócić do właściwej trumny. A jeśli ktoś nie chce zabrać szczątków swojego bliskiego, to trudno – wtedy trzeba coś wymyślić. A każdy, kto chce, aby jego bliski nie spoczywał w cudzym grobie, ma prawa tego oczekiwać.

Ma pani dzisiaj obawę, że do trumny, w której spoczywa pani mąż, będzie trzeba dokładać urny z kolejnymi fragmentami ciała?

– Mam nadzieję, że nie.

Wyniki kolejnych sekcji wskazują, że ryzyko jest duże.

– Ciało męża, które widziałam w czasie ekshumacji i ubierania do trumny w zakładzie pogrzebowym, nie nosiło widocznych ubytków. Wiem jednak, że – zwłaszcza laik – nie wszystko może dostrzec. Dlatego też nie pozwolę mojemu Tomkowi spoczywać w niczyim grobie, nawet jeżeli ktoś uznałby, że jego wielkim marzeniem jest zatrzymanie szczątków mojego męża w trumnie swojego bliskiego tylko po to, aby nie otwierać trumny.

Ja na to nie daję przyzwolenia.

Według pani to powinność? Inni członkowie rodzin mówią o barbarzyństwie ekshumacji.

– Traktuję to jako swój obowiązek wobec męża. To fundament naszego człowieczeństwa, choć wiem, że nie wszyscy mamy w sobie takie przekonanie. Jeśli niektórym się wydaje, że wspólne doły śmierci w Katyniu i wspólne doły pogrzebowe na „Łączce” to najwłaściwszy sposób chowania zmarłych, to trudno. Najwyraźniej są z innego ducha.

Nie wymienia pani nazwiska, ale nawiązuje do słów Pawła Deresza, który w Smoleńsku stracił żonę. On mówi, że najwłaściwsza byłaby jedna mogiła wszystkich ofiar 10 kwietnia.

– Ja sobie nie życzę, aby mój mąż leżał w jednym grobie z panią Jolantą Szymanek-Deresz. Nie rozumiem, skąd u pana Pawła Deresza taka potrzeba, aby do jego żony dołączył mój mąż. I koniec.

Paweł Deresz mówi, że był straszny bałagan i chaos, więc stąd mylenie ciał i błędne składanie ich fragmentów do trumien.

– Bałagan był, ale w Rosji. A w Polsce była zła wola. Już pani poseł Małgorzata Wassermann podkreślała prawny wymóg bezpośredniości dowodu. Wszystkie dowody, które można pozyskać samodzielnie, trzeba pozyskać w ten sposób, a nie zdając się na czyjąkolwiek pomoc prawną. Poprzednia władza to zlekceważyła.

Doskonale też pamiętamy próby Beaty Gosiewskiej, aby w ekshumacji jej męża uczestniczył prof. Michael Baden, ale nie uzyskała zgody. Usłyszała od prokuratorów, że nie rozumie, że „Rosja jest mocarstwem”. Tak jakby się obawiali, że rosyjskie czołgi wyjadą do Polski, żeby odseparować Badena od stołu sekcyjnego. Trudno się dziwić, że uważamy tamto postępowanie za haniebne. Dla mnie teraz prokuratura naprawia wielkie zło i wielką podłość, jakie stały się niestety naszym udziałem.

Bez względu na ból i cierpienie rodzin należy otwierać trumny?

– Absolutnie nikt nie wymusza uczestnictwa w ekshumacjach i otwieraniu trumien. Prokuratura nawet to odradza i zniechęca, obawiając się emocjonalnych reakcji. Sama byłam przy mężu od chwili otwarcia trumny, przez wszystkie czynności w prosektorium, a potem byłam także w zakładzie pogrzebowym, aby przygotować Tomka do pogrzebu. Robiłam to na własne życzenie. Nikt nie przystawił mi do głowy pistoletu i nie zmuszał do uczestnictwa. Wręcz przeciwnie: obawiali się moich reakcji.

Mój mąż często powtarzał: w życiu trzeba być odważnym. Postanowiłam taka być. Może dlatego, że zawodowo zajmuję się losami żołnierzy wyklętych i podziemiem niepodległościowym po II wojnie światowej. Słowa Danuty Siedzikówny, żeby zachować się jak trzeba, są dla mnie nadzwyczaj ważne. Chciałam się tak zachować i nareszcie mogłam – po tylu latach mogłam.

Beata Gosiewska mówi: – Patrząc na Tuska i polityków PO, widzę twarze morderców mojego męża i elity polskiej. Podpisuje się pani pod takimi słowami?

– To w ogóle nie jest moja retoryka. Nie będę ferować żadnych wyroków nim nie zapadną. Bardzo zależy mi na wyjaśnieniu prawdy – bez względu na to, jak głośny będzie jazgot jej przeciwników. Bo cicho nie będzie.

Póki co nie mamy dowodów na poparcie tezy Beaty Gosiewskiej. Z pełną odpowiedzialnością mogę nazwać Ewę Kopacz kłamcą. Powstrzymałabym się jednak przed posądzaniem kogoś o morderstwo.

Była premier została przesłuchana, a wcześniej wydała oświadczenie w pojednawczym tonie: „Dzisiaj najważniejsze są rodziny tych, którzy swoje życie zostawili pod Smoleńskiem. To przez wzgląd na nich nie pozwolę, aby z narodowej tragedii robić politykę jednej partii politycznej. Nasz naród zapłacił zbyt wysoką cenę za podział”.

– Nie mam poczucia, żebym była istotna dla Ewy Kopacz. Gdyby rodziny smoleńskie były najważniejsze i gdyby Ewa Kopacz troszczyła się o nie, to ekshumacje dawno by się odbyły. Albo w ogóle by ich nie było, bo autopsje zostałyby przeprowadzone od razu po przewiezieniu ciał do Polski. W jej słowach, że „rodziny smoleńskie są najważniejsze” jest tyle prawdy co w słowach, że ziemia w Smoleńsku była przekopywana na metr głębokości.

Ewa Kopacz podkreśla, że poleciała do Moskwy w odruchu dobrej woli, a o sekcjach i ekshumacjach nie decydowała, bo to leży w gestii prokuratora.

Szkoda, że nie starczyło jej dobrej woli do bronienia polskich, a nie rosyjskich interesów. Ewa Kochanowska relacjonowała, że Tomasz Arabski mówiąc o zakazie otwierania trumien bardziej zwracał nie do Polaków, ale do Rosjan, aby ich uspokoić: że wasze łajdactwo nie wyjdzie na jaw.

Bardziej wierzę Kochanowskiej niż Kopacz.

Odmawia pani Ewie Kopacz dobrej woli? Zarzuca jej pani złą wolę czy pewną naiwność, do której się sama przyznała?

– Proszę mi nie kazać rozstrzygać, czy Ewa Kopacz jest zła czy głupia. Nie wiem. Każda z tych postaw jest szkodliwa i jest krzywdą dla rodzin smoleńskich.

Kilka lat temu powiedziała „przepraszam” za słowa o przekopywaniu ziemi na metr. Wątpi pani w jej szczerość?

– Nie mam pojęcia. Zrobiła to, kiedy nie dało się tego kłamstwa już podtrzymywać.

Były szef MSZ Radosław Sikorski zmienił zdanie ws. ekshumacji. – Myślałem, że rząd PiS robi je po to, by dosypać trotylu i udowodnić zamach. Jednak są one rzetelne – ocenił. Jak pani ocenia tę przemianę?

– Rzetelne, bo gwarantują to liczne instytuty z Zachodu. Bo prokuratura – zrażona doświadczeniami z rodzimymi instytucjami – zwróciła się do zagranicznych ośrodków. Prokuratura okazuje też ograniczone zaufanie do polskich ośrodków badawczych, co jest spełnieniem postulatów umiędzynarodowienia śledztwa.

Opozycja przytacza słowa Jacka Sasina (PiS), który w kilka dni po katastrofie mówił: „Wszystko odbyło się z wielkim poszanowaniem dla ciał”. A przecież nie było. Też nie mówił prawdy?

– Jacek Sasin opuścił Smoleńsk bardzo wcześnie – zaraz po katastrofie. Mam wrażenie, że najzwyczajniej w świecie powtarzał cudze opinie. Pamiętajmy, jak po informacjach o obecności polskich lekarzy przy sekcjach, pojawiło się ich oficjalne stanowisko, że było dokładnie odwrotnie: do niczego ich nie dopuszczono.

Pani sądzi, że brak poszanowania dla ciał to przejaw rosyjskiego braku szacunku dla nich, czy celowe, intencjonalne działanie Rosjan?

– Tego nie wiem. Ale wiem, że gaszenie niedopałków papierosów na ciałach ofiar z pewnością nie wynikało z bałaganu czy pośpiechu. W tym na pewno było barbarzyństwo. Mówienie „bo Rosjanie tak mają”, bo nie wykształcili kulturowych wzorców właściwych Europie zachodniej, to mydlenie oczu.

Myśmy mieli ciała w trumnach już w Polsce. Polskie władze zaniechały ich otwarcia.

Ma pani dzisiaj jakieś oczekiwania wobec Donalda Tuska i Ewy Kopacz?

– Takie, żeby ich nigdy w życiu już nie spotkać. Większych oczekiwań nie mam.

Zobacz także. Nieprzyjęcie uchodźców może Polskę drogo kosztować:

gazeta.pl

Juncker mówi, że KE nie prowadzi wojny z Polską. Potem przyznaje: Mamy problem z obecnym rządem

01.06.2017

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker krytycznie wypowiedział się w czwartek w Berlinie o niemieckim pomyśle uzależnienia wypłaty krajom UE funduszy strukturalnych od przestrzegania przez nie zasad praworządności.

Zapytany na konferencji, czy popiera propozycję rządu Niemiec, Juncker odparł: Jestem zdania, że nie powinno się tego robić. Dodał, że Komisja Europejska dysponuje innymi sposobami, by zapewnić, że solidarność w UE nie działa tylko w jedną stronę.

We wtorek niemiecki tygodnik „Der Spiegel” podał, powołując się na dokument z ministerstwa gospodarki w Berlinie, że rząd Niemiec analizuje, czy Unia Europejska może uzależnić wypłaty funduszy strukturalnych od przestrzegania przez kraje członkowskie zasad praworządności. O dokumencie informowały także inne media.

Licząca osiem stron analiza dotyczy kolejnego siedmioletniego okresu finansowego UE po roku 2020 i jest związana z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE.

 

Resort gospodarki Niemiec, zapytany przez PAP o materiał „Spiegla” zapowiada opublikowanie wkrótce rządowego stanowiska ws. polityki spójności UE.

– Niemiecki rząd uzgodnił wspólne stanowisko w sprawie polityki spójności UE po 2020 roku. Zostanie ono wkrótce opublikowane na naszej stronie internetowej. Chodzi w tym przypadku o pierwsze stanowisko, o impulsy do przemyśleń i pomysły dotyczące nowego uregulowania okresu wspierania po 2020 roku. Pierwszych projektów dyrektyw na szczeblu UE należy oczekiwać dopiero w 2018 roku – odpowiedział w środę rzecznik niemieckiego resortu gospodarki.

Brexit wydaje się dogodną okazją do nowego ustalenia zasad transferów finansowych między bogatymi i mniej zasobnymi krajami UE. Trzeba „krytycznie zbadać wszystkie instrumenty wsparcia” – napisano w dokumencie cytowanym przez „Spiegla”.

Zapytany o Polskę m.in. w kontekście wdrożonej przez Komisję Europejską procedury ochrony praworządności oraz w kontekście wspólnych wartości i działań Juncker powiedział: „Prowadzimy ciągłą rozmowę z polskim rządem. (…) Komisja (Europejska) nie prowadzi przecież wojny przeciwko Polsce. Mamy problem z obecnym polskim rządem. Z nim musimy rozmawiać, ale to nie jedyny partner do rozmów, jakiego mamy w Polsce. Poszerzamy ten dialog z Polską, jak to tylko możliwe i spotykamy się regularnie, publicznie i niepublicznie, z osobami odpowiedzialnymi”.

Zapytany, czy dostrzega jakiś ruch, odmówił odpowiedzi; dodał, że „gdyby powiedział, że coś się rusza, natychmiast przestałoby się ruszać”.

dziennik.pl

Sąd nad Dudą zanim stanie przed Trybunałem Stanu

Sąd nad Dudą zanim stanie przed Trybunałem Stanu

Osoba Andrzeja Dudy to postać, która mogłaby przynieść wielkie korzyści światom nauki, uniwersytetu i sztuki. Ktoś mógłby rzec: Duda to człowiek niosący bogactwo treści. Lecz jest to spostrzeżenie niespójne, wewnętrznie sprzeczne, bo prezydent jest politykiem wątpliwej reputacji i konduity. Więc pozostańmy przy wahaniu: między tak i nie.

Na razie Duda przyniósł korzyści kabaretowi, dzięki któremu jest znany jako Adrian. Śmiem twierdzić, że „Ucho prezesa” powoduje zgryz u publiki i na pytanie, jak na imię ma Duda, wcale nie jest pewna odpowiedź: Andrzej. Takim testem mogłoby być pytanie o imię prezydenta w popularnym teleturnieju „Milionerzy”.

Korzyści nauki i literatury widzę w możliwym spektaklu teatralnym, który wziąłby na warsztat temat pod roboczym tytułem: „Sąd historyczny nad Dudą zanim stanie przed Trybunałem Stanu”. Mogłaby to być dzieło wystawione na Scenie Faktu, a jakiś profesor prawa i dramaturg zespoliliby twórcze siły, aby podjąć temat.

