Jarosław Kaczyński – mistrz manipulacji

Jarosław Kaczyński musiał się w polskiej polityce zdarzyć, tak jak dochodzi do zaistnienia zła, abyśmy mogli docenić dobro. Na szczęście nie doszło do zagarnięcią władzy przez niego na początku transformacji, choć wówczas było gotowe Porozumienie Centrum, którego członkowie skupiali się jednak na budowaniu siły finansowej przyszłej partii Kaczyńskiego. Afera Art B, w której umoczeniu byli  ludzie Jarosława Kaczyńskiego i sprzedanie  najpopularniejszego tytułu gazety codziennej „Expressu Wieczornego”, ten przypadł w nowym podziale mediów po 1989 roku właśnie PC, a następnie zainwestowanie z tych transakcji gotówki, miedzy innnymi przez obecnego prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapiński, pozwoliło Kaczyńskiemu wyczekiwać dobrego momentu, gdy wreszcie dorwie się do władzy.

Jarosław jak i jego brat Lech Kaczyńscy zawdzięczają niemal wszystko dwóm politykom: Lechowi Wałęsie i Jerzemu Buzkowi. O ile Lech Kaczyński był średnio rozpoznawalny wśród elity solidarnościowej, o tyle Jarosław podczepił się pod brata, jako manipulator.

I to jest najważniejsza umiejętność prezesa obecnego PiS – manipulacja. Lech Wałęsa szybko braci Kaczyńskich wyrzucił z Kancelarii Prezydenta, Jarosław był głównym autorem jego programu wyborczego, ale to mu nie wystarczało, potrzebował Wałęsy, jako narzędzia, aby sięgnąć po władzę dla siebie.

Porozumienie Centrum praktycznie nic nie znaczyło, gdy rządziła pod koniec ubiegłego wieku i na samym początku obecnego Akcja Wyborcza Solidarność – Kaczyńscy byli poza nią, ale w drugiej połowie kadencji po kryzysie w rządzie Jerzego Buzka spowodowanego dziurą budżetową ministra finansów Jarosława Bauca wypromował się Lech Kaczyński. To wówczas powstało Prawo i Sprawiedliwość.

Lech Kaczyński miał praktycznie jeden punkt programu jako minister sprawiedliwości i następnie jako pierwszy prezes PiS: zaostrzyć prawo włącznie z wpisaniem do niego kary śmierci. To zadziałało. PiS pod sam koniec rządów AWS był jedną z dwóch głównych sił politycznych – obok Platformy Obywatelskiej – które powstały na gruzach ruchów solidarnościowych.

Ten stan układu politycznego jest aktualny do dzisiaj. Wówczas i szczególnie dzisiaj widać talenty manipulatorskie Jarosława Kaczyńskiego. Na początku manipulował bratem Lechem, teraz – prezydentem i premierem. Prezes PiS nie nadaje się na premiera, ani prezydenta – do tych dwóch funkcji się przecież przymierzał, krótko był premierem – bo Jarosław Kaczyński potrafi tylko jedno i to najlepiej – zarządzać poprzez manipulację, jest reżyserem i głównym aktorem w swoim teatrze lalek.

Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki to jego kukiełki, pacynki, marionetki, nabija sobie je na palec, bądź pociąga za sznureczki i grają tak jak on chce, a chce autokracji, więc prezydent i premier podporządkowują się decyzjom prezesa.

Premier rządu AWS Jerzy Buzek w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” mówi o pierwszym prezesie PIS Lechu Kaczyńskim, którego sylwetka jest zupełnie inna niż PiS go dzisiaj przedstawia i inna niż brat Jarosław. Wystarczy tylko wspomnieć o roli Trybunału Konstytucyjnego i sądownictwa. Buzek: „Lech Kaczyński miał zdrowe poglądy na wymiar sprawiedliwości, przecież to on powtarzał, że Trybunał Konstytucyjny jest nie do ruszenia, że generalnie mamy dobrze skonstruowany system sądownictwa i że trzeba strzec jego niezależności”.

PIS na początku opowiadał się przestrzeganiem standardów demokratycznych, ale gdy Jarosław Kaczyński odkrył, że nie nadaje się na funkcje prezydenta i premiera wybrał formę autokratyzmu, na razie wersję miękką (republiki bananowej), aby rządzić za pomocą dowolnie wybranych przez siebie polityków. Przecież na miejscu Dudy mógłby być ktoś dowolnie inny, a zamiast Morawieckiego nadal rządzić Beata Szydło. Oni nie są ważni, ale on – manipulator. Taką mamy formę zarządzania krajem – poprzez manipulacje.

 

 

27.12.2018

Były premier odnosi się do plotek o Lechu Kaczyńskim

Czy były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego utorował PiS drogę do potęgi? Takie pytanie dziennikarze „Wprost” w najnowszym wywiadzie postawili Jerzemu Buzkowi. – W polityce zdarzają się zaskakujące sytuacje i nieprzewidywalne zdarzenia – odpowiedział wymijająco polityk, który w 2000 r. zrobił Lecha Kaczyńskiego ministrem sprawiedliwości. Ten w 2001 r. stanął na czele Prawa i Sprawiedliwości, nowej (współtworzonej z bratem) partii. A na fali uzyskanej jako pierwszy szeryf RP popularności wygrał wybory na prezydenta Warszawy, zaś w 2005 r. został prezydentem. Przy okazji Buzek odniósł się do plotek dotyczących Lecha Kaczyńskiego.

