Ted Malloch – amerykański łącznik PiS. Doradca Trumpa na godzinnym spotkaniu z Kaczyńskim
Pawłowicz krytycznie o pomyśle Caritasu i Episkopatu: Polacy nie mogą pozwolić, by islamscy przybysze obalili polskie władze
14.05.2017
Posłanka PiS Krystyna Pawłowicz krytycznie oceniła na swoim profilu na Facebooku pomysł Caritasu i Konferencji Episkopatu Polski, aby utworzyć w Polsce specjalne korytarze humanitarne dla uchodźców, którzy uciekają przed wojną.
„Mamy nadzieję, że następnym krokiem będzie program pomocy przez korytarze humanitarne. Polega on na przyjęciu w Polsce kilkuset uchodźców potrzebujących pilnie leczenia, pomocy nadzwyczajnej, koniecznej do ich przeżycia. Program jest więc bezpieczny” – pisał kardynał Kazimierz Nycz „Oczywiście, potrzebna jest otwartość władz państwowych i na nią czekamy. Chodzi tu o wrażliwość miłosierdzia, o której mówi Jezus w Błogosławieństwach, a o której przypominał święty Jan Paweł II. Chodzi o znaczący symbol tej naszej wrażliwości na ludzi potrzebujących radykalnej pomocy” – oceniał duchowny.
„Mamy pierwszy obowiązek obrony Krzyża, a nie Półksiężyca”
Pomysł Caritasu i Konferencji Episkopatu Polski nie przypadł do gustu posłance Krystynie Pawłowicz. „W czasach wojen, terroru, totalnych kłamstw i morderczej, bezwzględnej żądzy niszczenia chrześcijaństwa nie pozwólmy się sterroryzować ani podstępnie szantażować zabójczym, fałszywym miłosierdziem! Mamy pierwszy obowiązek obrony Krzyża, a nie Półksiężyca. Oraz Polaków – gdziekolwiek są. Jest chrześcijański porządek miłosierdzia” – napisała posłanka na swoim profilu na Facebooku.
Zdaniem parlamentarzystki „w czasach zamętu i zniszczenia nie ma możliwości sprawdzenia, kto najbardziej potrzebuje pomocy”. „Żadnych szaleństw niejasnych „korytarzy”, które są korytarzem w jedną stronę. A co potem? Znowu wywożenie do domu? Czy dołączanie do tych >>najbardziej potrzebujących pomocy
„Polska przyjmuje wracających do Ojczyzny Polaków”
Według Pawłowicz „skuteczna i bardziej efektywna jest pomoc na miejscu”. „Polska poważnie pomaga na miejscu dramatów wojen na Bliskim Wschodzie. Przyjęła milion uchodźców zza swych wschodnich granic. Przyjmuje wracających do Ojczyzny Polaków. Ktokolwiek naciska na polskie władze, by przyjmowały w Polsce choćby i małe grupy muzułmanów, i to wbrew stanowczej woli Polaków, wbrew ich uzasadnionym obawom i zwykłemu strachowi – szkodzi Polakom, szkodzi polskiemu rządowi” – wyjaśnia posłanka dodając, że „to prowadzi do dramatycznego podważenia zaufania Polaków do swego rządu, do nowych władz, ponieważ rząd ma najpierw polską powinność ochrony bezpieczeństwa Polaków”.
„Polacy zaś, w czasie agresywnej inwazji islamskiej na Europę mają też swe religijne obowiązki obrony Wiary. Nie naciskajcie więc z nieuczciwą bezwzględnością na polski rząd, ktokolwiek to robi, bo przyczynicie się do jego niechybnej przegranej w najbliższych wyborach. A wymuszana gościnność przeradza się często w gniew i niechęć. Polacy nie mogą pozwolić, by islamscy przybysze – w krótszej lub dalszej perspektywie- obalili polskie władze, jedną z ostatnich ostoi europejskiego katolicyzmu. By Polacy utracili swą tożsamość” – podsumowała Pawłowicz.
PiS pyta – PiS odpowiada
Pytania, które ostatnio publicznie skierowano do Platformy, w rzeczywistości adresowane są do wyborców PiS.