Ba, nawet wiem, kto mógłby reprezentować stronę uniwersytecką – autorytet prawa, prof. Jan Zimmermann z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który był promotorem pracy doktorskiej naszego Adriana. Profesor nawet jakby zaczął pisać wspomnianą przeze mnie sztukę teatralną. Oto w wywiadzie dla Wirtualnej Polski powiedział, iż Duda ułaskawiając Mariusza Kamińskiego złamał Konstytucję. A nawet więcej: – „Nie jedyny raz podczas tych dwóch lat. Andrzej Duda złamał Konstytucję wielokrotnie” – prof. Zimmermann jakby pisał już na brudno „Sąd nad Dudą”.

Kolejny suspens do naszego brudnopisu literackiego jest natury bardzo osobistej, prof. Zimmermann mówi (w klasycznej dramaturgii jest to zapisywane: „na stronie”): „Kiedy to wszystko się zaczęło, wiele razy mu (Dudzie – przyp. mój) mówiłem, że źle robi, ostrzegałem. Niestety, zablokował mój telefon, nie przyjmuje maili, zerwał kontakt. Wbrew temu, co mówił na swojej inauguracji, że tak wiele mi zawdzięcza”.

W proponowanej przeze mnie sztuce mogłaby być wielość planów narracji: ten sąd historyczny ze wszystkim za i przeciw, wątek osobisty (prof. Zimmermann i wiarołomny Duda) i przesłanie społeczne. To ostatnio mogłoby być zilustrowane, jak to bezprawie prowadzi do amoralności. Mianowicie podczas rozprawy Sądu Najwyższego, gdy sędziowie badali, czy Duda miał prawo ułaskawić Mariusza Kamińskiego, porządek zakłócił Adam Słomka (skądinąd specjalizujący się w takich happeningach). Przy jego wyprowadzaniu jeden z mężczyzn na widowni strącił czapkę z głowy policjantowi i sięgnął do jego kabury z waltherem.

Nie wiem, co zrobić z innym passusem prof. Zimmermanna, bo nie chciałbym, aby ewentualna sztuka była prostacka, grafomańska, dlatego pozostawiłbym tę kwestię w didaskaliach, jako zalecenie dla reżysera: – „Andrzej Duda nie przejął się niczym. Nie chcę go usprawiedliwiać, bo złamanie przez niego Konstytucji jest poza dyskusją, ale wydaje mi się, że nie zrobił tego swoją samodzielną decyzją” – wypowiadał się już w 2015 roku prof. Zimmermann. – „Ubolewam, że jest on absolwentem naszego wydziału” – konkludował pan profesor.

A może jednak niech pozostanie ten ostatni monolog. Nie wiem, czy profesor UJ Zimmermann chodzi w marszach KOD, lecz są to słowa duchem z protestów obywateli. Pisze o Dudzie, jakby był Makbetem. Otóż – nie! Mordu na demokracji i wolnościach obywatelskich dokonuje wszystkim znany poseł Jarosław Kaczyński. Lecz i po Dudę zbliża się Las Birnam w postaci Trybunału Stanu. Wcześniej jednak chciałbym obejrzeć na scenie „Sąd nad Dudą”.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

CZWARTEK, 1 CZERWCA 2017

STAN GRY: Andrzej Kublik: Bagatelizuje się barbarzyński stosunek do ofiar katastrofy smoleńskiej, Kruszyński: Argument SN nietrafny, GPC: Kłamczucha smoleńska

LIVE 300POLITYKI: Łapiński o uprawnieniach Dudy i terminie 11 listopada, Mucha spotka się z szefem PKW, Cymański i Stępień o prawie łaski, polityczny plan dnia: http://300polityka.pl/live/2017/06/01/

14 LAT TEMU Donald Tusk został przewodniczącym Platformy Obywatelskiej.

PLATFORMA: NIE WIEMY – jak lokalna GW relacjonuje spotkanie z posłami PO we Wrocławiu: “A co z podniesieniem po raz kolejny wieku emerytalnego? Kidawa-Błońska stwierdziła: „niech ludzie pracują tyle, ile chcą”. – Ale PO musi jasno akcentować, co chce mieć w programie – naciskał obecną wicemarszałek Sejmu Grzegorz Roman, członek PO i doradca prezydenta Rafała Dutkiewicza ds. transportu aglomeracyjnego. Precyzji domagała się również wrocławska radna tej partii Renata Granowska. Chciała wiedzieć, bo pytają ją o to wyborcy, czy ze szkół zostanie wycofana religia i czy PO wprowadzi Polskę do strefy euro.
– Nie wiemy – przyznała Kidawa-Błońska”. http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,21893291,seria-trudnych-pytan-do-po-o-przyszlosc-500-plus-wiek-emerytalny.html

STAŁO SIĘ Z NAMI COŚ ZŁEGO, ŻE NIE ZADBALIŚMY O GODNE POCHOWANIE TYCH LUDZI – Andrzej Kublik w GW polemizuje z redakcyjnymi kolegami Agnieszką Kublik i Wojciechem Czuchnowskim: “Ktoś wrzucił hurtem do jednej trumny więcej dłoni niż ma człowiek. Tu nie chodzi o rozgrywki między PiS-em i Platformą, tylko o podstawowy ludzki obowiązek. (…) Stało się z nami coś złego, skoro nie zadbaliśmy o godne pochowanie tych ludzi, nawet jeśli wymagałoby to odłożenia pogrzebów. Czy można mieć pretensje do Rosjan? Jeśli nas oszukali, to ci, którzy przyjęli zapewnienia z Moskwy, że ofiary zostały godnie przygotowane do pochówku, powinni nie kryć oburzenia. A jeśli takich rosyjskich zapewnień nie było, to nasze podejście do zmarłych przedstawia się jeszcze gorzej”.

NIE PRZYŁOŻYLI SIĘ – TO BAGATELIZUJE BARBARZYŃSKI STOSUNEK DO OFIAR KATASTROFY – jeszcze Andrzej Kublik: “W ten sposób bagatelizuje barbarzyński stosunek do ofiar katastrofy i cierpień bliskich. „Nie przyłożyli się” – to brzmi jak krytyka źle uprasowanej koszuli”. http://wyborcza.pl/7,75968,21893033,jakie-pogrzeby-taki-kraj.html


KŁAMCZUCHA SMOLEŃSKA PRZED PROKURATOREM – jedynka GPC. http://gpcodziennie.pl/64672-klamczuchasmolenskaprzedprokuratorem.html

OBÓZ KŁAMSWA I WŁADZY – Krzysztof Wołodźko w GPC: “Wyniki ekshumacji zwłok o ar tragedii smoleńskiej przerażają. To nie jest wina Prawa i Sprawiedliwości, że oszustwo rządu Donalda Tuska musiało wyjść na jaw w tak dramatycznych okolicznościach. Wstydzić powinni się ci, którzy budowali i wspierali proplatformerską posmoleńską narrację o „pisowskiej nekropolityce” – narrację szkodliwą dla interesów Polski, ale na krótką metę zabezpieczającą interesy ludzi PO-wskiego obozu kłamstwa i władzy”. http://gpcodziennie.pl/64651-ludzieoszustwiwladzy.html

ARGUMENT SĄDU NAJWYŻSZEGO CAŁKOWICIE NIETRAFNY – prof. Piotr Kruszyński w SE: “- Jeśli zajrzy pan do jakiegokolwiek komentarza do Kodeksu postępowania karnego czy podręczników pod redakcją takich osób, jak prof. Hofmański i prof. Waltoś, prof. Grzegorczyk, prof. Śliwiński, prof. Kalinowski czy prof. Murzynowski, a także mojej skromnej osoby, to przekona się pan, że wszyscy jak jeden mąż uznają, że pojęcie prawa łaski użyte w art. 139 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej ma znacznie szerszy zakres znaczeniowy niż pojęcie ułaskawienia. Ułaskawienie dotyczy osoby skazanej prawomocnym wyrokiem. Prawo łaski dotyczy zaś prerogatywy prezydenta polegającej na tym, że głowa państwa może dokonać indywidualnego aktu abolicyjnego. Ma prawo stosować prawo łaski bez żadnych ograniczeń, także przed prawomocnym zakończeniem postępowania. Dlatego – wrócę do tego – uważam pogląd Sądu Najwyższego za całkowicie nietrafny”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/kruszynski-stanowisko-sadu-najwyzszego-cakowicie-nietrafne_997895.html

DECYZJA SN JAKO ODSŁONA KONFLIKTU O KSZTAŁT SĄDOWNICTWA – pisze naczelny SE Sławomir Jastrzębowski: “Nie jest dla nikogo tajemnicą, że między częścią środowiska prawniczego a prezydentem i PiS trwa konflikt o przyszły kształt sądownictwa w Polsce, więc uchwała SN może być postrzegana właśnie jako odsłona tego konfliktu, jako wytworzenie wrażenia, że prezydent podejmuje niekompetentne decyzje, które sąd musi prostować. Tymczasem w praktyce uchwała sądu sprawić może, że w najgorszym dla Mariusza Kamińskiego wypadku wyrok się uprawomocni. Wtedy Kamiński zostanie ułaskawiony. I tyle. Wczorajsze wywody sędziów mogą być postrzegane jako iluzoryczne pokazywanie siły. Praktycznego znaczenia nie mają żadnego”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/jastrzebowski-nic-oprocz-zego-wrazenia_997882.html

PREZYDENT DUDA ZŁAMAŁ KONSTYTUCJĘ – jedynka GW.

DUDA NAIWNY I NIEKOMPETENTNY – Paweł Wroński w GW: “Twierdzenie prezydenta Andrzeja Dudy z listopada 2016 roku, gdy mówił, że ułaskawieniem chciał „uwolnić wymiar sprawiedliwości od sprawy Mariusza Kamińskiego” okazało się naiwne i niekompetentne. Z uzasadnienia sędziego Jarosława Matrasa wynika, że prezydent sam przyznał sobie prawo najwyższego sędziego, którego nie posiada”. http://wyborcza.pl/7,75968,21891521,sad-najwyzszy-pokazal-ze-prezydent-duda-jest-naiwny-i-niekompetentny.html

DECYZJA SĄDU JESZCZE PODGRZEJE RELACJE RZĄDU Z SĘDZIAMI – Magdalena Rubaj w Fakcie: “Jedno jest pewne: orzeczenie jeszcze podgrzeje i tak gorącą at- mosferę między PiS a sędziami!”

LUDZIE O TEJ SAMEJ MENTALNOŚCI MÓWIĄ O POLSKICH IMIGRANTACH – Michał Kamiński w rozmowie z SE: “A pan doskonale wie, że w Polsce ten problem nie istnieje, nie ma groźby zalewu imigrantów i nie było jej pod żadnymi rządami. Natomiast chcę panu powiedzieć, że tak jak mnie oburza, gdy ktoś generalizuje mówiąc, że wszyscy, którzy pochodzą z Bliskiego Wschodu, są potencjalnymi terrorystami, tak złości mnie, jak w Wielkiej Brytanii ludzie o tej samej mentalności z radością wyciągają kolejny przejaw, że Polak po pijanemu kogoś przejechał, zabił kogoś w pubie. I ci ludzie mówią – proszę, zobaczcie, co robią polscy imigranci!”

OPRÓCZ BRODY, MACIEREWICZA Z IMIGRANTAMI NIC NIE ŁĄCZY – jeszcze Michał Kamiński w SE: “I ona zamiast się odnieść do tego co zarzucaliśmy Macierewiczowi, zaczyna opowiadać o emigrantach. A oprócz brody Macierewicza nic z imigrantami nie łączy”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/kaminski-lek-przed-imigrantami-jest-realny-ale-nieracjonalny_997873.html

RZĄD OGŁASZA , ŻE WSTAJE Z KOLAN, A PRZEGRYWA KOLEJNE BITWY – Michał Szułdrzyński w RZ: “Tyle tylko, że perspektywa PiS stanowi samospełniającą się przepowiednię. Dowodząc, że i tak Niemcy rządzą UE, Polska nie bierze udziału w grach o swoje interesy. W efekcie Niemcy stawiają na swoim, a my przegrywamy. I wówczas sprawdza się wiara prezesa Kaczyńskiego w to, że Unia to tylko instrument w ręku Berlina. Koło się zamyka. Przyjmowanie takiej perspektywy to droga donikąd. Podobnie jak obrażanie się na Unię i stanie z boku trwającej właśnie dyskusji o przyszłości Unii. Na razie rząd, który powtarza, że wstaje z kolan, przegrywa w Brukseli kolejne bitwy. Nie na tym polega suwerenność”. http://www.rp.pl/Komentarze/305319875-Szuldrzynski-Unijny-walkower.html#ap-1

POLACY UCIEKAJĄ Z KABLÓWEK I PLATFORM CYFROWYCH, ŻEBY NIE PŁACIĆ NA TVP KURSKIEGO – Piotr Mączyński w GW: “Narasta bunt przeciwko planowi PiS uszczelnienia abonamentu RTV. Ludzie chcą rezygnować z umów z kablówkami i platformami cyfrowymi. Żądają też usunięcia programów TVP z ich pakietów”. http://wyborcza.pl/7,155287,21893003,abonament-rtv-polacy-uciekaja-z-kablowek-i-platform-cyfrowych.html

POD PŁASZCZYKIEM WIETRZENIA SALONU SAMI CHCĄ CIĘ W NIM ZADOMOWIĆ – Paweł Kowal w RZ: “Najczęściej przeciwnicy aktualnych elit chcą pod płaszczykiem wietrzenia salonu sami się w nim zadomowić. Nie stać nas na stałe wmawianie ludziom, że elity nie są nam potrzebne. Polska zapłaciła zbyt wysoką cenę za przetrwanie resztek swej elity, by dzisiaj przedstawiać ją jako nowe wcielenie amerykańskiej stonki i organizować przeciw niej medialną nagonkę”. http://www.rp.pl/Publicystyka/305319877-Kowal-W-obronie-elit.html#ap-1

ZNIKNĘŁY KLUCZOWE DOWODY WS AMBER GOLD, AŻ TRUDNO UWIERZYĆ, ŻE TO PRZYPADEK – Fakt: “Tego jeszcze nie było! Prokuratura wysłała do sądu najważniejsze dowody w sprawie Amber Gold, ale zaginęły… Gdzie są te dokumenty? Powinny być w gdańskim sądzie. Taki wniosek wypływa z nieoficjalnych informacji podanych przez Radio Gdańsk”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/trojmiasto/zniknely-dowody-w-sprawie-amber-gold-slady-prowadza-do-gdanskiego-sadu/8kxytdc

PIS PRZESYCONY POSTKOMUNIZMEM I POGLĄDAMI Z LAMUSA SOCJALIZMU – Bronisław Komorowski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “To hipokryci. Szczytem hipokryzji są zapewnienia PiS o dekomunizacji systemu sądownictwa. To w rządzie Jarosława Kaczyńskiego wiceministrem sprawiedliwości był sędzia Andrzej Kryże, który mnie i działaczy opozycji komunistycznej wsadzał do więzienia za organizowanie manifestacji niepodległościowych 11 listopada. Mnie, późniejszego prezydenta RP, wsadzał do więzienia późniejszy wiceminister sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego! Jak PiS chce godzić hasła dekomunizacji, kiedy wizytówką partii jest komunistyczny prokurator Piotrowicz? To jest najlepszy dowód na hipokryzję PiS. PiS chce dekomunizować wszystko poza sobą. Partia Kaczyńskiego przesycona jest postkomunistycznym myśleniem i poglądami rodem z lamusa socjalizmu. Niech zaczną dekomunizację od siebie”.

