Tag Archives: Piotr Schramm

PiS zamienia kartofle na buraki

Zwykły wpis

Można rzec, iż definicja układu się domknęła w układ zamknięty. Prokurator generalny z PiS wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego opanowanego przez PiS o uznanie, że prezydent z PiS miał prawo ułaskawić przestępców – ministrów PiS.

A więc wyrok Sądu Najwyższego został unieważniony, kto by się taką drobnostką przejmował. Jak powiedział prezes PiS, bój o Sąd Najwyższy też wygrają.

W międzyczasie ze stron prezydenckich z zakładki „Prawo łaski” zniknęła wykładnia, iż prawo łaski przysługuje „od prawomocnego wyroku sądu”. A Mariusz Kamiński miał wyrok nieprawomocny 3 lat do odsiadki. Zresztą sam utrzymywał, że nie interesuje go łaska, ale uniewinnienie.

Prezydent ma prerogatywą prawa łaski, ale nie ma prerogatywy zastępowania sądów i wydawania za nich wyroków, bo gdyby takie prawa posiadał, to faktycznie mógłby ułaskawić Kamińskiego przed skazaniem go. Ale i to zastosowane bezprawie przez Dudę wskazuje na logikę, iż uznał Kamińskiego za przestępcę. Prezydent się pogodził z tym, ze w rządzie PiS jest przestępca.

Prof. Marcin Matczak także próbuje rozgryźć logikę układu zamkniętego PiS i stwierdza, że według rozumowania PiS można dać rozwód narzeczonemu, gdyż istnieje domniemanie, że on, albo niedoszła żona zdradzą się nawzajem. I taka też jest moralność PiS, bo ta jest pochodną każdego bezprawia.

Zdefiniowana została też przez Trybunał Konstytucyjny inna prerogatywa prezydenta PiS. Ma prawo chronienia każdego przed wymiarem sprawiedliwości, co jest czymś zupełnie innym niż ochrona przed przed karą, której dotyczy prawo łaski.

Ta logika PiS jest w jedynym sobie rodzaju – krętacza i taka też będzie w stosunku do Sądu Najwyższego. Zasadność propagandy PiS celnie ujął prawnik Piotr Schramm: „Jeżeli z powodu rzekomej kradzieży kiełbasy przez jednego sędziego należy rozwalić cały Sąd Najwyższy – to z powodu rzeczywistej pedofilii w Kościele PiS powinien natychmiast zamknąć i zdelegalizować wszystkie Kościoły.”

Raport NIK udowadnia, iż nagrody „nam się należą” były większe. Ba, można w ciemno iść o zakład, że to tylko wierzchołek góry lodowej, pod spodem dojenie kasy państwa idzie pełną parą. A Mateusz Morawiecki twierdzi, że nagrody zostały przekazane na cele charytatywne.

Cały czas mamy do czynienia z krętactwem spod logo PiS. Na cele charytatywne można oddać własne pieniądze, albo oddać honorową rekompensatę. A PiS zostało złapane na gorącym uczynku, a gdy już politycy tej partii nie mieli wyjścia tylko półgębkiem się przyznali, ale nie do całej kwoty, którą podprowadzili z publicznego Sezamu. Przyznali się tylko do zawartości worka, który opozycja im przeszukała.

Dla mnie PiS definiuje się jeszcze inaczej, co podsunął mi nieszczęsny Morawiecki, mianowicie zapowiedział, że „w tym tygodniu zaprezentujemy z ministrem Ardanowskim nowe rozwiązania dla rolników”. Trzymając się estetyki partii Kaczyńskiego można ukuć taką oto metaforę: Morawiecki zaprezentuje „nowe rozwiązania”, zamieniając kartofle na buraki – a może odwrotnie.

