Morawiecki, handlarz złudzeń

Osoba Mateusza Morawieckiego wymyka się opisowi, nie dlatego, że prezentuje bogatą osobowość. On jest wewnętrznie ubogi (po  staropolsku – nikczemny), a intelektualnie nakierowany na konsumowanie kariery. Świadczą o tym mało ambitne lektury literatury pięknej („Winnetou”), a jak już podpisał swoim nazwiskiem pozycję książkową, była to praca szwajcarskiego prawnika prof. Franka Emmerta, którego był studentem, a więc w istocie plagiat.

Stefan Chwin nazywa formację pisowską handlarzami złudzeń, tę umiejętność premier opanował do perfekcji. A ja porównuję go do Nikodema Dyzmy III RP, choć wyszedł z wyższej klasy społecznej, lecz temperament ma podobny bohaterowi Dołęgi-Mostowicza. Morawiecki musi stwarzać miraże, bo nie potrafi kreować rzeczywistości, nie potrafi się z nią mierzyć. Na razie jako premier konsumuje to, co wypracowali poprzednicy, ale to już się kończy, na horyzoncie niedalekich zdarzeń grzmi katastrofa.

Na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie znowu szastał pieniędzmi: „Podjęliśmy decyzję (…) przeznaczyć wiele miliardów złotych więcej na naukę z jednej strony, z drugiej właśnie na służbę zdrowia”. Później się okaże, że to mniejsze kwoty niż za rządów PO-PSL. Morawiecki po prostu chlapnął, bo miał okazję, gdyż w kalendarzu zanaczono przemówienie na początek roku akademickiego.

Gdyby przejmował się służbą zdrowia, pojechałby do Przemyśla, gdzie już 29 dzień trwa protest głodowy pielęgniarek. To byłoby rządzenie, a nie handlowanie złudzeniami. Żalił się Morawiecki, iż z Polski wyjechało 20-25 tys. lekarzy, naprędce obliczył, ile kosztowali budżet i wyszło mu 20-30 mld zł. W arytmetyce jest dobry, ale nie w analizach socjologicznych i na ich podstawie szukania rozwiązań. W ten prosty sposób jako prezes banku sprzedawał kredyty we frankach szwajcarskich, na polskich klientach zarobił miliardy dla zagranicznych właścicieli, którzy następnie Morawieckiemu wypłacili za pracę kilkanaście milionów zł.

Dyzma III RP potrafił się podpiąć pod poprzedni rząd, gdzie nie zrobił większej kariery, był tylko doradcą. Morawieckiemu nie zaszkodziła w karierze afera podsłuchowa, wystąpił na kilku taśmach, ale one nie ujrzały światła publikacji.

Dlaczego wiedza o nich wypłynęła dopiero teraz? W PiS odbywa się bezpardonowa walka o przywództwo po Jarosławie Kaczyńskim. Prezes najprawdopodobniej naznaczył Morawieckiego, a to się nie może podobać byłemu delfinowi Zbigniewowi Ziobrze, który wszak jako szef resortu sprawiedliwości pozyskał taśmy z przesłuchań Marka Falenty i jego kelnerów.

Widmo afery taśmowej krąży nad Morawieckim, Dyzma IV RP Ziobro chce nimi skończyć karierę Dyzmie III RP Morawieckiemu. Jak to się skończy? Raczej nie za kulisami, bo jeżeli wypłynęła wiedza o taśmach, wypłyną i one. Morawiecki nie potrafił tego powstrzymać, więc na razie przegrywa z konkurentem we własnej ekipie rządowej.

 

 

Pisowskie penisy. Bezprawie partii Kaczyńskiego wlazło im do majtek i tam jest zagryzane

Według akt sądowych, słynna afera taśmowa, która w ostatecznym rozrachunku doprowadziła PiS do władzy, ma trzech bezpośrednich sprawców. Pomysłodawcą nagrywania biznesmenów i polityków w warszawskich restauracjach „Sowa i Przyjaciele” oraz „Amber Room” miał być przedsiębiorca Marek Falenta, zaś wykonawcami dwaj pracujący tam kelnerzy: Łukasz N. oraz Konrad Lasota.

Obaj obciążają dziś ówczesnego prezesa banku Mateusza Morawieckiego. Sęk w tym, że brakuje taśmy z jego nagraniem, o czym piszą w portalu Onet.pl – Mateusz Baczyński, Andrzej Gajcy, Janusz Schwertner i Andrzej Stankiewicz.

