Związkowcy w szampańskich nastrojach, premier Kopacz w Katowicach. Jest porozumienie
– Idziemy w dobrych nastrojach, wyspaliśmy się wreszcie. Mamy nadzieję, że dzisiaj podpiszemy dobre porozumienie dla załóg górniczych – mówił rano szef związku zawodowego Kadra Dariusz Trzcionka. Zaznaczył, że są jeszcze pewne szczegóły do dopracowania.
Premier Kopacz w Katowicach
Związkowcy już od rana byli w szampańskim nastroju i dawali do zrozumienia, że porozumienie wkrótce będzie gotowe. O godz. 16.40 w urzędzie wojewódzkim pojawiła się premier Ewa Kopacz. Ma podpisać porozumienie. Później odbędzie się konferencja z udziałem premier Kopacz, pełnomocnika rządu ds. restrukturyzacji górnictwa Wojciecha Kowalczyka oraz szefa śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominika Kolorza.
Grzesik: To jest nasze wspólne zwycięstwo
– Nastroje są bardzo dobre, jesteśmy bardzo blisko wypracowania porozumienia. Zgodnie z tym, co już zostało wynegocjowane, nikt nie straci pracy i żadna kopalnia nie zostanie zamknięta – mówił rano Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80.
Równie optymistycznie wypowiadał się Jarosław Grzesik, szef górniczej „Solidarności”. – Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w protestach i nas wspomagali, to jest nasze wspólne zwycięstwo – powiedział.
Związkowcy nie chcieli mówić o szczegółach ustaleń. Według nieoficjalnych informacji z rozmów rząd wycofał się z planów likwidacji kopalń – co było najważniejszym postulatem związkowców – na rzecz daleko idącej restrukturyzacji tych zakładów.
O porozumieniu pisał też na swoim blogu wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. – Wczoraj i dzisiaj od rana w Kancelarii PRM na bieżąco, w licznym składzie, analizowaliśmy przebieg negocjacji z reprezentacją związkową Kompanii Węglowej. Zakończyliśmy pracę pół godziny temu. Zanosi się na to, że nastąpiło ostateczne zbliżenie stanowisk i dzisiaj po południu zostanie podpisane porozumienie. Kluczowe dla porozumienia były zapisy w przyjętej w tym tygodniu ustawie – napisał w sobotę po południu.
Jeszcze przed sobotnim spotkaniem szef śląsko-dąbrowskiej „S” Dominik Kolorz zdradził, że przedmiotem rozmów poza utrzymaniem miejsc pracy było to, w jaki sposób przeprowadzić procesy naprawcze najsłabszych kopalń; innym tematem byli potencjalni inwestorzy.
– Chodzi o porozumienie, dzięki któremu wygranymi będą górnicy, a nie my, uczestniczący w tym spotkaniu – podkreślał szef „Solidarności” z kopalni Brzeszcze Stanisław Kłysz.
Strajk i marsze w śląskich miastach
Rządowy plan naprawczy dla Kompanii Węglowej w pierwotnej wersji zakładał sprzedaż nowej, zawiązanej przez Węglokoks spółce celowej dziewięciu z 14 kopalń KW. Z pozostałych jedną ma kupić Węglokoks (Piekary), a kolejne cztery mają być przekazane Spółce Restrukturyzacji Kopalń. Chodzi o Bobrek-Centrum, Sośnica-Makoszowy, Pokój i Brzeszcze. Według związkowców oznaczałoby to likwidację tych kopalń. Premier Ewa Kopacz zapewniła, że rząd nie chce likwidować kopalń, lecz je restrukturyzować.
Śląski Urząd Wojewódzki poinformował, że w sobotę rano w 20 kopalniach protestowało 2249 górników, z czego ponad 1600 na powierzchni. Jako pierwsi akcję rozpoczęli przed kilkoma dniami górnicy z czterech kopalni przewidzianych do likwidacji, później dołączyli do nich pracownicy innych zakładów KW oraz innych spółek węglowych.
W piątek plan dla Kompanii Węglowej skrytykowali wojewódzcy radni, którzy przyjęli uchwałę w tej sprawie na nadzwyczajnej sesji. Wezwali rząd do stworzenia długofalowej polityki dla naprawy branży, zamiast doraźnych działań.
Każdego dnia w śląskich miastach są też organizowane pikiety, marsze i blokady dróg. Kolejny rozpoczął się w sobotę po południu w Zabrzu. Bierze w nim udział kilka tysięcy ludzi. W mieście odbędzie się dziś gala wręczenia Laurów Umiejętności i Kompetencji. Główny Laur został przyznany prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, ale – jak przekazali organizatorzy – nie będzie on uczestniczył w uroczystości ze względu na inne obowiązki.
Piechociński: Porozumienie po południu
„O kłopotach górnictwa długo nie mówiono otwarcie – Kopacz niesie ten krzyż. A Tusk jeździł na Śląsk, by kiwać się z Bieńkowską przy piwie”
Według prof. Wiesława Władyki, zachowanie pani premier w czasie kryzysu górniczego, zasługuje na pochwały. – Muszę z uznaniem powiedzieć, że Ewa Kopacz robi bardzo dużo, by nie podgrzewać konfliktu. Jest spokojna, nie daje się obrazić. Zaczyna być ekspertem od górnictwa. A o kłopotach sektora dowiedziała się krótko po tym, jak została premierem – mówił publicysta „Polityki” w „Poranku Radia TOK FM”.
Nie o wszystkim się mówiło
Jak ocenił prof. Władyka, zachowanie szefowej rządu trzeba docenić, bo nie tylko ją mogła zaskoczyć skala kłopotów Kompanii Węglowej. – Pewne rzeczy nie były jawne i otwarcie nazywane. Nie wykładało się tego na stół. Dramat spadł na panią premier znienacka. A Tusk jeździł na Śląsk i bujał się z min. Elżbietą Bieńkowską przy piwie, z okazji Barbórki.
Tomasz Lis przyznał, że nie podoba mu się reakcja byłego premiera, na pytania o kłopoty górnictwa. „Każdy premier ma swój krzyż do udźwignięcia. Jeden rząd musi się zająć emeryturami, drugi rząd musi się zająć jakimiś innymi trudnymi decyzjami. Na barki Kopacz spadło sfinalizowanie rozmów z górnikami” – mówił szef Rady Europejskiej.
– Nie podoba mi się ten ton. Mam wrażenie, że Donald Tusk z tego kpi. Podoba mi się to, co robi premier Kopacz. Program rządowy jest racjonalny. Ona została z tym krzyżem zawieszonym na plecach – powiedział szef „Newsweeka” w TOK FM.
Efekt poznamy jesienią
Kłopoty górnictwa to drugi – obok noworocznego kryzysu w służbie zdrowia – test rządu Ewy Kopacz. Zdaniem Lisa, zwłaszcza kryzys wywołany problemami kopalń będzie miał decydujący wpływ na wyniki jesiennych wyborów parlamentarnych.