REFERENDUM POTRZEBNE TYLKO DUDZIE – jeszcze Komorowski w RZ: “Prawda jest taka, że własne zaplecze polityczne okazuje dzisiaj pełne lekceważenie prezydentowi. Referendum konstytucyjne jest potrzebne prezydentowi Dudzie, nikomu innemu”.

KOMOROWSKI O ZDJĘCIU DUDY Z KCIUKAMI – mówi RZ: “To zachowanie żenujące i ośmieszające. Jest mi zwyczajnie głupio i przykro. Sukcesem był szczyt NATO w Warszawie, który przygotowywałem i na który skutecznie zaprosiłem liderów państw członkowskich. Szczęśliwie tego nie udało się rządzącym zepsuć, choć próbowano ten sukces zawłaszczyć”.

NIGDY NIE PRZESTAŁEM POLOWAĆ – mówi Komorowski Nizinkiewiczowi: “Nigdy nie przestałem polować. Nie muszę strzelać. Czasami ważny jest sam kontakt z przyrodą, przygoda i towarzystwo przyjaciół. Dzisiaj nie mam już żadnych ograniczeń. O ile wiem, poluje też mąż premier Szydło, poluje minister Szyszko i wielu aktywnych polityków”. http://www.rp.pl/Kraj/305319896-Komorowski-Nigdy-nie-przestalem-polowac.html

EMERYTALNY POŚLIZG MORAWIECKIEGO – Fakt: “Morawiecki na cyzelowanie nie ma dużo czasu. Tą reformą PiS będzie chciało pochwalić się na kongresie Zjednoczonej Prawicy, który odbędzie się 1 lipca. Wtedy rząd ma ogłosić nowe otwarcie”.

ELŻBIETA BIEŃKOWSKA O TYM JAK PROTESTOWAŁA PRZECIa PAKIETOWI, KTÓRY UDERZY W POLSKICH KIEROWCÓW – mówi w rozmowie z RZ: “Byłam przeciwko i wygłosiłam mocne oświadczenie, zarówno z punktu widzenia tego, gdzie się urodziłam, jak i tego, że jestem komisarzem rynku wewnętrznego. Bo ta propozycja dzieli Europę. Nie zwraca uwagi, jakie szkody poniesie 50 tys. polskich przewoźników, którzy operują na unijnym rynku transportu międzynarodowego. Część będzie musiała ograniczyć działalność, część zniknie z rynku. Uderzy to w społeczeństwo, gdzie poparcie dla UE jest ciągle powyżej 70 proc. Z punktu widzenia wspólnego rynku to krok do tyłu. Prowadzi do zmniejszenia konkurencyjności, liczby miejsc pracy, dochodu narodowego. No i kwestia praktyczna. Powiedziałam, że dla kraju, z którego pochodzę, graniczącego z wielkimi Niemcami, zrobienie operacji międzynarodowej w trzy dni jest prawie niemożliwe. Poparł mnie łotewski wiceprzewodniczący Dombrovskis, które miał dobre argumenty liczbowe”. http://www.rp.pl/Transport-drogowy/305319854-Pakiet-transportowy-dzieli-Europe.html

JANUSZ JANKOWIAK UDERZA W MITOLOGIĘ SUKCESÓW GOSPODARCZYCH MORAWIECKIEGO – pisze w RZ: “W dużym skrócie: rząd miał jednorazowe dochody niepodatkowe rzędu 1,1 proc. PKB, a nieinwestujące samorządy odnotowały sięgającą 0,5 proc. PKB nadwyżkę. Czy w takich warunkach 2,4 proc. PKB deficytu sektora uzasadnia zachwyt rządu i niewypowiadaną głośno zazdrość opozycji („też mogliśmy dać po 500, nie demolując finansów państwa, i w nagrodę wygrać wybory”)? Bez żartów. Niższy od prognozowanego przez rząd o 1,1 p.p. wzrost gospodarczy nie odbił się negatywnie na wyniku sektora finansów publicznych tylko dlatego, że pojawiły się wyjątkowo wysokie dochody niepodatkowe, nie było inwestycyjnych wydatków, była za to owocująca dużymi wpływami z VAT kontrybucja konsumpcji do PKB, a wysoka dynamika funduszu płac i dobre wyniki finansowe nieinwestujących przedsiębiorstw sprzyjały podatkom dochodowym”. http://www.rp.pl/Opinie/305319852-Lekko-kwaszone-finanse-publiczne.html

TO PRYWATNE TELEWIZJE NAŚLADUJĄ TELEWIZJĘ PUBLICZNĄ – Piotr Lisiewicz w GPC: “Dziś to media prywatne, jak Polsat News czy TVN24, naśladują pomysły telewizji publicznej. To nie zdarza się w innych krajach często. Dzięki odważnym posunięciom Dawida Wildsteina mit niezastąpionych „fachowców” upadł. Oby dostrzegli to ludzie odpowiedzialni za zmiany w innych instytucjach”. http://gpcodziennie.pl/64678-patentdawidawildsteina.html

CZABAŃSKI NIE ZAPŁACIŁ FAKTURY Z KAMPANII – Gazeta Pomorska na jedynce.

300polityka.pl

Sąd nad Dudą zanim stanie przed Trybunałem Stanu

Osoba Andrzeja Dudy to postać, która mogłaby przynieść wielkie korzyści światom nauki, uniwersytetu i sztuki. Ktoś mógłby rzec: Duda to człowiek niosący bogactwo treści. Lecz jest to spostrzeżenie niespójne, wewnętrznie sprzeczne, bo prezydent jest politykiem o wątpliwej reputacji i konduity. Więc pozostańmy przy wahaniu: między tak i nie.

Na razie Duda przyniósł korzyści kabaretowi, dzięki któremu jest znany jako Adrian. Śmiem twierdzić, że „Ucho prezesa” powoduje zgryz u publiki i na pytanie, jak na imię ma Duda, wcale nie jest pewna odpowiedź: Andrzej. Takim testem mogłoby być pytanie o imię prezydenta w popularnym teleturnieju „Milionerzy”.

Korzyści nauki i literatury widzę w możliwym spektaklu teatralnym, który wziąłby na warsztat temat pod roboczym tytułem: „Sąd historyczny nad Dudą zanim stanie przed Trybunałem Stanu”. Mogłaby to być dzieło wystawione na Scenie Faktu, a jakiś profesor prawa i dramaturg zespoliliby twórcze siły, aby podjąć temat.

Ba, nawet wiem, kto mógłby reprezentować stronę uniwersytecką, autorytet prawa, prof. Jan Zimmerman z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który był promotorem pracy doktorskiej naszego Adriana. Profesor nawet jakby zaczął pisać wspomnianą przeze mnie sztukę teatralną. Oto w wywiadzie dla Wirtualnej Polski był powiedzieć, iż Duda ułaskawiając Mariusza Kamińskiego złamał Konstytucję.

A nawet więcej: – Nie jedyny raz podczas tych dwóch lat. Andrzej Duda złamał konstytucję wielokrotnie – prof. Zimmerman jakby pisał już na brudno „Sąd nad Dudą”.

Kolejny suspens do naszego brudnopisu literackiego jest natury bardzo osobistej, prof. Zimmerman mówi (w klasycznej dramaturgii jest to zapisywane: „na stronie”): „Kiedy to wszystko się zaczęło, wiele razy mu (Dudzie – przyp. mój) mówiłem, że źle robi, ostrzegałem. Niestety zablokował mój telefon, nie przyjmuje maili, zerwał kontakt. Wbrew temu, co mówił na swojej inauguracji, że tak wiele mi zawdzięcza”.

W proponowanej przeze mnie sztuce mogłaby być wielość planów narracji: ten sąd historyczny ze wszystkim za i przeciw, wątek osobisty (prof. Zimmerman i wiarołomny Duda) i przesłanie społeczne. To ostatnio mogłoby być zilustrowane, jak to bezprawie prowadzi do amoralności. Mianowicie podczas rozprawy Sądu Najwyższego, gdy sędziowie badali, czy Duda miał prawo ułaskawić Mariusza Kamińskiego, porządek zakłócił Adam Słomka (skądinąd specjalizujący się w takich happeningach), przy jego wyprowadzaniu jeden z mężczyzn na widowni strącił czapkę z głowy policjantowi i sięgnął do jego kabury z waltherem.

Nie wiem, co zrobić z innym passusem prof. Zimermana, bo nie chciałbym, aby ewentualna sztuka była prostacka, grafomańska, dlatego pozostawiłbym tę kwestię w didaskaliach, jako zalecenie dla reżysera: – Andrzej Duda nie przejął się niczym. Nie chcę go usprawiedliwiać, bo złamanie przez niego konstytucji jest poza dyskusją, ale wydaje mi się, że nie zrobił tego swoją samodzielną decyzją – wypowiadał się już w 2015 roku prof. Zimmerman. – Ubolewam, że jest on absolwentem naszego wydziału – konkludował prof. Zimmermann.

A może jednak niech pozostanie ten ostatni monolog. Nie wiem, czy profesor UJ Zimmerman chodzi w marszach KOD, lecz są to słowa duchem z protestów obywateli.

Pisze o Dudzie, jakby był Makbetem. Otóż – nie! Mordu na demokracji i wolnościach obywatelskich dokonuje wszystkim znany poseł Jarosław Kaczyński. Lecz i po Dudę zbliża się Las Birnam w postaci Trybunału Stanu. Wcześniej jednak chciałbym oglądnąć na scenie „Sąd nad Dudą”.

Trybunału Stanu dla Dudy nie wyklucza nawet jego promotor. „Złamał konstytucję wielokrotnie”

WB, 01.06.2017

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Promotor pracy doktorskiej Andrzeja Dudy w rozmowie z wp.pl wyjaśnił, że w przypadku postawienia go przed Trybunałem Stanu, prezydent będzie odpowiadał za wielokrotne złamanie Konstytucji.

Wykładowca Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego i promotor pracy doktorskiej Andrzeja Dudy udzielił wywiadu Wirtualnej Polsce. Wyjaśnił w nim, że prezydent ułaskawiając Mariusza Kamińskiego złamał Konstytucję. – Nie jedyny raz podczas tych dwóch lat. Andrzej Duda złamał konstytucję wielokrotnie – mówił Zmmermann. Jego zdaniem, jeśli Duda trafi przed Trybunał Stanu – jak zapowiada opozycja – odpowie za wszystkie swoje przewinienia, a ułaskawienie koordynatora służb specjalnych „będzie tylko jednym z zarzutów”.

Profesor przypomniał, że był zaprzyjaźniony z Dudą, zanim ten został prezydentem. – Kiedy to wszystko się zaczęło, wiele razy mu mówiłem, że źle robi, ostrzegałem. Niestety zablokował mój telefon, nie przyjmuje maili, zerwał kontakt. Wbrew temu, co mówił na swojej inauguracji, że tak wiele mi zawdzięcza – ujawnił.

 Próba wyrwania broni policjantowi to efekt nagonki

Zimmermann uważa też, że po ignorowaniu wyroków Trybunału zapowiada się ignorowanie wyroków sądów. Profesor zauważył, że społeczeństwo jest przez władzę straszone sądami. – I mieliśmy tego efekt w Sądzie Najwyższym: ktoś próbował wyjąć pistolet z kabury policjanta. To niebezpieczne efekty tej nagonki, którą prowadzi obóz władzy – dodał.

