Gdyby Kaczyński wziął władzę w 1989 roku…

Z jednego systemu autorytarnego przeszlibyśmy w drugi i nikt nie miałby nawet świadomości, że może być inaczej.

Rano 13 grudnia zadzwoniło do mnie kilka osób, ot tak, by sprawdzić, czy działają telefony. Działały. Liczba utworów Chopina w radiu była w normie (36 lat temu szedł non stop, w celach patriotycznych). „Teleranka” nie było, ale z innych powodów niż niegdyś. Czołgów na ulicach nie dostrzegłam, ale może dlatego, że Macierewiczowi nie udało się ich wyprowadzić na ulice, bo ich po prostu nie ma lub nie działają. W stanie wojennym też sporo czołgów miało tylko tyle mocy, by gdzieś dojechać, a potem stały popsute, służąc za miejsce do wypisywania haseł. Nie było ich wiele, bo wszystkie krążyły wokół „Solidarności”, która miała zwyciężyć oraz orła, którego nie pokona wrona. (Ten) WRONa to była Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, powołana w nocy z 12 na 13 grudnia 1981.

W niedzielę 36 temu byłam pewna, że świat się definitywnie zawalił. I owszem, ale i odbudował się. Czy i teraz odbudujemy się po dewastacji rządów PiS? Czy tak krucha demokracja, po tylu ciosach, wstanie kiedyś na nogi? Ach, gdybyż tak Kaczyński wziął władzę w 1989 roku… Nie byłoby czego żałować. Z jednego systemu autorytarnego przeszlibyśmy w drugi i nikt nie miałby nawet świadomości, że może być inaczej. Oprócz emigrantów.

Nie sposób nie widzieć podobieństw tamtej rozpaczy do dzisiejszej. Jest i wiele innych analogii. Władze PRL mentalnie były zbliżone do tego, co reprezentuje sobą władza dzisiaj (i czego nawet Morawiecki nie zmieni): ciasne umysły, autorytaryzm połączony z populizmem, zerowe doświadczenie międzynarodowe (co najwyżej kontakty, dawniej z Moskwą, dzisiaj z papieżem), brak horyzontów i wyobraźni, jednokierunkowość działań nastawionych na utrzymanie władzy za wszelką cenę. Dawniej wszyscy byli pogrążeni z obdartej ze wszelkich idei, partyjności, dziś pogrążeni są w klerykalizmie obdartym z jakiejkolwiek wiary (czasem dostaję informację, że któryś katolicki ksiądz zachował się po chrześcijańsku, ale te informacje, raz – że są bardzo rzadkie, dwa – nie zawsze wiarygodne. O chrześcijańskim przedstawicielu władzy nie słyszałam nigdy). Niby nie mamy nad sobą ZSRR, ale i tak liczba wrogów wewnętrznych jest znacząco większa niż zewnętrznych, jak niegdyś. Nikt nas wtedy co prawda nie straszył uchodźcami, ale strach przed amerykańskim imperializmem, krzywdzącym nasze ziemniaki regularnymi zrzutami stonki, był całkiem realny.

To, że Kaczyński uwielbia retorykę Gomułki, to wiadomo, choć nie wiadomo, czy jest talentem samorodnym czy długo nad tym podobieństwem pracował. Macierewicz ma się natomiast nijak do Jaruzelskiego. Nie znosiłam generała, ale nie można było mu odmówić godności, rozsądku i (opacznie pojętej) troski o dobra wyższe niż własna władza. Tamten reżim miał znaczącą przewagę w jednym: działał prostolinijnie; jak zamykał do więzień czy internował, to z powodów politycznych. Dzięki czemu znacząca część z ofiar stanu wojennego ma dziś status poszkodowanych lub bohaterów.

Kaczyński nie był internowany i internować nie będzie. Odbierze swoim potencjalnym ofiarom całą zasługę bycia wrogiem autorytarnego reżimu. Będzie sadzał za drobne przestępstwa ekonomiczne, podatkowe, obyczajowe, będzie pobierał gigantyczne grzywny za korzystanie z wolności słowa, ale nikogo nie wsadzi do więzienia z powodów politycznych. Za Kaczyńskiego nie będzie innych bohaterów, prócz niego samego.

Ciemna noc stanu wojennego, gdzie nie działały żadne instytucje demokratyczne trwała nie więcej niż dwa lata. Siedem lat natomiast trwał marazm, zastój i beznadzieja w państwie, którego obywatele nie mogli wybić się na niezależność, tak głęboko tkwili w strukturach, które ufundowała im komunistyczna władza.

Historia – powiadają – powtarza się, tyle że raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Nam jednak daleko do farsy. Tylko rząd stara się sprostać jej wymaganiom.

koduj24.pl