Jak stwierdził, obserwujemy właśnie „szalenie istotny i ciekawy proces, dojrzewania Ewy Kopacz, do stanowiska które pełni”. – W zależności od tego, jak ten proces będzie postępował – i czym się skończy – zależy czy Kopacz będzie po wyborach szefową rządu, czy kimś innym.
Platforma Obywatelska jest liderem najnowszego sondażu poparcia dla partii politycznych, przygotowany przez CBOS. Na ugrupowanie Ewy Kopacz chce głosować 40 proc. wyborców, a na drugi w zestawieniu PiS – 29 proc.
- „Co to jest za system, do cholery!”. Żakowski o „menedżerach cwaniakach”, którzy „rozwalają” spółki górnicze
- Szef śląsko-dąbrowskiej „S”: Nie ma światełka w tunelu, ale jest iskierka
- Wiplerowi puściły nerwy. Krzyczy do Kopacz: „Lawirantka”. Ławy PO: Pijak, pijak!
- Wystąpienie Kopacz: „Albo naprawimy 4 z 14 kopalń, albo cała Kompania Węglowa upadnie”
PiS złoży ustawę górniczą do Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli prezydent ją podpisze
– Nie zgadzamy się nie tylko z samą treścią rozwiązań, które proponuje koalicja PO-PSL prowadzących do likwidacji górnictwa, likwidacji w tej chwili czterech kopalń w Małopolsce Zachodniej i na Śląsku. Być może za kilka miesięcy pani premier zacznie opowiadać o trwale nierentownych kopalniach spośród tych pozostałych, które również jej zdaniem powinny być zlikwidowane. I jeszcze będzie próba wmawiania Polakom, a tak naprawdę ich oszukiwania, że chodzi o ratowanie miejsc pracy. To jest likwidacja miejsc pracy w Polsce. Nie zgadzamy się z tym – mówiła wiceprzewodnicząca PiS Beata Szydło.
I dodała: – Ale nie zgadzamy się również z samym sposobem procedowania tej ustawy. A przede wszystkim bardzo mocno i wyraźnie protestujemy przeciwko łamaniu konstytucji RP.
Z apelem o niepodpisywanie ustawy do Bronisława Komorowskiego już wcześniej zwrócił się kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda. Podczas wczorajszej konferencji prasowej sytuację na Śląsku nazwał nie tylko dramatem społecznym, ale też stwierdził, że jest to „sprzeczne z polską racją stanu”.
– Zadaniem prezydenta jest tworzenie klimatu porozumienia i mam nadzieję, że prezydent Komorowski takie działania podejmie- stwierdził. W tej sprawie skierował też do głowy państwa specjalne pismo.
- Nocne głosowanie: Po awanturze Sejm przyjął plan naprawy górnictwa
- Ile operacja „restrukturyzacja kopalń” będzie kosztować Platformę? Opozycja zjeżdża pod ziemię
- Wystąpienie Ewy Kopacz w TVP o górnictwie: Chcę nie likwidować, tylko naprawiać
- Piechociński: Bez restrukturyzacji Kompania Węglowa upadnie. Palikot: Odwołać Piechocińskiego
Kopacz: Jestem zdeterminowana, by rozwiązać problem na Śląsku. Rząd i górnicy mają wspólny cel
„Rząd i górnicy mają wspólny cel”
Kopacz dodała, rozmowy z centralami związkowymi reprezentującymi protestujących górników „uzbroiły” ją w przekonanie, że obie strony czyli rząd i górnicy mają wspólny cel. – Rozmawialiśmy przed 12 godzin, twardo rozmawialiśmy o tym problemie. Przedstawiłam plan naprawy górnictwa, a konkretnie Kompanii Węglowej. Pochylaliśmy się nad każdym z tych punktów, oddzielnie rozmawialiśmy o każdej z tych kopalni – mówiła.
– Jestem bardzo zdeterminowana, żeby ten problem rozwiązać. Dla mnie nie ma cenniejszej rzeczy niż miejsce pracy, stabilność i bezpieczeństwo rodzinne tego górnika, który wykonuje ciężką pracę – zaznaczyła premier.
„Po restrukturyzacji Kazimierza Juliusza mamy zysk 25 zł na tonie węgla”
Szefowa rządu odniosła się też do październikowego expose, w którym mówiła m.in. o bezpieczeństwie energetycznym i dialogu z ludźmi. Premier zaznaczyła, że z tych obietnic zaczęła się wywiązywać od razu. – 1 października usłyszałam, że za chwilę będzie upadać spółka Kazimierz Juliusz. Tam był większy problem, nie chodziło tylko o miejsca pracy – tłumaczyła.
Kopacz przypomniała, że zadłużona kopalnia i jej zarząd zastawili nawet mieszkania górników, przez co pracownikom spółki zaczęło grozić widmo zostania bez dachu nad głową. Premier tłumaczyła, że został wtedy wprowadzony program naprawczy, który pomógł szybko zakończyć problemy Kazimierza Juliusza. – Średnia strata na wydobyciu tony węgla przez ostatnie 11 miesięcy wynosiła tam 168 zł. Po restrukturyzacji mamy zysk 25 zł na tonie – Taką samą ścieżkę proponuję tym czterem kopalniom, które przynoszą niemal 80 proc. strat –
Przy okazji premier przypomniała, że plan naprawczy rządu obejmuje restrukturyzację kopalni, a nie ich zamykanie.
„Żeby była możliwa restrukturyzacja, trzeba dać pieniądze”
Kopacz została też zapytana o to, czy Polska nie może się zwrócić do UE o zgodę na dofinansowanie górnictwa ze środków publicznych (tak, jak miało to miejsce np. w przypadku LOT-u). – Żeby była możliwa restrukturyzacja, trzeba dać pieniądze, bez nich nic się nie naprawi. Może też trzeba pomyśleć o tym, żeby ci ludzie , którzy tam pracują powiedzieli: skoro dzisiaj jest tak trudna sytuacja, to my w tym uczestniczymy – mówiła. Jak dodała, zwracała się do przedstawicieli związków zawodowych, że restrukturyzacja kopalń to wspólny interes.
Premier nie udzieliła jednak konkretnej odpowiedzi na pytanie prowadzącego. Szefowa rządu nie wyjaśniła też, dlaczego wierzy w sukces programu naprawczego prowadzonego przez specjalny, istniejący od 7 miesięcy zespół, skoro poprawa sytuacji w Kompanii nie uległa zmianie przez ostatnie 7 lat.
Prowadzący „Fakty po faktach” chciał również widzieć, czy Kopacz czuje się pozostawiona sama z problemem górnictwa i obietnicami Donalda Tuska. – Nie, czuję się jak osoba, która ma sprostać wyzwaniu dotyczącemu ludzi i ich problemów. Ja zawsze oceniałam Donalda Tuska jako człowieka, który twardo stąpa po ziemi – podkreśliła.
