Prezydent Duda chyba ma już dosyć

Prezydent Duda chyba ma już dosyć

Od pewnego już czasu toczy się cicha wojenka pomiędzy prezydentem Dudą a Macierewiczem, ministrem Obrony Narodowej. O listach, krążących od Pałacu Prezydenckiego do siedziby MON, spotkaniach oby panów, krążą już legendy. Wprawdzie próbuje się nas, Polaków przekonać, że żadnego konfliktu nie ma, ale co widać to widać.

Niedawno MON przesłało do prezydenta plik dokumentów w ramach tzw. Strategicznego Przeglądu Obronnego, które w rozumieniu szefów resortu są gotową i szczegółowo dopracowaną już „koncepcją obronną Polski”. Innego zdania jest kancelaria Prezydencka, dla której to tylko „głos w dyskusji”, tym bardziej, że w dokumentacji tej widać sporo niejasności, niedomówień, na które prezydent nie zamierza przymknąć oka. Nie wspominając już o tym, że zgodnie z Konstytucją, to prezydent jest przełożonym Polskich Sił Zbrojnych, więc i jego głos powinien się liczyć w opracowaniu tak ważnego materiału.

Dudzie nie podoba się, że w przedstawionej koncepcji dowództwa operacyjnego i generalnego brakuje spięcia tego osobą „dowódcy sił połączonych”. Z materiału wynika, że podlegają one tylko szefowi sztabu generalnego, a gdzie w tym wszystkim on, prezydent? Jaki będzie jego wpływ na powoływanie inspektorów ds. szkolenia i dowodzenia oraz wsparcia sił zbrojnych? Jeśli to on powołuje dowódców i szefa sztabu, to nie powinien być pozbawiony kompetencji wobec organów równie tak wysokiego szczebla.

Prezydent ma również zastrzeżenia co do przyjętego planu zwiększenia liczebności i siły ognia polskiej armii. Na papierku wygląda to świetnie, zapis o wzroście wydatków obronnych do 2,5% PKB ależ cieszy, jednak już wiadomo, że Morawiecki postawił ostre weto, co zmusza do pewnej weryfikacji i wnikliwej oceny wykonalności tego typu zamierzenia.

Równie wielkie zdziwienie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, które przecież jest instytucją podległą prezydentowi, budzą propozycje odnośnie przyszłości marynarki wojennej. Jak wynika z dokumentów, nasza marynarka ma się oprzeć głównie o działania na morzu, ale praktycznie zrezygnować z polskich sił nawodnych. Stąd inwestycje w nowe okręty podwodne, ale rezygnacja z fregat i korwet. Dla prezydenta to szok, bo nie to obiecywał na spotkaniu z marynarzami, nie taka była jego strategia morska. Odejście od niej to jednocześnie postawienie pod znakiem zapytania naszego udziału w operacjach morskich NATO, w których okręty podwodne to jedno, ale spory ciężar spoczywa właśnie na flocie nawodnej.

Zbierając te wszystkie zastrzeżenia i wątpliwości prezydenta oraz jego wojskowego zaplecza, wyraźnie widać, że Macierewicz usiłuje zminimalizować rolę głowy państwa jako szefa Polskich Sił Zbrojnych. Wysyła mu gotowca w postaci dopiętego na ostatni guzik dokumentu, który wyraźnie wskazuje, gdzie miejsce Dudy. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli, to już nie odgrywanie się na Macierewiczu za kiepską, niedopracowaną, niezgodną z realiami, strategią obronną Polski, ale ewidentna walka o zakres kompetencji. Rodzi się więc pytanie, kto właściwie rządzi w tym resorcie, kto ma w swoich rękach pełną decyzyjność, kogo słuchać, a kogo mieć w nosie. I tutaj pewnie Was zaskoczę. Tą osobą nie jest Macierewicz, nie jest Duda, ale w obecnych realiach to zwykły poseł, czyli Jarosław Kaczyński. Prezydent się wkurza, próbuje postawić na swoim, nagle sobie przypomniał, że mamy konstytucję, ale prawda wygląda jak wygląda. To nie prezydent, lecz rząd ma być tym centrum decyzyjnym, a kto faktycznie kieruje rządem? Wszyscy to wiemy. No i mamy niespotykaną, kuriozalną wręcz sytuację. Poseł Jarosław Kaczyński sam decyduje o wszystkim, a rząd jest tylko wykonawcą jego pomysłów. Pojawia się więc kolejne pytanie. Może to właśnie uświadomił sobie prezydent Duda i dlatego zaczyna się tak stawiać? Może dotarło do niego, że jest rzeczywiście nic nieznaczącą marionetką w rękach posła i przestało mu to odpowiadać? Może więc tak naprawdę, walka o kompetencje między nim a Macierewiczem to jednak walka o zachowanie odrobiny godności? A tak na marginesie, gdyby ktoś mi powiedział dwa lata temu, że Dudę stać będzie na sprzeciwienie się posłowi Kaczyńskiemu i jego wiernej gwardii, w życiu bym nie uwierzyła. Ciekawe, na jak długo starczy mu chęci i determinacji.

koduj24.pl

Publicystyczny hardcore w TVP Info

Publicystyczny hardcore w TVP Info

Niedzielny program „Bez Retuszu” to dowód na to, jak w TVP Info wyobrażają sobie „rzetelny program publicystyczny”. Jesteście zainteresowani? No to zaczynamy. Warunek jeden: zaprosić tylko jednego posła opozycyjnego i posadzić go w studio w towarzystwie… pięciu zwolenników polityki rządowej. Warunek dwa: prowadzący program powinien, jak ognia, unikać bezstronności. Trzy: dopuścić ataki personalne i uwagi o charakterze oceniającym osobę, a nie poglądy uczestnika programu. I cztery: wmawiać gościowi programu, że czuje się dyskryminowany. Pięć: zapewnić publiczność, która popiera tylko jedną stronę.

To wszystko zdarzyło się ostatnio posłowi Witoldowi Zembaczyńskiemu z Nowoczesnej, podczas wspomnianego programu „Bez Retuszu”. Rozmowa dotyczyła taśm, kwestii odszkodowań niemieckich i działań kibiców Legii. Zaczęło się w miarę spokojnie, ale potem, przez ponad godzinę, poseł Nowoczesnej musiał czuć się wystawiony „niemal na pożarcie”, czytamy na portalu NaTemat.pl. Atakowano go z każdej stronty, praktycznie w każdym momencie programu. Także prowadzący program – Adrian Klarenbach – nie odstępował. „W pewnym momencie chciał przypisać Zembaczyńskiemu słowa, że niby jest dyskryminowany w TVP i nie ma możliwości wypowiedzenia się. – Ja tak nie powiedziałem – oponował poseł. – Nie, ja tak uprzedzę na wszelki wypadek jakikolwiek tok myślenia – padła odpowiedź. – Pan manipuluje – upierał się Zembaczyński. – (śmiech) Nie manipuluję, tylko stwierdzam fakt, że mogłyby się takie wątki pojawić” – czytamy w NaTemat.

