WTOREK, 13 CZERWCA 2017
16:33

Szymański: Jeżeli będzie taka konieczność, Polska jest przygotowana, aby bronić swoich racji prawnych przed trybunałem

Polska jest gotowa do tego, by bronić swoich racji – nie tylko politycznych, ale również prawnych – przed trybunałem. Jeżeli KE będzie nalegała, będzie zmierzała do tego, aby ta sprawa miała być wyjaśniona przed Trybunałem Sprawiedliwości, jesteśmy gotowi do tego, by zaprezentować swoje stanowisko również prawne – mówił Konrad Szymański na briefingu. Jak dodał:

„Z politycznego punktu widzenia jest to działanie o tyle niepotrzebne, że może utrudniać znalezienie całościowego kompromisu w zakresie migracji, niepotrzebnie odgrzewa napięcia polityczne, których w UE mamy i tak za dużo i wydaje się, że dzisiaj nie pomaga to w tym, co jest faktycznym, efektywnym sposobem radzenia sobie z kryzysem migracyjnym”

Jak mówił dalej:

„Powody niezadowolenia komisji są całkowicie nieuzasadnione. Forsowana przez komisję decyzja z września 2015 roku nie przyniosła spodziewanych efektów, jest wykonywana w bardzo niewielkim stopniu, w około 20% przez wszystkie państwa członkowskie. W istocie nie pomogła ona nikomu, nie rozwiązała z całą pewnością problemu migracyjnego. Rozwiązanie leży zupełnie gdzie indziej – we wszystkich instrumentach zewnętrznej polityki migracyjnej. W tym sensie rozumiemy pewien rodzaj zawodu czy niezadowolenia, natomiast jest bardzo niedobrze, jeżeli ktoś tkwi przy swoich błędach i próbuje tych błędów bronić”

Jeżeli będzie taka konieczność, Polska jest przygotowana do tego, aby bronić swoich racji prawnych przed trybunałem – dodał Szymański.

16:20

Bochenek: Zapoznamy się z dokumentami, które zostaną nam przekazane. Odniesiemy się do nich

Od samego początku rząd PiS mówił, że relokacja nie jest dobrym sposobem na rozwiązanie kryzysu migracyjnego. To pokazały ostatnie miesiąca, lata. Te propozycja radzenia sobie z kryzysem migracyjnym nie przyniosły żadnego efektu, a wręcz przeciwnie – każda kolejna decyzja o relokowaniu kolejnych grup migrantów zachęca kolejne tysiące czy nawet miliony, które stoją u granic Europy do tego, by do Europy przypływać, by wsiadać na łódki, pontony i ryzykować swoje życie i pojawiać się na kontynencie europejskim. Ten problem trzeba rozwiązać poza granicami UE, trzeba uszczelnić granice, przeznaczać odpowiednie środki finansowe na pomoc humanitarną – mówił Rafał Bochenek w rozmowie z dziennikarzami.

Oczywiście zapoznamy się z dokumentami, które zostaną nam przekazane i na pewno będziemy chcieli odnieść się do wszystkich argumentów. Przedstawimy również swoje racje. Mamy nadzieję, że spotkamy się ze zrozumieniem – dodał rzecznik rzadu, podkreślając, że stanowisko polskiego rządu jest również stanowiskiem wręcz całej Grupy Wyszehradzkiej.

Bochenek stwierdził też, że „szanujemy decyzję KE, ale nie zgadzamy się z nią”.

 300polityka.pl

Separacja, a po niej rozwód z Unią Europejską?

Separacja, a po niej rozwód z Unią Europejską?

13 czerwca 2017

Polska rządzona przez PiS zostaje poddana kolejnej procedurze dyscyplinującej. Staczamy się po równi pochyłej. PiS znamionuje antywartości, aksjologia partii Kaczyńskiego to nieprawość i niesprawiedliwość, a także antychrześcijańskość. Tę pisowską antytetyczność poznaliśmy nadto przez niemal dwa lata ich władzy.

