Związkowcy w szampańskich nastrojach, premier Kopacz w Katowicach. Jest porozumienie

jm, bed, pap, 17.01.2015

http://www.gazeta.tv/plej/19,97222,17269663,series.html?embed=0&autoplay=1
W Katowicach od kilku dni trwały rozmowy związkowców z rządem. W sobotę udało się dojść do porozumienia. Według nieoficjalnych informacji z rozmów rząd wycofał się z planów likwidacji kopalń. – Zgodnie z tym, co już zostało wynegocjowane, nikt nie straci pracy i żadna kopalnia nie zostanie zamknięta – mówi Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80. Do Katowic przyjechała premier Ewa Kopacz.
W nocy z piątku na sobotę zakończyła się kolejna runda prowadzonych w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim rozmów roboczego zespołu, w skład którego wchodzi po kilku przedstawicieli rządu i związków zawodowych.Wychodzący nocą z rozmów mówili o rodzącej się szansie na porozumienie, nie informując jednak o dotychczasowych ustaleniach. W sobotę przed południem rozmowy wznowiono. 

– Idziemy w dobrych nastrojach, wyspaliśmy się wreszcie. Mamy nadzieję, że dzisiaj podpiszemy dobre porozumienie dla załóg górniczych – mówił rano szef związku zawodowego Kadra Dariusz Trzcionka. Zaznaczył, że są jeszcze pewne szczegóły do dopracowania.

Premier Kopacz w Katowicach

Związkowcy już od rana byli w szampańskim nastroju i dawali do zrozumienia, że porozumienie wkrótce będzie gotowe. O godz. 16.40 w urzędzie wojewódzkim pojawiła się premier Ewa Kopacz. Ma podpisać porozumienie. Później odbędzie się konferencja z udziałem premier Kopacz, pełnomocnika rządu ds. restrukturyzacji górnictwa Wojciecha Kowalczyka oraz szefa śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominika Kolorza.

Grzesik: To jest nasze wspólne zwycięstwo

– Nastroje są bardzo dobre, jesteśmy bardzo blisko wypracowania porozumienia. Zgodnie z tym, co już zostało wynegocjowane, nikt nie straci pracy i żadna kopalnia nie zostanie zamknięta – mówił rano Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80.

Równie optymistycznie wypowiadał się Jarosław Grzesik, szef górniczej „Solidarności”. – Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w protestach i nas wspomagali, to jest nasze wspólne zwycięstwo – powiedział.

Związkowcy nie chcieli mówić o szczegółach ustaleń. Według nieoficjalnych informacji z rozmów rząd wycofał się z planów likwidacji kopalń – co było najważniejszym postulatem związkowców – na rzecz daleko idącej restrukturyzacji tych zakładów.

O porozumieniu pisał też na swoim blogu wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. – Wczoraj i dzisiaj od rana w Kancelarii PRM na bieżąco, w licznym składzie, analizowaliśmy przebieg negocjacji z reprezentacją związkową Kompanii Węglowej. Zakończyliśmy pracę pół godziny temu. Zanosi się na to, że nastąpiło ostateczne zbliżenie stanowisk i dzisiaj po południu zostanie podpisane porozumienie. Kluczowe dla porozumienia były zapisy w przyjętej w tym tygodniu ustawie – napisał w sobotę po południu.

Jeszcze przed sobotnim spotkaniem szef śląsko-dąbrowskiej „S” Dominik Kolorz zdradził, że przedmiotem rozmów poza utrzymaniem miejsc pracy było to, w jaki sposób przeprowadzić procesy naprawcze najsłabszych kopalń; innym tematem byli potencjalni inwestorzy.

– Chodzi o porozumienie, dzięki któremu wygranymi będą górnicy, a nie my, uczestniczący w tym spotkaniu – podkreślał szef „Solidarności” z kopalni Brzeszcze Stanisław Kłysz.

Strajk i marsze w śląskich miastach

Rządowy plan naprawczy dla Kompanii Węglowej w pierwotnej wersji zakładał sprzedaż nowej, zawiązanej przez Węglokoks spółce celowej dziewięciu z 14 kopalń KW. Z pozostałych jedną ma kupić Węglokoks (Piekary), a kolejne cztery mają być przekazane Spółce Restrukturyzacji Kopalń. Chodzi o Bobrek-Centrum, Sośnica-Makoszowy, Pokój i Brzeszcze. Według związkowców oznaczałoby to likwidację tych kopalń. Premier Ewa Kopacz zapewniła, że rząd nie chce likwidować kopalń, lecz je restrukturyzować.

Śląski Urząd Wojewódzki poinformował, że w sobotę rano w 20 kopalniach protestowało 2249 górników, z czego ponad 1600 na powierzchni. Jako pierwsi akcję rozpoczęli przed kilkoma dniami górnicy z czterech kopalni przewidzianych do likwidacji, później dołączyli do nich pracownicy innych zakładów KW oraz innych spółek węglowych.

W piątek plan dla Kompanii Węglowej skrytykowali wojewódzcy radni, którzy przyjęli uchwałę w tej sprawie na nadzwyczajnej sesji. Wezwali rząd do stworzenia długofalowej polityki dla naprawy branży, zamiast doraźnych działań.

Każdego dnia w śląskich miastach są też organizowane pikiety, marsze i blokady dróg. Kolejny rozpoczął się w sobotę po południu w Zabrzu. Bierze w nim udział kilka tysięcy ludzi. W mieście odbędzie się dziś gala wręczenia Laurów Umiejętności i Kompetencji. Główny Laur został przyznany prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, ale – jak przekazali organizatorzy – nie będzie on uczestniczył w uroczystości ze względu na inne obowiązki.

Piechociński: Porozumienie po południu

katowice.gazeta.pl

„O kłopotach górnictwa długo nie mówiono otwarcie – Kopacz niesie ten krzyż. A Tusk jeździł na Śląsk, by kiwać się z Bieńkowską przy piwie”

Anna Siek, 16.01.2015
Prof. Wiesław Władyka. Tomasz Wołek i Tomasz Lis  w Prof. Wiesław Władyka. Tomasz Wołek i Tomasz Lis w „Poranku Radia TOK FM” (fot. psm, tokfm.pl)
– Premier błyskawicznie się uczy. Zaczyna być ekspertem od spraw górniczych. Robi bardzo dużo, by nie podgrzewać konfliktu górniczego – chwali Ewę Kopacz prof. Wiesław Władyka. Zasugerował w TOK FM, że przez lata rządzący nie mówili otwarcie o sytuacji w górnictwie. – Tusk jeździł na Śląsk i bujał się z min. Elżbietą Bieńkowską przy piwie.
240 posłów poparło rządowy plan restrukturyzacji Kompanii Węglowej, który zakłada m.in. wyłączenie ze spółki czterech najmniej rentownych kopalń. Pracę ma stracić 5 200 spośród 47 tysięcy osób zatrudnionych w KW.Premier Ewa Kopacz przekonywała w specjalnym telewizyjnym wystąpieniu, że od zmian nie ma ucieczki, bo jeśli nie „naprawimy czterech z 14 kopalń, to cała Kompania Węglowa upadnie”.

Według prof. Wiesława Władyki, zachowanie pani premier w czasie kryzysu górniczego, zasługuje na pochwały. – Muszę z uznaniem powiedzieć, że Ewa Kopacz robi bardzo dużo, by nie podgrzewać konfliktu. Jest spokojna, nie daje się obrazić. Zaczyna być ekspertem od górnictwa. A o kłopotach sektora dowiedziała się krótko po tym, jak została premierem – mówił publicysta „Polityki” w „Poranku Radia TOK FM”.

Nie o wszystkim się mówiło

Jak ocenił prof. Władyka, zachowanie szefowej rządu trzeba docenić, bo nie tylko ją mogła zaskoczyć skala kłopotów Kompanii Węglowej. – Pewne rzeczy nie były jawne i otwarcie nazywane. Nie wykładało się tego na stół. Dramat spadł na panią premier znienacka. A Tusk jeździł na Śląsk i bujał się z min. Elżbietą Bieńkowską przy piwie, z okazji Barbórki.

Tomasz Lis przyznał, że nie podoba mu się reakcja byłego premiera, na pytania o kłopoty górnictwa. „Każdy premier ma swój krzyż do udźwignięcia. Jeden rząd musi się zająć emeryturami, drugi rząd musi się zająć jakimiś innymi trudnymi decyzjami. Na barki Kopacz spadło sfinalizowanie rozmów z górnikami” – mówił szef Rady Europejskiej.

– Nie podoba mi się ten ton. Mam wrażenie, że Donald Tusk z tego kpi. Podoba mi się to, co robi premier Kopacz. Program rządowy jest racjonalny. Ona została z tym krzyżem zawieszonym na plecach – powiedział szef „Newsweeka” w TOK FM.

Efekt poznamy jesienią

Kłopoty górnictwa to drugi – obok noworocznego kryzysu w służbie zdrowia – test rządu Ewy Kopacz. Zdaniem Lisa, zwłaszcza kryzys wywołany problemami kopalń będzie miał decydujący wpływ na wyniki jesiennych wyborów parlamentarnych.

Jak stwierdził, obserwujemy właśnie „szalenie istotny i ciekawy proces, dojrzewania Ewy Kopacz, do stanowiska które pełni”. – W zależności od tego, jak ten proces będzie postępował – i czym się skończy – zależy czy Kopacz będzie po wyborach szefową rządu, czy kimś innym.

Platforma Obywatelska jest liderem najnowszego sondażu poparcia dla partii politycznych, przygotowany przez CBOS. Na ugrupowanie Ewy Kopacz chce głosować 40 proc. wyborców, a na drugi w zestawieniu PiS – 29 proc.

TOK FM

PiS złoży ustawę górniczą do Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli prezydent ją podpisze

kospa, 16.01.2015
– Nie zgadzamy się nie tylko z samą treścią rozwiązań, które proponuje koalicja PO-PSL prowadzących do likwidacji górnictwa, ale i z samym sposobem procedowania tej ustawy. A przede wszystkim bardzo mocno i wyraźnie protestujemy przeciwko łamaniu konstytucji RP – zapowiedziała wiceprzewodnicząca PiS Beata Szydło.
Sejm przegłosował nowelizacji ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego po pierwszej w nocy. Ustawa pozwoli rządowi na realizację programu naprawy Kompanii Węglowej. Zdaniem koalicji rządzącej to jedyny sposób na ratowanie górnictwa, miejsc pracy i wypłaty dla pracowników kopalni już w lutym.Przeciwko takim zmianom protestują górnicy, a opozycja zarzuca rządowi, że zamierza zwyczajnie zlikwidować kopalnie. Koalicja cały czas powtarza, że nie chodzi o likwidację o restrukturyzację, a więc naprawę i ratowanie nierentownych kopalni, a w rezultacie miejsc pracy górników. Podczas nocnego głosowania w Sejmie nie obeszło się bez awantury, podczas której poseł Nowej Prawicy Przemysław Wipler nazwał nawet premier Ewę Kopacz „lawirantką”.Dzisiaj PiS zapowiedział, że jeżeli Senat nie wprowadzi do ustawy zmian, a prezydent ją podpisze, PiS złoży ją do Trybunału Konstytucyjnego.