Nie zabrakło ośmieszania i odbierania powagi posłowi N. – „Jest pan młodym człowiekiem, niech pan posłucha rady troszkę starszego kolegi. Jeżeli przychodzi się w gości, to nie obraża się gospodarza. To nieeleganckie” – dawał nauki europoseł Zbigniew Kuźmiuk. Dlaczego? Bo Zembaczyński spytał, jak długo jeszcze TVP będzie karmić widzów taśmami z podsłuchów PO. Do tego wszystkiego w wybranych momentach publiczność na hasło „zrobimy sondę” w 100 procentach reagowała tak samo, np. nie podnosząc ręki (!). W Internecie program wywołał duże emocje. Zwolennicy PiS stwierdzili, że Zembaczyński się ośmieszył, z racji pochodzenia z Opola reprezentuje interesy Niemiec, zachowywał się arogancko. Ale przeciwnicy byli pod wrażeniem, że w takim ogniu atakujących zachował spokój i nie puściły mu nerwy.

 To był hardcore. Wolna Amerykanka. Ring. Nalot dywanowy z każdej strony. Sytuacja, w której człowiek przedstawia swoją opinię w obliczu ze zmasowanym atakiem – tak w rozmowie z naTemat podsumował swoje doświadczenie poseł Zembaczyński. Co ciekawe, w programie „Bez Retuszu”uczestniczył drugi raz. Gdy występował wcześniej jako członek Komisji Amber Gold, atmosfera była zdecydowanie inna. Dlaczego? Był inny prowadzący, a Zembaczyńskiemu towarzyszyli inni politycy PO i opozycji. „Teraz tego nie odnotowałem, a program skupiony był na tym, żeby mnie dobić” – mówił. Nie zabrakło uwag seksistowskich: „Nie można być facetem, który tak się rzuca i jest zdenerwowany”, czy patriarchalnych: „Wierzę, że po 5 latach pan dojrzeje. Pan skręca w niezrozumiały tunel, wyładowuje pan swoje frustracje” – padały w studio uwagi posłów partii rządzącej.

Witold Zembaczyński – rocznik 1980, syn byłego prezydenta Opola postanowił odwiedzić TVP Info, choć przypuszczał, że łatwo tym razem nie będzie. – „Poszedłem, gdyż było domniemanie, że mnie nie zjedzą. Nie jestem łatwą przekąską dla PiS-u. I myślę, że to się nie udało. Mam poczucie, że nie udało im się mnie zgładzić” – mówi poseł. Przyznaje, że program był trudny, że „rękawicę trzeba było podnieść pięć razy”. Ale zastrzega, że na pewno nie czuje się ofiarą. Wręcz przeciwnie. –„Nie ze mną takie numery. Jak trzeba będzie, mogę walczyć z całym tym PiS-wskim światkiem nawet w pojedynkę. Pójdę do każdego programu. Jeżeli będą manipulować informacjami, będą kłamać, będą dobierać taki skład, żeby udowodnić swoje tezy, to trzeba wejść w to klinem i pokazać drugą stronę monety” – deklaruje w rozmowie z NaTemat. Dlaczego był cierpliwy? – Myślę, że jestem odporny. Mam na koncie rekord Polski w nurkowaniu technicznym. Swego czasu zanurkowałem najgłębiej w Polsce i podobno dużo osiągnąłem w sporcie, gdyż mam dużą akceptację ryzyka i odporność na stres. Być może to pomaga mi w polityce znieść te wszystkie przepychanki – odpowiada. Rekord pobił w 2004 roku – nurkując na głębokość 131 metrów w kanionie na wyspie Small Giftun na Morzu Czerwonym.

koduj24.pl

Duda zmarnował dwa lata i zapowiada, że będzie dalej w tym niezłomny

Duda zmarnował dwa lata i zapowiada, że będzie dalej w tym niezłomny

Andrzeja Dudę na prezydenturze mamy już dwa lata. Zaczynał fatalnie, bo nie zaprzysiągł trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych przez poprzedni Sejm, to kamień węgielny, czy też stępka, pod Polskę, która dryfuje w stronę Wschodu, miksując nas z Unii Europejskiej.

Czy Duda ma tego świadomość? Nie jest na pewno politykiem większego formatu, ani do względnej wielkości w przyszłości nie podskoczy, acz ostatnich kilka posunięć może sprawiać wrażenie, że się usamodzielnia. Ale to tylko wrażenie, które prawdopodobnie wynika z tajnej komunikacji posłańców z Nowogrodzkiej.

Duda jest kiepskim retorem, choć mówi gładko, czasami nazbyt, lecz mowa jego przeistacza się w śliskość. I bodaj ma świadomość swojej małości, bo czasami na jego twarzy pojawia sie autorefleksja, robi wówczas te swoje charakterystyczne miny.

Uśmiercenie Trybunału Konstytucyjnego zapisane zostanie na jego konto, zaś „autorytet prawniczy”Julii Przyłębskiej jest cykutą w tej „zbrodni”. Na chwilę Duda odwlókł uśmiercenie niezależności władzy sądowniczej, ale i za zniszczenie trójpodziału władzy on będzie odpowiadał. Cieszyliśmy się na pół gwizdka, gdy Duda ogłosił dwa weta do trzech ustaw sądowniczych. Najważniejsza wszak ustawa w sprawie sądów powszechnych została szybko przez niego podpisana.

Dzisiaj wyraźnie widać, iż weta zostały ogłoszone po to, aby rozładować protesty „Łańcuchów Światła”, które były największym po 1989 roku wyjściem Polek i Polaków na ulice. Protest po raz pierwszy był międzypokoleniowy, nareszcie młodzi przejęli schedę, przejęli odpowiedzialność.

PiS nie ustanie jednak w niszczeniu Polski, a ustawy sądownicze zostaną w inny sposób przeprowadzone, zaś ich wymowa o braku niezawisłości będzie taka sama, jak zawetowanych. Przesunięciu ulegnie tylko, kto będzie egzekutorem niezależności sędziów, bo Duda chce dokonać więcej „mordu” własnymi rączkami.

Zasługą Dudy i PiS jest uaktywnienie się społeczeństwa obywatelskiego, które do czasu „dobrej zmiany” nie miało za wielkiej autoświadomości, iż ustrój demokratyczny można obalić tak szybko, łatwo i przyjemnie. Tak łatwo z dymem można puścić to, co kilka pokoleń z mozołem budowało po 1989 roku.

Wystarczyło, aby przyszła „dobra zmiana” i zastosowała dyrektywę bodaj największego myśliciela konserwatywnego Alexisa De Tocqueville’a (dla polskiej prawicy lewaka), który w „O demokracji w Ameryce” pisał, iż „Demokracja w Ameryce przetrwa do czasu, gdy Kongres odkryje, że można przekupić ludzi ich własnymi pieniędzmi”.

Od tego zaczął PiS, za pieniądze publiczne, niepartyjne i niewłasne, przekupuje Polaków, bo tym jest słynne 500+. Wyciągają z naszych kieszeni, aby nam dać jako pisowskie, motywując to mantrą: „przez osiem lat Platforma…”. Logika takiego pieniądza jest, że będzie on coraz droższy, więcej będą wyciągać z naszych portfeli, aby dać mniej.

Czy Duda ma tego świadomość, bo podpisuje się pod 500+ jako sukcesem 2 lat swojej prezydentury? Czy Duda ma świadomość, że 500+ jest innym kamieniem węgielnym końca demokracji zarządzonego przez prezesa?