Nie zazdroszczę wyborcom PiS. Najpierw doświadczyli sondaży wskazujących, że kierownicza rola ich partii budzi w narodzie coraz mniejszy entuzjazm. Nie spodziewali się, że rodacy tak szybko przywykną do fundowanych beneficjów, a rozdawanie pieniędzy nie będzie już budzić wdzięczności mierzonej słupkami poparcia. Komentatorzy biegli w zawiłościach psychologii społecznej wyjaśniają, że mniej wykształcona, „wsobna” część dotychczasowego miękkiego elektoratu PiS doszła do wniosku, że to, co dostają, nie jest żadną łaską rządzących, tylko słusznie im należnym prawem, a wykształciuchy zaczęły się zastanawiać, czy kupowanie milczącej zgody na zawłaszczanie kraju jest przyzwoitym dealem, czy rozdawane przez rządzących dobrodziejstwa nie pochodzą przypadkiem z ich własnych podatków i czy na długo tej rozrzutności wystarczy. Niezależnie od motywów oba plemiona prorządowej dotąd formacji zaczęły coraz wnikliwiej przyglądać się kolejnym poczynaniom władzy i uważniej przysłuchiwać wytworom jej elokwencji. A owe wytwory nie są przesadnie zborne ani roztropne.
Tak bywa, kiedy nad głowami wiszą ciemne chmury i gdy niepowodzenia ścigają się z pechem. A to przewraca się kolejny SKOK. A to zarzuty ministra Glińskiego wobec dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej okazują się wyssane z dużego palucha. A to nowa wiarygodniejsza ekspertyza dowodzi, że Wałęsa chyba jednak nie jest Bolkiem. A to we Francji przegrywa zaprzyjaźniona z ministrem Waszczykowskim Marine Le Pen, a Emmanuel Macron na dzień dobry swej prezydentury obsobacza polskie władze. Równocześnie Wacław Berczyński przed ucieczką za morze spieszy wyznać, że uwalił największy przetarg w historii Polski, demolując do końca szorstką przyjaźń z Francją.
Cała ekipa Beaty Szydło i przez rok nie potrafiłaby tak skompromitować Polski, jak od ręki zrobił to w Oxfordzie PiS-owski sędzia – duplikat z TK, którego spiskowe teorie i łgarstwa zadziwiły i rozbawiły zebranych, a w niedoścignionym dotąd fantaście Antonim Macierewiczu wzbudziły szczerą zawiść. Równocześnie skompromitowała się komisja ds. Amber Gold, rozpaczliwie poszukująca zbrodniczego Układu Tuskowego: nominaci z PiS byli pewni, że mają byłego premiera na widelcu, ale okazało się, że jednego z głównych macherów przekrętu z tanimi liniami OLT usadowił na stołku co prawda premier, ale akurat Jarosław Kaczyński… Jakby tego było mało – rolnicy dowiedzieli się właśnie, że w najbliższym czasie wielu z nich nie dostanie dopłat unijnych nawet za rok ubiegły, bo Misiewicze z ministerstwa źle wyliczyli należności, a mianowany przez Krzysztofa Jurgiela wybitny fachowiec, z bogatym doświadczeniem zdobytym na stanowisku burmistrza Pcimia, zrezygnował z usług dotychczasowej sprawdzonej firmy informatycznej i wybrał w powtórzonym przetargu taką, która pogrążyła jego agencję w totalnym chaosie.
Co prawda PiS, jako partia wyspecjalizowana w prokurowaniu kryzysów, opanowała sztukę przetrwania w rozmaitych warunkach krytycznych, jednak obecnie przyszłość formacji Kaczyńskiego rysuje się w szczególnie mrocznych barwach. Do nielicznej, 90-tysiecznej grupki demonstrującej ostatnio opozycji, lada moment dołączą rolnicy pozbawieni dotacji, nauczyciele pozbawieni pracy, rodzice pozbawieni prawa do współdecydowania o systemie i treści kształcenia ich dzieci, kobiety z parasolkami pozbawione prawa do decydowania o swej rozrodczości, a nawet taksówkarze pozbawieni pomocy rządu w starciu z nieuczciwą konkurencją. Nic dziwnego, że w Wydziale Propagandy i Agitacji Komitetu Centralnego PiS rozjarzyło się czerwone światło i zawyły alarmowe syreny. Inżynierowie dusz ogłosili mobilizację. Sypnęło pomysłami.
