Czy Morawiecki nie doznał urazu goleni prawej?

Zwykły wpis

Zbigniew Gryglas (kiedyś Nowoczesna, obecnie o Gowina przy PiS) wypowiedział się w programie „Rzecz o polityce” (Rzeczpospolita) na temat wyborów prezydenckich w Warszawie.

Mecenas Roman Giertych zareagował na uwolnienie Tomasza Komedy, który został niewinnie skazany na 18 lat więzienia.

Poseł Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk, powołując się na informację Komendy Głównej Policji, podsumował na Twitterze koszty jakie ponieśli polscy podatnicy, z tytułu celebrowania kolejnych miesięcznic smoleńskich.

Okazuje się, że od 2015 roku, czyli od kiedy PiS przejęło władzę, ponad 32 tysiące policjantów ochrania imprezy na Krakowskim Przedmieściu, a ich organizacja pochłonęła dotąd blisko 3 mln złotych.

Żeby zwykły poseł Kaczyński mógł w należytym komforcie przeżywać to wydarzenie, co miesiąc na zabezpieczenie miesięcznic z całej Polski zjeżdżają się oddziały policyjne. Ostatnio pojawiły się także barierki, które w samym centrum stolicy, oddzielają wyznawców PiS od świata zewnętrznego, czyniąc je na jeden dzień fortecą wyłącznie do dyspozycji jednego człowieka. Wszystko to oczywiście pokrywane jest z naszych podatków.

Jak wiemy, za protesty wobec kolejnych miesięcznic policja zatrzymuje obywateli i stawia im zarzuty zakłócania wydarzenia o charakterze religijnym, chociaż wszyscy doskonale wiemy, że to nic innego jak cyklicznie powtarzana polityczna manifestacja lojalności wobec lidera PiS.

Wzrost liczby policjantów ochraniających miesięcznice smoleńskie, to zdaniem rządzących oczywiście wina polityków opozycji, którzy rzekomo wciąż zaogniają sytuację, a także Obywateli RP, którzy te miesięcznice chcą blokować, czym stwarzać mają zagrożenie dla uczestników tych pochodów.

Jednak w odczuciu zdrowo myślącego społeczeństwa konwencja comiesięcznych imprez na Krakowskim Przedmieściu to po prostu atak na wolność zgromadzeń i w tych ramach nieuzasadniony priorytet dla zgromadzeń cyklicznych. Chodzi o „twór” wymyślony dla satysfakcji samego Kaczyńskiego, zmierzającego do budowy mitu założycielskiego PiS-owskiej władzy, w postaci “tajemniczej śmierci” elity państwa w Smoleńsku. Z tym jednak zastrzeżeniem, że teraz to już chodzi wyłącznie o elity PiS.

Jacek Harłukowicz (Gazeta Wyborcza Wrocław) zareagował na wypowiedź Cezarego Gmyza (TVP) na temat prof. Ryszarda Krasnodębskiego.

Cezary Gmyz, jeden z czołowych dziennikarzy rządowej TVP, miał w grudniu minionego roku „chwilę słabości” i bez większego zastanowienia pogroził byłemu wicepremierowi, Romanowi Giertychowi.

„Giertych do wora, wór do jeziora” – w ten sposób telewizyjny korespondent w Berlinie skomentował na Twitterze wpis mecenasa, w którym wyraził on zdziwienie, iż rządowa telewizja obraziła się, za to „że w reklamie książki pt. „Kroniki Dobrej Zmiany” nazwaliśmy Kurskiego kłamcą”. „Ja nie obrażam się, gdy ktoś mi mówi, że jestem wysoki” – napisał wówczas Giertych.

Równocześnie mecenas poinformował, że „niemieckie organy ściągania rozpoczynają sprawę „nawoływania przez Cezarego Gmyza do zabicia go”. Nawiązując do niedawnego przykrego incydentu na wrocławskiej uczelni, dodał: „Dziwię się Panu Gmyzowi, że zajmuję się atakowaniem starszych profesorów. Powinien raczej przygotowywać się do obrony”. Wyjaśnił przy okazji, że sprawą zajmuje się niemiecka prokuratura, ponieważ Cezary Gmyz pracuje w Niemczech i z tego kraju „namawiał do zabicia”.  „Właściwość prokuratury niemieckiej wynika z pańskiego miejsca zamieszkania”- napisał krótko prawnik.

Powszechnie znany z nonszalancji i bezpardonowych ataków na przeciwników politycznych dziennikarz, z miejsca ruszył do kontrataku i w dość żałosnym stylu „odpalił”: „Podpowiecie mi jak nazywa się takich co Niemcom donoszą na rodaków?”