Do procedury, aby Polska przestrzegała reguły praworządności, dochodzi związana z naruszeniem prawa unijnego dotycząca odmowy udziału w programie relokacji uchodźców. Tak postanowiła Komisja Europejska, w której nie było dyskusji na ten temat. Szef KE Jean-Claude Juncker zakomunikował o wszczęciu procedury łamania prawa unijnego przez Polskę, Czechy i Węgry. Teraz trzy rządy dostaną listy o postanowieniu KE, dwa miesiące na wypełnienie zobowiązań, a jeżeli nie dojdzie do porozumienia, sprawa trafi na wokandę Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

Jaką decyzję podejmie rząd PiS? Raczej nie należy spodziewać solidarności unijnej, wszak trwa proces obrzydzania uchodźców poprzez straszenie Polaków terroryzmem, nazywanie uchodźców przed wojną, najczęściej kobiety i dzieci, terrorystami. PiS wyznaje w tej kwestii wartości pogańskie Hunów i Wandalów, którzy nie brali jeńców – zabijali. Przecież zabiciem jest pozostawienie bezbronnych na pastwę wojny.

Można spodziewać się sankcji finansowych w stosunku do Polski, a także dalszej separacji i niebranie pod uwagę naszych aspiracji, w tym bezpieczeństwa Polski w sytuacji, gdy będzie kształtowana polityka obronności UE.

Były ambasador w USA Ryszard Schnepf dla portalu gazeta.pl mówi, że „to jest póki co jeszcze łagodny początek separacji. Separacji trochę takiej jak w małżeństwie. My chcielibyśmy – polskie władze – żeby Unia Europejska miała jedynie minimalny wpływ na naszą politykę, zwłaszcza wewnętrzną. A z drugiej strony oczekiwalibyśmy, żeby alimenty z Brukseli były wypłacane – żeby środki dalej płynęły” – konkluduje Schnepf, acz nie dopowiadając do końca.

Po separacji następuje albo rozwód, albo jedna ze stron godzi się na warunki współżycia. Niestety, to my jesteśmy zależni od Unii, a nie ona od nas. Zresztą wartości pisowskie, jak niszczenie standardów demokratycznych i solidarności, są zupełnie inne niż cywilizowane, zachodnie. Czy pogodzimy się z kaczystowskim „Bye, bye, Europo”?

Waldemar Mystkowski

Zamach non est. Podkomisja badająca katastrofę smoleńską zmienia hipotezę?

Agnieszka Kublik, 13 czerwca 2017

Dr. Kazimierz Nowaczyk. Podkomisja Smoleńska - konferencja w MON

1 ZDJĘCIE

Dr. Kazimierz Nowaczyk. Podkomisja Smoleńska – konferencja w MON (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Czy smoleńska podkomisja w MON porzuca hipotezę zamachową? Już nie wybuch, lecz awaria silnika ma być przyczyną katastrofy smoleńskiej sprzed 7 lat?
O tak sensacyjnym zwrocie akcji może świadczyć komunikat podkomisji z 9 czerwca. P.o. szefa podkomisji Kazimierz Nowaczyk (po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych jej poprzedniego przewodniczącego Wacława Berczyńskiego podkomisja nie ma nowego szefa) informuje, że zwrócił się do prof. dr. hab. Tadeusza Szczurka, rektora-komendanta Wojskowej Akademii Technicznej, o zorganizowanie seminarium „w celu przedyskutowania wyników badań, które były przedstawione opinii publicznej w dniu 10 kwietnia 2017 r. przez podkomisję”.

Podkomisji badającej katastrofę smoleńską zarzucono manipulację

To reakcja podkomisji na publiczne zarzuty, że zmanipulowała wyniki analiz naukowców z WAT. Faktycznie, podkomisja – powołując się na wyniki eksperymentów przeprowadzonych na Akademii – twierdzi, że samolot po utracie części skrzydła (po zderzeniu z brzozą stracił jedną trzecią) nie mógł się obrócić i był w stanie lecieć dalej.  Tymczasem eksperci z WAT doszli do wniosku przeciwnego: że samolot po utracie części skrzydła nie mógł się nie obrócić i nie był w stanie dalej lecieć.

CZYTAJ TAKŻE: „Podkomisja smoleńska zmanipulowała analizy WAT”. PO składa zawiadomienie do prokuratury

Nowaczyk zapowiada, że „w seminarium wezmą udział członkowie podkomisji i naukowcy WAT”. Zaprasza także „tych naukowców – specjalistów w dziedzinie aerodynamiki, którzy brali ostatnio udział w publicznej dyskusji na temat wyników badań podkomisji”. Nie wiadomo jednak, co znaczy „ostatnio”. Czy chodzi o zamknięte i utajnione seminarium na WAT z 24 maja? Potem Nowaczyk precyzuje, że „przedmiotem dyskusji będą w szczególności kwestie związane z ustaleniami podkomisji dotyczącymi zachowania samolotu Tu-154 w ostatnich sekundach lotu, gdy doszło, jeszcze przed zderzeniem z ziemią, do awarii lewego silnika, obu wysokościomierzy oraz generatora prądu, a ostatecznie, jeszcze nad ziemią, do całkowitej utraty zasilania”.