W narodowej TV rozpoczęto emisję serialu pt. „Polacy, nic się nie stało”, a jeśli jednak coś się stało, to my tego nie pokażemy. Równocześnie, w myśl reguły, że najlepszą obroną jest atak, rozpoczęło się zastraszanie przeciwników władzy. Nad faszyzującymi bojówkami narodowców Ziobro z Błaszczakiem rozpostarli wielki parasol ochronny. Uczestników legalnej manifestacji antyrządowej w części przeczołgano, a w części ukarano mandatami, choćby za to, że usiedli na chodniku. Przeciw rzecznikowi KRS, który ośmielił się oprotestować pacyfikację władzy sadowniczej, skierowano CBA i służby skarbowe. Macierewicz doniósł do prokuratury na posłów PO, którzy uprzednio bezczelnie zawiadomili prokuraturę o jego nadużyciu władzy. A do wszystkich funkcjonariuszy partyjnych skierowano rozkaz, by przy każdej okazji głośno pytać opozycję, czy zamierza zlikwidować dobrodziejstwa, którymi PiS obdarzył naród, oraz wpuścić do Polski watahy krwiożerczych islamistów, sprytnie przebranych za kobiety, dzieci i uciekinierów z bombardowanych miast.
Zdarzało się na świecie, że rządzący pytali opozycję, co zrobi, gdy dojdzie do władzy, ale działo się tak tylko w sytuacji, gdy byli pewni wyborczej klęski i chcieli odejść z podniesioną głową jako politycy przepełnieni troską o dalsze losy kraju. Owszem, poparcie dla PiS zmalało, a Kaczyńskiemu spadła oglądalność, ale czy to oznacza, że polskie władze wywiesiły białą flagę? Nic podobnego.
Pytania, które ostatnio publicznie skierowano do Platformy, w rzeczywistości adresowane są do wyborców PiS, a propagandystów dobrej zmiany bynajmniej nie interesuje, co na to opozycja. Pytania postawili po to, by sami mogli na nie odpowiedzieć. No i odpowiadają: – „Opozycja na bank każe wam pracować do ukichanej śmierci i co by teraz nie mówiła, to na pewno odbierze wam 500 plus. Pamiętacie, że już ich sędziowie w Trybunale Konstytucyjnym chcieli to zrobić, ale na szczęście nie dopuściliśmy do tego. Opowiadają teraz, że nawet rozszerzą nasz program, ale gdyby chcieli, to sami by wprowadzili 500+. I niech nie kombinują, że po kryzysie trzeba było zmniejszyć polski deficyt do wymaganych w Unii 3 procent, bo inaczej nie dostalibyśmy dotacji. My dowiedliśmy, że pieniądze na nasze obietnice są, a kryzysu nie ma. A co do uchodźców, to Platforma na sto procent otworzy granice przed islamistami, bo już Ewa Kopacz coś o tym mówiła, a jeden platformers to nawet powiedział, że Polska miałaby warunki, by przyjąć ich tysiące. Teraz ściemniają, że chodzi im o dzieci, kobiety i chorych, ale nawet gdyby, to przecież ile było przypadków kobiet, które wysadzały się na targowiskach, a jeśli chodzi o dzieci, wszyscy wiedzą, na kogo wyrasta taki małoletni islamista…”
Ciekawe, że PiS, który dotychczas położył się Rejtanem na granicy, by nie przepuścić nawet jednej sieroty po utopionych uchodźcach, sam zadeklarował właśnie cichcem przyjęcie kilkuset chorych Syryjczyków, tworząc korytarz humanitarny. Nie zrobił tego bynajmniej z dobrego serca, dotąd był przecież głuchy na prośby Episkopatu i dopiero zmusił go do tego Papież za pośrednictwem abp Salvatore Pennacchiego. Informacji o tej krańcowej hipokryzji nie usłyszeliśmy od Grzegorza Schetyny ani od jego przybocznych, którzy dali się zagonić do narożnika i nieporadnie próbują odpowiadać na podchwytliwe pytania PiS. Pytania, które służą jedynie przykryciu koszmarnej serii wpadek niemiłościwie nam panujących.
Andrzej Karmiński
Najnowszy sondaż. PiS liderem, Platforma goni
PiS tak ma, że nie przeprasza
Nowy prezydent Francji zaprzysiężony, ale wzrok przykuwa Pierwsza Dama. Francuzi zachwyceni: Jest wspaniała, przestańmy ją krytykować!
Emmanuel Macron w niedzielę rano został zaprzysiężony na prezydenta Francji. Choć na uroczystość przyjechał sam, wkrótce dołączyła do niego małżonka, 64-letnia Brigitte. Pierwsza Dama zaprezentowała się w błękitnej sukience zaprojektowanej dla niej specjalnie na tę okazję przez Nicolasa Ghesquièra, dyrektora kreatywnego domu mody Louis Vuitton. Do kreacji dobrała elegancką, beżową torebkę tej samej marki oraz cieliste szpilki.
Twitter zalała fala pozytywnych komentarzy:
Taka szykowna i elegancka.
Brigitte Macron to prawdziwa klasa.
Ona jest wspaniała, przestańmy ją krytykować!