Obawiam się najgorszego ze strony tego człowieka. I w tej najgorszości nie zawiodłem się na nim. W wywiadzie dla portalu 300polityka.pl (nawiasem: marni dziennikarze rozmawiają z Dudą) zapowiada dwie rzeczy. Wywiad tylko czytałem, ale widzę tę jego wymowną minę, gdy mówi o podzielonym społeczeństwie: „Nie wiem czy można to nazwać moją porażką”. A czyja to porażka? I znowu mantra: „zjawisko jest znacznie wcześniejsze”. Nie pada „8 lat Platformy…”, ale to ta sama skaza ludzi niewielkich.

Wiadomym jest, iż Duda wiele sobie obiecuje po referendum konstytucyjnym. Myślenie życzeniowe, bo zakłada, iż nie stanie przed Trybunałem Stanu z powodu złamania obowiązującej Konstytucji. I druga prognoza bodaj najgroźniejsza, mianowicie Duda zapowiada gospodarczą doktrynę Kościoła katolickiego: „społeczną gospodarkę rynkową”.

Duda zmarnował dwa lata, zapowiada, że bardziej przyłoży się do marnotrawstwa. A ma chłopię w tym talent – że spointuję z gombrowiczowska.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

Czy Ziobro faktycznie biega z aktami do Kaczyńskiego?

Czy Ziobro faktycznie biega z aktami do Kaczyńskiego?

Dobrze zorientowani mówią, że oczywiście… Sam dopilnował żeby miał takie prawo. „Lex Kaczyński” stanowi o tym, że Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro, może pokazywać mu akta. Upoważnia go do tego ustawa o prokuraturze zmieniona przez PiS na początku 2016 roku. Dzięki niej Ziobro pokazał Kaczyńskiemu akta co najmniej 13 spraw i nie poniesie za to żadnej odpowiedzialności. Dlatego też bez najmniejszej żenady  lider PiS, mógł w Telewizji Trwam, mówić o byłym premierze  Donaldzie Tusku: „Ma się czego obawiać. To jest jedna sprawa, są inne. (…) Polskie prawo musi być przestrzegane, a Donald Tusk jest takim samym polskim obywatelem, jak każdy inny,”

Mec. Roman Giertych, pełnomocnik Tuska, zapowiedział z miejsca, że złoży wniosek do Prokuratury Krajowej z pytaniami o to, czy ujawniła posłowi Kaczyńskiemu jakieś informacje dotyczące jego klienta, a jeśli tak, to jakie dokładnie i na jakiej podstawie prawnej.

Jak czytamy w oko.press odpowiedź na ostatnie pytanie jest banalnie prosta. „Przepis nazywany  „lex Kaczyński”, legalizuje procedury z poprzednich rządów PiS. Jeśli Prokuratura Krajowa przekazała Kaczyńskiemu jakieś informacje o sprawach Donalda Tuska, to skorzystała z art. 12 ustawy o prokuraturze zmienionej przez PiS na początku 2016 roku i koniec. Niektórzy pamiętają, jak Zbigniew Ziobro wbrew obowiązującemu prawu zawoził wtedy Kaczyńskiemu akta sprawy mafii paliwowej. Gdy wyszło to na jaw, wybuchła afera, której konsekwencjami było powołanie sejmowej komisji śledczej ds. nacisków i wnioski o postawienie Ziobry i Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu” – przypomina portal.

Teraz jest zupełnie inaczej.  Nauczeni doświadczeniem Ziobro i jego podwładni mogą wozić na Nowogrodzką dowolne akta. Jak dowiedział się „Newsweek”, od marca 2016 do czerwca 2017 roku Kaczyński dostał do rąk własnych pisemne informacje o 13 sprawach. Dotyczyły m.in. reprywatyzacji oraz śledztwa w sprawie Marcina Dubienieckiego, byłego męża Marty Kaczyńskiej. Żadna z tych spraw nie dotyczyła bezpośrednio Donalda Tuska, ale od czerwca mogło się to zmienić. Pan Prokurator Generalny w całej tej sprawie jest całkowicie bezkarny.

Jeśli bowiem okaże się, że Kaczyński rzeczywiście dostał od Prokuratury Krajowej akta lub inne informacje dotyczące spraw Donalda Tuska, były premier mógłby  mimo wszystko próbować wykazać, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych lub nadużycia uprawnień.

PiS jednak przewidział wszystko i odpowiednio się zabezpieczył zapisując w ustawie o prokuraturze, że odpowiedzialność za wszelkie roszczenia w związku z przekazywaniem informacji mediom lub „innym osobom” ponosi Skarb Państwa.

Niełatwo byłoby też wykazać, że Ziobro przekazując akta przekroczył uprawnienia. Ustawa pozwala na to, jeśli przekazywane informacje „mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa lub jego prawidłowego funkcjonowania”.

Stan zagrożenia bezpieczeństwa państwa nie jest tu jednak zdefiniowany, a od decyzji prokuratury nie ma możliwości odwołania, więc w praktyce Ziobro może sam zdecydować kiedy, komu i jakie informacje przekaże.

Tusk musiałby więc wykazać przed sądem, że informacje o jego sprawach nie mają związku z bezpieczeństwem państwa lub liczyć na to, że sąd nie weźmie pod uwagę tego przepisu. Żeby jednak do tego doszło, najpierw kontrolowana przez Ziobrę prokuratura musiałaby skierować sprawę do sądu.

Z tego powodu większe szanse powodzenia miałoby złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Gdyby wyszło na jaw, że Kaczyński czyta akta, Tusk mógłby zaskarżyć Polskę o naruszenie jego prawa do prywatności i prawa do skutecznego środka odwoławczego.

To nie pierwszy raz, kiedy Kaczyński grozi Tuskowi odpowiedzialnością karną. Wielokrotnie obarczał byłego premiera winą za śmierć brata Lecha w katastrofie smoleńskiej. 8 marca 2017 roku, tuż przed głosowaniem i przed wezwaniem do prokuratury, PiS opublikował video, z którego wynika, że Donald Tusk ma na sumieniu nie tylko śmierć prezydenta RP, ale także: likwidację przemysłu stoczniowego, czczenie niemieckiego polakożercy, poparcie donosów na Polskę, grożenie legalnym władzom w Polsce, próbę storpedowania 500 plus, kryzys Europy, spadek bezpieczeństwa Polaków (poparcie dla przyjmowania uchodźców), ataki terrorystyczne (w których ginęli też Polacy), a nawet Brexit. Jak dotąd prokuratura wezwała Tuska na przesłuchania dwukrotnie i tylko w roli świadka.

Byłego premiera, przewodniczącego Rady Europejskiej czeka jeszcze przynajmniej jedno przesłuchanie przed komisją śledczą do spraw afery Amber Gold.

/p/

Źródło  : Oko.press

koduj34.pl

5 mocnych tez artykułu „Sunday Times” o Polsce

Lekceważąc reguły UE we wszystkim, od niezależności sądownictwa po wycinkę drzew, Warszawa ryzykuje pogłębieniem podziałów w ramach Unii – pisze Bojan Pancevski w „Sunday Times”.