>>>

>>>

Jak się dowiadujemy z akt sądowych na jednym z nagrań Morawiecki miał dyskutować o zakupie nieruchomości na tzw. słupy… Owo nagranie nie jest dla szefa PiS–owskiego rządu zbyt wygodne i pewnie dlatego prokuratura oraz służby specjalne nie poszły tym tropem. Na dodatek nie wiadomo, kto ma tę taśmę i czy może ją wykorzystać przeciwko premierowi polskiego rządu… Tymczasem – jak czytamy w portalu kelner obciąża prezesa, który w tamtym czasie był członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku. Mało tego, adwokatem, który w śledztwie taśmowym reprezentował Morawieckiego, był prawnik pracujący równocześnie dla innych osób nagranych w „Sowie i Przyjaciołach”: Pawła Grasia, Bartosza Arłukowicza, Krzysztofa Kwiatkowskiego i Andrzeja Biernata. Wszyscy to ważni politycy Platformy, ministrowie w różnych okresach jej rządów.

Z akt sądowych, wiadomo że w toku spotkania pojawia się informacja, iż Mateusz Morawiecki rozważany jest – a mamy wiosnę 2013 r. – jako kandydat na stanowisko ministra skarbu w rządzie Donalda Tuska.

Onet cytuje Prokurator Annę Hopfer z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która pyta kelnera Łukasza N.: „Czy zarejestrował pan rozmowę jednego z prezesów banku dotyczącą zawierania pożyczek i kredytów na podstawione osoby, tzw. słupy?”

Ten odpowiada: „Tak, tak mi się wydaje, bo jakość tego nagrania była słaba, ja je odsłuchiwałem to było nagranie Morawieckiego z jakimś mężczyzną. Ja nie znam tego mężczyzny, w tej rozmowie brały udział tylko tych dwóch mężczyzn. Morawiecki jest z banku BZW BK. Z tego co pamiętam to rozmawiali o jakiś budynkach, tamten drugi człowiek, którego nie znam powiedział, że jakaś osoba się obawia i chce się wycofać z tego interesu. Rozmawiali o zakupie budynków pod inwestycje i mieli tam wynajmować pod jakieś biznesy, ale dokładnie nie pamiętam. Rozmawiali, że dokumenty mają być sporządzone na jakąś osobę. Rozmawiali, że będą mieli te, że oni będą mieli te lokale zakupione na inne osoby, że na inne osoby będą wystawione dokumenty. Nie pamiętam czy w tej rozmowie była mowa o pożyczkach i kredytach na słupy. Oni rozmawiali o tym, że będą kupować nieruchomości na podstawione osoby. Ten mężczyzna, który się spotkał z Morawieckim powiedział, że prawdopodobnie jakaś kobieta się obawia i chce się wycofać. Nie pamiętam, czy on precyzował czego się boi ta kobieta. Marek Falenta dostał ode mnie to nagranie. Ja o tym nagraniu mówiłem pani [XXX] z CBŚ.”

[XXX] to policjantka, prowadząca szereg czynności w sprawie afery. W stenogramie jest jej pełne imię i nazwisko, ale Onet nie podaje go ze względu na jej bezpieczeństwo.

Pani prokurator Hopfer dopytywała, czy Łukasz N. mówił o tej taśmie Morawieckiego swemu wspólnikowi Konradowi Lasocie, który nagrywał gości w innej warszawskiej restauracji „Amber Room”. Łukasz N. wyjaśnił: „Możliwe, że ja o tym nagraniu mówiłem Konradowi Lasocie, ale ja nie kojarzę”.

>>>

W tej sytuacji prokurator odczytuje Łukaszowi N. fragment zeznań Lasoty, złożonych kilka dni po zatrzymaniu.

Najistotniejsze zdanie tych zeznań brzmi tak: „Dodatkowo [Łukasz N. — przyp. red.] poinformował mnie o nagranej przez niego rozmowie prezesa banku BGŻ albo BH z kimś z jego najbliższego otoczenia dotyczącej zawierania pożyczek i kredytów na słupy, tj podstawione osoby. Oni mieli zaciągać kredyty na słupy i w ten sposób działać na szkodę banku. Nie jestem pewny jaki to był bank. O tym byłem informowany w okolicach września 2013 r.”