Zdelegalizować Kościół. Rydzyk, Przyłębska, Duda, Kuchciński, Szydło – bohaterowie czasów pisowskich

Zwykły wpis

>>>

Jak co roku NIK weszła do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ministerstw i najważniejszych urzędów, by zbadać wykonanie budżetu. Tym razem szczegółowo zbadała też sprawę nagród. Powodem były głośne ustalenia posła PO Krzysztofa Brejzy, który w lutym poinformował, że w 2017 r. ministrowie w rządzie PiS dostali nagrody od 65 tys. do 82 tys. zł. Otrzymało je 12 ministrów o łącznej wysokości 592 tys. zł. To m.in. Anna Maria Anders, Maciej Wąsik i Rafał Bochenek. Dochodzi do tego 65 tys. zł nagrody dla ówczesnej premier Beaty Szydło.

Teraz jednak wychodzą na jaw nowe, szokujące informacje. Otóż beneficjentów nagród w KPRM było więcej, a łączna kwota wyższa, chociaż na pierwszy rzut oka stwierdzić się tego nie dało. O co chodzi? Otóż w 2017 r. w KPRM na nagrody dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe zaplanowano okrągły milion złotych, teoretycznie podobną kwotę, jak w 2016 r. Rzeczywiście, ostatecznie wydano 918 tys. Tyle, że w 2016 r. tylko jedna trzecia tej kwoty poszła na nagrody w KPRM, a reszta – dla osób zajmujących kierownicze stanowiska w ministerstwach, urzędach centralnych i wojewódzkich. Jak to rozumieć? „Rzeczpospolita” przytacza ustalenia NIK, według których w 2017 roku całą pulę zgarnęło … 17 osób z KPRM. – Za naszych rządów nagrody rzeczywiście były nagrodami, a tym razem stworzono ordynarny system drugich pensji – powiedział portalowi rp.pl poseł Brejza i ma na to twarde dowody, które wzmocnił dodatkowo raport NIK.

Kto zatem – skoro prawie milion zgarnęło te 17 osób – otrzymał jeszcze nagrody? „Rzeczpospolita” spytała o to Centrum Informacyjne Rządu, ale nie dostała odpowiedzi. CIR nie odpowiedział także na logicznie nasuwające się drugie pytanie – skoro z budżetu KPRM zapłacono tylko wąskiej elicie polityków związanych z PiS, z jakich środków sfinansowano nagrody dla pozostałych ministrów? Z odpowiedzi na interpelacje posła Brejzy wynika na przykład, że w Ministerstwa Rozwoju ówczesnemu wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu i wiceszefom tego resortu nagrody wypłacono … „ze środków własnych ministerstwa”. Mamy zatem do czynienia, jak mówi „Rzeczpospolitej” Krzysztof Brejza, z księgową sztuczką, by na nagrody wycisnąć jak najwięcej. – „Potrzebowali tak dużo pieniędzy, że obok oficjalnego funduszu nagród stworzyli kolejne, tym razem w budżetach ministerstw” wyjaśnia, i dodaje, że można mieć obawy obawy, nie odbyło sie to kosztem wydatków resortów na ich bieżącą działalność.

To jednak nie koniec kontrowersji. Na początku lipca portal tvn24.pl poinformował, że analiza dotycząca nagród znalazła się też w innym dokumencie autorstwa NIK – całościowej analizie wykonania budżetu państwa w 2017 r. Z zamieszczonej tam tabeli wynika, że w 2014 i 2015 r. na nagrody dla osób zajmujących kierownicze stanowiska poszło po 700 tys. zł. Jednak te pieniądze w zdecydowanej większości nie trafiły do kieszeni ministrów i wojewodów, ale szefów innych jednostek centralnych. W 2016 r. na nagrody dla VIP-ów wydano już 3,5 mln, z czego 1,2 mln popłynęło do ministerstw. W 2017 r. kwoty te wynosiły odpowiednio: 8,6 mln zł i 5,5 mln zł. W dokumencie NIK stwierdza, że „do części nagród istnieją pisemne uzasadnienia, a do części nie”, a „comiesięczna wypłata środków (..) może wskazywać, że świadczenie to nie miało charakteru nagrody, tylko było swoistym dodatkiem do wynagrodzenia zasadniczego”. Zarówno Krzysztof Brejza, jak i NIK zauważają to samo: 86,8 proc. z tych wydatków nie zostało sfinansowane z budżetu KPRM, lecz ze środków własnych dysponenta. Co to oznacza? Ministrowie sami wydawali decyzje o wypłacaniu sobie wcześniej przyznanych nagród?

