Co Duda bierze?

Zwykły wpis

Prezydent Andrzej Duda, po wizycie w Australii przeniósł się do Nowej Zelandii, gdzie w Auckland spotkał się z grupą Polaków, którym ten kraj udzielił schronienia w 1944 roku.

Podczas swojego wystąpienia – na konferencji prasowej – Duda nawiązał do tamtych dramatycznych czasów i do pomocy, jaką polskim uchodźcom zaoferowała wtedy Nowa Zelandia. W porywie wdzięczności jednak zamiast dziękować Nowozelandczykom i ich rządowi, dziękował… irlandzkiemu społeczeństwu i władzy.

„Nowa Zelandia stała się dla nich drugą, obok Polski, ojczyzną, przyjechałem też po to, aby za to podziękować. Podziękować społeczeństwu irlandzkiemu, władzom irlandzkim, złożyłem dzisiaj podziękowania na ręce pani premier za właśnie ten wielki akt człowieczeństwa i tę wspaniałą postawę” – palnął Andrzej Duda.

https://twitter.com/PolskaNormalna/status/1032307128650924033

Prezes Julia Przyłębska jest niczym „Miś z okienka”

Odmawia ocen innym, ale sama nie ma żadnych hamulców przed ich wystawianiem. Przestrzega przed wyrażaniem światopoglądu, ale sama się z nim nie kryje. Sędzia Julia Przyłębska, niczym „Miś z okienka”, opowiada bajki w TVP Info.

W modzie jest sformułowanie: „Jawi mi się pani/pan jako osoba fascynująca”. Tak na Twitterze Zbigniew Boniek pisze do Krystyny Pawłowicz, a ona odpowiada w tym samym stylu. I choć wszystko podszyte jest ironią, to jednak zabawnie na swój sposób. Chciałbym napisać, że i mnie Julia Przyłębska jawi się jako „osoba fascynująca”. Nie mogę.

To nie był jednorazowy skok w bok

Na początku sierpnia Sąd Najwyższy skierował do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pięć pytań prejudycjalnych związanych z przeforsowaną przez PiS ustawą o SN. Chodziło m. in. o zasadę nieusuwalności sędziów i odwoływanie ich ze względu na wiek. Równocześnie sąd postanowił zawiesić stosowanie przepisów trzech artykułów ustawy.

Postępowanie sędziów natychmiast skrytykowali politycy PiS i przedstawiciele Kancelarii Prezydenta (w sumie to chyba wszystko jedno). Głosili, że to niezgodne z Konstytucją. Pal sześć, politycy mówią, co chcą. Przyzwyczaili nas do tego.

Nieoczekiwanie stanowisko zajęła również prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska. Zadzwonili do niej z PAP, to powiedziała co myśli, a myśli, że prawo nie przyznaje Sądowi Najwyższemu kompetencji do „zawieszania stosowania przepisów”. Dzieje się tak „niezależnie od tego, z jakiego aktu normatywnego oznaczony przepis pochodzi, także z ustawy”.

Nawet jeśli Sąd Najwyższy istotnie nie miał podstaw, żeby zrobić to, co zrobił, nie od tego jest prezes TK, żeby telefonicznie komentować postępowanie niezależnej od niej instytucji. Pozwoliłem sobie nazwać to wtedy „wydawaniem wyroków na telefon”. Jednoosobowo, zaocznie.

Łudziłem się, że to tylko wypadek przy pracy, że panią Julię Przyłębską poniosły emocje i tylko na chwilę weszła w rolę, w którą wchodzić nie powinna. O naiwności ludzka.

(…)

Napiszę, że jawi mi się jako „Miś z okienka”. Tak jak misiek przed laty przybliżał dzieciom problemy skomplikowanego świata, tak prezes tłumaczy Polakom, co sądzić o opozycji i sędziach, którzy rzucają „dobrej” zmianie kłody pod nogi. Wyjaśni niezawodnie wszelkie zawiłości związane z wymiarem sprawiedliwości.

Miśkowi pomagał Bronisław Pawlik. Prezes, celnymi pytaniami, Michał Adamczyk. Tylko miejsce pozostało to samo – TVP.

Bajka to, czy nie, ale opowiastka zabawna, więc ją przytoczę. Po jednym z programów, Pawlik – myśląc, że nie jest już na wizji – miał powiedzieć: „A teraz, kochane dzieci, pocałujcie misia w d…”.

Sąd uniewinnił protestujących pod Sejmem 16 grudnia. „Obwinieni to nie intruzi, którzy przyszli pod Sejm przeszkadzać organom państwa. Ich działanie było pożyteczne, wynikało z wrażliwości społecznej, troski o dobro państwa” – uzasadniał postanowienie sędzia Łukasz Biliński.

Postanowienie ma wymiar symboliczny. Nie tylko dlatego, że to pierwsza sprawa o tamte grudniowe protesty. Także dlatego, że zapada w czasie, gdy władza PiS przygotowała sobie już wszelkie możliwe instrumenty nacisku na sędziów: od odbierania im spraw, przez przenoszenie, obarczanie arbitralną decyzją prezesa dodatkowymi obowiązkami, do dyscyplinarnego wydalania z zawodu. To orzeczenie pokazuje, że sędzia mimo to może robić swoje – dzięki wewnętrznej niezawisłości.