Chodzi o sytuację, która miała miejsce w Sądzie Najwyższym, gdzie sędziowie mieli zbadać, czy prezydent Andrzej Duda miał prawo ułaskawić Mariusza Kamińskiego. Przebieg rozprawy zakłócił w pewnym momencie opozycyjny działacz w czasach PRL Adam Słomka i kilka towarzyszących mu osób. Kiedy policjanci próbowali siłą wyprowadzić Słomkę, jeden z mężczyzn najpierw strącił funkcjonariuszowi czapkę, a chwilę później sięgnął po policyjnego Walthera P99. Sytuacja przez chwilę wyglądała bardzo groźnie, mężczyźnie nie udało się jednak wyszarpać pistoletu z kabury.

„Ubolewam, że jest absolwentem naszego wydziału”

Profesor Zimmermann nie po raz pierwszy ostro ocenił działania prezydenta Dudy. Już w grudniu 2015 roku w rozmowie z IARem mówił, że przez kilka miesięcy trzykrotnie złamał Konstytucji. Chodziło właśnie o ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, ale też brak zaprzysiężenia trójki sędziów wybranych przez poprzedni Sejm i zaprzysiężenie czterech sędziów wybranych przez kolejną władzę.

– Andrzej Duda nie przejął się niczym. Nie chcę go usprawiedliwiać, bo złamanie przez niego konstytucji jest poza dyskusją, ale wydaje mi się, że nie zrobił tego swoją samodzielną decyzją – mówił wówczas. – Ubolewam, że jest on absolwentem naszego wydziału – dodał prof. Zimmermann.

Z promotorem prezydenta rozmawiał także dziennikarz krakowskiego oddziału Wyborczej.pl. – Prezydent Andrzej Duda, jako absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i mój wychowanek, nie powinien łamać konstytucji. Jest mi z tego powodu przykro – mówił wówczas.

„Andrzej, miałeś do spełnienia wielką rolę „

Po wypowiedzi z grudnia 2015 roku Zimmermann miał liczne nieprzyjemności- od listów z pogróżkami po zarzucanie plagiatu jego doktorantce. Po wywiadzie miał jednak rozmawiać z Dudą kilka razy.

Profesor zdradził, że od pamiętnego wywiadu kilka razy rozmawiał z Dudą przez telefon. W trakcie jednej z nich wyrzucił prezydentowi, że miał szansę być prezydentem wszystkich Polaków. – Andrzej, miałeś do spełnienia wielką rolę historyczną. Mogłeś po prostu być sobą i mogłeś być prezydentem wszystkich Polaków, a nie jesteś. Pomyśl, jaką masz szansę w historii, w podręcznikach mogliby o tobie pisać” – tak mu to wyrzuciłem. On odpowiedział, że pozostanie przy swoim, ale serdecznie pozdrowił moją rodzinę – zrelacjonował rozmowę Zimmermann.

Wspominał, że kiedyś byli bardzo zaprzyjaźnieni. – On był asystentem w mojej katedrze, bardzo miłym, ciepłym, ujmującym człowiekiem – mówił i dodał, że przed katastrofą smoleńską nie był tak „zacietrzewiony i agresywny”, a ostatecznie także „usztywnił w poglądach i wierze, przez co stał się klerykałem.

Dziwne gesty i śmiechy. Prezydent Andrzej Duda na szczycie NATO zachowywał się bardzo specyficznie

http://www.gazeta.tv/plej/19,150682,21868548,video.html

gazeta.pl

Duda sam się kompromituje

Duda sam kompromituje się w sprawie ułaskawienia

Internet pamięta i przechowuje wszystko na zawsze, a internauci to dociekliwi obserwatorzy. Andrzej Duda jakby o tym zapomniał i zmienia swoje poglądy w myśl znanego powiedzonka o punkcie widzenia. Wyszło to z całą jaskrawością przy okazji ułaskawienia Mariusza Kamińskiego. W związku z tą sprawą internauci przypomnieli na Twitterze prezydentowi jego własne słowa z 2011 r. będące odpowiedzią na krytykę jednego z aktów łaski wydanych przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wielka szkoda, że Duda o tych słowach zupełnie zapomniał, zarówno wtedy, gdy ułaskawiał Mariusza Kamińskiego, jak i dziś, gdy wysyła swoich ministrów, by krytykowali orzeczenie Sądu Najwyższego.


A wtedy Duda mówił tak:

„Jako minister w Kancelarii Prezydenta RP, nadzorujący Biuro Prawa i Ustroju oraz Biuro Obywatelstw i Prawa Łaski w okresie od jesieni 2008 do lipca 2010, chciałbym tu z całą odpowiedzialnością oświadczyć, że Pan Prezydent, śp. profesor Lech Kaczyński podchodził do spraw ułaskawień z absolutną bezstronnością, biorąc pod uwagę ciężar popełnionego przestępstwa, jego konsekwencje społeczne, a także wymiar ludzki sprawy, gdy konsekwencje wyroku dla osoby skazanej wydają się niewspółmierne do szkodliwości czynu. (…)W ułaskawieniach nie ma spraw prostych. Każde ułaskawienie może budzić kontrowersje, bo taka jest natura tej instytucji. Ułaskawia się osoby uznane przez sądy za winne. Ułaskawienie nie jest uniewinnieniem.

A dziś? Gdy Sąd Najwyższy uznał, że prezydent nie mógł ułaskawić kogoś, kto w świetle prawa jest niewinny, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta odpowiedzieli, iż Sąd Najwyższy wydał nic nieznaczącą uchwałę.

koduj24.pl

 

UE zamrozi fundusze dla Polski za łamanie prawa? Trzaskowski: ”To ostrzeżenie dla rządu PiS”

Michał Gostkiewicz

01.06.2017

Berlin rozważa propozycję zamrożenia funduszy unijnych dla krajów, które nie przestrzegają zasad praworządności – podaje Politico. – Polska dyplomacja nie ma pojęcia, jak się po brukselskich korytarzach poruszać – komentuje Rafał Trzaskowski.

„Czy otrzymywanie pieniędzy z Funduszu Spójności UE może zostać połączone z przestrzeganiem podstawowych zasad praworządności” przez państwo członkowskie? Takie pytanie zadaje dokument, do którego dotarł portal Politico – oficjalny tzw. „position paper” niemieckiego rządu dotyczący przyszłych zasad budżetu UE.

Pierwszy projekt budżetu na 2018 rok został już przedstawiony. Ale trzeba pamiętać, że mowa tu nie tylko o corocznym podziale unijnej kasy, ale przede wszystkim o tym kluczowym – siedmioletnim. W tym realizowanym obecnie, czyli budżecie 2013-2020, Polsce przypadło aż 86 miliardów euro. W tym lwia część na najuboższe regiony UE – sporo z nich mieści się w Polsce i to właśnie na nie przeznaczone są cohesion funds, czyli fundusz spójności. Kolejny budżet będzie musiał wziąć pod uwagę Brexit – a Wielka Brytania była przecież płatnikiem, a nie beneficjentem unijnej kasy. Beneficjentem, i to największym, była i jeszcze jest Polska. Teraz trzeba te pieniądze jeszcze fizycznie dostać i wydać.

Tymczasem spór polskiego rządu z Komisją Europejską trwa w najlepsze od roku – czyli od obsadzenia przez PiS z naruszeniem prawa stanowisk w Trybunale Konstytucyjnym. KE od ponad roku próbuje dyscyplinować w tej sprawie Warszawę. Polski rząd z kolei oskarża wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa o prowadzenie „osobistej krucjaty” przeciwko Polsce. Sprawę komentuje dla Weekend.Gazeta.pl analityk w Centrum Europejskim Natolin, wiceszef Europejskiej Partii Ludowej i były europoseł PO Rafał Trzaskowski.

Rafał Trzaskowski (fot. Jan Rusek/AG)Rafał Trzaskowski (fot. Jan Rusek/AG)

Michał Gostkiewicz: Pomysł Berlina dotyczy przede wszystkim – nie ma co ukrywać – Polski.

Rafał Trzaskowski: – I ja się z tego pomysłu wcale nie cieszę. Nie chciałbym, żeby przez uzależnienie wypłacania pieniędzy z Funduszu Spójności od tego, czy dane państwo przestrzega praworządności, Polska te pieniądze straciła. Mam nadzieję, że PiS nie zdecyduje się wziąć na siebie takiej odpowiedzialności.

Stawką jest 86 mld euro. To jest stawka wręcz cywilizacyjna. Rozwój albo brak rozwoju Polski.

– Dokładnie tak. A to nie są pieniądze PiSu. To są fundusze, które służą polskim obywatelom, wywalczone przez Polskę po ciężkich negocjacjach. Natomiast pomysł, nad którym zastanawia się Berlin, wziął się stąd, że postępowanie polskiego rządu nie ma precedensu. Do tej pory wszystkie państwa, które miały problemy z przestrzeganiem praworządności, wchodziły z Komisją Europejską w poważny dialog. Proszę zauważyć, że Węgrzy są traktowani inaczej niż Polska.

Dlatego, że Viktor Orban i Fidesz mają lepszą pozycję w UE niż premier Szydło i PiS?

– Viktor Orban jest w największej frakcji parlamentarnej – Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Do tego sam ponosi odpowiedzialność za decyzje, ponieważ sam je podejmuje. Wycofuje się z niektórych najbardziej kontrowersyjnych pomysłów i przede wszystkim – rozmawia z partnerami z innych państw. Byłem na zamkniętym spotkaniach z nim na prezydium EPL w sprawie sytuacji na Węgrzech.

Premier Węgier Viktor Orban (fot. Szilard Koszticsak/MTI via AP)Premier Węgier Viktor Orban (fot. Szilard Koszticsak/MTI via AP)

Jak to wyglądało?

– Orban zawsze, ale to zawsze negocjuje i tłumaczy swoje racje. Owszem, bywa, że się upiera. Ale w wielu miejscach jest gotów ze swoich decyzji się wycofać.

Elastyczność.

– Orban jest po prostu graczem poważnym i racjonalnym, a nie dogmatycznym, który do tego nie ma zielonego pojęcia, jak się po brukselskich korytarzach poruszać. On to pojęcie ma.

Wie pan, myślę, że w relacji Polski z UE przełomowym momentem było to, co się stało podczas ponownego wyboru Tuska na szefa Rady UE. Wtedy wszyscy zobaczyli, że Unia i integracja europejska nie są priorytetami rządu PiS. Że są traktowane instrumentalnie. Zobaczyli też to, że emocje przesłaniają rządzącym polską rację stanu. Uniemożliwiają jakiekolwiek racjonalne działanie. Także stanowisko rządu PiS wobec problemu rozlokowania uchodźców też tu nie pomaga. Jeżeli sami forsujemy w jednej z kluczowych kwestii tzw. „elastyczną solidarność”…

Czyli wybiórczą co do tego, z kim i kiedy się solidaryzować…

– …no to będziemy ją mieli. Nad czym ubolewam. Tymczasem polski rząd np. kwestionuje prerogatywy Komisji Europejskiej do tego, żeby w ogóle zajmować się sprawą praworządności. Na Radzie ds. Ogólnych, zamiast przedstawiać polskie stanowisko, nasi dyplomaci po prostu twierdzili, że Unia Europejska nie powinna się wtrącać w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa.

Pierwszy Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans (fot. Bartosz Bańka/AG)Pierwszy Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans (fot. Bartosz Bańka/AG)

Na tym opierała się polska linia obrony?

– Tak. Na tym, że UE nie powinna np. ingerować w sprawy dotyczące polskiej Konstytucji. Ten spór zaszedł już daleko i nic dziwnego, że inne państwa Unii zaczęły poszukiwać alternatywnego wyjścia z impasu. Tymczasem o wiele lepiej byśmy jako Polska na tym wyszli, gdybyśmy zaczęli traktować zastrzeżenia UE w sposób poważny. Jeżeli się należy do jednego z najważniejszych bloków politycznych na świecie, to naturalne chyba jest, że trzeba przestrzegać jego podstawowych zasad. A podstawową zasadą w UE jest właśnie przestrzeganie praworządności.

Trudno będzie Niemcom przeprowadzić ten pomysł, gdyby Berlin zacząłby go rzeczywiście forsować?

– Trudno, ponieważ decyzje dotyczące budżetu zapadają jednomyślnie. Natomiast rząd PiS musi sobie zdawać sprawę z tego, że ponosi na niwie UE konsekwencje swoich działań. A negatywne konsekwencje będą, nawet jeśli takie powiązanie nie zostanie przeforsowane.

Dlaczego?

– Dlatego, że polski rząd cały czas atakuje KE! A minister Waszczykowski zrobił sobie hobby z uderzania w Timmermansa. Nie mam pojęcia, po co. Pokazuje tylko dyletanctwo dyplomatyczne. Takich ostrych rzeczy nie mówi się w dyplomacji wprost. Tymczasem minister prowadzi personalną wojnę z Komisją – a ona oczywiście będzie wyjątkowo rygorystycznie przestrzegać zasad. Dodajmy do tego nieporadność rządu w kwestiach wydawania tych unijnych pieniędzy. Jestem przekonany, że nawet jeśli nie dojdzie do wiążącego uzależnienia wypłat od praworządności, to na pewno nikt w UE nie pójdzie rządowi PiS na rękę. Tymczasem to właśnie Komisja jest nam bardzo, bardzo potrzebna jako sojusznik. Np. po to, abyśmy mogli, gdy pojawiają się opóźnienia w realizacji projektów, negocjować wydłużenie czasu ich realizacji.

Szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski (fot. Dawid Żuchowicz/AG)Szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski (fot. Dawid Żuchowicz/AG)

Żeby nie trzeba było tych pieniędzy zwracać.