64-letnia Pierwsza Dama od początku budzi równie duże zainteresowanie mediów jak jej mąż. Kontrowersje wzbudzają okoliczności, w jakich para się poznała: Brigitte Trogneux była nauczycielką Macrona w szkole średniej, ale ani ten fakt ani 24-letnia różnica wieku nie przeszkodziła tej dwójce się pobrać w 2007 roku. Dziś Pierwsza Dama jest uważana za współautorkę wyborczego sukcesu Macrona.
CHCIELI UCZCIĆ MARKA EDELMANA.
RADNI PIS NIE POPARLI
13.05.2017
Marek Edelman to do niedawna ostatni z żyjących przywódców powstania w getcie warszawskim. To również (po przedostaniu się kanałami) uczestnik powstania warszawskiego. W czasie stanu wojennego internowany, represjonowany przez peerelowski aparat bezpieczeństwa działacz podziemia. Po 1989 roku doceniony najwyższym polskim odznaczeniem, Orderem Orła Białego. Do warszawskiej Komisji Nazewnictwa wpłynął wniosek o upamiętnienie Edelmana. Radni PiS byli przeciw.
Edelman walczył w powstaniu w getcie warszawskim dowodząc powstańcami na terenie tzw. szopu szczotkarzy. Szop (sklep) był oddziałem fabryki Heeres-Unterkunftsverwaltung, która produkowała m.in. szczotki, stąd taka nazwa. To miejsce zaciętych walk z siłami niemieckimi w okresie powstania w getcie. Edelman brał w nich udział. Obecnie w pobliżu szopu (okolice Andersa na wysokości Franciszkańskiej) znajduje się skwer.
We wniosku, jaki wpłynął do Komisji Nazewnictwa przy radzie miasta zaproponowano, by skwer ten nazwać imieniem Marka Edelmana. Na pięciu radnych z komisji trzech (PO) było za, wniosku nie poparli radni PiS. Jeden z nich wstrzymał się od głosu. Drugi, radny Piotr Żbikowski był przeciw.
NIe dla Geremka
Poparcia lub odrzucenia wniosku nie trzeba uzasadniać. Zapytaliśmy jednak radnego Żbikowskiego, skąd taka decyzja. – To miejsce niegodne tak wybitnego patrona, warto poszukać innej lokalizacji – odpowiada radny, prywatnie konduktor Kolei Mazowieckich. Innego zdania jest jednak Anna Nehrebecka, przewodnicząca Komisji. – Zupełnie tego nie rozumiem – mówi w rozmowie z WawaLove. – Wygląda na to, że radni klubu PiS nie zgodzili się tylko z tego powodu, by nie zgodzić się z radnymi PO – dodaje.
Nehrebecka zwraca uwagę, że tego dnia przegłosowywano również inne wnioski, w tym m.in. projekt upamiętnienia Bronisława Geremka, zmarłego w wypadku wybitnego polityka i opozycjonisty, ministra spraw zagranicznych. Miał być patronem skweru leżącego u zbiegu Marszałkowskiej i Królewskiej. Tu również Radni PiS byli przeciw. – Można nie lubić tego, czy innego polityka, tak, jak woli się grę aktorską Holoubka lub Łomnickiego, ale trudno nie docenić ich zasług – porównuje barwnie Anna Nehrebecka. – Wydaje mi się, że głosowali na nie, „bo tak”. Trudno znaleźć inne uzasadnienie dla ich decyzji – podkreśla radna.
W pięcioosobowej komisji nazewnictwa zasiada trzech przedstawicieli klubu PO i dwóch z PiS. Wszyscy radni Platformy poparli oba wnioski, trafią więc one wkrótce przed Radę Warszawy, która podejmie w tej sprawie decyzję.
Przeczytajcie też: Wróg Bartoszewskiego, przyjaciel Gosiewskiej. Kim jest przewodniczący miesięcznic?
Wydatki Kancelarii Prezydenta. Wśród zakupów m.in. różańce, ciężarówka i tablica pamięci Lecha Kaczyńskiego
14.05.2017
Portal Gazeta.pl sprawdził, na co w ciągu ostatniego roku wydała pieniądze Kancelaria Prezydenta. Najwięcej (ponad 5 milionów złotych) Kancelaria Prezydenta wydała na produkcję orderów, odznaczeń oraz ich miniatur.