- Nowy spot Andrzeja Dudy o górnictwie. „PO chce odebrać Polakom miejsca pracy” [WIDEO]
- Nowy sondaż: nazwisko prezydenta poznalibyśmy już w I turze. Ogórek na 3. miejscu
- Sprawozdanie KNP za 2013 r. odrzucone. Prezes partii: Odwołamy się, ale i tak nic nie tracimy
- „Jestem górnikiem” – SLD wspiera górników symbolem po zamachach w Paryżu. „Niesmaczne, żenada”
Nowy spot Andrzeja Dudy o górnictwie. „PO chce odebrać Polakom miejsca pracy” [WIDEO]
Inną wizję przedstawia Polakom Duda. – Polska potrzebuje dziś budowania nowych szans – podkreśla w spocie. – Odbudujemy polski przemysł, stworzymy miejsca pracy i zapewnimy godne warunki życia. To da się zrobić. Potrzebne są tylko odważne decyzje i władza, która myśli i troszczy się o obywatela – zapewnia kandydat PiS.
„Kampania Dudy wciąż jest w rozsypce”
To drugi spot wyborczy podczas kampanii europosła. Przed Bożym Narodzeniem mogliśmy jednak zobaczyć tylko krótkie wideo z życzeniami świątecznymi:
Kandydaturę Dudy na prezydenta PiS ogłosiło 11 listopada. Kilka tygodni później rada polityczna ugrupowania zatwierdziła ten wybór.
Dziennikarze „Newsweeka” ocenili jednak w nowym numerze tygodnika, że kampania Dudy „wciąż jest w rozsypce”. Brak pieniędzy, ludzi i pomysłów – punktował Michał Krzymowski.
Duda: Jeśli specustawa trafi w szybkim tempie do Senatu, to „wiemy gdzie mieszkacie i immunitet wam nie pomoże”
– Chciałbym zaapelować do pani premier, by projekt, który jest tak szybko procedowany w Sejmie, a który zakłada likwidację miejsc pracy, likwidację czterech kopalń: Pokój, Bobrek-Centrum, Brzeszcze, Makoszowy-Sośnica, by powstrzymać ten projekt w Sejmie, usiąść i prowadzić rozmowy – powiedział Duda.
Kolejarze już chcieli dołączyć do strajku
Szef „Solidarności” zapowiedział też, że do górniczych protestów mogą dołączyć kolejarze, energetycy, pocztowcy i być może zbrojeniówka.
– Kolejarze chcieli już faktycznie od dziś, jutra czynnie włączyć się w tę akcję. Dajemy szansę jednak rządowi. Z tego miejsca apeluję jeszcze raz do pani premier, aby delegacja rządowa, która mam nadzieję, że przyjedzie na rozmowy, wycofała się z likwidacji czterech kopalń – bo to jest warunek do kolejnych rozmów – mówił na konferencji prasowej w Warszawie Duda.
Protest mógłby wykroczyć poza Śląsk
Liderzy „S” nie ujawnili, w jakiej formie miałyby przebiegać ewentualne protesty. Przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ „S” Henryk Grymel zapowiedział jedynie, że ewentualny protest objąłby nie tylko Śląsk. Jak mówił, kolejarze rozważają różne scenariusze.
– To już nie jest sprawa naszych wspaniałych górników, to jest sprawa wszystkich polskich pracowników. Bo dzisiaj górnicy, jutro kolejarze, pojutrze energetycy i pozostali pracownicy. To dotyczy nas wszystkich – powiedział Duda.
„Wiemy, gdzie mieszkacie…”
– Protest się będzie rozszerzał, jeśli nie dojdzie do porozumienia z delegacją rządową – kontynuował Duda. Potem przeszedł do ostrzejszych słów. – Jeśli specustawa trafi w szybkim tempie do Senatu, to my wiemy co mamy robić. Chciałem posłom ze Śląska powiedzieć jedno: my wiemy kim jesteście, znamy wasze adresy, wiemy gdzie mieszkacie i immunitet wam nie pomoże – powiedział.
– Groźba jest karalna w Polsce – odparł jeden z dziennikarzy, na co Duda zaczął się wycofywać. – Po prostu wiemy gdzie mieszkają i jak się nazywają, to czy to jest groźba karalna? – odpowiedział.
Na takie słowa szefa „S” odpowiedział na Twitterze poseł Borys Budka ze Śląska: „Naszym rodzinom też będziecie grozić?
- Premier: Oferujemy górnikom uczciwe warunki – nie mówimy: oddajcie przywileje, deputaty węglowe
- Tusk: Każdy z premierów dźwiga swój krzyż. W przypadku Kopacz jest to strajk górników
- „Sytuacja w górnictwie jest dramatycznie zła! Trzeba dać możliwość rezygnacji z pracy wszystkim górnikom w KW”
- „Nie ma alternatywy dla węgla. Dzięki pracy górników nauczyciele, szewcy, pielęgniarki mają pracę”
Terlikowski o „pigułce po”: Trutka na dzieci i kobiety powinna być nielegalna [KOMENTARZE]
Wielu użytkowników serwisu ucieszyło jednak stanowisko ministerstwa:
Niektórzy, jak Michał Majewski z „Wprost”, komentowali decyzję MZ w mocno żartobliwym tonie:
Z kolei Klaudiusz Slezak z Polsat News zwraca uwagę, że bez edukacji seksualnej w szkołach zmiany w przepisach mogą się okazać ryzykowne:
„Tabletki po” są dostępne w większości krajów UE
Dostępny w większości krajów UE preparat ellaOne to produkt antykoncepcyjny zawierający octan uliprystalu, przeznaczony do stosowania w przypadkach nagłych, aby zapobiec ciąży po odbyciu stosunku płciowego bez zabezpieczenia lub w przypadku, gdy zastosowana metoda antykoncepcji zawiodła. Pigułki te mają działać poprzez zatrzymanie uwalniania komórki jajowej przez jajniki. Został on dopuszczony do obrotu w UE w 2009 r.
Według ekspertów Europejskiej Agencji ds. Leków, choć pigułki mogą być skuteczne, jeśli zostaną przyjęte w ciągu 5 dni po stosunku płciowym, to ich skuteczność jest najwyższa, gdy zostaną zastosowane w ciągu 24 godzin. „Zniesienie wymogu otrzymania recepty na ten lek powinno ułatwić kobietom dostęp do niego i przez to zwiększyć jego skuteczność” – oceniła Komisja Europejska.
- Sprawozdanie KNP za 2013 r. odrzucone. Prezes partii: Odwołamy się, ale i tak nic nie tracimy
- „Jestem górnikiem” – SLD wspiera górników symbolem po zamachach w Paryżu. „Niesmaczne, żenada”
- Szef PE o wypowiedzi Korwin-Mikkego o meczetach: „To przypadek dla służb medycznych”
- Pigułka „po” będzie dostępna w Polsce bez recepty. „Decyzja Komisji Europejskiej była bezwarunkowa”
PiS: „Niech Tusk realizuje polskie interesy i pomoże górnictwu”
Zdaniem polityka opozycji, rząd nie chce porozumienia z górnikami. – Rozmowy ze związkami zawodowymi to była PR-owa sztuczka premier Kopacz, która po serii wpadek wizerunkowych chce pokazać, że prowadzi realną politykę. Górnicy stali się ofiarą pani premier – oznajmił Mastalarek.