– Nie zgadzamy się nie tylko z samą treścią rozwiązań, które proponuje koalicja PO-PSL prowadzących do likwidacji górnictwa, likwidacji w tej chwili czterech kopalń w Małopolsce Zachodniej i na Śląsku. Być może za kilka miesięcy pani premier zacznie opowiadać o trwale nierentownych kopalniach spośród tych pozostałych, które również jej zdaniem powinny być zlikwidowane. I jeszcze będzie próba wmawiania Polakom, a tak naprawdę ich oszukiwania, że chodzi o ratowanie miejsc pracy. To jest likwidacja miejsc pracy w Polsce. Nie zgadzamy się z tym – mówiła wiceprzewodnicząca PiS Beata Szydło.

I dodała: – Ale nie zgadzamy się również z samym sposobem procedowania tej ustawy. A przede wszystkim bardzo mocno i wyraźnie protestujemy przeciwko łamaniu konstytucji RP.

Z apelem o niepodpisywanie ustawy do Bronisława Komorowskiego już wcześniej zwrócił się kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda. Podczas wczorajszej konferencji prasowej sytuację na Śląsku nazwał nie tylko dramatem społecznym, ale też stwierdził, że jest to „sprzeczne z polską racją stanu”.

– Zadaniem prezydenta jest tworzenie klimatu porozumienia i mam nadzieję, że prezydent Komorowski takie działania podejmie- stwierdził. W tej sprawie skierował też do głowy państwa specjalne pismo.

wyborcza.pl

Kopacz: Jestem zdeterminowana, by rozwiązać problem na Śląsku. Rząd i górnicy mają wspólny cel

AB, 14.01.2015
– Dla mnie nie ma ważniejszej rzeczy niż miejsce pracy, stabilność i bezpieczeństwo rodzinne górnika, który wykonuje ciężką pracę – zapewniła Ewa Kopacz w „Faktach po faktach” w TVN24. Premier podkreśliła, że mimo „twardych” rozmów jest zdeterminowana, by rozwiązać problem na Śląsku.
– Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Obejmując funkcję premiera byłam zdecydowana, że nie będą się liczyć tylko i wyłącznie przeze mnie słowa, ale przede wszystkim będę rozliczana z podejmowanych decyzji. To wiązało się też w pełną świadomością odpowiedzialności, która się z tym wiąże – mówiła Kopacz.Premier zapytana przez prowadzącego program, czy „tak po ludzku rozumie protestujących górników” mówiła, że na poniedziałkowe rozmowy do Katowic „jechała z pełnym zaufaniem i przekonaniem”, że centrale związkowe to „partnerzy do rozmowy o rzeczy najważniejszej dla ludzi, którzy tam protestują, czyli (…) o miejscu pracy, o stabilności finansowej ich rodzin”.

„Rząd i górnicy mają wspólny cel”

Kopacz dodała, rozmowy z centralami związkowymi reprezentującymi protestujących górników „uzbroiły” ją w przekonanie, że obie strony czyli rząd i górnicy mają wspólny cel. – Rozmawialiśmy przed 12 godzin, twardo rozmawialiśmy o tym problemie. Przedstawiłam plan naprawy górnictwa, a konkretnie Kompanii Węglowej. Pochylaliśmy się nad każdym z tych punktów, oddzielnie rozmawialiśmy o każdej z tych kopalni – mówiła.

– Jestem bardzo zdeterminowana, żeby ten problem rozwiązać. Dla mnie nie ma cenniejszej rzeczy niż miejsce pracy, stabilność i bezpieczeństwo rodzinne tego górnika, który wykonuje ciężką pracę – zaznaczyła premier.

„Po restrukturyzacji Kazimierza Juliusza mamy zysk 25 zł na tonie węgla”

Szefowa rządu odniosła się też do październikowego expose, w którym mówiła m.in. o bezpieczeństwie energetycznym i dialogu z ludźmi. Premier zaznaczyła, że z tych obietnic zaczęła się wywiązywać od razu. – 1 października usłyszałam, że za chwilę będzie upadać spółka Kazimierz Juliusz. Tam był większy problem, nie chodziło tylko o miejsca pracy – tłumaczyła.

Kopacz przypomniała, że zadłużona kopalnia i jej zarząd zastawili nawet mieszkania górników, przez co pracownikom spółki zaczęło grozić widmo zostania bez dachu nad głową. Premier tłumaczyła, że został wtedy wprowadzony program naprawczy, który pomógł szybko zakończyć problemy Kazimierza Juliusza. – Średnia strata na wydobyciu tony węgla przez ostatnie 11 miesięcy wynosiła tam 168 zł. Po restrukturyzacji mamy zysk 25 zł na tonie – Taką samą ścieżkę proponuję tym czterem kopalniom, które przynoszą niemal 80 proc. strat –

Przy okazji premier przypomniała, że plan naprawczy rządu obejmuje restrukturyzację kopalni, a nie ich zamykanie.

„Żeby była możliwa restrukturyzacja, trzeba dać pieniądze”

Kopacz została też zapytana o to, czy Polska nie może się zwrócić do UE o zgodę na dofinansowanie górnictwa ze środków publicznych (tak, jak miało to miejsce np. w przypadku LOT-u). – Żeby była możliwa restrukturyzacja, trzeba dać pieniądze, bez nich nic się nie naprawi. Może też trzeba pomyśleć o tym, żeby ci ludzie , którzy tam pracują powiedzieli: skoro dzisiaj jest tak trudna sytuacja, to my w tym uczestniczymy – mówiła. Jak dodała, zwracała się do przedstawicieli związków zawodowych, że restrukturyzacja kopalń to wspólny interes.

Premier nie udzieliła jednak konkretnej odpowiedzi na pytanie prowadzącego. Szefowa rządu nie wyjaśniła też, dlaczego wierzy w sukces programu naprawczego prowadzonego przez specjalny, istniejący od 7 miesięcy zespół, skoro poprawa sytuacji w Kompanii nie uległa zmianie przez ostatnie 7 lat.

Prowadzący „Fakty po faktach” chciał również widzieć, czy Kopacz czuje się pozostawiona sama z problemem górnictwa i obietnicami Donalda Tuska. – Nie, czuję się jak osoba, która ma sprostać wyzwaniu dotyczącemu ludzi i ich problemów. Ja zawsze oceniałam Donalda Tuska jako człowieka, który twardo stąpa po ziemi – podkreśliła.

TOK FM

Nowy spot Andrzeja Dudy o górnictwie. „PO chce odebrać Polakom miejsca pracy” [WIDEO]

AB, 14.01.2015
Kadr ze spotu wyborczego Andrzeja DudyKadr ze spotu wyborczego Andrzeja Dudy (Fot. Youtube.com)
– Tusk i Kopacz zapewniali, że uratują polskie kopalnie, że będą rozwijali przemysł. Po raz kolejny oszukali – to przesłanie nowego spotu wyborczego Andrzeja Dudy. Kandydat PiS na prezydenta podkreśla, że do zmian potrzebne są tylko „odważne decyzje i władza, która troszczy się o obywatela”.
– Zamiast tworzenia miejsc pracy, PO chce je Polakom odebrać – ostrzega kandydat PiS. W tle spotu widzimy zdjęcia Donalda Tuska i Ewy Kopacz podczas spotkań z górnikami. Część fotografii przedstawia też protestujących związkowców czy górników bezskutecznie szukających pracy.

Inną wizję przedstawia Polakom Duda. – Polska potrzebuje dziś budowania nowych szans – podkreśla w spocie. – Odbudujemy polski przemysł, stworzymy miejsca pracy i zapewnimy godne warunki życia. To da się zrobić. Potrzebne są tylko odważne decyzje i władza, która myśli i troszczy się o obywatela – zapewnia kandydat PiS.

„Kampania Dudy wciąż jest w rozsypce”

To drugi spot wyborczy podczas kampanii europosła. Przed Bożym Narodzeniem mogliśmy jednak zobaczyć tylko krótkie wideo z życzeniami świątecznymi:

Kandydaturę Dudy na prezydenta PiS ogłosiło 11 listopada. Kilka tygodni później rada polityczna ugrupowania zatwierdziła ten wybór.

Dziennikarze „Newsweeka” ocenili jednak w nowym numerze tygodnika, że kampania Dudy „wciąż jest w rozsypce”. Brak pieniędzy, ludzi i pomysłów – punktował Michał Krzymowski.

gazeta.pl

Duda: Jeśli specustawa trafi w szybkim tempie do Senatu, to „wiemy gdzie mieszkacie i immunitet wam nie pomoże”

MT, PAP, 14.01.2015
Piotr DudaPiotr Duda (ANNA KRASKO)
Jeżeli do 20 stycznia negocjacje z rządem w sprawie sytuacji w górnictwie nie przyniosą pożądanych efektów, w Katowicach spotka się międzyzwiązkowy sztab protestacyjny i „będą podejmowane konkretne działania” – zapowiedział na konferencji prasowej szef „Solidarności” Piotr Duda. Do posłów ze Śląska powiedział: „Wiemy kim jesteście, wiemy gdzie mieszkacie i immunitet wam nie pomoże”.
W ramach ogólnozwiązkowego sztabu protestacyjnego mają ze sobą współpracować, jak zapowiedział Duda, NSZZ „Solidarność”, OPZZ i Forum Związków Zawodowych.Zdaniem Dudy w sprawie sytuacji w Kompanii Węglowej „rząd prze do konfrontacji”, a jednym z tego przejawów jest fakt, że prace nad specjalną ustawą w tej sprawie toczą się w Sejmie „tak szybką ścieżką”. – To my musimy przygotowywać szybką ścieżkę protestów – zapowiedział. – To nie jest sprawa tylko górników, to sprawa całej „Solidarności” – dodał.

– Chciałbym zaapelować do pani premier, by projekt, który jest tak szybko procedowany w Sejmie, a który zakłada likwidację miejsc pracy, likwidację czterech kopalń: Pokój, Bobrek-Centrum, Brzeszcze, Makoszowy-Sośnica, by powstrzymać ten projekt w Sejmie, usiąść i prowadzić rozmowy – powiedział Duda.