Większość umów zawartych przez urzędników Kancelarii Prezydenta dotyczy tradycyjnych usług, z których korzystali również poprzednicy. Chodzi m.in. o szkolenia językowe dla pracowników, zlecenia analiz prawnych oraz naukowych dotyczących m.in. sytuacji w Chinach czy problemach polskiego systemu zdrowia. W sumie w 2017 roku wydano do tej pory 10 milionów złotych. W 2016 roku wydatki KPRP wyniosły 17 milionów złotych.
Najwięcej (ponad 5 milionów złotych) Kancelaria Prezydenta wydała na produkcję orderów, odznaczeń oraz ich miniatur.. W ubiegłym roku tylko jedno zamówienie na wykonanie futerałów do orderów opiewało na kwotę blisko pół miliona złotych. Koszt wykonania medali wręczanych przez prezydenta małżeństwom z długim stażem to aż 2,1 miliona złotych.
Dużą część wydatków KPRP pochłania ochrona majątku Kancelarii m.in. nadzór nad rezydencją w Klarysewie (776 tysięcy złotych) czy dworku w Ciechocinku (370 tysięcy złotych).
Prezydent ma także zapewniony codzienny monitoring mediów, na który przeznacza miesięcznie 58 tysięcy złotych. Za nekrologi, które pojawiły się w prasie Kancelaria Prezydenta zapłaciła 547 tysięcy złotych. KPRP pokryła także koszty warsztatów medialnych dla jednego z urzędników, inwestowano również w sprzęt fotograficzny i multimedialny.
Kancelaria Prezydenta miała również pewne niestandardowe wydatki. Za ponad 13 tysięcy złotych kupiono ciężarówkę. Z kolei tablica pamiątkowa poświęcona Lechowi Kaczyńskiemu pochłonęła 27 tysięcy złotych. Wynajem czterech specjalnych kabin do palenia tytoniu to koszt 47 tysięcy złotych w skali roku.
Ważnym elementem zakupów zrobionych przez urzędników Andrzeja Dudy są przedmioty religijne. Kancelaria Prezydenta podpisała umowy m.in. na konserwację i złocenie kielicha mszalnego, na zakup dwóch różańców o wartości 1,8 tys. złotych, a także na wykonanie przez polską artystkę Kamilę Rohn czterech innych różańców. Kancelaria zamawiała też kalendarze liturgiczne, świece, kredy, mirrę, sznury do alb kapłańskich i pateny do rozdawania komunii.
Takich sędziów potrzebuje partia. Udowodnił to sędzia Morawski
ANDRZEJ JESTEM, NIE ADRIAN – jedynka w świątecznej „Wyborczej”.
DUDA TUPNĄŁ NOGĄ – Agata Kondzińska w GW.
PLAN JEST SZERSZY, DUDA CHCE BYĆ GOTOWY, KIEDY KACZYŃSKI BĘDZIE ODDAWAŁ PARTIĘ – Agata Kondzińska w GW: “Ale Dudę coraz bardziej uwiera rola Adriana z poczekalni w „Uchu Prezesa”. – Jak skończy kadencję, będzie miał ledwie 48 lat. Jeśli przegra wybory, będzie w polityce skończony. Odejdzie w niebyt jak Bronisław Komorowski. Tylko że Komorowski wieńczył polityczne życie prezydenturą, Duda je tak naprawdę rozpoczął – mówi współpracownik Kaczyńskiego. Ale słychać też, że plan jest szerszy. Duda chce być gotowy, gdy Jarosław Kaczyński będzie oddawał partię następcy”.
DUDA POWINIEN ZBUDOWAĆ POZYCJĘ, BY PIS NIE MIAŁO WYBORU – relacjonuje Kondzińska: “W Pałacu wciąż pokutuje strach, że przy próbie usamodzielnienia się partia mogłaby szantażować prezydenta odebraniem mu pieniędzy na kampanię w 2020 r. – To ogromny błąd. Duda powinien zbudować sobie taką pozycję, by za trzy lata PiS nie miało wyjścia i musiało go poprzeć oraz sfinansować kampanię – mówi polityk PiS”. http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,21803156,andrzej-jestem-nie-adrian.html
ZA WCZEŚNIE, BY PRZESĄDZAĆ O KLĘSCE DUDY – Dominika Wielowieyska w GW: “Za wcześnie, aby przesądzać o klęsce Dudy, ale wygląda to źle. (…) Adrian jeszcze walczy. Ubrał się w strój Pana Kleksa, by w przebraniu wedrzeć się do gabinetu Prezesa, ale czujna pani Basia natychmiast dostrzegła podstęp i ściągnęła mu z głowy perukę. I znów siedzi w przedpokoju. Wyważy drzwi?” http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,21803325,andrzej-duda-prezydent-w-peruce.html