95 ofiar Lecha Kaczyńskiego. Taka jest prawda o Kaczyńskich

Zwykły wpis

Były poseł Andrzej Potocki i inni o Kornelu Morawieckim.

Pod pomnikiem ofiar tragedii smoleńskiej ktoś złożył wieniec ku pamięci „95 ofiar Lecha Kaczyńskiego”. Nieżyjący prezydent został w nim oskarżony o to, że kazał lądować pilotom w Smoleńsku.

W przypadającą w piątek setną miesięcznicę katastrofy smoleńskiej odbyły się dwie msze – rano i wieczorem. Udział w nich brali, oprócz prezesa PiS, m.in. premier Mateusz Morawiecki, szef MSWiA Joachim Brudziński, szef MON Mariusz Błaszczak i Antoni Macierewicz. Po porannej mszy delegacja rządowa udała się na plac Piłsudskiego, by złożyć kwiaty przed Pomnikiem Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 r.

W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia innego wieńca, złożonego przez nieznaną osobę.

Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród polski

– głosi dedykacja w ramce, umieszczonej wewnątrz wieńca. Poniżej znalazło się hasło: „Stop kreowaniu fałszywych bohaterów”.

Wiązanką zainteresowała się policja. Jak poinformowała użytkowniczka Twittera, jeden z policjantów spisał treść tekstu.

Setna miesięcznica była już czwartą bez okolicznościowych demonstracji – Jarosław Kaczyński zdecydował o ich zakończeniu, gdy odbyło się 96 marszów, tyle ile ofiar katastrofy smoleńskiej. Same obchody jednak trwają.

Tamara Olszewska na koduj24.pl pisze o imponderabiliach, które sięgnęły bruku.

Robi się z tej dewizy narzędzie w walce o swoją, pełną fobii i nienawiści prawdę i próbuje się tę nową wersję narzucić narodowi.

„Bóg, Honor, Ojczyzna” hasło grawerowane w dawnej Polsce na zbrojach i szablach. W czasach niewoli wybijane na biżuterii. Hasło, z którym szli do boju powstańcy. Pojawiło się w postaci „Bóg, Ojczyzna” na sztandarach Wojska Polskiego dekretem z 1919 roku, a w pełnej wersji jako „Bóg, Honor, Ojczyzna” na sztandarach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w 1943 roku.

Czym ta dewiza była dla Polaków? Przede wszystkim wyznacznikiem naszej tożsamości. Mówi się, że odcięcie któregokolwiek z tych słów oznaczałoby zniszczenie polskości u podstaw. Dewiza ta to wierność tym wartościom, które są pełne pewnego rodzaju uniwersalizmu i kształtujące naszą świadomość. Wierność wobec zasad, prawa, codzienności, których celem dobra Polska i dobre postrzeganie Polski przez innych.

Tak było, a jak jest dzisiaj? Z przerażeniem patrzę, jak sprowadza się „Boga, Honor i Ojczyznę” do naładowanego banałem pustosłowia. Jak robi się z tej dewizy narzędzie w walce o swoją, pełną fobii i nienawiści prawdę i jak próbuje się tę nową wersję narzucić narodowi.

Jaki jest dzisiaj ten Bóg, przed którym kłaniają się politycy PiS – Polska Instytucja Kościelna (nie mylić z Kościołem katolickim związanym z Watykanem), elektorat rządzącej partii, narodowcy i neonaziści? Ma twarz wykrzywioną złością, a serce pełne fobii. Niesie ze sobą posłanie nienawiści do każdego, kto inaczej wygląda, inaczej kocha, inaczej myśli. Ten Bóg daje przyzwolenie na kłamstwo, podział społeczeństwa, niszczenie praworządności. Na agresję, nienawiść, nacjonalizm. To Bóg, u stóp którego wiją się jak węże buta, pycha, małość, egoizm. Chroń nas, Polaków, Panie Boże, od tego Boga, którego mają pełne usta władcy dzisiejszej Polski i ich poplecznicy.

Czym jest „Honor” w dzisiejszym rozumieniu tych, co nami rządzą i tych, co maszerują przez miasta i miasteczka z ręką uniesioną w hitlerowskim pozdrowieniu? Każdy normalnie myślący wie, że to postawa, która łączy ze sobą silne poczucie własnej wartości z zasadami moralnymi, religijnymi, społecznymi. Honor nierozerwalnie wiąże się z patriotyzmem i bohaterstwem i w takim rozumieniu ma wymiar bardzo pozytywny. A dzisiaj? Objawem „Honoru” jest napakowany osiłek, ubrany w ciuchy z wymalowanym Orłem, symbolem Polski Walczącej czy AK, idący lekko chwiejnym krokiem i wykrzykujący obraźliwe hasła. Dzisiaj to noszenie bielizny, w tym i gaci, również ozdobionych symbolami Polski. Im więcej wrzasku, rasizmu, antysemityzmu, nacjonalizmu, tym ten „Honor” lepiej widoczny, bardziej przemawiający do tłumu. Im więcej politycy PiS oszukują i mataczą, tym dobitniej pokazują swój „honor”, który nawet nie stał obok swego pierwowzoru, który jest tylko sloganem, papką do karmienia naiwnych.

Biedna też ta „Ojczyzna”… To nic innego jak zlepek patriotyzmu z martyrologią. Cała miłość i pamięć odnosi się tylko do kart historii, na których Polacy umierali za Polskę. Ginęli w powstaniach, okopach II wojny światowej, więzieniach stalinowskich. Mówisz „Ojczyzna” – masz myśleć: śmierć z miłości do niej. To zarzucanie nas pomnikami tych, co to na miano Bohatera nie do końca zasłużyli. To szukanie wrogów tej „ojczyźnianej”, tak bardzo pisowskiej i pełnej nacjonalizmu, wersji. Jakieś wzięte z sufitu ideologiczne przesłania, które mają zbudować nowego Polaka, żyjącego w nowej Polsce.