Kolejarze już chcieli dołączyć do strajku

Szef „Solidarności” zapowiedział też, że do górniczych protestów mogą dołączyć kolejarze, energetycy, pocztowcy i być może zbrojeniówka.

– Kolejarze chcieli już faktycznie od dziś, jutra czynnie włączyć się w tę akcję. Dajemy szansę jednak rządowi. Z tego miejsca apeluję jeszcze raz do pani premier, aby delegacja rządowa, która mam nadzieję, że przyjedzie na rozmowy, wycofała się z likwidacji czterech kopalń – bo to jest warunek do kolejnych rozmów – mówił na konferencji prasowej w Warszawie Duda.

Protest mógłby wykroczyć poza Śląsk

Liderzy „S” nie ujawnili, w jakiej formie miałyby przebiegać ewentualne protesty. Przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ „S” Henryk Grymel zapowiedział jedynie, że ewentualny protest objąłby nie tylko Śląsk. Jak mówił, kolejarze rozważają różne scenariusze.

– To już nie jest sprawa naszych wspaniałych górników, to jest sprawa wszystkich polskich pracowników. Bo dzisiaj górnicy, jutro kolejarze, pojutrze energetycy i pozostali pracownicy. To dotyczy nas wszystkich – powiedział Duda.

„Wiemy, gdzie mieszkacie…”

– Protest się będzie rozszerzał, jeśli nie dojdzie do porozumienia z delegacją rządową – kontynuował Duda. Potem przeszedł do ostrzejszych słów. – Jeśli specustawa trafi w szybkim tempie do Senatu, to my wiemy co mamy robić. Chciałem posłom ze Śląska powiedzieć jedno: my wiemy kim jesteście, znamy wasze adresy, wiemy gdzie mieszkacie i immunitet wam nie pomoże – powiedział.

– Groźba jest karalna w Polsce – odparł jeden z dziennikarzy, na co Duda zaczął się wycofywać. – Po prostu wiemy gdzie mieszkają i jak się nazywają, to czy to jest groźba karalna? – odpowiedział.

Na takie słowa szefa „S” odpowiedział na Twitterze poseł Borys Budka ze Śląska: „Naszym rodzinom też będziecie grozić?

TOK FM

Terlikowski o „pigułce po”: Trutka na dzieci i kobiety powinna być nielegalna [KOMENTARZE]

AB, 14.01.2015
Tomasz TerlikowskiTomasz Terlikowski (Fot. ADAM KOZAK/ Agencja Gazeta)
„W Polsce zabijanie dzieci jest nielegalne. I nielegalna powinna być też trutka na dzieci” – ocenił na Twitterze Tomasz Terlikowski. Wcześniej rzecznik Ministerstwa Zdrowia przekazał, że Polska dostosuje się do unijnych przepisów i umożliwi sprzedaż „tabletki po” bez recepty.
– Jako państwo nie mamy nic do gadania. Jesteśmy członkiem Unii i musimy się do tego dostosować – przekazał rzecznik Ministerstwa Zdrowia Krzysztof Bąk. To oznacza, że środki antykoncepcji awaryjnej (czyli „pigułkę dzień po”) będzie można kupić bez recepty także w polskich aptekach. Na razie nie wiadomo tylko kiedy.Stanowisko MZ zelektryzowało komentatorów obecnych w serwisie Twitter. Choć większość z nich cieszy się z zapowiadanej zmiany, nie zabrakło też głosów oburzenia. Redaktor naczelny Telewizji Republika Tomasz Terlikowski przyrównał „tabletkę po” m.in. do „trutki na dzieci i kobiety”. „Jak Komisja Europejska uznała, że trzeba mordować się samemu, to my musimy być posłuszni, żeby muzułmanie szybciej wygrali” – pisał.

Wielu użytkowników serwisu ucieszyło jednak stanowisko ministerstwa:

Niektórzy, jak Michał Majewski z „Wprost”, komentowali decyzję MZ w mocno żartobliwym tonie:

Z kolei Klaudiusz Slezak z Polsat News zwraca uwagę, że bez edukacji seksualnej w szkołach zmiany w przepisach mogą się okazać ryzykowne:

„Tabletki po” są dostępne w większości krajów UE

Dostępny w większości krajów UE preparat ellaOne to produkt antykoncepcyjny zawierający octan uliprystalu, przeznaczony do stosowania w przypadkach nagłych, aby zapobiec ciąży po odbyciu stosunku płciowego bez zabezpieczenia lub w przypadku, gdy zastosowana metoda antykoncepcji zawiodła. Pigułki te mają działać poprzez zatrzymanie uwalniania komórki jajowej przez jajniki. Został on dopuszczony do obrotu w UE w 2009 r.

Według ekspertów Europejskiej Agencji ds. Leków, choć pigułki mogą być skuteczne, jeśli zostaną przyjęte w ciągu 5 dni po stosunku płciowym, to ich skuteczność jest najwyższa, gdy zostaną zastosowane w ciągu 24 godzin. „Zniesienie wymogu otrzymania recepty na ten lek powinno ułatwić kobietom dostęp do niego i przez to zwiększyć jego skuteczność” – oceniła Komisja Europejska.

TOK FM

PiS: „Niech Tusk realizuje polskie interesy i pomoże górnictwu”

mikpie, 13.01.2015
Rzecznik PiS Marcin Mastalerek stwierdził, że szef Rady Europejskiej Donald Tusk powinien zabiegać o unijne pieniądze na modernizację polskiego górnictwa. – Tusk powinien realizować polskie interesy – ocenił.
– Donald Tusk ma konkretne zadanie w Europie: realizować polskie interesy, a dziś w polskim interesie jest to, żeby w planie Junckera znalazły się pieniądze na uratowanie i unowocześnienie polskich kopalń – powiedział Mastalerek. – Na stole jest ponad 300 miliardów euro. Rząd powinien zrobić wszystko, by ratować polski przemysł wydobywczy – przekonywał. Rzecznik dodał również, że w trakcie wtorkowego posiedzenia PE, głos w tej sprawie zabierze kandydat PiS na prezydenta, europoseł Andrzej Duda.Na ratunek kopalniomMastalerek przypomniał, że dziś w Parlamencie Europejskim odbędzie się debata z udziałem Donalda Tuska na temat wyników grudniowego szczytu UE. Unijni przywódcy poparli wówczas przedstawiony przez Komisję Europejską plan pobudzenia inwestycji – tzw. plan Junckera. Dali tym samym zielone światło dla powołania Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych; plan szefa KE Jeana-Claude’a Junckera przewiduje zmobilizowanie 315 mld euro w ciągu trzech lat.

Zdaniem polityka opozycji, rząd nie chce porozumienia z górnikami. – Rozmowy ze związkami zawodowymi to była PR-owa sztuczka premier Kopacz, która po serii wpadek wizerunkowych chce pokazać, że prowadzi realną politykę. Górnicy stali się ofiarą pani premier – oznajmił Mastalarek.

Na porannej konferencji prasowej w Sejmie, Mastalerek ponowił także apel Prawa i Sprawiedliwości do prezydenta Bronisława Komorowskiego o zawetowanie przepisów pozwalających na likwidację kopalń. – Prezydent ma wszystkie narzędzia do tego, by przerwać szaleństwo rządu Ewy Kopacz – oświadczył rzecznik PiS.

Negocjacje bez porozumienia

Na Śląsku trwa akcja protestacyjno-strajkowa w związku z rządowym planem naprawczym dla Kompanii Węglowej. We wtorek nad ranem fiaskiem zakończyły się blisko 12-godzinne rozmowy premier Ewy Kopacz i górniczych związków zawodowych na ten temat. Negocjacje mają być jednak kontynuowane. Premier po spotkaniu ze związkowcami oceniła, że rozmowy odbyły się „w dobrej atmosferze.” Zapewniła też, że rząd nie chce likwidować zakładów, ale je restrukturyzować i że punktem wyjścia do dyskusji był przyjęty przez rząd plan naprawczy.

Wywołał on falę protestów na Śląsku. Przewiduje bowiem sprzedaż nowej, zawiązanej przez Węglokoks spółce celowej, 9 z 14 kopalń zrzeszonych w Kompanii. Z pozostałych jedną ma kupić Węglokoks Piekary, a kolejne cztery przeznaczone są do likwidacji przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń z siedzibą w Bytomiu. Konsorcjum zajmuje się zakładami, które zakończyły już wydobycie, zagospodarowuje ich majątek i tworzy na jego bazie nowe miejsca pracy.

Zamknięte mają zostać kopalnie: Bobrek Centrum w Bytomiu, Brzeszcze w miejscowości o tej samej nazwie, Pokój w Rudzie Śląskiej oraz Sośnica-Makoszowy w Gliwicach i Zabrzu. Górnicy tych zakładów prowadzą od kilku dni podziemne protesty.

TOK FM

„W Kompanii Węglowej w lutym zabraknie pieniędzy na „czternastki”. Luka finansowa sięgnie 1 mld złotych”

Red., 12.01.2015
Wojciech Kowalczyk, pełnomocnik rządu do spraw restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennegoWojciech Kowalczyk, pełnomocnik rządu do spraw restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego (Tokfm.pl)
– Stwierdzam z całą stanowczością, jest pole do negocjacji – mówi Wojciech Kowalczyk, pełnomocnik rządu do spraw restrukturyzacji górnictwa. Rozmowy zerwali związkowcy. Według Kowalczyka nie ma odwrotu od rządowego planu ratowania Kompanii Węglowej. Bo sytuacja spółki jest katastrofalna. – Na koniec kwietnia luka finansowa sięgnie 1 mld zł. Już w lutym zabraknie pieniędzy na wypłatę „czternastek”.
Janina Paradowska: Pani premier jedzie do górników. Delegacja, której pan przewodniczył, nic nie osiągnęła. Wszystko skończyło się awanturą. Nie było woli rozmów ze strony związków zawodowych? Czy „pajacowanie” było argumentem, by zerwać rozmowy? Czy państwo rzeczywiście nie mieli pełnomocnictw do rozmów?Wojciech Kowalczyk: Mamy wszystkie pełnomocnictwa. Pani premier powiedziała to publicznie. Najprawdopodobniej przyjęli taką taktykę, żeby dyskredytować moją osobę i delegację rządową. Kwestionowanie moich pełnomocnictw było zupełnie niezrozumiałe. Mam wrażenie, że strona społeczna nie miała szczerej woli do rozmów. Ale wykazujemy cierpliwość, jesteśmy zawsze gotowi do rozmów. Wyjazd pani premier na Śląsk to następny gest ze strony rządu, że chcemy rozmawiać.JP: Mówicie, że do wygaszania są cztery kopalnie. Górnicy mówią: nie będzie likwidacji ani jednej kopalni. To gdzie tu pole do negocjacji?WK: Kilka słów wyjaśnień. Gdyby podejść do sprawy Kompanii Węglowej jak do restrukturyzacji każdej innej firmy, to chłodno kalkulujący ekonomista musiałyby zamknąć siedem kopalń, które są nierentowne. Wyjście zaproponowane przez rząd zakłada dużą porcję wysiłku, który trzeba włożyć w kopalnie.Restrukturyzacja to nie wyrok. Zmiany zaproponowane w ustawie powodują, że część majątku mogłaby być nabywana przez inwestorów. Jeśli znajdzie się inwestor zewnętrzny.Nie chciałbym epatować strachem, ale sytuacja jest bardzo, bardzo trudna. Luka finansowa na koniec kwietnia i początek maja sięgnie miliarda złotych. Najprawdopodobniej już w lutym zabraknie środków na wypłatę „czternastek”.