Na porannej konferencji prasowej w Sejmie, Mastalerek ponowił także apel Prawa i Sprawiedliwości do prezydenta Bronisława Komorowskiego o zawetowanie przepisów pozwalających na likwidację kopalń. – Prezydent ma wszystkie narzędzia do tego, by przerwać szaleństwo rządu Ewy Kopacz – oświadczył rzecznik PiS.
Negocjacje bez porozumienia
Na Śląsku trwa akcja protestacyjno-strajkowa w związku z rządowym planem naprawczym dla Kompanii Węglowej. We wtorek nad ranem fiaskiem zakończyły się blisko 12-godzinne rozmowy premier Ewy Kopacz i górniczych związków zawodowych na ten temat. Negocjacje mają być jednak kontynuowane. Premier po spotkaniu ze związkowcami oceniła, że rozmowy odbyły się „w dobrej atmosferze.” Zapewniła też, że rząd nie chce likwidować zakładów, ale je restrukturyzować i że punktem wyjścia do dyskusji był przyjęty przez rząd plan naprawczy.
Wywołał on falę protestów na Śląsku. Przewiduje bowiem sprzedaż nowej, zawiązanej przez Węglokoks spółce celowej, 9 z 14 kopalń zrzeszonych w Kompanii. Z pozostałych jedną ma kupić Węglokoks Piekary, a kolejne cztery przeznaczone są do likwidacji przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń z siedzibą w Bytomiu. Konsorcjum zajmuje się zakładami, które zakończyły już wydobycie, zagospodarowuje ich majątek i tworzy na jego bazie nowe miejsca pracy.
Zamknięte mają zostać kopalnie: Bobrek Centrum w Bytomiu, Brzeszcze w miejscowości o tej samej nazwie, Pokój w Rudzie Śląskiej oraz Sośnica-Makoszowy w Gliwicach i Zabrzu. Górnicy tych zakładów prowadzą od kilku dni podziemne protesty.
„W Kompanii Węglowej w lutym zabraknie pieniędzy na „czternastki”. Luka finansowa sięgnie 1 mld złotych”
JP: Jakie warunki postawili działacze związkowi?
WK: Pierwszy dzień to były kwestie proceduralne. Zadeklarowaliśmy – i przedstawiliśmy to na piśmie – że cokolwiek wynegocjujemy, to takie rozwiązanie będzie wdrażane. Bardziej otwartej deklaracji nie można sobie wyobrazić.
Wczoraj rozmowy były bardziej konstruktywne. Omówiliśmy sytuację kopalni Brzeszcze, która posiada pokłady węgla, których wydobycie może być rentowne. Ale przez ostatnie trzy lata kopalnia przynosiła straty. I będzie przynosić straty co najmniej przez półtora do dwóch lat. Zarząd Kompanii Węglowej szacuje na pół miliarda złotych nakłady inwestycyjne i pokrycie strat. Kompania nie ma dziś takich środków.
JP: Co zaproponowali związkowcy?
WK: Nie chciałbym wchodzić w szczegóły – to kulisy negocjacji.
JP: Wszyscy mówią o likwidacji kopalń. Opozycja mówi nawet o likwidacji całego polskiego górnictwa.
WK: Powtórzę to jeszcze raz. Cztery kopalnie: Brzeszcze, Pokój, Sośnica-Makowszowy, Bobrek-Centrum oraz piąta – Piekary, która ma trafić do firmy Węglokoks – generują 80 procent straty Kompanii Węglowej.
Chcemy ratować te 49 tys. miejsc pracy. Rząd przedstawił pakiet osłonowy. W tych czterech kopalniach zatrudnione jest 11 300 osób, z czego ok. 800 ma już uprawnienia emerytalne. Zaproponowaliśmy odprawy finansowe, urlopy górnicze dla pracowników dołowych. Na nich szczególnie nam zależy, bo to najcięższa praca i najtrudniej się przekwalifikować. Zaproponowaliśmy 24-miesięczną odprawę i urlopy dla osób, które mają cztery lata do emerytury.
De facto, wszyscy górnicy dołowi dostaną propozycje pracy lub będą mogli korzystać z urlopów górniczych.
JP: To dlaczego związkowcy szermują tysiącami, które zostaną bez pracy?
WK: To ciekawe. Sami związkowcy wielokrotnie podnosili, że w administracji Kompanii Węglowej są przerosty zatrudnienia. A z drugiej strony dobrze wiedzą, że chyba w lutym – dobrze nie pamiętam – podpisali z zarządem KW porozumienie dające gwarancje zatrudniania dla pracowników administracji. Nie ma tutaj logiki.
JP: Podstawowy argument, który się pojawia, dotyczy tego, że ten program nie był konsultowany ze związkami zawodowymi. Ale widzę burmistrzów i prezydentów miast, których dotyczy wygaszanie kopalń, jak mówią, że o niczym nie słyszeli. A przecież dla całego rynku pracy i rozwoju tych miejscowości istnienie kopalń jest ważne. Czy rzeczywiście taki tryb pracy – w tajemnicy, bez konsultacji – był najlepszym pomysłem? Bo to owocuje dzisiejszym buntem.
WK: Mamy do czynienia z sytuacją nadzwyczajną. Zostałem powołany na stanowisko pełnomocnika 18 listopada. Podjęliśmy jak najszybsze działania, żeby przygotować plan naprawczy KW.
Druga bardzo ważna rzecz: nieformalne rozmowy ze stroną związkowa się odbywały. To nie jest tak, że strona społeczna nie miała w ogóle wiedzy, w jakim kierunku to podąża. Generalnie kierunek zmian był stronie społecznej znany.
JP: Widziałam tych burmistrzów i prezydentów, którzy przyłączają się do protestu. Mówią: dla naszego regionu to dramat.
WK: Dlatego pani premier powołała zespół, który ma przygotować specjalny program, dzięki któremu Śląsk będzie centrum przemysłowym Polski. Ma zawierać m.in. kwestie poszerzenia głównie Katowickiej Strefy Ekonomicznej o tereny pokopalniane oraz zwiększenie finansowania projektów na Śląsku w ramach programu Inwestycje Polskie. Zespół ma przedstawić program do połowy marca.
Udając się na Śląsk, przeprosiłem stronę samorządowym za brak informacji, że tam się udajemy. Bo to wszystko się działo w ostatniej chwili. Mieliśmy bardzo konstruktywne rozmowy, ze znaczącą grupą przedstawicieli samorządów. Będziemy te rozmowy kontynuowali. Znamy ich bolączki i chcemy pomóc te problemy rozwiązywać.