Gdzie jest ten „Bóg”, pełen miłosierdzia i dobra? Ten „Bóg”, który nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych? Gdzie ten „Honor”, pozwalający spojrzeć spokojnie wieczorem na swoje odbicie w lustrze, uśmiechnąć się do siebie i podziękować, że dobrze nam minął dzień? Ten „Honor”, który pozwala trzymać głowę wysoko? Gdzie jest ta „Ojczyzna”, której oddanie przejawia się codzienną pracą, uczciwością, poszanowaniem drugiego człowieka? „Ojczyzna” piękna, pełna barw, dom dla każdego?

„Bóg, Honor, Ojczyzna” to teraz symbol zaściankowości i wstecznictwa. Klauzuli sumienia i homofobii. Rasizmu i antysemityzmu. Wrogości i agresji. Nie ten „Bóg”, nie ten „Honor”, nie ta „Ojczyzna” prowadziły nas przez wieki, pomagały walczyć o wolność, pozwoliły doczekać czasów, gdy Polska naprawdę zaczęła znaczyć Polska.

Jan Paweł II powiedział, że „Potrzeba nieustannej odnowy umysłów i serc, aby przepełniała je miłość i sprawiedliwość, uczciwość i ofiarność, szacunek dla innych i troska o dobro wspólne, szczególnie o to dobro, jakim jest wolna Ojczyzna”. Jak się mają te słowa do dzisiejszego rozumienia dewizy „Bóg, Honor, Ojczyzna”?

Waldemar Mystkowski pisze o rodzącym się faszyźmie.

Niemiecki periodyk „Osteuropa” należy do tych renomowanych publikacji politologicznych, które wyznaczają spojrzenie elit politycznych Europy na nasz region, pismo wychodzi od czasu Republiki Weimarskiej, od 1925 roku. Najnowszy numer – istna przeszło 500-stronicowa cegła – zajmuje się dwoma państwami UE – Polską i Węgrami. Pisze w nim 33 autorów, w tym taka znamienita postać nauki, jak prof. Anna Wolff-Powęska, była szefowa Instytutu Zachodniego w Poznaniu.

Zawarta w periodyku ocena pisowskiej Polski nie zaskakuje nas, ale ciągle i wciąż uświadamia, jakie szkody cywilizacyjne ponosimy wskutek rządów partii Jarosława Kaczyńskiego. I tak prezes rządzącej partii jest postrzegany jako ten, który faktycznie nieliberalnie – autokratycznie – rządzi w naszym kraju, a jest opisywany jako „charyzmatyczny przywódca bez charyzmy”. Co zresztą mnie nie dziwi, gdyż Kaczyński jest charyzmatyczny dla pisowskich elit zorientowanych grabieżco w stosunku do budżetu i dobra wspólnego.

Prezes PiS dla swoich jest raczej odnośnikiem ich interesowności, a nie charyzmy. Zaś dla nas sytuujących się w opozycji do jego niedemokratycznych ciągot, pozostanie już na zawsze osobą odstręczającą, która działa na szkodę państwa i społeczeństwa. Autorzy „Osteuropy” twierdzą, że Polska i Węgry dzisiaj nie uzyskałyby członkostwa Unii Europejskiej, gdyż nie spełniają kryteriów kopenhaskich (kryteria te w największym skrócie: instytucje gwarantujące stabilność demokracji, rządy prawa, poszanowanie praw człowieka i praw mniejszości).

Jeżeli dzisiaj nie spełniamy kryteriów członkowskich, wobec tego zasadne jest pytanie, jaka czeka przyszłość Polskę rządzoną przez PiS w Unii Europejskiej? Raczej ta przyszłość sytuuje nas poza Unią, a w dalszej perspektywie w ramionach Kremla, które dla naszej suwerenności będą mniej więcej takie, jak uścisk niedźwiedzia (przeżyją tylko ci z przetrąconym kręgosłupem). To raczej nie przeszkadza Węgrom Orbana, bo wydaje się, że taka już zapadła decyzja w kraju nad Balatonem, a czy na to wyrażą zgodę Polacy? Śmiem twierdzić – ze względu na naszą przetrąconą historię – iż nie będzie zgody Polaków na kuratelę Moskwy.

Autorzy niemieckiego periodyku zauważają, iż władze PiS postrzegają jako wrogów nie tylko instytucje UE i Niemców, ale wrogami jest ta większa część obywateli, która wyznaje wartości otwartego społeczeństwa i liberalnego państwa konstytucyjnego.

Wspomniana historyk Wolff-Powęska pisze, że sytuacja Polski jest podobna do weimarskich Niemiec lat 30-tych ubiegłego stulecia, których rewolucyjny konserwatyzm spowodował to, iż tolerowani przez nich faszyści przejęli władzę. Gdy widzimy jak dzisiaj u nas dowartościowane są faszystowskie marsze w pisowskiej retoryce, jak odpowiedzialny za policję minister Brudziński niczego złego nie postrzega w marszach ONR, zaś funkcjonariuszy nasyła na tych, którzy propagują Konstytucję, to możemy rzec, iż PiS jest akuszerem faszyzmu. Brunatno przedstawia się nasza przyszłość.

Jedna odpowiedź »

Dodaj komentarz