JP: Jakie warunki postawili działacze związkowi?

WK: Pierwszy dzień to były kwestie proceduralne. Zadeklarowaliśmy – i przedstawiliśmy to na piśmie – że cokolwiek wynegocjujemy, to takie rozwiązanie będzie wdrażane. Bardziej otwartej deklaracji nie można sobie wyobrazić.

Wczoraj rozmowy były bardziej konstruktywne. Omówiliśmy sytuację kopalni Brzeszcze, która posiada pokłady węgla, których wydobycie może być rentowne. Ale przez ostatnie trzy lata kopalnia przynosiła straty. I będzie przynosić straty co najmniej przez półtora do dwóch lat. Zarząd Kompanii Węglowej szacuje na pół miliarda złotych nakłady inwestycyjne i pokrycie strat. Kompania nie ma dziś takich środków.

JP: Co zaproponowali związkowcy?

WK: Nie chciałbym wchodzić w szczegóły – to kulisy negocjacji.

JP: Wszyscy mówią o likwidacji kopalń. Opozycja mówi nawet o likwidacji całego polskiego górnictwa.

WK: Powtórzę to jeszcze raz. Cztery kopalnie: Brzeszcze, Pokój, Sośnica-Makowszowy, Bobrek-Centrum oraz piąta – Piekary, która ma trafić do firmy Węglokoks – generują 80 procent straty Kompanii Węglowej.

Chcemy ratować te 49 tys. miejsc pracy. Rząd przedstawił pakiet osłonowy. W tych czterech kopalniach zatrudnione jest 11 300 osób, z czego ok. 800 ma już uprawnienia emerytalne. Zaproponowaliśmy odprawy finansowe, urlopy górnicze dla pracowników dołowych. Na nich szczególnie nam zależy, bo to najcięższa praca i najtrudniej się przekwalifikować. Zaproponowaliśmy 24-miesięczną odprawę i urlopy dla osób, które mają cztery lata do emerytury.

De facto, wszyscy górnicy dołowi dostaną propozycje pracy lub będą mogli korzystać z urlopów górniczych.

JP: To dlaczego związkowcy szermują tysiącami, które zostaną bez pracy?

WK: To ciekawe. Sami związkowcy wielokrotnie podnosili, że w administracji Kompanii Węglowej są przerosty zatrudnienia. A z drugiej strony dobrze wiedzą, że chyba w lutym – dobrze nie pamiętam – podpisali z zarządem KW porozumienie dające gwarancje zatrudniania dla pracowników administracji. Nie ma tutaj logiki.

JP: Podstawowy argument, który się pojawia, dotyczy tego, że ten program nie był konsultowany ze związkami zawodowymi. Ale widzę burmistrzów i prezydentów miast, których dotyczy wygaszanie kopalń, jak mówią, że o niczym nie słyszeli. A przecież dla całego rynku pracy i rozwoju tych miejscowości istnienie kopalń jest ważne. Czy rzeczywiście taki tryb pracy – w tajemnicy, bez konsultacji – był najlepszym pomysłem? Bo to owocuje dzisiejszym buntem.

WK: Mamy do czynienia z sytuacją nadzwyczajną. Zostałem powołany na stanowisko pełnomocnika 18 listopada. Podjęliśmy jak najszybsze działania, żeby przygotować plan naprawczy KW.

Druga bardzo ważna rzecz: nieformalne rozmowy ze stroną związkowa się odbywały. To nie jest tak, że strona społeczna nie miała w ogóle wiedzy, w jakim kierunku to podąża. Generalnie kierunek zmian był stronie społecznej znany.

 

JP: I od początku protestowali?WK: Mieliśmy merytoryczną dyskusję. Strona związkowa bardzo dobrze wie i zna sytuację w Kompanii Węglowej. Oni wszystko wiedzą.

JP: Widziałam tych burmistrzów i prezydentów, którzy przyłączają się do protestu. Mówią: dla naszego regionu to dramat.

WK: Dlatego pani premier powołała zespół, który ma przygotować specjalny program, dzięki któremu Śląsk będzie centrum przemysłowym Polski. Ma zawierać m.in. kwestie poszerzenia głównie Katowickiej Strefy Ekonomicznej o tereny pokopalniane oraz zwiększenie finansowania projektów na Śląsku w ramach programu Inwestycje Polskie. Zespół ma przedstawić program do połowy marca.

Udając się na Śląsk, przeprosiłem stronę samorządowym za brak informacji, że tam się udajemy. Bo to wszystko się działo w ostatniej chwili. Mieliśmy bardzo konstruktywne rozmowy, ze znaczącą grupą przedstawicieli samorządów. Będziemy te rozmowy kontynuowali. Znamy ich bolączki i chcemy pomóc te problemy rozwiązywać.

JP: Gdzie jest pole do negocjacji? Skoro rząd nie może ustąpić z wygaszania kopalni i innych zabiegów restrukturyzacyjnych, to co mogą uzyskać związkowcy? Wyższe odprawy? To się reszta ludności w Polsce zbuntuje, że ile jeszcze będziemy płacić na górników…

WK: Pozwoli pani, że te rzeczy przedstawimy stronie związkowej. Stwierdzam z całą stanowczością, że jest pole do negocjacji.

Rozmowy w Katowicach z udziałem premier Ewy Kopacz mają zacząć się o 14. W Warszawie w kancelarii prezydenta odbędzie się spotkanie z żonami górników z kopalń, które mają być wygaszane. Kobiety rano wyjechały ze Śląska. Protestujący górnicy zablokowali dziś tory kolejowe w Katowicach. Zapowiadają też blokady dróg.

Rozmowy między stroną górniczą i przedstawicielami rządu zostały zerwane w niedzielę. Związkowcy wyszli z rozmów – poczuli się urażeni po tym, jak sekretarz stanu w KPRM Jakub Jaworowski miał powiedzieć, że „pajacują”.

W tym tygodniu w Sejmie mają zacząć się prace nad projektem restrukturyzacji Kompanii Węglowej. Plan naprawczy zakłada wygaszanie czterech kopalni: Bobrek-Centrum, Pokój, Sośnica-Makoszowy, Brzeszcze. Prace ma stracić 5200 osób. Ale wśród nich może być zaledwie 400 górników dołowych.

TOK FM

Deficyt powagi

Jacek Żakowski, Tygodnik „Polityka”, 12.01.2015
Magdalena Ogórek i Leszek Miller - przedstawienie kandydata SLD na prezydenta RPMagdalena Ogórek i Leszek Miller – przedstawienie kandydata SLD na prezydenta RP (MATEUSZ JAGIELSKI / EAST NEWS)
Próbuję sobie wyobrazić, że w dniu śmierci senatora Edwarda Kennedy’ego komitet amerykańskiej Partii Demokratycznej ni z tego, ni z owego na urząd prezydenta zgłasza trzydziestokilkuletnią osobę z doktoratem, która była asystentką jednego senatora, jakiś czas pracowała na podrzędnym stanowisku w Białym Domu, zagrała kilka drugoplanowych ról i krótko prowadziła program w pewnej niszowej stacji. Co Amerykanie by na to powiedzieli?
Próbuję sobie wyobrazić panią kanclerz Merkel, która kilka miesięcy przed wyborami z zaskoczenia ogłasza wielki program restrukturyzacji przemysłu kosztujący miliardy i przewidujący masowe zwolnienia. Czy Niemcy by uwierzyli, że coś takiego naprawdę się stało bez debaty ze związkami zawodowymi, z pracodawcami, lokalnymi władzami, ekspertami i partiami parlamentarnymi?Próbuję sobie wyobrazić szwedzkiego komisarza i niedawnego wicepremiera, który w kolorowym piśmie opowiada o wizytach u wróżki. Nie wyobrażam sobie, co mógłby ustalić zwołany w tej sprawie rządowy sztab kryzysowy.Prawdę mówiąc, żadnej takiej sytuacji nie potrafię sobie wyobrazić. Bo w poważnej demokracji nic takiego się po prostu nie zdarza.Nic nie mam przeciwko dr Magdalenie Ogórek. Nawet cenię jej wyważone poglądy i kompetencje w sprawie katolicyzmu. Ale w żadnym poważnym państwie żadna poważna partia nie wysunęłaby na urząd prezydenta osoby, która nie pełniła istotnej funkcji, nie wygrała żadnych poważnych wyborów, nie stworzyła żadnego środowiska ani nie jest wielkim autorytetem w żadnej ważnej sprawie.Nic nie mam przeciw programowi ratowania górnictwa. Może nie jest dopieszczony w szczegółach, ale wydaje się mądry jak na Polskę, szczodry i dość odpowiedzialny społecznie. Szkoda by było, gdyby się nie udał. Jednak żaden rozsądny rząd w żadnym cywilizowanym kraju nie ogłosiłby takiego programu bez debaty dającej szansę, że uda się go wprowadzić i doprowadzić do końca.Nie mam nic przeciw komisarz Bieńkowskiej. Była dobrym i sympatycznym ministrem. Ale w poważnym kraju poważny polityk najwyższego szczebla wie, że nie wolno mu się ścigać z serialowymi gwiazdkami na osobiste zwierzenia w kolorowych gazetach.

Takich świeżych przykładów jest więcej. Świąteczna ofensywa Pani Premier w rozrywkowych mediach. Uzasadnienie przez ministra Arłukowicza powrotu do rozmów z lekarzami tym, że jest święto Trzech Króli, więc gabinety i tak by były zamknięte etc. Przepraszam, że powiem to wprost, ale obserwacja ostatniego tygodnia w polskiej polityce pokazała w dramatyczny sposób bolesny problem: deficyt powagi.

