

W niedzielę na murach warszawskich kościołów zawisną dziecięce buciki. W ten sposób zostaną upamiętnione ofiary księży pedofilów. Do akcji mogą włączać się inne miasta.
„Baby Shoes Remember” to akcja, która narodziła się w Irlandii. Wieszanie dziecięcych bucików na murach kościołów i kuriach ma przypominać o ofiarach księży pedofilów.
Chodzi w niej również o to, żeby duchowni musieli sami ściągnąć buciki z murów. Dlaczego? – To będzie symboliczne ukrywanie przemocy wobec dzieci w Kościele. Zdejmujący mają poczuć się osamotnieni. Mottem akcji jest: „Kiedy ci, którzy domagają się sprawiedliwości, łączą się, to ci, którzy chcą zaprzeczać, stają się wyizolowaną mniejszością” – mówi TOK FM jedna z organizatorek akcji w Polsce Nina SankarI z Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego.
USA. Pensylwania ujawnia gwałcicieli w sutannach. Na karę jest za późno
W Polsce o włączenie się do inicjatywy została poproszona broniąca ofiar pedofilii w polskim Kościele Fundacja „Nie lękajcie się”. Akcja jest organizowana w najbliższą niedzielę na całym świecie. Tego dnia papież Franciszek będzie w Dublinie na Światowym Spotkaniu Rodzin. Głowa Kościoła ma spotkać się z ofiarami pedofilii i modlić się za nie w dublińskiej katedrze.

Sabina Zalewska podtrzymuje decyzję o kandydowaniu na Rzecznika Praw Dziecka i odpiera zarzut plagiatu. Jej tłumaczenia kompromitują ją jeszcze bardziej.
>>>
Nie mam złudzeń…………


Wszystko przez fanfaronadę i głupie przechwałki na temat własnej roli w negocjacjach o przyjęcie Polski do Unii Europejskiej. Podczas konwencji wyborczej PiS, Morawiecki palnął w Sandomierzu: „Sam negocjowałem przystąpienie do Unii Europejskiej”. Nie tylko Internet odpowiedział mu nie szczędząc szyderstw… Leszek Miller napisał: „Nic Pan nie negocjował. Proszę choć poczekać do czasu, kiedy umrę”.
Z miejsca odezwały się też sondażownie. Z sondażu SW Research dla serwisu rp.pl. wynika, że Polacy do cna rozumu nie stracili i aż 54 proc. spośród nas, uważa, iż stwierdzenie premiera Mateusza Morawieckiego jest nieuprawnione. Tylko 14 proc. respondentów – choć nie wiadomo na jakiej podstawie – uważa, że miał prawo do takiej wypowiedzi.

Słowa premiera to zwykłe kłamstwo i przechwałka, bo pracował on w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej ledwie kilka miesięcy. I to jako zwykły urzędnik od papierologii. Pisaliśmy o tym powołując się na autorytety i świadków tamtej kariery Morawieckiego. Ulotnił się stamtąd do biznesu. Aż dziwne, że w obronę szefa rządu wziął m.in. minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz.

„Premier Mateusz Morawiecki doskonale wie, na czym polegają negocjacje z UE i swoją wypowiedzią w Sandomierzu chciał właśnie to wyrazić; natomiast oskarżanie go o to, że rzekomo przypisuje sobie nienależne zasługi w procesie akcesji Polski do UE jest absurdalne” – powiedział Faktowi Czaputowicz .
Jak komentują te opinię osoby znające ministra sprzed lat: „Kiedyś takich słów by nie wypowiedział. No. ale cóż, on ma pięć córek. Musi rodzinę utrzymać – opowiadają znajomi Czaputowicza sprzed lat i dodają, że nawet nie są na niego źli. No, samo życie – wzdychają – cytuje Fakt.
„Tyle że premier Morawiecki podczas wiecu naprawdę rzucił proste hasło. A hasło, jak wiemy, jest po to, aby ludzie je zapamiętali. Wiarygodność premiera jest żadna. I to każdy widzi” – powiedział dziennikowi szef sztabu wyborczego PSL poseł Piotr Zgorzelski. I dodał: „Taką samą miał wiarygodność, kiedy robił sobie zdjęcia w stodole, aby „chwycić” wyborców PSL i rolników. A przez całe lata był banksterem i bankierem, a nie żadnym negocjatorem”.

Opozycja drwi i zaciera ręce: „Cieszymy się, że Morawiecki jest twarzą kampanii PiS. Naprawdę. Bo jest tak niewiarygodny, że naprawdę nikt mu nie uwierzy” – skomentował słowa premiera szef sztabu wyborczego Platformy Tomasz Siemoniak.

Nieswojo poczuli się nawet PiS–owcy: „Moim zdaniem Mateuszek nie da rady. Nie ma takiego podejścia do wyborców, jakie miała Szydło” – ocenił członek władz Prawa i Sprawiedliwości.