Katastrofa smoleńska jednak nie była efektem zamachu?

I to ten ostatni fragment jest najistotniejszy i najciekawszy. Wynika z niego bowiem, że wedle podkomisji tuż przed katastrofą samolot miał i cały silnik, i cały generator prądu, i działające zasilanie. Miały ulegać awarii dopiero „w ostatnich sekundach lotu”. A jeżeli tak, to znaczy, że nie zostały zniszczone w wyniku eksplozji, do której wedle podkomisji miało dojść ma wysokości ok. 30 m nad ziemią. Przypominam, że podkomisja 10 kwietnia 2017 r. ogłosiła, że „ostatnia faza tragedii spowodowana była eksplozją, do której doszło w kadłubie i która zniszczyła samolot, rozbijając go na fragmenty i dziesiątki tysięcy odłamków, równocześnie zabijając pasażerów”. I że „w wyniku eksplozji w kadłubie, centropłacie oraz w skrzydłach konstrukcja Tu-154M została rozerwana”. Zatem wedle wersji podkomisji z 10 kwietnia najpierw załoga była specjalnie źle naprowadzana przez rosyjskich kontrolerów, potem musiał zepsuć się silnik, potem była eksplozja. Ale w komunikacie Nowaczyka z 9 czerwca jest mowa o tym, że silnik uległ awarii przed zderzeniem z ziemią. P.o. szefa podkomisji nie wspomina, że między awarią a upadkiem wybuchła bomba. Co ciekawe, uwagi Nowaczyka o „awarii lewego silnika” są zgodne z ustaleniami rządowej komisji Jerzego Millera. W jej raporcie jest faktycznie mowa o chwilowym wzroście wibracji silnika (nie przekroczył wartości alarmowej). Był on spowodowany dostaniem się do silnika gałęzi, kiedy samolot zaczął zderzać się z przeszkodami (przed zderzeniem z brzozą ciął wierzchołki drzew).

Skąd informacja o awarii silnika tupolewa

Maciej Lasek, członek komisji Millera i b. szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych: – Po zderzeniu z brzozą, kiedy wskutek utraty fragmentu skrzydła samolot zaczął się obracać i zaczepiać o kolejne przeszkody, pół sekundy przed zderzeniem z ziemią rejestrator zapisał ponownie nagły wzrost wibracji silnika nr 1, na lewym skrzydle, co wywołało sygnał o jego niesprawności. Było to również związane ze zderzeniem samolotu z przeszkodami – w wyniku obrotu samolotu silnik nr 1 był w tym momencie położony najniżej z trzech silników. Sygnalizacja alarmowa dla pozostałych dwóch silników nie wystąpiła.

Lasek wyjaśnia dalej, że ważne jest, aby uzmysłowić sobie, kiedy doszło do tego ostatniego alarmu – pół sekundy przed zderzeniem z ziemią, czyli około 37 m przed pierwszymi śladami zderzenia kadłuba i lewego skrzydła z ziemią i około 4 sekund po zderzeniu z brzozą.

– Do chwili zderzenia z brzozą silniki oraz wszystkie inne urządzenia samolotu, których parametry były zapisywane, pracowały prawidłowo, a z zachowanego nagrania rejestratora głosu wiadomo, że do momentu zderzenia z brzozą nie ma żadnego potwierdzenia wystąpienia jakiejkolwiek usterki, choć nawigator do końca odczytywał malejącą dramatycznie wysokość – mówi „Wyborczej” Lasek.

CZYTAJ TAKŻE: Puste obietnice smoleńskie PiS. Teraz to Rosjanie mają pomóc wyjaśnić ruski zamach?

