Czy Kaczyński zostanie skazany?

Zwykły wpis

https://twitter.com/tomasz_chruptak/status/976840201648640000

Od wielu tygodni PiS wysuwa wobec sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego zarzuty korupcyjne. Poseł PO, przemawiając dziś z mównicy sejmowej powiedział, że „stoi nie jako przestępca zakrywający się immunitetem, ale jako dumny poseł, który został wybrany przez PiS na ofiarę, aby przykryć przekręty i strach”.

 


Wyjaśnił, jakiego rodzaju przekręty i zarzuty ma na myśli. – „Jest dzisiaj z nami na sali, na galerii ksiądz Tomasz Jegierski, prezes fundacji „SOS dla życia”, który pomaga dzieciom, ofiarom wojny w Iraku i Syrii, i w innych krajach Bliskiego Wschodu. Do księdza Jegierskiego kilka lat temu przyszedł Marek Pawlak, asystent obecnego posła Kornela Morawieckiego i zaproponował wsparcie ze strony Wielkopolskiego Banku Kredytowego, którym wówczas zarządzał obecny premier Mateusz Morawiecki. Warunkiem tej pomocy była wpłata 96 tys. zł na rzecz Kornela Morawieckiego i jego organizacji Solidarność Walcząca. 5 stycznia 2013 r. Kornel Morawiecki odebrał te pieniądze, a na żądanie księdza pokwitował je jako pożyczkę” – powiedział Gawłowski.

Sekretarz generalny PO zadał z mównicy sejmowej pytania: – „Panie premierze Morawiecki, stawiam publiczne pytania, czy pan jest skorumpowany? Czy pan wpłacał ze swego banku dotacje dla dzieci pod warunkiem, że pieniądze zostaną przekazane na rzecz pańskiego ojca?” – pytał Gawłowski.

– Poseł Gawłowski z trybuny sejmowej zawiadamia @PK_GOV_PL o przestępstwie popełnionym przez @PremierRP. „Jeśli historia […] jest prawdą, to mamy pierwszego premiera w historii Polski, który przywłaszcza na rzecz rodziny pieniądze mające służyć biednym dzieciom” – skomentował jeden z internautów.

Podczas konferencji prasowej w Sejmie ksiądz Jegierski powiedział, że w 2012 roku zgłosił się do niego Marek Pawlak, który był w tamtym czasie asystentem Kornela Morawieckiego. – „Przedstawił mi możliwość pozyskania środków, że mogę złożyć wniosek do banku BZ WBK i taki wniosek złożyłem, i otrzymaliśmy dofinansowanie dla dzieci na program „Kino w szkole”. Po otrzymaniu tych środków w kwocie ponad 140 tys. zł ponownie asystent zgłosił się do mnie, żebym teraz w dowodzie wdzięczności przekazał jakąś kwotę dla pana Kornela Morawieckiego i stowarzyszenia Solidarność Walcząca” – powiedział. Ksiądz pokazał też dokument, potwierdzający pożyczkę, podpisany przez Kornela Morawieckiego.

„To jest precedensowy proces na temat tego, co wolno politykowi. Obywatelka Krystyna Malinowska przyszła tu, aby bronić swojej godności i dobrego imienia, aby bronić czci swojej i innych uczestników kontrmanifestacji, których obrażał prezes Jarosław Kaczyński” – mówił adwokat Piotr Marański. „Proces mieszkanka Bydgoszczy kontra Jarosław Kaczyński”.

Krystyna Malinowska, działaczka ruchu Obywatele RP z Bydgoszczy, wyliczała w sądzie wypowiedzi prezesa PiS, która najbardziej ją zabolały: – „Gdy wyzywał swoich przeciwników od „zdrajców narodu” czy „Targowicy”. Gdy mówił, że biała róża to „symbol totalnej głupoty i nienawiści”. Przywołała też wywiad Kaczyńskiego dla Telewizji Republika, który stwierdził wtedy: – „W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. (…) To jest w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort właśnie w tej chwili jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony”.

W sądzie zeznawali też świadkowie. Jednym z nich był Paweł Kasprzak z Obywateli RP. – „Były takie manifestacje, gdzie tłum podsycany przez Kaczyńskiego rzucał się na nas. Sam podczas jednej z nich zostałem opluty – fizycznie, nie słowami” – mówił przed sądem. Opisywał reakcje Krystyny Malinowskiej na przemówienia prezesa PiS. – „Ona była widocznie wstrząśnięta tym, co i jak mówił Kaczyński podczas miesięcznic” – mówił Kasprzak.

