Prezydent buduje sobie nową scenę

Rzeczpospolita, Zuzanna Dąbrowska, 09.09.2017

© Fotorzepa, Jerzy Dudek

 

Zatrudnienie przez prezydenta do napisania ustaw sądowych prof. Królikowskiego ma na celu wysłanie gałązki oliwnej w stronę opozycji.

„Nie widzę powodu komentować słów wiceministra Platformy Obywatelskiej” – oświadczył w czwartek minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Podczas konferencji dziennikarze pytali go o opinie wygłaszane przez profesora Michała Królikowskiego na temat projektów ustaw sądowych, które we wrześniu ma złożyć w Sejmie prezydent Andrzej Duda. To właśnie Królikowski ma być współautorem pisanej od nowa reformy sądownictwa.

Zbigniew Ziobro trafnie odczytuje intencje prezydenta: na tym poziomie konfliktu politycznego raczej nic nie dzieje się przypadkowo. Medialne wystąpienia nowego współpracownika głowy państwa też nie mają takiego charakteru – to przecież rodzaj komunikatu lub też otwarcia dyskusji przez Andrzeja Dudę. Dyskusji nie z Prawem i Sprawiedliwością, tylko z opozycją.

Dla macierzystej partii Andrzeja Dudy to najwyżej sygnał o gotowości do budowania przez prezydenta własnego obozu politycznego – z Jarosławem Gowinem, a może nawet z Mateuszem Morawieckim. A dla opozycji oferta: weźcie udział w konsultacjach i może razem uda nam się ograć kolegę z Krakowa, który kieruje Ministerstwem Sprawiedliwości.

I odzew jest. Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz mówi o budowaniu „przestrzeni do dialogu”, a Grzegorz Schetyna w TVN 24, deklaruje: „Jeżeli projekt będzie otwierał nową rzeczywistość, będzie spojrzeniem podmiotowym na kwestie ustroju sądów powszechnych, KRS, w ogóle nowego ustroju sądowniczego, to uważam, że tak, że wtedy otwiera się możliwość współpracy nie tylko na poziomie legislacyjnym, ale także politycznym”.

Co to znaczy? Czy to może być zapowiedź formowania się nowego układu politycznego?

Obie strony zarzekają się, że nie. Politycy PO uważają raczej, że prezydent chce mieć kartę przetargową w relacjach z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Ale w PiS coraz więcej osób zastanawia się, czy „cienka czerwona linia” nie została przez prezydenta już przekroczona. Prezes PiS ma w partii opinię osoby, która nie zapomina nieposłuszeństwa i nielojalności. A tak właśnie można przecież postrzegać ostatnie wypowiedzi prezydenckiego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego, w których pomija on osobę premier Beaty Szydło w kontekście ewentualnych zmian w rządzie, obwieszczając dość „oczywistą oczywistość”, czyli fakt, że to Jarosław Kaczyński ma pełnię realnej władzy w Polsce.

Słowa Łapińskiego spotkały się zresztą ze strony PiS z wyrażanymi wprost żądaniami dymisji. Prezydent jednak ani nie chciał komentować spraw polskich podczas wizyty w Astanie, ani też zajmować się ewentualnymi porządkami w kancelarii. I nie wygląda na to, by szybko miał na to znaleźć czas.

msn.pl

Nie prymas, nie przewodniczący KEP. Szyszko: Duchowym przywódcą Polski jest o. Rydzyk

Wprost, 09.09.2017

Ojciec Tadeusz Rydzyk© LUKASZ KRAJEWSKI / FOKUSMEDIA.COM.PL Ojciec Tadeusz Rydzyk

 

Wirtualna Polska opisała wspólną konferencję o. Rydzyka i ministra środowiska Jana Szyszko. Minister nie szczędził pochwał w stronę redemptorysty, mówiąc m.in., że jest on „duchowym przywódcą Polaków”.

W Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie odbyła się konferencja „Żywność darem dla życia i zdrowia – w świetle zagrożeń od GMO”. Wśród gości znaleźli się m.in. minister Jan Szyszko i ojciec Tadeusz Rydzyk. Jak informuje Wirtualna Polska obydwaj wygłosili kilkunastominutowe przemówienia, skupili się jednak nie na temacie genetycznie modyfikowanej żywności.

Już podczas powitania pochwały posypały się w stronę o. Rydzyka. Minister Szyszko nazwał go „duchowym przywódcą Polaków”. Zastanawiające jest to, że szef resortu środowiska nie wskazał np. prymasa Polski Wojciecha Polaka, czy choćby przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisława Gądeckiego, którzy mają rzeczywisty wpływ na Kościół w kraju.

Z kolei o. Rydzyk zapewnił, że będzie modlił się za ministra Szyszko. – Żeby pan Bóg sprawił, że minister zwycięży w poniedziałek – mówił redemptorysta. W poniedziałek Szyszko i szef Lasów Państwowych stawią się przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, gdzie będą składać wyjaśnienia w sprawie wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej. Minister środowiska liczy, że Bruksela cofnie zakaz ścinania drzew w tamtym rejonie.

msn.pl

PiS poza normami cywilizacyjnymi. Szczucie na sędziów

PiS poza normami cywilizacyjnymi. Szczucie na sędziów

W sieci ruszyła właśnie nowa witryna: http://www.takjakbylo.pl . To część akcji “Sprawiedliwe Sądy”, której osią jest także ów portal internetowy. Treści na niej przyciągają krzykliwymi tytułami. Wymieńmy kilka przykładów: “PIJANY SĘDZIA AWANTUROWAŁ SIĘ W KLUBIE”, “SĘDZIA UKRADŁ KIEŁBASĘ WARTĄ 6,90 ZŁ, DZIEŃ PÓŹNIEJ ZOSTAŁ ZŁAPANY NA JEŹDZIE POD WPŁYWEM ALKOHOLU”, “SĘDZIA KRADŁA SPODNIE”, “KOMORNIK ZABRAŁ ROLNIKOWI CIĄGNIK, CHOĆ TEN NIE MIAŁ DŁUGÓW. SĄD REJONOWY UMORZYŁ SKARGĘ NA CZYNNOŚCI KOMORNICZE, STWIERDZAJĄC, ŻE SKORO CIĄGNIKA NIE MA, TO ZAJMOWANIE SIĘ TĄ SPRAWĄ JEST BEZPRZEDMIOTOWE”. “SĘDZIOWIE CHCĄ WIĘKSZYCH KILOMETRÓWEK”, “PROKURATOR ZGUBIŁ BROŃ PIERWSZEGO DNIA URZĘDOWANIA. SPRAWA O NIEUMYŚLNĄ UTRATĘ BRONI TRWAŁA 9 LAT”. Można je znaleźć w zakładce “Nadzwyczajna kasta”. To informacje podane pod z góry ustaloną tezę: środowisko sędziowskie to skorumpowana i niemoralna zawodowo i prywatnie (!) grupa ludzi.

Ten festiwal nienawiści i manipulacji – trudno inaczej określić takie treści – dzieje się za nasze pieniądze i to wbrew prawu, czytamy na portalu crowdmedia.pl. Jak to możliwe? Autorem kampanii jest Polska Fundacja Narodowa, ta sama która wystawiła w polskich miastach prorządowe billboardy (pisaliśmy o sprawie). A zatem sponsorem zarówno billboardów, jak i witryny internetowej są… wielkie spółki Skarbu Państwa (!). Nie ma wątpliwości, że cała witryna „jest w gruncie rzeczy narzędziem szkalowania sędziów w sposób dotychczas oficjalnie niespotykany, ponieważ do tej pory do najostrzejszych, personalnych ciosów używano płatnych trolli internetowych albo propagowano wypowiedzi, nieświadomych bycia narzędziem walki politycznej, zwykłych ludzi” – pisze Piotr Lipiński, dziennikarz CrowdMedia. I podkreśla dobitnie, że „w cywilizowanym kraju za takie działanie poleciałoby wiele wysoko postawionych głów, niestety w Polsce obrażać i rozpoczynać polowanie na wybraną grupę społeczną można oficjalnie i to z podniesionym czołem”.

Podkreślmy to jeszcze raz, bo nigdy wcześniej w historii Polski po 1989 roku nie miało to miejsca: PiS przekroczył w walce o reformę sądownictwa wszelkie granice przyzwoitości, „można powiedzieć więcej, zrobił coś, co nigdy w wykonaniu grupy sprawującej funkcje publiczne nie powinno mieć miejsca” – pisze Lipiński. Dlaczego? Ponieważ nawet jeśli chcieliśmy do tej pory unikać groźnie brzmiących słów: autorytarne bądź faszystowskie metody, to już nie sposób z nich zrezygnować! Oto mamy do czynienia z podręcznikową wręcz sytuacją kreowania wroga publicznego, którego odziera się z godności człowieka, dehumanizuje, aby następnie bezkarnie go zniszczyć. Postępowanie to świadczy o czymś, co z ideą reformowania państwa ma niewiele wspólnego: o braku umiejętności prowadzenia debaty publicznej, ale jeszcze bardziej – o niezaspokojonej żądzy władzy.

Na opisywanym portalu takjakbylo.pl do dehumanizacji poprzez upowszechnianie brukowych newsów dołącza w ponurym korowodzie dezinformacja, i to na takim poziomie, że bliżej jej do perfidii, niż ostrej walki politycznej bez brania jeńców (parafrazując słowa jednego z ludzi prawicy). Lipcowe protesty do tego stopnia rozjuszyły obóz rządzący, że sięga on teraz po najbardziej radykalne metody walki. Przykład? Na filmie promocyjnym słyszymy nieprawdziwą informację, że 80% Polaków popiera reformę sądownictwa (czyli rzekomo tę, o którą toczyła się letnia batalia), a ze sprawy zrobiono aferę tylko po to, aby „odwrócić kota ogonem”. Niestety zapomniano dodać, że powołano się na badanie, gdzie zapytano Polaków, czy chcą reformy sądów, a nie czy popierają pisowską wizję tej reformy, pisze Lipiński.

 

Portal ma na celu zapewnienie zwycięstwa „w boju o przychylność opinii społecznej podczas przejmowania kontroli nad sądownictwem”, bowiem walka ta nadal trwa. Ma przekonać Polaków, że sędziowie to grupa zawodowa „godna społecznej pogardy i co za tym idzie zasługuje na ukaranie przez wzór sprawiedliwości – Zbigniewa Ziobrę” – pisze dziennikarz crowdmedia.pl. A metody, jakich się ima, jeżą włosy na karku. To skandal. Odpowiedzialność za niego spada po równo na PiS i na prezesów spółek, które swoimi dotacjami promują tę akcję.

koduj24.pl

Pojedynek na gęby rzeczników Dudy i Kaczyńskiego

Pojedynek na gęby rzeczników Dudy i Kaczyńskiego

Po wczorajszym spotkaniu Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim odbył się pojedynek na miny, na gęby ich rzeczników. Chciałoby się przywołać słynny pojedynek Syfona z Miętusem, ale w tym wypadku mieliśmy tylko natchnionych reprezentantów tego pierwszego.

Przy czym to Kaczyński przybył za potrzebą do Dudy, co zdarzyło się pierwszy raz w historii. Rzecznicy odnieśli się zdawkowo do przeszło dwugodzinnej rozmowy. W tych komunikatach da się jednak odczytać treść rozmowy i wynik.

Beata Mazurek posługuje się zapożyczoną nowomową komuszą: „cel został osiągnięty”, „wspólnie będziemy reformować” i „to już jest sukces”. Czy była przy rozmowach swego szefa i prezydenta? Raczej nie, to typ, który idzie za Kaczyńskim i odpycha tych, którzy chcieliby zadać mu pytanie. Witkacy takie kobiety nazywał kobietonami, wyzute z płciowości i intelektu.

Ale powiedziała jedną rzecz bardzo ważną. Rozmawiano tylko o jednym temacie: o ustawach sądowniczych pisanych w Kancelarii Prezydenta. Zauważmy, że PiS uruchomił kampanię propagandową kosztującą 20 mln zł i promującą treść zawetowanych ustaw. Horrendum, a przy tym jawna korupcja.

Jaka determinacja! To świadczy, że Kaczyński chciał przymusić Dudę do przyjęcia pisowskiej opcji zawartych w zawetowanych ustawach. Czy przez dwie godziny udało mu się?

Więcej usłyszeliśmy od drugiego Syfona, rzecznika Dudy Krzysztofa Łapińskiego. Rozmawiano więcej niż tylko o ustawach sądowniczych, ale to one były w głównym nurcie rozmowy. – „To będą ustawy, które nie będą zawierać tych poprzednich błędów, które prezydent w swoich wetach wskazał i liczy, że te ustawy w czasie procedowania zostaną poparte i uchwalone” – z tego należy sądzić, że Kaczyński nie przekonał Dudy.

To także stanie się tematem rozmowy ze wszystkimi liderami partii parlamentarnych, jakie zostało zadeklarowane przez Kancelarię Prezydenta. Ambiwalentny stosunek mam do stwierdzenia Łapińskiego, że „to będą ustawy, które są zgodne z Konstytucją, nie budzące wątpliwości konstytucyjnych”. Duda ma z tym kłopot, to on głównie łamał Konstytucję, czyżby się nawrócił?