NIK postuluje nowelizację ustawy przepisów o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Projekty zmian przepisów już w marcu wnieśli posłowie PO, a w kwietniu – Kukiz’15. Tyle, że oba trafiły do sejmowej zamrażarki.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie aż pięć miesięcy łamała sobie głowę nad tym jak wybrnąć z problemu jakiego przysporzył im toruński redemptorysta kłopotliwym „prezentem”, otrzymanym swego czasu od bezdomnego… Ostatecznie śledczy postanowili zakończyć sprawę darowizny dwóch samochodów i odmówili wszczęcia postępowania – ustalił dziennik.pl

„Czynności sprawdzające prowadzone w zakresie doprowadzenia w nieustalonym miejscu i czasie przez Fundację Lux Veritatis z siedzibą w Warszawie do narażenia na uszczuplenie, w nieustalonej wysokości należności publicznoprawnych przez nieujawnienie właściwemu organowi podstawy opodatkowania, czyli darowizny w postaci dwóch samochodów marki Volkswagen, zostały zakończone wystawieniem postanowienia o odmowie wszczęcia postępowania, wobec stwierdzenia, że czynu nie popełniono” – oświadczył prokurator Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Ponadto stwierdził, że w oparciu o zgromadzoną dokumentację śledczy doszli do wniosku, iż Fundacja Lux Veritatis, której prezesem jest ojciec Tadeusz Rydzyk, nigdy nie była beneficjentem darowizny w postaci dwóch aut VW.

„W związku z czym należało stwierdzić, iż w ogóle nie doszło do popełniania czynu będącego przedmiotem zawiadomienia” – wyjaśnił Łapczyński.

Do podobnych konkluzji doszła Izba Administracji Skarbowej w Warszawie: „Fundacja Lux Veritatis nie była stroną darowizny, w związku z czym nie powstał obowiązek podatkowy z tytułu podatku dochodowego od osób prawnych” – informuje portal i dodaje, że skarbówka jednak „nie drążyła tematu” i nie ustaliła, komu auta zostały faktycznie przekazane…

Tymczasem, dzięki śledczym warszawskiej Prokuratury Okręgowej dwa sprezentowane Volkswageny odnalazły się. Gdzie?

„Jak wynika z uzyskanej dokumentacji, jesienią 2003 r. ustalona osoba przekazała na rzecz Prowincji Warszawskiej Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela /czyli redemptorystów/ to jest kościelnej osoby prawnej, dwa samochody marki Volkswagen Golf” – oświadczył przedstawiciel prokuratury. Dodał jednak, że i w tej sytuacji śledczy nie doszukali się niczego złego i dlatego postanowili „zakończyć sprawę wystawieniem postanowienia o odmowie wszczęcia postępowania wobec braku znamion czynu zabronionego”.

Przypomniał również, iż „stosowanie do obowiązujących przepisów o stosunku państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej darowizny na rzecz kościelnych osób prawnych na cele kultowo-apostolskie są zwolnione od podatku”.

Mało tego Łapczyński dodał, że „podmioty te w określonych przypadkach nie mają również obowiązku prowadzenia dokumentacji wymaganej przez przepisy o zobowiązaniach podatkowych”.

Podsumowując stanowisko prokuratury w tej sprawie, Łapczyński stwierdził, że „nie doszło zatem do powstania obowiązku podatkowego rodzącego konieczność uiszczenia podatku od uzyskanej darowizny, a co za tym idzie do realizacji znamion czynu zabronionego będącego przedmiotem zawiadomienia”.