Jak należało się spodziewać, Kaczyński nie pojawił się w sądzie. Reprezentował go radca prawny Adrian Salus. Twierdził, że wypowiedzi prezesa PiS „wpisują się w zasady pluralizmu politycznego”. Wyrok zostanie ogłoszony 4 kwietnia.

„To kolejny przykład totalnych absurdów w wykonaniu PiS. To tak, jakby posłowie PiS, do uwierzenia, że Ziemia jest okrągła, potrzebowali specjalnej ustawy. Pan premier Morawiecki ma konstytucyjny obowiązek, by opublikować zaległe orzeczenia Trybunału i nie potrzebuje do tego żadnej ustawy” – stwierdził poseł Borys Budka. To jego komentarz do złożonego przez PiS projektu nowelizacji ustaw o organizacji Trybunału Konstytucyjnego, w myśl którego mają zostać opublikowane trzy dotychczas niepublikowane wyroki TK pod przewodnictwem Andrzeja Rzeplińskiego.

Według Budki, zamiast zgłoszonej przez PiS projektu ustawy, „trzeba zaprzysiąc trzech legalnie wybranych sędziów, wycofać się z absurdalnej, niekonstytucyjnej zmiany w ustawie o KRS i przede wszystkim wyrzucić z wyrzucić z Trybunału sędziów dublerów i przywrócić do orzekania trzech legalnie wybranych sędziów TK”.

Były minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL, podkreślił, że ta PiS-owska ustawa będzie kolejnym bublem prawnym. – „Bowiem zgodnie z Konstytucją – to Konstytucja stosowana jest wprost, bezpośrednio i ma moc najwyższą w źródłach prawa.

Budka uważa, że to kolejny pozorowany ruch PiS, pokazujący „totalną porażkę na arenie międzynarodowej” partii rządzącej. – „Nic nie dały kłamstwa i manipulacje, zawarte w „Białej księdze”, którą pan premier Morawiecki przedstawił w Brukseli. Bo wiemy, że przedstawiciele UE po prostu już temu rządowi nie wierzą. Dlatego teraz, w sposób zupełnie chaotyczny proponuje się po raz kolejny gmeranie w polskim prawie. Tak naprawdę potrzeba wiele konkretnych ruchów, a nie pozorowanych ustaw” – zaznaczył Borys Budka.

Słów brakuje. Żeby nie wiadomo jak długo i powoli tłumaczyć, feministki w kółko to samo. Wolny wybór, wolny wybór… A przecież wybory już były. Wolne całkiem. I na razie już wystarczy!

Idąc do urn i głosując na partię aktualnie rządzącą, Polacy nie tylko ustanowili nowe prawo matematyczne, stanowiące, że „większość” wynosi osiemnaście procent, ale też dali wyłonionej w ten sposób nowej władzy prawo do ustanawiania takiego prawa, jakiego trzeba, aby powyborcza zmiana była – w ich ocenie – właśnie „dobra”.

To abecadło demokracji, ta zaś została właśnie przywrócona, jakby ktoś nie zdążył zauważyć. Więc wychodzenie na ulice i sianie publicznego zgorszenia tylko dlatego, że jakaś ustawa się komuś nie podoba, to awanturnictwo i warcholstwo, które będzie ścigane z urzędu. Są na to paragrafy. Bo teraz co jest najważniejsze? Bezpieczeństwo, oczywiście.

Pod rządami „dobrej zmiany” bezpiecznie ma się czuć w swoim kraju każdy, choć ściślej, to chodzi głównie o bezpieczeństwo Narodu, co wcale na jedno nie wychodzi. Bo, na przykład, ktoś musi dostać w łeb paragrafem albo pałą, żeby bezpiecznie mógł się czuć ktoś. To są zwyczajne dzieje.

Tym razem będzie jednak nie o warchołach – Obywatelach RP czy awanturnicach z „Czarnego Protestu”, tylko o bezpieczeństwie najsłabszych. O prawie do życia dla osób, a konkretnie – potencjalnych osób niepełnosprawnych.

Bo Konstytucja gwarantuje wszystkim takie prawo. To po pierwsze. Pod drugie zaś – prawo do życia i bezpieczeństwa obywateli z dysfunkcjami – jako pokrzywdzonych przez los i genetykę – podlega szczególnej ochronie.