Po utracie fragmentu skrzydła faktycznie trudno mówić natomiast o sprawnym samolocie: nie ma jednej trzeciej części skrzydła, powierzchni sterowych, rozszczelnione są trzy instalacje hydrauliczne w lewym skrzydle, a do silników wpadają fragmenty gałęzi. – Ale do momentu przerwania zasilania i zatrzymania zapisów rejestratorów, czyli zderzenia samolotu z ziemią, nie ma sygnałów świadczących o eksplozji na pokładzie samolotu, a komputer pokładowy FMS zapisał współrzędne zderzenia samolotu z ziemią, co jednoznacznie wskazuje, że wbrew twierdzeniom podkomisji zasilanie samolotu było do momentu zderzenia z ziemią – komentuje Lasek. – Jeśli zatem podkomisja wierzy w zapisy czarnych skrzynek o wibracjach w lewym silniku, to dlaczego podważa inne wnioski?

Polska na celowniku UE ws. uchodźców. Schnepf: Łagodny początek separacji Polski od Unii

Jacek Gądek, 13.06.2017

Beata Szydło i przedstawiciele polskiego rządu w Brukseli

Beata Szydło i przedstawiciele polskiego rządu w Brukseli (AP Photo/Olivier Matthys)

– Myślę, że to jest póki co jeszcze łagodny początek separacji. Trochę jak w małżeństwie – mówi Gazecie.pl Ryszard Schnepf (były ambasador w USA) o wszczęciu przez Komisję Europejską procedury przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom za odmowę przyjmowania uchodźców.
Komisja Europejska podjęła decyzję o wszczęciu procedury w związku z naruszeniem prawa Unii Europejskiej wobec Polski, Węgier i Czech za odmowę udziału w programie relokacji uchodźców.

Ryszard Schnepf: – Smutno. To jest niepotrzebne.

MSZ też twierdzi, że to niepotrzebne, a w przyszłości utrudni budowanie kompromisu ws. kryzysu imigracyjnego.

Polska jest w stanie sobie poradzić z tym problemem – i technicznie, i z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa.

Ultimatum UE dla Polski. Co, jeśli nie przyjmiemy uchodźców? Zapłacimy w euro i w prestiżu >>>

Tym problemem, czyli przyjęciem kilku tysięcy uchodźców, do czego zobowiązał się jeszcze poprzedni rząd?

Oczywiście. Chodzi nie tylko o wymiar humanitarny, ale też o zobowiązania wobec Unii Europejskiej. Stanowimy jakąś, choć niedoskonałą, jedność i oczekujemy od UE zrozumienia w innych sprawach, to musimy współgrać. Musimy współgrać w ramach Unii i stanąć obok tych krajów, które są najbardziej dotknięte zalewem uchodźców.

Ponadto obowiązuje przecież zasada kontynuacji zobowiązań.

Pani premier Beaty Szydło wprost ogłosiła, że okoliczności zmieniły się na tyle, że obecny rząd nie będzie wypełniał tych zobowiązań, które podjęto w poprzedniej kadencji, jeśli chodzi o przejęcie uchodźców.

Wiem, ale mimo wszystko upieram się, że zasada szanowania decyzji poprzedników, jeśli chce się być traktowanym jako poważny partner na arenie międzynarodowej.

Stanowisko polskiego rządu jest takie: bezpieczeństwo absolutnie na pierwszym miejscu, a przyjmowanie uchodźców powoduje zagrożenie, więc Polska nie przyjmie ani jednej takiej osoby w ramach relokacji.

Zgadzam się z pierwszą częścią tego zdania. Tak – bezpieczeństwo bez wątpienia musi być na pierwszym miejscu.

Każdy rząd jest zobligowany do zapewnienia swoim obywatelom bezpieczeństwa. Mam jednocześnie głębokie przekonanie, że zarówno stan organizacyjny państwa polskiego i polskich służb powinien być wystarczający, aby zapobiec wszelkim niepożądanym konsekwencjom. Są metody sprawdzania napływających uchodźców. Nie chciałbym używać słowa „selekcja”, bo to źle brzmi, ale wszystkie kraje stosują ten instrument.

Przypadki aktów terroru i napaści w Europie były inspirowane przez osoby, które mają obywatelstwo danego kraju UE. A poza tym skoro jesteśmy w strefie Schengen, to nasza kontrola nad przepływem uchodźców osób do Polski jest niezwykle ograniczona.

W tym momencie jest się czego obawiać? MSZ mówi, że nic nam nie grozi, a przed Trybunałem Sprawiedliwości polski rząd będzie bronił swoich racji.