Oczywiście, należy uwzględnić, iż spotkanie to pic na wodę i fotomontaż. Zarówno rzecznicy, jak i rozmówcy pochodzą z jednej parafii świętoszków. Pozostaje mieć nadzieję, że z gęby nie robili cholewy.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Jarosław Kaczyński sprawdzał determinację prezydenta. A ile płacono testerom kampanii billboardowej?

Justyna Dobrosz-Oracz, Zdjęcia: Anna Czuba, Wojciech Wojda, Montaż: Katarzyna Dworak, 08.09.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,152484,22345098,video.html?embed=0&autoplay=1

Czytając z kartki, szef Polskiej Fundacji Narodowej próbował bronić kampanii na rzecz PiS za pieniądze wszystkich podatników. Z naszych informacji wynika, że kampanię Sprawiedliwe Sądy poprzedziły badania rynku. Były robione w sobotę pod koniec sierpnia. Za dwie godziny uczestnicy badania dostawali 80 złotych. Grupa była podzielona na zwolenników i przeciwników PiS. – Pozorowana reforma sądownictwa nie jest żadną reformą. My chcemy dogłębnych zmian, bo tego potrzebują dzisiaj Polacy – mówiła premier Beata Szydło. Ofensywa to rodzaj presji na Andrzeja Dudę, by uległ. Na ile jest zdeterminowany sprawdzał prezes PiS. Po naradzie na Nowogrodzkiej pojechał do Belwederu na spotkanie z prezydentem. Pierwsze od miesięcy. Co tylko dowodzi, że sytuacja jest napięta. A emisariusze latem niewiele wskórali. Jak będzie wyglądać drugie podejście do ‚reformy sądów’? Zobacz materiał Justyny Dobrosz- Oracz.

wyborcza.pl

Pora się otrząsnąć

Pora się otrząsnąć

Trzeba zacząć myśleć o podjęciu działalności, kreującej inną przestrzeń niż ta, którą proponuje nam pisowskie państwo.

Sto dwanaście lat temu, podczas gorącego roku 1905, będącego na ziemiach polskich albo ostatnim pod zaborami powstaniem, albo pierwszą rewolucją socjalistyczną, ukazała się broszura zatytułowana „Zmowa powszechna przeciw rządowi”. Jej autorem był Edward Abramowski, współautor pierwszego, tzw. genewskiego programu PPS, myśliciel, jeden z twórców polskiego ruchu spółdzielczego i założyciel katedry psychologii na Uniwersytecie Warszawskim.

Idea, którą wykładał w swojej broszurze, przedstawiała się mniej więcej następująco: państwo (zaborcze) można oczywiście próbować zwalczać siłą: poprzez manifestacje uliczne, strajki, a nawet akty terroru indywidualnego. Ale można również sprawić, by to państwo obumarło. Instytucje państwa żywią się bowiem sprawami, które regulują. Co by się na przykład stało z sądami, gdyby obywatele umówili się, że nie zgłaszają do nich żadnych roszczeń przeciwko sobie? Wydziały spraw cywilnych świeciłyby pustkami, sędziowie, asesorzy, inni urzędnicy całymi dniami graliby w preferansa w bezludnych gmachach. Podobnie ze szkołami, gdyby dzieci solidarnie nie posyłać do szkół, tylko uczyć je w kółkach samokształceniowych. I z policją, której by nie wołało się na miejsce przestępstw, powołując coś w rodzaju straży obywatelskiej.

Tytułowa „zmowa powszechna” oznaczała ideę społeczeństwa, które jawnie lub konspiracyjnie dubluje wszystkie instytucje państwa na zasadzie samoorganizacji. Miałoby to podwójne działanie. Z jednej strony prowadziłoby do wspomnianego obumarcia lub, może lepiej powiedzieć, wyjałowienia instytucji państwowych, pozbawienia ich racji bytu; z drugiej – do radykalnego wzrostu samoświadomości społecznej ludzi, budujących alternatywną sieć instytucji sąsiedzkich.

Abramowski u progu XX wieku widział wyraźnie, że zasadniczym problemem nadchodzących czasów jest psychiczne uzależnienie się obywateli od państwa. Zniewoleni są oni nie tylko i nawet nie przede wszystkim przez aparat represji, lecz przez własne, świadome lub bezwiedne przekazanie tego, co można zrobić samodzielnie (we współpracy z innymi obywatelami), we władanie instytucji państwowych. Ten sam autor ironizował kilka lat później, że postulaty polityczne w okresie dziejowych przesileń sprowadzają się do okrzyku: „Zróbcie z nas to lub owo!”, na przykład państwo demokratyczne, narodowe, czy jakieś inne. Kluczem do prawdziwej niezależności jest zaś okrzyk: „Zróbmy razem (to czy tamto)!”.

Ta idea krążyła u progu XX wieku w wielu środowiskach. Odległy ideowo od Abramowskiego Wyspiański pisał w gruncie rzeczy w podobnym duchu: „Wyzwolin ten doczeka się dnia,/kto własną wolą wyzwolony”. Z mentalnych niewolników nawet najbardziej liberalny system zarządzania nie zrobi wolnego społeczeństwa.

Abramowski w „Zmowie powszechnej przeciwko rządowi” formułował oczywiście postulat utopijny. Nie da się skłonić wszystkich, ani pewnie nawet większości mieszkańców dowolnego kraju, by solidarnie w żadnych okolicznościach nie wzywali policji, nie chodzili do sądów czy nie posyłali dzieci do państwowych szkół, organizując zamiast tego alternatywne – i uznawane powszechnie – instytucje sąsiedzkich sądów, samozwańczej straży obywatelskiej czy prywatnego nauczania. Niemniej jego idea traktowana niedogmatycznie przetrwała w jakiejś formie całe dekady. Bo przecież, kiedy Jacek Kuroń rzucał hasło: „Nie palcie komitetów, tylko zakładajcie własne!” to był w tym momencie bezpośrednim – i, jak sądzę, świadomym – spadkobiercą Abramowskiego. Podobnie kiedy tuż przed stanem wojennym narodził się pomysł „Niezależnej Rzeczypospolitej”, o ile wiem nigdy nie wprowadzony w życie, ale też gdy już po 13 grudnia zaczęły się mnożyć inicjatywy teatrów domowych, wystaw, przedstawień czy kursów samokształceniowych, organizowanych bądź w pełnej konspiracji, bądź pod parasolem ochronnym jakichś istniejących instytucji, wówczas przede wszystkim kościelnych. Naiwne marzenie Abramowskiego, że da się w ten sposób „ubezrobotnić”urzędników państwowych i wykończyć ich psychicznie nudą, zostało już wówczas poniechane. Ale okazało się, że można osiągnąć inny cel, mniejszy, lecz niebagatelny: złagodzić represyjność systemu, dublując jego chore instytucje przez instytucje alternatywne. W każdym razie w obrębie kultury i edukacji, czyli – podkreślmy – w obrębie tego, co (mówię to wbrew ekonomicznym liberałom) najważniejsze.

Piszę o tym nieprzypadkowo na początku roku szkolnego, gdy reforma, a właściwie „deforma”edukacji demoluje warunki uczenia się młodych Polaków. A także, gdy demoluje się kolejną narodową scenę, ważne muzea, gdy zniszczono media publiczne i ideologizuje się ogromne obszary naszego życia. Gdy ministra kultury podsumowuje wielce kulturalna jego uwaga o Lechu Wałęsie jako Myszce Miki. Wielu z nas, w tym ja, w minionych miesiącach przeżywało pokusę „emigracji wewnętrznej”. Tymczasem pora się otrząsnąć i zacząć myśleć o podjęciu działalności, jak dotąd, legalnej, ale kreującej inną przestrzeń niż ta, którą proponuje nam pisowskie państwo.

Wbrew pozorom niekoniecznie oznacza to postulat, by ludzie kultury zajęli się, jak tyle razy w przeszłości, wolontariatem (na ten postulat wielu z nas miałoby prawo się żachnąć, gdyż działalność kulturalna i edukacyjna jest naszym ŹRÓDŁEM UTRZYMANIA). W ciągu minionych trzech dekad w naszym społeczeństwie pojawili się ludzie z pieniędzmi. Ich finansowe kariery bywały przedmiotem nieprzychylnych komentarzy: niekiedy w związku z empirią, niekiedy w wyniku czystej zawiści. Stereotyp biznesmena w białych skarpetkach z drogą „furą”, odpoczywającego przy disco-polo, który w dodatku pierwszy milion musiał ukraść (zgodnie z popularnym w okresie transformacji powiedzeniem), nigdy nie sprawdzał się w stu procentach, a dziś jest po prostu nieaktualny. Ludzie, którzy się dorobili, mogą dziś stać się sponsorami działań, bez których naprawdę grozi nam mentalna zapaść.

Nie piszę tego, snując nierealne marzenia o oświeconych milionerach – lecz podsumowuję swoje doświadczenia z minionych dwóch lat. W tym czasie zetknąłem się co najmniej z czterema przypadkami ludzi, sytuowanych dobrze lub lepiej niż dobrze, którzy część swoich pieniędzy przeznaczają na wspieranie niedochodowej działalności popularyzatorskiej i kulturalnej. Przypadek pierwszy: właścicielka wędliniarni, która współorganizuje i współfinansuje festiwal artystyczny. Przypadek drugi: wiceprezes pewnej globalnej firmy, który nie tylko, zgodnie ze statutem owej firmy, kieruje strumień pieniędzy na działalność kulturalną w krajach, w których ta firma ma filie, ale też prywatnie uprawia mecenat w stosunku do wybranych ludzi sztuki. Przypadek trzeci: małżeństwo biznesmenów, organizujących dla chętnych kursy – fakt, że odpłatne – poświęcone zarówno uprawianiu, jak i rozumieniu sztuki. Przypadek czwarty: współwłaściciel innej firmy, przeznaczający część swoich dochodów na organizowanie prywatnych seminariów z rozmaitych dziedzin (tu uczestnictwo jest darmowe). Opisuję ich, jak widać, dość enigmatycznie; nie jestem pewien, czy byliby zachwyceni, gdybym ich wymieniał po nazwisku. Dobro bywa skromne, a poza tym w dzisiejszych, dziwacznych warunkach, granice między tym, co legalne, tym, co legalne, ale źle widziane, i tym, co nielegalne, mogą się dynamicznie zmieniać. Tymczasem biznes nie ma interesu w konfliktowaniu się z władzą administracyjną. Niemniej o wszystkich tych ludziach myślę z podziwem i wdzięcznością.

Nie mam przy tym na myśli postulatu, by cały ciężar finansowania opisanej działalności przerzucać na bogaczy. Chodzi mi jedynie o to, że także oni mogą włączyć się w organizowanie życia kulturalnego oraz edukacji w warunkach, w których rząd wyraźnie ideologizuje nam kulturę i oświatę. Dwudziestu ludzi, którzy są gotowi zrzucić się, powiedzmy, po 50 złotych, może już coś zorganizować, ale jeśli znajdzie się między nimi dwudziesty pierwszy, skłonny dołożyć złotych 500 albo 1000, ich możliwości znacząco wzrosną. Jeśli PT Czytelnicy oddają się w tym momencie mnożeniu, wyjaśniam, że podane sumy są przykładowe, a uruchamiając jakiekolwiek przedsięwzięcie, trzeba pomyśleć o wynajęciu sali, a też być może o jakimś cateringu, transporcie, noclegu i tak dalej, nie tylko o honorarium dla gości.

Ktoś mógłby, z pozoru słusznie, zarzucić mi, że rządzę się (teoretycznie) nie swoimi pieniędzmi, będąc w dodatku potencjalnym beneficjantem takiej wielkoduszności. Ale znów: to, co piszę, jest efektem nie tyle wspomnień po lekturze Abramowskiego, ile całkiem niedawnych doświadczeń. Od jednej z osób, o których napisałem wyżej, usłyszałem wprost: „Mamy już wszystko, dom, samochód, dzieci są zabezpieczone, no to na co mamy wydawać?” (ta sama osoba prowadzi także działalność filantropijną). Ktoś inny zajechał na spotkanie pięknym porsche – doprawdy, powyżej pewnego poziomu finansowego wspieranie edukacji i kultury nie wymaga życia w ascezie. Chodzi tylko o porządek wartości, o znalezienie celu, gdy inne potrzeby uznaje się za zabezpieczone. O, zgoda, pewną rewolucję mentalną, dla której obecne władze mimowolnie stworzyły warunki. Przy okazji nieprzyjemny wizerunek rodzimego nuworysza bez aspiracji może w efekcie ulec ostatecznemu zapomnieniu. Istnieje okazja, byśmy odnaleźli się nawzajem w tym, co powinno być naszą wspólną troską: by nasza kultura rozwijała się dalej swobodnie, pomimo tego, co wyprawiają władze, i by jednoczyła ludzi z rozmaitych sfer geograficznych i finansowych.