Czyż więc zapewnienie takim właśnie, poszkodowanym Polakom (nawet jeśli na razie zaledwie potencjalnym) respektowania ich przyrodzonych praw nie powinno być ważnym zadaniem partii, która jeszcze w programie wyborczym obiecywała szczególną troskę o praworządność i bezpieczeństwo?
Oczywiście, że powinno. Toteż większość sejmowa właśnie usiłuje – przy wściekłych protestach lewactwa, gromady zaburzonych feministek i totalnej opozycji – uchwalić ustawę o prawie do życia dla ciężko lub (oraz) nieodwracalnie uszkodzonych płodów. (No, powiedzmy, że w tej sytuacji chodzi raczej do prawo do martwego urodzenia, ale zawsze.) Przecież takim osobom należy się – gdyby jednak jakoś przeżyły moment porodu – chrzest święty, a wraz z nim imię. Oraz „trumienkowe”.

Nikt nie ma prawa pozbawiać kogokolwiek takiego prawa, nieprawdaż? To, jakby, niehumanitarne. I żeby była jasność w tym temacie. Żadne – jak twierdzą wojujące aktywistki Nowoczesnej – kwestie światopoglądowe, a już zwłaszcza naciski ze strony biskupów, czy też – z drugiej strony – „nienawiść do kobiet” , konserwatyzm, antyfeminizm czy męski szowinizm nie mają tu absolutnie nic do rzeczy. Chodzi o prawo podstawowe, czyli prawo do życia i osobistego bezpieczeństwa. Tylko tyle.

Poza tym aborcja godzi także w bezpieczeństwo Narodu. Pozwalając na masowe mordowanie nienarodzonych Polaków, możemy bowiem wkrótce podzielić los dinozaurów. Bo jak na razie to nawet Pięćsetplus niewiele pomogło. A poza tym, to nie jest wcale wykluczone, że w ramach naszej ulubionej rozrywki narodowej – rekonstrukcji historycznych – już za chwilę najbardziej krzykliwym liberałom i lewakom nie zostaną wręczone „dokumenty podróży” i „niech jadą”, skoro im się wstająca z kolan i odzyskująca godność Polska nie podoba. Tylko, że za „pierwszego PiS-u” pojechał jakiś milion, a teraz nie wiadomo – być może kolejny, albo nawet kilka? Więc tych kilkaset tysięcy nowych Rodaków rzeczywiście może zdecydować o być albo nie być naszej narodowej wspólnoty.

Jest i dodatkowa okoliczność, bo jak czegoś z tą „hatakumbą” niewiniątek nie zrobimy, i to szybko, to mogą na nas spaść plagi, od egipskich gorsze, a już na pewno polityków frakcji władzy dosięgnie kara z Torunia.

Czyli nie ma już na co czekać. Ale bez obaw, potem to już będzie tylko łatwiej. Bo jak przyznamy prawo do narodzin płodom niezdolnym do życia poza organizmem matki, to tym bardziej wypada je dać takim, które zapowiadają się na zupełnie zdrowe tylko, że miały tego pecha, że się poczęły w okolicznościach kryminalnych. Bo to przecież nie ich wina. Odpowiedzialność do trzeciego pokolenia obowiązuje tylko w przypadku potomków „ubecji” i „resortowych dzieci”.

Najtrudniej będzie z „zagrożeniem zdrowia i życia matki”, no ale – umówmy się – matka już sobie przecież pożyła, to niech da teraz pożyć innym. A poza tym co do takiej matki, co jej aborcja w ogóle na myśl przychodzi, to wiadomo, że feministka jest. Czyli i tak stracona dla ludzkości. Tymczasem dziecko, niezależnie od dziedzicznego skażenia lewactwem, pod wpływem zreformowanej właśnie szkoły powszechnej i wychowawcy-katechety zawsze może wyrosnąć na zwolennika „dobrej zmiany”.

Więc prędzej czy później, jak się to Narodowi wszystko na paskach w DTV wytłumaczy, to poparcie społeczne dla całkowitego zakazu aborcji wzrośnie z aktualnych 10 procent do nawet 110. W końcu wystarczyło dwa lata i już niemal połowa Polaków dostrzega w Unii nowego zaborcę, który nic, tylko dybie na nasze wartości tudzież suwerenność. Z podejściem do mordowania dzieci poczętych będzie podobnie. Sami zobaczycie. Więc nie ma co krzyczeć na ulicy po próżnicy. Tym bardziej, że idą święta.

Wolność, moi kochani, to uświadomiona konieczność. Zatem – według słów klasyka – najwyższa pora uświadomić sobie, że zamiast wrzeszczeć na Nowogrodzkiej, baby koniecznie powinny teraz robić baby.