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1715392,1,5-mocnych-tez-artykulu-sunday-times-o-polsce.read

„Sunday Times”: Rząd PiS szykuje się na wojnę totalną z Komisją Europejską

https://www.wprost.pl/kraj/10069013/Sunday-Times-Rzad-PiS-szykuje-sie-na-wojne-totalna-z-Komisja-Europejska.html

Duda nagradza swoją ekipę. Sowite premie w Kancelarii Prezydenta RP

http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/duda-nagradza-swoja-ekipe-nagrody-w-kancelarii-prezydenta-rp/b1dj985

30 razy fałsz, 19 razy manipulacja. Tylko 8 razy prawda. Czyli: mówi

https://oko.press/andrzej-duda-mowil-ostatni-oko-press-przypomina/

Profesor Magdalena Środa skomentowała burzę informacyjną wokół wypowiedzi Jurka Owsiaka do Krystyny Pawłowicz (PiS).

Trójpodział władzy w służbach. Do gry wchodzi Błaszczak

07.08.2017

Oprócz Mariusza Kamińskiego i Antoniego Macierewicza „swoje” służby będzie miał też szef MSWiA.

Rząd przyjął projekty dwóch ustaw związanych ze służbami specjalnymi. Po wakacjach powinny one trafić do Sejmu. W ostatni dzień lipca Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o Służbie Ochrony Państwa. – Nowa formacja, która zastąpi Biuro Ochrony Rządu, będzie służbą wyspecjalizowaną w ochronie najważniejszych osób w państwie – można przeczytać w oficjalnym komunikacie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Służba Ochrony Państwa będzie liczniejsza od BOR i uzyska możliwość prowadzenia pracy operacyjno-rozpoznawczej. Powstanie więc formacja, która ma szerokie uprawnienia i na którą przemożny wpływ będzie miał minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Przez to, że BOR zostanie zlikwidowany, będzie miał on również możliwość całkowitej wymiany kadr w tej agencji. Co podkreślono, przy rekrutacji nowych pracowników będzie używany wykrywacz kłamstw.

Kontrola samego siebie

Niecały tydzień wcześniej, we wtorek 25 lipca, rząd przyjął ustawę o Biurze Nadzoru Wewnętrznego. – Służby muszą działać w sposób przejrzysty, a minister musi mieć nad nimi realny, a nie tylko teoretyczny nadzór. Mundurowi mają szerokie uprawnienia wobec obywateli, dlatego Polacy mają prawo oczekiwać, że pracują oni zgodnie z najwyższymi standardami – mówił Mariusz Błaszczak.

Funkcjonowanie BNW w sferze czynności operacyjno-rozpoznawczych ma podlegać takim samym wymogom formalnym i mechanizmom kontrolnym, jak w przypadku służb mających podobne uprawnienia. Na początku formacja ma liczyć kilkadziesiąt osób. –To rozwiązanie podobne do tego, jakie było w PRL. Minister spraw wewnętrznych, który jest pierwszym policjantem, będzie teraz kontrolowany przez… samego siebie – komentuje poseł Marek Biernacki, opozycyjny poseł sejmowej komisji ds. służb specjalnych, który w przeszłości był m.in. ministrem spraw wewnętrznych.

W ten sposób Mariusz Błaszczak, który odpowiada już m.in. za policję, stanie się trzecim ważnym graczem rządu Prawa i Sprawiedliwości w obszarze służb specjalnych. Dołączy do Mariusza Kamińskiego, ministra koordynatora służb specjalnych (w jego obszarze wpływów są Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu i Centralne Biuro Antykorupcyjne) oraz ministra obrony Antoniego Macierewicza (Służba Wywiadu Wojskowego, Służba Kontrwywiadu Wojskowego i Żandarmeria Wojskowa). Do tego, że agencje można wykorzystywać do poszerzenia swojej władzy, nikogo nie trzeba przekonywać. Najnowszym przykładem jest prowadzone przez SKW postępowanie kontrolne wobec generała Jarosława Kraszewskiego, jednego z najbliższych doradców prezydenta Andrzeja Dudy. Można je odczytać jako próbę podważenia jego wiarygodności i osłabienia ośrodka prezydenckiego przez Macierewicza.

Nowe ministerstwo

Jesienią walka trzech polityków Prawa i Sprawiedliwości w kwestii służb może się zaostrzyć. Nieoficjalnie mówi się, że właśnie wtedy do Sejmu może trafić projekt ustawy tworzącej nowe ministerstwo, któremu mają podlegać służby. Być może właśnie dlatego generał Tomasz Miłkowski, obecny szef BOR, zapewnia, że SOP będzie formacją o charakterze policyjnym. Taka narracja może pomóc w pozostawieniu go pod kontrolą MSWiA, a nie nowego Ministerstwa Ochrony Państwa (MOP), na którego czele miałby stanąć Mariusz Kamiński (pisaliśmy o tym w DGP). Pojawiały się już pomysły z otoczenia Kamińskiego, by nowa formacja trafiła pod jego nadzór.

Z kolei jeśli chodzi o Ministerstwo Obrony Narodowej, to trudno zakładać, że minister Antoni Macierewicz odda nadzór nad SKW i SWW. Na ich czele stoją jego długoletni współpracownicy. Przy Wiejskiej pojawiła się jednak teoria, że zmiany w ustawie tworzącej MOP oddające nowemu podmiotowi nadzór nad wojskowymi służbami mogą wprowadzić posłowie podczas prac w komisji. I wtedy tak naprawdę Macierewicz będzie miał niewielkie pole do tego, by je zablokować, ponieważ niewielu posłów będzie chciało go poprzeć.

O tym, że sprawa reformy służb jest bardzo istotna, w niedawnym wywiadzie dla Telewizji Trwam mówił Jarosław Kaczyński. – To jednak wcale nie musi oznaczać, że chodzi o te reformy przygotowywane przez Mariusza Kamińskiego – twierdzi rozmówca DGP od lat związany ze służbami. – Być może prezes miał na myśli właśnie te zmiany, które przyjął rząd, czyli utworzenie SOP i BNW – zastanawia się funkcjonariusz.

Obecnie trudno przewidzieć, jak za pół roku będzie wyglądać struktura polskich służb specjalnych. Nie jest prowadzona debata publiczna na ten temat. Co jednak wydaje się prawdopodobne, to fakt, że zamiast zapowiadanej centralizacji dojdzie po prostu do kolejnego przetasowania, które zasadniczo nie poprawi sposobu działania służb, a skupi się na rozgrywkach personalnych i frakcyjnych walkach o to, który minister będzie miał więcej władzy.

dziennik.pl

Zamach na Macierewicza? „GW”: Śledztwo w sprawie przygotowań do „fizycznej likwidacji” szefa MON

07.08.2017

Antoni Macierewicz

Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie przygotowań do „fizycznej likwidacji” szefa MON Antoniego Macierewicza – donosi „Gazeta Wyborcza”.

Sprawa dotyczy czynienia przygotowań w celu usunięcia przemocą poprzez fizyczną likwidację osoby pełniącej funkcję Ministra Obrony Narodowej – konstytucyjnego organu RP – brzmi odpowiedź, jaką „GW” orzymała z biura prasowego Prokuratury Krajowej.

Przygotowania miały polegać na „zbieraniu informacji dotyczących miejsca zamieszkania i wykonywania czynności urzędowych wymienionej osoby”.

O co chodzi? Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, śledztwo zaczęło się od… wpisu na Facebooku. Z dziennikarzami skontaktował się proszący o anonimowość mieszkaniec Poznania. Pod koniec lipca odebrał wezwanie na przesłuchanie w poznańskim komisariacie.