Przypomnijmy: Toruński redemptorysta T. Rydzyk oświadczył, że bezdomny Stanisław z Warszawy miał ufundować mu samochody za pieniądze wygrane w lotto, po czym zmarł. Tej trudnej do zaakceptowania legendzie nie dał wiary poseł i sekretarz Nowoczesnej Adam Szłapka. Wiosną tego roku złożył „zawiadomienie o podejrzeniu popełniania czynu noszącego znamiona korupcji”.

Marszałek mimo całodobowej ochrony i limuzyny, dodatków pobiera kasę na paliwo i taksówki. Pewnie mu się należy… I tak w 2017: – na paliwo wziął 4680 tys. zł – na taksówki 3170 tys. zł Rok wcześniej tylko na paliwo wziął prawie 8000 tys. zł.

Można?

W ubiegłym roku Sąd Najwyższy badał precedens, jakiego dokonał prezydent Andrzej Duda, kiedy to Mariusz Kamiński został przez niego ułaskawiony przed wydaniem prawomocnego wyroku. Prezydent przekonywał wówczas, że chce „uwolnić” wymiar sprawiedliwości od tej sprawy. Sąd Najwyższy orzekł natomiast, że nie można użyć prawa łaski przed uprawomocnieniem się wyroku. Politycy PiS oceniali tę decyzję jako niezgodną z prawem.

Trybunał Konstytucyjny właśnie przyznał im rację, uznając, że ułaskawienie powinno być jedną z przesłanek, która powoduje umorzenie procesu, a zatem można go dokonać również w jego trakcie.

Sprawę rozpatrywał – poza sędzią Leonem Kieresem, który złożył zdanie odrębne – skład złożony wyłącznie z sędziów wybranych przez PiS: przewodniczył sędzia Zbigniew Jędrzejewski, sprawozdawcą był Grzegorz Jędrejek, w składzie byli także Andrzej Zielonacki i Julia Przyłębska.

Gdy prezydent Duda ułaskawiał Kamińskiego i jego zastępcę w CBA Macieja Wąsika byli oni po wyroku pierwszej instancji. Dostali trzy i pół roku więzienia za to, że kierując CBA, m.in. nadużywali prowokacji i fałszowali dokumenty. Wszystko po to, by zdyskredytować ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera, szefa koalicyjnej Samoobrony.

https://twitter.com/jackislander/status/1019159467630518272

PiS przegrywa, lecz dalej chce rżnąć Unię Europejską

Zwykły wpis

Tak o najnowszych pomysłach PiS dotyczących zmian w ustawach o ustroju sądów powszechnych i o Sądzie Najwyższym mówi opozycja. Poseł PiS Marek Ast złożył w Sejmie projekt, który – w mniemaniu partii rządzącej – ma być „wyjściem naprzeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej i części opinii publicznej i części środowiska sędziowskiego, które krytykowały przyjęte w ustawie rozwiązania” – jak to określił Ast.

Na czym mają polegać te „ustępstwa”? Projekt PiS przewiduje m.in., że minister sprawiedliwości nie będzie mógł podjąć decyzji o odwołaniu prezesa lub wiceprezesa sądu bez opinii kolegium sądu oraz Krajowej Rady Sądownictwa. Zaproponowano też zrównanie wieku przechodzenia w stan spoczynku sędziów dla kobiet i mężczyzn do 65 lat.

Według byłego ministra sprawiedliwości Borysa Budki z PO, te zmiany PiS-u w ustawach o sądownictwie są próbą „zakamuflowania wielkiej porażki, która zdarzyła się w Brukseli”. – „Po raz kolejny okazało się, że premier Mateusz Morawiecki i jego słowa nic nie znaczą dla Komisji Europejskiej, bowiem „Biała księga” okazała się stekiem manipulacji, kłamstw i nieprawd. Tak naprawdę „Biała księga” miała pomóc w zastopowaniu procedury z art. 7, a nikt w UE nie da się nabrać na kolejne manipulacje ze strony polskiego rządu” – powiedział Budka.