Myślę, że to jest póki co jeszcze łagodny początek separacji.

Separacji czego?

Separacji trochę takiej jak w małżeństwie. My chcielibyśmy – polskie władze – żeby Unia Europejska miała jedynie minimalny wpływ na naszą politykę, zwłaszcza wewnętrzną. A z drugiej strony oczekiwalibyśmy, żeby alimenty z Brukseli były wypłacane – żeby środki dalej płynęły. Prawdopodobnie w tym obszarze należy się spodziewać kłopotów, ale także w kształtowaniu nowych polityk UE, na których nam zależy, jak polityka obronności.

Zobacz także: Mija termin ultimatum w sprawie nieprzyjęcia uchodźców. KE rozpocznie procedurę o naruszenie prawa

Ultimatum UE dla Polski. Co, jeśli nie przyjmiemy uchodźców? Zapłacimy w euro i w prestiżu

Michał Gostkiewicz
13.06.2017
Komisja Europejska zdecydowała o wszczęciu procedury dyscyplinującej wobec Polski, Węgier i Czech za odmowę przyjęcia uchodźców. Co nam realnie grozi? Sankcje finansowe i utrata pozycji w UE.

To kolejna sprawa, która może pogorszyć i tak już mocno nadszarpnięte stosunki między Brukselą a Warszawą. Chodzi o niezgodę Warszawy, Pragi i Budapesztu na przyjęcie uchodźców objętych unijnym programem relokacji. Polski rząd wojuje z UE od grudnia 2015 roku. UE usiłuje zmusić Polskę, by przestrzegała reguły praworządności – m.in. w kwestii Trybunału Konstytucyjnego. Teraz do tego dojdzie kwestia uchodźców.

Imigranci z flagą Unii Europejskiej na stadionie w Rzymie podczas towarzyskiego integracyjnego turnieju piłki nożnej, sponsorowanego przez włoski komitet olimpijski (fot. Gregorio Borgia/AP)Imigranci z flagą Unii Europejskiej na stadionie w Rzymie podczas towarzyskiego integracyjnego turnieju piłki nożnej, sponsorowanego przez włoski komitet olimpijski (fot. Gregorio Borgia/AP)

Jak doszło do tego, że po raz kolejny możemy zostać czarną owcą UE i jakie mogą być tego konsekwencje? Przypomnijmy:

Wrzesień 2015 r. Cała UE, w tym Polska, zgadza się na relokację 160 tys. uchodźców. Polska zobowiązuje się do przyjęcia – w transzach co cztery miesiące – początkowo ponad 9 tysięcy uchodźców, potem ta liczba się zmieniała. Kto ma za nich zapłacić? Prawie w całości Unia.

Maj 2017 r. 28 – tylu uchodźców przyjęły dotąd cztery państwa Grupy Wyszehradzkiej. Zero – tyle przyjęła Polska. I dalej nie chce przyjmować. Komisja Europejska wzywa więc Polskę, Austrię, Węgry i Czechy, „by niezwłocznie, w ciągu najbliższego miesiąca, rozpoczęły odpowiednie działania”. – Nie ma w tej chwili możliwości, aby do Polski byli przyjmowani uchodźcy, i na pewno nie zgodzimy się na narzucanie Polsce ani innym krajom członkowskim jakichkolwiek przymusowych kwotodpowiada premier Beata Szydło.

13 czerwca 2017 r. – KE podjęła decyzję, co zrobić z opornymi krajami po upływie ultimatum. Tymczasem szef MSWiA Mariusz Błaszczak ani myśli zmieniać zdania. Uchodźców w Polsce nie chce. W Radiu ZET mówił tak:

– Pojawiłoby się prawie 12 tysięcy (uchodźców – przyp. red.), bo na tyle zgodziły się Ewa Kopacz i Teresa Piotrowska- Po kilku latach w tej społeczności byłoby kilkadziesiąt tysięcy, potem kilkaset tysięcy, a potem kilka milionów. Te społeczności tworzą zamknięte enklawy, które są naturalnym zapleczem dla terrorystów.

Skąd Błaszczak wziął te liczby – dobre pytanie. A na dodatek stwierdził, że kara finansowa dla Polski nie jest przesądzona.

I tu pan minister może się mocno mylić. Co może wdrożyć przeciw nam Komisja Europejska i jej wiceprzewodniczący, nemesis polskiej prawicy i rządu PiS Frans Timmermans?