10 lipca 2017 r. troje działaczy Obywateli RP, Agnieszka Markowska, Maria Bąk-Ziółkowska i Bartłomiej Sabela, przeskoczyli przez barierki na placu Zamkowym i usiedli przed uczestnikami miesięcznicy smoleńskiej, przeszkadzając im w obchodach tak tragicznej dla Polski katastrofy lotniczej. Policja spisała ich i skierowała sprawę do sądu, powołując się na art. 52 Kodeksu Wykroczeń, według którego każdy kto „przeszkadza lub usiłuje przeszkodzić w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny”.

20 marca tego roku Sąd Rejonowy dla Warszawy – Śródmieście wydał wyrok w tej sprawie. Cała trójka została uniewinniona, bo sędzia Łukasz Biliński nie znalazł powodów, by ich ukarać i umorzył postępowanie.

Sędzia oparł swoją decyzję na wnikliwej analizie m.in. statusu prawnego miesięcznic smoleńskich, które zostały zarejestrowane w kwietniu 2017 roku jako zgromadzenia cykliczne. Z ustawy wynika, że „zgromadzeniem jest zgrupowanie osób na otwartej przestrzeni, dostępnej dla nieokreślonych imiennie osób, w określonym miejscu, w celu odbycia wspólnych obrad lub w celu wspólnego wyrażenia stanowiska w sprawach publicznych”. Nie można więc uznać miesięcznic za zgromadzenie publiczne, bo są one tyko dla „wybranych”, a od reszty odgrodzone barierkami i kordonem policji. Według Łukasza Bilińskiego „miejsce zgromadzenia powinno być dostępne dla anonimowych osób. Wstęp nie może być za zaproszeniem, bo wtedy zmienia się to w prywatne spotkanie”. W tej sytuacji nie można zarzucić oskarżonym działań niezgodnych z prawem, bo nie zostały spełnione kryteria określające zgromadzenie publiczne.

Powołał się również na prawo do wyrażania własnych poglądów i przekonań, co gwarantuje Konstytucja i Europejska Konwencja Praw Człowieka. Każdy człowiek ma prawo wyrażać swój sprzeciw również zachowaniem „na przykład poprzez zajmowanie przestrzeni publicznej, jako wyraz niezgody na coś. Bo nie można prawa do wyrażania poglądów ograniczać tylko do słów i transparentów”.

Sędzia Biliński umorzył też sprawę wobec osób, które podczas innej miesięcznicy krzyczały w stronę pana Kaczyńskiego, że jest kłamcą. Ma on na swoim koncie uniewinnienie Arkadiusza Szczurka i Macieja Bajkowskiego, działaczy stowarzyszenia Obywatele Solidarnie w Akcji, którym policja zarzuciła również zakłócenie jednej z miesięcznic smoleńskich, a Bajkowskiemu dodatkowo nielegalne wyświetlanie napisu na Pałacu Prezydenckim.

Nie ukrywam, że z zadowoleniem przyjęłam mądrą decyzję sędziego, choć od razu zaczęłam martwić się o jego przyszłość w sądownictwie. Obawiam się, że zapłaci za swoją niezależność w orzekaniu.

Jednocześnie zaczęłam zastanawiać się nad pewną kwestią. Jeśli miesięcznice smoleńskie, w świetle prawa, są niczym innym jak imprezami prywatnymi, to dlaczego ich organizacja finansowana była z naszych kieszeni? Dlaczego ktoś sięgnął sobie lekką rączką do finansów publicznych i płacił grube pieniądze na barierki, policjantów, ochroniarzy, oświetlenie itp. itd.? Do stycznia 2018 roku koszt miesięcznic sięgnął kwoty 4,5 mln zł. To tylko podsumowanie za rok 2017, a wcześniej, w 2015 było to 620 tys. zł i w 2016 r. 950 tys. zł. Czy w sytuacji, gdy miesięcznice uznane są za prywatne imprezki, organizatorzy nie powinni zwrócić nieprawnie pobranych pieniędzy?

PiS – grosz do grosza w wykonaniu Kokosza.

Wracam do tematu „czarnego protestu”, który dzisiaj odbędzie się i w całej Polsce, i w Europie, która w ten sposób solidaryzuje się z Polskimi Kobietami. Polki wyjdą na ulice miast i miasteczek, by zaprotestować przeciwko ustawie „Zatrzymaj aborcję”, którą zajmuje się Sejm. Nowe prawo ma zdelegalizować przerwanie ciąży z powodu ciężkiego uszkodzenia płodu. Według danych resortu zdrowia na 1100 dokonanych zabiegów, aż 1044 związane były właśnie z licznymi wadami płodu.