Czytam to, co napisałem – i widzę, że można ten mój tekst odczytać jako przejaw naiwnego optymizmu. Ale sytuacja ogólna wydaje mi się tak zła, że alternatywą dla optymizmu jest czarnowidztwo, którego powoli zaczynam mieć dosyć…

Jerzy Sosnowski

koduj24.pl

Pojedynek na gęby rzeczników Dudy i Kaczyńskiego

Po wczorajszym spotkaniu Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim odbył się pojedynek na miny, na gęby ich rzeczników. Chciałoby się przywołać słynny pojedynek Syfona z Miętusem, ale w tym wypadku mieliśmy tylko natchnionych reprezentantów tego pierwszego.

Przy czym to Kaczyński przybył za potrzebą do Dudy, co zdarzyło się pierwszy raz w historii. Rzecznicy odnieśli się zdawkowo do przeszło dwugodzinnej rozmowy, w tych komunikatach da się jednak odczytać treść rozmowy i wynik.

Beata Mazurek posługuje się zapożyczoną nowomową komuszą: „cel został osiągniety”, „wspólnie będziemy reformować” i „to już jest sukces”. Czy była przy rozmowach swego szefa i prezydenta? Raczej nie, to typ, który idzie za Kaczyńskim i odpycha tych, którzy chcieliby zadać mu pytanie. Witkacy takie kobiety nazywał kobietonami, wyzute z płciowości i intelektu.

Ale powiedziała jedną rzecz bardzo ważną. Rozmawiano tylko o jednym temacie: o ustawach sądowniczych pisanych w Kancelarii Prezydenta. Zauważmy, że PiS uruchomił kampanię propagandową kosztującą 20 mln zł i promującą treść zawetowanych ustaw. Horrendum, a przy tym jawna korupcja.

Jaka determinacja! To świadczy, że Kaczyński chciał przymusić Dudę do przyjęcia pisowskiej opcji zawartych w zawetowanych ustawach. Czy przez dwie godziny udało mu się perwazja?

Więcej usłyszeliśmy od drugiego Syfona, rzecznika Dudy Krzysztofa Łapińskiego. Rozmawiano więcej niż tylko o ustawach sądowniczych, ale to one były w głównym nurcie rozmowy. „To będą ustawy, które nie będą zawierać tych poprzednich błędów, które prezydent w swoich wetach wskazał i liczy, że te ustawy w czasie procedowania zostaną poparte i uchwalone” – z tego należy sądzić, że Kaczyński nie przekonał Dudy.

To także stanie się tematem rozmowy ze wszystkimi liderami partii parlamentarnych, jakie zostało zadeklarowane przez Kancelarię Prezydenta. Ambiwalentny stosunek mam do stwierdzenia Łapińskiego, że „to będą ustawy, które są zgodne z Konstytucją, nie budzące wątpliwości konstytucyjnych”. Duda ma z tym kłopot, to on głównie łamał konstytucję, czyżby się nawrócił?

Oczywiście należy uwzględnić, iż spotkanie to pic na wodę i fotomontaż. Zarówno rzecznicy, jak rozmówcy pochodzą z jednej parafii świętoszków. Pozostaje mieć nadzieję, że z gęby nie robili cholewy.

Mazurek: Spotkanie dotyczyło wyłącznie ustaw reformujących sądownictwo

Mazurek: Spotkanie dotyczyło wyłącznie ustaw reformujących sądownictwo

– Ono się zakończyło [spotkanie]. Przebiegało w bardzo dobrej atmosferze. Dotyczyło wyłącznie ustaw reformujących sądownictwo i uzgodnienia drogi ich uchwalenia – tak byśmy wspólnie skutecznie naprawili wymiar sprawiedliwości, na czym zależy zarówno prezydentowi jak i PiS-owi – mówiła Beata Mazurek w TVN24. Jak dodał:

„Sam fakt tego, że do tej rozmowy doszło i że cel został osiągnięty, że wspólnie będziemy reformować wymiar sprawiedliwości i że zarówno Jarosław Kaczyński jak i prezydent Duda domówili się co do przeprowadzenia tych ustaw, drogi która skutecznie naprawi wymiar sprawiedliwości, to już jest sukces”

Jak dodała, „wspólnie przeprowadzimy reformę wymiaru sprawiedliwości tak, by spełniała oczekiwania Polaków”.

300polityka.pl

Łapiński: PAD zadeklarował, że jest zwolennikiem prawdziwej reformy. Przygotowane ustawy będą zgodne z Konstytucją

Łapiński: PAD zadeklarował, że jest zwolennikiem prawdziwej reformy. Przygotowane ustawy będą zgodne z Konstytucją

– Gościem prezydenta Dudy w Belwederze był prezes Kaczyński. Rozmowa trwała ponad dwie godziny. To była dobra rozmowa, dobra atmosfera tej rozmowy. Rozmowa dotyczyła najważniejszych spraw, kwestii w państwie. Rozmawiano także o kwestii reformy wymiaru sprawiedliwości i tutaj to, co mogę przekazać, to to że prezydent zadeklarował że będzie, jest gotowy przedstawić ustawy reformujące KRS i SN. Te ustawy, które wcześniej zawetował, a które obiecał przedstawić. Prezydent też zadeklarował, że jest zwolennikiem prawdziwej reformy wymiaru sprawiedliwości, że jego ustawy, które będą przygotowane, to będą ustawy, które są zgodne z Konstytucją, nie budzące wątpliwości konstytucyjnych i liczy, że będą przeprowadzone w Sejmie w dobrej atmosferze. To będą ustawy, które nie będą zawierać tych poprzednich błędów, które prezydent w swoich wetach wskazał i liczy, że te ustawy w czasie procedowania zostaną poparte i uchwalone – mówił Krzysztof Łapiński na konferencji.

300polityka.pl

STAN GRY: Abp Michalik o pojednaniu i szacunku dla sąsiadów, GW o zleceniu dla Solvere, Adamowicz o wspólnym kandydacie w Gdańsku

— W ŚRODĘ PO POŁUDNIU KONSULTACJE U PREZYDENTA.

— BEATA MAZUREK poinformowała, że PiS będzie reprezentował Ryszard Terlecki.

— ARCYBISKUP MICHALIK O SZACUNKU DO SĄSIADÓW – mówił w homilii: “Trzeba, żebyśmy to poczucie uszanowali; trzeba, żebyśmy w pokorze i prawdzie uczyli się i byli uczeni przez naszych nauczycieli szacunku do sąsiadów, żebyśmy potrafili szukać zgodnych z nimi relacji. W trudnych sytuacjach stać nas musi być na to, aby pokazać, że umiemy się różnić pięknie, godnie, kulturalnie”.

— ABP MICHALIK O POJEDNANIU: “są w Polsce ludzie zdolni i uczciwi, i to po obydwu stronach sporu społeczno-politycznego – trzeba ich zauważyć i pomagać, aby nie wpadli w pychę i zarozumiałość, aby nie gardzili inaczej myślącymi i nie dali się wplątać w niszczącą walkę nienawiści”. http://gosc.pl/doc/4169158.Abp-Michalik-Ludzie-zdolni-i-uczciwi-sa-po-obu-stronach-sporu

— BISKUPI APELUJĄ O ROZTROPNOŚĆ WŁADZY – Michał Wilgocki w GW: “Hierarchowie Kościoła katolickiego reagują na antyniemiecką retorykę obozu władzy. – Biskupi uznali, że najwyższy czas poskromić emocje rozpętane przez PiS – oceniają komentatorzy”. http://wyborcza.pl/7,75398,22344776,biskupi-apeluja-oroztropnosc-wladzy.html

— DADZĄ ZAROBIĆ LUDZIOM SZYDŁO – Agata Kondzińska i Iwona Szpala w GW: “Jedno ze zleceń na kampanię promującą reformę sądów dostało dwoje specjalistów od wizerunku premier Beaty Szydło, którzy kilka tygodni temu poszli na swoje. To Piotr Matczuk i Anna Plakwicz. Swoją spółkę Solvere rejestrowali jeszcze jako urzędnicy kancelarii premiera. Fundacja Narodowa to ich pierwszy tak duży klient. (…) – Jaki jest budżet kampanii? – pytamy Cezarego Jurkiewicza. Odpowiada nieco zawile: – Na pewno nie przekroczymy kwoty pięcioletnich odszkodowań zadośćuczynienia, jakie zostały wypłacone Polakom poszkodowanym przez sądy, czyli nie więcej niż 19 mln zł.”. http://wyborcza.pl/7,75398,22344827,dadza-zarobic-ludziom-szydlo.html

— NADZIEJA NA POROZUMIENIE – GPC o spotkaniu PAD-PJK.

— PREZES PIS POGODZI SIĘ Z DUDĄ? – FAKT.

— KACZYŃSKI PRÓBUJE DOGADAĆ SIĘ Z DUDĄ – jedynka SE.

— KACZYŃSKI MUSI SIĘ LICZYĆ Z DUDĄ – Rafał Ziemkiewicz w SE: “- Tak jak dla Jarosława Kaczyńskiego nieopłacalna jest zmiana na stanowisku premiera, tak dla otoczenia Andrzeja Dudy nie jest opłacalne formalizowanie pewnego ruchu, który wytworzył się wokół głowy państwa. Natomiast bez wątpienia prezydent stał się nie tylko samodzielnym i istotnym podmiotem na scenie politycznej. Jarosław Kaczyński musi się z nim liczyć”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/rafal-a-ziemkiewicz-prezes-musi-sie-liczyc-z-prezydentem_1016934.html

— RYSZARD CZARNECKI O KŁAMSTWACH WS IMIGRANTÓW – pisze w GPC: “Przyjmijmy choćby tysiąc, to Unia się od nas odczepi”. Znów kłamstwo! Nie ma takiej gwarancji. Przyjmując choćby parę tysięcy, będziemy musieli zapewnić łączenie rodzin i spo- dziewać się – co normalne w islamie – dużej rozrodczości. Nie dajmy się zwieść tym i innym kłamstwom”.

— TOMASZ WALCZAK W SE KRYTYKUJE POMYSŁ MORAWIECKIEGO: “Najwidoczniej jednak PiS nie traktuje serio swojej propagandy, że oto nasz kraj jest potęgą gospodarczą (ostatnio przekonywali o tym prezydent, premier i szef MSZ). Najważniejsze jest jednak to, o czym już Państwa przekonywałem – że to nie tylko szkodliwe rozwiązanie (budżet traci na tym ogromne pieniądze, a SSE premiują śmieciowe zatrudnienie), ale też nieskuteczne. Zwłaszcza że inwestorzy mimo zwolnień podatkowych i dużej rezerwowej armii pracy nie pchają się tam, wybierając i tak już rozwinięte regiony. Żadnego boomu inwestycyjnego więc nie będzie, a wszystkie wynaturzenia SSE zostaną po prostu zwielokrotnione. Zostanie więc tak, jak było. Tylko bardziej. Mam nadzieję, że i o tym rząd poinformuje obywateli”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/tomasz-walczak-niech-zostanie-tak-jak-bylo_1016913.html

— KRÓLIKOWSKI CZY WARCHOŁ, KTO BĘDZIE MIAŁ WIĘKSZY WPŁYW NA POLSKIE PRAWO – Ewa Ivanowa w GW: “Gdy pytam Warchoła o relacje z Królikowskim, pomija jego zaangażowanie w prezydenckie projekty. Przekonuje, że łączy ich życzliwa znajomość. Jest mu wdzięczny za polecenie w 2006 r. do gabinetu politycznego ministra Ziobry. Zapewnia, że „Michała szanuje i ceni jako międzynarodowej klasy naukowca”. W podobnym tonie o koledze opowiada Królikowski. – Nie rywalizuję z Marcinem. Nie mam też poczucia, że Marcin rywalizuje ze mną. Najsilniejsze relacje łączyły nas wówczas, gdy byłem wiceministrem sprawiedliwości. Pracowaliśmy nad reformą procesu karnego. Prowadziliśmy też we dwóch nowatorskie zajęcia na Wydziale Prawa UW. Teraz prowadzę je sam i brakuje mi Marcina – mówi „Wyborczej” były wiceminister”.

— KRÓLIKOWSKI O WARCHOLE: “– Spotkałem sporo ludzi, którzy w polityce połamali swe sumienia. W niektórych przypadkach były to ludzkie dramaty. Na szczęście jako wiceminister miałem bardzo mocną pozycję zarówno w resorcie Jarosława Gowina, jak i Marka Biernackiego, a moi ministrowie byli godni zaufania. Nigdy nie zdarzyło mi się, że musiałbym bronić projektu, z którym nie mógłbym się zgodzić. Nigdy nie dałem się postawić ani nie zostałem postawiony w sytuacji takiej kolizji sumienia, w której musiałbym mówić rzeczy, z którymi się radykalnie nie zgadzałem albo co do których musiałem mijać się z prawdą – mówi autor prezydenckich ustaw sądowych. – Dobrze życzę Marcinowi, więc mam nadzieję, że nie musi się mierzyć z sytuacjami kolizji sumienia w pełnieniu urzędu”. http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,22344360,michal-krolikowski-i-marcin-warchol-namaszczeni-gorliwi.html

— PAWEŁ ADAMOWICZ MÓWI, ŻE DENERWUJĄ GO SYMETRYŚCI – w rozmowie z w GW: “Denerwują. Ale ja już taką postawę widziałem. Zdziwicie się kiedy – w latach 70., 80. Wtedy symetryzm polegał na takim stanowisku: „No dobrze, powiadacie, że w socjalizmie jest źle, ale popatrzcie – macie bezpieczeństwo socjalne, odbudowaliśmy ten kraj. A przecież na Zachodzie biją Murzynów, są bezdomni, duża przestępczość”. Ten dzisiejszy symetryzm też mnie denerwuje, bo nie ma nic wspólnego z faktami. To ukryte usprawiedliwienie rządzących, ich zachłanności, kolonizacji urzędów, instytucji, spółek. Całego państwa”.

