Proroctwo Donalda Tuska spełniło się tego samego dnia

Prorokiem nie może zostać byle kto. Musi znać na wskroś przedmiot, do którego zastosuje przewidywanie – a tym materiałem jest partia PiS. Prorok musi znać rodaków lepiej niż najlepsi w narodzie. Przede wszystkim Tejrezjasz musi górować intelektualnie nad tymi, którym będzie przewidywał przyszłość.

Proroctwo jest wyrażaniem się o kierunku, w jakim potoczy się zło. Tusk przewidział rano, a zło sprawdziło się po południu. Gdyby prowadzono ranking proroków, to były premier – a obecny szef Rady Europejskiej – właśnie wysunąłby się na czoło.

Donald Tusk na Twitterze napisał: „Kto rozpowszechnia kłamliwe sformułowanie o „polskich obozach”, szkodzi dobremu imieniu i interesom Polski. Autorzy ustawy wypromowali to podłe oszczerstwo na cały świat, skutecznie jak nikt dotąd. A więc, zgodnie z ustawą…”

Jest to klasyka ironii. Np. z Jarosława Kaczyńskiego należy się śmiać poprzez cytowanie go in extenso, dosłownie, bez zmiany nawet przecinka. I wcale nie chodzi o słynne „nikt nam nie powie, że białe jest białe…” Kaczyński sam się obnaża, jest śmieszny sam w sobie. Jest kompromitujacy w swoich prawdach, które są w istocie kłamstwami.

Tak samo jak z „polskimi obozami śmierci”, które stały się słynne na cały świat, bo politycy PiS sami się skompromitowali. W ustrawie o IPN nie chodzi o prawdę, ani o jezyk, ale chodzi o to, aby w imię mniemanej prawdy pisać historię na nowo, przekłamywać fakty historyczne.

„Polskie obozy śmierci” są pretekstem, bo PiS bierze się za cenzurę języka. Wszak żaden poważny historyk, badź zainteresowany tematyką obozów śmierci przeczytawszy o „polskich obozach śmierci” nie pomyśli, że to Polacy są za nie odpowiedzialni. Taka jest zbitka językowa, która ma inne pole semantyczne niż wynikałoby z jej części składowych. Aby to jednak wiedzieć, trzeba mieć trochę oleju w łepetynie.

Wracam do naszych „baranów” (za Szekspirem: „baran” to rozpatrywany przedmiot). Tusk napisał rano na Twitterze, a po południu premier Mateusz Morawiecki wygłosił orędzie do… narodów świata. Orędzie wygłoszone po polsku zostało przetłumaczone na angielski, translację narody świata mogły czytać w postaci napisów pod wystąpieniem.

No i katastrofa, czyli przewidywanie Tuska sprawdziło się nim godzinowa wskazówka obiegła dookoła cyferbat w moim zegarku. Morawieckiemu w tłumaczeniu na angielski przypisano mianowicie frazę: „Camps where millions of Jews were murdered were Polish (czyli tłumaczenie z tłumaczenia: „obozy, w których wymordowano miliony Żydów były polskie”).

Walczą pisowcy z całym światem, iż obozy nie były polskie, a sami głoszą, że jednak polskie. To jest wpadka? Nie! Choć PiS bedzie twierdził, że to wpadka. Oczywiście znaleźli winnych, zawiódło automatyczne tlumaczenie serwisu You Tube. Tak tlumaczą się patałachy, bo kto korzysta przy tak ważnym orędziu z jakiegoś automatu?

Morawiecki potwierdił więc proroctwo Tuska, iż „autorzy ustawy wypromowali to podłe oszczerstwo na cały świat…” I to sam premier wziął się za promowanie. Nawiasem, Morawiecki jest fatalnym mówcą, tak sztywny i nijaki, jakby był stworzony automatycznie. Obawiam się, że to może być prawdą: Morawiecki to martwa materia animowana na potrzeby telewizji i internetu.

Marek Kacprzak był wczoraj w Polsacie wydawcą anteny, poznał – pisze na Twitterze – „kulisy i wiedzę techniczną osób odpowiedzialnych za dostarczenie orędzia do stacji telewizyjnych”. Z niejakim sarkazmem ocenia potworkowate orędzie: „Nic mnie nie zdziwi”.