Poseł PO zauważył, że obecna KRS jest ciałem niekonstytucyjnym. – „Opiniowanie czegokolwiek przez polityczną Radę, absolutnie będzie mijało się z celem, bowiem z góry wiadomo, jakie to będą opinie” – stwierdził Budka.

Podobnie o PiS-owskim projekcie wypowiedziała się szefowa klubu Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz. – „To absolutnie pozorowany ruch i mydlenie oczu Komisji Europejskiej. Politycy PiS chcieliby zwieść naszych partnerów z UE, że w Polsce są wprowadzane jakieś zmiany, które przywrócą niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości. Tak samo, jak chcieli zwieść naszych partnerów z UE, prezentując w Brukseli „Białą księgę kitów” – mówiła Gasiuk-Pihowicz.

Dodała, że 170 prezesów i wiceprezesów sądów w Polsce zostało już usuniętych. – „Rzeź prezesów polskich sądów i tak już została dokonana przez pana Zbigniewa Ziobrę. To jest naprawdę niewielka różnica, czy pan Zbigniew Ziobro będzie osobiście usuwał prezesów sądów, czy będzie musiał skorzystać z konsultacji upolitycznionej KRS, w której znajdują się ludzie, których wyróżnia to, że są z nim związani. To pudrowanie rzeczywistości” – podsumowała przewodnicząca klubu Nowoczesnej.

Mecenas Piotr Schramm odniósł się do dzisiejszej konferencji Marka Asta (PiS).

– Mam przyjemność zapowiedzieć kolejną inicjatywę ustawodawczą klubu parlamentarnego PiS. Inicjatywy dotyczy nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych i ustawy o SN. Główne założenia tych projektów wiążą się ze zmianą procedury odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych. Tutaj w projekcie będziemy wprowadzali dwustopniowy tryb konsultacyjny z udziałem kolegiów sądów oraz KRS, czyli bez opinii tych organów minister sprawiedliwości nie będzie mógł podjąć decyzji o odwołaniu prezesa bądź wiceprezesa sądu – poinformował Marek Ast na briefingu w Sejmie. Jak dodał:

„Druga istotna zmiana dotyczy przechodzenia w stan spoczynku sędziów sądów powszechnych. W tym wypadku wprowadzamy kompetencje dla prezydenta, który zastępuje w tych kompetencjach ministra sprawiedliwości, jeżeli chodzi o wyrażenie zgody na późniejsze przejście w stan spoczynku niż przewiduje to ustawa. Co niezwykle istotne, i to też inicjatywa pań poseł z naszego klubu, kwestia zrównania wieku przechodzenia w stan spoczynku dla sędziów do wieku 65 lat. Do tej pory ustawa przewidywała przejście w stan spoczynku pań sędziów w wieku 60. Oczywiście ustawa traktuje to jako uprawnienie. Jeżeli pani sędzia będzie chciała przejść w stan spoczynku w wieku 60 lat, będzie miała do tego prawo. To oczekiwanie pań naszego klubu jest zbieżne z oczekiwaniami KE, która zarzuciła ustawie niezgodność z przepisami UE, jeżeli chodzi o wiek emerytalny kobiet i mężczyzn”

– Jeżeli chodzi o całość proponowanych przepisów, również wypełnia oczekiwania części opinii publicznej i części środowiska sędziowskiego, która przyjęte w ustawie rozwiązania krytykowała. My oczywiście stoimy na stanowisku że dotychczasowe przepisy są zgodne z Konstytucją, ale z uwagi na te postulaty, które płynęły ze środowiska, przedstawiliśmy taką właśnie propozycję – stwierdził poseł PiS. Szczegóły zapisów mają być przedstawione, kiedy projekt wpłynie do laski marszałkowskiej.