Kiedy w 2016 roku do Sejmu trafił obywatelski projekt, całkowicie zakazujący aborcję na ulice wyszło ok 98 tysięcy ludzi. Wówczas komisja zdrowia uległa naciskom opinii publicznej i został on odrzucony. Jednak przeciwnicy aborcji nie odpuścili i w listopadzie 2017 roku trafił do Sejmu kolejny projekt, za którym stoi fundacja Życie i Rodzina Kai Godek.  Ma on całkowite poparcie Kościoła, którego biskupi „przypominając o konieczności bezwarunkowego szacunku należnego każdej istocie ludzkiej we wszystkich chwilach jej istnienia, (…) apelują o niezwłoczne podjęcie prac legislacyjnych nad projektem obywatelskim Zatrzymaj aborcję’.

Projekt pani Godek szybko znalazł akceptację posłów z PiS i został przekazany do komisji sprawiedliwości, gdzie również w błyskawicznym tempie został przyjęty. 21 marca miała się nim zająć komisja polityki społecznej i rodziny, jednak, ku wielkiemu oburzeniu pani Godek i Kościoła, jej posiedzenie zostało odwołane. Prawdopodobnie dopiero 11 kwietnia członkowie komisji się nim zajmą.

Trudno więc dziwić się, że polskie kobiety i tym razem nie odpuszczą. Kilka dni temu studenci protestowali przed siedzibą Kurii w Warszawie, a dzisiaj o godzinie 16 ruszy cała Polska. Pisarka Natalia Fiedorczuk-Cieślak, laureatka Paszportu „Polityki” wrzuciła do sieci zdjęcie swoich dzieci wraz z komentarzem – „Uwielbiam tę fotografię, bo pokazuje moje autentyczne emocje związane z dziećmi – szczęście, troskę, zainteresowanie, czystą radość. To są uczucia, które powinny towarzyszyć rodzicielstwu. Chcę pokazać, że #czarnyprotest leży w interesie wszystkich kobiet – bezdzietnych, matek, córek, babek i dziewczynek, które dopiero się urodzą. Prawo wyboru to również prawo do decyzji o świadomym macierzyństwie”.

Od kilku dni również Krystyna Janda wrzuca do sieci słowa poparcia dla protestu, a kolejna aktorka, Maja Ostaszewska napisała „musimy się zmobilizować. Odłóżmy na bok spory, różnice. Każda/każdy z nas ma prawo do swojego odrębnego światopoglądu. Ale teraz musimy być razem! Zmuszanie kobiet do utrzymywania ciąży nawet wówczas, kiedy badania prenatalne wykażą nieodwracalne zmiany płodu, brak szansy na przeżycie po urodzeniu, jest nieludzkie. Musimy mieć prawo wyboru. Te straszne zapisy będą prowadziły również do zaniechania wykonywania zaawansowanych, inwazyjnych badań prenatalnych często przecież ratujących zdrowie i życie dziecka. Weźmy przyjaciółki, mamy, siostry, córki i bądźmy tego dnia razem. Panowie na Was też liczymy. Razem mamy wielką siłę!” 

Patrząc na sondaże, wyraźnie widzimy, że 79% Polaków opowiada się za usunięciem ciąży, która jest wynikiem przestępstwa, 77% gdy zagraża życiu lub zdrowiu kobiety i 60% gdy płód jest nieodwracalnie upośledzony. Wzrasta też przyzwolenie na usuwanie ciąży z powodu trudnej sytuacji kobiety z 14% w marcu 2016 do 42% w marcu 2017.

Warto też przypomnieć, że mamy jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw o aborcji w Europie. Jednak, jak widać i taka wydaje się dla przeciwników aborcji zbyt liberalna.

Dzisiaj wszyscy spotykamy się na ulicach Polski. Dzisiaj kobiety nie walczą z poglądami w tej kwestii. Uznając prawo każdego do własnego zdania, zażądają, by nie narzucać im światopoglądu grupki Polaków, którzy chcą sami zdecydować, co kobietom w Polsce wolno, a co nie. Chcą mieć pełną kontrolę nad duszą i ciałem obywatelek Polski. Chcą układać życie w Polsce tylko podług swoich wizji.

Tamara Olszewska

Dodaj komentarz