Przywykliśmy, że PiS i jego różnym przystawkom oraz dostawkom brakuje powagi. Od Macierewicza i pani Pawłowicz po Wiplera i Korwin-Mikkego. Tyle głupstw słyszeliśmy i widzieliśmy od lat z tamtej strony, że trudno już się oburzać. Ale PO i SLD to były dotąd dość poważne partie, choć można się było z nimi zgadzać lub nie.

Zmiana nie zaszła nagle. Narastała i pęczniała przez lata. Do niedawna można było sądzić, że to są wypadki przy pracy. Ale teraz czara się przelewa. Po poważniejszej stronie deficyt powagi stał się dojmujący. I groźny.

wyborcza.pl

Dzień nikczemnosci i wielkości

Wojciech Sadurski
12.01.2015
Już powiedziano chyba wszystko na temat spektaklu nienawiści, bezsilnej złości i moralnej marności, jaką znów zaprezentowała Polsce pewna część niepokornej prawicy przy okazji finału WOŚP.Na szczęście, skutek tego szczucia był bardzo niewielki, gdy wziąć pod uwagę efekty finansowe Finału, a jest jedna niewątpliwa korzyść: przynajmniej raz jeszcze okazało się, kto jest kim. Można bowiem spierać się o rozmaite sprawy: o katastrofę smoleńską, o kondominium czy nawet o morderstwo w Charlie Hebdo i udawać, że jest to uprawniony spór w demokracji pluralistycznej. Ale walczyć z największym polskim wydarzeniem humanitarnym, zorientowanym na medyczną pomoc dzieciom i seniorom – to już naprawdę trzeba być osobnikiem najgorszego sortu.Zwłaszcza portal wPolityce braci Karnowskich, Zaremby i Pyzy stał się trybuną napaści, ukazujących jak samobójcze może być zgłupienie, podyktowane ideologicznym zaperzeniem. Wzajemnie potwierdzając się w swej nikczemności: „Ty nie zapłaciłeś na WOŚP?” – „To świetnie, ja też nie dałem ani grosza, i wcale nie czuję się z tym źle”, niepokorni bezskutecznie starali się podnieść skrajny egoizm do rangi pryncypium, być może na tej zasadzie, że jeśli kogoś Kościół nie lubi, to należy go zwalczać.(Między bajki bowiem wkładam twierdzenia, że Owsiak oszukuje na pieniądzach. Nigdy tego nie udowodniono. Zarobił coś Owsiak na tym? Naprawdę? To bardzo dobrze – należy mu się dwa razy tyle ile twierdzicie, że wziął. Zróbcie cos podobnego, chłopaki, też wam pobłogosławię. Moge obiecac bo wiem, ze nie zrobicie…).Nie wykluczam zresztą, że w pewnej mierze pozytywnym efektem ataków szczujni na Owsiaka było to, że niektórzy zapłacili więcej. Tak było w każdym razie w moim przypadku: mój przelew zagraniczny był wyższy niż zazwyczaj. Być może po tym, jak przeczytałem, że analityk polityczny brukowców (niesłusznie w Polsce nazywanych „tabloidami”) red. Warzecha nazwał WOŚP-owców „sukinsynami”. Ale także niepokorni z nieco wyższej półki zainspirowali mnie do tego.Chciałbym jednak, przy tej okazji, zwrócić uwagę na jeden argument przeciwko WOŚP, o którym obrońcy tej akcji nie piszą wiele. „Wszystkie te sprzęty, które kupuje Owsiak i jego drużyna, powinny być kupowane przez państwo: w końcu płacimy podatki na opiekę zdrowotną”- słyszymy czasem. Pół biedy, gdy takim argumentem szermują ci, którzy domagają się wzrostu funkcji państwa i zwiększenia podatków. Wtedy można odpowiedzieć tylko, że dopóki ich marzenia o wysokich podatkach i hojniejszym państwie nie ziszczą się, ileś dzieci umrze, ale przynajmniej nie można zwolennikom wyższych podatków zarzucić hipokryzji. Ale gdy mówią to ci, którzy jednocześnie domagają się niższych podatków i chudszego państwa, sprzeczność jest porażająca. No chyba, że powiedzą: nasze podatki są trwonione; gdyby państwo było lepiej zorganizowane, kupiłoby za te same, a może i mniejsze wpływy z podatków, wszystkie te urządzenia medyczne. Empiryczna wartość tego argumentu jest żadna, bo to wyłącznie gdybanie. Zresztą: potrzeby medyczne są zawsze wyższe niż zasoby dla ich urzeczywistnienia, dlaczego więc nie uzupełnić kasy państwowej dobrowolnymi, powtarzam dobrowolnymi, datkami?

Nawet w krajach bogatych, taka komplementarność działań charytatywnych względem wydatków publicznych jest oczywista. U nas, gdzie potrzeby są duże wyższe, a przy tym są ludzie, których stać na dawanie, trzeba idei działań charytatywnych bronić… Chociaż, może nie? Piękny wynik Finału 2015 pokazuje, jak mało ludzie robią sobie z nienawistników. Ciekawe tylko, co powiedzą ich dzieci kolegom w szkole? „A moja mama i tata nic nie dali”. Ale to już nie mój kłopot.

Do następnego Finału!

naTemat.pl

Kidawa-Błońska: Błędem było, że związkowcy jako pierwsi nie poznali planu rządu

Małgorzata Kidawa-Błońska (FOT JAKUB NICIEJA / FOTONEWS / NEWSPIX.PL)Małgorzata Kidawa-Błońska (FOT JAKUB NICIEJA / FOTONEWS / NEWSPIX.PL)
Zdaniem minister w Kancelarii Pemiera, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, plan rządu dotyczący górnictwa jest „optymalny”. – Plan polega na tym, aby uzdrowić górnictwo. Ten program powstał po wielu analizach i wydaje się optymalny – powiedziała na antenie radiowej Trójki.
Jak twierdzi Kidawa-Błońska problemy w górnictwie istnieją nie od dziś i strona rządowa próbuje wypracować najlepsze rozwiązania. – Może błędem było to, że związkowcy jako pierwsi nie poznali rządowego planu – dodała.

Premier Ewa Kopacz ma spotkać się z przedstawicielami górniczych związków zawodowych. – Nie wiem jaki będzie przebieg rozmów premier Ewy Kopacz ze związkowcami. Ostatnie dwa dni pokazały, że są one bardzo emocjonalne, bardzo trudne – powiedziała minister. – Ten program jest tak skonstruowany, aby zapewnić górnikom bezpieczeństwo socjalne i bezpieczeństwo pracy – stwierdziła.

Wprost.pl

Nowy Świat już bez Tadeusza Konwickiego. Co pisał o tej ulicy?

Jerzy S. Majewski, 12.01.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,75248,17230966,video.html?embed=0&autoplay=1
Gdy kilka dni temu w Święto Trzech Króli zajrzałem do kawiarni Bliklego, jak zwykle szukałem stolika, przy którym siedziałby Tadeusz Konwicki. Jednak pisarza nie było. W czwartek wszystkie media podały wiadomość: wybitny pisarz i reżyser nie żyje.
Przy okazji pisania różnych tekstów o Warszawie w ciemno szedłem na Nowy Świat do Bliklego i udawało mi się tam zastać Tadeusza Konwickiego. Siedział zwykle w otoczeniu kilku osób. Nie był wyniosły, nie tworzył bariery, chętnie odpowiadał, choć miał przecież opinię zamkniętego.Poza Nowym Światem wszystko jest przedmieściemKonwicki był bodaj ostatnim warszawskim literatem, który przez całe dziesięciolecia miał własny stolik w kawiarni. Najpierw to Czytelnik na Wiejskiej, a potem też kawiarnia Blikle przy Nowym Świecie.Wielokrotnie widywałem go też, jak spacerował Nowym Światem, przechodził przez rondo de Gaulle’a i plac Trzech Krzyży, a potem Wiejską do Czytelnika.- To była jego stała trasa. Przemierzał ją niemal codziennie aż do czerwca ubiegłego roku – opowiada Anna Marszewska, szefowa księgarni przy Wiejskiej 14. Dodaje, że twórca chętnie też spacerował po najbliższej okolicy. Ulicy Smolnej, Foksal. Przy tej ostatniej kiedyś tętniącymi ośrodkami życia intelektualno-literacko-gastronomicznego były restauracja Kameralna oraz do drugiej połowy lat 60. kawiarenka PIW-u, przezywana Cafe Snob.Pisarz mieszkał na tyłach Nowego Światu, ulicy, która stanowiła dla niego centrum warszawskiego wszechświata. Trochę się ten jego Nowy Świat wydłużał, bo jak sam pisał, rozciągał się między Hotelem Bristol a ulicą Frascati. Z perspektywy Nowego Światu cała reszta miasta to przedmieście.

– Nie znosił wyjeżdżać z Warszawy. Bardzo kochał swoja żonę. Ale gdy wyczuwał, że zbiera się w niej nieodparta chęć wyjazdu, to najchętniej puszczał ją samą – opowiada Anna Marszewska.

Ukochany Nowy Świat ujrzał po raz pierwszy w 1947 r. I nie była to już ulica taka jak ta przed wojną, na której bywał cały parnas przedwrześniowych pisarzy, poetów, artystów i sybarytów, którzy na zawsze weszli do dziejów historii literatury polskiej, historii Warszawy i legendy II RP.

Nowy Świat Konwickiego to raczej ulica wyłaniająca się najpierw z ruin, potem zaś odbudowana, tłoczna, ale niechlujna, ubabrana błotem, a wreszcie szara jak cała Warszawa schyłku PRL-u – jakże sugestywnie odmalowana w „Małej apokalipsie”

Pałac Kultury przyciąga jak obsesja

Zresztą Konwicki bodaj jako jedyny pokusił się o epicki opis nocy stanu wojennego z 12 na 13 grudnia, kiedy to wyważano drzwi i zabierano ludzi, a „dookoła była naprawdę prawdziwa zima”. Drukarz, bohater jego „Rzeki podziemnej, ptaków podziemnych”, ucieka dobijającym się do drzwi zomowcom przez balkon i jak wielu przed nim bohaterów prozy Konwickiego widzi przed sobą wylot ulicy „ze spiczastym masywem Pałacu Kultury na tle zimowego nieba”.

Pałac Kultury był jego obsesją. Pojawia się on m.in. w „Małej apokalipsie”. Jest w niej zmurszałym symbolem sowieckiego zniewolenia, z którego z wielkim hukiem spadają kolejne kamienne sterczyny. Pałac ogląda z okien swojego mieszkania u zbiegu Górskiego i uliczki Baczyńskiego.