Po odsłuchaniu zeznań Lasoty, Łukasz N. mówił dalej: „Ten fragment dotyczył tej rozmowy Morawieckiego z tym mężczyzną, aczkolwiek ja nie odpowiadam za dosłowność słów Konrada. To jest interpretacja moich słów, ja nie pamiętam co dokładnie powiedziałem Konradowi. Chcę zaznaczyć, że z tych rozmów, które ja odsłuchałem i pamiętam to Morawiecki z drugim mężczyzną spotkał się tylko raz i to kojarzy mi się z tym spotkaniem. Ja nie pamiętam co ja dokładnie przekazałem Konradowi, nie pamiętałem nawet że ja mu to powiedziałem. Ja nie jestem w stanie dzisiaj odnieść się do tego czy w tej rozmowie była mowa o kredytach branych na tzw. słupy. Ja mówiłem Konradowi o różnych spotkaniach, jakie nagrałem, a on mówił mnie o tych które nagrał. O tym spotkaniu Konrad mógł się dowiedzieć ode mnie, istnieje też możliwość, że sam mógł je odsłuchać, bo mogłem mu dać pendrive z nagraniem tej rozmowy. Ja nie miałem przed nim zbyt wielu tajemnic. Wtedy, kiedy ja na bieżąco przekazywałem mu informacje pamiętałem lepiej niż dzisiaj”.

„W aktach śledztwa taśmowego znaleźliśmy dowody na to, że nagrań z obecnym premierem może być więcej. Wynika to z przesłuchania Morawieckiego przeprowadzonego przez ABW w grudniu 2014 r., czyli niecały rok przed jego wejściem do rządu PiS.” – czytamy w Onecie.

Portal zwraca uwagę, że Morawiecki w trakcie rozmowy przyznaje, iż w latach 2012-2014 bywał zarówno w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, jak i „Amber Room”.

Gdy sędziowie zaczynają się bać, obywatele powinni bać się jeszcze mocniej

Z Marią Ejchart-Dubois ( prawniczka, prezeska Stowarzyszenia im. prof. Zbigniewa Hołdy, współzałożycielka inicjatywy Wolne Sądy) rozmawia, Ewa Ivanova

Ewa Ivanova: Zagadka. „Egzotyczna koalicja instytucji pozarządowych”, która walczy z rządem. O kim mowa?

Maria Ejchart-Dubois: Nie mam pojęcia. A może chodzi o nas?

Tak prorządowe media ochrzciły Komitet Obrony Sprawiedliwości (KOS), który powstał w czerwcu. Pani organizacja, Stowarzyszenie im. prof. Zbigniewa Hołdy, także jest jego członkiem.

– Nie ma nic egzotycznego w tym, że ludzie łączą swoje siły w obronie wartości. Egzotyką natomiast nazwałabym powierzenie próby reformy wymiaru sprawiedliwości tym, którzy chcą go uczynić służebnym wobec władzy politycznej. A KOS to szerokie partnerstwo inicjatyw i organizacji pozarządowych. Początkowo ośmiu, a teraz 12. Wszystkie od lat działają w Polsce na rzecz praw człowieka i ochrony praworządności.

Prorządowe portale piszą także, że KOS to twór, który „chce walczyć z rządem i z jego reformami”.

 – KOS z nikim nie walczy. Jest po to, by bronić. Powstał w odpowiedzi na zmiany, które zachodzą w ostatnich latach w wymiarze sprawiedliwości. Impulsem do powołania KOS-u było wejście w życie ustaw o sądach powszechnych, Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, które poważnie ograniczyły niezależność sądów i niezawisłość sędziowską, a co za tym idzie, również niezawisłość adwokatów, radców prawnych, prokuratorów i pozostałych prawników.

Aby wymiar sprawiedliwości był niezależny, niezależni lub niezawiśli muszą być wszyscy aktorzy, którzy biorą udział w spektaklu wymierzania sprawiedliwości. Sędziowie muszą być niezawiśli, prokuratorzy muszą mieć swobodę w podejmowaniu niezależnych decyzji, a obrońcy – z definicji niezależni – muszą mieć zapewnioną możliwość realnej obrony swych klientów. Ostatnie zmiany w prawie to próby ograniczenia niezawisłości i niezależności osób wykonujących zawody prawnicze. Ich efektem są szykany wobec sędziów, prokuratorów i obrońców oraz naciski na nich. KOS jest po to, by monitorować i rejestrować przypadki ingerencji władzy w tę niezależność. Oferujemy też pomoc tym, którzy są represjonowani. Pomoc prawną i wsparcie moralne.