– Albo żeby można było je w wyjątkowych sytuacjach przenieść na inne projekty. Dalej – potrzebujemy sympatii Komisji, gdy pojawia się np. kwestia obowiązywania i stosowania unijnego prawa. Przykłady – choćby niekorzystne dla nas przepisy dotyczące naszych przewoźników. Albo zaostrzanie zapisów dotyczących pracowników delegowanych. Tu widać, jak rząd PiS jest osamotniony w UE – ponieważ poszedł z Komisją na wojnę.

Jak pan ocenia fakt, że ten niekorzystny dla Polski pomysł zrodził się w rządzie Niemiec, sojusznika Polski?

– Nie chcę oceniać na razie wagi tego dokumentu ani jego zapisów. Natomiast sam, po rozmowach z wieloma partnerami w krajach UE, wyraźnie wyczuwam, że cierpliwość wobec Polski się wyczerpuje. Wprowadzenie takiej zasady byłoby bardzo trudnym zadaniem, ale jest to wyjątkowo poważny sygnał ostrzegawczy.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel (fot. Daniel Karmann/AP)Kanclerz Niemiec Angela Merkel (fot. Daniel Karmann/AP)

Zagrywka mająca przestrzec Polskę: „uważajcie, opanujcie się”?

– Jeżeli rząd nie będzie traktował Unii poważnie, to poniesie poważne konsekwencje, które. Mam nadzieję, że w PiS, zamiast gniewnej reakcji, przyjdzie otrzeźwienie. Mam nadzieję, że nie będzie kolejnych ataków na UE, obliczonych na użytek wewnętrzny. Mam nadzieję, że minister Waszczykowski nie będzie znowu opluwał Komisji w mediach. Mam nadzieję, że reakcją będzie milczenie. Cisza. Namysł: jak sobie z tym poradzić.

Kiedy pojawiają się takie sprawy, jak ta, Polska powinna oficjalnie milczeć. A nieoficjalnie za kulisami negocjować, tłumaczyć swój punkt widzenia. Zamiast tego rząd krzyczy w mediach, a w Brukseli milczy, pokazując, jak bardzo polityki europejskiej nie rozumie. Powinno być dokładnie na odwrót: w mediach cicho, a w Brukseli twardo negocjować, bo takie pomysły jak ten godzą nie tylko w interesy PiS, ale także w interesy Polski i Polaków. Konsekwencje takiego zachowania rządu są niestety nad wyraz poważne. Rząd PiS może stać się odpowiedzialny za zaprzepaszczenie jednej z najważniejszych szans rozwojowych naszego kraju.

Rafał Trzaskowski na konwencji PO (fot. Jacek Marczewski/AG)Rafał Trzaskowski na konwencji PO (fot. Jacek Marczewski/AG)

Rafał Trzaskowski. Były europoseł PO, obecnie poseł na Sejm. Od 2013 do 2014 minister administracji i cyfryzacji, od 2014 do 2015 sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Absolwent Kolegium Europejskiego w Natolinie, stypendysta Oxford University (1996) oraz paryskiego Instytutu Unii Europejskiej ds. Badań nad Bezpieczeństwem. Specjalista w zakresie integracji europejskiej i stosunków międzynarodowych, analityk w Centrum Europejskim Natolin. Od 29 marca 2017 jest wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej.

Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej dziennikarz portalu Gazeta.pl, działu zagranicznego „Dziennika” i działu społecznego „Newsweeka”. Stypendysta programu Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA. Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii. Kocha Amerykę od Alaski po przylądek Horn. Prowadzi bloga Realpolitik, bywa na Twitterze.

weekend.gazeta.pl

Ksiądz gnębił dzieci, ale pracy w szkole nie straci

01.06.2017

Szarpał dzieci za uszy, stukał im w czoła, pstrykał w uszy. Ksiądz z rzeszowskiej podstawówki nadal będzie prowadził lekcje z gnębionymi przez siebie uczniami. Bo przecież nie bił.

Zachowanie księdza wyszło na jaw w marcu tego roku. Po skargach dzieci i ich rodziców dyrekcja szkoły podstawowej numer 14 w Rzeszowie zdecydowała się przekazać sprawę do miejscowego kuratorium oświaty. I co? I kuratorium uznało, że ksiądz, owszem, może i nieco przeholował (sam się, zresztą, przyznał do tych „pstryczków”). Przez moment nawet, na czas prowadzonego postępowania, nie miał zajęć w feralnej klasie. Miał jednak lekcje z pozostałymi oddziałami w szkole. Ostatecznie komisja dyscyplinarna przy wojewodzie wydała takie oto orzeczenie w sprawie ukarania katechety: nagana. Najniższa z możliwych kar.

– We wniosku szkoły była mowa o naruszeniu nietykalności cielesnej, ale absolutnie nie było mowy o biciu – tłumaczyła dziennikarzom Beata Streb, rzecznik dyscyplinarna kuratorium.

Co na to wszystko kościelni przełożeni kapłana? Dla nich sprawy nie ma.

Dziennikiem w głowę

Katecheza przeniosła się z parafii do szkół, na mocy decyzji ministra edukacji narodowej z 1990 roku i Konkordatu między Rzeczpospolitą Polską, a Stolicą Apostolską z roku 1993. W pewnym uproszczeniu: szkoła daje katechecie etat i pensję, ale nad zakresem i sposobem prowadzenia przez niego lekcji czuwa Kościół.

Łódź, wiosna bieżącego roku. Gimnazjaliści hałasują. Ksiądz nie może znieść hałasu, podchodzi do jednego z uczniów (akurat bardzo grzecznego) i uderza go w twarz.

Podkarpacie, rok 2007. 13-letni Bartek popełnia samobójstwo, wiesza się na drzewie, w liście pożegnalnym pisze, że ksiądz oskarżał go o kradzieże, a on jest niewinny. Śledztwo w tej sprawie prokuratura w Brzozowie wszczyna kilka dni po śmierci dziecka. Uznaje jednak, że zgromadzone dowody nie potwierdzają, by kapłan znęcał się nad chłopcem. Ksiądz staje przez sądem dopiero po 10 latach! Dziś zarzuca mu się psychiczne i fizyczne znęcanie się nad nastolatkiem, jak też znęcanie się nad trojgiem innych dzieci.

„Gimnazjaliści hałasują. Ksiądz nie może znieść hałasu, podchodzi do jednego z uczniów i uderza go w twarz”

Drugi koniec Polski, Opole. Ksiądz uderza dziennikiem w głowę dziecko z klasy komunijnej. Chłopiec ma zaburzenia równowagi i potrójne widzenie. Na oddziale neurologii dziecięcej miejscowego szpitala lekarze dociekają, czy doszło do urazu mózgoczaszki. Ksiądz odpowiada z wolnej stopy.

Święte krowy?

Najczęściej katecheci są jednak mili dla podopiecznych. Czasem zbyt mili. Ksiądz, uczący dzieci na Dolnym Śląsku zabierał uczniów na wycieczki, do parków rozrywki i do pokoi hotelowych. Zmuszał dzieci do seksu. Dorośli, także kościelni przełożeni księdza, o wszystkim wiedzieli. Księdza przenoszono latami od parafii do parafii, od szkoły do szkoły.

Świeża sprawa: w jednej ze szkół w powiecie nowotarskim ksiądz–katecheta przez prawie rok molestował dwadzieścia siedmioletnich dziewczynek. Jak to możliwe, że nikt nic nie widział? Jak to możliwe, że ksiądz do dziś, choć sprawę bada prokuratura, jest na wolności?

Pytam ojca Pawła Gużyńskiego, znanego dominikanina, dlaczego przemoc ze strony katechetów bywa bezkarna?

– Nie wszystkie oskarżenia są prawdziwe, a przemoc w szkole jest często wynikiem tego, że nie ma odpowiednich procedur postępowania w napiętych sytuacjach, tak dzieje się od dawna i nie dotyczy tylko katechetów – zaznacza zakonnik. – Z drugiej strony, jeśli chodzi o księży–nauczycieli, faktycznie, istnieje pewne pole dla braku decyzyjności. Może wynikać stąd, że ksiądz jest jednocześnie zatrudniony przez szkołę, z drugiej jego przełożonym jest Kościół. Zdarzać się więc może, że księża, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej, traktowani są przez otoczenie jak święte krowy.

„Przemoc w szkole jest często wynikiem tego, że nie ma odpowiednich procedur postępowania w napiętych sytuacjach, tak dzieje się od dawna i nie dotyczy tylko katechetów”.

Zmowa

– Problemem jest często zmowa milczenia, która, szczególnie w małych miejscowościach, gdzie rząd dusz ma wójt albo burmistrz, wespół z proboszczem, prokuratorem i sędzią, miewa się luksusowo – dopowiada Jarosław Makowski, teolog i publicysta. Zmowa, która potrafi trwać nawet przez dekady, o czym świadczy głośna sprawa księdza z Tylawy, który molestował dziewczynki przez kolejne pokolenia. Przez ponad trzy dekady milczeli o pedofilii księdza wszyscy, włącznie z rodzicami dzieci. – Czynny udział w tuszowaniu sprawy miał arcybiskup Józef Michalik, jak też obecny poseł PiS, prokurator Stanisław Piotrowicz – przypomina teolog. W czasie śledztwa Piotrowicza nie widział żadnego problemu, dzieci tylko „dawały ciumka księdzu”. Z kolei macanie dziewczynek przez księdza prokurator uznał za… przejaw „zdolności bioenergoterapeutycznych”.

– Problemem nie jest wyłącznie pedofilia, choć jej zamiatanie pod dywan budzi największą grozę. Problem jednak jest szerszy, wielu księży po prostu nie nadaje się na nauczycieli, bo nie są pedagogami, nie mają odpowiedniego wykształcenia, nie radzą sobie z emocjami, takimi jak zniecierpliwienie, czy gniew – uważa Makowski. Dodaje: – Co ciekawe, sami katecheci często narzekają, że zostali postawieni pod ścianą, narzekają: nie tak miało być! Przecież ja chciałem być księdzem, nie belfrem.

msn.pl

Pierwsze geny mumii w historii

Joanna Grabowska, 01 czerwca 2017

DGWRP\Nauka

DGWRP\Nauka (JÜRGEN LIEPE/bpk/Aegyptisches Museum und Papyrussammlung, SMB/Sandra Steiss)

Naukowcom po raz pierwszy udało się odczytać DNA z mumii. Dzięki temu można było zbadać, skąd pochodzą starożytni Egipcjanie. Wyniki zaskoczyły wszystkich.

Pierwszy genom z mumii przyniósł prawdziwą niespodziankę: starożytni Egipcjanie byli bliżej spokrewnieni z dawnymi mieszkańcami Bliskiego Wschodu, podczas gdy współcześni mieszkańcy Egiptu mają o wiele więcej wspólnego z ludami Afryki Subsaharyjskiej.

Mumie chowane przez 1800 lat

Międzynarodowy zespół naukowców, kierowany przez prof. Johannesa Krause’a, paleogenetyka z Instytutu Maksa Plancka w Jenie i z Uniwersytetu w Tybindze, po raz pierwszy uzyskał i zsekwencjonował DNA jądrowe z mumii egipskich. Wynikiprzedstawił we wtorek w prestiżowym „Nature Communications”.

„W tym artykule dostarczamy pierwszy wiarygodny zestaw danych uzyskanych od starożytnych Egipcjan. Dokonaliśmy tego, posługując się wysokowydajnymi metodami sekwencjonowania DNA i oceniając autentyczność pobranego starożytnego DNA” – podkreślają autorzy publikacji.

Mają powody do zadowolenia, gdyż jeszcze do niedawna wątpiono, czy czyste DNA w mumiach egipskich mogło się w ogóle zachować do naszych czasów.

– Gorący klimat egipski, wilgoć w wielu grobowcach i niektóre substancje chemiczne stosowane podczas mumifikacji powodowały degradację DNA. Uważano więc, że jego przetrwanie przez tak długi czas jest mało prawdopodobne – wyjaśnia prof. Krause w komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej Instytutu Maksa Plancka.

Pomimo tych zastrzeżeń naukowcy pobrali 166 próbek ze 151 mumii pochodzących z cmentarzyska w Abusir el-Meleq (chowano je tam przez około 1800 lat). Wszystkie badane mumie znajdowały się w niemieckich kolekcjach antropologicznych: w Muzeum Uniwersyteckim w Tybindze i w Muzeum Prahistorii wchodzącym w skład Staatliche Museen zu Berlin (zespół niemieckich instytucji muzealnych i naukowych).

– Największe obawy dotyczyły tego, czy z mocno zdegradowanego materiału uda się uzyskać DNA, które będzie wystarczająco dobrej jakości do przeprowadzenia analiz. Dzięki zastosowaniu najbardziej zaawansowanych technik udało się – powiedziała nam dr Martyna Molak-Tomsia z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Warszawie, współautorka publikacji i uczestniczka badań.

Dodała, że z 90 mumii zostało uzyskane DNA mitochondrialne, dziedziczone przez dzieci po matkach, a kompletny genom (DNA jądrowe, dziedziczone po obojgu rodzicach) – z trzech mumii. Najlepiej sprawdziły się próbki pobrane z kości i zębów. Najgorzej – z tkanek miękkich.

W Egipcie sensacja goni sensację: archeolodzy odkryli co najmniej 17 mumii. Zbliża się początek sezonu turystycznego

To dopiero pierwszy krok

Pozyskany starożytny materiał genetyczny został porównany z materiałem współczesnym. – Interesowało nas szczególnie to, czy z powodu najazdów i obcego panowania zauważalne będą zmiany genetyczne u starożytnych mieszkańców Abusir el-Meleq – mówi dr Molak-Tomsia. – Okazało się, że przez te wszystkie lata genom mieszkańców Abusir el-Meleq praktycznie nie zmienił się – wyjaśnia.