„O znowu kolejny, którego »Niemcy biją«. Zamiast teraz płakać trzeba było myśleć, zamiast hejtować” – zauważył były wicepremier.

W internecie pod tą wymianą zdań zawrzało. Ktoś przytomnie skomentował: Pan Giertych ma rację – w Niemczech „życzliwy” pisowski prokurator nie skręci sprawy, a i PAD nie uniewinni!!!”.

Dziennikarze Onetu Bartosz Węglarczyk i Janusz Schwertner informują o wywiadzie premiera Mateusza Morawieckiego dla niemieckiego portalu n-tv.de.

To pytanie może okazać się ze wszech miar zasadne, kiedy Jarosław Kaczyński zorientuje się, że namaszczony przez niego premier… niepochlebnie wypowiedział się na temat Węgier. Bo czym innym są mało przemyślane wypowiedzi dotyczące ustawy o IPN, jak choćby słynne już słowa z Monachium… Czym innym układanie historii na nowo, przeciw czemu protestował prof. Ryszard Krasnodębski… Te wypowiedzi z pewnością nie rażą uszu prezesa PiS.

Jednak uderzanie przez Morawieckiego w Węgry – jedynego sojusznika PiS – może mieć swoje konsekwencje. Onet.pl pisze o wywiadzie, który został opublikowany w niemieckim portalu „n-tv.de” w połowie lutego. Przeszedł on niezauważony, bo został „przykryty” przez wspomnianą już wypowiedź Morawieckiego w Monachium, która odbiła się szerokim echem w świecie i zaostrzyła konflikt z Izraelem.

W wywiadzie dla niemieckiego portalu Morawiecki, mówiąc o stosunkach na linii Polska-UE, stwierdził: – „Jesteśmy w Polsce bardzo daleko od sytuacji poważnego naruszenia zasad praworządności. Gdy porównuję sytuację w Polsce, która ma bardzo niski poziom korupcji i kwitnącą demokrację, z sytuacją u naszych przyjaciół z Bułgarii, Rumunii albo Czech – gdzie wszędzie jest pełno korupcji – albo do Węgier, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać”. Prowadzący wywiad dopytał: – „Skoro to takie jasne, to dlaczego Unia Europejska tego nie dostrzega?”. – „Dobre pytanie” – odparł Morawiecki. Tyle i aż tyle!

Onet poprosił o komentarz do tych zaskakujących słów premiera rzeczniczkę rządu Joannę Kopcińską. W odpowiedzi przesłała dane dotyczące korupcji z raportu Transparency International (tak na marginesie – od kiedy PiS przejmuje się raportami międzynarodowych organizacji?). Nie odniosła się jednak do meritum sprawy, czyli atakowaniu przez Morawieckiego najbliższego sojusznika PiS… Jedno jest pewne – kiedy słucha się premiera, to rzeczywiście nie wiadomo: śmiać się czy płakać i ta uwaga dotyczy większości jego wystąpień.

Paweł Cywiński – brat Piotra Cywińskiego (dyrektor Muzeum Auschwitz) opisuję nagonkę prawicy na jego brata.

Od kilku miesięcy Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz jest atakowany i przez PiS, i prawicowe media, i przez hejterów. Sam Piotr Cywiński w rozmowie z onet.pl przyznał, że żyje „w sytuacji największego i najdłuższego hejtu”, jaki mu się przytrafił od momentu objęcia stanowiska, a było to w 2006 r.

Piotra Cywińskiego broni jego brat Paweł. Na Facebooku opisuje, z czym musi mierzyć się dyrektor Muzeum Auschwitz. – „Od 50 dni najpaskudniejsze odmęty polskiej prawicy rozpętały wobec niego niezwykle potężną nagonkę. Zbudowaną na co najmniej kilkunastu kłamliwych zarzutach. Wielokrotnie dementowanych i wielokrotnie odżywających. Dziesiątki artykułów na szemranych portalikach, setki zaangażowanych kont tweeterowych, tysiące podobnie brzmiących tweetów, wulgaryzmy, memy, groźby, oszczerstwa, donosy. Do wyrzygania”.

Opisuje też działalność Piotra Cywińskiego: – „Mój brat pracuje na jednym z najcięższych odcinków walki o pamięć, której zadaniem jest obrona ludzi przed ich najstraszniejszymi instynktami. Walka ta jest niezwykle trudna, bo chodzi w niej nie tylko o pamięć polską, ale poniekąd całej ludzkości. A jak wiadomo – różnie się pamięta. Piotr od dwunastu lat jest dyrektorem Auschwitz Memorial / Muzeum Auschwitz. Dwanaście długich lat pracy w jednym z najstraszliwszych miejsc na świecie”.