A do samej materii udziału Polaków w Holocauscie to zdanie Jana Karskiego, który pierwszy powiadomił świat o obozach śmierci na terenie Polski – jest dla nas jako całości kompromitujace: „W szerszych kręgach społeczeństwa stosunek do Żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. To zbliża je w pewnym sensie do Niemców „. Najlepsi Polacy nie mają zbyt dobrego zdania o narodzie polskim, a PiS jeszcze bardziej pogłębia mroki i ciemnotę Polaków. I do tego w gruncie rzeczy ma służyć ustawa o IPN.

 

 

Jan Karski „w szerszych kręgach społeczeństwa stosunek do Żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. To zbliża je w pewnym sensie do Niemców „

Marek Kacprzak Retweeted Kancelaria Premiera

Nic mnie nie zdziwi. Wczoraj, będąc wydawcą anteny, poznałem kulisy i wiedzę techniczną osób odpowiedzialnych za dostarczenie orędzia do stacji telewizyjnych. Nic mnie nie zdziwi

Informujemy, że błędne tłumaczenie na język angielski napisów w oświadczeniu premiera , powstało w wyniku automatycznego tłumaczenia serwisu YouTube. Wszystkie napisy w filmie zostały obecnie wyłączone, razem z serwisem YouTube pracujemy nad rozwiązaniem problemu.

Gozdyra – krótko i na temat: dyplomatyczna katastrofa

Nowy premier miał poprawić naszą pozycję w świecie. Polska Fundacja Narodowa – umacniać nasz pozytywny wizerunek. Dostała na to miliony od spółek skarbu państwa. Po kilku miesiącach skutki są opłakane. Mamy katastrofę, jakiej chyba nie pamiętają najbardziej doświadczeni dyplomaci. Agnieszka Gozdyra, autorka programów „Skandaliści” i „Tak czy Nie” komentuje dla nas polityczną rzeczywistość.

Polsat News

Do wszystkich dotychczasowych sporów na arenie europejskiej doszedł bowiem potężny konflikt z Izraelem oraz – uwaga – naszym największym sojusznikiem: Stanami Zjednoczonymi. Tego w najnowszej historii nie było.

Szczyciliśmy się mianem najbardziej lojalnego partnera. Kraju, który wypełnia zobowiązania nawet ponad miarę i może cieszyć się wsparciem oraz przyjaźnią największego mocarstwa świata. Teraz mamy niezwykle ostry komunikat Departamentu Stanu, „zachęcający” nas do zmian w noweli ustawie o IPN  i wręcz podważający nasz sojusz.

Czyszczenie historii

W języku dyplomacji to krzyk: „Opamiętajcie się!”. Tyle że na razie nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek chciał się opamiętać. Idziemy na zderzenie z murem i jeszcze dociskamy gaz.

Ustawa, która karze więzieniem za mówienie, że Polacy są współodpowiedzialni za zbrodnie nazizmu, jest po prostu źle sformułowana. Czy nauczyciel w szkole będzie mógł powiedzieć, że wśród Polaków byli szmalcownicy? Czy dziennikarz będzie mógł napisać o pogromach? Czy też może w obawie przed sankcjami wszystkim włączy się autocenzura?

Ustawą nie da się wyczyścić historii ani też napisać jej od nowa. Nie da się jej też „poprawić”, co wprost napisał na Twitterze – choć w języku angielskim – poseł PiS Arkadiusz Mularczyk (twitt zniknął, ale w internecie nic nie ginie). Historia jest, jaka jest, panie pośle, trzeba się z tym pogodzić. Wielu Polaków wykazało się wspaniałą, bohaterską postawą. Ale w czasach nazistowskiego terroru odwaga była w cenie. Byli też tacy, którzy ulegali najniższym instynktom i dopuszczali się rzeczy wstrętnych. Żadna ustawa tego nie wymaże.

Pohukiwanie

Mocnej pozycji nie buduje się krzykiem. Szacunku nie zdobywa się pohukiwaniem na innych. Mamy wystarczająco wiele pięknych kart w naszej historii, by się nimi chwalić. Mamy Irenę Sendlerowa, Jana Karskiego, rodzinę Ulmów. Takich symboli jest więcej. Są skuteczniejszym sposobem budowania wizerunku niż najostrzejsze prawo.

Chyba, że chce się budować politykę wewnętrzną kosztem zagranicznej. Budować antagonizmy i wskazywać wroga. I to, owszem, działa – ale na krótką metę. Przykład mieliśmy w tych dniach, gdy – zamykając ulice wokół ambasady Izraela – wojewoda nie dopuścił do demonstracji narodowców.