Krystyna Pawłowicz zaapelowała do polskich do przedsiębiorców o postawianie na polskich pracowników:

„Polscy przedsiębiorcy! Patriotyzm gospodarczy to też wasz obowiązek! Zatrudniajcie przede wszystkim Polaków, a nie obcych niewolników za grosze. I GODNIE Polakom płaćcie. Nie róbcie ze swej Ojczyzny własnej biznesowej kolonii. Doceńcie pracę polskich rąk” – napisała na Twitterze PiS–owska funkcjonariuszka. Na odpowiedź długo nie czekała. Internauci zwrócili posłance uwagę na to, że swój apel kieruje do niewłaściwego adresata.

Ze swoim wnioskiem powinna się raczej udać do PiS-owskiego rządu, który swoimi działaniami ściąga do kraju coraz większe ilości pracowników z Ukrainy i innych krajów. „Przedsiębiorca, który Pani posłucha, straci przewagę na rynku, bo jego konkurent, który zatrudni tańszych Ukraińców lub innych z zagranicy, będzie miał niższe koszty” – napisał jeden z komentujących.

„A w tym wszystkim smaczki, jak chociażby Karta Polaka i wszechobecne zniżki. Sam takiej wyrobić nie mogę, bo jestem Polakiem… ot ironia” – zwrócił uwagę ktoś inny. „Złożyła już Pani tę interpelację, czy tylko akty strzeliste na TT?” – pytała internautka. „Niech Polakom obniżą podatki, wtedy Polacy będą więcej zarabiać. A takie apele to można sobie w buty wsadzić najwyżej” – dodawała kolejna osoba.

„Przecież to PiS dopłaca polskim przedsiębiorcom za każdego zatrudnionego Ukraińca! Czy Pani ma w ogóle świadomość co robi Pani partia?” – pytał inny komentujący.

„Mali przedsiębiorcy liczą każdy grosz, wielcy się nie patyczkują. Ukraińców pani spotka i na gospodarstwach rolnych na wsiach i w wielkich sieciowych restauracjach” – zwrócił uwagę internauta. „Mali liczą każdy grosz, bo koszty prowadzenia działalności są wysokie, duża biurokracja itp. Pis jakoś wydaję się tego nie zauważać… Ale z mojego doświadczenia wynika, że politycy są oderwani od rzeczywistości. Szkoda języka” – napisał pan Łukasz. To zaledwie kilka z kilkuset komentarzy pod postem Krystyny Pawłowicz. Trudno nawet znaleźć pozytywne komentarze broniące posłanki.

Na pierwszy rzut oka pomysł wydawał się atrakcyjny. Udało się znaleźć idealny przykład pod tezę, że Warszawa, podobnie jak Polska przed nastaniem dobrej zmiany, jest w ruinie i postanowiono z pełną parą ten przykład nagłośnić i wyeksponować. Sofia, stolica Bułgarii, z której aktywiści miejscy jeszcze niedawno gościli w polskiej stolicy, zachwycając się komunikacyjnymi rozwiązaniami, nagle ma się stać przykładem do naśladowania. Wszystko dlatego, że, jak tłumaczą pomagierzy Patryka Jakiego, w ciągu ostatnich trzech lat udało się tam zbudować więcej kilometrów metra niż w znacznie bogatszej Warszawie – czyli HGW jest do kitu, stolico Bułgarii bądź nam wzorem. W sam raz do wyborczego hasła kandydata PiS czyli “Nie mówcie, że się nie da”. Jak wspomniałem, plan wydawał się na tyle genialny, że postanowiono sfinansować zagraniczną wycieczkę kilku redaktorom spoza mediów prorządowych, by ten nadchodzący sukces dobrze rozgłosili. Coś jednak zdecydowanie poszło nie tak, a pomysłodawca tego eventu w stolicy Bułgarii może za niego słono zapłacić, bowiem pod koniec dnia widać już, że to pierwszy tak poważny i kompromitujący Patryka Jakiego fuckup jego kampanii wyborczej.
Po pierwsze, nie udało się wiceministrowi sprawiedliwości obalić narracji, że oto stawia Sofię, jako wzór do naśladowania dla Warszawy. Sieć od rana zalały zdjęcia rozwiązań komunikacyjnych i taboru z Bułgarii, przypominające obrazki z Warszawy sprzed 30 lat. Dumni Warszawiacy z pewnością w przeszłość cofać się nie chcą.
Po drugie, Patryk Jaki musiał zmierzyć się z lokalnymi aktywistami, wspieranymi na polskim internetowym podwórku przez stowarzyszenie Miasto jest nasze, którzy na bieżąco i bezlitośnie punktowali rzeczywiste koszty “wielkiego sukcesu Sofii”, podkreślając że budowa metra odbyła się kosztem innych rozwiązań, co pogorszyło dostęp do systemu transportu. Na dodatek rozmowa odbywała się w języku angielskim, co okazało się bardzo dużym problemem dla stojącego na co dzień pod blokiem wiceministra z Opola. Coś tam wydukał, pokiwał głową i westchnął ciężko na tego, kto go wkopał w ten event.
W ten oto sposób z wielkiego hitu został wielki kit, co nie uszło uwadze komentatorów, którym Jaki wycieczki nie ufundował.