Niestety, jest tak, że partie opozycyjne muszą prowadzić równoległą, wspierającą polskie sprawy politykę zagraniczną i ta obecność nasza nie jest przypadkowa. Eurodeputowani PO są wszędzie tam, gdzie być muszą. Bez wsparcia parlamentarzystów PiS-u, którzy pozycją Polski się nie interesują. Musimy brać sprawy w swoje ręce. Nie ma dobrego polskiego pomysłu na naszą obecność, na pilnowanie spraw i widzimy to bardzo wyraźnie. Widać to w Brukseli i w Warszawie. Nie mamy partnerów, jesteśmy coraz bardziej na marginesie, dlatego tak głośno mówimy o tym, że trzeba skoordynować działania, trzeba być bardziej ofensywnym, trzeba być bardziej obecnym, trzeba głośniej mówić po polsku, żeby ten polski głos był słyszany” – mówił na konferencji prasowej w Brukseli przewodniczący PO, Grzegorz Schetyna.

Wczoraj minister Czaputowicz mówił o tym, że silna Polska będzie tylko wtedy, kiedy będzie miała silną pozycję w Unii Europejskiej. Trudno się z takim stwierdzeniem nie zgodzić. Niestety, dzisiaj widać, że rząd PiS wyprowadził Polskę na kompletny margines. Przygrywają właściwie wszystkie najważniejsze batalie. Mówiliśmy o pracownikach delegowanych. W najczarniejszych snach nie podejrzewałbym, że można przegrać tę batalię tak wyraźnie. Zanosi się na bardzo zły budżet, powiązanie budżetu z praworządnością” – dodawał Rafał Trzaskowski.

– Po raz kolejny PiS próbuje w jakiś sposób zakamuflować tę wielką porażkę, która zdarzyła się w Brukseli. Po raz kolejny okazało się, że premier Morawiecki i jego słowa nic nie znaczą dla Komisji Europejskiej, bowiem tzw. biała księga okazała się stekiem manipulacji, kłamstw. Tak naprawdę biała księga miała pomóc w zastopowaniu procedury z artykułu 7, a nikt w Unii Europejskiej nie da się nabrać na kolejne manipulacje ze strony polskiego rządu. Tym razem poseł Ast próbuje sprawiać wrażenie, że PiS nagle będzie wycofywał się z tej demolki, którą stworzył w sądach powszechnych i w Sądzie Najwyższym. Nic bardziej błędnego – mówił na konferencji prasowej Borys Budka z PO.

– Dzisiaj wpłynęła do Trybunału opinia Prokuratora Generalnego, którym jest Zbigniew Ziobro, który to w swojej opinii uznał, że ustawa o IPN, która wyszła z resortu i została przygotowana przez Zbigniewa Ziobro, jest niekonstytucyjna. Mamy do czynienia z sytuacją absolutnie kuriozalną, niespotykaną w normalnych okolicznościach, że minister Ziobro przygotowuje ustawę, której broni jak lew, po czym ten sam Zbigniew Ziobro kilka tygodni później przygotowuje opinię, w której zarzuca samemu sobie niekonstytucyjność. Tak wygląda taka groteskowa rzeczywistość, którą przygotowało PiS i o której mówiliśmy dwa lata temu, kiedy dochodziło do połączenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego – dodawał Arkadiusz Myrcha z PO.

Michał Kuczyński pisze na crowdmedia, iż PiS dalej chce grać w ciuciubabkę z Unią Europejską.

Po blamażu “Białej księgi” w sprawie reform polskiego wymiaru sprawiedliwości, której treść spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem na unijnych salonach i pośród prawniczych ekspertów Komisji Europejskiej, rząd Prawa i Sprawiedliwości musiał znaleźć szybkie wyjście z sytuacji tak, by nie zaognić i tak już napiętej sytuacji w relacjach z UE. Na potrzeby polityki krajowej, przedwczoraj wysłany został komunikat o stanowczym odrzuceniu zarzutów z rekomendacji Komisji Europejskiej, które ta wskazała jako najbardziej kontrowersyjne elementy pisowskiego skoku na sądy, by dziś, ku sporemu zaskoczeniu wycofać się w 3 spornych kwestiach.

Założenia poselskiego projektu ustawy o zmianach w ustawie o ustroju sądów powszechnych i ustawie o Sądzie Najwyższym przedstawił na konferencji w Sejmie poseł Marek Ast.