Miałem być świadkiem w sprawie prowadzonej przez komendę wojewódzką w Krakowie (…) Kiedy sprawdziłem, jakiego przestępstwa dotyczy sprawa, zamarłem – powiedział „GW” poznaniak.

Okazało się, że policjanci wskazali ten sam artykuł kodeksu karnego, z którego sądzony był Brunon Kwiecień, naukowiec z Krakowa, który chciał wysadzić Sejm.

Poznaniak w czasie przesłuchania dowiedział się, że sprawa dotyczy wpisów na Facebooku z lutego bieżącego roku.

Jeden z internautów miał pytać, czy ktoś wie, gdzie mieszka Antoni Macierewicz. Inny miał odpowiedzieć, żeby dał sobie spokój, bo i tak „sprawa zostanie załatwiona” – czytamy na łamach „Gazety Wyborczej”.

Policjantka pytała, czy to ja zamieściłem ten wpis, ale nawet mi go nie pokazała. Zaprzeczyłem. Nie mam konta na Facebooku, nie udzielam się w internetowych dyskusjach. Nigdy nie planowałem z nikim o planowaniu zamachu na Macierewicza. Nie wiem dlaczego akurat mnie wezwano. Policjantka mi tego nie wyjaśniła. Miała przed sobą faks z Krakowa z listą pytań do mnie. Powiedziała tylko, że w Poznaniu mają do przesłuchania jeszcze kilka osób – powiedział „GW” mężczyzna.

Dziennikarze ustalili, że śledztwo wszczęto 16 marca, tuż po wypadku kolumny aut z Macierewiczem pod Toruniem. Prokuratura poinformowała, że zarzuty postawiono jednej osobie. Nie wiadomo jednak, czego dotyczą.

Gdyby sprawa była poważna, z pewnością zajmowałaby się nią ABW, nie policja. Podejrzany zostałby zatrzymany i przewieziony do Krakowa, a świadków przesłuchiwano by w Krakowie, żeby utrzymać śledztwo w tajemnicy. Tak było ze sprawą Kwietnia – mówi „GW” jeden z prokuratorów.

Zrobienie ze zwykłego wpisu w internecie sprawy o przygotowanie do „fizycznej likwidacji” jest potężnym nadużyciem i dowodem nadgorliwości prokuratury. Jest niemal pewne, że jeśli dojdzie do aktu oskarżenia, ten zarzut zostanie osłabiony – dodaje inny prokurator.

dziennik.pl

Formalne i nieformalne zmiany konstytucji – piszą Janusz Trzciński i Michał Szwast

Zgromadzenie Narodowe uchwaliło obecną Konstytucję Rzeczypospolitej Po...
Zgromadzenie Narodowe uchwaliło obecną Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej 2 kwietnia 1997 r. Została zatwierdzona w ogólnonarodowym referendum 25 maja 1997 r. Weszła w życie 17 października 1997 r.

Foto: Fotorzepa, Jacek Domiński

Ustawa zasadnicza w porównaniu ze zwykłą powinna być w szczególny sposób chroniona ze względu na system wartości w niej zawarty, a odnoszący się do ustroju państwa, a także roli jednostki i jej znaczenia w procesach sprawowania władzy – piszą prawnicy.

 

Tematyka formalnych i nieformalnych zmian konstytucji nie należała do najczęściej podejmowanych w polskiej doktrynie prawniczej. Pewne ożywienie zainteresowania w tym obszarze można zaobserwować począwszy od 2015 r.

Zagadnienie formalnych zmian (nowelizacji) konstytucji obejmuje dwie kwestie:

a) tryb zmiany konstytucji z 1997 r. przewidziany przez konstytucję;

b) dopuszczalne zmiany treści konstytucji. W tym drugim zagadnieniu zawiera się pytanie o granice dopuszczalności nowelizacji treści konstytucji, nawet jeśli nie są one formalnie sformułowane, jak to ma miejsce np. w konstytucji Włoch lub Niemiec.

Poza rozważaniami pozostawiamy zagadnienie uchwalenia nowej konstytucji, które w naszej tradycji konstytucyjnej zawsze rządziło się i rządzi odrębnymi regułami, nieregulowanymi w konstytucji. Wypada jedynie przypomnieć, że uchwalenie konstytucji z 1997 r. nastąpiło w trybie przewidzianym w odrębnej ustawie z 1992 r. Uchwalenie nowej konstytucji wymagałoby naszym zdaniem znowelizowania rozdziału XII konstytucji („Zmiana Konstytucji”) i wprowadzenia do jego tekstu postanowienia o trybie przygotowania i uchwalenia (nowej) konstytucji. Nie można przepisów o zmianie konstytucji wykorzystywać do uchwalenia nowej konstytucji.

Mówiąc o zmianie (nowelizacji) konstytucji w demokratycznym państwie prawnym, musimy mieć na uwadze dwie grupy przesłanek, które muszą być spełnione. Są to przesłanki trybu zmiany wynikające z art. 235 opisującego tryb zmiany konstytucji oraz przesłanki materialne ograniczające możliwość zmiany treści niektórych postanowień konstytucji. To drugie zastrzeżenie nie dotyczy uchwalenia nowej konstytucji i występuje często w literaturze pod „hasłem” norm relatywnie niezmienialnych.

Tylko nowelizacja

Co się tyczy przesłanek trybu zmiany konstytucji, to opisane są one w art. 235 konstytucji i mają zastosowanie jedynie do nowelizacji konstytucji. Granicę tych nowelizacji wyznacza próba takich jednostkowych zmian, które doprowadziłyby w istocie do przekształcenia obowiązującej konstytucji w nową konstytucję.

Tryb zmiany konstytucji opisany w art. 235 Konstytucji RP nie jest jednolity. Wobec zmiany przepisów rozdziałów I („Rzeczpospolita”), II („Wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela”) oraz XII („Zmiana Konstytucji”) stawiane są większe rygory. Szczególna ochrona wymienionych przepisów rozdziałów I, II i XII bierze się stąd, iż są one fundamentem dla całej konstytucji i dla jej tożsamości. Jest jednocześnie świadectwem wewnętrznej hierarchii przepisów konstytucyjnych.

Konstytucja Polski z 1997 r. ze względu na tryb jej zmiany może być zaliczona do grupy tzw. konstytucji „sztywnych”. Oznacza to, iż tryb jej zmiany jest w porównaniu z uchwaleniem (zmiany) ustawy zwykłej znacznie utrudniony. Dla przykładu Konstytucja PRL z 1952 roku, gdy idzie o tryb jej zmiany, różniła się w porównaniu z trybem ustawodawczym tylko w jednym elemencie. Mogła być zmieniona większością 2/3 głosów przy quorum 1/2 ogólnej liczby posłów. Była zaliczana do grupy tzw. konstytucji „giętkich”.

Wprowadzenie do konstytucji szczególnego trybu jej zmiany w porównaniu z ustawami ma swój głęboki sens ustrojowy. Konstytucja w porównaniu z ustawą zwykłą powinna być w szczególny sposób chroniona ze względu na system wartości, który w postanowieniach konstytucji jest zawarty, odnoszący się do kwestii ustroju państwa, a także wartości dających wyraz roli jednostki i jej znaczenia w szeroko rozumianych procesach sprawowania władzy czy wreszcie dających także wyraz znaczeniu określonych ogólnych idei humanistycznych ważnych w życiu społeczeństwa.