— ADAMOWICZ NIE ZDRADZA CZY WYSTARTUJE NA KOLEJNĄ KADENCJĘ: “– W wyborach samorządowych na pewno wezmę udział, ale nie zdradzę jeszcze, w jakiej roli. Na pewno będę zaangażowany, bo to ważny moment i dla Gdańska, i dla Pomorza. Wszyscy musimy zrobić wszystko, by Gdańsk dalej był miastem wolności i solidarności. Ważne, by kandydat był wspólny, wszystkich sił demokratycznych. Zwolennik Nowoczesnej, PO czy PSL powinien dostać jedno uzgodnione nazwisko. W takiej chwili nie rozbijajmy poparcia w elektoracie”. http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,22344594,pawel-adamowicz-symetryzm-mnie-denerwuje-bo-nie-ma-nic.html

— POLACY W III LIDZE – pisze Marek Beylin w GW: “Ale jeśli PiS utrzyma władzę, spadniemy do trzeciego, piekielnego kręgu nowej Europy. To będzie obszar rozhulanych niestabilności i potęgującego się zacofania w stosunku do centrum. Coraz więcej biedy, coraz mniej praw, wyzysk, znój, szybki przyrost nierówności – taki będzie nasz świat. Zagłębie eksploatacyjne nowej Unii. Ściągnie ona nasze elity i skorzysta z miejscowej, tańszej siły roboczej, by otrzymywać od nas proste, mało przetworzone produkty. W tym cholernym świecie, gospodarczej kolonii zintegrowanego Zachodu, znajdziemy się wraz z Chorwacją, Bułgarią, Rumunią i Węgrami Orbána. Niby będziemy w Unii, ale głównie jako jej roboczy folwark”. http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,22342514,jesli-pis-utrzyma-wladze-spadniemy-do-trzeciego-piekielnego.html

— JAK ZMIENIŁEM ZDANIE WS REPARACJI – Michał Szułdrzyński w RZ: “Sięganie po argument reparacji wojennych może zatem stać się narzędziem polskiej dyplomacji historycznej. Po części cel już został osiągnięty, bo po tym, jak podniesiono ten temat, niektóre gazety za granicą – np. brytyjskie tabloidy – przypomniały o ogromie zniszczeń, jakich doświadczyła Polska ze strony Niemiec. Sprawa ta nie może być jednak benzyną dolaną do ognia antyniemieckich nastrojów w Polsce. Zupełnie nie o to chodzi. Musimy równocześnie robić wszystko, by mieć z Niemcami, naszym najważniejszym partnerem, jak najlepsze stosunki. Ale dobre relacje nie muszą oznaczać, że przymykamy oko, gdy nasz nawet najlepszy przyjaciel gra nie fair”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/309079943-Michal-Szuldrzynski-Jak-przez-Niemcow-zmienilem-zdanie-o-reparacjach.html

— KRZYSZTOF WOŁODŹKO O TYM, JAK 500+ UWOLNIŁO POLAKÓW Z PĘTLI ZADŁUŻENIA: http://gpcodziennie.pl/68382-dobrostanspolecznypowszechnydobrobyt.html

— JÓZEF ZYCH O KULISACH RATYFIKACJI KONKORDATU – mówi Elizie Olczyk w RZ: “Od podpisania umowy konkordatowej do jej ratyfikacji upłynęło prawie sześć lat. Jest taka książka abp. Józefa Kowalczyka, wówczas nuncjusza apostolskiego, o procesie dochodzenia do ratyfikacji konkordatu. Pod koniec tego okresu brakowało 40 głosów w Sejmie, żeby doprowadzić do ratyfikacji tej umowy. Przeciwna była głównie lewica. Wtedy usiedliśmy w gronie – prezydent Aleksander Kwaśniewski, prymas Józef Glemp, nuncjusz Kowalczyk, ja i szukaliśmy rozwiązania. Nie było tak, że na siłę parłem do głosowania. Gdy pojawiały się zastrzeżenia, powoływałem biegłych, którzy odpowiadali na pytania i w ten sposób przekonaliśmy lewicę do głosowania za ratyfikacją konkordatu. To dobry przykład działania w interesie wspólnym”.

— ZYCH O DECYZJI PSL WS POPARCIU PODWYŻSZENIA WIEKU EMERYTALNEGO: “To nie była łatwa decyzja dla klubu. Jeżeli dziś mówimy o tej decyzji jako błędnej, to warto wspomnieć o tym, co pozytywnego dla Polaków, w tym robotników i rolników, zrobiło PSL. Bezpardonowo broniliśmy zasad ustalonych w kodeksie pracy, w tym wynagrodzeń za godziny nadliczbowe, uprawnień związkowych, a dla rolników broniliśmy KRUS i to skutecznie. Ale za to braliśmy cięgi od wszystkich ugrupowań parlamentarnych. Warto także pamiętać o walce, którą stoczyliśmy w Unii Europejskiej, gdy chodzi o dopłaty dla rolników. Nie ma co ukrywać, że w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego byliśmy pod presją koalicjanta. Szkoda, że po stronie zarówno PO, jak i PSL, zabrakło dogłębnej analizy problemu”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/309079929-Jozef-Zych-Placimy-za-wyzszy-wiek-emerytalny.html?template=restricted

— TOMASZ KRZYŻAK JAKO ANIOŁ POLAK O STOSUNKU PIS DO UCHODŹCÓW – pisze w RZ: “Beato, Mariuszu, Witoldzie i Ty, Jarosławie! Pamiętacie, jak kilka miesięcy temu ostrzegałem Was, że swoją nieprzejednaną postawą, brakiem miłosierdzia i solidarności narobicie sobie biedy? Dobrze wiecie, że mówię o Waszym stosunku do braci uciekających przed wojnami. Wy powiadacie, że są oni niebezpieczni, a Wy przede wszystkim macie dbać o swoich obywateli. Prawda. Ale przecież macie narzędzia, by tych ludzi sprawdzić, prześwietlić. Problem w tym, że nie chcecie tego robić. Trudno. A gdyby wśród tych ludzi był Siewca? Myślę, że powinniście wspomnieć te Jego słowa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Zaprawdę powiadam Wam: w ostatecznym rozrachunku nie wystarczy, że paliliście świece i leżeliście przed ołtarzem. Wszystko to na nic, jeśli nie ma uczynków. I jeszcze jedno: dzień święty święcić!” http://www.rp.pl/Plus-Minus/309079912-Tomasz-Krzyzak-Za-wczesnie-na-emeryture-Andrzeja-z-Palacu.html

— MARYLA RODOWICZ O SWOJEJ OPOZYCYJNOŚCI W PRL – mówi w rozmowie z RZ: “To dotyczyło jednak głównie pisarzy i aktorów. Byłam wtedy narzeczoną Daniela Olbrychskiego, wynajmowaliśmy mieszkanie w alei Szucha i przyszedł do nas Andrzej Seweryn, który był bardzo zaangażowany w KOR, podobnie jak Daniel. Rwałam się do tego, żeby podpisać protest, jaki przyniósł, chciałam być bojowniczką. Obaj panowie powiedzieli, że nie mogę tego zrobić, ponieważ bardzo łatwo będzie mnie wykluczyć i ukarać, nie puszczając moich piosenek w radiu. Była jedna firma fonograficzna, jedna telewizja i jedno radio. „Nam nic nie mogą zrobić” – przekonywali Daniel i Andrzej”.

— MARYLA O SWOIM WZRUSZENIU OPRAWĄ NA LEGII: “Muszę powiedzieć o Legii i słynnej powstańczej oprawie. Byłam na tym meczu, zrobiłam zdjęcie banneru wiszącego na Żylecie i od razu wrzuciłam na Facebooka, pisząc o moim wzruszeniu. Zalała mnie fala hejtu, padły pytania, jak może mnie wzruszyć widok hitlerowca przystawiającego dziecku pistolet do głowy. A mnie autentycznie poruszyła oprawa przygotowana przez kibiców. Do tego napis przypominający 160 tysięcy niemieckich ofiar, powstańców, w tym dzieci. Na stadionie zawyła syrena, a potem wszyscy odśpiewali hymn. To wszystko dało porażający efekt. Oprawa przypomniała światu, że było powstanie warszawskie. Cały świat o tym pisał”. http://www.rp.pl/Plus-Minus/309079935-Maryla-Rodowicz-Jak-nie-zostalam-bojowniczka.html?template=restricted

300polityka.pl

Swift

9 września 2017

Adam Mazguła: Czas na „rzeź niewiniątek”! PiS przygotowuje 700 procesów karnych o charakterze politycznym

Adam Mazguła

Oj, A. Macierewicz, wykosztuj się szybciej na te śmigłowce, bo świeżo zakupione samoloty dla VIP-ów mogą nie zdołać zabrać na pokład po zmianie władzy, wszystkich przestępców z waszej partii

PiS przygotowuje 700 procesów karnych o charakterze politycznym.

Dwa lata rządów PiS-u sprawiły, że skala zamachu tej partii na wolność i demokrację w Polsce osiągnęła niewyobrażalny poziom. Ataki płynące z ust liderów partii rządzącej, publiczne oskarżania i ubliżanie, nawet z trybuny sejmowej, to już norma w naszej podłej polityce „dobrej zmiany”.

Interwencje policji w stosunku do pokojowo protestujących ludzi, w czasie gdy wędrują hordy nawołujące do śmierci i wieszania wrogów faszyzmu, są jakimś chichotem z rozumu człowieka.

Pytam więc:

Kiedy ten, kto publiczne ubliża społeczeństwu, będzie pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

Kiedy Brudziński, Błaszczak, Ziobro, Macierewicz i wielu innych zasiądą wreszcie na ławie oskarżonych?

Ciekawe, że opozycja nie obrzuca nikogo obelgami bez powodu, a jeśli nie zgadza się z oponentem – stara się uzasadnić swoje zdanie.

Tymczasem prokuratura i sądy, już coraz bardziej partyjno-faszystowskie, zaczynają wzywać ludzi – tych, których pod byle pozorem spisała policja, a nacjonalistyczny działacz, były już ksiądz, Jacek Mędlar czy Piotr Rybak, który spalił kukłę Żyda, są bezkarni? Media podały, że szef NIK-u jest oskarżony o naruszanie procedur konkursowych przy przyjęciach na stanowiska. HA, HA, HA!!!

PiS nie stosuje żadnych procedur, chyba że za takie uznamy poszukiwanie, na wysokie i dobrze płatne ciepłe posadki, kandydatów spośród rodzin działaczy tej partii, przysłowiowych Misiewiczów.

Nie ma procedur, to i nie ma łamania prawa… Tymczasem skala prawnego nękania opozycji przekroczyła już normy, nieosiągane od czasu stanu wojennego w Polsce. Jak dowiedziałem się ze strony internetowej Obywateli RP, przygotowuje się na razie 700 procesów karnych o charakterze politycznym. Procesy mogą się zacząć, skoro Z. Ziobro wprowadza niezawetowaną ustawę, która, wbrew pozorom, była kluczowa i najważniejsza z punktu widzenia bezprawia PiS-u w stosunku do obywatela. Potem już tylko obozy koncentracyjne i konfiskata mienia. To wszystko przecież historia zna…

I tu mam złą wiadomość dla PiS-u. Nawet, jak zamkniecie w więzieniach i obozach tysiące czy miliony ludzi, to i tak ta zmiana, prędzej czy później, upadnie!

Oj, A. Macierewicz, wykosztuj się szybciej na te śmigłowce, bo świeżo zakupione samoloty dla VIP-ów mogą nie zdołać zabrać na pokład po zmianie władzy, wszystkich przestępców z waszej partii.

Adam Mazguła 

 

http://thefad.pl/aktualnosci/adam-mazgula-czas-na-rzez-niewiniatek-pis-przygotowuje-700-procesow-karnych-o-charakterze-politycznym/

niektórzy lubią pełzać. Ja nie.😜😂

Motyla noga, to się w pale nie mieści!

Prof. Łętowska: Jestem w matriksie

prof. Ewa Łętowska
prof. Ewa Łętowska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Skoro do tej pory nie ma rozporządzeń wykonawczych do podpisanej przez prezydenta ustawy o sądach powszechnych, a mówiło się, że reformę trzeba przeprowadzać nocami, to ja przepraszam, ja jestem w pełnym matriksie – powiedziała prof. Ewa Łętowska.