Mam przyjemność zapowiedzieć kolejną inicjatywę ustawodawczą klubu parlamentarnego PiS. Inicjatywy dotyczy nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych i ustawy o SN. Główne założenia tych projektów wiążą się ze zmianą procedury odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych. Tutaj w projekcie będziemy wprowadzali dwustopniowy tryb konsultacyjny z udziałem kolegiów sądów oraz KRS, czyli bez opinii tych organów minister sprawiedliwości nie będzie mógł podjąć decyzji o odwołaniu prezesa bądź wiceprezesa sąduDruga istotna zmiana dotyczy przechodzenia w stan spoczynku sędziów sądów powszechnych. W tym wypadku wprowadzamy kompetencje dla prezydenta, który zastępuje w tych kompetencjach ministra sprawiedliwości, jeżeli chodzi o wyrażenie zgody na późniejsze przejście w stan spoczynku niż przewiduje to ustawa. Co niezwykle istotne, i to też inicjatywa pań poseł z naszego klubu, kwestia zrównania wieku przechodzenia w stan spoczynku dla sędziów do wieku 65 lat. Do tej pory ustawa przewidywała przejście w stan spoczynku pań sędziów w wieku 60. Oczywiście ustawa traktuje to jako uprawnienie. Jeżeli pani sędzia będzie chciała przejść w stan spoczynku w wieku 60 lat, będzie miała do tego prawo. To oczekiwanie pań naszego klubu jest zbieżne z oczekiwaniami KE, która zarzuciła ustawie niezgodność z przepisami UE, jeżeli chodzi o wiek emerytalny kobiet i mężczyzn – mówił poseł Prawa i Sprawiedliwości.

– Jeżeli chodzi o całość proponowanych przepisów, również wypełnia oczekiwania części opinii publicznej i części środowiska sędziowskiego, która przyjęte w ustawie rozwiązania krytykowała. My oczywiście stoimy na stanowisku że dotychczasowe przepisy są zgodne z Konstytucją, ale z uwagi na te postulaty, które płynęły ze środowiska, przedstawiliśmy taką właśnie propozycję – stwierdził Marek Ast. Szczegóły zapisów mają być przedstawione, kiedy projekt wpłynie do laski marszałkowskiej.

Pozornie wydawać się może zatem, że PiS postanowił się wycofać i ulec żądaniom Komisji Europejskiej. Prawda jest jednak dużo bardziej złożona. Owszem wycofano się z nieograniczonych uprawnień ministra Ziobry w sprawie powoływania i odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów, jednak warto zauważyć, że zrobiono to już po upływie półrocznego okresu, gdy jego uprawnienia nie były niczym ograniczone. Czystki w sądach się już dokonały i zaostrzenie w tym momencie procedury odwołania obecnych prezesów sądów to de facto zabetonowanie obecnych kierownictw tych instytucji. Dodatkowo, zwiększa się rolę Krajowej Rady Sądownictwa też akurat w tym momencie, gdy stała się ona atrapą KRS zapisanej w Konstytucji, z wyraźnie zaznaczoną pisowską większością członków.

Co do zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, owszem zrównano wiek emerytalny sędziów, przyznając jednocześnie kolejne uprawnienia prezydentowi. W dalszym ciągu pozostaje to więc rozwiązaniem naruszającym trójpodział władzy i niezależność władzy sądowniczej. PiS proponując ogłoszone zmiany, próbuje zastosować tę samą metodę, którą z powodzeniem stosuje wobec swoich wyborców w kraju. Zmiany w zasadzie kosmetyczne i pozorne przedstawia jako wielki gest dobrej woli i oczekuje, że “ciemny lud” kupi jego wykładnię, zamiast skupić się na szczegółach przepisu i skutkach do jakich doprowadzi. Dotychczas okazywało się, że unijni partnerzy nie są tak głupi i naiwni, jak chciałaby polska władza. Jak widać, obóz dobrej zmiany postanowił jeszcze raz to sprawdzić.

Wiceprzewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości Marek Ast (PiS) ogłosił właśnie dziennikarzom, że PiS – w geście dobrej woli wobec postulatów Komisji Europejskiej i środowiska sędziowskiego – wprowadzi zmiany do ustawy o ustroju sądów powszechnych. Nie pokazał projektu, opowiedział tylko o jego założeniach.

Minister, ale za zgodą
A założenia są takie, że minister sprawiedliwości nie będzie mógł ot tak odwoływać prezesów sądów, ale będzie musiał wcześniej zasięgnąć opinii kolegium danego sądu i Krajowej Rady Sądownictwa. To powrót do rozwiązania sprzed „dobrej zmiany”. Kolegium mogło się sprzeciwić odwołaniu prezesa, ale nie był to sprzeciw wiążący. Wiążący był natomiast sprzeciw KRS.

Tyle że powrót do rozwiązania, które kiedyś zabezpieczało niezależność sądów, po „reformie” PiS już nic nie zabezpiecza. Cóż z tego, że kolegium sądu się sprzeciwi, jeśli głos ostateczny będzie miała KRS obsadzona w całości przez PiS? Czy partyjnie nominowani do KRS sędziowie sprzeciwią się ministrowi, który najczęściej jest dobroczyńcą ich lub ich bliskich, bo awansował ich na funkcje kierownicze, i do KRS, co do niedawna było zaszczytem?

Poza tym minister Ziobro i tak już wymienił prezesów i wiceprezesów sądów na swoich. Może liczyć na ich lojalność i nie będzie miał powodu ich odwoływać. Wreszcie: nadal będzie mógł powołać na prezesa i wiceprezesa kogo zapragnie, bez czyichkolwiek zgód.

Prezydent zamiast ministra
Poseł Ast ogłosił też inną zmianę, która rzeczywiście odbiera kawałek władzy ministrowi-prokuratorowi generalnemu. Mianowicie zgodę na orzekanie po osiągnięciu przez sędziego wieku stanu spoczynku miałby wydawać już nie on, a prezydent. Z punktu widzenia sędziów i zasady odrębności i niezależności sądownictwa – to żadna różnica, bowiem i prezydent, i minister są przedstawicielami władzy wykonawczej.

Przed „dobrą zmianą” zgodę na przedłużenie orzekania przez sędziego wyrażała Krajowa Rada Sądownictwa, złożona z przedstawicieli władzy sądowniczej (sędziów wybranych przez sędziów), ustawodawczej (posłów i senatorów) i wykonawczej (minister sprawiedliwości i przedstawiciel prezydenta). Teraz w KRS nie ma już przedstawicieli sędziów – są sędziowie wskazani przez polityków. Więc nawet gdyby powrócono do wyrażania zgody przez KRS, nie będzie to już zabezpieczało niezależności sądów i niezawisłości sędziów.

Ta sytuacja pokazuje, gdzie zabrnęliśmy i jak niesłychanie trudno będzie kiedyś tę sytuację wyprostować. PiS przejął bowiem wszystkie instytucje i pozbawił je cech niezależności. Trzeba będzie albo „wyczyścić” te instytucje – co będzie niezgodne ze standardami państwa prawa – albo wymyślić jakieś nowe rozwiązania gwarantujące niezależność sądów i niezawisłość sędziów.

Odebrać broń KE
Ast zapowiedział też jeszcze jedną zmianę: powtórne zrównanie wieku stanu spoczynku sędziów kobiet i mężczyzn. Ale i to „ustępstwo” ma drugie dno. Dzięki niemu PiS udaremni planowaną przez Komisję Europejską skargę na pisowską „reformę” do Trybunału Sprawiedliwości. Skarga ta oparta jest waśnie na nierówności ze względu na płeć, której wprost zakazuje unijne prawo. W ten sposób PiS zamierza pozbyć się kłopotu, jakim byłoby badanie przez Trybunał polskich „reform” sądownictwa.