Badaczka przyznała, że dla niej najbardziej zaskakującą informacją było to, iż dwadzieścia cztery pokolenia temu (czyli ok. 700 lat) nastąpił w Egipcie tak silny napływ ludzi z Afryki Subsaharyjskiej, że znalazł on odbicie w genotypie współczesnych Egipcjan. W efekcie współcześni Egipcjanie mają w swoim DNA o 8 proc. więcej śladów przodków z głębi lądu niż mumie z Abusir el-Meleq.

– Ale jest taka możliwość – i piszemy o tym w tej publikacji – że na południu Egiptu tego DNA subsaharyjskiego w mumiach może być więcej – komentuje dr Molak-Tomsia.

Pierwszy genom z mumii i możliwość pozyskiwania następnych otwiera przed naukowcami zupełnie nowe perspektywy badawcze w jednym z najbardziej istotnych regionów dla historii świata i cywilizacji. Ale – jak skonstatował prof. Krause – na razie jest to zaledwie „pierwszy rzut oka na genetyczną historię Egiptu”.

Najstarsze mumie na świecie rozkładają się. Taki mamy klimat

Pechowe miejsce

Stanowisko Abusir el-Meleq leży około 130 km na południe od Kairu, na zachodnim brzegu Nilu, na wysokości Fajum. W starożytności było to miasto o dużym znaczeniu religijnym, w którym szczególnie mocno rozwinął się kult Ozyrysa, boga śmierci i odrodzonego życia. Zostało założone blisko 5 tys. lat temu, ale na badanym cmentarzysku spoczywają głównie mumie od początków Nowego Państwa po schyłek czasów rzymskich. (ok. 1380 p.n.e. – ok. 425 n.e.).

DGWRP\Nauka

DGWRP\Nauka Krause et al, Nature Communications

Miejsce jest dosyć pechowe. Pierwsze wykopaliska zostały tam przeprowadzone na początku XX wieku. Wiele artefaktów i mumii wydobytych z grobowców zostało wówczas wysłanych do wielu krajów na świecie. Część trafiła do Niemiec. Wcześniej i później rozległy i niemożliwy do upilnowania teren często odwiedzali złodzieje. Plaga kradzieży dotknęła to stanowisko po wiośnie arabskiej w 2011 roku. W rezultacie  Abusir el-Meleq zostało wpisane na listę World Monuments Watch, czyli 100 stanowisk z całego świata zagrożonych całkowitym zniszczeniem z powodu konfliktów wojennych, wandalizmu czy katastrof naturalnych. Utworzyła ją w 1996 r. i aktualizuje co dwa lata nowojorska organizacja non profit World Monuments Fund.

wyborcza.pl

Stępień: Mariusz Kamiński i jego koledzy są dziś nieprawomocnie skazani

KWiS gorszego sortu

W listopadzie zeszłego roku dowiedziałem się, jeszcze nieoficjalnie, że znalazłem się na liście odznaczonych z okazji rocznicy rejestracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Ucieszyłem się, że będę miał okazję zobaczyć wielu starych kumpli. Nie miałem w planie żadnych dąsów ani demonstracji, bo choć jestem krytykiem poczynań obecnego prezydenta, nie widzę większego sensu w odmowie przyjęcia odznaczenia państwowego li tylko z powodu jakichś sympatii czy antypatii. Legalności wyboru Andrzeja Dudy nikt nie kwestionuje, a rozliczenie jego dokonań odbędzie się we właściwym trybie, w kolejnych wyborach.

Uroczystość w Pałacu Prezydenckim, w lutym, była podniosła, PAD deklarował wzruszenie. Ale mnie tam nie było. Nie dostałem zaproszenia. Jak się dowiedziałem, znów nieoficjalnie, zostałem skreślony z powodu domniemanych związków z opozycją. Zapadła długa cisza i sądziłem już, że kancelaria PAD o wszystkim zapomniała. Trzy dni temu wyjąłem ze skrzynki pismo z IPN, iż “postanowieniem Prezydenta RP z 4 listopada 2016, za zasługi na rzecz niepodległości i suwerenności oraz respektowania praw człowieka” otrzymałem Krzyż Wolności i Solidarności, który prezes IPN przypnie mi 13 czerwca.

Pan prezydent Andrzej Duda dzieli więc na lepszy i gorszy sort nawet tych, których nagradza medalami. Są tacy, którym sam przypnie order w blasku jupiterów, oraz tacy, którym musi starczyć niższy urzędnik z niemal półrocznym poślizgiem. To żałosne, żenujące, podłe. Dokonał Pan, Panie Prezydencie, rzeczy wielkiej: mnie, zdecydowanego przeciwnika takich demonstracji, zmusił Pan do odmowy przyjęcia odznaczenia. Wybierając się bowiem 13 czerwca do IPN potwierdziłbym i usankcjonował Pański podział, moją przynależność do “gorszego sortu”.

http://b.leski.pl/index.php/2017/05/31/4184/

Oświadczenie Ewy Kopacz

Jarosław Kaczyński realizuje leninowską zasadę: kadry są najważniejsze – Rafał Grupiński u

Rafał Grupiński jest gościem

„Boją się Tuska, więc zabierają się za Kopacz. To polityczny damski boks”

red. As, 01.06.2017

Donald Tusk i Ewa Kopacz

Donald Tusk i Ewa Kopacz (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

„Nie ma dowodów na zamach, to wymyśli się dowody na łamanie procedur i okłamywanie opinii publicznej” – tak Adam Szostkiewicz komentuje wezwanie Ewy Kopacz do prokuratury. Wg publicysty „Polityki”, PiS kieruje się chęcią zemsty i nienawiścią.

Była premier była przesłuchiwana w charakterze świadka w sprawie nieprzeprowadzenia w Polsce sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. „Będę miała odwagę bić się o to, by nie upolityczniać jakiegokolwiek zdarzenia tak tragicznego jak katastrofa smoleńska” – mówiła Ewa Kopacz po wyjściu z prokuratury.

„Boją się Tuska, więc zabierają się za byłą premier. Na razie w charakterze świadka, ale kwalifikację można przecież zmienić. Tak samo Tuskowi. Tylko że Tuska chroni prestiż stanowiska, które zajmuje. Zresztą i bez niego poradziłby sobie z wykonawcami politycznego zlecenia. Takie zagrania to polityczny damski boks” – komentuje na blogu Adam Szostkiewicz.

Zemsta i nienawiść

Zdaniem publicysty tygodnika „Polityka”, wzywanie prominentnych polityków PO na przesłuchania to element politycznej taktyki PiS. „Nie ma dowodów na zamach, to wymyśli się dowody na łamanie procedur i okłamywanie opinii publicznej” – ocenia.

„Robienie z obcych szczątków dowodu okłamywania rodzin przez ówczesny rząd, jest nieuprawnione” >>>

Szostkiewicz zwraca uwagę, że poza „motywem zemsty” osoby uczestniczące w nagonce na polityków PO kierują się nienawiścią. Widać to, zdaniem publicysty, choćby w wypowiedziach drugiej zony Przemysława Gosiewskiego – Beaty.

Europosłanka PiS w rozmowie z „Rzeczpospolitą” mówiła: „Patrząc na Tuska i polityków PO ówcześnie rządzących, widzę twarze morderców mojego męża i elity polskiej, która zginęła pod Smoleńskiem’”.

„Gosiewska wyrok już wydała, a może zdradza zarazem przyszły plan polityczny rozprawienia się z PO przy pomocy smoleńskich szczątków” – zastanawia się Adam Szostkiewicz.

„Wkrótce w każdym miasteczku będzie stał pomnik Lecha Kaczyńskiego. Jak w ZSRR Stalina” – ocenia bp Pieronek

„Tusk przed TS to realny scenariusz. Mamy u sterów szaleńców”

http://www.gazeta.tv/plej/19,115170,21662349,video.html

TOK FM

Wywiad: ksiądz mówi o identyfikacji ofiar katastrofy smoleńskiej

Byłem przy każdej trumnie

Ksiądz Henryk Błaszczyk, duszpasterz służb ratownictwa medycznego, towarzyszący w Moskwie bliskim ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, o tym, jak przebiegała identyfikacja ciał i o dzisiejszych wątpliwościach rodzin zmarłych.

Rozmowa została opublikowana w listopadzie 2010 r.

Janina Paradowska: – Jak to się stało, że po 10 kwietnia ksiądz znalazł się w Moskwie?

Ks. Henryk Błaszczyk: – Pojechałem na osobistą prośbę minister Ewy Kopacz, która tuż po katastrofie smoleńskiej kompletowała ekipę patologów sądowych, lekarzy, ratowników medycznych, psychologów, ludzi znających się na logistyce tego typu operacji, którzy mogli ją wesprzeć w tych pierwszych, najtrudniejszych dniach.

Rodziny wiedziały, że w samolocie jest ksiądz?

Tak, ten lot rozpoczęliśmy zresztą modlitwą. Kiedy padały słowa – i niech się stanie wola Twoja jako w Niebie tak i na Ziemi – to przyznaję, w obecności tych właśnie rodzin, sam przeżyłem głębokie wzruszenie. W tej modlitwie każdy uczestniczył na swój sposób, bo przecież nie wszyscy podzielali moje wyznanie wiary. Miałem jednak wrażenie, iż sama świadomość, że w samolocie obecni są kapłani, bo był również ksiądz pułkownik Marek, kapelan wojskowy, że są psycholodzy, że jest do kogo się odwołać, sprawiła, że już na pokładzie zaczęły się pierwsze rozmowy.

Kim byli psychologowie?

Oni wywodzili się głównie ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Przede wszystkim z tej uczelni wywodzą się psychologowie przygotowani do wczesnej interwencji kryzysowej. Byli też psychologowie z innych ośrodków oraz ekipa Lotniczego Pogotowia Ratunkowego wraz z lekarzami.

Powiedział ksiądz, że już na pokładzie samolotu zaczęły się rozmowy. Z czym zwracano się do księdza, z jakimi pytaniami?

Dlaczego Bóg mi to uczynił? Dlaczego on, dlaczego tak strasznie? Jak się ksiądz czuje z tym, że wydarzyła się taka tragedia?

A co ksiądz może wtedy odpowiedzieć?

Ja mogę uczciwie powiedzieć, że Bóg też ponosi za to odpowiedzialność. On nie jest tylko od rzeczy dobrych i przyjemnych, jest obecny we wszystkim, w życiu i śmierci. Wierzę też, że w zmartwychwstaniu i życiu wiecznym.

Przylecieliście do Moskwy i co było dalej?

W hotelu czekali już pani minister Kopacz z panem ministrem Arabskim. Przywitali wszystkich przed wejściem do hotelu, a potem zaczęła się pierwsza odprawa, bardzo trudna. Zebrały się wszystkie rodziny i to była pierwsza próba przygotowania ich na obrazy, z którymi się spotkają, a także informacja o procedurach i działaniach oraz pracach wykonanych wcześniej przez obecną już polską grupę. To wszystko miało służyć jak najsprawniejszej i najlepszej identyfikacji ciał.

Co można wtedy rodzinom powiedzieć: zobaczycie coś tak strasznego, czego jeszcze nie widzieliście?

Należy powiedzieć: wiemy, że państwu zależy na tym, aby wasi bliscy jak najszybciej wrócili do domu, i chcemy wam pomóc w tym właśnie pragnieniu. I tak też się stało.

Jak rodziny reagowały?

Oczekiwaniem. Bardzo dobrze się stało, że w tym pierwszym etapie przygotowano ich do procedury.

Na czym to polegało?

Na powiedzeniu im, że powinni pomóc lekarzom patologom sądowym, tym wszystkim, którzy przygotowywali identyfikację, uczestnicząc w procedurze, w przesłuchaniu, dokonać porównania osób, które pamiętają, czy ze zdjęć, czy bezpośrednio. Osoby odpowiednio przygotowane przybierały postawę spełnienia postawionego zadania, jakby odsuwały od siebie dojmujące uczucie bólu, żalu, który oczywiście szybko wracał. Ale konieczność współuczestniczenia w identyfikacji – co może brzmi paradoksalnie – w jakiejś mierze porządkowała ich wewnętrznie, choć na chwilę.

Czy w ogóle rodziny miały wyobrażenie, co je czeka? Czy ksiądz miał taką wyobraźnię?

Od lat pracuję na misjach humanitarnych, pracowałem w Gruzji, gdzie mieliśmy szpital polowy, pracowałem na Haiti, gdzie wspólnie z przyjaciółmi prowadziliśmy szpital w epicentrum trzęsienia ziemi, na co dzień pracuję wśród osób, które są dotknięte perspektywą rychłej śmierci, widziałem tyle dramatycznych obrazów, tyle osób umarło na moich rękach. Tak się złożyło, że moja praca duszpasterska polega w dużej mierze na przygotowywaniu ludzi do śmierci i zadbaniu, aby po śmierci zachowana była ich godność. Czy spodziewałem się, co zobaczę? Przy całym moim doświadczeniu muszę powiedzieć, że doznałem wstrząsu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem rozmiar tego, co się stało. To był najtrudniejszy czas w całym ciągu moich doświadczeń. Cóż więc mówić o rodzinach. Wbrew temu jednak, co się mówi, dużo ciał było zespolonych, chociaż oczywiście bardzo poranionych. To nie była destrukcja zupełna. Te, które były rozczłonkowane, w każdej części objęte były badaniem DNA, nie było ciała, które nie zostałoby potwierdzone badaniem DNA.

Kiedy po raz pierwszy zobaczył ksiądz ten rozmiar katastrofy?