Piszą na tych portalach: „Był KOD, jest KOS”. Zarzucają, że zajmujecie się polityką.

A tymczasem w pisowskiej galaktyce sędziom „dobrej zmiany” odgryzają penisy…

Sędzia z nadgryzioną fujarą

Do kuriozalnej sytuacji doszło w Gdańsku. Pogotowie otrzymało anonimowe wezwanie pod jeden z prestiżowych adresów w mieście. Widok, który zastali ratownicy był zatrważający …

Na dachu jednego z apartamentowców, przy basenie leżał zwijający się z bólu człowiek w towarzystwie dwóch pań. Okazał się to sędzia dobrej zmiany z apelacji Krakowskiej. Co stało się na dachu?

Zdarzenie rodem z „Drogówki” Wojtka Smarzowskiego.

„Prostytutka w czasie seksu oralnego silnie ugryzła swojego klienta w prącie – doszło do krwawienia. Na szczęście dla pacjenta członek nie został zbyt mocno skaleczony” – opowiada jeden z ratowników.

Ze względu na ochronę danych osobowych nie można ujawnić nazwiska sędziego. To jednak, jak mówi środowisko, osoba „dobrej zmiany”.

Policja twierdzi, że to nie pierwszy przypadek ekscesów tej osoby – „Miesiąc temu mieliśmy wezwanie pod ten sam adres”. Jak się okazało mężczyzna nagabywał sąsiadki na seks, kazał uprawiać seks oralny za 300 zł oraz wymiotował na klatce schodowej.

„Zarzygał windę, a sprzątnie mamy dopiero w poniedziałek – on to zrobił w piątek. Zawsze jak wzywa się policję krzyczy „JEMUTET” i nic nie można mu zrobić” – mówi jeden z mieszkańców apartamentowca.

Jak informuje członek palestry, sędzia jest dobrym znajomym najwyżej postawionych polityków PiS i nie obawia się jakichkolwiek konsekwencji.

W zeszłym roku zaprosił znajomych – impreza tak się rozkręciła, że jego koledzy sikali z dachu budynku i próbowali tłuc butelki „na szczęście” w przypadkowych miejscach – policja nie reagowała.

Mężczyzna przebywa w szpitalu, jak mówią sąsiedzi – „mogła mu coś zrobić może zrozumiałby swoje zachowanie”.

Nie ma oficjalnego stanowiska sędziego w tej sprawie, jednak najprawdopodobniej jak zwykle zasłoni się on immunitetem sędziowskim… Ważni politycy PiS u SĘDZIEGO na imprezie!

>>>

PMM: Podjęliśmy decyzję o przeznaczeniu wielu miliardów zł więcej na naukę i służbę zdrowia

– Podjęliśmy decyzję, też trudną, żeby w czasie, kiedy zawsze jak ta budżetowa kołderka jest trochę za krótka, żeby przeznaczyć rzeczywiście, dokonać dodatkowego wysiłku i przeznaczyć wiele miliardów złotych więcej na naukę z jednej strony, z drugiej właśnie na służbę zdrowia – stwierdził premier Mateusz Morawiecki w trakcie inauguracji roku akademickiego 2018/2019 na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie.

PMM: Polska finansowała krajom Zachodu naszych znakomitych lekarzy

– W obszarze, w którym tak wspaniale kształci Uniwersytet Medyczny w Lublinie przeżyliśmy w ostatnim czasie sporo zawirowań, zmian. W ostatnich 20-25 latach szacuje się, że 25-30 tys. Lekarzy wyjechało, w większości na stałe, za granicę naszego kraju. Spójrzmy na to z punktu widzenia ekonomicznego. Wykształcenie kosztuje od 0,5 mln do miliona, w zależności od specjalizacji, czasu kształcenia. Taki to koszt. Czyli orientacyjnie to 20-30 mld zł – koszt wykształcenia lekarzy, tych którzy wyjechali. A więc Polska będąca na dorobku, a jeszcze 25 lat temu pewnie można było powiedzieć biedna Polska, po prostu wychodząca z czasów PRL-u, biedna Polska finansowała bogatym krajom Zachodu znakomitych naszych lekarzy, którzy znani są z tego – stwierdził premier Mateusz Morawiecki w trakcie inauguracji roku akademickiego 2018/2019 na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie.

300polityka.pl