JP: Gdzie jest pole do negocjacji? Skoro rząd nie może ustąpić z wygaszania kopalni i innych zabiegów restrukturyzacyjnych, to co mogą uzyskać związkowcy? Wyższe odprawy? To się reszta ludności w Polsce zbuntuje, że ile jeszcze będziemy płacić na górników…
WK: Pozwoli pani, że te rzeczy przedstawimy stronie związkowej. Stwierdzam z całą stanowczością, że jest pole do negocjacji.
Rozmowy w Katowicach z udziałem premier Ewy Kopacz mają zacząć się o 14. W Warszawie w kancelarii prezydenta odbędzie się spotkanie z żonami górników z kopalń, które mają być wygaszane. Kobiety rano wyjechały ze Śląska. Protestujący górnicy zablokowali dziś tory kolejowe w Katowicach. Zapowiadają też blokady dróg.
Rozmowy między stroną górniczą i przedstawicielami rządu zostały zerwane w niedzielę. Związkowcy wyszli z rozmów – poczuli się urażeni po tym, jak sekretarz stanu w KPRM Jakub Jaworowski miał powiedzieć, że „pajacują”.
W tym tygodniu w Sejmie mają zacząć się prace nad projektem restrukturyzacji Kompanii Węglowej. Plan naprawczy zakłada wygaszanie czterech kopalni: Bobrek-Centrum, Pokój, Sośnica-Makoszowy, Brzeszcze. Prace ma stracić 5200 osób. Ale wśród nich może być zaledwie 400 górników dołowych.
- Paradowska o „histerii” górników: Chcecie przyjechać demolować Warszawę? Proszę bardzo
- Bielecki: Górnicy są przerażeni, dla nich kopalnia to było całe życie. Ale ich panika jest nieuzasadniona
- Rząd bierze się za górnictwo. Będzie tradycyjne palenie opon? „Ja bym chętnie oddał te kopalnie związkowcom”
- ”Nawet w Barbórkę trzeba mówić górnikom prawdę. Stan górnictwa jest krytyczny, najgorszy od 1989 r.”
Deficyt powagi
Takich świeżych przykładów jest więcej. Świąteczna ofensywa Pani Premier w rozrywkowych mediach. Uzasadnienie przez ministra Arłukowicza powrotu do rozmów z lekarzami tym, że jest święto Trzech Króli, więc gabinety i tak by były zamknięte etc. Przepraszam, że powiem to wprost, ale obserwacja ostatniego tygodnia w polskiej polityce pokazała w dramatyczny sposób bolesny problem: deficyt powagi.
Przywykliśmy, że PiS i jego różnym przystawkom oraz dostawkom brakuje powagi. Od Macierewicza i pani Pawłowicz po Wiplera i Korwin-Mikkego. Tyle głupstw słyszeliśmy i widzieliśmy od lat z tamtej strony, że trudno już się oburzać. Ale PO i SLD to były dotąd dość poważne partie, choć można się było z nimi zgadzać lub nie.
Zmiana nie zaszła nagle. Narastała i pęczniała przez lata. Do niedawna można było sądzić, że to są wypadki przy pracy. Ale teraz czara się przelewa. Po poważniejszej stronie deficyt powagi stał się dojmujący. I groźny.
Dzień nikczemnosci i wielkości
Nawet w krajach bogatych, taka komplementarność działań charytatywnych względem wydatków publicznych jest oczywista. U nas, gdzie potrzeby są duże wyższe, a przy tym są ludzie, których stać na dawanie, trzeba idei działań charytatywnych bronić… Chociaż, może nie? Piękny wynik Finału 2015 pokazuje, jak mało ludzie robią sobie z nienawistników. Ciekawe tylko, co powiedzą ich dzieci kolegom w szkole? „A moja mama i tata nic nie dali”. Ale to już nie mój kłopot.
Do następnego Finału!
Kidawa-Błońska: Błędem było, że związkowcy jako pierwsi nie poznali planu rządu
Premier Ewa Kopacz ma spotkać się z przedstawicielami górniczych związków zawodowych. – Nie wiem jaki będzie przebieg rozmów premier Ewy Kopacz ze związkowcami. Ostatnie dwa dni pokazały, że są one bardzo emocjonalne, bardzo trudne – powiedziała minister. – Ten program jest tak skonstruowany, aby zapewnić górnikom bezpieczeństwo socjalne i bezpieczeństwo pracy – stwierdziła.
Nowy Świat już bez Tadeusza Konwickiego. Co pisał o tej ulicy?
– Nie znosił wyjeżdżać z Warszawy. Bardzo kochał swoja żonę. Ale gdy wyczuwał, że zbiera się w niej nieodparta chęć wyjazdu, to najchętniej puszczał ją samą – opowiada Anna Marszewska.
Ukochany Nowy Świat ujrzał po raz pierwszy w 1947 r. I nie była to już ulica taka jak ta przed wojną, na której bywał cały parnas przedwrześniowych pisarzy, poetów, artystów i sybarytów, którzy na zawsze weszli do dziejów historii literatury polskiej, historii Warszawy i legendy II RP.
Nowy Świat Konwickiego to raczej ulica wyłaniająca się najpierw z ruin, potem zaś odbudowana, tłoczna, ale niechlujna, ubabrana błotem, a wreszcie szara jak cała Warszawa schyłku PRL-u – jakże sugestywnie odmalowana w „Małej apokalipsie”
Pałac Kultury przyciąga jak obsesja
Zresztą Konwicki bodaj jako jedyny pokusił się o epicki opis nocy stanu wojennego z 12 na 13 grudnia, kiedy to wyważano drzwi i zabierano ludzi, a „dookoła była naprawdę prawdziwa zima”. Drukarz, bohater jego „Rzeki podziemnej, ptaków podziemnych”, ucieka dobijającym się do drzwi zomowcom przez balkon i jak wielu przed nim bohaterów prozy Konwickiego widzi przed sobą wylot ulicy „ze spiczastym masywem Pałacu Kultury na tle zimowego nieba”.
Pałac Kultury był jego obsesją. Pojawia się on m.in. w „Małej apokalipsie”. Jest w niej zmurszałym symbolem sowieckiego zniewolenia, z którego z wielkim hukiem spadają kolejne kamienne sterczyny. Pałac ogląda z okien swojego mieszkania u zbiegu Górskiego i uliczki Baczyńskiego.
W książce „Nowy Świat i okolice” Konwicki zamieścił rysunki z widokami z okna swojego mieszkania na ulicy Górskiego, zamkniętej masywem Pałacu Kultury.
Ileż w tym miejscu aluzji, wspomnień. To przecież tu na podwórku bloku i na samej Górskiego rozgrywają się sceny z filmu „Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy. W perspektywie Górskiego, którą Konwicki rysował – w filmie „Niewinni czarodzieje” oglądamy Polańskiego i Komendę śpiewających „Bo nie zna życia, kto nie służy w marynarce”.
Chociaż twórca urodził się na Wileńszczyźnie i kiedyś w rozmowie nazwał się nawet chytrym Litwinem – był pisarzem arcywarszawskim.