Profesor podkreśliła w „Faktach po Faktach”, że w projektach ustaw, które mają reformować wymiar sprawiedliwości, nie powinien znaleźć się zapis o wyznaczaniu przez prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, kto z sędziów powinien, a kto nie powinien zostać na stanowisku, bo kadencyjność sędziów jest „pewną gwarancją stabilizacji”.

Umożliwienie prokuratorowi generalnemu takiego wskazania  oznaczałoby dopuszczenie wyboru „kogo wolę”.

Łętowska zauważyła, że mimo uchwalania ustaw dotyczących sądownictwa podczas nocnych prac Sejmu, do tej pory nie ma do nich rozporządzeń wykonawczych.

– Nie ma narzędzi. Skoro ich nie ma, a mówiło się, że reformę trzeba przeprowadzić nocami, to ja przepraszam, ja jestem w pełnym matriksie – powiedziała profesor. Jej zdaniem nie powinno być takiego „zakłamania przy uchwalaniu ustaw”, a ta hipokryzja jest po to, by „przykryć wpływ polityków na wymiar sprawiedliwości”.

Profesor Łętowska skrytykowała niedawno rozpoczętą kampanię Polskiej Fundacji Narodowej, promującą zmiany w sądownictwie. Realizowana jest m.in. za pomocą billboardów z hasłem: „Niech zostanie tak, jak było” – według autorów kampanii słów wypowiedzianych przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego podczas społecznych protestów w obronie sądów.

Jak tłumaczyła prof. Łętowska, jest to cytat ze słynnej powieści włoskiego pisarza Giuseppego Tomasiego di Lampedusy „Lampart”, a ich sens jest taki, że „trzeba wszystko zmienić, aby wszystko zostało tak, jak było”.

– Jeżeli to jest hasło kampanii, która ma promować reformę sądownictwa, to jest obnażenie w rzeczywistości zamiaru reformy i to chyba niezamierzone przez autorów – oceniła Ewa Łętowska.

Więcej TVN24

rp.pl

Ciupagi zakopane? Wątpię. Tym bardziej Kaczyński zostanie premierem.

Tajemnicze spotkanie Dudy z Kaczyńskim. Rzecznicy potwierdzili to, czego wszyscy się domyślali

raq, 08.09.2017

Spotkanie Duda - Kaczyński

Spotkanie Duda – Kaczyński (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

Prezydent Andrzej Duda i szef PiS Jarosław Kaczyński rozmawiali ponad dwie godziny, ale nie spotkali się później z dziennikarzami. Ich rzecznicy ograniczyli się do suchych i bardzo dyplomatycznych komunikatów. Potwierdzili wcześniejsze przypuszczenia co do tematu spotkania.

Spotkanie Duda-Kaczyński odbywało się w atmosferze tajemnicy. Od rana było wiadomo jedynie, że się odbędzie. I na tym koniec. Można się było domyślać, że tematem będą ustawy o KRS i Sądzie Najwyższym, które Duda zawetował. A to z kolei doprowadziło do niespotykanego wcześniej ochłodzenia na linii Pałac Prezydencki – Nowogrodzka.

Atmosferę podgrzewali przedstawiciele PiS i prezydenckiej kancelarii. Późnym popołudniem okazało się, że rozmowa odbywa się w Belwederze.

Przed budynkiem szybko zgromadzili się fotoreporterzy. Reporter Agencji Gazeta uchwycił Jarosława Kaczyńskiego, kiedy wychodził od Dudy. Wyglądał na zadowolonego. Zobacz więcej zdjęć >>>

Kto był inicjatorem? Tajemnica

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek potwierdziła, że spotkanie dotyczyło ustaw o sądownictwie. – Przebiegało w miłej atmosferze i było bardzo konkretne – powiedziała w TVP Info. – Uzgodniono drogę uchwalenia tych ustaw tak, aby skutecznie naprawić polski wymiar sprawiedliwości, na czym zależy zarówno PiS, jak i prezydentowi – stwierdziła.

Zapewniła też, że prezydent dochowa terminu złożenia projektów, który obiecywał wcześniej.

TVN24 informowała, że z inicjatorem spotkania był prezes PiS. Na pytanie dziennikarza „kto wyszedł z inicjatywą?”, Mazurek odpowiedziała dyplomatycznie: – Najważniejsze, że do spotkania doszło, że przebiegało ono w dobrej atmosferze. Natomiast to, kto był inicjatorem, pozostawię dla siebie, bo niezależnie od tego, kto to był, znajdą się tacy, którzy będą to krytykować.

Spotkanie dobre, bo było dobre

Z dziennikarzami spotkał się także mocno krytykowany w ostatnim czasie przez PiS rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński. – To była dobra rozmowa, w dobrej atmosferze. Dotyczyła najważniejszych spraw w państwie. Rozmawiano także o reformie wymiaru sprawiedliwości – powiedział.

– To, co mogę przekazać, to że pan prezydent zadeklarował, że jest gotowy przedstawić ustawy reformujące Krajową Radę Sądownictwa i Sąd Najwyższy, które wcześniej zawetował – określił Łapiński.

Nie chciał odpowiadać na szczegółowe pytania dziennikarzy, podkreślał jedynie, że prezydent wyraził wolę przeprowadzenia „prawdziwej reformy wymiaru sprawiedliwości”.

– Ustawy będą zgodne z konstytucją. Nie będą zawierać błędów, jakie były w projektach, które prezydent zawetował – zaznaczył rzecznik.

Potwierdził, że do 24 września, gdy upływają dwa miesiące od zawetowania ustaw o SN i KRS, prezydent na pewno przedstawi gotowe propozycje.

Na kolejne pytania odpowiadał, że został upoważniony przez prezydenta do przekazania tylko krótkiego komunikatu.

– Rozmawiał prezydent z liderem rządzącej partii, z tego samego obozu, więc trudno się dziwić, że rozmowa była dobra. Prezydentowi zależy na uchwaleniu tych ustaw, więc po to są te rozmowy, by uzyskać dla nich jak najszersze poparcie – powiedział Łapiński. Dodał, że prezydent nie ma takiego komfortu jak Macron, który może wydawać dekrety.

Iskrzy na linii Pałac-Nowogrodzka

Ostry spór Dudy z PiS uwidocznił się po tym, jak prezydent zawetował dwie z trzech ustaw o sądach. Przedstawiciele macierzystej partii Dudy nie szczędzili mu słów krytyki. Jarosław Kaczyński mówił o błędzie, Antoni Macierewicz o „wojnie hybrydowej”, a Zbigniew Ziobro przypominał, kto wprowadzał Dudę do polityki.

Ostatnio swoją cegiełkę dołożył prezydencki rzecznik Krzysztof Łapiński. Pytany na początku tygodnia przez dziennikarzy, czy to prawda, że Duda miał zażądać od premier dymisji Macierewicza, odpowiedział: „Jeśli prezydent miałby oczekiwania co do zmian w składzie Rady Ministrów, to na pewno by je wyraził prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu”.

Politycy PiS ostro krytykowali Łapińskiego, niektórzy wręcz żądali jego głowy. Sam Łapiński odpowiadał, że „nie spodziewa się hatakumby”, wyraźnie nawiązując do głośnej wpadki wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego.

Po rozmowie Duda-Kaczyński był już bardzo dyplomatyczny.

Duda spotka się z klubami

Prezydencka kancelaria poinformowała, że w przyszłym tygodniu, przed zakończeniem prac nad ustawami o Sądzie Najwyższym i KRS, prezydent spotka się z przedstawicielami klubów parlamentarnych. Prace nad projektami prezydenckich ustaw, według deklaracji rzecznika Dudy, są już na „ostatniej prostej”.

Największe zaskoczenie od czasu odpadnięcia Gulczasa z „Big Brothera” [MAKE POLAND GREAT AGAIN]

gazeta.pl

Sprawa poważna. Państwo straszne i śmieszne.

Pamiętacie pozew dla Owsiaka za przekleństwa? To jest chyba jeszcze lepsze

Kaczyński rozmawiał z Dudą ponad dwie godziny. O czym?

Newsweek Polska, maw, 09.09.2017

© photo: Leszek Szymański / source: PAP

 

Nagłe spotkanie Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim wywołało sensację. Trudno się dziwić, bo ostatnio stosunki między PiS i Pałacem Prezydenckim były napięte. Nie brakuje w nich też tematów, które budzą ogromne kontrowersje – od wet prezydenta do ustaw o KRS i SN, przez postać szefa MON Antoniego Macierewicza, po spięcia polityków rządzącej partii z rzecznikiem Andrzeja Dudy. Które z tych tematów omawiali prezes PiS i głowa państwa?

O przebiegu spotkania wiadomo niewiele. Nie ma jednak wątpliwości, że obaj politycy mieli sobie wiele do powiedzenia. Ich rozmowa trwała prawie 2,5 godziny. Lider PiS opuścił Belweder ok. godz. 20.20; kilka minut później do podstawionego samochodu wsiadł prezydent.

Spotkanie Kaczyński-Duda. Główny temat: sądownictwo

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek i rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński zgodnie mówią, że dotyczyło one przede wszystkim zmian w sądownictwie. Po zawetowaniu ustaw o KRS i SN prezydent Duda pracuje nad własnymi projektami w tych sprawach. Ich treść pozostaje nieznana, ale wiele szczegółów zostało już ujawnionych.

– Rozmowa dotyczyła ustaw sądowniczych, których propozycje ma złożyć pan prezydent, i ustalenia drogi aby te ustawy zostały uchwalone i naprawiały polskie sądownictwo – stwierdziła Beata Mazurek, dodając, że spotkanie przebiegało w „dobrej atmosferze”.

Nieco więcej zdradził rzecznik Andrzeja Dudy Krzysztof Łapiński. – Rozmowa dotyczyła najważniejszych spraw, kwestii w państwie. Rozmawiano także o kwestii reformy wymiaru sprawiedliwości i tutaj to, co mogę przekazać, to to że prezydent zadeklarował, że jest gotowy przedstawić ustawy reformujące KRS i SN – stwierdził Łapiński. Podkreślił też, że prezydent „zadeklarował, że jest zwolennikiem prawdziwej reformy wymiaru sprawiedliwości”, a jego projekty to „będą ustawy, które są zgodne z Konstytucją, nie budzące wątpliwości konstytucyjnych i liczy, że będą przeprowadzone w Sejmie w dobrej atmosferze”. – To będą ustawy, które nie będą zawierać tych poprzednich błędów, które prezydent w swoich wetach wskazał i liczy, że te ustawy w czasie procedowania zostaną poparte i uchwalone – mówił Łapiński także podkreślając, że rozmowa była „dobrał”

Sensacyjna informacja o spotkaniu

Informacja o tym, że Jarosław Kaczyński ma się spotkać z Andrzejem Dudą gruchnęła w piątek rano. Z informacji „Newsweeka” wynika, że to prezydent zaprosił Jarosława Kaczyńskiego, ale nie do Pałacu Prezydenckiego, a do Belwederu.

Powodem były zapewne pogarszające się od końca lipca relacje między głową państwa a rządem. – Obie strony idą na to spotkanie z dobrym intencjami. Chodzi o ułożenie relacji, normalizację. Duda uważa, że nie ma sensu więcej rozmawiać z Beatą Szydło, bo ona nic nie może. Próbował załatwić u niej różne sprawy, ale za każdym razem bezskutecznie. Dlatego woli spotkać się z prezesem, bo wie, że Kaczyński ma moc sprawczą i z nim przynajmniej można się na coś umówić – komentował przed spotkaniem polityk PiS zbliżony do Jarosława Kaczyńskiego w rozmowie z „Newsweekiem”.

msn.pl

Media: Prezydent skrytykował rząd?

Belweder
Belweder

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Podczas trwającego prawie dwie i pół godziny spotkania z Jarosławem Kaczyńskim prezydent Andrzej Duda miał krytykować pracę trzech ministrów rządu Beaty Szydło: Macierewicza, Waszczykowskiego i Radziwiłła – donosi Fakt.24.pl

Spotkanie odbyło się z inicjatywy partii rządzącej. Jarosława Kaczyńskiego w progu Belwederu przywitał prezydencki minister Krzysztof Szczerski.

To pierwsze spotkanie Duda-Kaczyński po zawetowaniu przez prezydenta ustaw o KRS i SN.

Jak po 20 poinformował Fakt24.pl, prezydent Duda podczas tego spotkania miał wyrazić niezadowolenie z pracy trzech ministrów rządu Beaty Szydło – Witolda Waszczykowskiego, Antoniego Macierewicza i Konstantego Radziwiłła.

Jak mówią źródła Faktu, rozmowa z ministrem Waszczykowskim nie ma sensu, „bo wydaje się niereformowalny”, o konflikcie MON – Pałac Prezydencki wiadomo od dawna, a w przypadku ministra Konstantego Radziwiłła prezydent ma być zaniepokojony budzącą wiele kontrowersji ustawą o sieci szpitali.