Niezmienne postanowienia

Co się tyczy przesłanki dopuszczalnych zmian treści konstytucji, to wypada rozpocząć od stwierdzenia, że Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w odróżnieniu od niektórych konstytucji europejskich (np. Francji, Niemiec, Włoch) nie wprowadza żadnych wyraźnych ograniczeń co do możliwości zmiany jej treści. Jednakże analiza treści Konstytucji RP pozwala prowadzić rozważania nad tezą o tym, że można w niej wskazać na postanowienia, które w literaturze nazywa się postanowieniami „relatywnie niezmienialnymi”, stanowiącymi granice zmian konstytucji. Oczywiście ograniczenia te można przekroczyć, uchwalając nową konstytucję. Te ograniczenia zmian konstytucji wyprowadza się z „tożsamości konstytucji”.

Odwołując się do argumentu z „tożsamości konstytucji” mamy na myśli takie przepisy konstytucji, które stanowią o jej podstawowej funkcji, określają cele wspólnoty państwowej, suwerena i sposób wykonywania władzy suwerennej, kontynuują ugruntowaną tradycję konstytucyjną i gwarantują podstawowe w cywilizacji europejskiej wolności i prawa człowieka. Innymi słowy, mówiąc o „tożsamości konstytucji”, mamy na myśli te przepisy konstytucji, których zmiana spowodowałaby, że będziemy mówić o innej konstytucji aniżeli ta, która została uchwalona i potwierdzona w referendum przyjmującym konstytucję.

Analiza postanowień Konstytucji RP pozwala dostrzec w niej tkwiące argumenty ogólne i szczegółowe na rzecz tezy o ograniczonej możliwości zmiany konstytucji, a więc za istnieniem w jej treści postanowień, o których możemy powiedzieć, że są relatywnie niezmienialne.

Co się tyczy argumentów natury ogólnej, które można wyprowadzić z konstytucji, to pragniemy zwrócić uwagę na sformułowania wstępu do Konstytucji RP oraz postanowienia art. 30 konstytucji. We wstępie do Konstytucji Polski in fine pisze się: „Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej”. Powoływany powyżej art. 30 konstytucji formułuje zasadę godności człowieka – „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”. Użycie w konstytucji powyższych sformułowań o „nienaruszalnych” zasadach (wstęp) i „nienaruszalnej” godności człowieka sugeruje wprost ograniczone możliwości ich zmiany (zmiany ich treści lub uchylenia).

Przechodząc do argumentów szczegółowych tkwiących w poszczególnych postanowieniach konstytucji, których zmiana jest naszym zdaniem ograniczona lub wręcz niedopuszczalna, przede wszystkim pragniemy przywołać postanowienia art. 8 Konstytucji RP, który stanowi, że: 1. Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej i 2. Przepisy konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że konstytucja stanowi inaczej.

Postanowienie to znalazło się w konstytucji z 1997 r. jako reakcja na traktowanie we wcześniejszej doktrynie prawa konstytucyjnego, a przede wszystkim w praktyce sądowej (lat 1950–1980) konstytucji jako dokumentu wyłącznie politycznego, deklaracji politycznej nienadającej się do stosowania w sądach. Analiza praktyki sądowej wskazuje, że konstytucja jest stosowana w orzecznictwie nie tylko Trybunału Konstytucyjnego, co jest oczywistością, ale także sądów powszechnych, administracyjnych, wojskowych i Sądu Najwyższego. W ten sposób sądy podnoszą na wyższy poziom ochronę wolności i praw człowieka. Uchylenie art. 8 ust. 2 konstytucji spowodowałoby możliwość pomijania konstytucji jako aktu prawnego w procesie ochrony wolności i praw człowieka i w istocie cofnęłoby praktykę prawną do czasów koncepcji konstytucji jako dokumentu tylko politycznego. W dalszej kolejności za relatywnie niezamienialne przepisy konstytucji uznajemy art. 2 w jego związku z art. 1 i 4 Konstytucji RP. Art. 2 formułuje zasadę demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej. Analiza art. 2 Konstytucji RP w związku z art. 1: (zasada dobra wspólnego) i art. 4 ust. 1: (zasada suwerenności Narodu) polskiej ustawy zasadniczej prowadzi do wniosku, że intencją ustrojodawcy co do formy państwa było ustanowienie demokratycznej republiki jako państwa unitarnego, w której władza należy do Narodu. Zmiana tej formy państwa nie mogłaby nastąpić w drodze nowelizacji konstytucji.

Za względnie niezmienialne należałoby uznać także przepisy, które definiują zasadę podziału władzy, a więc przede wszystkim art. 10 Konstytucji RP. Są to przepisy nie tylko regulujące zręby struktury państwa, ale – jak wiadomo od czasów Monteskiusza – stanowiące także zasadniczą gwarancję zakodowanych w konstytucji wolności i praw jednostki. Likwidacja lub deformacja zasady podziału władzy, jak pokazuje doświadczenie historyczne wielu państw, jest zawsze przesłanką do przekreślenia zasad ustrojowych stanowiących o „tożsamości konstytucji”.

Wreszcie do grupy przepisów relatywnie niezmienialnych zaliczamy art. 31 ust. 3 Konstytucji RP wyrażający zasadę proporcjonalności: „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”.

Cytowany przepis umożliwia sądom i innym organom władzy publicznej stosującym konstytucję gwarantować zawarte w niej wolności i prawa człowieka, a nadto jest to przepis, który jednocześnie wyznacza stan względnej równowagi pomiędzy jednostką a władzą publiczną. Wprowadzenie zasady proporcjonalności do przepisów konstytucji i do praktyki konstytucyjnej ma naszym zdaniem porównywalny charakter z zasadą podziału władzy, gdy idzie o gwarancje wolności i praw jednostki. Na jej bazie wyrosło sądownictwo administracyjne.

Inne modyfikacje

Po omówieniu zagadnienia formalnych zmian konstytucji uwagę należy skoncentrować na problematyce nieformalnych zmian konstytucyjnych. Są nimi wszelkie modyfikacje treści i znaczenia konstytucji dokonywane w trybie innym niż wynikający z przepisów określonych samą konstytucją. Zmiana treści konstytucji nie zawsze musi bowiem oznaczać zastąpienia obowiązującego tekstu konstytucji nowym brzmieniem przepisów (zmiana formalna). Zmiana może dokonać się także poprzez działania nieformalne, mniej lub bardziej zgodne z zasadami państwa prawa. Im trudniejsza do przeprowadzenia jest procedura formalnych zmian konstytucyjnych, tym większe pokusy dotyczą zmian o charakterze nieformalnym. Można wyróżnić kilka kategorii nieformalnych zmian konstytucji. Nie wszystkie z nich można uznać za prawnie legitymowane.

Najdalej idącą ze zmian konstytucji jest oczywiście zmiana nieformalna o charakterze całkowitym, będąca w istocie usunięciem obowiązującej konstytucji. Geneza tego rodzaju zmiany może wiązać się jedynie z przeprowadzeniem zamachu stanu, czy też innej formy przewrotu dokonanego metodami niedemokratycznymi i pozaprawnymi. Byłaby to zmiana dokonana z lekceważeniem przepisów obowiązującej konstytucji i bez respektowania procedury przewidzianej dla zmiany konstytucji określonej w obowiązującej ustawie zasadniczej.