Jednym z jego najważniejszych adresów na mapie miasta to kamienice u zbiegu Frascati i Wiejskiej. Tu zaraz po wojnie ulokował się Czytelnik, partyjny koncern wydawniczo-prasowy stworzony przez Jerzego Borejszę.
Pisarze przy mielonym z buraczkami
„Szef Czytelnika mocą czarodziejską przeniósł mnie na ulicę Frascati i ulokował troskliwie w słonecznym pokoiku z małą kuchenką, jak ministra albo spekulanta” – pisał Konwicki w książce „Nowy Świat i okolice”.
Czytelnik na Wiejskiej to też słynna wciąż działająca stołówka. A w nim przez całe dziesięciolecia przy mielonym z buraczkami zawsze można było spotkać najbardziej znanych pisarzy Warszawy. Bliskość Sejmu sprawiła, że na zaglądaniu do Czytelnika snobowali się też ówcześni działacze polityczni. Zza bufetu długo rządziła Maria Włosik z Iwaszkiewiczów. Jednak „główną atrakcją był Stolik Słońce, przy którym zbierali się co dzień luminarze literatury PRL-u. Słońce zgasło krótko po ujawnieniu różnicy zdań na temat pewnego poematu. W salonie trwały też trzy inne zespoły: filmowcy, harcerze oraz zagraniczni handlowcy. Duszą filmowców jest Tadeusz Konwicki” – pisał Olgierd Budrewicz na łamach „Stolicy” z 1962 r.
(…)
Warszawski Nowy Świat zobaczyłem po raz pierwszy w 1947 roku, kiedy przeniosłem się z Krakowa razem z tygodnikiem „Odrodzenie”. (…)
Ten sławny szlak królów polskich, który w tamtych latach był wąską ścieżką w kanionie gruzu porastającego suchą trawą i wątłymi brzózkami. Tą ścieżką krętą i wyboistą chodziłem z Bristolu do drukarni, która mieściła się przy pl. Unii Lubelskiej, a później, kiedy przeniosłem się na Franscati, tym wąwozem królewskim chodziłem w niedzielę na spacery w stronę Starego Miasta. A były to wyprawy niebezpieczne i kiedy mijało się hotel Bristol, który był ostatnią wyspą cywilizacji, wchodziło się na pustkowia przypominające Góry Skaliste, gdzie można było stracić zegarek, portfel albo życie.
Bandyci warszawscy mieli wtedy swój sznyt. Nie było nawet mowy o jakimś chamstwie albo o braku wychowania. Rabuś warszawski wychylał się z ciemności, proponując grzecznie transakcję handlową: kup pan cegłę. A wokół jak duchy snuły się dziewczęta lekkich obyczajów, które zwano „Gruzinkami”, gdyż przyjmowały klientów właśnie w gruzach.
(…)
Potem, właściwie nie wiadomo kiedy, Nowy Świat podniósł się z ruin. Stał się raptem na przestrzeni dwóch czy trzech lat przyzwoitą ulicą naśladującą obrazy Canaletta. Bardzo szybko w tych sztucznych zabytkach z osiemnastego wieku zagnieździło się życie może uboższe i bardziej szare niż przed wojną, ale za to agresywne, zachłanne, zwycięskie. I ja się tam pojawiłem jako lokator nowej kamienicy na ul. Górskiego, która biegnie od Szpitalnej i zatrzymuje się od tyłu przed bramą domu na Nowy Świat 41.
Ten Nowy Świat to mój szlak w świetlaną przyszłość albo moja Golgota ze stacjami mojej męki, które jeszcze wyliczę w stosownej chwili. Po tej ulicy zakrzywionej jak szabla turecka chodzę w rześki ranek, kiedy pędzę do pracy dla dobra bliźnich, po tej ulicy płytkiej jak rynsztok snuję się na niedzielnych spacerach z rodziną, na tej ulicy bliskiej jak droga do szkoły zataczam się, czasem wstyd powiedzieć, w godzinach nocnych po spożyciu alkoholu.
Warszawski Nowy Świat to mój wszechświat i mała kometa z niedługim ogonem w tym moim własnym wszechświecie.
(…)
Dalszy ciąg Nowego Światu to Krakowskie Przedmieście w stronę Starego Miasta, natomiast Aleje Ujazdowskie – w kierunku królewskiego Wilanowa. Tu przeżyłem połowę swojego życia. Place, skwery, kościoły, podupadające sklepy, umierające raptem na suchoty kawiarnie i restauracje. Skromna dzielniczka prowincjonalnego artysty.
Więc zaczynałem swoją karierę na kamiennych zwłokach zabitego miasta. Mój nowy świat, wielki świat Europy, kiedy przyjechałem tu z rodzinnej Wileńszczyzny, to było kilkanaście podziurawionych przez kule gmachów i ogromna masa suteren, piwnic, walących się składzików, tuneli śmierdzących rozkładającymi się trupami. Ten nowy świat nie zaskoczył mnie swoim ogromem, przepychem cywilizacyjnym, egzotyką gwałtowności życia. Ten nowy świat cuchnął spalenizną jak miasteczka podwileńskie, straszył biedą jak wsie białoruskie, zachwycał odludziem jak stare puszcze na północ od Niemna.
(…)
Ta ulica skromna i niewielka, a tak istotna dla Warszawy, była świadkiem wielu wydarzeń powojennych, od różnych rozruchów i zamieszek (przepraszam pana cenzora), kiedy częstowani gumową pałką i łykiem gazu wialiśmy przez podwórka na zaplecze tej arterii, aż do wydarzeń szacownych i zgoła historycznych, jak przejazdy prezydentów, pierwszych sekretarzy i papieża Jana Pawła II. Oczywiście jako notoryczny i namiętny gap nie przepuściłem żadnej okazji, a mieszkam tu przecież prawie 30 lat. Więc widziałem chyba w płytkim kanioniku tej ulicy i Nixona, i Cartera, ale nie jestem pewien, natomiast z całą pewnością widziałem tu sławnego Nikitę Chruszczowa i dostojnie nieruchomego Breżniewa. Papież, jadąc tą ulicą, błogosławił wszystkich, więc i mnie dostała się część tego błogosławieństwa.
Mieszkam na tyłach owej uliczki, zatem miałbym trudności z oglądaniem przejazdu tych orszaków. Ale mój teść Alfred Lenica, jak by powiedział Henio – malarz nieprzemakalny, czyli olejny, mieszkał na Nowym Świecie w tej kamienicy, co ma na dole sklep z instrumentami muzycznymi. Więc u Alfreda, mego drogiego teścia i coraz lepszego malarza, choć już nie żyje od siedmiu lat, ale obrazy jego coraz lepiej żyją, więc u Alfreda w pracowni czyhałem na te wszystkie uroczystości, a też na zwykłe pałowanie demonstrantów antyrządowych (jeszcze raz przepraszam pana cenzora).