Spotkanie prezesa PiS i prezydenta jako pierwsza skomentowała rzeczniczka PiS Beata Mazurek:

Miejsce i godzina spotkania były utrzymane w ścisłej tajemnicy, podobnie jak tematy rozmowy.

Dziś marszałek Stanisław Karczewski zapewnił jedynie, że do „spotkania dojdzie na pewno” oraz że będzie ono „konstruktywne i owocne„.

Dziś w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej odbyło się spotkanie władz Prawa i Sprawiedliwości.

rp.pl

Małgorzata Gersdorf: Wiara czyni cuda, więc wierzę – rozmowa z I prezes Sądu Najwyższego

Prof. Małgorzata Gersdorf
Prof. Małgorzata Gersdorf

Foto: PAP/ Rafał Guz

Stanowisko i wykształcenie zobowiązuje. Trzeba przecież kiedyś spojrzeć w lustro, powiedzieć dzieciom, co się robiło w tej czy innej sprawie, jakie prezentowało się poglądy. Nie ma tu miejsca na przemilczanie niewygodnych tematów – mówi pierwsza prezes Sądu Najwyższego w rozmowie Agacie Łukaszewicz i wyjaśnia, dlaczego SN tak krytycznie opiniował projekty zmian w sądownictwie

Wierzy pani jeszcze w niezależność sądów i niezawisłość sędziów?

Małgorzata Gersdorf: W tej chwili absolutnie tak. Wiara czyni cuda. Więc wierzę. Wiem, że politycy będą chcieli podporządkować sobie sądownictwo, na ile się da, także SN. Po tym, co się stało w czerwcu, jesteśmy jednak dużo mocniejsi, pewniejsi. I niezależności łatwo nie oddamy.

A jaka przyszłość panią czeka?

22 listopada kończę 65 lat i pewnie tego dnia wejdzie w życie ustawa, która wprowadzi ograniczenia wiekowe dla sędziów SN, w tym i pierwszego prezesa. W taki oto niekonstytucyjny sposób może zostać skrócona sześcioletnia kadencja pierwszego prezesa SN. Nie wiem, czy prezydent się na to zdecyduje, ale ja biorę to pod uwagę i przygotowuję się na taki wariant, choć będzie łamał konstytucję.

W mediach pojawiają się przecieki, jak mają wyglądać projekty przygotowywane u prezydenta. Część zastrzeżeń sędziów zostaje w nich uwzględniona. To cieszy?

Nie należy opierać się na doniesieniach medialnych. W ustawie każde słowo jest ważne i ma swoje konsekwencje. Trzeba zatem uzbroić się w cierpliwość i czekać na ostateczny projekt.

To, co wydarzyło się w czerwcu, kiedy projekt zmian w SN przeszedł przez parlament jak burza, to był szok?

Po prawie dwóch latach już mało co nas, sędziów, szokuje. Ale przyznaję, ten ostatni projekt wzbudził duże emocje, i to wyłącznie negatywne. Niszczył wszelkie reguły konstytucyjne i prawne, jakich uczyliśmy się sami i uczymy naszych studentów. Nawet w latach PRL władza ministra sprawiedliwości nad sądami taka nie była. Środowisko polityczne powinno dobrze się zastanowić, czy warto, aby jeden człowiek miał tak wielką władzę, i to wykraczającą poza wymiar sprawiedliwości. Bo prokuratura – o czym się słabo pamięta – nie wymierza sprawiedliwości. Ona ściga i oskarża przed sądem. Ale sprawiedliwość jest, powinna być tylko w sądzie i przed sądem. A więc po co komuś są absolutne rządy i nad prokuratorem, i nad sądem?

Cała rozmowa z pierwszą prezes Sądu Najwyższego w poniedziałkowym wydaniu „Rzeczpospolitej” i na rp.pl/prawo

rp.pl

Kupimy radar, który nie będzie widział dookoła? Szykuje się kolejny zwrot w zakupie systemu Patriot

Największy program zbrojeniowy Polski znów znalazł się na zakręcie. Rząd daje sobie aż rok do namysłu, czy rzeczywiście chce dookólny radar i izraelsko-amerykańskie rakiety.

Wszyscy wiedzą, że to Izrael – a nie USA – jest światowym liderem w budowie wielowarstwowej obrony przed czymkolwiek, co może spaść na ludzi z powietrza.

Ints Kalnins/Forum

Wszyscy wiedzą, że to Izrael – a nie USA – jest światowym liderem w budowie wielowarstwowej obrony przed czymkolwiek, co może spaść na ludzi z powietrza.

Telewizyjne i prasowe relacje z kieleckich targów obronnych zdominowały Borsuki (czyli model przyszłego transportera opancerzonego), Groty (czyli karabiny), Żmije (samochody rozpoznawcze dla żołnierzy) i polskie drony, które jednak zamiast do polskich żołnierzy poleciały na Ukrainę. Ale wszystkie te podpisane i zapowiedziane umowy to drobnica przy kontrakcie gigancie, który był obecny niemal w każdej targowej hali – jak ten biały słoń w pokoju. Wszyscy go widzą, część się go boi, niewielu chce o nim rozmawiać, a przecież to on zaciąży na polskich zbrojeniach na najbliższe 30 lat. O ile w pełni dojdzie do skutku.

Najważniejszy, strategiczny, fundamentalny, przełomowy – przymiotników opisujących kontrakt na system obrony powietrznej Wisła może niedługo zabraknąć w języku ministerstwa obrony i zainteresowanych nim mediów. Jednak to właśnie ów historyczny, ciągle niepodpisany „kontrakt stulecia” z amerykańskim rządem i firmą Raytheon jako głównym dostawcą stoi w obliczu decyzji, które radykalnie odmienią jego znaczenie.

Polska nabrała bowiem wątpliwości, czy kupować od Amerykanów proponowany przez Raytheona radar o dookólnym polu widzenia i czy korzyści technologiczne z posiadania nowatorskiej izraelsko-amerykańskiej rakiety będą rzeczywiście takie, jak wcześniej przewidywano.

Żeby unaocznić skalę tych wahań, trzeba zaznaczyć, że system Wisła – polska antyrakietowa broń przyszłości – miał składać się z kilku tzw. zdolności, dających wojsku potrzebny oręż, a przemysłowi technologię poprzez offset. Wyrzutnie systemu Wisła, czyli rakiet strącających nadlatujące cele powietrzne, miały być antybalistyczne, czyli zdolne do zestrzeliwania rosyjskich Iskanderów, sieciocentryczne, czyli zdolne do stworzenia dowolnej konfiguracji poprzez cyfrową wymianę danych, mobilne – zamontowane na łatwych do przerzutu i jeżdżących w terenie podwoziach, i dookólne właśnie. Miały wreszcie być wyposażone w niedrogi pocisk przechwytujący, możliwy do produkcji i rozwoju w naszej zbrojeniówce.

Rakieta z Izraela

W czasie trwających już kilka lat negocjacji z Amerykanami ustaliliśmy, że system Patriot spełni te cechy, choć z pewnymi uzupełnieniami i modyfikacjami. Wymagane przez polskich wojskowych zdolności antybalistyczne zapewnić ma pocisk PAC-3 MSE, wchodzący dopiero na uzbrojenie amerykańskich batalionów Patriota, a produkowany przez Lockheed Martina, będącego jednocześnie konkurentem i partnerem Raytheona.

Sieciocentryczność w polskim wydaniu ma gwarantować system zarządzania polem walki IBCS od Northrop Grummana, nawet niebędący jeszcze na uzbrojeniu US Army. Jelcz i krajowi kooperanci Raytheona mają zbudować polskiemu Patriotowi podwozia terenowo-ciężarowe. Największy problem był z radarem i owym „tanim pociskiem”, po który Raytheon sięgnął do swego izraelskiego partnera Rafaela.

Wszyscy wiedzą, że to Izrael – a nie USA – jest światowym liderem w budowie wielowarstwowej obrony przed czymkolwiek, co może spaść na ludzi z powietrza. Na granaty moździerzowe i mniejsze rakiety ma system Iron Dome (Żelazna Kopuła). Na duże pociski balistyczne – system antyrakietowy Arrow (Strzała). Do polskiej Wisły najbardziej pasuje szczebel pośredni, obrony powietrznej ze zdolnościami antybalistycznymi – David′s Sling, czyli Proca Dawida.

Jak pamiętamy, biblijny Dawid przy jej pomocy małym kamykiem zdołał powalić Goliata. Proca rozpędza bowiem kamień do znacznie większej prędkości, niż jest to w stanie zrobić rzucająca ręka, dzięki czemu taki pocisk nabiera ogromnej energii. Mniej więcej to samo zjawisko wykorzystuje system Proca Dawida, który rozpędza swój pocisk – Stunner – do wielkich szybkości, by niszczyć cel samą energią bezpośredniego uderzenia. Stunner powstał w części dzięki amerykańskim funduszom i jest wspólnym projektem Raytheona i Rafaela. Oferowany na eksport ma się nazywać SkyCeptor, a Polska mogłaby być jego pierwszym nabywcą.

Tyle że my nie chcemy wyłącznie kupić rakiet. Polityka ministerstwa – bynajmniej nie tylko pod obecnymi rządami – była taka, by wraz z pociskiem dostać technologię jego produkcji. Może nie całą, ale przynajmniej istotnych części. W przypadku Stunnera/SkyCeptora najistotniejszą częścią jest silnik rakietowy, nadający mu fantastyczną prędkość (oficjalnie nieujawnianą, ale zapewne powyżej pięciokrotności prędkości dźwięku) i pozwalający na dodatkowe przyspieszenie w ostatniej fazie przechwycenia.

W Kielcach okazało się, że ten cud rakietowej techniki będzie dla Polski niedostępny. Firma Raytheon oświadczyła, a raczej przekazała tylko stanowisko rządu USA i Izraela, że tzw. wieloimpulsowy silnik rakietowy jest poza dopuszczalnym transferem technologii. To samo dotyczy głowicy naprowadzającej, kodów źródłowych rakiety i algorytmów jej programowania. „Jakiś” silnik do SkyCeptora dostaniemy, ale nie ten, o który najbardziej nam chodziło.

Radar, który widzi dookoła

Radar jest jeszcze bardziej zagmatwany. Raytheon nie miał w swojej ofercie urządzenia spełniającego polski wymóg dookólności. Świetnie znane z operacji wojskowych USA radary Patriota nie zmieniły się zasadniczo od 40 lat: mają wielką, nieco pochyloną przednią ścianę, zdolną patrzeć tylko w jednym kierunku. „Widzą” cele w promieniu 120 stopni. Żeby pluton ogniowy Patriotów mógł obserwować cele dookoła, musiałby mieć trzy radary. Na to nikogo nie stać – radar to poza rakietami najdroższy element systemu.

Nasi wojskowi doszli do wniosku, że choć zagrożenie przyjdzie raczej wyłącznie ze wschodu, to rakieta, samolot czy pocisk manewrujący może nadlecieć praktycznie z każdego kierunku i dlatego Polska musi mieć radar dookólny. Sami najlepiej znali modele z obracającą się anteną, bo były od lat w użyciu, a nawet produkcji w Polsce. Jednak zmienić podejście przywiązanego do własnych rozwiązań amerykańskiego giganta nie jest łatwo.

Raytheon zaproponował więc Polsce radar „z uszami”. Do wielkiej anteny przedniej dodał dwie mniejsze po bokach i z tyłu całej radarowej naczepy. Tak powstał projekt radaru, który co prawda widzi dookoła, ale z racji różnicy wielkości anten nie na wszystkich kierunkach równie daleko.

Uznano jednak, że choć nie istnieje jako gotowy produkt, to spełni wymóg dookólności, na którym zależało Polsce. Ma przy tym być supernowoczesny, gdy chodzi o konstrukcję. Raytheon, który produkuje mnóstwo radarów, opanował jako jeden z pierwszych na świecie wojskową technologię nowego półprzewodnika, azotku galu. Materiał ten oferuje lepsze osiągi systemów elektronicznych przy mniejszej masie i zużyciu energii. Tyle że radar istniejącego Patriota – z przyczyn znanych chyba tylko US Army i Raytheonowi – nie przeszedł jeszcze na nową technologię. Mało tego, wcale nie jest powiedziane, że US Army jest zainteresowana radarem Raytheona dla swojego przyszłego systemu obrony powietrznej. Raytheon, jak każda amerykańska korporacja zbrojeniowa, myśli biznesowo. Nie robi nic dla satysfakcji, a dla pieniędzy. Klient chce, klient płaci, klient wymaga.

Polska chce radaru dookólnego z azotkiem galu? Oczywiście, bardzo proszę. Za jakieś pięć lat i przy nieujawnionej sumie dotacji na badania i rozwój taki radar powinien być gotowy. Nikt nie wie teraz, ile będzie kosztował ani czy ostatecznie trafi do wojsk USA. Armia niespiesznie prowadzi konkurencyjne postępowanie, w którym Raytheon ma poważnych rywali: Lockheed Martina i Northrop Grummana. Ma spore szanse wygrać, bo antyrakietowcy też mają swoje przyzwyczajenia, ale pełnej gwarancji dostaw dla Pentagonu nie ma.