Pora wracać pod blok na spotkania z warszawskim aktywem. I dalej obiecywać wszystko i wszystkim, na bezczela i traktując wyborców jak idiotów. W końcu do mediów głównego nurtu i tak bardziej niż bułgarska kompromitacja Jakiego przebije się taśma klejąca Trzaskowskiego i to, że to Komorowski bis. Aha, i zrobić dwa razy więcej tweetup’ów, by centrowi dziennikarze mogli się najeść i opić markowym alkoholem, by więcej było newsów, pokazujących obciachowość kandydata PO. To jest zdecydowanie bardziej opłacalne.

Waldemar Mystkowski pisze o Dudzie.

PiS-owi do zawłaszczania sądownictwa pozostała ostatnia instytucja – Sąd Najwyższy, gdy on zostanie zdobyty, kasta pisowskich prawników będzie strzegła bezprawia, nie pozwolą, aby PiS oddał komukolwiek władzę. Czy im się uda zamach na Sąd Najwyższy?
Krajowa Rada Sądownictwa z nominacji PiS dokonuje wyboru kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego. Odbywa się to w pośpiechu, kandydaci są wyjątkowo mierni, bo tylko tacy mogą być wierni.
Przed KRS protestowała dziesiątka aktywistów ze Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego UW i kilku członków Obywateli RP, mieli ze sobą transparent z napisem „Nie ma sprawiedliwości bez niezależności”. Przyznajmy, w tym haśle pobrzmiewa esencja demokracji, w rytm tego zdania winno bić serce społeczeństwa obywatelskiego.
Można zadać pytanie – ba, należy zadać to pytanie! – dlaczego tak niewielu jest świadomych wagi zdarzeń, które dokonują się na naszych oczach. Wszak po wyborze kandydatów i mianowaniu ich na sędziów Sądu Najwyższego Temidą będzie Jarosław Kaczyński, a nie bogini sprawiedliwości z zasłoniętymi oczami, czyli logo niezależności sądownictwa.
PiS spieszy się z proponowanymi kandydatami, a następnie z mianowaniem ich na sędziów Sądu Najwyższego, aby zdążyć przed wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który wypowie się, co do zgodności prawa unijnego z ustawą znoszącą Sąd Najwyższy w dotychczasowej konstytucyjnej postaci.
PiS załatwia sobie bezprawie poprzez fakty dokonane, aby stało się tak, iż orzeczenie TSUE miało dotyczyć instytucji, której już nie ma (Sądu Najwyższego w obecnym kształcie), aby wyrok stał się bezprzedmiotowy.
Wówczas egzekwowanie prawa unijnego, w gestii Komisji Europejskiej pozostanie tylko jedno narzędzie: nałożyć sankcje na Polskę rządzoną przez PiS.
Aby nie doszło do takich skrajnych sytuacji, do prezydenta Andrzeja Dudy apelują nasze największe organizacje sędziowskie i pozarządowe: „Przyłożenie ręki do tych nominacji oznaczać będzie początek faktycznego wyjścia z Unii Europejskiej”.
„Wciąż ma Pan ten wybór i to na Pana, a nie szeregowych polityków czy członków KRS, zwrócone są oczy całego świata”. Ogromna większość prawników i sędziów apeluje do Dudy, aby nie powoływał sędziów do Sądu Najwyższego.
Czy przebywający w Australii i Nowej Zelandii Andrzej Duda posłucha? Wszak tam spotkał się z rodakami, którzy witali go protestując w koszulkach z napisem Konstytucja.
Czy Duda nawróci się na prawo, na dobro Polski, na standardy demokratyczne i cywilizację zachodnią? Nadzieja umiera ostatnia, oby ta nadzieja nie była złudzeniem, bo Duda wydaje się być złudzeniem jako prezydent, a nadzieją, że jednak przypomni sobie, że powinien strzec konstytucji, jest warta funta kłaków.
Czyżbyśmy mieli prezydenta wartego funta kłaków? A może mniej.

Komorowski o nominacjach do SN: Rząd PiS-owski, prezydent Duda w moim przekonaniu niestety, przyczyniają się do marginalizacji Polski
– Decyzje prezydenta Dudy będą oznaczały, że albo Polska będzie istotnym elementem, wiarygodnym elementem rodziny europejskiej albo znajdzie się na marginesie. Niestety coraz bardziej rząd PiS-owski, prezydent Duda w moim przekonaniu niestety, przyczyniają się do marginalizacji Polski, do jej spychania na margines Unii Europejskiej – mówił Bronisław Komorowski w rozmowie z Justyną Pochanke w „Faktach po Faktach” TVN24.