PiS nie ma pieniędzy. Weźmie kredyt na wybory
PiS nie ma pieniędzy na tegoroczne kampanie wyborcze i zamierza wziąć kredyt – ustalił „Newsweek”. Mówi się, że może chodzić nawet o 20 mln zł.
– Postawiłem przed Andrzejem zadanie wejścia do drugiej tury – przyznał kilka tygodni temu Jarosław Kaczyński w rozmowie z Jarosławem Gowinem.
Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta, może mieć kłopot z wywiązaniem się z tego zadania, bo partia nie ma pieniędzy na jego kampanię. Jak dowiedział się „Newsweek”, wyjściem z tej sytuacji ma być zaciągnięcie kredytu.
Nieoficjalnie mówi się, że na kontach PiS znajduje się obecnie dwadzieścia kilka mln zł. To zdecydowanie za mało, by przeprowadzić dwie kosztowne kampanie wyborcze.
Nieoficjalnie mówi się, że na kontach PiS znajduje się obecnie dwadzieścia kilka mln zł. To zdecydowanie za mało, by przeprowadzić dwie kosztowne kampanie wyborcze, w tym tę prezydencką, za którą nie ma zwrotu z państwowej kasy. Nasi rozmówcy twierdzą, że w kierownictwie PiS rozważane jest podwojenie zasobów, czyli zaciągnięcie 20 mln zł kredytu.
– To prawda, że PiS chce zaciągnąć kredyt? – pytamy zastępcę skarbnika PiS Henryka Kowalczyka.
– Tak, rozważamy to.
– A w jakim banku?
– Rachunek partyjny mamy w PKO, więc pewnie tam będziemy szukać oferty.
– Może pan powiedzieć, o jaką kwotę chodzi? Nieoficjalnie słyszałem o 20 mln zł.
– Jeszcze za wcześnie, by mówić o sumach. W tej sprawie nie ma jeszcze decyzji.
Więcej o kłopotach finansowych Prawa i Sprawiedliwości przeczytasz w najnowszym numerze „Newsweeka”.
Ludwik Dorn: na PiS postawiłem już krzyżyk
10.01.2015
– Aż tak mi nie zależy, żeby robić z siebie idiotę – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Ludwik Dorn, komentując swój ewentualny powrót do partii Jarosława Kaczyńskiego. – Mógłbym zachowywać się jak Jacek Kurski – ze trzy razy paść na kolana, ucałować rączkę jaśnie pana (…), ale nie chcę – podkreśla były marszałek i wicepremier w rządzie PiS.
Zbliżają się wybory, ale dziś niezrzeszony poseł Dorn – jak przekonuje – nie szuka sobie miejsca na listach wyborczych polskich partii. Przynajmniej nie u Jarosława Kaczyńskiego. – Tym bardziej że dla Rzeczpospolitej też nie wiążę z PiS żadnej nadziei – podkreśla.
Dorn jest przekonany, że PiS od lat wykazuje się głównie swoją bezradnością, a partia jest „jakby z definicji” przypisana do pełnienia roli opozycji. W dodatku – jak stwierdza – PiS traci realne poparcie. Czy może więc wygrać wybory w 2015 roku?
– Nawet gdyby tak się stało (…) dobrze byłoby w takiej sytuacji puścić przodem PiS (by podjęło próbę uformowania rządu), niech się wywróci – mówi Dorn. Dzięki temu – zaznacza polityk – przynajmniej „uniknie się awantury” o złamanie „rzekomo świętego obyczaju” formułowania nowego rządu przez zwycięską partię, która pomimo poparcia społecznego nie ma z kim zawiązać koalicyjnego rządu.
PSL przejmuje część elektoratu PiS?
W przeciwieństwie do PSL, które dla wielu opcji politycznych było już koalicyjnym wsparciem. W dodatku to ta partia – zdaniem Ludwika Dorna – przejmuje część elektoratu PiS, co pokazały wyniki ostatnich wyborów samorządowych.
– Mieszkaniec wsi (…) widzi, że pojawiła się w skali masowej grupa rolników, którzy nie jeżdżą tylko zdezelowanymi polonezami, tylko SUV-ami. A przez ten cały czas to PSL zarządzało rolnictwem – zwraca uwagę Dorn. – Ludzie myślą: po co mam głosować na PiS? (…) PSL jest partią, która skutecznie wyrywa pieniądze dla niektórych grup społecznych. Wszyscy wiedzą, że robi to przede wszystkim w swoim interesie, ale skapuje coś i innym – dodaje.
Zbliżają się również wybory prezydenckie. Kandydatem PiS został Andrzej Duda. – Na razie jest ładnie opakowaną chodzącą pustką – mówi Dorn.
Więcej w „Rzeczpospolitej”
Tak mocnych słów Arłukowicza ws. PZ jeszcze nie było. „Dla kogo negocjują? Czy lekarze wiedzą o ich powiązaniach?”
„PZ chciało opłat od pacjentów”
– Dziś przekazuję wszystkie dokumenty związane z [negocjacjami z PZ – red.] – oświadczył Arłukowicz. – PZ zażądało w listopadzie zniesienia jakiejkolwiek kontroli nad jakością pracy lekarzy rodzinnych. Żądano też finansowania lekarza rodzinnego, który trafnie rozpoznaje tylko 1 na 50 przypadków – ujawnił. Minister dodał, że skład negocjacyjny PZ zażądał 9 grudnia, by „zostały wprowadzone opłaty dla pacjenta za wejście do przychodni lekarza rodzinnego i możliwości całkowitego zamknięcia gabinetu na określoną liczbę dni roboczych w ciągu roku”.
Arłukowicz zdradził też, że na końcowym etapie negocjacji „prawie udało się osiągnąć konsensus z PZ”. – Porozumienie zaproponowało 17 grudnia w resorcie zdrowia stawkę kapitacyjną [na pacjenta – red.] w wysokości 126 złotych rocznie, co dawało koszty dla budżetu w wysokości 1 mld 177 mln złotych. 29 grudnia do zespołu negocjacyjnego dołączył dr Marek Twardowski i zmieniono oczekiwania finansowe. Stawka kapitacyjna miała wynieść 138 złotych, co dawało wydatek 2 mld 54 mln złotych – powiedział Arłukowicz, wyjaśniając, że na to ministerstwo już nie mogło przystać.
„PZ już dzień przed końcem negocjacji…”
– Już 28 grudnia PZ wystosowało wytyczne dla lekarzy, w których stwierdzono, że gabinety POZ od 2 stycznia mają być nieczynne – oświadczył Arłukowicz, podkreślając, że było to jeszcze przed ostatnim dniem negocjacji z jego resortem, które odbyły się 29 grudnia.
Minister przedstawił też dziennikarzom fragmenty stenogramów z rozmów z lekarzami PZ. Cytował m.in. dr. Twardowskiego, który obstawał przy stawce 138 złotych za leczenie pacjenta rocznie.