– Tak zwane postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiegomówi prof. dr hab. Robert Grzeszczak *), wykładowca prawa europejskiego i międzynarodowego na Uniwersytecie Warszawskim.

Berlaymont - budynek Komisji Europejskiej (fot. Andersen Pecorone/Flickr/Wikimedia Commons/CC BY-SA 2.0)Berlaymont – budynek Komisji Europejskiej (fot. Andersen Pecorone/Flickr/Wikimedia Commons/CC BY-SA 2.0)

Michał Gostkiewicz: Na czym to postępowanie polega i czym grozi?

Prof. dr hab. Robert Grzeszczak: – Komisja będzie działać na podstawie procedury z art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu UE (TFUE). Reguluje on dwie fazy postępowania Komisji wobec państwa, które nie wykonuje unijnego prawa. Pierwsza jest część nieformalna. Polega na tym, że Komisja wprost informuje nas, że nie przestrzegamy prawa UE. Na przykład nie wykonujemy decyzji ws. relokacji uchodźców.

I ta nieformalna faza już trwa. Zresztą w tej chwili wobec Polski jest prowadzonych zapewne kilkanaście takich nieformalnych procedur. Ale faza druga, do której Bruksela przejdzie teraz, ma już konsekwencje prawne.

Jakie?

– To zależy od woli i determinacji Komisji. Postępowanie formalne jest złożone z dwóch etapów. Pierwszy z nich otwiera pismo ostrzegawcze z wezwaniem do usunięcia uchybienia w określonym w tymże piśmie terminie. Kiedyś Komisja zarzucała sześciu państwom niedopuszczanie notariuszy z obcych państw do wykonywania jakichkolwiek czynności notarialnych na ich terytorium. Ta część procedury trwała 10 lat!, bo Komisja ze względów politycznych nie przechodziła do drugiego etapu. Ale w przypadku relokacji uchodźców sprawa jest inna. Tu chodzi o tzw. sprawę palącą, a więc procedury będą szybsze.

Skoro KE zdecydowała się przejść do kolejnego etapu, to dziś albo jutro możemy się spodziewać przedstawienia omawianego ostrzeżenia (już formalnego) a niebawem tzw. „uzasadnionej opinii”. To jest formalne pismo procesowe, które wyznacza zakres naruszenia i jego czas – i daje z reguły dwa miesiące na usunięcie uchybienia. To czas na to, by Polska odniosła się do zarzutu. I jeżeli nie zacznie po prostu wykonywać prawa, czyli przyjmować uchodźców – KE wniesie skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Mamy szansę wygrać?

– Nie. Nie mamy. Nawet, jeśli doszłoby do uchylenia bądź zmiany samej decyzji o relokacji – a została zaskarżona przez Słowację i Węgry – to tak długo, jak akt prawa unijnego jest wiążący, obowiązkiem państwa członkowskiego jest wykonać działania wynikające z tego aktu. Trybunał wobec Polski rozpatrywałby stan z chwili składania umotywowanej opinii – czyli teraz.

Czyli przegramy?

– Przegramy.

I wtedy Trybunał zasądzi sankcje finansowe wobec Polski?

– Trybunał ocenia czas trwania naruszenia prawa i powagę tego naruszenia. A potem, tak, zasądza odpowiednie do przewinienia sankcje.

Obóz dla uchodźców w Grecji na wyspie Chios (fot. Petros Giannakouris/AP)Obóz dla uchodźców w Grecji na wyspie Chios (fot. Petros Giannakouris/AP)

Ile możemy zapłacić?

– Historycznie – za różnego rodzaju przewinienia – Trybunał nakładał sankcje na Włochy, Grecję, Francję, Portugalię czy Hiszpanię. To były kary od 300 tysięcy do ok dwóch milionów euro – jako kara ryczałtowa. Przy czym dodać należy, że jeśli Trybunał ustanowiłby dodatkowo stawkę dzienną kary, to płacilibyśmy za każdy dzień naruszenia. Czyli całkiem sporo. Ile dokładnie? Trudno ocenić, ale na pewno należy wziąć pod uwagę dzienne „kieszonkowe”, czyli dzienne koszty utrzymania uchodźcy w państwie UE. Polska płaci im ok 1400 zł miesięcznie, w tym są ubezpieczenia i m.in. kieszonkowe ok. 120 zł. Na Zachodzie jest to więcej. Ta stawka dzienna mogłaby być podstawą do wyliczenia wysokości sankcji. A my mamy do przyjęcia ponad 6 tysięcy osób. Wychodzi sporo, choć ostateczna decyzja należeć będzie do Trybunału. Trudno ocenić ile zatem – ale są to stawki od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy euro dziennie.