W obronie Piotra Cywińskiego wystąpiła także Polska Rada Chrześcijan i Żydów. – „Znamy osobiście dr. Cywińskiego, jego kompetencje i poświęcenie w pracy na rzecz pamięci o tragedii, jaka się w tym miejscu dokonała. Znamy liczne krajowe i międzynarodowe niezwykle pozytywne opinie o funkcjonowaniu Muzeum Auschwitz-Birkenau, którym Cywiński umiejętnie i ofiarnie kieruje od 2006 r. Znamy kształt muzealnej ekspozycji na terenie Miejsca Pamięci i ogrom wykonywanej tam pracy, także edukacyjnej. Można by jedynie życzyć polskim instytucjom kultury tak kompetentnego kierownictwa i tak dalekosiężnej wizji” – napisano w oświadczeniu.

Według Rady, kontrowersje wokół Auschwitz-Birkenau to „ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje nasza ojczyzna. Wyrażamy nasze poparcie dla dyrektora Piotra Cywińskiego i apelujemy o wsparcie dla niego do wszystkich ludzi dobrej woli. Ewentualne personalne rozgrywki wokół Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau z pewnością odbiłyby się szerokim echem w całym świecie, ukazując Polskę w fatalnym świetle”. Pod oświadczeniem podpisali się współprzewodniczący Rady ze strony żydowskiej Stanisław Krajewski i współprzewodniczący ze strony chrześcijańskiej Zbigniew Nosowski.

NIESIOŁOWSKI O DEGRADACJI JARUZELSKIEGO I KISZCZAKA: HAŃBA. ODCZEPCIE SIĘ OD ZMARŁYCH. ONI SĄ JUŻ NA INNYM SĄDZIE

W #TYLKONATEMAT ciekawy wywiad z Michałem Kamińskim, kiedyś spin doctorem PiS, potem PO, obecnie członkiem poselskiego klubu Unii Europejskich Demokratów.

Michał Kamiński odniósł się najpierw do najnowszej akcji PO zapoczątkowanej ustawieniem przed siedzibą PiS na Nowogrodzkiej billboardów, przypominających, ile pieniędzy zgarnęli dla siebie ministrowie obecnego rządu. Wreszcie działanie, które można ocenić pozytywnie, bo jak twierdzi „odwołuje się do chyba największej z tych bomb zegarowych, tykających pod koalicją Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski i Porozumienia”. Pazerność władzy na pieniądze jest, obok klerykalizmu i narastającej izolacji Polski na arenie międzynarodowej, tym co może PiS-owi już niedługo najbardziej zaszkodzić. „Gdy ludzie widzą, że Beata Szydło sama sobie przyznała 65 tys. nagrody, to siadają przy rodzinnym stole i zaczynają przeliczać, co oni mogliby by z taką sumą zrobić…”, a co za tym idzie, zaczynają rozumieć, że wcale nie jest tak, jak im się mówi.

Kolejną bombą jest polska polityka zagraniczna. Dziennikarz, prowadzący rozmowę zauważa, że wprawdzie wydaje się ona być niewypałem, bo „przecież mądre głowy mówią, iż zwykłych Polaków sprawy międzynarodowe nie interesują. I powiedziałbym tak, gdyby nie fakt, że przez dwa dni z rzędu jednym z najchętniej czytanych w naTemat tekstów był ten o opinii Andrzeja Dudy na temat UE”słusznie, więc twierdzi Michał Kamiński, że jednak coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, iż to my, obywatele zapłacimy największą cenę za „awanturnictwo polityków PiS”. „Realne kłopoty w realizacji życiowych planów, strata pieniędzy i utrata dumy z polskiego paszportu” odbiją się mocno na poparciu dla władzy Jarosława Kaczyńskiego.

Michał Kamiński podkreśla, że prezes PiS świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie dokonał zmiany na stanowisku premiera. Beatę Szydło zastąpił Mateusz Morawiecki, który miał poprawić nasz wizerunek i relacje na arenie międzynarodowej. Niestety, nowy premier zupełnie sobie z tym nie radzi. Dostał bowiem „taki bagaż od partii, iż nie podołał postawionemu przed nim zadaniu. I już wiadomo, że nie podoła mu w przyszłości”. Polityk zwraca uwagę, że „Proces zużywania się tej władzy – z czego część mądrych ludzi w PiS już zdaje sobie sprawę – postępuje szybciej niż można było się spodziewać. Główną siłą Zjednoczonej Prawicy pozostaje tylko to, że ludzie na razie nie uwierzyli w żadną alternatywę. Jednak choćby ostatnie przedterminowe wybory w Nadarzynie pokazują, że obywatelski kandydat może rozłożyć na łopatki nawet kandydata cieszącego się osobistym poparciem premiera Morawieckiego. Jednocześnie coraz bardziej jest zmobilizowany obóz „antypisowski”, co źle wróży rządzącej partii.