Następnego dnia rano, kiedy w instytucie medycyny sądowej poprosiłem, aby zwieziono mnie na dół, do dużej sali, gdzie zgromadzone były ciała ofiar katastrofy. Tam też natychmiast, w takim spontanicznym odruchu kapłana, odprawiłem pierwszą stację pogrzebu chrześcijańskiego, poświęciłem te ciała i poleciłem je Bogu zgodnie z rytuałem pogrzebu katolickiego. Uważałem, że nawet jeśli nie wszyscy są katolikami, nie doznają uszczerbku w swojej godności.

 

I patrząc na tę salę pomyślał ksiądz: Boże, przecież te rodziny nie powinny tego zobaczyć, a one muszą zobaczyć?

Lęk, że w procesie identyfikacji rodziny będą musiały się skonfrontować z tymi obrazami, towarzyszył mi od momentu, kiedy zobaczyłem te ciała. Na to nakładała się myśl, że ta konfrontacja jest nieuchronna, dlatego prosiłem osoby przygotowujące rodziny, dla których ta intencja też była zresztą oczywista, aby przygotować ciała tak, żeby rodzina nie miała problemów z identyfikacją, a jednocześnie nie musiała się konfrontować z tym bezmiarem obrażeń.

To było możliwe?

W wielu przypadkach tak, zwłaszcza kiedy były wyraźne znaki identyfikujące, jak narośle czy blizny po przebytych operacjach.

Część rodzin kwestionuje obecnie identyfikacje, są nawet wnioski o ekshumację. Ksiądz też ma dziś wątpliwości, uważa, że identyfikacje nie były prawidłowe?

Nie mam najmniejszych wątpliwości. Dokonano ogromnego wysiłku dla zachowania najbardziej uczciwej metody identyfikacji ciał. Ten proces mógł trwać bardzo długo, ale Rosjanie, mając doświadczenie wielu katastrof lotniczych, we współpracy z polską grupą, naszymi patologami, ekspertami od kryminalistyki, przeprowadzali z wielką starannością cały proces identyfikacji, który rozpoczynał się od momentu dostarczenia materiału zdjęciowego, genetycznego, od opisów, które powstały w momencie przesłuchiwania rodzin. To wszystko wprowadzane było do programu komputerowego, który zbierał w całość wszystkie informacje. To jest, oczywiście, tylko jedno z narzędzi, bo jednak w końcu ważne jest zobaczenie na własne oczy. Wiem, że niektóre przesłuchania rodzin były bardzo długie, wyczerpujące, ale one nie wynikały ze złej woli, ale właśnie ze staranności. Problemem był może pierwszy dzień, kiedy przesłuchania prowadziło wielu młodych rosyjskich prokuratorów, którzy po raz pierwszy zetknęli się z takimi okolicznościami.

Byli nieco sparaliżowani?

Trochę tak, gdyż ranga tej katastrofy była ogromna. Drugiego dnia pracowali już doświadczeni prokuratorzy i to dawało się natychmiast odczuć. Oni potrzebne informacje zdobywali o wiele szybciej. Na prośbę rodzin uczestniczyłem w trzech przesłuchaniach i nie znalazłem przejawów złej woli czy jakichś elementów pracy operacyjnej, aby pozyskać informacje, które by nie służyły identyfikacji.

Niektórzy przedstawiciele rodzin skarżyli się na arogancję rosyjskich śledczych.

Nie spotkałem się z takim przypadkiem, ale może jakiś się zdarzył. Trzeba wziąć pod uwagę, że rodzina przechodziła raz tę procedurę, a prokurator powtarzał ją z wieloma osobami i jakieś zniecierpliwienie, spotęgowane napięciem, bo katastrofa wyjątkowa, mogło się w którymś momencie pojawić jako efekt potwornego zmęczenia wszystkich. Rozmowy odbywały się zresztą w obecności polskich psychologów, a ponieważ brakowało tłumaczy, poproszono polskie siostry zakonne, pracujące od lat w Moskwie i perfekcyjnie znające język rosyjski, co przyspieszyło procedury i było wsparciem dla wielu rodzin.

Rodziny były na ogół dzielne?

Bardzo dzielne. Nie używam nazwisk w tej rozmowie, ale jednego użyję, bo uważam, że trzeba. Matka pana ministra Handzlika, która w pierwszym dniu, nie znalazłszy ciała swojego syna, z wielką empatią i cierpliwością wspierała inne rodziny. To było wzruszające i budzące podziw. W ogóle rodziny wówczas okazywały sobie życzliwość i szacunek, zwłaszcza gdy oczekiwało się na wejście do sali, gdzie odbywała się identyfikacja.

Wielu nie odważyło się wejść?

Nie znam statystyki, ale były osoby proszące o zwolnienie ich z tej czynności. Większość jednak chciała, także dlatego, aby przeżyć moment pożegnania, czasem tylko poprzez dotknięcie ręki. To wszystko przecież stało się tak nagle.

Wiem, że dwie czy trzy osoby prosiły minister Kopacz, aby to ona dokonała identyfikacji, księdza też proszono?

Uczestniczyłem w identyfikacjach jako osoba, której obecność jest odpowiedzią na potrzebę modlitwy. Proszono mnie, abym wszedł i pomodlił się. To były właściwie prośby powszechne. Niełatwa modlitwa w rozpaczy.

Po siedmiu miesiącach wzbiera fala pretensji – do Rosjan, do polskich władz, do rządu, premiera, podważa się uczciwość identyfikacji, sekcji zwłok. Co ksiądz sobie myśli, słysząc to wszystko?

Przede wszystkim widzę rodziny, które nie mogą do końca przeżyć w spokoju, godnie swojej żałoby. Dla większości z nich to jest właśnie ciągłe powracanie do tych najtrudniejszych chwil, identyfikacji, sekcji, to przymuszanie ich do ciągłego przywoływania najtragiczniejszych chwil i obrazów ich życia, to jest torturowanie ich pamięci.

Przymuszanie przez kogo?

Przez media, polityków, osoby, które w sposób świadomy, dla różnych – także politycznych lub komercyjnych – celów odwołują się do tego trudnego momentu identyfikacji. Proszę mi wierzyć, gdyż wspólnie z psychologami nadal pracuję z grupą rodzin, że ta niemożność przeżycia żałoby i zamknięcia pewnego jej okresu powoduje ogromny ból i uniemożliwia spojrzenie w przyszłość. Powinni iść naprzód, a przymusza się ich do powrotu w trudną przeszłość.

Cierpią? Oburzają się?

Czują coraz większy gniew, niezgodę, ale też bezsilność wobec sytuacji, gdy ta smoleńska gra toczy się nadal. Bardzo często towarzyszy im też lęk przed oceną środowiska. Członkowie rodzin tych, którzy zginęli, boją się, że nieustanne przypominanie, komentowanie, otaczanie katastrofy sensacjami zaczyna sprowadzać ich bliskich do formy produktu na sprzedaż, co odziera śmierć z godności. Pytanie o sekcje mnie po prostu zdumiewa, doprawdy nie wiem, czemu ma ono służyć.

To odpowiem: polityce, podejrzeniom, że nie wszyscy zginęli w wyniku katastrofy, to ksiądz przecież wie. Niektóre rodziny mówią: chcemy protokół sekcji, bo nie wiemy, dlaczego zginął mój mąż, syn. Są wnioski o ekshumację. Ksiądz wszystko widział. Jaki sens miałaby ekshumacja?

Nie znajduję go. Mam w pamięci obraz tych dwóch ciał, o których ekshumacji się mówi, i nie mam tu żadnych wątpliwości.

 

To ma być ekshumacja w celu ustalenia przyczyny śmierci. Co z tego ksiądz rozumie?

Rozumiem to w ten sposób, że w pytania, które zadają mi niektóre rodziny, wpisana jest jakaś obawa, lęk, zbudowany zresztą na przyzwoleniu, aby osoby niegodne, nieliczące się z ludzkim cierpieniem, budowały obraz innej przyczyny śmierci niż uszkodzenia wielonarządowe powstałe w wyniku katastrofy. Czasem pytano mnie, czy widziałem rany postrzałowe, ślady po duszeniu. Na miłość boską, ktoś, kto stawia taką tezę, upowszechnia ją i zaraża nią bliskich ofiar, opinię publiczną, dokonuje niebywałej agresji, już nie tylko wobec rodzin, ale wobec społeczeństwa.

Jeżeli jedna z matek, dotknięta bólem, mówi o przylocie jakiegoś innego samolotu i jego wylocie poza teren katastrofy, o podkładaniu ciał, to proszę sobie wyobrazić, jakiej agresji musiano dokonać na wyobraźnię tej matki właśnie tworzeniem i utrwalaniem nieprawdziwych obrazów i hipotez, że ona dopuszcza myśl, iż to może być prawda.

Kim musi być człowiek, aby zadawać takie cierpienia matce? Rozmawiałem z bliskim współpracownikiem pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który jako pierwszy z Polaków był na miejscu katastrofy, w kilka minut po uderzeniu samolotu w ziemię. Opisywał mi ten samolot, obrazy ciał, które widział w jednym miejscu. Sugerowanie, że we wraku nie było siedzeń, że nie było ciał, wpływa na reakcję rodzin, na ich lęk, w jaki sposób ich najbliżsi zginęli. Odbiór takich informacji jest bardzo indywidualny. Nie wolno w ten sposób igrać z ludźmi, to jest haniebny proceder.

Ksiądz był przy zamykaniu trumien w Moskwie?

Przy każdej.

Jak to się odbywało, bo ta kwestia też budzi wątpliwości niektórych rodzin?

Po identyfikacji, potwierdzonej dokumentami podpisanymi przez najbliższych lub osoby przez nich upoważnione, ciało było natychmiast oznaczane nazwiskiem pisanym na pasku. Taki sam pasek był również w dokumentacji. Po modlitwie i pożegnaniu przez bliskich zaczynano przygotowywać ciało do transportu. Ciała były owijane szczelnymi workami, oznaczenie było zarówno na ciele, jak i na worku. Następnie kładziono je na wózku i wywożono na parter instytutu, gdzie znajdowała się sala sprawowanego kultu (tak ją nazywano). Tam stały już trumny przygotowane przez specjalną ekipę, złożoną z żołnierzy i pracowników firmy pogrzebowej wynajętej do tej pracy. Jeszcze raz sprawdzano nazwisko i porównywano je z listą dostarczoną przez konsula. Następnie ciało wkładano do trumny i nie zamykano jej, gdyż musiało się jeszcze odbyć posiedzenie komisji, składającej się z przedstawicieli rosyjskiego ministerstwa spraw nadzwyczajnych, patologa sądowego, polskiego konsula oraz rosyjskiej służby granicznej. Jeszcze raz porównywano dokumenty z opisaniem ciała na worku i wtedy zezwalano na dalszą procedurę transportu, która polegała na tym, że przewożono je do pomieszczenia, gdzie było owijane w jedwabny całun do wysokości trzech czwartych ciała, a następnie otulane całunem, który był wewnątrz trumny, co tworzyło taki kokon.

Nad każdym z ciał modliliśmy się, odbywało się jego poświęcenie, wtedy też do trumny wkładałem różańce oraz pamiątki, jeżeli rodziny sobie tego życzyły. Były to listy, w tym od dzieci, obrączki ślubne, zdjęcia, pamiątki rodzinne. Wkładałem je między całun a ciało, aby były blisko zmarłego.

Rosjanie przygotowali dla wszystkich ubrania, czekały gotowe komplety dla mężczyzn i kobiet. Do czego one służyły?

Dla wszystkich uczestniczących w identyfikacji było oczywiste, że próba ubierania ciał odzierałaby je z godności. Ubrania można było tylko ułożyć na ciałach, czyli praktycznie przykryć je, i to robiliśmy, gdy zwłoki były już owinięte w jedwabny całun. Dopiero na te ubrania nakładany był zewnętrzny całun, stanowiący wyposażenie trumny. Gdy to wszystko zrobiliśmy, trumna była przez polską ekipę komisyjnie lutowana, a potem śrubami przytwierdzano drewniane wieko. Trumny były bardzo solidne, ciężkie, miały wnętrza z blachy cynkowej. Żołnierze przenosili je do samochodu i w eskorcie policji przewożono je na lotnisko. Kultura tych żołnierzy i firmy pogrzebowej była nadzwyczajna.

Ksiądz żegnał wszystkich w chwili zamykania trumien?

Mogę powiedzieć, że ze zmarłymi byłem od początku, zanim zaczęła się identyfikacja, aż do chwili, gdy zamykano ostatnią trumnę. Z ostatnimi trumnami wróciłem do Polski.

polityka.pl

.

Rozumienie prawa przez K. Morawieckiego odpowiada dokładnie rozumieniu prawa III Rzeszy. Prawo każdego dnia określa Wódz w imieniu narodu.

Gościem jest

Żądamy natychmiastowej dymisji Panów Ministrów Kamińskiego i Wąsika! Niech na wyroki w swoich sprawach czekają poza rządem!

https://www.theguardian.com/music/musicblog/2017/may/31/sgt-pepper-at-50-could-the-beatles-masterpiece-unite-brexit-britain?CMP=share_btn_tw

Trzytomowy słownik języka polskiego PWN.

Abonament RTV. Polacy uciekają z kablówek i platform cyfrowych, bo nie chcą płacić na TVP Jacka Kurskiego. Operatorzy przerażeni obowiązkiem przekazywania danych abonentów

Piotr Miączyński, 01 czerwca 2017

Telewizja Polska dramatycznie potrzebuje pieniędzy. W 2016 r. miała 180 mln zł straty. Dzięki uszczelnieniu sciągalności abonamentu RTV, publiczne media mają dostać 620 mln zł rocznie więcej.