A co, jeśli Polska nie zapłaci zasądzonej sankcji?

– Tak się dotąd nie zdarzało. Państwa płacą, jeśli mają wydany wyrok zasądzający od Trybunału w Luksemburgu, który jest tytułem egzekucyjnym – czyli musi zostać wykonany jak najszybciej.

Czuję, że możemy ustanowić niechlubny precedens.

– To wtedy urośnie nam dług. Który zapłaci kolejny rząd. Ale sądzę, że w Brukseli zaczęto by się wtedy zastanawiać, z jakich aktywów, które Polska posiada w UE, można byłoby te pieniądze ściągnąć.

Czyżby UE posiadała możliwość ściągnięcia od Polski jakichś funduszy bez konieczności decyzji w tej sprawie polskich władz?

– Z taką sytuacją mielibyśmy do czynienia, jeżeli Skarb Państwa nie będzie płacić. Póki co jesteśmy państwem prawa i płacimy. Ale gdybyśmy nie chcieli wykonać tego wyroku, to komornika Komisja raczej na nas nie naśle, ale może potrącić określone sumy z funduszy, które już nam przyznała – tych, które w przyszłości miałby dostać Skarb Państwa. Takiej sytuacji jeszcze w historii nie było, ale jest ona możliwa. Unia nie zabierze pieniędzy już wypłaconych Polsce na różne projekty, ale możemy np. usłyszeć, że z pozostałej puli w obecnym budżecie unijnym dostaniemy mniej. Dajmy na to, że mamy przyznane dwa miliardy euro. Wykorzystaliśmy miliard. Z tego drugiego miliarda Bruksela nam potrąci, jeśli nie będziemy płacić zasądzonych sankcji.

W efekcie koszty odczujemy oczywiście my – obywatele. Ale pamiętajmy, że są też inne koszty odmowy realizacji decyzji UE.

Polityczne.

– UE to organizm, w którym na każdym szczeblu, na każdym etapie się negocjuje. Państwo, które nie wykonuje prawa unijnego, które potem nie płaci kary za to niewykonywanie prawa, to jest państwo, które nie jest solidarne ze wspólnotą. Przy kolejnych negocjacjach, w jakiejkolwiek sprawie, jesteśmy kompletnie niewiarygodni, ponieważ nasi kontrahenci wiedzą, że potrafimy nie dotrzymywać zobowiązań. Nie będziemy uważani za partnera do rozmowy, a nasz głos będzie przyjmowany do wiadomości, po czym pomijany. Z doświadczenia wiem, że czy to będzie kwestia bezpieczeństwa energetycznego, czy partnerstwa wschodniego, na których nam zależy – będzie tak samo. Nasza pozycja negocjacyjna będzie słabsza lub wręcz żadna.

Jak wygląda naliczanie kar wobec państw członkowskich, pokazuje poniższe wyliczenie:

Kiedy Komisja kieruje sprawę do Trybunału na podstawie art. 260 ust. 2 TFUE, wnosi o nałożenie na państwo członkowskie kary pieniężnej w postaci ryczałtu (obliczonego jednorazowo) lub/i okresowej kary pieniężnej (obliczonej za każdy dzień naruszenia).

Przy obliczaniu wysokości kary pieniężnej uwzględnia się:

. stałą stawkę dzienną (obecnie dla okresowej kary pieniężnej 680 euro)

. czynnik powagi naruszenia (1-3)

. czas trwania uchybienia (1-20)

. czynnik „n” uwzględnia zdolność danego państwa członkowskiego do zapłaty (tj. produkt krajowy brutto oraz liczbę głosów, jaką posiada ono w Radzie).

Współczynnik „n” dla Polski w 2014 r. wynosił 7, 53. TS nie jest związany wnioskiem Komisji. Może nie nakładać kary lub zmienić jej rodzaj i wysokość.

Przykład sprawy C-304/02 Komisja p. Francji za nieimplementowanie dyrektywy dotyczącej ochrony morskich zasobów biologicznych:, 500 euro X 10 X 3 X 21.1 = 316 500 euro które Francja musi płacić dziennie do czasu usunięcia naruszenia.