W rozmowie nie zabrakło również tematu związanego z klerykalizmem, który według Michała Kamińskiego, jest trzecią, mocno tykającą, bombą. Połączona „pazerność księży z pazernością władzy, musi skończyć się potężnym wybuchem. I on tę władzę prędzej czy później wywróci”. Trudno nie zgodzić się z tymi słowami.

Michał Kamiński nie chciał rozmawiać o PO i Grzegorzu Schetynie, uznając, że to nie czas, by prowadzić jakieś tam walki w obrębie opozycji. Natomiast chętnie opowiadał o współpracy swego klubu poselskiego z PSL, podkreślając, że to uczciwy układ. PiS liczyło, że przejęcie posła PSL, Mieczysława Baszko, doprowadzi do likwidacji klubu ludowców. Jednak wsparcie właśnie UED pomogło zażegnać to niebezpieczeństwo. Tak więc teraz oba kluby współpracują ze sobą w parlamencie, zachowując jednak prawo do różnienia się i realizacji zadań, wynikających z ich założeń programowych.

Warto na zakończenie przytoczyć słowa Mariusza Kamińskiego, który mówi – „Taktyka opozycji na walkę z PiS musi przypominać polowanie na wieloryba, a nie strzelanie do wróbla. Polując na wróbla, można zakładać, że on zginie od jednego celnego strzału. PiS jest tymczasem wielorybem, którego łatwo nie da się położyć. Najpoważniejszym błędem mentalnym środowisk opozycyjnych jest to, iż wszyscy spodziewają się, że jedna afera zrujnuje „dobrą zmianę”. Nic z tego! Źródła poparcia dla nich są bowiem tak mocne, że boleśnie zapłacą dopiero za całą sumę rozpętanych afer”. Tak więc, czekamy….

Walka PiS z niewygodną prawdą historyczną trwa w najlepsze. W związku z obchodami 50 rocznicy Marca’68 IPN usunął Adama Michnika, jednego z głównych bohaterów tego wydarzenia, ze swojego spotu. Teraz, jak informuje czytelników oko.press, do tej niechlubnej akcji manipulowania historią dołączyła Polska Fundacja Narodowa.

Mieszkańcy „dekomunizowanych” ulic w Warszawie otrzymują pocztą broszurkę „Godność Niepodległej”, w której znajdują się fotografie i krótkie notki biograficzne nowych patronów oraz tych, niezdekomunizowanych. Jedna z ulic, kiedyś 17 Stycznia, to dzisiaj Komitetu Obrony Robotników. W biogramie nie znalazło się jednak miejsce dla Adama Michnika, a na zdjęciu KOR-u jego twarz została przesłonięta wielkim stemplem z napisem „po dekomunizacji”. Na fotografii są Antoni Macierewicz, Adam Michnik, ksiądz Stanisław Małkowski, Jacek Kuroń (leży), Kazimierz Wóycicki, Konrad Bieliński, Mariusz Wilk i Kazimierz Janusz, a została ona zrobiona podczas głodówki w kościele św. Krzyża, jaką prowadzili członkowie KOR w październiku 1979 roku. Wszyscy są bardzo wyraźnie pokazani, tylko ten jeden, niewygodny, „zastemplowany”.

Na wszystkich pozostałych zdjęciach, które znajdują się w broszurze, stempel znajduje się z boku, by nie przesłaniać osób na fotografii, tylko w tym przypadku jest inaczej.

Takie przekłamanie historyczne firmuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Instytut Pamięci Narodowej, których logotypy również znajdują się na broszurce. I taka „przekłamana” broszurka ma też trafić do mieszkańców innych miejscowości w Polsce. Wszędzie tam, gdzie „zdekomunizowano” ulice. Do tego banery, plakaty… i wszystko to, jakże zgodne z polityką historyczną obecnej władzy. Ciekawe, kto jeszcze zostanie „zagumkowany” a kto znajdzie się na piedestale „nowych bohaterów”, co to z tymi rzeczywistymi niewiele mają wspólnego.