Tego właśnie najbardziej boi się nasz MON. Że zainwestuje nieokreślone, choć przewidywalnie ogromne pieniądze w coś, co potem będziemy mieć jako jedyni na świecie. Bo jest co najmniej zastanawiające, że najlepsi klienci Raytheona na system Patriot – bogate kraje Zatoki Perskiej czy Japonia – jakoś nie kwapią się, by finansować ów projekt.

Pewnie czekają, co wybierze armia Stanów Zjednoczonych, i kupią już gotowy, sprawdzony produkt. Oni jednak są w o tyle lepszej sytuacji, że już mają swoje systemy Patriot i mogą się jakoś obronić przed rakietami wroga. My wybraliśmy prawdopodobnie najgorszy czas na zakup systemu obrony powietrznej, bo akurat stare nas już nie zadowalają, a nowych tak naprawdę jeszcze nie ma.

I nie jest to niczyja „wina” w politycznym sensie, po prostu źle trafiliśmy w cykl rozwoju tej technologii. Jeśli niewiadomych związanych z radarem nie jest dość, trzeba dodać, że wcale nie wiadomo, jaki zakres ewentualnego i pożądanego przez Polskę transferu technologii azotku galu zostanie zaakceptowany przez USA.

Raytheon, odwołując się do okrzyczanego mianem przełomu „memorandum intencji” w sprawie Patriotów, mówi jedynie o najwyższym dopuszczalnym poziomie. Nikt nie powiedział do tej pory publicznie, jaki to poziom.

Czy Wisła zasili Narew?

Te sygnały od jakiegoś czasu docierają do resortu obrony. Rośnie świadomość ryzyka. Coraz wyraźniej widać, że koncepcja „Wisły naszych marzeń” jest nie tylko czasowo odległa, ale trudna bądź niemożliwa do pełnej realizacji. Że szans na taki poziom zwrotu technologicznego, o jakim myślano, praktycznie nie ma. Albo że spełnienie tych żądań będzie kosztować tyle, iż w ostatecznym rozrachunku korzyści będą wątpliwe.

Kiedy więc w Kielcach udało mi się usiąść na kilka spokojnych minut z odpowiedzialnym za zbrojenia wiceministrem obrony Bartoszem Kownackim, przyznał – pewnie z bólem serca – że trzeba się będzie jeszcze raz zastanowić nad dookólnym radarem Raytheona i nad SkyCeptorem. Sygnały tych wątpliwości padały już w jego wypowiedziach, nigdy jednak tak dobitnie. Rok po ogłoszeniu przez ministra Antoniego Macierewicza wysłania zamówienia na Patrioty – które zresztą trzeba było poprawić – jesteśmy w sytuacji braku pewności, że w ogóle dojdzie do realizacji systemu Wisła jako całości. Rezygnacja z radaru Raytheona musiałaby oznaczać odłożenie decyzji do czasu wyboru radaru przez US Army. Rezygnacja ze SkyCeptora musiałaby oznaczać wejście do gry innego oferenta rakietowego, np. Lockheed Martina, lub zmianę podejścia – powrót do generacyjnie starszych rakiet Raytheona. Tak wybrała ostatnio Rumunia, zamawiając po prostu istniejący system. Dostanie go na pewno przed Polską.

Zamiast Wisły może być Wisełka. MON, rząd USA i Raytheon wraz z poddostawcami są zdeterminowani, by zawrzeć umowy na pierwszą fazę systemu dla Polski, czyli dwie baterie istniejącego Patriota. 12 wyrzutni nie obroni Polski przed zmasowanym atakiem, ale będzie sygnałem dla wojowniczego sąsiada, że salwa Iskanderów może nie być skuteczna, więc po co ją odpalać. Zwłaszcza że pierwszą część zamówienia tworzą też antybalistyczne pociski PAC-3 MSE – potwornie drogie i niepodlegające transferowi technologii, ale uznawane za niezwykle skuteczne.

Pierwsza faza kontraktu nie obejmie radaru dookólnego ani taniego pocisku do produkcji w Polsce. Jedynym istotnym dodatkiem jest system dowodzenia IBCS, łączący Patrioty w sieć, do której dopiąć można w zasadzie cokolwiek. O ile to cokolwiek zostanie odpowiednio wcześniej zgłoszone, zbadane, dopuszczone do interakcji z IBCS i wyposażone w odpowiedni interfejs. Radarów i wyrzutni nie łączy się kablem USB. Każdy element wpinany do IBCS musi być sprawdzony też pod kątem ewentualnych zagrożeń. Amerykanie nie mogą dopuścić, by jakiś obcy komponent mógł zainfekować sieciowym wirusem ich „system systemów”, do którego w przyszłości podłączą całą swoją obronę powietrzną. Polska będzie pierwszym zewnętrznym klientem na IBCS i będzie to też duży sukces MON, pod warunkiem że polskie radary wczesnego wykrywania przejdą przez amerykańskie sito. Tu też nie ma, niestety, pewności.

Jeśli MON dopnie swego i do końca roku albo na początku następnego zamówi pierwszą partię Patriotów, sukces będzie mniej niż połowiczny. Nie uda się bowiem zagwarantować wymaganego 50-procentowego udziału polskich firm w wartości kontraktu, nie będzie też mowy o kluczowych korzyściach technologicznych dla przemysłu. Będą za to – ograniczone ilością wyrzutni – zdolności wojskowe.

I czas na zastanowienie, co zrobić z radarem i rakietą. Ostateczna decyzja ma zapaść w trakcie 2018 r., w toku negocjacji nad zawartością pakietu drugiej fazy kontraktu na Wisłę. MON liczy, że kupi nie tylko czas, ale i względy Amerykanów. Jeśli popłyną realne pieniądze, może uda się wynegocjować coś więcej lub choćby taniej. Jeśli nie, istnieje poważne ryzyko, że Wisła pozostanie Wisełką już na zawsze, a Polska nigdy nie zamówi docelowej konfiguracji Patriotów z dookólnym radarem i tanimi pociskami.

Drugą, mniej pesymistyczną opcją jest kilkuletnie opóźnienie projektu, które jednak pociągnie za sobą brak możliwości rozwoju bardzo potrzebnego niższego szczebla obrony powietrznej w programie Narew. Wisła – odwrotnie niż w układzie polskich rzek – miała bowiem zasilić Narew technologią i zdolnościami przemysłu. Polska ma ambicję, by samodzielnie zbudować system krótkiego zasięgu, posiłkując się niemal wyłącznie importowaną rakietą. SkyCeptor, pozbawiony rakietowego dopalacza, byłby idealną propozycją, zwłaszcza że po wdrożeniu Wisły byłby w zasadzie polski. Ale czy w ogóle będzie, teraz znowu nie wiadomo.

polityka.pl

Polska Granda Narodowa

8.09.2017
piątek

Polska Fundacja Narodowa powstała celem poprawy wizerunku naszego kraju zagranicą. Była to inicjatywa bardzo wątpliwa, ściśle państwowa i rządowa, pod kierownictwem ówczesnego ministra Skarbu. Jej utworzenie nie było niczym dziwnym, gdyż rząd Zjednoczonej Prawicy od początku ma hopla na punkcie wizerunku, głęboko przeżywa głosy krytyki na przykład w zagranicznych mediach czy w Brukseli.

Z jednej strony robi wszystko, by Polskę izolować, np. w głosowaniu 27:1, w bezceremonialnym zrywaniu kontraktu, w kampanii antyniemieckiej, w aroganckich wypowiedziach na temat Komisji Weneckiej i innych ciał międzynarodowych, w obsadzaniu wszystkich stanowisk do stajennego włącznie, z przerabianiem muzeum na własne kopyto, a z drugiej strony tworzy Polską Fundację Narodową, swoiste ministerstwo propagandy, czy zleca pozytywny film fabularny w Hollywood . Astronomiczny budżet Fundacji, około 100 mln PLN rocznie, płynie z kontrybucji spółek Skarbu Państwa, czyli z pieniędzy publicznych, państwowych. W skład Rady Fundacji wchodzą przedstawiciele Lotos, KGHM, PZU, PWPW itp.

Zamiast jednak poświęcić się propagandzie narodu i państwa polskiego, fundacja zajęła się propagandą … PiS. Kosztem 19 mln złotych wyprodukowano bilbordy i spoty powielające rządową kampanię służącą dyskredytacji panującego wymiaru sprawiedliwości i jego deformie, która budzi głęboki sprzeciw w kraju, zagranicą, a nawet została zakwestionowana przez prezydenta Dudę. Sędzia, który ukradł batonik, słowa prof. Rzeplińskiego , żeby zostało jak było, wszystkie chwyty zostały zastosowane, żeby wywrzeć presję na prezydenta, który przygotowuje własne projekty ustaw „sądowych”, i w ogóle na wszelkich krytyków deformy PiS.

W porządku, ale co to ma wspólnego z działaniem na rzecz poprawy wizerunku Polski zagranicą, i dlaczego ta partyjna kampania PiS odbywa się za publiczne pieniądze (19 mln PLN!)? Przecież na finansowanie swojej propagandy partie polityczne otrzymują specjalne, wielomilionowe subwencje, żeby nie korzystały z innych źródeł finansowania. Tymczasem PiS powołuje fundację, ciało teoretycznie nie związane z państwem, które pod pozorem działalności statutowej asygnuje miliony na cel ściśle partyjny. (Odrobinę przypomina to niedawną kampanię bilbordową rządu Orbana przeciw Sorosowi. Ale Victor Orban nie udawał, że za jego kampanią stoi jakaś „fundacja”).

Partyjna kampania za państwowe pieniądze, to polska granda narodowa. Partia i rząd, tak normalnie zajęte uszczelnianiem kasy państwowej, tym razem umiały do niej same sięgnąć. PiS powinien te pieniądze zwrócić. A sprawą powinien zająć się prokurator.

passent.blog.polityka.pl

Brawo, biskupi!

8.09.2017
piątek

Grupa polskich biskupów (Muszyński, Kopiec, Skworc, Nycz, Lityński) w sposób dyplomatyczny, aczkolwiek jednoznaczny, potępiła pisowskie warcholstwo w stosunkach z Niemcami. Treść tego pięknego i mądrego listu można znaleźć tutaj.

Niemcy są ostatnim krajem, który wciąż może czuć się zobowiązany do powściągliwości i cierpliwości wobec Polski i jej agresywnie antyzachodniej, antyunijnej polityki. Polityki, dodajmy, przede wszystkim antyniemieckiej, wzorowanej na PRL czasów Gomułki. Jednakże dziś tę cierpliwość tracą również one – kraj najbardziej zasłużony w pomocy dla Polski od roku 1980 i kluczowy dla naszej integracji ze strukturami Zachodu.

Zadowoleni z siebie Polacy nie zdają sobie sprawy z rozmiarów katastrofy politycznej, jaką wywołali Kaczyński i jego rząd – oto zniweczono dorobek dziesiątek lat walki opozycji demokratycznej i budowania wolnej Polski. Jakimż paradoksem jest to, że dziś w obronie resztek honoru naszego kraju stają właśnie biskupi katoliccy. Czynią tak zapewne na prośbę kolegów z Niemiec albo na polecenie z Rzymu, ale to bez znaczenia. Dziś doszło do tego, że to Kościół katolicki służy Polsce. Tak nisko już upadliśmy.

Niezwykle rzadko się zdarza, aby działalność Kościoła rzymsko-katolickiego w Polsce była pożyteczna i zgodna z polską racją stanu. Polska hierarchia reprezentuje materialne i ideologiczne interesy kurii rzymskiej oraz Stolicy Apostolskiej, czyli państwa trzeciego, znanego z bardzo konsekwentnej polityki umacniania swej potęgi.

Mając to na uwadze, trudno przyznać polskim biskupom moralne prawo do instytucjonalnego wypowiadania się na tematy polityki polskiej – mogą to czynić wyłącznie prywatnie, jako wolni obywatele wolnego kraju (którym notabene z pewnością nie jest Stolica Apostolska ani Watykan, a Polska stała się nim mimo setek lat zwalczania wolności i demokracji przez rzymski Kościół w całym świecie). Trudno też usprawiedliwić moralnie fakt, że grupa mężczyzn będących obywatelami polskimi składa przysięgę posłuszeństwa i wierności obcemu monarsze (papieżowi), i to monarsze absolutnemu, uważającemu się za stojącego poniekąd ponad całym światem i przewodzącemu państwu, którego interesy są „święte” i mają bezwzględne pierwszeństwo przed wszelkimi interesami narodowymi.