W książce „Nowy Świat i okolice” Konwicki zamieścił rysunki z widokami z okna swojego mieszkania na ulicy Górskiego, zamkniętej masywem Pałacu Kultury.

Ileż w tym miejscu aluzji, wspomnień. To przecież tu na podwórku bloku i na samej Górskiego rozgrywają się sceny z filmu „Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy. W perspektywie Górskiego, którą Konwicki rysował – w filmie „Niewinni czarodzieje” oglądamy Polańskiego i Komendę śpiewających „Bo nie zna życia, kto nie służy w marynarce”.

Chociaż twórca urodził się na Wileńszczyźnie i kiedyś w rozmowie nazwał się nawet chytrym Litwinem – był pisarzem arcywarszawskim.

Jednym z jego najważniejszych adresów na mapie miasta to kamienice u zbiegu Frascati i Wiejskiej. Tu zaraz po wojnie ulokował się Czytelnik, partyjny koncern wydawniczo-prasowy stworzony przez Jerzego Borejszę.

Pisarze przy mielonym z buraczkami

„Szef Czytelnika mocą czarodziejską przeniósł mnie na ulicę Frascati i ulokował troskliwie w słonecznym pokoiku z małą kuchenką, jak ministra albo spekulanta” – pisał Konwicki w książce „Nowy Świat i okolice”.

Czytelnik na Wiejskiej to też słynna wciąż działająca stołówka. A w nim przez całe dziesięciolecia przy mielonym z buraczkami zawsze można było spotkać najbardziej znanych pisarzy Warszawy. Bliskość Sejmu sprawiła, że na zaglądaniu do Czytelnika snobowali się też ówcześni działacze polityczni. Zza bufetu długo rządziła Maria Włosik z Iwaszkiewiczów. Jednak „główną atrakcją był Stolik Słońce, przy którym zbierali się co dzień luminarze literatury PRL-u. Słońce zgasło krótko po ujawnieniu różnicy zdań na temat pewnego poematu. W salonie trwały też trzy inne zespoły: filmowcy, harcerze oraz zagraniczni handlowcy. Duszą filmowców jest Tadeusz Konwicki” – pisał Olgierd Budrewicz na łamach „Stolicy” z 1962 r.

Przechodząc, stukał na powitanie w szybę– W ostatnim czasie stolik był bardzo okrojony. Opuszczali go najbliżsi przyjaciele. Gustaw Holoubek z, którym świetnie się rozumieli, potem Andrzej Łapicki. Przy stoliku Konwickiego zrobiło się bardzo smutno. On sam raczej nie zapraszał nikogo do siebie – opowiada Anna Marszewska.Jak wspomina, przez wiele lat przechodząc codziennie obok jej księgarni przy Wiejskiej 14, stukał na powitanie w jej witrynę. – Często zachodził do nas, by się przywitać. Bardzo ceniłam, że we współczesnym, zabieganym świecie wybitnego człowieka stać na taki gest – mówi.Niestety, nie spotkamy już na spacerze Tadeusza Konwickiego. – Wraz z jego odejściem ogłaszam śmierć intelektualną ulicy Wiejskiej – mówi ze smutkiem Anna Marszewska.Fragmenty książki Tadeusza Konwickiego „Nowy Świat i okolice”, wydawnictwo CzytelnikNowy Świat to ulica w Warszawie. Każde Stare Miasto ma Nowy Świat. Kiedy robiło się ciasno w grodach ściśniętych obronnymi murami i życie pewnego dnia wylewało się poza te mury, poza fosy w wolną przestrzeń łąk, zagajników, ruczajów. Tak powstawały nowe światy. Tak powstał nowy świat za oceanem.

(…)

Warszawski Nowy Świat zobaczyłem po raz pierwszy w 1947 roku, kiedy przeniosłem się z Krakowa razem z tygodnikiem „Odrodzenie”. (…)

Ten sławny szlak królów polskich, który w tamtych latach był wąską ścieżką w kanionie gruzu porastającego suchą trawą i wątłymi brzózkami. Tą ścieżką krętą i wyboistą chodziłem z Bristolu do drukarni, która mieściła się przy pl. Unii Lubelskiej, a później, kiedy przeniosłem się na Franscati, tym wąwozem królewskim chodziłem w niedzielę na spacery w stronę Starego Miasta. A były to wyprawy niebezpieczne i kiedy mijało się hotel Bristol, który był ostatnią wyspą cywilizacji, wchodziło się na pustkowia przypominające Góry Skaliste, gdzie można było stracić zegarek, portfel albo życie.

Bandyci warszawscy mieli wtedy swój sznyt. Nie było nawet mowy o jakimś chamstwie albo o braku wychowania. Rabuś warszawski wychylał się z ciemności, proponując grzecznie transakcję handlową: kup pan cegłę. A wokół jak duchy snuły się dziewczęta lekkich obyczajów, które zwano „Gruzinkami”, gdyż przyjmowały klientów właśnie w gruzach.

(…)

Potem, właściwie nie wiadomo kiedy, Nowy Świat podniósł się z ruin. Stał się raptem na przestrzeni dwóch czy trzech lat przyzwoitą ulicą naśladującą obrazy Canaletta. Bardzo szybko w tych sztucznych zabytkach z osiemnastego wieku zagnieździło się życie może uboższe i bardziej szare niż przed wojną, ale za to agresywne, zachłanne, zwycięskie. I ja się tam pojawiłem jako lokator nowej kamienicy na ul. Górskiego, która biegnie od Szpitalnej i zatrzymuje się od tyłu przed bramą domu na Nowy Świat 41.

Ten Nowy Świat to mój szlak w świetlaną przyszłość albo moja Golgota ze stacjami mojej męki, które jeszcze wyliczę w stosownej chwili. Po tej ulicy zakrzywionej jak szabla turecka chodzę w rześki ranek, kiedy pędzę do pracy dla dobra bliźnich, po tej ulicy płytkiej jak rynsztok snuję się na niedzielnych spacerach z rodziną, na tej ulicy bliskiej jak droga do szkoły zataczam się, czasem wstyd powiedzieć, w godzinach nocnych po spożyciu alkoholu.

Warszawski Nowy Świat to mój wszechświat i mała kometa z niedługim ogonem w tym moim własnym wszechświecie.

(…)

Dalszy ciąg Nowego Światu to Krakowskie Przedmieście w stronę Starego Miasta, natomiast Aleje Ujazdowskie – w kierunku królewskiego Wilanowa. Tu przeżyłem połowę swojego życia. Place, skwery, kościoły, podupadające sklepy, umierające raptem na suchoty kawiarnie i restauracje. Skromna dzielniczka prowincjonalnego artysty.

Więc zaczynałem swoją karierę na kamiennych zwłokach zabitego miasta. Mój nowy świat, wielki świat Europy, kiedy przyjechałem tu z rodzinnej Wileńszczyzny, to było kilkanaście podziurawionych przez kule gmachów i ogromna masa suteren, piwnic, walących się składzików, tuneli śmierdzących rozkładającymi się trupami. Ten nowy świat nie zaskoczył mnie swoim ogromem, przepychem cywilizacyjnym, egzotyką gwałtowności życia. Ten nowy świat cuchnął spalenizną jak miasteczka podwileńskie, straszył biedą jak wsie białoruskie, zachwycał odludziem jak stare puszcze na północ od Niemna.

(…)

Ta ulica skromna i niewielka, a tak istotna dla Warszawy, była świadkiem wielu wydarzeń powojennych, od różnych rozruchów i zamieszek (przepraszam pana cenzora), kiedy częstowani gumową pałką i łykiem gazu wialiśmy przez podwórka na zaplecze tej arterii, aż do wydarzeń szacownych i zgoła historycznych, jak przejazdy prezydentów, pierwszych sekretarzy i papieża Jana Pawła II. Oczywiście jako notoryczny i namiętny gap nie przepuściłem żadnej okazji, a mieszkam tu przecież prawie 30 lat. Więc widziałem chyba w płytkim kanioniku tej ulicy i Nixona, i Cartera, ale nie jestem pewien, natomiast z całą pewnością widziałem tu sławnego Nikitę Chruszczowa i dostojnie nieruchomego Breżniewa. Papież, jadąc tą ulicą, błogosławił wszystkich, więc i mnie dostała się część tego błogosławieństwa.

Mieszkam na tyłach owej uliczki, zatem miałbym trudności z oglądaniem przejazdu tych orszaków. Ale mój teść Alfred Lenica, jak by powiedział Henio – malarz nieprzemakalny, czyli olejny, mieszkał na Nowym Świecie w tej kamienicy, co ma na dole sklep z instrumentami muzycznymi. Więc u Alfreda, mego drogiego teścia i coraz lepszego malarza, choć już nie żyje od siedmiu lat, ale obrazy jego coraz lepiej żyją, więc u Alfreda w pracowni czyhałem na te wszystkie uroczystości, a też na zwykłe pałowanie demonstrantów antyrządowych (jeszcze raz przepraszam pana cenzora).

 

warszawa.gazeta.pl

PiS nie ma pieniędzy. Weźmie kredyt na wybory

11-01-2015
CHAD_031213

 fot. Adam Chelstowski/FORUM

PiS nie ma pieniędzy na tegoroczne kampanie wyborcze i zamierza wziąć kredyt – ustalił „Newsweek”. Mówi się, że może chodzić nawet o 20 mln zł.

– Postawiłem przed Andrzejem zadanie wejścia do drugiej tury – przyznał kilka tygodni temu Jarosław Kaczyński w rozmowie z Jarosławem Gowinem.

Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta, może mieć kłopot z wywiązaniem się z tego zadania, bo partia nie ma pieniędzy na jego kampanię. Jak dowiedział się „Newsweek”, wyjściem z tej sytuacji ma być zaciągnięcie kredytu.

Nieoficjalnie mówi się, że na kontach PiS znajduje się obecnie dwadzieścia kilka mln zł. To zdecydowanie za mało, by przeprowadzić dwie kosztowne kampanie wyborcze.

Nieoficjalnie mówi się, że na kontach PiS znajduje się obecnie dwadzieścia kilka mln zł. To zdecydowanie za mało, by przeprowadzić dwie kosztowne kampanie wyborcze, w tym tę prezydencką, za którą nie ma zwrotu z państwowej kasy. Nasi rozmówcy twierdzą, że w kierownictwie PiS rozważane jest podwojenie zasobów, czyli zaciągnięcie 20 mln zł kredytu.

– To prawda, że PiS chce zaciągnąć kredyt? – pytamy zastępcę skarbnika PiS Henryka Kowalczyka.

– Tak, rozważamy to.

– A w jakim banku?