Trochę dziwi mnie też zaangażowanie PFN w tego typu działania. Przecież instytucja ta powstała w 2016 roku po to, by „promować Polskę za granicą”. Miała być niezależna politycznie, rzetelna i uczciwa w swych działaniach, a jednak jej „prorządowość” aż bije po oczach. Jak na razie, za otrzymane 243 miliony zł, Polska Fundacja Narodowa zasłynęła akcją „Sprawiedliwe Sądy”, mającą usprawiedliwić reformę sądownictwa, no i teraz ta nieszczęsna broszurka. Trzeba przyznać, że to niezła kasa za takie „osiągnięcia”.

Waldemar Mystkowski pisze i Beacie Szydło.

Nie znamy wyroków historii. Beata Szydło też nie zna. Czy będzie zapamiętana z „sukcesu” 1:27 w walce z rodakiem Donaldem Tuskiem, czy z wypadku samochodowego w Oświęcimiu 10 lutego ubiegłego roku? Jednakże dla mnie pozostanie potwierdzeniem spostrzeżenia Włodzimierza Lenina, iż państwie prawa i sprawiedliwości komunizmu może rządzić kucharka.

W komunie do tego ewenementu nie doszło, Nadieżdę Krupską ubiegł Józef Stalin, ale doszło do tego w Polsce. Jarosław Kaczyński nie chciał ubiec Szydło, która potwierdza regułę, iż osoby bez kompetencji w jakiejkolwiek dziedzinie mogą dać się wszystkim we znaki, jednak z chwilą zniknięcia stają się obojętne. Zapominamy o nich z westchnieniem ulgi: och, jak fajnie, że ich zasłużenie już nie ma na agendzie publicznej.

Przeszło rok prokuratorzy badali przyczyny prostego wypadku, w którego spowodowanie chcieli wrobić bogu ducha winnego młodego kierowcę seicento, Sebastiana K. Była nawet supozycja, aby zlecić badanie przyczyn wypadku niemieckim rzeczoznawcom. Nie doszło jednak do tego, bo nie wszystkie narody mają poczucie humoru Mrożka i Barei.

Faktyczny stan prawny z wypadkiem Szydło na dzisiaj mamy następujący. Prokurator regionalny rozpatrzył wniosek prokuratora okręgowego o rozwiązanie zespołu prokuratorów śledczych. Jednocześnie prokurator okręgowy wysłał do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania w sprawie przeciwko kierowcy seicento.

To powinno zamknąć sprawę badania wypadku z udziałem Szydło. Specjalnie nie używam nazwisk prokuratorów, bo nie są godni żadnego zapamiętania, a śledztwo jest nawet bardziej skomplikowane, niż tutaj opisuję, a to z tej przyczyny, aby publika nie zrozumiała, że organa państwa dały ciała. Jest to typowe pisowskie „chachmęctwo do imentu”. Tak naknocić, aby nikt nie chciał dotknąć się tego zakalca.

Sypała się już wcześniej koncepcja oskarżenia Sebastiana K. Mianowicie trzech prokuratorów śledczych odmówiło prokuratorowi okręgowemu oskarżenia wyłączenia ze śledztwa dowodów wskazujących, czy rządowe auta były kolumną uprzywilejowaną w ruchu, a więc czy miały włączone sygnały świetlne i dźwiękowe oraz niewątpliwej winy funkcjonariuszy ówczesnego Biura Ochrony Rządu.

Tak prostego faktu prokuratura nie potrafiła dociec, czy używano sygnałów. Nawet padło pod adresem Sebastiana K. takie oto oskarżenie: „nie zachował należytej ostrożności „. Co to znaczy? Wiadomo – nic, ale działa jako oskarżenie. A w gruncie rzeczy winą młodego kierowcy jest to, iż śmiał jechać drogą publiczną.

Umorzenie w sądzie ma ten walor prawny, iż prokurator nie chce sądzić Sebastiana K., ale zwala winę na niego, uznaje go winnym bez skazania. W ten sposób prokuratura sama siebie ustanawia sądem. Zauważmy, iż bez porozumienia stron. Ale „winny nieskazany” nie godzi się na takie potraktowanie. Obrońca Sebastiana K., mec. Władysław Pociej zapowiada walkę o prawdę przed sądem.

I słusznie! Prawne państwo polskie zostało sknocone do imentu, odbiera się honor niewinnym osobom, uznając ich łaskawie za winnych nieskazanych. Ale to Beata Szydło walnęła w przysłowiowe drzewo i znalazła się na śmietniku historii. Oby tam została na zawsze.

iustitia.pl

Dodaj komentarz