– Czuję dyskomfort, cytując jego słowa. Brzmiały one: „Jeśli my mamy przyjmować więcej pacjentów i wykonywać więcej obowiązków, to nam się należy jak psu buda”. Przekazuję dokumenty, by mówić o faktach, nie spekulować – oświadczył minister zdrowia. Wraz z nim na konferencji byli lekarze, których obecność ma udowadniać, „że PZ nie zarządza całym systemem”.
Arłukowicz zdradził ponadto, że przedstawiciele PZ oświadczyli, iż mogą podpisać kontrakty jedynie na 9 miesięcy. Wygasałyby więc one 30 września 2015 roku, czyli w okresie wyborów parlamentarnych.
„Nazywają siebie lekarzami”
– Tak, PZ chciało, by pacjent płacił za wejście do lekarza rodzinnego, jego skład negocjacyjny jest powiązany biznesowo. To są fakty. Może warto zadać pytanie zarządowi PZ, jaką część stawki kapitacyjnej zwykli lekarze muszą odprowadzać do PZ, by być jego członkiem. Ja znam odpowiedź na to pytanie, [ale nie jestem upoważniony, by ją przekazywać – red.]. Może warto zadać pytanie, ile tysięcy trzeba zapłacić, by być w spółce Medical Concept? Trzeba o to zapytać tych działaczy, którzy nazywają się lekarzami, choć oczywiście nimi są – mówił rozemocjonowany minister.
Na końcu konferencji pytanie zadał mu dziennikarz radia RMF FM: – Kiedy pojawią się te informacje m.in. na dworcach o otwartych przychodniach? Bo to brzmi, jak by pan zapowiadał stan wyjątkowy czy wojenny. Czy pan jest gotowy na strajk w służbie zdrowia? Bo jeśli będzie strajk, to już nie będzie tylko problem z 3,3 proc. lekarzy.
Arłukowicz wyjaśnił, że wspomniane informacje będą wywieszone najpewniej do końca tygodnia i raz dziennie aktualizowane. – Ja dziś oglądałem konferencję dr. Bukiela [przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy – red.]. On nawołuje do strajku, ale ja nie znam dnia, w którym on tego nie robi. Biorąc pod uwagę liczbę podpisania umów z lekarzami w kraju, mogę powiedzieć, że (…) zapewniamy bezpieczeństwo zdrowotne Polaków – oświadczył Arłukowicz.
Członkini Medical Concept komentuje
Jest już komentarz do słów ministra o spółce Medical Concept pochodzący od Teresy Dobrzańskiej-Pielichowskiej, jednej z jej członkiń.
Według kobiety, która jest też prezes LZLRP, słowa ministra to po prostu próba zdyskredytowania lekarzy w oczach opinii publicznej. – Medical Concept powołaliśmy w 2010 roku, więc to stara sprawa. Dlaczego wyciąga się ją dopiero teraz? – pyta retorycznie Dobrzańska-Pielichowska.
W najnowszej „Vivie” wywiad z Bieńkowską. Chodzi do wróżki, ma kredyty, przyjaźni się z kucharką…
Temat astrologii wrócił w kolejnej części rozmowy – tym razem poświęconej życiu prywatnemu komisarz. „Śmiałam się ostatnio, że przez 27 lat małżeństwa robię wszystko, czego chce mój mąż. A on uważa, że jest odwrotnie. Przekomarzamy się, kłócimy, miewamy kryzysy, ale ja naprawdę liczę się z jego zdaniem” – zapewniała Bieńkowska. „My także nie jesteśmy superspokojną parą, kłócimy się czasami o mało istotne sprawy. Mój mąż jest zodiakalnym Baranem i zawsze musi postawić na swoim” – odpowiedziała na uwagę dziennikarki, że „kryzys nie omija żadnego związku”.
„Na starość zaopiekuję się piętnastoma psami”
Bieńkowska wspomina także, że jako dziecko była bardzo nieśmiała. „Teraz też miewam takie momenty, kiedy mnie zatyka, ale potrafię to już przełamywać. Nauczyłam się tego, że mówię, co myślę. Nikogo nie udaję” – zaznacza.
Unijna komisarz zdradziła również, że kocha zwierzęta, a jej trzy kundelki są traktowane jak członkowie rodziny, a gdy „słyszy o tragedii jakiegoś zwierzaka, serce jej krwawi”. „Rozmawiamy z mężem, że na starość zaopiekuję się piętnastoma psami. A on na to, że – znając mnie – to nie piętnastoma, ale stu piętnastoma” – mówi.
Na Twitterze fala złośliwości
Jak to przy wielu podobnych okazjach bywa, pod adresem Bieńkowskiej przelała się na Twitterze fala złośliwości w kontekście jej wyznania dot. wizyt u numerolożki:
„Do Rzeczy”: Komorowski znów poluje. Kancelaria: „Przypuszczeń i domniemań nie komentujemy”
Prezydent znów poluje?
Według „Do Rzeczy” organizatorem prezydenckich polowań jest firma Biuro Polowań Niwa Jerzy Golbiak. Jej właściciel w rozmowie z tygodnikiem zaprzeczył tym twierdzeniom.
Mieszkańcy miejscowości Krzesk-Królowa Niwa, gdzie Komorowski przyjeżdżał polować jeszcze przed prezydenturą, mówią tymczasem o przylotach śmigłowca „z biało-czerwoną szachownicą” i późniejszych odgłosach polowań. To właśnie w tej miejscowości mieści się siedziba biura Jerzego Golbiaka.
Kolejnym argumentem „Do Rzeczy”, który ma przemawiać za potwierdzeniem tezy o powrocie prezydenta do polowań, ma być to, iż BOR prosi okoliczne szpitale o „zabezpieczenie na czas wizyty” dwóch jednostek krwi grupy takiej, jaką ma polski prezydent.
Kancelaria prezydenta: Przypuszczeń nie komentujemy
Zadzwoniliśmy do Kancelarii Prezydenta. Poprosiliśmy o komentarz ws. informacji tygodnika „Do Rzeczy”. – Przypuszczeń i domniemań red. Cezarego Gmyza Kancelaria Prezydenta nie będzie komentować – odpowiedziała nam dyrektor biura prasowego KPRP Joanna Trzaska-Wieczorek. Zapytaliśmy też o to, czy prezydent istotnie znów poluje. Nie uzyskaliśmy jednak ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia informacji „Do Rzeczy”.
Dlaczego szefowa biura prasowego KPRP mówi o „przypuszczeniach i domniemaniach”? Istotnie, w tekście brak zdjęć dokumentujących konkretne polowanie Komorowskiego w rejonie, który wskazał red. Gmyz. Nikt też nie widział prezydenta wysiadającego ze „śmigłowca z biało-czerwoną szachownicą” i ruszającego ze strzelbą w las.
W drugiej części publikacji „Do Rzeczy” przygląda się firmie Jerzego Golbiaka, która organizuje polowania m.in. w Rosji, do czego potrzebne są, zdaniem rozmówców tygodnika, „znajomości”, a także przypomina rzekome „przemilczenie” przez główne media tematu polowań podczas kampanii wyborczej.