– Rachunek partyjny mamy w PKO, więc pewnie tam będziemy szukać oferty.

– Może pan powiedzieć, o jaką kwotę chodzi? Nieoficjalnie słyszałem o 20 mln zł.

– Jeszcze za wcześnie, by mówić o sumach. W tej sprawie nie ma jeszcze decyzji.

Więcej o kłopotach finansowych Prawa i Sprawiedliwości przeczytasz w najnowszym numerze „Newsweeka”.

Newsweek.pl

Ludwik Dorn: na PiS postawiłem już krzyżyk

10.01.2015

– Aż tak mi nie za­le­ży, żeby robić z sie­bie idio­tę – mówi w wy­wia­dzie dla „Rzecz­po­spo­li­tej” Lu­dwik Dorn, ko­men­tu­jąc swój ewen­tu­al­ny po­wrót do par­tii Ja­ro­sła­wa Ka­czyń­skie­go. – Mógł­bym za­cho­wy­wać się jak Jacek Kur­ski – ze trzy razy paść na ko­la­na, uca­ło­wać rącz­kę ja­śnie pana (…), ale nie chcę – pod­kre­śla były mar­sza­łek i wi­ce­pre­mier w rzą­dzie PiS.

Zbliżają się wybory, ale dziś niezrzeszony poseł Dorn – jak przekonuje – nie szuka sobie miejsca na listach wyborczych polskich partii. Przynajmniej nie u Jarosława Kaczyńskiego. – Tym bardziej że dla Rzeczpospolitej też nie wiążę z PiS żadnej nadziei – podkreśla.

Dorn jest przekonany, że PiS od lat wykazuje się głównie swoją bezradnością, a partia jest „jakby z definicji” przypisana do pełnienia roli opozycji. W dodatku – jak stwierdza – PiS traci realne poparcie. Czy może więc wygrać wybory w 2015 roku?

– Nawet gdyby tak się stało (…) dobrze byłoby w takiej sytuacji puścić przodem PiS (by podjęło próbę uformowania rządu), niech się wywróci – mówi Dorn. Dzięki temu – zaznacza polityk – przynajmniej „uniknie się awantury” o złamanie „rzekomo świętego obyczaju” formułowania nowego rządu przez zwycięską partię, która pomimo poparcia społecznego nie ma z kim zawiązać koalicyjnego rządu.

PSL przejmuje część elektoratu PiS?

W przeciwieństwie do PSL, które dla wielu opcji politycznych było już koalicyjnym wsparciem. W dodatku to ta partia – zdaniem Ludwika Dorna – przejmuje część elektoratu PiS, co pokazały wyniki ostatnich wyborów samorządowych.

– Mieszkaniec wsi (…) widzi, że pojawiła się w skali masowej grupa rolników, którzy nie jeżdżą tylko zdezelowanymi polonezami, tylko SUV-ami. A przez ten cały czas to PSL zarządzało rolnictwem – zwraca uwagę Dorn. – Ludzie myślą: po co mam głosować na PiS? (…) PSL jest partią, która skutecznie wyrywa pieniądze dla niektórych grup społecznych. Wszyscy wiedzą, że robi to przede wszystkim w swoim interesie, ale skapuje coś i innym – dodaje.

Zbliżają się również wybory prezydenckie. Kandydatem PiS został Andrzej Duda. – Na razie jest ładnie opakowaną chodzącą pustką – mówi Dorn.

Więcej w „Rzeczpospolitej”

Onet.pl

 

Tak mocnych słów Arłukowicza ws. PZ jeszcze nie było. „Dla kogo negocjują? Czy lekarze wiedzą o ich powiązaniach?”

osi, PAP, 05.01.2015
Bartosz Arłukowicz Bartosz Arłukowicz (Fot. TVPInfo)
– Dla kogo negocjował zespół negocjacyjny PZ? Dla pacjentów, dla lekarzy rodzinnych czy może dla spółki Medical Concept, z którą jest związany? – pytał dziś na konferencji minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Mówił też o „planie B” wprowadzonym wraz z m.in. MSW i MON, by pomóc pacjentom w 5 województwach, w których sytuacja jest najgorsza.
– Cała dyskusja dotycząca protestu skupiona jest wokół 3,3 proc. lekarzy w Polsce – powiedział Arłukowicz. Dodał, że problem z umowami na podstawową opiekę zdrowotną w 2015 r. jest w pięciu województwach, a w nich w 23 powiatach.Informacja o przychodniach m.in. na policji i dworcachJak powiedział minister zdrowia, w Polsce jest 160 tys. lekarzy, z tego 3,3 proc. związanych jest z protestującym Porozumieniem Zielonogórskim, które podjęło decyzję o zamykaniu przychodni POZ. Według Arłukowicza, mniej niż 70 proc. umów z NFZ podpisali lekarze rodzinni z pięciu województw i tam trzeba było wprowadzić działania zapobiegawcze; są to: lubuskie, opolskie, podlaskie, lubelskie i podkarpackie. Jak dodał, to regiony, gdzie PZ jest aktywne i gdzie pracuje wielu lekarzy w nim zrzeszonych.Minister zdrowia poinformował też o przebiegu telekonferencji ze wszystkimi wojewodami w Polsce i przedstawicielami kilku ministerstw. – Informacja o czynnych przychodniach będzie rozpowszechniania w sposób jak najbardziej szeroki. Wzmożona została gotowość szpitali MSW i MON. Wojewodowie uczulili wszystkie systemy ratownictwa medycznego, że ich aktywność musi być wzmożona. Na każdym posterunku policji w Polsce będzie wisiała lista przychodni, które pracują w danych powiatach. Podobnie będzie w jednostkach straży pożarnej, placówkach oświatowych i dworcach kolejowych – wymieniał Arłukowicz.Arłukowicz ujawnia kulisy negocjacji z PZBez wątpienia najmocniejszym fragmentem konferencji było ujawnienie przez Arłukowicza kulis negocjacji z PZ. Minister powiedział, że jeszcze przed ostatnim dniem negocjacji z ministerstwem, PZ zaleciło lekarzom zamknięcie gabinetów 2 stycznia. Arłukowicz zastanawiał się też, „dla kogo negocjowali przedstawiciele PZ. Dla pacjentów, lekarzy, czy siebie samych”. – Czy ciężko pracujący lekarze PZ wiedzą, że ich przedstawiciele są biznesowo powiązani? Że zasiadają we władzach spółki Medical Concept? – pytał Arłukowicz.Czym jest firma wspomniana przez ministra? Jak pisał „Puls Biznesu”, to „komercyjna sieć placówek leczniczych” związana z PZ. Miałaby ona leczyć pacjentów, którzy wykupią sobie w niej abonament lub ubezpieczenie.

„PZ chciało opłat od pacjentów”

– Dziś przekazuję wszystkie dokumenty związane z [negocjacjami z PZ – red.] – oświadczył Arłukowicz. – PZ zażądało w listopadzie zniesienia jakiejkolwiek kontroli nad jakością pracy lekarzy rodzinnych. Żądano też finansowania lekarza rodzinnego, który trafnie rozpoznaje tylko 1 na 50 przypadków – ujawnił. Minister dodał, że skład negocjacyjny PZ zażądał 9 grudnia, by „zostały wprowadzone opłaty dla pacjenta za wejście do przychodni lekarza rodzinnego i możliwości całkowitego zamknięcia gabinetu na określoną liczbę dni roboczych w ciągu roku”.

Arłukowicz zdradził też, że na końcowym etapie negocjacji „prawie udało się osiągnąć konsensus z PZ”. – Porozumienie zaproponowało 17 grudnia w resorcie zdrowia stawkę kapitacyjną [na pacjenta – red.] w wysokości 126 złotych rocznie, co dawało koszty dla budżetu w wysokości 1 mld 177 mln złotych. 29 grudnia do zespołu negocjacyjnego dołączył dr Marek Twardowski i zmieniono oczekiwania finansowe. Stawka kapitacyjna miała wynieść 138 złotych, co dawało wydatek 2 mld 54 mln złotych – powiedział Arłukowicz, wyjaśniając, że na to ministerstwo już nie mogło przystać.

„PZ już dzień przed końcem negocjacji…”

– Już 28 grudnia PZ wystosowało wytyczne dla lekarzy, w których stwierdzono, że gabinety POZ od 2 stycznia mają być nieczynne – oświadczył Arłukowicz, podkreślając, że było to jeszcze przed ostatnim dniem negocjacji z jego resortem, które odbyły się 29 grudnia.

Minister przedstawił też dziennikarzom fragmenty stenogramów z rozmów z lekarzami PZ. Cytował m.in. dr. Twardowskiego, który obstawał przy stawce 138 złotych za leczenie pacjenta rocznie.

– Czuję dyskomfort, cytując jego słowa. Brzmiały one: „Jeśli my mamy przyjmować więcej pacjentów i wykonywać więcej obowiązków, to nam się należy jak psu buda”. Przekazuję dokumenty, by mówić o faktach, nie spekulować – oświadczył minister zdrowia. Wraz z nim na konferencji byli lekarze, których obecność ma udowadniać, „że PZ nie zarządza całym systemem”.

Arłukowicz zdradził ponadto, że przedstawiciele PZ oświadczyli, iż mogą podpisać kontrakty jedynie na 9 miesięcy. Wygasałyby więc one 30 września 2015 roku, czyli w okresie wyborów parlamentarnych.

„Nazywają siebie lekarzami”

– Tak, PZ chciało, by pacjent płacił za wejście do lekarza rodzinnego, jego skład negocjacyjny jest powiązany biznesowo. To są fakty. Może warto zadać pytanie zarządowi PZ, jaką część stawki kapitacyjnej zwykli lekarze muszą odprowadzać do PZ, by być jego członkiem. Ja znam odpowiedź na to pytanie, [ale nie jestem upoważniony, by ją przekazywać – red.]. Może warto zadać pytanie, ile tysięcy trzeba zapłacić, by być w spółce Medical Concept? Trzeba o to zapytać tych działaczy, którzy nazywają się lekarzami, choć oczywiście nimi są – mówił rozemocjonowany minister.

Na końcu konferencji pytanie zadał mu dziennikarz radia RMF FM: – Kiedy pojawią się te informacje m.in. na dworcach o otwartych przychodniach? Bo to brzmi, jak by pan zapowiadał stan wyjątkowy czy wojenny. Czy pan jest gotowy na strajk w służbie zdrowia? Bo jeśli będzie strajk, to już nie będzie tylko problem z 3,3 proc. lekarzy.