Te ostatnie mogą być uwzględnianie, a nawet silnie popierane wyłącznie pod warunkiem, że dana wspólnota narodowa i jej państwo gotowe będą podporządkowywać się woli Kościoła, podawanej przezeń z całą pychą za „wolę bożą”. Ta zasada nie zna odstępstw, jakkolwiek – mimo swej oczywistości – nie jest nawet otwarcie artykułowana. Wszystko to jest moralnie odpychające. To prawda. A jednak…

Listy biskupów, jak cała ich działalność, służą umacnianiu władzy Kościoła, jakkolwiek niektórzy z nich mogą roić sobie, że to, co jest korzystne dla Kościoła i propagowania religii katolickiej, jest też dobre dla Polski. Mogą tak myśleć, pod warunkiem że zignorują ustrój naszego kraju i jego konstytucję, nakazującą władzy publicznej powstrzymywać się od faworyzowania jakiegokolwiek wyznania bądź światopoglądu religijnego. Nie ma nic dziwnego w tym, że taka czy inna grupa w bardzo specyficzny sposób wychowywanych i kształconych mężczyzn może ulegać takiej obywatelskiej anomii. Takich ludzi jest bardzo wielu i trzeba się z tym pogodzić. Dlatego warto okazać uznanie osobom, które na co dzień czyniąc źle i służąc złym sprawom (a taką z pewnością jest wzmacnianie wpływów watykańskich w Polsce), czasami zrobią coś dobrego. Powstrzymywanie się od pochwał skierowanych do błądzących byłoby małoduszne. Chwalenie grzesznych jest za to wielkoduszne.

Wielkim wyczynem moralnym polskiego Kościoła było słynne orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku, gdzie napisano: „Drodzy Bracia niemieccy, nie bierzcie nam za złe wyliczanie tego, co wydarzyło się w ostatnim odcinku czasu naszego tysiąclecia. […] I mimo tego wszystkiego, mimo sytuacji obciążonej niemal beznadziejnie przeszłością, właśnie w tej sytuacji, czcigodni Bracia, wołamy do Was: próbujmy zapomnieć. Żadnej polemiki, żadnej dalszej zimnej wojny, ale początek dialogu, do jakiego dziś dąży wszędzie Sobór i Papież Paweł VI. Jeśli po obu stronach znajdzie się dobra wola – a w to nie trzeba chyba wątpić – to poważny dialog musi się udać i z czasem wydać dobre owoce, mimo wszystko, mimo gorącego żelaza”.

Współcześni biskupi kontynuują w podobnym duchu:

Proces pojednania, który wspólnie pojęliśmy i konsekwentnie realizowaliśmy w minionych latach, jest wzorem dla wielu innych państw na świecie. Trzeba przypomnieć, że został on zainicjowany ponad 50 lat temu listem polskich biskupów do biskupów niemieckich, sygnowanym m.in. przez kard. Stefana Wyszyńskiego i arcybiskupów Karola Wojtyłę i Bolesława Kominka, w którym znalazły się pamiętne słowa „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Nie straciły one swej wagi i aktualności. Przebaczenie nie jest decyzją koniunkturalną, zależną od uwarunkowań, lecz nieodwracalnym aktem miłosierdzia, które nie zaprzecza sprawiedliwości, lecz ją dopełnia.

To już druga poważna i etyczna wypowiedź polskich hierarchów w ostatnim czasie, tak bardzo odbijająca od bredni o „genderach” i innych przejawów uprzedzeń, agresji i ciemnoty. Przypomnijmy i tę pierwszą, sprzed niespełna pół roku, potępiającą faszyzm.

Piękne i dobre słowa polskich biskupów nie zrównoważą słów, a tym bardziej uczynków złych i grzesznych. Niosą jednak nadzieję na to, że również do opornego i wyizolowanego od społecznej i politycznej kultury Zachodu (a w tym również zachodniego katolicyzmu) Kościoła polskiego dociera rewolucja moralna, której boleśnie zrodzonym płodem jest współczesny pluralistyczny i demokratyczny świat.

Dla dzieci tej wielkiej pokojowej rewolucji, która zniosła poddaństwo i przemoc, w tak straszliwych rozmiarach praktykowane przez kilkanaście stuleci istnienia imperium katolickiego, to może i nie wielka, lecz jakże miła satysfakcja. Biskupi przemawiający językiem kultury liberalnej to wzruszający widok dla każdego, komu leży na sercu jej rozkrzewienie. Oto pierwszy krok błądzących do „nawrócenia”. Oby starczyło im sił, by wytrwać w pokorze i nadal pracować nad sobą.

hartman.blog.polityka.pl

Biskupi mają rację w sprawie niemieckich reparacji. PiS musi się opanować

Pięciu biskupów wykazało się lepszym niż rząd pani Szydło słuchem dyplomatycznym.

Kiedy PiS nie pasuje jakaś homilia czy wypowiedź hierarchy, to gra płytę szacunku: z szacunku do Kościoła tej wypowiedzi nie komentujemy. Teraz puści tę płytę z okazji apelu biskupów o opamiętanie się w relacjach polsko-niemieckich. Pięciu polskich hierarchów, w tym kardynał Nycz, wchodzących w skład mieszanego zespołu episkopatów Polski i Niemiec, wydało w tej sprawie ważne oświadczenie. Jeśli premier Szydło i minister Waszczykowski je zignorują, a prawdopodobnie tak będzie, episkopat przynajmniej będzie mógł powiedzieć, że dał świadectwo.

Kto jak kto, ale akurat na tym trudnym polu dialogu polsko-niemieckiego polscy biskupi mają realną zasługę dla naszej ojczyzny. W całkiem innej epoce, kiedy pamięć o wojnie była w społeczeństwie obecna dużo boleśniej niż dzisiaj, biskupi polscy na soborze w Watykanie wyciągnęli rękę do pojednania z katolikami niemieckimi.

Gest był profetyczny, wyprzedzał epokę i został zaatakowany przez propagandę PRL, a przez znaczną część społeczeństwa odebrany negatywnie. Ale to biskupi mieli rację.

Biskupi mają rację

Dziś też mają rację. Władze muszą się opanować. Nie wolno im niszczyć wspólnego dorobku Polaków i Niemców dobrej woli, którzy dokonali czegoś wydawałoby się niemożliwego w stosunkach między naszymi narodami. Że oderwaliśmy się od bolesnej pamięci w imię lepszej przyszłości.

Autorzy kościelnego dokumentu celnie przypominają, że to zwykli Niemcy masowo pomagali zwykłym Polakom podczas stanu wojennego. Było to jakby spłatą części długu zaciągniętego przez nich podczas okupacji.

Słusznie przywołują historyczne spotkanie kanclerza Kohla z premierem Mazowieckim w Krzyżowej w 1990 r. Torowało ono drogę reorientacji polskiej polityki wobec Niemiec. Jednym z jej owoców było niezmordowane poparcie Berlina dla członkostwa Polski we Wspólnocie Europejskiej.

Byłem wtedy w Krzyżowej jako korespondent prasowy. Ale i mnie, syna byłego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego, coś chwyciło za gardło. Mieliśmy poczucie, że dzieje się historia, i nadzieję, że będzie już tylko lepiej.

Okazuje się, że biskupi mają lepszą pamięć niż liderzy PiS. To dobrze, bo pisowska polityka historyczna pewno chciałaby o Krzyżowej i jej konsekwencjach zapomnieć. Ale równie ważne jest to, że tych pięciu biskupów wykazało się również lepszym niż rząd pani Szydło słuchem dyplomatycznym. W tym tekście to oni stoją na straży naszych narodowych interesów. I ja im za to dziękuję.

polityka.pl

Przedsiębiorcy jako pierwsi poczują, gdy pieniądze w skarbcu zaczną się kończyć

Leszek Jażdżewski, 09.09.2017
Na Forum Ekonomicznym w Krynicy Beata Szydło otrzymała nagrodę Człowieka Roku. Lista jej rzekomych zasług dla polskiej gospodarki i polskiego biznesu, wymieniona w kuriozalnej laudacji, wprawiała w zażenowanie. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że premier Szydło nie ma kontroli nad polityką gospodarczą ani personalną własnego rządu.

Nie jest to pierwszy raz, kiedy rządzący uważają, że mają prawo przypisywać sobie nie swoje zasługi. Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. Polskie sukcesy zawdzięczamy jakoby oświeconym rządom (zawsze tym aktualnie sprawującym władzę). Porażki – biedę, nierówności, korupcję (niepotrzebne skreślić) – pazernemu biznesowi, złodziejskiej reprywatyzacji, oligarchom powiązanym ze służbami i przestępcami.

05.09.2017 Krynica Zdroj . Prezydent Andrzej Duda podczas uroczystego otwarcia XXVII Forum Ekonomicznego . Fot. Marek Podmokly / Agencja GazetaPrezydent Andrzej Duda podczas uroczystego otwarcia XXVII Forum Ekonomicznego. Krynica, 5 września 2017 r. (fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta)

Zbiorowy bohater ostatniego trzydziestolecia, jakim są ciężko pracujący Polacy, jest w tym obrazie nieobecny. Może i zamieszkuje na zielonej wyspie, ale przecież tylko dzięki „światłemu kierownictwu” nie zmieniła się ona w jałową pustynię. Może i płaci pokornie podatki na hojne transfery socjalne, ale to budująca swoją lojalność wśród wyborców władza zgarnie całą śmietankę powszechnej wdzięczności.

Stawianie biznesu pod pręgierzem (czy to za domniemany wyzysk pracowników – lewica, czy nieuczciwość i powiązania z poprzednim systemem – prawica) nie jest po pierwsze uczciwe, po drugie – jest zdecydowanie nieskutecznym rozwiązaniem w dojrzałym społeczeństwie, do którego miana pretendujemy.

Być może w okresie dojrzewania lat 90. jedynym sposobem na konieczny rozwój było odgradzanie biznesu murem od społecznej aktywności i polityki, co postulowali liberałowie gospodarczy. Jednak poczucie alienacji pomiędzy tymi, którzy PKB wytwarzają, a tymi, którzy je konsumują, na dłuższą metę grozi niebezpiecznym konfliktem napędzającym populizm bazujący na politycznie zagospodarowanej zawiści. Paliwie, które jest potencjalnie nieograniczone.

Przedsiębiorcy mają najwięcej do stracenia. To oni pierwsi odczują przykręcenie śruby, kiedy pieniądze w skarbcu zaczną się kończyć. A kiedyś się skończą. Tylko najpierw, w imię zachowania społecznego spokoju, na kontrolach i domniemaniu winy władza uwarzy dla suwerena rosół, w którym skończą znoszące złote jajka biznesowe kury. Nie ma środowisk bardziej żywotnie zainteresowanych tym, żeby polski sukces trwał, niż polski biznes. Nie każdy może przenieść z dnia na dzień całą działalność do Londynu czy za czeską granicę. Wielu zapewne by nie chciało, gdyby oznaczać to miało faktyczną, a nie tylko formalną, emigrację.

Protest przedsiębiorców. Warszawa, 2011 r. (fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta)Protest przedsiębiorców. Warszawa, 2011 r. (fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta)

W buntującej się przeciw bezwzględnemu i brutalnemu likwidowaniu państwa prawa klasie średniej wyuczoną obywatelską bierność zastępuje organizująca się spontanicznie aktywność. Wśród protestujących jest wielu przedsiębiorców, którzy atak na budowane w trudzie i znoju osiągnięcia transformacji odbierają jako osobistą zniewagę, zamach na największe dokonanie ich biografii.

Chodzi o to, żeby energię tę mądrze zagospodarować. Kto inny, jak ci, którzy stworzyli coś z niczego, ludzie uczący się na własnej skórze efektywności i skutecznego wykorzystywania zasobów do osiągania celów, mogą służyć jako coachowie w zbiorowym wysiłku wdrażania polskiego społeczeństwa do liberalnej demokracji w dobie jej głębokiego kryzysu? Kto inny ma zasoby do tego, żeby wspierać budowę niezależnych od władzy instytucji, zapewniających długofalowe warunki do rozwoju kraju, bez którego żadna działalność gospodarcza, poza czysto eksploatacyjną, nie będzie miała większego sensu?

Co robić? O tym piszemy w XXVII numerze „LIBERTÉ!”, który ukaże się w przyszłym tygodniu. A ci, którzy nie chcą stać z boku, spotkają się w drugiej połowie października na Igrzyskach Wolności w Łodzi.

Drodzy przedsiębiorcy, menedżerowie, liderzy projektów, przyzwyczailiście się, że państwo żyje z waszych podatków. Oto lekcja nowa. Demokracja nie przeżyje bez waszego zaangażowania.

CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK – POLUB NAS NA FACEBOOKU


Leszek Jażdżewski.
 Redaktor naczelny pisma ”LIBERTÉ!”. Współtwórca Igrzysk Wolności i łódzkiej klubokawiarni 6dzielnica. Publicysta, m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Polityki”. Publiczny mówca, polityczny komentator (TVN24, TOK FM). Zasłynął samotnym protestem na marszu narodowców „Idzie antykomuna” i stworzeniem akcji Świecka szkoła. Prowadzi bloga i twittuje.

weekend.gazeta.pl

Mamy do czynienia z jawną defraudacją szmalu. Afera billboardowa jest porównywalna z przedwojenną.

Prof. Andrzej Friszke w kontekście pisowskich billboardów. Czyli jednak historia nie jest nauczycielką politycznego życia. Co nie, PiS-ie?

Ale to nie jedyna afera finansowa związana z PiS. Co powiedzieć o SKOK-ach, wszak partyjne związki aż w oczy szczypią?

Mapa wstydu PiS..