Natomiast najistotniejszą i najbardziej rozpowszechnioną w praktyce nieformalną zmianą konstytucji o charakterze częściowym jest zmiana dokonywana poprzez wykładnię konstytucji w toku stosowania jej norm w szczególności przez organy kontroli konstytucyjności prawa. Współczesna konstytucja może zmienić swoje znaczenie i treść, bez formalnej zmiany swojego tekstu. Stanowi „instrument żyjący”, którego znaczenie powinno być dostosowywane do aktualnych warunków społecznych, w których znajduje ona zastosowanie. Przywiązanie do intencji przyświecających autorom konstytucji bywa zawodne, a konieczne jest nadawanie ustawie zasadniczej takiego rozumienia, które uwzględniałoby możliwość rozwiązywania aktualnych problemów prawnych i społecznych. Konstytucja to nie tylko to, co literalnie zapisane w jej przepisach, ale także „standardy” z nich wynikające, tworzone na skutek długotrwałego stosowania norm konstytucyjnych. Normy te charakteryzują się bowiem dużym stopniem ogólności i wymagają ich skonkretyzowania w toku stosowania prawa na gruncie rozstrzyganych spraw konstytucyjnych. Dotyczy to w szczególności norm wyrażających prawa i wolności człowieka i obywatela, których otwarte i zwięzłe formuły nawet wymagają tego, ażeby organy stosujące prawo, przede wszystkim sądy i sądy konstytucyjne, nadały im skonkretyzowaną treść. Współczesne konstytucje, w tym polska konstytucja z 1997 r., trafnie bywają zatem określane mianem „konstytucji sądowych” – takich, których rzeczywiste znaczenie i treść określane są w orzecznictwie sądowym (w Polsce najczęściej w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego).

Naturalnie proces nieformalnej reinterpretacji postanowień konstytucji ma swoje granice. Podstawową formułą zmiany konstytucji są bowiem zmiany formalne, których tryb określa sama konstytucja. Komisja Wenecka prezentuje przekonywające stanowisko, zgodnie z którym jakkolwiek sądy konstytucyjne są legitymowane do tego, żeby dokonywać twórczej interpretacji przepisów konstytucyjnych i tą drogą rozwijać treść konstytucji, to jednak główną i preferowaną procedurą zmiany konstytucji jest deliberatywna i polityczna zmiana formalna, dokonywana w trybie określonym samą konstytucją.

Rola Trybunału i sądów

Polski Trybunał Konstytucyjny odgrywał w przeszłości i nadal odgrywa bardzo zauważalną rolę w odczytywaniu treści norm konstytucyjnych i nadawaniu im nowego znaczenia. Szczególnie aktywna interpretacja norm konstytucyjnych przez TK miała miejsce w latach 1989–1997. W tym czasie obowiązywała znowelizowana w pewnym zakresie w 1989 r. Konstytucja PRL z 1952 r. Jej założenia i aksjologia nie przystawały zupełnie do oczekiwań związanych z przemianami demokratycznymi dokonanymi w 1989 r. W szczególności nie zawierała ona katalogu praw człowieka odpowiadającego nowej rzeczywistości społecznej, na wzór choćby tego unormowanego w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

W tych warunkach Trybunał Konstytucyjny, wykazując się daleko nieraz idącym aktywizmem, wyinterpretował z konstytucji wiele niewyrażonych w niej wprost zasad i norm. Głównym normatywnym „źródłem” tych działań była zasada demokratycznego państwa prawnego wprowadzona „nowelą grudniową” z 1989 r. Trybunał Konstytucyjny, posiłkując się polską i zagraniczną doktryną prawniczą, wywiódł z niej szereg zasad pochodnych, podstawowych zasad porządku konstytucyjnego, a nawet prawa podmiotowe, które nie zostały wyraźnie sformułowane w innych przepisach konstytucji, jak np. zasada nullum crimen sine lege, zasada proporcjonalności, prawo do sądu, prawo do życia, zasada podziału władzy, zasada dwuinstancyjności postępowania sądowego, zakaz retroaktywności prawa czy też zasada ochrony praw słusznie nabytych.

Na gruncie Konstytucji RP z 1997 r. również można mówić o dokonywaniu przez Trybunał Konstytucyjny jej reinterpretacji i zmian jej znaczenia. Polski sąd konstytucyjny, podobnie jak inne współczesne sądy konstytucyjne, wychodzi nierzadko poza swoją tradycyjną Kelsenowską rolę „negatywnego ustawodawcy” i wchodzi coraz częściej w rolę „pozytywnego ustawodawcy”, współtworząc treść norm konstytucyjnych i nadając im nowe znaczenie w procesie stosowania prawa. Trybunał Konstytucyjny niejednokrotnie kreuje konkretne reguły, których w konstytucji wyraźnie nie sformułowano, jak np. określenie konkretnych terminów vacatio legis (okresu między publikacją aktu normatywnego a jego wejściem w życie): ogólnego terminu 14-dniowego i terminu 6-miesięcznego dotyczącego istotnych zmian prawa wyborczego, zasada równowagi budżetowej czy też poszczególne zasady przyzwoitej legislacji.

Osobnym zagadnieniem jest reinterpretacja treści konstytucji poprzez pryzmat wiążących Polskę umów międzynarodowych z zakresu ochrony praw człowieka i orzecznictwa organów sądowych stojących na straży tych umów. TK stosuje technikę wykładni prawa krajowego przyjaznej prawu międzynarodowemu i częstokroć inkorporuje standardy np. orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka do treści wzorca konstytucyjnego. Tym samym treść standardu konstytucyjnego zmienia się w zależności od dynamiki zmian standardów międzynarodowych, by wskazać chociażby na przykłady prawa do sądu, czy też wolności zgromadzeń.

W polskim systemie prawnym najsilniejszą legitymację do dokonywania wyżej opisywanych zmian nieformalnych konstytucji ma oczywiście Trybunał Konstytucyjny jako centralny organ kontroli konstytucyjności prawa. Wydaje on orzeczenia ostateczne i powszechnie obowiązujące, a rezultat dokonywanej przez niego interpretacji konstytucji ma charakter wiążący. Wydaje się, że rozwijanie i reinterpretacja treści polskiej konstytucji ma również miejsce w przypadku orzecznictwa sądów, które mają jednakże mniejsze pole do samodzielnej i wiążącej interpretacji treści konstytucji z uwagi na przyjęcie w Polsce skoncentrowanego modelu kontroli konstytucyjności prawa. Natomiast reinterpretacja pojęć konstytucyjnych przez organy innych władz, np. ustawodawcę, czy też organy władzy wykonawczej zmierzająca do nadania im znaczenia zupełnie odmiennego niż przyjęte w toku sądowego stosowania konstytucji, czy też omijanie konstytucji są konstytucyjnie wątpliwe i można takie zjawiska oceniać w kategorii naruszenia konstytucji.

Wśród form nieformalnych zmian konstytucji wyróżnić można bardzo specyficzną z nich, która zintensyfikowała się w praktyce działania organów władzy ustawodawczej i wykonawczej począwszy od jesieni 2015 r. Zmiany tego typu określa się jako pozakonstytucyjne zmiany porządku konstytucyjnego.