Nikomu  w rządzie nie zależało, by tuż po 11 listopada i wstrząsających scenach z lasu pod Wodzisławiem, w świat poszły obrazki nacjonalistów protestujących w tym właśnie miejscu. A przecież jeszcze przed chwilą słyszeliśmy, że problemu  nie ma. Że jakiekolwiek skrajności to margines. Ci sami ludzie, których nie dopuszczono przed ambasadę, mają od władz trzyletnie pozwolenie  na zgromadzenie cykliczne.

Jeśli ustawa zostanie przyjęta w niezmienionym kształcie, a prezydent  ją podpisze, poparcie dla rządu prawdopodobnie jeszcze wzrośnie. Ale cenę za to zapłacimy wszyscy. Szybciej niż się komukolwiek wydaje.

 

Agnieszka Gozdyra

polsatnews.pl

Koszmarny błąd w orędziu premiera Morawieckiego. Totalna kompromitacja

Morawiecki sprzedał polską rację stanu za interes partii? Kontrowersyjna gra z Brukselą

Fot. Flickr

Kilka miesięcy temu, reporterzy programu “Czarno na białym” z TVN 24 próbowali ustalić, czy dysponująca budżetem rocznym w wysokości niemal 100 mln złotych Polska Fundacja Narodowa, mająca promować polską markę za granicą zatrudnia osoby, potrafiące komunikować się po angielsku. Jedyne co usłyszeli to “yyyyyyy…. i odgłos odkładanej słuchawki”. Kilka miesięcy później, w szczycie dyplomatycznego kryzysu z Izraelem wokół sprawy zakłamywania historii holokaustu, po raz kolejny okazuje się, że znajomość języka angielskiego w wykonaniu polskich urzędników pozostawia wiele do życzenia. Na tyle wiele, że Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, która postanowiła przygotować specjalne orędzie, mające tłumaczyć powody nowelizacji ustawy o IPN i rozpowszechnić je także na serwisie Youtube z angielskimi napisami bardziej zaufała automatycznemu systemowi tłumaczenia Google Translatora niż umiejętnościom swoich pracowników.

“Camps where millions of Jews were murdered were Polish [Obozy, w których wymordowano miliony Żydów były polskie – przy. red.]” – takie zdanie pojawiło się w angielskich napisach pod wystąpieniem premiera Morawieckiego.

Gdy internauci wychwycili kuriozalny błąd w nagraniu, KPRM wydała oświadczenie, w którym wyjaśniła, że błąd w tłumaczeniu “powstał w wyniku automatycznego tłumaczenia serwisu YouTube”.

Oczywiście, każdy z nas zna możliwości Google Translatora i dobrze wie, jakie potrafi robić byki w tłumaczeniu języka polskiego na angielski, jednak trzeba pamiętać, że praktycznie niemożliwa jest przetłumaczenia “nie były polskie” na “were Polish”, czyli na opak.

Zaskakująca jest też ignorancja pracowników KPRM, którzy w tak ważnym orędziu, które w założeniu miało trafić do przede wszystkim do odbiorców posługujących się językiem hebrajskim i angielskim nie uznali za stosowne sprawdzić tekstu i jego tłumaczenia kilkadziesiąt razy przed emisją. Zwróciła na to uwagę Dominika Długosz z Polsat News.

Z kolei Anna Mierzyńska, specjalistka od social mediów i marketingu sektora publicznego, zauważyła że tak kuriozalne błędy, wbrew przekonywaniom polityków PiS, świadczą o dużej panice w obozie rządowym.

Jedno jest pewne. Gdyby prezydent Andrzej Duda podpisał już tę kontrowersyjną ustawę, właśnie trwałoby poszukiwanie winnego tej kuriozalnej wpadki, by postawić na zarzuty zakłamywania historii. Racje ma Donald Tusk, że to właśnie obecni rządzący najbardziej przyczynili się do rozpowszechnienia na świecie terminu “polish death camps”. Nawet jeśli intencje mieli przeciwne.

crowdmedia.pl

Tweet Tusk:

„Kto rozpowszechnia kłamliwe sformułowanie o „polskich obozach”, szkodzi dobremu imieniu i interesom Polski. Autorzy ustawy wypromowali to podłe oszczerstwo na cały świat, skutecznie jak nikt dotąd. A więc, zgodnie z ustawą…”