Arłukowicz wyjaśnił, że wspomniane informacje będą wywieszone najpewniej do końca tygodnia i raz dziennie aktualizowane. – Ja dziś oglądałem konferencję dr. Bukiela [przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy – red.]. On nawołuje do strajku, ale ja nie znam dnia, w którym on tego nie robi. Biorąc pod uwagę liczbę podpisania umów z lekarzami w kraju, mogę powiedzieć, że (…) zapewniamy bezpieczeństwo zdrowotne Polaków – oświadczył Arłukowicz.

Członkini Medical Concept komentuje

Jest już komentarz do słów ministra o spółce Medical Concept pochodzący od Teresy Dobrzańskiej-Pielichowskiej, jednej z jej członkiń.

Według kobiety, która jest też prezes LZLRP, słowa ministra to po prostu próba zdyskredytowania lekarzy w oczach opinii publicznej. – Medical Concept powołaliśmy w 2010 roku, więc to stara sprawa. Dlaczego wyciąga się ją dopiero teraz? – pyta retorycznie Dobrzańska-Pielichowska.

Więcej o Medical Concept >>>

gazeta.pl

W najnowszej „Vivie” wywiad z Bieńkowską. Chodzi do wróżki, ma kredyty, przyjaźni się z kucharką…

AB, osi, 05.01.2015
B. minister infrastruktury i rozwoju, obecnie komisarz UE, Elżbieta BieńkowskaB. minister infrastruktury i rozwoju, obecnie komisarz UE, Elżbieta Bieńkowska (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)
– Nigdy nie sądziłam, że zajdę tak wysoko – mówi w rozmowie z „Vivą” unijna komisarz i b. wicepremier Elżbieta Bieńkowska. W wywiadzie udzielonym gazecie zdradza też, że bardzo lubi wróżby i horoskopy, zakupy robi na wyprzedażach oraz, „jak większość Polaków”, ma kredyty do spłacenia.
Najnowsza „Viva” to kolejny numer tej gazety, którego bohaterką jest ważna kobieta polskiej sceny politycznej. W grudniu na okładce dwutygodnika znalazła się premier Ewa Kopacz; szefowa rządu udzieliła też wywiadu, w którym opowiadała m.in. o politycznych i życiowych wyborach, przyjaźni z córką i miłości do wnuka. Niestety, więcej komentarzy niż sama rozmowa wzbudziły wtedy zdjęcia premier – internauci nie pozostawili suchej nitki na wizerunku Kopacz, który został drastycznie zmieniony przez grafików.Premier była krytykowana również za to, że obok jej zdjęć w magazynie pojawiły się nazwy i adresy firm, które wypożyczyły do sesji m.in. okulary, ubrania i meble. – To się nazywa lokowanie produktu, a premier nie jest od tego, żeby lokować produkt – grzmiał Roman Giertych. Do tych zarzutów odniosła się sama Kopacz: – Nie było w tym moich złych intencji. Absolutnie, jest mi z tego powodu przykro – mówiła.Bieńkowska: Nie pracuję w polityce dla pieniędzyW noworocznym numerze gazeta zapowiada „pierwszą tak szczerą” rozmowę z Elżbietą Bieńkowską. Unijna komisarz opowiada w niej m.in. o przesłuchaniu w Parlamencie Europejskim, początkach kariery politycznej i swojej słynnej szczerości. W wywiadzie b. minister zapewnia też, że nie pracuje w polityce dla pieniędzy. „Jako wicepremier zarządzałam miliardami euro, a zarobki nie były adekwatne do poziomu zaangażowania, odpowiedzialności, stresu i poświęcenia (…), jakie ta praca ze sobą niesie. Nie było łatwo, jak większość Polaków mamy kredyty do spłacenia” – zwierza się.Jak dodaje, „teraz jej sytuacja materialna się poprawi, ale nie jest w stanie sobie wyobrazić na ile”. Mimo to ulubionym miejscem zakupów Bieńkowskiej pozostają wyprzedaże. „Mam zakodowane, że skoro można kupić coś 40 proc. taniej, to czemu płacić pierwotną cenę” – odpowiada, zapytana, „czy nie musi już robić zakupów w second-handach”.W kolejnej części rozmowy komisarz dodaje, że jest bardzo samodzielna. „Nigdy z żadną koleżanką, których zresztą nie mam wiele, nie byłam na zakupach. Mam przyjaciółkę od czasów wczesnego dzieciństwa, pracuje jako kucharka. Uwielbiam jej wiedzę życiową i komentarze. Ale nawet jej nie pokazałabym się w sklepowej przymierzalni” – mówi.„Bardzo lubię wróżby i horoskopy. Poprawiają mi humor”W kolejnej części wywiadu poruszony został też temat sukcesów politycznych b. minister. – Nigdy nie sądziłam, że zajdę tak wysoko – podkreśla w rozmowie z „Vivą” Bieńkowska. – Ale wydaje mi się, że ja wszystko osiągam dlatego, że za tym nie biegam za wszelką cenę, nie uganiam się za posadami, nie zabiegam o nic na siłę i nigdy nie idę po trupach do celu. Nigdy w życiu – zapewniła unijna komisarz.Gdy dziennikarka dopytywała, czy Bieńkowska uważa, że „co ma być, to i tak będzie”, b. minister w rządzie Donalda Tuska dość nieoczekiwanie przyznała się do korzystania z usług wróżek. „Tak. Niedawno numerolożka postawiła mi horoskop z daty urodzenia. Jestem Wodnikiem. Powiedziała, że wszystko w moim życiu dzieje się w sposób bardzo naturalny dzięki mojej dobrej pracy. Ta pani nic o mnie nie wiedziała, a wszystko się zgadzało, nawet daty” – opowiadała. Jak dodała, „bardzo lubi wróżby i horoskopy, bo poprawiają jej humor”.

Temat astrologii wrócił w kolejnej części rozmowy – tym razem poświęconej życiu prywatnemu komisarz. „Śmiałam się ostatnio, że przez 27 lat małżeństwa robię wszystko, czego chce mój mąż. A on uważa, że jest odwrotnie. Przekomarzamy się, kłócimy, miewamy kryzysy, ale ja naprawdę liczę się z jego zdaniem” – zapewniała Bieńkowska. „My także nie jesteśmy superspokojną parą, kłócimy się czasami o mało istotne sprawy. Mój mąż jest zodiakalnym Baranem i zawsze musi postawić na swoim” – odpowiedziała na uwagę dziennikarki, że „kryzys nie omija żadnego związku”.

„Na starość zaopiekuję się piętnastoma psami”

Bieńkowska wspomina także, że jako dziecko była bardzo nieśmiała. „Teraz też miewam takie momenty, kiedy mnie zatyka, ale potrafię to już przełamywać. Nauczyłam się tego, że mówię, co myślę. Nikogo nie udaję” – zaznacza.

Unijna komisarz zdradziła również, że kocha zwierzęta, a jej trzy kundelki są traktowane jak członkowie rodziny, a gdy „słyszy o tragedii jakiegoś zwierzaka, serce jej krwawi”. „Rozmawiamy z mężem, że na starość zaopiekuję się piętnastoma psami. A on na to, że – znając mnie – to nie piętnastoma, ale stu piętnastoma” – mówi.

Na Twitterze fala złośliwości

Jak to przy wielu podobnych okazjach bywa, pod adresem Bieńkowskiej przelała się na Twitterze fala złośliwości w kontekście jej wyznania dot. wizyt u numerolożki:

gazeta.pl

„Do Rzeczy”: Komorowski znów poluje. Kancelaria: „Przypuszczeń i domniemań nie komentujemy”

mig05.01.2015
Bronisław KomorowskiBronisław Komorowski (fot. Przemek Wierzchowski / AG)
Bronisław Komorowski nie zrezygnował z hobby myśliwskiego i – w tajemnicy – znów poluje – pisze tygodnik „Do Rzeczy”. Co na to kancelaria prezydenta? – Przypuszczeń i domniemań red. Cezarego Gmyza kancelaria nie będzie komentować – mówi portalowi Gazeta.pl dyrektor biura prasowego KPRP Joanna Trzaska-Wieczorek.
Komorowski wrócił do polowań – pisze w najnowszym wydaniu tygodnik „Do Rzeczy”., Cezary Gmyz.A przecież deklarował w kampanii wyborczej w 2010 r. w rozmowie z TOK FM, że na prośbę dzieci i wnuków spróbuje się od tego hobby, kontrowersyjnego dla wielu wyborców, powstrzymać.

Prezydent znów poluje?

Według „Do Rzeczy” organizatorem prezydenckich polowań jest firma Biuro Polowań Niwa Jerzy Golbiak. Jej właściciel w rozmowie z tygodnikiem zaprzeczył tym twierdzeniom.

Mieszkańcy miejscowości Krzesk-Królowa Niwa, gdzie Komorowski przyjeżdżał polować jeszcze przed prezydenturą, mówią tymczasem o przylotach śmigłowca „z biało-czerwoną szachownicą” i późniejszych odgłosach polowań. To właśnie w tej miejscowości mieści się siedziba biura Jerzego Golbiaka.

Kolejnym argumentem „Do Rzeczy”, który ma przemawiać za potwierdzeniem tezy o powrocie prezydenta do polowań, ma być to, iż BOR prosi okoliczne szpitale o „zabezpieczenie na czas wizyty” dwóch jednostek krwi grupy takiej, jaką ma polski prezydent.

Kancelaria prezydenta: Przypuszczeń nie komentujemy

Zadzwoniliśmy do Kancelarii Prezydenta. Poprosiliśmy o komentarz ws. informacji tygodnika „Do Rzeczy”. – Przypuszczeń i domniemań red. Cezarego Gmyza Kancelaria Prezydenta nie będzie komentować – odpowiedziała nam dyrektor biura prasowego KPRP Joanna Trzaska-Wieczorek. Zapytaliśmy też o to, czy prezydent istotnie znów poluje. Nie uzyskaliśmy jednak ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia informacji „Do Rzeczy”.

Dlaczego szefowa biura prasowego KPRP mówi o „przypuszczeniach i domniemaniach”? Istotnie, w tekście brak zdjęć dokumentujących konkretne polowanie Komorowskiego w rejonie, który wskazał red. Gmyz. Nikt też nie widział prezydenta wysiadającego ze „śmigłowca z biało-czerwoną szachownicą” i ruszającego ze strzelbą w las.

W drugiej części publikacji „Do Rzeczy” przygląda się firmie Jerzego Golbiaka, która organizuje polowania m.in. w Rosji, do czego potrzebne są, zdaniem rozmówców tygodnika, „znajomości”, a także przypomina rzekome „przemilczenie” przez główne media tematu polowań podczas kampanii wyborczej.

gazeta.pl

Dodaj komentarz