Traktując rzecz w dużym stopniu ogólności, opisywane zjawisko polega na tym, że władza ustawodawcza, nie dysponując większością głosów w parlamencie konieczną do przeprowadzenia procedury formalnej zmiany konstytucji, zmienia w drodze ustaw zwykłych prawo regulujące sposób działania kluczowych organów państwa w sposób omijający konstytucję albo prowadzący do osłabienia znaczenia niektórych organów państwowych lub ich „wydrążenia kompetencyjnego”. Tego typu działania skutkują niejednokrotnie zmianą wyraźnej treści norm konstytucyjnych lub osłabieniem ich skuteczności.

Gdy chodzi o działania władzy ustawodawczej to można dla przykładu wskazać na ostatecznie przekazane przez prezydenta Sejmowi w celu ponownego rozpatrzenia (zawetowane) ustawy z lipca 2017 r. o Sądzie Najwyższym i o zmianie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Nowelizacja ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa wygaszała określoną w art. 187 ust. 3 konstytucji czteroletnią kadencję aktualnie sprawujących mandat wybranych członków KRS – sędziów, posłów i senatorów. Kadencja miała wygasnąć po upływie 30 dni od dnia wejścia w życie ustawy.

Z kolei ustawa o Sądzie Najwyższym w przepisach przejściowych przewidywała przeniesienie w stan spoczynku wszystkich sędziów Sądu Najwyższego z wyjątkiem tych, których pozostanie w stanie czynnym zatwierdzi prezydent RP działający na wniosek ministra sprawiedliwości i po zapoznaniu się z uchwałą w tej kwestii podjętą przez Krajową Radę Sądownictwa. Co więcej, ustawa ta dopuszczała również przeniesienie w stan spoczynku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego pełniącego w czasie jej wejścia w życie sześcioletnią kadencję. Powyższa ustawa naruszała art. 180 ust. 1 i ust. 5 konstytucji w przypadku sędziów SN, albowiem zakładając pozorną w istocie zmianę ustroju Sądu Najwyższego, dążyła w rzeczywistości do przerwania działania tego organu władzy sądowniczej w aktualnym składzie personalnym. Naruszała również art. 183 ust. 3 konstytucji, pozwalając na skrócenie określonej w tym przepisie kadencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Przywołane ustawy dokonywały, wbrew ustalonej wcześniej praktyce konstytucyjnej, niedopuszczalnej reinterpretacji pojęć „kadencji” (art. 183 ust. 3 art. i art. 187 ust. 3 konstytucji), „zmiany ustroju sądów” (art. 180 ust. 5 konstytucji) oraz „nieusuwalności sędziów” (art. 180 ust. 1 konstytucji).

Zmiany nieformalne konstytucji w formie pozakonstytucyjnych zmian porządku konstytucyjnego dokonywane są także od jesieni 2015 r. przez organy władzy wykonawczej. Za zmianę tego rodzaju można uznać np. zaniechanie prezesa Rady Ministrów publikowania niektórych (w jego ocenie wydanych z naruszeniem przepisów prawa) wyroków Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw, mimo obowiązku w tym zakresie wynikającego z art. 190 ust. 2 konstytucji. Brak ogłoszenia przez prezesa Rady Ministrów niektórych z orzeczeń powoduje, że nie może zrealizować się dyspozycja art. 190 ust. 3 konstytucji, który przewiduje, że orzeczenia TK wchodzą w życie z dniem ogłoszenia.

Jedna zmiana już była

Inna forma nieformalnych zmian konstytucyjnych wiąże się z inspirującym wpływem orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego na dokonywanie formalnych zmian konstytucji w trybie art. 235. Polska praktyka ustrojowa zna przypadki, w których stosowanie konstytucji w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego doprowadziło do późniejszego przyjęcia formalnych zmian konstytucji. W wyroku z 27 kwietnia 2005 r. P 1/05 Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy Kodeksu postępowania karnego zezwalające na przekazanie obywatela polskiego do państwa członkowskiego Unii Europejskiej na podstawie europejskiego nakazu aresztowania są niezgodne z art. 55 ust. 1 Konstytucji RP, który w okresie orzekania przez TK przewidywał bezwzględny zakaz ekstradycji obywatela polskiego. TK w uzasadnieniu wskazał na konieczność rozważenia zmiany konstytucji w celu dostosowania systemu prawa do wiążących Polskę umów międzynarodowych. Omówione orzeczenie polskiego sądu konstytucyjnego stało się podstawą przeprowadzenia w 2005 r. pierwszej formalnej zmiany konstytucji w sposób dostosowujący treści polskiej ustawy zasadniczej do wymagań prawa unijnego w zakresie europejskiego nakazu aresztowania. Jakkolwiek przykład ten jest w dotychczasowej historii polskiego konstytucjonalizmu odosobniony, to pozwala zakwalifikować wyroki TK (i argumentację zawartą w ich uzasadnieniach) jako nieformalne sygnały do przeprowadzenia formalnych zmian w konstytucji. ?

Janusz Trzciński jest profesorem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, a Michał Szwast jest doktorantem w tej katedrze.

rp.pl

Jest śledztwo w sprawie przygotowań do „fizycznej likwidacji” Macierewicza. Po wpisie na FB

lulu, 07.08.2017

Częstochowa, Jasna Góra. 26. Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja

Częstochowa, Jasna Góra. 26. Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja (ŁUKASZ KOLEWIŃSKI)

Prokuratorzy z Krakowa prowadzą śledztwo w sprawie przygotowań do fizycznej likwidacji szefa MON – ustalili dziennikarze „Gazety Wyborczej” i radia RMF FM.

Prokuratura Krajowa o śledztwie informuje jedynie w lakonicznym komunikacie. Dziennikarzom „Wyborczej” i RMF potwierdziła, że rzeczywiście bada sprawę przygotowań do „usunięcia przemocą poprzez fizyczną likwidację” szefa MON. O jakie przygotowania chodzi? W komunikacie śledczych czytamy, że m.in. „zbieranie informacji dotyczących miejsca zamieszkania”.

Z nieoficjalnych informacji dziennikarzy wynika, że chodzi o facebookowy wpis. Ktoś w internecie pytał, gdzie mieszka Antoni Macierewicz, ktoś inny odpowiedział mu, że „sprawa zostanie załatwiona”.

Zarzuty postawiono jednej osobie. Nikt nie został zatrzymany. Początek śledztwa zbiega się w czasie z kolizją z udziałem kolumny Antoniego Macierewicza pod Toruniem – podaje radio.

Kolizja kolumny Antoniego Macierewicza

W styczniu w Lubiczu Dolnym k. Torunia doszło do kolizji z udziałem samochodu, którym jechał szef MON. W kolizji uczestniczyło 8 pojazdów, w tym dwa z kolumny żandarmerii wojskowej. Antoni Macierewicz, który wracał z sympozjum „Oblicza dumy Polaków”, zorganizowanego w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej ojca Tadeusza Rydzyka w Toruniu, nie ucierpiał. Przesiadł się do innego samochodu i wrócił do Warszawy, gdzie jeszcze tego dnia wieczorem wziął udział w gali przyznania prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu nagrody Człowiek Wolności tygodnika „wSieci”.

Odtworzyliśmy trasę Antoniego Macierewicza. 200 km w mniej niż 100 minut – czytaj więcej na ten temat >>>

Donald Tusk na przesłuchaniu w prokuraturze. Doszło do spięcia z dziennikarzem TVP

gazeta.pl