Premier w latach 1998-2001 udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost”. Pojawił się w nim wątek dotyczący Lecha Kaczyńskiego. Brat prezesa PiS został w 2000 r. ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS-UW, co było przełomem w jego karierze politycznej. Jak to się stało, że wszedł w skład gabinetu Buzka? – Skorzystam z okazji i zdementuję regularnie pojawiające się na ten temat plotki. Otóż, ciągle słyszę, że ktoś mi Lecha Kaczyńskiego wtedy podsunął, wymógł na mnie ten ruch. To nieprawda. Jego nominacja na ministra sprawiedliwości była moją osobistą decyzją – ucina spekulacje polityk.

– Znałem Lecha Kaczyńskiego z działalności podziemnej. W latach 80. przez 4 lata jeździłem na wszystkie posiedzenia komisji koordynacyjnej podziemnej Solidarności. Bywali na niej najważniejsi ukrywający się przywódcy związku – Zbigniew Bujak czy Bogdan Borusewicz. Oni byli tajni, a ja byłem jawny, bo przecież chodziłem normalnie do pracy, od czasu do czasu nurkując w podziemie. Te posiedzenia odbywały się w różnych miejscach w Polsce, kiedy były w Gdańsku, bywał na nich Lech Kaczyński. Doskonale go stamtąd znałem, mieliśmy zbliżone poglądy, zarówno on, jak i ja byliśmy z krwi i z kości solidarnościowi – opowiada.

Czy po latach uważa jednak tamtą nominację za błąd? Jerzy Buzek stwierdza, że również jego przekonania dotyczące tego, jak powinien funkcjonować wymiar sprawiedliwości były zbieżne z przekonaniami Kaczyńskiego, tyle, że obecnie PiS odszedł od założeń pierwszego prezesa. – Lech Kaczyński miał zdrowe poglądy na wymiar sprawiedliwości, przecież to on powtarzał, że Trybunał Konstytucyjny jest nie do ruszenia, że generalnie mamy dobrze skonstruowany system sądownictwa i że trzeba strzec jego niezależności. Zresztą widać to też, gdy porównamy okres rządów PiS sprzed ponad dekady – z Lechem, i ten dzisiejszy, bez Lecha. Mieliśmy ten sam pogląd na konieczność decentralizacji państwa i na rolę samorządów. Różniliśmy się w zasadzie tylko w kwestii kary śmierci, ale on wycofał się ze swojego postulatu – wyjaśnia Jerzy Buzek.

Były premier unika odpowiedzi wprost, czy żałuje tego, że wyciągnął braci Kaczyńskich z politycznego niebytu. – Nominacja Lecha Kaczyńskiego, biorąc pod uwagę jego poglądy była w zasadzie zgodna ze strategią mojego rządu. W polityce zdarzają się jednak zaskakujące sytuacje i nieprzewidywalne zdarzenia – stwierdza były przewodniczący PE.

fakt.pl

 

W środku wywiad z byłym premierem i szefem Parlamentu Europejskiego prof. Jerzym Buzkiem, który uważa, że należy wrócić do pierwotnych ideałów Solidarności zarówno w Polsce, jak i w Europie. Według Buzka politycy muszą znowu uwierzyć w ludzi i oddać im władzę w praktyce i przypomina zwycięskie hasło AWS w 1997 r. – “Idziemy po władzę, żeby oddać ją ludziom”. Wybory samorządowe określa jako punkt zwrotny, bo powstrzymały trwający od trzech lat pochód rządzących i zagarnianie kolejnych przyczółków władzy. Odnosi się także do pytań o Lecha Kaczyńskiego, którego mimochodem wypromował w 2000 roku, robiąc go ministrem sprawiedliwości w swoim rządzie. Wbija jednocześnie szpilę obecnemu obozowi władzy, przypominając że rzekomi realizatorzy jego politycznego testamentu zupełnie się sprzeniewierzyli wartościom, które Lech Kaczyński tak cenił. – Lech Kaczyński miał zdrowe poglądy na wymiar sprawiedliwości, przecież to on powtarzał, że Trybunał Konstytucyjny jest nie do ruszenia, że generalnie mamy dobrze skonstruowany system sądownictwa i że trzeba strzec jego niezależności – mówił były premier.

 

Prof. Janusz Czapiński w wywiadzie przewiduje, że w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego PiS osiągnie gorszy wynik niż pięć lat wcześniej. Zastanawia się, kto zostanie wyznaczony na kozła ofiarnego, i na ile politycy Zjednoczonej Prawicy, którzy niespecjalnie sympatyzują z Mateuszem Morawieckim, będą prowadzili grę przeciwko niemu. Według profesora po wyborach parlamentarnych PiS utrzyma władzę, ale będzie skazany na koalicję. O wielkiej koalicji opozycji na przyszłoroczne wybory mówi, że dzisiaj nie jest pewien, czy ona powstanie.