Protest pod Sejmem w grudniu 2016 r. był wyjątkowy – ludzie przychodzili tam spontanicznie wieczorem i w nocy. Funkcjonariusz partii rządzącej Marek Kuchciński, wykorzystując władzę marszałka Sejmu, odebrał opozycji parlamentarnej możliwość brania udziału w głosowaniu, m.in. ustawy budżetowej. Ludzie odczytali to jako zamach na demokrację w samym jej sercu: parlamencie.

Władza postanowiła przestraszyć ludzi

Przypomnijmy: marszałek Sejmu, wobec okupowania przez opozycję mównicy w sali plenarnej (w proteście przeciwko wykluczeniu z obrad posła PO Michała Szczerby), przeniósł obrady do Sali Kolumnowej, gdzie mieści się jedynie połowa ustawowej liczby posłów. O obradach zawiadomiono posłów opozycji w ostatniej chwili i tak ustawiono krzesła, by zablokować im wejście, a potem składanie wniosków formalnych (potwierdziły to zeznania posłów PiS Pawłowicz i Terleckiego złożone w prokuraturze, która jednak sprawę umorzyła).

Pod Sejmem zebrało się kilka tysięcy ludzi. Byli naprawdę wkurzeni i zdeterminowani. Padło hasło, żeby blokować wyjazd posłom PiS. Rzeczywiście, niektórzy ludzie kładli się na ziemi przed wyjeżdżającymi z Sejmu limuzynami. Kamery zarejestrowały uśmiechniętą twarz wyjeżdżającego Jarosława Kaczyńskiego, któremu policja „sprzątała” ludzi sprzed samochodu.

Władza chyba się wtedy przestraszyła. I postanowiła postraszyć ludzi. Policja, bez podstawy prawnej, opublikowała zrobione – prawdopodobnie pod Sejmem – zdjęcia kilkudziesięciu osób, „które mogą mieć związek z wydarzeniami”. I komunikat, jaki daje się w przypadku poszukiwań przestępców: „Każdy, kto rozpoznaje te osoby lub posiada informacje mogące przyczynić się do ustalenia ich tożsamości, proszony jest o kontakt osobisty lub telefoniczny z policjantami…”.

Interweniował RPO Adam Bodnar, podkreślając, że działania policji są bezprawne. Ze zdjęć nie wynikało, żeby widoczne na nich osoby robiły cokolwiek nielegalnego.

Korzystali z prawa do demonstrowania

Wtedy też policja, po raz pierwszy od przejęcia przez PiS władzy, na masową skalę legitymowała i spisywała obywateli protestujących przeciw poczynaniom partii rządzącej. Trzynastu z nich stanęło we wtorek przed Sądem Rejonowym w Warszawie. Wszyscy dostali zarzut „nieopuszczenia miejsca zgromadzenia po jego rozwiązaniu”, a niektórzy blokowania ruchu drogowego.

Sądził sędzia Łukasz Biliński. Ten sam, który orzekał w sprawach blokowania miesięcznic smoleńskich i stwierdził, że nie są „zgromadzeniami”, bo nie spełniają ustawowej definicji: odgrodzone barierami i kordonami policji, nie są dostępne dla nieograniczonej liczby osób.

W sprawie obwinionych spod Sejmu sędzia Biliński uznał, że korzystali z prawa do demonstrowania. „Wszystkie organy władzy muszą się liczyć z tym, że ich decyzje mogą wzbudzać emocje i w związku z tym obywatele mogą wyrazić swój sprzeciw” – mówił, uzasadniając postanowienie. Stwierdził, że prawo do demonstracji jest ponad prawem drogowym, bo ustanawia je konstytucja. Powołał się przy tym na wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący właśnie pierwszeństwa wolności zgromadzeń nad prawem o ruchu drogowym. Ale też zauważył konkretne fakty: na czas demonstracji policja wstrzymała ruch na ulicy przy Sejmie, więc nikt nie mógł go blokować. Poza tym policja przedstawiła wiele godzin nagrań, ale na żadnym z nich nie było widać, by którykolwiek z obwinionych tamował ruch.

To była troska o dobro państwa

Sędzia Biliński odrzucił też zarzut „nieopuszczenia zgromadzenia po jego rozwiązaniu”. Wytknął policji, że formalnie zgromadzenie nie zostało rozwiązane, bo policja nie dopełniła należnych procedur – nie wezwano trzykrotnie do rozejścia się, nie podano podstawy prawnej decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia ani uzasadnienia. To znaczy, że działania policji nie wywołały skutków prawnych.

PiS straszy sędziów postępowaniami dyscyplinarnymi za wyroki. Ale z sędzią Łukaszem Bilińskim ma kłopot. Jego orzeczenia mają konstytucyjny „oddech”, a jednocześnie orzeka niezwykle skrupulatnie. Powołuje się na konstytucję (co niedługo będzie deliktem dyscyplinarnym), ale też stosuje, rygorystycznie, przepisy ustaw. Widać to choćby w tym wtorkowym orzeczeniu. Nie zastępuje konstytucją ustawy, a jedynie ustawia argumenty według konstytucyjnego porządku. Do obrony prawa wykorzystuje prawo. Spokojnie, metodycznie, skrupulatnie. I niezawiśle.

Prawo i sprawiedliwość obronią się tak długo, jak długo sędziowie będą niezawiśli. Mimo zastraszania, mimo odbierania gwarancji tej niezawisłości.

>>>

Dodaj komentarz