Telewizja Polska dramatycznie potrzebuje pieniędzy. W 2016 r. miała 180 mln zł straty. Dzięki uszczelnieniu sciągalności abonamentu RTV, publiczne media mają dostać 620 mln zł rocznie więcej. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Narasta bunt przeciwko planowi PiS uszczelnienia abonamentu RTV. Ludzie chcą rezygnować z umów z kablówkami i platformami cyfrowymi. Żądają też usunięcia programów TVP z ich pakietów.

Projekt ustawy uszczelniającej ściąganie abonamentu RTV jest już w Sejmie, nowe przepisy wejdą w życie prawdopodobnie jeszcze w wakacje.

Operatorzy telewizji kablowych i platform satelitarnych będą zobowiązani do przekazywania danych o swoich klientach Poczcie Polskiej. Poczta będzie sprawdzać, czy gospodarstwo domowe płaci abonament RTV, a jeśli nie, wyda nakaz rejestracji odbiornika (telewizora) oraz nałoży karę w wysokości 30-krotności miesięcznej opłaty abonamentowej. Dziś to 22,70 zł miesięcznie. Oznacza to, że kara wyniesie ponad 680 zł. Chyba że ktoś wcześniej okaże skruchę i wpłaci abonament za pół roku z góry.

Można tego uniknąć, jeśli zrezygnuje się z płatnej telewizji i przejdzie na bezpłatną cyfrową – nikt wówczas nie poda danych osobowych Poczcie.

Infolinie operatorów kablówek i platform satelitarnych się grzeją, pierwsze osoby już złożyły wypowiedzenia umów.

– To są jeszcze symboliczne liczby, ale liczba telefonów protestów do call center jest bardzo duża – potwierdza Krystyna Kanownik, rzecznik Multimedia Polska.

Kablówki i platformy panikują. Konsultanci uspokajają klientów, że zapisy projektu to nic pewnego, a danych osobowych klientów Poczcie Polskiej nie udostępnią. Jeśli jednak tego nie zrobią, zapłacą słone kary. Projekt ustawy przewiduje bowiem 500 zł za każdy przypadek nieprzekazania zgłoszenia lub informacji.

Ilu klientów mogą stracić operatorzy po wejściu w życie ustawy uszczelniającej abonament? Na to pytanie sieci odmawiają odpowiedzi.

– Rozumiemy ideę mediów publicznych i finansowania ich działalności z abonamentu. Sprzeciwiamy się natomiast stanowczo projektowi ustawy, który godzi w prawo naszych klientów do ochrony ich danych osobowych – stwierdza wymijająco Ewa Sadowska z UPC.

Abonament ściągnie Poczta, dane od operatorów

Dane od operatorów mają być przechowywane przez Pocztę w rejestrze, który musi stworzyć w ciągu trzech miesięcy od wejścia w życie ustawy. Nawet jak ktoś wyrejestruje odbiornik, to i tak jego dane będą w tej bazie przez kolejne pięć lat. Rząd ucina dyskusję, że ustawa o ochronie danych osobowych „przewiduje możliwość przetwarzania danych bez zgody osoby, której dotyczą, jeżeli jest to niezbędne do zrealizowania uprawnienia lub spełnienia obowiązku wynikającego z przepisu prawa”.

Oburzeni internauci zaczęli zatem podpisywać się pod petycją, w której domagają się wyłączenia z ich pakietów wszystkich programów publicznej telewizji. „W ciągu ostatniego roku tzw. media publiczne (Telewizja Polska oraz Polskie Radio) zostały przez rządzącą partię gruntownie przerobione na ordynarną tubę propagandową. Niczym nie różnią się obecnie w swym przekazie od siermiężnej, propartyjnej propagandy z czasów Gomułki, w niczym też nie przypominają mediów niezależnych, obiektywnych i pluralistycznych”. Apel ten w ubiegłym tygodniu nagłośniła na swoim koncie na Facebooku m.in. aktorka Krystyna Janda. Podpisało się pod nim już ponad 20 tys. osób.

Operatorzy nie są w stanie jednak tego zrobić. – To kanały, które mamy obowiązek nadawać, podobnie jak główny kanał TVN, Polsat i inne. Obowiązuje zasada must carry/must offer – wyjaśnia Karol Wieczorek z Netii.

Abonament RTV płatny co miesiąc

Dlaczego PiS tak się spieszy z abonamentem RTV? TVP dramatycznie potrzebuje pieniędzy. W 2016 r. miała 180 mln zł straty. Dzięki uszczelnieniu abonamentu publiczne media dostaną zaś 620 mln zł rocznie więcej. Pieniądze mają iść m.in. na inwestycje w ośrodki regionalne TVP oraz ograniczenie reklam w TVP Info.

Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Nakłady na media publiczne w Polsce są najniższe w całej Unii. Tzw. działalność misyjna mediów publicznych od lat jest pokrywana z abonamentu w blisko 30 proc. Reszta pieniędzy pochodzi z reklam.

Jak wynika z najnowszych danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, terminowo z wnoszenia opłat abonamentowych wywiązuje się tylko 1,4 mln gospodarstw w Polsce.

Do dużych trudności z regulowaniem abonamentu w przeszłości przyznał się niedawno na antenie Polsat News nawet wicepremier Piotr Gliński, który teraz stoi za propozycją uszczelnienia abonamentu RTV.

Politycy od lat bali się stworzyć stabilny system finansowania mediów publicznych. Za rządów PO długie miesiące debatowano nad tzw. opłatą audiowizualną – liczoną od adresu albo doliczaną do prądu. Ten sam pomysł lansował po wygranych wyborach rząd PiS. Opłata – 15 zł miesięcznie – miała być dołączana do rachunku za prąd. I byłaby naliczana nie za posiadanie odbiornika – jak teraz – ale za możliwość oglądania telewizji czy słuchania radia. Można to przecież robić nie tylko w telewizorze, ale również na smartfonie czy w komputerze.

Opłata miała wejść w życie od 1 stycznia 2017 r. Nie weszła, bo PiS nie wziął pod uwagę, że zapisy musi notyfikować Komisja Europejska. PiS musiałby na to czekać, jak pokazuje praktyka, od ośmiu do osiemnastu miesięcy. Albo i dłużej. Pomysł z opłatą audiowizualną wylądował więc w sejmowej zamrażarce.

Wicepremier Gliński chce, aby abonament był płacony co miesiąc razem z innymi podatkami. Taka danina wynosiłaby ok. 8 zł miesięcznie. Ten pomysł jednak również musi zaakceptować Unia.

wyborcza.pl

Brytyjska premier Theresa May nie zdobędzie bezwzględnej większości w wyborach parlamentarnych w przyszłym tygodniu?

Maciej Czarnecki, 31 maja 2017

Brytyjska premier Theresa May w drodze na występ w Sky News i Channel 4, gdzie 29 maja odpowiadała na pytania wyborców

Brytyjska premier Theresa May w drodze na występ w Sky News i Channel 4, gdzie 29 maja odpowiadała na pytania wyborców (Stefan Rousseau / AP)

Po zaskakującym sondażu YouGov zaostrza się kampania wyborcza w Wielkiej Brytanii. Premier Theresa May straszy imigracją, lider opozycji Jeremy Corbyn – rządowymi cięciami funduszy dla szkół i szpitali.

Analiza renomowanego YouGov dla „The Times”, którą brytyjski dziennik zamieścił na środowej czołówce, próbuje przewidzieć liczbę foteli w Izbie Gmin, nie procent głosów w skali kraju. Ma to sens o tyle, że w Wielkiej Brytanii są jednomandatowe okręgi wyborcze, więc ogólnokrajowe poparcie nie zawsze przekłada się na siłę w Westminsterze: w poprzednich wyborach antyimigrancka partia UKIP zdobyła 12,7 proc. i tylko jeden mandat.

Według symulacji w przyszłotygodniowych wyborach konserwatyści premier Theresy May mogą liczyć na 310 foteli, o 20 mniej niż obecnie (do samodzielnego rządzenia potrzeba 326). Opozycyjna Partia Pracy zyskałaby 28 posłów i miałaby ich 257. Biorąc pod uwagę wyniki innych ugrupowań i mocno ograniczone możliwości tworzenia koalicji, groziłoby to poważnym kryzysem politycznym.

Jeden z dziennikarzy spytał May, która odwiedziła w środę fabrykę w Bath, czy złoży dymisję, jeśli ten scenariusz się spełni.

– Liczy się tylko jedno głosowanie: 8 czerwca – odpowiedziała.

Premier Theresa May (w środku) odwiedziła w ostatnim dniu maja The Royal Bath and West Show niedaleko Shepton Mallet (w Somerset)

Premier Theresa May (w środku) odwiedziła w ostatnim dniu maja The Royal Bath and West Show niedaleko Shepton Mallet (w Somerset) Steve Parsons / AP

Torysi wciąż bezpieczni?

Sceptycyzm wobec sondażu jest uzasadniony, sam szef YouGov Stephan Shakespeare zastrzega, że zbyt wiele jest niewiadomych, a drobne wahnięcie w nastrojach wyborców może sprawić, że torysi zgarną 345 foteli. Część sondaży z ostatnich dni nadal daje May zdrowe kilkunastoprocentowe prowadzenie (choć według kilku jest ona tylko jednocyfrowe). Pewne jest, że parę tygodni temu torysi mieli większą przewagę.

W tej sytuacji premier ucieka się do sprawdzonej strategii: mówienia o brexicie i straszenia imigrantami.

– Jeremy Corbyn i Partia Pracy chcą niekontrolowanej imigracji. Ja chcę ją kontrolować – powiedziała w środę podczas porannej wizyty w Plymouth, komentując rewelacje „The Telegraph” i „Daily Maila”.

Straszenie wyborców

Te sprzyjające torysom dzienniki doniosły, że laburzyści mają „sekretny plan” otwarcia bram dla niewykwalifikowanych imigrantów po wyjściu z UE, czyli wprowadzenia programu wizowego dla określonej liczby takich osób. Corbyn bronił się, że dyskutowali o tym partyjni eksperci, ale liczy się to, co jest w manifeście wyborczym. Bogiem a prawdą, taki program nie byłby sensacją, sami konserwatyści sygnalizowali podobną potrzebę, np. minister rolnictwa Andrea Leadsom w odniesieniu do pracowników sezonowych na farmach. Brytyjska gospodarka po prostu potrzebuje siły roboczej.

Lider laburzystów Jeremy Corbyn pozuje do zdjęcia podczas spotkania z wyborcami w Reading

Lider laburzystów Jeremy Corbyn pozuje do zdjęcia podczas spotkania z wyborcami w Reading Andrew Matthews / AP

Lider laburzystów – zdaniem wielu komentatorów wyraźnie łapiący wiatr w żagle – koncentrował się w środę na atakowaniu cięć w wydatkach publicznych dokonywanych przez torysów. Przekonywał, że jeśli May dalej będzie u władzy, za pięć lat 5,5 mln mieszkańców Anglii będzie stać w kolejkach do lekarzy specjalistów (obecnie – 3,7 mln), a 650 tys. uczniów szkół podstawowych będzie się uczyć w przepełnionych klasach.

Partia Pracy obiecuje dofinansowanie sektora publicznego, ale uznany Institute for Fiscal Studies wyliczył niedawno, że w jej szczodrym programie wyborczym wydatki i dochody zwyczajnie się nie spinają.

Debaty o debatach

Corbyn ogłosił, że jednak weźmie udział w wieczornej debacie przedwyborczej w BBC (zakończyła się po zamknięciu tego wydania „Wyborczej”). Wcześniej miał w niej nie uczestniczyć. Zmienił zdanie, bo jego występ w poniedziałkowym show w Sky News i Channel 4, gdzie on i Theresa May oddzielnie odpowiadali na pytania wyborców i prowadzącego Jeremy’ego Paxmana, zebrał dość pozytywne recenzje. Choć zadano mu wiele niewygodnych pytań o dawne wypowiedzi dotyczące monarchii, Irlandzkiej Armii Republikańskiej, rozbrojenia nuklearnego, wojny o Falklandy czy Hamasu.

Przywódca laburzystów Jeremy Corbyn podczas występu w Sky News i Channel 4, gdzie 29 maja odpowiadał na pytania wyborców

Przywódca laburzystów Jeremy Corbyn podczas występu w Sky News i Channel 4, gdzie 29 maja odpowiadał na pytania wyborców Stefan Rousseau / AP

May konsekwentnie odmawia zmierzenia się z nim w bezpośredniej dyskusji. Przedwyborczych kłótni unikało wielu premierów Wielkiej Brytanii, np. Margaret Thatcher i Tony Blair. Ale Gordon Brown chodził na debaty. David Cameron poszedł raz.

Dlatego po decyzji Corbyna premier znów musiała się tłumaczyć z nieobecności w BBC. Mówiła, że przecież co tydzień dyskutuje z liderem opozycji podczas sesji parlamentu (który jednak 3 maja został rozwiązany), że woli rozmawiać ze zwykłymi ludźmi, że debaty są zbyteczne i że jest zbyt zajęta przygotowaniami do negocjacji brexitowych, w przeciwieństwie do Corbyna, który „wydaje się poświęcać więcej uwagi temu, ile razy wystąpi w telewizji”.

We środę w komentarzu redakcyjnym konserwatystów poparł „Financial Times”.

Premier Theresa May na stacji w Wolverhampton, kolejnym etapie jej przedwyborczych podróży

Premier Theresa May na stacji w Wolverhampton, kolejnym etapie jej przedwyborczych podróży Steve Parsons / AP

„W minutę”: 31 maja 2017 roku

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21892444,video.html

wyborcza.pl