Przykład sprawy C-278/01 Komisja p. Hiszpanii za nieimplementowanie dyrektywy o wodzie w kąpieliskach: 500 euro X 4 X 1.5 X 11.4 = 34 200 euro = 12 483 000 euro rocznie/ 20 (gdyż tylko 20% kąpielisk nie spełniało warunków wynikających z dyrektywy = 624 150 euro rocznie.

Prof. dr hab. Robert Grzeszczak. Związany z Uniwersytetem Warszawskim (od 2008), a wcześniej z Uniwersytetem Wrocławskim (2001-2008). Wykładał na Uniwersytecie Philipsa w Marburgu i w Poczdamie. Specjalizuje się w europejskim prawie instytucjonalnym i materialnym, zwłaszcza w prawie rynku wewnętrznego UE, w prawie międzynarodowym oraz porównawczym prawie ustrojowym. Był stypendystą Uniwersytetu im. Humboldta w Berlinie (2000-2001), studiował na Uniwersytecie w Perugii (2002-2003). Jest autorem kilkudziesięciu artykułów naukowych, publikowanych w Polsce, Europie i obu Amerykach. Występował jako ekspert m.in. dla Kancelarii Sejmu RP, Senatu RP oraz ministerstw. Prowadzi wykłady w Krajowej Szkole Administracji Publicznej.

Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej dziennikarz newsowy portalu Gazeta.pl,dziennikarz działu zagranicznego „Dziennika” i działu społecznego „Newsweeka”. Stypendysta programu Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA. Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii. Kocha Amerykę od Alaski po przylądek Horn. Prowadzi bloga Realpolitik, bywa na Twitterze.

Jest decyzja. Komisja Europejska rozpoczyna przeciwko Polsce procedurę ws. uchodźców

tps, IAR, 13.06.2017

Obóz dla uchodźców na greckiej wyspie Chios

Obóz dla uchodźców na greckiej wyspie Chios (Petros Giannakouris (AP Photo/Petros Giannakouris))

Komisja Europejska zdecydowała, że rozpoczyna wobec Polski, Czech i Węgier procedurę prawną związaną z odmową przyjęcia uchodźców – podała TVN24.

Jak informuje brukselski korespondent TVN24, decyzja zapadła podczas wtorkowego kolegium komisarzy. Miał ją ogłosić przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker. – Nie było dyskusji – relacjonuje stacja.

TVN24 tłumaczy, że następnym krokiem będzie wystosowanie do rządów w Warszawie, Czechach i na Węgrzech odpowiednich pism. Stanie się to najprawdopodobniej w środę. KE wyznaczy w nich termin – prawdopodobnie będą to dwa miesiące – na wykonanie zobowiązań dotyczących przyjęcia uchodźców.

Jeśli UE i Polska nie dojdą w tym czasie do porozumienia, sprawa ostatecznie trafi do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

Co grozi Polsce, jeśli nie przyjmiemy uchodźców? >>>

KE wszczyna procedure prawna przeciw Polsce…

Nacjonalistyczna retoryka PiS i niszczenie relacji z UE i KE szkodza Polsce i Polakom. 1/2

Ustami M.Blaszczaka PiS sieje pseudopanike przed uchodzcami.

To podle, nieuzasadnione i krzywdzace tych, ktorzy uciekaja przed wojna. 2/2

Relokacja uchodźców

Unia Europejska przyjęła program relokacji uchodźców jesienią 2015 roku. Przewidywał on rozmieszczenie w krajach członkowskich 160 tysięcy osób. Do tej pory z obozów w Grecji i we Włoszech przeniesiono niespełna 20 tysięcy. Z całej Unii żadnej osoby nie przyjęły Polska i Węgry oraz Austria, choć władze w Wiedniu obiecały niedawno udział w programie relokacji. Czesi natomiast – po przyjęciu 12 z 2600 osób – ogłosili, że wstrzymują swój udział w relokacji.

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker sugerował już w przeszłości, że kraje, które odmawiają przyjęcia uchodźców, mogą mieć ograniczone fundusze unijne.

Brexit staje się faktem. To zła wiadomość dla Polaków na wyspach

http://www.gazeta.tv/plej/19,150682,21497170,video.html

Dodaj komentarz